Zgadnij co gotujemy? (4 B)
Obiecałem więc słowa dotrzymuję. Dziś quiz, w którym nagrodą jest książka-przewodnik po Polsce wydana przez „Politykę”. Na 304 stronach znajdziecie propozycje 106 tras pełnych atrakcji. I oczywiście informacje gdzie można dobrze posilić się. No to do roboty!
1 – Czy w naszym kraju można zjeść kotlet z żubra i jeśli tak to gdzie?
2 – Po zwiedzeniu pięknego muzeum można zjeść wspaniały obiad w „Dwóch pokojach z kuchnią” – gdzie to jest?
3 – Restauracja „Kubicki” istnieje już 90 lat – a gdzie się znajduje?
Teraz do komputera a ja czekam na listy skierowane na adres: internet@polityka.com.pl Listonosz już pędzi po odbiór paczki.
Komentarze
Wszędzie podróbki 🙁
„…: Być może część dań, które mają być jakoby z żubra, przyrządzona jest ze spokrewnionego z nim bizona? Który z konsumentów na tym się zna i zechce sprawdzić?.
My na pewno podajemy prawdziwego żubra, mamy na to stosowne dokumenty – twierdzi kierowniczka jednej z restauracji w Katowicach, w której menu znajdziemy potrawy z żubra…” 😯
„… Corocznie trwa przegląd, podczas którego kwalifikujemy do odstrzału żubry chore, osłabione lub niesprawne w wyniku wypadków – wyjaśnia Małgorzata Karaś, dyrektorka BPN. Jako Park Narodowy nie mamy możliwości sprzedaży mięsa z żubra na potrzeby zbiorowego żywienia. Najczęściej trafia ono do zamrażarek i jest wykorzystywane jako karma dla drapieżników w naszej puszczy…”
A w Białowieży Osobisty jadł „żubra” (tak stało w karcie) ale miał podejrzenie, że to krowa 😉 I chyba słusznie 🙄
„Dwa pokoje z kuchnią” założyła, razem z koleżanką, córka mojej przyjaciółki. Socjolog z wykształcenia. Jedzenie pyszne. Warto odwiedzić i muzeum z przyległościami i zajrzeć do restauracji na małe co nieco.
a Węgrzech dłużej byłam jak miałam 16 lat i wtedy wina tylko spróbowałam … potem pamiętam wina węgierskie w sklepach ale chyba były w cenie mocnych trunków a na przyjęciach raczej były preferowane przez gości drinki i wódeczka …. dopiero od 20 lat częściej jest u nas wino na stole ale z węgierskich to tylko tokaj … Pan Lulek doradzi to może więcej win madziarskich będzie na stole …
Pewnikiem już za późno, ale wysłałam 🙁
Chyba nie ma powodu wymieniania nazwiska zwyciężcy?! Nemo zapowiedziała start i była pierwsza z dobrynmi odpowiedziami. Gratulacje. Do niej jedzie przewodnik „Polityki”. A pozostałych pocieszam – mam jeszcze 9 egzemplarzy i co jakiś czas będę je wystawiał na quizowy przetarg.
Odpowiedzi zaś winny być takie:
1 Restauracja Carska w Białowieży …i Max w Katowicach (to żubry z puszczy Pszczyńskiej;
2 W Rogalinie;
3 W Gdańsku.
Za tydzień kolejna porcja pytań.
żabkowy esej o widłach przypomniał mi zdarzenie z lat nastolatkowych … dziadkowie mieli duże gospodarstwo i wnuczki musiały pomagać jak przyjechały na wakacje … ja to nawet lubiłam ale moje starsze siostry cioteczne migały się jak tylko mogły … poszłyśmy zgarnąć w kupki skoszona trawę i jak zwykle siostra cioteczna po 5 minutach zniknęła a widły wbiła w zagrabioną kope … widły się wywaliły na plecy i nie było ich widać … ja na bosaka wlazłam na nie i sobie przebiłam na wylot stopę … nawet nie było dużo krwi więc zamotałam chusteczką … noga w kalosz i się nie przyznaję do wypadku bo trzeba by było zdradzić, że ta siostra to sobie poszła (a poszła do chłopaków co było nam zabronione) … dzielnie chodziłam z tą nogą ale ktoś zauważył, że kulej i kazał mi nogę pokazać …i całe szczęście bo jeszcze z parę godzin i nie byłoby co ratować …
pewniak wygrał … 🙂 … nemo 😀
W USA jest bardzo dużo ranch hodujących bizony, niektóre stada są kilkutysięczne, np to użyte w filmie „Tańczący z wilkami” – ponad 3 tysiące sztuk. Wymagają bardzo solidnych ogrodzeń, bo gdy przychodzi pora wędrówek po prostu atawizm w nich się odzywa i ruszają w drogę.
A bizon i nasz żubr to w zasadzie to samo.
przywitam jeszcze Zgagę … 🙂 … Marek gdzie zdjęcia z wystawy? ….
O, czyżby pluszak zaspał? 😯
Dziękuję, Gospodarzu 😀 Następnych egzemplarzy nie będę usiłowała wygrywać, przynajmniej do połowy pździernika, bo wyjadę na wakacje 😉
Osobiście wolałabym kotlet z biegającego po prerii zdrowego bizona, niż odstrzelonego zanim zdechnie polskiego żubra 🙄 Jak się naczytałam przysłanych mi w ramach ekspiacji (po krytycznym liście do dyrekcji BPN) fachowych publikacji na temat chorób trapiących polskie żubry, to aż cud, że one jeszcze żyją i się rozmnażają przy tym ubóstwie genetycznym 🙁
Jolinku,
co za horror 😯 Jak potoczyły się Twoje dalsze relacje z tą kuzynką?
Pogoda nadal piękna, w sam raz do wywieszenia prania.
U mnie w Migros sprzedają steki z amerykańskiego bizona, pięknie opakowane i bardzo drogie. Może raz się skuszę.
Nemo – gratulacje 🙂
PYTANIE do Warszawiaków: pod jaki numer powinnam jutro zadzwonić, żeby skorzystać z usług rzetelnej korporacji taksówkowej? Bo chyba pod dworcem Centralnym nic się specjalnie nie zmieniło i lepiej z tam stojących taksówek nie korzystać
Witaj Zgago, ja też jestem w zasadzie nowa na tym blogu. Też najpierw się nieśmiało przyglądałam. I tak jak Ty jestem oczarowana atmosferą na blogu 🙂
Nemo, Stara Żabo, Alicjo i wszyscy Przyjaciele!
Urlop spędziłem w Polsce, pierwsze 10 dni byłem w pensjonacie „Jawor” w Zawoi. Zastanawiałem się, dokąd pojechać, gdzie jeszcze nie byłem, i padło na Babią Górę i okolice. Znalazłem w Internecie w Zawoi Wilczna, a więc blisko szlaków, z pełnym wyżywieniem (ja brałem suchy prowiant zamiast kolacji, a obiad jadłem na kolację po powrocie). Stamtąd pojechałem na ukochaną Bukowinę, ale tutaj już pierwszego dnia dorwała mnie na Kopie Kondrackiej taka burza z nieprawdopodobnymi wręcz opadami, że po powrocie do domu wylądowałem w łóżku na dwa dni. Ale w sumie urlop udany. Dzięki za pamięć.
ano zaspał 😉
Dzięki, jotko 🙂
Dzisiaj ważne urodziny. Pierwszy urodzony w Europie goryl kończy 50 lat 😎 Lekko posiwiała dama mieszka w bazylejskim ZOO, nazywa się Goma, a moja dobra znajoma grotołazka dogląda jej od maja tego roku 😎
Wczoraj przed południem nad Osobistym przeleciały wojskowe helikoptery Super Puma w drodze do św. Gottarda. Prezydent Miedwiediew wizytował pomnik Suworowa przy Diabelskim Moście. Generał Suworow swego czasu przepędzał stamtąd Napoleona i chyba zgubił tam szablę, ale w Szwajcarii ludzie uczciwi i zgubę wręczyli wczoraj ruskiemu prezydentowi.
Z rachunkami za spyżę dla napoleońskiej armii udają się regularnie do Paryża, ale jak dotąd bez skutku. Kolejne rządy Francji wypierają się zobowiązań zaciągniętych przez Cesarza 🙁
Jotko!
Ja korzystam z 9626.
Jotko- pod Dworcem Centralnym się zmieniło.
Teraz stoją tam taksówkarze z korporacji,możesz zatem
spokojnie skorzystać z taksówki,która tam będzie od
razu do dyspozycji. A gdybyś jednak chciała wzywać
innego kierowcę to dzwonisz np. 1 9626 lub 1 9666,
Teraz te wszystkie numery należy poprzedzić cyfrą 1.
A propos wideł. To i następne:
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Roznosci#5384583791153535698
Cie choroba! A to się widły z kiełbaską na blogu kulinarnym połączyły!
Widać temat wideł wcale taki od kuchni niedaleki.
Witam wszystkich w ten piękny, słoneczny dzionek:D Dziękuję za powitania. Gratuluję Nemo wygranej a Żabie wspaniałej opowieści o widłach. Czytałam wczoraj i mój „dziób” nie był w stanie się zamknąć przez dłuższy czas – oczywiście z podziwu, że można tak ciekawie pisać o widłach. Jak przystało na 100 % mieszczucha nie mam zielonego pojęcia o zawiłościach wideł, ale czytałam zafascynowana.
Ciekawa jestem, czy u Was na targowiskach też jedynymi nazwanymi śliwkami są „węgierki” ? Chciałam sobie kupić śliwek na tartę wg przepisu Nemo i …. guzik 🙁 Węgierki były mikroskopijne a panie sprzedawczynie nie były w stanie powiedzieć mi, które z pozostałych śliwek (w 8 skrzyniach) dadzą się w miarę łatwo wydrylować. Na wszystkich stoiskach i na wszystkich skrzynkach z przeróżnymi odcieniami śliwek były kartki ; śliwki, cena za 1 kg i tu następowały ceny od 3,- zł do 5. No i jak „cienka” kucharka ma wybrać ? Wygląda na to, że ze śliwkowej tarty nic nie będzie, chyba mi pozostanie tarta z jabłkami ;( .
Aa, byłabym zapomniała podziękować Jotce za „wsparcie”, widzisz Nemo? To wcale nie były komplementy, tylko szczera prawda. 🙂
chciałem tak a propos powiedzieć jeszcze, że mi się marzy „Krwawa historia smaku” z dedykacją… 🙂
Jotko- a do stolicy to na długo się wybierasz ?
Zgago, 😀
Dlaczego żadnej przekupce nie przyjdzie na myśl przełamać śliwkę lub ją przekroić i sprawdzić łatwość drylowania i smak? 😯 Zaproponuj im to. Albo poproś, by sprzedały Ci po jednej śliwce każdego rodzaju, ale osobno, żebyś wiedziała, która jest która, i Ty sama się przekonasz 😉
Danuśka – przyjeżdzam jutro o 9:15 i o 10:30 mam zbiórkę na lotnisku a potem odlot do Pekinu przez Paryż 🙂 Troche jestem „w nerwach” z racji trzytygodniowego zmagania się z choróbskiem 🙁 trzymajcie kciuki proszę 🙂
Będziemy trzymać i życzymy wspaniałej podróży !
Wróciłem, najpierw się powiesiłem. Może dlatego mnie tak strasznie boli głowa. Zdjęcia z wystawy będą po wernisażu. Kiedy będzie nie wiem, nie planowałem . Domagają się to może zrobię.
Ładnie wyszło…
Jotko, też będę trzymać i życzę szczęśliwej podróży, i cudownych wrażeń.
Nemo, chyba ze względu na gęstość zaludnienia (Katowice), na targowiskach są tłumy ludzi i panie nie wpadły na to, żeby przed rozpoczęciem sprzedaży posprawdzać a poza tym, to by mnie kolejkowicze „zagryźli”, że jakieś fanaberie wymyślam a im się spieszy. A faktem jest, że nie wpadłam na to aby kupić z każdej odmiany (incognito) po 1 sztuce i na boczku wypróbować 😉 . W swoim zarozumialstwie uważam, że jak się ktoś bierze za handel, to jego obowiązkiem jest wiedzieć jaki ma towar, co nie omieszkałam paniom powiedzieć (i znowu ze mnie wylazła „zgaga”). Wprawdzie dziś nie będzie tarty ze śliwkami, ale na pocieszenie udało mi się kupić piękne borowiki, które się właśnie suszą, ani jeden nie był robaczywy. Po raz pierwszy udało mi się kupić grzyby bez „wkładki”.
Marku- Artysto nasz czcigodny !
Daj cynk względem terminu owego wernisażu.
Może udałoby się zorganizować wesołą grupę
gości z Warszawy 😉
Zgago,
obsobaczenie przekupki daje chwilową ulgę, ale demonstracyjny zakup pojedynczej śliwki połączony z degustacją (na miejscu, nie musisz jeść niemytej, ale sprawdzisz wygląd i aromat wnętrza oraz reakcję sprzedawczyni) może być bardziej skuteczny 😎 Krytyka werbalna powinna być konstrukcyjna, inaczej pozostaje odwrócenie na pięcie i odejście z niczym 🙄 I danie satysfakcji sprzedawczyni, bo to ona ma towar i tylu niekumatych klientów, że się nie musi wysilać…
Ze specjalną dedykacją dla Żaby i Nemo :
A z wideł nie zrzuć kiełbasy do powideł,
smaruj tylko musztardą
i przekąś jajkiem na twardo.
I nie rób z igły widły
cóż z tego, iż kartofle już wystygły !
…konstruktywna 😳
Danuśka, 😀
Nemo masz rację, postaram się poprawić a Twój sposób „komunikacji” między przekupką a klientką sprawdzę za kilka dni. Sama jestem ciekawa reakcji i oczywiście nie omieszkam sprawozdać.
Dzisiaj zjeżdżałam po kolejną porcję paliwa do kosiarki i bardzo dokładnie ogladałam jesiony rosnące wzdłuż drogi do Połczyna. Wszystkie wyglądają zdrowo, niektóre już żółkną, są przepięknie złote. Na wjeździe do Połczyna rośnie klon, który bardzo pięknie się przebarwia. W tym roku już jest w części czerwony, bardzo czystym szkarłatem.
Żabo,
może u Ciebie wystarczająco pada?
Tu jest informacja:
http://www.lp.gov.pl/media/prasa_o_lasach/tajemnicza-choroba-zabija-jesiony
przed 30 laty w początku października jechaliśmy z Osobistym nad polskie morze, tak od Ziemi Lubuskiej do Łeby. Po drodze przemierzaliśmy bajecznie piękne lasy i stare aleje, pogoda była słoneczna… Nigdy więcej nie widziałam aż tak wspaniale kolorowej jesieni. Tylko jedna rzecz dała nam się wtedy we znaki – silny wiatr w alei kasztanowej 😯 Samochód miał ślady jak po gradobiciu 🙄 ale to była cienka francuska blacha na tym R4 😉
Kupiony w kraju „Kindziuk z Borów” kindziukiem chyba raczej nie jest. Natomiast znakomicie udaje dawną suszoną „krakowską” w grubym flaku z tą drobną różnicą, że flak papierowym jest.
Bardzo ładna naklejka firmowa na papierowej opasce w poprzek produktu.
No może nie papierowym ale takim syntetycznym jedynie. Ponadto łatwiej schodzi niż ten z kindziuka marki „Kindziuk”.
Gdyby producent tego powyższego nazywał się „Kami” to byłby to:
„Kindziuk z borówkami” – he, he, he, he, he!!
Producentem jednak są zakłady mięsne Gzella.
P.S.
Z borówkami mam do czynienie od paru dni. Sąsiadka była na łowach i zebrali we dwójke 130 litrów. Nie mieli siły przebierać i czyścić to uszczęśliwili mnie. Sąsiad zebrał w tym roku przynajmniej 250 litrów kurek i też mu się nie chce czyścić. Zdarza się, że mi podrzuca …
…a ja zgrzytam zębami ale uśmiecham się i czyszczę.
Nemo-to już wiemy,gdzie spędzałaś wakacje 30 lat temu.
Teraz jeszcze nam powiedz,gdzie wybierasz się na
te obecne.
A i propos owej 50 letniej gorylowej z Bazylei –
to,czy chciałaś nas zachęcić do toastu za jej zdrowie 🙂
Andrzeju, jadalny ten kindziuk?
Eh, głodnemu chleb na myśli 🙄 W pierwszej chwili przeczytałam „z borowikami” i „130 litrów” 😯 i mnie skręciło… Borówek właśnie skompostowałam 3 słoiczki AD 2007. Zrobi się świeże. W ubiegłym roku Osobisty nie chciał zbierać, bo „przecież jeszcze są w piwnicy” 🙄
pluszak,
piszę przecież, że z powodzeniem udaje tę krakowską niemal przedwojenną. Jadalny a nawet bardzo smaczny.
topsz, cenna uwaga :), chybać jestem zaspany do nadal 😉
Danuśka, Torlin – dzięki za numery telefonu 🙂
Andrzej Szyszkiewicz – człowieku, nie grzesz!!! gdzie te 250 litrów kurek? dziś nie mogę bo wyjeżdzam, ale następnym razem to gotowa jestem przylecieć po nie kurcgalopkiem i czyścić z uśmiechem na ustach!
W Gdańsku na Ogarnej (mieszkałem tam w pobliżu w przez rok i przeżywałem z bliska Grudzień) jest restauracja „Kresowa”.
Panienki kelnerki ubrane nieco z rosyjska, tu i ówdzie stoi samowar. Rosjanka jak z filmów o dawnych dobrych czasach śpiewa z akompaniamentem niewielkiego przenośnego radia lub enerdowskiego akordeonu „Weltmeister”. Śpiewa po rosyjsku i niemiecku (!). „Kalinkę” również. Zupełnie jak na Kresach.
Z taśmy czasem lecą stare przedwojenne przeboje w oryginalnym wykonaniu. Śledź w śmietanie. Kołduny w barszczu – ciasto popękało już przed wzięciem do ust. Cepeliny z nadzieniem jak w kołdunach. Duże piwo parę razy – przecież to Kresy!
Kelnerka zaprasza po gotówkę do pobliskiego bankomatu, bo koleżance terminal spadł na podłoge i się popsuł. Jest jej przykro a mnie nie….
Jak to gdzie?
Tutaj>/a> i w najbliższej okolicy.
Wyszłem z wprawy.
Tutaj
Slonce i niewyspanie.. rozwiazanie: drzemac na balkonie 😉
Andrzeju, a tak bardziej w tym po prawej czy po lewej? 🙂
Andrzeju, sądzisz, że jak GPS’owi pokaże to zdjęcie to będzie wiedział, jak mnie do tych kurek doprowadzić? 🙂
Witam wszystkich, a szczególnie Zgagę i powracających na blog po dłuższej nieobecności.
Nie miała baba roboty,to pojechała na grzyby.O wpół do siódmej ze znajomą i jej ciocią pojechałyśmy aż za Wejherowo,bo one znają tamte lasy.Niby grzybów nie było dużo,ale wiaderko zapełniło się powoli podgrzybkami – wszystkie młode i zdrowe – i kołpaczkami / nazywają je też turkami,szampankami, a Pepegor jeszcze jakoś inaczej /. I to w zupełności by wystarczyło, ale panie chciały pójść na drugą stronę w zagajniczki, a tam zatrzęsienie maślaków. Dobrze,że dużo było robaczywych,ale i tak nazbierałam sporo,a znajoma dołożyła mi jeszcze swoje,bo w swoim nowym mieszkaniu nie ma jeszcze urządzonej kuchni i gotuje na małej kuchence. Dopiero w domu zobaczyłam ile tego jest. Ale szczęśliwie pozbyłam się jednej siatki maślaków, a obdarowana inna znajoma była bardzo zadowolona,bo przepada za grzybami, a nie ma czasu ich zbierać. Tak więc obie jesteśmy zadowolone. Widziałam , że sporo ludzi byłona grzybach i wszyscy coś nazbierali.
Na razie w suszarce suszy się pierwsza partia grzybów,a jeszcze tyle zostało.Marynować nie chcę, bo jeszcze sporo mam z ubiegłego roku.
Na szczęście nie musiałam nic dzisiaj gotować,ale wczoraj przygotowałam sobie farsz na pierogi / mięsno-kapuściany/ i muszę dziś zrobić te pierogi, a tak mi się nie chce. Idę więc do kuchni.
Potrawy z mięsa bizona można zjeść w restauracji w Kurozwękach.Nie jadłam osobiście,lecz oglądałam żywe bizony,które tam się hoduje w pobliżu pałacu
Ledwo powłóczę kołami. Zjechałem okolice do imentu i nigdzie aroniiu nie uświadczysz. W sklepach kobitki otwierały dzioby jak nieprzymierzając Zgaga i ni dudu! A grzyby to sobie mogę narysowac. Chyba nie występują! Czyniłem próby ale bez rezultatu o czym Wam donoszę, nieutulony w żalu.
Oj, przydałaby się nam teleportacja,wtedy Cichal miałby i aronię i grzyby, a tak to jedni mają za dużo , inni wcale. Aronii z moich krzaczków nie dam rady przetworzyć i zostanie na zimę dla ptaków.
Ciasto na pierogi już zagniecione.
jotka,
GPS głupi nie jest. Ty mu wstukaj koordynaty (są pod zdjeciem z nieba) i się okaże którędy Cię poprowadzi. Oraz dokąd.
P.S.
W „Kresowej” też coś (udziec?) z żubra było w karcie ale nawet do głowy by mi nie przyszło żeby zamówić….
Krystyno-to ja w ramach teleportacji wpadam na
te pierogi.Już chyba gotowe ?
cichal, wiesz czasem zdarzaja sie niespodzianki. Ostatnio na trawniczkach w Plano, TX pojawily sie grzyby! ale nie jakies purchawki czy inne „biale muchomory” tylko prawdziwe podgrzybki siniaki, jeden nawet u nas pod ziolami. No i co? nie zjedlismy bo to Teksas, bo nie wiadomo co rosnie. Ale co radosc to radosc. Kolezanka nazbierala u siebie koszyk – musze zadzwonic sprawdzic czy zyje bo cos sie nie odzywa dlugo 🙂
znowu chokeberries pewnie mozna gdzies znalezc w etnicznych – nie wierze, ze w NY nie ma wszystkiego. szukaj az znajdziesz 🙂 Powodzenia
Danuśka, wpadaj. Skończyłam gotować pierogi – sztuk 55. Nawet szybko się z nimi uwinęłam. Jeszcze muszę posprzątać w kuchni, bo nie posiadam stolnicy,tylko wałkuję ciasto na blacie kuchennym.A reszta grzybów czeka też na mnie.
Wandziu, byłem w latynoskich, chinskich, hiduskich itp i chokeberries niet (jeden był ruski). Spellowałem na wszelki wypadek! ZERO! Natomiast w Maine miesiąc temu znalazłem dwa niewielkie ale zdrowiiuteńkie kozaki! W moim hrabstwie nie spotkałem chociaż na grzyby jestem kozak.
ASzyszu, cały udziec z bizona????
Witaj Zgago 🙂
Jestem ostatnio bezczasowa, ale doczytuję pracowicie wszystko. Żabo, pan mąż chętnie poczyta o łopatach, szpadlach i szypach 🙂 Ja też 🙂
Andrzeju – no to w przyszłym sezonie kurkowym masz mnie jak amen w pacierzu 🙂
Dzisiaj poczęstowano mnie rewelacyjną zupą z dynii. Wszystko co dotychczas śmiało się tak nazywać, było, po prostu, wielkim nieporozumienie. Autor ! Autor! Autor zdradził , że tę zupę gotuje się tak: pokrojona w kostkę dynia 2/3 , kartofle 1/3 wsadu, czosnek-niewiele, bazylia- ciut i imbir- też ciut. Samo gotowanie około 15 minut, a potem zmiksowanie na puszystą masę. Zupa podana była w czarkah, na wierzchu łyżka śmietany i odrobina płatków migdałów. Całość- raj w gębie ! Jutro zatrenuję, ale śmiem wątpić w identyczny rezultat.
nemo relacje z innych powodów zanikły ….
jotka wspaniałej podróży i wielu pięknych przeżyć …. 🙂
Marek to czekamy na relację … Danusia ma dobry pomysł z tym najazdem na wernisaż … ja się pewnie nie załapię bo w sobotę wybywam w świat na prawie dwa tygodnie …
haneczkoa czym Ty taka zajęta jakmasz wolne …. 🙂
Jolinku, już pracuję 🙂 A poza pracą gorący dzisiaj dzień.
Pora toastowa, a tu dzisiaj okrągłe Janka urodziny!
http://www.youtube.com/watch?v=n-GbnsNgStA
sto lat!!!
A poza tym urodziny tej gorylicy z Bazylei-
patrz Nemo godz.10.13
Jolinek-w najeździe na Ostrołękę Twoja obecność
obowiązkowa !
A gdzie masz zamiar wybywać ?
przez Czechy, Austrię, Szwajcarię do Alzacji i Lotaryngii … trochę czasu mi to zabierze a Marek tak długo nie będzie czekał chociaż ja bym z wielką przyjemnością powernisażowała u Misia … 🙂
za Pana Janeczka trza wypić musowo 😆
Żabo, to o widłach piękne jest!!
Ale nie od rzeczy będzie dodać wszystkim widłowym tematem zainteresowanym że istnieją jeszcze inne rodzaje wideł, do innych niż przewalanie gnoju czy podawanie snopków do sąsieka – któż to jeszcze snopki w stodole trzyma….??
Są widły do kopania, mają cztery, lekko wygięte ale płaskie zęby, trzonek taki jak łopata – prosty, z uchwytem do dłoni w kształcie litery Y lub T. Takie służą do kopania w twardej, gliniastej, zadarnionej ziemi – takie cztery płaskie zęby łatwiej w ziemię wbić niż ostrze łopaty.
Są też gable, nie mylić z Frankiem…. widły dziesięcio, może i więcej nawet zębne ( nie mam pod ręką, więc nie policzę) które każdy ząb mają zakończony nie ostrym szpikulcem, ale kulką. Zęby wewnętrzne są bardziej wygięte, zewnętrzne takie bardziej proste, tak że całe narzędzie przypomina kształtem dłoń wygiętą w łódeczkę z rozłożonymi i lekko zagiętymi palcami – tak jakbyśmy chcieli na nią nabrać kamyków, fasoli jasia, lub żołędzi.
Takie one tępe są te gable, że służa do przewalania węgla i koksu w przemysle górniczo-hutniczym, oraz w lokomotywach a w przemyśle rolnym można nimi bezpiecznie, bez obawy o uszkodzenie przerzucać kartofle i buraki – cukrowe, pastewne i czerwone. A jak kto ma dużo jabłek na wino, jabłka też.
-przeczytałem co napisałem.. Twoje to była widlana poezja, moje to taka prosta proza….
Gable kupiłem sobie w sierpniu na moim ulubionym wiejskim złomie w Kosowie Lackim gdzie jestem miło traktowany jako nieszkodliwy złomogrzebca….a cóz pan dzisiaj znalazł??? 😉
Nówka sztuka, tylko zardzewiała….3 złote zapłaciłem, zostały na wsi.
A złomy proszę Was, nie to co kiedyś, teraz szybciej trafi na karoserię malucha lub fiata, pralkę automatycznę niż na balię, bronę czy pług.
Takie czasy….
Za Jubilata!! http://www.youtube.com/watch?v=7eCGzsXX8cM
Jolinku – Tobie również wspaniałej podróży 🙂
Zdrowie wszystkich Jubilatów. Bawcie się dobrze. Ja odmeldowuję się na czas jakiś 🙂
P.S.
Mam znakomity sposób na czyszczenie wiadra borówek. Potrzebne są:
– miska ze stali nierdzewnej
– pędzelek
– szklanka
– butelka szkockiej whisky
nożyk jest zbędny bo borówki nie mają ogonków takich jak kurki…
Dla Jotki i Jolinka zyczenia udanej podrozy i wspanialych wrazen.
Antkowi dzieki za „tesciowa”.
W telewizji „Mamma Mia”
http://sv.wikipedia.org/wiki/Mamma_Mia!_(film)
Jeszcze jedna szklanka whisky….
WordPress jest głupi..
http://picasaweb.google.pl/lh/sredir?uname=hanna.jankowska&target=ALBUM&id=5384715553394124209&authkey=Gv1sRgCMv648L2xb2O2QE&feat=email
http://picasaweb.google.pl/lh/sredir?uname=hanna.jankowska&target=ALBUM&id=5384718300237984353&authkey=Gv1sRgCKDsxvSoirP8lQE&feat=email
Borówek słoików dziesięć…
Tu, znaczy powyżej jeszcze trochę zdjęć ze Zjazdu 🙂
Antku, uściślijmy: gable są gęstsze do ziemniaków i inszej drobnicy a rzadsze do buraków.
Te do kopania popularnie nazywają się amerykany, widać tam je wynaleźli.
Mam takie gęstsze, jeszcze chyba poniemieckie, czyli jak tu mawiają – pamiętające Wilhelma – wyszachrowałam je od jednej baby. Nie całkiem wyszachrowałam, bo dałam za nie (samo żelastwo, straszliwie zardzewiałe) całe 10 PLN, czyli pewnie połowę tego co w sklepie za nowe. Tyle, że w sklepie akurat nie było a mi pewien ogrodnik prywiózł solidną przyczepę marchwi. Koniom (innym zwierzątkom też) trzeba marchew płukać. Wrzucałam więc stosowną ilośc marchwi do plastykowej kaszty, zalewałam wodą i bełtałam gablami. Potem tymi gablami wyjmowałam, przy okazji cedząc.
Później było jeszcze wiele takich przyczep. Teraz marchew przestała się tutejszym ogrodnkom opłacac, można kupić bliżej Szczecina, od razu mytą z dostawą do domu. Tyle, ze myta nie może długo leżeć.
Również gęstsze gable, po odpiłowaniu zakończeń, stajenni używali do wybierana końskiego gnoju kiedy ścielili nie słomą a trocinami.
Do wybierania końskiego gnoju z trocin to lepiej:
http://www.eclipsebiofarmab.se/popup_visa.asp?id=174
Plastikowe, lekutkie, łatwe w obsłudze…
ASzyszu, oczywiście, że te plastykowe lepsze, ale mówimy o czasach zamierzchłych,
zdradź mi do czego pędzelek, przy tych borówkach?
Metodą na czyszczenie czarnych jagód było wysypanie ich na pochyło trzymany koc. Te, co się sturlały na dól, były już czyste. Listki, igły itp przyczepiały się do koca.
Czerwonych tak się nie da.
pędzelek dla zmylenia przeciwnika…
Tak i mi się wydawało, bo szklanka i butelka to oczywiste.
W mojej okolicy w ogóle w tym roku nie było borówek.
Niezauwazona przez nikogo na blogu zakradla sie do nas kalendarzowa Jesien.
Ale to nic, jeszcze tylko zima i znowu wiosna.
Tutaj na kolorowa jesien trzeba jeszcze zaczekac 2 – 3 tygodnie, ale w pazdzierniku jest slicznie. Zdjecia z tamtego roku.
http://picasaweb.google.com/takrzy/JesienWOakdale?authkey=Gv1sRgCPe516KPsNvUVA#slideshow/5384879614603118946
Dzień dobry Szampaństwu!
A ja nawet nie wiem, czy dzisiaj środa, czy sobota – typowe w podróży. Świta, kury pieją i takie wiejskie okoliczności przyrody.
Jesień może i owszem, ale temperatury porównywalne z kingstońskimi, sprawdzałam. Jak wrócimy, zaczną się kolory.
Oczywiście „latam po ludziach”, jak to moja Mama określa, poodwiedzałam juz sporo ludzi, Jerzor zapowiedział, że już więcej ze mną nie jedzie, ciągle go gdzieś ganiam. No przecież zawsze tak było, czego narzeka, ja jestem towarzyskie zwierzę i to ja podtrzymuję kontakty rodzinno-przyjacielskie, a on wystepuje i robi za kierowcę. Jakiś podział obowiazków musi byc, do licha.
A poza tym… http://www.youtube.com/watch?v=-2LNB_zBL0s
Tak jest u mnie nad jeziorem, ale zważcie na datę – połowa pazdziernika z lekutkim okładem.
http://alicja.dyns.cx/news/17.10.2008/
Od widel do widelca niedaleko a i przez Neptuna do morza blisko. Ten co prawda wode przerzucal to mu lekko bylo.
Wczoraj bylem w Lodzi. Najpierw muzeum w dawnym wiezieniu carskim a w czasie wojny gestapowskim gdzie mojaja mama siedziala pare miesiecy i nawet jest zdjecie i notka o tym wiec bylo milo. Potem Manufaktura, ktora przyznam jest imponujaca i pieknie zrobiona. Posiedzielismy na kawie-piwku na dziedzincu, natykajac sie na holenderskie siatkarki. Potem do Anatewki i jedzonko bylo bardzo dobre. Ja wzialem gesie watrobki w wisniach (pyszne), zupe grzybowa z pulepetami miesnymi Jankiela (taka nazwa, albo cos kolo tego) bardzo dobra i ges w sosie borowikowym, farfelki i buraczki. Pic nie moglem bo jechalem (kolega dal samochod).
Jazda w Polsce to przezycie jak jazda nad morze Arktyczne albo i lepsza. Tiry mnie atakowaly z kazdej strony, wszyscy wyprzedzali ale i ja rowerzystow i traktorzystow wyprzedzalem brawurowo. Asfalt miejscami jak drogi w Klondike, przechodzi ni stad ni z owąd w piekny gladki jak lustro, wymalowany pieknie i ponownie znika za zakretem w dziurach i poszarpanych poboczach.
Kuzyn z kuzynka, ktorzy czekali w Pabianicach, zeby dalej razem jechac stwierdzili ze lepiej jak zostawie autko na parkingu (juz w Lodzi) i potem razem sie jakos upchamy w jednym (5 osob). Jak wrocilem do swojego nie moglem otworzyc, naciskam, naciskam i nic. Sie okazalo ze akumulator rozladowany ( nie mam nawyku wlaczania i co wazniejsze wylaczania swiatel w dzien). Otworzylem kluczykiem, wylaczylem alarm na wszelki zeby nie wyl jak sie juz autko uruchomi, kolega polecial do stacji kupil kable i sie uruchomilo. Lampki jakies pomaranczowe co prawda swiecily mi przez reszte drogi wiec bylo przyjemnie. Zeby bylo weselej zgubilem, badz ukradziono, tablice rejestracyjna z przodu. A z tym sie okazuje klopot i dzisiaj rano kolega do urzedu komunikacyjnego musial sie udac. Potem jeszcze wypad do domu kolegi w lesie gdzies niedaleko Lodzi i powrot do Kalisza przy swietle czerwonego rogalika ksiezyca. Nieco bokiem i tu mila niespodzianka. W ktorejs z gmin zrobiono nakladem pieniedzy z UE piekna droge, czarniutka i wymalowana slicznie (Picasso jakis pracowal). Niestety w sasiedniej gminie juz pieniedzy z Europy zabraklo i wrocilem do Polski. W sobote moglbym jechac ponownie do Lodzi na mecz siatkowki Polska-Chorwacja (kolega dzwonil ze jest bilet dla mnie) ale juz jestem poumawiany wiec chyba nie dam rady. Ogolnie musze stwierdzic ze jazda po naszych drogach wyjatkowo mi nie odpowiada, wole byc wozony albo jeszcze lepiej wsiasc do pociagu byle jakiego. Mieszkam w miejscu gdzie droga prosta po horyzont (a horyzont jest bardzo daleko) a na niej ja i jakis zagubiony w oddali samochod. Pobocza szerokie a dookola preria czyli trawa -tez po horyzont- gdybym sie nagle zdecydowal wypasc z drogi. Jak sie wiec znalezc na drodze na ktorej dwa fiaty 126p z trudem sie mijaja, do tego trzeba objechac traktor z burakami bo sie kampania cukrownicza zaczyna a PKS i TIR co na skroty jadą zawina nami jak derwiszami. Potem juz prosta choc nieco wyboista droga do celu wsrod sprzedajacych grzyby, jablka, ziemniaki i inne niezbedne lasuchowi do zycia produkty :-). Jak widzicie przygod mam co niemiara. Wegorzyk co go kupilem byl sobie taki. Jak mie sie cos przypomni to dopisze za pare minut a teraz ide na papieroska.
Preriowe ostrygi – to jest niezwykle danie z bizona, danie rodem z Alberty w Kanadzie, sporzadzane przez miejscowych Indian. Uznawane jest za najlepszy … afrodyzjak. Moze ktos poda dokladniejsza informacje o tym
daniu ?