Damą być?

Na to pytanie chyba nie warto dziś odpowiadać. Nie znam żadnej młodej panienki, która by marzyła o właśnie o takiej roli. Znacznie fajniej być gwiazdeczką estrady, serialu TV lub po prostu znana osobą czyli tzw. „celebrytką”. Znana oczywiście z tego, że jest się znaną.
A jeśli przeczyta się poniższy cytat z książki Agnieszki Lisak „Miłość, kobieta i małżeństwo w XIX wieku” to niechęć do zdobywania szlifów i tytułu damy wydaje się w pełni uzasadniona.

„By wyrosnąć na prawdziwą damę, należało zaprawiać się w manierach już od najmłodszych lat. Panienki starały się skrywać wszystko, co wiązało się z fizjologią. Z tego też powodu przy stole nie najadały się do syta. Widok dziewczyny z policzkami pełnymi jedzenia był bardzo pospolity, by nie rzec ordynarny, i niegodny prawdziwej młodej damy. Takie miłe męskiemu oku pozory można było zachowywać do czasu. Gdy przychodziła noc, żołądek burczeniem upominał się o swoje prawa. A wtedy nie było wyjścia, trzeba było pójść nocą do spiżarni, by w końcu zrekompensować sobie przymusowy post. Jednym słowem, po zapadnięciu zmroku cała salonowa etykieta szła w kąt. M. Kietlińska wspomina, że nocą, gdy wszyscy poszli spać, razem z kuzynkami spotykały się w spiżarni, gdzie na półmiskach zostały pokaźne resztki kolacji w postaci zimnego drobiu i mięs. „Rzucały się panienki na smaczne kąski, wynagradzając sobie sowicie post przymusowy”. Niestety, po pewnym czasie cała prawda o wątłej naturze panienek wyszła na jaw jak wielkie szydło z worka. Jak wspomina dalej autorka: „Otóż jednej nocy, kiedyśmy w negliżu pochłaniały różne przysmaki, nagle za oknem, od góry otwartym, rozległy się głosy naszych kuzynów, winszujących nadobnym Krakowiankom dobrego apetytu, popierając życzenia urągliwym śmiechem”.
Podobnie na wsiach kobiety podczas spotkań towarzyskich starały się jeść mało. Nie chodziło tu jednak o etykietę – na wsi nikt nie znał tego słowa. Kobiety wierzyły, że w ten sposób będą atrakcyjniejsze dla przyszłych mężów jako mniej wymagające i tańsze w utrzymaniu. Jak pisał Łukasz Gołębiowski, jeden z pierwszych ludoznawców polskich: „Niejedna, będąc na jakimś posiedzeniu, mało je i pije, a zapytujących się upewnia, że syta, chociaż jej głód i pragnienie dokucza, ażeby się okazała niewiele wymagającą”.
W trosce o swój wizerunek kobiety nie powinny były naśladować mężczyzn, oddając się takim rozrywkom, jak szermierka, jeździectwo czy też polowanie. Nie mówiąc już o rozprawianiu w towarzystwie o mądrych rzeczach, to jest polityce, gospodarce czy nauce. Takie ekstrawagancje były dalece niestosowne. Jak głosił jeden z poradników: „Kobietę stworzył Bóg dla uprzyiemniania świata”. Męskiego – zapominał dodać autor. Niczego więcej od niej nie oczekiwano.”

A dziś każda panna może folgować swoim zachciankom przy stole. Chyba, że jest anorektyczką. Wtedy jednak na pewno by nie trafiła do naszego blogu, a tym bardziej do towarzystwa.