Wakacyjna czkawka
To już naprawdę ostatni raz zamęczam blogowiczów wakacyjnymi reminiscencjami. Ale nie mogę opędzić się od wspomnień.
Ostatni dzień i ostatnią noc przed powrotem do domu spędziliśmy – jak wiecie – w uroczym austriackim miasteczku Poysdorf. Hotel Veltlin jest od lat naszą stałą bazą podczas podróży na południe i podczas powrotów. To nie tylko pięknie położony i wspaniale wyposażony hotel ale także pełen przemiłych ludzi. A pracują tu nie tylko Austriacy. Wśród załogi mnóstwo Czechów. My zaprzyjaźniliśmy się z Lucią i Ivem. Oni nas witali i żegnali za każdym razem a także karmili. To dzięki nim właśnie zamawialiśmy najlepsze dania dnia i najpyszniejsze wina.
I już się cieszymy, że za rok znowu spotkamy ich na naszej drodze. Bo załoga w Veltlinie jest stała. Kto tu znalazł pracę i został zaakceptowany, ten trzyma się hotelu krzepko i doskonale pracuje. Miło spotykać takich ludzi. Oni są zadowoleni a my tez dzięki nim.
Oto pożegnalna kolacja przed powrotem do Polski:
Sarnina z knedlami i borowkami
Polędwica z jelenia z podsmażanymi kopytkami i brokułem
Ravioli z kurkami
Naleśniki z polewą czekoladową i bitą śmietaną
Win nie pokazuję, bo dopiero wybieraliśmy się po ich kupno tu:
Nissan aż westchnął gdy został załadowany tutejszymi winami.
Komentarze
Cd. Sprawozdania:
Po naradzie Marek zrobił przegląd domowych produktów i wyszło, że do sklepu trzeba iść … Pan Lulek chciał jechać koniecznie na zakupy na Węgry ale stwierdziliśmy, że zaryzykujemy tylko jazdę do marketu jazda była trochę ryzykowna bo Pan Lulek miał tendencje do robienia szerokich łuków na zakrętach ale po zakupach wróciliśmy szczęśliwe do domu z postanowieniem, że taka jedna jazda wystarczy …. Pan Lulek wypoczywał na werandzie a my zaczęliśmy gotować …. Marek zrobił ciasto na makaron ja obsprawiłam kurczaka odcięłam 2 nóżki do potrawki ? z piersi zrobiłam kotlety …. reszta na rosołek bo kurczak był duży i z wątróbką, żołądkiem i szyją w środku ….Marek przygotował mięso i warzywa do gulaszu ?. Na obiad były kotlety i po kawałeczku wątróbki z cebulką, młode ziemniaki i sałata ze śmietaną … a Pan Lulek dostał na deser naleśniki z serem (rano były z powidłami) … Pan Lulek poszedł odpoczywać po obiadku, rosół i gulasz pyrkotały a my się wybraliśmy do sklep, w którym pracuje Walter, przyjaciel Lulka …. umówiliśmy się z Walterem, że przyjdzie do nas po zamknięciu sklepu … przybiegł bardzo szybko bo zmartwił się bardzo chorobą Lulka … Marek zadzwonił do Pawła żeby Walterowi wytłumaczył w czym problem bo my po niemiecku słabo a Walter po angielsku też słabo … ale się udało porozumieć …. potem sobie posiedzieliśmy przy kanapkach z polską wędlinką i austriackim serem czekając na telefon od syna ?. Walter dostał od nas trochę polskiej pysznej wędliny, zostawił na siebie namiary i obiecał się wszystkiego dowiedzieć o ew. pomocy miejscowych służb medyczny dla Lulka ….. wieczorem zadzwonił syn i Marek opowiedział mu w ?prostych żołnierskich słowach? o sytuacji Lulkowej …. wypiliśmy wieczorem szampana za nasze zdrowie, posłuchaliśmy opowieści Lulkowych, zawekowaliśmy rosół i gulasz, makaron został po porcjowany i wrzucony do zamrażarki …. no poszliśmy lulu …. 🙂
we wtorek rano Marek nasmażył furę naleśników z serem i popakował je w pojemnik do zamrażarki …..zjedliśmy obiad … ziemniaczki, Lulek nóżkę w sosiku my po jajku sadzonym i sałatka pomidorowa ? Lulek na deser tradycyjnie naleśniki …. zostawiliśmy przygotowany obiad na drugi dzień … Lulek przyciął piękne róże dla Ani na urodziny i o 15 ruszyliśmy do Wiednia … zdjęcia z drogi Marek zamieścił w albumie … Paweł nas odebrał i zawitaliśmy na urodzinowe przyjęcie Ani ? jedzonko było pyszne …. Marek zamieścił trochę zdjęć …. dostaliśmy od gospodarzy prezenty w postaci oleju dyniowego i słodyczy i zostaliśmy zawiezieni na dworzec … wcześniej Ania nam załatwiła promocyjne bilety ? i tak skończyła się nasza przemiła wizyta u Pana Lulka … 😀
ps, Marek mi pokazał to miejsce gdzie Panie Piotrze noclegujecie jak jechaliśmy do Wiednia … 🙂
wieczorem opiszę swoja wycieczkę… 🙂
i witam wszystkich nowych biesiadników … 😀
Tu (psiakrew!) pachnie sarnina z borowikami, tam znów naleśniki, a Pyrowe domiszcze zasmrodniałe, że nos wykręca! I co to za draństwo? Otóż zgniłe 3 pyry pospolite. Od tygodnia szukałam co mi w domu wonieje, przeglądałam lodówkę i kąty, a tu z każdym dniem „parfuma” była intensywniejsza. No i dzisiaj wreszcie idąc za nosa wskazaniem znalazłam w zapomnianej torbie foliowej, wepchniętej w skrzyniosiedzenie pod stałem w kuchni to-to , co śmierdziało. Nie wiem kiedy się wywietrzy. Skutek taki więcej okropny.
Pyro,
zapal kilka świec, wbij goździki w cytrynę, do miseczki z wrzątkiem wlej kilka kropel jakiegoś olejku (lawendowy, cytrynowy, świerkowy, krople do inhalacji) lub zrób mocny napar z ziół jakie masz w domu (rozmaryn, mięta) i postaw w naczyniu na stole…
Pyro znam ten bol. Dziekuj Bogu, ze lato i okna mozna otworzc.
Ano, mirabelki mozna kupic na poludniu Holandii, dokladnie gdzie nie wiem, ale moge zapytac. Kolezanka z pracy wrocila z wycieczki rowerowej a 4 kg mirabelek.
Nie mam pomyslu na dzisiejszy obiad. Mozliwe skaldniki to: pyrki, marchewka, dynia, mielone, pomidory w puszce, swieze pomidory, fasolka ‚ kidney”, kukurydza z puszki… Jakies genialne pomysly?
suchajta, które to są te mirabelki właściwe? te żółte, maluteńkie, niesłodkie, woskowate, czy te większe (ale mniejsze od węgierek), żółto-różowe, słodkie bardzo i do niczego poza bezpośrednim spożyciem się nie nadające? Bom zgupł.
A renklody to żółte są? Bom jeszcze doświadczył fioletowo-różowych, wielkości prawie morelowej, z żółtym intensywnie wnętrzem? I jakie to one?
u nas nalesniki beda jutro. H. zrobila pyszna salatke jajeczna i salatke z pomidorem, salata, ogorkiem itd., mniam, mniam. Dzis dla odmiany mozarelka i pomidory, w miedzyczasie tez sklep zaliczyc musze.
Mirabelki zawsze Mama zbierala w jednym miejscu miedzy Szczecinem a Ostroleka, za mala bylam, zeby kojarzyc nazwy, a potem z samym Tata to sie nie zatrzymywalismy, ale miejsce pamietam. I zapach mirabelek w samochodzie na polskich drogach, gdzie w podrozy do babci mozna bylo naliczyc az 15 samochodow przez cala trase. To byly czasy!
Wróciłem przed chwilą z Muzeum. Zapakowałem wystawę . Po południu zostanie zawieziona do Myszyńca. Zakończyłem pewien okres w moim życiu. I więcej moja noga …
W niedzielę słyszałem przez telefon szum oceanu, głos silnika, pokrzykiwania rybaków. Pozdrowienia od Atlantyckiego Sławka.
Na pokładzie +32.
Dzięki za dobre rady, przydadzą się.
Pluszak – mirabelki, to te żółte ale i na różowe tak mówią. W każdym razie niepowtarzalny złoty dżem, jest z tych żółtych; z różowych jest świetny sok do picia z wodą, orzeżwiający i kwaskowy niezależnie od ilości cukru. Stara Żaba przerabia hurtowo – wiadrami. Renklody są różniste – moje ulubione to renkloda Ulena – zielona, właściwie zielono-żółta
Na jutro zamówił się na kawę mój były wychowanek – Jezus, Maryjo! Mam wychowanków, którzy mają dorosłe dzieci z pierwszego małżeństwa, licealistów z drugiego i przedszkolaka z 3-go! Najspokojniejszy uczeń klasy Vc technikum chemicznego – no, no.
Dzień dobry Szampaństwu.
Na zachodzie bez zmian 🙁
Znaczy sauna. Nie powiem, w jakim dezabilu siedzę przed komputrem, żeby Panu Lulkowi nie podnosić ciśnienia 😉
No… chyba że byłyby wskazania 🙂
Panie Lulku, sprawozdawać Pan miał, czekamy!
Jolinku51,
dziękujemy wszyscy za sprawozdawczość z wyprawy na i pod Wiedeń, powinniśmy zmienić stare przysłowie przysłowie na „Gdzie diabeł nie może, tam Troje Budrysów* posłać” 🙂
*Troje Budrysów – Jolinek51, Miś2, PaOlOre
pluszak,
mirabelki są kuliste, żółte, słodkie, 2-3 cm, łatwo oddzielają się od pestek.
Renklody
Prunus domestica claudiana – renklody, kuliste, 3-5cm, żółtozielone, dość słodkie, charakterystyczny aromat, pestka mocno przyrośnięta
Prunus domestica subrotunda – śliwa szlachetna, 5-7cm, czerwone do fioletowych, mniej słodkie
dziękować wielce.
czyli renklody to dobrze mi się kojarzyły; a te subrotunda to te większe, też już wiem, jakie.
co do tych mirabelek pogrzebię jeszcze
ale i tak najbardziej lubię węgierki, kiedy dojrzałe
http://www.szkolkarstwo.pl/article.php?id=373 o, tu mam wyjaśnienie
jedne i drugie to niby mirabelki
Są jeszcze dzikie kuliste śliweczki, najczęściej w starych poniemieckich żywopłotach (np. na trasie z Domaszkowa do Międzygórza) w różnych kolorach (żółte, czerwone, fioletowe) do 2.5cm, kwaskowate, świetne na kompot. Dojrzewają pod jesień.
te dzikie, to chyba właśnie te flotowe
Chyba nie, bo te dzikie bardzo kiepsko dają się drylować.
Mirabelka Flotowa to od nazwiska Flotow, nie od floty 😉
Wszystkie mirabelki łatwo odchodzą od pestki.
Jak jeszcze mieszkałem pod Sztokholmem to na trasie codziennej rundy z dzieckami/psami była częściowo ogrodzona parcela. Stał tam pewnie kiedyś dom, bo widać bylo ślady po fundamentach.
Zarośnięta ona była ponadto a wśród chaszczy rosły dwie całkiem spore śliwy. Owoców wbród ale były one dość małe i nie do końca słodkie. Takiego dżemu śliwkowego to ja ani wcześniej ani później nie jadłem.
😯
Nie otwiera się moja strona internetowa 😯
Budzić Jerzora, czy dać mu pospać? Dochodzi szósta, nie ta w południe wg. Pilcha, tylko ta nad ranem…
Alicjo,
Może to ten austryjacki wirus – niech Jerzor se pośpi jeszcze….
Gdyby Pyrze było mało:
http://pixdaus.com/single.php?id=183496
Działa… !
…austriacki moze mnie cmoknąć nie powiem, gdzie 😉
Marek,
ten z prawej to Zorro 😯
http://alicja.homelinux.com/news/Zorro/img_9594.jpg
Te wszystkie jamniki sprawiają wrażenie bardzo zmyślnych zwierzaków 😉
Kwaskowate „mirabelki” na kompot to mogą być śliwki wiśniowe tzw. ałycza, które dojrzewają w tym samym czasie, co mirabelki właściwe.
U mnie na obiad królik w białym winie, mangold (burak liściowy) a la szpinak, polenta.
Nirrod,
nie licz na genialne pomysły w taki upał 🙄
Ja bym zrobiła mielone z marchewką i ziemniakami, do tego sałatka z pomidorów i juszsz… 😉
poranna porcja sporu zaliczona … mam kurki od córki to i ja dziś posmakuję kurkowania … pójdę pod halę zobaczyć co się nadaje na przetwory … 🙂 … i się lenię bo wnuczka na wakacjach z rodzicami …
o mielonych dawno nie jadłam chyba zrobię … 🙂
Marek przyszłość świetlana teraz przed Tobą … 😀
Panie Lulku …. Panie Lulku … pobudka …. 🙂
Alicjo, upaly sa i po tej stronie. Milego dnia zycze dziekujac za wczorajszy ” Do serca przytul psa”. A w porannej poczcie dostalam od przyjaciolki dvd „Pora umierac” z Szaflarska, wspominalas o tym filmie i polecalas.
Mam w ogrodzie mlode drzewko renklody, ktore w tym roku wyjatkowo obrodzilo. Najedlismy sie swiezych, robilam tarty i konfiture. Na rynku pojawily sie mirabelki.
Marek, jakie fajne jamniory!
U nas w Galerii nowy Europejczyk, a nawet cala jego klasa z Warny
http://www.scholar-online.eu/viewpage.php?page_id=70
jak juz miasto Warna, to przeciez i przegrana bitwa 1444, a jak bitwa, to tym razem wygrana, Wieden, Sobieski i ladujemy juz u Budrysów Trzech 🙂
Upalu u nas nie ma, ale slonce wyszlo po wczorajszych burzach, ulewach i innych ciemnych sprawkach na niebie.
A ja ide robic obiad. Jeszcze nie mam inspiracji.
Czkawką tez mi się odbija. I to do dzisiaj. Ale po kolei.
Na mapach internetowych widać było go już na parę dni wprzód 😆 Niż przemieszczał się znad morza północnego nad Bałtyk południowy. Wierzcie mi, był on bardzo oczekiwany i z otwartymi ramionami przyjęty przez grupę extremistow.
Pierwszego dnia, kiedy nadchodzi poważny front atmosferyczny na mój letni revir kitowy w Międzyzdrojach niesie on ze sobą wszelkie niedogodności. Przesuwają się w kosmosie ciężkie kłębiaste szarobure chmury również o niskim pułapie. Wiatr gnający wielowarstwowe obłoki nie jest równy. Tworzące się w przestrzeni na dużych wysokościach turbulencje odczuwalne są tez na planecie. Dodatkowe zawirowania powoduje tektonika terenu. Chmury trafiające na klify otwierają się, a zebrane w nich po drodze skondensowane powietrze oddają planecie w postaci gradu, deszczu bądź mżawki. W takich przypadkach wiatr wieje otumaniony. Bywa tak, ze wieje warstwowo. W jednym paśmie na szerokości dziesięciu – dwudziestu metrów równolegle do wybrzeża jest podmuch, natomiast w następnym jest totalna flauta 🙁 Zdarza się, ze wieje i wertykalnie.
Podczas takich warunków pogodowych organizm mój wykazuje niepokój. Serce bije niespokojnie i daje się odczuć uzależnienie wiatrowe. Wielu lekarzy, którzy sami na tak ciężkie schorzenia cierpią bada toto notorycznie jaką w takich przypadkach zastosować terapie. Jak na razie medycyna przy takim zbiegu okoliczności jest bezradna. A i żadna kasa chorych nie partycypuje w kosztach w terapii wodnowiatrowokitowej którą extremisci sobie aplikują.
Mimo wszystko pragnienie doznania przyjemności wielokrotnie większej niż sex ciągnie ich na wodę.
Rozkołysane morze tworzy nierówne fale. Już przy stracie z brzegu trzeba wziąć się ostro do roboty by przy halsie nie stracić zbyt dużo wysokości. Powrót na fali często gęsto wynagradza przejście przez przybój. Deseczka przyklejona do wody napędzana jest tylko siłą fali. Uginaniem nóg w kolanach i naciskiem stóp na powierzchnie deski wyznacza się kierunek ślizgu.
Kit, bądź jak kto woli spadochron, przemieszcza się bez siły ciągu w pozycji zenitalnej.
Takie ślizgi to uśmiech losu. Nie zwracam uwagi na nic. W takich chwilach doznaję oczywiście kolejnego silnego uczucia rozkoszy. Bez wątpienia jazda na dachu czerwonego autobusu po stolycy wywołuje podobne szczytowanie. I można by tak bez końca…
Kiedy ujrzałem ląd było już zbyt późno by wykonać jakikolwiek zwrot na wodzie.
Energicznie ciągnę bar / 50ciocentymetrowy drążek umożliwiający sterowanie spadochronem/ do siebie z mocniejszym naciskiem na lewą cześć. Napinają się linki latawca. Ja przymocowany do nich trapezem /pas zakładany nad biodrami/ unoszę się w górę.
To kolejny stan błogości. Upojenie nie trwa długo. Czuję lekkie szarpniecie na biodrach. Z przerażeniem spoglądam w dół. Dyndająca w powietrzu na pięciometrowej smyczy deska wywołuje postrach wśród niezorientowanych spacerowiczów.
Spanikowałem 🙁
Decyduje się na lądowanie. Depoweruję bar. Słyszę klepniecie deski o piasek.
Nie. To są oklaski uśmiechniętych obserwatorek 😆
Ląduję. Teraz dla odmiany wiwaty: brawo, brawo!!! piękny lot! słyszę
Ale do mnie dociera to, ze lewą nogą gruchnąłem w wypłukany odchodząca falą do morza piasek.
Pomimo to, ze teraz mam przy sobie dwie laski, to i tak uważam ze doznania, jakie mam na wodzie i tak lepiej wpływają na mnie jak spożywanie najlepszych dań i win podawanych w najprzyjemniejszych zakątkach planety. A znamy takowe z Przyjacielem, znamy
Te dzikie żółte śliweczki to jest ałycza. Czasem myli się ją z mirabelką, bo też żółta.
Arcadiusu,
piękny, sugestywny opis 😎 Teraz z nadzieją czekam, aż jakieś chmury wreszcie dotrą do moich ostrych szczytów, tam się zahaczą, rozerwą i z głośnym rumorem wypuszczą to skondensowane powietrze 😉 Liczę jednak tylko na deszcz, bez gradu 🙄 3 tygodnie temu gradobicie w moim kantonie przyniosło szkody najwyższe w 200-letniej historii obowiązkowych ubezpieczeń budynków 😯 Tym razem jednak nie zahaczyło o moją okolicę.
Gdzie jest Brzucho?
Zmyślne jak zmyślne, one są cholernie charakterne, pamietam z dzieciństwa (mieliśmy), a i Radyjko Pyrowe widziałam w akcji, no i Zorro Wojtka i Caroline, dał nam w d… wiosną, kiedy wymsknął nam się z obroży i tym samym smyczy, i pognał tam, gdzie chciał.
Niedawno nas wizytował:
http://alicja.homelinux.com/news/img_9916.jpg
One mają „wyraz twarzy” jak żaden inny pies, jamniki 😉
http://brzuchomoowca.blox.pl/html
Ano Witajcie –
„Ano” – bo tak dlugasno mnie z Wami nie bylo, a „witajcie” to radosne powitanie z Wami.
Guru Nasz to tak spokojnie, dostojnie i ze znawstwem kulinarnego smakosza odbywa wedrowki po szlakach znaczonych wspanialymi kuchniami, doskonala obsluga i winnicami bogatymi w niezliczone gatunki win.
My nieco inaczej – przasnie, jak dawni wedrowcy – tuptalismy dzielnie od .. do, z pietra na pietro, z sali do sali. Czasu na degustacje w skupieniu nad kolejnymi daniami po prostu „nie stalo”.
Choc i takie smakowite momenty przypadly nam w udziale. Sprawca i doradca jednego z nich byl Slawek lecz te opowiesc zostawie na pozniej
.
Teraz skrotowo fotek kilka – inne sa w ciaglej obrobce, a narobilismy tego towaru …
http://picasaweb.google.com/echidna77/ParyskieWspominkiKulinarne#5371254234948540866
Serdeczne pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Jak to fajnie, że wróciłaś, Zwierzaczku. Sprawozdawaj, a hyżo.
cześć Bando!
posłusznie melduję ze jestem
tylko trochę mnóstwo jeżdżę
serami się opycham
nadrabiam zaległą robotę
(jestem półtora miesiąca do tyłu)
pewnie jak się Festiwal Smaku w Grucznie odbędzie to tu wrócę
http://www.festiwalsmaku.pl
:::
ściskam serdecznie :o)
Witaj echidnooooooo…!
Czekamy opowieści 🙂
Brzucho,
Ty się nie napychaj smakowitosciami, tylko sprawozdawaj! Przynajmniej co parę dni.
Cholera ja sie mecze 8 dzien a Gospodarz kusi, jak nie powiem kto, takimi zdjeciami . Pyre odwiedzil byly wychowanek Jezus, Ekidna ponownie chodzi do gory nogami, arcadius fruwa na wodzie jak jakas latajaca ryba, Alicja w dezabilu zeby P. Lulkowi krazenie podniesc. Swiat na glowie stanal i sie smieje.
Te dziczyzny wygladaja przeswietnie i przyznam, ze w Kraju bedac zjem co nieco. Moze ktos ma jakies sugestie restauracyjne. Bede prawie napewno w Poznaniu, Wroclawiu no i Wa-wie. Bede tez w Lodzi ale tylko dzien i chce zajsc do „Anatewki” na jakies gesie pipki i cielecine w cymesie. Gdzie sie wybrac na dobra pieczen z jelenia czy innej sarny tudziez dzika??? Tutaj nawet hoduja ale cos w restauracjach nie widze. Sa steki czy hamburgery (jakzesz inaczej) z buffalo czyli bizona i czasem venison czyli jelen/sarna ale wszystko jakies takie grilowane. A ja bym chcial w sosie z grzybami i nie ma. Hoduja dziki i tez nic. Nawet mieso w sklepie niedostepne, na targu mozna a w restauracji jak na zbawienie. Chyba bede musial sam w domu. No nic, wracam do dajat……
Acha, 11 pounds in 8 days. Lepiej (wiecej) brzmi w funtach 🙂
Czy w Austrii to robia dziczyzna taka wypieczona czy krwista? Bo w Kraju to chyba sie tradycyjnie robilo pieczenie dobrze wypieczone i w sosie.
Jak nie przestanie wariowac napisze Wam cala prawde jak mnie Jolka nie wykopala z wyrka. Zrobila to Pan recepcjonistka Pana Doktora
Pan Lulek
yyc w Poznaniu na dziczyzne mozesz sie wybrac do Mlynskiego Kola.
Dobrze tez mozna zjesc w restauracji Toga, kiedys byla na Mlynskiej, ale sie wlasnie przenosza, wiec nowy adres moge Ci podac pozniej.
W Gospodzie pod Koziolkami mieli kiedys dobra kuchnie, ale czy nadal, to trudno mi powiedziec.
ooo… dziczyzna… mniam, mniam, dostalam smaka. Skad ja tut ylko wytrzasne dziczyzne?
Dzieki Nirrod. Mlynskie Kolo zapamietam.
Kilka słów o roślnie
To niezwykłe drzewo jest trochę jak szpieg, który każdemu przedstawia się inaczej. Jedni nazywają ją ałyczą, inni mirabelką, jeszcze inni śliwą, i to w dodatku wiśniową. Warto więc ostatecznie ją zdemaskować. Podstawowy gatunek to śliwa wiśniowa (Prunus cerasifera), jej owoce mają kolor czerwony z lekkim woskowym nalotem. Ałycza jest kaukaską odmianą tejże śliwy o nazwie ‚Divaricata’ i ma żółte owoce. Często potocznie nazywa się je mirabelkami, ponieważ smakują i wyglądają jak… prawdziwe mirabelki – odmiana śliwy domowej. A ponieważ śliwa domowa (Prunus domestica) powstała między innymi ze śliwy wiśniowej, to prawdziwe mirabelki są wnuczkami ałyczy.
Posag od natury
Ałycza jest krzewem lub drzewem dorastającym do 5-6 m wysokości, z nisko osadzoną, rozłożystą koroną. Najładniejsza jest w kwietniu, gdy kwitnie. Obsypana jest białymi, pachnącymi kwiatami tak obficie, iż ma się wrażenie, że jest przyprószona śniegiem. Niestety, jej uroda trwa zaledwie kilka dni, a szkoda, bo wygląda wtedy pięknie, zwłaszcza na tle ciemniejszych drzew lub ceglanej elewacji. Nie jest wymagająca co do gleby, urośnie nawet na bardzo słabej. Lubi stanowiska słoneczne, ale i w półcieniu dobrze sobie radzi. Rośnie szybko i jest odporna na mróz, dlatego stosowano ją przez setki lat w sadownictwie jako podkładkę pod szlachetne odmiany śliw, moreli, brzoskwiń i migdałowców. Świetnie też znosi strzyżenie, za co głównie cenią ją projektanci ogrodów.
Kule, stożki i sześciany
Ałycza to jedna z roślin najlepiej nadających się do formowania (jest mniej wymagająca niż cis, odporniejsza na mrozy od bukszpanu) – zrobimy z niej żywopłotowe ściany i figury geometryczne o niemal dowolnym kształcie. Podobnie formuje się odmiany śliwy wiśniowej o purpurowych liściach, ‚Atropurpurea’ i ‚Nigra’, można więc z samych ałyczy, ciętych w różne kształty, tworzyć jedyne w swoim rodzaju dwubarwne zielono-purpurowe kompozycje.
Śliwki mirabelki
Owoce ałyczy są ciemnożółte, aromatyczne i lekko kwaskowate. Zawierają dużo witamin z grupy B, cukry, sole mineralne, prawie tyle pektyn co jabłka i bardzo cenny kwas foliowy. Najsmaczniejsze są na surowo, ale nie da się ich zjeść zbyt dużo, gdyż działają przeczyszczająco. Ponieważ co roku jest ich mnóstwo i żal, by się zmarnowały, warto robić z nich dżemy, powidła, kompoty, marynaty i nalewki. Owoce ałyczy – gdy dojrzeją – szybko opadają z drzewa. Dobrze jest je od razu zbierać. Pozostawione pod drzewem gniją, fermentują i zaśmiecają działkę.
Śliwa domowa mirabelka (mirabelka; Prunus domestica L. subsp. syriaca (Borkh.) Janch. var. cerea) – podgatunek lub odmiana (w zależności od systemu klasyfikacyjnego) rośliny z rodziny różowatych. W Polsce roślina uprawna[1].
Morfologia [edytuj]
Pokrój
Niewielkie drzewo lub krzew. Gałęzie do 2 roku są matowe i omszone.
Liście
Niewielkie, o długości do kilku centymetrów.
Kwiaty
Kwitnie w kwietniu małymi, białymi lub zielonkawymi, pachnącymi kwiatami o okrągłych płatkach korony. Kielich nagi.
Owoce
Kuliste, słodkie, żółte pestkowce o średnicy 2-3 cm, na owłosionych szypułkach. Miąższ łatwo oddziela się od pestki.
Śliwa wiśniowa, ałycza (Prunus cerasifera) – roślina z rodziny różowatych, rodzaju śliwa.
Charakterystyka [edytuj]
Pokrój
Niskie drzewo do 10 metrów wysokości. Ma nieregularną, sklepioną, luźną koronę na prostym i smukłym pniu. Młode gałązki lśniące.
Liście
Liście delikatnie piłkowane, ciemnoczerwone, purpurowe, brązowawe. Odwrotnie jajowate lub eliptyczne, dość cienkie.
Kwiaty
Kwiaty również czerwone. Zazwyczaj zebrane po trzy na krótkich szypułkach. Rozwijają się równocześnie z listnieniem lub na krótko przedtem. Kwitnie od marca do kwietnia.
Owoce
Owoc żółty do czerwonego, na długim ogonku, twardy – przypomina dużą czereśnię.
Wymagania
Dobrze znosi susze, najlepiej rośnie na glebach lekkich, piaszczystych.
Występowanie
Uprawiana i stosowana jako podkładka dla innych śliw. Używana również na żywopłoty.
Źródło ?http://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Aliwa_wi%C5%9Bniowa?
Pani na Zabich Blotach zamieszal mi w lepetynie piszac tak:
„Ałycza jest kaukaską odmianą tejże śliwy o nazwie ?Divaricata? i ma żółte owoce. Często potocznie nazywa się je mirabelkami, ponieważ smakują i wyglądają jak? prawdziwe mirabelki”
Wyglada na to ze alycze nazywa sie potocznie mirabelka bo smakuje i wyglada jak prawdziwa. Tylko z tego wynika, ze nia nie jest. Dalej jednak piszesz o mirabelkach zamiennie z alycza z czego wynika, ze mirabelka to alycza. Mnie tam w sumie obojetne czy zjem alycze kaukazka (co brzmi egzotycznie) czy mirabelke malopolsko-kurpioska, tylko mi sie namieszalo czy to jest to samo czy nie??
O Zaba kolejne wpisy umiescila zanim swoj dodalem. Ide czytac bo pewnie znajde odpowiedz na swoje pytanie… 🙂
A swoja droga jak pisza owoc zolty do czerwonego tzn jaki? Kolory przechodza od zoltego do czerwoneg? Tylko co jest posrodku, niebieski, zielony fioletowy, pomaranczowy ??
Głównym kryterium odróżnienia owoców mirabelki od ałyczy (bo to nas interesuje) jest pestka, która w mirabelce łatwo odchodzi od miąższu, jak w moreli. Mirabelka jest słodka, śliwka wiśniowa – kwaskowata. Mając w rękach owoc trudno jest dedukować, jaki kolor miały kwiaty i jaki jest pokrój drzewa, z którego pochodzi 🙄
Ja widzę różnicę w drzewie i krzewie.
Wszystkie mirabelki, które obficie rosną w mojej okolicy i pokotami ścielą owoc na ziemi, to krzewy.
Ich obecność tłumaczę dużą ilością gospodarstw ogrodniczych (badylarzy) na tym terenie w zamierzchłej przeszłości.
Owoce wydają mi się mdłe i słodkie.
Dodam, że tubylcza ludność nie rzuca się do zbierania i raczej wszystko gnije.
To dziwne, bo orzechy są wcześnie ograbiane przez panów mających pewne problemy z pewnymi płynami. 😉
yyc,
przy najbliższej okazji zobacz sobie tęczę, jakie tam kolory między żółtym i czerwonym występują 😉
Pierwszy wpis jest ze strony szkółkarskiej a dwa następne z Wikipedii.
Ja kupiłam gospodarstwo z zapuszczonym sadkiem, głównie śliwkowym, ca 30 drzew węgierek. Niektórym drzewom od korzenia odbijały dziczki, znaczy takie na jakich były szczepione. Listki to te dziczki wzystkie mają zielone, natomiast owoce przeróżne. Są żółte kuliste różnej wielkości, pestka odchodzi, znaczy według definicji jest to mirabelka i tych jest najwięcej. Są kuliste, bardzo ciemne, pestka nie odchodzi, znaczy ałycza, ale liście zielone. Są kuliste, ciemnoczerwone, pestka odchodzi – ???, inne też ciemnoczerwone, w kształcie oliwki z maleńkim czubeczkiem… Ostatnio pokazały się żółte, bardzo drobne, oliwkopodobne, bardzo wczesne, leżały na ziemi nim inne zaczęły żółknąć.
Generalnie, jakby je nie zwał, surowe mają smak dość podobny, natomiast po ugotowaniu żółte robią się kwaśne jak ocet siedmiu złodziei (a. złodziejów). Ja i tak z wszystkich robię najpierw sok w sokowarce a potem co zostanie przecieram na dżem. Do mojej sokowarki wchodzi około 8 litrów owoców. Do tego co zostanie z 3 sokowarek czerwonych trzeba dodać 1,2 kg cukru, żeby był zjadliwy dżem, natomiast do 3 sokowarek żółtych trzeba dodać 3 kg cukru a są tacy co dają dwa razy tyle. Co prawda z czerwonych jest więcej soku niż z żółtych ( 12:9), ale za to z żółtych nieco więcej przecieru.
Gorący sok wlewam do słoików. Używam w mieszance z innymi, głównie z czarnej porzeczki, ale może być waściwie każdy. Zagotowuję 1:1 i dodaję 1 kg cukru, do picia rozcieńcza się wodą wedle uznania. Moje dzieci lubiły (i nadal lubią) 1:5.
To opiszę Wam gdzie byłam:
Mieszkałam w małym miasteczku (dla mnie raczej wsi) w hotelu w Bouzov-Kozovie, położonym na Morawach Północnych na Pogórzu Zabrzeskim, który stanowi zaadaptowaną rekonstrukcję dawnych zabudowań dworskich z 1831 r. …. Dworek ładnie odnowiony, na małym dziedzińcu śliczny trawnik a na nim stare pługi, stylizowana stara studnia, w rogu dziedzińca stoją 3 duże klatki a w nich kuropatwy, szop i z 50 papużek ….. środku skromnie ale czysto … rano stół szwedzki ale bez rewelacji: jajecznica na boczku, parówki, półmiski z różną wędliną i serami, pyszny chleb i bułki, ciastka francuskie z makiem lub jabłkami wszystko w takim dobrym polskim smaku ?. Na obiadokolację każdego dnia był właściwie rosół tylko warzywa w nim się różniły i raz był z mięsem a raz nie …. na drugie pierwszego dnia były pyszne knedle i wyluzowane żeberka na zasmażanej kwaśnej kapuście, drugiego dnia były takie placuszki serowe z gulaszem wołowo-cielęcym a 3 dnia były zasmażane ziemniaki w sosie pikantno-słodkim i do tego kotlet z piersi kurczaka …. sałatka jedna i ta sama mieszanina warzyw … Do tego piwo albo wino czerwone … smakowo bardzo dobre
Pierwszego dnia po śniadaniu pojechaliśmy do centrum Bouzowa, w którym znajduje się położony na wzgórzu zamek z początku XIV w. …. jako ciekawostkę podam, że w latach 1696?1939 zamek należał do niemieckiego zakonu Krzyżaków … zamek ma bajkowy wygląd i kręcono tam wiele filmów … stoi na wzniesieniu i pięknie go widać z daleka …. obok zamku jest wielka rzeźba Konia Trojańskiego … podobno jest największy na świecie …. i druga ciekawostka wokół Bouzowa są prawie same pola makowe i podobno w czerwcu jak kwitną widok jest niesamowity ….
Po południu pojechaliśmy do czeskiego miasta Litomyśl, którego historia sięga 981 r., obejrzelismy XIII wieczny bardzo długi rynek podobno drugi na świecie po Rynku w Pułtusku. No i byliśmy w renesansowym zamku ? pałacu, który jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. W zamku jest teatr z oryginalnymi dekoracjami, a w browarze urodził się znany czeski kompozytor Bedřich Smetana ….
Drugiego dnia pojechaliśmy do jaskini Jaworzyckiej, z przepięknymi wapiennymi naciekami stalaktytów i stalagmitów …. potem przejazd do morawskiego miasta Kromierzyż z XII w. Główną atrakcją jest zamek – siedziba arcybiskupstwa ołomunieckiego bardzo bogate zbiory malarstwa, książek i mebli …Zamek wraz z przyległym parkiem i przepięknym ogrodem kwiatowym zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa. UNESCO ….
W drodze powrotnej przeszliśmy się po rynku w Ołomuńcu Do najważniejszych zabytków należy 35 m wysokości kolumna Trójcy Przenajświętszej z pozłacanymi posągami – wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO zamek i katedra Św. Wacława ze 100 m wieżą ale tu widzieliśmy wszystko tylko z zewnątrz ….
Wycieczka była bardzo udana ….. 😀
idę oglądać sport … 😆
W Olomuncu mam kolege artyste. Co jakas wystawa to mi zaproszenia przysyla a ja nie jade. Moze sie trzeba wybrac w koncu. Tylko jak dojechac z Kalisza do Olomunca w mniej niz dzien?
yyc, w jedną stronę czy w obie?
Myślę, że przez Cieszyn 😉
W obie, ale nie samochodem. W tym rzecz. Bo jak mam wynajmowac autko, placic za benzynke i nie moc sie napic to nie jade bo po co? Nie lubie w ogole po Kraju jezdzic wsrod samobujcow i kamikadze gdzie kazdy z duma opowiada jak przekraczal limity o 100-150 km/godz. i jak mu sie udalo uratowac zycie pieszego wspanialomyslnie go nie rozjezdzajac na pasach. Do tego lubie pociagi a zwlaszcza wagony restauracyjne.
Najlepsza droga do Olomunca jest ode mnie. Najpierw autobus albo pociag do Wiednia. Potem na góre Szomlau na pyszne bialo wino. Transportowcy jada do Wiednia a my po odpoczynku pojedziemy jak paniska do Olomojca na werinsarz
A potem zobczymy
Jerzy.
Ja do Olomunca jechałem pociągiem. Z Warszawy dojeżdża się w 7 godzin. Z Kalisza trzeba dostać się do Katowic. Pociąg wygodny bo międzynarodowy, do Pragi i Wiednia.
Biletu można wcześniej nie rezerwować. Kupuje się u konduktora. 60 zł za bilet z Warszawy do Zebrzydowic i dalej 30 zł do Ołomunca. Taniej niż w kasie. Z Jolinkiem wszystko wiemy 🙂
Mirabelki (Prunus domestica syriaca)- Kuliste, SŁODKIE, żółte pestkowce o średnicy 2-3 cm, na owłosionych szypułkach. Miąższ łatwo oddziela się od pestki.
Prawdziwe mirabelki nie są w Polsce wcale takie popularne, więc nazwa przeniosła się zapewne na wszystkie małe śliweczki.
Ałycza to tylko jedna z odmian (kaukaska, przeważnie żółta) śliwki wiśniowej, która występuje w przeróżnych wariantach, co do koloru i smaku, ale dojrzewa wcześnie, jak mirabelka. To ona służy za podkładkę dla węgierek i innych śliwek. Sliwka wiśniowa przez krzyżowanie „dorobiła się” różnych wariantów o liściach zielonych i czerwonych, kwitnących biało i różowo (Atropurpurea, Nigra) i popularnych jako rośliny ozdobne.
Te śliwki z poniemieckiego żywopłotu koło Międzygórza po niemiecku zwą się Zibarte i są bardzo starą odmianą dzikich śliwek opisaną już przez Hildegardę z Bingen. To są naprawdę kwaśne śliwki z dużą ilością garbnika, prawie jak tarnina. Kwitną bardzo wcześnie, śnieżniebiało, owoce mają przeróżne kolory: żółty, żółtozielony, z rumieńcami i bez, purpurowy, fioletowy. Zbieraliśmy je w październiku, na kompot. W Schwarzwaldzie robi się z nich śliwowicę Zibaertle, drogą, bo wydajność owoców jest bardzo niska (mało w nich cukru). Te dziczki służą również za podkładkę dla szlachetniejszych odmian.
Na kolację było barokowe ratatouille, smażona biała kiełbaska i piwko z miejscowego browaru.
Powt<rzam tekst bo powychodzily glupoty.
Najlepsza droga do Olomunca jest nastepujaca. Ode mnie ma sie rozumiec. Najpierw autobus lub pociag. Trzeba tylko namówic Anie i Pawla
na wycieczke na góre Szomlau. Doskonale biale wina. Potem transportowców zwolnic ode mnie do domu. Po stosownym, nie watpie kilkudniowym wypoczynku wyjazd do Olomunca z wegierskiem winem.
Jesli bedzie cos ciekawego i w przystepnej cenie, wzmocnic artyste.
Potem zobaczymy
Pan Lulek
To teraz musze jakos z Kalisza dojechac do Katowic. Niestety moj Kaliszewek coraz bardziej odciety od swiata a pociagi to tam chyba niedlugo przestana w ogole jezdzic. Ale przynajmniej wiem teraz jak jechac. Z Warszawy do Wiednia jechalem pare lat temu wiec pociag znam, przyznam, ze nie pamietalem ze jedzie przez Olomuniec. Dzieki Marku.
Wpis mi zjadło, ja się tak nie bawię!
a pisałam, ze kompot z mirabelek dobry na kaca.
Dżemy mogą (tak jak sok) robić za rozcieńczalnik dla szlachetniejszych, np. morelowego, dobry tez z ananami, pomarańczami itp
Ananasami
Jolinku,
tu na szybko kilka moich wspomnień z Litomysla. Bardzo piękne i ciche (jesienią) miasteczko.
Ten obrazek i następne.
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Roznosci#5371394931702042994
Kalisz – Olomouc hl.n. 23.09.09:
Kalisz 07:59 – Lodz Widzew 10:21
Lodz Widzew 10.39 – Katowice 13.41
Katowice 14.09 – Bohumin 15.34
Boumin 15.37 – Prerov 16.36
Prerov 16.37 – Olomouc hl.n 16.52
Czas jazdy 8:53 h: kursuje codziennie.
PKP takze oferuje przesylki konduktorskie wiec moze cos przesle. Pociagi z rezerwacja badz bez. Bilety w kasie badz u konduktora, w jednym pociagu jest wagon restauracyjny w drugim restauracja pokladowa a rezerwacja jest fakultatywna, w innym obowiazuje doplata, jeden ma tylko druga kl. ale za to wagon dla niepelnosprawnych. Pociagi pospieszne, eurocity i expres (schnellzug jak ladnie jest napisane po wydrukowaniu polaczenia PKP).
Jak wyjade o 8:00 rano to na obiad po 5 przesiadkach dojade. Piwo czeskie chlapne z kolega. a rano w podroz powrotna. Zaleta, ze jest wagon restauracyjny i restauracja pokladowa no i ze jeden to schnellzug. Przesiadek 5. Jest inne polaczenie nieco wolniejsze ale tylko 4 przesiadki. Najkrotszy czas na przesiadke 1 min w Prerov. Czy zdaze?
yyc,
trzymaj tak dalej, moze wyrobisz jeszcze ze 3 -4 funty, a potem „na zdrowie” w Olomuncu!
Pozdrawiam wszystkich
pepegor
Kilka dni temu narzekano tu na jakość polskiego chleba. Mój Obecny od kilku lat chleb piecze sobie sam. Od kilku miesięcy ja również korzystam:
http://picasaweb.google.pl/EryniaG/Chleb#
Można piec w automacie, albo w piekarniku (taniej). Chleb ma jedną zasadniczą wadę – szybko znika ;-).
A ja kiedys znalazlem przepis na chleb w „Sol i Pieprz” takie bylo pismo (nie wiem czy jeszcze jest). No i polecialem szukac odpowiedniej maki co na preriach wcale nie jest takie latwe sie okazalo chociaz preria po horyzont wypchana zbozami. Wreszcie w sklepie ze zdrowym jedzeniem (widac sa takie z niezdrowym) kupilem zytnia po $10.00/kg. Reszte co trzeba do chleba i robie , wyrabiam, potem ma rosnac ale cos kiepsko mu to szlo. Potem pieklem chleb jak prawdziwy piekarz w piecu, nawet fartuch zalozylem, czapke na glowe, obsypalem sie nieco maka i zadzwonilem po znajomkow zapraszajac na goracy chlebus. Z duma czekalem az nieco ostygnie i niemal zeba nie zlamalem jak juz sie doczekalem. Znajomi zadzwonili po chinskie, zeby mnie z depresji wyciagnac i samemu cos zjesc. od tego czasu chodze do Niemca bo ma swietny chleb i ostatnio do Belga po bagietki i ciastka. A teraz wracam do dietki. Slonce swieci chyba kajak dzisiaj bedzie.
Dobry wieczór Państwu
YYC Próbowałam prawdopodobnie z tego samego przepisu, ale w swojej naiwności wierzyłam, że upiekę go w zwykłym piekarniku… Niestety nikt nie przyniósł chińszczyzny …
Matahari37
?Sol i Pieprz? mialam kilka razy w rekach, dawno temu..
chleb kiedys wypiekalismy na stacji w akademiku, byl bardzo smaczny, robilismy rozne mieszanki, kombinowalismy i zazwyczaj sie udawalo.
Jednak najlepszy chleb wypiekal piekarz na ulicy, co sie „od Cygana” w Ostrolece ciagnie. Jak mnie babcia wysylala po chleb, to zawsze wracalam z nadgryzionym, bo taki cieply, dobry chleb to pokusa nie do oparcia dla mnie byla i jest.
A teraz sie wnerwilam, bo Buzek wywalil mojego mejla z Listem Otwartym do niego bez czytania. Nie dosc, ze mejl juz stary byl, bo z polowy lipca, to jeszcze nieprzeczytany. No slow mi brak! A potem mnie ludzie pytaja, dlaczego nasz projekt jeszcze taki nieznany w UE…
a jeszcze zamiast cudzyslowiu uaktywnily sie znaki zapytania..
juz nic nie rozumiem..
Brzucho, co Ty sądzisz o „Hopferówce” w Połczynie? Masz jakieś rozeznanie? Bo ja, jako że mieszkam obok, stołuję się przykładnie w domu i nie wiem co i gdzie dają, a na Zjazd może się takie informacje przydadzą?
Kajak wieczorem?
To idę spać!
I nie pisz, yyc, $ na kanadyjską walutę, bo to nie jest to samo co 10 hamerykańskich.
Powiedziałam, co wiedziałam.
Dobranoc! 🙂
mt7 nie wiem gdzie zamieszkujesz ale dla wiadomosci znak $ jest uzywany w Kanadzie oficjalnie i jak najbardziej prawidlowy, czego widac w innych krajach nie wiedza. Sa kraje w ktorych powiedzenie dolar nie kojarzy sie od razu z USA.
sign $ code USD
sign $ code CAD
sign $ code AUD etc….
Podobnie zreszta z funtem…
Ja trochę żartować, ale skoro serio, to prosić:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Dolar_kanadyjski
Mieszkam na odludziu i wdzięczna jestem za pouczenie, co w szerokim świecie słychać.
To nie bylo pouczenie. Wiem, ze w Polsce dolar znaczy US dolar ale w Angli juz nie. BBC np. zawsze podkresla US dollar.
Nie wiem gdzie Ty mieszkasz bo sa tu ludzie z wielu zakatkow swiata.
Tym, którzy zazdroszczą tegorocznym zjazdowiczom – popatrzcie, na co się narażamy 😯
Nawet Grigorij (ten od Czterech Pancernych) odskoczył od stołu i zaraz uciekł 🙁
http://alicja.homelinux.com/news/Polska-2008/Zjazd/img_5323.jpg
Serial „Nozownicy” ? Ta szynka wyglada imponujaco a i widze Crown Royal w dobrym towarzystwie.
nemo dzięki … 2 zdjęcia mamy podobne tylko ja stałam z drugiej strony … 🙂
w tej mojej wsi gdzie mieszkałam zadziwiło mnie, że nie było ani jednego sklepu nawet z chlebem lub mąką i żadnego kiosku z gazetami lub papierosami … w centrum miasteczka był tylko jeden sklepik …. nie wiem jak oni się zaopatrują w żywność i inne produkty …
Tak my z Markiem to już dużo wiemy … 😉 …. może stworzymy team podróżników …. Marek z rurą jako Kierownik wycieczki a ja mu będę picie nosiła … 🙂
jeszcze dodam, że Marek zrobił Panu Lulkowi kilka słoików powideł jabłkowo-śliwkowych do tych naleśników z zamrażalki … 😀
Panie Lulku przez Iczyn jechaliśmy ale ten Rumcajs chyba zajęty był bo go nie zobaczyliśmy … zjadł już Pan zapasy? ….
mt7 u mnie na osiedlu też wylegują mirabelki w tamtym roku pozbierałam … zobaczę dziś może jeszcze są ….:)
Jolinku,
podróżując po Polsce nie mogłam pojąć, jak te liczne sklepy i sklepiki oraz banki co kilka metrów mogą się utrzymać przy życiu? 😯 Trend zanikowy jest w świecie raczej normalny… Chociaż sieci supermarketów w Polsce już ten trend powoli dotyczy, niektóre się wycofują, silniejsze łykają słabsze…
nemo ale nawet jednego sklepu we wsi to chyba już przesada … 🙂 … pod zamkiem było kilka stoisk z pseudo pamiątkami i parę jadalni ale to 3 km od wsi … może dlatego, że mamy tyle sklepików to sobie lepiej radzimy z kryzysem …. 😆
Pewnie tam się to nikomu nie opłaca, a może jest sklep objazdowy? Ja bym zapytała miejscowych, gdzie się zaopatrują. Czy tam kryzys jest jakoś widoczny?
A propos maku, to nasz Geolog był wielce zdumiony na widok wielkich pól makowych w okolicach Hradca, ale przestał się dziwić, że mam czeską maszynkę do mielenia maku 😉
byliśmy tam tylko rano i wieczorem to ew. zakupy robiliśmy w większych miasteczkach … tak tylko się za interesowałam tym jak chodziliśmy na spacery po wsi i właściwie oprócz jednej budki telefonicznej, skrzynki na listy i kartki w oknie, że tu jest internet, to tam nic nie było ….
Czesi raczej od początku nie szarżują z bogaceniem się … postawili na budowę dróg i kolei … tak mi się wydaje, że te skromne sklepy to nie wynik kryzysu tylko potrzeb rynku …