Moda na bratanków

 

W czasach mojej młodości wina węgierskie, zwłaszcza Egri Bikaver i tokaje, były szczytem wyrafinowania i dobrego smaku. Po zmianach ustrojowych wina bratanków niemal zniknęły ze sklepów. Ostatnio wracają i to triumfalnie. Sprowadza je np. Marek Kondrat, co dodatkowo motywuje do ich kupna snobów. Przyznać muszę, że i ja zachęcony artykułami krytyków winiarskich, do których mam zaufanie, kupiłem kilka różnych węgierskich butelek. I nie żałowałem.

Ostatnio zaś znalazłem artykuł Tomasza Prange-Barczyńskiego, szefa „Magazynu Wino” pełen zachwytu dla płynnej produkcji z madziarskich winnic. Oto jego fragmenty:
„Najcieplejszy węgierski region winiarski, położony na południe od Peczu tuż przy granicy z Chorwacją – Villany uchodzi za idealne miejsce produkcji win czerwonych. W istocie, tutejszy vorós bor uznawany jest przez wielu za najlepszy w całych Węgrzech. Powodów jest kilka: znakomity klimat, wyjątkowe siedlisko, licząca ponad 250 lat tradycja, przede wszystkim zaś grupa znakomitych producentów, których „wiek męski” przypadł akurat na okres ustrojowej i ekonomicznej transformacji.

 

Historia poważnego winiarstwa w Villany zaczęła się w 1740 r., gdy do regionu napłynęli niemieccy osadnicy. Stworzyli tu prawdziwą kulturę winiarską. Oni też przywieźli pierwsze sadzonki kluczowego dziś szczepu – portugiesera. Sto lat później wina z Villany znane już były na salonach Europy. Po II Wojnie Światowej komunistyczne władze wyrzuciły niemieckich osadników, którzy w tamtym czasie stanowili zdecydowaną większość populacji regionu. Zostać udało się tylko nielicznym. Rodzina maleńkiego wówczas Edego Tiffana po prostu uciekła z transportu i ukrywała się w okolicy przez kilka lat, aż pozwolono jej wrócić. Czasy kolektywnego winiarstwa nie były dla Villany łaskawe. Winnice obsadzono nowymi krzewami w taki sposób, by można je było uprawiać maszynowo. Władzom bardziej zależało na ilości niż jakości, wydajność winnic była więc ogromna. Po zmianie systemu lokalni winiarze, podobnie jak w Tokaju, szybko odnaleźli się w nowej rzeczywistości. Dobrze rozumieli tutejsze siedlisko wiedząc, że mają w rękach skarb. Za pierwszy (niestety obiektywnie bardzo słaby) rok wolnego winiarstwa w Villany uważa się 1990, kiedy to na rynek trafiły pierwsze butelki z piwnic Bocka, Polgara, Tiffana i obu gałęzi rodziny Gere.

W winnicach Villany niepodzielnie króluje portugieser. Z 318 ha upraw pochodzi lekkie wino, którego hektolitry Węgrzy wypijają już kilka miesięcy po zbiorach. Ten często pogardzany szczep jest kołem zamachowym tutejszego winiarstwa. Sprzedawany jako primór (odpowiednik primeur) trafia na rynek już w listopadzie na św. Marcina i skutecznie zastępuje nad Dunajem beaujolais nouveau. Regularny portugieser trafia do sklepów raptem miesiąc później lekki, owocowy, kwaskowy, a przy tym tani, stanowi idealny „rozpuszczalnik” dla tutejszej tłustej i ciężkiej kuchni.

Winiarze z Villany kochają cabernety. Obie odmiany: sauvignon i franc stały się modne kilka dekad temu, znajdując na stokach Szarsomlyó idealne siedlisko. Nowe nasadzenia robi się już „po europejsku” – gęsto (nawet do 8 tys. krzewów na ha), tak by winorośl musiała walczyć o swoje na skalistym podłożu, a wydajność została naturalnie ograniczona. Miesza się je (same lub z dodatkiem merlota, zweigelta i kekfrankosa) lub winifikuje i butelkuje osobno. Zachwycałem się szczególnie możliwościami czystych cabernet franc. Villany jest jednym z niewielu siedlisk w Europie, gdzie odmiana ta potrafi dać tak czyste, kompleksowe, mocne i pachnące wina.

Osobny rozdział stanowi pinot noir. Niemal każdy winiarz próbuje sił z tą trudną odmianą, ale win jest niewiele. Uprawy burgundzkiego szczepu liczą ledwie 13 ha, zaś najlepsze wina pochodzą z Varedó – winnicy ukrytej za spektakularnie wcinającym się w zachodnie zbocza Szarsomlyó kamieniołomem.
Zagadką pozostaje dla mnie miejscowy kekfrankos. Szczep, który w nieodległym przecież Burgenlandzie potrafi dać eteryczne, pełne środkowoeuropejskiego charakteru, wielkie niekiedy wina, za które wiedeńczycy gotowi są płacić po kilkadziesiąt euro, w rękach zdolnych przecież winiarzy z Wlany nie odbiega od węgierskiej średniej. Smaczny i treściwy, pozostaje winem środka. W winach wielkich pojawia się jako składnik kupażu. Pytani o przyszłość producenci wzruszają ramionami. Cabernety, merlot, pinot noir bardziej zaprzątają ich myśli. Narzekają na stare, „komunistyczne” nasadzenia kekfrankosa. Tymczasem coraz chętniej sadzą… syrah – widząc w rodańskiej odmianie materiał na wielkie icon wines.”

Po tym artykule sięgnąłem po ostatnią butelkę zweigelta. Tyle tylko, że nie był on z Węgier lecz z pobliskiej Austrii. Opustoszałe miejsca w winiarce w Warszawie i w piwniczce na wsi wypełnię jednak zgodnie z poradami Tomasza także i produktami bratanków z południa.