Jak Kuba został ptasią matką
Mój wnuk zarabia na wyjazd do Hiszpanii. Będzie tam m.in. na kursie języka ale także będzie zwiedzał kraj, odwiedzi koleżankę poznaną w ubiegłym roku w Brighton podczas kursu angielskiego, popracuje trochę w hotelu naszej kuzynki. I chce też mieć własne zarobione pieniądze a nie tylko otrzymane od Mamy i Dziadka.
Od wielu tygodni więc ciężko pracuje. Był pomocnikiem budowlańca przy okładaniu kamieniem wapiennym willi w Podkowie Leśnej, a ostatnio zatrudnił się jako drwal u naszych przyjaciół w sąsiedniej wsi. Wyrąbał wszystkie uschłe sosny, a było ich sporo, pozbawił gałęzi i pociął je na kawałki pnie na kawałki mieszczące się w piecu kuchennym. Naprawdę ciężka robota nawet dla dobrze zbudowanego 17-latka. Ale co zarobił to ma. A pracodawcy nie byli skąpi.
W ostatnim dniu wyrębu Kuba znalazł w trawie obok drewutni trzy pisklaki nieznanego i nierozpoznanego ptaszka. Miały jeszcze żółte dzioby i przeźroczystą skórkę. Zatelefonował więc do Agaty czyli swojej mamy, która jest biologiem i z zamiłowania ornitologiem, pytając co ma zrobić, by maluchy uratować. W odpowiedzi usłyszał: – zostaw je. Nie pomożesz, to niemożliwe. Prawa natury są nieubłagane. I nie szukaj gniazda, bo jeśli nawet znajdziesz, to i tak ich nie przyjmą. Wypadły – to muszą zginąć.
Twardy drwal (i cyniczny anarchista – jak sam się określa) omal się nie rozpłakał. I nie posłuchał matki. Zabrał pisklęta do naszego domu. Zrobił im w koszyczku gniazdko z trawy i zaczął łapać muchy. Agata słysząc od nas co się dzieje dała synkowi numer telefonu swego kolegi ornitologa. Ten najpierw powtórzył to samo co ona ale widząc determinację młodego człowieka poradził mu, by karmił pisklęta białym serem i wodą.
I tak Kuba został ptasią matką. I to bardzo troskliwą. Trwało to jednak tylko dwie doby. Ptaki – tak jak twierdzili fachowcy – nie przeżyły. Pochówkiem musiałem się sam zająć, bo twardziel był nieco rozklejony. No ale czy można mu się dziwić. Sami popatrzcie:
Tak „toto” wyglądało!
Po tej przygodzie odmówił zjedzenia pieczonych przepiórek a my rozumiejąc te rozterki zmieniliśmy menu na rybne. Na szczęście w Pułtusku (tuż przy głównej ulicy prowadzącej do Rynku) jest doskonale zaopatrzony skleb rybny, więc można wybierać. Tym razem wzięliśmy prawie kilogram płatów soli. Usmażyliśmy ją bez żadnych ekstrawagancji i popiliśmy ostatnią (w winiarce) flaszką Chablis.
Przy rybie Kuba rozchmurzył się choć sądzę, że to doświadczenie (myślę o pisklętach a nie o obiedzie i winie) czegoś go nauczyło. Na koniec bowiem stwierdził, że żadnego stworzenia (nawet człowieka – jak mruknął, by okazać swój cynizm) nie można zostawić bez pomocy.
Komentarze
witam, popieram opisanego drwala i anarchistę, też bym ratowała wszelkie stworzenie. A moja sześcioletnia pociecha kilka dni temu uratowała razem z babcią polną mysz z łap kota. Bo jakże można pozwolić, żeby kocisko, którego miska nigdy nie bywa pusta, pożarło niewinną, piszczącą myszkę? Naprawdę nie można.
W niedzielę, gdy się relaksowaliśmy pomiędzy żeglarskimi turami, nadleciała ważka bardzo obciążona gąsienicą. „Starzy twardziele” – nie ratowaliśmy, tym bardziej, że zdobycz była nadjedzona… 🙁
o jakie slodkie malenstwo! Kiedys sie takimi tez zajmowalismy, znosilismy gasiennice itd. Nasze gdzies zginely, tez bylismy rozzaleni i szukalismy jak glupi.
Ale najwazniejsze, ze ma dobre serce! Prawda, ze nikogo nie mozna zostawic bez pomocy!
Ratowaliśmy. To jest odruch.
Za mojego dzieciństwa uratowaliśmy dwie sarenki, „skierowane” do nas przez leśniczego – wymagały pomocy farmakologicznej. Leśniczy nie przeszedł w lesie obok nieszczęścia, i chociaż „na rozum” powinien był zostawić, to zabrał ze sobą. Jedna miała sparaliżowane tylnie nóżki (Tata wyleczył), a druga też jakieś problemy zdrowotne, już nie pamiętam, jakie. Gdyby leśniczy nie „zaweteryniował”, zginęłyby. Las juz nie przyjął tych saren, za bardzo przesiąknęły człowiekiem, zresztą, one trzymały się blisko leśniczówki.
Kiedyś podczas wycieczki szkolnej do lasu w marcu dopadła nas zawieja snieżna. Natknęliśmy się na malutkiego zajączka samotnego, na wpół zamarzniętego. Wytłumacz dziesięciolatkom, że nie należy ruszać… Tata nakrzyczał, ale zajączek też potrzebował pomocy, na wpół zamarznięty. Mieszkał w kuchni pod kredensem, ja z siostrą miałyśmy obowiązek sprzatać „bobki”. Jak wydobrzał, wypusciliśmy go do ogrodu. Chyba został tam na zawsze, co było widać w warzywniaku… miał tam całkiem ekskluzywną restaurację, kapusty, kalarepki i inne marcheweczki 😉
To jest baaaardzo niedobre zdjęcie, ale możecie mi wierzyć, że mój braciszek pochyla się właśnie nad tą sparaliżowana jeszcze sarenką u nas w ogrodzie. Gdzieś miałam lepsze… jak znajdę (przy okazji), to zamieszczę
http://alicja.homelinux.com/news/Slawek%20z%20sarenka'61.jpg
Wojtek z Przytoka też ratował sarenkę, ale nie przezyła – być moze też wymagała fachowej pomocy.
Mysmy nasze sarenki karmili mlekiem od krowy Minki – skąd mielismy brać sarnie?! – i to nieprawda, ze nie można, zwierzęta przystosowuja sie do potrzeb, innego mleka nie było, a one wymagały jeszcze mleka. Karmilismy je z butelki – przez smoczek 😉
Dzien dobry,
Nie ma jak u mamy
http://picasaweb.google.com/takrzy/KaczkaIKaczuszki?authkey=Gv1sRgCO_UjYKCn6iXjAE#slideshow/5346812522405265810
🙂
http://www.youtube.com/watch?v=3qLYRny4pwE
Z nadzieja, ze nie wetnie. Melduje, ze jest cesarska a samochodzik dostal nowy filtr paliwa. Wstyd byl na calego Forda i dostalem soczysty rabatt.
Praca ogródkowa i oczekiwanie, ze jednak trawa wystartuje.
Pan Lulek
a cappella zdjecia bardzo ciekawe. Wyzwolily we mnie chec wyskoczenia w gory bedac we wrzesniu w Kraju choc mieszkam pod bokiem gor i w zasadzie wole wakacje gdzies nad woda; morze, jeziora (splyw), etc. Czy dalej odbywa sie splyw Dunajcem. Wiem, ze skrocili przez ten zalew ale czy dalej sie odbywa i czy warto?
Ten kot to pewnie jarosz, bo jesli nie to przeciez to jedzenie w misce tez z jakiegos zwierzecia pochodzi i moze trzeba by mu (temu zwierzeciu w misce kociej) pomoc a kota zaglodzic albo na ziemniaki przerzucic 🙂 Nie ma to jak zyc w zgodzie z natura…
Oj wielka szkoda,ale chyba te ptaszki za malutkie byly 🙁
Mnie sie udalo uratowac dwa ,ale te juz byly wieksze.Zaprzyjazniona rodzina kosow czuje sie w naszym ogrodzie,jak u siebie!! Od czasu do czasu zazwa kapieli w wystawionym na lawie naczyniu.
Niestety pora uciekac,bo gary czekaja.Dzisiaj tez ryba,mily przyniosl jakas plaska,nazwy „nie znaju” 😉
Hej.
Plastuga?
Pastuga to chyba fladra
Fladra zatem?
Zawsze mówię, że urodziłam się za daleko na północ. A teraz upałów mam po dziurki w nosie i nie tylko. Nie nadaję się do niczego. Na obiad osmażane ziemniaki ze skwarkami i miska mizerii. Wczoraj był pstrąg niezbyt smaczny – nie wiem, czym tę rybę karmili. Dzwonił Marek w drodze powrotnej od sławka, Brxydkie słowo mi się ciśnie na usta; nie mogę normalnie myśleć. A tu Nirrod do Afryki.
Czuje sie wywolana do tablicy. Moja Afryka ma srednia temp 28C a jak pojedziemy w gory, to wieczorami robi sie zimno.
W krainie wiecznej depresji wlasnie przestalo padac.
te brzydkie słowa to od upału czy po telefonie Marka …..
Upały Jolinku nadojadły mi. rochę mi lżej , bo wylazłam spod prysznica bez wycierania się, mokre włosy chłodzą. Marek nie zasłużył sobie (dotąd) na słowa karczemne, a w razie czego zawsze jest dyżurna chójka
Cicho tu, jak w rodzinnym grobowcu, Jak tak, to i ja wychodzę
Oskubałam 3 kg agrestu, przerabiam go na dżem. Może ktoś ma jakiś genialny przepis? 🙂
Ja nie mam
Malgosiu, moja Mama robila galaretki z agrestu z dodatkiem czerwonych porzeczek
Wróciłem z wakacji. Idę robić ryż bo po chleb do sklepu to mi się nie chce. Co robił Miś w Paryżu? Kupił garnek i dwa kilo ryżu. Zaraz sprawdzę czy będzie jak u Sławka. Ryż jak w najlepszej chińskiej knajpie i to w 12 minut. U Sławka działa. Rewelacja.
najpierw umyj garnek
I ryz…po ziarenku
Morągu, ale nie mam porzeczek :-[
Miało być 😳
ryz juz myty przez taniooplacanych, a garnek dziala na introdukcje, fluidy, percepcje, trociny i prad, za pierwszym razem musi byc sterylny, zeby gwarancja zadzialala, jakby co,
dojechal, to i tak juz niezle
Małgosiu, szkoda na dżem, ogolić ten agrest będzie wyglądał jak winogron i na wino.
Malgosiu, ja tez nie mam, ale wcale z tego powodu czerwienic sie nie zamierzam, jak coc to na chojke, wg recepty, co to Pyra sugestie
Wyszło tylko z innym ryżem . Ryż trafił tam gdzie twój kurczak z tych samych powodów.
Szkoda ,że nie mogę zareklamować. Ale bym mu…
golic agrest?
to jak chodzic po zebrze, po co?
Misu, co jest?
jedyny kurczak, ktorego znalem osobiscie trafil na jastrzebia, co byl go byl uniosl w przestworza, wbiles sie w drapieznika skrzydlatego, ziarnolubnego?
Mały czarny jak wrona na diecie od zeszłego roku. Jeden przy drugim.
jesli ma kozie kopytka i ogon, to pewnie dawno u spowiedzi nie byles, jeden przy drugim?
to pewnie juz pare razy nie byles i sie nazbieralo
Jak nie wino niech i dżem będzie.
Agrest niegolony wrzucamy do gara, dodajemy cukier, laskę wanilii, gotujemy na niewielkim ogniu, pod przykryciem około 20 min.
Gorący przekładamy do wygrzanych słoików, zamykamy i pasteryzujemy w temp.85C przez 15 min.
Smacznego!
Kartki do spowiedzi nie oddałem z pięć lat to i małe z kopytkami widzę. Ksiądz przez te muzułmańskie zakupy rozgrzeszenia nie da. Biada mi , biada!!!
Yurek, dzięki.
Kiedyś miałam taki specjalny gar z wkładką, żeby pasteryzować, ale od lat wrzucam gorące dżemy do gorących słoików, odwracam i nie gotuję. Wanilia wydaje się być dobrym pomysłem!
Można położyć na dno szmatkę do stracenia.
W naszej ostrołęckiej francusko-szwajcarskiej fabryce to z niegolonego agrestu robią zaprawę kiwi do jogurtów. Dodają rabarbar , buraki, cukier, bardzo dużo cukru, zagęszczacze, wypełniacze stabilizatory konserwanty witaminy i zajzajer o smaku kiwi. Francuz potrafi. Pół roku się nie zepsuje w otwartej beczce ( wersja dla Rosji).
Marek,
a z owsa ryżu w tym Paryżu nie robili?
U mnie na obiad dzisiaj ryż – rzucam na to takie moje leczo… bo nie wiem, jak to zwać (papryka, cebula, pomidory, fasolka zielona szparagowa, dyżurne, ostra papryka…). Dodałam trochę kabanosa przesmażonego na boczku, jak szaleć – to szaleć.
Zajzajer o smaku kiwi ? 😯
A ja się nie spisałam… i nie zrobiłam zajzajeru rabarbarowego ! Ale mam szansę, mam szansę! W zamrażarce mam zamrożony rabarbar na jakieś… 5 litrów zajzajeru wystarczy. Jak do tego wrzucę trochę winogron i co tam pod rękę się nawinie…o, to jest myśl! Jakże światła!
Szlajam sie tu juz od dluzszego czasu i podczytuje, i wreszcie sie zdecydowalem na wpis, chociazby juz z powodu na posuche, jaka tu chwilowo panuje. Gotuje chetnie i skorzystalem juz niejednokrotnie z dobrych porad na tym blogu. Ale aktualnie chcialbym wniesc cos wlasnego. Robilem tez kiedys nalewki. I tu mam pewne zastrzezenia. Pan Lulek uchodzi tu za niezakwestionowanego znawce i chcialbym na ten temat i znim podyskutowac. Otoz, mam ta uwage, ze owocu nie nalezy traktowac zaraz od poczatku mocnym alkoholem. To sie konczy tym, ze materia sie „zamyka” i nie ekstrachuje swoich skladnikow jak nalezy. To jest moze zamierzone w wypadku w Niemczech popularnego tzw. „rumtopfu”, gdzie marynuje sie w zasadie owoce w alkoholu, delektujac sie potem nimi samymi. Dobry napitek robi sie moim zdaniem dluzej i skrupulatniej. Zasypuje mianowicie najpierw owoce tylko cukrem. Jestem przy tym raczej oszczedny, bo nie lubie przesadnie slodkich nalewek. Cukier, jako pochodny alkoholi tez konserwuje, a wyciaga skladniki lagodniej i wydatniej. Owoc wtedy puszcza sok i trzeba uwazac na to co sie dzieje. Roztwor „chudnie” wtedy i gdy pojawja sie pierwsze perelki fermentacji, nalezy zalac sprawe wodka. To tez nie pomaga na dluzej i trzeba dopilnowac tego momentu, kiedy znaczna dawka spirytusu zakonczy ostatecznie wszelkie sklonnosci do dalszej fermentacji. Reszta jest znana. Owoce wtedy nie nadaja sie do jakiegokolwiek dalszego uzytku. One sa po prostu calkowicie zmumifikowane.
To tyle na dzisiaj. Mam nadzieje, ze znajde miejsce przy Waszym stole.
Reszta to tylko to czy sie uda tu na blogu. Naleze raczej do tej grupy wiekowej, ktora ma juz z tym problemy. Stale cos niewychodzi. Zobaczymy, czy moj wpis bedzie jutro obecny.
Pozdrawiam wszystkich.
Kamilcia ma do Was prośbę: 🙂
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=107#comment-158781
Moja filozofia życiowa 😉
http://elasticminds.org/wordpress/wp-content/2009/02/fuckscience.jpg
mt7 idziemz na kawe??
mialo byc yyyyyyyy komputer ze szkoly jezykowej z sasiedztwa ma inna klawiature
…hm… bamia? Nigdy nie widziałam tutaj okry suszonej 😯
Konieczny dodatek do wielu potraw z Luizjany i amerykańskiego południa w ogóle, zawsze się to robi na ostro. Swieżą trzeba umieć gotować, nauczyłam się na błędzie… 😳
I odechciało mi się raz na zawsze! Ale chętnie zamawiam w znajomej restauracji zupę z okry – pyszna, ostra, jak wszystko z Luizjany.
Szanowne Panie odedzcie od sterotypowych przepisow na dzemz itd. podpytajcie sie Slawka i Misia, inne ludziska mieszaja np. rabarbar z truskawkami, moja pani starsza jak wyrabiala te jej dzemy, marmolady i konfitury i to wszystko roznilo sie u niej konsystencja to tez mieszala rozne zestawy owocowe i bylo to ciekawe, a na w tzw. swiecie zachodnim, to sie dodaje miety, canamonu, miesza sie popularne owoce z egzotycznymi np. z marakuja (troche dla smaczku) trzeba byc tylko kreatywnym, moja znajoma jak nie ma czegos dziwnego na dodatek to oprocz miety dodaje do produkowanego samodzielnie dzemu olejki uzywane do ciast, a w Polsce te olejki w tych takich pekatych buteleczkach maja dobry i intensywny smak.
Nie gniewaj się, Morążku, wypicie z Tobą kawy to wielka przyjemność i zaszczyt. 🙂
Przeżywam w ostatnich czasach bardzo trudne chwile i osobiste, i rodzinne.
Jestem bardzo zmęczona i źle się czuję, mam akurat dwa dni wolne, to trochę odpocznę.
Jak wszystko się jakoś uładzi, mam nadzieję, to zaproszę się na kawę.
Buziaki! 😀
Odpowiedź na prośbę Kamilci:
http://www.masala.com.pl/index.php?p2329,okra-w-zalewie-okra-400g
Może jak się wysuszy to się nada 😀
Morągu…
nie wyzywaj mnie (między innymi) od szanownych pań i nie zarzucaj mi, że ja trzymam się sztywno przepisów z książki! NIGDY!
Zabrzmiało tak, jakby nikt inny tu nie potrafił, tylko się trzymał przepisów, a przecież blog żyje wymianą doświadczeń i wszyscy kombinują, ile wlezie, nie bojąc się niczego, także *pociagnięcia za konsekwencje* 😉
A Ty do nas jak do starych ciotek… no wiesz co?!
Panów gotujacych też jest wielu – oni bez skazy?
Wyroby Sławka i Marka znam z pierwszej ręki, o!
I zdrowie wszystkich podwieczornym winem !
Alicja, Ty na powagie, przeciez skoro wymiana pogladow to wymiana, to nie bylo pouczanie……zadne ciotki mi po glowie nie chodzily ani obraza kogokolwieg???????????
Morągu…
nie znasz mnie? Ja to z usmiechem 😉
zdrowko!
OK. Hamburg 2 września. Lądowanie 😯
Odlot tamże 30-go września. Via Paryż, 3 godziny czasu. Ja tu gadu-gadu, a Jerzor szukał i znalazł 😉
Wolelibysmy Berlin jako odlot, ale nie dało się tak ukartować. Bierzemy, co jest, niezła oferta.
Moja Babcia robiła dżem z mielonego agrestu. Mełla go (za pomocą wnuków) zwykłą maszynka do mięsa. Do galaretki z agrestu można dodać nieco róży. Właściwie to wychodziło po wysmażeniu powidło agrestowe. Bardzo dobre.
Weszłam na stronę „blogi Polityki” z dzisiejszą datą. Kliknęłam w „jak Kuba…” i otworzył mi się znowu makaron z 13.07.
O co biega?
Pogoda ma ICMie pokazuje się aktualna w sąsiednich powiatach a świdwiński tylko z niedzieli na poniedziałek. i to jakby nie próbować!
Kontrola ekologiczna wpadła około 17. Znowu się coś pozmieniało. W ubiegłym roku nie wiedziałam, że należy poprosić o zgodę na rozrzucenie własnego obornika po polach i musiałam to zrobić, potem przyjechał jeszcze jeden pan skontrolować, czy napisałam (jakby w ci, do których pisałam, nie wiedzieli, dyć odpowiedzieli i wyrazili zgodę). W tym roku miałam już takowe pismo wystosować, ale właśnie się okazało, ze już nie potrzeba. Za to dzienniczki czynności mają być inne. I mam pisać na co koń zdechł. Na starość, na starość, szanowna komisjo!
Spadam spać, dobranoc wszystkim czuwającym!
Alicjo,
Zawsze z przyjemnoscia czytam Twoje komentarze na kazdy temat, lubie Twoje poczucie humoru (14:05), przewaznie po kilka razy slucham wybranych przez Ciebie piosenek, z uwaga ogladam zamieszczane przez Ciebie zdjecia ale dlaczego zmienilas tryb zycia i zaczelas „chodzic spac z kurami”, to tego nie rozumiem.
Tak czy inaczej pierwszy lyk z lampki Pinot Noir za Twoje zdrowie, a kazdy nastepny za wszystkich.
Dobranoc.
Chociaz to znane i jest na sasiedniej, smutnej, stronie jednak to chce zalaczyc.
Przykazania L.K.
Po pierwsze przyjaciele.
A poza tym:
Chciec niezbyt wiele.
Wyzwolic sie z kultu mlodosci.
Cieszyc sie pieknem.
Nie dbac o slawe.
Wyzbyc sie pozadliwosci.
Nie miec pretensji do swiata.
Mierzyc siebie swoja wlasna miara.
Zrozumiec swoj swiat.
Nie pouczac.
Isc na kompromisy ze soba i swiatem.
Godzic sie na miernote zycia.
Nie szukac szczescia.
Nie wierzyc w sprawiedliwosc swiata.
Z zasady ufac ludziom.
Nie skarzyc sie na zycie.
Unikac rygoryzmu i fundamentalizmu.
a capella,
Dzieki za swietne zdjecia. Ogladalem z rozkosza, tym bardziej, ze dawno juz tam nie bylem. Za nastepne podroze z aparatem, a nam udostepnione, bede wdzieczny
@yyc &Nowy – a propos moich fotek okołogórskich.
1. Dzięki za miłe słowa! 🙂 🙂
2. Spływ Przełomem Dunajca w Pieninach.
Byłam ostatnio 10 lat temu i zaczynaliśmy chyba od przystani Flisackiej Kąty (z międzynar. konferencją wiodącej dyscypliny ścisłej 😉 ) — wszystkim OGROMNIE się podobało. Dość drogo, ale na takiej imprezie nie bywa się co tydzień. Tu stronka flisaków, z której wynika, że możliwe są warianty początkowe. Z Zakopca są organizowane wycieczki na spływ (obfite info pod FISem, nie można przegapić.
*************************
3. Moje fotki górskie.
Za przyszłe nie mogę gwarantować, bo nie znamy dnia ani godziny 😉 🙂
Serdecznie natomiast zapraszam do zerknięcia na sporą dokumentację już istniejącą – najlepiej poprzez linki w blogu:
– kliknąć na nick
– po prawej będą Moje jednokomórkowce – najwięcej zdjęć górskich jest w trzech albumach na Picasie.
– Można też zorientować się wedle „Spisu górskich treści” (Strony – tuż ponad „Jednokomórkowcami”) – są tam wymienione niektóre wpisy „okołowędrówkowe” i pod tymi tekstami też zalinkowałam ‚relewantne’ foty.
Zapraszam; serdecznie pozdrawiam!
🙂 🙂 🙂
Dobry dżem i konfitury agrestowe wychodzą tylko z niedojrzałych owoców. A dojrzałe? Przez lata robiłam tak : na 3 kg agrestu 1 kg cukru, Cukier do gara + 0,5 szklankji wody; ugotować syrop, w gotujący wrzucić agrest , zameszać i wyłączyć palnik. Po pół godzinie albo i dłużej zagotować i odszumować. Pogotować z 10min. Jest pełniutko soku w tym interesie. Połowę soku zlać – jest pyszny do herbaty, a resztę wysmażyć w powidełko. Do placka jak znalazł.
Serdecznie witam wszystkich nowych biesiadników,
Nowy
tu jakby w formie śpiewanej przykazania LK:
http://www.youtube.com/watch?v=Xg7p3LJZngU
O właśnie Pyro zlać sok, bo mój agrest się w nim topi,a nim sam wyparuje to ja uświerknę.
Z okazji mojego zimowego jubileuszu, dostałM W PREZENCIE POGWARKI TELEWiZYJNE PROF l.k. /tfu, zgiń, przepadnij/ Bardzo mi się podobają i często do nich wracam. Jest w nich pogodna mądrość i wyrozumiałe pogodzenie się ze światem. Bardzo mi to odpowiada, bo ponurych naprawiaczy nie toleruję (nawet, kiedy mają rację, A może zwłaszcza wtedy)
mt7,
Juz kiedys tutaj wspomnialem, ze tylko raz bylem na wystepach Piwnicy, i ten raz musi mi wystarczyc do dzisiaj. Ale przeciez o ile to wiecej niz ani razu! Dzieki za przypomnienie.
Dzień dobry Szampaństwu.
Ludzie…. wczoraj co rusz burze, ale noc! O, to było coś! Jedna wielka burza 😯
Nowy się dziwi dlaczego poszłam spać z kurami…ja uciekłam pod kordełkę przed kolejną burzą, a potem już spod niej, tej kordełki znaczy, bałam się wyjść, bo w ogóle nie tyle boję się, ile nie cierpię tego przestawiania beczek w niebiesiech. A towarzyszących tej rozróbie błysków szczególnie nie cierpię.
Wyszło słońce, to i ja spod kordełki.
Pepegor ,
ja tam się nie znam na sporządzaniu nalewek, ale zaręczam, że Pyrowa wiśniowa była znakomita do picia, a z owocami nie powiem, co zrobiłam. No dobra, powiem. Nie podzieliłam się z nikim ani jedną wisienką. I starzy bywalcy tego blogu wiedzą, że ciast nie piekę, więc wisienki też tam nie wylądowały 😉
Najważniejsze, że lot zarezerwowany, teraz tylko pozostaje wynająć samochód. Cieszę się już na zapas, że będę na kolejnym Zjezdzie Łasuchów! 🙂
Ciekawa jestem, kto będzie z nowych – no i mam nadzieję, że Nowy przyskoczy choć na chwilę, jak obiecał.
Alicjo !
Nie zapominaj, ze masz do odbioru przesylke w Poczcie Butelkowej.
Licze na to, ze wpadniecie do mojej zadeszczonej Burgenlandii.
Na wszelki wypadek zabiore ze soba cala zawartosc Poczty. Chyba, ze ktos bedzie wczesniej i troche zabierze ze soba.
Leje i grzmi. Wczorej +31 i cesarska a dzisiaj + 10 i pod zdechlym azorkiem.
Jade na rozpuste
Pan Lulek
Jeszcze a propos kaczuszek, już tu opowiadałam kiedyś, ale powtórzę, to tak a propos ilustracji Nowego z wczoraj.
Parę lat temu kaczuszka uwiła sobie gniazdko na kampusie Queens University. Nie mówcie złego słowa o młodzieży, młodzież bardzo dbała, żeby kaczuszce żywota nie zakłócać i rozwrzeszczana, jak to młodzież, zamykała gęby w pobliżu gniazda. Przyszedł czas, że pojawiły się maleństwa. I przyszedł czas, kiedy kaczuszka postanowiła maleństwa wyprowadzić na wodę, Queens jest nad jez. Ontario, ale żeby do wody, trzeba przez ruchliwą ulicę. Co to się działo! Zjechała policja, zahamowali ruch na drodze (a to była godzina 8-9, kiedy ludziska właśnie sznurem (samochodami, jeden rowerem) do pracy, i wszyscy cierpliwie czekali, aż kaczuszka z kaczątkami przejdzie przez drogę. Trwało to mniej więcej 40 minut, ale całe miasto było zadowolone, że kaczuszce udało się opanować małolaty, które co chwila przewracały się albo szły nie w ta stronę, co trzeba. Telewizja przy tym była i gazeciarze, a Alicja zapomniała zeskanować reportaż z tego wydarzenia 🙁
A wszyscy spóznieni pracownicy zostali rzecz jasna usprawiedliwieni.
Panie Lulku,
żeby ta Burgenlandia leżała po drodze do Hamburga, to na pewno nie ominęlibyśmy 😉
Austria jest na naszym rozkładzie jazdy z powodów sentymentalnych, tylko nie wiadomo, kiedy nam się uda zrealizować te plany. W praniu się okaże i zapodam, jakby co. Na wszelki wypadek niech Pan zabierze ze sobą Pocztę Butelkową na Zjazd, bo tam będziemy po pierwsze. A potem …no właśnie. Jak już lot zarezerwowany, to ja w kalendarz, adresy, telefony i już widzę, że doba urlopowa powinna mieć przynajmniej 48 godzin 😯
Są świadkowie, że ja na tych wyjazdach prawie nie sypiam. Szkoda dnia i nocy! Godziny każdej szkoda na spanie…
Młodsza poszła wyprowadzić małego terrorystę (siedzi i płacze albo liże po nogach -mówię wam – 70 cm nieszczęścia i niedoli) Teraz to wszystko na nią spadło, bo ja w taki skwar nie wychodzę. A jak wytłumaczyć psiakowi, że pani nie w formie upalnej? Zrobiłam pół sporego gara chłodniku, na dzisiaj i na jutro. Nie będę stała przy piecyku. Wieczorem tylko wykończę wiśniową konfiturę i w słoiczki pójdzie. Nie używam cukru żelującego, wolę tradycyjne smaki, więc bawię się 4-5 dni po troszkę
Podobno Kierownictwo muzyczne nie jadło nigdy chłodnika z kiełbasą. Nic straconego, jutro zje. Mówię, że co prawda w domu rumel, jak to przed remontem, a ona dziwi się „Rumel? Nie burdel?” Więc tłumaczę, że burdel dwuosobowy to już zbytni minimalizm. I tak to doszłyśmy do porozumienia. O.
Pyro, gorzej, w dwie osoby nie da sie prowadzic takiego przybytku, wiec wogole o czym tu mowa?
Zrodelko, tez bylem nieco remontowy i nie bardzo mialem chwile, zeby osmiornica sie przejac, powiedz czy po zabojadzku kumasz, bo wlasnie trafilem na recepte, ktora sam chetnie robie, po konsultacjach z zonami rybakow, sprawdzona, wiec daj cynk, czy sznureczek wystarczy, czy lepiej po naszemu?
sznurek tutaj:
http://www.blogs-afrique.info/cuisine-afrique/post/Preparation-de-la-pieuvre
Sławek co ty tam wiesz, u artysty ramkarza nie byłeś to i nie wiesz. Ja tam mam interes jednoosobowy i do tego …
No bo jak ma być inaczej kiedy się rżnie na okrągło i wyciągu nie ma? No jak ?
Problem jest też w składowaniu krótkiego raz przerżniętego. Szkoda wyrzucić. Oj szkoda … Poleży z pół roku i do pieca.
Chyba zacznę robić małe na eksport. Agrafki mam , krótkie jest, odbiorca hurtowy jest .
Jest interes do zrobienia !!!
50 za zdjęcie do legitymacji . Ramka gratis
Dzieci podwójnie !
Co ty na to?
Marek, Ty sobie ten interes jednoosobowy w rmki artystyczne opraw.
Ja mam interes dwuosobowy, a jakby jedno, drugi korzysta, wymawiając się, że „bo ja pracuję”.
No faktycznie, ja siedzę z założonymi rączkami, nie sprzątam, nie gotuję, nie maluję ścian , nie odnawiam chałupy i nie robie w ogóle niczego, tylko przewracam się na dowolnie wybranym boku.
Następnym razem zamówię firmę, choćby do mycia okien. Jak nie walniesz faceta po kieszeni, to nie poczuje. Czas najwyższy przestać być wyrywną do wszystkiego. Bym tego nie napisała (refleksja ogólno-dobowa), gdyby nie walenie pięścia w drzwi frontowe (zazwyczaj zamknięte) i wrzask – gdzie są moje rękawice ogródkowe, znowu je gdzieś położyłaś!!!
Niczyich rekawic nigdzie nie kładę, tylko i wyłącznie swoje. Rzeczone kupiłam w ub. roku i leżały, z etykietką włącznie, nieużywane, na całkiem widocznej półce w garażu. Za co mi sie dostało, pytam?
Dekoracyjny (copyright Pyra) to może i on jest, ale spróbujcie z takim pożyć trochę.
Idę popłakać w kąciku.
Już Cię widzę, jak ronisz łzy w kąciku. Ha, ha. Prędzej już Jerzor będzie spał na wycieraczce. Swoją drogą mój Nieoceniony też mnie traktował jak notes podręczny i osobę winną – zawsze, wszystkiemu i z definicji. Doszło do tego, że ze stoickim spokojem przyznawałam się zawsze do wszystkiego złego (pod hasłem „winny musi być”)
no to ja polece w jakies ramki sie wstawic, oczywiscie po struganiu kartofli, interes juz mam, rekawiczki tez zgubilem, a notes trzymam ( raczej jednak na odwrot, w Rudej oprawce )
😯
http://picasaweb.google.com/piekna.ela/UK#5355534804866807218
Dla chętnych – odetnijcie ze sznureczka to za / i obejrzyjcie zdjęcia (z zamiłowania fotograf) mojej kingstońskiej przyjaciółki Eli (geograf), podróżowała po Bliskim Wschodzie. Właśnie nadesłała część zdjęć.
Dopiero co obejrzałam część.
Pyro,
no, trochę się popłakałam z wściekłości i wcale nie w kąciku. Jak już mam ronić łzy, to niech winniczki widzą.
Zawsze mam naostrzone pazury, nie będzie mi tu… etc.
Lampkę wina mi nalano na tak zwana zgodę i że zawsze mam rację. No to nie dyskutować mi tu, tylko przyjąć do wiadomości raz i na ZAWSZE!!!
Alicja 18.36
Skad ja to znam ! U mnie jest identycznie. Jestem chodzaca aide – mémoire. Bernard ma jednak tyle innych zalet ze niektore jego slabosci mu wybaczam.
Elap…
to jest ogólnie znana prawda, inaczej byśmy się pozabijali 😉
A tak to się uzupełniamy, a narzekać – czemu nie, narzekamy! Toż to obowiązek wręcz! I jak twierdzi mój przyjaciel, panowie też narzekają, a nawet więcej, we własnym gronie – i nigdy by się do tego nie przyznali !
Z mojej strony wesele mam odbebnione. Ogladalem uroczystosc koscielna. Wyglada na to, ze scenariusz zgodnie ze stara formula.
Najpierw chrzciny, zareczyna, potem slub.
Pewnie dlatego tak rzesiscir padalo. Teraz wraca cesarska.
Zobaczymy co jutro przynniesie.
Pan Lulek
chrzcina, zareczyna, sluba, to rzeczywiscie odbebnione, pic nie dali?
poza deszczem
prosze nie odchodzis od stolu
za chwile podaje dopiero co usmazone nalesniki
a do nich, do wyboru 😉 powidla wisniowe
no to nara
Panie Lulku
poczte odbiore z rak mistrza osobiscie, towar jest zbyt cenny i latwolotny by powierzyc go postronnym donosicielom
a tak na marginesie
robil toto chlopina pierwszy raz?
to nie wie co uczynil 😆
Witam!
Skromnie dzisiaj jem, golonka na wodzie, kalafior w jogurcie, Budweiser do popicia. Naleśnika bym na deser zjadł, tylko patelnię gdzieś mi wcięło.
a ja rano wstałam … do Krakowa pojechałam … polatałam po Plantach, wysłuchałam hejnału, posiedziałam pod Mickiewiczem na kawce, winku i beznadziejnych lodach … potem byłam na ślubie swojego byłego pracownika i wróciłam 🙂
kupiłam sobie karnet na bilety za 13 zł w jedną stronę do Krakowa i za chwilę znowu jadę … zobaczyłam,że dużo miejsc nie widziałam 😉
to cukrzenie po tym jak się zaleje procentami ma sens bo cukier wyciąga alkohol z owoców …
a ja zrobiłam konfitury jabłkowo-truskawkowe … pycha do naleśników … 🙂
Ciekawe konfitury Jolinku, tylko na ogół jak są truskawki to jabłek nie ma 🙁
Tzn potem juz tylko ten cukier wystarczy zjesc a owoce mozna spokojnie wyrzucic? teraz wiem dlaczego cukier krzepi/
yyc trochę alkoholu zostaje … dzieciom nie daję 🙂 …
Małgosiu sztuczkę zrobiłam … miałam stare słoiki i z jabłkami do szarlotki je odnowiłam z truskawkami… 🙂
…a mówiłam, ze ogólnie sprawy biorąc, w życiu sie nic nie zmienia?! 😉
Zaraz zapodam zdjecia, żebyscie nie myśleli, że Jerza zamordowałam. Nakarmiłam. I nalałam. Mnie łaskawie też nalano.
tzn. zostaje w owocach i owoce tylko dla dorosłych … 😀
http://alicja.homelinux.com/news/img_9897.jpg
Mina pod tytułem… mmmmmnnnnniammmm!
http://alicja.homelinux.com/news/img_9904.jpg
…a trzeba było… 😉
http://www.youtube.com/watch?v=h-8wU420W_0&feature=related
Alicja jak zwykle rozmawia sama z sobą o tej porze.
*Ciesz się powoli…* (R.M.Groński)
… i podsłuchuje:
http://www.youtube.com/watch?v=WHSyh7Yxfec&feature=related
To od yurka, przypomniał 😉
http://www.youtube.com/watch?v=eTLgiROX5f8
Alicjo,
Nie rozmawiasz sama ze soba, a jesli juz to ja tez Cie podsluchuje i podpatruje.
Cholera. Dzisiaj mialem spac u Joe – ta taki Twoj odpowiednik Franka, 87 lat i skleroza kompletna – jego zona wyjechala na 3 dni do Wirginii. Zachodze, a Joe zamkniety od srodka na wszystkie mozliwe sposoby, ja mam klucz, ale on pozamykal wszystkie jakies skoble i takie inne. Wrocilem do siebie, musze dzwonic do Magdy, czyli jego zony. Dzwonilem i do niego, odebral, ale otworzyc nie chce. A tyle z nim w zyciu wypilem. Zapomnial.
Odezwe sie pozniej.
Bo to raz się było w takiej chwili? Na okrasę.
http://www.youtube.com/watch?v=SP5BOfXRaFQ&feature=related
Postanowione, Joe spi sam, rano mam tylko wpasc przypomniec o pastylkach.
Niejedna i niejeden na Blogu pewnie mruknie cos o moim guscie, a moze nawet Gospodarz zruga, ale niech tam. A wszystko przez Aline, ktora kiedys przeslala mi plyte Amy.
http://musicmars.com/amy-winehouse-back-to-black-music-videos.html
Chcialbym znac hiszpanski, ale i tak film i piosenki niezapomniane.
http://www.youtube.com/watch?v=6JEdf7XsV5g
NOWY!!!
Takich rzeczy się nie robi blizniemu w środku nocy!!!
Film znam na pamięć… i Ibrahim Ferrer moim ulubionym z tego filmu, a duet z Portuondo… już mi mokro pod powiekami.
Rzadki film o ludziach, którzy żyli muzyką. Nie trzeba znać języka hiszpańskiego, żeby to czuć. Zawsze podobał mi się muzycznie Ry Cooder. Po tym filmie – dozgonna miłość. Zrobili kawał dobrej roboty, ojciec i syn.
Nie ma na youtube tego, co chciałabym tu podrzucić, swietny kawałek Ry Cooder’a – Get Rhythm.
No a teraz po głowie mi będzie chodziło chan-chan…
el carino que te tengo
yo no lo puedo negar
se me sale la babita
yo no lo puedo evitar….
chan chan…(gitara) chan chan…
Chyba Ibrahim był ostatni, który odszedł tam wyżej, z tego zespołu. Dobrze, że to wszystko zostało zarejestrowane.
Wszyscy śpią, Sławek też, to mogę pokazać:
http://kulikowski.aminus3.com/
Sami posłuchajcie…
http://www.youtube.com/watch?v=Wmfa2XznVic&feature=fvw
te gardenie są dla ciebie… kocham cię … (itd)
Jak to, wszyscy śpią?! Ja nie śpię, Nowy mnie wpuścił w Buena Vista….
Proszę o portret *następna razą* jak będę w Polsce, Marku.
Ostrzeżenie dla wszystkich nowych – unikać tej bandy!
No bo… wciąąąąga 😉
http://alicja.homelinux.com/news/img_2414.jpg
Idę dospać, dosłuchawszy buena vista.
jaka ładna kobieta … 🙂 … lecę po wiśnie … 😆 … Alicjo romantyczniejsze … 🙂
A co to za ladna blondynka siedzi kolo Gospodarza?
Blondynka , Rudy i Ruda…
Gospodarz to ma szczęście, kobiety lgną do niego jak misie do miodu.
Bardzo ladna dziewczyna.
Ry Cooder i Ali Farka Toure „Talking Timbuktu” Przyzbam ze ta plyta bardziej mi sie podoba niz Buena Vista…
http://www.clipser.com/watch_video/594042
Chciałoby się zacytować tytuł artykułu z Onetu:
http://film.onet.pl/0,0,1561794,2,600,artykul.html
Za oknem szaro i deszczowo i trudno uwierzyć, że wczoraj były 32 stopnie.
W piecyku pieką się nadziewane cukinie na obiad. Na deser czeka ananas.
A gdzie wszyscy znikli? Żyjecie ? 🙁
Ja żyję i to jeszcze jak!
Z drugiej strony co to za życie.
Obiad ugotowałem dla jednej osoby , starczyłoby dla trzech. Wino piję sam, starczyłoby dla czterech. Zieloną herbatą się delektuję , nie ma się z kim podzielić wrażeniami. 300 gramowa puszka rewelacyjnej herbaty kupiona w chińskim sklepie tylko 2,60 euro. Jakość i smak z górnej półki. U nas takiej nie ma. Idę jeść arabską chałwę i piec ciasto. Wieczorem będzie się z kim podzielić. Jak zwykle rozdam wszystko. Zupełnie jak św Franciszek z Paryża.
Mąż pani z obrazka. O!
chwilke zabarlozylem w barze z tym tu:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/ZnajomyZBaru#5360170188279995346
dlugo opowiadal, jak trenowal bokserow
Misiu, swiety Franciszek jest z ASzysza, On nawet koniom siano bez wolkow zabezpiecza
U nas na Kurpiach wołki rozpowszechnione nawet śpiewją o nich piosenki , nie to co w Szwecji.
HEJ WOŁKI MOJE
Hej! Wółki moje, talarki moje!
Cemu mi nie orzecie?
Hej! latka moje! hej! młodziusiankie!
Cemu się marnujecie?
Wysła na pole, ustała w dole,
Pod jeworańkiem,
I wyglundała swojigo Jasiula,
Z chtóry stróny przyjdzie.
Hej! jadzie, jadzie w ślicny paradzie
Przy zieluny dumbrozie!
Rozpuścił cugle, rozpuścił złote
Konikoziu na głozie.
Nie zol mi cugli, ani zadnych psiór,
Com ci je tak rozpuściuł,
Ale mi cie zol, o moja dziwcyno,
Zem cie tak marnie opuściuł.
ASzysz nie zagląda zajęty zabezpieczaniem siana dla koni ale jak zaglądnie piosenka dla niego. I dla konia
Zarzyj ze kuniu, zarzyj ze wróny,
Przez te pole lecuncy,
Niech cie usłysy moja dziwcyna,
W okanecku stojuncy.
Kuniki rzały, siecki ni niały,
Przy tym zdunkoskim złobzie,
A chto sie spoździoł, moja dziwcyno,
W tym Zdunecku o tobzie.
Hej z góry, z góry, mój kuniu wróny,
Przebziroj nózeckani,
Do mej dziwcyny, do mej jedyny,
Z modryni oceckani.
Siwy kuń zarzoł, nowy dwór zadrzoł,
Dziwcyna usłysała,
Oj jadzie, jadzie mój Jasianiecek,
O chtórnym jo słysała.
Oj jadzie, jadzie w ślicny paradzie,
Przy zieluny dumbrozie,
Rozpuściuł cugle, rozpuściuł złote,
Kunikoziu na głozie
Oj nie zol ci ni tych złotych cugli,
Com jo je tak rozpuściuł,
Tylo ni cie zol, moja dziwcyno,
Zem cie tak marnie opuściuł.
Kurpie naród zdolny. O wołkach i o koniach prawie to samo. Idę garować ciasto.
Witam, wczoraj na Marszalkowskiej to bylo chyba 40 stopni w sloncu, a na naszej arterii przed trafficiem zawalila sie jezdnia i nie ma jak to lato w miescie, nie mamy wody i wlasnie nosze wode do toalety wiaderkami napelnianymi pod cysterna, na czwarte pietro (stare budownictwo) bez windy czyli normalnie szoste, bardzo dobry trening, ale na trzecim pietrze juz zaczynam wyziewac ducha, dziecko poszlo do kina na Epoke a ja jako pogotowie wodne
Właśnie pożegnałam Kierownictwo od rzępolenia. W#bogaciłam się o ksiązkę Belli Szwarcman -czyli siostrzycy Kierownictwa „Znalazłam dzień wczorajszy” z podtytułem „Moja żydowska tradycja”. To takie fajne pogaduchy i anegdoty rodzinne. Kto blisko, temu mogę pożyczyć, kto daleko musi zobyć w inny sposób. Pa, wracam do roboty.
O wołkach…przypomniała mi się taka piosenka zasłyszana sto lat temu:
Pognała wołki na bukowinę…
A potem to juz urywane zwrotki, nie pamiętam całych. Melodia utkwiła mi w głowie, ale słowa przepadły.
U mnie pogodne letnie popołudnie, aż niepodobne do zwykle upalnego i wilgotnego lipca (odpukuję w niemalowane).
Marek,
ja chętna do towarzystwa, tylko ta Ostrołęka troche daleko i nie zdążę przefrunąć przez ocean na czas.
A miałabym ochotę nawet na ciasto (z reguły nie jadam), nie tylko na wino.
Chłopina sobie nagrabił, oj nagrabił, ale nie reaguję. Słucham i uszom nie wierzę, wychodzi na to, że wobec żony to jakby wszystko można chlapnąć, bo to nie kobieta, tylko… no właśnie, żona 😯
Nie sądzę, że wszyscy tak mają, ale mój typ tak ma. A było pogonić, jak w młodości mi powiedział, że nogi mam nieco iksowate, no i lekkiego zeza, poza tym może być.
„Cierpliwość mam taką i spokój wewnętrzny….” – że powtórzę za Brzuchem, zaciskając pięści.
W sieci jest wszystko…
Pognała wołki… (zresztą jako część repertuaru biesiadnego.. – zawsze mi się wydawało, że to piosenka dla dzieci* 😉 ) 🙂
Aranżacji też mnóstwo, jakby co 🙂
___
*choć w znanej mi wersji, inaczej, niż w cytowanej, było
„Dziewczyno, szachrajko –
obiecałaś a nie dałaś, cyganko!”
albo
„Dałabym ja ci z najlepszej chęci
ale się mama po sieni kręci”
…itp niewinności 😐
ha ha… dzięki, basia ,
komentarz pisałam na szybko, nie szukając w sieci. wychodzi na to, że w sieci jest wszystko i czego nie ma w sieci, to nie istnieje i nie było 😉
Swoja drogą, coraz częściej zastanawiam się – jak moglismy żyć bez sieci?! No… przed siecią to było Bullerbyn po prostu 🙂
yyc ,
nie wiem, którą blondynkę masz na myśli, ale na wszelki wypadek, ta z długimi włosami to mocno przesiwiała brunetka, i dlatego się przefarbowała w ramach eksperymentów na blondynkę kiedyś tam. Teraz znacznie ciemniejsza, bo jednak co dała Natura, to dała, wiedziała, co robi. Prosiłabym, żeby nie dawała siwizny kobietom, to panowie wyglądają pięknie ze sreberkiem we włosach.
Trudno. Malujemy się jak damy – a jak nie damy, to wygladamy jak własne babcie czasami. I tak wyglądamy, ale co tam 😉
Moja babcia Janina też farbowała sobie włosy.
Morążku,
a dlaczego jezdnia przrd Traffic Klubem się zarwała?
Nic o tym nie wiem. Może to inny Traffic.
A dziecko poszło na trójwymiarowy film?
PS. Szczere wyrazy z powodu wody.
Ja na 12-te spasowałabym. ;(
Szkoda, że Miś nie mieszka w Warszawie bym wpadała na te luksusy i domowe wyroby … 🙂
Alicjo chodziło o żonę Sławka … a Miś podał spis wszystkich pięknych pań … 😉
Pyra to ma dobrze … 😀
Ach, za nim polece na rower to jeszcze spytam. Czemu Rudy jest blondynem?
To co Jolinku, tworzymy Towarzystwo Adoracji Misia? 😀
Małgosiu jak najbardziej … 😆
Misu, masz już dwie wierne adoratorki!
Misiu, Misiu oczywiście
„Nie wierz Danaom, nawet kiedy niosą dary”. A ja uwierzyłam Dorocie Śpiewającej. Powiedziała, że książka Belli jest o tradycji, że wiele w niej osobistych odniesień i anegdot. Pochwaliłam się na blogu i dawaj, książka w łAPĘ, KAWA W KUBEK, POPIELNICZKA CZYSTA. Ożesz Ty…. Pogaduchy, co? Anegdoty, tak? No, jeżeli tak wyglądają rodzinne pogaduchy, to jak brzmią traktaty filozoficzne? Kochani, nie jest to dosłowna egzegeza świętych tekstów, ale kawał niezłej erudycji, to i owszem. W efekcie dwie pierwsze strony owych „pogaduch” Pyra czytała dwa razy! Jak tak dalej pójdzie, to na stre lata zmądrzeję. Czy o to chodziło? ł
Pyro!
Nie strasz!!!
„Gdyby wszyscy byli mądrzy, to na świecie byłoby tyle mądrości, że co drugi zgłupiałby z tego”
(Szwejk, dobry wojak)
Zostawmy sobie trochę głupoty dla równowagi w Naturze 😉
A do Doroty z sąsiedztwa mam prośbę – może odłożyć jeden egzemplarz dla mnie? We wrześniu odbiorę, jeszcze wymyślę sposób na rozciąganie doby urlopowej, a nuż (widelec) Nobla mi za to dadzą?
ASzysz będzie lobbował w Akademii Szwedzkiej za koleżanką blogową, czyż nie? 😉
mt7 wczoraj rozpuscil sie asfalt porobily doly, gdyz moze deszcz podmyly i jezdnia jest zamknieta od wczoraj a my bez uprzedenia nie mamy / smy bo teraz dopiero leci zimna/ wody, traffic ten w bylym Domu Dziecka,
Dagny byla na 3 D, chce jeszcze isc na *przed*premiere Harrego, tlumacz tu nie ma pewnie czerwonego dywanu i artystow ale ona szuka klienta na seans o 24 w nocy
A co ja tam będę opowiadał. Jak człowiek napatrzy się i posłucha Najwyższej Dyrekcji to musi coś zmienić. No i zmieniłem . Wywaliłem z kuchni to i owo. Wstawiłem , podłączyłem , popróbowałem , ugotowałem i palce lizać.
Na przykład taka marchewka. Zwykła pomaranczowa ( fioletowych u nas nie sprzedają) z kosmicznego garnka a jak smakuje. Palce lizać. Wody wlewasz szklankę. Na sitko marcheweczkę ciach, ciach, ciach.
Ziemniaki obrane do wody, włączasz gaz , naciskasz guzik w kosmicznym garnku. Ziemniaki ugotowane , marchewka sama się zrobiła na miękko, ale nie za bardzo. Groszek do marchewki, masło do groszku . Kotlet się usmażył w międzyczasie. Dwadzieścia minut i klasyczny obiad gotowy. Jak w telewizji. z zegarkiem w ręku od umycia i obrania warzyw do podania Jak sobie kupię drugi garnek to i zupę w 15 minut zrobię.
Termomixom mówimy stanowcze nie !!!
Garnkom za 27 euro mówimy tak !!!
Marku , proszę pięknie pokaż ten garnek w końcu, bo zje mnie ciekawość, please!
Dobra… ale zanim w garnek na te 15 czy ile minut, to marchewke, ziemniaki i te inne obierasz… czy tak całościowo? Przeciwko czemu ja akurat nic nie mam, wystarczy, ze umyte.
Obieram. Używam nożyka Gerlacha z obrotowym podwójnym ostrzem . Bardzo wygodny i szybko się robi. Ziemniaki również.
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/Garnek#5360261369333675250
No to rowerek zalatwiony, wieczorkiem moze na kajaczek skocze. teraz w nagrode pina colada i sie pochwale ze takie jakie sobie sam robie to w zadnej knajpie. Ananas, duuuzo rumu a to jasnego, ciemniejszego i kokosowego ale nie ten erzatz Malibu tylko prawdziwy prosto z wysp (niestety sie konczy), duzo lodu i lody waniliowe i troszke kremu kokosowego(niekoniecznie bo rum juz ma kokosa w sobie). Zmiksowc solidnie ale nie za dlugo. Pycha i jeszcze raz powiem dumnie, bez ceregieli PYCHA 🙂
Marku, czy on (gar) jeszcze gra ,śpiewa i tańczy?
Marek – ten garnek to prądożerca?
YYC – chwalipięta, psiakrew!
Mruczy cichutko podczas gotowania 🙂
Wygląda na bardzo prostą konstrukcję, ale działa znakomicie. Sławek ma garnek wyglądający bardziej tradycyjnie. Zużycia prądu ne sprawdzałem ale chyba nie jest zbyt duże . Ma tą zaletę ,że po ugotowaniu ryżu czy kaszy długo utrzymuje temperaturę dzięki funkcj podgrzewania. Co ciekawe ryż nie wysycha.
Ananas o pysznym zoltym kolorze i rumy gdyby ktos ciekaw byl. Pina colada to jeden z najlatwieszych koktajli. A jeszce czeresienke na wierzch rzucic i pomaranczki plasterek i pieknie wyglada.
http://picasaweb.google.ca/Slawek.yyc/Ananas#slideshow/5360267810911545954
430 W
Pyra ale naprawde dobre. Powiem wiecej na te upaly co macie to sprobuj. Rum i zamias kokosowego rumu mleczko kokosowe dolac z puszki i duuuzo lodu. Do miksera i z lodu sie zrobi snieg. Wrzucic wszystko razem i bzzzzz.. Goraco polecam na upaly. Zamias ananasa sok anansowy, bedzie bardziej plynne ale to nie ma w sumie znaczenia.
Acha, ale ja pół wieku temu wyszłam za Jarka Kodyniaka, a nie za Rockefellera
A ja całkiem spokojnie popijam sobie LECHA 😉
Ale najwiecej jest lodu, rumu troszke do smaku i humoru. Sok anansowy i puszka kokosowego mleczka chyba nie sa az takie drogie no ale nie znam cen w Polsce. Bede w Poznaniu we wrzesniu to Ci zrobie 🙂
W Calgary qczoraj bylo +31 C a dzisiaj 20C ale pelne slonce wiec wspaniale. Reszta tygpdnia to ponoc 22-28C i slonce. Zapowiada sie bardzo ladny tydzien.
Lech to jeszcze nie pech.
Piję Budweisera
yyc,
jak tak, to coś we wrześniu musimy z Polską pokombinować, bo my też do. Pozostawiam jakieś namiary przed wyjazdem.Fajnie byłoby sie spotkać (polscy kanadole na ojczystej ziemi!).
yurek,
ja popieram polskie piwo. Co mi tam budwiser… przereklamowany 😉
Żywiec (Tatra) i tamtejsze produkcje – całkiem dobre. To samo dotyczy browaru Lecha, Dojlidów i tak dalej.
Patriotka nie całkiem lokalna, ale jestem, w sprawie piwa. A na piwie się trochę znam, bo za młodu to nie takie my ze szwagrem przerabiali …
http://alicja.homelinux.com/news/Praktyka%20geologiczna-1.jpg
Zapomniałam dodać, że to było w Wojcieszowie i jakiś lokalny browar, nie ziębicki, który był najbliżej moich okolicznosci przyrody. I żeby nie było, że tylko ćwiczyliśmy piwo, codziennie w teren przynajmniej 20 km. na piechotę z młotkami w dłoni!
No i po drodze zawsze trzeba sie było zatrzymać w lokalnym sklepiku i uzupełnić braki płynów 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Praktyka%20geologiczna.jpg
O smakach się nie dyskutuje.
Mieszczańskiego nie ma a to było moje ulubione.
U mnie jest tak: 11-13 wrzesienia mam zjazd szkolny a do tego jeszcze wesele 12 i poprawiny 13. W Warszawie zatrzymam sie prawie na pewno po przylocie ale na dzien tylko tj. 6 w niedziele. Mamy sie wybrac do Ustki z kolega i jego zona (moze wiecej ludz)i gdzies w polowie wrzesnia na pare dni. W Poznaniu mam tez byc bo mam paru znajomych a inny znajomy z Calgary wystawia jakie dziela zachodniokanadyjskie wiec wypada wpasc. Nie wiem w ktorej galerii – Pyra Moze wiedziec bedzie – ale to organizowane jest przez Akadamie Sztuk Pieknych (maja zdaje sie swoja galerie). Inny kolega z Puszczykowa pod Poznaniem mowil cos o splywie kajakowym na 2-3 dni ale terminu znowuz nie mam konkretnego. Tak to wyglada na dzis. Wiem ze bede musial skoczyc do Wrozlawia w sprawach finansowo-osobistych ale znowuz dat nie wiem i do Lodzi na pewno wyskocze na dzien. Reszta w Kaliszu. Zapraszam do rodzinnego miasta jak macie ochote zorganizujemy jakiegs grila (jesli Wam po drodze). Droga do Ustki to pewnie gdzies niedaleko Starej Zaby i dlatego wspominalem, ze moze ja odwiedze na godzinke dwie jesli nie ma akurat jakiejs kontroli.
Prawie zawsze jak jestem w Kraju robie jakas imprezke u ktoregos ze znajomych. Ta byla w 2004 roku i w sumie bylo 35 osob. Staram sie zabrac z Kanady jakies miejscowe smakolyki. Kidys to byla pieczenz bizona (5 kg) 🙂 tym razem losos z Pacyfiku. Sam nie robilem zdjec wiec jedzeniowych nie za duzo ale idea wyrazna. Kolega ma zreszta bardzo ladny dom i przede wszystkim ladnie polozony na skarpie schodzacej do Prosny. A tu zdjecia. Jesli sie zdecyduje cos zrobic w tym roku to dam Ci znac Alicjo, moze wpadniecie 🙂
http://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/UJackaZamoyskiego#slideshow/5360289241129278818
Misu, maly ale hoho! Oczywiscie mam garnek na mysli.
Do Morążka,
to był dom Braci Jabłkowskich.
Dom Dziecka to był ten przy Al.Jerozolimskich, ale tak się zmieniało u tych braci, że może i był dla dzieci w jakimś czasie.
Teraz Warszawa to jeden wielki front robót drogowych. Dobrze!!!!!!!
Wreszcie ktoś wziął się za ten koszmar. Mam nadzieję, że wystarczy chociaż na parę lat, bo tradycją jest, że po dwóch-trzech latach iększość wygląda tak samo tragicznie.
W Trafficku na górze jest spora sala, ostatnio byłam tam niedawno na promocji znakomitej książki:
http://www.wiez.com.pl/index.php?s=karta&id=224
Świetna pozycja, naprawdę warta polecenia i propagowania, uświadamia jak bardzo jesteśmy (wszyscy) w mocy stereotypów.
cdn. niżej, bo chcę pokazać parę zdjęć
W praniu się ustali, yyc bo my tez nie mamy dokładnego rozkładu jazdy, wiadomo tylko, że 11-13 będziemy u Starej Żaby na Zjezdzie.
Interesują mnie daty wrocławskie, bo to nasze tereny, ale to się dogadamy już na gorąco – jak się uda, to czemu nie. Jak sie nie uda, to najwyżej spotkamy się kiedyś w Toronto, albo w Kingston, albo na Zachodzie 😉
A za chwile nowy dzień po tamtej stronie Wielkiej Kałuży i Czesława – wzniosę zdrowie już nie piwem, tylko szklaneczką czerwonego.
Mój tata miał na imię Czesiek, i jeszcze taki jeden, serdeczny przyjaciel do dzisiejszego dnia. Jedne życzenia wyślę Tam Wyżej, drugie wiadomo, via sieć.
mt7 to, ze Braci Jabkowskich to ja wiem, bo w ten sposob sie u mnie w rodzinie mowilo ale ja nie bylam pewna, ze jak napisze w ten sposob to kazdy bedzie wiedzial. Co do Domu Dziecka to on najpierw miescil sie wlasnie u Jabkowskich a potem w dzisieszym Smyku wiem to z autopsji, gdyz do tej pory mam moje zdjecie z sw. Mikolajem w Domu Dziecka (Jabkowskich), zaplakana czterolatke, ktora rodzice oddali na chwile na pastwe tegoz Mikolaja i jego psiska ogromnego. Na kupieckich historiach warszawy to nja sie znam, bo mielismy w rodzinie pania Herse.
Alicja wejdz na krzynke do skrzynki
OK
Byly czarne chmury nad miastem jak zapowiadali, teraz znowuz slonko ale mowia o burzach to pewnie z kajaczku nici.
Na obiad piers kurczaka siedzi w rozmarynie, tymianku i oregano, bedzie skropiona ostrym sosem habaniero (czy cos takiego) sol i pieprz. Mlode ziemniaczki kalafior. Chardonnay a na deser koniec pina kolady, ktorej juz wypilem ze 3 szklaneczki 🙂 A jutro…jutro do pracy, kolejny tydzien i tak w kolko.
Moragu a jak ta znajomi? Jakies wiesci z Alaski?
yyc, wiec jestem zaskoczona bo nic a nic……zadnego znaku, chyba juz wrocili, ja jednak nie bede dzwonic, swoja droga to dziwne…
moarągu,
wlazłam, odpisałam, yyc pyta o to samo – dajmy ludziom popodróżować, to nie ja ze swoim laptokiem, co musi sprawozdawać, jak ma okazję 😉
Miałam tak od urodzenia 😯 i tak mi zostało – jak nie w kajeciku, to na serwetce w knajpie, a teraz w erze komputerów?! Sprawozdawam 😉
p.s.Oczywiście nie ma musu czytać czy ogladać. Ja to robię dla siebie, a dzielę się… i jak kogoś ciekawi (ja sama jestem ciekawska), to niech sobie zajrzy.
Moragu a moze jeszcze nie wrocili bo stad mieli tydzien do Vancouver, potem statkiem wzdluz wybrzeza na Alaske i porot do Vancouver ale potem mowil ze leca ponownie na Alaske do Anchorage i mieli sie wypuscic w glab. To w sumie 3 tygodnie a tu byli jakos 4 lipca. Moze sa jeszcze w drodze. Moga niekoniecznie miec dostep do sieci no i myslec o tym 🙂
A to moja kurka dzisiejsza wlasnie sie robiaca. Drink to: wlalem co mialem pod reka, martini, rum, woda mineralna mieta i limonka 🙂 smak sobie taki 🙂
Kurczaka polizalem (palcem) i wam [powiem wcale niezly.
http://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/Kurczak#slideshow/5360302493405683954
Kurcze, tyle mam tych zdjęć i ciągle robię nowe.
Tu trochę na temat:
http://picasaweb.google.pl/maria.tajchman/WarszawaWydarzeniaIInneCuda#slideshow/5360295363397463698
Wiesz, nie wiedziałam, że kocham to miasto, dopóki Helena nie zaczęła porównywać go z Londynem i wyśmiewać różne jego ułomności i braki.
To dobry sposób, żeby przekonać się, jak naprawdę wyglądają moje relacje do tego kawałka podłogi.
Slyszalem ze na Foksal jest wspaniale a knajpki super? We wrzesniu planuje wpasc ze znajomymi na obiadek, jakies sugestie moze gdzie konkretnie??
…moragu
to była chyba dłuższa podróż. Przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie, u nas w sumie zaczynali, potem ta konferencja w Montrealu (nasza blogowa podgladaczka Anka ich przejęła). Nie sądzę, żeby się nie odezwali, jak już przeżują na spokojnie wszystko (o ile już wrócili).
Wiem po sobie, że jak wracam z innych kontynentów, to muszę mieć sporą chwile ciszy, zanim sobie wszystko poukładam w głowie, nabiorę dystansu i tak dalej.
Od wyjazdu z Calgary z tego co rozumiem mialo byc co najmniej 3 tygodnie dalej wiec pewnie gdzies teraz siedza pod Mt. McKinnley i niedziwedzie licza 🙂
Cholera zapomnialem wlaczyc kartofelki i kalafiora i mi sie kurka wysuszy takie z Wami gadu gadu uskuteczniam 🙂
Stara Zabcia sie cos nie odzywa. Stesknilem sie za jej opowiesciami.
A to grilek z zeszlego tygodnia. Szaszlyki z jagniecia a reszta oczywista. U mnie wszytko w maselku i bulce tartej. Tzn. nie wszystko oczywiscie ale te rozne kalafiory i fasolki to tak. A najwiecej to lubie na zdjeciach 🙂
http://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/Obiad#slideshow/5360277666228768018
I maslanka z targu. Pycha 🙂
Ziemniaczki juz prawie gotowe a kalafior gotuje sie zawziecie zeby zdazyc na czas…
mt7 to tylko ktos nieobiektywny nie widzi wspolnoty Warszawy z miastami europejskimi, patrz np. zdjecia archiwalne przedwojennej Marszalkowskiej ile podobizn z Berlinem i Paryzem. A wracajac jeszcze do Jabkowskich to na dniach opowiadalam dziecku, jak wygladaly stare schody, ze jeszcze za moich czasow w domu tym sciany byly wylozone boazeria, i ze taki wlasnie dom towarowy(nie wiem ktory, sprzedawano tam wylacznie materialy) tez przedwojenny z prawie identycznym wystrojem spotkalam jeszcze w Londynie w latach 80-tych
…a propos Warszawy, no właśnie, nigdy tam nie byłam na dłuzej, a teraz się trafiło i byłam zachwycona, dzięki naszej z sąsiedniego blogu mietecce… tylko czasu było tak mało 🙁
W tym roku nie da się tego zrobić, bo jak się dorwałam do kalendarza, to wiem, że sie nie da 🙁
Ale nic straconego, kiedyś wpiszemy stolicę na listę priorytetową, zatrzymamy się na kilka dni, a mieszkanie mamy zawsze do dyspozycji na Nowym Świecie, tuż przy Rynku…;)
Jakos nigdy nam nie było po drodze,nawet zatrzymać sie na dłużej, tak jak wielu ludziom nie było po drodze do Wrocławia, Ostrołęki czy gdzie tam.
mt7 wlasnie wczoraj fotografowalam ta sama kamienice
Dobry wieczór/noc. Donoszę, że i Pyra ma trochę racji, jeśli chodzi o książkę mojej siostry, i ja. Moja sister jest rzeczywiście filozofką z wykształcenia 😉 Ale pogaduchy i anegdoty rodzinne też tam są. jednakowóż nie wyłącznie 😉 Alicjo, oczywiście odłożę 🙂
Donoszę również, że u Pyr było bardzo miło (no jak mogłoby być inaczej?), ja niemal bezmięsna zeżarłam talerz chłodnika z kiełbasą (typu barszcz ukraiński z wkładką mięsną) i napiłam się nalewek, a Radek jest słodki. Bawliwy i pieściwy, ale bez przesadnego nachalstwa, a jeszcze na dodatek śliczny 🙂
Morążku, schody drewniane są, chyba te same i witraże.
Dom książki z prawdziwego zdażenia, chociaż spieszyłam się już do domu, bo byłam zmęczona i głodna.
Tak się wszystko ciągle w tej Warszawie zmienia, ale generalnie pięknieje i robi się coraz bardziej przyjazna do życia.
Co tam, ja ją lubię i już.
Hej!b Dobranoc! 🙂
Ratunku, zdarzenia!
Piszę głupoty. Znikam.
A to moj obiadek w pelnej krasie. Wyszlo duzo ale piersi z kurczakow amiszowych sa solidne. Jem i podgladam jesli ktos jeszcze siedzi tutaj 🙂
http://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/DzisiejszyObiad#slideshow/5360314494856809394
To nie jest uporzadkowane i podpisane ( kiedyś to zrobię, jak się sprężę…) ale tak wyglądał mój dzień w Warszawie, kawałeczek niedzielnego wieczoru, bieganie po Warszawie w poniedziałek, no i w południe we wtorek odjazd. Zauważcie, na ostatnim zdjęciu jest domek z adresem (Czesiek Niemen – Domek bez adresu…), tam mieszkaliśmy. Szkoda, że nie wyszło nam spotkanie z mt7, ale przynajmniej pogadałyśmy przez telefon.
A Domek z adresem zawsze do dyspozycji, gdybyśmy chcieli skorzystać. Wdzięczność rodziców ukochanego syneczka, który u nas zawsze znalazł pełną miskę, szklanicę i inne okoliczności.
http://alicja.homelinux.com/news/Warszawa/
te schody co sa i te witraze to tez byly ale po lewej stronie byly drewniane schody z drewniana balustrada, prowadzace tez na pietra, chyba trzeba sie bedzie spotkac jednak kiedys na kawke i pochodzic dawnymi tropami.
Dzieci jadą do San Francisco na jakąś straszną konferencję tych tam… od programowania komputerowego, podrzuciłam stosowna muzykę, żeby czuły *bluesa*
Synowa od razu złapała 🙂
Nie darmo wysiadywałyśmy do rana przy butelce wina;) Doroto, dzięki juz na zapas!
http://www.youtube.com/watch?v=TbVwKDiBywA&feature=related
Wieczorny koncert, niekoniecznie życzeń, ale tego, co słucham.
http://www.youtube.com/watch?v=rNBWf54RvsI
Wszystko jest jak należy, po pierwsze pingwin (linux), po drugie „I’m knitting with only one needle”, czyli „robię na drutach jednym drutem..”, też potrafię, jak się uprę 😉
Dzien dobry,
Odpowiednio pozno, wiec jestem.
Zajrzalem do gory, a tam Alicja zdjecia z W-wy pokazuje. To moje miasto, a na zdjeciach moje stare sciezki. Jest Starowka – zawsze ja lubilem. Tam w czasach liceum chodzilem na wagary, tam pozniej byly pierwsze randki, tam jestem zawsze na drugi dzien po przyjezdzie do Polski. Jest palac i Lazienki i Plac na Rozdrozu i Szopen i Plac Zbawiciela i Powazki, Aleja Szucha i Pawiak, Pilsudski i Muranow i jeszcze….
Alicja dzieki.
mt7,
Ja tez ja lubie i juz.
http://www.youtube.com/watch?v=yb0tP3OUY04&feature=related
Uwaga,
dozwolone od lat 60-ciu. Wejscie na wlasna odpowiedzialnosc, natychmiastowe wyjscie w pelni usprawiedliwione, ale mnie wlasnie naszlo na wspomnienia.
http://www.youtube.com/watch?v=QGjEW7Zqc2g&feature=related
W czasie mojego kilkuletniego pobytu w Polsce pod koniec lat 90-tych mieszkalem jakis czas na ulicy Boleslawickiej, dochodzacej do Cmentarza Brodnowskiego. Wokol ludzie jak z piosenek Grzesiuka – stara, przestepcza gwardia, ale z zasadami – swojego nie rusza. Nikomu jednak, kto tam nie mieszka, nie polecam zapuszczac sie w te rejony, zwlaszcza po zmroku.
http://www.youtube.com/watch?v=Rrik2NJ3hvM&feature=related
NIE ZGADZAM SIĘ!
Ptaki w wieku jak ten na zdjęciu MOŻNA z powodzeniem wychować. Mi udało się to z sikorką, kiedy miałam 16 lat.
Poza tym nie ma czegoś takiego, że rodzice, nie przyjmą piskląt dotkniętych przez człowieka. PTAKI NIE MAJĄ DOBREGO WĘCHU. Co ciekawe amerykańscy ornitolodzy są w stanie „podłożyć” osieroconego rybołowa do gniazda a rodzice pozostałych chętnie się nim zajmują.
Zamiast szukać much wystarczy przejść się do sklepu zoologicznego i kupić mączniki, które potem sparzone wrzątkiem i ostudzone podajemy maluchowi. Poza tym gotowane jajko bez soli, woda z glukozą i ewentualnie mieszanka nabiałowa Mieszanka nabiałowa (w/g J. Desselbergera i K. Rogaczewskiej)
Składniki:
– biały ser pełnotłusty 300g
– glukoza w proszku 2 łyżki stołowe
– mąka ryżowa 1 łyżka stołowa
– mąka kukurydziana 1 łyżka stołowa
– Vitaral (Polfa) 1 drażetka
Przepraszam z góry za wielkie litery, ale nie rozumiem jak ornitolog może gadać takie głupoty. W całej Polsce jest wiele ośrodków rehabilitacji dla dzikich zwierząt i jakoś udaje im się odchować wiele piskląt (sama jestem wolontariuszką w jednym z nich). Oczywiście pisklę może być np. połamane, jeśli wypadło z gniazda, czasami nie da się mu pomóc, ale warto spróbować. Wystarczy poczytać na forach, polecam Forum Klub Ciconia, można zapytać co z nimi zrobić, czym je karmić.
Zostawienie piskląt na pastwę losu jest okrutne i nieludzkie.
Pozdrawiam!