Jak wybieram się na wakacje
Spełniam prośbę i dziś opowiem jak przygotowywałem się do rodzinnego urlopu we Włoszech. Może komuś te rady przydadzą się choć wydają mi się dość oczywiste.
Po pierwsze wkrótce po powrocie z ubiegłorocznych wakacji rozpoczęliśmy w domu rozmowy o tym gdzie pojedziemy w kolejnym. To, że do Italii było oczywiste. Chodziło o region, w którym jeszcze nas nie było.
Tym razem po paru latach przerwy ( bo jeżdżenie z dziadkami to obciach) znów mieliśmy jechać z jednym z wnucząt (padło na Kubę) uznałem więc, ze wygodniej będzie wynająć całe mieszkanie niż rezerwować pokoje w hotelach. Ponieważ postanowiliśmy łączyć odpoczynek i plażowanie z poznawaniem zabytków i kultury włoskiej wybraliśmy zachodnią część Toskanii. Alpy Apuańskie są tak inne od pozostałych gór półwyspu i tu też leży kilka pięknych miast, że zacząłem przymierzać się do tych okolic.
Werona – przejście pod zamkiem
W wolnych chwilach latałem dzięki Internetowi po okolicach Parmy, Carrary, Pizy, Lukki. Skorzystałem też z Interhomu. I tu właśnie trafiłem na adres w Marina di Massa. Willa Pucci leży w pięknym ogrodzie, 650 metrów od plaży i tyleż od centrum kurortu, w którym pełno trattorii, pizzerii i enotek. Wynajęcie dwupokojowego apartamentu z łazienką, kuchnią i tarasem w kwiatach (plus miejsce parkingowe) jest o połowę tańsze niż hotel. Zdecydowałem więc, że tu zamieszkamy.
Piza – Basia filmuje Baptysterium a w tle Duomo i Krzywa Wieża
Drugi etap to wytyczanie tras w obie strony tak, by za każdym razem jechać nieco inną drogą i zatrzymywać się w miejscach jeszcze nieznanych a godnych zwiedzenia. I tak nad morze jechaliśmy przez Weronę (tam nocowaliśmy w wielce sympatycznym hoteli Scalzi) a wracaliśmy przez Treviso naśladujące trochę pobliską Wenecję i pełne kanałów, wysepek i mostów.
Ortobello – miasteczko w górach nad Carrarą
W obu tych miastach znalazłem hotele korzystając z adresu www.alberghi.it
Gdy już zdecydowałem się na konkretny hotel to reszta była prosta. Można skorzystać z formularzy, które są w Internecie pod konkretnym hotelowym adresem (tak zrobiłem z Weroną) lub nawiązać korespondencje z recepcją hotelu, co uczyniłem w drugim przypadku. Na dodatek korespondencja po włosku dodatkowo pozwala szlifować język a i daje dodatkowe korzyści. Tym razem (gdy zaprotestowałem, że hotel odpowiada mi po angielsku gdy ja wolę język włoski) przyniosło to niewielkie dyskonto – „za piękną znajomość naszego języka” – jak zakomunikował mi szef recepcji hotelu w Treviso.
Treviso – przed kolacją nad jednym z kanałów
Na dodatek rezerwowanie hoteli i miejsca dłuższego pobytu na kilka miesięcy przed wakacjami też daje wymierne korzyści. W postaci nieco niższych cen. Widać pewność, że goście będą i niewielka zaliczka wpłacona pół roku wcześniej ma znaczenie.
Posiadacze plastikowych kart wydawanych przez NFZ upoważniających do korzystania ze służby zdrowia całej Europy zwalnia z dodatkowych ubezpieczeń.
Nic natomiast nie zwalnia z zakupienia winiet drogowych, które obowiązują w Czechach i Austrii. Te zaś trzeba dopasować do terminów przejazdu przez oba kraje. Jest to wydatek ok. 100 zł.
We Włoszech winiet nie ma, Są za to płatne autostrady, z których korzystam podczas dłuższych przejazdów np. od granicy Austrii do Werony czy też z Carrary do Treviso. Te kilkusetkilometrowe trasy kosztują w granicach dwudziestu kilku euro.
Reszta kosztów zależy wyłącznie od nas samych. Czy chcemy jadać w domu (śniadania i południowe przekąski – tak), czy też wybieramy restauracje. My wieczory spędzaliśmy zawsze w mieście. Ale i tu można znaleźć lokale, w których smacznie nakarmią za kilkanaście euro lub niewiele ponad dwadzieścia. Jedzenie i wino – jak wiadomo – nie jest we Włoszech nadmiernie drogie.
No i zakupy do domowej spiżarni. Te zależą od grubości portfela turysty. I umiejętności znalezienia producenta oliwy, wina, wędlin czy serów. U źródła bowiem wszystko jest dużo tańsze niż w sklepie. Tą drogą m.in. nabyłem i przywiozłem na Kurpie ponad 30 butelek różnych win, sporą gomółę sera i wielką bańkę oliwy.
Czego życzę i wszystkim tym, którzy zechcą pójść w nasze ślady.
Komentarze
U gospodarza wszystko zaplanowane z wielkim wyprzedzeniem. Co, gdzie, kiedy, za ile…
Ale żeby zboczyć kilkadziesiąt kilometrów i wpaść do Pana Lulka na kawę to już nie .
Pewnie stary jest i nudny 🙁
Melduje, ze dolecialam cala i zdrowa. Kolejne meldunki jak zainstaluje w domu komputer.
Co z Panem Lulkiem? Czuje sie lepiej?
Dosypiajcie sobie, kto chce, a ja będę gadał do siebie. Weekend na wsi, w trakcie rozmowy o przyszłorocznym urlopie i chyba wypadnie na Toskanię. Czytam więc Gospodarza i bywalców, ale bywalcy nic o Toskanii tylko o pornografii, topless i Powstaniu. Mieszanka potrójnie wybuchowa.
Chciałbym o Toskanii, ale nie moge jakoś pozostawić wczorajszych temamtów bez próby narzucenia własnego zdania. Sobie oczywiście. O pornografii już pisałem, że obrońcy narodu przed zgubnym wpływem golizny nie potrafią przekonująco pornografii zdefiniować, a z tego powodu trybunały uchylają kolejne próby ustawowego uregulowania problemu.
W rezultacie przed godziną 23 nie zobaczysz w TV mignięcia nagiego biustu, a po 23 trafia się niechcacy na obrazki, które, jak słusznie pisze Pyra, mogą obrzydzić wszystko, co się z erotyką wiąże. Nie jestem fachowcem, ale mój brat owszem. I twierdzi on, że lepszą od pornografii terapią dla „potrzebujących” jest ukierunkowanie wyobraźni erotycznej na nieco inne elementy niż te, które dotychczas pacjentowi pozwalają uzyskać podniecienie. Na chłopski rozum tak się wydaje każdemu, ale niektórzy twierdzą, że to niewykonalne. Tymczasem mój brat, który ma już ponad 40-letnią praktykę zawodową, twierdzi, że owszem, wykonalne. Nie zawsze, bo są różne przypadki, ale w wiekszości przypadków tak.
Tylko w tej dyskusji z ostatnich dni uciekł problem, który dla mnie jest powazniejszy niż widok nagich pań w kioskach. To jak z karą śmierci. Dla mnie ważniejsze to, czego na ogół nie widać. W przypadku kary śmierci to, że ktoś musi ją wykonywać. W pornografii jest to cały aparat wytwórczy. Argument, że zajmuje się tym tylko ten, kto chce, jakoś mnie nie przekonuje. Fakt, że ktoś płaci za udział w tej „zabawie” sprawia, że stopniowo znieczula się i przyzwyczaja kolejnych ludzi do traktowania rzeczy, których wolę bliżej nie określać, jako zupełnie zwyczajnych. Żyjemy w państwie demokratycznym i ludzie dorośli mają prawo zaspokajać swoje potrzeby w sposób sobie właściwy nawet, jeżeli większość uważa ten sposób za niewłaściwy. Ale robienie z tego biznesu i przyzwyczajanie innych budzi mój sprzeciw.
Ciężko też z Powstaniem. Rocznica to okazja do uczczenia bohaterów, którymi są niezaleznie od tego, jak ocenimu przywódców. Ale ja jestem daleki od odsądzania przywódców od czci i wiary. Przeczytałem też rozmowę z prof. Ciechanowskim zwalającą całą odpowiedzialność na Niedźwiadka. Przyznam, że mało wiem o przypadkach zdrady, o których tam mowa. Widzę wielką niechęć autora do Okulickiego i podchodzę do tego nieufnie. Skąd te rewelacje o propozycjach współpracy z NKWD w procesie 16? Nigdzie się dotąd na takie rewelacje nie natknąłem.
Ale to tylko na marginesie. Osoby, które podjęły decyzje, były zostawione same sobie. Naczelny Wódz wyjechał do Włoch, jak się obecnie sądzi specjalnie, żeby umyć ręce od decyzji. Pozostali w Londynie pozostawili decyzję Warszawie. Zasadniczym celem nie było ukaranie Niemców, tylko zdobycie władzy w stolicy zanim wkroczą Sowieci. Chodziło o to, by w tym momencie Stolica miała Polskiego Gospodarza.
Wiemy dzisiaj, że dla Stalina nie miałoby to żadnego znaczenia i być może, Gospodzrze, gdyby Powstanie się powiodło, wylądowaliby na procesie 32 na przykład. Ale perzywódcy AK nie mogli tego przewidzieć. Nie wiedzieli też (to już błąd rozpoznania, które powinno takie rzeczy wiedzieć) o bardzo istotnym wzmocnieniu sił niemieckich w Warszawie.
Dlatego uwarzając PW za wyjątkową i zbędną tragedię nie mogę jednoznacznie obwiniać dowództwa AK o wydanie tej nieszczęśliwej decyzji.
Gdyby PW nie wybuchło, wielu ludzi teraz twierdziłoby, że był moment do przejęcia władzy w mieście i przyjęcia Sowietów przez polski rząd. Szczególnie, gdyby powstanie nie wybuchło, a Rosjanie weszli do Warszawy jeszcze latem.
O. troche za pózno się obudziłam, ale…
http://www.youtube.com/watch?v=rsU4qrP7J4o
Dzień dobry Szampaństwu!
Ładne zdjęcia, a na tym ostatnim, gdzie Basia wygląda jak cudna nimfa, Piotr mógłby się uśmiechnąć! No dobra, wiemy o „wrodzonym ponurym wyrazie twarzy”, ale takie zdjęcie?!
U mnie planowanie wakacji wygląda tak:
– Lecim na Szczecin?
– Kiedy?
– Pojutrze
– Czemu nie…
A pakowanie chwila 😉
Jeżeli przesadziłam, to nie bardzo, słowo daję!
p.s.Młody zadumany na Werony bruku… Co do wieży, nie takie my ze szwagrem w Ząbkowicach Śląskich podpierali… 😉
A z tym lataniem muszę kiedyś wykombinować tak, żeby po drodze wyszła Hiszpania (Barcelona) i Włochy, i wtedy sobie naużywam kapkę. Nie wiem, czy zdążę dojechać do Polski 😯
Dzień dobry Stanisławie!
U mnie juz po piatej nad ranem, niebo zaczyna się lekuchno rozjaśniać.
Ja bym szat nie darła ani z powodu pornoduszności, ani z innych powodów.
Ta kula będzie sie jeszcze długo kręcić, a jej mieszkańcy z upodobaniem będą się snuć po ulicach Werony i cykać sobie zdjęcia na tle Krzywej w Pizie czy Ząbkowicach Śląskich. Jestem optymistyczną pesymistką 😉
W Poznaniu od 3 rano aniołki urządzały sobie mecz krykieta, albo przetaczały beczki z winem. Nie wiem, co wyczyniały, ale hałas był niewąski, a teraz za karę myją miasto.
😯
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,6887218,Chca_zniechecac_do_seksu_przedmalzenskiego_i_uzywek.html
…a mówiłam… omijać prasę z daleka o tej porze dnia…
Ale będziecie mieć teraz ładnie 😀 u mnie sprzątały w nocy : wszystko czyściejsze, zieleńsze, świeższe, można złapać oddech po wczorajszym dniu
Alicja – nie rozśmieszaj starszej pani przed południem, bo do wieczora straci humor.
Alicjo, masz rację. Kula bedzie nam sie kręcić niezaleznie od tego, co nam sie podoba, a w pewnym momencie przestanie zupełnie bez naszego na to wpływu, chyba, że ją sami wysadzimy.
Troche jednak jeszcze ponudze dla porządku twierdząc (a mam podstawy), że książka Kirchmayera nie zawiera jego prawdziwych poglądów w zakresie oceny decyzji o wybuchu Powstania. Jako czternastolatek słyszałem jego wypowiedź na ten temat do przyjaciół.
Stanisławie,
(jeszcze nie poszłam dospać, ale zaraz idę…), powiedz mi, po jaką cholerę facet pisze książkę, która nie zawiera jego prawdziwych pogladów?! To co – pisze pod publiczkę?! Hipokryta pieprzony i tyle.
…. nie takich myśmy ze szwagrem przetrzymali 😉
A teraz idę dospać.
A co działo się nad Bugiem ! Anioły bawiły się fleszem. Burza nachodziła, odchodzła …I tak prawie dwie godziny. I na dokładkę ulewa.Oberwanie nieba chyba.
Prawdę mówiąc miałam pietra i to uzasadnionego. W tamtym roku , kilka metrów od mojej letniej chałupy, olbrzymi modrzew wyrwało, w powietrzu zakręciło i obok domu rzuciło. Chyba przez grzeczność obok, a nie na dom.
Oj, małam byłam przy tym wszystkim. Oj, mała.
Ale mniej katastroficznie…Adamczewscy tak smakowicie opisują świat ,że w przyszłym roku ruszam ich śladem. Prawie krok w krok.Będzie jesienne wydanie Toskani. Postanowione !!!
Balkon nie w Weronie, ale też ładny:
http://zaluska.aminus3.com/image/2009-08-03.html
W Weronie takiego balkonu , po prostu, nie ma !
to ja Wam opowiem, jak bylo w sobote, ze niekoniecznie chcecie, to trudno, za to Pasiastego zobaczycie:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/UrodzinyRudegoUPasiatego#
Alicjo, Ty dosypiasz, a ja odpowiadam. Książka została złożona i przeszła wszystkie etapy zgodnie z poglądami autora. Jeżeli dobrze pamiętam, zostały wydrukowane pierwsze egzemplarze chyba w 1957 roku i trafiły do osób, które zażyczyły sobie ją oceniać przed rozpowszechnieniem. To już nie chodziło o cenzurę tylko „supercenzurę”. Postaw się, Alicjo, w skórze autora, który widzi egzemplarz swojego dzieła, ale mówią mu „Fajnie, tylko tu trzeba jeszcze troche poprawić”. Rzecz w tym, że nie wiem, na ile wersja poprawiona różni się od oryginalnej. Ostatecznie od wydrukowania pierwszych egzemplarzy do wydrukowania i rozpowszechnienia wersji poprawionej minął ponad rok, a w tym czasie autor radził się przyjaciół i dochodziło do bardzo emocjonalnych sporób, czy ustąpić, czy zrezygnować z publikacji. Ostatecznie ta książka cieszy się dobrą opinią.
Sławek ale był bal jak talala … 🙂 … pycha 🙂
Witam,
Bardzo podoba mi się to przyjęcie urodzinowe.Menu urozmaicone i na pewno pyszne,a przy tym bardzo elegancko podane na przezroczystych talerzach.Jak tak sobie nieraz czytam o tym ,co kto przygotowuje do jedzenia na co dzień i od święta,wtedy mówię sobie,że dziś to bym chętnie zjadła obiad z tym czy tamtą. A teraz mówię,że w takim przyjęciu,jakie udokumentował nam Sławek,chętnie bym uczestniczyła.
Co do pasiastej bluzki – szkoda,że styl marynarski,w który ona świetnie się wpisuje,odszedł gdzieś na boczny tor. Ale na szczęście są jeszcze jego zwolennicy.
To ja między innymi zżymałem się, że niektórzy nie na temat, więc czas o Weronie. Dużo pięknych miejsc i pięknych dźwięków w Arenie.
San Zeno – piękny kościół romański. Na fasadzie płaskorzeźba z lat 80-tych XII wieku ukazująca Teodoryka w pogoni za jeleniem symbolizującym diabła. Tuż przed skokiem w przepaść za jeleniem interwencja świętego powstrzymała konia.
Igreja de Nossa Senhora da Nazaré w Portugalii. Tuz przy fasadzie ciekawa historia: wrzesień 1182, Dom Fuas Roupinho, prawdopodobnie Tempraliusz, poluje na jelenia, który w porannej mgle skacze w przepaść. Jeleń w istocie jest diabłem. Już rycerz zakonny ma runąć za jeleniem, gdy Matka Boska powstrzymuje konia.
Co ma Portugalski kurort nadmorski do Werony? Może ktoś wie.
Kochani, jestem! Wróciłam z wojaży, aż się niebo na moją cześć łzami zalało z radości 😯
Nie będę się wypowiadać na temat planowania wakacji, Gospodarz robi to perfekcyjnie 😉 Mam takich niemieckich przyjaciół, co to nawet godzinę przyjazdu nad South Rim w Wielkim Kanionie planują ze względu na oświetlenie do zdjęć 😯 I mają potem perfekcyjne zdjęcia 😎
Ja tylko przypomnę, jak wiosną jechaliśmy na wakacje. Do soboty cel był jasny – Chorwacja (wyspy) przez Wenecję, ale niedzielna prognoza pogody zapowiadała ulewne deszcze przez cały tydzień we Włoszech i w ogóle nad Adriatykiem, no to w poniedziałek rano kupiliśmy przewodnik po Kornwalii i po południu ruszyliśmy w stronę Anglii 😎
ładny balkon do Werony nie pasuje. Jeden uchodzi za oryginalny Julii, ale to możliwe tylko na Wyspach Bergamutach.
Werończycy bardzo pojętni. Można załatwić najbardziej skomplikowane sprawy przy zerowej znajomości języka z obu stron. Do tego bywają bardzo uczynni. Ale prawdziwy skarb Werony to Valpolicella. Pamietajcie, że apelacja Valpolicella była dwukrotnie znacznie powiększana. Dlatego do picia należy wybierać Valpolicella classico superiore, najlepiej z określeniem Ripasso, które oznacza, że wino dojrzewało w beczce po Amarone, w której pozostawiono osad.
Ale co tam ripasso. Pijcie samo amarone. Jest jeszcze ricioto, słodkie, ale to już nie moja specjalność. Kto jest w Weronie, a tych win nie pija, gapa. I nie zastępujcie Valpolicelli classico superiore ripasso przez Bardolino choćby classico. Zwykła Valpolicella na ogół nie przewyższa zwykłego Bardolino, ale ripasso to już co innego.
Blisko Werony leży Soave. Jest go bardzo dużo i bywa bardzo kiepskie. Ale bywa tez bardzo dobre. Łatwo się pije, więc można długo próbować, aż się trafi na to właściwie.
A jak się już dojedzie do Toskanii, pije się Chianti i Supertoscany oraz różne Vina Nobile i Brunella czy w przypadku oszczędniejszych Rosso di Montalcino albo Montepulciano. Ale tutaj także są wina białe. Vernaccia di San Gimignano. Podobnie jak Soave bardzo różna jakość. Ale spróbujcie Vernaccia di San Gimignano Reserva kooperatywy winiarskiej Geographico.
Oczywiście Riserva nie Reserva. Ale Riserva w przypadku Vernacii jest wypuszczana nie tak często, tylko w bardzo dobrych latach. Ale i tak zwiedzając Toskanię warto zajechać do miasteczka Gaiola, gdzie firma Geografico przyjmuje miłośników wina. Znajdzie się tam zawsze coś do kupienia i do wypicia za rozsądną cenę. Jak komuś na cenie nie zależy, polecam butelkę Ornellaia z 1988 roku. Można nabyc zwykłą albo trzylitrową, która będzie smakowała zupełnie inaczej. Sam nie kupię 🙁
Oczywiście Ornellaia to juz nie w Gaiole tylko pod Livorno. Cena wywoławcza w Nowym Yorku za butelkę 0,75l 96$ w 2005 roku. Za ile poszła, nie wiem. W październiku 2008 wystawiono jedną tylko butelkę imperiale, czyli 6-litrową, z 2005 roku za 900 dolarów. Smacznego
Aukcje w Sotheby’s oczywiście
Nemo, dobry wybór. Do tego w Anglii trudno kupić złe wino. Importerzy na ogół się znają w przeciwnieństwie do Polski, choć już są u nas chlubne wyjątki.
Nie piłem, a wypisuję. Bardzo dużo jest wina Soave, a koło Werony leży miasto Soave – centrum apelacji.
Ciekawa podróż.
Dobre wskazowki, sprawdza sie przy mojej kolejnej podrozy 🙂
Dojadam resztki wczorajszego tortu, wieczorem dopijemy wino.
A niby na starosc czlowiek sie sentymentalny robi – na razie nie mam objawow..
Widzę, że Gospodarze mieszkali dwa kroki od mojego zeszłorocznego (parodniowego) miejsca pobytu, czyli Torre del Lago, które jest częścią Viareggio. Region Versilia.
Góry rzeczywiście piękne jak ze snu, kiedy się jedzie w stronę np. Lukki. Aż by się marzyło, żeby się tam powłóczyć. W ogóle cudna okolica. Ale pewnie do jeziora Massaciuccoli nie dotarliście? A Festiwal Pucciniowski jest we wszystkie weekendy. W tym roku, o ile pamiętam, po raz pierwszy chyba ma być nie tylko Puccini.
Stanisławie 😯
Jak nie piłeś, to nie polecaj! Bo potem bedzie na Ciebie!
E tam… balkon nie jest ważny, byle tylko było łagodne oko błękitu 😉
tak teraz się przyjrzałam zdjęciom i widzę, że z Pani Basi to laska jest, że hej
nemo witaj 🙂
A Pan Lulek kiedy nam sprawozda co u niego ???????????? …
Basia miało być … nasza Basia Kochana … 😀
Stanisławie,
płyty na fasadzie kościoła San Zeno przedstawiają tzw. diabelską jazdę Teodoryka Wielkiego czyli demonstracyjne zesłanie arian do piekła. W XII wieku ma miejsce walka kościoła z cesarzem niemieckim o dominację w Europie i każde polityczne posunięcie traktowane jest jak herezja. Nienawiść papiestwa wobec arian jest tak silna, że nawet po 6 wiekach Teodoryk, którego legenda jest identyczna z legendą Dietricha von Bern (Werony) z germańskiej sagi, zostaje uwieczniony na reliefie werońskiego kościoła, jak wiedziony przez pięknego jelenia zmierza wprost do piekła, gdzie oczekuje go sam Lucyfer.
Historia w Portugalii jest trochę inna, bo tam bohater zostaje uratowany po zawołaniu: Matko Boska, ratuj!
Jest słońce i łagodne oko błękitu! Jadę na wyspę!
A to podśpiewuję, bo się przyczepiło jak ten rzep…
http://www.youtube.com/watch?v=8v9yUVgrmPY
nemo … nemo … pisz co jadłaś i piłaś …. 🙂
Poczytałam trochę do tyłu i widzę, że Pan Lulek narobił niezłego zamieszania 😯 ale wrócił już do siebie czyli do domu. Mam nadzieję, że ma się dobrze i znowu tu coś opowie.
Na razie ja opowiem o podróży po Polsce i pokazywaniu Młodym pięknych stron mojej ojczyzny. W pierwszym dniu powędrowaliśmy sobie po czeskich skałach w Teplicach i Adrspachu (cały dzień w upale), nazajutrz młodzi samodzielnie pojechali pociągiem z Polanicy do Kudowy (29 km w 1,5 godz.) do Aquaparku i wrócili autobusem jakąś okrężną trasą, co trwało tyle samo 😉 Następnie udaliśmy się do Krakowa i Wieliczki zatrzymując się po drodze w Nysie na wspaniałych lodach. W Krakowie był straszny upał i hałas nie do wytrzymania, ale kupiliśmy zatyczki do uszu i mogliśmy już spokojnie spać, niedaleko Wawelu u mojej siostrzenicy. Największe wrażenie wywarł na nas hejnał na wieży mariackiej wysłuchany w odległości 2 metrów od grającego strażaka. Zwiedziliśmy Wawel z przyległościami, objechaliśmy Nową Hutę i spędziliśmy piękny wieczór na Plantach w kawiarni Dynia (świetne sorbety) a potem w ogródku piwnym w towarzystwie siostrzenicy i córki mojej przyjaciółki, świeżych absolwentek UJ. Trzy noce w Krakowie to chyba maksimum dla mojego Osobistego, który po powrocie do Polanicy powiedział: Jeśli szukasz raju, pojedź najpierw do Krakowa…
Z Krakowa przez Częstochowę (Jasna Góra bez tłumów, przed obrazem i w skarbcu – nieliczne osoby 😯 ) do Wrocławia, po drodze straszna burza i wichura, a potem liczne SMS-owe zapytania krewnych i przyjaciół (nawet z Omska 😯 ) czy nic nam się nie stało? We Wrocławiu romantyczny nocleg przy świecach, bo na Krzykach zabrakło prądu. Na drugi dzień spacer po mieście i pierwsze rozczarowanie: nie ma już baru Miś z pierogami na Kuźniczej 🙁 Powstał tam bar sushi. Zjedliśmy kaszę gryczaną w barze na tyłach wydziału prawa, vis a vis Uniwersytetu.
Potem było wesele na zamku Książ, podobno wspaniałe, z powozem itd. Nie obyło się bez zgrzytu. Proboszcz władający kaplicą zamkową nie chciał wpuścić młodej pary i przywiezionego przez nich pastora na ślub protestancki, choć wszystko było wcześniej umówione i opłacone. Zażądał dodatkowej opłaty, ale młodzi się nie ugięli i ślub odbył się w reprezentacyjnej Sali Maksymiliana.
My w tym czasie zwiedziliśmy sobie słynny Kościół Pokoju w Swidnicy i wróciliśmy pilnować kotów w Polanicy. Na drugi dzień ruszyliśmy nad morze przez Malbork i Gdańsk. Osobisty musiał się znowu rozczarować, bo na zamku krzyżackim nie ma już Bitwy pod Grunwaldem, a na Westerplatte – remont pomnika. Może zdążą też wyplewić chwasty z róż porastających podstawę cokołu. Ogólnie polskie miasta są ładnie odpicowane i robią pozytywne wrażenie, byle by nie zaglądać w boczne uliczki.
Nad morzem nocowaliśmy w Sobieszewie, Łebie i Międzyzdrojach. W Słowińskim Parku Narodowym przewędrowaliśmy wydmy i wróciliśmy plażą do Łeby – bardzo piękny spacer i kąpiele w morzu (20,5 °C) Codziennie obowiązkowe oglądanie zachodu słońca (z komentarzem wczasowicza sprawozdającego przez komórkę komuś w górach: I słońce poszło w ch.. 😯 )
W Międzyzdrojach na deptaku widzieliśmy gościa podobnego do Arcadiusa, ale nie miał słomkowego kapelusza, więc nie zaczepiałam.
Przez cały pobyt w Polsce miałam jakąś niewytłumaczalną ochotę na kebab, ale rodzina chciała jeść po polsku – pierogi, placki, kołduny i surówki. W międzyzdrojskiej restauracji Atlantis – znakomite kołduny w barszczu i piramida z ryby (sola) na plackach ziemniaczanych polanych sosem z kurek ze śmietaną – poemat!
W sobotę podróż do Dolnej Saksonii, do kolejnego zamku, gdzie młodzi byli zaproszeni na urodziny, a my spędziliśmy noc w pensjonacie nad romantycznym jeziorkiem. Kolacja w historycznej oberży w zabytkowej wsi wśród dębowych lasów i wreszcie przyjazna, serdeczna obsługa. Wczoraj wizyta na dworcu kolejowym w Uelzen (przebudowanym przez Hundertwassera), załadowanie młodych i powrót do domu. Ponad 920 km na zmianę w upale i ulewnym deszczu, ale bez korków, które panowały na autostradach wiodących na północ.
W Polsce byliśmy kilkakrotnie prawie świadkami śmiertelnych wypadków, widzieliśmy ciężko rannych motocyklistów pod Tymieniem, bardzo stresująca jest jazda po polskich drogach 🙁
Jolinku,
piłam piwo!
nemo, przepieknie! zycze dalszych milych chwil w podrozy 🙂
Zródełko,
dalszych miłych chwil nie będzie, bo podróż dobiegła końca 🙁 Teraz tylko rozpakowywanie łupów na pocieszenie, ale i tych niewiele, bo za mało miejsca w aucie i Osobisty ciągle protestował, że na wędliny za ciepło 🙁 Troszkę kabanosów i całego kindziuka jednak mamy, do tego ptasie mleczko, piwo tyskie i Żywiec, żubrówka i dużo miodu od znajomych i nieznajomych pszczelarzy. Jeden szczególnie wspaniały – lipowo-ziołowy z Polanicy, a także chabrowo-rumiankowy z nadleśnictwa gdzieś między Lęborkiem a Słupskiem.
Aszyszu,
u mnie radio donosi o pladze komarów w Szwecji 😯 Czy Tobie też dokuczają? Nad Bałtykiem było mnóstwo os i tysiące biedronek, które młodzi ratowali z fal morskich i przenosili w suche miejsca 😯 Spotkani w saksońskiej restauracji Holendrzy wracali właśnie z Rugii, gdzie panowała podobno plaga biedronek obsiadających tysiącami plażowiczów, co ci Holendrzy uznali za horror, bo nad Morzem Północnym tego nie ma.
Nasi młodzi byli zachwyceni polskim krajobrazem i surówkami z kapusty, a Osobisty zapytał, czemu takich nie robię? 😯 Czy ktoś wie, jak się robi z kapusty sałatkę żydowską, meksykańską i bałkańską?
Nasz Geolog nauczył się niektórych polskich słów: pociąg, bocian, Jasna Góra, Wawel, kanapki i wymawiane jednym ciągiem: „dziękujęprzepraszamdowidzenia” 😯 które Młodzi usłyszeli gdzieś po drodze. Za najpiękniejszy polski zwrot uznał „Salon firan” 😉
Wybrana przeze mnie, wakacyjna wersja internetu niestety ulega zmianom pogody. Uruchomiłam wprawdzie coś co nazywa się wzmocnieniem sygnału, ale i to ma słabe chwile. Troszkę mnie to złości.
Dzień absolutnie pod znakiem jadła. Jak co roku, w zaprzyjaźnionym sąsiedztwie….bułki gotowane na parze z….jagodami…z cudownie kwaśną śmietaną. Nie wiem ile , nazwijmy to normalnie, można takich bułek zjeść, wiem ile zjada niczym ( nawet rozumem) nieograniczony łakomczuch. Wielokrotnie próbowałam zrobić podobne. Klapa na całej linii. Czy to kwestia ciechanowskiej mąki-u żródła kupowanej w wielkich papierowych workach i natychmiast przesypywanej do płóciennych ?Czy drożdży ciut aktywniejszych bo mniej zduszonych transportem? Czy po prostu wszystkiego czyli serca gościnnej gospodyni.
Wkrótce ( mam nadzieję ,ze za kilka dni) szaleństwo babki ziemniaczanej i do tego piwo- domowe, jałowcowe. Tak sobie tu, w nadbużańskiej krainie , dogadzamy.
nemo,
Jak radio donosi to prawda. Rok jest dość wyjątkowy i bractwo krwiopicze obrodziło. Lipiec wyszedł był statystycznie najbardziej mokry od pięćdziesięciu lat choć kataklizmów tu nie było. (Kataklizmy tu się nie zdarzają).
O komarach parokrotnie tu wspominałem na piśmie. Ciekawostka: komary tylko na starych śmieciach, bo te nowe inaczej położone i inne okoliczności przyrody tam panują.
„Salon firan” to bardzo ładne. Niemal jak „Salon puszczania oczek”.
Witam!
Nemo, przyjemnie się czyta że nie powiem z zazdrością o takich wycieczkach. Fontanna była? Qndziuk+Egri Bikaver, niebo przy stole.
A co do nadbużąńskich komarów… Okazy , okazy !!!! I widać tego im mało, bo, na dokładkę, diabelnie skuteczne!
nemo,
to chociaz wspomnienia zostana
i zapas zywnosci
Made in Poland
ha!
yurek,
jaka fontanna? W Malborku była bardzo ładna, kolorowa i z muzyką, w Polanicy teoretycznie też, ale tylko w soboty i niedziele, a my staliśmy jak głupi w piątek wieczorem, aż nas ktoś poinformował, że się nie doczekamy 🙁 Za to w parku zdrojowym śpiewał, a raczej pokrzykiwał Stan Borys 😯 i wspominał rozwlekle i nieskładnie swoje życie w USA, a naród uprzejmie nagradzał oklaskami „Jaskółkę uwięzioną” i „Wracaj Anno, dokąd Anno, echo Anno odpowiaaada mi…”
Nemo, Yurkowi po zoninej zdradzie junak zardzewial i teraz niebo ma przy stole i pytania dziwne stawia
Nemo wrocławska koło Hali Ludowej.
Sławku,
bardzo przejęła mnie ta historia zardzewiałego junaka, stawiam jednak na psa (doberman?), bo taki koń to nawet komara nie zmoczy ani osy, a co dopiero junaka 🙄
Może yurek się wypowie, na czym jeździ, bo zardzewiały tryumf, na przykład, zmartwiłby mnie bardzo 🙁
O to pytałem.
http://www.fontannawroclaw.pl/
Marku, rozzłościł mnie Twój komentarz. Sam też nie jestem młody a nie sądzę, bym wiekiem odstraszał. Pan Lulek jest wyjątkowym facetem a Basia jest w nim poprostu zadurzona. Nie odwiedzamy nikogo z zaskoczenia. Zwłaszcza gdy nie jesteśmy sami. Dziś np. przejeżdżałem koło Ostrołęki i cały czas myślałem o Tobie. Ale nie wpadłem, bo było nas pięcioro i nie zapowiadałem się.
Ciebie natomiast zapraszam do Łęcina. Czekamy (byle nie wtorki ponieważ jeżdżę do Warszawy do TOK FM) w dowolny dzień do końca sierpnia.
Aaa, wrocławska… Tak daleko nie dotarłam 🙁 Tylko Most Grunwaldzki w tamtej okolicy i Dwudziestolatka, w której mieszkałam oraz trasa na Warszawę. Za to wspięłam się na wieże kościoła Marii Magdaleny przy Szewskiej oraz na wieże katedry. No i włóczęga po Rynku i Starym Mieście, szukanie krasnali, lody na Komandorskiej i jazda tramwajem, oglądanie pracowni kowalstwa artystycznego przyjaciół, a później ich dzieł w mieście (kute kosze na śmieci, latarnie na Szewskiej i różne inne elementy…
Tu zardzewiały Stan Borys, na szczęście z playbacku
http://www.youtube.com/watch?v=LE-hVlNKWnQ
Na żywo, to gorzej, niż zardzewiały junak 🙁
http://www.tichy.pl/
Tego mi brakuje.
po Las Vegas Polanica?
stan Borysa nie zachwyca?
triumph jepszy od junaka?
Yurek milczy, no to pa ka
????, ????! Bo mnie czas nagli.
Sławku, 😆
Fontanna rzeczywiście imponująca, ale nie mieliśmy o niej pojęcia 🙁 We Wrocławiu byliśmy tylko jedną noc i to po tej sławetnej burzy, nasz przyjaciel, u którego mieliśmy nocować, utknął w Poznaniu, a nami zajmował się jego brat kowal.
Poka, poka miało być.
nemo pięknie opisałaś Wasze podróżowanie … ten Lębork i Łeba … Kraków i Wrocław … ale żeście pojeździli … fajnie, że jesteś z nami …
Lody i ciastka u Tichego wspaniałe, ale otoczenie lokalu brzydkie, pewnie niebawem zacznie się jakaś budowa.
Slawek wyglada ciekawie a przede wszystkim super smacznie. To wszystko pasiasty robil czy ty tez paluszki umaczales? Co by nie bylo chetnie przy takim stole bym usiadl. Palce lizac.
Nadal nie wiem, na czym jeździ yurek, bo chyba nie na komarze? 🙄
Syn mojej przyjaciółki na Sląsku odremontował był właśnie piękną pannonię z lat 60. i sobie z Geologiem pojeździli po okolicy.
http://wbieniec.kis.p.lodz.pl/moto/pannonia/historia/historia.html
Aha, na Sląsku jeszcześmy sobie z wierzchu obejrzeli kopalnie, hałdy i familoki.
byl jeszcze zak,
Yurek, to wszystko Pasiasty wykonal w ramach prezentu urodzinowego, ja tylko przszkadzalem robieniem zdjec,
ide se strzelic do ogrodka
ps moze opoka? ale nie mam z tym nic wspolnego
Robilem za przodownika pracy przy budowie nowego kompostownika.
Zrobilem przerwe obiadowa i przespalem burze. Teraz obowiazkowa przerwa bo wszystko mokre. Na deser byla ostatnia brzoskwinia i jezyny prostto z krzaka. Teraz mysle jak przyjac gosc
Pan Luleki
Panie Lulku,
ta brzoskwinia własnego chowu?
A u mnie nadal leje, ale od jutra zapowiadają upały, co za huśtawka 🙁
Zapomniałam już, że byliśmy również w Toruniu. Stare miasto bardzo ładne. Dobre lody.
W Gdańsku skusiliśmy się na lody u Grycana. Dobre, ale obsługa beznadziejna. Dwie osoby za kontuarem obsługują 5 osób w ciągu 20 minut 😯 Jedna przyjmuje zamówienie i pieniądze, potem odchodzi od kasy i zaczyna spełniać życzenia klienta co do smaku kolejnych kulek, a ludzie czekają, aż drugi sprzedawca siądzie przy kasie, przyjmie zamówienie, zainkasuje, wstanie i zacznie szykować porcje… 😯
strzelilem:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/ChlopcyZMiastaWalaPiasta#
Sławek co to za firma na tym łuku … a na palcu co masz za sygnet ??????????
Sławuś,
Czy tobie od tego strzelania prawa ręka nie robi się bardziej niż lewa?
Piotrze
Wredny jestem i chciałem cię rozłościć. Trzy lata czeka zaproszenie od Lulka a ty musisz szukać specjalnej okazji i zapowiedzi jak brytyjska Królowa. Co tam, nie mój ogródek …
Mnie wystarcza pół godziny albo mniej by posprzątać starokawalerski bałagan. Telefon mam przy sobie. Gdybyś chciał wpaść mój dom zasze jest otwarty. Podobnie jak u Lulka… Wystawa w muzeum wisi jeszcze dwa tygodnie.
To we Wroclawiu sklonowali Tichego?
Bo Tichy prawdziwy jest tu:
http://www.gastroweb.at/tichy-eis/eischronik.htm
i niech mnie kto przekona 😉
A dzisiejszy Grycan to już nie jest legendarna Zielona Budka, niestety.
Lody może i smaczne, ale nie odcinające się zbytnio od konkurencji.
Za to ciasta podają tam nieświeże, bez żenady. Sprawdziliśmy z Misiem.
Jolinku, tu firma i sygnet- zacisk od sznurka, ktory mocuje kawalek skory do palcy, bez tego mocno boli:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Sygnet#5365827789283148098
ASzyszu lewa nie robi sie bardziej, bo posiada tez inne zajecia kompensujace
dziwadlo, maszyna nie prosila o kod, wpisalem StronaWWW i poszlo, chlopaki od enigmy na wakacjach?
o i na czerwono mnie zrobili
Sławek się dopatrzyłam wszystkiego … hi hi … tylko mam jakieś skojarzenia zabawowe .. 😉
Marek jakiś srogi dzisiaj … aż bać się strach ..
ASzysz znasz Jarka Bema??????????/
faktycznie bez kodu idzie …. ale ja czarna jestem bo bez strony wpisałam … 🙂
zabawa z Hoytem, pierwsze slysze, ja stanalem na butelce
Misiowi pewnie lancuch z roweru spadl i szuka na kim sie wyrzyc 🙂
nazwa firmy takie skojarzenie ale nie napiszę bo pomyślisz brzydko o mnie a ja grzeczna dziewczynka jestem … Alicja została na tej wyspie ..
Nirordek doleciałaś do tej Afryki a dzidziuś już kopie????????????
Jarka Bema?
Chyba nie. Ale znałem kiedyś Ewę Bem.
Mnie się kiedyś prawa ręka zrobiła od mieszenia ciasta na chleb.
http://www.youtube.com/watch?v=ibZm3tIZq38
Jarek jest jej młodszym bratem i chodziliśmy razem do klasy a Ewa też chodziła do tej szkoły … trochę grał w jej zespole a i teraz jest jej menadżerem … no nic tak mi się skojarzyło …
J51 i co nie dobrze?
paOlOre do ipn on wyjaśni Twoją troskę o jakość produkcji rozwieje Twoje wątpliwości.
Kingston da się lubić!
http://alicja.homelinux.com/news/img_0023.jpg
yurek i co nie dobrze ??????
Alicja wróciła … 🙂
…oooo, a ja nie poczytałam do tyłu! Dopiero co wróciłam z wycieczki. Na wyspę…
Trochę muszę poprzebierać w zdjęciach, bo natrzaskałam tego… swoim zwyczajem. I bardzo piękny dzień był dzisiaj, aż przyjemnie, tak promem sie na wyspę wypuścić, 20 minut w jedna stronę, słoneczko i wiatr, żivot je cudo!
http://turystyka.gazeta.pl/Turystyka/1,81946,6732719,Wakacje_z_dziecmi__Na_toskanskiej_wsi.html
idę spać … dobrej nocy 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=RxHiDSxfc5Y
Się tak nie cieszcie z tego braku kodu, coś się na tym blogu schrzaniło. Zobaczcie, blogrolla praktycznie nie ma, tylko jakiś fatal error 🙁 Inne nasze tak nie mają…
ale my cwaniaki i tak się tu wpisujemy … 🙂
hm. Cholerka?
Doroto,
f(uck)tycznie coś jest nie tak 😯
Jolinek51
SE damy radę!
To ja to ja. Sławku łańcuch w porządku, tylko opona się wybrzuszyła i trzęsie podczas jazdy. Hops, hops, hops, hops, hops, hops .
Z górki szybciej ho… ho…
hops… czy to chodzi o piwo i te tam chmiele?!
Od soboty piwa nie piję, zieloną tylko i jogurty.
Ja tam lubię czasem komuś kij w szprychy…
kij do jogurtu, mrowki w szprychy, zielone na zlote, a lancuchem po oponie hops, jutro koniecznie na plebanie, jakies zle Cie naszlo
ja pije herbatki owocowe i ziolowe ostatnio. i kawe.
…od plebanii broń nas, Panie!
Zródełko,
dla mnie pierwsza herbatka z rana MUSI być jakaś ziołowa czy owocowa, a potem herbatuję porządną, mocną yunnan, kawa nigdy się do mnie nie przykleiła, co się przydawało w czasach burzy i naporu, bo można było wymienić coś za coś, o herbacie nikt nie myślał, ale kawa stała w cenie.
Po co komu kij do jogurtu?! 😯
A juz te mrówki w szprychy… toż one nawet nie zdążą tam narozrabiać przyzwoicie 🙄
Nie podoba mi się, jak kombinuję w tym WordPressie (nie zepsute, nie naprawiaj!), ale… pożyjemy, zobaczymy.
Chyba czas na spanie?
Nowego nie ma, yyc też chyba gdzieś na baletach, no to z kim tu gadać o dziesiątej wieczorem… 🙁
p.s.BŁĄD.
miało być „kombinują”, nie „kombinuję”, bo przecież ja nic nie mogę tam nakombinować i bym nie śmiała tykać Winblows 🙄 oraz ich jakże słusznych i wspaniałych programów.
Alicjo,
Nowy jest, tylko cicho siedzi.
http://www.youtube.com/watch?v=THtQ_OLUwws&feature=related
Nowy,
prowokujesz! Idę po chusteczki do wycierania ócz…
Toż to najlepsze duo z tego filmu!
Ja slucham juz ktorys raz. Tez bardzo lubie.
U nas był piękny dzień, nawet porobiłam trochę zdjęć światecznych – jakiekolwiek to święto jest, nikt nie wie (w Ontario – Heritage Day) – ale to też nie szkodzi.
Powinnam „obrobić” te zdjęcia (zmniejszyć, wkleic itd.), ale cos mi się leniwie tak zrobiło.
No… takie mamy klimaty…
http://alicja.homelinux.com/news/img_0062.jpg
Cała wyspa jest „usiana” wiatrakami, bo tam są wiatry zawsze, no to się tę energie pobiera. Mieszkańcy z jednej strony chwala sobie, z drugiej klną w żywy kamień, bo to jest głośne, coś na kształt startującego samolotu, no niech będzie, że niedużego, ale zawsze to. Na pewno można sie do tego przyzwyczaić, bo jest to jednostajny szum. Mieszkańcy dostają roczną, niezgorszą rekompensatę za znoszenie tego szumu, a jak!
A ja kilka dni temu bylem swiadkiem ludzkiego dramatu. Musialem sie w to wlaczyc. W mojej duszy jest to obecne do dzisiaj.
Przypadkowo wszedlem na klotnie, rozpaczliwy krzyk przez lejace sie lzy malej, biednej Meksykanki, nielegalnej imigrantki, traktowanej jak niewolnica XXI wieku, walczacej tym krzykiem o uznanie swojego czlowieczenstwa z gruba, wielka i obrzydliwa szefowa – oblesna. falszywa Brazylijka. Ten protest shout mam w uszch caly czas i pewnie bede pamietal go zawsze.
Objalem, wyprowadzilem rozdygotana dziewczyne do swojego samochodu, wywiozlem do zaprzyjaznionego domu. Dlugo dochodzila do siebie.
Uruchomilem co moglem, po dwoch dniach miala nowa prace, z milymi ludzmi i za sporo wieksze pieniadze.
Wczoraj spotkala mnie za to przyjemnosc, dla mnie bardzo wazna. Mam zaproszenie do Meksyku. Dziewczyna nie wiedziala jak to powiedziec, ze pochodzi z bardzo biednego miejsca (dalekie okolice Puebla), gzie nie ma wody, lazienek i zadnych wygod, ale ona ze mna pojedzie, bo jej Rodzice i cala Rodzina bardzo chca mnie poznac i ugoscic. Oni prawie nic nie maja, ale swieze pomarancze i awokado, ktore uprawiaja sa dla mnie. No i nocleg w ich domu i meksykanskie jedzenie.
I jak tu odmowic. Nie mnie rownac sie z Panem Kapuscinskim, ale jedno jest pewne – ja tez wsrod takich ludzi czuje sie dobrze, bardzo dobrze.
A tyle radosci mozna wykrzesac z tej dziewczyny
http://picasaweb.google.com/takrzy/Blanca?authkey=Gv1sRgCKCOiPCPgbP5mgE#5365947129607993794
Nowy…
cos mi to przypomina. My się ciągle obijamy tutaj o emigrantów i sami jesteśmy „zdjes emigranty”. Moze nie aż tak dramatyczne, ale podobne historie przeżywalismy, i wtedy człowiek sie nie zastanawia, co tu zrobić, tylko robi, co trzeba, dla uspokojenia serca.
A potem ofiarują ci pomarańcze i mandarynki, i awokado, czegóż wiecej chcieć 😉
http://www.youtube.com/watch?v=PbuByYZtFy0
Tak, jestem tutaj z dlugimi przerwami od 1985 roku, ale tak dramatycznej sceny nie widzialem. Niepotrzebnie tylko kojarzy sie to z pieknymi skadinad „Pomaranczami i mandarynkami” M. Grechuty.
A w niedziele bylem na lodce.
http://picasaweb.google.com/takrzy/Niedziela?authkey=Gv1sRgCNTZzfWyuqGEOw#5365953957812078034
A to jest moja Anka i nasz synek. Pokazywac dalej?
http://picasaweb.google.com/takrzy/AnkaIMichalek?authkey=Gv1sRgCNrp24elmMyiPw#slideshow/5365962261200440002
Czyzby dzisiaj nie bylo kodu.
Pan Lulek
Albo jakies zmiany albo beda nowe szykany. Dzisiej ze wzgladu na deszcz pracuje za sklejacza skorup
Zebralo sie
Pan Lulek
Panie Lulku, szykan nie bedzie
za to duzo zdrowia zycze!
Kod ktos zwinal wczoraj juz. Albo sam sie zwinal. Na wakacje.