Carrara czeka na nas i na was

Mam swoje ulubione przewodniki, które czytam po wielokroć. Jednym z nich jest dziełko Anny Marii Goławskiej i Grzegorza Lindenberga „Toskania i okolice, przewodnik subiektywny” (wyd. Nowy Świat). Przed dwoma chyba laty gdy wyszło pierwsze wydanie, w którym zdjęcia były jednolicie bure a i druk nie był najwyższej jakości, książka miała w sobie jakąś moc przyciągania czytelników, bo rozeszła się bardzo dobrze. Mnie pociągała w niej – co oczywiste – część dotycząca kuchni. Obydwoje autorzy nie wahali się i zachwalali swoje ulubione dania, które bardzo różniły się od mojego gustu. I to właśnie te opisy różnych kluch, sosów i deserów (za którymi nigdy nie przepadałem) wprawiających parę wędrowców w ekstazę spowodowały, że książkę wziąłem ze sobą do Włoch. Byłem co prawda w regionach, do których oni jeszcze nie dotarli ale stwierdziłem ze zdumieniem, że udało im się nadzwyczaj  precyzyjnie uchwycić klimat włoskiej prowincji. Tej prowincji, do której turyści wędrujący utartymi szlakami na ogół nie docierają. „Toskania” była więc moim przewodnikiem mimo, że nie opisywała Abruzzo, ani nawet Marche gdzie wędrowałem.

W tym roku zaś będzie inaczej. Po pierwsze wynająłem na dwa tygodnie lipca lokum w małej miejscowości pod Carrarą, a po drugie autorzy rozszerzyli swą książkę dodając sporo stron dotyczących sąsiedniej Umbrii, Lazio i zahaczając nawet o Marche, bo odwiedzili jedno z najcudniejszych miast  półwyspu – Urbino.

 

 Carrara niw wzbudziła w Goławskiej i Lindenbergu entuzjazmu. Również okręg Chianti opisują całkowicie obojętnie. Ale Luka, Piza, San Giminiano wyzwalają w nich tyle radości, że lektura staje się nie tylko frajdą ale jest rozsadnikiem zarazy. Zaraża czytelnika miłością do włoskiej prowincji.

Na koniec muszę przytoczyć fragment opisywanej tu książki. Nie będzie to oryginalny tekst Anny Goławskiej (Lindenberg bowiem jest autorem zdjęć, które w tym wydaniu nabrały blasku) lecz jeden z cytatów, którymi przewodnik jest umajony dość gęsto. A wybrane one są z książek napisanych sto lat temu przez Polaków podróżujących po Półwyspie Apenińskim i zachwyconych krajem oraz ludźmi tak jak i my dzisiaj. Oto cytat z „Artystyczno-informacyjnego przewodnika po Włoszech Południowych i Sycylii wraz z Wyspami Liparyjskiemi, Maltą, Tunisem” Leona Sternklara wyd. we Lwowie w 1907 roku: „Mieszkaniec Północy, który nie powoduje się niesprawiedliwem uprzedzeniem wobec Włochów, który zna język i dzieje tego pieknego kraju i nie spogląda na sposób Prusaka ze śmieszną zarozumiałością na każdego Włocha, wietrząc w nim człowieka nieokrzesanego lub bandytę, znajdzie wiele uroku w obcowaniu z Włochami.(…) Kto po raz pierwszy do Włoch przybywa, powinien pamiętać, że osobniki napotykane w restauracyach  i kawiarniach, nie mogą uchodzić za najlepsze typy narodowości włoskiej i że nie można po nich sądzić o narodowych własnościach Włochów.”

I o tym pamiętać warto także dziś, po stu dwu latach. Rzetelność autorów zaś sprawdzić można w każdej mijanej knajpce. Tu naprawdę podają panna cottę najlepszą na świecie!