Lecą same do gąbki… nie tylko gołąbki
Trudno znaleźć osoby, które nie lubią drobiu. To mięso smakowite, łatwo dostępne, zazwyczaj proste i szybkie w przygotowaniu. Kurczaki i indyki są przy tym naprawdę tanie i doskonale nadają się na dania dietetyczne. A nieco droższe kaczki i gęsi w różnych kulinarnych postaciach są bywają atrakcją nawet wykwintnych posiłków. Warto więc przypomnieć sobie parę rad dotyczących dań z drobiu a wydobytych ze starych książek i zapisków domowych naszych mam lub nawet babć.
Chudy drób, czyli indyczki i kurczaki, w całości najlepiej piec w temperaturze 200°C, a gdy się zrumienią, dopiekać w 180°C, często polewając je sosem z pieczenia. Tłusty drób, a więc kaczki i gęsi (faszerowane lub nie), wstawiamy do gorącego piekarnika (220°C), a gdy nabierze złotej barwy, zmniejszamy temperaturę do 200°C. Jeśli po 2,5 godziny pieczenia kaczka lub gęś wciąż jest twarda (no cóż, kupiliśmy niezbyt młodą sztukę), wyjmijmy ją z piekarnika, podlejmy gorącą wodą i duśmy jeszcze ok. 30 – 40 minut.
Gęś z kaszą wg. starego przepisu Fot. P.Ad.
*Przygotowanie gęsi i kaczki
Mięso kaczek i gęsi jest bardziej tłuste niż mięso innych rodzajów drobiu. Przygotowując je, trzeba pamiętać o kilku podstawowych prawidłach.
Oba te rodzaje drobiu mają tłuszcz zarówno pod skórą, jak i w środku tuszki. Przygotowując kaczkę lub gęś warto wyjąć cały tłuszcz z wnętrza. Amatorzy mogą spożytkować go, wytapiając smalec. Przyprawiony majerankiem, czosnkiem i jabłkiem jest rarytasem.
Piekąc kaczkę czy gęś, nie trzeba używać już dodatkowego tłuszczu, wystarczy polewać je na zmianę wytapiającym się własnym i odrobiną zimnej wody. W niektórych przepisach doradza się także polewanie gęsi i kaczki pod koniec pieczenia piwem dla uzyskania chrupiącej, rumianej skórki.
W trakcie pieczenia warto nakłuć tuszki w okolicach udek i na piersiach, aby nadmiar tłuszczu mógł się wydostać na zewnątrz.
Bardzo tłuste sztuki doskonale nadają się do duszenia. Pod koniec duszenia można zlać tłusty sos, odstawić w chłodne miejsce, a kiedy zastygnie – tłuszcz usunąć, a sos przyprawić (na przykład łyżeczką octu balsamicznego, suszonymi śliwkami czy sokiem pomarańczowym).
Dodatek ziół, takich jak oregano czy majeranek, powoduje, że mięso zyskuje na smaku i staje się lżej strawne i zdrowsze. Temu celowi służy również tradycyjny w kuchni polskiej dodawanie jabłek.
Coraz częściej w hipermarketach kupujemy nie tylko kurczaki i indyki, ale także gęsi i kaczki w częściach (także świeże, nie zamrożone). Jest to bardzo wygodne, niektóre bowiem potrawy lepiej przyrządzać tylko z udek, inne tylko z piersi. Poza tym przy zakupach możemy sprawdzić, czy mięso nie zawiera zbyt wiele podskórnego tłuszczu.
I teraz chyba pora na zakupy i przygotowanie dobrej uczty z udziałem conajmniej jednego z opisanych tu ptaszków.
Komentarze
Dzień dobry … 😀
kurczaczki pieczone bardzo lubię … inny drób też jest smakowity … i ile różnych potraw można z nich zrobić …
miłego dnia … pogoda sprzyja temu … 🙂
Z całego drobiu najmniej chyba lubię indyki; tzn lubię, ale nie tak jak kaczkę, gęś, czy kurczaka naszego powszedniego. Co mam przeciwko indykom? Nic, prócz zapachu. W smaku są doskonałe, ale zapach nieco zbyt intensywny.
Also – wstałaś już? To żyj nam długo i wracaj na „łojczyzny łono”. Co Ty sobie właściwie myślisz, hę?
Also wszystkiego pieknego z okazji urodzin … 🙂
Dwa razy z rzędu łotr zeżarł wszystko. Trzeci raz nie wpisuję. Do tego kolejna nauczka, żeby nie pisac tak dużo na raz.
Also, wszystkiego najlepszego, zdrowia i smacznych potraw
Dzisiaj na obiad będą duszone pieczarki, ziemniaki albo gruby makaron i surówka z rzodkiewek, koperku i ogórka w sosie jogurtowym
Witam słonecznie i życzę wszystkim tak udanego dnia, jak drób na zdjęciach powyżej. 😀 I znowu człowieczek musi wzdychać. 😉
Also, przesyłam Ci urodzinowe życzenia dobrego zdrowia, szczęścia w samych radosnych dni. 😀
Dla Alsy moc serdecznych zyczen na szczegolny dzien!
Dolacze sie toastem o stosownej porze.
A co do drobiu to przypominam: Duszony kurczak z nadzieniem z kwasnej kapusty, przedtem podsmazanej na wedzonym boczku i wszystkim co do takiej kapusty nalezy. To jest to!
A poza tym, na zewnatrz pochmurno i cieply deszczyk, a to tez jest to, bo musialbym dzisiaj zaczac ze zraszaniem zasiewow.
Wszystkim na blogu milego tygodnia,
pepegor.
Dla Alsy z okazji Urodzin życzenia radości , zdrowia i wielu sukcesów kulinarnych!
korekta: zamiast „w” ma być ” i „, przepraszam.
Stanisławie, dlaczego sobie nie kopiujesz wpisu ? To zajmuje mnie czasu niż powtórne wpisywanie i oszczędza nerwy. Doradza Ci to największy leń RP. 😉
Mnie się nieciekawie rozpoczął dzień bo nie ma ciepłej wody a telefon w warsztacie, gdzie miałam odebrać naprawioną maszynę do szycia, milczy. A ja już od godziny w „blokach startowych”. 👿 A mogłam już mieć okna umyte – wg pogodynki jutro ma lać jak z cebra. 🙁
Dziędobry na rubieży!
Słoneczko czyli klarcia, tak? Kwiatki kwitną u mnie w ogródku, w lasach okolicznych łany zawilców, zjadłam śniadanko i czekam na ogrodniczkę panią Kasię, która już powinna być, ale jej nie ma. Moja pani Kasia sama jest jak kwiatek, z tych pełnych, kolorowych i wesołych. Zawsze uśmiechnięta i nadzwyczaj kumata architektka krajobrazowa, dzielnie radząca sobie z trudami życia. Lubię i szanuję panią Kasię i podobne jej dziewczyny. No, już powinna być i powiedzieć mi, dlaczego moje laurowiśnie tak źle zniosły zimę. Ligustr złoty również. Zielony ma się jako tako, a złoty zdechł. Nic to. Będę kompinować.
W moim ogródku nadzwyczaj pożyteczna jest duża psica Beta (Szanta i kot trochę się dokładają, ale Becia ze swymi wielkimi łapami wiedzie prym). Gdyby nie demolowała mi co jakiś czas kawałka ogrodu, nie byłoby już dawno gdzie sadzić nowości. 😆
Żabo, ruskie bukwy gdzieś są w komputerach i można na nie przełączyć klawiaturę, tylko ja nie wiem jak. Radzę sobie w YT w ten sposób, że szukam rosyjskich wykonawców naszymi literami pisanych – wtedy na boku są z pewnością jakieś warianty rosyjskie. Kopiuję literki albo całe wyrazy i jakoś leci. Trochę upierdliwe, ale działa.
Zgago, pewnie, że kopiuję i prawie nigdy nie mam potrzeby wykorzystania skopiowanego tekstu. Pozostałe przypadki z naddatkiem rekompensują niepotrzebne kopiowania. Ale dzisiaj zżarł mi zanim skończyłem. A za drugim razem nie skopiowałem, bo byłem zły i zapomiałem.
Wczoraj skorzystaliśmy z akcji „Gdańsk za pół ceny”. We włoskiej restauracji wzięliśmy z Ukochaną po zupie z mouli zwanej zupą z muszli. Córeczka jadła krem z pomidorów. Na drugie rodzice wybrali pizzę Calzone – ja dużą, Ukochana małą. Córeczka quattro staggioni. Restauracja-pizzeria Napoli przy Długiej pomimo lokalizacji w oku ścisku turystycznego zachowała zdolność do przygotowywania potraw jadanych z przyjemnością, choć ustępuje gdyńskiej La Fortunie. Jednak wczoraj zdarzyła im się katastrofa. Krem z pomidorów z bardzo dużym stożkiem śmietany … mocno posłodzonej i pachnącej wanilią. Podebrali z materiału przygotowanego do deserów.
Do zup wina nie piliśmy, jakoś maksyma Babci Eufrozyny nas nie przekonuje, choć w zasadzie zgadzamy się, że tylko głupie odmawiają wina do czegokolwiek. No, może do ostrzejszych wersji potraw śledziowych, ewentualnie. Tam poza wódeczką nic chyba nie pasuje.
W ogóle wczoraj spedziliśmy dzień na targach mieszkaniowych i na oglądaniu tego, co na targach wydawało się ewentualnie do przyjęcia. Szukamy mieszkanka dla siebie i drugiego dla córeczki. Przeniesiemy się może w ciągu najbliższego kwartału albo pod koniec przyszłego roku. Tymczasem kontunuujemy remoncik do dalszego mieszkania w starym miejscu.
Gdy pojawiła się oferentka zainteresowana naszym domkiem, którego jeszcze nigdzie nie ogłaszaliśmy, Ukochanej żal się zrobił okropny. Ale mus to mus.
A propos Babci Eufrozyny. Bardzo dobrze pasuje bardzo dobre czerwone wino do bardzo dobrego czerwonego barszczu zakąszanego kulebiakiem, nawet rybnym – byle z grzybami, lub krokietami naleśnikowymi z mięsnym farszem. Kto nie próbował, zachęcam.
Krystyna na wycieczce pogodę miała dobrą … ciekawe jak inne wrażenia … pewnie odsypia podróż …
pepegor bardzo sympatyczna Twoja Druga Połówka … a Pyry uśmiechnięte i zadowolone z wizyty … 🙂
ja się wczoraj schodziłam po Lesie Kabackim aż mnie nogi wieczorem bolały … tylko ludzi już dużo i ci rowerzyści co jeżdżą mimo zakazu …
Panie Lulku toastować to tu będzie komu ale proszę jednak rozsądnie gospodarować swoim zdrowiem …
Czerwone wino pasuje do barszczu i owszem,a także do suma
w czerwonym sosie. Czerwony sos mojego pomysłu składa się
z : 2/3 sosu pomidorowego,1/3 ajwaru oraz 2 kopiastych łyżeczek
czerwonego pesto.Do tego czosnek,zioła prowansalskie i dyżurne.
Sum podany został wczoraj na kolację,goście chwalili 🙂
Weekend minął nam pracowicie : w kuchni,w ogrodzie,
przy wiosennych porządkach oraz towarzysko i rowerowo.
Obyło się bez wypadków-tu życzenia pomyślnej rekonwalescencji
dla Naczelenego Rowerzysty Przyblogowego – Jerzora.
Kwiecień rzeczywiście bogaty w imprezy urodzinowo-imieninowe
i na blogu i wśród wśród rodziny i wśród znajomych,a także
wśród sąsiadów. Nasz sąsiad-licealista w ramach fetowania
swoich urodzin urządził wycieczkę rowerową dla swoich
znajomych. Fajny pomysł 🙂
Zatem spóźnione,ale BARDZO serdeczne życzenia dla NEMO
i niespóźnione,słoneczne życzenia dla ALSY.
Jolinku-trzeba było wpaść do nas i odpocząć !
Jolinku – w Lesie Kabackim przy pięknej pogodzie tłumy i
na spacerach i na rowerach.
Czy małżonek pomagał przy sumie?
Las Kabacki znam od strony osiedli ursynowskich. Od tej strony zniechęca do spacerów brakiem zadbania i śmieciami. Może są miejsca lepiej zadbane.
Dla uściślenia – mieliśmy mieszkanko słuzbowe na samym końcu Pileckiego, a stamtąd do lasu parę kroków, a Ukochana uwielbia lesne spacery.
Jooo`ooo
wspomnienie po weekendzie
to byly kurczeta po polsku. wygladaly podobnie jak na obrazku zanim poprosilismy jednego takiego ptaka pokrojonego wraz z dodatkami. nie uplynelo duzo czasu i mialem problemy. nie mialem juz sily sciskac kierownicy. w zasadzie to juz i biegac nie moglem, ale musialem byc szybszy od biegunki. nie chce wnikac dokladnie co bylo w tym jedzeniu. jak zdarzaja sie takie przypadki to najwazniejsza jest toaleta, nawet przy parkingowym barze.
naturalnie ze chcialem zaplacic po wymyciu rak. za co, tego nie bardzo kumalem. ten kibel wygladalby tak samo bez klozetowej babki. dalem papierowa dyche. reszta miescila sie w dloni. niby calkiem legalna kasa, ale bylem zmuszony wyprac te pieniadze i dlonie jeszcze raz umyc
rozne babki roznie mowia, niektore powtarzaja ze pieniadz nie smierdzi
babki duzo mowia, nie zawsze jest to prawda 😆
Also, wszystkiego najlepszego!
Ryśku, Ryśku, jak się je przydrożne bakutile, to trzeba zawsze mieć ze sobą pigułki na ganiaczkę. Jako osoba zawodowo podróżna zawsze miałam i niejeden raz ratowałam moich ekipantów…
Also – najlepszości!
😆
Serdeczne zyczenia dla Alsy, sto lat!
Z wielkiem coraz częściej się zdarza, że podobne, choć może nie aż tak dramatyczne, przygody spotykają mnie po jedzeniu niewątpliwie świeżym i czystym. Ponoć obca flora bakteryjna potrafi tak działać.
prolog tej sztuki odbywal sie zupelnie gdzie indziej niz epilog. fabula nie byla przyjemna ale do dramatu nie doszlo 😆
Drob bardzo lubie i robie czesto ale nigdy juz pewnie nie odnajde smaku kurek, przygotowywanych przez babcie Pelagie, byly z jej chowu wiec tym smaczniejsze.
Urodzinowo i serdecznie pozdrawiam Alse, ktora pewnie powroci, zmobilizowana przez kanadyjska przyjaciolke 😉
Nisiu, czy pani Kasia jest rownie sympatyczna jak Michalina?
Z florą i fauną to miło mieć do czynienia podczas wiosennych
spacerów,ale chroń nas Panie Boże od obcej flory bakteryjnej !
Miewał człowiek róźne przygody tego rodzaju i nic przyjemnego
to nie jest,szczególnie poza domem.
Alino- Twoja babcia miała na imię Pelagia ? To tak,jak moja mama.
Tak Danusko, ladne imie, prawda?
Alino – pani Kasia jest sympatyczna szalenie, w nieco innym typie niż Michalina, bo bardziej żywiołowa. Nie przyszła dzisiaj, wpadł natomiast sam szef, czyli prototyp szefa Michaliny, jak najbardziej, nawet uzgadnialiśmy nazwisko (inne ma, co najmniej równie ładne jak Radwański, a na imię Wojtek, nie Henryk). Też b. miły z niego człowiek i też się opiekuje kotami. Kiedyś robił za kocią mamę, karmiąc kilka kociąt co godzinę pipetką…
Ja często opisuję prawdziwych ludzi, jeśli jestem zaprzyjaźniona. Mamy wtedy sporo zabawy. Do Wojtka przychodziły stałe klientki z książką w rękach i pytały: ojeju, to pan? A on się śmiał, bo ma poczucie humoru. Podobnie było ze Stryjkiem z Romansu na receptę – Stryjuś do tej pory siedzi w Bacówce i do niego też przychodziły kobitki, sprawdzać, czy prawdziwy.
I niech mi kto powie, że życie nie jest zabawne!
Alino- lubiłam zdrobnienie Pela.
W pracy natomiast mówiono do mamy Pola (?)
Stanisławie- do suma zrobiłam jedynie sos,całą resztę roboty,
tej niewdzięcznej związanej ze sprawianiem ryby,wykonał
oczywiście Osobisty.Ryba podana była bez skóry,bez ości
i pokrojona na niewielkie kawałki.
Pelagia ? Miałam w podstawówce koleżankę z rodu prymusów o tym imieniu. Rodzina jednak uszczęśliwiła ją zdrobnieniem „Pelcia” i tym sposobem imię to jest u mnie na indeksie.
Nisiu, dzieki za komentarz. Rozumiem, skad sie bierze wrazenie, ze to autentyczne postacie.
Czytalam wlasnie artykul na temat tego islandzkiego wulkanu. W okolicy mieszka Francuzka, ktora wraz z mezem Islandczykiem, prowadzi hodowle baranow i koni. Zdjecia sa fajne, popatrzcie prosze, a szczegolnie Zaba.
http://www.hekluhestar.is
Pyro-może być jeszcze Pelasia, też moim zdaniem nie
najszczęsliwsze.
Dzień dobry Szampaństwu!
Mobilizacja już się odbyła (telefon o 7-mej rano 🙄 ), ale jak znam życie, Jubilatka jeszcze powisi na telefonie, zanim zajrzy tutaj.
A wpis jak najbardziej pasuje, bo Jubilatka jest mistrzynią w przyrządzaniu kurczaka po polsku – jadłam, to wiem 🙂
Ja natomiast – jak zwykle nieskromna – całkiem nieźle przyrządzam przepiórki „na dziko”, a roboty jest przy jedzeniu tyle, że więcej kalorii się straci, niż wtrząchnie, co ma swoje dobre strony 🙂
Przepiórki powinny być wpisane na indeks dań odchudzających!
Zdrowie Alsy po raz pierwszy (lapsangiem) !
Ojj… Taka kaczuszka nadziewana kasztanami…. Wspanialosci!
Przypomnialo mi sie, ze mam jeszcze watrobke kacza w zamrazalce. Upieczona bedzie jak znalazl na kolacje z lokszami (slowacki: lokse).
Pozdrawiam wszystkich serdecznie 🙂
Moją „starszą” Bliźniaczkę nazwaliśmy Heleną. Ostatnim słowem obrazy, tuż przed awanturą na skalę globalną i rękoczynami ( o groźbach karalnych nie mówiąc) było nazwanie jej przez Siostrę „Helcia” albo i „Hela”. Lena wpadała w groźny amok i ruszała do boju. Nie zawsze wychodziło jej to na zdrowie, bo Ania była jakoś zgrabniejsza w te klocki i chyba silniejsza. Efekt przewidywalny. Samo imię i skrót Lena jej się podoba, ale Helcia…. służy wyłącznie do przywoływania Ryby do porządku. Lubi również kiedy Matka przymila się pierwotnym brzmieniem imienia Selenai.
… nie ma dnia, żeby w prasie nie wyczytać czegoś w rodzaju:
„Trudno mówić tutaj, że pan marszałek nie miał pełnej wiedzy”
„Komorowski podejmował decyzję o powołaniu Michałowskiego na p.o. szefa Kancelarii Prezydenta mając wiedzę, że (…)”.
Osoba, która wymysliła to „nie mam wiedzy” powinna być doprowadzona w trybie doraźnym pod sąd. I skazana na baty. Wiele batów na goły tyłek, o!
Oj… z imieniem to ja mam teraz problem… Dla mojego Synka. Musi byc pieknie w wielu jezykach… I dylemat w zwiazku z tym jest straszny.
Piękny w wielu językach jest Wawrzyniec. Laurenty, Lawrence, Larry… hehe, mam takiego jednego w domu.
Jan się sprawdza. Piotr i Paweł. Marcin – Martin. Karol – kędy Szarlemań jest waleczny???
Witam,
Serdeczne zyczenia dla Alsy, moc zdrowia i pysznosci wszelakich.
daj Mu Yan 🙂
Niestety Jan i Filip sa w rodzinie. Piotr jest przerabiany na Petera, a Karol w wielu jezykach to imie zenskie. Pawel i Wawrzyniec tez juz sa, Nisiu :). Coz, ale to chyba nie temat na blog kulinarny 😉
Oczywiscie: nie niestety, ze sa, tylko niestety juz te imiona sa obstawione 😉
Ależ tam… problemy z imionami 🙄
Nasz młody ma na imię Maciek – i całkiem dobrze to funkcjonuje, nikt nie ma kłopotów z wymawianiem. Moje imię też wymawiają po polsku, a nie jakieś tam Alice. Amerykanie i Kanadyjczycy bardzo szanują imię i nazwisko – i zapamiętują, jak je wymawiać. Jak się przedstawisz – tak wymawiają.
Funika,
a gdzie Ty swoją drogą jesteś?
Proponuję Wojciecha 🙂
Funika – my tu o wszystkim gadamy : od wychowywania dzieci, poprzez racjonalną hodowlę współmałżonka, do obsadzania rządu światowego. Tylko ostre dyskusje polityczne i światopoglądowe wyrzucamy do sąsiadów , bo o różnych sprawach sołecznych też gadamy.
Tak myślę o tych imionach – najłatwiej jest z krótkimi – jedno, dwu sylabowymi (Alan, Aleks, Arpad, Oskar, Otto, itp) Praktycznie w każdym języku brzmią tak samo.
Alicja, wlasnie od niedawna przebywam w Luksemburgu, a przenioslam sie tutaj z Irlandii. Naomiast moj luby jest Slowakiem. I tak wlasnie powstaje glaimatias jezykowy.
A imiepowinno byc (paradoksalnie) tradycyjne polskie, ale rownoczesnie miedzynarodowe. No i masz babo placek!
A Wielkim Ksiestwie mamy trzy jezyki: Francuski, Niemiecki i Luksemburski.
To ja widzę tylko jedno imię – Stanisław, Stanley Wojciech jest czeski)
Witam,
Wycieczka do Krakowa była bardzo udana. Odwykłam już wprawdzie od takich zbiorowych wyjazdów, ale towarzystwo było bardzo spokojne i kulturalne, więc nie mam do czego się przyczepić. Męcząca była tylko podróż. A Kraków tonie w świeżej wiosennej zieleni. Widać bardzo dużą różnicę pomiędzy północą a południem kraju. Pogoda dopisała, można było chodzić bez kurtek i swetrów. Tym razem nie kulinarna strona eskapady krakowskiej została potraktowana marginalnie, ale ponieważ wycieczkę kończyliśmy pobytem na krakowskim Kazimierzu, wybrałam się z moją koleżanką do restauracji ” Klezmerhojz”, gdzie podawana są potrawy wprawdzie nie koszerne, ale rzeczywiście pochodzące z kuchni żydowskiej. Zamówiłam czulent , który jest typowy dla tej kuchni. Niestety, mnie niezby smakował. Raz mogłam go zjeść, ale nie wiecej już nie. Jest to rodzaj gulaszu z wołowiny, fasoli, ziemniaków i jeszcze czegoś.Całość miała kolor brunatny, smak był dość ostry, ale wyobrażałam sobie ,że jest smaczniejsza. No, trudno. A pieczonego kurczaka zabrałam z domu i jadłyśmy go na zimno na kolację.
O innych wrażeniach napiszę jeszcze przy odpowiedniej okazji.
Tymczasem składam zaległe i aktualne życzenia solenizantom i jubilatom. Wszystkiego najlepszego !
U nas w rodzinie także jest poszukiwane imię dla chłopca. Mnie także poproszono o sugestie. Niektóre dobre imiona jak Andrzej, Konrad, Krzysztof są już zajęte. Tymczasem proponuję Jana, Jędrzeja, Huberta, Tadeusza. Na razie jest kłopot.
Sławomir!
Funika, ale Cię rzuca po świecie!
O proszę, Tadeusz – piękne imię. Stanisław – także zarówno. U nas się imienin nie obchodzi, nie mam kalendarza imieninowego. Hubert to takie nie za bardzo polskie chyba, Krystyno? Na pewno myśliwskie 🙂
A propos, mam znajomych, którzy swoim dzieciom nadali takie imiona: Dobroniega, Bożydara i Dobrogniew 😯
Na dobroniegę dzieci w szkole wołały – Noga 🙄
Zawstydziliście mnie tą pamięcią serdeczną – dziękuję za nią, jak również za wszystkie piękne życzenia! 🙂
Bardzo slowiansko…
A mnie przyszło do głowy imię Donald ! No dlatego ,że dzisiaj
była mowa o kaczorach, kaczkach i innych indykach 🙂
Polski ten Donald wprawdzie nie jest,ale brzmi tak samo
w wielu językach.
Znalazłam kalendarz z imionami! Z ’85 roku, coś mi po głowie chodziło, że przecież miałam… Przejrzałam – imion ci tam, a imion. Czy Olgierd to polskie imię? Ładne.
Kiedy nasz brat się urodził – ojciec, ja i starsza siostra sterczeliśmy nad kalendarzem imiennym i jednogłośnie wpadliśmy na Sławomira, nawet nie dyskutowaliśmy.
Młodsza siostra miała być Dorotą, ale pani w urzędzie zapisała Danuta – i tak zostało.
Nad swoim też się nie zastanawiałam – jak się urodził, stwierdziłam – o, Maciek… no i tak zostało 😉
A miał być Józek, nie wiem, skąd mi ten Maciek się wziął 🙄
Józefa by pewnie przerobili na Josepha (nie ma tu „o” z kreską), a Macieja nie ruszają, to zreszta tylko w oficjalnych papierach typu paszport czy dyplom uczelniany, poza tym Maciek.
Danuśka,
a ja mam problem ze zdrobnieniem Donalda – bo Donald to taka powaga, a Donek… eeeee….
Zaraz tak namieszamy Funice, że będzie żałować, że prosiła o poradę 😉
Donald odpada. Stawiam na klasyke. Jakos ten Stasiu do mnie przemawia, Stanislaw, Stanislav, Stanislao… Na szczescie jeszcze czasu dosc na zastanowienie 🙂 Nie mniej dziekuje za wszelkie pomysly.
E tam- z tym Donaldem to taka podpucha była…
Też bym nie nazwała syna Donald.
Przypomniało mi się!!!
„Każdego marzyciela przybijcie mi do krzyża w trzydziestym roku życia, bo poznawszy świat i jego matactwa, oszukany – stanie się łotrem”.
Co się namęczyłam, szperając po tych zakamarkach pamięci, to się namęczyłam. Ale autora wam nie podam, zgadnijcie!
Kaczka? To najwyzej cala w buraczkach!
Funika proponuje Milosz/Milos bedzie po polsku i slowacku
Olgierd jest litewski. Bardzo godne imię, książęce.
A może z króló? Kornwalia się kłania. Marek (ten od Tristana i Izoldy), no i Artur. Robert też jest międzynarodowy. Hendryczek?…
Roman – w niektórych krajach facet miałby na imię „powieść”, to ładnie.
Emil. Wszędzie taki sam.
Ale zamieszania narobilam… Nikt nawet nie zwrocil uwagi na zagadke Alicji…
Michał brzmi bardzo ładnie … no i Marek też nie jest zły .. może Adam …
Ile razy wchodzę do kuchni (bezgłośnie, bo nie ma drzwi do kuchni, wszystko tutaj oprócz łazienki i sypialni jest bezdrzwiowe), tyle razy robin pod daszkiem zrywa się z gniazda, nad którym tak pracuje od paru dni i odlatuje jakby w strachu. Po licho tam buduje gniazdo?! No dobra, to niech tak się bawi, ja już przestałam wychodzić na ogródek kuchennymi drzwiami.
Co gotujecie?
Ja mam ugotowane malutkie ziemniaki czerwone, ze skórką. Są jajka… sałata… jest kapusta kiszona i główka zwykłej kapusty, kupiłam, żeby zakisić, ale mogę coś z niej zrobić. Są szparagi…i pieczarek z pół kilograma, sałata jest, ogórek i pomidory… ej, bogata jestem! Tylko jeszcze nie mam pomysłu, co by tu. Zauważyłam, że im mniej w lodówce i spiżarni, tym lepiej, bo jest co jest – i tym trzeba się obejść. I wychodzi znakomicie!
Ostatnio w Baltic Deli chciałam zakupić smalec ze skwarkami. Spojrzano na mnie tak, że zastygłam całkiem jak żona Lota, nie Jerzora (on się był na mnie spojrzał), i odstawiłam te skwarki z powrotem na lodówkową półkę.
Ja potrzebuję zaledwie nieco ponad pół kilograma smalcu na rok!!! Wiem, bo zwykle kupuję dwa takie pojemniki, cirka ebaut cuzamen do kupy będzie tego lekuchno ponad pół kilograma.
Niezbędna rzecz przy niektórych potrawach. A tu się patrzy na mnie jak na podstępnego mordercę, że tłuszcz i te rzeczy. Smalec, masło, oliwa, olej – tak! Margaryna – WON!
Potem żre się kilogram orzechów, pół kilograma migdałów, w ukryciu tabliczkę czekolady i kromuchy co pół godziny („no przecież nic nie jadłem, tylko kromkę!”). Postraszyłam, że z takim brzuchem to nie ma się co pokazywać na Zjeździe, bo dziewczyny nie będą chciały na niego patrzeć. No nie da się ukryć, przez zimę w sadełko się obrosło, bo i napychać się lubi…
Do tego czasu zrzucę – powiada.
A niech sobie nabiera, zrzuca i cokolwiek, tylko niech mi nie płacze, że spodnie się w praniu skurczyły chyba. Akurat!
…mówiłam,
że namieszamy Funice i zupełnie zgłupieje, co tu wybrać, a i Krystynie namieszaliśmy nieźle z sugestiami, które ona ma sugerować 🙄
Niezła z nas banda!
O, a gdzie Brzucho?!
Adam – no pewnie.
Egon też fajny. W przedszkolu (polskim) miałby ksywę Ogon.
Alicji zagadkę wszyscy zauważyli, tylko nikt nie wie, czyj to cytat, więc wszyscy udają, że niby nic.
Denis.
Lepiej nie mówić, jak nazywaliby go kolesie przedszkolacy.
Albercik.
Nisia- jeszcze trochę i zaproponujesz Albina !
Zresztą imię mojego nieżyjącego już wuja.
że nie wspomnę o Siwaku !
Oho, dzieciaki potrafią. Już tu kiedyś opowiadałam, jak to mój Staś w pierwszej klasie matrwił się, że nie ma przezwiska; inni chłopcy mają takie fajne ksywki, a Staś jest Staś i kropka. Aż wreszcie przyszedł cały szczęśliwy, że on też. Poprosił chłopaków i jego też nazwali. – I jak na Ciebie wołają? – zapytał Rodziciel przy obiedzie.
– Kody-Dupa – nadął się dumny świeżo pasowany.
No i o mało nie zostałam wdową o 30 lat wcześniej, bo mi się ślubny kotletem mielonym zakrztusił. _ To tak moje nazwisko sznujesz? – ryknął wreszcie, kiedy dech mógł złapać.
– To wca;le nie jest taty nazwisko, tylko pół! Oni tego – niak od Kodyniaka nie mówią! płakał następca tronu. I tak Rodzic mu całą radość zepsuł.
Autor, autor! J.W.G. – tak mi się zdaje, pewności nie mam.
I kojarzy mi się to – być może źle, bo te lektury były sto lat temu, a pamięć dziurawa cokolwiek, z „Cierpieniami młodego Wertera”.
Proponuje Adama.
Nisia… 😉
Tutaj imię Denis jest dosyć popularne, na moment przystanęłam, żeby pokojarzyć, co Ty sugerujesz 🙂
A ładne imię. Dionizos, o! Mnie się to zaraz z winem kojarzy 🙄
WandaTX pisze:
2010-04-24 o godz. 22:05
Orca, wydawalo mi sie, ze odpowiedzialam. Nie widze – to jeszcze raz:
nie bede im towarzyszyc , wiec dziekuje za zdjecia!
Szczegoly Basia przysle za troche.
Dzieki.
Wanda,
Czekam na szczegoly podrozy.
Zycze ‚pioneers’ udanej wyprawy.
Funiko, a moze Stefan?
Alino – nazwałyśmy już ze dwa przedszkola i Funika musi mieć niezły mętlik w głowie. To tak, jakby wertowała kalendarz imion
Pyro…
„Funika musi mieć niezły mętlik w głowie. To tak, jakby wertowała kalendarz imion”
A mówiłam… cierpienia młodego Wertera, lub wertującej Młodej 😉
Funika, jak Ci?
A poczekajmy na ósmą – to będzie jak u Słowackiego (o ile dobrze pamiętam) – pociągniemy hausta, a potem „jak się rozogni myśl – napiszę Fausta!”
Własnie, czemu nie Faust?
Albin, bardzo ładnie. Od razu Radost się kłania i Gucio.
Jak Cucio to Cezar.
Jak Cezar to Juliusz.
Jak Juliusz to Słowacki.
Jak Słowacki to Beniowski.
Jak Beniowski to „Maurycy August Kaźmierz miał z imienia”.
Funika, żyjesz???
😆
Alicjo, a pamiętasz może, kto wymyślił „Cierpienia młodego Wertera i starej Werterowej”???
Pyro, wiem, co za duzo to… To tak sentymentalnie wspomnialam Stefana, imie mojego niezyjacego juz taty.
Nie wiem, czy się przyznać, ale nie mogłam tych cierpień strawić w żaden sposób, Żadna zła miłośc, żadna wymyślona miłość i żadna miłość wzdychulców nigdy nie budziły mojej empatii. A niech się zabiją, tylko niech nie nudzą.
No jak tak możecie ? Mam całą klawiaturę zalaną łzami, brzuszysko boli, jakby po nim źrebaki Żaby skakały. 😆 😆
Pyro, Ty siądź i napisz książczunię ze swoimi wspomnieniami. Zaklepuję sobie prawo pierwokupu. 😆 😆
Nisiu,
pamięć to ja mam dobrą, bo krótką! I na pewno nie ja te cierpienia starej Werterowej, żebym tak zdrowa była! Nawet nie wpadło mi w ręce, o pamięci nie mówiąc 🙄
Pyro,
ja się przyznam bez bicia – za młodu byłam jednym wielkim chodzącym cierpieniem (może nie młodego Wertera, ale róznych takich cierpiętników),
i cierpiałam za miliony. Potem mi przeszło, bo ileż można cierpieć 👿
Alicjo – za bardzo młodu, to my byłyśmy nieszczęśliwie zakochane m.w. raz na dwa tygodnie. Zakochanie szczęśliwe nie liczyło się wcale i było raczej krępującym przypadkiem. Osobiście nigdy nie wiedziałam, jak tego „szczęśliwego” się pozbyć.
Ale mi przykodowalo 999b. Trzy dziewiatki da sie wytrzymac ale na koncu „b”. Niby za co. Zrobilem dzisiaj dokladny przeglad domu i odkrylem slady wlamania. Znowu lodówka jest pelna dla niezlej kompanii marszowej. Podejrzenie padlo na sasiadke która ma klucz do mieszkania. Z poczatku wypierala sie udzialu we wlamaniu ale wreszcie przyznala do wspóludzialu. Uzgodnilismy, ze jej dzieciaki moga bobrowac w ogródku ale zawsze z udzialem doroslej osoby bo te najbardziej trujace rosliny sa najladniejsze. Tesciowa sasiadki odmówila pomocy ale pozostale ciotki zaoferowaly opieke nawet pod warunkiem obowiazku wrzucania dzdzownic do kompostownika.
Wiele wskazuje na to, ze od czasu do czasu powinienem porwac jakas pania i ulotnic sie w sina dal. Z chlopami to ja moge pojechac na piwo ale co to za dal. Przy okazji donosze, ze w ogródku Jolki ktos nasadzil pelno kwiatów w najrózniejszych kolorach. Do tego czynu bez bicia przyznal sie sasiad i nawet powiedzial dla kogo.
Tak to jest udac sie w podróz misyjna
Wszystkim polamancom zyczenia powrotu do zdrowia i wziecie przykladu ze mnie który wypadl z ewidencji.
Pan Lulek
…a jakie wiersze pisałam 🙄
I mam to gdzieś jeszcze, bo ś.p. Edzior (stary przyjaciel) zbierał je skrupulatnie i kiedyś mi przysłał. Drukowane były… i wieczorki poetyckie miewałam, to dopiero ale zawierucha!
Przeszło jak grypa w Naprawie, też szalała przez chwilę.
Panie Lulku, nawet Pan nie wie, jaką radość mi sprawił Pana wpis z kodem 999b. 😆
Myślę, że dzisiejszy toast (oprócz obowiązkowego za szczęście jubilatki Alsy), już spokojnie może Pan o 20:00 zapodać. 😆
Panie Lulku, musisz wiedzieć, że my to wszystko sprawdzimy przez posły. I w razie dużych rozbieżności między zeznaniami, a stanem faktycznym, wybierzemy liktora z rózgami
Alicjo, to może i bez nieszczęśliwego zakochania napisałabyś wiersz?
Pogoda już mi się „kici”, no co jest z tą Klarcią, zaraziła się ode mnie lenistwem ? A ja się już przecież poprawiłam. 🙁
„Moje” szparagi zgniją na polach i co będzie ?
Pyro,
za bardzo młodu to u mnie częstotliwość bywała raz na tydzień 😉
Jak nie Mietek, to inny Janek lub Zdzicho. Jankowi i Zdzichowi przyznałam się po latach (niedawno), a oni, ze ślepi byli i bardziej ich kopanie piłki bawiło, niz dziewuchy. Janek podwoził mnie na rowerze do szkoły (miałam 2 km z Bartnik) i do dzisiaj to pamięta, że taka sierota wystawała przy mostku na Młynówce, i wskakiwała na bagażnik. Ja z kolei pamiętam Jasia ortalionową kurtkę typu „olimpijka”, w zgniłozielonym kolorze i taka jakaś inaksza była, bardzo mięciutka i delikatna. No co! Czasami wjechał w dołek na drodze, to musiałam się chycić Jaśka!
Od Alsy:
„Moje podziękowania za pamięć i życzenia wiszą w poczekalni od 15.09 i nie wiadomo, jak długo jeszcze tam powiszą, więc mam prośbę do Ciebie – przekaż w moim imieniu serdeczne podziękowania, a ja odezwę się jeszcze, jak już tylko mnie wpuszczą na blog.”
Zgago,
no co Ty… jak człowiek nie cierpi, to jak tu ukręcić wiersz 🙄
Zauważcie, że zaginęła nam sobotnia solenizantka. Nemo, hop, hop!
Haneczka przebywa na emigracji wewnętrznej;
Żaba ma gości (w sezonie stan pernamentny),
Eska nie widzi, co pisze,
Młodsza pisuje tylko wtedy, kiedy blogowo milczy Starsza,
Brzucho sie do nas zniechęcił (chyba)
Iżykowa mała Zosieńka już zaliczyła 2 tygodnie leczenia szpitalnego (infekcje)
Cygnet pod kpt z.y. pływa dla chleba
Ana z Krainy Wiatraków pisuje raz w kwartale,
Echidna robi pewno jesienne porządki w ogrodzie,
Magdalena?
Nie lubię, kiedy mi się bractwo rozłazi jak kociaki z koszyka
Pyro, zapomniałaś jeszcze o Haliczku. Też już się baardzo dawno nie odzywała.
nemo pojechała na urlop z Osobistym chyba na 2 tygodnie ..
Barbara też się wycisza …
jotka też mało pisze .. pewnie dużo zajęć ma ..
cichal przycichł jakoś …
Nemo nie zaginęła, nemo zapowiedziała, że 2 tygodnie urlopu męża, wzięła ten tego tam w troki i wybyła.
U mnie 20C i średnio-słonecznie. Czeka na mnie jeszcze jedno okno do umycia, a mnie sie tak nie chce 🙄
Zaraz też przestanę widzieć, co piszę, bo znowu mi wrócił katar 👿
Chyba pójdę wykopać kawałek chrzanu, zetrę i zastosuję.
Pana Lulka też by trzeba było ochrzanić 🙂
Chcę powiedzieć (z godnościom), że przebywam na emigracji wewnętrzno-zewnętrznej. Kulinarnie ostatnio leżę i kwiczę, same odgrzewańce 🙁
Kawałkiem ducha jestem tu ciągle 🙂
Alsa, nie chowaj się po kątach. Uśmiecham się zachęcająco 😀
Haniś – jak ty z godnościom, to ja wężykiem. Czy uczepiłaś się ziemi, jak św.p.Ślimak? To ja wybaczam – wielkiej urody ta Placówka
Panie Lulku,
O tych polamancach to niby o mnie???
Jezeli tak to za pozdro nisko sie klaniam i dziekuje.
O, i matahari37, też już wieki nie było. 🙁
Słuchajcie, ktoś medialny chce ze mną zrobić interwiu na temat mojej miłości w krzakach. Na razie bałam się przyznać, że nie figlowałam w krzakach, a to, co figlowałam… to się za nic nie przyznam. Może byście wymyslili co nieco na temat miłości na łonie przyrodniczym? Co Wam szkodzi. Wyszłabym na yntelygentkę z przeszłością, a tak to mi sama yntelygencja zostanie. Trochę wstyd. Co to za pisarka bez miłości w krzach?… 😳
Zdrowie Blogu maderą – otworzyłam sobie taką dziesięcioletnią rezerwkę, najbardziej w niej lubię posmak suszonych śliwek, takich lekuchno podwędzanych wytrawnych (choć całość słodka – ale też bez fanatyzmu). 😎
Pyro, ziemi się czepiam, kiedy tylko mogę, bo ona pomaga, a ostatnio ma na co 🙄 Jutro brzęknę.
Nisiu, tylko nie chruśniak, tam straszny tłok 😆
Róże niezłe, można połączyć ekologicznie z akupunkturą 🙄
Najlepiej wrzosy. To tylko krzewinki, ale za to miękkie. Chyba. Nie uprawiałam 😳
Panie Lulku a gdzie toast ? Obowiązek wzywa !!!
Haneczko, no, ja też nie, ale z czymś muszę godnie wystąpić!!! Wrzosy niezłe, z pewnym odcieniem patriotycznym. Tylko boję się, że nie wytrzymam i powiem, że był wrzesień, my tu bara-bara we wrzosach, a na głowy nam bomby leciały.
I co?
I trafiły wszystkie jak jedna…
Aj, Haneczko, jakież nieporozumienie! Ty nie uprawiałaś wrzosów, a ja seksu w tychże. Ale same wrzosy uprawiałam i moim zdaniem one muszą uwierać.
Róża na dziko rośnie strasznie kolczata, odpada.
Also, Twoje zdrowie 😀
I oczywiście zdrowie całego Blogowiska. 😀
Nisiu, to jeszcze za te bomby na wrzosowisku. 😆
Bum, bum, Zgago.
Bum, bum, Te Deum.
Hura, hura, nasz piecyk cudem zreperowany,
lecz Osiołek Porfirion to gość podejrzany (biją Porfiriona).
Ja tylko jeden maciupci kieliszeczek, słowo! Ale chyba wezmę drugi, jest bardzo dobre…
Zgago
bywa, bywa, ale sama postanowiłaś, że po północy już nie klikasz 🙂
najlepsze życzenia urodzinowe dla Alsy
wracam do pracy, przysiądę do stołu nieco później
Nisiu, a uprawiałaś na trawce, w kotlince, tuż przy pagóreczku maciupcim? Miłość, jak miłość – zawsze z boku wygląda głupio i pokracznie, ale uprawiającym… No i, rozumiesz, tu zaangażowanie wielkie, a tu człek przytomniejąc ocknie się na szczycie pagóreczka (z zaczynał w kotlince) To dopiero miłość co uskrzydla – jak nic 3 m różnicy poziomu.
1111 – ten kod się zapytowywuję, za co biją Osiołka Porfiriona ? 👿
No za co, ja protestuję. To już nie te czasy, ja lubię osiołki.
Matahari, aleś mnie ucieszyła, że bywasz. 😆
Pyro, 😮 😉
Jutro spróbuję, zamówić u Pań z „mięsnego”, nerkówkę cielęcą ale z nerką. Ciekawa jestem czy mi się uda. Mam już od kilku lat pypcia na nią. A przecież zbliża się dłuugi weekend i zrobiłybyśmy sobie z Siostrzenicą ucztę na cztery fajerki.
O matko…
to ja nawet w malinowym chruśniaku! I mam dowody!
http://alicja.homelinux.com/news/W_malinowym_chrusniaku.jpg
O kurde… to by ło dawno i chyba nieprawda 🙄
… i te szydełkowe sama udziergałam podczas ciężkiej choroby w nadzwyczaj młodym wieku, po szpitalach się szlajając już to na zółtaczkę, już to na zapalenie stawów. Jak człowiek wyszedł, to chciał pożyć!
A to był faktycznie chruśniak. Wizytuję od czasu do czasu 😉
Ale już się nie wygłupiam – ja bym się, dla wspomnień, ale kto siwy i stary, to i wygodny. Jasny gwint 🙄
O, jeszcze historyjka o miłości odrzuconej, niekonsumowanej i zziębniętej :
trzy namioty ustawione przez miastowych (czyli głupio) nad jez. Barlinek. Jezioro w niecce głębokiej, której stoki zarasta las mieszany, gęsty i do łażenia nieprzyjemny. Natomiast jeśli ktoś miał romantyczne zamiary, to ho, ho – ani człeka, ani zwierza. No i te namioty postawione tuż za malutką plażą, na spłachetku trawy o jakiej 2 m od linii pierwszych drzew. Każdy głupi od razu pomyśli, że ta „puszcza” wokół taka gęsta, bo dobrze nawodniona, mimo stromizny. Z wieczora było miło – malutki ogienek, kolacja, moszczenie gniazdek. Jedna z pasażerek motocykli ( a, tego nie powiedziałam – dojazd WFM i WSK, dziewczyny na siodełku tylnym) uparła się, że ona „nie taka”, do żadnego namiotu z facetem nie wchodzi, ona się szanuje itd. Zrujnowało to oczywiście plany ogólne, bo panny trzeba było ulokować hurtem, a chłopacy spali w ustawce 2:1. O drugiej w nocy zaczęło być chłodno. Otuleni we wszystko, co było możliwe, zasnęliśmy jeszcze, o 3.00 nikt nie zobaczył by swojej ręki – mgła gęsta, jak ciasto. Zimno przeraźliwe (22 lipca, w dzień ok 30+), mnie zrobiło się nieznośnie zimno z lewego boku – acha, nie ma tej „porządnej, co to nie taka” I nagle w tej mgle głuszącej wszystko rozległ się oburzony tenorek : „Ico? Może mam dla ciebie teraz buty zdejmować? I co jeszcze?” Płaczliwej odpowiedzi nie dało się odszyfrować. Ok 9.00 znów było ciepło i słonecznie. Mój ślubny (byliśmy rok po ślubie) pytał mnie rano, co to się w nocy działo i czemu Lechu pysk darł. Tłumaczyłam, że mu się musiało przyśnić.
kod ff55 – jak „bum, bum”, Alicjo, ja go sobie pięknie rozszyfrowałam; fajna facetka na dwie piątki. 😆
Pyro, 😆 😆
Nisia,
prosto z mostu i bez hipokryzji było tak, że jak miłość w krzakach, to „męcizna” uwalał się na panienkę, a ze tam jakis kamień czy co tam, konar świerka czy co, to niewiele go obchodziło, a jak panienka zaprotestowała i uwaliła się na pana, no to wtedy były cierpienia młodego Wertera, o!
Bo krzyżem powalon, i jeszcze na jakichś korzeniach, i w tyłek czy co tam go kamol uwiera… Wertera!
I gdzie ta Nisia? Wystarczy jej tego wkładu koleżeńsiego w doświadczenia życiowe?
A „Cierpienia starej Werterowej” napisała Barbara Hoff 😉
Najlepszego dla Alsy! 🙂
Nareszcie mnie wpuścili! Wiadomo, że nikt nie będzie zaglądał na komentarze z godz. 15, więc pozwolę sobie powtórzyć:
Zawstydziliście mnie tą pamięcią serdeczną – dziękuję za nią, jak również za wszystkie piękne życzenia.
Wznoszę toast za Wasze zdrowie! 😀
Alsa – żeś Pyrze ciężko podpadła, to jasne, ale czym Łotrowi, że Cię nie wpuszcza?
To widzę,że się zrobił wieczór pikantnych wspomnień 🙂
Wiadomo blog kulinarny – raz trochę polukrują
i słodkościami częstują,a kiedy indziej sypną pieprzem
i słone przysmaki serwują !
Aaa, Pani Kierowniczce dziękuję, bo już mnie zaczynało męczyć!
W ogóle dzięki za tyle poświęcenia przyjacielskiego, coś tam sobie uwiję, historyjkę znaczy jakąś. Pyro, ale czy nie uważasz, że z tym pagórkiem maciupcim to jest raczej odwrotnie: na pagóreczku się zaczyna i do dolineczki zlatuje na pysk wskutek zbytnio rozszalałych namiętności.
Zgago, osiołek dostał wpiernicz od Narodu, ponieważ zreperował piecyk.
Lat już dziesięć tu stoimy (mówi Lud),
a piecyk dymi i dymi.
Ach, geopolitycznymi
racjami jesteśmy wyni.
(szczeni).
No i osiełek reperuje piecyk, a Lud robi mu słuszny kęsim, bo co się będzie osieł wymądrzał.
Ha, Nisiu, niewierny Tomaszu! Spróbuj. Na sliskiej trawce pojedziesz w górę, ani się spostrzeżesz.
Łotr to chyba przez Alicję – za ostatniej bytności u mnie coś takiego zrobiła, że mój nick wyświetlał się na czerwono, a po kliknięciu na niego pokazywała się strona www. Alicji. W żaden sposób nie udawało mi się tego zmienić. Gdy padł mi twardy dysk i straciłam wszystkie dane, w nowym komputerze zalogowałam się już bez tego dodatku, więc chyba Łotr mnie nie rozpoznał.
Pyruniu, czy Ty mi proponujesz jakieś zajęcia praktyczne?
Może by warto zrobić jakie seminarium u Żaby!
Białym winem od Pepegora (wczoraj 0,5 butelki, dzisiaj 0,5) Twoje zdrowie Alsa
Łoj, Lis jest, idę się upolityczniać! Zara wracam, upolityczniona.
Nisiu, jam konserwatywna; żadnych zajęć grupowych. Sama musisz zadbać o rozrywkę : ja Ci tylko mówię, czym się to skończy (a raczej gdzie się skończy)
Ojej, ja sie wylaczylam, a tutaj tyle wspanialych propozycji immienniczych. Cala armie nazwac bym mogla. I kazdy milby imie jedyne w swym rodzaju :). Coz za tworcze towarzystwo 🙂
O czym gadają baby niejednego chłopa już irytowało. Podczytując zaległe poczułem się nagle, jakbym uchu przyłożył do drzwi damskiej toalety. A żadnego chłopa tu niema. A ja się pytam Alicjo, czy taki korzonek pod łopatką bardziej dokucza niż cztery litery bezbronnie wystawione komarom? W tej tam chwili może nie, ale nazajutrz!
Witam Alsę i na jej urodziny wznosze nalewką Pyry!
🙂
dobry wieczor!
u mnie lepiej, choc generalnie czasu i tak brak, jedzenie z puszek i pudelek kroluje albo makaron z sosem
a, no i czesto pijam wina wloskie 😉
Pyro, serdeczne bogzaplac za pamiec!
Nisiu, Ty zostaw teraz tego Lis’ka chitruska, tylko szukaj pagórka, wiosna w pełni ! 😀
Funiko, a już myślałam, że zemdlałaś z wrażenia. 😆
Biedny nasz Gospodarz, ledwie kilka wpisów solidnie kulinarnych a reszta ? Łolaboga, same wiosenno – wspomnieniowe przyprawy. 😆 😆
Pepegor, coś Ty, damska toaleta 😯 wystarczy przyłożyć ucho do pokoju, w którym kobitki robią sobie „babski comber”. 😉
Kod jak kod ale pan doktor od serca zapowiedzial domowa wizyte kontrolna. Termin ustalono, kiedy zakwitna róze. Zapomnial wylaczyc mikrofon i podsluchalem dyskusje pan asystentek. Urzadzenie do badania cisnienia krwi to maly przyrzadzik, do EKG to kawal maszynerii. Ta pani od tej maszyny postawila sprawe bezkompromisowo Mozna zaladowac maszyne w karetke pogotowia i podjechac podczas przerwy obiadowej. Teraz czekam na decyzje i zastanawiam sie czy nie dac nogi albo uciec do sasiadów. Zeby sie wyleczyc, okazuje sie trzeba miec konskie zdrowie. Nie jest to zadna aluzja tylko zyciowe doswiadczenie.
Z zyczeniami pieknej nocy albo cudownego dnia pozostaje.
Pan Lulek
Mnie już też Morfeusz woła, życzę wszystkim dobrej, spokojnej nocy i relaksujących snów. 😀
Panie Lulku, życzę miłego snu.
Ny, ny, Zgago, jeszcze za chłodno. A poza tym po co mam szukać pagórka, już wiem, co powiem pani w interwiu.
A pamiętacie jak Mark Twain szukał w encyklopedii „interview”? Pod obrazkami.
Zaczynam się pasjonować wyborami. Strasznie jestem ciekawa: kto kogo w ostatecznym rozrachunku…
Zgago,
dobrej nocy 🙂
Nisiu,
będzie ciekawie :). Szkoda, że nie ma Tymińskiego z czarną teczką i papierami 🙂
Pójdę sobie spać, albo co? „Zwięzłość, to największa zaleta myślenia” (Talmud), a ja się dzisiaj rozgadałam, aż Pepegor się zgorszył. Ja go rozumiem, on też jest z pokolenia, w którym pewne rzeczy się robiło, ale któżby o nich mówił?
matahari, bo wykraczesz 🙁
Kod zamachu w Sarajewie mi przypadł Matahari – Stan Tymiński to przedszkole, w porównaniu do kilometrów teczek w BBN. To dopiero zabawa.
Pyro, a wygląda na to, że kilometry podwoją się 🙁
Porównałam dzisiejszy wpis na stronie BBN, z pocztówką jaka krąży w rosyjskiej sieci http://atrapa.net/chains/stalin-i-beria.htm 😯
Nie dość, że mata (co chceta), to jeszcze hari 🙄
Pogadałam z siostrą młodszą.
Jaga (szlachetny pies) się zadała z jakimś kundlem. To znaczy, kundelek ją dopadł na własnym Jagi ogródku. Potomstwo powstało w ilości 3 sztuk.
Podobno karłowate paskudztwo, ale niech sobie jest, tylko Danka nie ma czasu, żeby się tym zajmować. Radkowi też ręce opadają.
Alicjo,
może podaruje je jako nagrodę w najbliższej loterii? Z pewnością najbliższy czas będzie obfitował w imprezy
Dobry wieczór, wszyscy poszli spać (psi i ludzi) a ja trwam, czyli blog czytam.
Inka wczesniej doczytała się, ze jest 22 chetnych do żyrandola. Ja się skaleczę! Stan Tymiński to małe jasne z pianką przy tych wszystkich, było nie było, w większości chcących zaistnieć oszołomach. Jak historia się powtarza to z reguły jest tragifarsa.
Ja miałam dzisiaj poważne zajęcia, udało mi się w jednym miejscu i czasie spiknąć Pana Kowala, Pana Doktora Wet. i Kobyłę. To jest, jak mawia Ania, mistrzostwo świata. Dzięki Panu Doktorowi Wet. Kobyła imieniem Helka, została znieczulona – „na” obie przednie – i następnie okuta ortopedycznie. Teraz stoi sobie bardzo zadowolona, bo nic ją nie boli.
Hasanie na czarnej teczce też mogłoby być śmieszne, tylko że to nie przyroda…
Pyro – ale najważniejsze jest to, co napisałaś o Pepe – no i ja też jestem z pokolenia, które to robiło, ale na pewno nie omawiało tego na forum publicznym. Chyba się do tego po prostu przyznam.
http://www.andrzejsikorowski.pl/p.php?zaw=komponenty&id_kom=felietony&g=p&nr_f=442
Takiego Sikorowskiego polecam na dobranoc. Niestety, nie ma empetrójki.
Za to jest sens.
Dla nieśpiących jeszcze taka ładna pioseneczka na dobranoc…
http://www.korycki.com/index.php?menu=poddasze&sub=5
Zapomniałam: trzeba kliknąć w „Plasterek Cytryny”
Nowy, mam nadzieje, ze wiesz, ze mnie niczym nie uraziles. Troche tylko Ci sie pewnie skrotowo napisalo.
Pozdrawiam i moze wiesz jak szybko, skutecznie i latwo poradzic sobie z borerem (takie paskudztwo od lat nam niszczy cukinie)?
dobry dzień … pogoda beznadziejna … wieje i pada i szaro buro … tylko ta zieleń za oknem ratuje mój optymizm …
…dobry, ale pogoda piękna, pełno słońca i 11 st. I ta zieleń za oknem – piękna, szmaragdowa, modrzewiowa… Wiatru tylko trochę za dużo.
O, masz, i gdzie pisze… Pod nowy wpis marsz!