W Warszawie nocą było ciemno!

Kurpie jesienne 

No a jak by miało być? Słońce zaszło, psy się uśpiły i nikt nie klaszcze za borem, ponieważ boru tu nie ma. Jest ciemno. A miało być jasno. Wysłuchaliśmy rano w TOK FM rozmowy z panem ze stowarzyszenia Nowy Świat ( czy jakoś podobnie), które stara się ożywić tę część Warszawy przez którą biegnie Trakt Królewski. Opowiedział jak efektownie wyglądają te ulice ozdobione światełkami, które dodają miastu blasku a są przy tym „małoprądożerne”. Nie powiększają więc dziury ozonowej.

 Postanowiliśmy więc w sobotni wieczór pospacerować Traktem Królewskim. Było zimno piekielnie. Aleje Ujazdowskie – nieoświetlone. Nowy Świat – mroczny. Na skrzyżowaniu z Chmielną i Foksal ustawione namioty, w których można kupić słodycze oraz inne produkty przywiezione do stolicy z Małopolski. Na zaimprowizowanej estradzie gra zespół ludowo-rockowy. Publika klaszcze i mlaszcze wcinając podkrakowskie specjały. Ale ciemno choć oko wykol.

 Po niecałej godzinie wędrówki i oczekiwaniu aż lampki zwisające z drzew i stałych latarni rozbłysną, zesztywniali z zimna poddaliśmy się. Pędem wróciliśmy pod  gmach giełdy (jak kto woli inna nomenklaturę to pod budynek KC), gdzie stało nasze auto i w cieple, z dobrą muzyką (RMF Classic) wróciliśmy na Mokotów. Świątecznych efektów porównywalnych z Champs Elysees nie było. Może dopiero po św. Mikołaju?!

 

Choinka pod moim balkonem

Na naszym podwórku zwanym po nowemu patio stoi już rozświetlona choinka. A i oba sklepy mieszczące się pod moim mieszkaniem rozżarzyły się  lampkami. W winiarskim Dominusie panuje wyraźnie świąteczny ruch. Są już zapasy wytwornych szampanów i nowe transporty z południa Włoch. Mam w czym wybierać. A obok czyli w sklepie ze zdrową żywnością Viva Natura siedzi na parapecie autentyczny Włoch z gitarą i w ten sposób (śpiewając, śpiewając) zachęca przechodniów do wstąpienia i choć pooglądania tego co leży na półkach.

Viva Natura z pysznymi serami, oliwami, przyprawami (a obok w sąsiednich drzwiach winny Dominus)

Aby weekend był udany pojechaliśmy na wieś. Wzdłuż Wisły ciągnął się gruby mur stworzony przez gęstą mgłę. Po pokonaniu przeszkody wyjechaliśmy na słoneczny brzeg miasta. Słonecznie też było i na naszym podwórku. No i w duszach także. Zwłaszcza, że czekały tam na nas trzy kopy jajek od kur wolnochodzących, kosz kartofli z uprawy bez użycia chemii, mleko tak  tłuste, że niemal można je kroić a ser  z niego jest wprost przepyszny.

Wracaliśmy do miasta w doskonałych humorach. A jaja i ser przerobimy na sernik. I to nie jeden. Życie bywa pyszne! Nawet w mieście bez świątecznych światel.

PS.

Złośliwość losu bywa straszna. Wszystkie telewizje tego samego dnia (a właściwie tej samej nocy) pokazały Warszawę rozświetloną tysiącami lampek. I wyglądało to naprawdę pięknie. A my tak marzliśmy na darmo!