Niedobrze, panie bobrze!
Piękny to był dzień. Śniadanie ze świątecznych resztek – pyszne. Mleko od sąsiadów – chłodne. Lekko postarzały chleb zamienił się w chrupkie grzanki. Herbata z wody źródlanej (prawdę mówiąc z naszej studni ale równie krystalicznej jak woda źródlana) tak pachnąca i o cudnym złocistym kolorze. Chce się żyć!
Poszliśmy we troje czyli Basia, Kuba i ja na wielki spacer. Najpierw polnymi drogami w stronę Kruczego Borku, potem nad rowem melioracyjnym w stronę nadnarwiańskich łąk. Nad rowem zauważyliśmy świeżo ścięte drzewa. Sterczące pieńki miały zaostrzone szpice jak pal do nabijania skazańców, a wokół leżało pełno trocin. To robota bobrów. Zeszliśmy więc nad brzeg rowu a tam spore rozlewisko. I to głębokie. Kilkadziesiąt kroków dalej tama. Rozglądaliśmy się za charakterystycznym kopczykiem żeremi ale nie było. Tylko kilka dziur w brzegu i jeden wylot na górze skarpy. Lokatorzy jednak nie chcieli wyjść na wierzch, by przywitać się z gośćmi. Zrobiłem parę zdjęć i poszliśmy dalej.
To jest robota bobrów…
… i to także ślady ich zębów
Na łąkach pełno ptactwa, kwitną kaczeńce, a na skraju lasu zawilce. Na rozlewiskach Narwi gniazdujące łabędzie są całkowicie widoczne, bo trzciny jeszcze nie zazieleniły się, a na krzakach dopiero pączki listków więc nic gniazd nie osłania.
W powietrzu świergoczące skowronki dzwonią przepięknie. Krąży jakiś duży ptak drapieżny ale nie wiemy czy to jastrząb czy raczej rybołów. Kaczki go się nie boją, bo są chyba zbyt duże i ciężkie, by na nie zapolował. Życie wre!
Po zejściu z wału rzecznego zaczęliśmy powrót. Na polach zieleniących się żytem spotkaliśmy koziołka, który przyglądał nam się bacznie, by potem spokojnie odbiec w kierunku lasu. Zachwycił nas jego wdzięk i lekkość biegu.
Koziołek wdzięcznie galopował
Spotkaliśmy też bociana stojącego na gnieździe, co podobno przynosi szczęście. Ale przecież chwilą szczęścia jest właśnie taka wędrówka w takim towarzystwie. I rozmowa z wnukiem, który referuje nam swoje letnie plany. Chce tym razem wakacje spędzić w Hiszpanii. Najpierw miesiąc pracować w hotelu, który jest własnością naszej kuzynki, a potem pojechać do dziewczyny, którą poznał na kursie języka angielskiego w ub. roku w Anglii. Od tamtej pory zdążył się nauczyć języka Cervantesa na tyle, by dać sobie dobrze radę. Uczucia to silna motywacja do pracy.
Szliśmy niemal dwie godziny. Przeszliśmy 6 ? 7 km. Zasłużyliśmy więc na obiad. Były resztki pieczonego indyka, pasztet z różnych wątróbek z dodatkiem koniaku, sernik lekki jak puch i okruszki mazurków. Do tego gewurztraminer z Trentino. Piękny dzień!
A to jest kwiat modrzewia z naszego ogrodu
Komentarze
Dzień dobry Wszystkim,
Gospodarz zdążył już wrócić, tekst napisać, zdjęcia włożyć, a ja jeszcze się nie położyłem.
Tutaj też już wiosna przyszła, a z nią wszechobecne w tym rejonie, skądinąd piękne, sarny i koziołki w takiej ilości, że potrafią być bardzo dokuczliwe – najbardziej lubią wszelkie świeże nasadzenia.
Właściciele ogrodów chronią więc swoje roślinki opryskując je niemal codziennie specjalnymi preparatami odstraszającymi na bazie czosnku, mięty i suszonej krwi. Proszę więc sobie wyobrazić te wiosenne zapachy wdzierające się wszędzie! Ale i tak lepsze to od jakiś trucizn.
Ideę spać. Do póżniej.
Nareszcie Gospodarz dal cos z zycia a nie z puszek. Odlezale konserwy.
U sasiadów ziemia sie trzesla a Italia coraz bardziej tonie we wlasnych smieciach.
Jak zwykle cesarska i pora pomyslec o zobowiazaniach pierwszomajowych.
Wywiesic szturmówki czy wystawic portrety. Tylko czyje.
Moze ktos podrzuci jakis klasyczny wzorzec na przyklad z Wenezueli albo USA do zagospodarowania.
Pan Lulek
Spóźnialski z chojki z głową w rosie
o przebaczenie wdzięcznie prosi,
choć wie, że z niego wielkie prosię
i stoi słupkiem w chojki osi.
I stał tak będzie niewygodnie
póki Alicja nie wybaczy
lub w grunt mu wrosną całe spodnie
i pić odechce się z rozpaczy.
Tymczasem pije tak spóźnienie
zdrowie Alicji z fotografii,
dziewczynki ślicznej jak marzenie,
i tej dzisiejszej co potrafi
wyrwać westchnienia z męskiej piersi
i nam zapewnia w każdym czasie
dostęp do tak bogatej wersji
pieśni wszelakiej, zdjęć w picassie.
Życzę jej dalszych tu sukcesów,
uczuć Jerzora na lat setki
nowych podróży do ziem kresu,
w ogrodzie kwiatów jak spod kredki.
Córeczka w niedzielę odlatywała na długo i spędzaliśmy z nią te dni bez umiaru. Dlatego nie zajrzałem i wszystko przegapiłem. Ale do wina pitego 18 wieczorem dołączqm teraz właściwe toasty.
Bobry były moim marzeniem w dzieciństwie. Pod wpływem lektur Grey Owla, fałszywego Indianina, prawie sąsiada Alicji (do Temagami 558 km, na Kanadę to mały pikuś). W ostatnich klasach podstawówki znalazłem gdzieś ogłoszenie, że ktoś sprzedaje bobry hodowlane. Nawiązałem korespondencję i zacząłem kombinować, jak w warunkach miejskich, najlepiej w mieszkaniu, stworzyć im właściwe warunki.
Rodzice, jak zwykle w przypadku moich szalonych pomysłów, nie mówili nie, tylko twórczo rozwijali pomysł doprowadzając go do absurdu w stopniu, w którym sam dochodziłem do wniosku, że to nierealne. Ale wielki sentyment do bobrów p[ozostał do dzisiaj.
Wszyscy śpią jeszcze p[oza Nowym i Panem Lulkiem. Nowy pewnie nie śmie, a Pan Lulek, jak zwykle, delikatny. Wobec tego ja się odważę i wzorem sąsiedztwa ryknę: TROMBY!!!
Jak wszyscy śpią, to ponadrabiam zaległości w pisaniu. Urodziny Alicji uczciliśmy wizytą w restauracji gdyńskiej o nazwie „19”, co oznacza dziewiętnasty dołek, który należy zaliczyć po grze w golfa i wrzuceniu piłeczki do regulaminowego ostatnioego,czyli 18-go dołka. Są i pola 9-cio dołkowe, ale te się nie liczą.
Jadłem żurek z pierożkami. W zupie zamiast kiełbasy mięso w niezłym gatunku, w pierożkach także. Moje panie zamiast zupy wzięły krewetki na pomidorach z czymś tam jeszcze. Wyglądały nieźle.
Na drugie moje Panie wzięły sakiewkę żaka (polędwica faszerowana borowikami). a ja szaszłyk z polędwicy wieprzowej z czerwonym ryżem. Było dobre, moje nawet tanie.
Toasty dziś dołączone Alicji, były pite winem el Coto Crianza 2004 z Rioja Alta. Zaskoczenie cenowe. W sklepie internetowym butelka 49 + dostawa, trzeba kupić co najmniej 6 butelek. W restauracji 65 złotych. Czyżby niektórzy restauratorzy zaczęli rozumieć, że gastronomia nie polega na łupieniu gości marżą alkoholową? Zresztą i Pilsner Prazdroj kosztuje tu taniej niż Lech w pobliskiej karczmie nad morzem. Może to dlatego, że restaurację zbudowano w dużej części za pieniądze unijne.
Wino dość popularne, ale bardzo dobre. 117 złotych kosztuje gran reserva z 1996 i zastanawiam się, czy się nie szarpnąć. Ale trzeba kupić 6 butelek.
A propos wina, Pyra pisze, że wino okazało się kwasem solnym. Ciekaw jestem, czy to było to bardzo dobre mołdawskie. Bo ja w bardzo dobre mołdawańskie nie wierzę. Po paru bardzo nieudanych próbach postanowiłem mołdawskie odpuścić na zawsze. Ale może są jakieś niespodzianki?
Wczoraj posiłek bardzo prosty. Polędwica wołowa w śmietanie. Zaczynam odszczekiwać, com pisał o polskiej polędwicy. Ta była tylko klepana nożem i rozpływała się w ustach. Kupowana jak zwykle. Ciekawe, jak następnym razem trafić taką samą.
Stanisławie
obudziło mnie trabienie
ale na jaką okoliczność!?
Te TROMBY nawet mnie podniosły z łóżka! 🙂
Piękny spacer, Gospodarzu i piękne zdjęcia. 🙂
TROMBY – o, żesz, Ty! Wstałam o 6.00, spacerowałam z Gospodarzem po urokliwych chaszczach (ten koziołek, cudo) i jak Stanisław mam wielki sentyment do bobrów i to pochodzący z tego samego źródła. Hodować ich jednak nie chciałam – błota nie lubię. Stanisławie – tak, to było to „bardzo dobre mołdawskie”. Po prostu na jesieni kupiłyśmy kiedyś butelkę pinot noir mołdawskie i było świetne. Nie zdążyłyśmy wtedy dokupić, bo już w sklepie nie było. Teraz Anka zobaczyła i kupiła rzeczone i jeszcze muscatel tej samej firmy. Muscatel okazał się być cienkuszem bez tej charakterystycznej „grzybnej” nuty, czerwone natomiast było stanowczo za młode, choć kolor miało prześliczny. Wypić się to dało ale bez przyjemności. Poprzednio widać trafiłyśmy na butelkę z dobrej serii, a teraz nie. A mołdawskie wina były pite w RP od wieków – z Bessarabii wędrowały maślacze (muskaty) hektolitrami. Były równie popularne, jak węgrzyny
Zapomniałam napisać, że na obiad będą kopytka z resztą wołowinowego sosu i kwaszona kapusta zasmażana. Na wczorajszy rozpustny obiad załapał się Synuś, który wpadł w porze obiadowej. Zjadł, odsapnął i strzelił w Macierz komplementem „Nie gotujesz najgorzej”. No, wiecie co? W mordę i nożem!
Czy da się dwa razy kupić taką samą polędwicę?
Zapewne tak – a przynajmniej taką, której nie sposób odróżnić od tej poprzedniej. Nie jest to jednak łatwe. Najlepiej mają dobre restauracje, bo tam trafia najlepsze mięso. Szef kuchni o zdrowych zmysłach zapewni sobie dostawcę i jest mu w stanie zapłacić godziwą cenę.
Dobry „rzeźnik” ze stoiskiem w renomowanej hali targowej też będzie miał odpowiedni asortyment. Ponadto potrafi go właściwie wyeksponować i doradzić kupującemu. Jak akurat polędwica dzisiaj nie będzie najlepsza to odradzi i poleci na przykład antrykot (co ja się tak tego antrykota uczepilem? – mógłby ktoś zapytać).
W zwykłym handlu detalicznym jakość mięsa juz nieco inna a personel nie zawsze ma o niej pojęcie. Tu już trzeba się samemu znać i mieć łut szczęścia (albo i więcej – w zależności ile tego mięsa kupuje się).
Nie należy również zapominać o cenie. W renomowanej hali targowej dobrze odwieszony kawalek antrykotu będzie kosztował trzykrotnie więcej od tego z supermarketu na przedmieściu. Dotyczy to również polędwicy…
I nikt mi nie przetłumaczy!
P.S.
Dobrze jest mieć zaufanego dostawcę. Może być nawet sprzedawca albo i baba. Wytwarza się wtedy między kupującym a sprzedającym pewna wspólnota interesów dająca kupującemu większe szanse na to, że przy następnym zakupie polędwicy nie zostanie zrobiony w trombę. Sprzedającemu zaś – dobrego klienta.
Widzę, że tromby podziałały. Brzucho, jedyną okazją było, że nikt nie chciał pisać.
Pyro, to racja, że mołdawskie wina pito od wieków. Węgierskie też. A jak trudno teraz w Polsce kupić węgierskie wino nadające się do picia. Na Węgrzech okazuje się, że dobre wina mają. U nas znalazłem dobre węgierskie wina w sklepie dobrewino.pl, ale nie mają tam specjalnego powodzenia, bo egri bikaver za 20 złotych wydaje się drogi, gdy można kupić za 8 innego producenta. Tylko to za 8 należy wylać do zlewu przed otwarciem butelki.
Podobnie jest, byc może, z mołdawskimi. Był okres, kiedy wina mołdawskie importowano do Polski przez Niemcy, a gruzińskie przez Holandię. Były drogie i okropne, do tego praktycznie nie było wytrawnych.
Na marginesie tego problemu. Sprzedawcy win długo mieli problemy ze znalezieniem nabywców win wytrawnych. Pomijam osoby siedzace przy tym stole, oczywiście. Niektórzy sprtzedawcy próbowali pisać na kartonikach informacyjnych „półwytrawne” o wytrawnych winach lepszej jakości. Mnie kiedyś taka karteczka rozjuszyła, ale właściciel wytłumaczył, o co chodz, i złagodniałem. Może był to jeden z zabiegów, które przyczyniły się do rozpowszechnienia szlachetnych trunków w naszym kraju
Dziękuję Andrzejowi za instrukcję kupowania dobrego mięsa. Dobrych sklepów mięsnych w pobliżu nie mamy. Trzeba by cgyba rzeczywiście jeździć do hali targowej, dość odległej. Na specjalne okazje chyba trzeba. Na zwykłe okazje Moja Pani potrafi wyczarować pyszne jedzenie z przeciętnego mięsa.
Tutaj też refleksja na temat mięsa. Mieliśmy przyjaciela, właściciela sieci sklepów z winem, wielkiego smakosza. Twierdził on, że mięso jest niesmaczne i dlatego smak mięsu nadają sosy, a w ogóle kunszt kulinarny polega m.in. na zabiciu naturalnego smaku mięsa i zastapieniu go lepszym. Wiedliśmy o to niekończące się spory. Przypomnieliśmy sobie ten spór jedząc polędwicę w śmietanie i stwierdzając, że sos śmietanowy nie zabija smaku polędwicy, tylko go uwypukla odpowiednio. Ciekawe, co sądzi o tym Gospodarz.
Stanisławie
jest w Krośnie sklep z węgierskimi winami
jest też on oczywiście w necie
portius.pl
poszperaj, nie będziesz żałował
🙂
Nic nie rozumiem z tego narzekania na wegierskie wina. Wystarczy pojechac okolo 10 kilometrów na wschód albo poludnie i ile dusza zapragnie. Na tokaje trzeba niestety organizowac wyprawe na druga strone. Pod slowacka albo rumunska granice.
Najlepiej jednak pijac wina z wlasnej okolicy od sasiada.
Poczta Butelkowa zawiera co trzeba ale watpie czy sie uchowaja do stosownego czasu. Cos ostatnio zbyt duzy ruch w poblizu.
Przygotowuje instrukcje obslugi aparatury która nazywa sie Rumtopf.
Pora najwyzsza bo niedlugo zaczna sie zbiory tegorocznych, swiezych surowców
Pan Lulek
Brzucho, dziękuję.
Dostałem właśnie zaproszenie na wyjazdowe posiedzenie Komisji Rolnictwa, Gospodarki Żywnościowej i Rozwoju Obszarów Wiejskich Sejmiku Województwa Pomorskiego, które odbędzie się 22 kwietnia w Zespole Szkół Rolniczych Centrum Kształcenia Ustawicznego w Łodzierzy niedaleko Miastka.
Porządek obrad przewiduje 6 punktów merytorycznych, sprawy bieżące i wolne wnioski, część wykładową pt. „Produkt tradycyjny i regionalny szansą rozwoju Regionu” oraz „Problematyka rozwoju w Polsce sektora produkcji i sprzedaży naturalnej żywności wysokiej jakości”. Na koniec punkt „Ocena potraw oraz wręczenie nagród w konkursie kulinarnym „Dziedzictwo Kulinarne”.
Niestety, mnie dotyczy tylko punkt piąty z tych merytorycznych i na punkty ostatnie prawdopodobnie nie będę proszony.
Stanislawie –
daleko mi do „jeszcze” spania, niwespolmiernie bilzej do pojscia spac.
Wiosenne spacery to magia – mozna podejrzec to co za tygodni kilka skryje sie przed ludzkim wzrokiem w plataninie bujnej roslinnosci.
Co do bobrow to gdzies po glowie peta sie, ze bobrowy ogon jest dobry. Tylko na co? Bo chyba nie jako potrawa.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Panie Lulku
Czy mógłby Pan rozwinąć wątek „Italia coraz bardziej tonie we wlasnych smieciach.”
Właśnie przeżywam wielkie rozczarowanie moich dzieci, bo głównie w Rzymie rzuciły im się w oczy gromady śmieci na ulicach i to, co wdzięcznie nazwali syfem. Uważają, że w Warszawa przy tym, to stolica schludności.
Jestem zaskoczona, bo byłam dwa razy w Rzymie w ostatnim dziewięcioleciu i nie zauważyłam śmieci i przygniatajacego, lepiącego brudu.
Ponieważ Pana uwaga idzie po ich linii, może zechce Pan nieoświeconej kobiecie przybliżyć temat.
Dzień dobry Szampaństwu!
Wstaję ci ja świtem bladym, a tu wiersz od Stanisława i życzenia…no, wzruszyłam się bardzo, nie przypominam sobie, żeby jakiś mężczyzna napisał dla mnie wiersz 🙂
Dziękuję za wiersz i za życzenia oraz toasty, wychodzi na to, że już trzeci dzień przyjmuję życzenia 😉
Panie Lulku,
proszę zabezpieczyć odpowiednio Pocztę Butelkową, może jakiegoś cerbera tam posadzić czy co? Idę doczytać wszystkie wpisy dokładniej, trochę mi się zamgliły oczy, czytając wiersz Stanisława 😉
A w sprawach bobrów będę miała coś do powiedzenia (i pokazania). O… właśnie… aparat fotograficzny posiałam na sobotniej imprezie urodzinowej u przyjaciół, muszę do nich skrobnąć maila, bo może się nawet nie zorientowali. Ludzi było dużo, chociaż z aparatem to biegałam jedynie ja i gospodarz imprezy.
Tyle, ze gospodarz imprezy ganiał z taką rurą jak nasz Marek Kulikowski, a mojego maleństwa można nie zauważyć… O ile się nie mylę, leży na półce koło kominka.
Echidno,
Beavers Tail to popularne tutaj racuchy, szczególnie zimą – w Ottawie smaży je się w największe mrozy na otwartym powietrzu, na najdłuższym naturalnym lodowisku świata, Ottawa River (zazwyczaj w styczniu już do użytku, ma 16-18 km, mniej więcej)
z bobrow, to Sienkiewicz sadla uzywal do leczenia ran klutych w rycerzach i taka jedna w filmie rozebrala sie do rosolu, coby po upolowane zwierze poplynac, a Mis polecial do wsi z rurom trebiac
No tak… gdzie ja wsadziłam te zdjęcia (i jak nazwałam plik!) to nie wiem. Ale jak znajdę, to wrócę do tematu. Bobrów ci u nas do wypęku, na szczęście miejsca tu tyle, że się mieścimy. Gdzież ja te bobry posiałam… a widzicie, co wiek robi z człowieka?! 😯
Nie dość, że posiałam aparat, to do tego i bobry 😯
Dzień dobry Państwu,
Temat na czasie bo ostatnio parę bobrów spotkałem podczas porannych przebieżek nad rzeką. Rzeczka jest płytka, prosta i niezbyt szeroka ale ślady bobrów widać wszędzie. Same bobry jak wspomniałem też. Są też ślady rozkopywania brzegu / burty rzeki w poszukiwaniu bobrów przez wałęsające się psy – taki obrazek widziałem parę dni temu.
Co do śmieci – szafka pod zlewem w której mieszczą się wiaderka na śmieci nosi niezbyt dumną nazwę „Neapolu”. Tekst „dzisiaj twoja kolej na sprzątnięcie Neapolu” jest zupełnie niezrozumiały dla postronnych 😉
Wiosna wszędzie robi wrażenie. Ostatnie dni to gwałtowny rozkwit żonkili i liści różanych. Do tego powojnik wyglądał na całkiem zważony. Młode liście, które puściły się miesiąc temu całkiem zszarzały i podeschły. Aż nagle przez ostatnie trzy dni puściły się dalej jak szalone i odzyskały soczystą zieleń. Co za radość.
Magnolia tydzień temu mocno ruszyła i byliśmy pewni, że córeczka przed wyjazdem zobaczy drzewko w pełnym rozkwicie. Tymczasem ostatnie trzy dni bardzo zimne, a w nocy nawet p[oniżej 0. Stanęła całkiem i nie rozkwitła do końca. Ale dzisiaj ładnie i kto wie, czy już się nie otworzyła.
mt7, Rzym jest zmienny jak kobieta. Raz czysty, innym razem brudny. Szczególny problem śmieci we Włoszech to sprawa dwóch ostatnich lat. Przedtem było do wytrzymania. Szczególną czystością Rzym nie lśnił nigdy, ale było całkiem nieźle. Jezeli się jednak trafiło na Campo dei Fiori wczesnym popołudnie, plac wyda się koszmarnie brudny, bo właśnie skończył się targ kwiatowy i plac zawalony jest resztkami, z których po godzinie nie będzie śladu. Trafiając tam przed południem będzie czysto i niesamowicie kwietnie.
Są też miejsca, gdzie zawsze jest dość brudno, choć na ogół nie na głównych szlakach turystycznych. Z wyjątkiem małych uliczek w samym centrum – wokół Piazza Navona i trochę na północ od tego placu. Tam zawsze śmieci można dojrzeć.
Jeżeli teraz jest gorzej, to wielka szkoda, bo Rzym to najpiękniejsze miasto świata, choć już nie tak urodziwe jak 30 lat temu.
Carrara to niezłe położenie, bo prawie cała Toskania pod bokiem i do zatoki La Spezia blisko. Jechaliśmy kiedyś do Carrary z Parmy drogą SP665R i była to podróż przepiękna. Droga na długich odcinkach prowadzona granią. Teraz nikogo nie będę namawiał do tej trasy, bo po upływie trzydziestu lat widoki mogły zarosnąć drzewami, stan drogi zmienić się na „deformata” lub „dissestata” i korki jakieś może są po drodze. Ale obiecuję jeszcze kiedyś sprawdzić i poinformować.
Stanisławie 😯
Niefortunne porównanie – kobieta byc może i zmienną jest (to pewnie mężczyzna wymyślił…), ale dba o czystość!
Był u Pyry policjant. Nie służbowo – prywatnie . Wiek pi razy oko ok.40-tki
mocny krok, szczupły ale muskularny. Brzmi nieźle, co? No , ale gęba… jej Bohu! – poobijana , jak oblicze bosmana z zatdzewiałego trampa.Albo pije ostro i leci na pysk na glebę, albo trenował boks w charakterze sparing-partnera dla Gołoty.
Dzięki, Stanisławie.
Jest mi tym bardziej przykro, że chyba wiele się spodziewali, a wyglada na to, że prędko ponownie się nie wybiorą.
Nawet jedzeniem są bardzo rozczarowani i uważają, że o niebo lepsze podają we włoskich restauracjach w Warszawie.
No totalna klapa. Nic nie rozumiem. Mają trochę grosza i sobie nie skąpili.
No trudno, widocznie trafili na zły czas.
Alicjo – pokazywałaś nam już bobry – nawet jednego, przetrąconego, co szosą maszerował
Stanisławie
żeby tak o jedzeniu bez jedzenia
toż to jakaś profanacja
współczuję
:::
Pawle
kupuję Neapol
znajdzie się u mnie takie miejsce
na szczęście mam lepsze wspomnienia z tego miasta
🙂
Jesl.i tylko moge to w kazdym kraju usiluje jezdzic lokalnymi drogami. Tak bylo od poczatku wyjazdów do Italii, czyli konca lat osiemdziesiatych. Sadze, ze wtedy sie zaczelo. Po drodze, w górach widywalismy olbrzymie ciezarówki wysypujace smieci na zbocza. Potem bylo z roku na rok coraz gorzej i przestalismy jezdzic samochodem. Jesli gdzies trzeba bylo, lecialo sie samolotem i na miejscu bralo samochód. ponadto wypozyczonych nie okradali.
Wyjatkiem byl Watykan i San Remo. Ale to przeciez nie Italia.
O dziwo bardzo czysta byla zawsze Sycylia. No ale tam, to wiadomo.
W roku biezacym mój syn zaplanowal urlop na Sardynii. Jak wróci i doniesie to sprawozdam.
Pan Lulek
Pawel, tez biore, dobre, kiedys bylem i tylko widok Capri ten wszechobecny syf byl w stanie nieco zlagodzic
…no właśnie Pyro,
o te zdjęcia sprzed dwóch lat z wiosny mi chodzi, tak jakoś o tej porze roku robione. Tylko gdzie ja je ciepnęłam i pod jaka nazwą plik – bij, zabij 😯
Kiedyś się natknę…
Nadrabiam zaległości weekendowe :
1) Alicjo-wszystkiego najlepszego! Życzenia mocno po czasie,
ale lepiej późno niż wcale !
2)Pyro – dzięki za przepis na kolejną nalewkę.Jam ci jest
październikowa,to mam jeszcze trochę czasu na wykonanie.
3) Panie Lulku – na Sycylii spędziłam kilka dni dwa lata temu.
Niestety brudno było okropnie,wszędzie walające się śmieci.
Było to dosyć przygnębiające.
Hodowlę bobra prowadzi stacja babawcza PAN w Popielnie :
http://www.popielno.pl/bobry.html
W ten sposób można je z bliska pooglądać.
Na żywo,w ich naturalnych warunkach też nam się to
kiedyś udało-na Mazurach, późnym, letnim wieczorem.
Najpierw Osobisty wypatrzył je w ciągu dnia czasie wędkowania.
A potem wszyscy udaliśmy się na z góry upatrzone pozycje,
co by je obserwować.
Pora zaczac sezon szparagowy bo nas ubiegna. Juz Pan Redaktor Daniel Passent zahaczyl o temat. Brak glebokiej znajomosci tematu spowodowal ograniczenie kragu dziennikarskich poszukiwan na obszary na zachód od Odry. I Nysy Luzyckiej.
SDzparagi to jednak miedzy innymi Auistria i Wegry. Nad Neusiedlandsee rosna hektarami i uwijaja sie na polach rózni ludziska w tym autochtzoni.
Bardziej chyba obsadzony miejscowymi sa zbiory winigron.
Przy okazji wstolówced przyzakladowej spotkalem znajoma pare. Pan parnik, znaczy ten od pani z duma zakomunikowal mi, ze juz dorobil sie drugiego samochodu, kabrioleta tym razem. Miedzy innymi na zbiorze szparagów. Innych darów przyrody tez. W
Echidna
(?Odwarzywszy Ogon Bobrowy, który jeżeli chcesz możesz w sztuki porąbać, który w ocćie y soli odwarzysz, uwierć Czosnka jáko másło, Octu winnego, oliwy álbo másła, przywarz, poley, á day na stół.?/Stanislaw Czerniecki – ?Compendium ferculorum? – 1682/)
Pora zaczac sezon szparagowy bo nas ubiegna. Juz Pan Redaktor Daniel Passent zahaczyl o temat. Brak glebokiej znajomosci tematu spowodowal ograniczenie kragu dziennikarskich poszukiwan na obszary na zachód od Odry. I Nysy Luzyckiej.
Szparagi to jednak miedzy innymi Austria i Wegry. Nad Neusiedlersee rosna hektarami i uwijaja sie na polach rózni ludziska w tym autochtoni.
Bardziej chyba obsadzone miejscowymi sa zbiory winogron.
Przy okazji, w stolówce przyzakladowej spotkalem znajoma pare. Pan parnik, znaczy ten od pani z duma zakomunikowal mi, ze juz dorobil sie drugiego samochodu, kabrioleta tym razem. Miedzy innymi na zbiorze szparagów. Innych darów przyrody tez. W róznych krajach zginal kark przed obcymi i ulegal wyzyskowi.
Podpowiedzialem mu, zeby na zakonczenie sezonu zorganizowal Miedzynarodowe Szparagowisko. Najlepiej w Polsce w zabudowaniach bylej Szkoly Orlat w Deblinie. Mozna bowiem liczyc z tym , ze nie tylko zjada sie stosownymi pojazdami wyzyskiwani ale moze komus wpasc do glowy wskoczyc awionetka albo zgola liniowcem. Propozycja zostala wysluchana z zainteresowaniem
Tylko jak ja sie pokaze z tym swoim „Nazareti”
Pan Lulek
Dzis dzien zaczal sie od szukania mleka, zeby wypic kawe, ktora po wczorajszej podrozy postawilaby mnie na nogi. Mleka nie bylo, kawe wypilam czarna. Szybciej niz zwykle. W miedzyczasie wreszcie opublikowalismy nowy dzial Warte zwiedzania (http://www.scholar-online.pl/viewpage.php?page_id=60) i dostalismy poswiateczne tlumaczenie „Zawodowcow” na rosyjski (http://www.scholar-online.eu/viewpage.php?page_id=57). Teraz myslimy, co na obiad. Na szczescie brat wybredny nie jest, a w zamrazalniku wynalazlam lososia. Ostatnio w reklamach tylko ryby, jedz ryby, wiec mam argument dodatkowy. A bobra kiedys uwazano za rybe (przynajmniej moznowladcy), wiec nawet podczas postu pozerali bobry.
Kilka dni temu napisalam u Owczarka skad sie wziely dziecioly, niedzwiedzie, orki i dzisiejsi bohaterowie – bobry.
Chlopiec pyta ojca, czy to prawda, ze ?wszystkie drzewa wzieli sie z ludzi??
?Wszystkie? odpowiada ojciec ?wielgie kamieni i niektora zwierzyna tez.
O, dziencioł, slyszysz? A skad wzioł sie? Był kiedys ciesla na zarobek bardzo łakomy: raz nawet w nidziele belke ciesał! I za to przemienił jego Pan Bog w dziencioła, niech sobie rąbie i w nidziele.
A niedzwiedz? Był pszczelarz pijanica, chciał po pijanemu oszukac Pana Boga: przebrał sie w kozuch wełno do wierzchu. To i ostał przemieniony w niedzwiedzia.
A bober? Toz to rybak! Lapał ryby, a szed Pan Bog za dziada przebrany, prosi: daj rybe mnie biednemu. A rybak klepnoł sie po dópie: , tu dla ciebie ryba, darmozjadu, mowi i piernoł. I od razu jemu rybiecy ogon wyrasta i sierść, i odtąd bobry w wodzie kisno i popierdujo z zimna.?
Edward Redlinski ?Konopielka?
A Orca, tatku, skad sie wzieła?
Była kiedys kobita, co zawedrowała z Polski az nad Pacific. Zamiast jesc Polish kobasa na sniadanie i schabowego na obiad, jadła przez caly dzien tylko łososie. To ja Pan Bog zamienił w orke, co by żarła łososie dzien i noc.
A skąd się wzięła orca? Z literówki. 😀
Orca z litrówki ??!!!!
z żarłoczności czeluści
łososiem wysłanej
w porywach, BB na złość
foczki deserowo
na male o przechodzi nad ranem
bo brzuszek zaczyna brać gore nad głową
literatki?
literatki?
czyli co, szable w dłoń?
a za czyje zdrowie?
U mnie południe, zimnawo, pochmurno, Jerzor zajrzał na pogodę do internetowego wydania (a przez okno wyjrzeć nie było jaśniej?!), zapowiadają okropności na całe 7 dni – a było zaglądać?!
… aparat foto się odnalazł u Eli, czyli wszystko w porządku. Szable w dłoń wskazane, okazja nieważna, kiedyś się to nazywało „święto konia”.
Danuśka,
wcale się nie spózniłaś, podpowiedziano mi, że mam obchodzić 55 dni, ja po trzech mam dość, ale z pięć wytrzymam 😉
Jak trzeba, to trza!
Wpis Pana Piotra to sympatyczna zacheta do spacerow i otwierania oka na wszystko co spotykamy. U mnie przekwitla juz czeresnia a konwalie beda gotowe chyba nawet przed 1 maja. Wrecza sie wtedy bukieciki z tych kwiatkow osobom bliskim sercu. W Alzacji, w miejscowosci Neuf-Brisach, co roku 1 maja to swieto konwalii (muguet). A mowiac o czeresni, przypomnialam sobie, ze wlasnie w Alzacji ( gdzie mieszkalam przez 15 lat) probowalam a potem przyrzadzalam konfiture „du vieux garçon” tzn „starego kawalera”. Pan Lulek jest, jak sie zorientowalam, specjalista od nalewek i byc moze zna ten przepis. Na wszelki wypadek podaje w skrocie, jak sie to robi. W duzym sloju ( dobrze kiedy przezroczysty bo to wtedy ladnie wyglada a nie tylko dobrze smakuje ) uklada sie warstwami owoce letnie przesypujac cukrem i zalewajac za kazdym razem wodka o neutralnym smaku tak aby pokrywala owoce. Zaczyna sie od truskawek (obranych), dodaje maliny, porzeczki (umyte i obrane), czeresnie ( najlepiej je wypestkowac), morele tez bez pestek, pokrojone na polowki, brzoskwinie, tez pokrojone. Nie uzywa sie owocow egzotycznych. Kazda warstwe owocow pokrywa sie cukrem ( ta sama waga) i zalewa wodka. Sloj zamyka sie hermetycznie i przechowuje w chlodzie przez co najmniej 2 lub 3 miesiace. Na swieta jak znalazl. Przepraszam, mialo byc krotko a sie rozpisalam.
Alina,
tu się wszyscy, jak to przy stole, rozgadują 😉 I rozpisują!
Alino,
Te konfitury starego kawalera występowały tu na blogu pod nazwą „Rumtopf”:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=161#comment-3416
Pan Lulek przed paru dniami odgrażał się, że już nastawia.
Oczywiście powyższy odsyłacz jak kulą w płot ale ja tak często….
Bardzo dziękuję za odpowiedzi. 😀
Mówi, że niepoprawny kod. Jak niepoprawny, jak poprawny. 😯
Oj, bo powiem, co myślę!
Nie będę się z koniem kopać. 🙁
JERZY JURANDOT kuplety „Niedobrze panie bobrze” muz.Jerzy Boczkowski, wyk. Eugeniusz Koszutski, Edmund Minowicz i Tadeusz Olsza, Banda, 1938
http://odsiebie.com/pokaz/1233488—5c43.html
nie wiem, czy to jest na pewno to wykonanie. 🙂
haha, Orca, to bylo super!
Na chwilę z wyjaśnieniami. mt7, takie złe wrażenia muszą mieć przyczynę. Prawdopodobnie byli w restauracjach dla turystów. Tam chodzić nie wolno. Jakby się kiedyś wybierali jeszcze, żeby naprawić złe wrażenia, daj znać, a polecę miejsca do chodzenia (spacerowania) i parę restauracji, w których jedzenie na pewno zasmakuje i do tego zapłacą względnie tanio. Jeżeli chcą coś lepszego, moge podać pensjonato-hotel może niezbyt tani ale super, w super miejscu i z bardzo dobrą kuchnią. Miejsce – wzgórze Aventyńskie.
Alicjo, napisałem, że kobieta jest zmienna, ale nie podałem, że bywa brudna. Co to to nie. Włoskie miasta bywają brudne, a w niektórych miejscach są takie zawsze.
Brzucho, wygląda na to, że i jedzenie jednak mnie nie ominie. Ale jechać trzeba w sąsiedztwo Starej Żaby – do Łodzierza koło Miastka – 160 km w jedną stronę.
co tam 160 kameów Stanisławie
w czwartek jadę pod Kołobrzeg
pogotować trochę pokazowo
potem wracam do Gruczna
czyli pod Świecie i Chełmno
widzisz, ile można kilosów za jedzeniem?
:::
ale cieszę się, że skoro jedziesz to i zjesz coś
:::
a sąsiedztwo Starej Żaby jest urocze
lubię tamtejsze łąki i lasy
nie narzekaj 😉
Störungsquelle,
Szkoda, ze ‚Konopielka’ jest nieprzetlumaczalna.
Obzarta Orca
mt7 !
Piekny zalacznik.
Natchnal mnie na nowy sposób zalewania.
Bedac kiedys w Tarnowie kupilem w sklepie w poblizu dworca auitobusowego szklany cylinder. Piekne szklo krysztalowe gladkie bez zadnych wzorów. Wymiary. Wysokosc 47, srednica 14 cm.
Piekny ale nie mial specjalnego zastosowania. Suche kwiaty ale nie to.
Ot marnowal sie i tyle.
Zrobie w sposób nastepujacy. Przy kazdym pobycie na wegierskim jarmarku, dwa razy w tygodniu w sobote i poniedzialek bede kupowal w niewielkich ilosciach swieze miekkie owoce. Po umyciu, koniecznie w zimnej wodzie, warstwa owoców, troche kremu miodowego i pól litra czystej wódki. Zamkniete w miare szczelnie bedzie stalo na widoku i radowalo oczy. Kiedy cylinder bedzie pelen, po dobrych kilku miesiacach, zaprosze przyjaciól na degustacje. Oczywiscie, ze z noclegiem.
Za inspiracje dziekuje.
Pan Lulek
Do wszystkich „Nowych”.
Wróciłem z NYC – leje, zimno i po wczorajszej wiośnie ani śladu. Zerknąłem na blog, potem wstecz i jeszcze dalej, aż do „Początku”, z dnia 02 sierpnia 2006 roku! Szkoda, że tylko zgadywanki są numerowane, lektura wszystkich wpisów zajmie dobrych kilka dni, a z komentarzami jeszcze dłużej.
Piękna historia blogu – na początku kierowana może do tych mniej kulinarnie doświadczonych, z niewielką ilością komentarzy, często sam Gospodarz dorzucał sporo uwag do swojego wpisu. Jest o jedzeniu, gotowaniu, trunkach, historii, obyczajach itd, a nawet spotyka się takie tytuły jak np. „Głód seksu”, „Co się kryło pod sutanną Karola Maurycego”, „Napoleon i panienki” itd.
Z „Protokołu zdawczo-odbiorczego z działalności w ostatnim tygodniu listopada i pierwszym tygodniu grudnia pierwszego roku IV RP” z 07 grudnia 2006 roku można się dowiedzieć, że już wówczas Gospodarz obchodzł 43-cią rocznicę, a niedawno 44-tą. Jest to tylko dowód na to, że szczęśliwi czasu nie liczą. I tego życzę wszystkim Starym i Nowym!
Jeśli ktoś z „Nowych” jeszcze tam nie dotarł, to zachęcam, bedzie łatwiej „zaskoczyć w blogowe tryby”. Jako Nowy sam się o tym przekonałem.
A wiec moj wpis to troche niewypal. Musze poczytac wasze poprzednie komentarze a Panu Lulkowi zycze udanego Rumtopfa a Krystynie dziekuje za mile slowa. Pojde tez za rada Nowego.