Mój korkociąg z Laguiole
Przeglądając ostatnio tomisko „Kulinaria francuskie” trafiłem na rozdział ze zdjęciami, które mi przpomniały wyprawę do muzeum noży i korkociągów. To była piękna wycieczka do Laguiole. Od tej pory minęły lata a ja wciąż mam kupiony tam korkociąg i uważam go za ósmy cud świata. Innego poprostu nie chcę. Mimo, że taki prosty, zwyczajny. Ale historia kuźni, w której go wytoczono jest bardzo ciekawa.
Każdy szanujący się Francuz ma na pewno jakiś nożyk z Laguiole, tego niewielkiego miasteczka na północy Aveyron. Na początku XIX w. tutejsi kowale wykonywali proste noże, które służyły chłopom i pasterzom z Aubrac do codziennych prac. Wzorowane one były na wyrobach baskijskich z Nawarry i miejscowego sztyletu. Z rogu bydła z Aubrac toczono rękojeść. Na samym końcu ostrza mocowano szpikulec.
W 1829 roku Pierre Jean Calmels jako pierwszy zajął się handlem nożami.
Dziś tylko niewielka część noży pochodzi z miasteczka w Aubrac, większość wyrabia się gdzie indziej. Noże z Laguiole zawdzięczają swoje powodzenie praprawnuczkom pierwszego sprzedawcy – Calmelsa. One bowiem przejęły rodzinny interes. Powstała też firma „Le Couteau de Laguiole”, której właściciele uczyli się tajników rzemiosła w północnej Francji. W 1987 roku pojawiła się pierwsza kuźnia z prawdziwego zdarzenia – „Forge de Laguiole”. Dziewięćdziesięciu rzemieślników w tej małej fabryce produkuje 200 000 noży rocznie. Od początku do końca jest to ręczna robota i na tym własnie polega różnica między tutejszymi nożami, a ich licznymi kuzynami.
W „Forge de Laguiole” noże są kute, wykrawane, hartowane, szlifowane i polerowane. Do wyrobu ostrzy używa się wysokogatunkowej stali, a każdy z noży jest rękodziełem. Na wykonanie najprostszego modelu potrzeba półtorej godziny, ale nad bardziej skomplikowanymi pracuje się co najmniej kilka dni.
Znakiem rozpoznawczym noża z Laguiole jest – oprócz nazwy wybitej na klindze – stalowy łącznik ostrza i rękojeści.
Wszystkie te pochwały potwierdzam. A wyprawę tę wspominam z takim sentymentem ponieważ po drodze odwiedzilismy też pieczary, w których dojrzewa najpyszniejszy ser pleśniowy – roquefort.
Komentarze
Zachwyt Gospodarza nad korkociągiem podzielam używam takiego samego. To pamiątka po I Zjeździe. Ktoś zostawił i musiałem się nim zaopiekować. Mój ma czerwone plastikowe okładki. Jeśli znajdzie się dawny właściciel , to zwrócę z nieukrywanym żalem.
Kilka tygodni temu w TV5 (fr) widziałem film o nożach z Aubrac.
Noże były piękne. Zwyczajne, pięknie wykonane i takie jak lubię. Może nie mają takiej stali jak noże japońskie czy te ze stali damasceńskiej, ale i tak są świetne.
Na dworze -12 i błękitne niebo, słońce powoli wypełza zza gór na południu, szczyty po drugiej stronie doliny już wychynęły z cienia i pysznią się pocztówkowo, nie ma co dalej się wylegiwać 🙄
Dobry nożyk z korkociągiem to jest bardzo przydatne narzędzie 😎
Przeczytałem nowości u Brzucha. Znalazłem na zaprzyjaźnionym blogu przepis na bobsy – małe szkockie bułeczki. Bułeczki są robione ze smalcem zamiast masła czy margaryny. Autor pisze o dodatku wody i mleka. Dodatek wody do ciasta zapewnia delikatność i jedwabistość bułeczek. Wczoraj robiłem ciasto drożdżowe i zabrakło mi mleka dodałem więc do mleka połowę wody. Wyszło mi pierwszy raz takie samo jak u mojej znajomej kurpianki z pieca opalanego drewnem. Rewelacja.
http://nalesnikiem-do-nieba.blogspot.com/2010/01/do-szkocji-na-babsy.html#more
Dzisiaj u mnie dzien prawdy czyli rozliczenie miesiaca. Zobaczyma jak stoimy. Ja mam zabytkowy szwajcarski nóz oficerski z XiX stulecia. Tez ma korkociag.
Pieknego tygodnia zycze.
Pan Lulek
Korkociąg mam podobnie działający i bardzo go lubię.
dzisiaj byłam po owies i ze zdziwieniem, i niejaką zazdrością zobaczyłam, że od soboty (też byłam) tam, czyli z drugiej strony Połczyna, prawie w ogóle nie napadało i nie zawiało; że tak powiem – to się w pale nie mieści! A u mnie, czyli na naszej górze, pług dwa razy przecierał.
W odśnieżaniu dróg, od ostatniej takiej śnieżnej zimy, widać wyraźny postęp – drogi są przecierane szerzej, śnieg spychany na pobocza, nie ma problemu z mijaniem, nawet autobusów. W środku wsi jest takie miejsce, w którym robi się zaspa, od razu sięgająca przeciwległego pobocza i tam zawsze było wąsko odśnieżone, pług nie był w stanie tej masy śniegu przepchać. Tyle, że było widać, czy ktoś z przeciwka nie nadjeżdża (czego o Magistrali powiedzieć nie można, a mijanek nie zrobili). Dzisiaj zobaczyłam jakieś takie sprytne urządzenie, typu koparko-spycharka, które ten cały śnieg wypchało aż za rów. Miło, że ktoś myśli. Mniej miło, ze zapowiadają jeszcze śniegu a śniegu.
Ptaków wróblowatych ilość nieprzeliczona zimuje we wszystkich stajniach. Wyżerkę mają w pełnej obfitości, a że z powodu obolałych żeber wciąż nie gniotę owsa, więc jeszcze dodatkowo mają owies w końskich kupach (uczciwszy uszy). Na szczęście dzisiaj nie widać sikorek, sikorka zimą koło zabudowań zwiastuje mrozy, tak jak kwiczoły, a jak do tego ćwierka, to wyraźnie słychać: śnieg, śnieg! i to się sprawdza.
Parę dni temu widziałam jakiegoś oszołoma wróbla, który porwał do dzioba pęk końskiej sierści i pofrunął z tym pod dach. Gniazdko ptaszyna będzie wić?
Temperatura na dworze nadal nieco poniżej zera i nie wieje!
ciekawostki o korkociągu
Marka Laguiole nie jest zastrzeżona i trzeba bardzo uważać, jak się nie chińskiej podróbki 🙄
Osobisty,zgodnie ze opinią naszego Gospodarza,jako szanujący się
Francuz, ma już od wielu,wielu lat nóż Laguiole. Dostał w prezencie
od swego Wuja. W tamtych czasach jeszcze nie było,dzięki Bogu,
chińskich podróbek !
A teraz zdjęcia z fiołkowego wieczoru :
http://picasaweb.google.pl/zosiarusak/Pulpit03?authkey=Gv1sRgCNvE34HI25qB0AE&feat=email#
…jak się nie chce (chińskiej podróbki)…
Danuśka,
damy i przyjęcie bardzo szykowne.
Czy Osobisty siedział w kuchni i tylko otwierał kolejne butelki korkociągiem od Wuja? 😯
… i robił za nadwornego fotografa? 😉
Dochodzi południe, a oficjalny termometr pokazuje ciągły spadek temperatury, aktualnie -14 😯 I jak tu iść na zakupy 🙁
Osobisty dotarł do domu pod koniec przyjęcia.
Wrócił cokolwiek zmęczony z Targów Wędkarstwa Muszkowego,
które odbywały się w Belgii. Targi były okazją nie tylko do
tego,by nacieszyć oko sprzętem wędkarskim,ale głównie miłą
okazją do spotkania w męskim,wędkarskim gronie.
Panowie spotkali się na kolacji w piątek wieczorem
i ” debatowali „do 1.00 nad ranem. Rano wstali z trudem,
posnuli się jeszcze po stoiskach targowych i rozjechali
do domów. A zatem mój wędkarz wrócił bardzo zadowolony
ze swojego pobytu,ale mocno wymęczony.Do tego podróż
samolotowa z jedną przesiadką.
Przywitał się grzecznie z wszystkimi Paniami i poszedł,
biedaczysko, odpoczywać po tych wszystkich trudach.
Nie zdążyłyśmy nawet uwiecznić go na zdjęciach !
Zdjęcia grupowe dzielnie pstrykała przemiła córka Gospodyni.
Danuśko 🙂
Nemo, prawie w tym samym czasie odbywało się inne, równie interesujące spotkanie, w innej niż Warszawa stolicy i tam balował Danuśkowy Osobisty, zdążył jednak przywitać się i z nami 😀
Witam, sloneczko swieci, Danuska dzieki za zdjecia, fajnych ludzi skupia ten blog.
Danuśko, Barbaro,
a więc Danuśkowy nie robił za Kopciuszka, dziękuję za uspokajające wyjaśnienia 🙂
W La Brevine (tutejsza Suwalszczyzna) -35,6 🙁
Na te zdjęcia czekałam niecierpliwie .Teraz mam pełny obraz spotkania .Możemy tylko żałować ,że nas tam nie było .
Tymczasem od rano sporo zrobiłam w kuchni ,to znaczy obgotowałam kapustę ,zmełłam mięso i gołąbki już się gotują .Wydawało mi się ,że to mięso zmieliłam,ale na wszelki wypadek sprawdziłam w słowniku i okazuje się ,że jednak zmełłam .Czasami lepiej kupić gotowe mielone ,bo przynajmniej nie ma kłopotów gramatyczno – ortograficznych .Potem zrobię sos pomidorowy i będzie sporo dobrego jedzenia .
No właśnie, Krystyno. Mam gotowe mielone, jajka i zrobię klopsa z wolimi oczkami, tyle tego gadania o mielonym, aż mnie sparło.
Dzień dobry Wszystkim!
Fiołkowiczki, jesteście piękne.
A kodzik śmieszny był – 9111…
A propos mielenia, był kiedyś taki dowcipek (lepiej wychodzi mówiony):
Mielimy kawę…
A po co żeśta wszystko wychlali?
Nisia, 🙂
Danusko, przegladam zdjecia i przypominam sobie nasze listopadowe spotkanie, Twoja goscinnosc i urocza Ale.
A moze przy okazji podalybyscie przepisy na ciasteczka z mascarpone Malgosi, galaretke Barbary? Jolinku, a w Twoich tak zachwalanych nalesnikach, jaka jest proporcja jajek do maki?
Co do tytulowago korkociagu, tez mi sie taki marzy. Przeczytalam niedawno, ze picie regularne czerwonego wina (no nie wiecej niz dwa kieliszki dziennie!) zabezpiecza prze choroba Alzheimera a to ze wzgledu na obecnoscc polyphenoli, ktore z kolei dobrze wplywaja na komorki nerwowe mozgu.
Zgago,
pytałaś niedawno, co wiemy „na temat wpływu fal elektromagnetycznych na człowieka, emitowanych przez bazy telefonii komórkowych”.
W Helwecji, gdzie dużo ludzi mieszka w pobliżu linii przesyłowych prądu wysokiego napięcia, linii kolejowych i anten różnego rodzaju (np. sieci WLAN) ten temat dyskutowany jest gorąco. Wśród fachowców panuje ostatnio dość zgodne zdanie, że promieniowanie elektromagnetyczne może mieć ujemny wpływ na zdrowie żywych organizmów, stąd ciągle obniżane dopuszczalne natężenia emitowane przez różne urządzenia m.in. telefony komórkowe jako takie, nie tylko anteny. Szkodliwy wpływ promieniowania elektromagnetycznego jest narazie niemierzalny medycznie (oficjalnie), ale wiele osób skarży się na kłopoty ze spaniem, niepokój, podwyższone ciśnienie, problemy z koncentracją, migreny itp. co łatwo można zbyć stwierdzeniem – psychosomatyczne 🙄 Jednakże gdy nocują z dala od domu i urządzeń emitujących te fale – problemy te mijają lub łagodnieją. Od niedawna w niektórych szwajcarskich pociągach zamontowano tzw. repeatery – małe antenki przy co drugim siedzeniu. Ich zadaniem jest wzmacnianie sygnału i przekazywanie połączenia telefonów komórkowych z anteną zewnętrzną. Personel tych pociągów skarży się na częstsze bóle głowy i migreny 🙁
Telefony komórkowe emitują najsilniejsze fale, jeśli muszą się łączyć z antenami rozmieszczonymi rzadko, a więc daleko. Stąd lepiej mieć dużo słabszych anten niż mało silnych, ale od elektrosmogu nie da się uciec.
Niektóre miasta szwajcarskie (Bazylea, Zurich) zakazały dalszego zamieszczania anten na budynkach mieszkalnych, szkołach, szpitalach itp.
Najlepiej do tego celu nadają się wieże kościelne 😉
Podczas dokonywania pomiarów w mieszkaniu pewnej pani przekonanej, że jej kłopoty ze snem związane są z widoczną z okna anteną jakiegoś nadajnika odległego o ca 100 metrów stwierdzono, że wielokrotnie silniejsze fale emitują… telefon bezprzewodowy i radio z budzikiem umieszczone na nocnej szafce 😯 Wpływ anteny był niemierzalny.
Ciekawostka:
Po ustawieniu anteny telefonii komórkowej w pobliżu drzew z budkami lęgowymi dla ptaków żadna ptasia rodzina nie zasiedliła ich w następnym sezonie 🙁
Alino,
korkociągi z Laguiole to najelegantszy i najdroższy sposób otwierania butelek 😉
Taki ładny miałam kod 3a3a i zeżarło, a niech tam, na zdrowie!
Jutro Matki Boskiej Gromnicznej, to w naszej tradycji, a w wersji zamerykanizowanej Dzień Świstaka,
Dzień wróżebny, przysłowie na jutro: Na Gromniczną lepiej wilka w oborze zobaczyć niż słońce –
Zapowiadają pochmurnie i -2*C,
gdyby się sprawdziło, to może zima już długo nie potrzyma.
A dzisiaj zrobiło się już całkiem odwilżowo: +2*C na kuchennym oknie a na piętrze nawet +4*C i to bez słońca.
A to rzeczony Świstak:
http://www.clipal.com/video/ground_hog_day
nemo, to prawda. Zakup bedzie szybko zamortyzowany bo przeciez trzeba pic, dla zdrowia 🙂
Ociepla się. Już -5 i pochmurno. Na kolację zapowiedzieli się Młodzi nartujący od 2 dni w Simmentalu (w pobliżu Gstaad 😉 ) i być może jeszcze czworo dorosłych plus dwoje niemowląt. Wczoraj wieczorem Osobisty napotkał krótko „powróconą” z Rumunii żonę Geologa i dowiedział się, że Węgrzy z Budapesztu, co ją przywieźli, zamiarują nas dziś odwiedzić. Geolog na razie nieosiągalny telefonicznie, więc nie znam szczegółowego planu pobytu jego gości. Wolałabym, by przyszli w środę, ale najpierw musiałabym z nimi pogadać. Dziś wieczorem są wiadome Desperate H. a jutro mam spotkanie z agentem 😎
Od ponad 20 lat otwieram butelki korkociągiem marki Screwpull. Ale tylko jak Osobistego nie ma pod ręką. On zaś od zawsze używa wiadomego scyzoryka 😉
Alino- wydaje mi się,że na naszym blogu wiele osób naprawdę
z wielką troską i zaangażowaniem dba o swoje zdrowie 😉
Zgago, w FORUM, nr 1 (4.01. – 10.01.2010) na stronie 64 jest artykuł „Uwierz w stracha”, a w nim (przeodstatni i ostatni akapit) informacja, że Francuska Agencja bezpieczeństwa Sanitarnego w Środowisku i Miejscu Pracy (AFSSET) zajęłą się właśnie kwestią fal. Raport (z października 2009) jest nader dokładny: połowa badań dowodzi, że fale nie są groźne. Druga połowa wykazuje coś wręcz przeciwnego. Dotyczy to wszelkich fal, bo one są wszędzie: w kuchenkach, telefonach, radiu itp.
Rzeczony Laguiole :
http://picasaweb.google.com/zosiarusak/DropBox?authkey=Gv1sRgCIm61o_F4aTIWg&pli=1&gsessionid=jtOUxnJllS6dXaWtjbbOXw#5433263098060418034
Z badaniami tak już bywa, że wyniki wychodzą różne. Odczucia ludzi są subiektywne, ból głowy trudno zmierzyć, metody badawcze i aparatura za słabo rozwinięte, a jeszcze czasem też zależy, kto te badania zamawia i za nie płaci 🙄
Danuśka,
nożyk przepiękny 😎
Gdy na Gromnicę jasno i ładnie ,dużo śniegów jeszcze spadnie .
Gdy na Gromniczną mróz – krótka zima już .
Tyle przysłowia .
Mam nadzieję ,że u Pyry i Stanisława wszystko w porządku .Ciekawe co tam u Zgagi w Katowicach ,gdzie bardzo wiele mieszkań pozbawionych jest ogrzewania .
Twój Osobisty na pewno trzyma się zasady:
Ressort silencieux vivra vieux 🙂
Krystyno,
a co, jeśli na Gromniczną jasno, ładnie i mróz? 😯
Przysłowia nie zawsze są aż tak precyzyjne ,jakbyśmy oczekiwali .Ale jeśli w lutym jest jasno i ładnie ,to raczej przy mrożnej pogodzie .Czyli jeszcze będzie padał śnieg ,ale możemy spodziewać się ,że za jakiś czas nastąpi koniec zimy .A ocena upływającego czasu jest bardzo względna – dzieciom czas się dłuży ,starszym goni na łeb na szyję .
Ciekawe,że dawno już nikt nie bada sprawdzalności przysłów ,bo to było chyba czcze zajęcie .Oby do wiosny ! 🙂
Gdy na Gromniczą mróz – szykuj chłopie wóz !
Gdy na Gromniczą z dachu ciecze-zima się jeszcze powlecze !
Nemo- zadałam to pytanie Osobistemu 🙂
Czekam na odpowiedź.
Przeczytałem ostatni wpis na blogu Kleofasa i oniemiałem. Coś się stało Kleofasowi na stare lata. A może taki zawsze był? Nie sądzę aby Ameryka aż tak zmieniała ludzi. Wszak czym skorupka za młodu…
Może trzeba mu wysłać jakieś lekarstwo?
Mówią ,że muzyka łagodzi obyczaje. No to mu zaaplikuję kawałek:
http://www.emuzyka.pl/piosenki/MISTER-zUB,Spokojnie-Panie-Grzesiu,153607.html
„Spokojnie” do posłuchania:
http://chomikuj.pl/artglume/muzyka/MR+ZOOB
Nemo- dostałam odpowiedź :
Bien sur, ressort bien graisse vivra vieux.
J’espere que ce sera aussi mon cas 🙂
Piję kawę z grapą w biały dzień, to łażenie po tym. zlodowaciałym śniegu nie należy do pryyjemności.
Miśu a jaki jest do blogu Kleofasa?
link
Witam Szanowne Blogowisko !
Dorotol, to jest link do blogu „Kleofasa” :
http://kleofas.blogspot.com/2010/01/swiatowa-klasa.html
Za chwilkę „nastukam” więcej, bo mi się teraz obiad szykuje w piekarniku. 😆 😆
Danuśka & Co 😀
Ślubny przyniósł dzis do domu nową wersję porzekadła o sześciu kucharkach:
gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść, ale … jest co podupcyć 😳
Tu stara Pyra – znowu na wycugu u Córci. Pan informatyk założył mi tak skuteczny program antywirusowy, że mam kompletną blokadę internetu, a mój komputer wyświetla dwa ko,umikaty :
1. = sygnał riadia NET – wielkiej (albo znakomitej) mocy.
2. Nie można odszukać serwera. Błąd.
Dzwoniłamj z reklamacją – pan przjdzie jutro 14 – 15/00
Jestem tak zła,że nawet mi się pisać nie chce.
Bzdury ten kleofas wypisuje. Nikt w Ameryce nie podnosi smieci pozostawionych przez kogos innego. Robi sie rozne akcje ale idac na spacer dajmy na to na plazy albo biegajac na nartach nikt sie nie schyli zeby podniesc brudy. Pomijajac inne powody tylko dlatego ze golymi dlonmi nie zlapie nic uswinionego. Inna sprawa to brudzenie tych lasow. W Polsce niestety sam widzialem lasy niedaleko Puszczykowa dzien po sprzataniu przez mlodziez zasmiecone od nowa w iscie rekordowym tepie. Oczywiscie nie tylko Polacy smieca. Szkoda czasu na wymienianiu reszty swiata gdzie czystosc to pojecie abstrakcyjne.
Tylko jak ma byc czysto w Polsce skoro wlasciciele psow nawet przez moment nie pomysla, ze w miescie po psie trzeba jadnak uprzatnac. Tyle psich g…ien ile w Kraju naszym pieknym na ulicach widzialem to chyba nigdy i nigdzie indziej. Zarowno w centrum miasta jak przed blokami gdzie mieszkalem. Wieczorami trzeba bylo uwazac. Najlepiej zaczac od siebie i taka wlasnie jest mentalnosc za oceanem.
Witam,
Juz wiem, jak sie czuje slimak wyjety z muszelki 🙂 – wreszcie mnie odgipsowali, yuuuuupiiiii 🙂
Wsapniale fiolkowisko, gratulacje. 🙂
Alicjo, dalo sie zjesc???
a tam nie przejmować sie Kleofasem, pełnia ksieżca była i na watrobe mu padło, musiał ulać złość i moze zazdrość, te przedwojenne warszawiaki tak mają, jak ja dostałam list od rodzicielki to trzy dni chodziłam do tyłu z wrażenia, az się zorientowałam, że trzeba zmienić kierunek
Misiu, a propos cytowanego wpisu kleofasa, na zawisc chyba nie ma lekarstwa. A moze jedno: nie odpowiadac na zaczepke.
Hej Alino, Jakie dzisiaj pysznosc szykujesz? Co Cie widze mam ochote na te watrobki ale poki co zrobilem sobie karkowke. Dobra wyszla ale kark chyba nie ma tej delikatnosci co foie gras 🙂 Za to po pobycie na targu dojadlem owocow o wiele za duzo i cierpialem 🙂
Nie wiem kto to ten kleofas ale podano tu sznureczek to zajrzalem i bzdury zobaczylem.
Pozdrowionko
No, moje brzuszysko jest pełniutkie i mogę Wam „poodstukiwać”.
Nemo, bardzo Ci dziękuję za zgłębienie mojego problemu ze stacją. W połowie Twojego wpisu, ogarnęła mnie rozpacz, że nadal nie wiem co zrobić. Ale jak przeczytałam ostatnie zdanie, to już wiem. 😆 😆 Jednak najlepsze i najzdrowsze recepty daje nam sama Matka Natura, tylko trzeba nabyć umiejętności ich odczytywania.
Swoją drogą ciekawe, że mimo naukowca w rodzinie, mam do wyników ich badań, sceptyczny stosunek, pewnikiem z powodu, który też poruszyłaś.
Żabo, jak widzę należymy do tego samego „klubu” sceptyków. 😆
Krystyno, bardzo dziękuję, że pomyślałaś o mnie. Tym razem awaria jest na przeciwległym końcu Katowic. Zauważyłam ciekawą prawidłowość; awarie naszych magistrali cieplnych mają miejsce w czasie odwilży (na szczęście zresztą) a jak jest siarczysty mróz, wszystko działa jak w zegarku (odpukuję w niemalowane 😉 ).
Kiciu, to wspaniale, że już nie musisz chodzić „w muszelce”, tylko uważaj teraz, żeby Cię takiej „na golaska”, „cosik” nie zechciało podjeść. 😉
Jooootttkkooo ❗ 😆
Jeśli chodzi o ostre narzędzia, to mnie by się taka „inwestycja” – jak markowy korkociąg – nie zamortyzowała 😉 Dlatego mam zwykły, ale marzy mi się taki tasaczek, jaki ma np. yyc i nawet mogłoby mi się nie zamortyzować 😀
Alicjoooo !!! Gdzie jesteś ???
Kicio,
Było znakomite.
Alicjo jak fajnie, że wychynęłaś 😆 Jeśli jesteś teraz zajęta, to może wieczorkiem (naszym) zajrzysz ?
yyc, jaki masz tasaczek?
Widziałam niedawno w sklepie przesłodki tasaczek do ziół, omal go nie kupiłam, ale rozsądek zwyciężył, bo mam już jedno do ziół, takie półkoliste z dwiema rączkami, całkiem dobrze dziabie. Ale tasaczek był taki zgrabniutki…
Gałczyński napisał kiedyś o „małych rzeczach foremnych” – jestem pewna, że miał na myśli między innymi tasaczki do ziół…
Zgago,
muszę trochę podryfować po sąsiadach.
Zara wracam.
he, he, uwaazam 🙂
a czy ktoś wie, że istnieje coś co nazywa sie *Kisały kał* co to takiego?
Nisiu, yyc ma taki jakim się posługują kucharze w telewizyjnych programach kulinarnych, które jako jedyne namiętnie oglądam, jak pilnuję mieszkania mojej siostrzenicy, gdy wyjeżdża na urlop.
Dorotol, co wygrałam ? Po śląsku to jest kiszona kapusta 😆
Kurczę, Zgago, nie widziałam żadnego tasaczka, który by mnie urzekł w tych programach! Muszę się bliżej przyjrzeć, bo też namiętnie oglądam (od komputera, na którym pracuję), kiedy już nie mogę patrzeć na co poniektóre gęby naszych polityków w TVN24…
Patrzcie, muzyka łagodzi obyczaje, ale i kuchnia też.
Ten Kleofas chyba na jakiejś permanentnej diecie. Ja kiedyś się głodziłam i po trzech dniach nienawidziłam świata i ludzi. Olałam tę dietę, wolę ludzi lubić.
Nisiu, zapomniałam dopisać, że chińscy kucharze.
Dorotol, jak chcesz wiedzieć skąd znam odpowiedź, to stąd :
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35063,7513913,Jaka_jest_najprostsza_metoda_na_rozpoznanie_Slazaka_.html
Zgago byłaś za szybka, trzeba było tych innostrancow pomęczyć. Co wygrałaś, nie wiem możesz wpaść do Berlina. Z Gazety dowiedziałam się, ze w Muzeum Sląskim będą się odbywać kursy nauki języka śląskiego, może to coś dla Ciebie
Ciekawe by to było, bo nikt by nie uwierzył, że jestem Ślązaczką od wielu pokoleń.
Nisiu
Na hipokryzję i pamięć wybiórczą nie ma lekarstwa.
ale tam rożni ludzie przychodzą, to ciekawa inicjatywa, warto się przypatrzeć
Nisiu taki…. w pracy jestem wiec innego zdjecia nie mam a tutaj jedyne na ktorym tasaczek jest i mam w picasie 🙂
http://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/Tasak#slideshow/5433323777780958450
Dzięki, Zgago, przyjrzę się Chińczykom.
Śląski jest piękny. Ślązacy są fajni. Zamówiłam sobie właśnie dzisiaj, całkowitym przypadkiem, osiem płyt ze Złotej Kolekcji Śląska, zespołu. Jak sobie puszczę Ondraszka na full…
Dorotol, jak na razie mam (prawie) w garści bilet na samolot z W-wy do „Paryżewa” na 29 lipica br. Czy już powinnam zacząć ostro trenować picie, żeby pokonać swoje tchórzostwo ? 🙁
wizytówka zapowiadająca czystość panującą w USA jest lotnisko w LA, ludzie płaczą i pytają się, gdzie oni wylądowali
Misiu, masz sto procent racji. Zjawisko jest, niestety, dość rozpowszechnione.
yyc, dzięki. Toż kawał tasaka (mam wciąż w oczach to maleństwo do ziółek), odpowiedzialny bardzo.
Nisiu, no i nie miałam racji, że yyc ma skarb w kuchni ? Żebyś jeszcze widziała w jakim tempie Chińczycy nim kroją wszystko jarzyny, mięso, ryby. W TV Kuchnia miała swój program Chinka, mieszkająca w Australii i tam widziałam ją w „akcji”.
Największy – przepraszam za wyrażenie – syf w życiu widziałam w samolocie Paryż – St. Martin na Karaibach, w momencie wysiadania. My, cztery grzeczne starsze panie, zwinęłyśmy swoje śmieci, żeby ich było jak najmniej. A całe to międzynarodowe towarzystwo wywaliło wszystko na podłogę. Nikt się tym nie przejął – taki zwyczaj?
Zgago, pewnie, że miałaś!
Zgago a czego ty sie boisz? Samolotu czy pobytu w Paryzu?
Jesli samolotu, to polubisz. Z gory widok ladny. Mysl o przyjemnosci lotu a nie o strachu 🙂 A jesli sie boisz Paryza…hm to slusznie bo pokus tam pewnie wiele i jak sie przed nimi obronic to juz nie wiem 🙂
Na lotnisku w LA bylem jakies 10 lat temu i wtedy bylo w miare czyste i dosc egzotyczne bo wszedzie palmy, taki klimat.
Łoj tam, Zgago, nie bój się niczego. W samolocie są fajni piloci, a w Paryżu – pomyśl: nabywacie z przyjaciółmi flaszkę szampana i wypijacie ją na schodach Sacre Coeur, z widokiem na cały Paryż…
Kiedys chcialem kroic tak w tempie selera zielonego i marchewke ale ja nie Chinczyk i palce mi jeszcze mile. Proby sie nie udaly. Teraz kroje swoim tempem tak zeby palce nie znalazly w salatce….marcheweczka ciach, ciach ciach…pietruszeczka ciach, ciach, ciach……a na gazie pyrka zurek. Mlynarski sie klania.
Albo wykapiesz sie w fontannie na Trocadero….
yyc, Paryża się nie boję, bo będę z przyzwoitką (pamiętacie jeszcze to określenie). 😉 A będę w Paryżu tylko jeden dzień, potem jedziemy do mojej młodszej.
CAŁY dzień w Paryżu – ho, ho, ileż można zdziałać!
yyc, oni wszyscy tak ciachają ekspresowo, widziałeś tych Koreańczyków? Groza bierze.
Młynarski napisał też piosenkę o kartoflance…
dopiero teraz się dobrze przyjrzałam temu tasaczkowi … i sobie przypomniałam, że ja taki mam gdzieś … i okazało się, że wisi sobie on jako ozdoba w kuchni … 🙂 … nie dziwta się, że mi się nie rzucał w oczy bo moja kuchnia cała prawie zawieszona różnymi przyrządami lub naczyniami kuchennymi .. (fajnie to wygląda ale ile się trzeba namyć tego jak się sprząta) …
No to milego dnia w Paryzu. Kiedys w jeden dzien (pol dnia miedzy samolotami) zrobilismy spacerek od katedry Notre Dame, Palac Sprawiedliwosci / Conciergerie, kaplica Saint Chapelle, i po drugiej stronie Luwr, ogrody no i Champs-Élysées az do luku triumfalnego. Piekny spacerek a po drodze sniadanie w jeden z kafejek na Champs Elysee. Gdzie bys nie wyladowala bedziesz miala duuuuuzo radosci bo miasto fantastyczne.
Tymi nozami to oni leca jak smiglo helikoptera albo szybciej.
Nisiu kartoflanka to inna piosenka. Ta marcheweczka to napewno zurek bo wlasnie slucham.. 🙂
Danuśka dzięki za zdjęcia … 🙂
Alino ja to zwyczajnie te naleśniki robię … szklanka tłustego mleka, szklanka wody, 1 jajko, trochę soli i mąka zwykła tyle by ciasto wyszło naleśnikowe … czasami dodaję cukier waniliowy jak wiem, że na słodko będzie ale wolę bez … natomiast ze smażeniem naleśników to staram się by jak najmniejsza ilość ciasta starczyła mi na patelnię wtedy są w miarę cienkie a ja takie lubię … grubsze też zjem jak ktoś zrobi … 🙂
yyc, jedlismy dzisiaj salatke z czerwonych burakow i fenkulu, z sosem winegret. Potem byl makaron z sosem z orzechow wloskich, ktore miesza sie z tarta bulka, czosnkiem i rozprowadza jogurtem i oliwa z oliwek plus sol i pieprz. Zamiast tartej bulki mozna uzyc bulke namoczona w mleku, ale wtedy juz bez jogurtu. To jedna z sugestii sosow do klusek, zawartych w ksiazce kucharskiej Maszy Meril „Joyeuses pates” – to taka gra slow:
„Joyeuses paques – Wesolych swiat wielkanocnych”. Masza Meril jest francuska aktorka rosyjskiego pochodzenia. Swietnie gotuje a przy tym ma duzy talent literacki. Wydala kilka ksiazek z przepisami, ktorym nadaje zabawne tytuly. Inny przyklad: „Moi, j’en riz”. „Moi, j’en ris” oznacza: smieje sie z tego a riz to ryz. Mamy tu na blogu kogos innego, kto oryginalnie i dowcipnie tytuluje swoje ksiazki i felietony, czy wiecie, kogo mam na mysli???
tytyryty…
Jolinku, dziekuje za odpowiedz w sprawie nalesnikow. Nastepnym razem sprobuje z jednym jajkiem bo zwykle dodaje dwa albo trzy. Tez lubie cienkie ale nie zawsze mi takie wychodza.
Jeszcze co do M. Meril. Jej ksiazki to nie tylko zbior przepisow. Pisze z duzym talentem o sobie, tradycjach, produktach, takie ksiazki kucharskie lubie. Kiedys chyba juz wspominalam, ze mam ich sporo ( pewnie okolo 400 a moze i wiecej ), kupuje od lat. I mimo, ze mam ich tyle, szukam pomyslow na obiady czy kolacje i znajduje na blogu, dzieki Wam!
Krystyna pisala o golabkach i mam ochote zrobic je w tym tygodniu.
yyc, ja już ogromnie zminimalizowałam swoje zapędy do zwiedzania Paryża teraz by mi wystarczyła kafejka i złożenie pokłonu naszej rodaczce w Panteonie. Kiedyś mi się marzyło, że jak będę „bogata” (nie wiem jakim cudem, ale młody człowiek mało myśli a więcej chce), to sobie wynajmę pokój w hotelu, w pobliżu Luwru i codziennie sobie pooglądam poszczególne części pałacu, oczywiście powoli i bez towarzystwa, żeby napaść się klimatu z powieści panów Dumas. 😀
Alino,imponująca kolekcja,ja tez zbieram ale puki co mam kilkadziesiąt z kilkunastu korzystam na co dzień .W internecie jest ogromna ilość świetnych przepisów ale to jednak nie to samo co książka 🙂
Co do naleśników to ja do ciasta dodaje roztopione masło,mleko i 3 jajka i zawsze szczyptę soli 🙂
Przepraszam za mój ostatni wpis, ale klops mnie dramatycznie zawołał z piekarnika.
Alino, masz rację, piszę książki i staram się wymyślać takie tytuły, żeby chciało się je wziąć do ręki (książki, nie tytuły).
Przyłączyłam się do Was, bo tu jest sympatycznie. Miałam coś w rodzaju własnego forum, ale opanowały je młode osoby mniej więcej tak pełne złych emocji jak Kleofas. Tymi emocjami waliły we mnie jak w bęben. Musiałam forum zlikwidować, chociaż mi było szkoda. A ja naprawdę lubię ludzi, lubię zawierać znajomości, albo nawet pogadać z przygodnie spotkanym Człowiekiem przez duże C. Kiedy piszę książkę, siedzę w domu i staram się pisać, a nie szwendać po przyjaciołach (mam wbudowanego szwendacza) – więc takie krótkie spotkania komputerowe to dla mnie duża radość.
Blogi Polityki czytam regularnie – Paradowską, Passenta, Szostkiewicza, Szwarcman, no i Gospodarza. Atmosfera, która tu panuje, szalenie mi się spodobała. Pomyślałam, że może się dosiądę. Zrobiliście mi miejsce przy tym stole, co mnie ucieszyło bardzo. Lubię kucharzenie i uważam, że dużo racji miał Shaw, kiedy powiedział, że najuczciwszą miłością na świecie jest miłość do jedzenia. Bo to chyba Shaw, czy może się mylę? Zauważyłam też, że w moich książkach stale coś jedzą. No ale ja piszę o życiu… A tu życie płynie miło i łagodnie.
Ja lubię, żeby było miło i łagodnie!!!
Łagodni całego świata – łączcie się!
(Nie mam na mysli Łagodnej Dostojewskiego…)
Alino, pytałaś o przepis na galaretkę, a więc: galaretka jest ananasowo-orzechowa. Potrzebna jest jedna lub nawet półtora galaretki ananasowej, 1 saszetka żelatyny, 1 puszka soku ananasowego z owocami, 1 serek Philadelphia (lub inny np. Bieluch), 1/2 puszki mleka skondens. słodkiego, 1/2 puszki mleka niesłodzonego, 1/2 szkl. posiekanych orzechów włoskich, 3 szkl. wody.
A robi się tak: formę do galaretki nasmarować lekko oliwą i włożyć do lodówki, w tym czasie: w połowie gorącej wody rozpuścić galaretkę i żelatynę, dobrze wymieszać, dodać resztę wody, sok ananasowy i posiekane owoce. Odstawić, a w drugim naczyniu rozrobić dokładnie serek z mlekiem jednym i drugim, do tego wlać przestudzone galaretki, wymieszać wszystko łyżką, dodać orzechy i już – do formy, starając się rownomiernie rozłożyc owoce i orzechy, czyli raczej nie wlewać raptownie, ale np. łyżką wazową. Włożyć formę do lodówki, po ok. 3 godz. powinno być gotowe. Talerz na który się wykłada gotową galaretkę nieco zwilżyć zimną wodą żeby było łatwiej galaretkę przesunąć na środek. Uff, to wszystko! Myślę, że przepis można zmodyfikować, bo co np. zrobić z pozostałą częścią otwrtej puszki mleka, trzeba jednak zadbać o proporcje żeby galaretka stężała. Nazywam tę galaretkę meksykańską, bo przepis dostałam od mojej meksykańskiej przyjaciółki, która takim smakołykiem przywitała mnie jako swoją nową sąsiadkę 🙂
dla tych co doszli póżniej, Kleofas to Kleofas ale Kleofas w wydaniu Okonia piszac w stylu Wiecha/Wiecheckiego robi furore
o skąd Alina wiedziała, że Nisia pisze i o tych innych szczegółach ???
Pewnie stąd, że ja się specjalnie nie tajniaczę i piszę o różnych rzeczach, które opisałam w książkach, np. nasz karaibski rejs, rum Pussera i inne takie.
Ja tylko nazwisko schowałam, ale tu wszyscy ksywiaści!
w rewanżu proszę o informację co i o czym Nisia pisze…
To może zamiast się tu wywnętrzać, proponuję
http://www.monikaszwaja.pl
przepisów na ciasto naleśnikowe jest od groma … mi takie pasują bo są w miarę elastyczne i można z nich robić różne potrawy … myślę, że jak się robi grubsze to trzeba dodać więcej jajek …
a to znaczy znana pisarka z nami pisze … jak miło … 🙂
Swoją drogą śmiesznie było, jak na drugi dzień po moim się dosiąściu Alicja z Pyrą zaczęły o książkach, w tym moich, hehe.
To mnie jest miło.
Dzisiaj krótko i wezlowato.
Toast !
Pan Lulek
Aha, wyszło szydło z worka, to bardzo miło
No, kiedyś musiało.
Mówiłam, że miło!
Toast, Panie Lulku!
Wasze Zdrowie!
Nisiu, jak to miło 🙂
My tu gadu gadu, a za moim oknem śnieg i to wali na całego, czy u Was też?
Kochani, bardzo sie ciesze, ze przy okazji jednego mojego zdania, nisia sie ujawnila! Ale ja piszac myslalam o GOSPODARZU 🙂
nisiu, zaraz za nim, stawiam Ciebie i ciesze sie, ze jestes w naszym gronie. Nie wiedzialam, ze M.Szwaja to Ty! Mnie rowniez zle i zlosliwe emocje destabilizuja.
Alino,
Ja mam następujące proporcje na cisto naleśnikowe:
2 szklanki mąki, 2,5 szklanki płynu (tzn połowa mleka, połowa wody) 2 jajka, 0,25 łyżeczki soli. Do mąki dodaję żółtka, wlewam mleko z wodą, sól; miksuję, dodaję 3 łyżki oleju, mieszam, dodaję pianę ubitą z białek. Odstawiam ciasto na co najmniej 15 do 30 min żeby dojrzało. A na cienkie naleśniki mam taki patent 😀 Patelnia musi być ledwie „liźnięta” tłuszczem. Wlewając ciasto na naleśniki, patelnie trzymam w ręce pod kątem i równocześnie przechylam ją, a ciasta dozuję tylko tyle, żeby ciasto równomiernie się po niej rozlało. Naleśniczki wychodzą ślicznie cieniutkie , takie jakie właśnie lubię, bo można je wtedy zgrabnie zwinąć lub złożyć w kopertkę. Składam je w stosik na talerzu, następnie przykrywam drugim talerzem odwracam do góry nogami i mam gotowe naleśniczki do nadziewania. Są wtedy mięciutkie i nie pękają podczas składania. Oczywiście to rozlewanie na patelni to trzeba poćwiczyć bo to jest kwestia wprawy (mam już przetrenowane ile ciasta nabrać na chochelkę)
AAAAAAAAAA!!!
Alino! No to mnie załamałaś, wyszło moje zarozumialstwo cholerne.
Idę się utopić.
Dla usprawiedliwienia – ja uważam, że blog to my, a Gospodarz jest PONAD.
Przyznaję się bez bicia, że przepis na ciasteczka z fioletowym kremem znalazłam w internecie, podaję więc link
http://www.smakimprezy.pl/2008/05/21/majowe-ciasteczka-w-kolorze-bzu/
Ja do kremu dodałam jeszcze kilka łyżek koniaku (może rum byłby lepszy, ale akurat nie miałam w domu), dzięki temu stał się troszkę bardziej wyrazisty, a cukier puder był waniliowy i wystarczyły 3 łyżeczki.
Barbaro, dziekuje za przepis na galaretke. Mam tylko pytanie, jaki to jest serek Philadelphia czy Bieluch?
Sarenko, staram sie powstrzymywac z zakupem nowych ksiazek bo ile mozna ich miec? Ale pokusy sa czeste. Wiekszosc jest w jezyku francuskim ale polskich tez mam sporo. Ostatnia kupiona w Warszawie zostawilam u mamy w nadziei, ze uda mi sie uzyskac autograf Pana Piotra.
Nisiu, uwazam, ze wypadlo to bardzo dobrze i nie powinnas czuc sie zazenowana bo naprawde nie ma powodu. Mnie sie to podoba!
Alino, pocieszyłaś mnie.
Idę do roboty.
Junacy do pracy. Młoty do roboty. DORO brat Zorro!
(to ze starego TEY-a)
Ojej Alino, cieszę się, że nie tylko ja zbieram książki kucharskie, ale gdzie mi do Ciebie z dwoma setkami zaledwie 🙁
Haliczku, dziekuje za dokladne szczegoly co do nalesnikow. Dobry pomysl z ubitymi bialkami. Przypomnialam sobie, ze tak je przygotowywala moja babcia.
Malgosiu, zanotowalam, dziekuje i pozdrawiam.
Alino,w warszawie u Mamy,taki? 🙂
Ja mam autograf w tej i kilku innych książkach Pana Gospodarza i Pani gospodarzowej 🙂 mam skromniutka kolekcje wiec jak mnie coś zainteresuje to od razu kupuje,mój ostatni nabytek
http://www.wilanow-palac.art.pl/sklep/strona.php?akcja=produkt&id=102
niestety jeszcze do mnie nie dotarłam,wiec czekam cierpliwie
Nisiu poczytałam sobie o Tobie … dziewczyna z biglem jesteś … no a ja z siebie dumna jestem bo zadałam odpowiednie pytanie … 😆
a jeszcze mi przyszło do głowy, że jotka powinna Cię Nisiu na ten swój Uniwersytet zaprosić … 🙂
idę spać bo znowu rano muszę wstać …
http://www.youtube.com/watch?v=51Sr9_Lxgis&feature=related
Alino, Philadelphia i Bieluch to białe serki, typu delikatny twarożek, neutralny w smaku.
No a ja nie znam ksiazek Nisi ale to pewnie ze wzgledu na odleglosc do ksiegarni. A jaki ma tytul ksiazka o Karaibach ciekaw jestem?
Klina mi ście zabiły z tymi naleśnikami. Ja w zasadzie robię na oko, czyli na czuja. Jak się zastanowiłam to płynu (woda, mleko, co pod ręką) daję dwa razy tyle ile waży mąka, czyli na 0,5 kg mąki 1 litr i ze cztery jajka, ale może być mniej. Solę też na oko i wlewam roztopione masło, albo masło i olej słonecznikowy, tak z pół kostki. Patelni już niczym nie smaruję. Dalej jak u Haliczka, odmierzoną porcję na patelnie, rozlać po całej, jak już się ciasto zetnie, przewocić. Potem składać na talerzu połozonym dnem do góry jeden na drugim. Pilnować, żeby domownicy nie podżerali spod ręki! Jak ciasto zbyt gęste i naleśniki za grube to dolać wody, albo mleka. Ja lubię możliwie cieńkie. Jak dobrze pilnować to wyjdzie ponad trzydzieści. Jak się nie dopatrzy, albo ma miękkie serce to i o dwadzieścia trudno.
Blog nam się robi co raz bardziej literacki 🙂
Jedni książki piszą,inni kolekcjonują. Alino-co za imponujący zbiór !
Przepisy na ciasteczka liliowe ciasteczka Małgosi oraz
galaretę Barbary naprawdę godne wypróbowania.
A co do naleśników Jolinka- to mucha nie siada !
Też wszystko odnotowałam.
Żabo, skąd ja znam to podkradanie 🙄 ? Ale mówią że takie puste najlepsze 😀
jeszcze wrócę na chwilę … Misiu a w kapciach można wchodzić na ten kawałek podłogi … 😉
Mój ulubiony kawałek na zakończenie:
http://mcz2.wrzuta.pl/audio/7muw88DSc8T/ciechowski_grzegorz_-_nie_pytaj_mnie_o_polske
Muszę koniecznie robić więcej naleśników, bo te pierwsze znikają od razu z patelni, harty stoją nade mną.
Nisiu! Jak to miło, że osoba Jacka połączyła mnie z tak prześwietnym piórem. Razem z Dobrochną bywali u mnie na łódce a Jacek nawet mieszkał u nas przez parę tygodni.
Jolinku, a ja jak na starego sceptyka przystało, kombinowałam jak „koń pod górkę”, bo myślałam, że odpowiedź; Gospodarz, jest zbyt łatwa. 😆 I też się cieszę, że zadałaś to pytanie, bo póki moje dziewczyny były w domu, to czytałyśmy książki Nisi, jak tylko się pokazywały w księgarniach.
Ja robię naleśniki tak jak Ty ale moje dzieci (zięć też) życzą sobie mocno przypieczone, czyli brzegi muszą być chrupkie, dlatego automatycznie muszą być grubsze i na dodatek robione na bieżąco.
Wstyd , to charty stoją 😳
Trochę się niepokoję o Gospodarza, bo miał mieć dziś po 11:00 swoją nową audycję a nie było jej. Mam nadzieję, że się nie przeziębił, ani (odpukuję 3x w niemalowane) nie zagrypił.
Małgosiu, a moim zdaniem powinny być harty – one są takie strasznie chude!
Cichalu – jak się zorientowałam, gdzie operujesz, to pomyślałam, że musieliście się gdzieś z Jackiem zetknąć. On ci to rozpijał nas rumem Pussera, a potem mówił, że jeszcze takiej załogi nie miał, bo mu po dwóch dniach zabrakło rumu na pokładzie. Cztery damy, zważ… ale jedna była kaphornówka, druga też prawdziwa żeglarka i dwie telewizorki (bo ja całe życie telewizyjna byłam). Tęsknię teraz do tej śmiesznej wody lazurowej, ale nie bardzo mogę tak daleko samolotem… Bardzośmy Jacusia pokochały, mam nadzieję, że z wzajemnością.
yyc – to nie jest książka o Karaibach jako takich. Napisałam książkę „Klub mało używanych dziewic” i ona mi się rozrosła w trzy tomy. W trzecim, pt. „Zatoka Trujących Jabłuszek” wysłałam kobitki na Karaiby, bo sama tam chwilę byłam i uznałam, że to fajne miejsce dla moich bohaterek. Poza tym chciałam opisać starszych ludzi jak się bawią – u nas wciąż starsi mają zakodowane, że nic ich od życia już nie czeka – a przecież to nieprawda.
Kulinarnie (choć może nie bardzo, bo to trochę jakby o cykucie pisać): trujące jabłuszka istnieją, nazywają się manchioneel podobno nawet nie należy stawać pod nimi w czasie deszczu. Na jednej z Brytyjskich Wysp Dziewiczych jest taka Manchioneel Bay i one tam rosną, w paru innych miejscach też.
Szarlotka dla wroga, co?
A naleśniki podżerają wszyscy!
Zgago – dzięki (dopiero doczytałam)!
Ale jeszcze Wam powiem, a zwłaszcza Kapitanowi, że oprócz rumu naszym przebojem na Karaibach stał się żurek rozpuszczalny z Winiar, nawet przy upale. Po tych słodkich koktailach smakował rewelacyjnie, a już jak zawiało i się schmurzyło…
Nisiu, nie ma za co, bo faktycznie, cała przyjemność była po naszej stronie. 😆
Z tymi starszymi ludzmi sie zgadzam. U nas jakby juz czekali na odejscie a korzystanie z zycia nie dla nich. No, moze nie powinno sie generalizowac ale jednak.
Bede wiec musial nastepnym razem bedac w Kraju wybrac sie do ksiegarni i zakupic co nieco skoro autorka blogowiczka tym przyjemniej sie bedzie czytalo. Juz widze bohaterki na Karaibach…bo z tego co piszesz to o paniach jest..i ten rum. I jabluszko jest. I jablecznik dla niechcianych 🙂 Zapowiada sie ciekawie.
ja też jestem naleśnikowa, też robię ciasto „na oko”, też lubię jak są cieniusieńkie i jak jest ich tak duuużo. Niestety tylko ja sama podjadam i nawet się nie martwię jak mi się który nie uda, bo wtedy sumienie łakomczucha nie gryzie, a już jeśli w trakcie przewracania metodą podrzucania któryś odfrunie na podłogę, to mam i takich pomocników, co tylko na to czekają 🙂
I też jestem zbieraczką książek kucharskich, jednak mój zbiór nie jest aż tak bogaty, muszę to sprawdzić. Lubię w nich szukać inspiracji, natomiast jestem niepoprawną eksperymentatorką i rzadko kiedy wykorzystuję przepisy „co do grama”, trudno, przyznaję się 🙂
Cholera jasna!
To jak ja mówię, że nie mam nic niejakiej Szwaji, bo nakład wybył, w księgarni nie ma, to ja juz teraz po znajomości będę wiedziała, gdzie i w jakie drzwi zapukać, i jeszcze się zapowiedzieć odpowiednio długo przed przyjazdem. I jeszcze chyba będę się domagała autografów, a co! 🙄
Zaraz opowiem resztę, jestem sopel lodu, muszę odtajać.
No i prosze zawsze mowilem, ze zurek z Winiar to pycha nad pychotkami. W moim rodzinnym miescie byle czego nawet z papierka nie robia. Dla tych co moze jeszcze nie wiedza rodzinne miasto to Kalisz. Nastepnym razem ktos spyta o zurek mozecie podac przepis: Idz do sklepu, kup paczke zurku z Winiar. Postepuja jak na opakowaniu. Jedz i sie zachwycaj.
Nisiu – na mojej półce mieszkasz w kilku woluminach (stan zmienny – pożyczają, nie zwracają) W rejsie Sławku, jest zatoka trujących jabłuszek. Brzucho uczył nas siekania Cześć, nie mogę pisać przy tym świetle.
Barbaro, ja też bardzo eksperymentuję, szczególnie z obiadami, tyle tylko, że u mnie powodem eksperymentów, jest genetyczne lenistwo 😳
Muszę przyznać, że odwagi do eksperymentowania dodała mi też rozmaitość produktów i przypraw, o których kiedyś tylko czytałam.
Barbaro, moj syn, wkrotce 22letni, niezle sobie teraz radzi z gotowaniem i lubi to robic. Kiedy byl maly, chetnie pomagal i koniecznie chcial przewracac nalesniki. Ladowaly nieraz na podlodze ale w koncu nabral wprawy i robil to sprawniej ode mnie.
Wsrod moich kuchennych ksiazek sa rowniez wydawnictwa kieszonkowe, ale kazda jest cenna i nie lubie ich pozyczac. Udostepniac przepisy, tak, chetnie ale ksiazki juz nie. Kilka porzyczonych juz do mnie nie wrocilo a nie jestem tak zorganizowana ja Alicja, zeby notowac komu i kiedy pozyczam.
Zabo, jak to bylo z tym dniem swistaka
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,7518418,Nad_Polske_znow_nadciagaja_sniezyce.html
Mam pewną skazę, moje książki muszą być nowe. Nie lubię jak ktoś czyta gazetę przede mną. Pożyczam, ale takie książki do których już raczej nie wrócę, typu kryminały.
Alina jak zawsze swietny obiad miala i mnie tylko apetytu narobila ale gotowac sam nie bede, ide na strajk a zaraz potem ide na sushi bo juz dawno nie jadlem. Za 15 minut fajrant i ziuuu do Japonca.
Cichalu i Nisiu, swiat jest bardzo maly. Dobrochna i Jacek to moi kuzyni.
yyc – Kalisz, piękne miasto! Zaniosło mnie tam kiedyś na koncert mojego idola, Włodka Pawlika, a poza tym spotkanie miałam a jeszcze jak mi powiesz, że znałeś siostrę Loyolę od św. Józefa, to uznam, że świat jest mniejszy od orzeszka.
Inkryminowany żurek jest u mnie w stałym użyciu. I te zupki różne w kostkach – żaden Knorr, tylko Winiary.
Pyro – 🙂
(nie umiem zrobić żółtej mordki)
Alicjo, masz u mnie co chcesz.
Małgosiu, też nie lubię czytać wyfaflanej gazety…
Ale książka kucharska powinna być deczko umączona i z kleksem masełka, tak mi się wydaje.
Mario, niech ja pęknę!
O rany, żółta mordka sama się zrobiła!!!
Małgosiu, Zgago, oj, znam ten ból, jak książka ukochana do mnie nie wraca. Nie wszystko się przecież udaje dokupić. Alicji metoda bardzo dobra, ale moje serce stwardniało i też nie lubię juz pozyczać. Nasze dzieci wyprowadzając się zabrały sporą ich część, ale i tak półki się ciągle uginają. Spakowaliśmy trochę tych, co to napewno już do nich nie wrócimy, ale jak już mieliśmy plan gdzie oddać, zrobiło mi się tak żal, że zostały i są poutykane w różnych miejscach, a ja nadal się złoszczę na ciasnotę!
Nisiu, żaden „świeży” stołownik nie umiał robić mordek i każdy dostawał od naszej kronikarki ; Alicji, taką podpowiedź :
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/samouczek.html
Ja się skaleczę! Zadzwonił jakiś facet, o 21:07, przedstawił się nawet, ale pomyślałam, ze to hodowca i zaczęłam szukac w tej przegródce mózgu, a ten na mnie z pyskiem, że rozbiłam lusterko jego żonie i nie stanęłam. Tak zbaraniałam, że nazwisko faceta mi odfrunęło. Zapytałam z czego wnioskuje, ze to ja stuknęłam się z jego żoną, bo ja sobie takiego faktu nie przypominam.
-A, bo to pani jeździ Fordem -,
– Jeżdżę, ale dzisiaj akurat nie jeżdziłam.
– A, bo pani ma jeszcze drugi samochód
– Mam, ale też nim pana żony nie rozjechałam
– Ale pani jechała z kimś
-Jeżeli jechałam to sama, a czy może pan powiedzieć kiedy to niby było?
-Dzisiaj około 15 tej
– To napewno nie ja, bo jeżeli wyjeżdżałam to wcześnie rano
(tu mogę się powołac na wpis na blogu), poza tym mam świadka, ze o tej porze byłam w domu…
– Dlaczego pani się wypiera, nawet pani nie stanęłą, gdybym to ja jechał, to bym panią dogonił, zbiła pani żonie lusterko i ma pani zbite lusterko…
– Nie mogłam stanąć, bo to nie byłam ja.
-Ja to chciałem polubownie, ale jak tak to zgłoszę na policje
-A niech pan zgłasza, tylko prosze pamiętać, że za fałszywe oskarżenia też jest odpowiedzialność…
To tak w skrócie, bo trwało to dość długo. Facet z uporem wciskał mi dziecko w brzuch, bo to mogłabym być ja i nie przyjmował do wiadomości, że to nie byłam ja. Ciekawe, czy poleci na policję, czy tylko szuka jelenia?
Six degrees of separation…to chyba nawet za duzo 🙂
Lece na sushi… zajrze pozniej.
te szesc stopni to do „jaki maly swiat..” watku, a nie opowiesci Starej Zaby piratki drogowej 🙂
Nisiu, z książkami kucharskimi masz rację. Taka jest moja pierwsza Kuchnia Polska. Z innych książek przepisuję „przepisy” (nie znalazłam w słowniku wyrazów bliskoznacznych odpowiednika) na karteczki.
teraz mi się przypomniało, jak moja niegdysiejsza szefowa mawiała, nie płacz, że ci książki nie oddano, należy się cieszyć, że ludzie łakomi na książki!
Barbaro, Twoje dzieci, gdy się wyprowadziły, to część książek zabrały a moje – szczególnie starsza przy każdej wizycie …. przywozi następne. Ona nie potrafi żyć bez książek (moja szkoła 😉 ) i gdziekolwiek jest, to kupuje. Nawet Jej mąż już nie ma siły protestować, a to On je targa za każdym razem. 🙁 W ich pokoju, nie ma się już gdzie ruszyć. Całe ściany „wytapetowane” półkami na książki a starsze poukładane w pudłach.
Żabo, Ty to masz ciekawe życie. Takim życiorysem można by tuzin osób obdzielić i każda twierdziłaby, że jest wyjątkowa!
Żabo, to miałaś dziś „Dzień świstaka” ? Facet woli poświszczeć Tobie, bo boi się żony 😆
😀 Zgago, dzięki! Dołożę to do ulubionych… 😉
Czy ktoś z Blogowiczów wie, w jakiej starej książce (mogła to być Monatowa) był przepis na pranie blondyn (a może nawet blądyn) i przestroga, że „portyery nie sięgające ziemi to zgroza”? Miałam taką, ale podarowałam rodzinnemu dziecku (student co lubi dom). Fajnie by było wiedzieć, co dziecko dostało.
Małgosiu, zajrzałam pod „linka” o ciasteczkach i widzę, że one rzeczywiście łatwe, lubię takie nieskomplikowane przepisy, a jakie smaczne i dekoracyjne, kto wie, może i ja…
Zgago 🙂
PS – ta książka, o której piszę, pozbawiona była okładki i strony tytułowej, o czym zapomniałam wspomnieć.
Nisiu przeczytaj spis czesci pierwszej na dole jest „Pranie blondyn”
http://www.bialykruk.com.pl/sklep/index.php?p5236,cokolwiek-badz-chcesz-wyczyscic-czyli-porzadki-domowe-lucyna-cwierczakiewicz
Po czarnych koronkach, pozycja dwudziseta ktoras
Nisiu to Ty takiego wszechstronnego bialego kruka dziecku….
Dziecko fajne jest, Dorotolu, polubiłabyś! lol Prawdziwie odpowiedzialny prawie pyrlandczyk, bo z Chodzieży. Bardzo się zafascynował tą książką. Nikt w rodzinie tak nad nią nie piał jak on. Cieszył się jak wariat, kiedy ją dostał. Warto było! Na pewno jej nie zniszczy (gorzej niż jest, ale w takim stanie do nas trafiła, nawet nie wiem skąd)… A będzie eksperymentował.
ale czy to ta, ktora ja podalam
O, mordka nie wyszła, coś przeoczyłam.
😆
Dorotolu, ale to nie było to. Książka była generalnie kucharska, a dopiero pod koniec miała część domową. Mogło to być inne wydanie pani Ć. Dzięki.
Przepiękny jest u Disslowej rozdział o zachowaniu się przy stole – uwagi dla młodych panien.
1b2b -?
Nisiu, mam przed sobą Poradnik dla młodych gospodyń, wydany w 1900 r. w Warszawie. Jest w nim „pranie blondyn”, przytoczę, bo ciekawe: „Owinięte, tak jak koronki, nacierają się mięszaniną z miodu, mydła i spirytusu i wyciskając polewając letnią wodą. Następnie odwinąć je z wałka, przesuszyć trzepiąc, rozesłać na miękkim i zamiast prasowania pociągnąć kilka razy wilczym kłem, co im nada glans i sztywność.” 🙂
książka, którą przytoczyłam też ma okładkę zniszczoną, ale na stronie tytułowej niestety autora brak, jest za to „Praktyczny kucharz warszawski” zawierający 1503 rożnych przepisów. I rzeczywiście w większości to przepisy i porady kulinarne, ale na końcu rozdział XII – porządki domowe. Czy o tej książce pisałaś?
Barbaro, może to to. A część kucharską rozbudowaną ma?
I co to jest wilczy kieł?
Wyobraźnia podpowiada mi dziwne obrazki.
Nisiu, już nakład jest wyczerpany, jeśli chodzi o „Uniwersalną książkę kucharską” Marya Ochotowicz – Monatowa. Piszą, że oprócz przepisów kulinarnych są i porady. Znalazłam tylko to : 🙁
http://www.mareno.pl/prod/MIDN/83-88841-04-1
Barbaro, odpowiedziałaś zanim zapytałam!
No to może być to, bo coś mi ten wilczy kieł…
A masz gdzieś to moje ukochane zdanie o portyerach?
niestety, na pierwszy rzut oka nie ma o portyerach, zobaczę…
Hura, to jest to:
http://www.math.us.edu.pl/~szyjewski/Archiwum/Lamus/Kucharz/index.htm
Barbaro, rzuć okiem, o tym mówiłaś, prawda?
Poznałam po druku, układzie no i stylu.
Muszę dziecku wysłać, to się ucieszy. Dzięki za wszystkie podpowiedzi!
tak, dokładnie to samo!
Może portyery były gdzie indziej, ale ja to jeszcze przejrzę! 😆
Nisiu, też na to samo trafiłam, przeczytałam ale portyery ‚ ów (?) nie widziałam. 🙁
przy okazji natrafiłam na przepis str. 522, przepis nr. 1424 na ser tzw. zgliwiały, tu podany jako ser na prędce. Taki ser właśnie robiła moja babcia, wzruszyłam się, bo jej ręką jest dopisane żeby dodać kminku. Do dziś pamiętam ten smak, choć przygotowania nie były przyjemne, ser musiał postać kilka dni i wtedy ten zapach był nie do zniesienia.
Barbaro, czyli przepis na tzw. ser domowy ? Bardzo go zawsze lubiłam i lubię nadal, tylko bez kminku.
Ale mi się podobała ta „akcja „portyery ‚ owa”. 😀 😆
Teraz Morfeusz mnie woła, trzeba będzie iść spać.
Życzę wszystkim spokojnej, dobrej nocy i pogodnych snów. 😀
Zimno jak cholera.
O, grubiańsko, ale niech tam. Odtajałam kapkę. Dzień okropny. Nawet niewielki mróz, ale z tą wilgotnością i wiatrem…. niech to!
Jak ja wszystko porobiłam i mam czas usiąść, to wy albo pochrapujecie, albo co tam (lepiej róbcie „co tam”).
Ja mam do wypełnienia jakies okropne statystyki, część zrobiłam, ale czeka mnie nie powiem, ile. No to przysiadam….
Zgago, fajnie było, miłych snów życzę 🙂
Alicjo, współczuwam tych statystyk, brrrr!
Niestety, lecę i ja pod kordełkę, a więc do jutra 🙂
Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś! A ja o tej porze pod żadną kordełkę, tylko właśnie do roboty, bo nocnik ze mnie okropny, a potem mam taaaakie wory pod oczami.
Akcja była boska.
Dzień dobry Wszystkim,
Ale się narobiło, człowiek tylko kompleksów może się nabawić. Bo jak tu teraz pisać, gdy biesiadnicy jak nie z uniwersytetów (ze świetnym piórem), to z witryn księgarskich są znani, mają ogromne księgozbiory – książek kucharskich i innych, pływają po morzach i oceanach itd.
Teraz dopiero sobie zadaję pytanie: Co ja tu robię? Ja – Polaczek – Szaraczek (S.T.), który nawet gotować dobrze nie potrafi (chociaż robi postępy, nie powiem), a wlazł tu i siedzi.
Tak się narobiło, że nawet sami biesiadnicy dogadać się nie mogą, bo jak jedno o chartach psach, to drugie o innych hartach, chyba ducha, nawija.
Tak czy inaczej ze swojej obecności tutaj na razie nie rezygnuję, zobaczymy co czas pokaże. 😉
Wczoraj była pełnia, niekiedy widoki mnie zachwycają
http://picasaweb.google.pl/takrzy/PeNia?authkey=Gv1sRgCLaUhLbHgOuDRA#slideshow/5433112513967541650
Nowy, a jaki ty miałeś obiektyw do tej fotki???
Nisia,
To nic specjalnego, obiektyw 28 – 560 mm, aparat – trochę lepszy tzw. „idiot camera”, jak poniżej.
http://www.e-cyfrowe.pl/canon-powershot-sx20-is-p-14235.html?PHPSESSID=c6abf5760b1092d08e59d4e9501aa572
Nisia,
W czasie mojej jesiennej wizyty w Polsce, przy odwiedzinach księgarń, wpadła mi w ręce twoja książka „Klub mało używanych dziewic” (jestem jeszcze zdrowym facetem, więc nic dziwnego, że tytuł przyciągnął). Niestety, po przekartkowaniu stwierdziłem, że autorka skierowała ją do drugiej połowy ludzkości, do której ja się nie zaliczam i nie kupiłem. Teraz żałuję.
Danuska,
Fotki z fiołkowego przyjęcia – super.
Wciąż przejawiają się na blogu „ochy” i „achy”, jakie były smaczne i piękne dania, brakuje mi jednak chociaż wzmianki, czy te wszystkie smakowitości, chociaz w jakimś stopniu, działają tak, jak działały na cesarzową Sissi? Bo stąd przecież narodził się pomysł kolorystyki i jadłospisu. 😉
Nowy, dzięki za informację. Ale tę konkretnie fotkę robiłeś na długiej rurze, tak?
Moje książki faceci też czytają. Wychodząc z założenia, które uczyniłeś, książki o kobietach powinny czytać tylko kobiety, o mężczyznach mężczyźni, o gwiazdach astronomowie, a o kuchni – kucharze. 😉
Nisia,
Tak, na najdłuzszej jak można (o rurze).
Książki niezupełnie. Gdyby tak było, miałbym tylko książki o ogrodach.
Jadąc tutaj z Polski mam różne limity – bagażu, kasy, wciąż traktuję pobyt tutaj jako tymczasowy itd., muszę więc coś wybierać. Poza tym czas mam również bardzo ograniczony, robię mnóstwo różnych rzeczy.
dzień dobry … 🙂 … się rozpisaliście …. poczytam wieczorem bo wybywam zaraz … mróź mniejszy … napadało tylko trochę … to lecę bo chcę … 😀
Jotka (16:28)
…ja tam sie nie znam, ale chyba rozwiązłość wprowadzasz w blog 🙄
Co jest, moim skromnym zdaniem dobre, najpierw zjęść, potem leniwie… a potem…;)
Do cholery, gimnastyka jest potrzebna, spalanie tych tam i tak dalej, no 👿