Historie tajemnicze, dziwne a smakowite


Od dziecka miałem dziwną predylekcję: lubiłem czytać encyklopedię. I tak już zostało. A gdy jeszcze wydawnictwo encyklopedyczne  dotyczy interesującego mnie pod każdym względem tematu, to nie jestem w stanie przerwać lektury aż ją skończę.

Tak było i w tym przypadku. Wojciech Gogoliński – najznakomitszy w naszym kraju ekspert do spraw trunków wszelakich a zwłaszcza tych o znaczniejszej liczbie procentów, wydał „Encyklopedię alkoholi” (Wydawnictwo Czas wina). Prawdę mówiąc to kolejna edycja tej książki ale tak rozszerzona, pogłębiona (dna nie widać) i zilustrowana, że należy mówić o nowym dziele.

Nie jest to standardowe wydawnictwo encyklopedyczne ograniczające się do krótkich skondensowanych not informacyjnych. Wiele haseł – i to dla mnie najważniejszych – ma obszerne teksty historyczne, często z wątkami sensacyjnymi czy wręcz kryminalnymi, a wszystkie kończą się oceną trunku i poradami dotyczącymi jego zastosowanie przy stole. Świadczy to o tym, iż autor nie tylko buszował w bibliotekach ale także i piwnicznych magazynach pełnych omszałych butli z koniakami, winami, whisky czy likierami. To kiper czyli taki kulinarny saper, który za nas wszystkich wykonał niebezpieczną robotę i teraz zdaje z niej relację. A my możemy już bez obaw kupować i pić to, co do chwili i zestawu dań, pasuje najbardziej.

Aby dać Wam przedsmak tego co ja miałem przez dwa wieczory, zacytuję trzy fragmenty czy raczej fragmenciki poezji o alkoholu pióra Gogolińskiego. Zacznijmy od likieru Grand Chartreuse:

 „Likier, którego receptura stanowi ścisłą tajemnicę (znają ją w całości tylko trzej zakonnicy), produkują od 1605 r, mnisi z założonego w 1083 r. zakonu kartuzów z Grande Chartreuse (niedaleko Grenoble), którego reguła nakazuje całkowite milczenie.

Z niewiadomych powodów pracowici i milczący mnisi z zakonu kartuzów nigdy nie byli ulubieńcami władz francuskich. Prześladowani przez królów, reżim rewolucyjny i głupich urzędników władz kolejnych republik, przepędzani z ojczyzny, ciągle wracali do swoich domostw.(…)

Dziś – na szczęście – nikt nie nęka zakonników  może z wyjątkiem turystów. Obecnie produkcja likieru odbywa się wyłącznie w Voiron i jest w całości przeprowadzana przez kartuzów. Z uwagi na regułę zakonu butelkowaniem, promocją i dystrybucją zajmuje się powołana przez nich spółka Chartreuse Diffusion. Gorzelnia posiada muzeum i piwnice, które można zwiedzać, z wyjątkiem miesięcy zimowych,  kiedy oblodzone drogi są zbyt niebezpieczne, by nimi dojechać. Zwiedzanie i degustacja są darmowe.”

Teraz pora na koniak: „Richard Hennessy byt irlandzkim szlachcicem z miasta Cork. Katolik, drugi syn Charlesa Hennessy’ego lorda Ballymacmoy, przybył do Francji jako młody chłopak wiedziony zapewne chęcią obalenia znienawidzonej monarchii brytyjskiej, bo natychmiast zaciągną! się do armii francuskiej. Został nawet kapitanem regimentu irlandzkiego w siłach Ludwika XV.  Ale ponieważ nad ludźmi, którzy mają przejść do historii, opatrzność czuwa, wkrótce został ranny i w wieku 26 lat udał się na rekonwalescencję w malownicze rejony doliny rzeki Charente. Postanowił dać sobie spokój z machaniem szablą i zabrać się do pracy organicznej. Osiedlił się w 1765 r. w spokojnym i cichym miasteczku o nic jeszcze nikomu nie mówiącej nazwie Cognac. Zabrał się do pędzenia koniaku, a że próbki wysyłane do Irlandii spotkały się z ciepłym przyjęciem przyjaciół, interes się rozwijał. Niestety, rewolucyjne mrzonki sprawiły, że Richard, tym razem jako „obywatel Hennessy”, znowu zaczął się mieszać do polityki. Dzięki temu jednak firma – mimo szlacheckiego pochodzenia właściciela – przetrwała, on sam i członkowie jego rodziny nie poszli pod gilotynę, a jego potomkowie mogli spokojnie wrócić do arystokratycznych korzeni. Jego syn James nadał firmie istniejącą do dziś nazwę Jas Hennessy, a kolejny właściciel Maurice Hennessy zasłynął wprowadzeniem w   1865 r. zarzuconego już dzisiaj, ale wówczas przełomowego, gwiazdkowego systemu oznaczania wieku koniaków.”

Na koniec oczywiście coś dla zdrowia: „Pojawił się w 1790 r. według receptury opracowanej przez Józefa Zwacka. Niedługo później został – jak chce legenda – zaprezentowany cesarzowi Józefowi II, synowi Marii Teresy. Imperator miał wówczas wypowiedzieć znamien?ne słowa: „Das ist ein Unikum!” (Ależ to wyjątkowe!) i tak też narodziła się nazwa trunku.”

Myślę, że jeszcze parę razy będę przytaczał fragmenty dzieła Wojciecha Gogolińskiego. I wszyscy z tego faktu będziemy zadowoleni. Warto czytać prace znawców i jednocześnie miłośników  opracowywanych tematów. Bo dzieła ich są ciekawe oraz pożyteczne. Na zdrowie!