Kto zamorduje karpia?
Nadchodzi ten dzień i ta pora. Trzeba zabić karpia. Bez karpia nie będzie Wigilii. Przynajmniej u nas. Ale wszyscy wymigują się od morderstwa. W końcu dochodzą do wspólnego wniosku, że i tak tego karpia upieczonego w śmietanie, posypanego grubo zmielonym pieprzem zjadam ja sam. Inni o tej porze są tak najedzeni, że na tę rybną klasykę nie mają już ochoty. A ja nie mam chęci na zabijanie. Kupić więc martwego, wypatroszonego, oskrobanego, bez łba? Niee, to nie będzie dobry sposób na wigilijną ucztę. Sięgam więc po pomoc fachową czyli „Książkę kucharską Alicji B. Toklas” pięknie wydaną przez Twój Styl. Oto co mi poradziła partnerka życiowa Gertrudy Stein:
„Kiedy poznałyśmy powieści Dashiella Hammetta, Gertruda Stein zrobiła uwagę, że ich nowatorstwo polega na tym, że autor skazuje swoje ofiary, zanim rozpocznie właściwą historię. I nikt nie wie, ile osób będzie musiało zginąć w wyniku pierwszej zbrodni. Podobnie jest w kuchni. Morderstwo i nagła śmierć wydają się równie nienatu?ralne tam, jak w każdym innym miejscu. Nie mogą być i nigdy nie będą wydarzeniami, które ot tak przyjmuje się do wiadomości. Jedzenie jest zbyt przyjemną rzeczą, żeby kojarzyło się z grozą. Tymczasem trzeba pogodzić się z faktami, nawet jeśli budzą obrzydzenie – widzimy wtedy, że zanim rozpocznie się jakakolwiek kuchenna historia, zbrodnia jest nieunikniona. Dlatego gotowanie nie jest tylko i wyłącznie przyjemnym sposobem spędzania czasu. (…)
Reglamentacja i ciągły brak żywności nie tylko zmusiły mnie do tego, żeby poważnie wziąć się za gotowanie; nauczyłam się również kupować jedzenie na coraz gorzej zaopatrzonym rynku, nie tracąc na to zbyt wiele czasu, ponieważ były ważniejsze i zabawniejsze rzeczy do zrobienia. Właśnie wtedy zaczęły się morderstwa w kuchni.
Pierwszą ofiarą był żywy karp, przyniesiony w koszyku z przykrywą, z którego nie było ucieczki. Handlarz ryb, który mi go sprzedał, oznajmił, że nie ma czasu, żeby go zabić, oskrobać i wypatroszyć. Nie wyjaśnił nawet, za którą z tych strasznych czynności zabrać się najpierw. Nietrudno było zgadnąć, co jest najbardziej odrażające. Należało zacząć od morderstwa i jak najszybciej mieć to za sobą. Dawno temu na nabrzeżu Puget Sound widywałam rybaków, którzy trzymając za ogon ogromne łososie, uderzali nimi o beton z siłą zdolną je zabić. Ale ani ja nie byłam rybakiem, ani kuchenny stół nie był betonowym nabrzeżem. Zastanawiałam się, czy nie uśmiercić swojej pierwszej ofiary, waląc ją w łeb ciężkim tłuczkiem. Wystarczył jeden rzut oka – było jasne, że żwawa ryba ucieknie przed niepewnym ciosem wycelowanym w jej głowę. Lepsze wydało mi się rozwiązanie klasyczne – czyli wielki, ostry nóż. Dzierżąc go w prawej dłoni, lewą złapałam ścierkę i przykryłam dolną szczękę karpia, który mógł przecież mieć ostre zęby, po czym powoli poszukałam podstawy jego rdzenia kręgowego i – zatopiłam nóż w żywym ciele. Zwolniłam uchwyt, spojrzałam. Horrendum! Karp był martwy, zabity, zamordowany, zakatrupiony. Nieodwołalnie i z premedytacją. Opadłam bezwładnie na krzesło i drżącą ręką, której nawet nie umyłam, sięgnęłam po papierosa. (…) Biednego Pana Karpia należało przyrządzić. Oskrobałam mu więc łuski, odcięłam płetwy, rozcięłam brzuch i odwracając spojrzenie wyrzuciłam wszystko ze środka. Potem starannie go wypłukałam i osuszyłam. Zastał podany na stół jako: karp faszerowany kasztanami.”
Książki są po to, by dawać przyjemność czytelnikom. I uczyć ich. Różnych rzeczy. W tym także i wykonywania wyroków. Zrobię to i nie będę więcej skamlał, że nie chcę rąk brudzić krwią. Chyba, że całkowicie przejdę na wegetarianizm. Ale to dopiero przed następnymi świętami. Dziś ostrzę nóż!
Komentarze
http://kleofas.blogspot.com/2009/12/warszawa-da-sie-lubic.html
Pan Lonzio się pochwalił na blogu kleofasa, że Książka się ukazała z jego zdjęciem na okładce … a nam się nie pochwalił … 🙁
mt7,
Wzruszajace sa Twoje wczorajsze zyczenia z 23:38, wszystkiego co najlepsze dla Ciebie.
Jolinku
Czym tu się chwalić…
Pochwalę się jak zapłacą . Na razie zapomnieli 🙁
I wystawa miała być.
I też zapomnieli.
Za darmo to mogą zrobić fotografowi łaskę i postawić jego zdjęcia pod ołtarzem…
Co do karpia.
Musi byc on u i nas. Tylko wnuczka grymasi. Poszedlem tego roku na ustepstwo i bedzie na stole tez alternatywa w postaci steku z tunczyka. Lubi! Karpia nabede prosto z wody, bitego na moich oczach, a reszte zalatwie sam, jak to stary wedkarz.
A krzatanina w okol wigilijnego stolu chyba sie stale wzmaga, bo wpisow coraz mniej, nawet tak niezawodnych jak od Nemo. Dajcie choc znak, ze jeszcze zyjecie!
pepegor
bardzo lubię karpia w galarecie i smażonego … wigilia u teściowej córci to nie myślę o zabijaniu tylko by sobie schować parę łusek do portfelika by kasa była przez cały rok …:)
Panie Lonzio trzeba o swoje się upominać … nie ma zmiłuj … 🙂
naturalnie ze noz mozna ostrzyc, ale nie na karpia
smak karpia jest kontrowersyjny wsrod smakoszy.
osobiscie nazwalbym go nudnym badz martwym. no w najlepszym przypadku znikomym. kiedy jedni doszukuja sie w karpiu np smaku orzechowego, mi wystarcza juz sama jego konsystencja, ktora to uzalezniona jest od warunkow nienaturalnych w jakich to karpisku przychodzi spedzac zywot zanim dostanie mu sie w leb.
dwutygodniowa kwarantanne w czystej wodzie jaka stosuja niektorzy producenci nie pozbawia, jak na moj nos, do konca substancji zawartych w miesie karpia, ktore to blotem przesiakniete jest doszczetnie
Na dramatyczne pytanie: „kto zamorduje karpia”? Odpowiadam stanowczo: ja nie!!!
I nie ważne, że obłuda i zakłamanie – bo zjeść i owszem z wielką chęcią. Nie ważne, że nie dość tradycyjnie – trudno!
Karp, zamówiony w „pewnym źródle”, dotrze do mojej kuchni już wyfiletowany. Amen. A w tym roku postanowiłam skorzystać z „paczki światecznej” Pani Basi i podać go z pieczarkami. Sprawozdam, jak wyszedł. Podam go dopiero w niedziele podczas brydżowej kolacji, bo na wigilie wychodzimy do syna.
mt7,
piękne życzenia, dziekuję: niech i Tobie kwiaty zakwitają na mrozie 🙂
Żabo,
cieszę się, że makowiec smakuje. Dobre i to, że wiem gdzie takowy zamówić żeby był smaczny 🙂
Trzymam kciuki za wszystkich chorujących 🙂
Nigdy nie jadłam karpia i nie mam takiego zamiaru 😎 Ani w dzieciństwie, gdy nie znosiłam ryb słodkowodnych, ani w dorosłym, samodzielnym życiu. Pisałam tu już, że go nawet sama przyrządzałam, faszerowanego w galarecie, ale jadłam najwyżej odrobinę nadzienia i galarety. Jak zlikwidowano sklep, w którym przed świętami pojawiały się żywe ryby, to najbardziej było mi żal szynki z dzika, którą tam kupowałam. Karpie kojarzą mi się z płytkimi stawami i oczyszczalnią ścieków oraz jedną czeską bajką, gdzie karp zostaje wypuszczony do Wełtawy 😯 Nie wiem jak smakuje i wcale nie chcę wiedzieć. Jest to irracjonalne, ale to samo miałam z ruskimi pierogami przez pierwszych 20 lat mojego życia. Nie chciałam spróbować i już 🙄 Awersja do karpia wygląda na trwalszą. Może mam cyprinofobię? 😉
Jestem poruszona tekstem o karpiu.. Ponieważ uwielbiam czytać o jedzeniu chętnie odwiedzam Pana blog. Wiele się tutaj nauczyłam nie tylko o gotowaniu ale i o ludziach. Prawdą jest, że widzimy to co chcemy widzieć . 🙂 Powinniśmy jednak zawsze pamiętać, że nasze wyobrażenia i wiedza są zawsze subiektywne i rzadko są prawdziwe. Prawdziwy jest tylko człowiek z którym rozmawiamy ale to co nam przekazuje już nie.
Nemo,
tak trzymać, w końcu w tym pędzącym, ciągle zmieniajacym się świecie, coś powinnono być: constans 🙂
moje życzenia dla Pana a także Całej Redakcji Polityki są jak najbardziej prawdziwe. Wszelkiej Pomyślności, Dużo Zdrowia i Radości a także Wesołego Nowego Roku życzę z całego serca :)))) i.. dziękuję 🙂
Ha, ja też mam awersję (dywersję 😆 ) do karpia (i smaku, i ości, i roboty – zwł. w kontekście zagonionego – i bez tego – czasu wigilijnego).
Na szczęście na naszym rodzinnym wigilijnym stole gościł on w sumie mniej niż pięć razy ❗ – i zawsze dochodziliśmy do tego samego wniosku: „nie warto się poddawać zbiorowej presji” 😀
…de gustibus, oczywiście… 🙂
… i to mnie bardzo bardzo cieszy, ze znalazlem sie we wlasciwym towarzystwie.
poki co 😉
Dzień dobry Szampaństwu!
Ja. Ja zabiję. Rybie się daje tępą stroną sporego noża w łeb, tu gdzie się skrzela kończą – i po zawodach. Trzeba to zrobić zdecydowanie, raz – a dobrze.
Mecyje 🙄
I nie wywracać mi tu oczami – ktoś musi zabić, żeby zjeść mógł ktoś! Mordercze instynkty zaspokajałam od dziecka, bo Dziadek łowił, a Babcia smażyła, ale do zabijania nie było chętnych, dla Babci ryba była żywa nawet na patelni – smażyła, ale umierała ze strachu, jak coś tam się na tej patelni niechcąco poruszyło.
Lubię każdą rybę, karpia nie jadłam sto lat… ale smakował mi – rzecz w tym, że karp nie może być większy, niż mniej więcej kilogramowy. Jak wonieje mułem – to już za stary. Zalety karpia – prawie nie ma łusek. Ma bardzo mało ości drobnych, i tylko w części ogonowej. Dobry karp nie jest zły – tylko musi to być karp królewski 😉
Karpia na stole wigilijnym może zastąpić każda inna ryba, ale ludziska uwzieli się na karpia. Ja z ochotą zjadłabym tuzin świeżo złowionych okoników (te dopiero mają ości, a raczej osteczki!), tylko skąd je wziąć?
Najważniejsze, że mam rolmopsy 😎
Zdzichu 😉
Co do własnoręcznego zakatrupienia ryby, to już się tu przyznałam, że popełniłam ten czyn wielokrotnie, ale głównie w afekcie choć z premedytacją 🙄 Czyny dotyczyły dorszy i łososi złapanych na wędkę przez Osobistego. Ryba mająca do dyspozycji cały fiord i dająca się złapać na metalową przynętę sama jest sobie winna 😎
Poczytałam Kleofasa. Jak dla mnie, to skręciło w znane koleiny historii Don Camillo i Peppone 😉
Zamiast lepić pierogi i pichcić pasztety wyciągnęłam maszynę do szycia i wszyłam nowy zamek do czarnych jeansów. To była robota 🙄
u mnie w rozporku brakuje dwoch guzikow. tak dziwnie wyglada a na dodatek cieplo ucieka. wezme i przyszyje
Do karpia wielkiego nabozenstwa nie mam i raczej miec juz nie bede. W tym roku na wigilie bedzie okon nilowy, ktory juz sobie czeka w zamrazarce…
No to ja pójdę na całość i radykalnie. Zrobię rozporek w długiej spódnicy. Tak do pół uda po lewej nodze. Albo i wyżej. Żadnych zamków i guzików.
no i po robocie. nie wezme i nie przyszyje. do tego trza kowala a nie nitki i jeszcze czegos tam 🙁
W sprawie chleba z orzechami i ziołami mam dwie informacje: prawidłowy przepis ma Sarenka. To są 3 lub 4 paczki otrąb a nie łyżki. Najwyraźniej zadziałała zasada głuchego telefonu i receptura uległa zniekształceniu. A w każdej paczce jest 120 gramów pszennych otrąb czyli razem około pół kilograma.
mt7 – dzięki serdeczne!
Zanitować. Nity też dobre. Lepsze, niż nitki.
Witaj Jarzębino i zaglądaj częściej. Życzenia przekażę koleżankom i kolegom podczs dorocznego spotkania noworocznego. Wcześniej nie będziemy się widzieć w większym gronie.
Nirrod, a ten okon to z tanzanii?
mam takiego dzis na odtajaniu. dostalem od znajomego dwie sztuki w ramach pszukiwania nowych smakow. lezal okon w samrazalce juz jakis czas. moje podanie o azyl swiateczny wprawdzie odrzucono, ale przyznano mi pobyt czasowy. zjem okonia dzis. nie bedzie mu smutno samemu spedzac swiat w lodowce
Jarzębino, witaj przy stole.
(10:53) ” Prawdziwy jest tylko człowiek z którym rozmawiamy ale to co nam przekazuje już nie.”
No to po co rozmawiać, wystarczy tylko popatrzeć. Ewentualnie dotknąć. Reszta jest nieprawdziwa.
Przychodza rózni ludzie i pytaja gdzie jest ta piekna pani. Odpowiadam zgodnie z prawda. Jedna pani zapytala czy jej maz nie pozwolil. Odpowiedzialem, ze tak zupelnie to ja nie wiem. Odetchnela i zostawila dla niej butelke dobrego wina i ciasteczka wlasnej roboty w tym szneki z makiem i glancem. Pod pewnymi wzgledy nasza kuchnia jakby troche przypomina poznanska. Pewnie stad wzial sie romans cioci Jolly z Radkiem. Chyba wszyscy szpitalnicy dochodza do siebie.
Spod cesarskiej z samymi plusami pogody, pozdrowienia.
Pan Lulek
Nitowane guziki w rozporku łatwiejsze są do naprawienia niż zamek błyskawiczny, poza tym pierwszy raz słyszę o urwaniu się (wyrwaniu 😯 ) takowych. Osobisty nosi prawie wyłącznie Levisy 501 z guzikami, ale jedyne, co w nich niszczy to kolana i kieszenie, zwłaszcza prawą na siedzeniu, gdzie nosi portmonetkę.
Przy wymianie zamka najgorsze jest usunięcie starego i pokonanie tych wszystkich wzmocnionych szwów 🙄
no coz Nemo, widocznie ja mam jeszcze tendencje do tycia 😉
Dolaczam do tych, co nie przepadaja za karpiem. Nie przenioslam wiec tej tradycji do naszej tutejszej wigilii.
Zdzichu, nemo, i tak od karpia do rozporka 🙂 i co dalej?
dziękuję Panie Gospodarzu ,jak juz wspomniałam mam ta recepturę od 2005 roku, chleb piekłam wielokrotnie za każdym razem z sukcesem. Ten dodatek do Polityki sprawił, ze zaczęłam interesować sie Pańską kuchnia, czytać książki Pana i Żony ,słuchać audycji 🙂 A na obiad będzie tarta brokułowa również według przepisu z ten książeczki
Na dworze roztopy na całego, w górach halny w porywach osiąga 180 kmh, kolejki nie jeżdżą, kolejny base-jumper zabił się w Lauterbrunnen… Jakie to musi być uczucie – przed skokiem w przepaść pośliznąć się i spaść bez szansy na otwarcie spadochronu… 😯 🙁
Wybieram się (rowerem) do odległego o ca 4 km sklepu dla koniarzy, psiarzy itp. po skarpety jeździeckie dla chrześniaczki Osobistego.
Kapusta gotowa, sałatka dla młodego też, śledzie się moczą, karpie pływają. Od wigilijnych karpi jesteśmy z przyjemnością uzależnieni 🙂 Ten jeden raz w roku jemy w ilościach przemysłowych, smażone najprościej, jak to tylko możliwe. Morduje i patroszy pan mąż z młodym. Ja bardzo rzadko, ale to żaden problem.
Zabieram się do sernika 😀
„…nie kupujmy żywych karpi. „Lud lubi karpia, karp lubi lód” (…) Robert Makłowicz przekonuje, że chociaż świeżość ryby, to w kuchni rzecz podstawowa, to jednak ryba, która została zamęczona doznając w ścisku obrażeń wewnętrznych jest produktem spożywczym nienajlepszej jakości.”
GW
Przypomniał mi się stary dowcip polityczny o milicjancie, który przyniósł do domu zmasakrowanego karpia (wyskakiwał z teczki, więc dostał parę razy pałą). I który na pytanie żony: Pobiłeś go? 😯 odpowiedział: Ależ skąd! Spadł ze schodów 😎
Haneczko – zaklep kawałek sernika dla mnie, mnie „nie wychodzi”.
Karpia u nas nie ma – młodzież nie lubi. Tradycyjnie będą pstrągi, a jak synuś woli dorsza, to niech przyniesie (zrobionego). Ja gotować i piec będę jutro. Dzisiaj byłam w aptece, czym wypełniłam bodajże, dzień roboczy. Myję jwszcze różne rzeczy i kąty, ale z miejsca mnie nie widać. Póki żyła Teściowa i Mąż, karp na szaro, w polskim sosie był zawsze, dzieci dorszowały; była też jako alternatywa dla ukochanej grzybowej, zupa rybna, Teraz nie ma dla kogo gotować takich potraw Okoń nilowy jest b.smaczny i pięknie wygląda w galarecie Robiłam rok temu, a Gospodarz podpowiadał jak zrobić, żeby galareta się na „stojącej” rybie trzymała. Tego roku ze względów zdrowotnych nie bawię się w galarety, majoneziki z ryb i sałatki. Robię wigilię jak porządny, odświętny obiad z odpowiednią oprawą, ale bez różnorodności.
Witam Nowych gości przy stole.
Mt7 – dzięki i dla Ciebie samych dobrych zdarzeń.
Świeże ryby kupujemy zawsze przy stawach rybnych, gdzie są od razu uśmiercane prądem. Ale ponieważ od trzech lat święta spędzaliśmy poza domem, zapomniałam jak to jest z kupnem ryb przed Bożym Narodzeniem.Mąż pojechał tam rano, a w kolejce było mnóstwo osób. Z tego powodu sprzedający nie zawracali sobie głowy zabijaniem ryb,byle szybciej obsłużyć klientów.I tak , niestety pstrągi i karp męczyły się ,dopiero w domu mąż zakończył ich żywot. To dla mnie nauka, że ryby muszę kupować wcześniej i zamrozić.
Słyszę ,że sklepy rybne muszą mieć odpowiednio duże zbiorniki dla przetrzymywania ryb.Bardzo dobrze, tyle że nie wolno tych ryb zabijać na miejscu w sklepie. Mało kto wkłada kupione ryby do wiaderka – jak to wieżć do domu ? Myślę,że humanitarnie byłoby od razu je zabić. W sumie wiele o tym się mówi, niewiele robi dla rozwiązania problemu.
Tymczasem muszę się zabrać za skrobanie pstrągów. Będą w galarecie i smażone.
Pyro, niestety, nie mam numeru telefonu Stanisława.
A wracając do historii z wpisu Gospodarza, przypomniały mi się święta w rodzinnym domu sprzed 16lat,kiedy to Mama postanowi urządzić kolacja wigilijna sama (wcześniej zawsze jadałyśmy z dziadkami).Zakupiła wiec karpia który majestatycznie pływał w wannie przez 5godziny po czy trzeba było go zabić. Mama nie chcąc narażać dwójki swoich małych dzieci na szok, postanowiła z karpiem rozprawić się piwnicy przy pomocy tłuczka do mięsa. Jak się później okazało zepsutego ? główka odskoczyła i zamiast uśmiercić karpia uderzyła Mamę w kolano przez co nie mogła chodzić przez cale święta. Od tego czasu już zawsze kupujemy łososia albo pstrągi.
Krystyno – zajrzyj do skrzynki
Dzisiaj imieniny Gryzeldy. Nie pamiętam, w której baśni była królowa Gryzelda, ale toast wieczorny za nią i innych baśniowych bohaterów wzniosę z przyjemnością
Drogi Gospodarzu i Blogowicze,
nie zapomniałam ani nie zaniedbuję tylko losy przygnały mnie do zimowej Warszawy.
Składam już dziś wszystkim wspaniałym ludziom tu poznanym radosnych, smacznych (a jakże!) Świąt. Cieszę się Warszawą w świątecznej szacie – nie miałam tej przyjemności od wielu lat. Zima po Teksasie zawsze jest piękna.
A i po wielu latach z wielką przyjemnością zjem karpia!
Gryzelda?!
Taż ona gryzie 😯
Ale niech jej będzie… 😉
Zara… u mnie w kalendarzu polskim z ’85 roku (jedyny, jaki mam) stoi, że dzisiaj , 22-go grudnia, jest Zenona, Honoraty i Flawiana (to ostatnie – bardzo popularne imie, co drugi to Flawian! 🙄 )
To wznosimy i za nich, a co!
Udaję się od obdzwaniania świata.
Lepsza czy gorsza ale znalazlem metode na zachowanie komentarza. Ide wtedy na calosc za kazdym razem poprawiajac tresc komentarza. No to moze dzis za zdrowie karpi. Basia sie puscila. Byla wsadzona 4 grudnia i puscila paczki. Pytanie czy zdazy do Swiat. Cos sie zapowiada. Czy wrózba sie spelni. Reszte prosze o wygrypienie sie.
Pan Lulek
za karpiem nie przepadam, w przeciwieństwie do mojego męża i to on jest specjalistą od przyrządzania tej rybki. Ale nie tylko, teraz biedzi się nad pasztetem, reszta należy do mnie. Narazie jestem za kuchcika, czyli podaj sól, zetrzyj gałkę, no i to co lubię – próbowanie. Wieczorem biorę się (jak Haneczka) za sernik, który nigdy mi nie wychodzi, tzn. w smaku pyszny, rośnie jak szalony, ale już upieczony – bezwstydnie się zapada, zgroza!
Pozdrawiam serdecznie i lecę do dzieła!
a to Wy jestescie przy mordowaniu karpi?
Tu niewlasciwa, Pyro Gryzelda byla zona ksiecia Jaremy Wisniowickiego
morag, a ja lubie karpia w galarecie i takiego karpia bralam zawsze pod pache bedac zaproszona na pieczen wolowa na wigilie lub kielbaski, wszyscy zawsze marudzili, ze osci, ze aspik czli woda z zelatyna, a potem wcinali…
Jakie ości, moragu, jakie ości! Trza im bylo płotkę albo okoniki zaserwować :roll
(jestem w przerwie maleńkiej, obdzwaniając świat)
Morąg,
do ryby w galarecie nigdy nie dawałam żelatyny. Galareta powstaje przez wygotowanie rybich łbów, szkieletów i innych odpadów. Na jednego karpia w galarecie zużywałam dwa – jeden na nadzienie i wywar. Rybia galaretka jest bardzo delikatna bez żelatyny ze świńskich nóżek, skór i innych tkanek łącznych.
Wróciłam z dalekiej wyprawy po skarpety. Po drodze kupiłam łososia i filety z okonia nilowego. Potrzebowałam kilogram białej ryby, a ten okoń był najtańszy pomijając pangę. Jutro będę uskuteczniać roladę rybną w trzech kolorach. Okoń zostanie zmiksowany z jajem i śmietanką, połowa masy zabarwiona szpinakiem na zielono i z tego zrobię gotowaną roladę. Jeszcze nigdy nie próbowałam, ale widziałam ładny obrazek i się przymierzam 😎 Na przezroczystej folii należy podługowato ułożyć białą warstwę masy rybnej, na to filet z łososia, przykryć zielonym, zawinąć folię, uformować wałek, zawiązać na końcach, nakłuć igiełką i gotować 20 minut na najmniejszym ogniu. Kroić w plastry i podawać z sosem beurre blanc.
morag – nemo na boga wiem o tym od dziecka, iz galareta powstaje przez wygotowanie glow, napisalam aspik (nie moge w tym kombie znalezc cudzslowu) marudzeniem, ze aspik, reagowali Niemcy widzac galarete, a aspik to ich podejscie do galarety i oszczednosc, prawie bez smaku, bez warzyw i sztwne od zelatyny, jak sprobowali maja galarete to nie wierzyli, ze galareta moze tak samowac
smakowac
U mnie na Wigilie – a salmon is a salmon is a salmon.
Filety sa krotko usmazone, ulozone dla kazdego na kuli zrobionej z ‚mashed yams’. Na filecie lezy usmazona czerwona papryka, cebula i kapary. Wszystko polane syropem z kasztanami (chestnuts).
25 grudnia jest indyk pieczony w calosci, przyrzadzony w ten sam sposob, jak na Thanksgiving.
Karpia tu nigdy nie widzialam.
Zgago – z wolna miękną pierniki z Twojego przepisu. Rodzina się zadziwi – Matka upiekła miękkie pierniczki. Cud po prostu. Właśnie wymieniłam w nich kromki chleba. Dzisiaj będzie jeszcze myta porcelana paradna – wiadomo: na ostatnią chwilę, żeby nie zdążyła się przykurzyć Serwisy kawowe i deserowe umyte zostały ze dwa tygodnie temu, a serwis po Stasi, dopiero dzisiaj
Morąg – zabawki od Ciebie umyte, lalka oprana, do świni kupiłam baterie, do lalki nie, bo nie umiemy otworzyć schowka. Rozmawiałam dzisiaj z Dziadkiem tej Roksany – mała ponoć od trzech lat marzy o takiej lalce. Rodzina jej baterie wymieni.
Odnalazł się Stanisław. Odpisał na mój e-mail. Bardzo zdziwiony, że jest w centrum uwagi. Wytłumaczyłam, że jesteśmy zwariowani co nie co, ale przywykliśmy dbać o swoje, Ha! Jutro ponoć napisze na blogu.
Cholera! Spierzemy mu dupsko jutro, co on sobie myśli?! Zdziwiony się znalazł…
Od przyjaciolki z Warszawy dostalam dzisiaj w upominku wraz z zyczeniami ksiazke „Osiem cztery” Miroslawa Nahacza. Uprzedzila mnie, ze jest napisana wspolczesnym mlodziezowym jezykiem i ze chcialaby, zebym byla „na biezaco” z polskim. Na pierwszy rzut oka napisana jest jakby „jednym tchem” i na kazdej stronie slowa, ktore by pewnie tu na blogu nie przeszly. Zabieram sie do czytania. Czy ktos z Was ja zna?
Odnośnie Karpia Gospodarza, żeby wszystkich pogodzić (jedzących i nie), wykorzystałem Go w szczytnym celu i umieściłem na kartce z życzeniami dla blogowiczów (w tej formie będzie dla wszystkich). Pozdrawiam.
http://img684.imageshack.us/i/kartkazkarpiem.jpg/
Witam Lasuchow Doskonalych, Pogoda w Toronto wspaniala, powiedzialbym albertanska czyli mrozik i slonce.
Mam pytanko. Jak wspominalem dostalem nieco dziczyzny. Los sie okazal po rozmrozeniu ladnym kawalkiem pieczeni i juz sie moczy w winie czerwonym, oliwce i sosie sojowym + dodatki. Sarnina okazala sie mielona i tu maly klops. Chce zrobic kotleciki mielone w sosie z prawdziwkami, smietanka. Tylko czy to mielone wystarczy poczestowac jajkiem + bulka tarta czy trzeba dodac jakiegos boczku (sloniny). Czy moze ktos mialby sugestie na mielona sarnine??? Bylbym wdzieczny. Na obiedzie swiatecznym sa ekstra osoby wiec zalezalbo mi na pokazaniu sie z dobrej strony. Mamy indyka, losia no i te sarnine. Posluzy na caly weekend swiateczny ale sie zdecydowalismy zrobic wszystko na piatkowy obiad. Bedzie wybor a potem sie doje co zostalo (sobota, niedziela z glowy gotowanie). Zwlaszcza ze w oba dni i tak wychodzimy, wiec sie doje na lunch a reszte dzieciaki zabiora do domu. (zamrozi sie jesli bedzie co).
To takie so moje pytanka. Ide poczytac.
Alicjo jutro 14.00 w ROM.
Stanisław jeszcze nie jest zdziwiony, on się dopiero zdziwi 😎
Barbaro, mój sernik wiedeński zawsze cierpi na uwiąd. Przyzwyczaiłam się i nie zwracam uwagi 🙂
Marudo 😀
Acha, karpia nie mamy ale kupilismy turbota i chce go w takie paski (dzwonka) pokroic zeby udawal karpia. Jak sie wlsciwie robi karpia. Obsypac maka + dyzurne i to wszystko?
W polskich delikatesach dali mi dwa fajne kalendarze pod tutulem Kulinarny Kalendarz Polonijny z ladnymi zdjeciami i przepisami. Zaczyna sie od karpia po warszawsku ale to w galarecie. Zamowilem duuuzo kielbasy swojskiej. Kolo brata sa bardzo fajne delikatesy pod nazwa „Kmicic”. Nawet nie trzeba jezdzic do dzielnicy polskiej. Nazwa kielbasy nie ma znaczenia bo co sklep to swojska czy wiejska i tak inaczej samkuje i wyglada ale ta tutaj jest pyszna. Ciemno brazowa w kolorze, miesna a skorka bardzo delikatna i uwedzenie wspaniale. W Calgarewku takiej nie ma. Pani mi odlozy i mam rano w Wigilie odebrac. Pozniej zamroze. To tyle relacji.
YYC – no, nie wiem, ale ja radziłabym dodać coś tłustego i raczej ugotować te kotleciki w wywarze włoszczyzny, jałowca itp, a potem włożyć o sosu. Jeżeli je usmażysz, będziesz musiał długo dusić w sosie (może być z suszonymi śliwkami) Dziczyzna bywa oporna w przygotowywaniu. Najlepiej poczekaj, aż się Eska, albo Żaba zgłoszą. One częściej, niż miejska Pyra
Jeszcze sie nie wczytalem tylko okiem rzucilem. Ja karpie w domu zabijalem sam, tzn jak juz bylem nieco wiekszy. Plywaly ze dwa dni w wannie a potem mlotkiem w leb. Zajace swiateczne tez po 2-3 dniach na balkonie obieralem. Pamietacie ITR na trojce jak Maurycy topil karpie w koncu je pradem potraktowal i jak Dziadkowi Poszepszynskiemu palec zlamal lamiac sie oplatkiem?
Oki doki ide poczytac…
Pyro, boczku czy sloniny? i zmielic w maszynce wymieszac z miesem? Czy jajko dodawac? Ale jak sie robi sos z boku. Woda, grzybki tluszcz?.
Tej sarniny jest ok 1 kg (moze 750gr). Zagotowac wloszczyzne i ziuu kotleciki do wywaru?
No to poszukiwania Stanisława odwołane. Już przeszukiwałam kartony,żeby znależć książkę telefoniczną i jakoś go namierzyć po nazwisku i dzielnicy , ale przedtem doczytałam wpisy i sprawa się wyjaśniła. Stanisławowi należy się przynajmniej upomnienie z wpisaniem do akt. Jeśli ktoś spada z drzewa, narzeka na złe samopoczucie, a potem się nie odzywa ,to co koleżeństwo blogowe ma mysleć ?Jedynym usprawiedliwieniem może być tylko silne zaangażowanie w sprawy województwa pomorskiego. 🙂 . Ale najważniejsze, że Stanisław jest cały i zdrów.
YYC sięgnąłem do książki najlepszego w Polsce speca od dziczyzny. Dr Grzegorz Russak radzi w swej „Praktycznej kuchni myśliwskiej” tak:
Kotlet siekany nadziewany
Na kotlet siekany nadziewany robimy masę mięsną tak jak na zwykłe mielone. Wyżyłowane mięso drobno siekamy bardzo ostrym nożem czy tasakiem lub przepuszczamy przez maszynkę, dodając dwie namoczone w mleku i odciśnięte bułki. Na 1 kg mięsa dajemy 2 bułki, łyżkę świeżego masła utartą z dwoma żółtkami, sól, pieprz, gałkę muszkatołową. Dla podniesienia smaku można dodać również trochę jałowca, typowo myśliwskiej przyprawy, która dobrze komponuje się z aromatycznymi świeżymi ziołami, takimi jak bazylia, majeranek, tymianek czy rozmaryn. Następnie sporządzamy farsz. Mogą to być usmażone grzyby, na przykład kurki, pieczarki polne czy prawdziwki. Tu przypomnę, jak smażyć kurki, żeby nie były twarde. Po umyciu większe grzyby przekrawamy kilka razy i wszystkie wrzucamy na suchą, gorącą patelnię. Grzyby puszczą tyle sosu, że zaczną się w nim gotować. Trzeba odczekać, aż sos własny z grzybów odparuje i zaczną one skwierczeć na patelni. Wtedy dodajemy masło, sól, pieprz i chwilę podsmażamy. Wystudzone grzyby drobno siekamy, zaciągamy jajkiem. Następnie formujemy podłużne wałeczki, dodając mocno schłodzone masło. Dopiero teraz z łatwością zawijamy w przygotowaną masę mięsną, nadając kotletom podłużny kształt. Panierujemy i smażymy w głębokim tłuszczu.
Mam nadzieję, że – jeśli skorzystasz z tych rad – nie będziesz żałował.
A kto nam tu wina poleci na Swieta jak Stanislaw sobie wagaruje co? Albo jakas opowiastke o trdycji nam rzuci co zwsze z duzym zainteresowaniem czytam. A propos „Polityka” swiateczna jak zawsze swietna.
Nie znam , Alino, ale te nowości… za każdym razem przywożę pół walizki ksiązek z Polski, tym razem przywiozłam kilka pozycji, które byly polecane, najlepiej, żeby przez tych, którzy znaja Twój gust (tu ukłon w strone Alsy, no ale wysziedziało sie razem w szkolnej ławie ileś tam…) Zagraniczne można sobie zawsze poczytać, ale z Polski przywożę wyłącznie polskie.
Współczesny młodzieżowy język mnie zadziwia, pewnie jestem stara, ale dla mnie książka to jest DOBRZE OPOWIEDZIANA I NAPISANA HISTORIA, a nie eksperymenty z językiem, jakikolwiek by on nie był (vide- „Ulisses”).
Wcale nie zachwyciła mnie Masłowska, ani żadne takie-tam.
Zachwyca mnie Myśliwski – „Traktat o łuskaniu fasoli”, perełka monolog… a od książki nie mozna sie oderwać, zreszta każda jego książka (rzadko pisze, klepałam nie tak dawno) to perełka. Stefana Chwina mozna w ciemno i bez recenzji, dla mnie wspaniałe, i w formie, i w treści. Szkoda mi czasu na bzdury, owszem, śledzę tryndy i nawet mam pare takich.
Ale mam swój gust i lubię rzeczy dobre, żeby sparafrazować Konwickiego („ja mam czas już tylko na rzeczy dobre”)
Oj Gospodarzu wdziecznym do grobowej deski bo brzmi swietnie. Mam prawdziwki z Polski pare sznurkow przemycilem bo i na zupe i do sarniny starczy w zupelnosci. Dzieki serdeczne.
Grzybki mam oczywiscie suszone czy jak je namocze i juz mieciutkie na patelnie rzucic jak wedlug przepisu (bo tam swieze) powinno byc OK? Ziola tez beda swieze no i oczywiscie jalowiec. Ale sie uczta zapowiada.
Pyro, dzieki za rady ale przyznam ide za glosem speca mysliwskiego 🙂
Acha jeszcze jedno pytanie (sorry, nie chce zameczac) co dokladnie znaczy „zaciagamy jajkiem”?
Alicjo, skoro czytasz książkę napisaną przez Mirosława Nahacza, to warto wiedzieć , że jako pisarz zaczął mocno ,ale jako człowiek skończył także mocno , to znaczy popełnił jakiś czas temu samobójstwo .
Zaciągamy jajkiem czyli dodajemy surowe rozbełtane jajko.
Dobrego uhudlera az szkoda do gotowania. Najlepiej pracowac dwoma gatunkami. Jedno wino do gotowania, zwykle stolowe a drugie dla rozszerzania szarych komórek. Dzis bedzie wznoszone dobrym uhudlerem.
Pan Lulek
Mam taka „paskudna” nature,ze zawsze przywiazuje sie do kazdej zywej bestii,ktora pojawila sie w naszym rodzinnym domu 😉
Tak tez bylo z plywajacymi w wannie swiatecznymi karpiami.Przesiadywalam w lazience,rozmawiajac z kazdym z nich i podkarmiajac bulka.A ze bylam niejadkiem,to latwo mi bylo odmowic, jedzenia „mojego” przyjaciela 🙂 Zwlaszcza,jak babcia „nieudolnie” mordowala rybe,tak ze zdazalo sie nurkowac po „skaczaca” w kuchni, niedoszla ofiare babcinej „rzezi” 😮
Tradycji jedzienia karpia w Krainie Wiatrakow nie znaja,wiec mnie ta „przyjemnosc” mordowania szczesliwie omija.Zadawalamy sie gotowymi filetami.Jutro biegne do sklepu,wtedy okarze sie ,co bedziemy jedli na wigilie!
Konczac, pozdrawiam Wszystkich i zycze Szczesliwych i Pogodnych Swiat Bozego Narodzenia!!!!!!!! 🙂 🙂 🙂
To nie ja czytam Nahacza, Krystyno – i nie skończyłam , co chciałam powiedzieć, bo telefon do mnie… ale wyzej napisałam właściwie to, co chciałam – definicja książki : „dobrze napisana opowieść”. I to się zawsze sprawdza.
Krystyno,
to nie ja czytam Nahacza – i nie wydaje mi sie, zeby mnie zachwycił. Starej takiej daty jestem… 😉
O masz… komputer mi zaprotestował, napisałam jeszcze jedno i masz.
Cholera z tym wordem czy co?!
No to juz wszystko wiem. Dzieki wielkie. Za 3 godzinki obiadek ze znajomymi. Po drodze jeszcze male sprawy do zalatwienie, trzeba sie bedzie niedlugo zbierac. Los zamarynowany. Sarnina ma juz przepis. Nic tylko jesc i sie delektowac. Jak ja lubie Swieta. Winko dopijam. Lece dzwonic do Kraju.
Pstrągi sprawione, mak namoczony,karkówka przygotowana do pieczenia -tym wszystkim zajmę się jutro. Tymczasem można zająć się trochę literaturą.
Alicjo, mnie młode pokolenie pisarzy raczej nie zachwyca. Zniechęca mnie często ” przekombinowany ” język. Ale z przyjemnością czytam Jacka Dehnela, a jego powieść „Lala ” / o babci / zachwyciła mnie / dostała Paszport ” Polityki „/ a także Michała Witkowskiego i Sylwię Chutnik / na razie jedna książka /.
Teraz czytam „Warunek ” Eustachego Rylskiego /wciągająca opowieść z czasów wojen napoleońskich.
Kartony z książkami prawie rozpakowane, ileż ciekawych pozycji odnalazłam. Przeprowadzki mają jednak swoje dobre strony.
Co do wczorajszych kaktusow to podaje, ze zaktualizowalem album jak sie akurat dalo. Sam jestem ciekaw czy wyjdzie.
http://picasaweb.google.de/pegorek/Kaktusy#5417348072217165282
pepegor
Pepegor,
jestem pełna podziwu dla Twoich kaktusów. Muszą mieć odpowiednie warunki, skoro tak pięknie kwitną. Ja mam taki jak na zdjęciu nr 3, tylko różowy,ale kwitnie skąpo oraz ten ze zdjęcia nr 7 – niespodziewanie po wielu latach zakwitł w tym roku, ale miał tylko jeden kwiat. To chyba jednak moja wina, bo zbytnio nie interesowałam się ich wymaganiami,ale też i warunków odpowiednich nie posiadałam.
Ileż radości mogą dostarczyć rośliny !
Pepegor, szczęka mi opadła 😯
Alicjo, zanotowalam sobie Mysliwskiego i Chwina.
Krystyno, bede wiec czytac Nahacza z tym tragicznym naswietleniem.
no, sklarowac galarete nie tak latwo, ale warto, warto…
Udało się założyć album. Skromny na razie i bez podpisów, ale zrobi się i to.
Krystyno, dla wyjaśnienia:
2 to cleistocactus , ale w zwisajacej formie.
3 i 4 to to, co wczoraj podawała Krysha, epiphyllum. U mnie ta jasna wersja wypada jakoś co roku inaczej. Też miewałem już cytrynowożółtą, a na początku były prawie białe. Mam też fioletowe i rózowe wersje. Te kwiaty sa dość długotrwałe, a nawet owocują.
5 i 6 to właśnie ta królowa i jej pączek, na cztery tygodnie przed zakwitnięciem.
7 to popularna wersja echinopsis, najpopularniejszego chyba kaktusa. Ten zakwita nawet i trzy razy w sezonie, a jak jest dobra pogoda, to i w październiku. Wtedy jego kwiaty są ładne nawet przez cały tydzień. Tajemnica powodzenia polega na właściwym przechowaniu przez zimę. Zasada: sucho i chłodno, ale nie mroźnie!
Trzymam to wszystko pod zadaszeniem moich schodów z piwnicy. Z tyłu jest szklanna ściana do sąsiada, a z góry luksfala najtańszej jakosci. Teraz trzymam je opuszczone o 1,5 m, między betonowymi ścianami schodów i też zadaszone ta przeźroczstą falą, ale dodatkowo obłożoną foliami. Pisałem o tym tydzień temu. Wszystko własna robota.
pepegor
morag, ale ktora ksiazka Chwina, ostrzegam przed czym na temat prezdentowej, ostani chlam jaki jest tylko mozliwy, glupi watek przetykany tandetna reklama, az zgroza bierze, np. pani preyzdentowa otworzyla torebke firmy takiej a takiej….
Ludzie!
Cholera mnie bierze! Word jakmutam… wcieło
wróciłam z zakupów przy okazji załatwiania interesów pocztowo- bankowych. Zakupiłam – uwaga! – fantastyczne czerwone kozaczki na wielkiej szpili, takie do pół łydki! Zara idę mierzyc jeszcze raz… do czarnej pończochy 😉
I jeszcze w biegu chwyciłam taką fajną koszulę w kratkę – koszulę, nie bluzkę – bardzo piękna, usmiechała sie do mnie z wystawy, to wlazłam i zakupiłam.
I na dodatek Jerzor zakupił perfumy dla mnie, bynajmniej nie proszony 😯 (…się nie zna… woda kolońska… ale niech mu tam, że perfumy).
Udany dzień, bez planu, ale udany 🙂
Przez kilka godzin stroiłam choinkę. Wyglada jak królowa, albo chińska cesarzowa w złocie i czerwieni. Najpierw Ślubny kupił świerk kaukazki. Grube, ciemnozielone igły. Potem się sporo napracował żeby ją wpasować w stojak z wodą. Następnie należało przearanżować salon, szczególnie wykusz, w którym zwykle jest mnóstwo kwiatów i na parapecie wyleguje sie Sokrates. Sokrates był bardzo zdziwiony zamieszaniem i zmianami w jego ulubionym kąciku. Potem, kiedy juz choinka stanęła w całej krasie, Sokrates zmęczony wrażeniami przysnął w jednym fotelu. Sunia, jak zwykle podzieliła drugi fotel ze swoim uwielbianym panem. Ja na bujaku z nalewka z pigwy w charakterze nagrody. Kolendy w tle. I tak zaczęliśmy świetować. Jutro ciąg dalszy kulinariów, ale pod patronatem choinki, z której jestem wyjatkowo dumna.
O, buty!
http://alicja.homelinux.com/news/img_1211.jpg
🙂
p.s. Jotka, ja zaraz zilustruję… dopiero co wlazłam do chałupy , wyskoczę z butów i tego tam… … poumieszczam 😉
cześć Bando
ś.p. Maciek Kuroń sprzedał mi świetny sposób na karpia
otóż ma on delikatny układ nerwowy
więc wystarczy wacik nasączyć spirytusem i wetknąć mu w pyszczek
usypia w try miga
a inny (mój) dobry sposób, to usypianie w zamrażarce
ćwiczę ten sposób zwałaszcza na węgorzach
(które jako znene stare opoje, nic sobie nie robią z wacika ze spirytusem)
:::
u mnie na wigilię karp w orzechowej panierce i sandacz po polsku
nie licząc oczywiście śledzika
Alicja,
buty super, o Tobie nie wspomnę, nadmienię tylko, że kocham kiedy … ” wariatka wciąż tańczy”… jednym słowem zdrowie „szalonych”,
za „poumieszaczanie” wyrazy wdzięczności 🙂 a teraz udaję się na spoczynek, bo jutro kulinaria …
Tutaj… choinka jotki i Sokrates 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Jotki_choinka/images.html
Alicjo, buty to buty , ale nogi … 😀
Przecie pisałem, że podziwiam nie tylko uszka…
Juz po zakupach szybkich i niespodziewanych, przecież się nie wybierałam bynajmniej, jakos wyszło 🙄
Ale… jak coś na wystawie się do mnie usmiechnie, to biorę 😉
Buty miały moje imię wypisane naokoło, to tego tam… wlazłam, zażyczyłam rozmiar, przymierzyłam jeden, zakupiłam. Jerzor oczy do nieba wzniósł, a przeciez to nie są buty do biegania po Berlinie czy Toronto, to są buty do występów 😉
http://www.youtube.com/watch?v=yRkovnss7sg
Tu Stara Żaba Właściwa. Skończyłam skubać kaczkę (Nemo – ta kaczka miała bardzo szczęśliwe życie u Eski, ganiała w stadzie luzem i miała staw do dyspozycji, a w ogóle to kaczor) i padam na trzy godziny – jutro owies, zaopatrzenie świąteczne, potem siano w ilości podwójnej, zeby mieć spokój też zaraz po Świętach, po drodze znajomy karp.
Dzisiaj, znaczy wczoraj urwanie głowy: obrządek, wyjazd do Koszalina: lekarz, ZUS, serwis odkurzacza (szczotka jeździła ze mną pewnie już rok), powrót, odebranie kaczki w przelocie, obrządek, padnięcie pod koc, po częściowej rewitalizacji skubanie kaczki…..
Na dworze odwilżowo. Jak zamarznie będzie ślizgawka.
Nic nie przeczytałam, bo nie było kiedy.
Krok po kroczku idą Święta…..
dzień dobry … 🙂 … leje … plus 3 …
Alicjo buty i nogi na okładkę … 🙂
Dzień dobry! Nie leje, plus 3.
Niezbyt miłe perspektywy przede mną, muszę zdjąć skórę z dwóch karpi do faszerowania, a nie lubię tego (ciekawam, kto lubi :sad:). Ale poza tym nieźle, krok po kroczku…
Dzien dobry (morag) snieg jeszcze mamy, drzewa pogubily juz swoje pierzynki
Alicjo 12/40 , tak właśnie jest najlepiej ale nikt tego nie potrafi 🙂 , no prawie nikt 🙂