Udaję Greka, bo mam prawo

A prawo to sam sobie przyznałem, bo przecież Babcia Eufrozyna była Greczynką i Jej krew we mnie buzuje.(Na buzuki nie gram.) Lubię też różne gerckie dania, a niektóre czasem nawet przyrządzam, np. kleftiko, dolmedakia czy tzatziki.

Ostatnio znalazłem tez w „Playboyu” następujący dowcip (zawsze zaczynam lekturę „P” zaczynając od strony dowcipów i staram się odgadnąć, które przyniósł do druku naczelny czyli Marcin M.):
„W starożytnej Grecji Sokrates był uważany za człowieka, który posiadł wielką mądrość i wiedzę. Pewnego dnia spotkał znajomego: – Sokratesie, wiesz czego właśnie dowiedziałem się o twoim uczniu?
– Zaczekaj chwilę – odpowiedział Sokrates – zanim mi o tym powiesz, przepuścimy twoją informację przez potrójny filtr.
-Potrójny filtr?
-Właśnie – kontynuował filozof. – Nim powiesz mi coś o moim uczniu, sprawdźmy tę informację
pod trzema kątami. Pierwszy to prawda. Czy jesteś całkowicie pewien, że to, o czym chcesz mi powiedzieć, jest prawdą?
– Nie – odpowiedział znajomy. – Właściwie to dowiedziałem się o tym od kogoś…
– W porządku – przerwał mu Sokrates. – Teraz drugi filtr – filtr dobra. Czy chcesz mi powiedzieć o tym uczniu coś dobrego?
– Nie, wręcz przeciwnie…
-W takim razie chcesz mi powiedzieć coś złego o nim, ale nie jesteś pewien czy jest to prawda. Został jeszcze filtr pożyteczności. Czy to, co chcesz mi powiedzieć, jest dla mnie pożyteczne?
– Nie, właściwie to nie…
– A więc – skonkludował Sokrates -jeśli to, o czym chcesz mi powiedzieć, może nie być prawdziwe, nie jest dobre ani nawet przydatne dla mnie, to po co o tym w ogóle mówić?
I to wyjaśnia, dlaczego Sokrates był wielkim filozofem oraz to, dlaczego nigdy nie dowiedział się, że Platon był kochankiem jego żony.”

I to jest jedno z uzasadnień dlaczego systematycznie czytam ten miesięcznik. Drugą rubryką, która mnie zawsze kręci, to wywiady (w ostatnim z aktorką Anna Muchą) a dopiero na trzecim miejscu są zdjęcia … samochodów. (żartowałem!)

Już w greckim nastroju dostałem zaproszenie do „Mille gusti” stołecznej włoskiej  restauracji, której właściciel jest synem moich przyjaciół. Ale wcale nie dlatego tak lubię i lansuję ten lokal. To naprawdę fajna knajpka. Ma dobrego kucharza, a szef ma dobre pomysły.

Opisywałem jakiś czas temu wieczór hiszpański, podczas którego objadłem się fantastycznych dań rodem z Półwyspu Iberyjskiego (i wina też były) oraz nasłuchałem flamenco do utraty tchu.

Tym razem „Mille gusti” urządza wieczór grecki. Też ze śpiewem oraz tańcem, no i – co oczywiste – z helleńską kuchnią. Będą więc tzatziki, dolmadakia, horiatiki, małże z fetą, fava i wiele innych mezedes (przekąsek). Potem moja ulubiona zupa cytrynowa. Dania główne to kleftiko, souvlaki, gemisto, mussaka, dorada z grilla. Na deser (a to  nie moja bajka) oczywiście baklava. Wino Tsanali.

Już zarezerwowałem stolik wraz z kilkoma przyjaciółmi nie zwracając uwagi na koszty. Choć przy tak obfitym menu 150 zł od osoby, to nie jest wygórowana cena.

Mam  nadzieję, że w kosztach znajdą się też talerze do tłuczenia, co jest greckim obyczajem kończącym UDANĄ ucztę.

Obiecuję sprawozdanie po wieczorze, który odbędzie się 24 października!