Jeszcze parę kroków Milordzie…
U mnie jak u Pawlaka (tego od Kargula a nie od Kalinowskiego) „słowo droższe pieniędzy”. Więc nie zważając na upał i wszelkie ryzyko rozpocząłem wędrówkę po nowych lokalach rozsianych wokół Pułtuska.
Przy drodze do Różana, tuż za skrzyżowaniem z szosą do Makowa, nad piękną łąką, wyrósł wielki budynek w dość niezwykłym stylu. Nie jest to karczma gigant jak Wielka Lipa stojąca kawałek drogi dalej, nie jest „gargamel” w stylu Klepiska ale nie jest też modny ostatnio polski dworek. Ma kolumny, ozdobny podjazd, bocianie gniazdo przy bramie ale…
Milord w Kleszewie Fot.Pułtuska Gazeta Powiatowa – pultusk24.pl
Tynk w kolorze palonej Sieny rzuca się w oczy z oddali, zwłaszcza, że pieknie kontrastuje z łąką. Przed wjazdem wielki szyld w kolorze od którego bolą zęby (mnie i moich współbiesiadników) czyli lilaróż czy jak Amerykanie mówią – purple.
We wnętrzu też kolumny, marmury i – na szczęście – biel! Młoda obsługa trochę jeszcze speszona, bo i restauracja i hotel czynne dopiero od tygodnia. Ale sądząc po sprawności przy naszym obiedzie – załoga rokuje nadzieje na dobry poziom.
Karta dań nie rozrośnięta nadmiernie (co zaliczam na plus, bo dania nie odgrzewane lecz przygotowywane każdorazowo od początku) ale godna. Są dania polskie i europejskie, w tym kilka rodzajów włoskich kluch, które uwielbiamy.
Karta win dopiero w przygotowaniu, mimo, że w prospekcie reklamującym Milorda czytam: „bogaty wybór win”. Miła kelnerka postanawia zaprezentować nam wszystko co mają w tej dziedzinie i przynosi dwie butelki. Obie prawdę mówiąc do niczego. W tym jedno wino półsłodkie. I to kładę na karb trudnych początków. Jeśli Milord chce być Milordem, to musi choć poradzić się prawdziwego sommeliera. Bez tego ani rusz.
Zanim przejrzeliśmy dokładnie kartę podano nam tzw. przegryzkę czyli małe Danko nie wliczane do rachunku. Były to maleńkie „słupki” galaretki z owocami morza, rybami i warzywami. Do tego gorące małe bułeczki i masło. Różnorodne i pyszne. Pobudziło to także nasz apetyt więc chętnie czytaliśmy menu. Zamówiliśmy sałatę Cezar, carpaccio z polędwicy, caprese i – ja zamiast przekąski – zupę rybną. Jako dania główne: tagliatelle z łososiem i kaparami, comber z zająca, doradę z warzywami oraz sztukamięs.
Jak to na Mazowszy bywa wszystkie porcje były gigantyczne. Ale bardzo smaczne. Makaron nie rozgotowany co jest w naszym kraju nagminną wadą, sztukamięs pięknie pokrojony w plastry, kruchy a nie włóknisty, dobrze ugotowany i z doskonałym sosem chrzanowym oraz gotowanymi kartofelkami ze świeżym koperkiem.
I byłoby wszystko na najwyższą ocenę gdy by nie comber z zająca. Kucharz liczył widać na niezbyt znających się na kuchni gości. Podał więc (zapewne szarak wykicał z lodówki) comber królika. Danie było pysznie przyrządzone ale my nie lubimy gdy nas się usiłuje oszwabić. A w tym przypadku kłamstwo ma krótkie nogi (choć długie uszy!). Zając – jak to dziczyzna – ma ciemne mięso i zupełnie inny zapach niż jego hodowany pobratymiec. Królik ma oczywiście mięso białe i żadnego zapachu dziczyzny. A fe mistrzu patelni! Mam nadzieję, że nie popsuje Pan sobie opinii tami sztuczkami. Zwłaszcza, że gotować to Pan naprawdę potrafi.
Na koniec słowo o pieniądzach: Milord nie jest nadmiernie drogi. Niecałe 200 zł za obfity i bardzo smaczny obiad dla czterech osób to cena godziwa. Ale jeszcze Milord musi uczynić parę kroków we właściwą stronę, by zasłużyć na swoje arystokratyczne miano. Po pierwsze – karta win zrobiona ze znawstwem; po drugie – nie wyciągać królika z kapelusza. Do przodu Milordzie! Prostą drogą!
Komentarze
Obserwowałem powstawanie Milorda od samego początku. Powstał w miejscu zruinowanego dużego domu z cegły ( czworaki? ). Położony jest nad malowniczym strumykiem. Za drzewami widać nieczynną już cegielnie. Może towarzystwo hotelu i restauracji skusi następnego inwestora i zamieni niszejące budynki w perełkę. Może ośrodek SPA. Byłoby pięknie. Miejsce jakich mało na Mazowszu. Mam też nadzieję ,że znikną pozostałości po torze dla samochodów terenowych , tuż przed wjazdem do Milorda.
Już Edith Piaf zapraszała (do) Milorda
Coś tam nawet o drobiu chyba śpiewa. Oraz o wygodnych krzesłach.
Ona racze milorda zapraszala, ale co ja tam sie bede czepiac…
Pyro Kochana, Twoj omc prawnuk jest otaczany miloscia wielka, ale na to, ze pasozyt, to ja nic nie poradze, tak mnie w szkole nauczyli 😉
yyc malarie mozna leczyc tym samym czym sie ja zapobiega, czyli: Atovaquone plus proguanil (malarone), chloroquine, doxycycline,Mefloquine (Lariam), Proguanil plus chloroquine. Wszystko zalezy od rodzaju malarii. Fakt, ze w Polsce chyba kazde dziecko wie, ze chinina, przez upiorna Nel i jej Stasia, ktora ta chnina ja faszerowal.
Alino przewidziane na styczen.
Z wrazen kulinanrych wlasnie odkrylam, ze tutejszy chedar sie nie topi, tylko sie nadyma….
Piaf nie tylko o drobiu i krzesłach. Również o przykrych wrażeniach na niezbyt miły widok, choć piękny. Tu mała parafraza:
Un lapin sur mon plat
Mon Dieu! Ce n’est pas un bouquin
J’en ai froid dans le coeur…
Krystyno, Pyro,
Ostateczna decyzja zależy ciągle od tego, czy nie będę musiał być w sobotę 12 w Gdańsku. Już dwa dni temu wyglądało, że nie. Wczoraj znowu zaczęło suię wahać. Ale do jutra rana rozstrzygnie się ostatecznie.
robię eksperyment … nazbierałam mirabelek 3 kg … znalazłam stara 2 letnie truskawki w syropie i teraz pyrkoczą te mirabeli w tym syropie … potem przetrę przez sito by się pozbyć pestek dołożę truskawki i zobaczymy co wyjdzie … 🙂
Pan Lulek na chodzie już i może coś napisze …
Dziekuje Jolinku za komplement. Ty to potrawisz postawic chlopa na nogi.
Obrodzily jezyny. Co robic?. Konfitury czy nalewki. A moze likier z gozdikami,
Marku- jakoś Warszawiacy na ten mini zjazd nie zgłaszają
się tłumnie. Jakby co – to ja chętnie 🙂
Arcadiusie- o tej imprezie w Międzyzdrojach to ja tylko
w prasie czytałam,a że natychmiast skojarzyłam owo
wydarzenie z Twoją osobą to zapodałam.
Osobiście się nie wybieram,ale sądzę, że będzie
to piękne widowisko !
Stanisławie – sympatyczna parafraza 🙂
Jolinku- sama lubię eksperymenty i popieram Twój pomysł.
Kwaśne mirabelki i słodki syrop truskawkowy.
Nie mam mocnych- musi być dobre !
Acha – teraz pasożśyt, za rok – larwa -lejek, za 14 lat – pijawka ukochana. Nirrod – jak tam służba? Pokaż dom i ogród, obiecałaś. Razem z ca 40 mln rodaków jestem współwłaścicielką nikomu niepotrzebnych stoczni, tyle, że mam katar. Głowę mogę pochylać tylki trzymając ręcznik papierowy pod nosem. I gdzie mi tam do Milorda? Nawiasem ówiąc jest to jedna z moich ukochanych piosenek. Na obiad szre kluski z boczkiem wędzonym i bez kapusty, tylko z ogórkami kwaszonymi. Prawie herezja ale co zrobić? Jeszcze nie zakisiłam, a na moim osiedlu nie ma jadalnej, kwaszonej kapusty. Nb dostałam krótki i dosadny reportaż z poznańskiego festiwalu kulinarnego. Autorem był taksówkarz, który mnie wiózł do lekarza.
„Pani, ja tam jem w domu, ale tak namawiali, to żym poszedł. Pani, drugi roz to pójdę, jak się u Starej najem najpierw; a ceny, Pani? sushi taki mały glutek, co go na talyrzu nie było widać – cztyry złote, kaszanka ze świniobicia na dwa hamsy – 6 złotych, a szare kluchy z kapustom, w takim kubeczku – to dyche wołali. Pani, niech dadzą 4 dychy, to moja Staro na wesele kluch zrobi i jeszcze zarobi. A jak! Pani, ale najgorsze te nalewki były – po dychu albo i po 12 złotych za kieliszek wołali. To M<oja Staro powiedziała, że mam kupione pół litra w szafce i żebym się nie wygłupioł, Pani. Głupich szukali czy jak?”
Całej urody tej tyrady Wam nie przytoczę, ale dużo tego było.
Pyro złota!
chętnie usłyszałbym cały komentarz
🙂
Wczoraj zrobiłyśmy sobie kolejny babski wieczór z moimi
szkolnymi psiapsiółkami. Tym razem wybrałyśmy się
degustować dania wegetariańskie w „Biosfeerze” na Mokotowie.
Najbardziej smakowały nam ciepłe przekąski w postaci
różnych pasztecików tudzież rożków z jarzynami i serami.
Jeśli chodzi o ceny – to taksówkarz od Pyry wygłosiłby
komentarz jak powyżej. No,ale jakieś przyjemności
nam się od życia należą 🙂
Przynajmniej od czasu do czasu.
Pyro, ten komentarz taksowkarza to usmiech na reszte dnia, dzieki.
Upal nie do zniesienia, jesc sie nie chce tylko pic ale trzeba cos przygotowac na obiad dla rodziny. Jestem w kropce.
Danusko, notuje „Biosfere” na przyszla wizyte w Wwie, moze w pazdzierniku.
Alicjo- co to znaczy przyszła wizyta w W-wie w październiku ?
W 2009 czy w 2010 ? To może wtedy ten pieszy lub rowerowy
mini zjazd warszawski,proponowany przez Marka ?
Ja chciałem jutro się skrzyknąć w okolicy Lazurowej i Człuchowskiej. Ale MŚ siła wyższa. W odwiedziny pojadę w sobotę. Rozmowy trwają. Wcześniej pokój pomaluję. A tak w ogóle, to takie porządki w domu robię,że sam się dziwię co mnie naszło. Wszystko oprałem . Wszystko uprasowałem. Graty ze strychu i pokoi na górze wywaliłem. Piwnicę wysprzątałem . Makulatury wyszło trzy duże wory o innych nie wspomnę .
Teraz to idę zamiatać, odkurzać i wywalać dalej. Potem to tylko politura na wysoki połysk. Moje antyki będą jak nowe.
No to bulba.
Marek Tyś jest nasz skarb narodowy. Kto Cię znajdzie?
Brzucho – reszta tyrady taksówkarza dotyczyła tematu – dlaczego nie poszedł w ostatni dzień na święto golonki. Najśmieszniejsze jednak, że całe to przedstawienie wywołałam osobiście, ceną tych pomidorów malinowych zakupionych po drodze. Kiedy taksiarz usłyszał 20 złp za 2 kg, poinformował Pyrę z naciskiem, że w Netto są po 3,20/kg i jakie ładne – okrągłe, równe, sztuka w sztukę. No i poszłoooo!
Może ten Marek ma ADHD jakieś?
Wszystko poprał, uprasował, powyrzucał. 😯
Przydałaby mi się chociaż część tej energii. 🙁
Dzień dobry Szampaństwu.
Jakimś cudem nie miałam internetu od 1-szej w nocy do 8:20 . Spać poszedł czy co?! Pogrzebałam przy kabelkach modemowych i routerowych – i jest 😯
Danuśka,
to Alina w pazdzierniku w Warszawie, a nie Alicja, niestety 🙁
Pyro,
czemu tego taksówkarza skróciłaś? Chętnie byśmy posłuchali!
Brzucho,
udzielaj się na blogu, a nie tak sobie znikasz nie wiadomo gdzie, nie słychać Cię i nie widać tygodniami!
mt7,
poczekaj, aż Cię „najdzie” jak Marka 😉
Ja też czekam, na razie bez skutku 🙁
Sadzac z tego jak Pyra go opisala, to na zywo bylby lepszy, bo ja tam dobry Lazaski akcent wyczytalam 😀 😀 😀
I te rowniutkie pomidory sztuka w sztuke 😀 😀 Jak znam zycie, to holenderskie wasserbomby 😀 😀 o moje biedne miesnie brzucha.
Pyro ide poslusznie zdjecia robic.
Panie Lulku ja bym tam troche nalewki i koniecznie konfitury, do nalesnikow beda jak znalazl.
dlaczego nie było zająca w milordzie?
poniżej wyjaśnienie jego nieobecność
*** Raz ordynarny niedźwiedź kucnąwszy na łące
W dość niewybredny sposób podtarł się zającem.
Zając się potem żonie chwalił po obiedzie:
– Wiesz stara, nawiązałem współpracę z niedźwiedziem! ***
U nas też słońco ostro grzeje,to pewnikiem dlatego właśnie
pomyliłam Alicję i Alinę. Pardon !
oj Marek ale żałuję no ale wybacz MŚ to takie moje małe święto … a w przyszłym tygodniu to nie planujesz wizyty na tym rogu?
Marek tak sprząta bo może będzie jakaś wizytacja 🙂
Pan Lulek widzę wraca do formy 😉
nemo a gdzie Ty dziecko się podziewasz ???
http://s20.photobucket.com/albums/b238/Nirrod/?action=view¤t=1edb795d.pbw
Chlop wczoraj pojechac bawic sie w chowanego z LRA w Gulu. Dzisiaj wraca i dzwonil z drogi, ze dokonali zakupu lokalnych grzybkow. Jak przezyje ten smakolyk, to zdam relacje…
ładnie tam Nirrodku i masz cień … 😀
Naszło mnie 😯
Nastawiłam jedno duże pranie i przygotowałam drugie 😯
Czekajcie, a was też najdzie!
Arkadiusu … 😆
Przed laty usłyszałem od znajomego kelnera z „Baszty”, że patrzyli na klientów, jak widać było, że się nie znają, to podawali wołowinę robioną na dziko zamiast dzika lub sarny. Nigdy nie było reklamacji.
Panie Piotrze, jak Pan myśli, ile było skarg na królika?
Ps. Ja wiem, że to jest oszustwo.
Nawet jakby mnie naszlo, to usiade sobie cichutko w kaciku i poczekam, az mi przejdzie… 😉
Namierzyłam dom Idi Amina w Gulu – paskudna, piętrowa rudera, ktoś zrobił zdjęcie i podał na GoogleMap.
Spora wiocha, to Gulu. Co tam Twój Ulubiony porabia – jeśli to nie tajemnica państwowa?
Ufff…
wreszcie chwila oddechu. Po wczorajszym wnerwieniu dzis oddech ulgi, albowiem przyszla odpowiedz od asystenta p. Buzka i zapowiedz kolejnej na nastepny tydzien. PoTomek powychwalal mnie pod niebiosa, a Tata tez dolozyl swoje trzy grosze przez telefon. Ludzie popisali mi mejle, bym sie trzymala i ze dobrze robie, komentarze jeszcze w opracowaniu, ale teraz chwila przerwy. Wypadaloby isc cos zjesc, ale sama nie mam pojecia co. Krolikow tu nie ma. Ani zajcecy. Nasza Krolikowa, czyli I., wyjechala wprawdzie juz 2 lata temu z okolicy, ale nam wszytskim przed oczami kicaja jeszcze jej jeden zajac i jeden krolik. Tak czy siak kicajace zwierze mnie nie przekonuje do spozycia, psa czy konia tez bym nie chciala jesc. No szczurow chyba raczej tez nie. Alez sie wybredna zrobilam.
Ja właśnie tak robię Nirrodku, ale raczej profilaktycznie, bo mnie tam nic nie nachodzi, co najwyżej inspekcja w postaci ukochanego syneczka. 😉
A dawno nie był, więc się pławię w braku chęci.
Moja inspiracja do siadania w kaciku wlasnie zamiata ogrod, co mnie dosc cieszy, bo jak zamiata, to nie lazi mi po chalupie.
Ambasador Arabii Saudyjskiej podarowal ambasadorowi Holandii… daktyle… 20kg… Zgadnijcie co ja wlasnie jem 😀
Ulubiony pojechal do Gulu rozmawiac z przedstawicielem NGO a poza tym towarzyszy czlowiekowi od stypendiow w rozmowach z lokalnymi przedstawicielami i absolwentami holenderskich uczelni. Plus mial sie jeszcze spotkac z przewodniczacym Mao, ktory jest chyba czyms w rodzaju wojewody. A glownie, to sobie mysle pojechal, bo chcial wiecej zobaczyc, niz tylko Kampale.
Witam z porannego Calgary. Godzina 7.42. Slonce wzeszlo jakis czas temy jak wschodze pomalu. Kajaczek wczorajszy byl fantastyczny. Cieplutko i cicho bo gdzies sie ptaszki wyniosly i tylko pare marnych kaczek dziwaczek sie ostalo.
Juz sie cieszylem na ten comber zajeczy a tu masz taki klops. Nota bene, tutejsze dzikie kroliki wygladajace identycznie jak zajace i tak samo duze (w zimie biale) mieso maja tez jasne jak kura.
Nirrod, wszystkie dzieci w Polsce wiedza, ze na malarie sa rozne leki mimo, ze obecnie nikt nie czyta W Pustyni i w Puszczy. Wyglada, ze wszystkie leki, ktore wymieniasz sa oparte na chininie. Doxycycline to antybiotyk i podejrzewam, ze jast stosowany lacznie z czyms a nie sam. Sam bralem mefloquine przez dwa miesiace przed w trakcie i chyba jeszcze krotko po wizycie w Sudanie. Jesli Twoj organizm nie moglby przyjmowac chininy to bardzo niewiele by Ci zostalo.
Żródełko bardzo dzielna jesteś tylko jedz bo padniesz i co wtedy …
Ambasador to ma klawe życie ..:)
mnie nachodzi jak mają być goście albo jak już jest mus … 🙂
W widzisz yyc, ze nie. Bo mefloqiune moge brac a juz chloroquine nie. Malarone tez odpada. Ten Lariam, to tez tak pozwalaja na zasadzie: bo jeszcze nikt nie umarl…
mówię wam
Marek niebawem będzie rodzić
takie sprzątanie! niechybnie zbliża się termin!
http://alicja.homelinux.com/news/Gulu.jpg
Chciałam skopiować jakieś zdjęcie (zamieszczane przez entuzjastów GoogleMap) razem z mapa, ale co ja „copy”, to zdjęcie mi myk, znowu w niebieski kwadracik się zamienia, uczulone na kopiarkę czy co?!
Swoją drogą technika to je cudo, choć czasami przekleństwo. Pranie jedno się zrobiło, wrzuciłam do suszarki i nastawiłam drugie. Siedzę tu przed komputrem, rozmawiam z półświatkiem pewnego podejrzanego blogu oraz ze Szwedem, Niemcem i Anglikiem na moim IRC-u, popijam herbatkę i myślę, jak to drzewiej bywało. Mama robiła wielkie pranie w ultranowoczesnej „frani”, ja miałam pilnować brata, żeby nie wypadł z łóżeczka, bo już dzielnie potrafił się wspinać po barierkach…oczywiscie coś innego przyciagnęło moją uwagę i brat wypadł 🙄
Mama pozbierawszy brata z posadzki (guz jak śliwa!), chwyciła pierwszą lepszą ścierę i chciała mnie nią przeżegnać, ale byłam szybsza i skończyło się na sprincie wokół kuchennego stołu, dobrze, że był duży!
Tak wyglądało pranie za czasów głębokiego Gomułki, przynajmniej u mnie na wsi 😉
Lariam jest najpopularnieszy tutaj. Tzn jesli jedziesz w malaryczne miejsca to 90% szans, ze ci dadza Lariam. Pamietam, ze ostrzagali przed mozliwymi bocznymi efektami w postaci halucynacji, snow itd. Cieszylem sie na te poboczne skutki, myslac sobie dwa w jednym. Kupuje lek na malarie a dostaje haszysz jako bonus. A tu klapa calkowita. Zadnych snow, zadnych halucynacji, juz mialem zwrocic, ze moze jakis wybrakowany dostalem. Dopiero teraz na diecie halucynacje sie pojawily. Lepiej pozno niz wcale.
Nirrod, Ty masz zdaje sie piekna bugainvillea’e przed domem. Moj najubardziej ulubiony krzak (drzewo?). Co za sliczne kwiaty i do tego caly rok. No ale w Albercie to tylko choinki dobrze sie przyjely.
Nie uwierzysz yyc, ale to zdjęcie zrobiłam jakieś pół godziny temu na moim patio. Mam trzy, jedno wytrenowane pięknie drzewko, ale rzadko kwitnie, natomiast ten krzaczek ciagle przycinany i kwitnie niemal bez przerwy, a kolor ma jak widać na załączonym obrazku.
Mam dość „cienisty”, dlatego chyba drzewko protestujki urządza i chce wiecej światła, ale to małe stoi na dość słonecznym parapecie i kwitnie, kwitnie, kwitnie…Latem wyrzucam wszystkie na patio, niech sobie ponaużywają. O, lunęło!
http://alicja.homelinux.com/news/img_0201.jpg
Ty weź lepiej miotłę Alicju i pozamiataj zanim nasz tam zapraszasz 😆
Zdjecia nirrod przypomnialy mi bougainvillea, ktore otaczaly dom w Yamoussoukro, na Wybrzezu Kosci Sl. Sliczne kwiaty ale nie do wazonu, tylko na zewnatrz. Rosly tez „arbres de voyageurs” ( drzewa podroznikow?), galezie w ksztalcie wachlarza a u nasady lisci zbieralo sie duzo porannej rosy. Wspomnienia, wspomnienia…
A przeciwko malarii bralam pamietam Nivaquine. Straszono, ze przyjmowana za dlugo zle wplywa na wzrok. Potrzebuje okularow do czytania, ale chinina nie jest chyba temu winna…
Arkadiusu,
u mnie bynajmniej nie niemiecki ordnung, tylko bordello, o czym rozmawiałam z yyc niedawno 😉
Mietły używam do znacznie szlachetniejszych celów, jako środek transportu mi służy, a nie tam przyziemne czynności typu zamiatanie 🙄
Leje jak z cebra, to posprząta się samo – albo spłynie, albo nie. Jak nie, to niech se jest 😉
Nivaquine pewnie w Afryce juz jest nieskutecze, bo sie paskudztwo uodparnia. Ja halucynacji tez jakos nie, ale za to moj tesc nie mogl spac jak bral Lariam.
Owszem. Bugainvillea. Wzdluz ploty tez rosnie, tyle ze jako pnacze a nie krzak. Ten przed weranda jest wyjatkowo urodziwy. Poza tym ogrod na zdjeciach wyglada bardziej dziko, niz naprawde jest, ale juz ogrodnicy maja przykazane go zdziczyc.
Ulubiony wpadl do domu, zakrzyknal ide pod natrysk i wybywam, bo musze isc na spotkanie z attache wojskowym. Ja sie nie dziwi, ze zonom dyplomatow czasem odbija 😉
Plus jest taki, ze od razu moge sluzyc zdjeciami. (w seriach po dwa)
http://i20.photobucket.com/albums/b238/Nirrod/CIMG1654.jpg
http://i20.photobucket.com/albums/b238/Nirrod/CIMG1655.jpg
http://i20.photobucket.com/albums/b238/Nirrod/CIMG1670.jpg
http://i20.photobucket.com/albums/b238/Nirrod/CIMG1675.jpg
http://i20.photobucket.com/albums/b238/Nirrod/CIMG1679.jpg
i na koniec kulinarie:
http://i20.photobucket.com/albums/b238/Nirrod/CIMG1694.jpg
http://i20.photobucket.com/albums/b238/Nirrod/CIMG1695-1.jpg
No i okazuje sie, ze trzeba bylo pojedynczo, bo teraz czeka na akceptacje. Mowi sie trudno, obejrzycie sobie jutro….
Nirrod,
zbierz ileś tam zdjęć w album na picassie i daj sznureczek do albumu, wtedy nie trzeba pojedynczo.
Te okolicznosci przyrody to własnie takie, jakie ludzie zamieścili na GoogleEarth (z Gulu). I rynsztoczek sobie płynie, i takie tam.
I nic sie nie zmienia od 40 lat.
Witam po krótkiej nieobecności. Poczytałam sobie zaległe wpisy i widzę, że w powietrzu czuć już atmosferę przedzjazdową. Nieocenionej Pyrze dziękuję za wstawienictwo u Stanisława w sprawie wspólnego wyjazdu do Żabich Błot. Bardzo by mi to odpowiadało,ale jeśli Stanisław nie będzie mógł jechać , to poradzę sobie przy pomocy PKP i PKS. Dziś sprawdzałam połączenia kolejowe z Białogardem. Są dwa poranne a z Gdyni do Białogardu jedzie się 2 godziny z minutami,stamtąd zaś jest dużo autobusów do Połczyna . Tylko z Żabich Błot musiałaby po mnie wyjechać jakaś podwoda. Ale to jeszcze zobaczymy, w razie czego będę wcześniej uprzedzać Żabę. Aha,gdyby można było zarezerwować sobie materac, to piszę się na to,ale własny śpiwór też posiadam. To na razie tyle w sprawach zjazdowych.
Harcerze i harcerki widze szykuja sie na zbiorke. Co sie na tym sianie w tej stajni dziac bedzie to, az sie boje pomyslec. Nakreca kolejny film „Wielkie Zarcie” tyle, ze rzecz dzieje sie w stajniach Staroblockich. Powoz wysla do Polczyna mysle. Stangret opowie historyjke o Nerusiu. Stara Zaba witac u progu bedzie (reszta juz w kuchni zajeta). Wieczorem jak sie zachmurzy i pioruny zaczna grzmiec, zacznie straszyc we dworze. Pozostaje tylko czuwac i …..jesc, gotowac, pitrasic. O polnocy Stara Zaba zaspiewa arie z kurantem. Bawcie sie dobrze, juz teraz gdybym pozniej zapomnial.
Alicjo wlasnie z lenistwa nie chcialo mi sie robic albumu. Leniwy itd.
yyc, wbrew pozorom zmienia sie i to duzo. Natomist Gulu jest dosc specyficzne, bo wiekszosc mieszkancow zyje w obozach dla uchodzcow. A wszystko to przez J. Kony i jego LRA. Trudno oczekiwac cudow cywilizacji od miejca, w okol ktorego przez lata toczyly sie walki z partyzantami…
Kopia wpisu, ktory czeka na akceptacje:
Nivaquine pewnie w Afryce juz jest nieskutecze, bo sie paskudztwo uodparnia. Ja halucynacji tez jakos nie, ale za to moj tesc nie mogl spac jak bral Lariam.
Owszem. Bugainvillea. Wzdluz ploty tez rosnie, tyle ze jako pnacze a nie krzak. Ten przed weranda jest wyjatkowo urodziwy. Poza tym ogrod na zdjeciach wyglada bardziej dziko, niz naprawde jest, ale juz ogrodnicy maja przykazane go zdziczyc.
Ulubiony wpadl do domu, zakrzyknal ide pod natrysk i wybywam, bo musze isc na spotkanie z attache wojskowym. Ja sie nie dziwi, ze zonom dyplomatow czasem odbija 😉
Plus jest taki, ze od razu moge sluzyc zdjeciami.
http://s20.photobucket.com/albums/b238/Nirrod/?action=view¤t=d9b62028.pbw
Witam!
Panie Piotrze doskonały artykuł, zresztą jak wszystkie inne. Może warto by zrobić coś w rodzaju mapy restauracji, niekoniecznie bardzo drogich, gdzie można zjeść coś dobrego? Niestety moje doświadczenia z Polski południowo-wschodniej wskazują, że będzie ona niezbyt zagęszczona, pomijając pizze i kiełbasy z rusztu i nie odbywa się tam akurat wesele, poprawiny lub inna impreza. Myślę, że przy Pana i Wszystkich Blogowiczów wiedzy, nie będzie to zadanie trudne.
Alicjo
Bardzo dziękuję za radę, zastosuję. Sama psioczyłam na siebie gdy przyszło mi czekać godzinami.
Matahari37
Nirrod,
Ty tam nie jedz byle czego aby! („grzyby”?).
Widzę, że masz ten sam syndrom, co ja, nazwa na literę „L”. Odpuszczam sobie, ostatecznie dwa prania dzisiaj to dostatecznie dużo!
Poza tym Jerzor mi kazał (zlecił, bo za opłatą w walucie ) wrzucić na picassę zdjęcia z Afryki, bo jego znajomym nie chce sie klikać. Cholera, tych zdjęć sporo, a ja mam to podpisać in inglisz, mało wrzucam na picassę, bo przecież mam miejsca od groma na komputerze, a na picassie ograniczone, przecież nie będę kupować wiecej na picassie 🙄 Jak ktos zainteresowany, to poklika. No ale że jestem łasa na gotówke, to zrobię wyjątek. Powrzucać prosto, tylko te podpisy…
Otworz sobie inny web album. Flickr masz 100mb na miesiac. Na potrzeby bloga wystarczy spokojnie. Zdjecia jak zmniejszysz (jak nie ty to oni i tak zmniejszaja) i cala Afryke spokojnie tam wstawisz.
ale piekny rekord świata 😆
Dobrych rad dla Nirrodka ciąg dalszy:
Na Picasie jest 1024 MB. To są albumy do prezentacji zdjęć, nie do przechowywania.
Można je oglądać na wiele sposób, a najważniejsze, że wyświetlają się w sposób ciągły.
U Ciebie, Alicjo, trzeba wchodzić, wychodzić, cofać się, bardzo to jest uciążliwe.
Komputer, czy zapasowe dyski to jest miejsce do gromadzenia zdjęć.
Picasa sama zmniejsza rozmiary zdjęć, nic nie trzeba robić.
Możesz kliknąć na mój nick (to do polskiej Holenderki w Ugandzie) i zobaczyć, że rozmiary są bardzo przyzwoite, a mogę wybrać mniejsze i większe.
Wrzucanie jest dziecinnie łatwe, wskazuję 200 zdjęć na moim dysku i szur, samo się ładuje i kompresuje.
We Flickr nie podoba mi się sposób prezentacji zawartości skrzynki, ale też sobie założyłam, żeby mieć więcej miejsca i możliwości. 🙂
Dobry wieczór!
Za nami najgorętszy dzień tego roku, w Genewie zmierzono +36,2 😯 Po 2 tygodniach bez deszczu pokropiło przez chwilę i przestało 🙁
Mt7,
to wygląda na mirabelkę. Dla pewności trzeba by sprawdzić, czy ogonki owoców są krótkie i owłosione, drzewko nie ma kolców, a młode gałązki są pokryte meszkiem.
Nie było mnie, bo miałam gościa. Z Anglii przyjechała siostra naszego Geologa, ta artystka, co w szkło dmucha póki gorące. Od 2 lat obiecywaliśmy jej wspólną wyprawę na grzyby, no i wczoraj wreszcie pojechaliśmy w nasze rewiry. Osobisty od razu ustalił porę spotkania przy samochodzie i dał nogę w swoje tajemne miejsca, a ja musiałam pilnować gościa, który miał tendencję do znikania bez śladu 😯 Co chwila więc musiałam nawoływać do nie oddalania się zbyt daleko 🙄 Nazbieraliśmy co nieco mimo suszy, sporo kurek i po kilka prawdziwków, Osobisty dwa razy tyle, co my obie razem. Na kolację była zupa grzybowa z prawdziwków, placki ziemniaczane i sałata. Gościowi bardzo smakowało. Tych placków było tyle, że nie zdołaliśmy wszystkiego zjeść i dzisiaj odgrzałam resztę na kolację. Na suchej patelni przypiekły się na chrupiąco i wyglądały bardzo apetycznie, a smakowały jak… placki w polskich knajpach tego lata 😯 Umocniło się moje podejrzenie, że jedzone przez nas w Polsce placki kartoflane nie były smażone ze świeżo tartych ziemniaków 🙁 Niby chrupkie z wierzchu, a w środku gumowate. Myślałam, że to może wpływ innych odmian ziemniaków 🙄
Nemo
Będą mniej gumowate, jeśli dodasz do środka duszonej kapusty (najlepsza kwaszona) z grzybkami i przykryjesz drugą warstwą ziemniaków.
Matahari,
masz na myśli odgrzewane? Bo świeże (moje) były fantastyczne, chrupiące i delikatne, dopiero odgrzane były gumowate w środku. Taka konsystencja, jak w pyzach. Na kapustę kiszoną trzeba jeszcze poczekać, ale dzięki za poradę 🙂
Picasa zmniejsza ale na koncie ukazuje sie co ty posylasz a nie po zmniejszeniu. Jesli komus brakuje miejsca to powinien wlasnie zmniejszac i bedzie mogl wiecej wlozyc. Jesli wyslesz 10 zdjec po 4 mb kazde to ci na Picasie zejdzie 40 mb. Jak je zmniejszysz o polowe to wykorzystasz 20 mb. Rachunek dosc prosty. Wszystkie web albums zmniejszaja bo do wyswietlenia na ekranie nie potrzeba ogromnych zdjec (plikow) tylko do drukowania. Wiekszej rezolucji niz twoj monitor nie uzyskasz. Nawet przy 24 calowych monitorach obecne zdjecia sa co najmniej 2 razy za duze. Zreszta wystarczy poczytac instrukcje na Picasie.
Flickr nie kaze ladowac zadnych programow, wystarczy sie zapisac a usuwanie zdjecia nie wiaze sie z usuwaniem go z komputera co chce picasa i trzeba przekladac do innego foldera, zeby tego uniknac a co jest delikatnie mowiac wkur—-ce. Mowie o usuwaniu nie z web albums tylko w ogole z picasy.
Dodaję już przy smażeniu, a później przy odgrzewaniu (dokładnie takim jak Twoje) są równie smaczne. Moja Prababcia piekła jena liściach kapusty i były jeszcze lepsze …
Nazbieralem 10 litrów jerzyn. Co z tym zrobici. Do picia ma sie rozumiec.
Pan Lulek
Na jezynach to ja sie nie znam, babcia kiedys jakies nalewki robila, ale pic ich nie pozwolono mi. Teraz babcinych nalewek juz nie ma.
yyc, z ta picasa sie zgodze. z innych wnerwiajacych aplikacji to czesciowo FB, ale to inna bajka, bo chodzi o czat.
nemo, placki lartoflane? alez mi smaka narobilas. Mama chyba wraca dzis z Ostroleki, to moze do domu zjade i zaproponuje wlasnie placki kartoflane 🙂
Panie Lulku,
co za pytanie – nalewkę oczywiście! Na przyszły Zjazd będzie jak znalazł !
A jak tam forma? Pobiera Pan odpowiednia ilość paliwa? Bo jak nie, to ekipę napuścimy 😉
Przewiało chmury i już nie taka duchota. Idę za róg po jakieś piwo, bo było wypłynęło jakimś cudem 😯
Alicjo Ty sie strasznie duzo po to piwo nachodzisz. Moze zamiast diety powinienem sam to zastosowac 🙂
Panie Lulku, trochę można schrupać żywcem.
10 litrów to bogactwo! 😀
Myślę, że ktoś tu dobrze radził, pół na konfitur, pół na nalewkę.
Zważywszy, że na 1 kg owocu potrzeba 1 l spirta i 1/2 l wódki, o cukrze nie wspominając, to z torbami Pan pójdzie.
Dobre są chocia?
yyc,
gdyby picasa pokazywała to, co ja wrzucam, to zatkało by się po paru albumach.
Wierzaj mi, że wiem co robię w tym przypadku. 😉
Panie Lulku,
jeżyny jeść na bieżąco, w dużych ilościach, resztę przerobić na sok albo konfitury. Jak jest miejsce w zamrażarce, to trochę zamrozić na zimę.
yyc,
własnie o to chodzi, że się chodzi – nigdy nie kupujemy skrzynkami, tylko cztery puszki na przykład, żeby była motywacja pójść po następne za dzień, dwa 😉 A ponieważ to ja jestem głównym piwoszem, to często muszę sama sobie przynieść. W końcu to jest 5 km. szybki spacer. Nie protestuję, i tak prowadzę dość osiadły tryb życia.
No, ale się pomyliłam z tym przewianiem, teraz dopiero się zrobiła duchota! I na pewno nie koniec zabawy – na zachód od Toronto tornada, nas czekają gwałtowne burze.
Alicjo,
w jakim celu nabyłaś rower? 😯
Nemo,
święta prawda, w celu robienia zakupów (koszyk), także piwnych, ale ostatnio wyrabiam sobie formę na Zjazd 😉
A serio, to wyszłam w porze gremialnego powrotu z pracy, samochód za samochodem, nie lubię o tej porze być na jezdni jako rowerzysta, robię się nerwowa. Na rowerze wolę jezdzić bocznymi uliczkami, a do sklepu w rozsądnych porach. I często zapominam, że przecież mam rower 😯
Padłam, poczytam rano
Picasse to ja owszem mam, tylko internet tutaj placony od MB, a komputer na ktory P juz sciagnieta siedzi sobie w kontenerze. Jak wroce do pielesze haskich to sobie sciagne na USB i bede w pazdzierniku instalowac.
Photobucket mam od lat i jak widac czasem sie przydaje…
http://kartkazpodrozy.blog.onet.pl/
Czytuję twój blog od pierwszego wpisu. Idziesz już tyle czasu…
Im dłużej idziesz tym bardziej mi smutno.
Kartka za kartką i jedna podobna do drugiej. tylko coraz gorsze.
Język , którym się posługujesz wzbudza moją coraz większą niechęć. Usiłujesz kreować się na twardziela. Tylko co z tego?
Zdarte buty , śmierdzące podkoszulki, zapach potu i schroniskowego brudu … Kogo to może obchodzić? Pokonujesz dziesiątki i setki kilometrów i co ? Nic.
Sporadycznie tylko pojawia się opis krajobrazu, Wpatrzony w asfalt , tak mało widzisz ludzi. Droga jest celem?
A może jest tak jak podczas szkolnej wycieczki w górach. Zbiegasz ze szczytu . Coraz szybciej , coraz szybciej i coraz trudniej się zatrzymać.
Uważaj tylko byś się nie wywrócił. To bardzo niebezpieczne. Tak robią uczniowie. Nie dorosły facet.
Panie Lonzio,
może poprawiłoby ci samopoczucie, gdybyś przerzucił się na „Wysokie Obcasy” albo „Playboya”?
Co ci przyjdzie z dołowania faceta, który widzi sens, w tym co robi, tak jak widzieli to Stachura, Hłasko albo inny Hemingway? Ci też musieli pokonywać setki kilometrów i też pisali o zdartych butach, śmierdzących podkoszulkach i brudnych noclegowniach.
W każdym razie gratuluję ci, że wróciłeś ze szkolnej wycieczki jak dorosły facet: cały, zdrowy i wcale nie wywrócony 😉
Paolore
To co napisałem nie przyniosło mi poprawy nastroju. Wręcz przeciwnie.
Możesz odbierać to co napisałem jako dołowanie faceta. Czytałem Wojtka z Przytoka z wielką przyjemnością. Jego relacje ze wsi nad Odrą gdzie mieszkał miały zapach łąk, opisy lasu , gdzie wycinał drewno , opowieści o ludziach, których znał i z którymi pracował były świetne i bardzo autentyczne. Tej autentyczności i wrażliwości brakuje mi teraz w Kartkach z podróży. A może się mylę ?
Ps.
Biegnę do kiosku kupić Playboya. Zrobię to po raz pierwszy. Mam nadzieję ,że będzie super.
Podobno nic tak nie poprawia facetowi nastroju jak widok ładnych kobiet.
Wojtka brak, bezspornie.
Tak mi się wydaje, w moim żabim rozumie oczywiście, że sens tego wojtkowego marszu i wysiłku, dla postronnych niekiedy bezsensownego, okaże się, wyjaśni, pozwoli mu uporządkować pewne sprawy i zhierarchizować problemy, dopiero gdy dojdzie do celu a może nawet później, wtedy wędrówka ta będzie już tylko wspomnieniem. Wspomnieniem dążenia.
Trochę tak jak z zabiegami rehabilitacyjnymi. Chodzi się na te fizjoterapię, krioterapię, magnetronik i wiele innych, i nic. Koniec zabiegów i nic. Nic lepiej. Az nagle po miesiącu okazuje się, że jednak pomogły. Nagle można wstać bez wysiłku, czy pójść bez laski. Tak niezauważalnie.
Trafiłem na Pańska stronę całkiem przypadkiem po wysłuchaniu audycji w radiu TokFM… Podzielam Pańskie zamiłowanie do prowadzenia bloga, pozwoliłem sobie na swojej stronce skrobnąć kilka słów o pomyłce z zającem… Wykorzystałem w nim jedną z fotek z tego bloga, więc jeśli ma Pan ku temu jakiekolwiek przeciwwskazania proszę o info… I z góry przepraszam… choć mam nadzieje, że nie będzie z tym problemów…
Zapraszam do częstszych wizyt. I do wykorzystywania zawartości blogu wg. uznania. Oczywiście z powołaniem się na źródło, co może zachęcić i innych potencjalnych blogowiczów-smakoszy.