Krystyna Janda jakiej nie znałem

 W cyklu imprez (pierwsze popołudnie  z autorami kryminałów Markiem Krajewskim i Mariuszem Czubajem relacjonowałem parę tygodni temu) „Kultura WARTA poznania” odbyło się w warszawskim Zamku Ujazdowskim spotkanie z Krystyną Jandą. Tematem był film ale rozmowa z artystką krążyła głównie wokół spraw teatru. Krystyna Janda odniosła sukces uruchamiając prywatny teatr „Polonia” w Warszawie. Dostać się na spektakl jest trudniej niż na jakąkolwiek imprezę w stolicy. Wszystkie premiery są wydarzeniami. A na tej scenie występują najwybitniejsi aktorzy, choć młodych czy wręcz debiutantów też nie brakuje.
Teraz Krystyna Janda wdała się w kolejną przygodę czy wręcz w awanturnicze przedsięwzięcie: uruchamia drugą, znacznie większą, scenę w dawnym kinie „Ochota”. Prace adaptacyjne w pełnym toku, główną przeszkodą jest oczywiście brak gotówki. Artystka jednak jak opowiadała nie daje się przeciwnościom losu i skacze z trzeciego piętra trampoliny do basenu licząc, że zdąży on się napełnić wodą.
Nową sceną kierować ma Maria Seweryn czyli córka szefowej całości.

 

Jest już oczywiście gotowy plan repertuaru. I zapewne – tak jak przy uruchamianiu „Polonii” – próby rozpoczną się jeszcze przed opuszczeniem gmachu przez ekipy budowlane. Poznawszy prywatnie Krystynę Jandę – jeśli jeden wspólny występ i obiad wystarczy by to napisać – jestem pewien, że wszystko się uda.
Krystyna Janda pytana przez uczestników spotkania, którymi byli klienci „Warty”, powiedziała, że nadaje się do prowadzenia teatru jak mało kto. Jest bowiem kobietą spełnioną. Odniosła sukcesy w filmie, teatrze, na estradzie. Ma szereg nagród z różnych festiwali, grała w produkcja najwybitniejszych reżyserów polskich i zagranicznych. Jako aktorka niczego już innym aktorkom nie zazdrości. Może więc z pełnym zaangażowaniem poświęcić się ich karierom. Choć – jak przyznała – nie ma najmniejszego zamiaru zrezygnować z własnych występów. I prawdę powiedziawszy jej nazwisko elektryzuje publiczność i powoduje kolejki przed kasami.

Po zakończeniu rozmowy z artystką, którą prowadził mój redakcyjny kolega Zdzisław Pietrasik, stremowany jak nigdy, stanąłem przed publicznością i na wprost wielkiej aktorki, by opowiedzieć parę anegdot z filmowych realizacji a dotyczących uczt, kuchni i smakoszy. Miałem zadanie o tyle łatwiejsze, że kilka dni wcześniej obejrzałem wspaniały film „Julie i Julia” z Meryl Streep w roli głównej. Opowiem o tym przy innej okazji. Dziś na koniec tej relacji dodam tylko kartę menu przygotowaną przez restaurację „Qchnia Artystyczna” prowadzoną przez wspaniałą Martę Gessler. Oto czym mogliśmy zaspokoić głód rozbudzony filmowymi opowieściami o kuchni i kucharzach: zupa grzybowa z łazankami (wybór Krystyny Jandy) lub krem z zielonego groszku (mój wybór). Obie zupy doskonałe a krem groszkowy pikantny i pachnący warzywami to cudo.

Placki ziemniaczane z sosem z prawdziwków ze śmietaną ( Krystyna Janda namiętna miłośniczka grzybów na talerzu nie w lesie), plastry polędwicy z chili z ostrym sosem imbirowym, prażonymi orzeszkami i białym ryżem ( red. Pietrasik chwalił bardzo) lub łosoś pieczony z sosem balsamino, karmelizowanym porem i puree ziemniaczanym (wybrałem i nie żałuję). Nie wiem co wybrało szefostwo Warty?!

Deser czyli sernik z sosem malinowym opuściliśmy oboje spiesząc się do dalszych zajęć. A o przekąskach zapomniałem, więc wyprostowuję ten błąd, wspominając tylko o fantastycznych śledziach w śmietanie.
Chyba jasno wynika z tej relacji, że  kultura naprawdę jest warta poznania. Byle w pobliżu dobrego stołu.

Fot. Tadeusz Późniak/Polityka