Na ratunek!
Fico d’India czyli pyszny owoc kaktusa to smakołyk z południowych Włoch
Kto, komu i po co? My – ludzie, zwierzętom i roślinom, by spowolnić (jeśli nie ocalić) znikanie różnych gatunków żyjących od tysięcy czy choćby setek lat na ziemi.
Z tego wstępu jasno wynika, że dzisiejszy – jak mawiał wielki Melchior Wańkowicz – smrodek dydaktyczny dotyczyć będzie Slow Foodu. A natchnęła mnie tą myślą lektura wspaniałej książki Eleny Kostioukovitch zatytułowana „Sekrety włoskiej kuchni”. Nie jest to zwykła książka kulinarna. Nie ma w niej żadnych receptur. Są za to piękne opowieści o poszczególnych regionach Italii, ich specjałach i smakach, wreszcie o zjawiskach i problemach dotyczących sfer życia społecznego, kulturalnego a nawet politycznego. I wszystko w kontekście kulinarnym. Dokładniejszą recenzję książki zostawiam na później. Dziś chcę omówić tylko jeden jej rozdział. Właśnie dotyczący Slow Food.
Jak wiadomo organizację tę wymyślił Włoch. W 1986 roku Folco Portinari napisał manifest, który zainspirował członków Stowarzyszenia Agricola do powołania nowego ruchu początkowo tylko w opozycji do działalności rozprzestrzeniających się lawinowo fast foodów – i to tłumaczy nazwę organizacji – a potem zajmującego się także ratowaniem czegoś, co znikając z naszego życia zubaża je. Dotyczy to zarówno tradycji kulinarnych, regionalnych obyczajów oraz przepisów, a także roślin, zwierząt, metod upraw, technik gotowania. Hasłem głównym Slow Food jest bioróżnorodność. Łatwo przy tym zrozumieć, że jeśli jakakolwiek kombinacja genetyczna czyli np. owoc, ryba, ssak zniknie z powierzchni globu, to odzyskanie jej nie będzie już możliwe.
Uprawa oliwek i tłoczenie oliwy też jest jednym z tematów Slow Food
Minęło zaledwie ćwierć wieku a organizacja wymyślona przez Portinariego wspomaganego m.in. przez Carlo Pertiniego i Gigi Padovaniego rozprzestrzeniła się po świecie zdobywając wielu zagorzałych zwolenników. Są też widoczne ślady działalności Slow Foodu w dziedzinie ratowania życia na ziemi. Jako, że wszystko zaczęło się we Włoszech to i przykłady, które przytoczę będą stamtąd. Zwłaszcza, że mogę skorzystać książki Eleny Kostioukovitch.
Przed 20 laty zauważono, że w Wenecji Euganejskiej znika rasa krów burlina. Wymagały one bowiem więcej trudu hodowców i przynosiły mniej zysków niż inne rasy nadające się do tzw. hodowli intensywnej. Ale zniknięcie krów burlina pociągało za sobą likwidację produkcji sera Morlacco del Grappa, który robi się wyłącznie z ich mleka. A to już była kwestia poważniejsza, bo ser ów był słynnym produktem regionalnym i nie tylko mieszkańcy Wenecji Euganejskiej nie wyobrażali sobie życia bez niego. Na szczęście w okolicach Treviso, Vincenzy i Werony ocalało kilkanaście sztuk tych zwierząt. Dzięki wrzawie podniesionej przez Slow Food i opracowanemu programowi ratowania rasy i krowy burlina, i ser Morlacco del Grappa mają się dziś dobrze.
Podobnie było ze świnkami rasy cinta senese czyli pasiastymi ze Sieny. W 2000 roku tych pięknych, czarnych świń toskańskich, charakteryzujących się białoróżowym pasem dzielącym je w połowie w poprzek, było zaledwie kilkaset. Dziś, te odporne na choroby i charakteryzujące się doskonałym mięsem zwierzaki znów wróciły do łask hodowców.
Koło wybrzeża Sorrento pływa sobie w morzu prążkowana na żółto sympatyczna krewetka z Crapolli. Nadmierna zachłanność rybaków (lub raczej smakoszy) spowodowała przetrzebienie tych skorupiaków grożące ich wyginięciem. Wprowadzono więc przepisy ograniczające połowy.
Na Sycylii dzięki organizacji ze ślimakiem w herbie ocalono czarną soczewicę z Enny. I był to doprawdy ostatni moment. Rolnicy z miejscowości Leonforte zmobilizowani dzięki kampanii prasowej Slow Foodu zebrali w całej okolicy zaledwie 800 gramów nasion tej soczewicy. To wystarczyło, by roślinę odrodzić.
Podobne działania prowadzone są niemal na całym świecie. I nie tylko takie. O innych opowiem przy innej okazji. A jutro wracam na szlaki urlopowe.
Komentarze
Zanikanie bioróżnorodności to jedno. Na codzień obserwuję zanikanie umiejętności gotowania wśród moich młodszych koleżanek z pracy. Kiedy raz usłyszały że na Wigilię machnęłam ponad setkę pierogów z kapustą i grzybami popatrzyły na mnie jak na wariatkę – one pierogi zamawiają w sklepie i odgrzewają w mikrofali…
Takie czasy…
Wczoraj nie miałam czasu tu zajrzeć, więc dopiero dziś składam najlepsze życzenia Plackowi. Wszystkiego najlepszego !
Wczoraj przed południem wybraliśmy się na grzyby. Niestety, spragnionych grzybiarzy było wielu, ale zebraliśmy co nieco koźlarzy. Starczyło na kolację dla dwóch osób. Ale dziś mam dostać trochę grzybów z lasów nad Wartą. Gdzie Warta, a gdzie Bałtyk…A jednak..Koleżanka była tam na dorocznym spływie kajakowym. Na jakimś postoju towarzystwo zaszło do lasu nad rzeką , a że miejsce było odludne, to i grzybów nazbierali sporo. Dziś wracają już do domu, więc grzyby wytrzymają i dostanę trochę. Przeznaczę je na suszenie, bo zapasy całkowicie wyczerpane.
Ewo, wspominałaś niedawno o kiszeniu ogórków. Czy zawsze Ci się te ogórki udają ? Z moimi jest różnie. Nieraz sa bardzo dobre, nieraz nieudane. A te sklepowe zupełnie mi nie smakują, nadają się najwyżej do zupy. Jeśli ktoś ma wypróbowane i niezawodne sposoby na kiszenia ogórków, nich podzieli się nimi , bo już czas zrobić małe zapasy.
Dobrze, że są ludzie, którzy chcą ocalić stare odmiany drzew owocowych, zwierząt hodowlanych i kuchni regionalnych. Być może na szczeblu wielkiej ogólności chodzi o pulę genetyczną, ale na poziomie pojedynczego hodowcy albo konsumenta chodzi o zachowanie pewnych tradycyjnych smaków i potrzeb ludzkich. Te tradycyjne uprawy czy hodowla są mniej pewne i mniej konkurencyjne, nie nadają się do masowej, tak potrzebnej produkcji żywności i obrotu wielkotowarowego (np. doskonały pomidor malinowy nie wytrzymuje dalszego transportu ani przechowywania) mają z to wielkie walory smakowe. Dobrze, żeby można je było hodować w małej skali, na działkach, w małych gospodarstwach – odpowiednio wyższe ceny obrotu z pewnością wyrównają mniejszą plenność tradycyjnych odmian. Bo co tu mówić – szynka z duńskiej, nowoczesnej, nie otłuszczonej świni nigdy nie dorówna smakowo z łaciatych, kłapouchych świnek lokalnych (u których słonina na 4 palc)
Plackowi spóźnione,ale serdeczne życzenia dalszych,udanych jubileuszy :
60-tka wiadomo wspaniała,
70-tka na pewno będzie niezapomniana,
80-tka z całą pewnością huczna,
90-tka niewatpliwie radosna,
a z okazji Twoich setnych urodzinych zapewne zrobimy zjazd w Toronto 😀
Krystyno – w lasach około wyszkowskich grzybów,jak na lekarstwo.
U nas na działce,tuż pod samym lasem, za domkiem ogrodnika znaleźliśmy w niedzielny poranek dwa wtulone w siebie koźlaki,
robaczywe obydwa 🙁
Ale dlaczego nie ma kurek,tego nie wiem ?
Ksiazka bardzo ciekawa ze wstepem Umberto Eco – zreszta tez bardzo ciekawym. Autorka nie jest rdzenna Wloszka wiec slowa uznania za gruba ksiazke praktycznie bez ilustracji.
Szkoda, ze w ksiazce nie ma dla ludzi zainteresowanych kuchnia pewnych „kulinarnych smaczkow” ale i tak ksiazka jest warta przeczytania i to kilkukrotnie.
Pyra: pod Bydgoszcza mam firme Rolmies. Sam szef choduje swinie (zlotnickie pstre). Hoduje ekologicznie oczywiscie. Nie chce sie podniecac ale to mieso pachnie kwiatami a goscie na grilli chcieli mi je zjesc na surowo. S
Krystyno,
Niestety nie mogę powiedzieć że ogórki zawsze mi wychodzą.
Stosujemy zalewę z „Kuchni Polskiej”: (sół kamienna) do tego standardowo czosnek, chrzan, koper. Przepraszam, ale nie pamiętam proporcji. Moja mama zawsze dodaje liście czarnej porzeczki, Witek liście winogron. Słyszałam że niektórzy dodają liście dębu. Na razie ogórki wyglądają nieźle. Mam nadzieję że równie dobrze będą smakować.
Gdzie, w jakiej szkółce, można kupić tradycyjną papierówkę?
Sofar,
wpisz w googla „papierówka+szkółka”, a pojawią się adresy sklepów.
Tu pierwszy lepszy
Papierówka = Oliwka Inflancka, Oliwka Żółta, Biały Nalew, Weisser Klarapfel
Moda na stare odmiany jabłoni
Kolorowe swinki.
Jak Prusy zajely 1866 Poludniowy Schleswig, zamieszkali tam Dunczycy zaczeli stawiac, na znak protestu, w ogrodkach przed domami dunskie flagi. Przypominam, ze to tez kombinacja bialo czerwona. Po jakims czasie pruskiej wladzy to poszlo na nerwy i zakazali miec takie flagi. Wtedy ktos przypomnial sobie o rodzimej rasie czerwono bialych swin. I od tego czasu przed domami dunskimi trzymane byly takie swinie. Tej rasie wiedzie sie dzisiaj dosc dobrze i nie grozi nam jej zanik. Znana jest dzisiaj jako dunska swinia protestowa.
Zycze wszystkim nam milego tygodnia,
pepegor
W ogrodzie mojego dzieciństwa rosły obok siebie dwie poniemieckie jabłonie: niewielka papierówka i ogromny, rozłożysty Grafsztynek Prawdziwy czyli Gravensteiner – najsmaczniejsze jabłko świata, nigdy nie jadłam latem lepszych jabłek.
„Skórka cienka, błyszcząca, jasnożółta z prążkowanym rumieńcem, po przechowaniu bardzo tłusta. Miąższ żółtawobiały, luźny, bardzo soczysty, słodko-winny, aromatyczny, bardzo smaczny. Owoce dojrzewają na początku września, przechowują się do grudnia.”
Najlepsze były prosto z drzewa. Pewnej jesieni zjadłam ich bardzo dużo, bo potrzebne mi były pestki na naszyjnik. Pestki nizało się na nitkę i lakierowało pokostem 😉 Naszyjnik wyszedł bardzo długi.
Mam swój, prywatny ranking starych odmian – po pierwsze landsberska i kronselka, po drugie – nieprzejrzała papierówka, po trzecie szara reneta
Znajomi maja tę żółtą oliwkę. Podobna do papierówki, ale to jednak nie to samo. Inni znajomi mają piękną starą papierówkę. Myślicie, że w domowych warunkach da się wychodować sadzonkę z nasiona?
Sofar – ta pepina inflandzka ( bo tak o ile pamiętam nazywa się papierówka)
jest szczepiona na podkładce antonówki : więc kolejność byłaby taka – roczny pęd antonówki (można kupić) przeszczepiony zrazem z papierówki „prawdziwej” od znajomego. Po dwóch sezonach drzewko rośnie.
A ja zajadam zolte mirabelki. Nadgryzam, sprawdzam zawartosc i spozywam. Nie udaje sie zawsze, bo przed chwila polknalem chyba mieszkanca, a reszte wyrzucilem. Nie ta kolejnosc. Ciekawe, ze zjadam z tego drzewka od lat i zawsze bylem zdania, ze tam niema robactwa. Dopieru wnuczka zaczela otwierac i prosze. Moze to tylko w tym roku tak jest? Miejmy nadzieje!
To jest dobry pomysł, zaszczepić 😎
Z pestki może wyrosnąć drzewko, ale zaowocuje po 4-9 latach i dopiero wtedy będziesz wiedział, co wyrosło 🙄
Pyra, nemo – dziękuję.
Pepegor,
ten robaczek to już przetrawiona i lepiej przyswajalna mirabelka 😉
Byłam w drogerii, a tam pełno turystów kupujących magnez. Moja kondycja chyba też tylko dzięki codziennej dawceplus trening nie dopuściła do zakwasów po tym forsownym weekendzie 🙄
Parasolek ze szlaczkiem w złotą pięciolinię z nutkami NIE MA 🙁
dawce plus 😉
Ja od kilku lat uprawiam swój mały osobisty „slow food” i walczę o zachowanie rodzinnych przepisów i receptur, które moja Mama odziedziczyła od mojej Babci, a ta nauczyła się ich od swojej mamy itd.
I tak kilka dni temu pierwszy raz zamknęłam ogórki w słoikach. Na litrowy słoik kilka gałązek kopru, 8 ząbków czosnku i kawalek chrzanu (ok 2cm). Ogórki zalałam letnią, osoloną wodą (łyżka soli na 1l wody). Słoiki zamkęły się pięknie i na razie wyglądają ładnie.
A jeśli chodzi o grzyby, to w miniony weekend pływalismy z przyjaciółmi po Czarnej Nidzie i na uroczej polance znalazłam sporo maślaków. Jednak wszystkie okazały się robaczywe 🙁 Za dużo chyba deszczy.
Sofar,
możesz kupić gotową sadzonkę papierówki np. w Niemczech (Weisser Klarapfel). Przy zakupie sadzonek jabłoni należy zwracać uwagę czy hodowane są z nasion (owoce po 8-9 latach) czy pochodzą z uszlachetnionych podkładów. Papierówka szczepiona jest przeważnie na MM106, średnio szybko rosnącej i odpornej na bawełnicę korówkę przywleczoną z Ameryki.
Moje kiszone ogórki ostatniego roku wyszły bardzo dobre, ale kilka słoików było chyba nieszczelnych, w tych ogórki zrobiły się całkiem miękkie, do wyrzucenia 🙄
W słoju na dnie układam liść czarnej porzeczki i upycham ogórków, ile się da. Dodaję gałązkę kopru z nasionami, kawałeczek chrzanu, dwa ząbki czosnku, na wierz znowu liść – czarnej porzeczki, dębu lub winogronowy (do wyboru), zalewam roztworem 40 g (kopiasta łyżka) soli kamiennej na litr wody, czasem przegotowanej, czasem zimnej z kranu, różnicy nie wyczułam, ale tutejsza woda ma walory źródlanej.
W tym roku nie zakisiłam jeszcze żadnych, bo ogórki ciągle są zbyt małe lub już zbyt wielkie, jakoś przegapiam odpowiedni moment zbioru 🙄
Dziś nie gotuję obiadu, Osobisty wybył służbowo, a ja będę żyć kawiorem. Bakłażanowym 😉
Pepegor- też zebrałam dwie garście własnych mirabelek.
Nie były robaczywe,ale kwaśne.Sypnęlam je do duszonej wołowiny
i po wyrzuceniu pestek sos zmiksowałam i posłodziłam.
Całkiem nieźle smakowało 🙂 Wyszło mi zatem lotaryńsko-alzackie
danie,bo jak wieść niesie,w tamtejszej kuchni mirabelki wszechobecne !
A u mnie w studni zawisło na sznurkach pięć pięciolitrowych butelek a w nich ogórki zalane wodą z liściami wiśni porzeczki, chrzanem … Ogórki od chłopa ze wsi na naturalnym nawozie. On nawet nie wie , że są ekologiczne…
Co ja wam bedę opowiadał. Po dwóch miesiącach najlepsze ogórki kwaszone na świecie. Przez płot proszę nie przeskakiwać. Bedę szczelał z łuku !
Misiu,
jak wyławiasz ogórki z butli?
Proszę o poradę – wiadomo, że z dyniowatych tylko cukinia i ogórki u Pyr w poważaniu. Mam jednak ofiarowanego mi przez Teściową Ryby wielkiego kabaczka. Mam też ryż i mielone. I co teraz? Czy mam metodą budowania tunelu drążyć, a potem napychać środek, czy przekroić wzdłuż na pół?
Pyro,
najprościej jest przekroić wzdłuż, wyżłobić część z nasionkami, napełnić, umieścić w natłuszczonej formie, podlać lekko rosołem lub wodą i zapiekać. Jeśli skóra jest gruba i twarda – obrać. Tak robiło i robi się w mojej rodzinie w Polsce. Ja czekam, aż moje kabaczki będą odpowiednio duże.
W takim przepołowionym można umieścić więcej nadzienia
Pyro- jeśli kabaczek jest wielgachny to może najłatwiej będzie
przygotowac go tak :
http://www.mojegotowanie.pl/przepisy/obiady/kabaczek_faszerowany_miesem_i_pieczarkami
Nemo – tak zrobię. Boję się jednak, że na wierzchu będzie spieczone mięso z suchym ryżem.
Moja sąsiadka kroi duże obrane cukinie na plastry grubości 3-4 cm, usuwa komorę nasienną, kładzie je płasko (otworem do góry) w naczyniu do zapiekania lub natłuszczonej blasze, nadziewa i zapieka. Takie porcje ładnie wyglądają, bardziej elegancko 😉 jednakowoż sok z nadzienia nie wsiąka w cukinię, czego w przypadku mięsnego nadzienia jest trochę szkoda 🙄
Pyro,
jeśli podlejesz rosołem i będziesz dusić w niezbyt wysokiej temperaturze, to nie ma obawy. Para wytworzona podczas zapiekania zapobiega wyschnięciu. Można też od razu zapiekać w sosie np. pomidorowym. Albo naczynie przykryć pokrywką lub (szczelnie) folią aluminiową. Zapiekanie nie trwa długo, jak kabaczek jest miękki – gotowe.
O, właśnie, Danuśka podała podobny sposób 🙂
Pyro, możesz zaufać 😎
Nikt chyba jeszcze nie powitał nowych przybyszów. Witajcie więc Sofar i Chesel, siadajcie przy naszym stole i wzbogacajcie go swymi opowieściami oraz pytaniami.
Wróciłam dziś w nocy, weekend był bardzo miły. Mazury piękne, chociaż pogoda zmienna z przelotnymi deszczami i burzami. Odpoczęłam i dawno tak nie uśmiałam bo graliśmy w kalambury. Pokazywanie na migi rożnych haseł czasem łatwych „zima wojna” a czasem trudnych jak „poliester”, „Bolek i Lolek” i o dziwo „kameleon” wzbudzało w widzach wiele radości i dało sporo beztroskiej zabawy.
Placku, spóźnione, ale BARDZO SERDECZNE życzenia urodzinowe. Sto lat! Zachowania tego poczucia humoru i pogody ducha.
Małgosiu- cieszę się,że nareszcie trochę odpoczęłaś 🙂
Serdecznie dziękuję Gospodarzowi za to miłe powitanie.
Postaram się zasiadać do stołu z czystymi rękoma i swoim zachowaniem nie gorszyć Współbiesiadników 🙂
O „Gotuj się!” dowiedziałam się niedawno, ale od tego czasu zaglądam codziennie ukradkiem w pracy.
Pro Specie Rara. Wspominałam tu już kilka razy o helweckiej organizacji zasłużonej w ratowaniu starych ras zwierząt i odmian roślin. Dzięki ich staraniom nie ginie wiedza i materiał genetyczny. Sama uprawiam m.in. odmianę pomidorów Baselbieter Roeteli, a znajomy hoduje takie świnki Kiedyś pokazywałam pieczenie prosiaka przy okazji odkrzaczania hali alpejskiej. To była właśnie taka wełnista świnka.
Coś nie wyszło z tą świnką
To są świnie produkujące wspaniały boczek, ale w czasach zapotrzebowania na wielkie szynki były zagrożone wyginięciem. Jak się okazuje, rasa ta nadaje się doskonale do pielęgnacji krajobrazu i np. upraw choinek, bo chętnie wyżera pnącza dzikich jeżyn, pokrzywy i inne chaszcze. Na dodatek ma łagodny charakter, jest odporna na stres i może być trzymana na wolnym powietrzu i na stromych zboczach 😉
Na Węgrzech trwają również starania dla zachowania tej rasy świń, ale o sierści rudej lub blond, zwanej tam Mangalica. Tak więc rządy różnych krajów dostrzegają powoli zagrożenie ze strony monokultur nie tylko zubażających nasze menu, ale i zwiększających niebezpieczeństwo utraty materiału genetycznego o niepowtarzalnych cechach, odpornego na wiele chorób i dostosowanego do naszego klimatu przez całe pokolenia…
Dziękuję za informacje na temat ogórków kiszonych. Niby też tak robię, ale efekty sa różne. W zasadzie większość jest dobra, ale złości mnie, gdy muszę wyrzucać zawartość słoika.
Nemo przypomniała przedwojenne papierówki. U nas też takie były. Pozostałości jednej jeszcze istnieją, a moja siostra broni jej przed wycięciem. Rośnie na uboczu, nikomu nie przeszkadza i co dwa lata ma tyle owoców, że wystarczy na bieżące potrzeby. Dawne drzewa owocowe były użyteczne dla dzieci, bo można było się po nich doskonale wspinać. A zerwanie jabłka z samego czubka to dopiero była satysfakcja.
Jejku, jakie włochate świńtuchy 😯 Czy to futro też się utylizuje?
Aha, spóźnione, niemniej najszczersze najlepsze dla Placka 😀
Placku,dużo zdrówka dla Ciebie.
Niedawno widzialam spore fragmenty filmu Food Inc., dokument pokazujacy kulisy naszego amerykanskiego przemyslu spozywczego.
Myslalam podczas tego filmu o Gotuj sie! Slow Food i wielu ludziach, dzieki ktorym moze moze ten proces kontrolowania naszego jedzenia przez korporacje da sie ograniczyc glownie przez swiadomosc, wiedze i wybory.
Tu z polskiej recenzji filmu:
„Film jest niczym terapia szokowa ? pokazuje brutalną prawdę o tym, co trafia na nasze stoły. Reżyser podkreśla, że nie chodzi o straszenie ludzi, ale o ich uświadomienie. Dlatego też pokazane są możliwości rozwiązania problemu. Pierwszy krok należy do konsumentów ? to oni mogą najwięcej zmienić”
Zerwałam pierwszego kabaczkam Ma prawie 50 cm długości i średnicę ca 8 cm. Kształtem przypomina bumerang, ale nie będę nim rzucać. Skórka jest delikatna, paznokieć wchodzi bez trudu, przyrządzę bez obierania 😎
Czy futro z wełnistych świnek jest do czegoś użytkowane? Nie mam pojęcia. Kędzierzawa szczecina na szczotki też się chyba nie nadaje…
Krystyno,
masz 100 procent racji co do papierówki. Jabłka z samego szczytu były zawsze najlepsze 😉
Kabaczka, oczywiście. Coś dzisiaj niechlujnie piszę 🙄
Z jednej strony ludzie oglądają takie filmy a z drugiej zamieniają ogródki przydomowe w kamienną pustynię z oczkiem wodnym i kilkoma ozdobnymi krzaczkami lub jałowy trawnik z cmentarnymi tujami dla ozdoby 🙄
Aktualnie mam w domu wszystkie dzieci. Nakarmiłam (ryż, fasolka po polsku, polędwiczki na cebuli i śliwkach suszonych) i ucięłam sobie pół godzinną drzemkę, a oni gadają, gadają…
Tylko mnie nie napadnijcie, że nakłaniam Was do własnoręcznej uprawy marchewki etc. 😉
Ha! ogladanie nie wyklucza cukinii w ogrodku. Tylko cukiniami sie znow podzielilismy z borerem 🙁 moze czas sie przerzucic na kabaczki 🙂
Wando,
oczywiście, że nie wyklucza 😉 Ja tu tylko przytaczam moje własne smętne obserwacje… 🙁 Widzę, jak ludzie w średnim wieku dziedziczą domy po rodzicach i w pierwszym rzędzie wycinają stare drzewa owocowe, bo takie mało dekoracyjne 🙁
Przedwojenne papierówki… na Dolnym Śląsku chyba nie ma ogrodu, w którym by takie nie były. Były, ale sporo wycięto, bo to jabłko na roraźne potrzeby i przechowywać się długo nie dało. U nas papierówka starczyła dla nas i sąsiadów, na krótko, bo skoro tylko zaczęły dojrzewać, obsiadaliśmy z „Adamami” i aktualnymi sąsiadami z drugiego piętra całe drzewo – i utylizowaliśmy je w mig.
A propos ogórków kiszonych – czosnek i chrzan sprawia, że ogórki są jędrne i twarde, dobrze się trzymają. Moja Mama zalewa ogórki ciepłą, osoloną wodą (soli tyle, żeby czuć, że woda jest słonawa) – a do słoja obowiązkowo kawałek chrzanu, kilka ząbków czosnku, liść dębu, porzeczki czarnej, wiśni (co kto ma), kwiat kopru i kto wie, czy nie coś jeszcze, ale tyle pamiętam.
Ja robię tak samo, tylko nie mam wiśni. Nie szkodzi!
Mama twierdzi, że czosnek i chrzan trzymają ogórki w dobrym stanie. U mnie nie zdążą się nawet dobrze zakisić i już ich nie ma 😯
Problem w tym, że nie mam własnych, a na targu też się trafią – albo nie.
W beczce kisiło się trochę inaczej, z tego co pamiętam, mniej tych różnych liści, ale więcej soli, czosnku i chrzanu.
Do kiszenia była „beczka” kamionkowa, stulitrowa chyba – oczywiście poniemiecka. Kamionkowa, glazurowana, cudo po prostu, takich już nie widziałam sto lat. Nie pamiętam, co się z nią stało, pewnie nie było dla niej miejsca przy przeprowadzce do bloku i została w spiżarni na Bartnikach.
Cudo, nie beczka…
Nemo – ten amok może być i odwrotny. Mój Brat kupił zagrodę z resztówką ziemi i starym sadem. Te drzewa już nie owocują, albo owoce mają wielkość orzeszków, pnie są spróchniałe, niektóre gałęzie są suche. Ot, pięknie wiosną kwitną 3 grusze i 5 śliw, a latem dają cień. I nie wolno tknąć ani gałęzi.
*doraźne.
I przy okazji – wiele owoców uważano za mało wartościowe, takie papierówki na przykład. Nie ma niewartościowego owocu! Zawsze coś w nim jest. Mirabelki to poezja, moim zdaniem nie ma lepszego kompotu, niż z mirabelek właśnie. To znaczy… niech oni sobie wezmą kompot, a mnie zostawią owoce z kompotu 🙂
Pyro-w naszych dobrach nadbużańskich dokładnie tak samo.
W ogrodzie rosną jabłonie,śliwa i grusza,które były posadzone 30 lat temu.
Pięknie kwitły w maju,ale owoców nie mają żadnych.Zostawiliśmy je,bo
teraz latem dają cień,a za rok ( już niecały) znowu będzie maj !
Agreścik, Alicjo, agreścik… na ten kompot. I rabarbar. Znaczy albo-albo. Smak dzieciństwa i wakacji u ciotek.
Nisia,
nie wspominaj o agreściku…ten skojarzony z czarną porzeczką miał być następnego dnia dojrzały. Przychodzę ci ja rano cała z ochotą na… i co? I NIC!!!
Wisiały dyskietki, dyndały… no ale może już się osłuchały?
W przyszłym roku siatka na porzeczki, agresto-porzeczki i w ogóle na całe moje 6×4 metrów hektary, dość tego dobrego, nie mam zamiaru całego okolicznego ptactwa leśnego żywić 👿
Nie dość, że wydzierają dzioby od przedświtu, to jeszcze obżerają mnie. Co to jest – restauracja z karaoke?!
Żeby chociaż france jedne coś zostawiły dla mnie 🙄
Z rabarbaru robi się zajzajer 😎
Zajzajerowaty, bo przydałoby się trochę kredy dla złagodzenia ostrości, ale nie mam pod ręką. Niech sobie zajzajeruje powoli.
Danuśka,
jeśli to odmiany wysokopienne, „normalne” drzewa owocowe, to 30-letnie wcale nie są stare i powinny jeszcze długo owocować. Może trzeba je przyciąć i trochę pielęgnować. Najlepiej pokazać je jakiemuś fachowcowi.
Jabłonie, czereśnia, grusze i śliwy w moim „rodzinnym” ogrodzie były przedwojenne, a w połowie lat 80. owocowały bez zarzutu i być może, jeśli ich nowy właściciel nie wykarczował, robią to nadal. Oczywiście w zależności od pogody i ich cyklu owocowania, bo niektóre stare odmiany owocują naprzemiennie, co drugi rok.
Koleżanki Warszawianki – wysłałam do Was maila.
Dzisiaj, ok.22.00 przylatuje Zgaga. Ma 5 godzin oczekiwania na lot do Katowic. Lepiej, żeby z ciekawości nie poleciała pod Pałac.
Protestuję przeciwko rażącej i bezprzykładnej dyskryminacji koleżanek – szczecinianek!!!
Nemo- i planujemy właśnie trochę nad nimi popracować.
Poprzycinać,podrzucić nawóz i poprzemawiać do nich dobrym słowem 🙂
Danusiu, zauważyłam 😀
Nisiu, zapraszamy bardzo serdecznie 🙂
Nisiu-nie protestuj,tylko szparko dołączaj !
Organizuję kolejny mini zjazd warszawski z racji przyjazdu do stolycy
Dorotola.Termin jeszcze dokładnie nie wiadomy,się ustala.
Kingstonianka urządza protestujkę. A co!
„Deskreminacja”!!!
Otóż właśnie. Przycinać, pielęgnować, inaczej porobią się z tego tak zwane „dziczki”! To nie jest wiele roboty, wystarczy raz na rok to i owo skubnąć ówdzie…
O i jeszcze dzisiaj w nocy Zgaga w stolycy ?
Zgagę proponuję prostym sposobem – w jasyr!
Do tej pory naiwnie myslałam, że tylko czereśnie sa zagrożone ze strony ptaków. Mój skromny agrest wprawdzie się ostał, ale wiśnie na młodej wisience / sztuk 8 / zniknęły niespodziewanie. Sprawcami są kosy, które jeszcze potem sprawdzały, czy coś nie zostało. Teraz to było zabawne, ale w przyszłości to będzie mały problem.
Koleżanka przywiozła mi trochę grzybów, wprawdzie nie znad Warty, ale znad Wdy, bo właśnie tą rzeką wczoraj pływała kajakiem.Część grzybów była robaczywa, ale starczyło na 3/4 suszarki.
Wpisałem o świcie na wczorajszym, blee, a chciałbym, żeby Nowy jednak przeczytał
cichal pisze:
2010-08-09 o godz. 16:06
Witam o swicie! Na dzieńdobry dostałem komplement od Nowego: ?Jesteśmy w tym samym wieku? Ech Nowy! Chyba masz jakiś interes do mnie?
Rano były jajka na miękko. Molle. Ekologiczne, twierdzi Ewa. Dwa razy droższe, entuzjazmuje sie. I jakie pyszne?
Ja tam żadnej różnicy nie widzę. Ganz egal Prócz ceny
Do Pyry też napisałam liścik.
Uprasza się nie robić dalszej zadymy,nie protestować,nie demonstrować.
Jak nadejdzie odpowiedni moment, to będę pisała listy do pozostałych
osób.Póki co moment nie nadszedł.
3337 czysta czydziesci czy i siedem – taki kod
Danuśka, a o mnie nie zapomnisz?
dzisiaj, w supermarkecie, cytryna: 1(slownie: jeden) dolar;
jak dziesiec lat temu niszczyli konkurencje to cena wynosila 5 centow;
wot, szizn prjaklata…
Pamiętam czasy, kiedy na Sycylii za zebranie wiadra cytryn trzeba było zapłacić robotnikowi 700 lirów, a w skupie płacili 200 😯 Cytryny poniewierały się pod drzewami, a w sklepie obok królowały cytryny hiszpańskie produkowane i zbierane przemysłowo. Teraz cytryny w supermarketach sycylijskich nadal są w większości hiszpańskie, a na miejscu niektórych gajów cytrynowych powstały osiedla domków wczasowych. Niektórzy chłopi uprawiają cytryny dla własnych potrzeb i dla lokalnych odbiorców, niektórzy przestawili się na uprawę biologiczną i mają odbiorców w całej Europie. U nas jedna taka sztuka kosztuje ca 0.75 euro.
Serdecznie dziekuję 🙂
Chesel, Sofar – Witajcie.
Adagio , papierówki na Allegro, a ogorki w studni.
@nemo:
gdyby to byla jaka „bio ksiaze karol, gajowy berlusconi”,
ale NORMALNA cytryna..
Byku,
a gdzież Ty robisz zakupy?! Na Grenlandii?!
Danuśka zaraz odpowiem …
Nalewka z mirabelek:
Składniki:
? 1 ? kg mirabelek
? 4 szklanka wódki
? 1 ? szklanka cukru
? 4 szkl. wody
Sposób wykonania:
Mirabelki wsypać do butli i zalać je wódką po czym odstawić na 1,5 miesiąca w ciepłe miejsce. Po tym czasie płyn zlać i przelać do butelek. Szczelnie zakręcić i wstawić do lodówki. Natomiast śliwki zalać syropem zrobionym z wody i cukru i odstawić je na 7 dni.
Po tym czasie płyn zlać i wymieszać go z płynem wstawionym do lodówki.
Całość przefiltrować i rozlać do butelek, zakręcić i odstawić na 6 miesięcy.
mam zamiar zrobić … 🙂
1 1/2 ma być a nie 1 ? …
Placku, widzę, a wlaściwie słyszę, że lubisz muzykę lekką, łatwą i przyjemną. 40 la temu była w uwczesnej „Panoramie Północy” rubryka: „Prostata, umiar i elegancja” i to jest to! Bravo!
Ja tam protestuję tylko dla zasady… ostatnio protesty w modzie. Będę z Wami duchem, nie będąc ciałem mem (zepsutem)
http://www.youtube.com/watch?v=sJJc9tWIlfE
Zachęcony dobrotliwą postawą Cichala powoli, ale kosekwentnie staję się integralną cząstką Ruch Powolnego, zostawiając za sobą okres bezmyślnego bezogonkowania. Idzie mi to jak po przysłowiowej organicznej grudzie, ale bez pracy nie ma kołaczy.
Ocalić od zapomnienia – jabłonie i grusze naszego dzieciństwa, agrest, kołysanki, listy miłosne pisane atramentem, wszystko to co z przeciętnej egzystencji czyni ucztę. Pszczoły, woskowe świece, parasolki.
Jednym z bardzo ciekawych programów Slow Food jest Arca del Gusto = Arka smaku. Do tej pory polskimi produktami na pokładzie Arki są jedynie oscypki i miody pitne. Rozumiem, ze slow, ale trzeba się śpieszyć.
Chcę sie chwalic, dlatego oznajmiam, iż Kanada ma pieć niezapomnianych, w tym jeden ogromny – amerykański bizon. Buffalo.
Ulubiony gatunek jabłek Nemo jest także moim ulubionym gatunkiem, ale nie muszę się martwić – nasza wersja z Nowej Szkocji jest już slow, w dodatku mamy je także w kolorze soczystej czerwieni.
Tym którzy bezceremonialnie spławiają ślimaki do mórz i oceanów przypominam, ze w logo Slow Food widnieje ŚLIMAK 🙂
Rozumiem, że skoro nie może przetłumaczyć Slow Food na język polski – może Gospodarz podejmie sie tego trudnego zadania, a my poddamy każdą próbę bezlitosnej krytyce ?
„Slow” to bardzo zmysłowe słowo , dlatego slow dancing zawsze będzie sie cieszyć powodzeniem.
Niezależnie od smakowitości tematu zawsze pytam „Co by o tym pomyślal Abraham Masłow ?” i zawsze otrzymuję tę samą odpowiedź : Karta Praw Człowieka powinna zawierać prawo rozkoszowania sie jabłkami, ale skoro mamy indywidualne paszporty, dlaczego nie karty ?
W mojej Karcie koniecznie muszą być Grafsztynki i nie papierowe serwetki, ale lniane. W ten sam sposób Brat Pyry miałby ustawowe prawo do spróchniałego sadu, a Pyra do słowa amok, ale tylko w odniesieniu do pasji Brata.
Tyle smakowitych wspomnień o jabloniach, a grusze gdzie ? Jeden z naszych wybitnych sadowników powiedział raz, powoli i dobitnie – o stopniu kultury narodu decydują grusze. To nie ja się czepiam, ale on 🙂
Wszystkie zbędne przecinki, ogonki, błedy gramatyczne i merytoryczne można przechować na zimę.
Slow Food – Wolne Żarcie 😆
Przetłumaczyć nie może Wańkowicz, ale teraz nie jestem juz tego pewien.
Kocham Pana, Panie Sułku!!!
Gospodarzu, Placku, dziękuję za życzliwe przyjęcie.
Ja nie angielska, ale wydaje się, że lepiej powiedzieć „niespieszne żarcie”
Slow Foorty – Wolne Żarty
Nisiu – G E N I A L N E. Zarejestruj, proszę, przyszłymi dochodami podzielimy sie 50/50. Kwiatkowska może zaspiewać „Zeżryj mnie”, dla dzieci bedą lizaki z miodu, dla reszty Slow Wine. Tak, tak, w tym roku powstał ruch w ruchu. Degustacja 2000 win odbedzie sie w październiku, w Turynie, podczas Terra Madre 2010. Jedno jest pewne – kac zawsze byl, jest i będzie Slow.
Kac: Slow, Brutal and Plugaw.
A może by tak Sempoliński i :
„Leciuteńko w rytmie walca
śiwat poruszał się na palcach”….?
Nisiu. Po słowie kac winien być przecinek a nie 2kropek. To jest tożsamość z wyrazami pozostalymi. Znam to z literatury (Pilch) i opowiadań kolegów. Sam tego stanu nie doznaję. Moze TO przychdzi z wiekiem. Jak będę stary to Wam opowiem…
Cichalu, ja tam nie wiem, ja Pilcha nie czytałam. A kaca się miewało, owszem, w czasach młodości mej durnej i chmurnej, giganta czasami, a czasami i spiralnego.
Tak nawiasem: gigant i spiralny to określenia naukowe. Ktoś może zna znaczenie (ale fajna aliteracja!)?
Zbryzganam gwiazdami, chociaż środek dnia u mnie.
Idę poszukać Leśniczówki „Pranie”. Czasami człowiek odbiera telefon i nie wie, „osochozi”. Żeby to chociaż był sprzedawca zgniłych pomidorów albo jędrnych ogórków w sam raz do zakiszenia się nadających 🙄
Pilcha czytałam z trudem wielkiem. Po 3 książkach już wiem, że szkoda mamony, bo mnie nie chwyci niczem i za nico.
Dzięki za Irenę Kwiatkowską. W samą porę (nie mylić z porami, wy łasuchy, wy!).
Wierzę, że o to właśnie chodziło Masłowowi – do pełni szczęscia potrzebujemy naszych imion róż; moj Ojciec miał strug do drewna, owszem, potrzebne narzędzie, ale gdy był wniebowzięty gdy używał hebel 🙂
Muszę ocalić bryzgane kartofle. Nie ziemniaki, kartofle. Na syna nie moge zbytnio liczyć, jemu szkólka niedzielna myliła się z ze szkólka owocową, a bohater ksiazki dla dzieci, Janko Nasionko (Johnny Appleseed) ze Zbawicielem. W pewnym glębokim znaczeniu to niekoniecznie pomyłka.
W tym samym czasie co Terra Madre odbeda sie tez Salone del Gusto i Teatr Smaku. Włoskich nazw regionów nie tłumaczę, bo to grzech 🙂
” Żarcie” nie brzmi zbyt dobrze i mnie kojarzy się z pewną bylejakością, żeby nie powiedzieć z prostactwem. Trudno o właściwy odpowiednik w języku polskim.
Placek słusznie przypomniał o gruszach. Mówimy o jabłoniach, bo są już tegoroczne zbiory. Na gruszki musimy jeszcze poczekać. Za ” klapsami” nie przepadam, natomiast bardzo lubię ” konferencję”. Nazwa trochę pretensjonalna, ale owoc bardzo smaczny.
Rozmowa między Kingston a Warszawą (a kumpel z Montrealu, ten w Warszawie, stara się po polsku!):
Donnacona: dzien dobry, dzien dobry!
alicja: jaka pogoda w Warszawie?
Donnacona: dla mnie zadna zmiana, jak w parizu!
Donnacona: ale trohe polamane drzewa 🙂
Donnacona: *troche
Placku, Wasza Wysokość, Your Magnificence, Wasze Wieliczestwo,
na moje usprawiedliwienie ośmielam się donieść, że ślimak w wiadomym logo ma domek, a ja posyłam w podróż do Morza Północnego tylko i wyłącznie bezwstydne i nagie przybłędy śliniki luzytańskie 😎 Może jestem rasistka, ale wszystko pozostałe z Portugalii: porto, murarze, kafelki i fado nic a nic mi nie wadzą 😉
Gratuluję ogonków 😀
Krystyno -Bardzo lubię tę owocową pretensjonalność, marzenia skromnego sadownika np. ze Żmudzi 🙂
Z drugiej strony lubię też uslyszeć „Telesforku, przestań pluć na Atenkę bo ci nogi z tyłka wyrwę”.
„Pod Mocnym Aniołem” Pilcha nie czytałam, bo raczej nie potrafiłabym się wczuć dobrze w treść, ale niektóre jego książki np. ” Narty Ojca Świętego” , ” Moje pierwsze samobójstwo” czy ” Bezpowrotnie utracona leworęczność” bardzo mi się podobały. Pilch ma specyficzny styl, albo lubi się go , albo nie. Pięknie pisze o swojej rodzinie, zwłaszcza dziadkach i o Wiśle. Nikogo nie namawiam do czytania Pilcha, ale nie warto go odrzucać przed przeczytaniem czegokolwiek.
Placku,
oprócz bryzganych były też krychane tak zwane, kartofle. Na własne uszy słyszałam. Nie pozwalałam ani na bryzgane, ani na krychane. Wolałam bez, co najwyżej sama sobie nabryzgać, ewentualnie nakrychać 😉
Krystyno,
z tym żarciem… to zależy, gdzie i do kogo, toż to najpotoczniejsze z określeń na jedzenie, nic w tym złego. Mnie się zawsze kojarzy z natychmiastowym zaspokojeniem głodu, już, teraz, biegiem! Ludzie bywają głodni jak willk (niejeden).
Nemo – Własnie pracuję nad końcową wersją Praw Ślimaka i zbieram fundusze na znaczek i kopertę. Dziekuję 🙂
Konferencję akurat wyhodował jeden Anglik. Może miał żmudzkie korzenie? 😉
Gruszki mojego dzieciństwa to wiliamsy z poniemieckiego drzewa w ogrodzie (tak słodkie i soczyste, że zawsze w środku była jakaś osa 😯 ) i ulęgałki z dzikich grusz śródpolnych, też poniemieckie.
To ówcześnie ówcześnie pisało się uwcześnie??
Z listu do redakcji „Panoramy Północy”
Kochana Rubryko „Prostata, umiar i elegancja”!!
Mam taki wstydliwy problem, otóż mam taki przerost prostaty że trudno zachować mi umiar w wizytach w ustępie, a mam go Kochana Rubryko w korytarzu, oraz utrzymać w ryzach mą elegancję będąc w spodniach od
ślubnego garnituru. Poradź mi Rubryczko co robić? Wyciąć prostatę czy też wyciąć dziurę w spodniach? Ale przyznam decyzja wycięcia dziury będzie trudniejsza gdyż spodnie jeszcze dobre, trzymają kolor, nie przetarte na kolanach a żona mówi że z dziurą stracą fason.
Z prostatą będzie łatwiej gdyż szwagier mój robi za palacza w szpitalu i zna doktorów.
Co więc robić wyciąć prostatę czy dziurę w spodniach?
Poradźcie!
Antek, woj. mazowieckie
Odpowiedź redakcji:
Drogi nasz czytelniku Antoni!
Pomyliłeś tytuły i rubryki, my nazywamy się „Panorama Północy”, zajmujemy się tym co od pasa w górę a nasza rubryka ma tytuł „Prostota, umiar i elegancja”
W sprawie prostaty pisz do „Panoramy Śląskiej”, oni zajmują się dołem, do rubryki : Sika ci chłopie czy nie sika, czyli ABC zdrowia górnika.
By było elegancko proponuję Powolną Konsumpcję.
Przykład : Dzisiaj z Antkową zjedliśmy ekologiczne kurki pozyskane w ramach Programu Pomocowego Unii Europejskiej Przy Współudziale Wojewody Mazowieckiego w Zakresie Regionalnego Programu Rozwoju Powolnej Konsumpcji Dla Gmin i Powiatów.
Brzmi świetnie, a jakie smaczne!!
O właśnie, Antku 😀
Żarcie brzmi wulgarnie i kojarzy mi się z rzucaniem wygłodzonych na pełne koryto ew. bułę z mielonym wołem przyrządzoną szybko i szybko zeżartą 🙄
Mam nadzieję, ze czlonkowie Slow Food Polska nie pogniewają sie za mój entuzjazm do Sprawy. Nic nie grozi tej marce, chyba że ślimaki się wtrącą,
„Bezpowrotnie…” najbardziej mi się podobała. „Pod mocnym aniołem” owszem, klimaty typu (z pamięci przytaczam)
-Panie, która godzina?
-Szósta.
-Szósta rano czy wieczorem?
-Szósta w południe.
-Aha…
Ale wiadomo tym, którzy czytali, o czym jest książka. Pilch jest specyficzny, mnie często drażni – nie lubiłam jego felietonów w Polityce, ale może dlatego, że kilka mnie zdrzaźniło i potem już nie chciało mi się czytać. Kwestia gustu, jak zwykle.
Często pozorna wulgarność to finezja, ale co ja tam kurde wiem ?
Nic, ale lubię doradzać – Antoni, przenieś sie do Szkocji i noś spódniczkę.
Antku – Brzmi elegancko 🙂
Moze polska nazwa powinna byc po wegiersku ? W międzyczasie nazwą roboczą może być Grande Abbuffata.
ach, @nemo, gdyby to byla grenlandia…
europa, i bardziej srodkowa, ze byc nie moze…
Placku,
ślimaki przyjmą być może z zadowoleniem prawo do podróży rzecznych i morskich, a ja im dopomogę, mociumpanie 😉
Już tyle lat są w drodze na wschód i północ…
W Tromsoe widywałam statki portugalskie 🙄
Placku – merci.
Takie właśnie reakcje trzymają nas przy życiu.
😆
Wulgaryzmy są częścią życia powszedniego, a sztuka – jak najbardziej korzysta z wulgaryzmów!
Mój ś.p. znajomy (niewykształcony, dlatego taki cham życiowy) miał zwyczaj mawiać – „bułkę przez bibułkę, a (…) całą ręką”.
Odnosiło się to do płci obojga, bez względu na orientację.
Finezyjne obżeranie się smakołykami do rozpuku to oczywiście jest żarcie, ale film nie nazywał się „La grande consommation” 🙄
Finezyjnie nie można się obżerać, tym bardziej do rozpuku, przecież te określenia z wejścia się nie zgadzają. Finezja to finezja.
Grenlandia – Szpicbergen – A tak mi się dobrze marzyło o raju.
Pamiętam ile już było zielonych rewolucji i mimo szczerych chęci jestem realistą. Nie ja decyduję o wodzie i żywności. Bez ropy można wyżyć, bez gruszek nie. Verne też nie widział tego w różowych okularach.
Placku,
rozumiem, że jesteś bardzo koncyliacyjny i chcesz być głaskany, ale przypominam, że chodziło o spolszczenie określenia „slow food”.
Inicjatorzy, Włosi, wybrali określenie angielskie, przypuszczalnie z założeniem, że będzie zrozumiałe w szerokim świecie i ka0dy sam sobie podłoży, co mu się najlepiej kojarzy 😉
… ale przede wszystkim jako przeciwieństwo „fast food”
Jak ma byc zdrowo i tradycyjnie to bez babuni sie nie obejdzie
„Zarcie Babuni”. Babunia staruszka to wolno zapewne zre. Babunia ciasto zesztywnialymi z artretyzmu paluszkami wyrabia tez pewnie wolno. I wolno gryzie zapasowymi zabkami. Nie wspominajac o nalwkach babunich co dla dziadka robila. Dziadek sie opil i poszedl w bilard grac i wracal po trzech dniach…tez mu sie nie spieszylo.
no i dawaj, piorkiem flaminga…
Finezyjna wulgarność, wulgarna finezja, co kto woli. Żarcie 😉
Alicjo – Pewnie masz na myśli „normalnych” ludzi, a do takich jak ja czesto przemawiaja paradoksy i pozorne sprzeczności. W tym wypadku Wielkie Żarcie to Szczyt Kulinarnego Uniesienia, Rajska Szarlotka, Nirwana – żarcie z duchem żarliwym, wypędzanie handlarzy miernoty życia ze Światyni.
Glodny jestem 🙂
Biedne nasiona świata spoczną w sejfie na Szpicbergenie. Co się stanie z moimi gruszkami ? Jedyna nadzieja w naszyjniku Nemo.
Antku
Jest jedno proste wyjście z sytuacji z garniturem, którego nie należy dziurawić : należy dostać zaciśnienia. Sikać się wtedy nie da i jedynym wyjściem jest cewnik z zaworkiem.
Można się też ożenić z Baśką . Ona już wszystko wie. Zdiagnozować potrafi jak mało kto…
http://zabrali.pl/123-baska-pod-krzyzem.html
Nie miałam na myśli „Wielkiego żarcia”.
Naprawdę NIGDY w życiu nie użyliście słowa „żarcie”?!
Ło matko, żreć mi się chce okrutnie… i bynajmniej nie idę do koryta, tylko do kuchni.
Gruszki – klapsy, a jeszcze lepiej „kongresówki” – bliźniaczki klapsy, ale o wyraźnie smołowcowym posmaku, bera szara -duża, dojrzewa w końcu września, bardzo mocno ciemnieje po obraniu; ma tyle cukru, że można zobaczyć kryształki fruktozy wewnątrz owocu; wada – duża ilość „kamyczków”, które trzeba usuwać. Ja pamiętam jeszcze dwa b.stare drzewa przy domu rodzinnym mojej Teściowej. Były b.wysokie i niebezpiecznie pochylone, podpierane grubymi pniakami; jedna to sapieżanka, druga winiówka. Obydwie b.smaczne, z tym, że sapieżanke trzeba było zjadać na surowo (najlepiej w wannie). Nie nadawała się do transportu. Kiedy dojrzała, urywaliśmy jej ogonek i wąski koniec przy ogonku wkładało się do ust – lekki nacisk na skórkę i do buzi wpływał aromatyczny, słodki krem gruszkowy. Natomiast winiówka, to była podstawa domowego przetwórstwa gruszkowego – gruszki w occie, gruszki kandyzowane, serki owocowe, kompoty – wszystko z winiówek.
jak kiszki marsza graja…
farewell finezja!(he, he, sznurowki czeplina)
Byku,
Chaplin nie żarł tych sznurówek, tylko elegancko konsumował 😉
czeplin to czeplin, to se ne vruti,
@ nemo.
Nemo – Polubowny ? 🙂
Odpowiem Ci za parę minut, a nazwa Wielkie Żarcie bardzo mi w tym kontekście odpowiada, ponieważ Slow Food był ironicznym protestem wymierzonym w Fast Food, ale z biegiem czasu staje się coraz bardziej komercjalny. Mój protest przeciw zastrzeżonym markom protestów.
A teraz mnie pogłaszcz – znasz mnie lepiej niż ja sam siebie, tylko powoli i delikatnie, po przyjacielsku, dlatego ze bardzo mnie obchodzi przyszłosć naszych nasion 🙂
Wielkie Żarcie to radość, obfitość, beztroska, twarze przyjacioł, jamnik z truflem w pyszczku, a nie nazwa którą wkrótce wyczytasz na produktach w supermarkietach.
Slow Food to Slow Food , przed porwaniem przez piratów.
Jerzy Jurandot
High life
Żyli raz pan i pani
Zbyt dobrze wychowani
Kultura ich niezwykła
Służyła za przykład
Wytworny mieli pałac
W garażu Lancia stała
A po posadzkach lśniących
Snuł się rój służących
Ponadto przez dzień cały
W pałacu królowały :
High life, bon ton
Savoir vivre, pardon
W pożyciu nawet bliskim
O formy dbali wszystkie
Tak byli wychowani
Ów pan i pani
Gdy siła czasem znana
Targała sercem pana
Mógł wkroczyć najlegalniej
W głąb pani sypialni
Miał taktu jednak tyle
Że wpierw posyłał bilet
High life, bon ton
Savoir vivre, pardon
Raz nie zważając na nic
Wszedł do sypialni pani
I ujrzał w świetle ranka
Przy pani ? kochanka
Nie znosił metod gminu
Brutalnych rękoczynów
I nie próbował wcale
Wieść rozmów z rywalem
Spojrzeli i po chwili
W milczeniu się skłonili
High life, bon ton
Savoir vivre, pardon
Zaś w lasku na Bielanach
Pan stanął na wprost pana
Cylinder, monokl w oku
I dystans sto kroków
W obronie czci kobiety
Podnieśli pistolety
Zagrzmiało, wystrzeliło
I w niebie dziur przybyło
Na ziemi zaś pan z panem
Szli oblać to szampanem
High life, bon ton
Savoir vivre, pardon
W domu zaś pan do pani
Rzekł ? po cóż serce ranić
Nie będę cię wstrzymywał
Bądź wolna i szczęśliwa
Tak ? rzekła ? o mój miły
Sny nasze się prześniły
On stanął na mej drodze
Skończone! Odchodzę!
Sam pomógł, futro włożył
Uprzejmie drzwi otworzył
High life, bon ton
Savoir vivre, pardon
A gdy już w progu stała
Krew nagle w nim zawrzała
Jak skoczy, jak nie wrzaśnie
Jak kopnie ją w?? no właśnie
Skoczyła i zawyła
I w mordę go strzeliła
A potem wpół zemdlona
Upadła mu w ramiona
I rzekła – Och mój miły!
I znowu powróciły
High life, bon ton
Savoir vivre, pardon
Nadchodzacy zjazd widzę jako jeden wielki kulinarno-przyjacielski PIGOUT 🙂
zoszczenko lepszy,
ale dziekuje,
@nisia.
Placek,
aleś łoskołysoł towarzystwo przy stole.
Nie wiem czy znowu zanudzić, ale zasięgnąlem rady sadownika z Powiśla i on twierdzi, że w wypadku zapuszczonych drzew owocowych konieczna jest przecinka w gałęziach. Wycinać wszystko co się rozwija wewnątrz korony, bo one, te drzewa i tak owocują tylko na obrzeżach. Tzn. wszystkie przyrosty bliżej pnia wycinać. Jesienią je wycinać, ale jak nadłużej przed mrozami, albo wczesną wiosną, nim soki ruszą. Jabłoń np. nie bierze za złe nawet radykalnych przecinek, grusza podobnie. U grusz, ale szczególnie u śliw, na konarach widać bliżej pnia często całe szeregi młodych, jak kciuk grubych odrostków. Te trzeba radykalnie wycinać, bo cała siła idzie w ten gwizdek. Nie ma to natomiast sensu moim zdaniem w wypadku czereśni. Te drzewa same jakoś od siebie bardzo racjonalnie rozwijają swoje korony i nie cierpią, jak się im te przycina. Kłębią sie wtedy i gęstnieją, i przestają na koniec w ogóle rodzić. Mówię tu o drzewach normalnej wielkości, a czereśnia jest właśnie dużym drzewem i zdawać sobie z tego trzeba sprawę, kiedy takie drzewko się nabywa i sadzi na małym gruncie.
Sadownik wyraził się natomiast sceptycznie co do witalnosci np. ponad 50 letnich drzew owocowych. Uważa ze owszem, można je ew. zrewitalizować, ale owoc będzie i tak coraz mniejszy. Rada więc jedna dla Danusi i brata Pyry, pozostawić te które się lubi jak długo się da, ale równocześnie zadbać o następcę przez przeszczep w odpowiednim czasie. Nie należy przy tym zapomnieć, a to leży akurat w dzisiejszym temacie, że to stare drzewo w tym sadzie, mimo że chrome, odgrywa nadal kolosalną rolę dla całego szeregu żyjątek i wyrąbanie tego jest równoznaczne z kolosalnym ubytkiem dla tamtego systemu ekologicznego, który się tam w miedzyczasie zainstalował.
A jeszcze jedno co do zbiorów: Jak już nawet święty Boże nie pomoże, to może gnój?
@pepegor:
kto najwiecej uczynil dla polski?
slawoj – skladkowski.
Byku – 😆
(choć Zoszczenko niekoniecznie!)
Pepegorze, gotuj się, bo uściskam Cię na zjeździe najmocniej jak potrafię 😀
Haneczko – grzecznie ustaw się w ogonku do Pepegora
Pepegorze,
drzewa u Danuśki długo jeszcze nie będą 50-letnie. Jeśli to jednak tzw. odmiany niskopienne, to ich żywotność jest bardziej ograniczona. Osobiście znam i przez lata pielęgnowałam stare jabłonie odmian lokalnych w regionie Schaffhausen, są tam drzewa na pewno ponad 50-letnie. Jedno musieliśmy wyciąć, bo zaczęło umierać, a była to odmiana Glockenapfel (cloche de l’Est) , nie znam polskiej nazwy, ale takie były w sadzie (poniemieckim) mojego dziadka. W zimie bardzo aromatyczne i smaczne.
Co do czereśni, to faktycznie, wycina się im tylko uschnięte konary. Niektórzy fachowcy twierdzą, że radykalne odmłodzenie korony jabłoni powinno pociągnąć za sobą również przycięcie korzeni, dla równowagi.
Pepegorze,
zanim Cię uściskami zaduszą, to Ci doniosę, że kabaczek (udusiłam z czosnkiem na oliwie) jest wspaniały i delikatny 🙂 Osobisty już nakazał zostawić jeden, aby dojrzał.
„Bo skąd weźmiemy nasiona na przyszły rok?”
Za cukinią raczej nie przepada, choć jada 😉
Pyro, uprzedzam, będę się pchała 😀
Pepegorze – Towarzystwo powolutku popijało wino z jabłek dzieciństwa,upiłem się młodym winem i tyle. To prawda, że czereśnia nie lubi zbytniej czułosci, ale kosmetyczne przycięcie jej nie zaszkodzi. W komercyjnym sadzie nikt jej nie pyta o zdanie, jest przycinana na potege – wybranymi całymi konarami, tak ze co 3-4 lata jest to praktycznie nowe drzewko.Dużo owoców, ale pośpiech i ból 🙂
W przyjaznym, prywatnym ogrodzie świetnie sobie bez tego radzi; korona nie musi być prześwietlana. Kto czy co te czereśnie zjada to inna sprawa.
Mszyce i 👿 szpaki
W zaprzyjaźnionym ogrodzie jest wielka czereśnia. Przyszedł fachowiec i ją przyciął. Dość radykalnie. Dwa lata temu. W ubiegłym roku drzewo obrodziło przepięknie (jak zwykle), ale nie było jak zrywać, bo ogrodnik powycinał gałęzie, po których można było się wspinać 🙁 Pozostało korzystanie z wolnostojących drabin, ale te nie sięgały do szczytów głównych konarów… 🙄
W tym roku nie było problemu, bo czereśnie opadły przed dojrzeniem, tak było zimno i mokro 🙄
Przepraszam, że się wpakowałem bez kolejki, ale mi sie w głowie od ogonków kręci. Dobrze, ze Ktoś w Szwajcarii pamięta o nasionach.
Jakiej kolejki? Na razie jest jedna do ściskania Pepegora 😉
To niesprawiedliwe. Chciałem go tylko pogłaskać. Poza tym jestem weteranem wojen i nie będe na zjeździe.
Taak…Kolejki mego dzieciństwa, to był prawdziwy Slow Food.
Ja też nie będę.
Drzewa można uratować przez ukrycie ich przed drwalem 😎
PIGOUT na Zjeździe?
Nie to słowo, Placku. Tam zjeżdżają się smakosze, łasuchy, ale nie żarłoki 😉
Jedzenia jest zawsze dużo za dużo, bo każdy coś przywozi, mimo zamówionych wcześniej pierogów, tego, tamtego i jeszcze czegoś. Nic nie szkodzi – wszystkiego można popróbować.
Ja że jem do momentu, kiedy nie czuję głodu. Więcej mi nie przejdzie i koniec. Bywa, że jestem potwornie głodna (bywa w podróży!) i wtedy mówię, że zeżarłabym konia z kopytami. Zazwyczaj kanapka z czymkolwiek wystarczy.
Minus „że”
Wyć mi się chce ze smutku. Koniec z wiadomościami z kraju, muszę sie schować w ukrytych czereśniach. Przerażajace.
Alicjo – nie zapomnij o zdjęciach wytwornego towarzystwa….żarcia też 🙂
@nemo:
trzebic i szczepic trzeba.
Się zrobi, Placku.
Aparat noś i przy pogodzie!
Szkoda, że nie wpadniesz do Żabich Błot.
Koło ogniska jest zawsze wytwornie, co prawda paniom szpilki się w glebę wbijają, panom krawaty czasami zajmą się ogniem, ale szlauch w pobliżu, psiknie się i po sprawie:)
Jutro, 10 sierpnia, rowerzysci wyjada z Tok w kierunku Chistochina.
Do Anchorage zostaly tylko trzy postoje.
Tu jest mapa ostatnich dni podrozy.
Zainteresowanych zapraszam do obejrzenia kilku zdjec lodowca o nazwie Exit Glacier.
http://picasaweb.google.com/OrcaStory/AlaskaExitGlacier#5235089990566782034
Jesli mowa (nadal) o roznorodnosci. A co sie dzieje z jablkami w Polsce? Mozna dostac jedynie pare rodzajow i to w wiekszosci z importowanych gatunkow. Mieszkalem teraz w Szwajcarii – ilez tam jest LOKALNYCH gatunkow!! Po tylu latach znowu jedlismy koksy. Co na to wszystko powiedzialby p. prof. Szczepan Pieniazek?
…a to trzeba na Berdyczów napisać i zapytać, Pietrek.
lodowce są dla mnie pasjonujące! i piękne znów zdjęcia, Orco!
jeszcze tylko kilka dni a potem powrót, ktoś musi przyprowadzić samochody z powrotem.
27 mamy powitalny obiad/wieczór a potem gala. Na galę niestety nas nie stać tam stół może kosztować i tyle:
BREAKAWAY TABLE – $15,000
I ponoć w Austin są tacy, którzy tyle podarują. Te pieniądze pójdą na wyprawę kolejnej grupy.
Zniechęcony pesymistyczną wizją przejęcia ruchu Slow Food przez drapieżne korporacje, topnieniem lodowców, coraz krótszymi dniami i brakiem papierówek pojechałem do sklepu po gruszki. Po powrocie udałem się z nimi do wanny.
Pyro – Dziekuję, czuje się o wiele lepiej. Co prawda gruszki byly chińskie, ale nie jest tak żle – Polska jest nadal jabłkowym mocarstwem, gatunków zatrzęsienie, a co do profesora Pieniążka – dożył pieknego wieku 95-ciu lat.
Do gruszek
(Slow kołysanki lub cisza też mogą być)
WandaTX,
Powrot samochodem wydaje sie byc komfortem po podrozy rowerem. Z drugiej strony przebycie tej odleglosci samochodem to nastepna wyprawa.
Mam nadzieje, ze wiele osob bedzie uczestniczylo w gali i otworzy portfele na konto nastepnych rajdow.
Lodowce sa rzeczywiscie imponujace. Ta ogromna masa zbitego sniegu jest w ciaglym ruchu. Dzwiek przesuwajacego sie lodowca jest dramatyczny. Cala ta masa skrzypi i trzeszczy. Kamienie i skaly w drodze lodowca sa zmielone na drobny pyl. Dlatego na zdjeciach widac duzo szarych plam.
Orca,
Bardzo ciekawe i ładne.
WandoTX,
jeszcze tylko kilka dni i Basia opowie Ci wrażenia, juz na spokojnie. Nie zapomnij się nimi z nami dzielić.
Cichal,
– nie kłóć się o dwa czy trzy lata w jedną lub drugą stronę, najważniejsze by duchem być wciąż młodym, a tego ani Tobie, ani mnie nie brakuje. 🙂
Dobranoc, bo już prawie północ. 🙂
zbudziłam się, przeleciałam po wiadomościach spod pałacu, Newton oczywiście miał rację.
Wczoraj zjechali goście, czyli mój brat z żoną i szwagierką. Jedzą u mnie, śpią za lasem u młodych. Nie wiem czemu tak wymyślili, ale się nie mieszam. Przywieźli siatki ogórków, chcą żebym im część zakisiła. Znaczy mam zakupić duże słoje, koper i czosnek, sól też. Czuję się uszczęśliwiona na siłę, Z pogadania z bratem nici.
Na obiad był dzik w sosie śliwkowym, kluski domowe, mizeria. Nie mam pomysłu na dzisiejszy obiad, w ogóle nie mam pomysłu. 🙁
Prace w kancelarii posuwają się. Prace porządkowe w paszarni w stajni również – tam trzeba wszystko wyrzucić, wyskrobać ceglaną podłogę i zastanowić się co dalej zrobić, pasowałaby siodlarnia dla rajdowiczów.
Może jeszcze zasnę.
z czegoś co miało być stolikiem pod płytkę indukcyjną i czajnik (na strychu nad stajnią) wyszedł barek. Nawet, nawet. Nieduży, ale zawsze.
dzień dobry .. 🙂
Pawełku ucałuj Anię urodzinowo … 😀