Whisky z lodem? W Szkocji – za nic!
W książkach opisujących historię kulinarną świata jest niemal zawsze wiele przepysznych anegdot. Książkę Barbary Holender brzydko zatytułowaną „Radość picia” cytowałem już parokrotnie ale nie mogę się oprzeć pokusie częstego przytaczania jej historyjek. Oto kolejna:
„Przez wieki lód pobierano z zamarzniętych stawów i jezior, rąbano na płaty i przechowywano w lodowniach w słomie lub trocinach. Lodownie mieli George Washington i Thomas Jefferson. W XIX wieku Nowa Anglia robiła doskonały biznes, wysyłając bloki lodu na cały świat, bowiem w tamtych czasach służył do zabezpieczania jedzenia przed zepsuciem. Wydaje się mało prawdopodobne, aby w Martinez znajdowały się jakiekolwiek zamarznięte stawy. Nie sądzę również, by importowano lód z Nowej Anglii, żeby później marnować go do ginu.
Pierwsza maszyna wytwarzająca lód została opatentowana w 1851 roku przez doktora Johna Gorrie z Apalachicoli w stanie Floryda, gdzie zapotrzebowanie na lód było ogromne. Maszynę uznano za bluźnierczy wynalazek, jako że jedynie Bóg mógł mieć prawo do wytwarzania lodu, ale i tak się przyjęła, przynajmniej po tej stronie Atlantyku. W Anglii drinki z lodem nadal uważa się za nieco bluźniercze.
Wiele lat temu podczas pierwszej podróży do Londynu byłam młoda, biedna i zadowalałam się chlebem, serem i sączoną powoli jedną pintą piwa dziennie. Ostatniego dnia pobytu przeliczyłam pieniądze i zorientowałam się, że po odliczeniu sumy potrzebnej na dojazd na lotnisko, mogę sobie pozwolić na jeszcze jednego drinka. Wmaszerowałam do pobliskiego pubu i zamówiłam szkocką. Uprzejmy właściciel nalał alkohol, zawahał się i zapytał: „Zaraz, zaraz, wy Jankesi lubicie drinki z lodem, prawda?” Ściągnął fartuch i wybiegł na zewnątrz. Po chwili wrócił z kubkiem pełnym rozkruszonego lodu, który wrzucił do mojej whisky. Lód natychmiast się rozpuścił, wzniecając w szklance burzę bąbelków. Przypomniałam sobie, że dwie lub trzy bramy dalej znajduje się handlarz ryb, który wykładał towar przed sklepem na kruszonym lodzie. Nad moim drinkiem unosiła się delikatna woń ryb.
Przykład ten pozwala zrozumieć, dlaczego martini nigdy nie zdobyło w Londynie takiej pozycji, jak na Manhattanie. Ciepłe martini to po prostu nie to samo.”
No i czy ja nie mam racji gdy regularnie odmawiam lodu do Bushmillsa czy Johnnie Walkera?
Komentarze
Nie jestem miłośnikiem whisky, choć doceniam smak dobrej. Ale moge wysaczyć parę kropel i starczy. Dobra whisky za to słuzy mi nieraz jako przyprawa. Do różnych napitków, kremów, kawy i td. W rezultacie problemu „czy z lodem” nie mam.
Jak zwykle rano, przeczytałem, co było wczoraj. Trochę się ubawiłem, trochę nostalgii związanej z dziecięcymi wakacjami. Wszystko było lepsze, jak w dowcipie o góralu, dla którego lepiej było za socjalizmu. Wolniości nie było, tego nie było, tamtego niebyło. Wszystko prawda. To czemu było lepiej? Bo młodość była.
😆
prosze nie mieszac mnie z lodem 😆
Mąż mojej siostrzenicy marynuje karkówkę w whisky na grilla, nie za długo, tak z godzinkę, bardzo mu to dobrze wychodzi. Ja to przejęłam, ale dodaję do małych kawałków mięsa, które potem smaże na patelni. Chwalą, ale może bez whisky (jak nie mam to dają czysty spirytus) też by chwalili?
Stanisławie, niekoniecznie młodość jako taka, ale jest coś na niewielkiej rzeczy. Mnie czasem nachodzi potrzeba odtwarzania takich smaków, co, przy udanym, rzecz jasna, eksperymencie, nostalgią trąci i jakoś w czasy, gdy dobre było, przenosi. Z zupą ogórkową przedszkolną oraz szczawiową babci C. udało się jak najbardziej. W kolejce do odtworzenia czekają racuchy mrągowskie z jabłkami, racuszki przedszkolne, placki śniadaniowe z chrupiącym brzegiem tejże babci C. Dziwne, że i „kupne” rzeczy tamtoczasowe ciągną w to samo miejsce, choć praktycznie nieodtwarzalne. Dzisiejsza szynka w puszce z kluczykiem to nie to, chleba pełnoziarnistego i rolady z galaretką, które byłyby podobne do kupowanych przez babcię M., też szukam bezskutecznie.
Cóż, jakie czasy, takie magdalenki 😉
W Sztokholmie robią na odwrót:
http://beta.stockholmtown.com/en/Dine/Bars-clubs/absolut-ice-bar/994
Alkohol leją do kieliszków z lodu, meble są też – dla pewności – lodowate. Rybę zaś (to z poznańskiego?) można złowić z pobliskiego mostu lub nadbrzeża. Poczem zanieść do pobliskiej Café Opera gdzie ją przyrządzą i podadzą do stołu.
Z Pioterem Jancze(a)rskim zabawne. Przy pseudonimie mogło się mylić, ale Alicja zapamietała kiepsko. Poznałem go kiedys przez moją bratową, która śpiewała jako „błękitna pończocha”, potem „niebieska”. To były lata 60-te. Śpiewała tam z nimi Ada Rusowicz zanim została solistką.
Sprawdzałem teraz w internecie, są sugestie, że tam zaczynała też Krystyna Prońko, ale ja jej nie pamietam i na pewno jej nie poznałem, a szkoda. Nota bene jej brat mieszka teraz w Gdyni, mój synek ma z nim jakieś konszachty.
Te panienki śpiewały z Niemenem, potem Kordą i stały się jakby elementem zespołu „Niebiesko-Czarni”. Adrianna Rusowicz wyszła za Kordę, juz wcześniej została solistką. W tamtych czasach krążyły legendy o amoralnych zwyczajach polskich rockmanów, w tym i o Adzie Rusowicz. W jej przypadku były to absolutne pomówienia. Była dziewczyną bardzo się szanującą i koleżanki miewały jej to nawet za złe, bo nieraz psuła nastrój nie aprobując nadmiernej sobody.
Ale ad rem. Z „Piotrusiem” Janczerskim wiele kontaktów miał mój brat i mój szwagier, też muzyk zamieszkały w Finlandii. Zespół „No to co” wiele koncertował latem w Szwecji i Finlandii. Często było to „koncerowanie” zarobkowe w letnich kurortach. Na polskie warunki dochody z tego były wysokie, ale koszty również. Oszczedzano na noclegach. Brat mojej bratowej, który prowadził w Finlandii kapelę, gościł kiedyś u siebie całe „No to co” na noclegu i chłopcy spali po 2 w jednym łóżku z konieczności. I z pewnością był to Piotr Janczerski nie Janczarski. I nie pisz Alicjo, że jestem przeciwko Tobie, bo całym sercem jestem za Tobą, ale rozum wskazuje inaczej.
Stanisławie,
Alicja Ci uwierzy pod warunkiem, że jej siostra to potwierdzi 😉 Bo może się przesłyszałeś, jak ten Piotr J. się przedstawiał 🙂 Poza tym, jak sam mówisz, ci rokmeni prowadzili się amoralnie i pewnie sami nie wiedzieli, jak się nazywają… 🙄
Aszyszu,
czy Ty nie poznałeś przypadkiem No to co w Helsinkach?
nemo,
Owszem, w czasach gdy jeszcze sypiali w hotelu (obecnie Cumulus Olympia Hotel) – akurat tam grałem. Być może w tym przypadku płaciła polska ambasada, bo to były chyba jakieś Polskie Dni i zjechało się więcej artystów z Polski.
Janczerski. Wiedział – bo tak się przedstawił: „Janczerski, no to co?”
Janczarski to może być buzdygan albo łuk na ten przykład…
W mojej okolicy, w czasach, jak jeszcze lodowce rosły i rozwalały chałupy we wsi, też wysyłano lód na „cały świat”. Z jednego tylko dolnego lodowca 1000 ton rocznie.
Andrzeju,
dzięki 😀
Janczarski może być jeszcze Czesław od „Misia Uszatka” albo jego syn Jacek – „Kocham pana,panie Sułku” 😉
Andzreju, złośliwie trochę piszesz. Przyznaję, że dałem do tego asumpt pisząc o spaniu na waleta u kogoś jak o normie. W połowie lat 60-tych (wydaje mi się , że wtedy to było, ale pamięć jest zawodna) na noclegach oszczędzano, gdy za nie płacono. Grając normalnie w kururtach na pewno mieli nocleg zapewniony. W wolne dni chetnie występowali, jeśli się dało. Nie pamietam już, jak do tego doszło, ze mój szwagier ich gościł u siebie. Być może pomógł zorganizować jakiś występ. Myślę, że te dni polskie w Helsinkach musiały byc znacznie później.
Stanisławie,
To było gdzieś tak w 1973 chyba. Ewentualnie 1974. W tych czasach było również niewiele wolnych dni. Grało się codziennie za wyjątkiem Wigilii i Świetego Jana.
P.S.
Zgadza się – złośliwy jestem.
Oczywiście ,że to był Piotr Janczerski i chyba przekonamy wreszcie Alicję,że tym razem pomyliła się.Nie będziemy się przecież kłócić ,ale w tym wypadku większość ma rację i to nie dlatego,że jest większością,ale że lepiej pamiętamy.
Whisky nie pijam,ale czasem dodaję do kremu do ciasta,bo bardzo uszlachetnia jego smak .Pomysł Żaby na marynowanie mięsa w alkoholu wykorzystam.
johnny walker pisze: Twój komentarz czeka na akceptację.
2009-06-23 o godz. 08:48
😆
prosze nie mieszac mnie z lodem
😆
Pierwsze lata polskiego rocka to był przede wszystkim ogromny entuzjazm i kult tej muzyki. Rwali się do tego zarówno młodzi muzycy jak i kompletni amatorzy, czasem bardzo uzdolnieni. Wychodziło, co wychodziło. Najczęściej nie korzystali z agentów, ale musieli mieć państwowe papiery pozwalające na działalność estradową. Mało kto traktował estradę jako źródło wielkich dochodów „ustawiających w życiu”. Najważniejsza była pozycja w rankingu i płynący stąd prestiż.
Nie pamiętanm, żeby, poza wyjątkami, mieli wielkie dochody. Tymczasem dobre instrumenty, sprzet nagłaśniający i stroje wymagały dużych pieniędzy. Stąd konieczność dorabiania chałturami wakacyjnymi za granicą. Wszyscy chyba pamietamy historię porwania statku wycieczkowego „Achille Lauro”. Okazało się, że Wojciech Gąssowski dorabiał tam w statkowej orkiestrze, a występy baletowe dawała jego ówczesna małżonka i jej grupa „Sabat”. Mnie się to wydaje zupełnie naturalne.
„W restauracji statku „Achille Lauro”, odbywającego wycieczkowy rejs po Morzu Śródziemnym pasażerowie zasiadali do obiadu, gdy…”
być może
przed dzisiejszym deserem nie mogę się zebrać na aktywne wspomnienia
jak zwykle
mówię pas* i idę na H2O
pa pa
obyśmy zdrowi byli … 🙂
http://fakty.interia.pl/polska/news/maklowicz-cudaczny-pomysl-poslow,1327311
Stanisławie,
Dla porządku – zanim zaczniemy się tu brać za łby:
Przez dziesięć lat żyłem właśnie z takiego grania. Kurortów nie pamiętam ale knajpy owszem. Na statkach spędziłem w sumie ładne kilka lat. Na weleta mieszkałem również , choć to głównie w czasach studenckich. Nie widzę nic złego ani w jednym, drugim ani nawet w trzecim.
Spotkałem wówczas mnóstwo uroczych ludzi którzy w ten sposób zarabiali na życie. W Polsce z jakiegoś powodu mówiło się jednak o występach „w klubach”, „kurortach” bo artysta estradowy znany z radia i telewizji nie parał się przecież zwykłym graniem „do kotleta”.
Chętnie podyskutuję na ten temat prywatnie, przez e-pocztę. Tu wolę o whisky, którą lubię, szanuję i chętnie piję acz bez lodu.
Z lodem pijało się właśnie w Finlandii, gdy trafiła się okazja pójść do knajpy, głównie po to aby „podsłuchać konkurencję”. Tak było najtaniej, bo wówczas nie piłem piwa a drinki z domieszką wody sodowej, koli, czy jakiegoś innego płynu kosztowały drożej przynajmniej o dwie marki.
Dziesięć marek starczało na dwa drinki, markę przy wyjściu dla szatniarza i pięćdziesiąt penni na „Pajazzo”.
i jeszcze takie coś dodam, względem statków i lodu:
http://www.armchair.com/recipe/titanic1.html
Bry Szampaństwu.
Ty se nemo z Aszyszem nie dworuj, bo mnie się przedstawiał. I JA WIEM NAJLEPIEJ !
Poza tym ciszej trochę, bo ludzie dosypiają!!!
A kto chce z lodem, to niech se z lodem… podać? mam w lodówce 😉
Lód, nie whiskey.
Podobno prawdziwi znawcy whisky piją ten trunek bez lodu,
by móc w pełni delektować się jej smakiem.
Pijanie whisky z lodem to stosunkowo młody wynalazek-
tak pijali ten alkohol brytyjscy oficerwie w koloniach.
Z powodu upałów dodawano lód- dla ochłody.
Zupełnie, jak kiedyś nasi znajomi podczas upalnego lata
w małej miejscowości nad Bałtykiem zamówili czerwone wino
do obiadu, a Pani kelnerka zapytała : z lodem ?
Oni- ???
Ona- Klienci zamawiają wino z lodem – dla ochłody !
Alicja ma racje-niech każdy pije,jak lubi !
Tak,czy inaczej ja whisky nie pijam wcale.
Andrzeju, jestem ostatnim, który chciałby się wziąć z Tobą za łby. Pisałem o kurortach wiedząc, że chodzi o knajpy, ale czasem były to rzeczywiście knajpy w kurortach. Jeżeli jestes tam od tak dawna, pewnie miałeś okazję poznać i moją byłą bratową, która tam wylądowała i jej brata, który kiedyś grał, a potem prowadził sklep muzyczny. Świat jest mały. Z tym szwagrem szukałem kiedyś kontaktu, ale on jakoś unikał dawnych znajomych z powodu problemów osobistych. Ma na imię, jak Ty, ale nazywaliśmy go Jedrkiem. Miał kiedyś bardzo dobry głos, ale kształcenie muzyczne skończył przedwcześnie. Jako dziecko spiewał w chórze Kajdasza, co na pewno mu sie przydało. Mój email s.wasilewski@yahoo.co.uk
A ja tylko na chwile, zeby przypomniec, ze dzisiaj sa imieniny WANDY. Jest tutaj Wanda TX a wiec wszystkiego najlepszego i czemu nie wypijajac dobre whisky bez lodu. Moja siostra ma na imie Wanda, stad pamietam.
Z tym klimatem jest coś na rzeczy.
W szkockim chłodzie i może jeszcze w zimnym zamczysku whisky bez lodu ma temperaturę w sam raz, a w tropikach bez klimatyzacji…
Wczoraj, w zimnym deszczu, próbowałam jeść czereśnie prosto z drzewa. Były słodkie ale prawie lodowate i po kilku sztukach miałam dość, a takich rozgrzanych słońcem, to mogę jeść kilogramy…
Danuśko, nie wiem, jak teraz, ale lat temu 20 na Węgrzech czerwone wino podawali tylko z lodówki, a oprócz sikaczy mieli też wina całkiem niezłe.
Gospodarz jakiś czas temu brał udział w degustacji super whisky Johny Walker z zamknietej już wytwórni, sprzedawanej za zawrotną cenę w bodajże dwóch sieciach handlowych (chyba Bomi i Alma), w sumie 100 butelek na Polskę. Członek zarządu wielkiej firmy produkującej między innymi Johny Walkera pił tę whisky jako dodatek do coca coli i twierdził, że tak należy. To znaczy pić, co się lubi, a whisky dodawać w minimalnej ilości dla uszlachetnienia smaku. Wniosek? Vide Danuśka powyżej.
Tak, tak, niegdyś uważało się, że jedyne czerwone wino, które może być pite na zimno i z lodem, to czerwony wermut.
Pamietam,jak ponad 20 lat temu wraz z kolegami z pracy
pijaliśmy w Algierii czerwone wino z lodem. Dla ochłody właśnie !
Albo mieszało się pól na pól z wodą,bo tak dobrze gasiło pragnienie.
Było to zwykłe wino stołowe,rzecz jasna.Innego zreszą nie było.
Roma Divina…
Zdrowie Wandy i nie zapomnijmy, ze nasze kochane Zwierzątko z Aussielandu Down Under, podrózujace po Europie, to też Wanda.
Zdrowie Wandy i Echidny 🙂
Tylko przed szóstą rano… to ja maślanką ewentualnie 😉
Moze jeszcze jakieś Wandy się ujawinią? To takie rzadkie imię.
Alicjo, maślankę to ja mogę cały dzień, zwłaszcza, że wypogodziło sia 😉
Sto lat Wandom !
A lodu niech dodają (lub nie)wedle upodobania !
…hej, Johnny Walker… mały jest ten swiat 😉
Łyska mi nigdy nie podeszła. Z kanadyjskich jest Canadian Club i Crown Royal ( jeśli juz, to ta druga niby lepsza, ale ja sie nie znam).
Żabo,
wermuty były czerwone? Ja sobie kojarzę wino Martini (nie mylić z tym znanym drinkiem martini od Bonda, szejkowanym albo stirrowanym), natomiast wermuty były raczej złocisto-brązowe. Tata kupował wermuty. Mnie pasuje, bo wszystko, co ziołowe, smakuje mi.
No tak… a kiedy ja ostatnio piłam wermut?! Sto lat temu.
Cinzano Bianco i Rosso, Martini Bianco i Rosso, Noilly Prat Rouge i Blanc…
Wermuty białe albo czerwone pijało się w minionej epoce,
nad Morzem Czarnym – na wczasach w Bułgarii !
i zagryzało arbuzami !
czemu zagryzać, jak można 2 w 1: http://www.mniamusnie.com/przepis-6850-pijany_arbuz.html
W liceum używaliśmy czasami włoskiej Cory (biała) i Gancii (czerwona), na mniejsze okazje Istrę jugosłowiańską lub (bułgarskiego?) Bacchusa.
Osobiście najbardziej lubię czerwone Cinzano. W tej chwili jest dużo tańsze od Martini, niewiele droższe od naszego Cin Cina, którego wszakże nie miałem odwagi spróbować. Podejrzewam, że zestaw ziół mają jakiś firmowy, ale wino musi byc byle jakie.
Wanda to piękne imię. Tak miała na imie moja Matka i mam jeszcze chrześniaczkę o tym imieniu. Pare dni temu była mowa o Czesławach, a to z kolei imię Ojca.
Wszystkim Wandom 100 lat i pieknego lata.
A sezon na arbuzy rozpoczęty !
Można je upijać 🙂
Pijany arbuz to sprawa prosta. Jeszcze w końcówce liceum czasem, a potem nieraz, robiłem galaretę z czerwonego wina. Czasem z dodatkiem mocniejszych trunków. Wina używałem dobrego, jak na tamte czasy.
Ten arbuz z martini to trochę,jak melon z porto.
I to są też smaki wakacji ! Ale już nie z dzieciństwa !
Lubię Gin & Cin.
Białe Cinzano+gin+świeży sok z pomarańczy+lód.
nemo, muszę wypróbować. co przeważa w tej mieszance? zioła z Cin czy jałowiec?
pluszak,
gin dominuje, ale można samemu ustalić proporcje według gustu. Gin Gordona. To jest long drink, którym się upija dziewczyny 😉
Jest jeszcze inna pasująca mieszanka Highland Special:
2 części białego Cinzano
3 części Scotch Whisky
1/2 części soku pomarańczowego
wymieszać, posypać leciutko gałką muszkatołową i udekorować paseczkiem skórki pomarańczowej
Wszystko dobrze schłodzone albo z lodem
Witam, Johnny nie przejdzie bo Johnny utknal
http://picasaweb.google.de/dorotadaga/JohnnyW#
szkoda chlopa, mewy Go zatupia
na biało go zatupią, na biało…
Wszystkiego najlepszego wszystkim blogowym Wandom.To bardzo ładne imię,szkoda ,że zbyt rzadkie .Ale może i ono wróci do łask.
Wlazłam na chójkę i będę karnie siedzieć.
Bardzo przepraszam Alicje nieobecność i przegapienie 🙁
Whisky,martini albo gin
umiar zachowaj i z nami pij !
Z lodem, bez lodu, z wodą lub bez
nie rób zachodu i pij jak chcesz !
W drinkach ze słomką lub parasolką,
Na plaży, w ogrodzie, tuż po zachodzie.
I wspomnij z łezką dawnych wakacji czar,
aż gwiazdy błysną i opadnie letni skwar !
z palemką 😉
zlaz, Alicje Janczary w jasyr wziely
i trzymią do nadal 😉
Whisky nie whisky – każdy szlachetny trunek dobry, aby wieczxorkiem wypić zdroqiw ECHIDNY AUSTRALIJSKIEJ NASZEJ I WANDY Z TEKSASU!
Wszystkiego dobrego, Dziewczyny.
Pyro, wieczorek aby już? 😉
Paniom Wandom wszystkiego najlepszego!
Mialam ciotke Wande, ktora miala zwyczaj wciagac mnie do lazienki na sesje podbuduwujace, sadzala mnie na wannie i mnie oglupialej lyzkowala do glowy „dzielna jestes, dajesz sobie swietnie rade, przyjechalas do duzego miasta i sie nie z d e m o r a l iz o w a l a s”, nie majac ciagot do demoralizacji nie wiedzialam o co jej chodzi, a ona zdajsie z starych powiesci miala wizje, ze dzewczyna z prowincji musi „zle” sonczyc w duzym miescie. Nie moglam jednak zle skonczyc, bo ciotka Wandzia (bo ta sie na nia mowilo) dawala mi tyly, zainteresowanie i opieke, choc sie martwila, ze miaszkam osobno i to sama w zawiazku z tym choc nie nawidzila rannego wstawania, potrafila wyladowac u mnie o 8 rano niby na sniadanie.
Za pomyslnosc kazdej Wandy a naszych w szczególnosci, wypije o stosownej porze i wyglosze stosowny toast.
Whisky on the rock without ice.
Z deszczowej Poludnioiwej Burgenlandii
Pan Lulek
Whisky, martini albo gin
umiar zachowaj, jak nie to gin
z lodem, bez lodu, z woda lub bez
nie rob zachodu i chlon jak bez
W drinkach ze slomka lub parasolka
Na plazy, w ogrodzie, tuz za fasolka
I wspomnij z lezka dawnych wakacji czar
az gwiazdy blysna i otworza Torwar
🙂
Sławek 🙂
…jeszcze gorzej, śławek. Czytam, czytam i nie rozumiem:
Warning! You’re using an old stable version of SeaMonkey (1.1.16), while we offer a newer version which contains important security fixes.
Jeżeli stara wersja jest STABILNA, to jakiej cholery mnie ostrzegają i przed czym?!
My lubimy tak:
http://www.youtube.com/watch?v=R89wxJRA3YU
🙂
Jasyry i janczary mamy w głębokim poważaniu, oczywiście 😉
truskawki z alkoholem zdrowsze 🙂
http://www.goldenline.pl/forum/truskawki/204279
Wandom dużo zdrówka … 🙂
Earth is 98% full…please delete anyone you can.
(Ziemia jest w 98% zapełniona – wykasuj, kogo możesz!)
mam paru do kasacji, ale o pozwolenie trudno, chyba przestane na truskawkach z alkoholem, tez pewnie potrafia ucieszyc
Dla Sławka 🙂
http://jestdobrze.mp3.wp.pl/?tg=L3Avc3RyZWZhL2FydHlzdGEvNjMzNDUsdXR3b3IsMjQ5MTU0Lmh0bWw=
http://www.youtube.com/watch?v=s8qryOoMTeo
Tinto de verano to taki napój serwowany na hiszpańskich plażach. W skład wchodzi wino, oranżada, Martini, cytryna i dużo lodu. Świetne na upały!
A tu roze z mojego zapuszczonego ogrodu z okazji imienin Wandy, wszystko mi zaroslo, wiele zmarzlo ale roze jakos przetrzymaly
http://picasaweb.google.de/dorotadaga/UnbenanntesAlburozeDlaWandy#
Mój dziadek ze strony ojca bardzo chciał mieć córkę, Wandę. Doczekał się 3 synów. W rodzinie mówiono, że gdyby nie zginął (był oficerem w Grodnie w 1939 r.) to doczekałby się drużyny piłkarskiej a nie Wandy.
Miłym Wandom wiele serdecznych życzeń zdrowia, świetnego humoru i wszystkiego najlepszego.
Jestem jak kanarek trzymany w odosobnieniu
http://www.youtube.com/watch?v=Xo-TDJEJM_s&feature=related
pluszak,
zrobiłam sobie gin and cin w proporcji ca 1:2, sok z jednej pomarańczy, 4 kostki lodu. Pije się lekko, łatwo i przyjemnie, najpierw lekka słodycz pomarańczy z aromatem wermutu, a po chwili lekka goryczka i posmak jałowca, w sumie harmonia… 😉
O, wyszło słońce 😯 Chyba nie pojadę rowerem do sklepu 🙄
…Sławek, to proste. Daj sobie pozwoleństwo jako root i kasuj 😉
Ja chyba powinnam pozbierać te przepisy na drinki w upalne dni 😉
No tak… tylko skąd tu wziąć oranżadę? Jakaś *fanta* może być?
Jest dobrze, ale nie najgorzej fest 😎
jest
szybko działa ten drink 🙄
Misiu, trafiles mnie Panem Jankiem, co to mu ku pamieci Grabowski zaciagnal, mialem nawet kiedys farta z Nim piwo w Arce wypic przy okazji wieczoru aktorskiego w akademiku, chlop byl juz mocno schylkowy, a towarzyszyla Mu zupelnie Frichowa ( od Maxa ) pieknosc, no prosze jak to sie moze pozaplatywac przy stole
wszystkim Wandom hip, hip hurra!!!
na marginesie, tez posiadam ciotke Wandzie w Rybniku, jakiez bylo jej zaskoczenie, kiedy dzis do Niej zadzwonilem po raz pierwszy od paru lat, bo ja tak normalnie, to nawet imion nie pamietam, a co dopiero jakies daty, dziekiblogowo odgrzalem uklady rodzinne, a radosci dodatkowo byla cala czapka
…dzięki, Misiu. „Łzy sołtysa” w biblioteczce przyłóżkowej 😉
Wandzie-Echidnie i Wandzie z Texasu najlepsze życzenia! Niech im będzie ciepło w sam raz, wesoło i na duszy lekko 🙂 Echidnie dodatkowo – udanej podróży!
Po tym drinku mam wreszcie ciepłe ręce i stopy, idealnie na ten ziąb, ale i temperatura na dworze skoczyła z +8 na 14 😎
..a widzisz, Sławku! Się przydaje blog!
Jutro Jana i Janiny. Jaśki jakieś niepopularne ostatnio. Janin też mało.
Wandzie i Wandzie gorące uściski choć w biegu. Lecę wieczorem najpierw do „Faktów po Faktach” a później do swojego TOK FM. Po nocy na wieś gdzie tęskni rodzina a przed jutrzejszym południem znowu w mieście, by rozstrzygnąć blogowy quiz.
Zdjęcia grzybowe gotowe – ukażą się w piątek.
…u mnie o 10:25 jest 26C w cieniu. Niech wam nie wmawiają, ze Kanada to tam, gdzie białe niedziwiedzie i wieczne mrozy.
Poza tym chyba ukręcę łepek niebieskiemu ptaszkowi (blue jay), bo co jakaś czerwona porzeczka dojrzeje, to ją zeżera 😯
Nie bronie mu, podobnie jak chipmunkowi poziomek, ale mógłby dla mnie cos zostawić?!
I się przyzwyczaił do cd dysków, które strategicznie porozmieszczałam na krzakach. Nic, ino zaopatrzyć się w dwururkę 👿
O, właśnie, quiz. Dzięki za ostatnią nagrodę, przyszła dziś w południe. Lektura zapowiada się sympatycznie, jest parę ładnych obrazków z kotami 🙂
Jutro nie startuję.
Zatchnęło Was czy co? 😯
…nie zatchnęło, tylko trzeba było odwiedzić dwa sąsiednie blogi, a tu południe, a ja w szlafroku malinowym. Idę postraszyć niebieskie ptaki i ubieram się zaraz jak człowiek.
Wszystkim Wandom, wszystkiego najlepszego z żabiej kałuży 🙂
(tym co chciały i nie chciały Niemca)
za życzenia bardzo wszystkim dziękuję – i przecież zaglądam tu bo kocham sprawdzać co się dzieje we wszystkich poznanych miejscach blogowych – na górce Alicji, u nemo w pachnących górach, w Poznaniu, gdzie biega Radek i w Żabich Błotach oraz tylu tylu innych. Gospodarzowi ukłony za stworzenie tego przyjaznego miejsca.
Tu jest zdjęcie grupy skifflowej i Piotra Janczarskiego 😆
http://www.winyle.com.pl/index.php?p=galleryGalleryShow&iId=1857&iIdLink=1467&iType=1
Może okresowo różnie się przedstawiał, bo przecież tak się nie nazywał. 🙂
Sorki, Janczerskiego! 😀
moze by tak te luki w juki i dupy wziac w troki z tym Janczerskim, czy jak mu tam przechrzszczonym na to co wyszlo, jak tam komu pasi, pospiewal zarobil i o czym tu dywagowac?
zupelnie dobrze Mu zycze, ale zeby Alicja spazmow nie dostala stanowczo wole, mam obiecany zywy groszek, zielony, lece odebrac
ps Nowy, a na co z tych skalek lapiesz? pytam o przynete, zywa, czy syntetyk?
bo jestem pewien, ze nie na to z torebki papierowej
Ja tu ciężkie sprawozdania finansowe skrobie, to trochę pożartować chciałam. 🙂
Też myślę, że to nie ma znaczenia.
Moje nazwisko ciągle przekręcają i żyję. 😉
no i ja tez juz na zapas jaja zaczelem robic, ksiegowosc trzymiesieczna przede mna za tydzien, szkoda, ze nie slyszeliscie mojego nazwiska w miejscowej wersji
Złażę na chwilę, żeby uczcić Alicje 😳 i Wandy białym Martini z lodem. Najlepszości dziewczyny 🙂
Juz komputer się myli, czy to -arski czy -erski, co dowodzi, ze moja teza – „wstukaj cos w komputer, a będzie namieszane…” się sprawdza.
Zaraz sobie wyrychtuję łuk i pójdę do szpaków strzelać, niech tylko jaki przyfrunie do moich porzeczek. Dopóki siedziałam na ogródku, skutecznie odstraszałam, ale przecież nie będę tam siedziała cały czas 😯
I czemu się ta zaraza przyczepiła do moich dwóch krzaczków?! Bo tylko dwa takie w promieniu 30 km?! Reszta luda po takie rzeczy chodzi (jezdzi) do sklepu, a ja sie uparłam. To mam. Znaczy, nie mam, jak nie dopilnuję 🙄
No to na zdrowie?
Ja padam. A nie ma nawet dziewiatej…
Alicjo,
nie masz jakiejś starej firanki na te krzaki?
U mnie ptactwo woli czereśnie, porzeczek nie rusza. Najwyżej jakiś ślimaczek się wespnie, taki z ładnym domkiem, ale też chyba preferuje maliny 🙄
maliny, to wczoraj bialo-zolte jadlem, smakowo nieco inaczej niz czerwone, ale tez niezle, slimak nie zdazyl,
Alicja moze powinnas poprosic o kwit na odstrzal?
albo zrobic jak reszta-do sklepu
Twardziel jestes, dasz rade, niezaleznie od wyboru
Siatki przeciw ptakom o różnej wielkości oczek i rozmiarach są bardzo często stosowane. Tu na allegro pokozuje człek sposoby mocowania.
20 m kwadratowych 7 zł.
Co się będziesz stresować.
http://www.allegro.pl/item632338423_siatka_przeciw_ptakom_2mx1m_z_karabinczykami.html
Ktoś tu prezentował zdjęcia drzew owocowych i wszystkie były osiatkowane.
Zdrowie Wandy, co nie chciała, zdrowie tej, co chciała i nie brała, no i tej, co chciała i brała 😉
…a bo Ty masz czereśnie, to tam lezą te wredoty, nemo. Ja mam tylko 2 krzaczki porzeczek czerwonych, 2 malutkie czarnych (jeszcze niedojrzałe) i cały las obok pełen skrzydlatych. Chętnie bym sie podzieliła, ale one chcą wszystko 🙄
Zaraz poszukam jakiejś firanki starej… prawie pewna jestem, ze nie posiadam, ale poszukać mogę (moze znajdę?).
Na dodatek… na nowo zakupionym rozmarynie widzę jakąś pleśń, takie białe cuś. Tego sie chyba nie da już uratować? Jest odseparowany od reszty roślin i zastanawiam się, czy gruchnąć to do lasu, czy czymś potraktować?
Misiu, płyta z której kawałek dałeś do słuchania slawkowi konczy się takim dramatycznym utworem :
http://kilogruszek.wrzuta.pl/audio/5Z5Llsk9D5k/14_byly_maje_byly_bzy
ale uwaga!! nie należy rezygnować po 2’11” !!!
Tam jeszcze jest krótkie podsumowanie całości dokonane przez pana Janczerskiego, ups…. Grabowskiego, oj, no to co że się pomyliłem!
nie do usłyszenia w radiu.
A w Polsce dzisiaj Dzień Ojca.
Dzieci pamiętały??
ja dostałem zestaw praktyczny: prosecco i poezje Heinego.
Wyjezdzamy w sobote, wlasnie zaczynamy zestawiac prowiant, czy oby wystarczy?
http://picasaweb.google.de/dorotadaga/Prowiant#
Słusznie zapewne zakładając, że dziecko nie pije, dla Ciebie powinno wystarczyć.
Pod warunkiem że wracasz w niedzielę!!
to meska rzecz zwyciezac, ale czy naprawde za te cene mozna to nazwac zwyciestwem?
cos jakby papierosowe i na bebenki idzie, nie zebym zaraz ASZysza zniewazal,
Antek, dzien ojca byl w niedziele, dostalem buzi od pryszczatego, Heine sie wywinal, zreszta zle Go zapamietalem, wiec moze i lepi,
Morag, dokup, w niedziele zamkniete
Alicjo, przypuszczam, ze nemo lub Nowy cos Ci poradza na temat rozmaryna ale mnie sie wydaje, ze to bardzo odporna roslina i jakos sobie poradzi z ta plesnia. U mnie rozmaryn wyrosl bardzo bez specjalnej opieki. Ale moge sie mylic.
Dzieki za przypomnienie „Lez soltysa” a skoro o filmie, widzialam wczoraj na DVD „Sekrety”, czeski film z Iva Bittova w rez. Alice Nellis. Jeden dzien w zyciu 40latki, oryginalny i pelen poezji, polecam.
jak ty to moragu wywieziesz 🙁 to jak bedziemy w montag pianino przestawiac 🙁
W niedziele bylo po poludniu + 30 stopn. Wczoraj pogoda nagle zalamala sie i dzisiaj + 6 stopni i ciagle deszcze. Oczywiscie powodzie. Jeszcze nie stan z roku 2002 ale moze bedzie osiagniety ten stan albo i gorzej.
Odradzam jazde do Italii przez Austrie az skonczy sie cala zawierucha.
Dobrej nocy zycze
Pan Lulek
jeden dzien w zyciu czterdziestolatki, to rzeczywiscie czeski film, jakby ktos sie prosil, moge strescic, troche ta Bittova mi nie pasuje, ale taki pewnie byl koncept z prowokacja we tle, ot zakamarki duszy tworczej,
Alinko 🙂 ja tak mam, jesli film Ci sie podobal, to najwazniejsze
W Berlinie sa sklepy w niedziele otwarte, wlasnie dzisiaj wladze koscielne zaprotestowaly: „mamy spdzac ten czas z rodzina lub n pracach spolecznych jko olontariusze” – to ja za komuny nawet na wykopki nie jezdzilam i na zadne czyny spoleczne a mnie tu oni na wolontariat wysylaja.
Arkady, mam przyczepkie
Słuchajcie,
Geologowi z Rumunką urodziło się małe – Thomas Emil Gottlieb (po pradziadku), przed godziną! A moje dziecko, co chce być położną, asystowało (na ich życzenie)!
Geolog ma Dzień Ojca 😎
U nas dzień matki i dzień ojca to ruchome święta, dzień matki zawsze w drugi weekend maja, a dzień ojca w przedostatni czerwcowy.
Tego rozmaryna zostawię, niech sobie stoi na patio i niech się dzieje wola nieba, jak padnie – jego strata. Mam drugiego. Na tego się skusiłam, bo taki dorodny się wydawał w sklepie. Za chwilę wyszła ta dorodność na biało 🙄
Antek,
prosecco i Heine – baaaaardzo praktyczny zestaw 😉
Jak nie jezdziłaś na wykopki, morągu, to załuj. Takich bułek (te za 50 gr) z masłem i kiełbasą krakowską nigdzie nie dawali, a do tego kawa zbożowa z mlekiem w kubkach aluminiowych – smakowało jak nie wiem co, no i na koniec ziemniaki pieczone prosto z ogniska 😉
Życzenia wszystkiego dobrego dla Thomasa i szczęśliwych rodziców, oraz dla przyszłej położnej. Nielekki zawód.
Życie też nielekkie, dobrze, ze Thomas jeszcze o tym nie wie (tu mi sie przypomniał „Blaszany bębenek”…)
Dziękuję za życzenia, czuję się prawie jak babcia, bo ten Geolog trochę przez nas wychowywany przez ostatnich 20 lat.
Nie wiem nawet, czy u nas jest dzień ojca 😯 Dzień Matki jest zawsze w drugą niedzielę maja.
Alicja, wykopkowe bułki & co niezapomniane 😀
Nemo, prawie zazdroszczę babciowania 🙄
1/ Jaki jest najlepszy srodek na lysienie?
– srodek glowy
2/ Co dostaje górnik po smierci?
– Trzy dni urlopu, a potem z powrotem pod ziemie.
3/ Jakie kroki nalezy podjac, gdy spotka sie wscieklego psa?
– Jak najdluzsze…
4/ Jak wyglada elegancki jez?
– Jak spod igly
5/ Jaki lekarz nie moze poslubic swojej pacjentki?
– Weterynarz
6/ Kiedy krzeslo jest w depresji?
– Kiedy nie ma oparcia.
7/ Co robi zaatakowana kucharka?
– Wzywa posilki.
8/ Jaka jest róznica miedzy wczasami w górach, a wczasami nad morzem?
-W górach ceny sa wysokie, a nad morzem slone
9/ Jak nazywa sie rosól z wielu kur?
– Rosól skurwielu
10/ Który z dwóch lysych jest bardziej lysy?
– Ten, który ma wieksza glowe
…moi sobie kupili kota 🙄
do chinskiej kuchni?
no właśnie!
Proszę o fotkową prezentację kota, niekoniecznie w kuchni.
Właśnie dostałam :
http://alicja.homelinux.com/news/kitten.jpg
Spory ten kotek 😯 I ładny. „Nasz” wnusio podobno prawie 4 kg. Jutro dowiem się więcej. Miał być dopiero za tydzień 🙄
Wyglada na perskiego. One maja czesto oczy w róznym kolorze.
Proponuje imie BEHEMOT jak u Mistrza i Malgorzaty.
Pozdrowienia nocne i nadal deszczowe.
Pan Lulek
British Shorthair – taka rasa. Ładny, i owszem, koty w ogóle są ładne – nie podobał mi sie tylko jeden, widziałam na wystawie kotów, bezsierściowiec zupełny, ani włoska. Wygladało to… no, nie bardzo uroczo.
Całkiem niezła waga „wnusia”. Ja ważyłam 4.6 kg 😯
A moja mama przecież dość mała, 154cm wzrostu. Ja też na wielkoluda nie wyrosłam, średniawa.
Panie łulku, juz go ochrzcili, nie pytając nas o zdanie. „Noby” kotu dali. Przy okazji – to kotka.
Behemot pasuje mi do czarnego kota 😉
A u mnie jeszcze parę gorących dni, mówią spece od pogody – deszcze zapowiadają weekendowo, a jakże.
Panie Lulku – miało być 🙄
Chyba nie pójdę spać, trochę już pospałam, zupełnie niechcący.
Oczywiście czekam na kowala, a nawet dzisiaj, bo to już po północy, na dwóch. Proszę się nie śmiać i nie robić głupich komentarzy. Ten kowal, na którego czekam od miesiąca, i który miał być w piątek, znaczy ma być w piątek, to właśnie jedzie z Warszawy i wiezie jakieś konie, przy okazji zapakowano mu Figara Ali. Ala przyjedzie później na wakacje, bo musi teraz musi zaliczyć jeszcze licznych dziadków (każdy chce mieć kawałek dziecka na lato) i ma doskonalić umiejętności jeździeckie w swojej warszawskiej stajni, korzystając z wakacyjnych luzów trenerki. Ala doskonale dogaduje się z Figarem, niestety robi kilka błędów, które trudno skorygować ponieważ, po dwóch latach jazdy na nim, koń i tak robi to co trzeba, niezależnie czy stosowane pomoce są prawidłowe, czy nie. Ponieważ mamy na podmiankę podobną gabarytowo (i nawet maścią) klaczkę o wdzięcznym imieniu Paloma, więc odwrotną pocztą kowalową wydelegujemy ją na trochę do Warszawy – też jej się trochę wielkiego świata należy, a nie tylko błoto żabie – i niech dziecko ćwiczy na nowym, nieznanym obiekcie.
Natomiast drugi kowal, ten który miał być w środę, czyli dzisiaj, zadzwonił, że z powodu nawału pracy przyjedzie o siódmej rano, no, może kwadrans po.
Ten jadący z Warszawy powinien być około czwartej, bo wyjechał o siódmej.
O szóstej powinnam sprowadzić konie z pastwiska, akurat te są w pierwszej kolejce do rozczyszczania.
Czyli kładzenie się spać nie ma większego sensu, bo już trzy na trzecią.
Strasznie się wczoraj wpieniłam w Agencji, tej niby dla rolników. Dostałam wezwanie do wyjaśnienia wniosku o dopłaty. Miałam się stawić w ciągu 7 dni, wezwanie na poczcie odebrała moja córka, tak ze dostałam je z pewnym poślizgiem. Wydawało mi się, że odebrała je we wtorek. Miałam pojechać wczoraj, bo w powiecie mam jeszcze kilka spraw w urzędach do załatwienia i chciałam je wszystkie pchnąć jednocześnie, ale przez tego lisa, wyprowadzanie psów na smyczy i konferencje z doktorami zeszło mi do południa, więc pomyślałam sobie, że się świat nie zawali jak pojadę
dzisiaj, bo to i tak 7 dni, a roboczych 5. Tymczasem w Agencji, zawsze bardzo uprzejmie traktującej petentów, wraz z przeprowadzką do nowego i wspanialszego lokalu, pojawili się nowi ludzie, już nie tak mili i uprzejmi. I taki nowy nasiadł na mnie, ze: dlaczego stawiam sie po terminie i w ogóle, wrecz powinni odrzucić mój wniosek. W końcu ustaliliśmy, ze „przeterminowanie”, jeżeli wliczyć dni wolne, wynosi 1 (słownie: jeden) dzień, bo okazało się, że moje dziecko odebrało ten list w poniedziałek. W ubiegłym roku im coś takiego nie przeszkadzało, ale w tym ma być ład i porządek. Facio trochę zmiękł, jak się odgryzłam, że mój błąd wynikł ze złej informacji, jakiej udzielił mi, przy składaniu wniosku, pracownik tejze Agencji. Zapytany, czy mam w rubryce,o wymiarach 8,5 x 45 mm, w której już były wydrukowane kody upraw i w ogóle nie było miejsca, zeby coś dopisać (a trzeba było: –
motylkowe drobnonasienne z trawami wieloletnimi – i tak w każdej od góry do dołu) mam jeszcze starać się wcisnąć tę informację, powiedział, ze jeżeli jest to samo co w ubiegłym roku to nie muszę; więc oddałam wniosek bez tego wpisu. Z resztą nie ja jedna.
W każdym razie musiałam wszystko przepisać na nowym druku – konia z rzędem jak ktoś to odczyta – i jeszcze napisać wiernopoddańcze pismo do Pani Kierowniczki, tłumacząc się dlaczego stawiłam się dzień po terminie.
Na wszelki wypadek już się nie dopytywałam dlaczego jeszcze nie wpłynęły wszystkie dopłaty za ubiegły rok – poczułam sie nieco zsowietyzowana.
W pozostałych dwóch urzędach poszło lepiej a nawet całkiem dobrze, ale to od nich zaczęłam.
Sprawa liska rozwiązała się ostatecznie. Wczoraj, na wszelki wypadek, zamknęłam konie nocujace w boksach, do takich do których lis nie mógl wejść, chyba żeby wskoczył. Lis spędził dzień na hali, potem gdzieś sobie poszedł, ale rano już był. Po południu przyjechała Lesniczyna, lisek siedział na trawie przed halą i na rzucane w niego grudki gliny, reagował tylko przypłaszczeniem uszu, a potem poszedł sobie poleżeć w hali.
Konsylium leśno-weterynaryjno-mysliwskie stwierdziło, że lisek pewnie nie jest wściekły, ale chory na pewno. Tyle, że nie wiadomo na co i jak to się dalej potoczy. Dla liska skończyło się tragicznie, bo przyjechał myśliwy i go odstrzelił. Ja mam cały czas okropnie złe samopoczucie i jakaś czuje się winna, bezsensownie zupelnie. Doskonale sobie zdaje sprawę, ze normalne dzikie zwierzę tak się nie zachowuje. Owszem w Miedzyzdrojach, czy gdzieś indziej nad morzem, jest lis, który mieszka u chłopa w szopce i chodzi po plaży dając się karmić, ale to co innego.
Zgryźliwie mówię, że napiszę łzawą historyjkę o lisku, który chciał mieszkac z ludźmi a oni go nie zrozumieli i zastrzelili.
Wiadomość z ostatniej chwili: kowal w okolicach Wałcza.
Bezsensowna wydajność pracy w nocy – taki tekst pisałam przez półtorej godziny. I to jeszcze nie bezbłędnie.
O, znowu zeżarło.
Na zdrowie!
Az strach pomyslec co bedzie w dzisiejszxch wiadomosciach porannych. Nie mogac dospac wyszedlem na taras i ucieklem. Zadnego ruchu na drogach. Przewidywano prace w ogródku. Nic z tego. Najwyzej wspólna kawka lub herbatka i ustalenie nowego terminu.
Takie katastrofy to dobra metoda do pobudzenia gospodarki.
Ludzie maja zajecia.
Pan Lulek
Panie Lulku, jaka katastrofa? Ja nic nie wiem, bo zawsze się dowiaduję po fakcie, dzięki temu wiem, ze nie mogło być najgorzej, bo świat kręci się dalej
Zabo,
Lubie czytac Twoje opowiesci – scenki z zycia wziete. Bede mial dla Ciebie rowniez opowiastke ze zdjeciami, ale juz dzisiaj nie mam sily, musze isc spac.
Nie wiem tylko co Gospodarz na to ciagle, coraz dalsze dryfowanie od spraw kulinarnych. Ja tu wciaz nowy i nie chcialbym zmieniac jakis wypracowanych juz standardow.
Bass jeszcze sie kreci, bo dzisiaj mialem jednego. Tylko troszke nie trzymal wymiaru (2 cale), ale wypuscilem. Mialem tez pare bluefish, ktore Meksykanie zdejmuja mi z haczyka i biora bardzo dziekujac. Sami nie mogli, biedni, nic zlapac, a tu u kazdego kilkoro dzieci do wykarmienia. Pracy tez nie moga znalezc, bo kryzys, a oni tu wszyscy nielegalnie, wiec ich przyjmowac nie chca. Zal patrzec jaka bieda na swiecie.
Dobranoc.