Co dzieciom smakuje

Ostatni ubiegłoroczny numer „Magazynu Wino” zawiera mnóstwo informacji o winach niezłych, dobrych i wspaniałych. Jest też kilka dużych tekstów o regionach, które mnie zachwycają. Zacząłem więc od nich lekturę i…  odpadłem. Cóż bowiem znaczy zdanie: ” Wino mocniej zbudowane, gęstsze, bardziej ekstraktywne od Outis, dobrze mineralne, zachowujące charakterystyczne dla nerello nuty korzenne, ale również dzielące z Outis pewną miękkość kreski i nie tak precyzyjny rysunek – gdy się wyostrzy, Etna będzie miała nową gwiazdę.”

Ja tej gwiazdy nie doczekam. I to właśnie przez nieznośny metajęzyk dla wtajemniczonych. Choć wcale nie mam pewności czy pozostali autorzy „Magazynu” rozumieją co napisał ich kolega. Sami bowiem piszą po prostu, zrozumiale i po ludzku.

Na szczęście w grudniowym numerze znalazłem tekst Agnieszki Kręglickiej, który nie tylko zrozumiałem ale wszystkie zawarte w nim poglądy i pomysły gorąco popieram. Oto istotny fragment:

„Ponieważ nasz syn rozpoczął właśnie naukę w szkole, przygotowaliśmy warsztat dla pierwszoklasistów. Zaczęliśmy od rozmowy z dzieciakami, kto jakie lubi smaki, jakie dania są jego ulubione. Maluchy wchodzą w taki temat od razu. By zdały sobie sprawę z odczuwania smaku, przed każ­dym ustawiliśmy kilka tak samo wyglądających kubeczków, w których była woda, każda inaczej doprawiona. Należało spróbować i przypisać kubek odpowiedniemu smakowi, słodkiemu, słonemu, kwaśnemu i gorzkiemu. Chwilę rozmawialiśmy o tym, jak działa nasz język i przeszliśmy do zapa­chów. Każdy dotykał, rozcierał i wąchał liście świeżej mięty, szałwii, bazylii i kolendry. Przypominaliśmy sobie skąd znamy te zapachy i uczyliśmy się je rozpoznawać, z zamkniętymi oczami. Potem każdy schował swoje wy­brane listki, do nieprzejrzystej torebki, która przepuszczała zapach i w pa­rach odgadywaliśmy zioło wybrane przez kolegę. Powstał przy tym straszny harmider, ale się udało. Następne zadanie to odgadywanie zapachów z kon­centratów w buteleczkach „Le nez du vin”.

 

Dzieci zaskakiwały nas swoją wrażliwością i pamięcią zapachową. Czarną porzeczkę, pieprz, wędzonkę odgadywały bez pudła. A potem porównywaliśmy zapach utartej skórki z pomarańczy i olejku pomarańczowego, laskę wanilii i cukier wanilinowy i opisywaliśmy różnice. Na finał przygotowałam napój z wody doprawionej cukrem, kwaskiem cytrynowym i sztucznym aromatem, zabarwiony spo­żywczym barwnikiem. Porównywaliśmy jak smakuje sztucznie spreparo­wany napój wiśniowy, w porównaniu z sokiem wyciśniętym z wiśni. Moim celem było, by młodzi poczuli różnice, by podejmując decyzję o wyborze zakupu w szkolnym sklepiku pojawiała się refleksja: „co ja czuję”.

 

 

 

Równolegle do naszego warsztatu grupa młodych członków warszaw­skiego convivium przygotowała plenerową ofertę dla dzieci, przybliżającą je do świata owoców i warzyw. Najpierw z koszy obfitości wybierały okazy, rozpoznawały je, opisywały i zapamiętywały. Potem należało z zamknięty­mi oczami rozpoznać produkt po dotyku, po zapachu, po smaku.

 

 

 

 

Takie zabawy mobilizują wrażliwość. Następnym etapem było wyci­skanie soków z owoców i warzyw, smakowanie ich i łączenie w kompo­zycje. Samodzielne przygotowanie owocowego koktajlu, działało nawet na zatwardziałych przeciwników surowizny. Każdy z dumą zachwycał się swoim dziełem i wypijał z apetytem.

Prodziecięce aktywności członków Slow Foodu zaczęły się mnożyć: była praca z licealistami przy wymyślaniu szkolnego lunchu dobrej jako­ści, konkursy i zabawy wokół tematu starych odmian jabłek na świątecz­nym jarmarku, wspólne gotowanie z dziećmi ze świetlic środowiskowych. Przygotowywany jest program wykładu o polskich tradycjach kulinarnych i historii naszych jedzeniowych upodobań.

W morzu potrzeb może się wydawać, że te inicjatywy giną niezauwa­żalne, ale z drugiej strony każda z nich jest kroplą drążącą skałę. I jeśli ktokolwiek z was ubolewa, że zalewa nas fast food, że dzieci ulegają tele­wizyjnym reklamom i tracą atencję dla prawdziwego jedzenia, może przy­czynić się do zmiany. Udostępniamy przykłady aktywności edukacyjnych, które członkowie Slow Foodu podejmowali w różnych krajach, dzielimy się naszymi doświadczeniami. Nie ma co czekać na to, co zrobi dla nas Slow Food, lepiej to po prostu zrobić.”

 

Właśnie! I to jest także apel do wszystkich smakoszy. Czyli do Was. Spróbujcie tak pobawić się przy stole z własnymi dziećmi lub wnukami. Albo z uczniami w Waszych szkołach. Zgodnie z naszym hasłem: Smakosze wszystkich krajów łączcie się!