Nie omijaj Wielkiej Lipy

My nie ominęliśmy i nie żałujemy.  Stoi sobie owa Karczma Kurpiowska właśnie we wsi Lipa. A że jest wielka, to widać już z daleka. Przed karczmą stoją stoły pod daszkami, można więc jeść na dworze podziwiając kozy i konika w zagrodzie. Wokół kwiaty i sprzęt gospodarski. Jak to na wsi.

Karczma kurpiowska przy szosie do Różana

Wewnątrz karczmy kilka izb dobrze umeblowanych i przyozdobionych na ludowo ale bez przesady. Zapachy nie ulatują z kuchni, co jest wielką zaletą Lipy. Również toalety pachną czystością więc nie odstraszają.
Karta spora: są więc śledzie, pierogi, pieczyste na przekąskę. Barszcze, chłodniki, rosoły, grzybowe dla miłośników zup. Placki i rejbak w sosie grzybowym dla kartoflarzy. Filet z jelenia dla miłośników dziczyzny (Kurpie zawsze pięknie kłusowali). A dla smakoszy z okolic nadnarwiańskich: sandacze, sumy, okonie – słowem wszystko co pływa w naszej rzece. Nawet krewetki i sola jakoś się tu przeszwarcowały, choć do wszelkich mórz stąd daleko.

Jako, że trafiliśmy do Wielkiej Lipy w porze wczesnego popołudnia, to zjedliśmy tym razem niewiele: śledzia w winie (czerwonym) i drugiego w śmietanie, do tego przed chwilą wyjęty z pieca razowiec z ziarenkami. Po nich dalej utrzymaliśmy się w daniach rybnych: sandacz w sosie grzybowym i sola smażona a do tego bukiet surówek.

Wszystko było wyśmienite. A zwłaszcza śledź w winie oraz sandacz w sosie grzybowym. Porcje oczywiście kurpiowskie, więc nie było już mowy tego dnia o żadnym jedzeniu.

Zajrzeliśmy także do dokumentacji karczmy. Okazało się, że ten kurpiowski lokal ma światowe ambicje. Odbywają się tu bowiem nie tylko liczne wesela i przyjęcia ale i międzynarodowe imprezy. I choć nie jestem miłośnikiem tego francuskiego „sikacza”,  to świętowanie w listopadzie dnia Beaujolais Nouveau  przy szosie z Ostrołęki do Pułtuska wywarło na mnie wrażenie. Zwłaszcza, że przekąski były tutejsze, a wśród nich pyszne i aromatyczne karkówki w ziołach, na które wybierzemy się przy następnej okazji.