Obiad pośród sosen i konwalii

 

Było deszczowo ale i słonecznie. W czwartek oraz piątek lało jak z cebra. Ale sobota nam to wynagrodziła z nawiązką. Słońce wyjrzało zza chmur zaraz po świcie i wędrowało pośród małych obłoczków przez cały dzień. Temperatura przekroczyła 20 stopni C. Można więc było jeść na świeżym powietrzu.
Na wszelki wypadek zastawiłem stół pod namiotową werandą stojącą pośród sosen, tuż za poletkiem konwalii. Wprawdzie kwiatków jeszcze nie ma ale w przyszłym tygodniu pojawią się z całą pewnością.
Obiad był w części wiosenny. Wielki półmisek zieloności czyli sałaty lodowej i rukoli z jajami na twardo, oliwkami, tuńczykiem, pomidorami, ogórkami, papryką a wszystko obficie polane winegretem ( z dużym dodatkiem miodu).

Na drugim półmisku znalazł się przysmak Georgeanne Brennan, o której książce tu pisałem. I pochwaliłem się, że pierwszy jej przepis już mam za sobą. A że kurczak był duży,  to została połowa i kawałek na drugi dzień. Tym razem podane na zimno. Też było doskonałe. Choć miałem wątpliwości czy grzybowy farsz na zimno będzie jadalny. Na szczęście nikt nie narzekał. Nawet ja sam.

Ciepło pozwoliło sięgnąć do lodówki po rose. Była to hiszpańska zarzuela. Bardzo pachnąca owocami i delikatna.  I tylko żal, że w powietrzu nie czuło się zapachu konwalii. Ale nie można mieć wszystkiego naraz.

Wiemy, że będzie coraz cieplej. Coraz więcej kwiatów zacznie kwitnąć. Rozkrzyczą się słowiki. Będzie można jeść pod namiotem nie tylko obiady ale i kolacje. Trzeba więc gromadzić różne rodzaje rose. Na zdrowie!

 

Szparagi, które teraz królują, też są na zdrowie  Fot.P.Ad.