Jabłka w płynie

Z książki o której już pisałem („Radość picia” – Barbary Holland) i obiecywałem kolejną anegdotkę, tym razem o winie, o tym naszym ulubionym płynie nie znalazłem nic godnego cytowania. Za to o jabłkach przerobionych na różne napoje – owszem. No to przytaczam ku uwadze i rozrywce czytającej publiczności:

„Odcięci od uzależnionych od piwa krewnych z Anglii, nowi Amerykanie próbowali wszystkiego po trosze. Jabłonie zasadzone przez pierwszych kolonistów zakwitły i mocny cydr stał się najpopularniejszym napojem młodych i starych. Kosztował około trzech szylin?gów za beczkę, produkowano go na miejscu w łatwy sposób, rozcierając po prostu owoce na papkę i zostawiając ją na świeżym powietrzu. Sok filtrowano przez świeżą słomę, która nasączona cydrem świetnie nadawała się na pokarm dla świń. Zwierzęta te podobno uważały ją za „wysoce zadowalającą”. Być może nawet tańczyły w chlewach.

Cydru produkcji domowej nie podawano podczas proszonego obiadu, ale poza tym nigdy go nie brakowało. Jak napisał syn Johna Adamsa „pod koniec życia [ojciec] wypijał przed śniadaniem jednym haustem duży kufel mocnego cydru”. Rzecz warta spróbowania; mimo życia naznaczonego dolegliwościami, realnymi i urojonymi, Adams sporo przekroczył dziewięćdziesiątkę, co w tamtych czasach nie było łatwe.
Destylowany cydr zamieniał się w applejacka, a markę „Piorunująca Jersey” z New Jersey uznawano za najlepszą. Wirginia i Georgia słynęły z brandy brzoskwiniowej. Lekarze przepisywali spore porcje whisky lub rumu na przeziębienia, gorączki, odmrożenia, ukąszenia węży, złamanie nogi, melancholię i nerwowość; brandy stosowano raczej jako środek znieczulający; piwo uważano za jedyne lekarstwo na szkorbut, bóle głowy i obolałe mięśnie; poncz z brandy leczył cholerę; rum z kapką mleka przepisywano na bóle porodowe.
Podobnie jak Falstaff, wszyscy wierzyli, że im mocniejszy napój, tym bardziej wzmacnia ciało i duszę. Czysta woda całkowicie pozbawiona alkoholu, nawet jeśli nie roiło się w niej od bakterii wywołujących tyfus lub E. coli, zamieniała człowieka w zwiotczałą, trzęsącą się galaretę. Jedna z firm ubezpieczeniowych podniosła stawki abstynentom, którzy byli „chudzi, bladzi i na równi upośledzeni umysłowo, przez co wyrzekali się dobrych dzieł boskich, jakie można znaleźć w napojach alkoholowych”.

Coraz bardziej jestem przekonany, że woda nadaje się głównie do mycia! I nie chcę mieć podwyższanych stawek ubezpieczeniowych.