Nie masz cwaniaka nad…
NIK, PIH i inne agencje kontrolujące uczciwość rodaków to nie jest wynalazek ostatnich lat. Oszuści byli zawsze. A stróże porządku ścigali ich (często bezskutecznie) też od stuleci. W „Intymnym życiu niegdysiejszej Warszawy” czytamy:
„OSZUSTWA W HANDLU TO PROBLEM
równie stary jak sam jego patron – Merkury. Już w pierwszym przewodniku po Warszawie z połowy XVII wieku ostrzegano przed i takimi praktykami. „Nuż i kupcy, gdzie bławaty, różne towary, szkarłaty, a drudzy zaś sukna wszelkie, karmazyny w cenie wielkie, w ciemnych sklepach sprzedawają, za przedniejsze udawają” – czytamy tam.
Nie tylko korzystano ze złego oświetlenia, ale i w pełnym blasku dnia nieuczciwy rzeźnik czy piekarz potrafił oszukać na wadze czy jakości. To takich właśnie handlowców, jak i przekupki skupujące produkty po cenach spekulacyjnych, zamykano w żelaznej klatce wystawionej na Rynku Starego Miasta, o której była mowa wcześniej. Po krótkiej przerwie reaktywowała tę formę kary uchwała rajców miejskich z 26 lutego 1702 roku: „…ażeby klatkę na przekupki i Żydy jako najprędzej postarał się postawić Imć pan podskarbi…”. Klatka ta funkcjonowała – przypomnijmy – aż do początku XIX wieku.
W celu ukrócenia nadużyć piekarzy, rzeźników i szynkarzy z początkiem 1839 roku zaczęto publikować personalia tych wszystkich, którzy za różne wykroczenia byli trzykrotnie karani wyrokami Wydziału Policyjno-Sądowego. W „Kurierze Warszawskim” dość często w tym okresie ukazywały się owe ogłoszenia, opatrzone na ogół formułą, że spotkało to sprzedawców „za droższą cenę, uszczuplanie wagi i dopuszczanie się obelg przeciw kupującym”. Karą zasadniczą była grzywna, a w przypadku ubóstwa – kilkudniowy areszt zaostrzony konfiskatą zakwestionowanego towaru na rzecz szpitali.(…)
Na konieczność urządzenia odpowiedniego laboratorium prasa wskazywała niejednokrotnie, ale miasto skąpiło funduszów na ten cel. Dopiero w latach osiemdziesiątych zaczął dokonywać analizy produktów spożywczych w swoim prywatnym laboratorium dr Aleksander Marian Weinberg. Robił to na koszt kupujących artykuły; okazywało się wtedy, że najczęściej fałszowano masło, wódki i herbatę, zaś wino węgierskie bywało w wielu przypadkach mieszaniną cukru, alkoholu, kwasu salicylowego i wody. Już w 1832 roku „Kurier Warszawski” przestrzegał przed fałszowaniem masła na różne sposoby przez wiejskie kobiety sprzedające je na targach. Teraz „rozbiory” chemiczne to potwierdzały.(…)
Wyrzekania i postulały prasy niewiele obchodziły carskich czynowników, którzy obsiedli już w tych latach wszystkie urzędy miejskie. „O analizo produktów spożywczych, kapłanko zdrowia publicznego, kiedyż ty będziesz miała godną siebie świątynię, w której pod pręgierzem stawiać będą wszystkich niesumiennych kupców i dostawców?” – pytał w 1893 roku Marian Gawalewicz w kronice „Tygodnika Ilustrowanego”. Inni alarmowali może już nie tak patetycznie, ale równie bezskutecznie.
Niekiedy prymitywne analizy robiono „z urzędu”. Początkowo w wielu wypadkach czyniono to dosłownie na wyczucie. Już w 1847 roku – o czym skwapliwie doniósł „Kurier Warszawski” – „policja zabrała u starozakonnych handlarzy tutejszych śledzi beczek 20, ser, bryndzę, kosz cytryn”. Śmierdzące artykuły utopiono w Wiśle, a sprzedawców pociągnięto do odpowiedzialności, ostrzegając innych przed handlowaniem podobnymi produktami. (…)
Z czasem zaczęto, w wąskim jeszcze zakresie, sprawdzać jakość produktów wprost na targowiskach. W 1893 roku Wiktor Gomulicki pisał w „Tygodniku Ilustrowanym”, iż „analiza policyjna niedawno dokonana na targach wykazała, że w 33 przypadkach na 100 mleko warszawskie bywa imitacją mleka”.
W następnym roku Marian Gawalewicz na tych samych łamach komentował zdemaskowanie przez stację higieniczną „laboratoriów Borgiów, które winiarze założyli w okolicach ulic Gnojnej, Dzikiej, Smoczej, Gęsiej – słusznie tak nazwanych zarówno ze względu na fabrykantów, jak i ich produkta”. Na sto butelek win z etykietkami – bordeaux, portwein, malaga, xeres, lafitte, burgund, johannisberger i innych, ?na wspomnienie których sam Bachus się uśmiecha” – 73% należało do falsyfikatów ?mniej lub więcej zdrowiu szkodliwych”, gdyż były „mieszaniną spirytusu, cukru, fuksyny, czernicy, kwasu winnego i salicylowego, oprócz rzeczy, których nawet chemia nie zna albo nazwać się sroma”. Po skosztowaniu „człowiek z niedowierzaniem patrzy na siebie, czy sam jest autentyczny”.
Nie można wierzyć etykietom – przestrzegał inny dziennikarz klientów drugorzędnych firm kupieckich – większość koniaków i likierów francuskich produkuje się we Wrocławiu. Publiczną tajemnicą było miejsce dojrzewania innych równie wytwornych napitków z hukiem podobnym wystrzałom otwieranych co wieczór w intymnych gabinecikach restauracji. Popularnie mówiło się przecież: „grochowski szampan”. ”
A dziś się dziwimy „markowym” torebkom posłanek lub whisky czy koniakom produkowanym nad Wisłą. A to wszystko już było, już było…
Komentarze
Dzień dobry, aczkolwiek chłodnawy:
a propos wczorajszego – kusi mię jutro na targ,
a propos dzisiejszego – oby nie 😉
Z dzieciństwa pamiętam baby z koszami dostarczające sery, jaja, masło, śmietanę i nielegalą cielęcię. Do nas przychodziły dwie – babiszon śmietaniszon i babiszon cielęciszon. Moja Mama, z wykształcenia chemik, sprawdzała jakość śmietany wkraplając jodynę na łyżkę śmietany. Jeżeli była zafałszowana mąką dla większej gęstości, skrobia zabarwiała się na fioletowo. Miód sprawdzała ołowkiem kopiowym, jeżeli był pomieszany ze sztucznym to też się zabarwiał, ale zapasy miodu i jaj z reguły kupowała na znajomych wsiach. Z cielęciną szło głównie o wiek cielęcia, czy aby nie za młode.
Pluszak-za Twoje podsumowanie dwóch ostatnich
artykułów Gospodarza 5+
Danuśko:
Stara Żabo: u mnie chodziło się do śmietaniszonów, tamten śmietan niefałszowany to boski był
Wszystko już było – i Ben Akiba,
Tych samych ludzi – nie było chyba…
Matka natura przychyli nieba
Wszystko powtarza – taka potrzeba…
Dlaczego tylko przeszłość ma znać
Te wszystkie szwindle,
taka nać…
zeen, „nać” to skrót od „nacja”? 😉
ciągle trzeba komuś patrzeć na ręce … 🙂
śliwki zaoctowane … jutro zrobię w tym occie po śliwkach gruszki … zobaczymy co wyjdzie …
Nie masz cwaniaka nad… przemysł spożywczy 😎
Z wody, tłuszczu roślinnego, skrobi, białka z serwatki, aromatów i barwników zrobi ser o 40 procent tańszy od tradycyjnego, z kawałków mięsa sklejonych glutami – szynkę itd. itp.
Na gotowej pizzy ze sklepu nie ma ani prawdziwej szynki, ani sera, a smakuje milionom 🙄 I o to chodzi 😎
Pamiętacie morągowe krewetki z Litwy?
Sprzedawanie natki pietruszki pomieszanej z nacią marchewki to jest małe oszustwo…
Czytajcie etykietki na Waszych zakupach.
˙˙˙??uo??z? ??śo?l??? o ?zs???u?ods? ??u ‚?użo? ??u ćź???zo? ??? ???lo?? ?u ?ż ‚?u?s?d ??? o?sęz? ?uo ?p???
zeen, co kupiłeś? 😯
Lepiej tego nie jedz 🙄
Ciekawe, u PK wchodzi.
Nic to, ważne, że z takim opisem to nemo ma rację: nie spożywać, nie nabywać, zwiewać gdzie pieprz z czytelnymi nalepkami.
zeen,
mógłbyś to zamieścić u PK? Ciekawość mnie zżera, co to było 😉
U mnie jak zwykle po obiedzie. Była żabnica z koniakiem i zielonym pieprzem, dziki ryż i liście boćwiny z czosnkiem. Sałata endywia kędzierzawa. W lodówce czeka na konsumpcję ostatni ogórek 😎
U Nemo żabnica z koniakiem i zielonym pieprzem,
to tak jak i innych pomidorowa z makaronem i zieloną
pietruszką 🙂
Żelazny punkt programu,przynajmniej raz w miesiącu.
To była banalna uwaga o częstym stosowaniu mało czytelnych napisów na wspomnianych etykietach. Tyle, że do góry nogima… co u PK wchodzi a tu nie chciało.
PS
głodomór… tyle zżarła i jeszcze ją ciekawość żre… 😉
Ciekawość – pierwszy stopień do wiedzy 😎
Danuśka,
częstotliwość pojawiania się żabnicy na moim stole zależy od częstotliwości pojawiania się jej w moim Migros po promocyjnej cenie 😉 Chyba rzadziej niż raz na miesiąc 🙁 Właściwie to przeważnie jej wcale nie ma, a jak się pojawi, to w dużej ilości i trochę taniej, ale i tak drogo 🙄
Pomidorowej mój Osobisty nie lubi, więc nie gotuję. On ogólnie nie przepada za zupami, ale jada jak musi. Najchętniej – rosół, flaczki, grzybową, zupę z dyni i barszczyk z uszkami. Pomidory woli w spaghetti albo pizzy.
Czy wszyscy zjazdowicze przezyli zawartosc Poczty Butelkowej.
Jak na razie nie znalazlem zadnego nekrologu.
Mój przyjaciel wyhodowal dynie o dotychczasowej wadze na oko 30 kilogramów i nadal rosnie. Teraz szuka ofiary komu podarowac. Radze kantynie jako wspomnienie ojczyzny na gdzies wysunietej zagranicznej placówce
Pan Lulek
Byl drobny blad w adresie i wyslalo do cenzuy.
Pan Lulek
Nemo- dzięki za szczególy na temat zakupów żabnicy.
Przyznam,że rzeczywiście trochę mnie ta Twoja
ryba intrygowała. Teraz wszystko jasne !
Jakoś widzę ,że upodobania, co do zup u naszych Osobistych
B A R D Z O P O D O B N E !
A przy okazji- u mnie dzisiaj halibut.
Leżał sobie w zamarżalniku, aż dzisiaj na niego padło.
Młodzież dzisiaj wyjeżdża nad morze, na odjezdne rąbią drewno na ognisko i układają porządnie pod grabami. Chyba do następnej jesieni starczy.
W ramach prac domowych zrobili mi stojak na siodła z nieco przerobionej cavaletki, czyli takiego drąga na nóżkach-krzyżakach, który służy do treningu koni – w zależności jak go obrócić drąg jest na różnej wysokości. Bardzo jestem zadowolona, dawno już coś takiego planowałam, ale jakoś mi nie wychodziło. Do tego współnymi siłami zakonserwowaliśmy z 10 siodeł, głównie tych na codzień nieużywanych. Jakby jeszcze parę dni zostali to znalazłabym więcej różnych rzeczy do posmarowania.
Przyszła do mnie kobieta po prośbie.
Pyta czy może urwać sto liści z wiśni.
Będzie robiła nalewkę z aronii.
Rwij, kobieto rwij, mówię.
A może chciała poderwać?
Pisano dawniej, że aby oszukać, korzystano ze złego oświetlenia… Teraz korzysta się z oświetlenia odpowiedniego 😎 Kto chodzi do supermarketu, niech sprawdzi, jaką lampą oświetlone są owoce, a jaką mięso i dlaczego apetycznie żółtawe winogrona w dziennym świetle okazują się zielone… Na targu służą temu żółte i czerwone markizy…
Marku- może chciała….
Podryw na liście z wiśni !
A Twoje strzały, to gdzie się podziały ?
Ja w powyższej sprawie naradę z Pyrą już odbyłam.
W odpowiednim czasie sprawozdam odpowiednie
szczegóły. Chyba, że nie będzie co sprawozdawać 🙁
Jest dla mnie sprawą wysoce tajemniczą rzeczą jak dodatek wiśniowych liści przerabia smak aronii na wiśniowy. O nalewce słyszałam, spróbuję dodać jak będę robić sok. A jak przetrzeć to wyjdzie dżem wiśniowy?
100 liści to na ile aronii? Coś mi się pałęta po głowie, że 25 na kilogtam przy nalewce. Czy ta nalewka zjazdowa też była z liściami wiśni? Producent, do raportu!
Mówiła że trzeba zagotować aronię z liśćmi i cukrem. Może chodzi o garbniki w liściach.
Pół kilograma aronii , 100 liści …
Dalej nie wiem.
Jak się chłop na kobietę zapatrzy to przestaje słuchać. 🙁
To aronia ma za mało własnych garbników? 😯 Przecież jej cierpkość to od tego.
– Mój lubi pomidorową
– mój też…
– Mój lubi na boku
– mój też…
– Mój ogląda filmy wojenne
– mój też…
– umówiliśmy się za pięć minut, pewnie zaraz tu będzie
– A my się umówiliśmy z trzy godziny, ale widzę, że już idzie…
OK, producent już nalewki już wiadomy.
A kto zgadnie kogo Pyra przechrzciła na Segregatora? Jemu samemu się myli i nie wie czy przypadkiem nie jest Skoroszyt.
„segregator” według Pyry to yyz
Gdzieś czytałam, że liście wiśni w nalewce z aronii mają właśnie zniwelować jej cierpkość.
ja liście wiśni daje do ogórków kiszonych … jakąś moc mają te liście …:)
Czy ktos wie, czy mozna zamrozic swieze figi? Dostalam wczoraj duzo, z czesci zrobie konfiture ale chcialabym tez przechowac na zime i wykorzystac np do ciasta czy pasztetu z kaczej watrobki. Dziekuje z gory za odpowiedz.
Sladem Jolinka tez mam ochote wykorzystac przepis Zaby na sliwki w occie ( jak to ladnie powiedziala: prosty jak klebek sznurka w kieszeni!).
Nemo, czy mozesz zdradzic jak podajesz liscie bocwiny z czosnkiem? Czy sa duszone na masle?
moze by tak te liscie na boku do pomidorowej jak Chlop „tora,tora, tora” katuje po raz czterdziesty, skoro mocy tyle w onych
Alina, takie wykopalem:
http://www.cuisine.berberber.com/forum/ftopic4516.php
U mnie dziś na obiad były kurki w śmietanie! Wszyscy domownicy baaardzo lubią 🙂
a u mnie zupka jarzynowa z fasolką szparagową żółtą … ziemniaki z koperkiem i śledzie w śmietanie … kompot śliwkowy .. też dobre było … 🙂
Slawku, dziekuje za link, znalazlam odpowiedz wiec teraz do pracy.
Ludzie pojecia nie macie, jak ja Wam tych sledzi zazdroszcze
Sławciu prosta sprawa … Miś jak jedzie do Ciebie to bierze 2 kubełki śledzi a Ty wcinasz ze smakiem … 🙂
Sławku,
dzięki, to ja sobie też zamrożę, bo konfitury zrobiłam już chyba z 5 kg.
Alino,
tę boćwinę (zieloną część młodego liścia) blanszuję najpierw kilka minut, odcedzam, przelewam zimną wodą i dobrze wyciskam. Potem kroję lub siekam na mniejsze kawałki, rozgrzewam masło na patelni, dodaję zmiażdżony czosnek, jak zapachnie dorzucam boćwinę, sól, gałkę muszkatołową i duszę kilka minut, czasem podlewam lekko śmietanką.
Łodygi robię osobno, ugotowane w wodzie z solą podsmażam lub zapiekam pod beszamelem albo samym serem gruyere.
Z powodzeniem można mrozić figi,aktualnie mam takowe w zamrażarce i dla potrzeb dowodowych 3 rozmroziłam…są świetne.
Nemo, dziekuje za odpowiedz.
Owoce zamrazam najpierw ulozone na tacy, tak zeby sie nie dotykaly. Dopiero potem wkladam je do torebek. Pewnie tez tak robisz.
Co za dzien. Wcina i wcina. Do ogórków dobrze dodawac liscie debu albo uzywac debowych beczek.
Pan Lulek
do ogorkow, to wodke trzeba dodawac, a nie jakies liscie, mnie wcina, bo podobno od dwoch tygodni mamy zaklepane wyjscie, a ja juz w pizamie, wiec cos chyba powinienem zrobic na odwrot, spodnie, koszula, krawat?
dym sie kupil, lece
Sławek zadziwiasz mnie! jak to wódkę do ogórków? Dyc to obraza Boska! Ja daje tylko dębowe i ogórki jak nieprzymierzając sempiterna Jagienki co to orzechy nią gniotła!
Wódka dębowa do ogórków albo śledzika…
Dbaj o zwierzątka i je szanuj, a one ci się któregoś dnia odpłacą:
http://www.youtube.com/watch?v=0Fl9HMM1Po8
jak to, wódka bez ogórka?
I łoto chodzi i łoto chodzi, jak mawiał pewien sołtys, no bo kto by wódke do łogórków. Pod ogórki czeba!
Witam.
Polska czcionka, wczorajszy temat dziś go odnowię. Przechodzimy do…
Panel sterowania–>zmień klawiatury lub inne metody wprowadzania danych (pod zegar, języki i region)–>zmień klawiatury–>Dodaj…
następnie szukasz polski programisty i zaznaczasz–> ok
potem ustaw „Język domyślny” na polski programisty. panel
potem ustaw „Język domyślny” na polski programisty.
Smacznego.
Miś jedzie do Sławka :
20 kilo kiełbasy, 10 wiaderek śledzi w śmietanie . 5 litrów Dębowej. litr wiśniówki, 20 słoików kurwek, ogórki korniszonki, dwa kilo chrzanu,
Rączka lewa , rączka prawa, plecaczek , wózeczek…
Nemo, najpiękniejsze są oczywiście żaby, ale te krowy w kapciach to majstersztyk
Litości nad staruszką nie mają, takie syny i córy blogowe! A mówią, że lubią…
Pierwsza naskarżyła na mnie Krystyna, na Zjeździe : Pyra się skarży, że jej do komputera nie dopuszczasz! Młodsza się obraziła : ja Cię nie dopuszczam? Ja tylko pracuję. Matka, bo Cię przestanę wpuszczać do mojego pokoju!
No nic, przycichło. Dzisiaj YYC, czyli Calgarczyk, czyli Segregator uderzył w ten sam ton, a Młodszą pioniosło z nerwów :”To nie pierwsza osoba, która mówi, że oczerniasz rodzone dziecko na blogu; zobaczysz – będę Cię trzymać na odległość strzału, musisz odszxczekać kalumnie” No, to odszczekuję.
Żabo, jutro Ci Ryba liście policzy; teraz Matros właśnie wrócił po trzech tygodniach i nie ma głowy do liści.
Calgarczyka też obszczekam później – miły, przystojny i pogodny pan. Został potraktowany per noga, nie dostał deseru, Pyry zapomniały. Dosta l natomiast do spróbowania absynt z I Zjazdu i Lulkową śliwowicę ze Zjazdu trzeciego. Nalewki serwowano ostrożnie, boć wernisaż Sławka czekał.
śledzie mają być w sosie własnym … 🙂 …. Misiu co to dla Ciebie … 😆
Bry wieczór,
to Alicja od Alsy się włĄcza. Szybko pozdrowienia dla wszystkich od nas i Jerzora, bo udajemy się, bynajmniej nie do spania, noc jest długa!
Utarłem kartofla. Wyszła duża blacha rejbaka
Się upiekło, nawet dobry.
Trzeba będzie się podzielić.
Czy robienie jedzenia dla plutonu wojska jest dziedziczne?
Mam to po babci.
Małej blaszki nie umiem.
Niniejszym donoszę, że jutro Eska ma urodziny, toast tradycyjnie o 20:00
Marku, ja też nie potrafię mało gotować i co gorsza nie lubię. Ja podobno mam po Dziadku, jak już to hurtem.
Prośba dodatkowa: jutro rano Ala jedzie swoje pierwsze oficjalne zawody, nie jakieś tam amatorskie. Ma już licencję zawodnika i jej klaczka Paloma też. Obie pierwszy raz startują razem a ponieważ nie znamy historii tej klaczy, może to być też i jej pierwszy start.
Ala jedzie w kategorii młodzików, konkursy też są w miarę łatwe, ale od czegoś trzeba zacząć. Nasze ambicje na razie ograniczają się do ukończenia zawodów w ogóle (w sumie 5 przejazdów: skoki i ujeżdżenie), nie mamy pojęcia jak Paloma się zachowa.
No to trzymamy kciuki za Alę na Palomie: fizycznie i mentalnie !
Zabo, tez bede trzymac kciuki za Ale.
Nemo, zwierzeta z Migros przekazalam dalej, niech znajomych tez wprowadza w dobry nastroj.
Było o targach, handelkach.
Pokażę kilka zdjęć z wrześniowych targów w Zwierzyńcu i Biłgoraju. To co lubię najbardziej, to czego coraz mniej, tego co ginie wraz za śmiercią wytwórcy, prawdziwe rękodzieło, coraz mniej tego. Tylko wiklina trzyma się mocno, młodzi przejmują fach po starych, niedaleko zagłębie wikliniarskie – Rudnik nad Sanem. Z rzeczy już „wymarłych” kupiłem sobie miarę do zboża – garniec, ostatnie sztuki na magazynie….
Widziałem w Biłgoraju przydomowe „magazyny” dwóch potentatów targowych handlujących na okolicznych targach właśnie takimi artykułami, robiły wrażenie. Takie po kilkadziesiąt m2 zapełnione na 2,5 merta w górę beczkami, dzieżami, szatkownicami, krzesłami, zabawkami- wózki i łózka dla lalek, taczki, takie popychadełka na patykach, wikliną, sitami, kołyskami dla dzieci, przetakami, maselnicami, narzędziami- kosy, motyki, siekiery, cudami różnymi, długo jeszcze można….
Parniki nawet mieli!
Wracają do łask po zachłysnięciu się elektryką, takie jak dawniej, węglowe. Kosztuje w wersji standart 250 zł. Nie kupiłem…. 🙁
Ale co nieco innego, taaaak!!!! Miarę zbożową, krzesła stare i nowe, wózek drabiniasty, taki z dyszlem – miałem dzieckiem będąc. Nie mam go na zdjęciu, ale fajny jest!! Antkowa wypatrzyła w magazynie.
Ten handel podzielony jak w mafii, między rodziny. Nie wchodzą sobie w drogę, mają podzielone targi w okolicznych powiatach, wy tu, tu i tam a my tu, tu i tu i porządek jest.
Ale obcego to pewnie by pogonili, oj pogonili!!
http://picasaweb.google.pl/antekglina/Targ02#
Może Wy gdzieś, coś ciekawego widzieliście??
Ja się skaleczę! Przetaki były! Tutaj u mnie przetaka nie kupi a potrzebuję. Trzeba się będzie na południe wyprawić.
Wózek z dyszlem, moje marzenie w dzieciństwie. Oczywiście mi nie kupili.
A teraz to bym chciała kupić wóz bigorajski albo krakowski, taki z wyplatanymi bokami (nie półkoszki) co by nim rodzinę i znajomych wozić na grzybobranie albo jaką inną wycieczkę
Stara Żabo 🙂 – przyjęłam do wiadomości i zrobię rozeznanie w następny czwartek. Jakby co – przetak podeślę. Co do wozu- zostaję przy rozeznaniu 😉 .
Anka, ale wicie ja duży potrzebuję, co by owies przesiać, znaczy piach odsiać. Czasem się taki zakurzony trafi, że az strach koniom dać.
Z góry dziękuję – thank you from a mountain – jak to niektórzy tłumaczą 🙂
Żabo, ja się tam nie znam, ale jak mi podpowiesz jakiego dużego mam szukać -to może taki znajdę- jak to mówią- dla chcącego…itd 😉
Maggie,
wiem, że jeszcze miałem dopisać coś w temacie wiedeńskiej gastronomii ale jakoś mnie robota nie chciała rzucić. Piszę więc szybko, bo niedługo budzik zadzwoni 😉
Nie ma w Wiedniu Bendigasse, ale jest Bendlgasse w 12-tej dzielnicy.
Jeśli tam będziesz mieszkać, to niedaleko jest stacja metra U6 i U4, więc i cała reszta Wiednia będzie blisko. O ile będzie spacerowa pogoda, to polecam wybrać się metrem U6 na krepy albo coś podobnego do lokalu La Creperie nad brzegiem Starego Dunaju (Alte Donau) – http://www.lacreperie.at, skąd można spacerem przetransferować się przez Donaupark (z wieżą telewizyjną) w stronę UNO-City do stacji metra U1, którym z kolei można błyskawicznie przemieścić się przez środek Wiednia.
Alternatywnie można ładną pogodę wykorzystać na wizytę w jakimś Heuriger na Grinzingu albo Neustift.
Z kiosków z kiełbaskami można polecić jeden na tyłach Opery, przed Albertiną a drugi na Hoher Markt. Ale proponowałbym raczej „zaliczyć” Radatza przy Schottengasse, czyli rzeźnika. Warto.
Kilkadziesiąt metrów dalej, Schottengasse w stronę Ringu, można utknąć na dłużej w bardzo porządnym mieszczańskim lokalu Zum Leupold. Kto ma grubszy portfel, niech zejdzie na dolny poziom zwany Zum Kupferdachl, to jakby knajpa w knajpie.
Pizzerie na ogół serwują poprawną pizzę, ale taką prawdziwą neapolitańską, odjazdową i jedynie słuszną dostanie się tylko w drugiej dzielnicy w Pizza Mari przy Leopoldsgasse 23, chociaż proste ambiente nie zaprasza do przesiadywania w tym lokalu.
Gdyby ktoś zamierzał odwiedzić Huntertwasserhaus w trzeciej dzielnicy, może od razu przysiąść w restauracji w pobliskim Haus der Kunst (też Hundertwassera), ale lepiej niech ruszy tyłek 200 metrów dalej, do gasthausu Wild przy Radetzkyplatz. Górna półka, chociaż ceny umiarkowane.
To tylka kilka wybranych propozycji. Na więcej nie mam już energii. A może wystarczy?
Wszystkie wspomniane lokale zweryfikowałem osobiście. Polecam.
Jest też w internecie całkiem niezły przewodnik po wiedeńskich lokalach:
http://www.falter.at/web/wwei/best.php
Chyba zmęczenie wzrok mi odjęło. Huntertwasserhaus? Nie znam…
o tej porze Pawełku masz prawo źle widzieć ….;)
piękny weekend się zapowiada czego i Wam życzę 🙂
Do obejrzenia polecam spalarnię śmieci, też 100wassera 😉
Dziś dzień piromana. Znowu sobie zapalę 😎
Na razie jedna blacha ciasta z jagodami i kruszonką już w piecu, druga czeka. Ciekawa jestem rezultatu, bo zaeksperymentowałam i zamieszone ciasto drożdżowe wstawiłam wieczorem do lodówki i poszłam spać. Rano miska z ciastem była pełna, ale jak je wyjęłam do wałkowania, to takie gliniaste jakieś było 🙄 Rozwałkowałam cienko, prawie jak na pizzę. Jak się upiecze, ruszamy w góry. Pogoda jakoś się trzyma, cała nadzieja w halnym, że przyhamuje nadciągające deszcze, na zachodzie już pada…
Eska!
Zdrowia, szczescia, pomyslnosci i stu lat!
paOlOre,
Taki Hundertwasser powinien sie jednak we Wiedniu znalezc.
Wylacze teraz kompa, bo cale dzisiejsze urodziny mojej Lauruni na mojej glowie.
Do wieczora,
pepegor
Eska – Pyry Ci życzą wszystkiego, co sobie sama życzysz!
Za Alkę trzymam kciuki mentalnie – kciuk rzeczywisty jest mi dzisiaj potrzebny.
Toasty będą wznoszone o stosownej porze.
Witam wszystkich blogowiczów. Ze słonecznego Świnoujścia ślę życzenia dla Eski – coby zdrowa była, miód i wino piła, jadła same pyszności i miała wielu gości. Zaraz zabieram się za sprzątnie – Matros wczoraj wrócił – do 2 w nocy impreza u teściowej a dzisiaj od 17 u mnie grill. Chata po remoncie nie wysprzątana . Roboty co niemiara. Cóż zaraz się zabieram. Znajdę jeszcze czas na znalezienie przepisu na aroniówkę i zaraz umieszczę. Ryba
Stara Żabo Ja również trzymam kciuki za Alkę i konia, żeby nie tylko ukończyła zawody ale również dobre miejsce zajęła. Pozdraiwma Ryba
dla Jubilatki wszystkiego dobrego i zdrowia … 🙂
za Młodą Amazonkę trzymam kciuki … 🙂
Oto przepis na zjazdową nalewkę z aronii od mowjej Teściowej 🙂
– torebka od cukru owoców aronii
– 20 liści wiśni
– 70 dkg cukru
– mały kwasek cytrynowy
– 1,5 litra wody
– 0,5 litra spirytusu
Owoce aroni z liśćmi wiśni plus woda ? zagotować (dość długo), następnie przelać na sito i lekko odcisnąć (jeżeli chcecie by nalewka była klarowna wycisnąć bardzo delikatnie lub tylko odcedzić) Dodać cukier ? rozpuścić, dodać kwasek cytrynowy. Całość doprowadzić do momentu zagotowania, ostudzić. Do zimnego płynu dodać spirytus. Powinno być 2 litry płynu, jeśli nie to uzupełnić wodą.
Ja to wszystko mnożę przez 5 bo nie lubię się rozdrabniać – robię od razu 10 l.
Pozdrawiam Ryba
Sprzątanie nie może już czekać więc się zmywam. O 20 wypiję zdrowie Jubilatki razem z moimi gośćmi 🙂 Powodzenia Ryba
Meldunek z placu boju, znaczy z małego (20 x 40) czworoboku: pierwszy przejazd ujeżdżenia mniej więcej na oko w środku stawki, znaczy na 61% (oceny trzech sędziów, rozpiętość 57 – 64). Nie mam zielonego pojęcia jak się dzieci na kucach ocenia. Podobno w ubiegłym roku były dopuszczalne rózn „patenty” ułatwiające jazdę a w tym już nie. Całkiem na poważnie się jedzie.
Teraz drugi przejazd, który liczy się też do jutrzejszego konkursu.
Idę się napić kawy.
Dzien dobry Szampanstwu,
od Alsy melduje sie wiadomo, kto. Pogoda cesarska, szykuję sie na spotkanie klasowe, a jak – no, dopiero wstalam, trzeba sie ogarnac i jakies prasowanie zrobić.
Zyczenia wszystkiego dobrego dla eski !
Kiedy ja poczytam blog jak nalezy – nie wiem 🙄
Esce wszystkiego najlepszego z okazki urodzin 🙂
Ali powodzenia 🙂
Gdybym to ja Żabo wiedział że Ty marzysz o przetaku…..
Biłgotaj był do pierwszej wojny potęgą sitarską, sitarze zimą produkowali, wiosną szli w świat, wracali jesienią. Jedni wędrowali po wiejskich jarmarkach, inni wyprawiali sie do dużych miast w Polsce a ci najbardziej przedsiębiorczy nawet za granicę – Rosja, Prusy, Czechy, Węgry….
Z czasem malało zapotrzebowanie i zasięg handlowy ogramiczał się coraz bardziej. Ale jak widać warsztaty jeszcze istnieją, można sita kupić.
Na tagrach w Węgrowie, Stanisławowie i Łochowie też są. Ale tu bliżej niż do Żabich Błot.
Obecnie w Biłgoraju odbywają się za sprawą Fundacji Kresy 2000, widowiska-inscenizacje pożegnań i powrotów sitarzy, wydarzeń które to kiedyś nosiły nazwy, pierwsze- Żałosne, drugie- Radosne.
Tak to wyglądało, zdjęcia można powiększać.
http://www.bck.lbl.pl/zalosne_2007.php
Anko!! Widziałaś to wszystko z bliska??
Jeśli chcesz dam Ci namiary na „magazyny”….nie będziesz musiała czekać do czwartku.
My juz po powrocie z targu…..teraz do zajęć na świeżym powietrzu!!
Rybo!!
Racja, pięknie tam, potwierdzam kolejny raz, kto nie był niech sie pakuje i jedzie. Bo są tacy co robią głupią minę i pytają…Roztocze????…a gdzie to jest???
Więc nie do Egiptu czy innej Tunezji ale jedźcie do Biłgoraja!
Na kaszaka, na pierogi i nawet na rower.
No dobra idę!! trawnik już woła….
Antku, jeden z tych wozów na zdjęciu, taki wyplatany, to dokładnie taki jak ja chcę. Ciekawe ile to kosztuje, wygląda, ze je robią na bieżąco. Skoro przetaki można również dostać w Łochowie i Węgrowie to poproszę moją siostrę, ona ma letni dom w Urlach więc Łochów a pod ręką. Jakoś wcześniej na to nie wpadłam. Ostatni przetak jaki widziałam w tym rejonie miał stajenny w PGRze i strzegł jak oka w głowie. To było równe 30 lat temu. A prawie 20 lat temu byłam w zimie w Krynicy, ale tylko pięć dni i nie trafiłam na żaden porządny targ, jedynie od znajomego kupiłam kosz, nie wiklinowy a z takich drewnianych ,jak to nazwać?, no takich jak łubiankę się wyplata. Chciałam też opałkę, ale nie miał na składzie. Żeby było śmieszniej on t wszystko woził do Wiednia i tam sprzedawał. Mi za ten kosz też policzył wiedeńską cenę i to jeszcze w dolarach 🙂
Meldunek z placu boju: drugi przejazd równie udany jak pierwszy, czyli też na 61% (55 – 63). Są lepsi i są gorsi. Jutro finały obu konkursów i może jeszcze jeden osobno.
W ramach uspokajania rozedrganych nerwów na wieczór i noc mam do ułożenia puzle od Inki. Bardzo dobra terapia, kilka lat nie układałam a teraz zacznę :). Może jeszcze trochę podryluję? Też uspokaja.
Ach Antku. Jak ja z Matrosem marzę o Roztoczu – Józefów, Zwierzyniec, Zagroda Guciów (i ta przeplanaka), Biłgoraj i nie tylko. Mam tam przyjaciów (w Biłgoraju również ale przede wszystkim w Zamościu). Od nas to tak daleko 🙁 Pozdrawiam Ryba
Miałam napisać o Segregatorze; pardon YYC i jego wizycie u nas. Przyjechał o 14.00, wiadomo, że punktualność jest grzecznością królów. Tak, jak wcześniej napisałam, – doskonale ubrany, przystojny, dźwigający 3 czerwone róże dla Pań Domu i torbę z winami, w torbie białe, weeckie i francuwskie bordo z wysokiej półki, a jako gościniec dodatkowo małe flakony kanadyjskiej whisky i syropu klonowego. Pytam, czy chce być domownikiem, czy gościem. Sławek chciał się dowiedzieć na czym polega różnica, więc mówię, że jak będzie gościem, to wyciągam paradną zastawę , sztućce i krochmalone serwetki, jeżeli domownikiem, to barszczyk będzie w kubku, jedzenie na „chodzieży” i świecznika nie przestawię z meblościanki na stół. Jedzenie w obydwu wersjach identyczne. Powiedział, że woli być domownikiem. Jako aperitif posłużył różowy, zjazdowy absynt – tylko dla gościa. my dziękujemy za palące diabelstwo. Ostrożnie, po ćwierć łyczka, wypił na raty. Do obiadu dałam cytrynówkę, jeżynówkę i dla gościa kieliszek pejsachówki Lulkowej, więc win nie otwieraliśmy, bo nie na tym polega gościnność, żeby goście padli przy stole. Byłyśmy obie ciekawe kanadyjskich realiów : zarobków, cen domów, kosztów najmu, warunków pracy, leczenia etc i kiedy przyszło się żegnać Młodszej się przypomniała pascha w lodówce. Reasumując – przyniósł dobre wino i nie dostał go w kieliszku, jadł ze stertą kolorowych serwetek papierowych przy łokciu i nawet deseru nie dali.
Tu Młodsza – było, jak Pyra powyżej napisała. Wyszło na to, że jesteśmy połączeniem poznańskiego nyrola z krakowskim centusiem i do tego naszych przodków wyrzucono ze Szkocji za rozrzutność 🙁
Nie martwcie się Drogie Pyry, moja urocza koleżanka, Kaszubka z pochodzenia, Wasza sąsiadka z Rataj, zaprosiła kiedyś swoje kumy na kawe do kawiarni. Przy płaceniu okazało się, że nie zabrała kasy. One zapłaciły rachunek a ona wzięła reszte 🙂
Wszyscy od lat bawią się tą anegdotą, sympatia do niej niezmiennie taka sama, a jej roztargnienie tez jakie było, takie jest 🙂
Dawno, dawno temu pracowałem w Warszawie na doskok. Raz na tydzień z Krakowa. Po pracy chodziło się z kolegami na jakąś przekąskę czy inną wódeczkę. Oczywiście od poczatku były aluzje „No tak, Cichal nie zapłaci, bo to centuś z Krakowa…” Kończyło się na tym, że ja uniesiony honorem, płaciłem! Raz sie zbuntowałem, ale okazało sie, że wszyscy pozostali zapomnieli portfeli w innych ubraniach…
Na Targach Poznańskich spotkało się trzech kumpli z wojska: Warszawiak, Krakus i Poznaniak. Postanowili rzecz oblać. Warszawiak mówi – skoczę po połówkę, Krakus – ja po zakąskę, a Poznaniak – a ja po szwagra 🙂
Witam,
Dziś mam wreszcie spokojniejszy dzień po zwariowanym tygodniu. Sporo czasu przeznaczyłam na oglądanie filmów na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Znawcy wysoko oceniają poziom tegorocznego festiwalu,ale mnie niewiele filmów się podobało.Moim kryterium oceny jest to,czy opowiedziana historia wciąga,czy pozostawia obojętnym. Bardzo podobała mi się czarna komedia ” Rewers ” ze świetnymi rolami Krystyny Jandy,Agaty Buzek,Anny Polony i Marcina Dorocińskiego. Polecam go szczególnie naszym warszawiankom,bo w stolicy na pewno będzie można obejrzeć ten film. Kolejny raz można potwierdzić,że mamy w Polsce doskonałych aktorów -i starszych i młodszych,tylko rzadko mogą pokazać swoje umiejętności.
Umęczyłam się trochę na tym festiwalu,bo 2 albo 3 filmy dziennie to dla mnie za dużo,a i tak nawet połowy filmów konkursowych nie obejrzałam.
Zgadzam się z Antkiem,że Roztocze to region wart obejrzenia.Byliśmy tam 2 lata temu.Piękne strony,tylko według mnie trochę owiane smutkiem,może dlatego ,że przed wyjazdem czytałam sporo o losach tego regionu w czasie II wojny światowej. Koło Biłgoraja,we wsi Nadrzecze mieści się siedziba fundacji Kresy 2000, o której wspomina Antek.Prowadzi ją małżeństwo aktorów Alicja Jachiewicz i Stefan Szmidt ze swoją córką. http://www.kresy2000pl
Będąc w tamtych okolicach,warto zobaczyć to miejsce,choć najciekawiej byłoby uczestniczyć w którejś z imprez organizowanych przez fundację.
Ten targ sfotografowany przez Antka ma coś wspólnego z dawnymi targami,a te zabawki…Nie wiem czy dzisiejsze dzieci bawiłyby się nimi.Może służą raczej do dekoracji. Ale dobrze,że jeszcze ktoś wytwarza takie przedmioty.
Jutro Krulewska wizyta. Tym razem nie bedzie Poczty Butelkowej. Spontanicznie wymyslimy gdzie jedziemy zeby zobaczyc cos innego. Dla doroslych wspólny prezent, dla Jasia Krem Miodowy. Powoli zaczyna mi sie mieszac kto gdzie byl i co próbowal. Dam rade. Zwale wszystko na postepujaca skleroze. Najgorsze, ze pod wplywem Propolisu zaczyna sie ona cofac.
W oczekiwaniu gosci
Pan Lulek
Miało być http://www.kresy2000.pl
Amerykanie są bardzo patriotyczni. W każdej wsi musi byc pomnik z I czy to II wojny. Zawsze można znaleźc polskie nazwiska. Dzisiaj sobotni targ w parku w mojej wiosce. Jeden z farmerów twierdzi, że jest Polakiem. Zna dwa słowa, babcza i pierogis. Mówi „my name is Joe, call me Józek”
http://picasaweb.google.pl/cichal05/TargWTarrytown?authkey=Gv1sRgCKyn0fu8n_TShQE#
No to jestem juz w Kaliszewie. Obiad u Pyr byl pyszny. Szagoweczki jakie z dziecinstwa pamietam, miesko kruche ze bez zebow mozna jesc, Absynth jak Pyra pisala na raty bo diabelksko mocne toto bylo a naleweki z przebojowa cytrynowka nie do podrobienia. Ale najwspanialsze bylo towarzystwo obu Pyr. Przemilych i ciekawych w rozmowie wiec czas zlecial blyskawicznie i trzeba sie bylo niestety zbierac. No ale jeszcze wracam na deser wiec rozmowy zaczete dokonczymy i kolejnych nalwek sie opije. Nie wiem co prawda kiedy na deser wpadne ale przeciez do Kraju zawitam predzej czy pozniej a do Poznania mam dwa kroki.
Potem wernisaz i bylo przyjemnie jako, ze wielu znajomych a i zza oceanu tez pare osob juz znalem. Potem obiad w zydowskiej restauracji wiec karp po zydowsku i gesi pipek i bylem juz tak obiedzony po wspanialym obiedzie i kolacji ze najchetniej bym sie zdrzemna w krzesle. Do hotelu dotarlem o polnocy i rano spacerek po miescie tzn. Starym Rynku i okolicach, Obiadek maly i z synem kolegi zabralem sie do Kalisza.
Poznalem pierwsze blogowiczki (i pierwsze w ogole internautki) w realu co bylo samo w sobie przezyciem a do tego tak sympatyczne. Opowiedzialy mi Pyry o zjezdzie, gosciach, jedzonku no i o wspanialym miejscu w ktorym sie to odbylo. Teraz juz checi nabralem takiej, ze chyba na piechote do Zabich Blot sie udam. Mialem tez okazje porozmawiac chwilke z sama Zaba przez telefon. Jezdzcy Apokalipsy Wam odpuscili, strachy na Lachy wiec daremne. A ja pojade dokonac inspekcji pozjazdowej 🙂
To tyle na teraz. Pozdiekowanie dla Pyr za goscine i wspanialy obiad. Dzisiaj, jutro sie musze zorganizowac w sprawei dojazdu do Zabich Blot. Oczywiscie Stara Zabciu sie skontaktuje przed wyjazdem.
cichal, mnie kiedys w wiosce albetanskiej policjant odpuscil mandat jak sie dowiedzial zem z Polski bo jego dziadkowie sie okazalo byli z tej emigracji, ktora Wankowicz w „Tworzywie” opisywal i gdzies niedaleko farme mieli.
jak yyc ante portas to ja muszę się wziąć za drylowanie. Jutro pójdę na śliwki, zacznę od tych w occie.
Zabciu bedziesz mnie drylowala? Czy mam zalozyc rogatywke i szabelke dopiac do boku ? Czy moze kapelusz i dwa kolty?
No dobra uciekam z kafejki internetowej i lece do znajomych. Poki co trzymajcie sie zdrowo.
baloniki na druciku
kobyly drewniane
nostalgia jakas, czy co?
chociaz ta prawie dorozka z wikliny respekt budzi, 61% tez
zbiesil mnie sie picasso (dlatego z malej) a chetnie bym pokazal takie tam rozne
trudno,
pozdro
dzis padlo na fasole z krolikiem bez fig 🙂
te juz pewnie gleboko w mrozie piszcza u niektorych
Ile tu ciekawych rzeczy człowiek się dowie i zobaczy … 🙂
a na tym targu to nawet nową żabę kupisz 😆
http://pejzaze.onet.pl/64637,gr,22,27,0,polska_lichen_katolicki_disneyland,galeria.html
Krystyno, mieliśmy przyjemnośc trafić na obchody 35 lecia Roztoczańskiego Parku. Właśnie z tej okazji Fundacja wystawiła premierowy spektakl ” Drzewo”. Nie będę się rozpisywał, dużo można poczytać i zobaczyć wchodząc na podaną przez Ciebie stronę i klikając w ”Aktualności”. Nawet ja majaczę na jednej z fotek!!
Spektakl grany w naturalnych ciemnościach, ale z teatralnym rozmachem, światła, muzyka, pofesjonalne nagłośnienie, sceną była łąka pod blisko 400 letnim jaworem a sufitem teatralnym niebo z gwiazdami, wielkim wozem i księżycem a głośno wykrzyczane słowa niosły sie wielokrotnym echem po roztoczańskich lasach. Spektakl zrobił wrażenie, wzruszał, tekst napisany przez Wiesława Myśliwskiego w latach 80tych nic nie stracił na aktualności.
Pojechaliśmy do Florianki, zgodnie z prośbami organizatorów, rowerami.
Niestety takich jak my było może kilkanaście osób, reszta skorzystała z otwarcia drogi dla samochodów i kurzyła na nas rowerzystów….
Ale powrotem poczekaliśmy aż sobie pojadą i wtedy my w tą ciemną leśną nocą te prawie 8 km do Zwierzyńca sobie spokojnie przejechaliśmy.
Ciemność, cisza, drogę widać na jakieś 5 metrów przed rowerem…
Warte zapamiętania.
Oooo!! W niedzielę będą ze spektaklem w Warszawie, w Wilanowie.
Kto z Warszawy jest ciekawy niech się wybierze.
A jeśli gdzieś w Waszej okolicy rośnie jakieś piękne, stare, pomnikowe drzewo piszcie do Fundacji!! W przyszłym roku ruszają ze spektaklem w Polskę, jeśli zaprosicie, przyjadą!
Krystyno, rozejrzyj się po Gdyni!!
Osobiście na Roztoczu byłam tylko raz, ale młodzież rodzinna często i to rowerowo (3 razy walacje rowerem wzdłuż wschodniej ściany). Pracowałam swego czasu z niezwykle barwną i urokliwą postacią kpt Andrzeja Z. On sam był łodzianinem, ale rozkochanym w Roztoczu, gdzie spędzał w czasie dłuuuugich studiów cywilnych stanowczo zbyt wiele czasu, aż rodzina w akcie desperacji wykopała go do wojska. Tu też pasował jak wół do karety, bo dusza to była słowiańska, szeroka, niepodległa i ciągnąca do polnych gorzelni, chat, gdzie na stryszku schowane są obrzynki i samopały trzech albo i czterech generacji – ot, miniaturowe Dzikie Pola. Armia wykorzystała pretekst „nieuregulowanych stosunków rodzinnych” i zrezygnowała z jego usług. A rzecz polegała na tym, że Andrzejek dał się uwieść jędzowatej żonie oficera milicji i zostawił dla niej ślubną małżonkę i dwoje dzieci. Napisałam „dał się uwieść” i -Jej Bohu – patrzyłam na to własnymi, zdumionymi ślepkami. Małpa działała z premedytacją, a głupol dał się uwodzić. Żeby teściowo – milicjantowa nie podniosła rabanu, sprawa przyschłaby bez konsekwencji, bo jak raz Andrzejek dostał kwaterę w Poznaniu i ślubna sprowadzała się za mężusiem. Niestety, sprawa się rypła.
Melduję, że u mnie grill w toku. Punktualnie o 20.00 ja i moich 10 gości wzniosło toast za Eskę – drwinkiem lub śliwowicą Pana L:ulka, która wszystkim (nawet mojej Teściowej) smakuje niebywale. Wracam do gości i jedzonka. Pozdrawiam i życzę szczęścia Esce. Ryba
Przed chwilą wróciłem ze wsi. Pokazałem znajomym , które pole babci , gdzie stał młyn, a gdzie stoi kościół co go ciotka objawiła a wuj pobudował. Potem był wernisaż kolegi Jarząbka , własnoręcznie go oprawiłem. Jak zgram zdjęcia to pokażę.
Jak się tutaj smakowicie pisze o nalewkach, pejsachówkach czy innych sliwowicach – „Opatrzymy drzwi w inskrypcję,
Zabierzemy sliwowicję,
Na ryby…”
U nas Ci najmocniejszy „spirytus” ma 72%. Kiedyś na Greenpoincie kupowało sie po cichu przemycany przez marynarzy taki jak trza, 96%. Teraz widocznie już się nie opłaca.
mam nadzieje, ze nie w Licheniu,
koncentracja badziewia, taka, ze Neapol siada
kicak sie przypalil, wzialem joby, ale to przeciez nie ja zmywalem makijaz przez godzine, zlazlem tylko zapalic ostrzegajac, ze 3 min dosc, po 15 wina jest moja, bo papieros za dlugi
😆
….
cukrowej waty
i z piernika chaty
…
http://www.youtube.com/watch?v=2D_ey4XKVIg
😆
😆
😆
jezdem 😉 ponownie w zasiegu sieci
kilka fotek dzisiejszych, trzy niedzisiejsze i trzy dla Żaby Starszej
http://picasaweb.google.pl/antekglina/TakieRozne#
Cichalu – 72% jest idealny na nalewki. Ten 96% trzeba rorzedzać wodą, bo inaczej ścina owoc nie dając ujść sokom, garbnikom i innym dobrociom. Nasze babki używały najmocniejszego wtedy „spirytusu 14-tej próby” czyli właśnie -65 -72 % max.
O!! i Maryla jest!
cóż ja poradzę że lubię takie klimaty…
Bo wicie chopaki, wiejskie targi to takie muzea z których z każdym rokiem ubywa wystawców i eksponatów…
nie płacz antku
nie ma ludziów i exponatów nie do zastąpienia
wystarczy ze wyłączą prąd i pojawia się za jakiś czas godni następcy
😆
Serdeczne życzenia dla Eski,sąsiadki Starej Żaby,która ośmielona licznymi zachętami zaczęła udzielać się na naszym blogu.
Antku, zazdroszczę Ci tego spektaklu w Nadrzeczu. Miło, że odwiedzaliśmy te same miejsca,choć w różnych okolicznościach.
Pyro Mlodsza! A bodaj by Cię ozłociło! A podajże jakieś namiary na przepisy. Może juz nie będe musiał tej „nalewki na pluskwach” czyli whisky, zdowotnie aplikowac!
Antku,pomyliłam się, bo nie doczytałam,że spektakl „Drzewo” odbył się we Floriance. A w Nadrzeczu także jest scena pod gołym niebem ,nad stawem.
coo takiego?
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=1190#comment-166489
Eska
czy nie pomyliłaś pralki z zamrażarką?
😆
Podam Ci, Cichalu, przepisy we wtorek. Narazie wejdź na stronę Alicji – w naszą książkę kucharską; tam są i moje i Lulka przepisy, albo w „dobrakuchnia.pl, albo w gazeta.kuchnia.pl” w Googlach jest tego multum – można wybierać i przebierać przepisy na nalewki długo dojrzewające, na takie , które są dobre już po 2 tygodniach albo i po 3 dniach. Uważaj – nalewki na owocach będą miały ok 50-55% przy tym stężeniu alkoholu, jeżeli preferujesz słabsze – ok 40% bez dodania ok 200 – 250 ml/litr się nie obejdzie. To z owocami – natomiast nalewki na ziołach i przyprawach będą miały ponad 60%, jeżeli nie dodasz wody.
Wielkie dzięki za życzenia .Piję do Was kieliszeczkiem Pana Lulka
śliwowicy ,nie byłam taka ,.poczęstowałam naparstkiem męż oraz brata.Trunek uznali za znakomity
Esko, dolaczam sie do zyczen wszystkiego co najlepsze a znam Cie juz ze zdjec zjazdowych.
Maryli mozna sluchac bez konca a jarmarki podrywaja z krzesla. Dobrej nocy wszystkim.
a to ciasto drożdżowe ze ślwkami i kruszonką to się już upiekło?
Rodowicz jest Rodowicz, ale w tym wypadku wolę Janusza Laskowskiego. Może dlatego, że pierwszy raz tę piosenkę słyszałam w jego wykonaniu w Opolu i bardzo do niego pasowała
1133 – kod
Ala na razie jest 2-ga w pierwszym konkursie i 5-ta w drugim. Finał jutro.
Spać Żabo, spać. Już pora.
Co Ty, Pyro, spać? Ide na dół puzle (puzzle) od Inki układać, jak się zmęczę i przyślepnę to może zasnę. Ala się tak nie denerwuje jak ja i śpi grzecznie. Paloma też oaza spokoju. Niby najgorsze za nami, już wiadomo, ze kobyłka potrafi, Ala też, teraz żeby tylko się nie pomyliły.
Moja rodzina ze wsi pobożna i pracowita. Licheń to nie jest, ale kościół wymodlony służy całej wsi. A wieś coraz większa . Willa przy willi. Do miasta na mszę nie muszą jeżdzić ani chodzić na bosaka jak dawniej. Buty zakładało się przed mostem na Narwi. Ale kto to teraz pamięta…
Obiecany wernisaż zdjęć kolegi Jarząbka
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/WJarzabek#slideshow/5383284137525268290
Jeszcze zdążę przed północą złożyć najserdeczniejsze życzenia Esce. Wiele radości każdego dnia.
Marek a kiedy Twój wernisaż? ….
Gospodarz to już w Norwegii? … bo już nie wiem gdzie jest …
Ala dobrze sobie radzi 🙂
Pan Lulek dzisiaj ma wizytację … pozdrowienia dla miłych gości … 😀
Witam Zabo i dziekuje za przypomnienie Jarmarkow w wykonaniu Laskowskiego. Przyznam, ze nie pamietalam. Inny klimat, kameralny, pelen nostalgii. Kciuki za Ale.
W drodze na kolejny obiad w kafejce stanalem na capuccino. Zabo wychodzi na to, ze bym Cie odwiedzil w poniedzialek 28 wrzesnia. Autobusy i koleje cos nie chcialy sie ze mna zgodzic, kolega dawal samochod w czwartek (w piatek mam juz obiad i czasu malo), mialem wynajac autko we wtorek ale w koncu stanelo, ze najlepiej i spokojnie bedzie pojechac w poniedzialek 28-go. Poniewaz mowilas ze moge z kolega (i jego zona) przyjechac wiec w trojke sie zjawimy w Zabich Blotach okola poludnia (moze nieco pozniej). Slyszeli ode mnie opoweiscie o dworze w ktorym straszy no i przekazalem opowiesci Pyry o miejscu niesamowitym i o Gospodyni i sa rownie zaintrygowani jak ja. Nie chialbym naduzywac goscinnosci wiec mam pytanie czy gdyby pogoda dopisala mozna stanac na dwie noce i wyjechac w srode rano. Wtedy caly wtorek bylby na poznanie okolic Zabich Blot i Wilczych Jarow a we wtorkowy wieczor moglibysmy do Hubertusa (?) na te dziczyzne sie wybrac (ja zapraszam). Twoj tel wezme ze strony internetowej albo zadzwonie do Pyry moze i poprosze o numer, zeby miec kontakt bezposredni. No to tyle. Ufam, ze termin i dlugosc pobytu nie pokrzyzuja Ci wczesniejszych planow. Jesli nie to do zobaczenia w Zabich Blotach. Od Zardzewialej Strzaly wodza plemienia Czarnej Stopy znad jeziora Payto na Zachodnim Wybrzezu dostalem swietny srodek na wszelkiego rodzaju duchy, rusalki, krasnoludki i tym podobne strachy wiec jade pewnie. Trzeba bedzie tylko ognisko rozpalic bym mogl te miksture wrzucic do ognia a dymy spowiją Zabie Blota i Duch Wielkiego Manitou zapanuje nad wszelkim tałatajstwem 🙂 Działa na nastepne 200 lat.
Dzisiaj rano zakupy u Piotra i Pawla (w sklepie nie w bazylice). Nakupilem sobie pasztetow z gesi, kaczki i jelenia i dzika. Roznych terrine i mousse’ow z armaniakami, figami, rodzynkami i Bog jeden wie z czym jeszcze. Kaczy mousse (mousse de canard) made in france rano na sniadanko otworzylem i ze switna bagietka skonsumowalem a teraz na kolejny obiad (za godzinke). Zgubione kilogramy w Calgary juz pewnie w calosci sie odnalzaly. Zycie jest piekne. Wieczorem filharmonia Kaliska ma koncert na otwartym powietrzu pod baszta Dorotka, taka ze sredniowiecz jeszcze – baszta znaczy sie ze sredniowiecza nie orkiestra. Sama baszta sasiaduje z bazylika sw. Jozefa a wszystko lezy na obrzezach naszego parku zreszta bardzo pieknego i zdaje sie pierwszego w Polsce Parku Miejskiego (zalozony w latach 1790-tych jesli dobrze pamietam). Za PRL-u nieco zdewastowali ale nie udalo im sie calkiem zniszczyc. Pogoda piekna wiec bedzie przyjemnie. Poza tym Kalisz wieczorami pusty jakby ptasia grypa przeszla przez miasto. Moze tylko w soboty lepiej. Wczoraj zaliczylem kolejne carpaccio i dwie butelki (valpolicella i bardolino (?), Massi zdaje sie producent) z znajomymi (tymi co do Zabci mnie zawioza).
No dobra tyle zanudzania na dzisiaj.
Zdrzemnęłam się nieco poobiednio; wstałam, zajrzałam na blog i omal nie umarłam ze śmiechu – ten środek p;/ko krasnoludkom i rusałkom zwalił mnie z nóg.
Krysiu wydaje się, że miałas nosa:
„Czarna komedia „Rewers” w reżyserii Borysa Lankosza zdobyła Złote Lwy dla najlepszego polskiego filmu na 34. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Za rolę Sabiny w „Rewersie” Agata Buzek otrzymała nagrodę dla najlepszej pierwszoplanowej aktorki. Marcin Dorociński, który zagrał Bronisława, zdobył z kolei nagrodę dla najlepszego aktora w roli drugoplanowej. Za film „Rewers” przyznano także nagrody w kategoriach: najlepsze zdjęcia (laureat: operator Marcin Koszałka), muzyka (laureat: kompozytor jazzowy Włodek Pawlik) i charakteryzacja (wspólna nagroda dla Waldemara Pokromskiego, Mirosławy Wojtczak i Ludmiły Krawczyk).”
trzeba pojść :0
yyc ale jesteś szczęśliwy tu w Polsce … aż mi się buzia do Twojego pisania śmieje … 🙂
Chcecie się pośmiać? A, to możecie – z Pyry i jej naiwnej nieznajomości współczesnych gadżetów.Od jakichś 10 dni coś mnie niepokoiło w naszej toalecie. Wchodzę, jakieś odgłosy jakby fukający zwierzak chował się za rury. Tydzień nic nie mówiłam, żeby nie wyjść na tę durnotę, której „coś się wydaje”. Wreszcie mówię do Młodszej, że chyba coś zamieszkało w naszym pokoiku ulgi. Jak to? spytało Dziecko – no to mówię, że…. A Dziecko siłą powstrzymuje chichot i ze stulonymi ustami tłumaczy, że to nowy odświeżacz powietrza reagujący na ruch – otwierają się drzwi i on „chucha” zapachem, a stoi wysoko, na szafce. No i tak przydał by się Pyrze wódz Zardzewiała Strzała…
Jak bonie dydy strzelałem dzisiaj zardzewiałą strzałą. Nawet strzeliłem w środek.
Teraz słychać yyy yyy yyy yyy yyy .
Drukuję swoją wystawę. Mają mnie powiesić we wtorek .
yyy yyy yyy yyy yyy yyy
Marek – gdybym umiała rysować, to Miś Kurpiowski w roli goluteńkiego Kupidynka mógłby być przebojem sezonu.
Witam wszystkich,
Jolinku,oczywiście oglądałam wczorajszą galę festiwalową /przed telewizorem/ i byłam z siebie bardzo zadowolona,bo moja intuicja filmowa nie zawiodła mnie, zarówno w przypadku licznych nagród dla filmu ” Rewers ” jak i ” Wojny polsko – ruskiej ” z rewelacyjnym Borysem Szycem /ten film widziałam już wcześniej / i Doroty Kolak. Nie zgadzam się tylko z optymizmem przewodniczącego jury p.Krauze ,że jest tak wspaniale. Ale nie jest najgorzej.Celny,moim zdaniem,komentarz napisał w tej sprawie Zdzisław Pietrasik. Obydwa filmy są warte obejrzenia.
Krystyno, parę lat temu usiłowałam przebrnąć przez książkę Masłowskiej i muszę powiedzieć, że w życiu się tak nie męczyłam z żadną książką. Jak się ma ten film do książki, sam tytuł wzbudza we mnie niepohamowaną niechęć do oglądania?
Lato w butelki rozlane,
Na półkach słodem się burzy.
Zaraz korki wysadzi,
Juz nie wytrzyma dłuzej./J.Tuwim/
.
Małgosiu,książki nie czytałam,bo wiedziałam,że będę się męczyła /styl Doroty Masłowskiej jest dla mnie zbyt nowatorski /,ale film jest świetny. Opowiedzieć go byłoby bardzo trudno,choć dzieje się w nim bardzo wiele- zupełne wariactwo. Doskonałe aktorstwo.Ja oglądałam film z szeroko otwartymi oczami. Tytuł nie ma większego sensu,chodzi raczej o prowokację i przyciągnięcie uwagi. Dodam ,że niektóre osoby wychodziły z seansu. Mnie podobało się to,że było tam mnóstwo emocji i szaleństwa,choć nie zawsze nadążałam ze zrozumieniem treści. Mojemu mężowi także ten film się podobał,to znaczy powiedział, że film jest bardzo dziwny,ale warto go obejrzeć. Nie zawsze wszystko trzeba rozumieć,nieraz lepiej poddać się emocjom,zwłaszcza siedząc w foletu kinowym.Co też uczyniłam.
foletu = fotelu
Wojtek wrócił. Wesoły nie jest.
http://kartkazpodrozy.blog.onet.pl/Wroclaw,2,ID391528677,n
Człowiek, którego każdy napotkany człowiek krzywdzi i który zawsze wie, jakie są intencje innych (oczywiście złe), nie wydaje mi się wiarygodny i nie budzi mojej sympatii.
Ale szczęśliwie nie musi.
Powinnam to napisać na blogu Pana Wojtka, ale upublicznił tu jakoś swoje życie, więc się wypowiedziałam i na tym mam zamiar poprzestać.
No i w drodzez obiadku na kolacje wpadlem do „mojej” kafejki internetowej zobaczyc co na blogu.
Jolinku bawie sie swietnie w Kraju i tylko sie martwie ze to juz polowka urlopu zeszla.
Koncert byl wysmienity ze wzgledu na wesola atmosfere i zabawe i Habanere i usta milcza i dusza spiewala i Wilhelm Tell i ogolnie popularne arie operetkowe wiec latwo, milo i przyjemnie. A koniec jak w Wiedniu noworocznym czyli marsz Radetzkiego i bisy. W czwartek sie okazuje znajomi zabieraja mnie na jazz do Ostrowa Wlkp. a przed samym wyjazdem na koncert z okazji inauguracji roku akadamickiego do nowego audytorium. Umuzycznie sie wiec wielce na ktory zaprosila mnie pani profesor z liceum a obecnie przewodniczaca Rady Miasta. Dni sie wypelniaja i trzeba do paru znajomych zadzwonic i umowic bo niedlugo terminow zabraknie.
No nic to tyle raportu z trasy. Kondycja dopisuje, samopoczucie swietne, pogoda rowniez. Acha w sobote przed samym odlotem jedziemy na rowerach na pieczenie kartofli jakies 20 km (w jedna strone) wiec trzeba sie nameczyc zeby te pyrke zjesc no ale co zrobic 🙂
Komentarz czeka na akceptacje tak sie na ekranie pokazalo po poprzednim i ciekaw jestem jak to dziala bo do tej pory nie czekalo nic. No ale nich czejka taka jego dola.
mt7,
masz racje. Wczoraj w internetowej GW znalazlem inna karte z podrozy. Polecam.
http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,87072,6950297,Dookola_Azji__pojechali_biedni__wrocili_bogaci.html
Zwlaszcza zdanie Emilii – „W ludziach jest piekno, ktore wzrusza bardziej niz starozytne ruiny”.
Tem komentarz czeka na akceptacje ale ja go skopiowalem i wkleilem ponownie. Na koniec adresu mailoweko podalem .pl zamiast .net i chyba dlatego.
No i w drodzez obiadku na kolacje wpadlem do ?mojej? kafejki internetowej zobaczyc co na blogu.
Jolinku bawie sie swietnie w Kraju i tylko sie martwie ze to juz polowka urlopu zeszla.
Koncert byl wysmienity ze wzgledu na wesola atmosfere i zabawe i Habanere i usta milcza i dusza spiewala i Wilhelm Tell i ogolnie popularne arie operetkowe wiec latwo, milo i przyjemnie. A koniec jak w Wiedniu noworocznym czyli marsz Radetzkiego i bisy. W czwartek sie okazuje znajomi zabieraja mnie na jazz do Ostrowa Wlkp. a przed samym wyjazdem na koncert z okazji inauguracji roku akadamickiego do nowego audytorium. Umuzycznie sie wiec wielce na ktory zaprosila mnie pani profesor z liceum a obecnie przewodniczaca Rady Miasta. Dni sie wypelniaja i trzeba do paru znajomych zadzwonic i umowic bo niedlugo terminow zabraknie.
No nic to tyle raportu z trasy. Kondycja dopisuje, samopoczucie swietne, pogoda rowniez. Acha w sobote przed samym odlotem jedziemy na rowerach na pieczenie kartofli jakies 20 km (w jedna strone) wiec trzeba sie nameczyc zeby te pyrke zjesc no ale co zrobic 🙂
Byli ale wyjechali obiecali, ze wróca.
Pan Lulek
Uff, doczołgałam się do kompa. Dzień dzisiaj prześliczny, powietrze ciepłe i łagodne, babie lato w powietrzu fruwa. Miałam różne plany a tu wszystko wzięło w łeb, ale bardzo przyjemnie.
Po pierwsze Ala całkiem dobrze wypadła: w ujeżdżaniu zajęła (razem z Palomą) 3 miejsce a w konkursie kombinowanym (ujeżdżenie + skoki) 4. Przy czym Paloma była lepsza od niej – przy skokach oceniają jeszcze styl jeźdźca, który w pierszym przejeździe nie był najlepszy, a mógł być, bo w drugim było dużo lepiej. I tak klaczka przeszła bezbłędnie a amazonka nieco skwasiła. Nic to i tak pękam z dumy. A całemu blogowi niezwykle dziękuję za trzymanie kciuków!
Po drugie zjechali goście mili acz niespodziewani, znaczy zadzwonili, że jadą z Kołobrzegu do Warszawy i czy mogą wpaść. Jasne, że tak. Mieli być tylko na szybkiej herbacie (ciasta dowieźli sami) a skończyło się jazdą na ogierze i obiadem na pożegnanie, bo jak już tyle siedzieli, to przecież ich na głodnego po nocy do Warszawy nie puszczę.
yyc – zanotowałam w kalendarzu Twój (28.09.09) przyjazd z osobami towarzyszącymi. W dużym pokoju są trzy łóżka, z tego jedno na piętrze. Wilcze Jary i okolice można zwiedzać pieszo, konno, lub rowerowo.
yyc, nie wiem co Ci Pyra opowiedziała, ale żeby Cię normalność i zwyczajność miejsca nie rozczarowała 🙂
Ogłaszam konkurs na pomysł, znaczy na pomysł ścieżki muzycznej. Ala ma jechać Puchar Polski (ale to brzmi!!!!) w ujeżdżeniu, oczywiście młodzików. Program przewiduje dwa „normalne” czyli obowiązkowe przejazdy na czworoboku a na zakończenie – trzeciego dnia – kur, czyli program dowolny z muzyką. Muzyka musi się komponować z chodami konia a jednocześnie chwytać sędziów za ucho. Ja bym chyba sięgnęła do Straussów, walc na spokojnie, polka na galop. Jakiś marsz?
Jak nam się dziecko nie zniechęci to na następne lata mamy zajęcie
Jeszcze informacja dla Inki: jak dotąd udało mi się wstępnie posegregować kawałki i ułożyć ramkę. W południe naszły mnie wnuki, więc musiałam wszystko zabrać ze stołu a wnukom zapowiedziałam, że wara od babci układanki. Obawiam się, ze uważają mnie za zdziecinniałą staruszkę.
Nie chciałem klepać więcej. Mt7 – wielokrotnie gadam za dużo i mam potem problemy. Bardzo dziękuję za to co napisałaś. Czytałem Wojtka od dnia wyjazdu . Próbowałem o tym napisać po swojemu ale wyszło tak jak wyszło…
paOLOre, bardzo , bardzo dziękuję. Masz rację – żle napisałam nazwę ulicy. Cyba też z oczu przemęczenia. Wszystkie Twoje rady wykorzystam i ruszę wytyczonym szlakiem. Z Wiednia jadę do St. Wolfgang i z tej miejscówki będziemy startować – w góry, w góry miły bracie ! Dotychczas Górną Austrię poznawałam ” przejazdem” czyli w drodze do Tyrolu, gdzie- co tu dużo gadać- buty zdarłam (Mayrhofen-Hippach).
I na koniec optymistyczny ,ekologiczny akcent..Wczoraj w Puszczy Kampinowskiej spotkałam grupę młodych ludzi , którzy brali udział w akcji – sprzątanie świata. Po kilku godzinach śmieciobrania ,mieli prawie puste worki.
To ja ogłoszę przewidywane wyniki: pierwsze miejsce w Żabim konkursie zajmie- jeśli się odezwie- Pani Kierowniczka z sąsiedztwa!!
Ja nie podejmę tego trudnego konkursu, po moich propozycjach klaczka przeskoczy ogrodzenie i popędzi…hen…przez Żabie Błota…Górną Grupę…..drogą na Ostrołękę….Lubartów333….hen….na Dzikie Pola.
Może spróbuję: wspominany kiedyś Michotek- wio koniku! , a za ucho sędziów ktoś będzie chwytał ręcznie….może Arkady?? Ma niedaleko….
A babie lato to już widziałem.
Jedziemy sobie rowerami, za Antkową ciagnie się srebrna nitka, taka ze 2 metry!
Patrzę z podziwem, pięknie połyskuje w słońcu.
Kurcze, babie lato!!! Jesień już przecież prawie….
Za kilka dni, tez jedziemy. Przed nami lokalny rowerzysta czyli lokales, na mocno oldskulowym pojeździe. Wyprzedzamy, jedziemy dalej, Antkowa pyta czy czułem co on ciagnął za soba?
Czuć co ciągnął, jak miałem nie czuć??
Jadąc dalej wymysliłem nazwę dla tego zapachu co on go ciągnął – Chłopskie Lato.
Jadąc jeszcze dalej opracowałem recepturę tej perfumy…tak w skrócie – majowy aromat czapki, czerwcowy wiuw spodni, lipcowa nuta koszuli, sierpniowa w tle gaciowa i wrześniowa lekka skarpetowa połaczona z nuta tytoniowo-skórzaną tworzą ten jedyny w swoim rodzaju zapach nazwany Chłopskim Latem.
Jeśli spotkacie taki zapach na swojej drodze, pamiętajcie że to ja GO nazwałem, zanalizowałem i zeskładnikowałem.
To Antkowej babie lato okazało się chińską podróbą!
Była to cieniusieńka żyłka wędkarska, zaplątała się pierw w Antkową, potem w rower, wiem bo wyplątywałem.
A Chłopskie Lato to był oryginał nie jakaś podróba.
To Ala zuch dziewczyna … 🙂
Marek a gdzie ta wystawa i co wystawiasz? .. Ty pocztę to czytasz? …
Krysiu no ja niestety na ?Wojnę polsko – ruską ? nie pójdę .. mam takie małe grono przyjaciół i sobie chodzimy na różne filmy ale tu się podzieliło towarzystwo … tylko jedna osoba poszła i fakt bardzo jej się film podobał … a my reszta, mimo dobrych recenzji i pozytywnej opinii koleżanki, nie zdecydowaliśmy się … dlaczego nie … bo nie 🙂
Antek to Chłopskie Lato czasami jeździ u mnie w autobusie … przesiadam się wtedy 🙂
a jotka to już do tej Azji pojechała? …
Ooo, Jolinku, dziękuję za pamięć. Bardzo mi teraz potrzebne każde dobre słowo. Jak wiesz nie pojechałam, a taką miałam ochotę, na Zjazd bo chciałam się uporac z choróbskiem. Wygladało na to, że wszystko jest na dobrej drodze. Niestety, mimo antybiotyków, we wtorek znacznie się pogorszyło. Czułam się fatalnie i fizycznie i psychicznie. Po prostu rozpacz w kratkę. Inna rzecz, że chodziłam do pracy. Nie było to madre, ale też nie miałam wyboru. Sesja poprawkowa, więc musiałam odpytać maruderów przed wyjazdem. Od środy następne antybiotyki, bańki i wszystkie domowe sposoby. Próbuję się zbierać do tak zwanej kupy. Nie dać się fizycznie i psychicznie. Dzisiaj od popołudnia już jest troche lepiej i zaczynam miec nieco lepsze myśli. Ten wyjazd to realizacja naszych długoletnich marzeń i prezent jaki zafundowalismy sobie na czterdziestą rocznicę ślubu.
Wylatuję w czwartek z Warszawy, przez Paryż do Pekinu. Mam jeszcze trzy dni na doprowadzenie się do stanu „uzywalności”. Dziękuję 🙂
Pocztę czytam. informację przekazałem.
Wystawa będzie wisiała od wtorku , dziś wydrukowałem, jutro oprawię.
http://off.ostroleka.pl/wystawy.html
Zamiast sprawozdania:
Panalulkówka
zagadka
🙂
Kto pierwszy bezbłędnie rozpozna co najmniej 3 z 4 modeli ze zdjęcia, otrzyma nagrodę-niespodziankę. Z konkursu wyłączeni są właściciele twarzy widocznych na zdjęciu.
A dlaczego tam nie ma ani jednej kobity?
Grzecznie ja się Marka pytam. hę?
Mówię o Panach Autorach Wystawy Fotograficznej.
MT7, Przecież trudno wymagać, żeby któryś z Panów Autorów była kobietą 😉
A kobiety na pewno odgrywają ważne role na wystawach… czasem nawet role tytułowe (Grabarka, Pikselandia, Uśmiechnęła się do mnie) albo krypto-tytułowe (Made In China, Made In Italy, Portrety, Zachwiania Duszy)
Podejrzałam, że Pan Lulek ma prawdziwą mimozę, ale to chyba nie możliwe, bo nie wytrzymuje poniżej 10 Celsjuszów.
Dwóch znam, dwóch nie znam. 🙁
Pora spać. Może niech Jotka już nie bierze tych antybiotyków. Załatwiłam się tak w ubiegłym roku, im więcej mi lekarz przepisywał, tym bardziej chora byłam.
Paolore, czy chciałbyś występować w takich rolach?
„Polityce” było wielce znaczące zdjęcie, czwarte od góry podpisane – Hę? Przecież parytet już jest:
http://www.polityka.pl/ludzie-z-aparatu/Lead30,1170,278137,16/
To są jedne z tych ważnych ról.
Nie lubię feministek i nie lubię narzekać, ale nieźle mnie te chłopy czasami wkurzają.
Uprzejmie komunikuję, że niemożliwe pisze się razem. 🙁
mt7, może po prostu nie objawiły się żadne Panie Autorki chętne do wystawiania się w Ostro-Łęce? Z łapanki mieli je brać?
Czyżby jednak parytet, hę? 😉
Dobranocka!
Rozpoznaje tego z lewa (PaOlO) i tego z prawa (Slawkowski), a ja to ta z broda 😉
Ide dospac….
Też dobranoc, człapię do mojej kałuży
Pawełku dzięki za sprawozdanie … Pan Lulek nam kwitnie …:) … Dzielna Ania kuchciła smacznie bez parytetu … 🙂
na zdjęciu Ty, Sławek i chyba Wojtek …
Marku to świetnie … bardzo się cieszę … 🙂 a za przekazanie dziękuję ….
jotka to trzymam kciuki byś się wreszcie wykaraskała z tej choroby … kup sobie na wzmocnienie propolis jak poleca Pan Lulek …..