Zgadnij co gotujemy?(134)
Wystawiam na pożarcie kolejny egzemplarz „Wędrówki po stołach Europy”. Robię to z przyjemnością ponieważ wiem, że pójdzie w dobre ręce czyli takie które potrafią tę książkę praktycznie wykorzystać. I przy okazji doceni nasz trud, a może jeszcze powie jakieś dobre słowo. To dla autorów najważniejsze – radość Czytelników i życie książki. A nasze żyją wówczas gdy się ich używa w kuchniach. Kuchniach Europy!
No to do roboty. Dziś pytania są następujące:
1 Jedyne polskie odznaczenie za osiągnięcia kulinarne (czy szerzej mówiąc – gastronomiczne) nosi nazwisko lekarza, który w pewnym czasie pracował w instytucie Pasteura – kto to taki?
2 Gdzie odbywają się kucharskie i cukiernicze mistrzostwa świata i olimpiady oraz pod czyim są patronatem?
3 W pewnym weneckim barze jego szef ratował anemiczną księżniczkę karmiąc ją wymyśloną przez siebie potrawą, którą nazwał imieniem malarza – jaki to bar i jak nazywa się danie?
Odpowiedzi już gotowe, to proszę wciskać klawisz komputera z napisem: „wyślij” i niech leci do internet@polityka.com.pl A ja tu czekam z listonoszem. I zaraz wysyłam naszą książkę opatrzywszy ją w dedykację i autografy.
Komentarze
Wysłać, wysłałam; czy odpowiedzi poprawne – nie wiem. Komputer nam się buntował, 3 razy Ania resetowała i nastrój nam zepsuł dokumentnie. Teraz zabieram wychowanka na przegon – musiał czekać, aż wyślę zagadki
Witam, tylko Pyra się odezwala?
Ja nawet nie próbuję poszukać baru w Wenecji, bo latam za zwierzętami,
pa, pa, chwilowo!
1bb1 – ale ładny!
ta stodoła bez dachu, w tle święconych jajek, to była owczarnia spółdzielcza. Spółdzielnię ktoś kupił, zrobił tartak, a dach zdjął, żeby nie płacić podatku od budynku. Czy to ma sens?
Witam,
pierwszy raz występuję w roli komentatora na tym blogu, choć wielbicielką pana Piotra jestem od dawna. Ale żeby na początek trafiły się takie pytania – to nie fair…
Dziękuję za wczorajszy program radiowy o wędzeniu. Nabrałam szalonej ochoty, żeby sobie coś w dymie osmalić. Pamiętam łososie wędzone przez mojego tatę, kupowaliśmy taką rybę rano nad morzem od rybaków – prosto z łodzi (łosoś bałtycki, nie norweski) i grzaliśmy z nią co prędzej do Warszawy, żeby umieścić w beczce. Smak nie do opisania, zjadaliśmy od razu, na ciepło. Chyba muszę się zebrać na odwagę i spróbować.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich smakoszy i – niestety – wracam do pracy.
Wiem, że nic nie wiem, … albo niewiele. 🙁
Witaj Urszulo – praca rzecz święta, ale miejsce przy stole już Ci zrobiliśmy i zawsze będzie na Ciebie czekało. Wpadaj, kiedy tylko możesz; im nas więcej, tym weselej.
Stara Żabo – kiedy już wszystko w naszym kraju będzie miało sens, to po pierwsze primo, nie będzie to już ten sam kraj, a po drugie primo, co z nami bezsensownymi obywatelami? Kto nas przygarnie?
Droga Pyro, obywatele w Polsce nie sa tacy bezsensowni, Polacy w przeciwiwnstie do kraju osciennego pracuja, jezdza, zalatwiaja, sprzedaja i sa czynni, moze sa ta zalety kraju bez rozleglej socjalnej sieci, ktora daje wegetowac. Sami sie przygarniajcie bo jestescie kreatywni.
Witam serdecznie Urszulę i zachęcam do wspólnej zabawy w quiz. Nie ma bowiem jeszcze bezbłędnej odpowiedzi. Trudnosci przysporzyło zwłaszcza drugie pytanie, które wydawało mi się bardzo łatwe. Czekam więc nadal. Poprawki tez mile widziane.
Odnosnie jaj, rozsadzilam sobie na balkonie pomidory pt. bycze jajo czyli bycze serce. Wypuscilam krolika na pokoje, zeby sobie polatal reszte zwierzyny tez oporzadzilam.
No to spróbowałem! A co? 😉
Są kłopoty z obfitością mości Gospodarzu. Dopiero co był wielki konkurs (olimpiadą nawet nazwany) w Hiszpanii, teraz w Ekwadorze, poprzedni w Nicei, o szwajcarskim nawet nie wspomnę. Środowisko żyje od konkursu do pokazu, od olimpiady do targów itd. Nie mam zdrowia do tych zabaw z kucharzami.
Nadal nie ma zwyciężcy. A o tych mistrzostwach świata i kucharzy, i cukierników pisałem parokrotnie. Polscy cukiernicy święcili w tym mieście nazywanym często europejską stolica smaku wielkie triumfy zdobywajac medale. A patron konkursu wciąż żyje i nadaje ton w tej kulinarnej symfonii. Czekam nadal!
Pytanie drugie jest nieprecyzyjne, bo olimpiady odbywają się w Niemczech, mistrzostwa we Francji, USA, Luksemburgu itd. Ja mam swoje przypuszczenia, że chodzi o pewnego francuskiego Pawła, ale książkę już mam 😉
Proszę bardzo oto doprecyzowanie pytania drugiego: najbardziej prestiżowe mistrzostwa, najwyżej cenione przez profesjonalistów, od lat odbywające się w tym samym mieście i w tytule noszące nazwisko (żyjącego i działającego na niwie gastronomii) patrona.
Machnęłam ręką na kucharzy i zadumałam nad obiadem. Rozmroziłam kawałek łopatki – ca 60 dkg, a ona wcale nie piękna. To taki kawałek od wytrybowanej kości – niezbyt zwarty, średnio chudy, chyba na zmielenie; ale montować maszynerię dla jednego kawałka mięsa? Nie chce mi się Wymyśliłam, że pokroję dość drobno, usmażę w krótkim sosie, a potem zmieszam z warzywami z patelni i przyprawię pikantnie z nutą orientalną. Może być?
Poprawki, doprecyzowania i blogowe przepychanki zachęciły Małgorzatę z Białegostoku do debiutu quizowego. Pani Małgosia czyta nas systematycznie i od dawna ale nigdy jeszcze nie komentowała życia blogowego. Start okazał się udany. Książka znalazła właścicielkę. Gratulacje!
A odpowiedzi są dziś nastepujace;
1 -Edward Pomian-Pozerski;2 – W Lyonie pod patronatem Paula Bocuse (Bocuse d’Or); Harry’s Bar i carpaccio.
Ostatnia książka – za tydzień.
Pyro,
od ilu kilogramów opłaca Ci się mielić? Ta łopatka to świńska? Zjadłabym, co ugotujesz, bo u mnie dziś na obiad jogurt z rzodkiewkami i ewentualnie odsmażone młode kartofelki. Jestem dziś sama i mam od groma roboty. A najgorsze, że „nie mam co na siebie włożyć” na tę niedzielną konfirmację 🙁 zapowiadają piękną pogodę i ciepło… Na brzydką pogodę miałabym co. Chyba ruszę w rejs po sklepach 🙄
Gratulacje dla Małgorzaty z Białegostoku! 🙂
Gratulacje dla Małgorzaty i szczypta zdrowej zawiści.
Nemo – maszynka stoi w kartonie w Pyry pokoju w szafce komody. Żeby mielić mięso, trzeba wyciągać karton, maszynę, mielić, myć, suszyć, chować. Pyra jest leń, więc kiedy zakupi więcej mięsa to za jednym zamachem uskutecznia – mielone, pasztet, biała kiełbasę i ew. mięso gotowane na forsze. Cały ten urobek pakuje potem w pudła i do zamrażarki. U Haneczki maszynka stoi w podręcznej szafce w kuchni cały czas do dyspozycji, a u mnie się w kuchni nie mieściła. O.
Ja mam tylko ręczną maszynkę do mielenia, w szafce kuchennej, za innymi rzadko używanymi gratami. Ostatnio chyba mieliłam wątrobę i boczek na pasztet, bodajże w grudniu…
Wieszam ostatnią partię prania i ruszam na zakupy. Jutro święto, więc pewnie będą tłumy, a sklepy otwarte tylko do 17, jak w sobotę 🙁
Dzień dobry…
czy wy nie możecie być ciszej?! Ledwie człowiek przyłoży głowę do poduszki, zaczynają się pogaduchy.
Nemo,
jak masz maszyne do szycia, to mam pomysł na szałową kreację, przy której z 10 minut roboty, tylko kawałek szmaty w ulubionym kolorze trzeba kupić, tak ze dwie długości wysokości.
Patent afrykański… musze opracować graficznie i wam panie i panienki sprzedam za darmo na blogu 😉
Alicjo – patent koniecznie.
W międzyczasie zmiana planów obiadowych : mięso będzie jutro, a dziś pyry z gzikiem!
Śliczne malutkie ziemniaczki kupione, twarog śmietankowy też, młoda cebulka ze szczypiorem i koperek. Ech, lubię wczesne lato.
Pyro,
dobry pomysł obiadowy, do tego maślanka albo kwaśne mleko – nic wiecej do szczęścia nie trza!
Jesli chodzi o maszyny wszelakie elektryczne to mamy na stanie :
– do szycia marki Łucznik,póki co nie działa,
ale ma prawo, bo lat ma chyba ze 30.Kupiona jeszcze
przez mojego Ojca.Obsługiwał ją osobiście.Mama nie chciała.
Może oddamy do muzeum,albo na złom.Walizkowa,ciężka strasznie.
-do wyciskania soków z cytrusów – moja ulubiona.
Działa, mało skoplikowana w myciu.Nie zabiera dużo miejsca.
-do mielenia mięsa – zabiera sporo miejsca, ale przydatna,
chętnie używana przez Osobistego. Dostaliśmy w prezencie.
-robot kuchenny wielofunkcyjny – w częstym użyciu,przydatny
niezmiernie
-opiekacz do kanapek – też prezent. Używa dziecina. Szczególnie
jak przyjmuje swoich gości. Ale nie tylko.
Alicjo,
Tak,czy inaczej patent na sukienkę może się przydać.
Może skłoni mnie do nabycia nowej maszyny do szycia.
Dzis u mnie europejsko (nic nowego, tyle ze temat wyborow sie pojawil na wkladzie w Europe), a dla odmiany ide po szescioletniego D., by go z przedszkola odebrac, w koncu jestem ulubiona i ukochana ciocia, wiec pojdziemy na plac zabaw szerzyc chaos i zabawe. A pozniej znow praca. Kwestie kulinarne pozostawione sa Mamie, dzis zrobila pomidorowke i bedzie jakies mieso (niespodzianka). Kwasnego mleka brak, za to byly kwasne jablka.
O, ja też mam Łucznikowego grzmota. Ostatnio używałam chyba jak syn był w przedszkolu (a syn w maju skończył 22 lata). Nie wiem czy działa. A maszyn kuchennych nieużywanych też trochę. Przede wszystkim frytownicę, otrzymaną w prezencie i użytą jeden raz! Wyjątkowa niepotrzebne urządzenie. Sokowirówkę kupioną 20 lat temu w Moskwie, kiedyś bardzo często używaną, a teraz gdzieś w piwnicy. No i szatkownicę. Wypatrzyłam coś, co wydawało mi się super w internecie. Namówiłam swoją siostrę, żeby mi to sprezentowała. No i dostałam. Długości ma z metr, szerokości ze 30 cm. 10 wymiennych noży! Do jakiejś garkuchni co najmniej. A ja myślałam że to będzie zgrabne maleństwo, które schowam do szuflady.
A ja mam Singera po Teściowej. Ma jeszcze rachunek za nią – stąd wiadomo, że z wiosny 1939r. Jeden z ostatnich modeli chyba na napęd nożny. Lakier na częściach metalowych czarny, pięknie zdobiony złocisto – zielonkawym wzorkiem, szafeczkowa, służyła raczej do lekkich materiałów. Uwaga – wielofunkcyjna. Jest do niej książeczka z instrukcjami i kilkanaście stopek – można na niej szyć, pikować, naszywać koronki i lamówki. Tyle, że ja nie potrafię. Szyć „prosto” i owszem, reszta nie dla mnie. Ostatnio od 20 lat nie używana i nieco dostała w kość, bo służy jako stolik do kwiatów. Ma NIECO LUŹNY PAS TRANSMISYJNY, ALE SKĄD JA SKÓRZANY PAS DOSTANĘ?
Ja chcę, ja chcę! Znaczy patent na sukienkę! Znaczy, poproszę! W ubiegłym roku (oj, to chyba był koniec 2007) w ramach promocji, w małym sklepiku na Marszałkowskiej tuż koło dawnej redakcji „Życia Warszawy”, wymieniali (za dopłatą, ale podejrzanie niewielką) stare maszyny do szycia na nowe. Zatargałyśmy z siostrą dwie: jej starego Łucznika i jeszcze jakowąś drugą. Przemiła pani wzięła obie, tylko powiedziała, że z powodu natłoku chętnych trzeba będzie dłużej poczekać na takie możliwie proste modele – mi wystarcza, żeby maszyna szyła i robiła zygzak, haftować nie muszę – bardziej skomplikowane i droższe były od ręki. Naprawę promocja była tak korzystna, ze nie bardzo chciałam w nią wierzyć, alternatywą było wywalić obie maszyny na śmietnik, więc nawet gdyby nam powiedziano, ze z całej sprawy nici, też byśmy się specjalnie nie obraziły. Tymczasem za trzy miesiące dostałyśmy (płacąc ułamek ceny) dwie nowiutkie maszyny. Proste, ładnie szyjące i całkiem mocne, bo bez zahamowań można podszyć nogawki jeansów.
Tylko ja mam jeden problem. Przyznam się, na blogu mogę. Otóż kiedyś nabyłam maszynę Singera, całkiem przyzwoitą, już używaną, choć wyglądającą na zupełnie dziewiczą. Znajomy krawiec-mechanik mi ją wyregulował i szyłam sobie nią (na niej?) radośnie a to firanki, a to obrębiałam to i owo. Niestety zaczęto ją ode mnie pożyczać i w koncu doszło to sytuacji, że pokornie pytałam się pożyczającej: „czy mogłabym na trochę wziąć moją maszynę, oczywiście jak nie masz nic pilnego do szycia?” W końcu ja jestem samotna a ludzie mają liczne rodziny. Po pewnym czasie, kiedy zwrócono mi uwagę, ze rozregulowałam odpożyczoną maszynę i mąż pożyczającej stracił wiele czasu, żeby ją naprawić, tak się wściekłam, ze przestałam prosić o zwrot, spisująć ją na straty w ramach współżycia sąsiedzkiego.
Jak dostałam nową maszynę, przez długi czas (miałam i tak nogę w gipsie) trzymałam ją nierozpakowaną, co by się nie wydało. A potem, po każdym użyciu, nieomal konspiracyjnym, chowam ją do pudła i do szafy, żeby się w oczy nie rzuciła. Sytuacja jest o tyle głupia, że kiedy niebacznie pochwaliłam się materiałem na nowe zasłony, obecna użytkowniczka starej maszyny, z pewną dozą nieśmiałości, oświadczyła, że już wie gdzie można oddać maszynę do naprawy i niebawem to zrobi, bo pewnie będzie mi potrzebna co by te zasłony uszyć. Na razie nie mam karniszy i jeszcze do zjazdu pewnie nie uszyję, ale co mam powiedzieć jak już uszyję?
Że siostra mi swoją pożyczyła? Ja tej starej już nie chcę, ani nie potrzebuję, ale jak powiem kobicie – zatrzymaj ją, bo ja już mam nową – to się pewnikiem poczuje dotknięta, w końcu ofiarowuję jej stary rupieć.
No, i jak z tego wybrnąć? A jak będzie na jeden, jedyny raz, chciała pożyczyć tę, niby siostrzaną, bo ma coś delikatnego do zeszycia?
Podobną historię z maszyną i swoją kuzynką miała moja Babcia. Otóż Babcia miała taką ręczną maszynę na korbkę, która jeszcze szyła łancuszkiem. Był to Babci prezent ślubny. Jej kuzynka też kilka lat później dostała podobną maszynę. Kiedy miała zszyć coś grubego i trudnego, przychodziła do mojej Babci i prosiła o pożyczenie maszyny. Babcia pytała, czy jej się zepsuła? Nie, ale moja jest nowa i nie chciałabym jej zepsuć szyjąc dywan!
To ja już nie skomentuję.
A ja zaraz wyfruwam z pracy i pędzę na bazar przy Wiatracznej nabyć porcję mięsiwa prosto z pieńka. I pewnie skuszę się też na prawdziwą tradycyjną kaszankę. I szyneczkę tradycyjnie wędzoną. Poezja.
Bardzo bym chciała zobaczyć sukienkę, o której mowa. Opis brzmi obiecująco.
Pyro, moja Mama ma taką starą Singera, tyle, że pewnie już powojenną. Była nożna, ale mój Tato przerobil ją, doczepiając elektryczny silniczek. Z braku prądu można używać jej w wersji podstawowej. Szyje nadal wszysko: od batystów do dywaników. Może zamiast skórzanego pasa można dobrać jakiś wązki klinowy? A skórzany można skrócić, dyć.
Dziennik pl publikuje „kwiatki” w maturach z polskiego (np : „Kochanowskiego nie uspokoił Tren IX i napisał jeszcze dziesięć. Albo : Tadeusz podszedł do Zosi z ptakiem w ręku. Zosia siedziała napłocie i bawiła się ptakiem Tedeusza”) Otarłam łży z oka, wracam na blog, a tam masznowy tekst Starej Żaby! Czy Ty chcesz, żebym zeszła nagłą śmiercią?
U nas obiad też młode kartofelki oraz wczorajszy okoń
nilowy. Był spory płat, nasz Osobisty Spec od ryb przyrządził
w sosie pomidorowym,zapiekany w piekarniku.
Chętnie odgrzejemy i trochę mocniej doprawimy.
Od dzisiejszego wieczora do piątku nasz Wędkarz
Kochany siedzi nad Bugiem i czeka na wielką rybę.
Oby się doczekał,to nie będziemy ryb w sklepach kupować !
albo posmarować czymś przeciwślizgowym
Te literówki, to ze śmiechu – wszystko się we mnię trzęsie. Żaba – jak mi zaszkodzi, to z piekła nie wyjdziesz.
Pyro, w życiu nie chcę! To naprawdę jest dla mnie poważna sprawa, bo stosunki sąsiedzkie na wsi są nader zawiłe. Zwłaszcza, ze ja jestem samotna kobita i potrzebuję pomocy męskiej, jak by to nie zabrzmiało.
Nie pamiętam, żeby Tadeusz Zosi jakowyś drób przynosił, chyba mam szkolne braki.
Ktoś może zacytować? Nie mam „Pana Tadeusza” pod ręką.
Dziewczyny,
czy potrzeba wam rysunku do tego patentu, czy mogę lecieć po słowach?
Słownie to tak – kupuje się materiał szerokości jak co komu pasuje (dla mnie tutejszy standard 90cm) i oczywiscie ta podwójna długość, bo sukienka ważna nie tylko z przodu, ale i z tyłu. Składa się szmatkę na pół, rychtuje się otwór na głowę (najprościej wyciąć nożyczkami), a po bokach zszywa się na tyle, żeby zostawić otwory na ręce, a reszta według wymiarów biustu czy bioder – co większe. Nic nie obcinać, żadnych wykończeń, te wiewające po bokach wachlarze mają zostać jak są, bo to dodaje całosci uroku i maskuje pewne niedociągnięcia figury tu i tam, w talii za dużo, w biodrach za mało czy odwrotnie. Można ciachnąć materiał nożyczkami pod rękawami, ale niekoniecznie.
Prostokącik, złożyć, wyciąć, dwa szwy po bokach…
Przepraszam, ale …zakrztusiłam się 😉
„Telimena zarzuciła swe łabędzie piersi na ramiona hrabiego”
Łabądki maja piersi?!
Ja mam dwie maszyny do szycia: Singera sprzed Rewolucji Październikowej i nowoczesną Berninę, co nawet automatycznie obrębia dziurki od guzików i jak się jedną zaprogramuje, to następne szyje już sama. Ostatnio cerowałam namiot po wakacjach, bo zamek zaczął puszczać na szwie. Ten stary Singer jest na korbkę, babcia dostała go od brata z Ameryki. Szyła na nim moja Mama i ja, a wyjeżdżając do Szwajcarii zabrałam ze sobą z sentymentu, bo tu kupiłam sobie nowego – elektrycznego, a po kilku latach – Berninę. Na tym drugim Singerze szyje dotąd moja przyjaciółka, w ciągu 30 lat był raz w naprawie 😯
Żabo,
jedyną szansą na uniknięcie konfliktu i zachowanie dobrych stosunków jest oświadczenie wszem i wobec, że oto masz nową maszynę do szycia, która nie będzie nigdy opuszczała Twojego domu. Punkt. Bez żadnych tłumaczeń, uzasadnień itd. Jeśli ktoś napomknie o tej starej, wypożyczonej, odpowiedz z rozbrajającym uśmiechem, że kompletnie zapomniałaś o jej istnieniu. I zmień temat na neutralny 😉
i przy szyji też nie odszywać?
Ależ dramatyczny przebieg miał dzisiejszy konkurs! Gratulacje dla Małgorzaty. 🙂
Z tych maturalnych ‚kwiatków’ to już rano się obśmiałam do łez – na blogu Owczarka był sznureczek. Najbardziej mnie zachwyciło o Zosi: „uciekła jak motyl śpiewając w podskokach” – będę używać! Niezłe też o Telimenie, która „zarzuciła swe łabędzie piersi na ramię Hrabiego”. 😆
Łajza minęli. 🙂
Mój Pan Tadeusz stoi pod sufitem na zesłaniu, aż znowu czyjąś lekturą będzie. O ile mnie pamięć nie myli , to ptak gołąbkiem ci był, czy inną synogarlicą.
Stosunki sasiedzkie na wsi sa zawile jak pisze Stara Zaba Pani na Zabich Blotach. Stara Zabo powiem Ci tak. Nic nie rob tylko opowiadaj nam dalej swoje historie bo czyta sie je lepiej niz opowiesci Londona (a ja Londonem bylem zafascynowany wiec to komplement duzy). Ta historia z jajkami byla fascynujace a historia maszyny do szycia rownie zajmujaca. Mam nadzieje ze masz w zapasie takich historii co nieco i sie z nami podzielisz.
A z konkursem bylo dzisiaj swietnie. Jak tylko nie da sie wyklepac odpowiedzi w laptopie to wiedza siada 🙂 Drugi raz sie to zdarza od mojego zagladania i drugi raz swietna zabawa. Dzien sie dobrze zaczal, konkurs, zabia maszyna … ech chce sie zyc.
Babcia musiała brać ślub w okolicy 1910-11 i z tego czasu była maszyna. Nie wiem gdzie się podziała, ale na pewno do ostatka działała. Kręcenie korbką uważałam za duża nagrodę, swoją drogą u Babci było mało rozrywek dla dziecka.
Oczywiście najprościej jest sprawę postawić jasno, że nie pożyczam i już, ale to jest wieś i ja też czasem muszę coś pożyczyć. Czasem nawet traktor. Teraz i tak mniej się maszyn pożycza niż kiedyś. Dużo rozsądniej jest wycenić usługę w złotych i potem się rozliczyć, ale to się w polskiej mentalności nie mieści, no, może z trudem się przebija. Kiedy maszyna była rzeczywiście prosta i dawała się naprawić samemu lub u kowala to sprawa ewentualnej szkody była łatwa do oceny. Jak weszła elektronika i maszyny są skomplikowane to nie wiadomo, czy przyczyną jest zmęczenie materiału czy nieudolność użytkownika i jaki jest jego udział w szkodzie.
W sprawie odpowiedzi wymijających mistrzynią była moja Mama. Kiedyś zapytana na przyjęciu w ambasadzie norweskiej dlaczego Polacy tak niechętnie rozmawiaja o polityce? odpowiedziała: o, jakie tu są duże okna, ogrzewanie musi sporo kosztować. Pewnie wzięli ją za idiotke, a może zrozumieli?
yyc, jako żaba się mocno rumienię, bo na Londonie się wychowałam
Alicjo, łabądek też drób to i biust posiada.
To jak z tym wycięciem na głowę?
Miałam kiedyś taką suknię z ręcznie malowanego milanówka, tylko miała wszytki na biust. Strasznie śliczna była, ale pranie jej nie służyło.
Żabo,
dobre stosunki sąsiedzkie są nie do przecenienia, ale myślę, że pewne granice istnieją, a ludzie akceptują wiele, jeśli zostaną w odpowiedni sposób poinformowani. Gorsza sprawa, jeśli chce się coś ukryć, bo masz wtedy dyskomfort, a ponieważ nie masz wprawy w potajemnych praktykach, to sprawa się i tak wyda i wtedy wyjdziesz na wredną sknerę i nieszczerą osobę. Więc lepiej od początku ustalić reguły gry lub dać sobie wejść na głowę, co jak widać jest już i tak regułą 😉
Kochani, a czyż ten tekst o Tadeuszu z ptakiem ręku nie dowodzi czystości panieńskiej autorki? To my zepsute stare ciotki się z tej naiwności natrząsamy!
Nemo, masz 110% racji.
Wy mi tu z maszynami nie wyjeżdżajcie. Alicja, jako kobieta pracująca („żadnej pracy się nie boję”) robiła i takie rzeczy, szyła, a jakże, u Helenki w sklepie. Znamy się na singerach i tych innych szalejących szyjących maszynach 😉
Używamy BROTHER (o, brother! 😯 )
U Helenki w sklepie – tu Helenka, a swetery to ja ją nauczyłam, jak robić…
http://alicja.homelinux.com/news/Helenka.jpg
Swoja droga, nie cierpię szyć, ale jak trzeba, to się sprężę, my ze szwagrem po pijaku nie takie rzeczy robili (jak mawiał bodaj Himillsbach, albo ktoś z tej bandy)
Zabo czy to ten „bezposredni” sasiad, ktory mi powiedzial, iz mam okropna, tandetna kurtke, pozyczyl od Ciebie ta maszyne?
…morąg… no niechby taki sąsiad trafił na mnie z komentarzem o tandetnej kurtce albo czym tam ubiorowym. Zabiłabym go wzrokiem – nie ma nic do powiedzenia, to niech spada na chójke! A nawet nie, bo chójka to miejsce dla uprzywilejowanych, a nie durnych.
Dla zainteresowanych tutaj jest inna maszyna.
W czerwcu, po wielu opoznieniach, Boeing planuje probny lot najnowszego samolotu o nazwie Dreamliner. Zwiedzanie hali jest dostepne dla wszystkich. Jest tylko jeden warunek. Zadnych zdjec.
Zalaczone zdjecia, opublikowane przez Boeing, nie oddaja rozmiaru budynku, w ktorym sa skladane samoloty. Zdjecie #8 to wlasnie hala, gdzie sie znajduje kilka (!) samolotow Dreamliner.
http://www.seattlepi.com/photos/popupV2.asp?SubID=4796&page=1>itle=Media%20tour%20of%20Boeing%20787%20control%20center&pubdate=4/30/2009
Nemo, kiedy kilkanaście lat temu mój mąż dał w długą (jako pilot po prostu odfrunął) zostawiająć mnie na włościach bez pieniędzy, za to z długami i z obietnicą, ze jego w tym głowa, zeby mnie banki zniszczyly (prawie mu się to udało), musiałam zabiegać o pomoc sąsiadów i, niestety, ustawić się w takiej pozycji, zeby to oni mieli z tej pomocy korzyść. Pomóc bezinteresownie można raz, no, dwa razy, ale nie stale.
Do tego wtedy miałam mleczne krowy, chyba najbardziej pracochłonny i wiążący kierunek w rolnictwie. Najęcie pracownika, mimo rozpadających się w okół PGRów kompletnie niemożliwe.
Często się zastanawiam, dlaczego coś robiłam w taki a nie inny sposób, bo logiczne było by zrobić inaczej, ale dopiero po przypomnieniu sobie dokładnie sytuacji w jakiej musiałam podejmować decyzje, zaczynam rozumieć moje własne postępowanie.
Kiedy zaczynałam gospodarowanie miałam owce rasy pomorskiej. To takie owce ni z mięsa ni z pierza. Teraz już wyglądają inaczej, ale 30 lat temu to była rozpacz. Przez dziesięć lat przerabiałam te pomorskie na jakieś bardziej mięsne i przydatne do sprzedaży. Jak mi się to udało, to owczarstwo w Polsce upadło. Nie tak dawno sama się zaczęłam zastanawiać, dlaczego ja się w te pomorskie ubrałam? I doszłam. Żeby dostać kredyt na kupno gospodarstwa trzeba było być gospodarstwem specjalistycznym, żeby być gospodarstwem specjalistycznym trzeba było mieć owce zarodowe, a jedyne dostępne zarodowe dla rolnika to były właśnie pomorskie… i tak prawie we wszystkich dziedzinach
Nie, Morąg, ten mi kiedyś nie chciał pożyczyć ciągnika, bo swoje siano już sprzątnął i ma niedzielę. A z jego żona siedziałam kilka lat na studiach :(((
Skoro mowa o maszynach do szycia to tu sa zdjecia samolotow 🙂 Takie skojarzenia – czy wy tu za duzo nie polewacie przy tym stole?. Moze ktoras z umiejacych szyc wydzierga cos na skrzydelkach „Dreamlinera” co to sie biedny spoznia tak, ze LOT sie w koncu rozleci zanim dreamliner do niego doleci. U mnie pada trzeci dzien co jest dosc nietypowe. W miejscowosci Black Diamond jakies 15km na wschod od rogatek Calgary spadlo 5 cm sniegu, do nas szczesliwie juz doszedl jako deszcz.
Alicjo zabijac wzrokiem go sie nie oplaca, bo przy krnabrnej, poza domciem postawie tego faceta, mozna sobie wzrok nadwyrezyc a facet tego niewart.
Nie kazdy jest taki jak Jerzor, prosze mu przekazac, ze potwierdzilysmy z Pyra, ze „Jerzor jest marzeniem szesnastolatki” – formulowala Pyra ja przytakiwalam zupelnie sie z tym zgadzajac.
Dopraszasz się o ekspertki od dziergania, yyc?! W Kanadzie nie ma lepszych, oczywsiście 😉
http://alicja.homelinux.com/knitart
Morągu z Pyrą – zapomnijcie. Mój ci on jest!
…własnie się waham, czy przekazać, bo się facet wbije w te tam…no, woda sodowa do głowy.
Jak koniecznie przykażecie, to przekażę 😉
O właśnie. Trzeba przerobić stronę na nową, przeciez to stuletnie prawie.
No, nie jestem pewna czy „marzenie szesnastolatki” to komplement…
Dla mnie kazdy facet powyzej dwudziestki to był stary dziadek, kiedy miałam 16 lat.
Alsa, to chyba komplement w stronę Jerzora i dlatego się waham… 😉
Alicja a nie poznalas go w wieku kolo 16-tu lat, skoro tak to marzenie sie zrealizowalo. My z Pyra mozemy sobie komplementowac, nie jestesmy szesnastolatkami i nie mamy zamiarow co do J.
Oj, zapomniałam dodać 😉 przy poprzednim wpisie. Tak sobie pomyślałam, że to może oznaczać, że bardziej dojrzałe panie już nie marzą o J. 🙂
Ale to taki żart miał być, a wyszło mi, jak zwykle…
a tutaj cos o Misiu, MisiuZnowuMaszPryszcze
http://pitupitu.tivi.pl/57494,ogladaj_wideo,odcinek_61_pryszcz_psychosomatyczny.html?utm_source=HP_box_Gazeta.pl&utm_medium=HP_box_Gazeta.pl&utm_campaign=MisiuZnowuMaszPryszcze
Dorwala mnie od wczoraj grypa. jak djabel soltysa. Nie jakas tam zagramaniczna tylko nasza, miejscowa. Koncze, zeby zanadto nie rozsiewac wirusów.
Pan Lulek
Alsa… 😉
Misiu musi schudnąć. To oczywiste.
Jak młode laski do mnie wczoraj przyszły to też czułem się młodo. Na czole mam czerwone , ale nie wiem czy to pryszcz , czy komar mnie użarł…
Panie Lulku,
niech Pan rozsiewa, to żadne grypy, tylko normalne przęziebienie albo-li co, mnie też łamie. Czyli naokoło świata to paskudztwo lata.
Taka pora roku, ot co!
Stara Żabo i yyc!
Ja Londona uwielbiałem i wiele z nich w dalszym ciągle cenię, ale mam swoją książkę – ulubienicę – to jest „Bellew Zawierucha”.
I tez taka, ze inni maja pryszcze.
Panie Lulku nie rozsiewaj tylko zalecz miodkiem lub pigwowka
http://www.pitupitu.tivi.pl/57272,ogladaj_wideo,odcinek_52_meski_wabik.html
E tam, idę na piwo…
Torlin ja tez…i miedzy innymi jajczany interes mi sie przypomnial czytajac Starej Zaby opowiesc o jej pogoni za jajkami do malowania 🙂 A z tymi jajkami u Londona to oparte na prawdziwym wydarzeniu a Zabie poszukiwania odpowiednich jajek jest rownie interesujace i London by lepiej nie wymyslil 🙂
😉
http://www.youtube.com/watch?v=hTFF0-djjtE
Alicja szaleje a Jerzorowi nic nie powiedziala…….
Ja?! Ja niewinna lelija, a Jerzu powtórzyłam, powiedzialam i nawet zaśpiewałam (a co!) wbrew zdrowemu rozsądkowi, wcale nie szaleję, tylko przygotowuję obiad mężu, a on mi (telefonicznie teraz właśnie), ze za 40 minut będzie, właśnie sie był wyprał i za 5 minut wskakuje na rower. Tchu mi zabrakło, wypisując to wszystko.
Uhhhhhhhhhhhhhhhhh!
z czego sie wypral czy do czego sie wypral????????????????????????????????
czego to sie czlowiek pod katem niby kulinarnych zakusow nie dowie, co te ludziska wyprawiaja, a moze sie Ciebie wyparl a nie wypral?
Uff, alem się napracowała 😎 Posadziłam kwiatki, podlałam wszystkie świeże sadzonki, a na dworze nagle lato i sianokosy. Jest gorąco, pachnie sianem, a jakiś nawiedzony świerszcz nadaje przez całą noc już od tygodnia 😯 Naciągnęłam świeżą upraną i wysuszoną w słońcu pościel, teraz tylko prysznic…
Żabo,
mam wielką ochotę najechać Ciebie w drodze nad morze lub z powrotem, choćby po to, by Cię uściskać za te wszystkie wspaniałe historie 😉 Okazało się otóż, że Osobisty wystarał się o dodatkowy urlop po to, by zawieźć młodych na to wesele do Wałbrzycha. Wesele jest 25 lipca, a my przyjedziemy do Polski ok. 20, by zdążyć pokazać Geologa mojej siostrze, która wyjeżdża 22.7 na Syberię. Może nam się uda wyskoczyć nad morze i znowu wrócić na tę uroczystość. Lokalizacja trochę bez sensu, bo z tego Wałbrzycha i z Kotliny Kłodzkiej wszędzie daleko 🙄
Opowiadasz, nemo…
z Kotliny Kłodzkiej do Żabich Błot żabi skok 😉
Nam blisko, przecież to 40 km od Szwagra ! A Szwagier wiadomo, najważniejszy w rodzinie (dobrze, ze o tym nie wie…)!
morąg…
biegał, więc musiał pod prysznic („wziął prysznic i tyz nic”) zmyć siódme poty…o, przecież znasz Jerzora!
O, i jeszcze każe wam jakies tam uściski przesyłać, ale tylko dla pań, blogu nie czyta, ja referuję, no i go pogłaskało po duszy, że panie zaniepokojone, czy Jerzor dycha.
Dycha! Teraz podjadł niezle, to dycha tym lepiej.
Byle czego nie serwuję…
http://alicja.homelinux.com/news/img_9614.jpg
Alicjo!
Jedzenie pyszne, ale to Twoje płaszcze (?) powaliły mnie na kolana. Teraz wiem czego jeszcze nie umiem. Proszę przyjmij gratulacje
Matahari37
toz to jak na portrecie arcyksiecia, tyle, ze popstrzyly na zielono, pewnie i tak dobre, ale cos z mielonym chudo, morskie mielone w talarkach, chcesz Chlopa glodem poskromic?
Wszystkich chętnych, którym Żabie Błota po drodze, a może nieco z boku, zapraszam
Stara Żaba
Sławek,
jakim głodem, przeciez to spory półmisek i te morskie robale, co to wiesz, że Jerzor lubi.
matahari37
Dziękuje za i przyjmuję 😉
Rączki już nie te, niestety, nazywa się to jakoś tam fachowo… (carpal tunnel) nabawiłam się, dziergając jak ta durna. Gdybym wiedziała, że można uniknąć (a można było), tobym…
Coś niecos jeszcze, ale to na malutką skalę.
Dobranoc,
Alicjo!
Malutko to ja dziergam. Moje najczęstsze działania to kupowanie włóczek, bo kiedyś … Na razie praca zawodowa nie pozwala, ale może niedługo? Mole jak na razie jej nie znalazły. Przykro mi z powodu dolegliwości. Moja mama ma podobne, ale nie wypuszcza drucików, szydełka i igły z rąk. Nałóg!
Twoje robaczki są pyszniutkie. Jerzor wie co dobre
Cieszę się, że zajęcia pozwoliły Ci zaglądać o tej porze na blog
Matahari37
matahari37′
na mole najlepsze są gozdziki, tak, te kulinarne. Powkładaj pare tu, pare tam, wiele nie trzeba, mole nie znoszą (i sie wynoszą) tego zapachu.
Ja jestem blogowy zwierzak, na emeryturze, toteż zaglądam często, tak mniej wiecej naokoło doby, bo towarzycho międzynarodowe acz polskie, ale od Melbourne po Islandię (przez Kanadę, oczywiscie).
A skąd sie wzieły te dziergania – z potrzeby. Dawno temu były takie czasy, ze dziewczyny chciały się ubrać, a nie bardzo było w co, bo jak nie szare, to znienawidzone (przeze mnie przynajmniej) beże i brązy. No to się spruło ze cztery swetry i zrobiło sześć swetrów. Nie łżę, tak jakoś wychodziło…
Dla koleżanek, kolegów i chłopaków. Dla siebie zrobiłam nawet kostium kąpielowy 😯
A było to tak… będąc młodą (nie, nie lekarką…) tuż po maturze zachorowałam na zapalenie (ostre) stawów. I to mnie wcięło do szpitala na jakiś czas, a wcześniej jakaś zółtaczka i cholera wie, co jeszcze. Po nocach śniły mi sie moje Bartniki i żeby sobie popływać, a tu trzymali w zamknietym takim ci od zakaznych (Alsa podrzucała pomarańcze i mandarynki, a trudno wtedy było o to!), a potem tez 5 razy dziennie (5 tygodni, znowu!) trzeba było tyłek nadstawiać na jakieś tam igły, że niby ci dobrze robią na zapalenie stawów. Zrobiły dobrze, bo żyję, albo mi wydaje się, że 😉
Ten kostium kąpielowy znajdę – takich już nie robią, o nie, i nigdy nie robili!
O, znalazłam…
http://alicja.homelinux.com/news/fa06d7ebe0.jpg
Szydełko i wełna.
O cholera… to był 1974 rok! 😯
Znowu dochodzi polnoc, ale musialem wpasc na chwile przynajmniej sprawdzic konczacy sie dzien.
Stara Zabo – dolaczam sie do prosby yyc – pisz!!!
A jesli ktos sie obudzi, to niech wejdzie tutaj
http://www.youtube.com/watch?v=vQvOolQ_GXs
Dobranoc i dzien dobry.