Tłusta (Grassa) czy mądra (Dotta) ?

To dwa przydomki Bolonii. Zyskała je przed wiekami. Pierwszy – ze względu na apetyty bolończyków. Jak twierdził żyjący w XIX wieku poeta i powieściopisarz Ippolito Nievo  „W Bolonii je się więcej w ciągu roku niż w Wenecji w ciągu dwóch, w Rzymie trzech, w Turynie pięciu, a w Genui dwudziestu lat.”  Drugi –  ponieważ tu powstał jeden z najstarszych (w 1088 r.) europejskich uniwersytetów na którym studiowali m.in. wielcy ludzie pióra Petrarka oraz Dante, a także Polacy – Kopernik, Kadłubek, Kochanowski.

I do takiego słynnego miasta dotarłem w drodze nad Morze Tyrreńskie. Uniwersytetu nie odwiedziłem ze względu na przerwę wakacyjną. Musiałem więc ograniczyć się do sprawdzenia prawdziwości drugiego przydomku. Sklepów z żywnością jest tu bez liku. Z wystaw kuszą wspaniałe mortadele z Modeny o średnicy chyba dochodzącej do metra (proszę nie uściślać – to klasyczna dziennikarska lekka przesada), parmeńskie szynki Culatello di  Zibello dojrzewające aż 14 miesięcy czy bardziej znane w świecie Prosciuto di Parma, Coppa Piacentina czyli salceson z Piacenzy lub prezentowane już na blogu Zampone  tj. faszerowane nóżki wieprzowe. Obok tych wędlin wabi wzrok smakosza najlepszy w świecie ocet balsamiczny z Modeny no i oczywiście Parmigiano Reggiano.

Zatrzymaliśmy się w Hotelu Palace przy Via Monte Grappa  w samym sercu starej Bolonii. Na pytanie o adres restauracji z tradycyjnymi bolońskimi daniami polecono nam  mieszczący się parę przecznic dalej  „Petroniano Club”. Tam więc wylądowaliśmy gdy tylko zaczął zapadać zmrok. Ponieważ chwilowo gości było niewielu mogliśmy uciąć sobie pogawędkę z szefem lokalu, który po wypytaniu skąd dotarliśmy do Bolonii i czemu interesujemy się miejscową kuchnią wygłosił  wykład (maniera – Bolonia Dotta) na temat spaghetti alla ragu fałszywie nazywanego alla bolognese.  I w ten sposób do naszej obfitej listy dań nieistniejących w miejscu rzekomych narodzin (fasolka po bretońsku, śledź po japońsku, jajko po wiedeńsku) dołączył ten rodzaj spaghetti.

Pyszne? Pyszne!

Według naszego rozmówcy bolońska kuchnia specjalizuje się w primi piatti a w tym szczególnie w ravioli. Mistrzostwo tutejsi kucharze osiągnęli w robieniu  tych małych pierożków z farszem z pieczonego mięsa z parmezanem, miękiszu chleba z jajkiem, szpinaku lub buraków też z parmezanem.
Zamówiliśmy więc cały wybór ravioli a do tego oczywiście wino. Ale nie z Emilii-Romanii tylko z bardzo odległego miejsca bo aż z Sycyli. Nasz cicerone po tutejszej kuchni powiedział kategorycznie, że tylko Nero  d’Avola podkreśli właściwie wszelkie zalety jego ravioli. I chyba była to prawda. Kolacja była wspaniała. A spośród pięciu rodzajów pierożków zdecydowanie najbardziej przypadły nam do gustu te z serem i truflami.

Tiramisu na deser łakomczucha stawia na nogi

Po kolacji jeszcze zdołaliśmy obejrzeć spory kawał centro storico, podziwiając zwłaszcza dwie stare wieże stojące obok siebie, które pozostały z dwustu tego typu budowli wyróżniających średniowieczną Bolonię spośród innych włoskich miast.

Następnego dnia pędziliśmy dalej na południe mijając Florencję, Rzym, Neapol, by zakończyć podróż w Paestum.

A to już krajobraz Kampanii