Wszyscy się spieszą ale do czego?!
Rośnie ciasto na chleb a prodiż już czeka
W supermarketach, a za nimi i w mniejszych sklepach, już wystrojone choinki, jadą sanie ze św. Mikołajem, renifery wierzgają, a dzwoneczki dzwonią. A ja się cieszę. Wiem, że to chwyt marketingowy i kuszenie klientów do wydawania pieniędzy. Ale w końcu po co się pracuje i zarabia. Jaka to przyjemność najpierw wydać a potem cieszyć się z obdarowania kogoś kochanego albo choćby tylko miłego. Prawdę mówiąc w tym okresie to i niezbyt miłemu też czasem warto dać jakiś upominek. Może zrobi się milszy?
Gotowy chleb stygnie na desce
Tłoku jeszcze nie ma zbyt wielkiego a towary już są w wielkim wyborze. Nie będę opowiadał o kupowaniu prezentów dla członków naszej rodziny, bo to wprawdzie bardzo interesujące ale tylko dla nas. Przejdę więc do zakupów spożywczych bowiem dla łasuchów rzecz to zasadnicza. A my – wzorując się na wspomnianych tu supermarketach – też rozpoczęliśmy sezon imieninowy. Nasza Barbórka rozbita została na trzy przyjęcia. Pierwsze już za nami. Dwa kolejne w następne soboty. Uznaliśmy, że goszczenie przy stole przyjaciół w podgrupach jest znacznie wygodniejsze niż spęd jednorazowy. Gdy przy stole siedzi osiem osób to wygodniej rozmawiać, mniej zamieszania, gospodarzom także łatwiej wszystkich obsłużyć.
Rukola z parmezanem i rodzynkami
A więc pierwsza tura już za nami. Była to kolacja dla nas nietypowa, bowiem wśród gości była wegetarianka. Wprawdzie nie irytująca się, że inni jadają mięso, a nawet gotująca dania mięsne dla swojego męża i syna, ale chcieliśmy ją tym razem usatysfakcjonować, więc wymyśliliśmy takie menu: świeżo upieczony chleb z ziołami i orzechami maczany w oliwie, pieczone kolorowe papryki podmarynowane w oliwie z czosnkiem, rukola z rodzynkami i płatkami parmezanu z winegretem, fasola „głupi jaś” w sosie czosnkowo-pomidorowym i karczochy wg. tradycyjnego sposobu czyli gotowane ale podawane na zimno z domowym majonezem. Jedynym ukłonem w stronę mięsożerców było kurczę faszerowane zwane w naszym domu wegetariańskim. A robi się je tak: ostrożnie (zegarmistrzowska to robota) zdejmujemy skórę z kurczaka, całe mięso podsmażamy na maśle, mielemy, dodajemy garść rodzynek, migdały, surowe jajka, trochę tartej bułki i faszerujemy tą masą skórę. Po zaszyciu wkładamy do brytfanny i pieczemy polewając stopionym masłem oraz białym winem. Po ostudzeniu kroimy w plastry. I już! Jest to tak pyszne, że kilkoro z naszych wegetariańskich przyjaciół uległo pokusie i stąd taka nazwa.
Pieczone papryki w oliwie z pestkami słonecznika
Daniem głównym były naleśniki z różnym farszem: twarożek z ziołami i pieprzem, grzyby i szpinak. Wszystko pod beszamelem oraz startym żółtym serem i pięknie na złoto zapieczone.
Na deser był tort krakowski z kremem z kwaśnych konfitur morelowych oraz truskawki z imbirem, grappą i cukrem pudrem.
Karczochy już na półmisku
Do takiej kolacji wybrałem wyłącznie białe wina: alzackie pinot blanc, włoskie trebbiano d’Abruzzo i chardonnay z Południowej Australii.
Sądząc z humorów gości, liczby godzin spędzonych za stołem oraz spustoszenia na półmiskach. Nasza decyzja wyboru dań i doboru towarzystwa była trafna. Już jutro kolejna sobota więc kolejni gości. Relacja fotograficzna za parę dni. Dziś zdjęcia z pierwszej edycji naszej Barbórki.
Komentarze
Takie wspaniałości, a ja wyjeżdżam bez śniadania!
Juz mnie ssie!
ja zjadłam i też idę … na zakupy … 🙂
Tylescie wczoraj napisali, że ogarnąć trudno. Refleksje językowe. Według mojego wyczucia ochładza się się istoty żywe, uczucia (też do żywych można zaliczyć na upartego). „Dla ochłody” coś robią stworzenia, w tym ludzie. Schłodzić można wino, choc też żywe chyba. Dla mnie „schłodzić” to antynowia „zagrzać”, częściowo „podgrzać”, a „ochłodzić” – „ogrzać”. Z tym, że chyba ogrzewać można wszystko. Zagrzać można potrawę, wodę, ale także zawodników do walki. Podgrzać potrawę, ale także atmosferę i nastroje. Wino zbyt chłodne się delikatnie ogrzewa, bo podgrzewanie mu szkodzi, o ile nie ma to byc „wino grzane”.
Mniam… taką kolację to ja rozumiem i popieram, i się oblizuję… 😉
Wygląda smakowicie, dobrze, że z rannej przebieżki z psem, wróciłam z razowymi bułkami, serem, imbirem i miodem z pasieki. Imbir, miód lipowy i cytryna są konieczne, bo Młodsza zakatarzona, że świata bożego nie widzi. Zaziębiamy się przez psa – co chwilę chce wyjść na balkon i wychładza mieszkanie, albo ja na spacerze z nim przysiadam na ławkach: wszystko jedno – suchych czy mokrych, albo jak dzisiaj, oszroniałych.
Zazdroszczę wyprawy. Wina belgijskie bardzo lubię. Szczególnie Leffe. Inne klasztorne są, jak na mój gust, przydrogie. Gdy za 3 butelki piwa można kupić niezłe wino, wybieram wino. Ale z belgijskich piw lubię też zwykłe Palm Speciale. Było u nas do kupienia z browaru Kielce, ale porzucono tam produkcję piwa na rzecz rozlewania tylko.
Najpopularniejszym chyba piwem w Belgii jest Stella Artois, od pewnego czasu bardzo popularna także we Francji. Czterdzieści lat temu zapamietałem w Paryżu jako najbardziej widoczną markę piwa Słowiankę Blond. Próbowałem znaleźć tę nazwę w internecie. Bezskutecznie. Nie pamiętam dokładnie nazwy. Próbowałem Slaviane Blonde i Slavianke Blonde i jeszcze parę innych, ale bezskutecznie. Teraz dominuje Stella Artois, choć nie aż tak jak wówczas Słowianka.
U nas pogoda pod zdechlym Azorkiem. Zostalo troche roboty w ogrodzie. Trzeba skonczyc przed sniegiem. Da sie rade. Dzisiaj jeszcze niczego nie potluklem. Wszystko przede mna
Pieknego dnia zycze wszystkim i powrotu do zdrowia.
Pan Lulek
Wegetarianizm opiera się na przekonaniu ze zwierzęta nie powinny cierpieć i być zabijane tylko po to by zaspokoić potrzeby żywieniowe człowieka gdyż można to zrobić w inny sposób. Wegetarianin nie je mięsa z przekonania . Człowiek sporadycznie jedzący mięso jest na diecie? bezmięsnej? i niema nic wspólnego z wegetarianizmem.
tez mi się wydaje sarenko, ze niesłyszący nie ma nic wspólnego z wegetarianizmem 😆
wegeterianizm = jarstwo
wegeterianin = jarosz
usatysfakcjonować = zadowolić
wina belgijskie = piwa belgijskie
Zaczne od stwierdzenia, ze budujacy A2 z Poznania do Swiecka chyba od lat nie jechali stara trasa jesli mysla, ze obwodnica Poznaniu skusi wielka liczbe kierowcow do oszczedzania i omijania autostrady. Masochizm sie chyba w narodzie jeszcze az tak nie rozpanoszyl.
A zakoncze pytaniem kulinarnym, a wlasciwie prosba. Bardzo poprosze o przepis na pierniczki. Holenderskie juz sie pieka, ale polskie tez by mi sie przydaly…
aah! I jeszcze moze ktos wie jakie sa skladniki i proporcje przyprawi do piernika, bo tutaj sama musze sobie umieszac…
tez od jakiegoś czasu szukam przepisu na pierniczki, ale takie które po upieczeniu sa twarde jak kamień i musze zmięknąć w słoiku 🙂
Nirrod_ku 🙁
do starego piernika jeszcze mi sporo brakuje. nie znam podpowiedzi. no chyba ze masz czas i poczekasz jeszcze parędziesiąt lat 😉
to klepnę coś z autopsji 😆
Moge poczekac na wrazenia starego piernika, co mi tam.
Wlasnie wyjelam z piekarnika holenderskie ciasteczka swiateczne:
http://i20.photobucket.com/albums/b238/Nirrod/CIMG1870.jpg
natomiast co zaś się tyczy jedzenia jak z obrazków, to jak najbardziej jestem za, a nawet przeciw jeśli miałoby toto być spożywane wieczorowa porą. mój organizm w takich sytuacjach nie funkcjonuje najlepiej.
wstępują we mnie demony podnoszące temperaturę ciała i nie może być mowy o odpoczynku w czasie snu. na dodatek, w nocy kiedy panuje absolutna cisza, wyraźnie słychać odgłosy walczącego organizmu z zawartością kolacyjnych półmisków. mam wrażenie ze coś tam wewnątrz trąbi na zakrętach kiszek.
zupełnie inaczej zachowuje się moje ciało w stycznością z płynami. nawet wieczorowa pora. jestem znacznie bardziej elastyczny. umysł staje się tez bardziej żwawy. całość wydaje się bardziej witalniejsza a rzeczywistość na dodatek bardziej zrozumiała 😆
Nirrod,
Przyprawa do pierników:
35 g cynamonu
9 g goździków
2 g ziela angielskiego (Piment)
1 g kwiatu muszkatołowego łagodniejszy) lub gałki
2 g kolendry
1 g kardamonu
Można dodać anyżku i imbiru.
Nemo dzieki!!!
Nirrod_ku
wyglądają bardzo zimno. chyba się, jak to było wczoraj, ostudziły bądź wystudziły 😆
Nirrod, mogłabym Ci ekstacugiem, tzn. jeszcze dzisiaj, wysłać przyprawę piernikową. Proporcji nie znam 🙁
Nirrod – Pierniczki doskonałe, które nigdy nie miękną, ale rozpływają się w ustach
1 kg mąki
0,5 szklanki oliwy
1 łyżka smaslcu
kostka margaryny
2 szklanki cukru ( z tego 1 szklanka na karmel)
1 szklanka zaparzonej, mocnej kawy
4 jaja
1 łyżka kakao
4 łyżki miodu
1 łyżka amoniaku
1 mały proszek do pieczenia1 cukier waniliowy
przyprawy
po 5 kropli zapachu rumowefgo i arakowego (albo po kieliszku napitków)
smalec, oliwę, margarynę i cukier rozgrzać z łyżką kakao (rozpuścić) Zrumienić drugą szklankę cukru i rozprowadzić karmel gorącą kawą (z fusami) i miód. Otrzymany roztwór dodać do garnka z tłuszczem. Po przestudzeniu masy dodać mąkę, jajka, przyprawy, amoniak rozpuszczony w kilku łyżkach zimnej wody i proszek do pieczenia. Wygnieść ciasto, wałkować, wykrawać.
To się chyba dłużej czyta, niż robi (oprócz ostatniego etapu) Pierników jest mnóstwo. Ja zdobię czekoladą i lukrem ale to już innego dnia
Nirrod,
jak zapewne wiesz, do pierników obok przypraw potrzebne są jeszcze środki spulchniające:
a) węglan amonu czyli tzw.Hirschhornsalz (engl. Deer horn salt, franz. Sel de klaxon de cerfs communs, ital. Sale del corno dei cervi, span. Sal del cuerno de los ciervos) od którego ciasto jest trwalsze i nie pleśnieje,
b) potasz czyli węglan potasu (ciasto nie rośnie w górę lecz na boki)
Witam Szanowne Blogowisko i życzę „cesarskiej”, jaką i ja mam. Słońce świeci, jakby chciało nadrobić jakieś zaległości.
Gospodarzu, dania wspaniale się prezentują, w smaku z cała pewnością równie pyszne. 😆
Nirrod, czy to ma być przepis na pierniki wytłaczane (wykrawane foremkami), czy tzw. krajanka ?
Mam przepisy na jedno i drugie. Sarenko, przepis na krajankę (rodzinny), to są właśnie pierniki (po całkowitym wystudzeniu), którymi można okna wybijać. Tylko u nas wkładało się je do różnych puszek i pojemników a pomiędzy nie wkładało się kromki czerstwego chleba. Inaczej nie zmiękną.
Właśnie w sobotę muszę ich narobić podwójny przepis (trzeba młodszej paczkę wyszykować).
Nirrod, na Twoim zdjęciu są całuski migdałowe, czy orzechowe ?
los ściervos??
hjorthornssalt, hirvensalvisuola
Dobry wegetarianin stawia sobie ambitniejsze cele niż jarosz. Nie jada niczego, co było żywe, oprócz roślin. Nie jada więc także jajek, w tym kawioru. Dużą rolę odgrywają przekonania religijne bardzo powszechne w Indiach. Są jeszcze wegetarianie nie jedzący także wytworów zwierzęcych, a więc i mleka ani jego przetworów. Nie czytałem o tym, ale wydaje się, że nie jedzą i miodu(?).
Zacytowałem jedynie…
samo słowo uważam zaś za obrzydliwe
Stanisławie, nie piszesz czasem o weganach ? Z tego co kiedyś czytałam, to właśnie oni nie jedzą nawet jajek.
Na moim termometrze zaokiennym jest już +22 st.C , teoretycznie można by wyjść ubranym „na letniaka”. 😉
i nikt mi nie przetłumaczy…
pięć sylab zamiast dwóch…
dla mnie brzmi naładowane światopoglądowo…
Pyro Kochana czy ja ten smalec moge zastopic maslem? Smalcu ci u nas niedostatek. Boczku i sloniny takiej smalcowej tez raczej nie ma.
Chemikaliow poszukam, szybcje sie pewnie znajda niz smalec. Haneczko dzieki ci wielkie za chec wyslania, ale dostalabym je dopiero za conajmniej 2 tygodnie, bo to najpierw musialoby dojsc do Holandii a potem kurierem do Afryki. Umieszam sobie wg. wskazowek nemo. Zobaczymy co mi z tego wyjdzie 😀
Arkadiusie one slusznie wygladaja na zimne, teraz nawet takie juz sa. Chrupiace i smaczne.
Zgago ani jedno ani drugie. Kruidnoten, to tradycyjne ciasteczka jedzone na wigilie sw. Mikolaja. Taki rodzaj pierniczkow z masla, maki, brazowego cukru i speculaaskruiden, ktore w skladzie wiele sie nie roznia od przyprawy do piernikow. Jak chcesz moge przetlumaczyc przepis.
Są ludzie, co nie jedzą niczego, co ma widoczną d..ę, inni – niczego, co rzuca cień 😯
Moje dziecko czyni wyjątek dla ryb i mówi, że to biwegetarianizm 😉 Dieta lacto-ovo nie wyklucza nabiału i jaj. U mnie na obiad kotlety ze szczęśliwej świnki, której d..a rzucała cień na alpejską łąkę użyźniając ją przy okazji 😉
A slepowron ze mnie. Raczej na pierniczki wykrawane, ale krajanka tez moze byc. Jak zrobie za duzo, to sie porozdaje tutejszej mniejszosci, ktora nie umie piec.
znam taki, co trzymali sie wegetarianizmu do czasu, kiedy uswiadomili sobie, ze kielbasa to tez mieso 😀
kawior otrzymuje się przez wypatroszenie ryby,pozbawiając ja tym samym życia. Konsumpcja jajka nie wiążę się ze śmiercią dawcy 🙂 Czy jajko jest żywe to spor ideologiczny.A wegetarianie jedzą produkty pochodzenia zwierzęcego nie związane z ich śmiercią lub uszczerbkiem na zdrowiu zwierzęcia.
Moje ulubione pierniki to norymberskie, delikatne, na opłatkach (kupuję) i twarde bazylejskie (Basler Leckerli) które robię sama.
Ten „amoniak” z Pyrowego przepisu to właśnie ta „sól ze ścierwa” czyli węglan amonu, uzyskiwany dawniej z bezszpikowych kości jelenich, choć nazwa mówi, że niby z rogów.
Nirrod – machnij ręką na ten smalec; w końcu w przepisie jest go malutko. Ja daję, bo mam, a te pierniki są ulubione w mojej rodzinie. Nie miękną, ale jak się kilka zawieruszy i znajdzie po 4 miesiącach (porządki wielkanocne) to są takie same, jak na Gwiazdkę.
Czy jajko żywe? Nie widzę w tym ideologii, tylko naukę. Komórki żyją, jajko żywe. Komórki obumierają, jajo martwe. Ale wegetarianie nie jadają tego, co żywe, nawet po śmierci. Ideologia zaczyna się na poziomie dyskusji, czy zapłodnione jajo jest bardziej żywe od jaja, które nie zostało zapłodnione.
Różne odmiany wegetarianizmu mają nadawane różne nazwy i chyba nie warto w nie wchodzić. Dla mnie wegetarianizm jako ruch na rzecz życia zwierząt jest bez sensu, ale szanuję tych, którzy myślą inaczej. Według mnie nie są „szurnięci” tylko są wierni jakiejś idei, co jest wartością samą w sobie dopóki idea nie jest specjalnie szkodliwa. Moje poczucie braku sensu wynika stąd, że powszechny zakaz spożywania mięsa spowoduje wyrżnięcie wszystkich zwierząt hodowanych na mięso, a nie o to chyba chodzi. Argument, że i tak są wszystkie w swoim czasie zarzynane, jakoś nie trafia mi do przekonania. Wszyscy kiedyś umieramy i wolimy, żeby to było kiedyś, a nie natychmiast.
Również zwierzęta dzikie są odstrzeliwane zgodnie z ustalonymi regułami i można z sensem tych planowych odstrzałów dyskutować, ale służby leśne mają też swoje argumenty wcale nie bagatelne. Fakt, że te argumenty dotyczą zjawisk, które nie zachodziłyby bez skutków wielowiekowej ingerencji człowieka w przyrodę, ale tego też już się nie cofnie. Z drugiej strony bez tej ingerencji mielibyśmy o wiele więcej dzikich zwierząt mięsożernych i sarenki padałyby ich ofiarami a nie ofiarami ludzi, którzy odstrzeliwują zastępując brakujące wilki. A osobiście polowania źle działają na moją wrażliwość, co jednak nie ma tutaj nic do rzeczy.
Nirrod, 1) pierniki wytłaczane (też muszą być po upieczeniu w zamknięciu i z kromkami czerstwego chleba) :
0,5 kg miodu
0,5 kg cukru
1,5 kg mąki
125 g. masła
125 g. cacao
3 jajka
1 kielich (do wina) rumu (nie jest konieczny)
1 łyżka cynamonu
1 łyżeczka goździków
1 łyżeczka ziela angielskiego (cynamon, goździki i ziele – zmielone )
50 g. rodzynek
1 opakowanie „cytronatu”-kandyzowana skórka cytronu (napis angielski na opakowaniu : „The cretan Citron” – reszta napisu zabazgrana ceną) U nas już jest ale jak u Ciebie niedostępny, to możesz dać kandyzowanej skórki pomarańczowej.
Utarta skórka z 1 cytryny
proszek do pieczenia (wg proporcji na opakowaniu proszku)
5 g kolendry
Proszek do pieczenia w zamian za niedostępny u nas Pottasche (10g)
i Hirschhornsalz (10 g.)
Mąkę przesiać do miski (jak cały przepis, to musi być duża), przesiać do niej kakao, proszek do pieczenia i resztę sypkich przypraw + cytronat, rodzynki i utartą skórkę z cytryny.
Do dość sporego rondla wsypać cukier i wlać miód, postawić na palnik (maly ogień) i stale mieszając doprowadzić do zagotowania. Jeśli cukier jeszcze się nie rozpuści, to trzeba wlać troszczkę GORĄCEJ wody. Jakby się dolało zimnej, do gorącego miodu i cukru, to wszystko wykipi natychmiast (przerobiłam to 🙁 ).
W małym rondelku roztopić masło.
I tu moja dygresja; zauważyłam, że jeśli się topi cukier do jakiegokolwiek ciasta, a nie chce się doprowadzić do ponownego scukrzenia, to należy po zdjęciu z ognia dodać tłuszcz. Dlatego ja masło wkładam do gorącej jeszcze mieszanki cukru i miodu i często mieszając doprowadzam do przestudzenia.
Jak już cukier z miodem jest lekko ciepłe, to wlać to należy do miski z pozostałymi składnikami. Dodać 3 jajka i warzechą zacząć wyrabiać.
Gdy ciasto już stężeje, wyrabiać rękami aż da się uformować w kulę. Jeśli jest zbyt rzadkie, należy dosypać mąki.
Potem odkrawać po mniejszym kawałku, rozwałkować na stolnicy podsypanej mąką na grubość 5-7 mm. Wyciśnięte foremkami pierniki, kłaść na blasze, wyłożonej papierem do pieczenia i w nagrzanym piekarniku piec (180 st.C ). Po 5 minutach należy blachę odwrócić i jeszcze 5 minut. Po kilku blachach piekarnik jest na tyle rozgrzany, że radzę sprawdzać wcześniej. Ja przed wyjęciem z piekarnika biorę jeden piernik i przełamuję, jeśli w miejscu złamania piernika, jest ciemniejsza linia, to wkładam blachę z powrotem na 1 minutę.
Robienie tych pierników, to było całe rodzinne misterium, jedyny dzień w roku, kiedy ja i moja młodsza córka (jak byłyśmy dziećmi) zasługiwałyśmy na adwentową czekoladkę 🙁
Errata : oczywiście nie mąka ma mieć 5-7 mm, tylko rozwałkowane ciasto 😳
Stanisławie,
dlaczego kojarzysz zakaz spożywania mięsa z automatycznym natychmiastowym zamordowaniem wszystkich zwierząt hodowlanych? 😯 I dlaczego zaraz zakaz? Wegetarianie dobrowolnie nie jedzą mięsa. Gdyby ludziom uświadomić, najlepiej codziennie w czasie dziennika telewizyjnego, w jakich warunkach powstają ich tanie schaby i kurczaki, to by im się apetyt zmniejszył znacznie „sam z siebie” 🙄 Pamiętasz czasy, w których kura była jedzeniem odświętnym? Nie tylko w Polsce, ale w całej Europie. Kiedy nie było wielkich fabryk świń i drobiu, a szynki nie ociekały wodą? Jedzenia jest pod dostatkiem, a nawet nadmiar, ale jakie ma ono walory?
Nirrod, u mnie w domu robiono również takie pierniczki:
1 szklanka miodu
1,5 szklanki cukru
2 całe jajka
1 łyżeczka sody
korzenie
mąki ile zabierze
wymiesić dobrze, taczać długie wałeczki, krajać na kawałki i robić kulki.
Tak stoi w przepisie,od siebie dodam, że w pieczeniu z tych kulek robią się półkulki, po upieczeniu twarde do niemożebnośći, miękną po dwóch tygodniach zamknięte w blaszanym pudle, najlepiej z kawałkiem suchego chleba.
Zgago,
jak Ty i Twoja młodsza córka byłyście dziećmi, to kto Wam dawał tę zasłużoną czekoladkę? 😯
A teraz o wiele łatwiejsza Krajanka
1 kg mąki
0,5 kg cukru
250 g miodu
1 duża łyżka masła
4 duże łyżki kakao
cynamon, goździki i ziele w tych samych proporcjach
rodzynki
migdały obrane i pokrojone w slupki
orzechy
Bakalie wg uznania.
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 opakowanie cytronatu
4 całe jajka + 1 całe jajko roztrzepane do posmarowania przed pieczeniem.
Cukier z miodem i odrobiną wody rozpuścić. Resztę wymieszać w misce. Masło roztopić.
Przestudzony cukier z miodem i tłuszcz wlać do miski z „resztą” składników i wyrobić.
Po wyrobieniu na posypanej stolnicy zrobić z ciasta rulony o długości blachy. Wyłożyć blachę papierem do pieczenia, ułożyć na niej rulony (moje blachy o wymiarach 39,5 cm. x 38 cm. mieszczą po 3 rulony na jednej ).
Rozgrzać piekarnik do 180 st.C. i tuż przed włożeniem posmarować rulony roztrzepanym piątym jajkiem.
Po 15 minutach, przełożyć blachę, żeby były równo upieczone i jeszcze około 10 minut piec. Sprawdzić patyczkiem, czy już upieczone. Jak patyk suchy, to jeszcze sprawdzam zaraz po wyjęciu przekrawając rulonik w połowie, czy jest w przekroju jasny.
Po wyjęciu z piekarnika zsunąć po jednym rulonie na deskę i póki ciepłe, ostrym nożem pokroić w ukośne kromeczki o szerokości 1,5 do 2 cm.
Smacznego !!!
Dzień dobry Szampaństwu.
Zgago, byłyście dziećmi z Twoją młodszą córką? 🙂
Nemo, u nas w domu był zwyczaj, że w czasie adwentu dzieci miały postanowienie i nie wolno było jeść słodyczy 🙁 Jak byłam mała, to nie było kalendarzy adwentowych i Mama robiła dla mnie i mojej starszej (super-grzecznej) Siostry wianuszki z owiniętego wstążką drutu. Zawieszała u lamp i wisiały tam na kordonkach cukierki. Na dni powszednie zwykłe „szkloki” a na niedzielę czekoladowe. Jak cały dzień byłyśmy grzeczne, to wieczorem po kolacji, Mama odcinała cukierek i można go było zjeść. Na moim wianuszku, gdy przychodziło w Wigilię Dzieciątko, standardowo brakowało 1 cukierka czekoladowego (niedziela piernikowa) i czasami 2 zwykłe. Na wianuszku mojej Siostry nie było ani jednego cukierka 🙁
Ciekawe, że po wielu latach (jako nastolatka) uprzytomniłam sobie, że jakimś cudem ja dostawałam więcej prezentów od Dzieciątka niż moja Siostra. 😀 U moich dzieci było „lustrzane odbicie” tej sytuacji 😉
Młodsze zawsze są faworyzowane 🙁
Ja byłam średnia…
Alicjo, witaj „łobuziaczku” 😆 Sytuacje były bliźniaczo podobne, dlatego dotyczyło to i mnie z moją Siostrą i mojej młodszej z Jej starszą siostrą. 😀
To był tzw. „skrót myślowy”, znasz to ? 😀
Nemo, masz rację. Jak zasługiwałam (a to było baaardzo często) na jakąkolwiek karę i Mama usiłowała Tatę przymusić, żeby się „poczuł” i sam mi zadał, to zawsze się kończyło; ach, daj spokój, ona się poprawi, wiesz przecież, że ona jest taka chuda i chorowita”. O tym się dowiedziałam dopiero jak już sama byłam dorosła. No i jak nie postawić „ołtarzyka” takiemu Tacie, który nigdy za nic nie karał ? A Mamę przez całe swoje durne dzieciństwo uważałam za „be”, bo Ona sama musiała temperować mój charakterek. Dobrze, że przynajmniej miałam okazję, przez wiele lat Jej mówić jak bardzo jestem Jej wdzięczna.
Ale mi się zebrało na wspominki – przepraszam.
Obiecuję sobie, że w sprawach jedzenia, czy nie jedzenia mięsa nie będę głosu zabierać, bo mnie może ponieść. Oczywiście jest to sprawa osobistych przekonań: jeść czy nie jeść? Byle nikomu ich na siłę nie wciskać, albo uważać, że nie jedząc mięsa jest się lepszym niż ta cała mięsożerna reszta.
Jak wiadomo krowa (i inne przeżuwacze, i nieparzystokopytne, i inne niewymienione), żywi się w znacznej części białkiem zwierzęcym, które sama sobie hoduje i wszelkie opowieści, że trawożerne żywią się wyłącznie trawą (w pojęciu pokarmu roślinneg) można między bajki włożyć.
Natomiast dałabym pod rozwagę, ze jaja znosi kura. Jak już przestanie je nieść to coś z tą kurą trzeba zrobić. Żeby były nowe kury trzeba je wyhodować, czyli zacząć od wylęgnięcia z jaj piskląt. Z reguły połowa to samiczki a połowa samczyki, znaczy kurki i kogutki. Z kurek będą nieśne kury a co z kogutkami? Też coś z nimi trzeba zrobić.
Podobnie z mlekiem. Mleko, generalizując, mamy od krowy. Żeby krowa dawała mleko musi się ocielić i to nie jeden raz w życiu a corocznie. Krowa się cieli, daje mleko przez ca 10 miesięcy, dwa miesiące odpoczywa (czyli jest zasuszona), cieli się, daje mleko i tak w kółko. Jednak w końcu coś z tą krową trzeba zrobić.
Cielęta urodzone też są po połowie samiczki i samczyki, czyli jałoweczki i byczki.
Z jałówek, przynajmniej w części, będą nowe krowy. A co z byczkami?
Znikoma część zostanie do rozpłodu, a reszta? A w końcu co ze starymi rozpłodnikami?
Zgago… 🙂
a nie mówiłem, że naładowane światopoglądowo?
Juz dobrze, Żabo. Ide w kierunku rzeźni..
Myslałem, że się uda bez światopoglądu. Żaba chyba wie, co pisze, bo nikt z nas nie jest tak blisko hodowli. Nemo, wiem, że tym, którzy nie jedzą mięsa, nie chodzi o zakaz. Napisałem o wyrzynaniu, bo taki byłby skutek zaprzestania konsumpcji mięsa. A to, że zwierzęta są często hodowane i mordowane w sposób wołający o pomste do nieba, to zupełnie inna sprawa. Z tymi praktykami należy walczyć bezwzględnie. Mam nadzieję, ze ludzkość kiedyś do tego dojrzeje. Choćby we własnym interesie, bo, jak słusznie Nemo zauważyła, to mięso hodowane w fatalnych warunkach wcale nie jest smaczne.
Z kolei nie wierzę za grosz, że będzie można zaprzestać jedzenia mięsa, a zwierzątka sobie dalej hodować po prostu z miłości. Z miłości to wprowadzamy w niektórych krajach eutanazję podyktowaną głównie ekonomicznie. Dla ścisłości to są ideoci, którzy o nią walczą, bo zostali przekonani, że to słuszne, i parlamentarzyści, którzy się do wniosków ideotów przychylają działając dla ekonomicznego dobra kraju. Wiem, co piszę, bo sie tym tematem szczególnie interesowałem przez pewien czas. I nie przekonujcie mnie, że nie mam racji, bo nie chcę teraz tutaj walczyć przeciwko eutanazji tylko stwierdzam, że nie będziemy łożyć na utrzymanie zwierząt gdy nie bardzo chcemy na ludzi.
chciałbym przypomnieć bardzo rozsądną notkę
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=689#comment-103164
w której dr No wyjaśnia pojęcia i różnice…
Zebrałem avocado w ogródku
http://picasaweb.google.pl/cichal05/Ogrod#
Zeżarł łotr, więc dam spokój
Pisałam już, że Haneczka ma piękny ogród i świetny domek w tym ogrodzie. I świetne powiedzenie, kiedy po tym zielonym ogrodzie chodzi obca (swoich nie ma) kura : „No popatrz! Znowu rosół od sąsiada w moim kąciku”
Stanisławie,
a któżby miał interes w masowej hodowli zwierząt dla przyjemności? Czy te 3-piętrowe świńskie kacety w Katalonii, czy farmy Smithfielda w Polsce miałyby rację bytu? Żeby masowo zarzynać, trzeba najpierw masowo rozmnożyć, włożyć jaja do inkubatora a nie przerobić na makaron na przykład. Rachunek ekonomiczny nakazuje selekcjonować 1-2-dniowe kurczątka na okoliczność płci i męskie eliminować. Czy widział ktoś gospodynię wiejską ukręcającą łebki świeżo wyklutym męskim pisklętom (jeśli pozwoliła kwoce wysiedzieć na jajach)? Nie! Kogutki sobie rosną, najładniejszy i najbitniejszy zastąpi może starego koguta, a reszta? Młody pieczony kogutek z mizerią smakuje znakomicie 😉
Antony Worrall Thompson mający dom w ciepłych krajach gdzie również rośnie avokado polecał zrywanie owoców wraz z ogonkiem. Również takie owoce należy wybierać w sklepie, choć nie zawsze da się je znaleźć.
Nie widziałam nigdy awokado z ogonkiem 🙁
nemo,
drugie zdjecie w ogrodzie cichala…
Nemo, zgoda. Niech ten rosołek sobie rośnie. A te wielkoprzemysłowe farmy trzeba jakoś ograniczyć i docelowo zlikwidować. Pytanie tylko – jak to zrobić.
ASzyszu, dobry adres tej restauracji. Mieszkałem kiedys w pobliżu przez miesiąc, choć Fulham jako dzielnica nie ma teraz najwyższej marki.
Z rozmaitymi „izmami” mam co nie co na pieńku.To znaczy nie mam nic przeciwko zdroworozsądkowym użytkowaniu tego świata, ale konia z rzędem temu, kto mi wytłumaczy, dlaczego swego czasu sezonowe wędrówki milionowych stad trawożerców nie powodowały efektu cieplarnianego, a ten sam dwutlenek węgla produkowany przez stada hodowlane, roztapia lodowce. O, ostatnio ponoć ekolodzy rozdają prezerwatywy, bo człowiek też ten gaz cieplarniany produkuje bez zrozumienia potrzeb natury. Ja nie lubię owoców morza, ktoś tam nie lubi mięsa, a Alicję odrzuca cukier. No i co? Ideolo przypisane? Inaczej – nie znoszę, nie toleruję „jedynie słusznych poglądów” – religijnych, feministycznych, mechanistycznych, obrońców tego i owego (do krwawego wytępienia wrogów włącznie). A ludzi „cnotliwych” boję się zupełnie serio.
Stanisławie,
jak te wielkie fabryki mięsa ograniczyć? A jak to się stało, że powstały?
Idę do sklepu po awokado, do Cichala trochę za daleko 🙁 Na dworze nadal zimowo i biało, ale asfalt czarny, to udam się rowerkiem.
Ja też nie znoszę. A najbardziej to czarnuchów i rasistów!
Kiedyś słyszałem wypowiedź jednego co nie lubiał imigrantów:
„- Któregoś dnia jak się wkurzę to wyprowadzę się do takiego kraju gdzie żadnych imigrantów nie przyjmują…”
Coś mi to przypomina wczorajszy wybuch krwiożerczych instynktów w obronie maltretowanych zwierzątek. Te otwierające się noże i podkute buty.
udaj się nemo,
może ci się uda.
ASzyszu, odnośnie wymienionych przez Ciebie krwiożerczych instynktów, to wyraźnie zostało wyartykułowane, że dotyczy każdego niby-człowieka, który swoje fobie i frustracje wyładowuje, na słabszych od siebie.
Pyro (15,17), od pierwszego do ostatniego słowa, zgadzam się z Tobą. Też się najbardziej boję tych „cnotliwych” hipokrytów / tek.
Ja tez nie lubie….
Co to jest niby-człowiek i do czego wszyscy się spieszą?
Byliśmy wczoraj na „świątecznym lunchu” w nieprawdopodobnie nowobogackim miejscu. Bal Harbour w South Beach Miami. W buszu palm i innych zieloności kompleks butików nie schodzących poniżej Chanel, Prady, Armaniego, Paco Rabane, Pateka itp kramów z drobiażdżkami…Stały wypucowane Maserati, Ferrari, Lotusy do wygrania na sklepowych loteriach. Wystrój, jak mówi się w Sejmie, porażający! Jak to bywa w takich miejscach jedzenie średnie, ale ładnie podane. Ja wziąłem sałatę Blanche avec Roquefort z ulubioną cykorią i orzechami. Do picia Evian. W towarzystwie byli wiekowi abstynenci i nie chcieliśmy czynic oskomy…
http://picasaweb.google.pl/cichal05/Lunch#
Witam, przeczytalem reportaz Gospodarza z imienin i zdjecia imponujace. Mam pytanie jak sie je i co sie je z karczochow. Kupowalem czasem ale juz marynowane w sloiczkach i sa tzw. serca czyli zakladam srodki. Ale jak sie samemu swieze ugotuje to potem sie wykrawa na talerzu srodki? czy jak sie do nich zabrac?
Lece poczytac wpisy…
jak widzę tyle nobliwych nazw kreatorów mody to przypomina mi się kawał:
ojcze, mam tobie do powiedzenia coś bardzo osobistego 🙁
słucham cię synu?
jestem gejem 🙁
hmm, synu, a nosisz garnitur armaniego?
nie ojcze
a kalesony od bossa?
nie ojcze
a buty od gucciego?
nie ojcze
jeździsz ferrari albo czerwonym porsche?
nie ojcze
synku 😆 toż ty nie gej, lecz zwykły pedał
Kiedyś, na szkoleniu dla producentów żywności Eko, czytałam taki raport na temat żywności ekologicznej, w którym przewidywano, ze popyt na nią nie będzie, w najoptymistyczniejszych prognozach, przekraczał 15% ogólnej dostępnej, ponieważ po prostu jest droższa, a ogół konsumentów nie widzi potrzeby płacić więcej, nawet jak to ma być zdrowsze.
http://picasaweb.google.pl/cichal05/UMagdaleny#
To widok z balkonu na 27 pietrze z tzw penthausu, czyli mieszkania na dachu
Byliśmy tam w niedzielę na Christmas Party. Czy ten obyczaj już jest w Polsce, tak jak wiele amerykańkich?
Były wedliny włoskie i sery. Min marokański kozi. Świetny. Do teho Cotes du Rhone 2005
Rozpisałem się, bo mam troche czasu. Czekam na reakcję po zadaniu odrdzewiacza na zapieczony zawór wodny. Dzisiaj robię „za hydraulika” przy własnej wannie…Nikt nie zapłaci…
Arcadius. Jeśli masz więcej takich prześmiesznych, to juz się cieszę na rejs!
Jak powstały wielkie fermy drobiu? Bo wszyscy chcemy jeść!!!
Nie wszyscy mogą sobie ogródek uprawiać, mieć ogród z drzewami owocowymi, mieć stado kur, krowę Minkę, pasącą się pod papierówką w ogrodzie, świniaka Pimpka w chlewiku.
Ja chcę kotleta!!!
Inna sprawa, kiedyś oglądałam reportaż z jakiejś kurzej fermy w USA (tutaj jest na pewno podobnie). Warunki urągające wszelkim…Co by szkodziło farmerom poświęcić ten hektar czy dwa na ogrodzony „dreptak” dla ptaków ?! Czy one muszą być ściśnięte w kurnikach jedno na drugim?! Mięso byłoby lepsiejsze, jajka miałyby prawdziwy smak i intensywny kolor żółtków…
W międzyczasie zadryndał telefon (Niemcy), pół godziny minęło na obgadywaniu ważnej sprawy, a mnie na szczęście zagubił się wątek. Idę doczytać.
Tyle świetnych przepisów na pierniczki,ze sie trudno zdecydować 🙂
🙁 mi Kapitanie
takie i inne glupoty powstaja u mnie tylko na zasadzie skojarzen
ale za to bardzo lubie kozackie sery. marokanskie tyz.
Przecież ja cały czas tylko o tym. O tych urągających warunkach i żądzy maksymalnego zysku kosztem nieszczęsnej kreatury. To nie musi zaraz być bio i ręcznie masowany opas, ale niech to będzie w zgodzie z ludzkim sumieniem i pod kontrolą 😎 Nikt nie musi zarzynać swojego kurczaka osobiście, ale jedząc niech nie musi się okłamywać, że to zwierzę miało godne życie i śmierć bez męczarni.
Jak była w Polsce panika ptasiogrypowa, to kury miały obowiązek siedzieć w kurniku. To był dopiero problem dla tych wolnobiegających i ich właścicieli. Chodziło o to, ze przelatujący wróbelek, lub inna ptaka, mogła z powietrza upuścić zaifekowane guano na teren po którym kury chodzą.
YYC, karchochy mozna ugotowac w calosci. Najpierw obrywa im sie listki z zjada same ich koncowki, a jak juz sie dotrze do srodeczka, to nalezy wyrwac lub wyciac rosnace tam wloski i juz pozostanie do schrupania sam srodeczek. Pychota, szczegolnie z dobrym sosikiem…
http://www.wikihow.com/Eat-an-Artichoke
alez sobie pozdrabnialam… no i oczywiscie karczochy
Do yyc,
W karczochach zjada się te cząstki listków, którymi są przyrośnięte do siebie. Odrywamy, maczamy w majonezie lub sosie i zjadamy miękką dolną końcówkę listka. Po oberwaniu wszystkich docieramy do serca, które jest też jadalne. A nawet zdaniem niektórych najsmaczniejsze. Uwaga! jeśli serce jest porośnięte łodyżkami z włoskami, to trzeba je usunąć!
Dużo zachodu ale gra warta świeczki. W dodatku cały czas można rozmawiać. Jeśli dorby dobór gości – to ciekawie!
Jesteśmy tym co jemy. Jeśli nas na to stać kupujemy mięsa z hodowli gdzie ubój zwierząt jest prowadzony w tzw. humanitarny spsoć. Problem polega na tym, ze masowa produkcja jest przeznaczona dla masowego odbiorcy który woli zapłacić mniej, a problemy czy kury cierpiały czy nie w najlepszym wypadku ma drugorzędne znaczenia .Dlatego konieczne jest chronieni zwierząt przez prawo.
wystarczy jak sie zwierzaki skutecznie schowaja w lesie, albo na blogu 😆
Dziekuje za wskazowki wzgledem karczochow bo swiezych nigdy w zyciu nie jadklem. Nastepnym razem ugotuje i znajomych zaskocze. Majonez mowi Gospodarz do maczania wiec z tym tez latwo.
Co do wegetarianizmu (jak ktos chce jego sprawa czym sie odzywia) i zmartwieniami na temat biednych zwierzat to dla mnie jest absolutnym szczytem hipokryzji pomartwic sie a potem spokojnie pojechac nad jezioro i pomordowac troche ryb. Najpierw meczyc rybe na chaczyku i wyciagac ja z wody niech sie dusi i powolna smierc na dnie lodzi. Strasznie to humanitarne, ze o prawach ryb nie wspomne. No ale ryba to nie zwierze jak wiadomo ogolnie i do sanek sie jej nie da podczepic. No i trzymanie zwierzat w domu, wbrew ich naturze, zamykanie i uzaleznianie od siebie bo gdybysmy nie karmili to by nie przylazily nawet te co swobodnie chodza. Kupowanie zwierzat to handel niewolnikami, a fe. A te wszystkie nowonarodzone pieski i kotki ktorych hodowcy nie sprzedadza to niby co sie z nimi dzieje. Laduja w piecu, Wniosek: kupowanie psow utrzymuje rynek a ta sila rzeczy niszczy wszystko czego nie sprzeda czyli wiekszosc nowonarodzonych… No dobra starczy. Ide zrobic sobie kanapeczke z pyszna poledwiczka wedzona, surowa. Wieczorem kolacja w sushi po raz kolejny wiec i rybek dojem dzisiaj a ze juz jajko skonsumowalem to chyba sie w piekle obudze jutro 🙂
szczytem hipokryzji jest mówić, ze sie jest wegetarianinem i jeść okazjonalnie mięso
yyc,wegetarianie nie jedzą ryb,gdyz nie zabijają zadnych zwierzat
Z tymi wloskami na serduszku karczochow to zdarzaja sie smieszne historie, sa tacy co je wtraniaja, choc dobrze wyrosniete karczochy maja te wloski o jakosci ostu. Kiedys musialam goscic takiego pana, tlumacza ministerstwa spraw wenetrznych tutaj, ktory jezdzil zawsze w ogonie ze wszystkimi politykami po calym swiecie, no i jemy karczochy a ten pan spokojnie wsuwa ten oset drapiacy w jezyk i gradlo, na co moj ex zaczyna sie podkladac i aby „nie kompromitowac goscia” tez zaczal sie tym ostem dlawic i go lykac.
yyc, ja do tego majonezu do karczochow dodaje jeszcze ostra papryke, majonez robi sie czerwonawy, czosnek i przedluzam smietana, czym takim tez polewam avocado.
yyc,
to trafiłeś w temat 😉
Wędkarze z duma opowiadają, jak to z rybą „walczą”. Że co proszę?! Jaką ma szansę ryba na haczyku za wargę czy inne podniebienie zahaczona?! Złapałeś, to natychmiast wyciągaj z wody i nie męcz! I od razu w łeb, przecież to i tak wyląduje na patelni, po co przeciagać?
A propos tych kurników, chodzi o to, żeby szybciej utuczyć. I tanim kosztem. Niech nie dreptają, nie spalają tłuszczu, niech się utuczą jak najszybciej i pod nóż…Tyle, że w taki sposób utuczone kurczaki czy inna świnia to już nie to samo w smaku, tylko trociny jakieś. A naprawdę niewiele potrzeba tej przestrzeni, żeby bydlę się utuczyło, pożyło, poszło pod nóż w końcu, a my mieli smaczny kąsek na talerzu.
Inna rzecz ze pare dni temu poruszano tu kwestie gotowania i kuchni i ze to przez to jestesmy kim jestesmy: homo sapiens. Nie sadze zeby chodzilo o gotowanie korzonkow czy trawy. Jesli wiec gotowanie, smazenie i pieczenie na ogniu stworzylo czlowieka wspolczesnego to nie trudno sie domyslic kim sa dzisiaj owczesni wegetarianie….
Gdyby nie mieso nie bylibysmy czym jestesmy. Tak zreszta jest zbudowany przewod pokarmowy czlowieka, wszystkozracego. I chwalic Boga.
No ale jesli ktos koniecznie chce byc jaroszem to mnie osobiscie jest to obojetne byle jak juz tu inni wspominali nie trul mi przy stole. Mojej koleznaki corka, jaroszka, chuda jak patyczek i blada jak smierc w ciazy dostala prikaz od lekarzy ze musi jesc mieso i zarla i po porodzie tez kazali to zarla i przezyla. A ona jest jedna z tych nawiedzonych co kazdemu wyrzucaja ze je mieso. Tatus ma jedna z najlepszych restauracji w miescie slynaca z „prime rib” czyli wolowiny a ona zyje na koszt tatusia i zupelnie jej nie przeszkadza ze pieniadze ida ze sprzedazy miesa czyli zabitych zwierzat o ktorych prawa tak rzekomo walczy. Jedna lapke wyciaga po pieniazki druga sie podpisuje pod protestami. Polityczna poprawnosc robi z ludzi kompletnych hipokrytow. Milego dnai zycze wszystkim jedzacym, a co to kazdego sprawa 🙂
sarenko ja wiem. Pisze ogolnie nie do Ciebie. Moze powinienem podkreslic ze naprawde nie mam nic przeciwko wegetarianom bo i coz moge miec. Kazdy je co lubi. Jak wiele innych osb nie lubie tylko wtedy jesli ktos mi truje ideo przy stole. Ty tego sarenko nie robisz i chwala Ci za to 🙂
Z karczochami to jest tak, że jak się nie potłucze, to się nie nauczy, chyba, że uważnie się czyta przepisy i sposób jedzenia. Radziłabym zawsze przekroić na pół karczocha z wody, bo w sercu lubią siedzieć tłuste robale, nie miewam często karczochów na stole, ale… chyba, że to na mnie tak padło, się trafiło kilka razy 🙁
U mnie przebój do karczochów – gęsty i dość ostry sos pomidorowy, każdy sobie dozuje ile tam chce, macza piórka w sosie. Sos złapałam z jakiejś włoskiej książki kucharskiej (polecany właśnie do karczochów), troche powydziwiałam i teraz już nie powtórzę, jaki ma być.
yyc, rozumiesz mnie i chwała Ci za to 😉 chciałam tylko zwrócić uwagę na to czym jest wegetarianizm 🙂 nie chwilowym kaprysem a wyborem na całe życie
Czyli karczochy warte grzechu. Sprobujemy niedlugo. W miescie sie zrobilo zimno. W nocy -20C w dzien nie czyli teraz 9.49 rano jest -15C. Pelne slonce jak to tutaj wiec nie jest zle. Zapowiadaja pare dni zimna a najzimniej w poniedzialek -20C w dzien. No i jak tu sie nie napic czegos na rozgrzanie.
Alicjo to podaj prosze przepis na ten sos
Moze nie wszyscy wiedza, ze wyspy Hawaii sa zamieszkale przez niezliczona ilosc kur nazywanych ‚wild chickens’. Kury sa wszedzie, na parkingu, przy drodze, w lesie, na plazy. Koguty nie ograniczaja swojego piania tylko do godzin porannych.
Kury na HI zostaly sprowadzone przez osadnikow z Polinezji, a pozniej dodatkowo przez pracownikow plantacji trzciny cukrowej. Od tego czasu wiekszosc kur rozproszyla sie po wyspach i zyje na wlasny uzytek. Poniewaz kury na HI nie maja naturalnych wrogow poza kolami samochodow, ich populacje jest trudno kontrolowac. Jedynie maly zwierzak o angielskiej nazwie ‚mongoose’ i zamieszkujacy tylko niektore wyspy, poluje czasami na kury.
Jesli ktos postanowi ugotowac zupe z dzikiej kury z HI, tu jest przepis:
Oczyszczona kure wlozyc to garnka. Dodac warzywa, jeden duzy kamien lawy, calosc zalac woda i gotowac. Kiedy lawa zmieknie, gotowac kure jeszcze przez godzine.
Na zalaczonym filmie koguty chodza po parkingu przy brzegu oceanu. W drugiej czesci filmu kogut pieje przy drodze wzdluz lasu tropikalnego.
http://www.youtube.com/watch?v=AspDcvla3V4
No wlasnie kazdy dokonuje jakiegos wyboru. Z tym zyciem mam nieco problem bo roznie sie uklada i mam nadzieje, ze jak ktos zmieni zwyczaje to jest OK 🙂
Tam gdzie zywnosci brakuje mieso jest rarytasem i je sie od swieta. Idea wegetarianizmu jest dla wiekszosci mieszkancow Afryki kolejnym wymyslem zdziecinnialego Zachodu. Ale jak ktos lubi to chyba lepiej niz by sie mial bawic granatami (i mam tu na mysli nie owoce) 🙂
Po polinezyjsku to trzeba by je zrobic (te kury) w piecu ziemnym. Na Polinezji koguty dzioby wydzieraja o tak dziwnych porach, ze ja doszedlem do wniosku, ze pieja wedle czasu europejskiego. Zostalo im w genach. Na Polinezji tez jadalo sie psy ktore polinezyjczycy zabierali (miedzy innymi i jako pozywienie) ze soba jak decydowali sie znalezc nowe miejsce zamieszkania. Psy byly wegetarianskie a smakowaly jak ocenil kapitan James Cook: jak dobrze wypieczony mutton (baran), co w tamtych czasach bylo przysmakiem na Wyspach Brytyjskich. Prosiak z pieca ziemnego (umu) smakowal wszystkim Europejczykom ktorzy zagladali w tamtych czasach na wyspy polinezyjskie.
Jesteśmy tym co jemy,
Hm.. No to ja jestem wół a ponadto jest we mnie sporo ze świni. Do tego cuchnę czostkiem.
Zjadłem właśnie spaghetti z sosem bolońskim. Przez pomyłkę zamiast pietruszki nasypałem do sosu mrożonego kopru. Pietruszki – okazało się – nie było. Nic to, myślę sobie. Dosypałem garść uschniętej bazylii co kiedyś rosła w doniczce. Posypane tartym serem takim jakim trzeba i było palce lizać…
O jaka piękna kolacja, chciałoby się usiąść przy tak zastawionym stole 🙂
Ja ciągle w niedoczasie. Liczę, że za kilka dni uda mi się uporać z tonami papierzysk, usiąść i pogadać z Wami. Teraz to tylko „przelatuję” po wpisach żeby całkiem nie wypaść z obiegu.
Peprgor,
a gdzie Ty mieszkasz? Oczywiście, jeżeli po drodze to wskakuj i jeeedziemyyy na piwo do Belgii 🙂
O 😯
Ja też kawał świni (czasami dzika!), trochę wołu, pierzem porośnięta, od pasa w dół to mniej więcej jak syrenka warszawska (nie mylić z sarenką, którą u szwagra myśliwego owszem, jadam raz na jakiś czas) 🙄
… zapomniałam dodać, że takze zarówno cuchnę czosnkiem. Idę zjeść wiązkę natki.
samoświadomość to podstawa
🙂
Alicjo, ASzyszu, ja z Waszej „bajki” 🙂
http://picasaweb.google.pl/lh/photo/mTUKeWPf_JnoJe0mx7FjJw?feat=directlink
Panie
Nie bądź Pan świnia. U mnie nie można kupić sera takiego jak trzeba. Ładnie to tak smaku komuś narobić? Mam jechać po ser do Wiednia? Limit wyjazdów mi się wyczerpał w tym roku. Najbliższy wyjazd dopiero w lutym.
Sera prawdziwego , takiego jak trzeba kupię na mercato. I napewno z nikim się nie podzielę. Teraz to najwyżej mogę sobie posmarować kromkę własnoręcznie zrobionym smalcem ze skwarkami. Cebuli na wierzch dołożę. Będę śmierdział inaczej. A co!
Dalej mam czas. Zawór ani drgnie. Karczochy u nas często, bo jest ich jak mrówków. Eksperymentujemy z sosami, ale zawsze z czosnkiem. Alicjo, nigdy nie widziałem ich z robakiem! Produkcja (cholera, a może hodowla, uprawa, posiadanie, chów, huf, – doktorze, niepotrzebne tak skreślic) jest tak schemizowana, że „nimo prawa”. Także śliwki czy maliny z robaczkiem nie uświadczysz.
Alicjo! Czosnkiem sie pachnie a nie cuchnie!!! A nie jestem starozakonny…
Morągu,
na oko to byłoby tak, że drobno posiekaną cebulę sporą zeszklić na jakimś tłuszczu podręcznym, do tego rozciapane widelcem pomidory z puszki, albo żywe bez skórki, ząbek czosnku, no i dyżurne. Nie zabielam śmietaną ani niczym nie zagęszczam, ma wyparować nadmiar płynu, i tyle. Mistrzynią sosów nie jestem i właściwie nie lubię, ale pomidory mogę i tak. Dużo pieprzę, to fakt, ale o tym już wszyscy wiedzą 🙄
…cichal, na mnie padło ekologiczne, zdrowe żarcie, z wkładka mięsną w dodatku, a ja wybrzydzam 🙄
Moi pracownicy chyba by zawalu dostali, jakby im ktos powiedzial, ze miesa nie maja jesc, bo zwierzeta cierpia. Toz to specjalny dzien jak obiad mieso zawiera. Nie mowiac juz o tym, ze w Europie zwierzeta maja lepiej niz ludzie tutaj (niektorzy).
Jak ktos nie chce jest miesa, ja go zmuszac nie bede i vice versa. Jak znajomi jarosze przychodza, to obiad jest bezmiesny, a my sami tez nie codziennie sie opychamy. Chociaz ta poledwica tutaj taka tania…
Alicjo doslownie, czy w przenosni?
Cichal, ja sie z Toba zgadzam czosnkiem sie pachnie 🙂
sarenko, slicznie to wyglada. Jeszcze napisz co to sa te male takie jak slimaczki, kasztany, orzechy, ziemniaczki czy so??
Papryka, ogorek i miesko? czy jakies kotleciki sojowe? No i sosik tez ciekawyw kolorze.
Marku.
Z tymi serami to dziwna sprawa. Mam akurat Grana Padano pośledniejszego pewnie gatunku, bo niezbyt drogi. Obok niego miejscowy Prästost. Też nie z tej górnej półki ale bardzo udany. Bogaty w smaku, ostry, dość kruchy ale pełen tej krystaliczności co się czuje w zębach tak charakterystycznej dla parmezanu. Moim zdaniem lepszy od Grana Padano.
Znawcy twierdzą, że dobry, wyleżakowany Prästost śmiało może się ścigać z parmezanem. Do czego zmierzam? Zapewne i w Polsce można kupić ser taki jaki trzeba. Może nie wszędzie ale znalazłby się pewnie jaki zastępczy. Gospodarz mógłby tu błysnąć i zaproponować.
To że sos boloński to wcale nie znaczy, że musi być pancetta – może być dobry wędzony słowiański boczek od błękitnookiego blond wieprzka o swojsko brzmiącym imieniu n.p. Ździchu.
Snobizm w kuchni?
Do tego czostek z Chin…
Czosnek tez lubie choc mam kolezanke ktora dodaje czosnek do wszystkiego i przyznam, ze zaczyna mi to wtedy dokuczac bo jeden smak czego nie zrobi. Leci czosnkiem, smakuje czosnkiem i nie wiem co jem, kura, ryba, wolowina czy rosol czy krupnik czy cokolwiek, wszystko smakuje czosnkiem. Podejrzewam ze ona bardzo lubi 🙂
Czosnek do dobrego steku, papryczka, sol i pieprz i to wszystko, zadnych sosow i jest najlepszy z najlepszych stekow.
Obracac raz, nie dociskac, zostawic w spokoju. Wolowina koniecznie albertanska 🙂
Przepis na steka po afrykansku: wyjsc na savanne i nalapac krow. Jak Masajowie wykroic kawalek miesa z kazdej i puscic krowe wolno…..potem mieso upiec nad wolnym ogniem najlepiej na baobabie. Obracac na kiju zeby sie nie przypalilo. Do popicia mozna utoczyc tejze krowie nieco krwi i zmieszac z mlekiem tejze krowy. Nieco oslabiona i pokiereszowana krowe zostawic w spokoju do nastenych swiat. Smacznego. Prosto latwo i tanio. My najedzeni a krowa zyje.
Ja o tym cuchu powtórzyłam za ASzyszem, przecież od dawna mówię, ze wszyscy powinni wcinać czosnek, wtedy nikt by sie nie poczuwał… 😉
Nirrod, to była taka wielka tłusta larwa, nie wyglądała zachęcająco, zapewniam.
Nie bardzo by mi przeszła przez gardło, a może i się cofnęła. Jak to jest, że jedne prosiaki wcinamy, a innymi żyjątkami się wręcz brzydzimy?
Nirrod,
u nas z kolei świństwo tanie, bo ludzie załozyli, ze od swiństwa mozna sie ichniej grypy nabawić. Kilogram schabu w granicach 6$, czyli połowę tego, co zazwyczaj. Podobnie było w czasie ptasiej grypy, kurstwo za pół darmo. Polędwica wołowa nie jest tania – nie powiem tak z głowy, ale w sumie chyba najdroższe mieso. Cielęciny nie kupuję, bo dla mnie za mdła – i tez nie znam ceny.
Szysz to ujal najlepiej, snobizm w kuchni.
Bywalam w zamierzchlych czasach wychowawczynia na koloniach i musze przyznac, iz najwieksze klopoty jedzeniowe sprawialy dzieci, ktore pochodzily z biednych i zaniedbanych rodzin, nie mozna bylo im niczym dogodzic, mialy takie wymagania….
Moge oglosic dzisiaj ze o stosownej godzinie wypije wlasne zdrowie i troche powspominam zyciowe niepowodzenia. Swego czasu w Gdansku byl organ „Glos Stoczniowca”.
Bylem w niezlych stosunkach z ówczesnym redaktorem naczelnym. Wpadalem czasami na kawe z kropelkami. Ani on ani ja nie odmawialismy sobie.
Kiedys poprosil mnie o napisanie recenzji za sztuki granej w teatrze w Gdyni.
Na wyprawe otrzymalem karte wstepu w dobrym miejscu i pouczenie, ze recezja ma byc krótka, esencjonalna i bedzie opatrzona tytulem z duzymi literami. Utwór byl tak pasjonujacy, ze kilka razy przysnalem jak to na waznych konferencjach.
Nastepnego dnia zameldowalem sie z gotowym utworem w sekretariacie.
Polozylem utwór na biurku sekretarki i wyszedlem bo Naczelny byl zajety. Na dole portier poprosil zebym wrócil do Naczelnego. Wchodze do sekretariatu a tam jak po trzesieniu ziemi. W gabinecie biurko puste i tylko kartka papieru.
Co to jest zapytal. Recenzja odpowiadam. Miala byc krótka i krytyczna. Bardziej tresciwie nie udalo mi sie napisac. Wyciagnal papier na dlugosc reki i przeczytal tekst „dno”.
Przekonal, ze trzeba dluzej i w bardziej rozwiniety sposób. Zabralem papier, siadlem do maszyny do pisania w sekretariacie,. Nie zmieniajac tytulu wpisalem nowy tekst: „glebokie dno” i wyszedlem tym razem bez przeszkód.
Tekst nie ukazal sie a naczelny dostal za swoje.
Tak rozpoczalem i zakonczylem swoja dziennikarska kariere.
Sadze, ze o stosownej godzinie moga wzniesc kielicha za wlasne zdrowie
Pan Lulek
Panie Lulku i ja za Pana sie napije.. 🙂
Yycu, nie pisz takich rzeczy. Masajowie nic nie wycinają na żywca. Owszem, upuszczaja krwi. Ze specjalnego, małego łuku strzelaja z bliska mała strzałą w tętnicę szyjną. Krowy oczywiście. Byłem koło nich przez ponad 2 miesiące. Był to rok 1974. Teraz wiele się tam zmieniło. Ale wtedy częstowany byłem mieszaniną krwi z mlekiem. Tykwa z której to piłem była tylko symbolicznie prepłukana. Zapach i smak tego był potworny, ale ja, chcąc się z nimi zaprzyjaźnic nie mogłem zrobic im przykrosci odmową.
Errata. Owszem wycinali na żywca. Dziewczętom clitoris a chłopców obrzezywali. O krowy dbali lepiej…
yyc, troszkę mam problemy z picasa, pierwsze kroki stawiam 🙂 opis gdzieś zniknął 🙁
blanszowane i smażone na maśle kasztany, sos holenderski, sznycelki jajeczne i ogórki z papryką pasteryzowane na słodko do tego oczywiście domowe pieczywo i masło ziołowo-czosnkowe
dziękuje za pochwałę
bardzo lubię czosnek pieczony w folii aluminiowej w piekarniku lub w ognisku. Cudowny do grzanek
ASzyszu, w poniedziałek bedzie o serach produkowanych w Polsce. I to tekst znanego nam wszystkim wybitnego smakosza i fachowca.
A yyc coś nazbyt często stara się nas wszystkich zszokować. Szoku nie ma a niesmak owszem, zostaje.
Gospodarzu 😆 Dzisiejszy wpis z 19.o1 👿
Sarenko, w folii całą główkę pieczesz ?
Panie Lulku… 🙂
Z przyjemnością wzniosę za kwadrans Pańskie zdrowie 🙂
Zgago
tak, całą nieobraną owijam dwukrotnie folią, piekę do miękkości około 20 min w tem 180 stopni, najczęściej robiąc quich albo inne pikantne ciasto. Gdy ostygnie wyciskam każdy ząbek, powstałe ?masełko? wkładam do słoika ,można przechowywać kilka dni
A na ognisku taki czosnek jest wysmienity do ziemniaków 🙂
A propos pieczonego czosnku, najprościej jako towarzyszący pieczeni jakiejkolwiek – mniej wiecej 15-20 minut przed wyjęciem pieczeni z piekarnika położyć (posadzić, walnąć) w sąsiedztwie całą główkę czosnku, parę kropel oliwy/oleju do środka główki nalać (olej w głowie!) – i wystarczy. Dojdzie na czas.
Zgago. Kiedy tylko pracuje piekarni albo opiekacz, zawsze tam z boczku pakuje główke czosnku w folii. Wcześniej obrzynam łodyge tak, by odsłonic krzyne ząbki. Na nie puszczam parę kropel oliwy. Wot i wsio…
No to za pomyslnosc mojej niedoszlej kariery dziennikarskiej.
Pan Lulek
za zdrowie Pana Lulka … i za zdrowy rozsadek … 🙂
yyc podsumował dzisiejsza dyskusje. I wilk syty i owca cała 😉
Dziękuję Sarenko i Alicjo 😀 Jak dostałam (od Zięcia ) patelnię glilową, to usmażyłam sobie na niej przyprawione filety, obok paprykę przekrojoną, szalotki przekrojone na pół i kilka „ubranych” ząbków czosnku.
Bardzo mi ten czosnek zasmakował. Patelnia mi się znudziła (jak przystało na wredną teściową) i nie wpadłam na pomysł, jak sobie taki „ubrany” w całości czosnek zrobić. A bardzo mi smakował i chyba nie „sieje” zapachem. Jeszcze raz dziękuję.
Panie Lulku, Pańskie zdrowie !!!
Jeżeli już o wilku mowa,
Wczoraj widziano parę kilometrów stąd wilka podążającego na południe. Nie mam żadnych wiadomości o owcy…
Moj Boze po wazonach na stolec i dzisiejszych opisach obozow koncentracyjnych dla zwierzat, o chodowli kur etc. ja niby chce szokowac? No ale pozostawiam niesmak.
Cichalu, minęliśmy się – dziękuję. 😀
yyc, Ty się nie martw, my nie pamiętliwi 😆
Zdrówko Pana Lulka! 🙂
A propos serów, to dziś na kolację Double Gloucester, bardzo dobry angielski ser, trochę podobny do cheddara, bardzo żółty, bo farbowany nasionami arnoty (drzewka orleańskiego). Z mleka krów rasy Gloucester robi się też „śmierdzącego biskupa”, miękki ser podobny do Epoisses, ale dziecko nie miało odwagi wieźć tego samolotem 🙄
Barwnik annato (biksyna E-160b) zawiera bardzo dużo witaminy A, selenu, magnezu i wapnia. Jest to naturalny barwnik pomarańczowy, stosowany do barwienia szminek, serów, margaryny, popcornu itp. Indianie w Ameryce Południowej smarują nim ciało w celach rytualnych, ale też dla ochrony przed oparzeniem słonecznym.
Pani Maryta Burakiewicz, osoba obracająca się tylko w najlepszym i właściwym towarzystwie, świętej pamięci od kilkunastu lat, opowiadała, ze (przed II WW oczywiście) na jakimś spotkaniu popołudniowym, u hrabiostwa P. podawano (jedynie + napoje) malutkie keksiki z odrobinką twarożku i przybrane poziomką. Wszyscy się zachwycali jakie to niezwykle eleganckie, ale najeść się tym nie można było.
Tak mi się przypomniało.
skoro tutaj tyle miedzy innymi o swiniach klepiecie, to ja klepne, ze
do mnie </a<
i to nie jest jeszcze zaden grund by zagladac od razu do glebokiego dna 😉
W USA większość serów była tak upiornie pomarańczowa, że nie mieliśmy odwagi ich jeść 🙄
Arkadiuszu,
skarżysz się? 🙁 Przecież nie jesteś jesteś tam, gdzie „Hyänen gähnen” 😉
Aszyszu, to może ten wilk syty i owca chciała?
jedno „jesteś” skreślić 😉
Tak mi melancholijnie po tym Maksie…
Głowy nie dam, ale cos mi sie kojarzy, ze kukurydza miała jakiś udział w barwieniu sera na pomarańczowo… od lat już nie widzę, a w ogóle jeśli chodzi o sery, znakomicie rozwinęła się „ta półka” supermarketowa, sporo do wyboru. Nie mówiąc o sklepie tylko i wyłącznie serowym w Toronto, blisko dziecków… jak będę na swięta i nie zapomnę, to posprawozdawam.
Pomarańczowy ser to nic, ale kiedy mysmy przyjechali tutaj, zachwalano nam niezwykłe wręcz zjawisko pod nazwą „cheez wheez”. Do tej pory mna trzęsie, jak sobie przypomnę… jasne, że wszystko kwestią gustu, ale jak to był ser, to ja pochodzę w prostej linii od Kleopatry.
O, i TO !!! 😯
http://en.wikipedia.org/wiki/Processed_cheese
Omijać z daleka! OK, mozna spróbować – sami zadecydujecie.
Ser 🙄
Whiz, ale nieważne, zdenerwowałam się, jak sobie przypomniałam.
Cziz łiz sie wymawia, cholera wie, po co oni tak skomplikowali pisownię. Końcówki takie same w wymowie.
yyc, don’t worry, ja cię bije córko, ja cię myślę synowo
yyc
http://picasaweb.google.pl/lh/photo/aa-JkqEVSrJJovwJDjus2Q?authkey=Gv1sRgCMS5g-2q5MmKXA&feat=directlink
tym razem z opisem 🙂
Nemo, w stanie wojennym tego pomarańczowego sera u nas było pełno (z darów) i dostawało się go po okazaniu książeczki … zdrowia dzieci 😉 Pani ekspedientka stawiała w książeczce pieczątkę, pisała datę i dawała ser, który u nas się nazywał „zemsta Regana”. Cholera, to były czasy, żyło się niczym w domu wariatów. Do dziś pamiętam uśmiechniętych ludzi, ozdobionych rolkami papieru toaletowego – nanizanymi na sznurek i powieszonymi niczym najcenniejsze korale.
ale ten dom wariatow byl namacalny czego nie mozna powiedziec o globalnej sieci
Nie wiem Morąg mnie się wydaje, że z wiekiem, z różnych powodów, przerzedza się wokół nas. Nie dam powiedzieć złego słowa na globalną sieć, bo dzięki niej mam stały kontakt (nie ważne, że wirtualny) np. z Dziećmi, poznałam fantastycznych ludzi ( po raz „enty” dziękuję Gospodarzu). Gdyby nie sieć, to nawet bym nie wiedziała np. jak sobie zrobić pyszny, pieczony czosnek. A globalna sieć jest taka, jacy ludzie w niej są i tak jak w realnym świecie trzeba umieć sobie wybrać.
Z grona kilkunastu przyjaciół, zostało mi w pobliżu tylko czworo, którzy są zajęci albo pracą, albo wychowywaniem wnucząt i siłą rzeczy widujemy się bardzo rzadko.
Co to się porobiło ? Wytłuszczony miał być tylko „Morąg” 😳 Sorry !
Zgago,
rolki papieru, noszone jak najdroższe naszyjniki, też pamiętam 😉
Wyjechałam tuż przed stanem wojennym, więc pamietam sporo, no i fakt, że dziecko było małe, to pamiętam też okoliczności, na co można było co dostać, nawet tetrę na pieluchy z przydziału…
W tajemnicy powiem wam, że najbardziej pasował mi fakt, że smarkaty był wtedy bardzo smarkaty (rocznik ’80) , wiec „pierwszeństwo dla matki z dzieckiem…”. To nie cynizm – tylko faktycznie po sklepach biegałam z oseskiem i nie wyobrażam sobie, żeby z nim wystać w kolejce dłużej, niż pół godziny. Kto przećwiczył – wie, o czym piszę.
Ten whiz też jest farbowany annatto. Ser preparowany w plastrach jedzą wszyscy zjadacze hamburgerów i nie tylko oni. Kto kupuje mrożoną pizzę albo zamawia w Pizza Hut czy u jakiegoś kuriera, dostaje zawsze preparat serowy, bo on się tak ładnie topi i rozpływa 😎
Żółty barwnik w kukurydzy to zeaksantyna, ale do farbowania używana jest syntetyczna. To ja już wolę annatto 🙄
Ja też przećwiczyłam, jak w 8 m-cu ciąży poszłam do sklepu mięsnego, podeszłam do przodu i nagle dostałam „bombę” w plecy, zostałam wyciągnięta z kolejki przez faceta czerwonego na gębie z wściekłości. Jak dostał ode mnie w pysk, to dopiero otrzeźwiał i zauważył, że jestem w zaawansowanej ciąży. Oczywiście nikt z kolejki ani obsługi nie zareagował. Facet się wystraszył i uciekł. I za czym mam tęsknić ? Czego żałować ?
Chwała losowi, że wreszcie mniej wściekłych ludzi chodzi po mieście.
Nemo, to ja już wiem dlaczego nie lubię kupować pizzy 😉
Jeśli chodzi o globalną sieć, to przychylam się do zdania Zgagi, bo dzięki temu spotyka się ludzi z różnych zakątków świata i nawiązuje – jestem tego pewna – autentyczne przyjaznie, klepałam wam parę dni temu…
A poza tym utrzymuje się kontakt ze starą wiarą, już nie trzeba pisać listów na piechotę (spod moich rąk wyszło tysiące, Jerzor potwierdzi!), można emilkiem posłać, można poskajpować, możliwości rozmaite.
Dzisiaj właśnie wspominaliśmy z przyjacielem (też były pisarz listowy), ile to kartek wyrzucało się kiedyś do kosza, bo jaki inny sposób był na redagowanie tekstu – wykreślić jedno słowo to i owszem, ale trzy?!
Kiedys potrzebowalismy wiecej papieru (drzewa!), teraz mamy komputery i zuzywamy energie taką i owaką… zawsze coś będziemy używać i nawet nadużywać.
Jeśli chodzi o mnie, ja za rozpustą 😉
Zgago ja tez korzystam z sieci i tego blogu, poznalam paru ludzi, ludzi ci sa mi przyjazni, jest to mile, tu na tym blogu moge sobie spokojnie wyobrazic, iz 98% bywalcow nie ma potrzeby kreowania sie i sa to autentyczni ludzie z autentycznymi spostrzezeniami i pasjami, natomiast zapodawanie tego o czym marzy na dluzsza mete jest nuzace i nie fair, ale na to pozwala siec.
Zgago,
za tym się nie tęskni, co najwyżej wspomina czasy, jakie były, nie mieliśmy wpływu na lata, w których nam przyszło żyć. Wszystko kulinarnie – słodko-kwaśno-gorzkie, byle nie mdłe 😉
Myślę teraz o pokoleniu naszych rodziców…mnie przynajmniej wojna ominęła. Tego naprawdę nie chciałabym przeżywać.
cichalu ale masz ładne okoliczności przyrody … 🙂
każdy czas ma swój klimat a ludzie są jacy są …
powiedziałam co wiedziałam he he
Koniec mrocznych wspomnień, posłuchajcie tego :
http://www.youtube.com/watch?v=tDYx8261Iy8&feature=related
O przepraszam bardzo , ja jestem wykreowany od początku do końca.
Wredny , fałszywy, , paskudny , arogancki i nie wiem co jeszcze. Poza tym straszna świnia ze mnie o wole nie wspominając.
Królika sąsiadki to nawet na pasztet chciałem przerobić, ale chudy był i miał krzywe zęby to zrezygnowałem. Sąsiadka za to niczego sobie , właśnie skończyła 18 lat. Można popatrzeć i przy tym nie grzeszyć.
Idę się napić malinówki.
Dobrze, że sąsiadka ma okno z drugiej strony.
Upadłbym do końca, a tak najwyżej grozi mi pomroczność jasna.
Wszystko przez Lulka
Jolinku. Kiedyś w czasach wcale nie mrocznych z przyrody, najbardziej podobały mi się młode dziewczyny. Teraz już przestałem faszyzowac i podoba mi sie cała przyroda!
Marek,
Ty nie kombinuj – jesteś blogowy Miś, a nie świnia, i to straszna w dodatku 🙄
Podrzuć troche malinówki, bo Jerzor przyniósł pierniczki oblewane czekoladą od Wedla, i ja nie wiem, po co kombinować lepiej, jak te sa doskonałe, nawet ja zjadłam dwa (az mi sie rymnęło!) 😯
I to przed obiadem!!!
Zgago, zaczęłam słuchać, ale ten z pierniczkami się zjawił, zaraz wysłuchamy całość.
Alicjo, czy mogę do Ciebie napisać maila z 3 zdania ? Adres znalazłam.
errata: z 3 zdaniami. 🙁
Morąg pisze:
ten dom wariatow byl namacalny czego nie mozna powiedziec o globalnej sieci…
Morąg nie narzekaj jakby co to ja zawsze jestem do dyspozycji tylko z tym namacaniem gorzej. Limit mi się wyczerpał, pisałem o tym wcześniej. Chyba se kupię kamerkę . Dobre i to, tylko ogrzać się nie ma jak.
Pozostaje Lulkowa malinówka 🙁
cichal to ze mną jest gorzej bo mi się zaczyna podobać tylko przyroda … 🙂
Witajcie,
Z zainteresowaniem przebrnęłam przez dyskusje piernikowo-ekologiczno-wegetariańskie (przepisy zanotowane). Mam tylko jedno pytanie: po co ta kromka chleba do pojemnika z pierniczkami?
O… są. Zjedzone zresztą. Głodomor zjadł wczorajszą zupę, ze smakiem zresztą, wiele zup ma to do siebie, że „wczorajsza” jest lepsza. Rozpieszczać nie bedę.
http://alicja.homelinux.com/news/img_1021.jpg
Zgaga,
a co Ty sie pytasz?! Ty pisz!
Nemo, Eska na wiadomość o kwiecie muszkatołowym zastrzygła uszami i prosiła, żeby Ci powiedzieć, że dwadzieścia lat lat go szuka. Co prawda po drodze dostała nieco w prezencie, ale nie udało jej się go kupić. Podobno jest rewelacyjnym dodatkiem do kompotu z gruszek (i nie tylko do tego jej potrzebny).
Ewo, żeby zmiękły do świąt. Nie mam pojęcia co jest w chlebie takiego, że miękną ale to wypróbowane. Bez chleba są, pomimo zamknięcia w puszce, nadal twarde jak kamień.
Ja robię Esce za oczy, i sprawozdaj co na blogu, bo ona po lekach nic prawie nie widzi ale trochę jej lepiej, chociaż do dobrego daleko
Alicja. Aleś mi pojechała Pawłowem. Jutro odpalam macchine i grzeję 30 mil po pierniczki. Wiem gdzie!
Nowy wynalazek! Herbata imbirowa z kropelką soku malinowego i rumem. Nie kropelką. Bomba!
ja tam wole wiśnióweczke 😉
Dzięki Zgago,
Będę pamiętać.
Te tzw. „babcine” sposoby w sumie są najlepsze.
Podam przykład.
U babci Witka masło było zalewane wodą i miało się lepiej jak to przechowywane w lodówce. Mój chłop znalazł na to uzasadnienie dopiero na studiach (chemia). Masło jełczeje od tlenu, woda odcina tlen od masła. Jeżeli zmieniamy wodę przy każdym użyciu, to woda jest cały czas czysta. Ponadto masło było trzymane albo naczyniu ceramicznym lub szklanym, za to nigdy w metalowym. Żelazo jest katalizatorem utleniania tłuszczy.
Tylko skąd to wiedziały babcie?
Jeszcze jedna uwaga, unikanie smarowania metalowym nożem ponoć jest już lekką przesadą, masło aż tak szybko nie jełczeje.
Drodzy,
Uciekam. Jutro pobudka o 4:30. Dobranoc.
autentyczna pasja to pleonazm
Babcie wiedziały z doświadczenia i przekazów rodzinnych 😎 Wiedziały też, że mleko można przechować w ciemnej i chłodnej studni, aż ktoś „nowoczesny” wpadł na pomysł, że warstewka ixi na dnie bańki z mlekiem też działa bakteriostatycznie 😎
Żabo,
podaj mi adres Eski, to jej tego kwiatu wyślę. To jest bardzo twarde i trzeba mieć dobry moździerz. Rozejrzę się też za mielonym.
Mój adres:
kapitan.nemo@op.pl
Żabo przekaż, proszę, ode mnie serdeczne pozdrowienia i życzenia powrotu do zdrowia.
Esce.
No proszę, pierniczki alpejskie od Wedla 😀
…nemo… przyznaj się… to Ty je pieczesz i zbijasz na tym moulah pod Eigerem, co? 😉
Ale nie powiem, dobre.
http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/20118
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53581,4700050.html
Zgago,
dzięki za Gajosa 😀 Przy okazji przypomniało mi się, że ja też nie umiem grać w brydża 🙁
Alicja,
Przypomnialas mi, ze istnieje cheese whiz. 🙂 Obie wiemy, ze ma on tyle wspolnego z serem, co ‚Polish kobasa’ z polska kielbasa.
Oprocz wysmienitych serow z Wisconsin, Oregon i WA, w sklepach sa do nabycia sery ze wszystkich krajow swiata, gdzie sery sa robione. To samo jest w Kanadzie. Dlatego problemu z nabyciem dobrych serow w USA nie ma i raczej nie bedzie.
Alicjo, ja też, choć kiedyś bardzo chciałam się nauczyć i nawet znalazłam nauczyciela, z którym …… mam dwójkę dzieci 😆 Oto do czego może brydż doprowadzić. 😆
Stara Żabo, jak wpiszesz w Googlu: kwiat muszkatołowy, to pokaże przynajmniej kilka adresów, gdzie można zakupić ten kwiat.
Ceny umiarkowane. 😉
Witam wieczorowo!
Poczytałam wpisy i … proszę o radę – z którego przepisu otrzymam miękkie pierniczki? Dzieci nie chcą jeść twardych
matahari, pierniki wg mojego przepisu robi się tradycyjnie w II niedzielę adwentu, żeby zdążyły na święta zmięknąć. W przepisie Żaby i Pyry jest mniej cukru i miodu, to może Ich przepisy będą lepsze do natychmiastowego jedzenia.
Nemo , teraz dopiero zauważyłam, że źle zaadresowałam odpowiedź na Twój wpis o brydżu – przepraszam. Coś mi się wydaje, że trzeba już iść spać i skończyć ten dzień wpadek. 🙁
Życzę wszystkim dobrej nocy i kolorowych snów. 😆 😆
Matahari,
kup te wedlowskie z powidłami śliwkowymi (kapka) w środku 😉
Dzieciom bedą smakować na pewno!
W brydża to nie umie grać nemo, a ja zreszta też i nawet nie wiem, jak się karty nazywają, wiem tylko, że niektóre smaja jakieś czarne znaki, a niektóre czerwone i na jakichś jest nawet serce 🙄
Chłopcy ze „Szklanki” (akademik) niekoniecznie mnie lubili, kiedy przyjeżdżałam na weekend, bo przepadał im wolny pokój i czwarty do brydża 😎
Matahari, te z mojego przepisu miękną dwa tygodnie w blaszanym pudle z kawałkiem chleba. Z reguły nie zdążą, bo je jemy twarde 🙂
Marku, jak się przeczyta takie historie, to się zastanawiam czego ja jeszcze chcę od życia
„z taką kartą sie mówi pas?” 😆
Esce skrupulatnie wszystko przekazuję, aż do wyczerpania baterii 😀
albo szlem w bez atu 🙂 🙂 🙂
Zgago, S.Żabo dziękuję
Miodu w domu dostatek, więc chętnie wypróbuję przepisy
Alicjo – bardzo chciałabym kupić, ale moje dzieciątko jest alergikiem i ma, niestety, zakaz jedzenia konserwantów. Wolno mi kupować w sprawdzonych sklepach artykuły podstawowe i z tego gotować, piec itd. ciasta, słodycze, „wędliny” i co tylko dziecko potrzebuje.
O, to masz przerąbane, matahari….
Swoją drogą, bardzo dużo teraz alergików na wszystko, co się da 🙄
Nadchodzi zima i ciekawa jestem, czy znowu będę miała wysypkę na twarzy, bo od jeziora zawieje wiatr, zresztą, nieważne czy od jeziora, ale mrozny i wilgotny wiatr. Mówię to po cichu, bo tak jakby przestało mnie to prześladować, ale parę dobrych lat i owszem, bałam się wyjść na dwór (albo na pole) i na spacer. Wspólnie z lekarzem wykluczyliśmy inne powody.
Wiatr to jest taki gitarzysta
co gra na akacjowych listkach…
pogra, odchodzi i nie wraca,
i bardzo smuci się akacja…
Wietrze, ah wietrze, jaka pustka
ty zawsze będziesz na mych ustach…
ty zawsze bedziesz na mych listkach,
liściem do liscia cie przyciskam…
Pamietam wyrywkowo, dobre i to 😉
To był przebój jakiegoś bardzo odległego Opola (festiwal piosenki)…..
HA HA !
Posłuchałam sobie więcej z występów Gajosa 🙂
Brydż! 😯
Znam takie żony. I znam mężów, co tak samo. Jak mus…to mus!
Na szczęście ja nic nie muszę 😉
Nasz lekarz póki co tylko dodaje … Z ostatniej wizyty – dziecko źle reaguje na przeziębienia – należy je wykluczyć. Do tej pory nie mam pojęcia jak to zrobić. Choroba (alergia + pokrzywka+?) u Wiktorii objawia się wędrującą opuchlizną.
Nie jest już tak źle, przynajmniej zakupy można zrobić błyskawicznie omijając szerokim łukiem większość pólek sklepowych.
Czasami tylko brakuje mi pomysłu co ugotować 😥 i dlatego tak chętnie podglądam przepisy blogowe.
Pani Basi zdrowia i szczęścia … 😀 … i każdej Basi wszystkiego najlepszego …:)
Najlepsze życzenia Imieninowe Pani Barbarze i wszystkim Barbarom!!!
Pani Barbarze i wszystkim Basiom najserdeczniejsze życzenia, zdrowia, udanych posiłków w domu i poza nim, wspaniałego urlopu.
O polskie sery pytajcie Brzucha. Przywoził na Zjazd i podawał, skąd były. Jakiś wytwórca chyba na Mazurach albo Podlasiu. Miały byc pyszne, czemu nikt nie przeczył. Tylko cena – chyba 70 zł za 1 kg.