Bieg do zająca
W niedzielne popołudnie rozgorzała na blogu dyskusja językoznawcza. Czy pomidor jest ożywiony a kalafior wprost przeciwnie? Na koniec zeszło nawet na krasnoludki.
A my w tym czasie ganialiśmy na biegówka po lesie w Sękocinie. Było cudownie. Śnieg lekko skrzypiał, mróz odrobinę szczypał. A w drugiej godzinie biegu gdy pędziliśmy już w kierunku parkingu dopingiem był zając. I to zupełnie nieożywiony. On nawet był całkowicie martwy i czekał na nas w domu, w brytfannie, przykryty śmietanowym sosem. No i buraczki.
A wymowa czy też pisownia tego wszystkiego nie sprawiała nam żadnych kłopotów. I nie musieliśmy nawet pytać o zdanie prof. Bralczyka, którego niekoniecznie poważa Magdalena. Ale za to jest wyraźnie ożywiona. I to mnie cieszy.
Zanim jednak na naszych talerzach wylądował zając w buraczkach był żurek z jajkiem i kiełbasą. Taki gorący, że zatarł błyskawicznie wspomnienie siarczystego mrozu.
Na deser zaś do wyboru – sernik leciutki jak puch lub makowiec.
Komentarze
tylko słoneczka brakowało … 🙂
a mnie w takiej zimowej porze zamarzył się Danusiowy Senegal … 🙂 … może kiedyś się zdarzy …
Nie umiem jeździć na nartach. Nie lubię zimy, jestem zmarzlak. Nieprawda – lubię zimę oglądaną z okna w ciepłym pokoju, albo krótki spacer po skrzypiącym śniegu, w słońcu, w bezwietrzną pogodę , z temp. tak do -5 i powrót do ciepłego mieszkania na herbatę z rumem. Stąd mój nieustający podziw dla Nemo, która 20 km na biegówkach i dla Alicji, co to za róg 5 km uskutecznia, a teraz i dla Gospodarstwa naszego. Zająca zazdroszczę, bardzo lubię, a już nie miałam w rondlu o ho, ho, jak dawno. Kiedyś był to żelazny punkt świątecznego obiadu w 2-gie święto (na nowy rok gęś na odmianę). Zając, niestety, przeszedł w stan legendarny – podobnie jak łosie chrapy i niedżwiedzie łapy.
A ja dzisiaj robię na obiad chinszczyznę, albo coś tam w stylu azjatyckim – do dyspozycji mam małą polędwiczkę, warzywa, mleczko kokosowe, przyprawt i patelnię w stylu wok.
Jolinku – najpierw Warszawa-Paryż- rzut beretem ,
potem lot Paryż-Dakar 5 godz 30 min i już Senegal 🙂
Tak,czy inaczej za chwilę luty,a potem zaraz marzec
i będzie zdecydowanie więcej słońca.
Dorotol – podobno będziesz w Warszawie 30-31 stycznia,
a zatem grono uczestników fiołkowej uczty nam się powiększa.
Może jeszcze jacyś P A N O W I E do nas dołączą ?
Ja bym chetnie dojechal, tylko mnie zasypalo. Stare wraca. Stan zimowy ale drogi czarne tylko jak przejechac przez Czechy.
Jak Jolinek51 chce do Senegalu zo trzeba rychtowac kase.
Dnia pieknego, zimowego, zyczy wszystkim
Pan Lulek
Dziś znowu cesarska 🙂 Tylko ze śniegiem marnie. Jazdę na biegówkach polecam nieustannie. Nie potrzeba gór, wystarczy zaśnieżona leśna dróżka, park lub pole, ślad można pociągnąć samemu. Sprzęt i wyposażenie nie jest kosztowne, a biegacze na nartach żyją dłużej 😎
Oni tylko starzej wyglądają 🙄 – twierdzą malkontenci, ale kto wierzy malkontentom 😉
Nemo, kto tu starzej wygląda? Chyba nie ja?
na pewno nie o Gospodarza … 🙂 … ale jest takie przysłowie „uderz w stół … ” …. 😆
Danuśka dla palacza to wyprawa jak w kosmos … 🙁
na nartach, łyżwach i rolkach nie umiem się poruszać … ale pływam i jeżdżę na rowerze … no i chodzić umiem …. 😀
no i jak starzej, to musi być od kogoś, kto wygląda mniej staro. czyli kto niby?
Dzień dobry Szampaństwu.
Wstyd powiedzieć – trasy biegowe mam za Górką, ze 100 metrów od domu. Należę do klubu Pyry, która nie lubi zimy. Gdybym kupiła sprzęt, musiałabym biegać – a tak, to mam wymówkę. Nie biegam, bo nie mam nart 🙄
Ale na szczęście lubię chodzić. Podobno też zdrowo.
Nie zliczę, ile osób namawiało (i namawia) mnie, żebym polubiła zimę. Zaparłam się. Zimy u mnie są długie i bardzo pochmurne, co tu lubić. To nie Dolomity ani słoneczna Alberta z ichnimi Rockies.
Pyro,
o zającu mam podobnie odległe wspomnienia. Chyba sobie sprawię dwururkę, bo kicają tutaj takie stwory wokół domu – no ale z drugiej strony… własnemu strzelić w łeb? 😯
Po sąsiedzku – to co innego 😎
nie jestem zaden specjalista od narciarstwa. dotychczas bylo to tylko w sferze moich marzen i wyobrazen. meczylo mnie to ponad pol wieku, az w koncu, w ubiegly piatek pekl wrzod i globtroterze wszedlem w posiadanie kompletu do uprawiania narciarstwa biegowego.
po dwoch dniach prob moge teraz juz calkiem na spokojnie powiedziec, ze ma to cos w sobie. dla mnie przynajmniej jest to nowy rodzaj medytacji czy kontemplacji. chodzenie z buta tez ma swoj urok, ale jazda na biegowkach to cos znacznie wiecej. w tym przypadku cialo jest calkowicie spojne. jest to jednosc z samym soba i z natura. jednoczesnie pracuja rece i nogi, na przemian podnosza sie piety ciagnace nogi z nartami, utrzymuja srodek ciezkosci ciala w pozycji horyzontalnej by po chwili posunac je do przodu. rece poruszaja sie przeciwnie podczas kiedy oczy skanuja otoczenie by wybrac najbardziej optymalny tor slizgow. z czasem serce i pluca odnajduja wlasciwy rytm.
i jest toto dosyc kreatywne. szczegolnie kiedy porusza sie czlek wlasnymi sciezkami po nowym sniegu i pozostawia po sobie pierwszy czysty slad. a kiedy nadarza sie mozliwosc zjechania z gorki po dziewiczym bialym puchu pelnia szczescia jest osiagnieta
w tym przypadku robi sie naprawde sporo dla ciala i duszy wiecej niz przy stole 😆
głowa mnie pobolewa chyba na zmianę pogody a ja sobie zaplanowałam przestawianie mebli … robię kącik dla dzieci w stołowym pokoju bo lubię jak maluchy jedzą przy swoim stole a dorośli przy swoim … są przeciwnicy takiego rozwiązania ale się upieram i już … dzieciom się to podoba … 🙂
Arcadiusu,
pięknie to ująłeś 😎 Właśnie te uroki: równomierny rytm kroków – ślizgów, medytacja, radość z nowego, własnego śladu w dziewiczym puchu… 🙂 To uzależnia 😎
Pluszaku,
to jest tak, jak z paleniem papierosów:
– Palenie szkodzi i skraca życie!
– A mój wuj pali i ma już 80 lat 😎
– No widzisz? gdyby nie palił, miałby już co najmniej 90 🙄
Arcadiusu,
zawile i mało przekonywująco, pozostaję nienamówiona 😉
Ostrzę sobie apetyt na REJS z Kapitanem & ska, to będzie coś z mojej książki 🙂
Dzień trochę ponury ,ale na szczęście nie pada śnieg .Swoją drogą dziwna to sprawa ,że nad polskim morzem śniegu jest dużo , a w Szwajcarii bardzo mało .Ogólnie jednak tegoroczna zima bardzo mi się podoba,zwłaszcza oglądana przez okna .
Oczekującym wiosny mogę powiedzieć , że sikorki śpiewają już całkiem wiosennie.
Zgodnie z planem rano usmażyłam faworki i to całkiem sporo ,bo połowę zawiozę synowej i synowi. Smażenie faworków to zajęcie dla dwóch osób ,ale niestety musiałam sobie radzić sama .A potem trzeba posprzątać kuchnię i wywietrzyć dobrze cały dom , bo zapach smalcu ,mimo dobrego wyciągu ,roznosi się intensywnie .
Za to obiad prosty , bo będzie bigos wyjęty z zamrażalnika.
Ruch na świeżym powietrzu sprzyja przewietrzeniu głowy i uporządkowaniu myśli. Arcadius bardzo pięknie to ujął. Najpierw odnalezienie własnego rytmu, zgranie oddechu i pulsu, skoordynowanie ruchu rąk i nóg, harmonia ciała i ducha pogłębia się z każdym kolejnym kilometrem, chaos pod czaszką ustępuje powoli, myśli nabierają sensu, cisza sprzyja koncentracji… Człowiek poruszający się po zaśnieżonej połaci jest sam ze sobą… Oczywiście można też biegać rozmawiając z kimś obok, zatrzymać się, pogadać z mijanymi lub idącymi z naprzeciwka, kontemplować mijany krajobraz, czytać ślady zwierząt na śniegu, snuć plany…
Zamiast biegówek była siatkówka. Co prawda tylko we dwoje. Do tego bieg naokoło ?naszego parku?, a i skakanka poszła w ruch. Potem lekki obiad. A zająca omal-omal wywinęłam na trawie. Buraczki będą jutro w charakterze botwinki, właśnie wyrosły na grządce – w sam raz.
Wczoraj wyciągnęlam z garażu hula-hoop i wstyd przyznać lecz spadło na podlogę jak zbyt obszerna w pasie spódnica. A niegdyś bzłam w te klocki nie tylko dobra lecz b. dobra. Między bajki włożyć.
Poćwiczę, poćwiczę i do jako-takiej formy mam nadzieję doskoczyć.
Na pewno nie do takieJ
http://www.youtube.com/watch?v=ztXmzMvSXZ0
Pozdrowiśtka od zwierzątka
Echidna
I to jest to, Alicjo – tam, gdzie te wszystkie sznurki od tych szmat, gdzie to okno na daleki świat. Ech, za oknem mglisto, czasem kapuśniaczek, czasem śniegu trochę, pies by najchętniej został na trawnikach, a idiota, trzęsie się z zimna. Ma nieprawdopodobne wyczucie. Śpi w moim pokoju, ja w kuchni np zmywam kubki i psa to nie obchodzi; aż sięgam do lodówki i kroję mięso do obiadu albo szykuję sobie kromuchę i już niecnota siedzi przy mojej nodze – skąd wiedział? A pysk ma skrzywdzonego, bardzo nieszczęśliwego stworzenia… słabam niewiasta. Ulegam, choć znam oczajduszę.
Literki się mieszają. Ta sama klawiatura, inne ustawienie liter i cudeńka wyskakują.
1 – ja nie poświstuję, ja pozdrawiam
2 – ani nie byłam bzła, ani zła lecz po prostu byłam
A kod mam niczym z Enigmy – f8f7!
E.
Piotrze – cieszę się iż doszlo w miarę szybko. A muzeum? Czemu nie, pod warunkiem, że mnie jako eksponatu nie ustawicie. Powód prosty – ja już w domu za takowe dziwo robię.
Idę gdzieś się ładnie wyeksponować. Może przy żelazku?
Echidna
Echidna mi przypomniała, że kiedyś obiecałam raport z Muzeum Enigmy, które sie znajduje na terenie CFB Kingston (Canadian Forces Base).
Mam pod nosem, to rzecz jasna, „zawsze zdążę” tam pójść. Typowe 🙄
Ale się wybiorę (pod monitorem przykleiłam kolejną karteczkę z gromkim wręcz napisem – ENIGMA), bo Jerzor tam kiedyś był i mówił, że warto.
Dzień będzie chyba taki, jak w Poznaniu – okołozerowo, po mokrej stronie, a chyba na pewno po pochmurnej.
Którejś zimy (liczmy od listopada, bo u nas tak jest) powinnam zaznaczać w kalendarzu dni słoneczne, tak do końca kwietnia (bo kwiecień też lubi być po zimowej i zimnej stronie, a i maj w porywach).
Zwierzątko…
ekspozycja przy żelazku?! 😯
To nie masz w pobliżu drzewka i leżaka pod nim? Też sobie znalazłaś zajęcie… 🙄
Podobno w Australii spadł śnieg, to pewnie Zwierzątko musi się ogrzać przy żelazku 😀
Każdy ma swój sposób na przetrwanie zimy :
jedni na biegówkach, inni przy kominku i grzanym winie 🙂
A można też skubać sobie słoninę :
http://picasaweb.google.com/zosiarusak/DropBox?authkey=Gv1sRgCIm61o_F4aTIWg&pli=1&gsessionid=aXewt1g7ejmOjn-wiHYhig#slideshow/5416180724635183618
Alicjo –
żelazko małe, będzie mnie widać. Drzewa ciut za wysokie i do kitu taka ekspozycja jak mnie zasłonią. A taki dla przykładu słoć? Ten to dopiero by mie ZASŁONIŁ!
E.
Errata
SŁOŃ
Wszedzie wesolo albo interesujaco a u mnie pustki w glowie.
What is to be done jak napisal Mikhailo Kotshubinski. Prosze o sugestie w sprawie dzisiejszego toastu.
Pustoglowy
Pan Lulek
Echidna – czekamy na zdjątka ogrodu. Apel pod bajorowym hasłem „Ogrzej mnie”
Zwierzątko,
skąd Ty słoninę w Aussielandzie wezmiesz, chyba tylko w ZOO?
Usłużnie podsyłam, to najbliżej, jak zdołałam podejść. I jeszcze na mnie nakrzyczano 🙄
http://alicja.homelinux.com/news/RPA-Marzec.2009/13.Kruger_Park-17-19.03/36.Znowu slonina w akcji.jpg
Nie wiem, jak tam pt „Towarzystwo – ja wtpiję dzisiaj zdrowie Hiniutka, Heniów, Heńków i Heindryczków, czyli imienników mojego Taty
Cholera… muszę wszystko poprzerabiać i poprzepisywać 🙁
Nie teraz, nie teraz! Sniadania jeszcze nie jadłam…
Czemu nie – Heńkom też należy się!
Pan Lulek martwi sie o toast przed moim bladym świtem – jak na podczaszego przystało 😉
Alicja a co ja mam powiedziec, formatowanie, napisanie i popodkreslanie waznych akapitow w zyciorysie tabelarycznym, co robi mi wlasnie kolega A. od dwoch godzin, wymaga wiecej czasu niz niegdys pisany, nawet chyba kopiowym olowkiem, zyciorys: taki a taki, urodzony w rodzinie robotniczej lub niepracujacej inteligencji itd. a teraz niby forma skrocona i sie siedzi i siedzi nad tym
a ja stwierdziłam, że jak mam teraz czas to krzątanie i szykowanie domu na gości to sama przyjemność … przy okazji zrobiłam przegląd mini spiżarki by zobaczyć co ja tam muszę zjeść bo termin ważności już niedługo mija … ładne butelki, które zbieram, pomyte na różne nalewki dla domu i na prezenty, kwiaty poprzestawiane by się mogły zaprezentować z tej ładniejszej strony … jutro po wyciągam szkło i porcelity by je odświeżyć i te moje różne kolekcje słoni, dzwonków, kubków i kamieni trzeba okurzyć … 🙂
No to ja „ciebie współczuję”, Dorotalu.
I idę dospać.
dopiero teraz zauważyłam, że każdy wpis jest liczony jak 9 wpisów … ciekawe jak to się stało ?? … w niedzielę było 1482 wpisy …. w poniedziałek już 1493 …. a dzisiaj już 1501 … licznik się popsuł czy co??????????
A Pyrze ugotował się obiad w sam raz dla Alicji, chyba przedobrzyłam. Co jest „w”? Jedna duża cukrowa cebula, 2 ząbki czosnku, olej. torba warzyw mrożonych „na patelnię”, przyprawa „kamisa” do potraw chińskich, kurkuma, oważ polędwiczka pokrojona w słupki i zamarynowana w mieszaninie wiśniówki i sosu sojowego + słupki świeżego imbiru, pół opakowania gotowych kopytek ( żadne tam kopytka – mini kluski ziemniaczane wielkości orzecha laskowego) Wszystko to kolejno podsmażone potem dodana mała puszka śmietanki kokosowej, duża łycha czerwonego sambalu, 2 łyżeczki zielonego pieprzy, – odparowane, na koniec pęćzek pietruszki. Bez herbaty ? Nie da rady
Pyro –
zdjęcia muszą poczekać na obróbkę. Teraz mam na tapecie projekt jaki pochłania mnóstwo czasu i zajmuje komputer, czy też raczej aplikację. Podczytywać mogę, skrobnąć coś od czasu do czasu też. Lecz fotografii tknąć nie – inne obrabiam.
A i w samym ogródku niezbyt ciekawie. Słońce wypala równo. Ciekawe że chwasty to lubią i rosną jak te lilie u pana Mickiewicza.
Dobranoc
Echidna
I do takiego papu najlepsza herbata zielona lub jaśminowa. Łagodzi ostrość potrawy. A z imbirem to uważaj. Te słupki imbiru zabrzmiały nieco podejrzanie. Czy nie za dużo? I jeszcze dwie łyżeczki pieprzu!
Pyro,
to są co najmniej trzy dania w jednym 😯
Zgadza się; teraz myślę, jak to zjemy. Młoda jeszcze nie wie.
dzien dobry znow!
uwielbiam biegowki w zimie i rower w lecie, o ile oczywiscie mam na nie czas
ale za to znowu nie mam czasu na obiad 🙁
pozdrowienia i smacznego!
Przydałby się teleporting – juz bym tam była. Tylko nie herhata – wino! Wytrawne, jak dla mnie – czerwone! Może być duża butla 😉
Sama bym przyniosła…
Magdaleno,
mówi się o jedzeniu obiadu „w biegu”, ale na nartach to trudne do wykonania… 🙄
U mnie na obiad były ziemniaki puree, groszek z marchewką i gulasz z indyczego udźca. Na podwieczorek będzie nieco zmodyfikowane ciasto czekoladowe Aliny. Zmniejszyłam ilość cukru z 200 do 120 g i ilość jaj z 6 do 4. Wyszło bardzo delikatne i smakowite, i ciągle jeszcze bardzo słodkie. Nie posypywałam cukrem pudrem.
Jutro będę mieć gościa na obiedzie i towarzystwo do marszu po okolicy, niezależnie od pogody. Na dworze jest sucho i słonecznie, temperatura w okolicach zera, ale na jutro zapowiadają pogorszenie…
Łapa mi się omskła… *herbata, oczywista.
Miałam dosypiać 🙄
ilość jaj zmniejszyłam oczywiście z 5 do 4. Tyle miałam w domu.
Pyro- podoba mi się to Twoje danie !
Bez sake nie podołacie 🙂
w biegu zjem zaraz cos niecos i lece dalej…
Alicjo,
Jam Ci to, jam Ci. Sasiadka.
Ja nie zniknelam! Ja czytaty ale nie pisaty ostatnio.
Buziaki,
Lena
A propos własnego śladu na śniegu
Lena,
weź Ty nabierz atramentu w pióro i skrobnij czasami zdanie, żebyśmy nie myśleli, że przepadłaś w przestworzach czy innych czeluściach.
Pozdrowienia!
Witam,
Biegówki i zajac – az mnie skreca z zazdrosci 🙂 Snieg tu nawet raz widzialam, jakies 5 lat temu spadlo troszeczke, ale zajace wybyly – same króliki i 100 mysliwych za kazdym 🙁
Tylko Twoich nart ślady za śniegu,
i te sople wiszące tuż na brzegu !
Są tacy co urok zimy bardzo cenią
i białych pejzaży na nic nie zamienią.
Są inni,co za latem i słońcem wzdychają,
ideę rejsów po ciepłych morzach
z upodobaniem dopieszczają !
Alicjo teraz to trzeba kciuki trzymać, wysmarowlam podanie, życiorys został tak przez kolegę A. sformatowany, ze kobita już dzwoniła w czasie kiedy ja poszłam z dzieckiem pieniądze wydawać, odsłuchałam sekretake i teraz siedzę i udaje, ze mnie w domu nie ma.
Mówię : Aniu, kumy blogowe powiedziały, że bez sake alibo herbaty jaśminowej, będziemy bez obiadu. Młoda na to, że spokojnie, Matka, obydwie palimy i buziuchny mamy, tego, no … przepalone. I co? I nawet bez wody mineralnej się obyło. To było świetne, a że sporo zostało, to już sobie Dziecko na jutro zaklepało („Dla mnie jutro nie gotuj. Ja to zjem)
Dorotolu,
kciuki kciukami, Ty się lepiej też zaopatrz w dwururkę i w razie czego odstrzel kolegę A. 😉
Pyro,
no widzisz. Obyło się bez skandalu kulinarnego 🙂
Alicjo dlaczego mam odstrzelic kolege A. (zdajsie, ze zrobilismy furore), przeciez w takim tempie nikt nie odzwania w sprawie zatrudnienia i to jeszcze w kraju, w ktorym panuje podobno bezrobocie.
zara tam zadzwonie, na glodny zoladek nie bede z nikim rozmawiac, nabylam sobie w azjatyckim markiecie tyle roznosci, wlasnie jem pierozki z platami soji i szyczypiorkiem
Oto sila kolektywu. Henryk, Heniutek, Heinrich. Ja tylko zaznaczam Magdalenie, ze na zachód od niej w poblizu sanatorium dla odwykowców którzy wznosili toasty bez uzasadnienia jest dom w którym Henryk Sienkiewicz napisal Quo Vadis a teraz jakis poznaniak umocowal brazowa pamiatkowa tablice
Honor uratowany
Pan Lulek
Przeleciałam się godzinkę przez las, wzdłuż potoku i znowu przez las, tak na tym słoneczku przyjemnie… Slisko się porobiło, bo udeptany śnieg w dzień się topi, a w nocy zamarza i niektóre ścieżki grożą szpagatem, ale jakoś mi się udało bezpiecznie przedreptać 😎
Idę zrobić herbatkę. Doroto, mam nadzieję, że podzielisz się wrażeniami z rozmowy. Trzymam kciuki.
na razie chodzilo o termin, tylko sie dziwie bo to niby kierownicze stanowisko a oni tak z lapanki prawie….
Dorotolu,
źle odczytałam Twój wpis – myślałam, że dzwonią, bo c.v. wymagało jakichś poprawek albo-li co 😉
A czemu udajesz, że Cię w domu nie ma?! Przebieraj w ofertach, skoro dzwonią! 🙄
jeszcze ciekawostka taka Nemo, napisalam (i tu kolega A. w czolo sie pod moim adresem pukal), ze urodzilam sie za Odra (ale nie w jakim tam lubuskim) tylko na trenach aukualnego Regionu Europejskiego Viadrina (a oni tam szukaja kontaktow), Nemo wiec jestesmy Viadrinanki
oczywiscie pisalam lepiej niz tu – aktualnego
Więc się urodziłam nad samą Viadriną 😯 Na piśmie to lepiej wygląda niż brzmi – wypowiedziane 🙄
Nemo, ten sniezny pejzaz jest bardzo urokliwy. U nas juz po sniegu a zapowiadane sa deszcze. Co do czekoladowego ciasta, masz racje co do cukru, podalam tak z przepisu ale sama tez zmniejszam ilosc, tak do ok. 150 g, zapomnialam to dodac, przepraszam.
Bardzo ładne są dzisiejsze zdjęcia zamieszczone przez Danuśkę i Nemo . Alicjo , umieszczaj swoje zdjęcia tak , żeby można je obejrzeć .Ja ciekawa chcę je obejrzeć ,a tam nic się nie otwiera .
Nemo ,czy to są tegoroczne fotografie ,bo pisałaś ,że śniegu w was niewiele ? A może to szwajcarskie ” niewiele ” u nas znaczy ” bardzo dużo ” ?
Można nie tylko biec do zająca, ale iść za zającem:
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/Lackendorf2009#5303521167000131890
Ale ogólnie wolę chodzenie letnie po przyrodzie. Ileż różnorodnych bodźców, a jakie zapachy… Zimą takich nie ma!
Euroregion Viadrina? To naprawdę dobrze brzmi.
Krystyno,
daj mi trochę czasu. Właśnie sie zorientowałam dzisiaj rano przed moim świtem, ze jakis problem jest. Pomyślę, (myślę, że zmyślę na czas), jak to wszystko ustawić, bo przerabiać całości galerii mi sie nie chce. Tymczasem moc mnie zmogła i nawet zmyślać nie mogę, nie mówiąc o myśleniu 🙄
Zażyłam 2 aspiryny, herbatą z cytryną popiłam i czekam na efekty.
Usunęłabym z poprzednich moich wpisów te sznureczki donikąd, ale nie mam jak. Ponaprawiane będą już inne.
Krystyno,
to wszystko zeszłoroczne (i jeszcze starsze) śniegi 🙁
Marnie jest, nie więcej niż 30-40 cm na wysokości ponad 1500 m. Dużo – oznacza powyżej 100 cm. Poprzedniej zimy byliśmy dwa razy na przełęczy Simplon. Tam grubość pokrywy śnieżnej sięgała 4-5 metrów! Jednak nie tracę jeszcze nadziei, dopiero koniec stycznia 😉 Najwięcej śniegu bywa w marcu.
Danuśka, nemo, Dorota z sąsiedztwa + wpis ze zdjęciami Gospodarza – piękne. Mam tylko jedno pytanie – jak ja mam teraz pracować, zająć się czymkolwiek, co możnaby pracą nazwać, gdy gdzieś na świecie tak pięknie? 🙄
Należę do tych co lubią zimę, tak samo jak lato, kolorową jesień i kwitnącą wiosnę. Nie umiałbym żyć w jednym klimacie, np. tropiku.
Prya widzę już włada odpowiednim językiem, tak Euroregin
region
Nowy ma rację .Kiedy wokół jest pięknie – a ostatnio jest tak bardzo często – bardzo trudno jest się skupić na pożytecznych zajęciach .Popatrzę na las przez jedno okno ,potem przez drugie ,poobserwuję ptaki , a czas sobie płynie …Ale też sumienie mnie zbyt nie gryzie . Tego piękna nie ma aż tak dużo , więc kiedy można cieszyć się „okolicznościami przyrody ” , trzeba to robić .
mnie ta zima nawet nie przeszkadza tylko kto nam ukradł słońce … dawno nie widziałam … 🙁
Witam.
Pyro, gratuluję „wielkiej, kulinarnej improwizacji” 😀
Dorotolu, będę jednak nadal trzymała kciuki, żebyś miała możliwość przebierania w ofertach, niczym w przysłowiowych ulęgałkach. 😆
Nowy, ja też generalnie lubię wszystkie pory roku, tylko fajnie by było, gdyby dłuuugi dzień, był jednak przez 3/4 roku.
Nemo, masz tak piękne „okoliczności przyrody”, że nic tylko się nimi zachwycać. 😀
Alicjo, kuruj się i przestań latać do skrzynki pocztowej w „stroju niedbałym” 😉
… nie pamiętam, gdzie nas tak podejmowano, ale to byli jacyś kulinarni zboczeńcy 😉
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_5103.JPG
Zamiast wygrzewać, może podespać albo co, to ja odbieram telefony 🙄
Rozdzwonili się, cholera, i to znajomi, nawet z daleka, a nie jakieś firmy sprzedające. Sparło ich chyba dzisiaj…
No to siedząc przy telefonie, wlazłam na porzadkowanie zdjęć (i ewentualne naprawianie, cierpliwości, Krystyno), i tak sobie latam po zbiorach.
p.s.MałgosiuW.
Cierpliwości, trochę mi się ślizgło, ale kobyłka dojdzie do płota.
Nie będę Was gorszyć i nie przyznam się, o której dziś wstałam (ani o której poszłam dziś spać). 😯 Jak sięgam pamięcią, to dziś pobiłam rekord i to znowu wszystko przez książkę. Czy ja się muszę zawsze rozglądać po regałach ?
Właśnie skończyłam jeść obiad 🙄 Prawie pełna improwizacja. Zatęskniłam za ziemniakami dlatego postanowiłam wreszcie zrobić w lodówce porządek z różnymi resztkami i zrobiłam sobie ….. znowu zapiekankę, tyle, że z ziemniakami i wykorzystałam pomidory z puszki. Nareszcie „wykończyłam” mój serek „pachnący”. Mam teraz przynajmniej czyste sumienie, że nie zmarnowałam takiej pychotki. 😀 A ogromnie mi smakowała ta obiadowa improwizacja. Jeszcze mi została na jutro – nie dałam rady zjeść wszystkiego, bo dużo się tego dobra narobiło.
Coś mi widać przemknęło, umknęło i teraz nie wiem, co lub kogo Dorotola targuje – rozumiem, że robotę, nie wiem w czym rzecz. Na moje oko kaprawe nieco – Dorotol nasz nadaje się na szefową niskiego szczebla (bo życzliwa i nie głupia) oraz na szczebel zdecydowanie wysoki, bo to, Panie Dziejku, niewiasta awantażowna, w świecie bywała, maniery też niczego sobie… Natomiast na szczebel średni to ona się zupełnie nie nadaje – a któż by na codzień wytrzymał to inteligenckie rozedrganie? Tę niepewność i pęd do zmiany? Pamiętaj Dorotol – albo 3-5 pracowników i „jak w rodzinie” albo od razu departament, asystent (ka) co terminarza i kwitów pilnuje, szef finansów i długie narady typu „burza mózgów”.
No, to sobie Pyra poteoretyzowała kosztem psiapsiólki (ale trochę racji ma)
„Trza” się przygotować na toast za Henryków, Heniów, itd., no i żeby Alicji ból głowy poszedł sobie w „świat za oczy”, za powodzenie Dorotol i ogólnie za zdrowie i dobry humor całego Blogowiska z Gospodarzem i podczaszym na czele. 😆
Temat toastu zaklepany. Za wszystkich Henryków, Heirichów, Henków a nawet Chienków, nie mówiac juz o Henrykach czyli plci damskiej i wszelkich pochodnych jak Niuska, ze nie wymienie wszystkich mozliwosci.
W pierwszej kolejnosci jednak za pamiec Tego który zapytal Quo Vadis wznosimy dzisiejszy toast
Pan Lulek
Dopiero dotarłam i nie wiem za kogo dzisiaj?
Na wszelki wypadek za zdrowie wędrowca na szlaku!
Mysz mi się popruła a ja bez myszy jak bez kordły -nie mogę
hi, nie popruła a popsuła
Pyro opowiem jak bede po spotkaniu ale jak wynagrodzenie bedzie berlinskie to nie skorzystam, gdyz berlinskie to mam teraz fakt, ze za to mam wolnosc i moge chodzic bokiem ile chce.
Zabo a moze mysz jest brudna, trzeba wyjac ta kulke i zobaczyc czy nie oblepia ja brud powodujac, iz ona nie moze sie obracac
Pytanie dlaczego w Polsce sa takie ciuchy a tu nie????????
http://www.groszki.pl/groszki/1,95942,7466789,Fokus_na_zimowy_folk.html
Po cholerę aspiryny – telefony nie dadzą się skupić na bolącej głowie i wszystko przechodzi mimo. Chodem 😯
Zgago,
ja regały książek (tych nieprzeczytanych jeszcze i na dole tych do powtórki, bo się chce znowu) mam cwanie przy łóżku.
Owszem, gorszę, bo jak ktoś pyta, czy się wyspałam (są tacy), odpowiadam zgodnie z prawdą, że jeszcze nie miałam okazji, bo od wczorajszego południa czytałam książkę. No… spojrzyjcie sobie na objętość „Bikini” – wcale nieadekwatne pojęcie do objętości książki, jeśli myślicie o kostiumie kapielowym, książka liczy ponad 400 stron! Ale doskonale się ją czyta, no to po cholerę mam się odrywać, jak mogę nie?
O, a przy okazji… co mi najwolniej wchodziło ostatnio, to kupiona 2 lata temu kobyła Orhana Pamuka, noblisty naonczas – Stambuł. Nijak tego – ani z musztardą, ani ze szklanką wina (to juz lepiej, zwłaszcza przy drugiej szklance), ani zadnej rzeczy, która jego jest.
Przebrnęłam, ale dawno tak drewnianej prozy nie czytałam, chociaż wyobraźnię chyba zaposiadowywam. Bardzo możliwe, że to nie moja półka.
Z drugiej strony… literackie nagrody Nobla od paru dobrych lat wzbudzają moje zdziwienie… ale ja jestem tylko czytacz, a nie krytyk literacki.
Heńka mogę czytać, a czytać… też noblista, i nasz ci on, nasz ci 😉
Pomijając dla pokrzepienia serc płaszcze, szpady, miecze i Zerwikaptury – Heniek miał i inne osiągi. Znakomite. Tu się zgadzam z komisją noblowskiego grona.
Dorotol, mam odpowiedź, tyle pokrętną, ile prawdziwą ; bo „tam” takie ciuchy były do kupienia przez prawie 50 lat a u nas dopiero od kilku, tyle, że u nas wykonawstwo nie odpowiada cenie. 🙁 Takie ciuchy są tylko w bardzo drogich sklepach i w zbyt wielu przypadkach wykończenie jest na „odwal się”.
tutaj tez zdecydowanie na odwal ale tak, ze ja sama kiedys lepiej zszywalam i nawet nie mozna pocieszyc sie ta kolorystyka, bo my tutaj aseksualnie na brudno, szaro i ciemno zaiwaniamy w kufajkach, poniewaz mnie interesuje ta sukienka za ponad 200 zl. firmy rinasancimento to wyszuklam strone tej firmy, sprzedaja po tej samej cenie co w Polsce ale nie w sklepach tylko w necie
Alicjo, Heńka we wczesnej młodości czytałam, starannie omijając wszelkie opisy – wg mnie były nudne 😯 Za czorta nie potrafiłam przez nie przebrnąć. W kilkanaście lat później czytałam już z opisami przyrody i jakoś mi dobrze szło, za to nie czytałam fragmentów opisujących okrucieństwa. I to mi zostało już „na stałe”. Nie lubię i już. Ani w książkach, ani w filmach (zamykam oczy), wrażliwiec ze mnie wyrósł czy co ? 🙄
A nasz Gospodarz znowu się „znęca” nad słuchaczami – opowiada o dziczyźnie – aż ślinka leci. 🙁
jak przeczytalam Henka ponownie w dojzalym wieku to mnie sie takie koszmarne sny snily, nie wiem jak my to przerobilismy w mlodosci nie reagujac na te okrucienstwa jak np. wbijanie na pal albo ciagniecie za konmi, straszne
Dorotol, przypuszczam, że nie byłyśmy w stanie sobie tego okrucieństwa po prostu wyobrazić. Jak czytałam wcześniej, to nabity na pal, to mi się wydawało, że go posadzili na palu i sobie tam siedział. Dopiero jak zobaczyłam w filmie, jak się do tego „zabierali”, to z mety zamknęłam oczy, zatkałam uszy i dopiero koleżanki mnie szturchnęły, że już po wszystkim.
Do dziś nie oglądam filmów z takimi scenami, mimo, że to „tylko” gra.
Za moich czasów nikt nie lubił Stefka Żeromskiego. A ja przeciwnie wręcz, o czym klepałam chyba niedawno, a moją ulubioną była „Wierna rzeka” 😯
O, tylko nie ma wznowień! Jak zbywa komuś na półce – niech mi da znać.
Lubię opisy przyrody i takie tam…to mogę czytać i czytać, a darować sobie te zerwikaptury – aczkolwiek czytałam to, a jakże. Nie robiło to na mnie szczególnego wrażenia. Przecież Trylogia to tacy „Trzej muszkieterowie”, do tańca, i do bitwy, i do szklanki…
„Quo vadis” to już zupełnie inny język Henryka.
…o… zapomniałam dodać – de gustibus… 😉
Stefan podobał mi się niezmiernie – „Dzieje grzechu”, „Popioły” i „Przedwiośnie” Teraz już nie mogę tego czytać – ta maniera, te monologi wzniosłe. No cóż – jak miałam 16 lat, to najważniejsze były „momenty”, a tych cherlawemu Stefkowi nie brakowało. Dopiero kiedy przeczytałam „Dzienniki” z rzetelnie wymienioną sumą zapłaconą dziwce w burdelu i te „duszoszczipatiellnyje” bicie się w piersi „za grzech”, przypomniałam sobie, jak to Kisiel pisał, że T.Mazowiecki po każdej popijawie w klubie studenckim, leciał rankiem do spowiedzi – więc coś z tej mentalności Stefkowej przetrwało.
Zdradźcie mi, czy przepiórki do smażenia, owija się surową, czy wędzoną słoniną ?
Pyro ! 😆 😆
Zgago – każdą, ale chyba surowa lepsza.
Mentalność mentalnością, ale erotyka Stefcia to mi czasem nawet Mniszkównę przypomina…
Co do ciuchów, nie dziwię się, że kolorystyka w Polsce jest odważniejsza niż w Niemczech. Ale i tak to, co na tych groszkach, to spokojne i stonowane w porównaniu z tą wścieklicą, którą widziałam niedawno w Barcelonie… Co kraj, to obyczaj 😐
Dziękuję Ci bardzo Pyro. Właśnie sobie zobaczyłam, że w Makro mają mrożone „perliczki wielkopolskie”, to bym sobie zaszalała na niedzielę (~19,- zł. za kg) a przeciętna waga u nich, to 1,2 kg. Wprawdzie obżarstwa z tego maciupeństwa nie będzie, ale na poniedziałek może zostanie ciut. 😉
Trylogię wchłaniałam z zapartym tchem w wieku poniżej 10 lat. Niektóre fragmenty znałam na pamięć, jak na przykład początek drugiego tomu „Ogniem i mieczem” 😎 Czytałam wystrzępione książki bez okładek, po perypetiach wojennych ocalone i nic mi nie przeszkadzały opisy okrucieństwa, tylko „czerń” ukraińską wyobrażałam sobie rzeczywiście na ciemno ubraną 😯 Znając rodzinne opowieści o masakrze na Wołyniu, nic a nic mnie nie dziwiły opisy strasznych scen i okrzyków „Lachiw rizaty!” Jako dziecko przyjmowałam te opowieści dorosłych jak egzotyczne historie, moja wyobraźnia kreowała obrazy jak w westernie lub okrutnych baśniach.
Kiedy po latach nabyłam piękne wydanie całej Trylogii i zaczęłam ponownie czytać, stwierdziłam, że nie dam rady 😯 🙁 Obrazy pijanej czerni z flakami Lachów wokół szyi wychynęły z pamięci dziecka i nabrały złowieszczości 🙁 Chyba nigdy już po to nie sięgnę.
Osobisty swego czasu też to przeczytał (po niemiecku) traktując jak bardziej egzotycznego Dumasa.
Zgago, pytałaś o słoninkę do przepiórek. Lepsza surowa. Ale potem wdzięcznie przeszłaś na perliczki. No to o które ptaszki Ci chodzi? To różnica nie tylkow wielkości. Pierwsze – dzikie. Drugie już nie bardzo! A za tydzień pomęczę na słodko!
Teraz dopiero sobie uprzytomniłam, że perliczka, to nie to samo, co przepiórka 😳
Ale mam nadzieję, że piecze się ją w taki sam sposób ? W końcu też „kurak”. Jeśli jest inaczej, to napiszecie ?
Gospodarzu, chyba była mała „mijanka”. Na swojej stronie Makro pokazuje perliczkę.
Jak ja uwielbiam takie „męki na słodko” 😆
Bardzo proszę, perliczka razy dwa!
Perliczka
Perliczka, 10 pasków świeżej słoniny, łyżka masła lub masła roślinnego, sól, spora szczypta imbiru.
Sprawić perliczkę ? pióra delikatnie wyrywać zgodnie z kierunkiem, w jakim rosną ? umyć.
Nasolić tuszkę z zewnątrz i wewnątrz.
Naszpikować piersi perliczki paskami słoniny.
Wymieszać miękkie masło z imbirem i dokładnie natrzeć nim perliczkę.
Piec bez tłuszczu w nagrzanym piekarniku, potem na wolnym ogniu, potem znów na takim, aby zrumienić perliczkę, przez cały czas obficie polewając tłuszczem, który się z niej wytopi.
Perliczka po katalońsku
1 perliczka, 8 plastrów wędzonego boczku, 30 ząbków czosnku, 3 cytryny, 100 ml wytrawnego białego wina, 200 ml rosołu cielęcego, sól, pieprz
Owinąć ptaka plastrami boczku i obsmażyć w garnku. Dolać wody i dusić pod pokrywką. Obrać czosnek, pokroić na połówki blanszować przez minutę we wrzątku i odcedzić. Obrać cytryny, dwie z nich podzielić na ćwiartki, a trzecią w plasterki. Wszystkie blanszować też przez minutę we wrzątku. Odcedzić. Gdy perliczka zmięknie ? wyjąć z garnka i odłożyć. Do sosu w garnku dolać wino. Ptaka przekroić i zdjąć całe mięso z kości. Włożyć na powrót do garnka i zalać cielęcym rosołem. Dusić 10 minut i znów mięso wyjąć z garnka. Do sosu wrzucić czosnek i cytrynę, podgrzać i doprawić do smaku solą oraz świeżo zmielonym pieprzem. Ponownie dodać mięso perliczki i gotować jeszcze 10 minut. Podawać z ryżem.
Zamiast znaków zapytania winny być przecinki.
Wielkie dzięki Gospodarzu !!!!! 😆 😆
Zgago – dopiero co piekłam perliczkę. Uważaj – piecze się znacznie dłużej, niż kurczak i wbrew wrażeniu, jest całkiem sporo mięsa.
Pyro, dziękuję za przestrogę i nadzieję na 2 „uczciwe” obiady. 😀
Jutro już muszę grzecznie wstać o poranku, więc (już bez patrzenia na regały) idę spać.
Życzę Wszystkim spokojnej nocy i miłych, radosnych snów. 😆 😆
Do jutrzejszego popołudnia, bo rano mam w planie zakupy (wiadomo jakie 😉 )
Dumas nie dumas…
jedno.
Jest wiele książek, które wcale nie są lepsze czy gorsze od opisów w Trylogii. Poczytajcie sobie Tołstoja „Wojnę i pokój”, „Cichy Don” Szołochowa i mogę jeszcze wymienić iluś tam autorów.
Albo „Krzyżaków”. Albo… „kultowe” * Pachnidło*. To jest fikcja.
„Anus mundi” – nie radzę czytać, jeśli ktoś ma słabe serce, albo woli patrzeć na jasny świat jasnym spojrzeniem.
I znowu awaria!