Sama słodycz czyli polskie miody

Co jakiś czas sięgam po charakterystyczne ceramiczne pękate butle, w których miło bulgocze pyszny płyn – miód pitny. Czasem dolewam go do duszonych na patelni  listków cykorii, częściej do sznycelków z piersi kurczaka, a także do luzowanej kaczki słodko-ostrej lub pieczonych gęsich piersi.

 

Od pewnego czasu podaję też miód do pasztetów, zastępując nim słodkie francuskie czy włoskie wina. I to wcale nie ze skąpstwa, choć miód bywa i dziesięciokrotnie tańszy niż np. sauterne , lecz po to by zainteresować gości nowym smakiem i naszym rodzimym trunkiem.

Do niedawna byłem przekonany, że miody pitne to nasz polski, słowiański patent. Niedawno przeczytałem, że ten rodzaj napoju alkoholizowanego znany był także starożytnym Rzymianom, Grekom a nawet jeszcze wcześniej Egipcjanom. Później jednak mieszkańcy basenu Morza Śródziemnego porzucili miodosytnictwo na korzyść winiarstwa. I dobrze się stało, bo dzięki temu możemy dziś pijać fantastyczne wina włoskie, francuskie, hiszpańskie i inne.

W krainie puszcz leżących między Łabą a Bugiem miodosytnictwo rozwijało się pięknie i dziś osiąga wyżyny smaku. Najwybitniejsi miodosytnicy jak np. Maciej Jaros spod Tomaszowa Mazowieckiego, mogliby całą swoją produkcję ( a nawet znacznie więcej gdyby zgodzili się zwiększać produkcję kosztem jakości do czego nakłaniają ich często lecz bezskutecznie  importerzy) sprzedawać za granicę. Na szczęście  są to ludzie dbający o dobre imię firmy i dobro rodzimych smakoszy miodów.

Prawdę mówiąc do pełni szczęścia w tej smakowitej dziedzinie brakuje mi jeszcze instytucji, która by zadbała o reklamę polskich miodów na winiarskich rynkach świata. Bez fachowej promocji (co oznacza duże pieniądze najpierw wydane a potem zarabiane) nic z tego nie będzie. A szkoda. Półtoraki i dwójniaki są nie gorsze (a przy niektórych daniach nawet lepsze) niż słodkie z okolic Bordeaux czy też Sycylii. Tyle tylko, że mało kto o tym wie. I tylko czasem w moim domu goście popijający foie gras z rodzynkami lub pasztet z dziczyzny kieliszkiem miodu dziwią się, że ta słodycz pochodzi spod Tomaszowa a nie znad Garonny. Na koniec kilka wyjaśnień technologicznych i jeden przepis, który pozwoli wszystkim na wyprodukowanie własnego miodu. Tyle tylko, że będzie on bardziej wytrawny niż te tu wspominane.

W zależności od stopnia rozcieńczenia miody dzielimy na następujące grupy:
Półtoraki – miody, dla których brzeczka powstaje z jednej jednostki objętości miodu rozcieńczonej połową jednostki objętości wody;
Dwójniaki – miody, dla których brzeczka powstaje z jednej jednostki objętości miodu rozcieńczonej jedną jednostką objętości wody;
Trójniaki – miody, dla których brzeczka powstaje z jednej jednostki objętości miodu rozcieńczonej dwiema jednostkami objętości wody;
Czwórniaki – miody, dla których brzeczka powstaje z jednej jednostki objętości miodu rozcieńczonej trzema jednostkami objętości wody.

Najmocniejsze (posiadające największą zawartość alkoholu) są półtoraki. Półtoraki i dwójniaki określane są niekiedy mianem miodów królewskich. Piątaki i czwórniaki, czyli miody wytrawne, dojrzewają najszybciej i nadają się do spożycia po upływie 6 – 8 miesięcy. Większa zawartość miodu pociąga za sobą konieczność dłuższego leżakowania. Trójniak leżakuje od 1,5 roku do 4 lat, natomiast półtorak nawet od ośmiu do dziesięciu.

Od strony technologii wytwarzania miody pitne można podzielić na sycone i niesycone. Miody sycone powstają w wyniku fermentacji brzeczki, która wcześniej przez pewien czas była powoli gotowana. Brzeczka miodów niesyconych nie jest gotowana.

Różne bukiety miodów uzyskuje się przez doprawianie brzeczki sokami owocowymi (miody owocowe) lub przyprawami korzennymi (miody korzenne). Do produkcji miodów korzenno-ziołowych najczęściej stosuje się: chmiel, cynamon, goździki, imbir, pieprz, jałowiec, wanilię, płatki róży, liście mięty, migdały, cytrynę i skórkę pomarańczową.

MIÓD SYCONY NATURALNY (CZWÓRNIAK)
2,5 litra miodu pszczelego płynnego, 7,5 litra wody, garść szyszek chmielowych
Wodę i miód łączymy, gotujemy na wolnym ogniu, szumując czyli zbierając tworzącą się na powierzchni pianę i pilnując, aby brzeczka nie wykipiała. Po jej zszumowaniu dodajemy umieszczony w płóciennym woreczku chmiel lub inne zioła. Współcześnie możemy dodać pożywki dla drożdży. Woreczek wyjmujemy na drugi dzień. Napój odstawiamy do fermentacji.
 Nadaje się do spożycia po  6 miesiącach.

Na zdrowie!