Jabłka w płynie
Z książki o której już pisałem („Radość picia” – Barbary Holland) i obiecywałem kolejną anegdotkę, tym razem o winie, o tym naszym ulubionym płynie nie znalazłem nic godnego cytowania. Za to o jabłkach przerobionych na różne napoje – owszem. No to przytaczam ku uwadze i rozrywce czytającej publiczności:
„Odcięci od uzależnionych od piwa krewnych z Anglii, nowi Amerykanie próbowali wszystkiego po trosze. Jabłonie zasadzone przez pierwszych kolonistów zakwitły i mocny cydr stał się najpopularniejszym napojem młodych i starych. Kosztował około trzech szylin?gów za beczkę, produkowano go na miejscu w łatwy sposób, rozcierając po prostu owoce na papkę i zostawiając ją na świeżym powietrzu. Sok filtrowano przez świeżą słomę, która nasączona cydrem świetnie nadawała się na pokarm dla świń. Zwierzęta te podobno uważały ją za „wysoce zadowalającą”. Być może nawet tańczyły w chlewach.
Cydru produkcji domowej nie podawano podczas proszonego obiadu, ale poza tym nigdy go nie brakowało. Jak napisał syn Johna Adamsa „pod koniec życia [ojciec] wypijał przed śniadaniem jednym haustem duży kufel mocnego cydru”. Rzecz warta spróbowania; mimo życia naznaczonego dolegliwościami, realnymi i urojonymi, Adams sporo przekroczył dziewięćdziesiątkę, co w tamtych czasach nie było łatwe.
Destylowany cydr zamieniał się w applejacka, a markę „Piorunująca Jersey” z New Jersey uznawano za najlepszą. Wirginia i Georgia słynęły z brandy brzoskwiniowej. Lekarze przepisywali spore porcje whisky lub rumu na przeziębienia, gorączki, odmrożenia, ukąszenia węży, złamanie nogi, melancholię i nerwowość; brandy stosowano raczej jako środek znieczulający; piwo uważano za jedyne lekarstwo na szkorbut, bóle głowy i obolałe mięśnie; poncz z brandy leczył cholerę; rum z kapką mleka przepisywano na bóle porodowe.
Podobnie jak Falstaff, wszyscy wierzyli, że im mocniejszy napój, tym bardziej wzmacnia ciało i duszę. Czysta woda całkowicie pozbawiona alkoholu, nawet jeśli nie roiło się w niej od bakterii wywołujących tyfus lub E. coli, zamieniała człowieka w zwiotczałą, trzęsącą się galaretę. Jedna z firm ubezpieczeniowych podniosła stawki abstynentom, którzy byli „chudzi, bladzi i na równi upośledzeni umysłowo, przez co wyrzekali się dobrych dzieł boskich, jakie można znaleźć w napojach alkoholowych”.
Coraz bardziej jestem przekonany, że woda nadaje się głównie do mycia! I nie chcę mieć podwyższanych stawek ubezpieczeniowych.
Komentarze
Jacy mądrzy lekarze dawniej byli! 🙂 To straszne, co brak alkoholu może zrobić z człowiekiem. 😯
Żebym ja była pierwsza przy stole, to niebywałe…
Wujkowi Leszkowi udało się kiedyś upić w sztok świnie czarnymi porzeczkami, znaczy tym co z nich zostało po ściągnięciu wina. Upita świnia niezwykle przypomina człowieka, siedzi ma zadzie i mętnym wzrokiem toczy dookoła. Albo śpi i chrapie. Przy okazji spił się w sztok pies, sznaucer olbrzymi, bo wyżarł świniom z koryta. Trzeźwiał dwa dni. Biedak robił różne dziwne rzeczy, wpadł do piwnicy w stodole, powiesił się łapami na rowerze i wył jak potępieniec. Dobrze, że wył, bo inaczej by go nie znaleźli.
Już tu chyba opowiadałam o gęsiach mojej cioci, które na kompoście obżarły się wiśniami z wiśniaku i padły bez czucia. Ciocia przekonana, że pozdychały, chciała choć oskubać, póki ciepłe… Jedna była już na wpół goła, kiedy zaczęła dawać znaki życia 😯
Amerykański applejack jest, jak polska „Złota jesień” czy inny winiak jabłkowy, mieszanką destylatu jabłkowego i spirytusu zbożowego lub z ziemniaków. Tylko calvados jest przyzwoitym, prawdziwie jabłkowym produktem.
„Jersey lightning” był nawet środkiem płatniczym 😉
Przetwarzanie jabłek na płyny użyteczne to kolejny dowód wyższości rozumności ludziny po biblijnej. Jabłka w postaci jabłkowej i nie przetworzonej są podobno bardzo zdrowe bo zawierają, no właśnie, co? Nawet nemo o tym nie klepnie 😉
Ale jedzenie jabłek w postaci naturalnej jest wysoce ryzykownym wyczynem. To działanie znacznie bardziej ryzykowne od extremalnego kitingu jaki miał miejsce w minioną sobotę na południowym Bałtyku. Niejednemu już stanął w gardle ugryziony kawałek jabłka. Według pobożnych biblijnych opowiastek Adamowi oczarowanemu obnażoną Evą tez stanął. To pierwszy znany z całymi swoimi konsekwencjami tragiczny przypadek spożywania jabłek nie w stanie płynnym.
Inne, już mniej drastyczne i bez większego znaczenia dla ludzkości zbiegi okoliczności prowokują ortodonci zalecający posiadaczom trzeciego zgryzu jedzenie jabłek na koszt własny w celu sprawdzenia wytrzymałości nowego uzębienia.
Znacznie bezpieczniejszy i przyjemniejszy jest w ustach cierpki smak calvadosa
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Calvados#slideshow/5347452183087697298
wzniesiony za pomyślny performens Pana Lulka
ah, i jeszcze dobrego tygodnia klepię
😆
Jestem trzeźwa do obrzydliwości, a wczoraj zlałam likier cytrynowy, który uważam za najlepszą nalewkę domową. Ma przeznaczenie blogowe : butelczynka dlA WIZYTUJĄCEJ KRAJ eCHIDNY, DRUGA DO lULKÓWKI i mała karafka na toasty wieczorne. Cholera jasna – tyle roboty, czekania, pielęgnowania i tak mało z tego jest. Natychmiast zastawiam następną porcję z przeznaczeniem zjazdowym. Akurat będzie w sam raz. Młodsza poleciała właśnie po kupioną skrzynkę truskawek, które mają zostać zamrożone
A teraz U w a g a
o stosownej porze pijemy zdrowie Haneczki i Jolinka, jako, że dzisiaj Jolanty. Drugi kieliszek za zdrowie „skrobanego i krojonego” Pana Lulka też obowiązkowy.
Jak najlepsze mysli dla Pana Lulka, za ktorego wszyscy trzymamy kciuki.
– Paniusia kupi gąskę, już oskubana, tylko zabić nie miałam serca …
Cielaki, zupełnie na trzeźwo, potrafią tak mocno zasnąć z otwartymi i wywróconymi białkami do góry oczami, że wyglądają na „mające się na zdechnięcie”. Tak się tłumaczył nocny stróż w PGRze, który wziął się za dożynanie śpiącego cielęcia. Cielę w końcu się obudziło, ale już sprawy zaszły za daleko i trzeba było rzeczywiście go dorżnąć
Dzień dobry Szampaństwu.
Na razie maślanka, no bo o tej porze nie wypada wchodzić w mocniejsze toasty, minęła piąta rano.
Jolkom:
http://www.youtube.com/watch?v=ZkOuBC78qV8
Pan Lulek ma takie wsparcie, że lepszgo nie potrzeba. Wiadomo, że lekarze zrobią, co należy, ale wsparcie blogowej braci to je to.
Tak śpi mojej Baśki Figa, na swoim specjalnym fotelu. Jak nie spi, zdobywa puchary jako pies sportowy i z upodobaniem jezdzi na deskorolce. Widziałam na własne oczy. Idę dospać.
http://alicja.homelinux.com/news/img_5695.jpg
Alicjo, jak się zbudzisz to daj cynk co to za rasa (czarny labrador?), bo do góry łapami ciężko dociec. A do moich Młodych zza Lasu przybłąkała się podobna suka, pewnikiem jakiś mieszaniec z wyżłem, bo ma krawacik i paluszki w wyżle kropki, ale może bym doprecyzowała.
Jak znajdę chętnego do przedestylowania, to może nastawię w tym roku wino z odpadów porzeczkowych. Robię sok (w sokowarce) z ca 100 kg czarnych porzeczek. Soku wychodzi około 50 – 60 litrów, w zależności od jakości i dojrzałości owoców. Część tych odsokowanych owoców przecieram na marmoladę, ale ile można? A reszty żal mi wyrzucić. Z takiej ilości mozna nastawić dwie beczki po 120 litrów.
Alicjo – litości!!
Zmniejszaj ty te zdjęcia do jakichś rozsądnych rozmiarów.
Nie wiem czy to wpłynie na jabłka ale goście z niezbyt szybkim dostępem do sieci na pewno się ucieszą.
P.S.
Butelka francuskiego jabłecznika o której tu kiedyś pisałem wciąż nienapoczęta stoi w lodówce.
Podczas pobytu w szpitalu Pan Lulek z racji swojego poczucia
humoru będzie zapewne ulubieńcem wszystkich pięlęgniarek 🙂
Zdrowia mu życzymy !
A ja wróciłam z kilkudniowych wojaży turystyczno-wędkarskich
po Pojezierzu Drawskim.Przepastne lasy,rozległe wrzosowiska,
i urokliwe jeziora. Na patelnię trafiły okonie i szczupaki.
Jeden został podany na przystawkę -faszerownany.
Przyrządzony zręcznie przez naszą zaprzyjaźnioną gospodynię,
bo zdejmowanie skóry ze szczupaka wymaga jednak sporej wprawy.
Starej Żabie pomachałam z daleka spacerując po Parku Zdrojowym
w Połczynie.
2b2b
Ze spraw zwierzęcych: dzisiaj, jak roznosiłam owies dla koni (naprzod sypię owies a potem wpuszczam stadko z pastwiska a jak zjedzą to je z powrotem wyprowadzam) w jednym boksie, który został wczoraj nie zamknięty, zobaczyłam rudego kota, który okazał być się lisem. Weszłam więc do sąsiedniego i starałam się lisa namówić, żeby sobie poszedł. Nigdy nie widziałam lisa tak blisko i trochę się bałam, że może być wściekły, chociaż u nas już takich nie powinno być, wyglądał też raczej na zdrowego i miał ładne futerko, choć letnie. Lis nawet zdecydował się wyjść, ale przestraszył się taczek stojących przed stajnią i wrócił do boksu. Potem spróbował jeszcze raz i znowu wrócił. Bez specjalnego przekonania próbował przeskoczyć do dalszego boksu, ale w końcu zdecydował się, wbiegł do boksu w którym stałam i smyrgnął na halę dziurą dla kotów. Zrobił to tak pewnie, że drogę musiał mieć przećwiczoną.
Ciekawe, czego lis szuka w stajni. Może poluje na myszy?
No, wiesz co, Danuśka?! Toć do mnie z Parku Zdrojowego żabi skok, nawet kulawej żaby.
ASzyszu, te zdjęcia Alicji z początku są olbrzymie, ale jak chwilę poczekać to się same zmniejszaja do rozsądnych rozmiarów
Stara Żabo,
Samo się nic nie robi. Twój program – przeglądarka wykonuje tę sztukę zmniejszając obrazek tak aby cały mieścił sie w okienku. Niemniej jednak cała ilość informacii zawarta w pliku od Alicji musi być do twojego komputera przesłana po drucie.
Kiedyś tu jeden z gości wygarnął Gospodarzowi, że jego zdjęcia „ładują się długo” pomimo, ze wizualnie na ekranie były maleńkie. Za parę dni Gospodarz nauczył się i tak juz zostanie mu na całe życie.
Ta wersja zdjęcia od Alicji zajmuje w cyberprzestrzeni około 12 razy mniej miejsca:
http://aszyszkiewicz.data.slu.se/piesek/
Ale miało byc o jabłkach:
Resztki starego wina z jabłek odnalezione po wielu latach w piwnicy (brunatny szlam) nadają się znakomicie do destylacji. Może nawet być przy użyciu starego czajnika i wężyka zwiniętego w kłębek pod lejacą się z kranu zimną wodą.
Stara Żabo- nasza krótka wycieczka do Połczyna była pełną
improwizacją.Byliśmy na spacerze w Szczecinku i stwiedziliśmy,
że Połczyn w zasadzie nie jest daleko i dlaczego przy okazji
nie zahaczyć. Zahaczyliśmy zatem,ale po pierwsze była nas
gromada- 5 osób i pies,a po drugie i najważniejsze nie miałam
żadnych dokładnych namiarów na Żabie Błota.
Ale co się odwlecze….
Tym niemniej zapewniam Cię, że myśłałam bardzo serdecznie o
Tobie w piątek 12 czerwca 🙂
Andrzeju,
u mnie takie coś stoi w piwnicy (normandzkie i angielskie) Jak już trafi do lodówki, to długo nie zabawi 😉
W Anglii też robią niezły cyder, przekonaliśmy się w pubie (cider toczony z beczki), a potem zakupiliśmy w sklepie kilka rodzajów. Nasz Geolog (nie ten, co teraz w Słowenii) z odwiedzin u swojej siostry w Somerset przywozi zawsze kilka butelek twierdząc, że angielski jabłecznik najlepszy na świecie.
Tę siostrę tośmy też odwiedzili w maju. Bardzo interesująca osoba. Swego czasu, w wieku 17 lat, pod nieobecność rodziców uciekła z domu porzucając naukę w liceum i 5-letniego brata, na którego miała uważać 😯 Odnalazła się w Anglii, gdzie zawzięcie realizowała swoje marzenie zostania artystką produkującą dzieła ze szkła. Teraz ma własne atelier z piecami i wszystkimi przyrządami do dmuchania szkła, a z tyłu budynku – ogródek z pomidorami i sałatą 😉
Właśnie dowiedziałam się o istnieniu twittera (opóźniona jestem) i przeczytałam kilka komentarzy, raczej niepochlebnie wyrażających się o autorze. Do myślenia dało mi ostatnie zdanie:
<<>>>>
hi,hi,hi, u mojego siostrzeńca wisiał kiedyś taki plakat: rysunek muchy
i do tego tekst -„jedzcie gówno! 5 bilionów much nie może się mylić!” –
O, wycięło komentarz skopiowany z internetowej „Polityki”! Zostały tylko <<>>, którymi zaznaczyłam cytat, a tego co było po środku nie ma!
Dla jasności: komentujący artykuł użytkownik twittera zakończył swój wpis słowami: <<>>>>
Jeszcze raz spróbowałam i znowu wycięło, no więc zakończył słowami „bo tyle ludzi nie może się mylić”
…jak te muchy?…
ASzyszu, oczywiście, że masz rację, ale ja miałam kiedyś taką znajomą, która przysyłała mi zdjęcia, które się ściągały pół godziny (a wtedy jeszcze płaciłam za czas) a potem, nim nauczyłam się je zmniejszać, dawały się oglądać tylko fragmentami
Tyle ciekawych rzeczy przeszło. Dodam jednak do dyskusji sprzed 2 dni, że piw mocnych nie lubię. Wolę te ok. 5% i czasem takie robię. Ale belgijskie też bardzo lubię. Gdyby tylko nie były takie drogie.
Cydr angielski zdecydowanie mi nie podchodził w przeciwieństwie do francuskiego świetnie wchodzącego przy naleśnikach. Wiem, że podobno bywa angielski doskonały, ale ja jakoś nie trafiłem. Dodam, że dość popularny jest cydr niemiecki znany jako „sekt”. Jeżeli ma od 5 do 8% i kwaskowaty smak, jest to na pewno napój jabłeczny.
Właśnie zjadłam coś w rodzaju 2-go śniadania: wielką kromuchę białego chleba ?Ania wczoraj dokupiła, bo brakowało, a on w środku z waty? Ten chleb nie nadawał się do niczego. Nawet do kręcenia gałek/ I oto taka kromuchę pociągnęłam średnio hojnie masłem i pokryłam połówkami truskawek z odrobinką cukru z młynka na wierzchu. Bardzo smaczne. Najeść się nie sposób, ale do obiadu dożyję. Dzisiaj mielone z sałatą lodową, jako surówką. Wracam do zabawy truskawkowej
O, jeszcze poproszę o radę znawców psiej natury; otóż nasz pies miał do niedawna wielką zaletą – nie był szczekliwy. Czas przeszły. Szczeka na ruszające pojazdy, na wszystkie dwuślady, zaczął olbszczekiwać inne psy i pyskuje na balkonie. Jak zarazę odzwyczaić od twego? Dobrze przynajmniej, że szczeka barytonem, ale niestety, wytrwale
Witam wszystkich !
A do Żaby mam pytanie. Wczoraj byliśmy na spacerze w parku na Kolibkach/ tuż przy granicy z Sopotem/ . Sa tam stare zabytkowe stajnie z mnóstwem jaskółek na i oczywiście konie.Służą one do nauki jazdy i hipoterapii. Były tam m.in. takie trzy w kolorze szarego brązu,matowe.Zaraz pomyślałam sobie ,że Żaba z daleka rozpoznałaby jaka to maść. Były też trzy konie brązowe,z ładnym połyskiem,chyba kasztanki.Czasem takie wiadomości chce się znać.
te szarobrązowe to chyba szara maść….
Dzięki , Andrzeju.
krystyno, te brazowe jakiego koloru mialy grzywy i ogony?
kasztanek:
http://republika.pl/blog_ur_1092462/2213047/sz/kasztanek.jpg
gniady:
http://republika.pl/blog_on_3872225/5021684/tr/gniady.jpg
Palomino:
http://ultimatehorsesite.com/images_colors/palomino6.jpg
Stanisławie- to prawda, cydr i naleśniki to pyszne połączenie !
A odpowiedzi w sprawie szczekających psów też chętnie
poczytam (również casus Piksela).
Cydr… pycha, to było dla mnie odkrycie w Anglii z 1997 roku, nie piwo, nie wino tylko nasamowicie świeży napój z dawką procentów. Szkoda, że w Polsce nie można go kupić…
Chyba, że Państwo mają inne informacje.
Stanisław… zaciekawiłeś mnie tym ‚sekt’ …hmmm w Niemczech nie spotkałam się z wersją cydru, normalnie sekt to ‚szampan’ /wino musujące… Muszę poszukać w sklepie…
Krystyno, odpowiem: nie wiem. Musiałabym zobaczyć choć zdjęcie. Kasztan, taki najbardziej typowy, od uszu do ogona jednolicie rudy jak wiewiórka to na ogół nie problem. Potem zaczynają się schody. Jednolity w kolorze jest jeszcze kary (oficjalnie i naukowo: karej maści), czyli na oko czarny i może być siwy, o ile cały równo wybieleje. Reszta maści jest pełna odcieni i wariacji z kasztanowatą włącznie. Inne geny rządzą umaszczeniem konia, czyli głowy, szyi i korpusu a inne grzywy, ogona i nóg. Np. maść gniada – koń brązowy, podobnie jak kasztanowaty, ale grzywa, ogon i nogi czarne, bułana maść jest rozjaśnioną gniadą (nie mylić z jasnogniadą), koń jest w kolorze jasnej bułki, a grzywa, ogon i nogi jak u gniadego, z kolei taki „żółty”z prawie białą grzywą i ogonem (nogi takie jak korpus) to izabel lub z amerykańska palomino, który genetycznie jest rozjaśnionym kasztanem. Można go rozjaśnić jeszcze bardziej (od taty i mamy) i będzie wtedy prawie biały od urodzenia (gniady też się da tak rozjaśnić, a siwy zawsze urodzi się innej maści, np. gniady a z wiekiem wyjaśnieje). Można by tak jeszcze długo, proponuję zgłębiać temat w Zabich Błotach.
Myślę, że skoro zajmują się hipoterapią to te szarobrązowe to mogły być koniki polskie lub coś konikopodobnego. One zasadniczo są maści myszatej, albo bułanej, albo trudnej do ustalenia (kiedyś się mówiło myszatobułana, ale teraz przepisowo to jest albo jedna albo druga). W obu wypadkach czarne grzywy, ogony i nogi, i czarna pręga grzbietowa.
W zasadzie o tej porze roku konie wszystkich maści powinny się błyszczeć jak (…). Matową sierść mają konie albo chore, albo, ale to na przedwiośniu, konie stale przebywające na pastwiskach.
Zażartowałem sobie. Sekt w zasadzie oznacza wino musujące wytworzone metodą klasyczną czyli szampańską. Ale prawdziwy, nawet niemiecki, szampan produkowany jest z odpowiedniej winorośli (np. chardonay) i ma około 12%. Tymczasem są nienmieckie tanie wina musujące o mocy właśnie 6-8% i smaku podejrzanie przypominającym cydr. Gwoli ścisłości przyznaję, że nie pamiętam, czy na etykiecie mają napisane „sekt”, ale na pewno są napisy sugerujące odpowiednie pokrewieństwo.
ASzyszu, na szaro, to Ciebie zrobili z tym jabolem, no chyba, ze cena jest w koronach czeskich,tutaj z bardzo gornej polki w porywach 5-6 euro, ale w sumie to sie nie znam na szwedzkiej polityce cenowej, moze ten kraj tak ma a ja plote byle co?
ja to bym otworzyl i za Pana Lulka dziabnal, na razie dziabie z beczki naprzeciwko, wieczorem z Echidna wzniesiemy imienniczek i Lulkowe
Sławku,
Na szaro to tu tak wszystkich robią:
http://systembolaget.se:80/SokDrycker/Produkt?VaruNr=5688
Pomidor….
Dawno temu były jeszcze jabłkowite i srokacze i skarogniadea Pyra nigdy nie mogła pojąć, dlaczego za szczyt końskiej elegancji uchodzą siwki.
Sławku,
Z Echidną? Wieczorem?
To poproś ją żeby pozdrowiła ode mnie Wandę…
Pyro one nadal sa. W domu u nas lezala (pewnie jeszcze lezy) spora ksiazka o masciach konskich.
W srokatych sie u nas na wsi jeden chlop specijalizowal. Niewazne, ze lby maja jak smoki, nie jak konie, grunt, ze srokate…
masz jak flaszke u Lulka
wypasione te szwedzkie cenniki, chybabym zszedl z braku plynow, albo o jakiegos Nobla sie staral, coby na plyny bylo
Oczywiście Anglistko, że można w Polsce kupić cydr. I to zarówno importowany z Francji, jak i polskiej produkcji. Pisałem (sporo czasu temu) na naszym blogu i byla ciekawa wymiana zdań, o cydrzez Majątku Sławno. Bardzo dobry. Dorównuje kuzynowi znad Loary. Kupuje go w dobrych sklepach winiarskich ( a prawdę mówiąc w sklepie Dominus w moim domu na Mokotowie).
Ja się zawodowo trudnię opisywaniem koni do paszportów i im bardziej się zagłębiam w zagadnienie tym większa cholera mnie bierze. W tej chwili jest już znany genom konia i zrobienie nowej list maści, wynikającej również z założeń genetycznych, lub przynajmniej uwzględnienie tych możliwości nie powinno stanowić większego problemu. Natomiast nas obowiązuje lista ustalona odgórnie przez ministerstwo i nawet jakbyśmy chcieli napisać w opisie konia to, co uważamy, to program używany do drukowania paszportu tego nie łyknie. Nb. wraz z importem koni ze świata wchodzą nowe geny umaszczenia, których kiedyś w Polsce nie było, lub wyginęły jako niepopularne.
Istnieje gen „srebrny”, który powoduje „wysrebrzenie” grzywy i ogona a także rozjaśnienie nóg. Ale rozjasnia on tylko czarne włosy, więc widoczny jest u karych i gniadych a u kasztanów nie ma wpływu na fenotyp, czyli wygląd osobniczy. W Polsce występuje u koni zimnokrwistych (pewnie z UNRĄ się sprowadził). Taki gniady ma ciemnobrązową sierść, podobnie jak ciemnokasztanowaty a grzywę i ogon z mieszanych włosów srebrzystych i czarnych. Nogi też rozjaśnione. Ogólnie jest wiadomo, że coś takiego występuje, ale przepisowo opisuje się takiego konia jako kasztanowatego lub brudnokasztanowatego. Pół biedy jak nie jest to koń hodowlany, bo mu to nie przeszkadza. Natomiast w hodowli zaczynają się schody. Potomstwo takiego „srebrnego” z normalnym kasztanem może być kasztanowate i wtedy nie ma problemu, ale może też być kare lub gniade. Ogólnie wiadomo, ze dwa kasztany mogą mieć tylko kasztanowate potomstwo, czyli, jeżeli źrebię jest innej maści, to znaczy, że nie pochodzi od tej pary rodzicielskiej. Nijak nie można władzom zwierzchnim przetłumaczyć, że w wypadku „srebrnego” może być inaczej. Mój obecny osobisty kierownik, nie posiada języków obcych i nawet mając rozprawy naukowe na ten temat pozostaję kompletnie bezsilna. Ostatnio co prawda znalazłam w Internecie już polski tekst na ten temat, ale nie podpisany żadnym nazwiskiem.
Dobra, wystarczy tego wylewania żółci..
Srokate przed wojną były źle widziane. Mówiło się, że srokaty to dla Żyda albo woziwody. Do wojska nie kupowali, wyjątek Szwadron Jazdy Tatarskiej 13 Pułku Ułanów, mieli trębaczy na srokaczach.
Nie we wszystkich rasach, nawet kuców, może wystepować srokata maść.
Gen srokatości typu Tobiano (występujący w Polsce) jest genem dominującym (źrebię musi mieć srokatego rodzica), ale w formie homozygotycznej letalnym (podobnie jak gen dereszowatości), natomiast srokatość typu Overo jest uwarunkowana genem recesywnym i musi być homozygotyczna. Takie źrebię może sie urodzić od jednomaścistych rodziców.
Ciekawostką jest, że tylko w Polsce występuje maść srokatotarantowata, nikomu na świecie nie przyszła do głowy taka mieszanka. Może dlatego, że istnieją również księgi stadne wpisujące konie względem umaszczenia (tzw. rasy amatorskie) i czegoś takiego by nie przeżyli.
Sławku,
nie jest tak źle w tej Szwecji. Aszyszowy jabol po dzisiejszym kursie to tylko 6,50 euro 😉 A pomyśl, jak do tej Szwecji daleko 🙄
Żabo, jak taki stworek wygląda? Wydaje mi się, że wszystkie rasy pierwotne, które znany, są kasztanami albo myszowate. Tak mi się coś po łepetynie telepie.
Truskawki przebrane i obrane schną na sitach. Te, które były nieco zgniecione, pokrojone na połówki, przesypane lekko cukrem (śmietana ubita, czekolada posiekana) to będzie jedyny deser truskawkowy w tym roku, nawet tradycyjnych torcików nie robie (swoje w obwodzie i tak mamy)
Przed chwilą miałam smutny telefon – Łukasz, mój Wnuk chce pożyczyć karimatę. Aleks w szpitalu z zapaleniem oskrzeli czy płuc i chce przy nim zostać w nocy. Szpital nie zapewnia rodzicom łóżka ani kozetki.
ASzyszu,
Twoja przeglądarka nie ustawia zdjęcia akuratnie i w ramach? 😯 U mnie naciskam tylko na lupę z minusem i już mam jak trza… A zresztą, o piatej rano człowiek nie wie, jak się nazywa, a co dopiero by się bawił w zmniejszanie zdjęć 😉
Zara je zmniejsze, tylko herbatkę dopiję…
Stara Żabo,
tak jest, to jest lab, ma chyba 5 lat.
Pyro, poproszę znajomą o link, ona ma coś takiego. Pierwotne były bułane – patrz Przewalskiego takie Agutipodobne, czyli gniade.
Szpitale teraz chcą, żeby rodzice byli z dziećmi przez cała dobe, ale nie mają ich gdzie umieścić. W ubiegłym roku moi na zmiane koczowali w szpitalu z Józkiem. Obłęd
na koniach sie nie znam, ale zeby tak korona na pysk i ta karimata do szpitala, nie jest dobrze
OK. Z 1.6MB zrobiłam 122kB . Starczy?
Stara Żabo, wino z czarnych porzeczek jest przepyszne. Bierzesz porzeczki, sok z nich – można dodać wody trochę, cukru i drożdże winne – i jesteś w interesie. Mój Tata robił pyszne, ale dla mnie ulepek za słodki. Ja na 20 litrowy pojemnik (owoce, sok, dopełniałam wodą lun sokiem z jakichś winogron) dawałam 5-6 kg. cukru.
Wychodziło dość wytrawne, a zresztą dosłodzic sobie zawsze można, a rozrzedzać za słodkiego nie radzę.
Gospodarzu ,
Gdzie ja znajdę przepis na Basiną galaretkę z czerwonych porzeczek? Niedługo będą dojrzewać, może zaszaleję galaretkowo?
Poza tym piszecie jak najęci i ja nie nadążam z czytaniem!
Alicjo, pewnie tu znajdziesz ten przepis
http://adamczewscy.pl/?p=1561
Witajcie
Jestem w Meridzie (prowincja Badajos). Kilka drobiazgów z ?Tapas ? Bar? na starówce. Do piwa banalna sałatka warzywna ? zakwaszone pomidory, ogórek, cebula, oliwki. Ale w środku niespodzianka ? mała wędzona rybka. Przyznam się, że to mnie rozczuliło. W karcie ponad sto tapas. Na początek wybieram z jamonem. Złota grzanka nasycona mocnym pomidorowym sosem by zmiękła, na to cienko krojone pomidory a na wierzchu gruba warstwa jamonu. Doskonałe bo jamon świetnie komponuje się z pomidorami (zarówno smakowo jak i optycznie). Następna grzanka z dorszem. Na bułce gruba warstwa ostrego, paprykowego sosu (bardzo gęsty). Na tym dzwonko dorsza nasyconego tak mocno oliwą, że ścieka po palcach. Dorsz słonawo ? korzenny, miękki, wręcz aksamitny. Póżniej kromka pszennej bułki z twardym, owczym serem obłożona anchois (tak się chyba pisze). Ostre i słone ? zachęca na kieliszek wina. Na koniec znów maleńka grzanka ze sporą, marynowaną papryką na wierzchu, którą wypełniono śmietaną z tartym serem, cebulką, i pokruszonymi jajami na twardo. Doskonała kompozycja. Każda z tych miniaturek kulinarnych kosztuje 1,20 euro.
Jeszcze danie kolacyjne ?Magro de Cerdo al. Ajillo?. To hiszpańska wersja popularnego w kraju mięsa duszonego. Mięso od szynki w kawałkach dusimy we własnym sosie. Musi być lekki i nie zagęszcone mąką. Gdy mięso jest miękkie przysmażamy( na złoto) na oliwie 2-3 duże łyżki pociętego w pasterki czosnku i dodajemy do porcji duszonego mięsa ( solidna miseczka). Po 5 minutach, gdy czosnek jest półmiękki jemy – najlepiej o 22.
Sprawozdanie z fiesty w Villafranca i inne przygody na moim blogu. Właściwie o fieście powinno być u Piotra no ale skoro mam blog… .
Smacznego
Dzięki, MałgosiuW,
pozwoliłam sobie nawet wciagnąć do naszych /Przepisów, bo juz tyle mam zakładek, ze muszę wreszcie zrobic z tym porzadek.
Cały czas trzymam kciuki za Pana Lulka, a jak nie trzymam (pranie, pisanie), to przynajmniej posyłam dobre myśli. I za zdrowie będzie o stosownej porze.
Jakieś bydlę zrobiłam (chyba) w konia. Co mi wzeszły ogórki, bydlę przychodziło i zeżerało. No to wsadziłam kilka ogórków do skrzynki, a skrzynkę postawiłam na szczycie drabiny malarskiej, którą to drabinę rozstawiłam na ogródku. I niech mi teraz spróbuje! 👿
Poczytałem Wojtkowego bloga i zastanawiam się czy warto zostawić rodzinę i udawać kogoś kim się nie jest. Po przeczytaniu relacji z trzech dni stwierdzam ,że nie warto.
Rudego żal…
Alicjo sprawę rozwiązała Małgosia W.
Marku, też się nad tym zastanawiałem i podzielam Twoją opinię. Jest mi z tego powodu smutno.
Ah, dzis kupial w sklepie mase pomidorow (znowu) i tylko jablek jakos nie mieli (tzn byly, ale nieladne). Jutro trzeba bedzie sie na ryneczek wybrac i kupic od zaprzyjaznionej pani. A swoja droga jablka tez uwielbiam, choc pomidor nadal stoi na honorowym, peirwszym miejscu.
Przy okazji szukania dokumentu sprzed lat 3 znalazlam oczywiscie mase przepisow spisanych jeszcze wczesniej. Najpierw sie usmiala, z mojego pisma (bylo wiecej zawijasow), potem z komentarzy (moj podzial recept: „da sie zrobic”, „sprobujemy”, „bedzie trudno” i „fajnie smakuje”). Chyba najwyzszy czas zrobic przekladki „juz zrobione” i „jeszcze do zrobienia”.
no i powiedza ludzie, ze ja pisac nie umiem: mialo byc „dzis kupilam”, ale sie oczywiscie kazdy domysli. Po calych tygodniach na klawiaturze, moje palce dretwieja. I nie chca pisac! Przepraszam!
Rudej, Mareczku. Rudy jest Sławków.
quelle,
co sie martwisz – my wszyscy niedługo paluchy stracimy, a przynajmniej czucie w nich odklepania w klawiaturę. Ja w dodatku muszę walić w niektóre 😯
Burza się u mnie rozszalała 🙄
Źródełko – naklep nam , proszę swoje „listy” z podziałem na kategorie. To może być sietna zabawa
Zostało tylko kilkanaście minut do toastu. Pyra gotowa, a Inni?
Alicja gotowa.
U mnie też burza, i ulewa 😯 Nic to. Przynajmniej toast będzie huczny 😉
Pyro, ktorego dnia, dzis, po tylu mejlach, na ktore trzeba bylo odpowiedziec i ktore trzeba bylo wyslac, lapy odmawiaja posluszenstwa. Serio mowie.
Tez gotowa do toastu.
Burzy tu nie ma, za to co chwile obficie polewa. Okropna pogoda. Po dwoch mocnych kawach (gdzie kawy nie pijam) nadal mysle, ze zaraz zasne.
Haneczko,
dedykuję Ci ten alpejski trawnik 🙂
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Congratulations#5347614267246320210
Twoje zdrowie!
ZDROWIE PANA LULKA !
Dobry wieczor!
ja Wojtka podziwiam, mysle, ze decyzja byla nielatwa, a on ja jeszcze dodatkowo literacko spozytkowal…, podziwiam Go, tez bym miala ochote sie wybrac w sina dal…
a moja Mama tez od dzis w szpitalu, tylko nie wiemy, co dalej 🙁 …
ja juz nie mam sily jesc, dobrze, ze choc mam sile o jedzeniu poczytac…
pozdrowienia
Dodaję – zdrowie Mamy Magdaleny!
O, Magdaleno, trzymaj się, nie jesteś sama.
Ja też Wojtka podziwiam i nie rozumiem tych utyskiwań. Wojtek jest dorosły, wie, co robi, a jak nie wie, to po drodze się dowie 😎 Każdy jest w jakimś stopniu kowalem swego losu, a trochę skorupą orzecha na oceanie przypadków…
Zdrowie wszystkich wędrowców życiowych!
Mama Magdaleny włączona w toast. Nagda, Ty się nie wygłupiaj, jedz! Po diabła nam znajoma mogiłka i znajomy pogrzeb? Mamie tym nie pomożesz, a siły stracisz.
Nagadaj jej, Pyro – przecież to chucherko!
Zdrowie wszystkich , którzy zdrowia potrzebują.
Pyro
Tak pomyślałam, że może ten film zainteresuje Młodszą (o ile się nie mylę ma jakieś związki z geografią, chyba, że coś pokręciłam) Nosi tytuł ‚Home’ i absolutnie wart jest obejrzenia (więcej napisałam u Owczarka, jeśli kogoś zainteresuje)
Gorąco polecam
http://www.youtube.com/watch?v=jqxENMKaeCU&feature=related
Zdrowie wędrowców, zwłaszcza tych siedzących w domu 🙂
Dolacze sie do toastu. Zdrowia nigdy za duzo! Mnie tez dzis Tata ochrzanil za niejedzenie (zapominam w wirze pracy). A jesc trzeba! I nie tylko o jedzeniu pisac, ale i zjadac, delektowac sie i w ogole. Ide po pomidory i mozarelke.
Mialam juz dac sobie spokoj z klikaniem na dzis, ale przyslali mi zdjecia z Iranu i sie wnerwilam.
http://www.scholar-online.pl/viewpage.php?page_id=25&c_start=500#c9949
Jak ja sie ciesze, ze w Polsce mozna w zasadzie powiedziec wszystko, co sie chce!
Chciałam i ja także, razem z moja mamą, dorzucić dobre myśli (a wierzę, że te maja dużą moc sprawczą) i życzenia powrotu do zdrowia dla Pana Lulka.
Doczytałam także, że Magdalenie i Jej mamie także przydadzą się teraz dobre i optymistyczne myśli. Życzę Magdalenie sił i owego optymizmu, a mamie dodatkowo zdrowia. Będzie dobrze (wiem coś o tym ? całkiem niedawno ja także miałam powody by bardzo martwić się o zdrowie mamy ? teraz wszystko idzie ku lepszemu).
ja za Markiem …. zdrowia wszystkim,którzy potrzebują … swoje też wypiję wisniówką z przed dwóch lat … 🙂
Jolinku,
Twoje zdrowie! Bywaj częściej i przypominaj o sobie, bo tu jest długa kolejka do toastów i mogą wypchnąć 😀
nemo dziekuję …. 🙂 no fakt dużo nas już przy stole …. 🙂 ale Nasza Pyra pamięta o wszystkich … 🙂 …
Ja te wszystkie zdrowia skonsolidowałam w jeden kufel LECHA, a do obiadu będzie coś czerwonego.
Zdrowie 🙂
Zdrowia, zdrowia i zdrowia! Reszta sie ulozy!
i szczęścia … bo na Tytaniku zdrowi byli tylko szczęścia zabrakło …:)
Zdrowie miłych Jolant!
Zdrowie Pana Lulka!
Dziękuję Żabie za obszerne wyjaśnienia na temat końskich maści.Nie sądziłam,że to taka skomplikowana sprawa,a przecież koń jaki jest,każdy widzi.Przy okazji obejrzę sobie jeszcze raz te konie.
Tymczasem na kilka dni muszę wyjechać do Morąga na Mazurach.Do usłyszenia w piątek.
Życzenia wszystkiego najlepszego dla Jolinka.A jeśli nasza blogowa ALINA obchodzi jutro imieniny,to także wszyskiego dobrego.Alino,odzywaj się częściej.
Oooo, widzę, że Jolinek odezwał się tutaj, to i ja przyłączam się serdecznych życzeń z okazji i bez. 🙂
Niech Ci się Jolinku darzy w każdym życiu, 100 lat! 😀
Dopiero dotarłam, ale na dobre życzenia nigdy nie jest za późno, więc ZDROWIA i smakowitego życia Solenizantkom i Panu Lulkowi, a także Mamie Magdaleny. 🙂
Zdrowia mam sporo. Jeśli jest ktoś w potrzebie i potrafi oddzielić psychiczne od fizycznego to tym drugim mogę się podzielić.
Marek ma racje. Rzadko kiedy klepie w taki sposób. Ale jak ma to ma.
Jak to mówią na Cubie?
`Jest więcej czasu jak życia`
Tak mi się zdaje, ze sporo czasu w życiu przeskakuje się ściemnia zlewa przefantazjuje i nigdy się realnie nie przeżyje.
Nieraz wydaje mi się, ze tylko kiedy schodzę z wody i dotykam oba Achillesy to czuje ze żyję. Wyczuwam ze były wykorzystane mocno i energicznie. Mam wrażenie czucia krwioobiegu w każdym jednym palcu.
Nie trzeba było w ciągu tych paru godzin spędzonych na wodzie zabijać czasu. Każda minuta była w pełni wykorzystana. Niby czynie to samo, ale przeżywam za każdym razem cos innego.
Czy ja wam już klepałem, ze to lepsze od sexu?
…Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma 😉
Za zdrowie wędrowca na szlaku…
Za zdrowie wędrowców na szlaku życia…
Chociaz pozno, ale dolaczam do toastow, a ten Zaby piekny. Solenizantkom wszystkiego najlepszego, a Panu Lulkowi szybkiego powrotu do zdrowia.
Czerwone, symbolicznie, bo jeszcze musze jechac.
Nawet nie wiem co naklepaliscie dzisiaj.
etam, kazden tka po swojemu, nie do nas oceniac, Wojtek postanowil i robi, nie, ze podzielam, ale szanuje wybor, mimo, ze mozg twierdzi inaczej, na dobra sprawe ile wiemy o tym, co zawazylo, wydaje nam sie, ze widzielismy?
Idz Chlopie i daj sobie powiedziec, ze nie jest to droga, ktora bym wybral, pij i czerp i dziel sie, chetnie sie dowiem, czy za tym cos stoi, oprocz pozy zrewoltowanej, do ktorej i tak trzeba miec sporo odwagi, zeby nie powiedziec jaj, mozna oczywiscie nazwac to tez ucieczka, ale w tym miejscu staje juz tylko lustrto, ale dalem, w ogole czemu sie wtracam ?
ASzyszu, oczywiscie przekazalem Wandzie, przyklepala i jedzie jutro dalej
tylko, zeby smaku Wam narobic powiem, ze chwila z Wanda, to jak spotkanie z Chmurka, ulotna, ledwo uchwytna, ale jakze przyjemna, przejeta, zaprzejeta, jednoczesnie wcale niedeszczowa, chociaz, W. ( Z. )nie do konca opinie podziela, wieczor z tych: nie do zapomnienia, polecam, jesli spotkacie Wande i W. ( Z )
nie lubi morskich, uprzedzam, musztarde owszem
Wieczór.
Echidna z Wombatem też wędrują, dobrze, że o Sławka zawadzili, pewnie o innych też zawadzą?
A ja sobie kupiłam zamukanie do roweru, zeby nie ukradli, jak pojadę na przykład za róg po zakupy – bo i koszyk rowerowy sobie kupiłam cudny, a jak 😎
wszystkim bardzo dziękuje za życzenia … 🙂 … miłego dnia chociaż pogoda byle jaka …. 🙁
U nas nadal pogoda butelkowa.