Zabrakło Basi pióropusza
Druga tura imienin też już za nami. Teraz planujemy trzeci wieczór. Ma być równie atrakcyjny kulinarnie jak dwa pierwsze. Towarzyskie atrakcje zapewnione, bo podzieliliśmy przyjaciół na podgrupy (po 8 osób każda) gwarantujące zarówno ciekawe rozmowy jak i zbiorową wesołość. Prawdę mówiąc nie ma wśród nich ponuraków ani malkontentów.
Śledzie pod kołderką
Tym razem postanowiliśmy przygotować dania naszej rodzimej kuchni, czyli kolację po polsku. Były więc śledzie pod kołderką z jogurtu, majonezu, buraków, ziemniaków, jabłek, jajek na twardo i zielonej pietruszki przemieszanej ze szczypiorkiem. Każda warstwa była pryskana sokiem z cytryny i lekko posypana pieprzem.
Zimne nóżki czekają na amatorów
Drugą przekąskę stanowiły zimne nóżki czyli galaretka z wieprzowej golonki. Nóżki zastygły w małych zgrabnych naczynkach i to zupełnie bez dodatku żelatyny. Dodatkiem do obydwu przekąsek była absolutnie zamrożona czysta wódka. Absolut wyjęty z zamrażalnika miał wręcz oleistą konsystencję. I do śledzi, i do nóżek nikt niczego lepszego nie wymyślił.
Gęś jeszcze w brytfannie…
Głównym punktem programu była gęś (oczywiście z Kołudy) nadziana grzankami, jabłkami i rodzynkami. Najpierw ponad pięciokilogramowego ptaka mocno polałem sokiem z cytryny i obłożyłem plasterkami marchwi oraz cebuli. Do brzucha wrzuciłem gałązki rozmarynu, goździki i czosnek. Po upływie doby przyprawy i warzywa usunąłem, gęś posoliłem, nafaszerowałem i zaszytą ułożyłem w brytfannie. Piekła się nasza gęś trzy godziny ( co jak na tak dużego ptaka to krótko) i była krucha oraz soczysta. Przy okazji wytopiło się dwa spore garnki smalcu.
…i już na półmisku
O sałacie nie będę wspominał, bo to nic nadzwyczajnego. Na deser zaś Basia upiekła wspaniałe makowce i ciasto drożdżowe. Ciasto wyglądem przypominało klasyczne śląskie kołacze a to przecież dzień górniczego święta. I tylko Basia nie miała na głowie fajnej czapy z białym lub czerwonym pióropuszem. Dętą orkiestrę natomiast było słychać w tle. Jak Barburka to Barburka.
Tym razem odstąpiłem od moich ulubionych win z południa Włoch na korzyść dawno nie używanego haut-medoc z równie wspaniałego regionu Bordeaux.
Kolacja przeciągnęła się do późnej nocy ale dzięki temu wszystkie półmiski nie poszły do spiżarki lecz wprost do zmywarki. Chyba im smakowało!
Komentarze
ach, nóżki, nóżki!
Witam, juz mnie wyrzuty sumienia obudzily i sparalizowaly, iz nie pokonam zadaniom osoby goszczcej, lece wyciagac ges z zamrazalnika, bede miala miejsce na te skandynawskie borowki, zbierane pewnie w Polsce.
Takie sledzie pod pierzynka, juz od stu lat robi moja kolezanka ze szkolnej lawki, zawsze pyszne.
a czy z ta polska kuchnia to prawda
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53581,7328565,Polakow_ostra_wyzerka.html
Małgosiu Nasza Kochana wszystkiego najpiękniejszego z okazji urodzin …:D
😀 … 😀 dla Małgosi
wszystko lubię z tego przyjęcia imieninowego … zgłodniałam to idę śniadanko zjeść …:)
morągu, raczej tak
Tak Morągu. Kuchnia staropolska byłaby dziś nie do strawienia. Dzisiejszą polską kuchnię należy wyprowadzać z XIX-wiecznej kuchni dworkowej czyli szlacheckiej. To stamtąd przepisy przewędrowały do miast wraz byłymi właścicielami upadających lub odbieranych majątków ziemskich. A kuchnia chłopska (dziś widniejąca na szyldach wielu lokali) to była wowczas poprostu kasza, breja, brak mięsa, ryb, warzyw czy owoców.
Bardzo ciekawa ta rozmowa o kuchni staropolskiej. Brzmi zreszta bardzo logicznie, jak sie nad tym zastanowic.
Ogladalam ostatnio program, w ktorym Antonio Carluccio szedl sladami Bartolomeo Scappi i jego „Opery” z XVIw. 90% przepisow zawierala cukier. Oberzyny z cukrem, wieprzowina z cukrem, grzyby cukrem…
nie tylko staropolska ale i obecna w ktorej wystepuja przystawki z zimnych nozek dla mnie jest nie do strawienia 😕
do takiej formy przekasek nie mam specjalnego nabozenstwa. podobnie zreszta jest z golonka. Nie bez przyczyny przyprawy ktore kroluja w przygotowywaniu tej czesci swininy sa niesamowicie wonne i ostre w sensie smakowym. to mi nie przeszkadza.
swinia chodowlana czesto gesto umieszczona jest w klatkach. nie sa swinie by nie stracic na wadze wypuszczane na sciezki zdrowia by wzmocnily miesnie nog. lezy wiec taka swinia we wlasnym i sasiada gnoju. ciecz ta wchlaniana jest przez miesnie o konsystencji gabki. to tez mi nie przeszkadza. dla jasnosci sytuacji.
poprzez wygotowywanie i przerozne przyprawianie nie da sie tego smrodu pozbyc. odor jest jedynie zabalsamowany.
natomiast cieple nozki sa zawsze wspaniale 😆
grzanki, gdzie ja tu grzanki wytrzasne w tym „reformujacym sie miescie” gdzie tubylcy …. albo az do centro italiano albo polska prowincjonalna metoda „zrob se sam”
arcasius przeczytales deklaracje wczorajsza na skype??????????????
😮
ide, nie chce wywolywac dyskusji, ale teraz moge przekazac, dlaczego mnie wscieka nieudolnosc dzieci dobrobytu i faktu, ze forsa jest, instytucje sa, kazdy mowi o swojej tosamosci i pogladach a jest to spolecznosc lezaca z glowa w nockinu, tu na lamach Polityki jest artykul o mlodych Francuzach, z tym ze ta nieudolnosc zycia to juz opadla dawno czterdziestolatkow tutaj.
Gospodarzu,
dziekuje za sprawozdanie. Musialo byc pysznie. A co do absolutu w oleisto-zimnej formie powiem: Absolutnie slusznie!
Jotko,
przepraszam, ze nie zglosilem sie wczoraj, ale bylem na moim sporcie, a bylo to polaczone z kolacja swiateczna. Wrocilem bardzo pozno. Dzisiaj wieczorem ale zadzwonie. Zapodaj mi prosze tez namiary na Moraga, bo tez chcialem pogadac ze wzgledu na jej pomysly.
Milego dnia dla wszystkich.
pepegor
das ist erpressung a nie deklaracja 😛
jak dlugo kisi sie kapusta?
arcadius przeciez cenisz sobie znajomych extremistow…
to jest argument nie godny wziecia pod uwage 😉
bez nie 😆
Wszystkie kiszonki na zimno, znaczy naturalnie około 6 tygodni, czyli naturalnego zakończenia procesu kiśnięcia, natomiast kapusta może być do „prędkiego użytku”
1 kg kapusty
1 litr wrzątku
kawałek kwaśnego ciasta (albo sok z kwaśnej kapusty, albo skórkę z chleba)
uszatkowaną kapustę włożyć do garnka, polać wrzątkiem, gdy przestygnie dodać kawaeg kwaśnego ciasta (lub substytut),pozostawić odkryty garnek w ciepłej temperaturze, za 28 (?)godzin kapusta ukiśnie. Gotować wraz kwasem, dolewać wody gdy wyparuje.
Zostawić trochę kwasu do następnej.
za M. Disslowa „Jak gotować”
Przy okazji kiszenia kapusty: Disslowa podaje proporcje 10 kg kapusty i 1 kg soli, co dawałoby 10dkg soli na 1 kg kapusty. Eska mówiła mi, ze jej teściowa przestrzegała, żeby nie dawać za mało soli, bo kapusta będzie za kwaśna. Tu na blogu akurat było mówione odwrotnie, żeby nie więcej soli niż 2 dkg. No to jak?
kurcze, errata: kawałek 😀
Disslowa też poleca kisić parzoną kapustę w beczkach na zimę, wtedy oczywiście z solą, oraz kminem i jałowcem.
Ponoć kiśnie szybciej, jest wyborna na sałatę, nie ma goryczy i doskonale się przechowuje.
Ja tylko z doskoku – w lecie i wczesną jesienią kiedy ciepło, kapusta kisi się 3 tygodnie, w zimie (nawet w ciepłym mieszkaniu – miesiąc). Prawdę powiedziawszy już po 2 tygodniach jest o wiele lepsza, niż ta kwaszona z dodatkiem kwasku mlekowego w sklepach. Ja soli nie odważam (serio – jeżeli do maczynia, np słoja wrzucam dwa stosiki uszatkowanej kapusty, które się miesczą w dwóch dłoniach, to posypuję je garstką soli. Marchewkę, jabłko i seler mam już wymieszane z całą ilością szatkowanej kapusty).
Małgosi W – serdeczności urodzinowe. Do toastu jeszcze wiele godzin, niestety.
Wita Szanowne TWA 😆 Życzyć miłego dnia, nie ma po co, bo Gospodarz nam umilił dzień pysznym sprawozdaniem 😀 Dobrze, że włączyłam kompa po śniadaniu 😉
MałgosiuW , przyjmij proszę, najserdeczniejsze życzenia; samych szczęśliwych dni, zdrowia, pogody ducha i super sukcesów kulinarnych
😆 😆 😆 😆
Małgosiu – ściskam Cię urodzinowo !
Na temat kiszonej kapusty się nie wypowiadam-
nigdy nie kisiałam.
Nóżki w galarecie jadłam ostatnio w niedzielę u mojej koleżanki.
Bardzo lubię, ale sama jeszcze nie odważyłam się zrobić.
Może nadszedł czas ?
Śledź pod pierzynką -pychota. Śledzie właśnie czekają w lodówce.
Pierzyna przewidziana do wykonania dzisiaj wieczorem.
Zgago – niedojrzałe awokado można owinąć gazetą,
to przyspiesza jego dojrzewanie.
Alicjo- moje urodziny łaskawie proszę dopisać 21 września.
2 dni po Esce 🙂
Nemo – gdzie jesteś ? Zaczynamy się rzeczywiście wszyscy
trochę niepokoić.
A „przepisy spiżarniane”, które nabywaliśmy w Kórniku, zalecają zgoła inną metodę – tzn kiszenie dwuetapowe – najpierw ubita i nasolona kapusta trzy dni jest w stanie ostrej fermentacji, po tych trzech dniach jest wyciągana, odciskana z soku z solanka, i dopiero w innej beczce, garnku itp ubijana :”na gotowe” bardzo ściśle i całość zalewana solanką z twardej, żródlanej wody i soli. Przycisnąć, czekać, żeby się ukisiła.
Bardzo dziękuję za życzenia!
Małgosiu W , życzę Ci ,aby zawsze umiała cieszyć się życiem bez względu na
niespodzianki jakie ono niesie. 🙂
A z tymi kiszonkami to jest tak-
soli musi być ani za mało, ani za dużo tylko akurat ,a one się udadzą albo też nie. Koniec i kropka. 🙂
Oj, Esko bardzo dziękuję, oby Twoje życzenia rzeczywiście się spełniły, bo w sytuacji w jakiej się obecnie znajduję z powodu Mamy to naprawdę jest potrzebne.
Dzień dobry Szampaństwu!
STO LAT i wszystkiego najlepszego dla MałgosiW
Arcadius nam tu próbuje obrzydzić świństwo – no wiecie co?! Lubię zimne nóżki!!!
A tę kordełkę śledziową muszę zapisać – moja znajoma robi zubożoną wersję – śmietana plus drobniutko pokrojone jabłko. Ta kordełka wygląda na puchową 😉
Malgosiu !
Serdeczne zyczenia i pieknych kolejnych dni, miesiecy i lat.
Zyczy jeszcze odrobine wczorajszy
Pan Lulek
Alicjo, melduje zgodnie z rozkazami.
Urodziny 6 listopada z tradycyjna parada. Domyslacie sie gdzie
Imieniny:
po polsku 23, po wegiersku 24 kwietnia. Mozna obchodzic dwa dni.
Prawidlowo Jerzego i Wojciecha.
Jeszcze zyczenia pieknego dnia wszystkim ze slonecznej dzisiaj Poludniowej
Burgenlandii.
Pan Lulek
Panie Lulku kochany
Pan już dawno wpisany 🙂
Gospodarzu
mogę skopiować stąd tekst o śledziach i dać do /Przepisów? Bo jak nie dam tam, to mi umknie – książki książkami, a /Przepisy są poręczne, bo w komputrze, w końcu tyle tu wysiadujemy… 😉
Do ogórków kiszonych dodaję 4dag soli na 1 l wody,a do kapusty między 10,a 15 dag – zależy od tego czy dodaję jabłka i marchew – zwykle kapustę kiszę bez żadnych dodatków,wolę surówki doprawiać wg zachcianek, a tak to smak jest już narzucony.
Uzupełniam-na 10 kg kapusty
Eska,
przelicz mi to ma płaskie łygi stołowe 😉
Na mojej wadze nie występują gramy i w ogóle daleko jej do precyzji 😯
Hej, hola, hola!
Taka moja dola,
że sobie z czasem nie radzę,
więc i w blogowaniu mam zaległości.
Mam akurat pięć minut blackoutu, to podłączę się do ogólnego szczebiotu 🙂 :
Sławkowi Calgarskiemu niech się wiedzie i szczęści w miłości,
Małgosi niech wśród wszystkiego najlepszego niczego już nie brakowało,
a… zresztą, co się będę rozdrabniał (i tak już straciłem wątek, kto, kiedy i za co):
wszystkim życzę:
blogowym racjonalistom i filozofom, poetom i kuchtom, dojrzałym i dojrzewającym, parzystokopytnym i rogatym, bojowym i spolegliwym, rozumnym i wyrozumiałym, młodym i młodym duchem, obchodzącym dziś, wczoraj lub przedwczoraj,
żeby im się wiodło, a szczęście ich nie opuszczało.
Ale jakoś nie mogę oswoić sie z Barburką przez takie U jak u Krula.
Piotrze, czy ominęła mnie jakaś reforma języka polskiego. A może wręcz rewolucja?
Ta kołderka na śledziach bardzo mi działa na wyobraźnię 😉
A ja, dla odmiany, miałem dziś ciepłe nóżki po kołderką…
errata: niech -> niechby
Już się robi miła Pani.
2 łyżki na litr wody do ogórków i i 6-7 na 10 kg kapusty.,nie sa to płaskie łyżki tylko -kurcze jak to okreslić- ile zaczerpniesz byle niezbyt kopiaste.
Strasznie ciekawe z tą kuchnią staropolską, choć z tymi przyprawami zamorskimi to się domyślałam, że tak właśnie mogło być, wiedząc o ich silnej obecności niegdysiejszej w Polszcze. Ale kawa! Jeśli ona była już przysmakiem Jana III Sobieskiego – przyjmijmy, że od czasów bitwy pod Wiedniem (1683), a na pewno przed 1696 r., bo wtedy zmarł, to rzeczywiście była to awangarda. Bach napisał „Kantatę o kawie” w latach 30. XVIII w. i wtedy to była nowinka i moda, ze snobizmu na którą wyśmiewał się autor tekstu, Picander. 30 lat różnicy między Polską i Niemcami na korzyść Polski… to dopiero!
Najlepszego dla Małgosi 🙂
Solidaryzuję się z PaOlO w sprawie Barbórki 🙂
To chyba dlatego, że też miałam ciepłe nóżki (bez przesady… nogi to były, nóżki mogą być moje!) pod kordełką 😎
Ciepłe nogi wstały o 6-tej rano, zjadły i idą odśnieżać u nas i u Franka, sypie zdrowo, i owszem – to w ramach komunikatu pogodowego.
Z bukietem zyczen serdecznych pozdrawiam Cie MalgosiuW.
paOlOre –
Jeden lubi zimne nozki, inny cieple pod kolderka, jedni caluja Barburke, inni przytomnie sciskaja Babrorke. To jeszcze jest zrozumiale lecz dlaczego na P.B. uzeramy sie z menazerami tego pojac niekienieczne moge. I nie mam na mysli „uzerania” lecz menazera. Tak jak deweloperow, displejow (dyspleyow?) i innych angielszczanskich bajerow.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
PS –
poprawki naniesione beda podczas weekend’u. Prosze o cierpliwosc
Errata :
– niekoniecznie
E.
Ja podpieram się autorytetem w sprawie Barbórki, prof.Doroszewskim – od tego czasu nie mam rozterek, jak pisać 😉
Eska,
dzięki za miary łyżkowe, to znacznie upraszcza sprawę. Jeśli chodzi o ogórki, to moja miara jest – jak czujesz, że woda słonawa, to zalewaj ogórki. No ale każdy ma innego czuja, jeśli chodzi o sól. Co dla mnie jest akuratne, to dla Jerzora jest wymagające dosolenia – niedosolony jakiś, czy co? A ja małosolna? 😯
Alicjo,
lepiej sprawdź, co prof. D. twierdzi na temat Barbórki.
Podobno to On właśnie zasiał swego czasu ferment w polskiej ortografii i w swoich dziełach normatywnych zakazał Barbórki, z czego wycofał się dopiero po wielu latach.
co ciekawe, sam Gospodarz używał dwa lata temu innej pisowni:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=350
posprawdzałam gdzie się dało i Disslowej chyba sie przecinek przesunął, albo kapusty miało być 10 razy tyle? A to Biblia gotowania bez mała. W najlepszym wypadku 4 razy przesolone, w najgorszym 10.
Twoje nóżki Alicjo byly tutaj juz wielokrotnie prezentowane. sama przyznasz te ten
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Model#slideshow/5187307688093661938
ma je rowniez w nieskazitelnym stanie w przeciwnosci do opisywanej przeze mnie jakis czas temu mlodej japoneczki 😆
Barbarka – Barburka
Barbora – Barbórka?
Dobrze jest, wróciłam z podwórza, doprowadziłam się do ładu, piję kawę i składam życzenia dzisiaj urodzonym:
Małgosi W. naszej blogowej trzeźworozsądkowej, wszystkiego naj, naj, żeby Ci się wszysko dobrze poukładało i wiele zdrowia,
A teraz zadzwonię z tym samym do mojej siostry, która jest w nieco podobnej do Małgosinej sytuacji
Zabo moze Disslowa miala sol z mniejsza zawartoscia soli w soli?
Malgosiu Wszystkiego Naj!!!
Dzieki wielkie za informacje o kapuscie. Ta szybko kiszona by przed swietami zdazyla, ale tutaj ani kwasnego ciasta, ani chleba na kwasnym ciescie, ale soku z kiszonki nie dorwe, wiec bedzie wigilia bez kapusty. Mowi sie trudno, bede miala rok na eksperymentowanie. Moja ostatnia nadzieja jest, ze niemiecka ambasada na kiermaszu gwiazdkowym moze bedzie probowala kapuste sprzedac…
Pyro, wychodzi na to ze przynajmniej pod wzgledem temperatury nic tylko tutaj kisic kapuste. 😀
Nirrod zakiś to na Nowy Rok będzie … a i na święta taka młoda kiszonka warta grzechu …
paOlOre –
Guru tak przewrotnie chyba uzyl podwojnej pisowni: w dzisiejszym wpisie przez „u” zwykle, w dniu 3.12 przez „o” z kreska
http://adamczewski.blog.polityka.pl/
czyli daleko szukac nie trzeba bylo.
Ja tam tolerancyjne zwierzatka. Nich kazdy pisze jak uwaza. Ponoc obie pisownie sa prawidlowe. Byleby sie nam Barburki/Barborki trzymaly zdrowo.
E.
Małgosi W. smakowitego życia życzę! 🙂
wiecie jak tak myślę o naszym yyc i jego szczęściu to zaczynam żałować, że do przedszkola tylko tydzień chodziłam … 😀
zle podalam link. Teraz powinien byc ten prawidlowy:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=1368
Echidno,
menażer to chyba zoolog jakiś, spec od menażerii? 😉
najbardziej śmieszą mnie jednak sportsmenki i biznesmenki 😀
(żeby mnie tu tylko ktoś o męski szowinizm nie posądził, pliiiz)
A że Barbórka wzięła się od Barbory, nie Barbary, to chyba pozostaje poza dyskusją. A jeśli nie, to ja deklaruję, że i tak dyskutować nie zamierzam.
Hej młoty, do roboty! (to fragment rozmowy mnie ze mną)
Niebieskie ptaki – do paki!
I niech wre robota!
Co tam wolna sobota?
😉
No właśnie, Esko, to jest dla mnie precyzja. Zawsze miałam wątpliwości z tymi łychami – płaskie, średnie czy kopiaste, bardzo duże, duże czy takie mniejsze (rozmiarów w domu mam ze trzy). I o ile nie ma to większego znaczenia w sprawie kapusty kiszonej, to już w przypadku przepisu na tort Sachera nie mam pojęcia, ile to jest 10 łyżek masła (nie topionego)!
Uff, udziergałam bigos, tzn. zaliczyłam najgorszy, pryskający etap tego zajęcia, teraz się dusi – kiszona z mięsem, biała z grzybkami. Oczywiście, wczoraj zakupiona w Oszołomie kapusta wylądowała w śmieciach (czy można dać na kompost – kto coś wie na ten temat) i musiałam zakupić nową, w związku z czym obiecałam sobie solennie w przyszłym roku zakisić osobiście, korzystając z blogowych doświadczeń. Mam poza tym ogromną ochotę podać do publicznej wiadomości producenta, ale nie wiem, czy nie będzie mnie po sądach włóczył.
A w ogóle, to się chyba pochlastam (czyj to copyright – jestem gotowa zapłacić za użytkowanie, ale komu, ile i w jakiej walucie?), w prawie już wysprzątanej kuchni wszystkie blaty (i nie tylko) zostały pokryte równą warstewką pyłku – podobno w efekcie wyrażonego przeze mnie życzenia, żeby schować za ścianą przewód zasilający do zmywarki. Moje rączki (jak Alicja ma nóżki, to ja mogę rączki, nie?) przypominają d..ę hrabiego z najstarszego znanego mi dowcipu.
A przy nóżkach i ślubie yyc to mi się przypomniał dowcip:
– przed ślubem: a czyja to nóżka, czyja?
– po ślubie: won z nogami z kanapy!
O, przecież urodziny Małgosi! Serdecznie Ci życzę spokoju ducha i zdrowia – z wszystkim innym dasz sobie radę.
Pisownia Barburka czy Barbórka zależy od regionu. Obie są uznawane za prawidłowe. Górnicy i Ślązacy piszą inaczej niż reszta kraju czyli Barbórka od BarbOry. Pozostali Barburka bo od BarbAry. Jak go zwał tak go zwał ale to ta sama Baśka. Kochana!
Uściski i ucałowania dla MałgosiW. od nas obydwojga!
PaOlOre,
ja się podpieram „Słownikiem poprawnej polszczyzny”, wyd.PWN , 1980r.
Ponieważ tyle sporów i sarpacek było wokół Barbórki versus Barburka, postanowiłam, że koniec z mieszaniem w mojej głowie, zapatrzę się w autorytet i najwyżej powołam, a co!
Tylko jeden mam pod ręką, akurat Doroszewskiego, Klemensiewicz się dopisał i prof.Urbańczyk…
Możliwe, że oni są już be, ale ja to lekutko olewam, zakotwiczyłam się w języku polskim, jakiego mnie nauczono w szkole podstawowej i średniej, i tak mam 😯
Arcadiusie, jak już przy nóżkach, ciepłych, zimnych, to kto tu pisał o oszczędnej Niemce w mini, która depilowała nogi tylko od kolan w dół?
Pasuje do tego jak ulał dowcip z brodą do ziemi:
-Pani ma nóżki jak (…)
– Takie szczupłe?
– Nie, takie owłosione!
Ponieważ mt7, nasza blogowa dama klasowa, z szumem halek opuściła nasz blog, ale, być może, jak na damę klasową przystało, przez szparkę obserwuje rozdokazywaną klasę, śpieszę jej wyjaśnić, że Alosza Awdiejew w swoim dowcipie wskazywał na tęgą kobietę, której lekarz tłumaczył, ze po schudnięciu nie zmieni się w filigranową nastolatkę. To tak jak ze Starej Żaby kijanki już nie będzie zadną metodą.
PaOlOre ja sie z Taba zupelnie zgadzam, preseska tez na mnie zle dziala. Ni mowiac juz o nieszczesliwych sedzinach…
paOlOre,dla mnie zabawne są również te żeńskie formy odnoszące sie do zawodów lub funkcji :pilotka i dziekanka 🙂
a np;pani minister to ministerka,ale to by było wartościujące to może ministra?
ale Pani Kierowniczka brzmi dumnie … 😆
nauczycielka,kierowniczka,lekarka,dziennikarka … brzmią dla mnie naturalnie ale żeskie formy sztucznie toworzone raża,komu przeszkadza taka np: pani psycholog, pani dziekan czy pani prezes? 🙂
krysha, a mnie się przypomniał dowcip lwowski, mocno przedwojenny-
Gość hotelowy połapał się, ze zapomniał w pokoju parasola, wraca więc do hotelu, ale jego pokój jest już zajęty przez parę nowożeńców. Puka, ale nikt nie otwiera, tylko przez drzwi słychać:
-A cija to nóżka, cija?
– A moja!
-A cija to rączka , cija?
-A moja!
-A cije to oczko, cije?
-A moje!
Zdenerwowany gość wali w drzwi i krzyczy – a jak dojdziecie do parasola, to mój!
Jolinku przyznam ci szczrze, z Pani Kierowniczka kojarzyc mi sie do konca zycia bedzie ze sklepem Spolem. Nic na to nie poradze. Chociaz przyznam, ze jeszcze nie jest to najgorsza z zenskich form. Wspomniane przez sarenke pilotka i dziekanka sa o wiele gorsze. U mnie by powiedzieli, ze dziekanka to jest w Gnieznie 😉
Małgosi W., z najlepszymi życzeniami urodzinowymi:
Miej cierpliwość dla tego wszystkiego,
co w twoim sercu jest nierozwiązane.
Spróbuj pokochać same pytania.
Nie szukaj odpowiedzi,
które nie mogą być ci dane,
ponieważ nie potrafiłbyś ich przeżyć.
Sztuka zaś w tym aby wszystko przeżyć.
Żyj więc teraz pytaniami.
Może właśnie wtedy
stopniowo, niepostrzeżenie,
pewnego, odległego dnia
dożyjesz odpowiedzi.
R.M.Rilke
Albo męskie od żeńskich
a kobieta marynarz to marynarka ?
Jolinku,
nie wszystkie szczęśliwe pary chadzały do tego samego przedszkole, życie to wyjatkowo przewrotny scenażysta 🙂
wiem .. wiem jotko … a może już za dużo wiem … he he …
Cóś Wy mię tu mięszacie z tom dziekankom i pilotkom.
Przecie dziekanka to nie zawód, nie funkcyja, jeno urlop dziekański,
a pilotka to nie zawód, nie funkcyja, tylko nakrycie głowy…
Jeszcze raz dziękuję Wam za piękne życzenia!
Dziekanka Pawle Zloty, to rowniez wariatkowo. A ty sie ciesz, ze mieszamy, bo w ten sposob nikt cie o meski szowinizm nie posadzi. Zakladam, ze sarenk nie okaze sie koziolkiem a ja chwilowo wygladam jak starozytna bogini plodnosci i meskosci nikt mi nie zarzuci 😉
Dlatego paOlOre te formy brzmią tak zabawnie 🙂
i nie napisałam ,ze to zawod a żenska forma od niego utworzona
Nirrod to pięknie wygadasz …:D
Mam tak zwane mnięszane uczucia w kwestii żeńskich form słów występujacych dotychczas jedynie w formie męskiej, wydają mi się sztuczne i naciagane. Mimo, że jestem zwolenniczka parytetów. (To mi przypomina żeby wysłać podpisy zebrane na rzecz ustawy – zebrałam dużo, doświadczenia bardzo różne.)
Równocześnie przypominam sobie, jak w latach sześćdziesiątych (około 1963 roku), któraś z polskich gazet, a może to był tygodnik, ogłosiła konkurs na polską nazwę zastępujacą słowo szlafrok. Wygrały dwa określenia: porannik i podomka. Oba te słowa wydały mi sie wtedy kretyńskie i zupełnie nie widziałam powodu do zmieniania „własciwej” nazwy, używanej „od zawsze”. Tym bardziej, że właśnie wtedy dostałam pierwszy w życiu, wymarzony, wytworny szlafrok i stanowczo nie życzyłam sobie przemianowania go na jakąś durną podomkę. Określenia te przyjęły się, wydają sie być „naturalne” i to raczej słowo szlafrok brzmi nienaturalnie.
Zatem: wprowadzać czy nie wprowadzać żeńskie formy, nawet te dziwnie brzmiące?
Z punktu widzenia psycholongwistyki, wiedzy na temat roli i wpływu słowa na spostrzeganie rzeczywistosci, budowanie relacji, itd, itd., Wiedzy na temat tak zwanych ukrytych technologii. Chyba warto, jeżeli na serio traktujemy podmiotowość „większej połowy” ludzkości.
Jotko – wprawdzie ten piękny wiersz był dedykowany Małgosi,
ale ja też bardzo Ci dziękuję za te strofy.
Przesyłam je czym prędzej mojej Córce,która przyżywa
teraz bardzo intensywny okres pytań i wątpliwości.
Niech sobie nad nimi porozmyśla, niekoniecznie znajdując
odpowiedzi….
Nirrod,
podzielem zdanie Jolinka 🙂 osobiście żałuję, że mam tak mało zdjęć z tego okresu 🙁
Danuśko,
chciałam dadać: „i tym wszystkim, którzy tego potrzebują”, ale się powstrzymałam, żeby nie zabrzmiało to zbyt natrętnie czy moralizatorsko.
Ja kocham ten wiersz i zawsze wtedy gdy pytania stają się nie do zniesienia, kładę go na biurku i traktuję jak kotwice i kompas pospołu 🙂
Zatem z całego serca równiez dla Twojej córki 🙂
Stara Żabo 😆
kiedy oficer dostaje awans na pulkownika to jego zona badz panienka zostaje automatycznie awansowana w domu do podpulkownika 😎
tak zapewniala mnie znajoma. dzis juz generalowa z * *
tak wiersz i mnie się przyda … 🙂
jotko, moje nawet nie są mieszane, tych brzmiących sztucznie bym nie stosowała, zwłaszcza że naturalna forma zwracania sie do kogoś (nieznanego, przełożonego itd.) to per Pan/Pani wiec pani psycholog to takie dwa w jednym 🙂
jotka,
szlafrok służy do spania a podomka do łażenia po domu….
Droga Małgosiu, życzę Ci dużo sił , wytrwałości i mimo wszystko optymizmu. Ściskam Cię serdecznie .
Małgosiu,
umiejętności odpoczywania między uderzeniami i chwytania każdej pogodnej chwili 🙂
ASzysz,
prowokatorze, już Ty dobrze wiesz o czym ja mówię 🙂
No można by jeszcze to tłumaczyć jako całoroczne spanie 🙂
Szlafrok to struj domowy stosowny przed położeniem się do lóżka lub na krótko po wstaniu wiec to chyba taka podomka 🙂 bo kto spi w szlafroku 🙂
Jeśli ktoś nie lubi zimnych nóżek z golonki czy innych częsci wieprzowiny,to może przygotować sobie bardzo smaczne ” zimne nóżki ” z piersi kurczaka, tyle że z dodatkiem żelatyny.Jeśli doda się jeszcze groszek zielony,marchewkę i plasterki jajka – mamy bardzo elegancką zakąskę.
Widzę, że pani Barbara i pan Piotr używają do pieczenia foremek z folii aluminiowej- i do ciasta i do pasztetów. Ja z przyzwyczajenia pasztet piekę w keksówkach, a potem mam problemy z wyjęciem go.Makowce zaś piekłam zawijane w arkusze papieru. Widzę, że te aluminiowe blaszki bardzo dobrze się sprawdzają. Zacznę ich używać i makowce upiekę właśnie w ten sposób.
Jotko 🙂
To jeszcze a propos wiersza.
Ale w sprawie szlafroka też.
Osobisty uwielbia łazić w szlafroku przez pół dnia,
co niestety irytuje mnie niezmiernie.
Ale wiem- to ja jestem ta okropna 🙁
Usiłujemy wypracować konsensus tzn wtłoczyć
Osobistego w dres zamiast w szlafrok.
Udaje się czasami.
sarenko, nie strój się, bo strujesz swego jelonka.
krystyno,ja jak pieke pasztet w keksówce,wykladam ją papierem do pieczenia i zawsze ladnie sie wyciąga
przyszlam wlasnie z „dwora”, nakaupilam ustrojstwa i ustroilam sie wlasnie w moj „struj domowy” nazywany tutaj „Hausanzug czyli domowy” garnitur, a tak ogolnie to na … komu stroj, piorko w czapce wystarczy
Żabo (Stara mi przez gardło nie przechodzi), to było piękne!
Uj, bigosik nie lubi, jak kuchta bloguje, postanowił dać mi nauczkę i zaczął się przypalić. Ale nie takie rzecz my…itd. Alicjo, mam nadzieję, że Ci się kiedyś wypłacę za prawa autorskie. Bigosik opanowany, gary umyte, obiad podany (niestety, żurek z torebki z jajkiem i gulasz z makaronem, ale nie można mieć wszystkiego na raz), hulaj dusza.
ja robię „nóżki” ze skrzydełek kurczaka i korpusu, który mi zostaje po wycięciu piersi i odcięciu nóżek .. przyprawiam tak jak te wieprzowe .. trochę jest dłubaniny przy oddzielaniu mięsa od kosteczek ale warto … żelatyny nie potrzeba … wlewam do małych filiżanek od kawy .. na dole groszek ułożony w kółeczko i plasterek marchewki w środeczek .. podaje na liściu sałaty przykryte pół plasterkiem cytryny .. smakuje i wygląda chyba dobrze, bo jak raz nie było ich na przyjęciu to dostałam naganę … 🙂
u mojej kolezanki z dzieciństwa istniał taki zwyczaj, że panie wracające z pracy do domu, przebierały się nie w sukienki domowe, tylko właśnie w takie coś do czego pasuje mi nazwa podomka – luźny ubiór, z przodu zapinany, czy też związany paskiem, długości mniej więcej do kolan i kojarzy mi to z pewnym, może nie tyle rozmamłaniem, ile strojem między łazienką a sypialnią, zupełnie nieodpowiednim w kuchni przy gotowaniu, o siadaniu do stołu, nawet tylko z domownikami, nie wspomniawszy.
Natomiast szlafrok (zarówno męski jak i damski) jest dla mnie strojem przede wszytkim estetycznym, uszyty z porządnego materiału, ubierany na piżamę, więc raczej długi, chory może np. w nim przyjąć gości (chorego nawiedzić!), no, można zjeść śniadanie i przeczytać poranną gazetę.
Zdaje się, że mam poglądy przedwojenne
Krysha,
TOREBKOWCY Z CAŁEGO BLOGU ŁĄCZCIE SIĘ 🙂 🙂 🙂
Tu nie chodzi o poglądy tylko o źródłosłów.
Żabo,
a któż nam zabroni lansować hasło: poglądy są jak wino … 🙂
gdzie word nie MORZE tam zawsze życzliwa krysha pomoże 🙂
Żabo – no właśnie !!!
Pozwól,że uścisnę Ci łapę względem tych poglądów
na szlafroki i podomki.
no dobrze: szlaf ist szlaf, ale skąd ten rok ?
kod: bab1, a szkoda 🙁
Ale w końcu jestem sporo starsza od morąga
ASzyszu- tak,wiemy !
Nawet gospodarz obrywa za literówki, to dlaczego sarenki miałyby być pod ochroną?
Życzliwa krysha się tłumaczy ,
Coś nie do końca przekonana o swej racji
🙂
Niestety, przekonana!
teraz można spokojnie strzelać dziki, zwierzynę płową, gęsi, kaczki, lisy, właściwie wszystko.
ale po co???
der Rock- spódnica, surdut, marynarka
Ja tam nadal uzywam szlafroka. Podomka jakos sie u nas w domu nie zadomowila.
Andrzej Sz. ma pewnie racje z tym zrodloslowem. Na filmach z lat 2- 30tych panie przed snem mialy na sobie cos co bardziej przypominalo kiecke niz obecne szlafroki.
Jotko ja sie zgadzam z parytetem. Udzial kobiet w zyciu publiczym jest nadal stosunkowo niewielki. Tutaj kobiety na wysokich stanowiskach sie zdarzaja, ale sa to nadal wyjatki. Poki co jesli rodzina ma wybierac, ktore dziecko wyslac do szkoly, to pada na syna, nawet jesli corka jest zdolniejsza.
Mam jednak wrazenie, ze upieranie sie przy nazywaniu Pani psycholog psycholozka bardziej ja osmiesza niz dodaje autorytetu. Tak jak nazwanie sedzi czy ambasadora plcy zenskiej sedzina czy ambasadorowa.
Bo trudno je inaczej pozyskać, poza tym już ich jest za dużo, lasy są za mało pojemne
Jestem najedzona niczym bąk i teraz mogę z czystym sumieniem posiedzieć z Wami 😆
A wszyscy zapomnieli o najelegantszym stroju panów, który zakładali na piżamy albo wieczorami zamiast marynarki, czy surduta, pt. bonżurka 😀 Przypomnijcie sobie Jana Kreczmara, który grywał przeważnie arystokratów i w Teatrze TV i w filmach. Prawie w każdym przedstawieniu miał scenę z bonżurką 😉 To była elegancja !!!
Jotko, rock, to spódnica też po niemiecku i to by dowodziło, że nie tylko nasza nacja ma problemy z wymyślaniem nazw nowości 😉
O! Oddalił się człowiek do zajęć w szlafroku (a jak, to zajęcia drobno-poranne!) a tu ASysz będzie pouczał , do czego służy szlafrok.
Śpi się nago, a szlafrok sie ubiera, wychodząc z łóżka, żeby ciało nie zmarzło!
W szlafroku sie nie śpi – najwyżej w piżamie, jak kto nie ma nóżek ciepłych…na podorędziu 😉
Idę doczytać, zatrzymałam sie na ASzysza wpisie, daję odpór!
ambasadorowa to chyba żona ambasadora a nie kobieta pełniaca funkcję,tak jak lekarzowa,profesorowa
Zabo uwierzysz, ze mialam bardzo dluga dyskusje z kumplem o polowaniu na dziki w Holandii(mieli czesc odstrzelic, bo zrobilo sie ich za duzo i niszczyly las). Ten milosnik zwierzat twierdzil uparcie, ze strzelanie owych swin jest nieludzkie i ze powinnysmy poczekac, az same zdechna z glodu. Tak bedzie bardziej naturalnie.
Te poglady zupelnie mu jednak nie przeszkadzaly w jedzeniu dziczyzny, jak byl w Polsce.
sarenko sedzina, to tez zona sedziego a nie osoba pelniaca funkcje 😉
NEMO wróć na blog, bardzo już mi się ckni za Tobą !
ale psycholożka to juz kobieta psycholog,prawda?z tego moj dalszy wniosek wyniknoł 🙂 to Twoje słowa
Tak jak nazwanie sedzi czy ambasadora plcy zenskiej sedzina czy ambasadorowa.
A zapomniałyście Panie o peniuarach?
przeciez od dawna jest wiadomo, ze zwierzyna, zlakomiona wygoda w zdobywania pozywienia nachodzi juz nie ludzkie siedliska ale i nawet duze miasta, w Berlinie lataja po Alexanderplatz lisy
Tez uzywam szlafroka w podomce to bym miala wrazenie, ze mam przez caly czas cieczke.
A tak „w ogule” szczegole to moj papa jak wracal do domu to do stolu zasiadal w „bonzurce” aksamitnej z jedwabnym wykladanym kolnierzem, zawazywanej takim grubym kordonowatym sznurem, zakupionej oczywiscie na Rozyckiego.
a życie sobie płynie jak gdyby nigdy nic … 🙂
Nirrod,
dlatego też moje uczucia wtej materii są bardzo „mnięszane” 🙁
Nemo,
tak sie nie robi! czuję sie niczem ta uwiedziona i porzucona 🙁
Nirrod, to jest jeden z doskonałych przykładów jak ludzie nawiedzeni i „bezkompromisowi” w głoszeniu czegokolwiek, są hipokrytami do „n” potęgi. Tak nawiasem mówiąc, właśnie dziś wysłuchałam audycji, gdzie prof. Turski zwrócił uwagę na hipokryzję tzw.ekstremistów „zielonych”, którzy wchodzą na znak protestu przeciw zanieczyszczaniu środowiska na kominy a na sobie mają ubrania ze sztucznych włókien a w rękach radiotelefony, których całkowita utylizacja jest prawie niemożliwa. Uważam, że coś jest na rzeczy.
Historia uczy (o ile się chce z niej czerpać), że wszelkie „jedynie słuszne” idee, zawsze przynoszą więcej strat niż zysku.
Morąg, a ja tylko czekam na spotkanie III stopnia z dzikami, które od lat całymi tabunami „odwiedzają sąsiadów” na osiedlach wokół Katowic. 😀
Zgago, czy eksteremisci=zieloni czy chodzi o ekstremistyczny oddzial zielonych?
…o diabli… peniuary?
O podomkach nie mam zdania, szlafrok zwany *maliniakiem* mam od mojej przyjaciółki Alsy, przylgnął do mnie, przedtem miałam takie coś kuse, białe i zupełnie nieprzytulne, a to frotte. Maliniak, jednym słowem 😉
Gdzie on już nie był…
http://alicja.homelinux.com/news/RPA-Marzec.2009/02.Lot-przylot/27.Zapiski_do_kajecika.jpg
Podejrzewam, że o to drugie. A profesor podał ten przykład, mówiąc, że wiele grup „zielonych” działa na rzecz struktur politycznych. Jeśli chodzi o ubiór tych kilku, którzy się wspięli na komin w Bełchatowie, to mieli na sobie ubrania z „nomen-omen” goratexu.
Wygląda na że teraz ostre przyprawy, będą miały „żniwo”.
http://wyborcza.pl/1,75476,7343892,Pikantny_sposob_na_raka_piersi.html
Ryba mieszka w Świnoujściu – tam ludzie się serio zastanawiają, kto wygra wyścig do władzy w mieście : dziki, czy turyści.
A zwolennikom jedynych, słusznych poglądów (z pewną taką nieśmiałością) chcę uzmysłowić, że w Smoczej Jamie smoka nie znaleziono, ale ślady po ucztach kanibali, owszem. To samo w Ojcowie, a Niemcy przeżyli ostatnio zaskoczenie, kiedy przy budowie autostrady okazało się, na mają w jednym niejscu nie tylko ślady, ale cmetarzysko kości 500 zjedzonych osobników – od starców po nienarodzone. Ślady obróbki cieplnej, noży i zębów. Cóż, jakoś człek musi przetrwać.
gore-tex 🙂
MalgosiuW Wszystkiego Najsmaczniejszego. Happy Birthday.
Dostalem od kolezanek z pracy pieczen z elk’a czyli wapiti czyli takiego duzego jelenia i dozucila dwa hamburgery do tego. Mowie duzego bo w okolicy sa 3 rodzaje + jedna antylopa. Elk jest duzy jak los. Ale wlasnie po paru dnaich inna kolezanka przyniosla pieczen z losia. Mam wiec dziczyzne na swieta. Prawdziwki suszone z Polski i tylko teraz zrobic to wszystko i nie zepsuc. Zimne nozki z piersi kurzej bez zelatyny tez mozna. Zaprzyjaznione przyjaciolki powiedzialy mi i od razu zaopatrzyly zeby wrzucic kurze nozki czyli lapki czyli stopki czyli pazurki co pewno jest lasuchom znane i sie taka galareta zrobila, ze ho,ho. Zreszta te same (tzn inne) lapki wrzucilem do wieprzowiny i jak mnie sie scial ten rosoloek to pily mechanicznej trzeba bylo. Ale na serio to byly bardzo dobre. Mnie sie zawsze zdaje, ze zelatyna utwardza galarete i jest jak szklo.
W Calgary zima na calego snieg popaduje, nie za zimno cale szczescie. Teraz -12C ale na weekend zapowiadaja -25-27C. Byle przestalo padac. Bedzie trzeba w kuchni posiedziec i cos pogotowac, moze kaczke z zamrazalki wyciagne.
O rany zamotana w Hausanzug zapomnilalam o Malgosi, MALGOSIU wszystkiego najlepszego, zdrowia i pomyslnosci!
Widze, ze Alicja to juz w RPA nie przypadkowo siedziala pod ta roslina, nawiazujac do jej wczorajszego pomyslu.
Yyc,do kaczki mam awersje bo dwu krotnie wyszłam mi na pograniczu jadalności, jaki przepis stosujesz?
niejaki, profesor bez matury, Joschka tez latami okupwal kamieniece coby czynszu nie musiec placic a ideologie rozwijac, a teraz to ochrona z bronia palna sterczy pod jego willa w najdrozszej dzielnicy Berlina
yyc, Ty i zepsuć ? Przecież wystarczy jedno spojrzenie na zdjęcia Twoich arcydzieł a to najlepsza (oczywiście zaraz po konsumpcji) dokumentacja 😆
yyc, dopiero teraz do mnie dotarło (ma się ten schodowy refleks!), że Ty jesteś już dorosły chłopak – w każdym razie moim synem nie mógłbyś być, skoro maturę robiłeś równo10 lat po mnie.
ten yyc to wszystkie zwierzeta z ogrodu zoologicznego skonsumuje
Morąg cała historia naszej planety jest pełna takich typków, dlatego czuję taki strach (atawistyczny?) przed radykałami wszelkiej maści.
Morąg, chyba nie wszystkie, bo białe niedźwiadki są, chyba, pod ochroną całoroczną ?
No wiecie co! Coś się porobiło i już teraz, jak zaglądam w podawane linki, to mi potem nie wraca na początek bloga, tylko w to miejsce, z którego startowałam. Ale radocha, nie trzeba ciągle przewijać.
Witaj sarenko, przepis prosty jak szosy w Albercie czyli kaczuszka posolona, popieprzona, pomajerankowana. Do srodka jablka czasem dodaje sliwki suszone albo jakies morelki jesli sa w domu. Czasem natre jalowcem badz rozmarynem jesli akurat taki kaprys i nazywam „na dziko” (ten jalowiec i rozmaryn). Potem do rozgrzanego piekarnika ale nie za goracego bo wole nieco dluzej piec za to wtedy wychodzi mi miekka a skorka na koncu fantastycznie przyrumieniona (odkrywam na koniec smazenia). Te kacza skorke uwielbiam za te miekkosc, chrupiacosc ale nie wyschnietosc czyli taka chrupiaco-nasycona. Pycha. Hurra dla kaczki.
krysha, no mature nie ale do komunii juz bym mogl pojsc 🙂
Moragu zebys wiedziala. Moze nie do konca wszystkie ale sa rzeczy ktore w Afryce jadaja (dziczyzna tamtejsza) i chetnie bym sprobowal. Pieczen z hipopotama na przyklad. Strusie sie zrobily popularne wszedzie w Europie chyba tez? Ale taka na przyklad alpaka, przeciez to musi byc smaczne. No ale pewnie poza Ameryka Poludniowa bylo by trudno zjesc.
Wydziwniania jednak nie lubie tzn zadnych robaczkow, insektow, pajaczkow to nie ja. Jadlem grzechotnika ale w domu jak zrobilem to byl raczej kiepski wiec juz nie powtorze. To samo z aligatorem. Ot i zakres mojej egzotyki. Kaczka i gest sa jednak na szczycie. Zawsze lubielm i chetnie jadam.
yyc, no ja niby podobnie raz z kluskami raz z jabłkami robiłam, może temperatura za wysoka a może mi sie kaczki w telewizji opatrzyły 😉 ale spróbuje raz jeszcze ? a Ty swoją uwiecznij na fotografii 🙂 .Kisze żur bo jutro mam w planie upiec chleb wg nowego przepisu ,może będzie nowym domowym przebojem 😉
Zgago dzieki za zaufanie. Przyznam ze dziczyzne zadko robie no bo nie mam do niej dostepu. I tak sie zastanawiam, ze pewnie losia zrobie w calosci a z jelenia taki gulasz. Jedno i drugie podlane smietana i z grzybkami obowiazkowo. Pieczen wymocze w winie, soji i oliwce z jalowcem, rozmarynem oblozone cebulka marchwia, selerem (zielonym) i czosnkiem przez pare dni. A ten gulasz to sie musze zastanowic bo choc tez smietana i grzybki to moze marynata jaks inna zeby nie tak samo wszystko. Najbardzie potem jednak lubie sos i wymaczany w nim dobry zutni chleb (albo bagietka). Juz zglodnialem 🙂
Sarenko ja kiedys na pewno robilem jedna rzecz ktora mi psula kaczki. Chcialem za szybko i sie palily a w srodku jeszcze twarde. Zjechalem z Celsjuszem a dodalem czasu i od razu zmiana kolosalna. Gospodarz pewnie mialby rade co do temp. i czasu bo jak tak troche na oko ale chyba 170C (350F?) A jak sie wydaje, ze za duzo to zmniejszam. Czesto polewam ale kaczki pewnie nie trzeba bo tlusta. No i u mnie troche zalezy od kaczki. W sklepie takie malutkie sa (1-1,3 kg) u Amiszow wieksze i piers ma mieska duzo. Same piersi tez sa pyszne. Tutaj pewnie Slawek by Ci doradzil.
a mnie u mnie sie szyjka gesna warzy w garze, marchewke musialam biednym krolikom podkrasc
yyc, dziękuję za rady, z temperatura masz racje ,pewnie za wysoka była, ja mam kaczkę od gospodarza, i szkoda mi kolejna zmarnować 🙁 zdobędę potrzebna wiedze i wtedy spróbuje bo do trzech razy sztuka 🙂 póki co zadowolę się kurczakiem 🙂 a to wszystko przez Ciebie … tak pobudzasz kulinarna wyobraźnie, ze idę do mamy wziąć mięsko chociaż na zewnątrz zimno i ciemno .
Moragu,
z tej rośliny to się opiaty wyrabia (nie przewracać oczami, jestem starej daty, ale uświadomiona przez młodych komputerowców, więc wiem!), a trawa to trawka. Co nie przeszkadza, żeby takie piękne datury sobie hodować, choćby dla cienia 😎
Bo jakby trzeba bylo ściemniać, to cień potrzebny!
W miedzyczasie poszlam do Franka naprzeciwko przypomniec mu o lekach i jedzeniu… wyrżnęłam dupskiem o asfalt przed domem, lodowisko okropne, u mnie zreszta też, ale tutaj już słońce operuje.
Niby zero na termometrze, ale zawiewa takim mroznym z północy, że fizycznie odczuwa się to dużo gorzej. A jak już się poleci … to fizyczna pamiątka na tydzień przynajmniej 🙁
yyc to Ty jestes pigulka czy mezszcyzna? czy moze zycie wedlug zasady, ze kazdy chlop, piekniejszy od malpy (nie dotyczy yyc, juz wczoraj bylo powiedziane, iz jest przystojny) to taaaaaaaaaaaaaki luksus
Ha ha… przypomniał mi się film „Kariera Nikodema Dyzmy” i Ewa Szykulska z tym swoim „męcizna”… ple ple 😉
Do tego tylko dodać – a ja mala, taka mala, taka mala malusieńka…
(„l” bez kreseczki, bo tak ma być, *mala*, a nie *mała*)
Wam powiem tak dziewczyny. Jedno jest pewne, ze po slubie to moja zona w kuchni to moglaby od czasu do czasu jakies ciasto zrobic bo ja nie bardzo umiem ale reszta to ja sie chetnie zajme. Daleko mi do bycia specem ale lubie jesc, lubie o tym czytac i lubie sie w kuchni bawic. Robie co lubie ale tez staram sie eksperymentowac. Smaki polskie uwielbiam bo jednak od dziecinstwa czlowiek je zna ale tez polubilem duzo potraw z innych czesci swiata. Teraz wszedzie sa restauracje z kazdego zakatka to i latwiej poznac. Na winach sie za bardzo nie znam poza tym, ze mi smakuje badz nie i mam pare ktore na codzien kupuje. Czasem jakies „premier / grand cru” sobie sprawie, zeby pozyc w lepszym swiecie czy jakiegos prawdziwego szmpana. Jak Gospodarz pisze dzisiaj do pewnych rzeczy wodka jest najlepsza. No i lubie wyjsc do restauracji. Sushi nigdy w domu chyba nie zrobie choc kiedys probowalem ale nie wychodzi a w knajpce zrobia mi lepiej i szybciej i milo wyjsc czasem (zalaczylem zdjecia wczoraj, mam nadzieje ze Basia polubi 🙂 )
Mam nadzieje ze polubi sushi nie zdjecia 🙂 No i chodzi mi o moja Basie 🙂 Cos mi sie dzisiaj dziwnie pisze choc sie wyspalem jak nieboskie stworzenie. Moze to ze wielkim sniegiem sie wlasnie rozpadalo i niedlugo nas zakoopie na amen.
eeee
odechciewa mi się już…
Alicjo,
czyżbyś dołączyła do grupy potłuczonych? 🙁
Morąg,
czy chodzi Ci o ten trynd: „choćby i o jednym oku, byle jeszcze tego roku”? 🙂
Acha, ja chę do Waszej Komuny, koniecznie!!!
ASzysz,
eeeee,
to siee nie zmuszaaaaj 🙂
ASzyszu, mnie sie też już odechciało, ale jeszcze o tym nie wiem…Odrabiam zaległości 36 godzinnego nieczytania blogu. Yyc. Serdecznosci dla Ciebie i Wybranki. Gratulacje i wyrazy zazdrości, że ja już chyba więcej nie. To tak jak w tej anegdocie o warszawskim hedoniście, pieczeniarzu i facecjoniście, Francu Fiszerze. Spotkał na Nowym Świecie znajomego i pyta: A dokad to pan szanowny podąża? – Na obiad drogi panie Fiszer, na obiad – No to pan szczęśliwy, ja już po…
przyszedl facet z taaaaaaaaaaaaaka morda i papierem, ze ja niby telewidzienia nie zameldowawszy i na czarno te oswiate wielokanalowa podbieram no to ja mu zzzzzzzzzzzzz taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaka, zeby sie odfastrygowal, bo ja za nich roboty robic nie bede, gdyz place caly czas za te luczywo (czy jak to bylo aha kaganek) i jak mu sie nie podoba to mogie przestac. Na to on kopytka do siebie jak na „Raz, dwa, trzy” u Billy Wildera i niby, ze on ma „jesetz”, iz trzeba powiadomic, ze sie zmienilo mieszkanie. Nawet „g” jak „gie” nie potrafi wymowic.
A tu z przedostatniej chwili, spadlam dzis niemalze z drabiny wiec przenioslam swoja dzialanosc na nizsze partie tego lokum
http://picasaweb.google.com/dorotadaga/Przygotowania#slideshow/5413650458493572866
Suszone tylko u Japończyka – robiłam, udało się, i owszem, ale roboty sporo, a Japończyk to biegiem wykona i lepiej.
Jasne, że polubi – chyba, że nie lubi ryb.
1333 –
migdały można rumienić w mikrofalówce,
10 dkg suche 3’30”, mokre (po zdjęciu łupinek) odpowiednio więcej, najlepiej na raty
Morag,
Ty skończ z tymi drabinami i innymi aferami, bo za 24 h my się u Ciebie meldujemy i masz być w jednym kawałku! KPW?
Pyro, właśnie usłyszałam w informacjach radiowych, że od 1 stycznia 2010 roku w Poznaniu, każdy posiadacz psa, który nie wszczepi pupilowi czipa, będzie musiał zapłacić bardzo wysoki mandat. Piszę Ci o tym na wszelki wypadek, bo w tych czasach totalnego bombardowania nas różnymi informacjami, można coś istotnego przeoczyć ( przeuszyć ? ). 😉
…a cóż Ci się ASzyszu odechciało? Gotować?!
Przecież takie możliwości rozmaite 🙂
Jotka,
jak juz wezmiecie Berlin (Manhattan wzięłam kilka razy, załatwione!), zwiążcie w kij morąga, niech przynajmniej przy was nie lata i nie zrobi sobie krzywdy.
Zajrzałam do lodówki. Tam brie sie szczerzy – odkroiłam kawałek gruby na palec, na to trochę chrzanu, a co, jak Francuzi pieprzą, to ja mogę chrzanić.
Wiecie, że dobre? 😯
Alicjo, to Wasza wyprawa na Florydę, to będzie wyprawa „siniaków” ? Bądźcie ostrożni, my już się cieszymy na sprawozdania i zdjęcia, no co ? Już Wam się odechciało przygody, że nie dbacie o swoje własne „le’dusie” ? 😯
Mili moi! Cieszycie się gdy ktoś sobie przypomni datujące słowa: peniuar, bonżurka.. Dzieci Drogie! Dziadek cichal do dzisiaj używa bonżurki. Na Florydę nie wziąłem, bo to na chłodny klimat. Tutaj to przeważnie na gółkę się egzystuje, bo ciut za bardzo przygrzewa.
Alicjo! Poganko! Brie w lodówce?
Dzieki cichal. Na obiad doczekac sie nie moge 🙂
Alicjo, wiesz, ze mnie wlasciwie tez wyszlo ale sie z tym taaak bawilem, ze az strach. Zreszta to sushi to jak pizza sie rozmnozylo niesamowicie. Na kazdym rogu sushi, eksplozja. Inwazja japonska czy co.
Cichal skipperze jak Alicja pogotuje na jachcie to zaden sztorm juz Ci nie bedzie straszny 🙂
Morąg, Twoja kicia, tak „normalnie” sobie spaceruje po poręczy balkonu ? Ja bym na taki widok, chyba zemdlała 😯
Ja mysle, ze kot Moraga mysli sobie w duchu: „czemu my tak nisko mieszkamy…nie trzeba to bylo ze dwa pietra wyzej…”
Do kambuza oddelegowany został jednogłośnie – jednym głosem, moim 🙂 – Arcadius, bo on znakomicie gotuje, zwłaszcza rybstwo!
Ja i Przyjaciel będziemy robić za dziewczyny pokładowe i śpiewać Kapitanowi „Kapitańskie tango”, Jerzor ewentualnie będzie łowił te ryby, co to Arcadius je potem na patelnię czy jak tam…
Żivot je cudo!
…i jeszcze było coś takiego, jak tużurek, czyż nie?
Alicjo a skąd wzięłaś to czym wyrżnęłaś?
arcadius to bedzie mogl co najwyzej ryb latajacych nalapac na swoim latawcu.
Dobry wieczór Towarzystwu!
Powiem Wam, podróże kształcą albo przynajmniej dają czas do namysłu, jeśli jedzie się pociągiem…
Nie mam czasu na dłuższy komentarz, bo real skrzeczy mi za plecami, głodny czemuś 🙄 Melduję się, bo tu już listy gończe na parkanach, a mnie ani lawina, ani żadne inne licho nie wzięło 😎
MałgosiuW,
radości Ci życzę, choćby drobnych, i spokoju ducha i krzepy wewnętrznej na to życie, co piękne jest i potworne i jedyne, jakie mamy. Niech Cię cieszy długie lata 😀
Oj sie ladnie robi w miescie. Slonce wychodzi. Pol godziny temu sniegiem niezle sypalo a teraz niebieskawe niebo i slicznie to wyglada. Ladna zima nie jest brzydka. Teraz tylko konia, sanki i kulig zrobic a na koncu ognisko z bigosem albo kielbaskami i jakiegos grzanca na rozgrzanie. Wracam do pracy….
Piotrze, mam taką część ciała, chciałam czy nie chciałam 😯
Nazwa popularna – dupa, dupcia, dupsko… zawsze to lepsze niż miednica, w tej to najwyżej mozna nogi wymoczyć albo takie tam 😉
Najwazniejsze, że się zagoi, już nie do wesela (chyba, że czyjegoś), ale może do świąt!
Tera zobaczymy, czy Łotr wpuści…
…wpuscił dupę 😯
Witaj, nemo! Realowi paluszkiem wskaż, gdzie lodówka!
Alicjo- brie z chrzanem.Hm- odważne,nowatorskie,ale do
zaakceptowania,tak właśnie przed chwilą stwierdził Osobisty.
I dodał ,że to tak,jak gruyere, albo inny żółty ser posmarowany
musztardą – bardzo dobre połączenie.
Możesz przygotować kolejny kawałek 🙂
MałgosiuW
Ślę Ci jedno życzenie małe:
bywaj szczęśliwa przez życie całe
😆
Zgago on balansuje, poza tym skacze z balkonu na okno w kuchi i spoglada z poziomu dwa pieta plus suteryna, przy tej ilosci kotow juz nie mdleje, za to sasiedzi, ktorych ja wogole nie znam, przynosza mi wszystkie koty, ktore spotkaja na ulicy bo mysla, ze to wlasnie moj wypadl.
Panie Piotrze,
Poczta Polska migiem się uwinęła 😆 Przesyłka już dostarczona – dziękuję
Nemo,
W „Geografii szczęścia” co to ją teraz czytam,i którą swego
czasu polecał Gospodarz ,właśnie zaledwie wczoraj wieczorem
wyczytałam peany na temat szwajcarskich pociągów :
czyste,punktualne,” z wagonami restauracyjnymi,w których potrawy
serwuje się na prawdziwej porcelanie,gdzie przy wysiadaniu
pod stopami pojawiają się magiczne, niewielkie schodki”.
Autor pisze,że mógłby być szczęśliwy w szwajcarskim pociągu.
A zatem Nemo-czy to prawda ?
Małgosiu W,
Wszystkiego co miłe, przyjemne, co lubisz i co Ci przynosi najwięcej radości – tego Co życzę. 😀
Toast w tej sprawie będzie o tutejszej 20:00 (niestety, gdy wszyscy sobie normalnie wychylić mogą, ja wciąż tyrać muszę – gdzie tu sprawiedliwość!).
Nemo 😀
Nemo,
kapitanie, zaraz raźniej, jak jesteś na pokładzie 🙂
Danuśka,
Amerykanie mają skłonność do egzaltowanych opinii, ale o szwajcarskim pociągu nie da się mówić bez zachwytu 😉 Helweci kochają swoją kolej, choć narzekają na nią (zatłoczone pociągi w godzinach szczytu na głównych trasach, drożejące bilety), wymrukują niepochlebne opinie, kiedy obserwując zegar na peronie widzą, że wskazówka sekundowa (!) minęła dwunastą, a pociąg jeszcze nie ruszył 😯 Prawie każdy ma jakiś abonament, jak nie generalny, to choćby na 50 proc. zniżkę tzw. Halbtax.
Mój teść był kolejarzem, prowadził kolejkę górską na Schynige Platte
Ale sie dzien ladny zrobil. -13C, niebo juz calkiem niebieskie, slonce, za oknem spiewaja mi ptaszki bo wlasnie nakarmilem. No zyc i nie umierac. Jeszcze 3 godzinki lece na spacerek nad jeziorko ktore juz zreszta od dawna zamarzniete.
Na lunch pomyslu zadnego a tu juz by trzeba cos zjesc. Moze schudne nieco.. 🙂
O! nemo…
To tylko szepnę na uszko w odpowiedzi (z przedwczoraj, ale nie miałam kiedy, a potem nie miałam komu 😉 ), że coś skądś tam wiedziałam. Niepotrzebnie się wygadałam, ale nie wytrzymałam…
Koniec ze złośliwościami – dobra? Każdy niech się bawi jak chce i faktycznie może wystarczy komentowania tego.
Pozdrówki! 😀
Danuśka,
to ja kawałek brie dijonem potraktuję… a co! Jak iść, to na całość!
Tu sprawozdawam – brie + dijon… takie sobie, spróbowalam i wystarczy, gouda + dijon i owszem, ale… moja niby dijon, to nie ta dijon.
Nie mam mojej ulubionej ostrej dijon, tylko takie cos „old fashion”, po kwaśnej stronie, to sie chyba tak tylko nazywa, ja kupuję francuską
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/6/66/Dijon_mustard.jpg,
tylko etykietka po naszemu, ale jest to prawdziwa, ostra musztarda, nie octowane byle co.
Wpisałam na listę zakupów, buraczki tez, wszak barszcz trzeba na „czerwoną zupę”, i grzyby muszę namoczyć, żeby jutro zrobic farsz do wiadomo, czego, nadchodzi czas uszkowania!
Imienniczko ! SZCZĘŚCIA I SIŁY !!!
Jest temat do wznoszenia. Urodziny MalgosiW.
Dalsza czesc, to przygotowania do wydarzen w Calgary, stan Alberta o ile mnie pamiec nie myli albo na bursztynowym szlaku czyli w Kaliszu. Albo jeszcze gdzies indziej.
Pieknego wieczoru i jutro cesarskiej pogody, zyczy
Pan Lulek
Kochani, dziękuję WSZYSTKIM za tak miłe życzenia. Dzięki Wam ten dzień był naprawdę radosny. Wasze zdrowie!!!
Małgosiu 😀
Nemo Jak się cieszę, że już jesteś ! 😆
A z tymi pociągami, to prawda ?
Na razie muszę poczytać zaległości 😀
No to ja powiem o pociagach w kanadzie. Tłoku nie ma – każdy pasażer ma przypisane miejsce siedzące, a jak chętnych dużo, to dostawiają wagony, żeby wszyscy się zmieścili i mieli miejsca siedzące. To była jedna z pierwszych rzeczy, która mnie zadziwiła w tym kraju. Najpierwsza – kolory jesieni, kiedy wysiadłam na lotnisku Mirabel w Montrealu. A na drugi dzień jazda pociagiem do Kingston.
Zdrowie MałgosiW !!!
O tak, doświadczyłam osobiście czym są szwajcarskie koleje i w ogóle system komunikacji publicznej ( nie wiem czy to ma taką nazwę). Przed wielu laty moja przyjaciółka Berneńska przyjechała po mnie do Genewy, gdzie własnie byłam skończyła się konferencja, w której bralam udział. Wsiadłyśmy do pociagu w Genewie, pojechałyśmy do Lozanny. jechałysmy cudowna trasą wysoko w górach. Autobusy i inne środki lokomocji miejskiej też były dostępne w ramach tego biletu. Przyjaciółka ma własny taki bilet ważny na cały rok. Jej zbór (przyjaciółka jest kalwinką)opłaca co roku kilka takich biletów, ze składek zborowników, które są do dyspozycji zborowników dla ich gości, po wsześniejszej rezerwacji. Ja korzystałam właśnie z takiego biletu.
Małgosiu W.,
jeszcze raz Twoje zdrowie 🙂
Poczytalem w tyl.
Cichal ten „vacuum” to proznia (pustka) nie odkurzacz (tak mi sie wydaje). Obrazki jak wszedzie. Zawsze sie znajda adoratorzy (snobiz, kompleksy?). Widze, ze u Was czy gdziekolwiek na swiecie to samo. Ludzie maja czas to wymyslaja, choc w tym potopie pseudo sztuki i zarzuceniu nas barachlem sa i ciekawe pomysly co na Twoich zdjeciach wychodzi. Zawsze sobie mysle ile z tego przejdzie do historii ile pojdzie na smietnik a ile na zawsze zalegnie muzealniane piwnice. Dobrze jednak, ze sie cos dzieje. Bez tego swiat bylby nudny 🙂
Poczytałam do góry, schodki też, a jakże, ale ceny biletów kolejowych u nas są… jakby to powiedzieć… zaporowe. Wiem, bo dziecka jezdziły z Toronto do Kingston, szarpało ich to po kieszeni, bardziej opłaciłoby im się wypożyczyc na weekend samochód i przyjechać. Uparli się, że nie kupują samochodu. Ale doszli do wniosku, że może jednak prawko przydałoby się zrobić i czasami samochód wypożyczyć.
Nawet jak sie mieszka w centrum centrumu tutaj, samochód się przydaje, a dla nas jest wręcz niezbędny. Komunikacja miejska w stanie śladowym, za róg to ja sobie dojdę, ale nie wszystko tam kupię, do „No Frills” mam 4.5 km – dojść bym doszła, ale przynieść to wsio?! 🙄
Północna Ameryka z konieczności samochodem jedzie, nie da się inaczej.
Tużurek ,to raczej inne męskie odzienie,bonżurka
to żurek męski na dzień dobry
– śpi się w szlafmycy Aszyszu ,a nie w szlafroku .
– podomkę wymyślili komuniści ,żeby kobiety nie chodzziły w peniuarach
-szlafrok to najbardziej miłe dla ucha określenie….cieplutki ,milutkie ,może być wytworny ,elegancki etcetera etcetera…
Muszę iść do lekarza jakaś odzwierzęca choroba pewnikiem mi się przyplątała.
yyc… a propos Twojego wpisu… 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=qtS0zHOoKuY
Szyszowi sie nie chce, Szysz ma talenta muzycze i doswiadczenie to teraz moze Szysz wezmie instrument do reki i bedzie spiewal ballady rycerskie na czesc, a my, ktorzy ta mediawistyke studiowalismy i wierzylismy, ze chodzilo o glebie uczucia bedziemy mieli unaocznione w dzisiejszych czasach, iz wsystko sprowadza sie do kotleta i to nawet sojowy moze byc.
Pociagiem jechalem od Calgary do Vancouver czyli ok 1000km przez gory. Schodki to standard w wiekszosci krajow swiata (np. Australia). Wagony bary z tarasem widokowym na dachu na mnie tutaj zrobily i robia najwieksze wrazenie bo mozna sobie wziac drinka czy kieliszek wina i pojs na gorny poklad poogladac widoki a te sa przepiekne jak sie jedzie przez gory. Restauracyjny porzadny i jedzenie dobre. Sypialny wydaje sie wiekszy niz pamietam z Polski. Oczywiscie jak ktos ma dosyc to moze salonke wziac bo i takie jezdzily (pol wagonu albo 1/4). Wagonow z przedzialami nie pamietam, czyli sa te otwarte. Miejsa szeroki i wiecej miejsca pomiadzy zeby rozlowzyc do spania i wyciagnac podnozek. No ale to pewnie spowodowane odleglosciami. Cala podroz ze wschodu Kanady na zachod 7 dni. Teraz nie wiem czy sa regularne polaczenia przez cala Kanade. W lecie bardziej turystycznie wykorzystywane. Pociagi przez gory te same ale podroz rozbita na dwa dni zeby widoki podziwiac. A ceny jak Alicja wspomniala duze. Panstwo przestalo pomagac i kolej w klopotach ( na zach Kanady malo ludzi to klopoty wieksze). Ciekawostka. Jak zaprzestano polaczen regularnych do Vancouver, Brytyjska Kolumbia zagrozila odlaczeniem sie od reszty kraju jako ze warunkiem przylaczenia byla wlasnie konstrukcja linii kolejowej. Oczywiscie sie nie odlaczyli a kolej przestala jezdzic 🙂
Kupił pan sobie szlafroczek
Chodził w tym szlafroczku roczek
Ale tylko w ciemności,
Bo i szlafrok trząsł mu się cości 😉
Pamiętacie?
Elegancki mężczyzna po przyjściu z pracy zakłada bonżurkę z poszetką w brustaszy, do tego musznik na szyję 😎
,Coś dla ułatwienia dla tych co nie mają wagi w ręku.
Są takie miarki dodawane w aptekach do syropów czy innych leków, można też użyć strzykawki i tym ustrojstwem zmierzyć sobie pojemność łyżki i łyżeczki. Przeważnie łyżeczka ma poj.5 ml, a duża łyżka 9ml i tak to się przekłada na wagę w gramach:
-cukier 4-9 (szklanka 250ml- 220)
-mąka pszenna 3-109 (170 )
-sól 6-20 (300)
Jak będzie zapotrzebowanie podam pozostałe przeliczniki.
Ja tak terminowałam przed wiekami .Jako stary drogowiec wszysto mierzę,ważę i przeliczam.
Mąka duża łyżka oczywiście 10,a nie 109
co do lyzek to jeszcze wazny aspekt, stolowe ale jaki, moje kolezanka mowi zawsze ja dodaje lyzke soli na litr wody ale pamietaj jest to lyzka „poniemiecka”
yyc,
Valerie Pringle (pamiętasz ją chyba z CBC) kiedyś zrobila spory reportaż dla telewizji publicznej o podrózy takim pociagiem z Halifaxu do Vancouver – reportaz był w odcinkach chyba. Najbardziej mi się podobał ten odcinek górski, z tarasem widokowym i tak dalej.
Dawno temu (z jakieś 20+ lat dawno) kombinowaliśmy, żeby się w taką podróż udać, a co tam – była opcja, że wykupujesz bilet na miesiąc, po drodze na interesujacych cię stacjach wysiadasz, za dwa dni wskakujesz do pociagu z powrotem… piękna sprawa.
Na naszą trójkę – 2100$ , a to było bardzo dużo wtedy, kiedy dopiero co zamustrowaliśmy się na pokład łajby pod żaglem ze znakiem klonowego liścia.
Zjezdziliśmy „na piechotę”, dwukrotnie zreszta, taniej wyszło, choc nie tak luksusowo i wygodnie. Obiecaliśmy sobie, że wybierzemy się „na starość”, a tu nas nosi po jakichs tam kontynentach 🙄
I jeszcze rejsy oceaniczne jachtami nam sie marzą 😯
A propos, parę lat temu mój przyjaciel z Belgii chciał zwiedzić Kanadę, biedak student wtedy, więc podzwoniłam po mozliwościach – mozna kupic bilet autobusowy, ważny na miesiąc… juz nie pamietam ceny (że całkiem dostępna, zapamietałam !), ale zasada ta sama – jezdzisz przez miesiac, gdzie chcesz – opcji jest zreszta sporo, tylko warto wiedzieć, że coś takiego istnieje. I jak takiego delikwenta „po drodze” podrzuci się swoim znajomym, ma się gdzie przytulić do poduszki, podjeść, a jeszcze pokażą mu okoliczności okolic – naprawdę mozna zobaczyć dużo i dowiedzieć sie dużo w ciagu 3-4 tygodni pobytu w Kanadzie, chociaż to tak ogromny kraj!
Kliknęłam na tę kolejkę górską od Nemo i zaraz zatęskniłam za Szwajcarią. Ciągle mi jej mało. To potem kliknęłam na albumy Nemo i na koty. Nasz Sokrates wyglada praktycznie tak samo, jak Maurycy 🙂
mi też mało .. byłam 4 razy … a kolejką chyba wjeżdżałam na górę a zjeżdżałam taką pionową … nemo czy to to miejsce??
Alicjo, ja jechalem chyba 1984 czyli dawno. Wtedy Calgary do Vancouver bylo ok $99.oo ale pare lat pozniej (2-3) pamietasz sie zabrali za prywatyzacje i cena byla juz wtedy czyli koniec lat 80-tych na tym odcinku chyba $400.oo. Samolotem mozna bylo do Vancouver w godzine dwadziescia za $120.oo wiec wiadomo bylo ze kolej sie nie utrzyma. To byly czasy kidy samoloty byly tutaj znacznie tansze niz w Europie. Autobusem jedzie sie 14 godzin, pociagiem 23.
Pamietam ten reportaz dobrze i ogladalem chyba wszystkie odcinki tzn 2 czy 3 chyba byly? ale nie jestem pewien bo pewnie o Trans-Canada Express bylo nie raz. BHyly zreszta dwa jeden CP (Canadian Pacific) a drugii VIA Rail.
Nie chce mis ie teraz szukac ale Calgary-Banff-Vancouver 2 dni podroz to ok $1,500.oo. Jak patrze na mapie to tylko przez Edmonton mozna jeszcze zrobic przejazd przez cala Kanade. Przez Calgary juz nie. Maja tylko do Vancouver. Zycie. Pamietam ze rzad zdecydowal sie na odciecie doplat jak wyniosly $400 milionow rocznie.
Gdzie Antek? u mnie dzisiaj był dzień odtykania rur. Najpierw przyjechał zespół melioracyjny: ciągnik z zamontowaną koparko-spycharką i bus z pracownikami od łopaty. Poszli na pastwisko przy drodze udrożnić sączki, a właściwie rurę zbiorczą, co to ją byli udrażniałi dwa lata temu. Udrożnili, zasypali i po pierwszym deszczu wystąpiło zjawisko krasowe, czyli wymyła się dziura, która ostatnio miała już rozmiary konia, czyli cały koń by się zmieścił. Dzisiaj chyba tylko wykopali większą dziurę, bo zostawili koparkę na podwórzu i sobie pojechali.
U mnie z kolei zatkała się rura odpływowa od wc w dolnej łazience. Ja używam głównie górnej łazienki, dwa lata mieszkali na dole młodzi z dziećmi, potem Ola, więc nie zwracam specjalnej uwagi na to co się dzieje w dolnej łazience.
Sprawy wydały mi się nieco podejrzane jak myłam łazienkę przed przyjazdem gości, ale jakoś wszystko spłynęło i nie drążyłam tematu. Goście też nic nie mówili, widać spływało bez zakłóceń. Wczoraj myłam podłogę i całe wiadro brudnej wody wylałam do muszli, zagulgotało i woda wypłynęła na podłogę. Okazało się, że małe ilości spływają a większe, czyli cała zawartość spłuczki, w przeważającej części wypływają na podłogę. Przy okazji posprawdzałam wszystkie inne rury, wszędzie było w porządku. Trochę mnie to uspokoiło, bo na logikę zatkany był tylko niewielki kawałek rury między poziomem podłogi a główną rurą. Zadzwoniłam do zięcia z propozycją wspólnego odtykania rury, bo nie bardzo widziałam siebie wsuniętą między kompakt a ścianę. Zięć zastartował z górnej półki, pytająć czy trzeba zdemontować cały kompakt. – Nie, wydaje mi się, że wystarczy wyjąć kawałek rury z kolankiem, łączący muszle z rurą w podłodze i wtedy będzie się można dostać głębiej,- Tak, dobrze, – powiedział mój spolegliwy zięć – to tak przed Świętami jakoś trzeba będzie to zrobić.
W związku z propozycją zięcia, czekania do Świąt, wzięłam poduszkę, rękawiczkę jednorazową i kilka reklamówek, możliwie całych. Uklękłam na poduszce, przytuliłam się do muszli obejmując ją czule i metodą małych kroczków, trochę w prawo, trochę w lewo, udało mi się zdemontować rurę. Okazało się, ze dalsza jej część jest zapchana równo z poziomem podłogi głównie plastikową folią a poniżej domacałam się jakiegoś rusztowania z patyczków, pewnie już dawno tam zalegających. W każdym razie znalazłam przyczynę, która powodowała zawilgocenie ściany między łazienką a pokojem, a której przez dwa lata nie potrafiłam dociec.
Tekt powyższy dedykuję Antkowi
Jolinku,
na Schynige Platte jedzie tylko ta kolejka. Nie wiem, gdzie Ty byłaś, bo jest wiele miejsc, gdzie można wjechać lub zjechać kolejką szynową i linową. Może jechałaś z Lauterbrunnen do Mürren albo byłaś w zupełnie w innej okolicy?
Żabo,
zdobyłaś sprawność archeologa kanalizacyjnego 😎 dzielna kobieto.
Zabo Pani na Zabich Blotach a czemu Antkowi, czy on ma jakies specjalne zwiazki z rurami?
Mowilem ze u Zaby straszy i do tego wystepuja zjawiska krasowe i mozna do piekiel wpasc, ba nawet nie wiadomo czy jaki kon juz nie wpadl bo dziura dla konia sie okazuje przeznaczona. Nie chcieliscie wierzyc a teraz sie sama Zaba przyznaje. O saczkach juz nawet nie wspomne.
no właśnie nie pamiętam gdzie byłam … chodzi o nazwy … płyneliśmy statkiem godzinę z Lucerny … potem wjechaliśmy na górę taką koleją .. zeszliśmy jeden przystanek i wsiedliśmy w taką co jedzie jak winda po ścianie … że ja taka roztrzepana wtedy byłam i nie zapisałam … ech
Bo Antek nie tak dawno przepychał zlew 😀
To wszystko? What a disappointment 🙂
MałgosiW :
http://www.youtube.com/watch?v=Aso4qltChjM
I toast!
A co myślałeś? tez mu pisałam o przepychaniu zlewu za pomocą odkurzacza. To jest amerykański wynalazek
Jolinku,
to byłaś na Jeziorze Czterech Kantonów, a potem wjechałaś na górę Pilatus. Ode mnie 70 km. Za górami za lasami.
Antek chyba jeszcze ciągle przepycha albo go wessało 😯
To ja może tę pompkę, co to zlewy sie przetyka zastosuję?! Zatkane mozna odetkać ponoć…
Bo to bylo tak yyc, ktoregos dnia zaczela sie zapowiadac na blogu dyskusja o wylamywowaniu lasu i ja pierwsza poszlam przestwiac szafkie do kuchni aby czas spedzic bardziej produktywnie a antek postanowil przepchac rure i go wcielo, moze on w ramach swiatecznych wystepow teatralnych gdzies „Nedznikow” gra.
nemo dzięki .. szukałam sama ale dopiera teraz wiem, że to właśnie ta kolejka … 🙂
„Liczba gości na szczycie gwałtownie wzrosła od chwili oddania do użytku w 1889 r. kolei zębatej Pilatusbahn (o największym nachyleniu torów na świecie!) z Alpnachstad na Pilatus ” … tą zjeżdżałam …
fajnie było wyjeżdżać … nagle wjechaliśmy w chmury jakby się samolotem leciało … 🙂
mnie tez rura ciagle nawala, gdyz pompke wywiozlam na wloscia tutaj mam tylko spirale a nie wiem jak ja zastosowac
nie to tak było:
z Lucerny rejs po jeziorze do Alpnachstad, dalej kolejką zębatą na szczyt, potem zjazd kolejką linową do Kriens …
a ja kreta stosuje i działa … do rury oczywiście … 🙂
Co Ty morąg pieprzysz, to nie był las, tylko stół z powyłamywanymi nogami 🙄
A Antka wepchło, albo wcięło, albo zassało, albo …
Możliwe do zastosowania techniki :
-jak wepchło, to wypchnąć
-jak wcięło, to wyciąć
-jak wessało, to odessać
-jak zatkało, to odetkać
Alicja ja rozumiem, ze to po kolezensku ale nie zwracaj sie tak do mnie, chocby z racji wieku i urzedu.
No tak. Prozaicznie a ja myslalem ze moze sie cos wiecej za tym kryje, jakies kolene opowiadanie jakas intryga a tu nic. Antek zlew przepychal 🙂
Zabo ale tutaj to chyba nie tyle odkurzaczem ile taki waz ze smigielkiem na koncu sie uzywa i sie go w dana rure wklada i pcha a smiegielko wszystkiemy po drodze leb ucina i na koncu sie to wszystko wyciaga. I tak slyszalem mozna do ilus metrow ale nie wiem ilu. Albo iles stop bo to wiecej 🙂
Morągu,
staram się, ale znowu wszystko mi się chrzani (Jerzor pochwalił ten pomysł brie z chrzanem i zeżarł już pół średniego, o!), albo pieprzy 🙄
Hm… urząd może, ale wiek?! To chyba na odwyrtkę.
Mozna by rzec przyganial kocial garnkowi 🙂
Staropolszczyzny mi sie zachciewa i w zwiazku z tym lece do domu. 15.00 wybila a ja ziuu….. po sniegu jak na sankach…
dobra trzeba planowac dalej, Zabciu a ja ja z tymi borowkami do Ciebie dojade?
Spac mlodziezy, nie rozrabiac. Chyba jednak kupie na Swieta i na Sylwestra po butelce grzanca. Robia dobry. Wystarczy wstawic do pionowego gara i napitek gotowy. Oczywiscie wariant dla doroslych.
Pan Lulek
a co do antka, to my nie wiemy czy on ten zlew przepchal, moze pekly wszystkie rury….
MalgosiuW, pozno ale jak najserdeczniej wszystkiego co najlepsze z okazji imienin, pogody i wiary, ze poradzisz sobie w kazdej sytuacji. Pozdrawiam cieplo.
urodzin 🙂
Marek daj znak życia …
dobranoc …
Jolinku,
Marek twardy człowiek, da Zn 😉
…O, Pan Lulek się pojawił i zganił młodzież 🙄
Panie Lulku, u mnie wczesny wieczór, kiedy mam rozrabiać, jak nie teraz?!
Zaznaczam, że do młodzieży się nie poczuwam, że się zaliczam, ale do młodych duszą – jak najbardziej 🙂
Czyli… pokrętnie… zaliczam sie do młodzieży 🙂
Jeszcze kilkadziesiąt minut, żeby zdrowie Małgosi, więc… sursum corda !
Ide piec nastawic i jakies krewetki z zamrazalki wyciagnac i na blache rzucic i bedzie co zjesc. Zadnego gotowania dzisiaj tylko sklepowe jak na lasucha przystalo.
Żabo, znowu musiałam sobie dziób zatykać poduchą 😆 Ale gratulacje Ci się należą, bez dwóch zdań.
Od razu mi się przypomniała przygoda moich dzieci z zapchanym klopikiem, kiedy ja „bawiłam się” w opiekunkę 2 dzieci znajomego w Alzacji. Jak potem przeczytałam maila sprawozdawczego, od mojej starszej, to wręcz się popłakałam ze śmiechu. Faktem jest, że One w końcu musiały wezwać „fachowca”, który przyszedł w stanie „wskazującym”.
No tak, wygląda na to, że syn złapał grypę, a tatuś gania po Warszawie w poszukiwaniu Tamiflu 🙁
Jeszcze raz pięknie dziękuję za życzenia!
Małgosiu, będę trzymać kciuki, żeby Twój mąż znalazł lekarstwo a syn szybko wyzdrowiał.
Życzę wszystkim spokojnej nocy. I dobrych snów. 😀
dyskoteka… 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=EHaRptTNBTI&feature=related
…na grypę nie ma szczepionki ani lekarstwa (owszem, koncerny farmaceutyczne mówia, że mają).
Złapie się, to trzeba swoje odleżeć w łóżku, rosołki popijać, wygrzać się i wypocić.
Młody Małgosi szybko wstanie, tylko rosołku mu potrzeba 😉
…ciąg dalszy… 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=B_o8F36CfHU&feature=related
Małgosiu W,
Ty pewnie już dawno śpisz, a ja dopiero zaczynam Twoje urodziny celebrować (Chianti). Tutaj ósma.
Twoje Zdrowie!
Zdrowie Małgosi po tej stronie Kałuży!
Na noc…
http://www.youtube.com/watch?v=0a3XG0gSQ9w
…i do tańca …
http://www.youtube.com/watch?v=65YCMPogO-E&feature=related
Dzięki za muzykę Alicja. Ja właśnie siadam do kolacji – łosoś, pieczone ziemniaki, sałatka – i to wszystko sam przyrządziłem, żadne gotowce. Coraz częściej mi się to zdarza, obecność na blogu działa, kto z kim przystaje….
Idę jeść.
…i na noc….
http://www.youtube.com/watch?v=TJBxzSPjWwk
dobry dzień … 😀
zjazdowiczom w Berlinie miłych chwil i dobrej pogody… 😀