Pan Balzak w podróży
Ta nieco archaiczna proza ma dla mnie dodatkowe zalety (oprócz literackich), zawiera przepisy kulinarne, które można wykorzystywać bez specjalnych trudności. Honoriusz Balzak był bowiem po prostu łakomczuchem. I dobrze znał się na tym o czym pisał. Oto fragment szkicu o tym francuskim pisarzu, który dużo podróżował. I to głownie ze względów uczuciowych. A kochał się (i w końcu ożenił gdy wreszcie owdowiała) w naszej rodaczce pani Ewelinie Hańskiej. Gonzaga Saint Bris tak pisze o wędrówkach pana Balzaka:
„W Polsce wielu możnowładców żyło w luksusie wiele godnych szacunku osób, którym można wierzyć, zapewniało mnie, iż pozbawiony był on kunsztu. We Włoszech natomiast brakuje posiłkom odpowiedniej oprawy. Na ogół, bo oczywiście istnieją wyjątki, ta wystawność jest jakby pozostawiona samej sobie. Tymczasem kucharz powinien być zawsze Francuzem, ponieważ w kuchni potrzebne są wyjątkowe zdolności. Hiszpanie i mieszkańcy południowej Francji nie jedzą dużo, natomiast narody żyjące na północy. Rosjanie i Anglicy, z racji ich klimatu, domagają się krwistych mięs i pieczeni. Położenie geograficzne Francji sprzyja rozwojowi sztuki kulinarnej” – tak piszał mistrz Honoriusz w eseju o jeszcze większym niż on sam smakoszu Brillant-Savarinie.
Balzak podróżował nie tylko między Turenią a Paryżem. Wyjeżdżał też często zagranicę, gdzie miał okazję poznać miejscową kuchnię. Wielokrotnie był w Szwajcarii, Austrii, we Włoszech, w Niemczech oraz w Rosji od czasu związania się z hrabiną Eweliną Hańską, która z pewnością nie była eteryczną muzą – jak ją niektórzy opisywali – lecz kobietą łakomą, o dużym apetycie. W późniejszym wieku stała się otyła, upodobniając się do swojego „Bilboquet”, którego poślubiła po długoletnim romansie. Po śmierci pana Hańskiego pod koniec 1841 roku Balzak połączył się w St. Petersburgu z tą, którą nazywał „Atala” na pamiątkę spektaklu wystawianego w Funambules. W drodze powrotnej zwiedzał niemieckie miasta. Przy okazji innych podróży odwiedził Drezno, następnie Holandię, Belgię, Włochy Szwajcarię i Rosję.
Z korespondencji Balzaka dowiadujemy się, iż t podróże były dla niego również przygodą kulinarną. „Jesteśmy tacy szczęśliwi i tacy spokojni tutaj, że nie tęsknimy ani za Francją, ani za Paryżem, ani tez za licznymi kłopotami konstytucyjnego rządu – pisał z Wierzchowni w październiku 1847 roku do Gustawa Silbermanna. „Tutaj się je całymi dniami, ludzie umieją przyrządzić potrawy z mąki na 162 sposoby i jest tutaj tyle odmian kaszy co u was wołków zbożowych”. 13 października 1846 roku, na uczcie zorganizowanej z okazji ślubu Anny, córki hrabiny Hańskiej, Balzak tryskał radością.
Jednak z upływem czasu zaczął tęsknić za swym krajem, o czym pisał do swoich siostrzenic Surville w liście z 30 kwietnia 1849: „Zróbcie mi przyjemność i dołączcie do pierwszego listu, który napisze wasza matka lub babka, przepis zredagowany w sposób jasny i czytelny wystarczająco czytelny i jasny, byśmy mogli zlecić kucharzom wykonanie pomidorowego sosu „mougick” waszej babki tak smacznego, jaki jadamy u was. Proszę także o przepis na zupę cebulową robiony przez Louise u waszej babki”. I dalej pisał: „ponieważ tutaj jesteśmy na odludziu i by zjeść wołowinę – wół kosztuje tutaj tylko 100 F – lub baraninę ze zwierząt tuczonych na słonych nadmorskich łąkach, potrzebne są środki i elegancja kuchni paryskiej. Czyniąc to, czujcie się dobroczyńcami dla kraju, w którym nie ma cielęciny; chcę powiedzieć cielęciny nadającej się do jedzenia. Krowy rodzą cielaki, są one jednak chude jak republikanie. Taka wołowina, jaką mamy w Paryżu, jest tutaj mitem; wspomina się ją, marzy o niej, lecz w rzeczywistości mięso jest tutaj tak stare i łykowate, ze powoduje niestrawność. Rekompensatą jest doskonała herbata i wyborny nabiał. Warzywa są wyjątkowo niesmaczne; marchewka pachnie rzepą, rzepa nie ma żadnego zapachu”. Kończąc list, pisał: „Ależ Valentine śmiałaby się, widząc jabłka, gruszki i śliwki”.
Kuchnia zagraniczna coraz mniej mu odpowiadała. Zauważył, że Niemcy dużo piją. Według kuzyna Ponsa: „należy jadać kolacje w Niemczech, by zobaczyć butelki następujące po sobie jak fale na pięknej plaży Morza Śródziemnego, opróżniane przez Niemców jakby mieli oni właściwości gąbki”. Dzięki niedyskrecji rzeźbiarza Ramazanoffa, z którym podróżował, znamy nastroje Balzaka w czasie tych wojaży.
„Mój Boże. Cóż za okropna kuchnia poza granicami Francji, a zwłaszcza w Rosji. Chleb jest niesmaczny, mięso nieświeże, masło zbyt słone i nie ma mleka. Jedynie w Paryżu jada się dobrze.”
Tylko po części podzielam zdanie pisarza. Lubię wprawdzie kuchnie francuską (zwłaszcza z południa) ale uwielbiam włoską, cenię hiszpańską i patriotycznie entuzjastycznie odnoszę się do wielu dań polskich.
Komentarze
No, nie wiem Gospodarzu miły… Balzak miał taki sobie gust do kobiet, więc i gusta kulinarne mogą być drugiego sortu. A do smaków i zapachów kuchni rodzimej wzdychają wszyscy przecież (Rodaku, czy Ci nie żal?) Mówiąc serio zaś, wątpię czy cna Ewelina podawała ukochanemu wołowinę z krowiny, która dożywała dni swoich, każdy dwór chował przecież woły na talerz (pekelfleisch, pieczenie). Prawda, nie hodowano ras mięsnych tylko ogólnoużytkowe, a już utyskiwanie na nasze warzywa wydaje mi się jojczeniem wątrobiarza. Nic to – Honoriusz dobrze pisał, wiernie Ewelinę emablował, mogę mu resztę darować (nie mnie przecież tetryk skwirzył nad półmiskiem, stać mnie na wyrozumiałość).
O masz… znowu łajza z wpisem…
Ciekawostka przyrodnicza – Balzak pisał powieści stojąc 😯
To ja idę doczytać, leżąc 😉
Dobranoc i dzień dobry!
Wyjechali goscie. Z sobie tylko znanych powodów musieli skrócic pobyt o jeden dzien. Caly czas bylo fajnie. Oni uprawiali sport a ja ogródek.
Wydawalo mi sie, ze Gospodarz zalega z informacja o Morzu Czerwonym i pirackiej kuchni a tu nagle skok w bok.
Pozyjemy, zobaczymy.
Pan Lulek
Dzień dobry! Na dworze szaro i chłodno, ale deszczu ciągle jeszcze nie widać. Nie wiem, czy to pora za wczesna i brak śniadania, ale mam problem ze zrozumieniem pierwszego cytatu, zapowiedzianego:
„Gonzaga Saint Bris tak pisze o wędrówkach pana Balzaka:”
a zakończonego:
„tak piszał mistrz Honoriusz w eseju o jeszcze większym niż on sam smakoszu Brillant-Savarinie.” 😯
A mowa jest o tym, że Włosi albo Polacy jedzą wystawnie ale bez kunsztu albo odwrotnie, a kucharz musi być Francuzem, bo Francuzi jedzą mało natomiast Rosjanie i Anglicy żądają krwistych pieczeni ze względu na klimat 😯
Ten Balzak stanowczo za dużo pił 🙄
Jak w tym dowcipie francuskim – gdzie się zaczyna Azja? Dla Francuzów na Renie, dla Niemców na Łabie, dla Polaków na Bugu itd. Francuzi byli zarozumiali, są zarozumiali i boję się, że i będą. Moją znajomą wyprosili z kawiarni, ponieważ nie umiała zamówić po francusku.
Torlinie,
a skąd Twoja znajoma wie, że ją wyprosili, skoro nie zna francuskiego? 😯 Czyżby kelnerzy posunęli się do rękoczynów? 😯
W Warszawie na dworcu wysiedli dwaj podróżni: Francuz jadący do Moskwy i Rosjanin jadący do Paryża. Obaj byli przekonani, że właśnie dotarli do celu 😉
To jest oczywiście stary dowcip, ale pobalzakowski 😉
Komentarze ciut złośliwe mi się wydają. Może nie do końca bez uzasadnienia, ale istota sprawy jest czytelna. Nie obrażałbym sie tak narodowo. Nie wiem, jak sto kilkadziesiąt lat temu, ale teraz o polskiej wołowinie wiele lepszego powiedzieć się nie da. Może są jakieś specjalne hodowle, z których korzystają lepsze restauracje, ale przeciętny poziom w sklepach jest bardzo marny. Nadal są do tego wykorzystywane zwierzęta „ogólnoużytkowe” i wymagają dobrych tłuczków.
Z Pyra się zgadzam, że skoro do kobiet gust taki sobie to i do jedzenia nie mógł byc lepszy. Z drugiej strony Balzac zainteresował się Hańską nie dla urody lecz dla jej listów. Dobre listy potrafia prtzesłonić wszystko, jak dowodzi historia Cyrana de Bergerac.
Skąd wiadomo, że kogoś wyprosili z kawiarni z powodu nieznajomości francuskiego? Toz to normalka we Francji. Jak pytają o rodzaj ciastka, a gość nie potrafi tego określić, to jak go mogą obsłużyć?
A tym bardziej w restauracji. Całkiem krwisty ma być befsztyk, czy tak średnio? A gość nic nie rozumie. Takiego tylko wyprosić. Niech jedzie na obiad do Finlandii czy Szwecji, gdzie znają angielski. Żarty żartami, ale fakt, że trzydzieści lat temu kilkakrotnie więcej Francuzów znało angielski niż obecnie.
Odwrotnie we Włoszech. Też może znajomość angielskiego nie powszechna, ale jest widoczny postęp. A przy tym z Włochami zawsze dało się dogadać, nawet nie znając języka. I to nieraz w całkiem skomplikowanych sprawach.
A z Francuzami znając język często nie można się dogadać, szczególnie w sprawach urzędowych. Nawet gorzej z tym jest niż u nas. Kto nie wierzy, niech przeczyta „Merde! Rok w Paryżu” albo „Jak rozmawiać ze ślimakiem” Stephene’a Clarka.
Może drugi tytuł trochę przeinaczyłem. Moja córeczka nie chce tego czytać po tym, co usłyszała na temat tej książki od kolegów Francuzów. Według mnie autor świetnie opisał perypetie cudzoziemców we Francji, w której wszakże został, więc ten kraj polubił.
Przeczytałem wczorajszy wieczór i bardzo mi przykro, że uraziłem Nowego. Ale zapewniam, że Go nie przeoczyłem, tylko kontekst u Alicji był taki, że mi się tam „Nowy” nie skojarzył z biesiadnikiem tylko z kimś nad tamtejszą Zatoką. Jest to zapewne efekt mojej małej bystrości, dla której Nowy może znaczyć bardzo wiele, gdy np. Echidna czy Pyra Młodsza brzmi całkowicie jednoznacznie.
Oczywiście, gdybym pamiętał, że Nowy miał gasić światło, a ja coś zasuwać czy rozsuwać, to pewnie bym skojarzył.
Nie wiem, jak Francuz widzi Warszawę, ale dla Polaków Budapeszt w latach 70-tych to był Paryż niezależnie od tego, czy wysiedli na dworcu Keleti, Nugati czy też przyjechali samochodem.
W paryskiej restauracji (ostatnie 3 minuty):
http://www.youtube.com/watch?v=0c-60CO4wsI&feature=related
Z mieszaniną rozbawienia i przerażenia obejrzałam sobie europejskie wakacje. Nemo, inni światowcy, czy my naprawdę jesteśmy tacy okropni? My, Europejczycy? Czy ONI czyli ci zza kałuży, tacy nieporadni kulturowo? Poszłam z psiakiem na zakupy, nabyliśmy drogą wiadomą 1 klg wątróbek i 1 kg skrzydełek. Psu już śmierć głodowa nie grozi, wątróbkami musi się podzielić.
Pyro, to wszystko nie do końca tak. Każdy naród ma się czym pochwalić i ma czego wstydzić. Nam, z Polski rodem, bardzo brakuje manier i jesteśmy cokolwieg za bardzo przekonani o naszej misji dziejowej.
Amerykanie na pewno w większości trochę Kulturowo zacofani i jeszcze bardziej od nas przekonani o swojej misji. Ale i Francuzi mają swoje śmiesznostki, a kultura Anglików dotyczy klasy średniej najwyższych półek pod klasą średnią. Niżej z kulturą i manierami jest gorzej niż u nas.
Najmniej niedostatków widze u Skandynawów, ale to i owo tez by się wynalazło. W rezultacie nie warto szukać tych cech ujemnych tylko chwalić dodatnie. Zresztą to wszystko sprawdza się tylko w masie. Indywidualnie jest mnóstwo miłych niespodzianek.
Uwagi na temat Polaków i ich zachowań słyszę dosyć
często od mojego drogiego Małżonka,który jest Francuzem
i mieszka w Polsce już od dobrych paru lat.
Uwagą najczęstszą, z którą w pełni się zgadzam jest
to,że jesteśmy ponurzy i „zablokowani”. Mało w nas
spontaniczności i uśmiechu na codzień.Zawsze ilekroć
jesteśmy we Francji mój Osobisty nieustająco żartuje
i gawędzi ze wszystkimi – z kasjerką w sklepie,z panią
w banku i na poczcie,z kelnerem w restauracji itd.
I jest to bardzo miłe, natomiast niestety rzadkie w Polsce.
Zgadzam się ze Stanisławem,że każda nacja ma swoje
śmiesznostki,czy też niedostatki,ale też nie lubię wszelkich
uogólnień. Tak czy inaczej Francuzi bez grzechu nie są,
co mojemu Najdroższemu przypominam,jak tylko zdarza
mu się krytykować nas, Polaków.
Pyro,
ten film to oczywiście satyra na nieporadnych Amerykanów bez tradycji kulturalnych i o ambiwalentnym stosunku Europejczyków do cudzoziemskich gości – naiwnych prostaków z pieniędzmi.
Moje osobiste doświadczenie z gośćmi zza oceanu jest pozytywne, a Amerykanie spotykani w miejscach ważnych kulturowo (Florencja, Rzym, Granada itp.) – obznajomieni z kulturą na wysokim poziomie, choć prawie nigdy nie władający innym językiem poza angielskim. Faktem jest, że w takie miejsca jeżdżą wykształceni, kulturalni ludzie o odpowiednich zainteresowaniach. Bohaterem filmu jest rodzina, która podróż do Europy wygrała w konkursie, to nie są obyci światowcy… 😉
Mieliśmy Amerykanów we Florencji w filmie „Pokój z widokiem”. Innych mieliśmy w filmie „Jeżeli dziś wtorek, to jesteśmy w Belgii”. Oba filmy bardzo trafnie pokazują ludzi na różnym poziomie kultury. Zastrzegałem, że moje uwagi dotyczą tego, co się sprawdza w ujęciu masowym a nie indywidualnym. Z mężem Danuśki się zgadzam. Polacy są ponurzy i nie potrafią się bawić.
Brałem kiedyś udział w zabawie, gdzie były dwie grupy współzawodniczące – jedna czysto francuska, w drugiej byli Polacy i Włosi. Włosi byli świetni, ale Polacy zawiedli i w sumie minimalnie przegraliśmy. Włosi się bawili, jakby od wyniku cała ich przyszłość zależała, Polacy traktowali to wszystko ze wzruszeniem ramion.
Zgadzam się z opinią Danuśki i jej Francuza, że wielu Polakom brakuje tego luzu i swobody w kontaktach międzyludzkich. Wszędzie wietrzą podstęp i nieuczciwość, są spięci i nieufni. Już dawniej, kiedy odwiedzałam moją siostrę mieszkającą wówczas w 4-piętrowym bloku z 24 mieszkaniami i idąc na 4 piętro pozdrawiałam napotykanych po drodze nieznanych mi sąsiadów, to niektórzy zamiast odpowiedzieć stawali zaskoczeni i patrzyli, do kogo idę zastanawiając się zapewne, czy powinni mnie znać…
Kiedy moja siostra przyjechała w odwiedziny do Szwajcarii i poszła na spacer ze swoją rodziną i naszym 6-letnim dzieckiem jako przewodnikiem, to po powrocie stwierdziła: „Ależ wy tu jesteście znani, wszyscy nas pozdrawiali! 😯 „
Że to satyra, to i Pyra zgadła. Naprawdę – sama z siebie. Satyra jednakże zwykle najcelniej trafia w stereotypy lub w mity społeczne. I moje pytanie nie tyczyło wszak poszczególnych nacji, tylko nas, Europejczyków. A teraz poużalam się troszeczkę. Godzinę „łapałam” psa. Kto ma miękkie serce, itd. Puściłam zarazę, poszedł w park, znalazł martwego ptaka i chyłkiem nosił go od krzaka do krzaka i udawał, że mnie tam nie ma i jest głuchy kompletnie. No tak, a Pyra łazi przecież metodą od ławeczki do ławeczki ( w dobry dzień może ze dwie ominąć) Wreszcie pobiegł przede mną na stronę wejść do budynku wdał się w czułości z przechodniami, ja otwarłam drzwi bloku, wołam, nic. Zeszłam z powrotem na chodnik, pies się wycofał pod ławkę, ale już nie uciekał. Przypięłam smycz i dostał drugiego w życiu klapsa. Wygawor trwał w windzie, w korytarzu i jeszcze po wejściu do mieszkania. Teraz śpi martwym bykiem, a Pyra pomalutku odzyskuje oddech.
Stanisławie,
my Polacy strasznie się boimy ośmieszyć, rzadko potrafimy się śmiać z samych siebie i z trudem wybaczamy sobie nasze błędy (sobie samym i nawzajem) 🙁 Mnie się zdaje, że to skutki takiego a nie innego wychowania, bardzo autorytarnego, nastawionego na naganę a nie pochwałę. Wiem, bo sama z tym w sobie walczę, z różnym skutkiem 🙄
Pyro,
jasne, że wiesz, że to satyra. Mnie chodziło o to, że to satyra w większym stopniu na Amerykanów niż Europejczyków. W tym filmie rodzina Griswoldów podróżuje po kilku krajach i w konfrontacji z różnymi nacjami przeżywa całkiem różne przygody. Trudno jest mówić ogólnie o Europejczykach, bo w poszczególnych krajach bywają takie różnice regionalne, że nie da się opisać charakterów narodowych bez tworzenia stereotypów, które zawsze są krzywdzące.
Nemo- bardzo cenna uwaga dotycząca autorytarnego wychowania.
Ten sposób wychowywania dotyczy i domu i szkoły.
Chociaż widzę róznicę pomiędzy szkołami społecznymi,
gdzie chętniej się chwali,a przede wszystkim dużo dyskutuje
i uczy dyskutować, a szkołami publicznymi,gdzie należy
pisać i mówić,to co chciałby usłyszeć nauczyciel.
Doświadcza tego moja córka,która chodziła do społecznej
szkoły podstawowej i gimnazjum,a teraz w liceum publicznym
musi uczyć się nowych zachowań np.interpretować wiersz czy
obraz w jedyny, słuszny sposób.
Jeszcze opowiem historię z Luwru, gdzie byliśmy z moją paryską kuzynką i jej kilkuletnim synkiem. Przed zwiedzaniem muzeum Osobisty oddał swój obrzępiony na wulkanach plecak do strzeżonej garderoby. Kuzynka i ja gadałyśmy cały czas po polsku, Osobisty nic nie mówił. Po kilku godzinach zwiedzania dzieciom zechciało się pić, więc mój małżonek skierował kroki do garderoby. Zanim zdążył coś powiedzieć, portier wykrzyknął : „Oh, Monsieur polonais!” i bezbłędnie wyszukał ten wystrzępiony plecak spośród mnóstwa innych bagaży 😯 Osobisty z uśmiechem podziękował i z godnością skinął głową akceptując nowe obywatelstwo 😉
Mam w piecu novą pavlovą 😉
Tylko szkoda,że ten piec tak daleko !
Byłem kiedys (1962) w Grand Hotelu w Sopocie z Anglikiem. Anglik się uparł, że sam będzie zamawiał. Zamówiliśmy dwa koktajle jakieś tam i rozmawialiśmy po angielsku oczywiście. Kelner musiał mój akcent chyba dobrze ocenić, bo rachunek wyszedł na kwote potrójną. W rezultacie nie zapłaciliśmy nic, ale nie byłem uszczęśliwiony tym wszystkim. Chyba przygota z plecakiem milsza.
Widzę, że dzisiaj nie walę po sąsiadach tylko nagminnie mylę dźwięczne z bezdźwięcznymi 😳
Byłabym zapomniała.Wczoraj dotarła do mnie książka.
Gospodarzowi bardzo dziękuję za lekturę o zamkach i
duchach !
Nie mam winnych jabłek do kurczęcych wątróbek. Te w handlu już się nie nadają. Więc wątróbki po usmażeniu i nałożeniu na nie czapeczki z duszonej cebuli, zostaną posypane hojnie podsmażonymi w tłuszczu paseczkami śliwek suszonych (miękkie, bez pestek). Do tego surówka z kwaszonej kapusty z marchewką.
Pyro,
narobiłaś mi apetytu na wątróbki, a tu takowych nie ma w sprzedaży 🙁
Pavlova była i się zmyła. Zrobiłam z truskawkami i (za przeproszeniem) marakują 😉 Na podwieczorku był nasz Geolog i stwierdził, że to specjalność jego nowozelandzkiej mamusi, ale moja też jest znakomita. Zabroniłam chwalenia przed jego mamusią, bo się zestresuje i mnie znielubi 🙄
A tak wyglądała dzisiejsza pavlova:
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/CiastaRozne#5325287482991605058
Wstyd i koniec .
Na badanie urologiczne musialem czekac caly miesiac. Pani Doktor uruchocmila jakas maszyne. Nacierala mnie galaretka i jezdzila jakims przyrzadem. Potem zniknela i wrócila w towarzystwie jakiegos pana. Jak sie okazalo specjalista od aparatury. Zaczelo sie od nowa. Cos mruczeli i w koncu Pani Doktor oznajmila mi, ze nic nie mam.
Zadnego kamienia w nerkach. Potem podziekowala temu panu i kazala mi sie rozebrac. Do rosolu. Ja tam czlowiek bywaly i ze szwagrem po pijanemu to my nie takie streapteasy odstawiali. Jezdzila po mnie ta aparatura od stóp do glów. Szukala najmniejszego kamienia a tu nic.
W koncu, ujety litoscia powiedzialem jej, ze przed kilku laty i innym szpitalu, bardzo mila inna Pani Doktor wyplukala ze mnie wszystkie kamienie. Zmarzlem na kozetce kiedy te panie wymienialy przez telefon fachowe uwagi.
Blizny pozostaly, kamienie zniknely. Jesli cos pobolewa, to nie kamien a slady po nin.
Dostalem kolejny lek do lykania i rozkaz stawienia sie na kontrolne czywiscie badania za 30 dni.
Moja wegierska tesciowa zawsze tlumaczyla, ze kobieta udajaca sie do lekarza winna obowiazkowo wdziac najbardziej elegancka bielizne. Oczywiscie po starannekj kapieli i zazyciu najlepszych dostepnych kosmetyków.
Zastanawiam sie czy na te kolejne spotkanie nie zafundowac sobie niewymownych z koronkami.
Caly w rozterkach
Pan Lulek
u nas bylo dzis zamieszanie, nowi tlumacze, nowe zadania. Odznaczylismy jednego z naszego uczestnikow za zaslugi http://www.scholar-online.pl/viewpage.php?page_id=25&c_start=250#c5603, a ze Polacy tacy straszni nie sa, to widac wsrod obcjokrajowcow. Mowia, ze sie umiemy bawic i nie tylko. Czasami z nas ponuraki, ale chyba jest coraz lepiej. Kiedys nie wypadalo sie pochwalic, ze sie dobze pracuje, ze sie cos dobrze robi czy ze sie cos ma, a teraz czesciej slychac ze sie komus dobrze powodzi i ze ciezko na to zapracowal. I oby wiecej takich.
Panie Lulku – ciesz się Pan, żeś nie kobieta. Ta aparatura USG do damskich przypadłości , może w stan zazdrosnej frustracji wprawić każdego mena.
Nemo – pawłowa wygląda smakowicie, ale w moej lodówce na dzisiaj jeszcze pascha.
Torlin bardzo surowo ocenia Francuzow (byli sa i beda zarozumiali). Pewne opinie maja dlugi zywot i trudno sie ich pozbyc a przeciez prawda miesci sie zawsze gdzies po srodku. A nieuprzejmych kelnerow spotykamy wszedzie. Stanislaw cytuje Anglikow krytycznie oceniajacych francuski styl zycia. Znacie pewnie Peter’a Mayle i jego powiesci poswiecone Prowansji, nie pozbawione krytyki ale tez pelne przyjaznego spojrzenia. Miejce gdzie mieszkam odwiedza duzo Anglikow, z ktorych czesc nawet tu sie osiedla. Francuzi sa na ogol przyjaznie nastawieni do Polakow, mieszkam tu od lat wiec mowie z doswiadczenia.
Oj, jak tu cicho 😯
Alina,
wygląda na to, że jesteś nowa, tak się niepostrzeżenie wśliznęłaś, że nikt nie zareagował 😉 Witaj przy tym stole i opowiadaj, gdzie to ci Anglicy się osiedlają (poza Algarve). Normandia, Prowansja?
U mnie trochę popadało i jest zimno, brr… Wczoraj +24, dzisiaj +8, trochę ekstremalnie 🙄
Gdzie wcięło Alicję? Pilch jej zaszkodził? 😯
Dzisiaj pogoda zdecydowanie ogródkowa, toteż po spaniu z Pilchem udałam się do zajęć. Złamałam narządko do grabienia, więc odechciało się, wystawiłam fotel i oddałam sie lenistwu.
A teraz widzę, że pora obiadowa niedługo. Ryby?
Mam filety mrożone, sola chyba.
Polacy się chyba zmieniają, nie sądzicie? Młodsze pokolenie jest juz zupełnie inne niż … ehm… moje pokolenie. I przede wszystkim młodzi podróżują sporo, widzą, jak inni zyją, pozbywają się naszych typowych, polskich kompleksów, to juz europejczycy pod każdym względem.
A ja, mieszkając już dobre ponad ćwierć wieku tutaj, dawno się zmieniłam i pozbyłam różnych typowo polskich dziwactw, których większość wymieniliście, a i jeszcze by się coś znalazło…
Witamy Alinę !
Alina,
i to jest właśnie to… „Rok w Prowansji” 😉
Widzę, że nemo dostała wściku z tymi polovami pavlovych w piekarniku… litość miej! Na wszelki wypadek nie pokazuję Jerzoru… nadal się odchudza 😯
Czy mamy gdzieś przepis na rybę w soli? Niech ktoś rzuci jakiś wypróbowany, się doda do /Przepisów
czesc Alina, a Ty w jakim kacie czajniczka ?
z moich wiesci wynika, ze ostatnio Anglicy Bretanie wykupuja, mowiac, ze dwa razy rzadziej, niz u Nich deszcz pada, nie wiem jak dokonali kalkulacji, bo miejscowi twierdza, ze w Bretanii leje bez przerwy, moze kalendarze maja inne? po lewej i tak juz jezdza, wiec jedno dziwadlo w te, czy we wte
Alicjo,
no pewnie, że mnie naszło, ale tylko z powodu nadmiaru białek i truskawek 😉 Powiem Ci w tajemnicy, że ten deser ma potencjał uzależniający 🙄
A teraz opowiem dowcip kulinarny z życia ryb:
Tata rekin przyucza synka-rekinka jak zdobywać pożywienie. Dziś lekcja polowania na ludzi:
– Słuchaj, synku. Jak zobaczysz w wodzie człowieka, to staraj się tak płynąć, by z wody wystawała ci płetwa grzbietowa. Gdy upewnisz się, że człowiek tę płetwę dostrzegł, robisz pierwsze okrążenie. Następnie wykonujesz drugie i trzecie, powoli, bez pośpiechu. Po czwartym – atakujesz i pożerasz.
– Tato, a po co to całe pokazywanie płetwy, krążenie… 🙄 Nie można tak od razu chapnąć i już?
– Jak chcesz jeść g…. 🙄
To jednak musi być potwornie słodka dama, ta pavlova – nie uzależnię się.
Sławek…
tam powinni pojechać ci, którzy maja dość deszczu 😉
http://www.youtube.com/watch?v=2KjF58a6V_s&feature=related
Alicjo,
słodka jest tylko beza, śmietana jest bez cukru, a owoce kwaskowate, zwłaszcza marakuja 😉 Nie namawiam, ani nie przekonuję, ale o ile po różnych słodkościach mam ochotę na śledzia etc. to po tym deserze – nie.
Pokombinuję, jak już ten przestanie się odchudzać – według moich wyliczeń jest już chyba na ukończeniu swojej „diety”, jakoś nigdy to nie trwa długo i idzie w zapomnienie, ot tak… mimochodem… 😉
Idę pogrzebać w lodówce, zanim głodomór na diecie się zjawi.
a co to jest dieta? 😉 Bo ja jeszcze nigdy w zyciu nie praktykowalam. Za bradzo ueiwlbiam jedzenie.
Ja też nie wiem, co to dieta. Uwielbiam dobre jedzenie, ale mam jedna wadę – jem tylko tyle, żeby zaspokoić głód, to mi w zupełności wystarczy.
Jerzor żre do wypęku, potem narzeka… chociaż w rzeczywistości wcale nie jest gruby, za jakiego się uważa.
Lubi się napchać i dopchać, ot co.
Dobry wieczor i dziekuje za slowa powitania. To Nowy mowil mi o Was i zachecal do dolaczenia do Stolu. Mieszkam w Burgundii, w polnocnej jej czesci, niedaleko Auxerre, ktore to miasto znane jest kibicom pilki noznej.
Alicjo, pytasz o przepis na rybe w soli. Chodzi o cala rybe a nie filety, prawda? Jesli tak, wymieszaj w naczyniu gruba sol z bialkami jajek (ich ilosc zalezy od ilosci soli a ta od wielkosci ryby), wyloz ta sola dno naczynia przeznaczonego do pieczenia (na ok.1 cm), uloz rybe, do srodka mozesz dac tymianek, listek laurowy, estragon, i przykryj masa z soli tak aby calkowicie pokryla rybe. Piec ok. pol godziny w cieplym piekarniku jesli ryba wazy ok. 1 kg. Smacznego!
O całą i swieżą rybę szło, Alino. Gdzieś kiedyś ten przepis przeleciał przez blog, ale nie zanotowałam. Łosoś nieduży czy pstrąg chyba się nada, taki do kilograma. Dzięki!
A to, co myśmy dzisiaj jedli, to żadna sola ani tam co, tylko… PANGA! Pierwszy raz tutaj takie okoliczności rybności zajadałam…
oj przelecial, raz nawet w obrazkach:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/DoradaWSoli#
Alina bardzo dobrze to opisala, Johnny nawet kiedys przetestowal na +
Do Badenii Wirtembergii mozna na okraglo jechac. Z róznych stron. Na przyklad ze wschodu na zachód. Ostatnio jezdzi sie autostradami. Mlodziez podjela decyzje, ze jedzie na powierzchni ziemi. Ode mnie mozna jechac do Grazu a dalej tunelami do Salzburga. Drogo i nieprzyjemnie. Druga droga prowadzi w kierunku Wiednia. Nie dojezdzajac skreca sie w kierunku na St. Polten na obwodnice i dalej autostrada A1 do Salzburga.
Oni sie nie spieszyli popasujac w zajazdach. Az do Mondsee i Salzburga.
Dalej zaczely sie Niemcy ze znana gastronomiczna infrastruktura.
To juz byla jazda za kare. Przebojem jest niemiecka kawa. Pozostalosci z okresu Drugiej Wojny Swiatowej. Najlepiej jezdzi sie jednym ciagiem bez zatrzymanki.
Dojechali i odmeldowali sie cali i zdrowi.
W domu pustki, niema gosci. We wnetrzu tez. Nie zostal kamien na kamieniu.
Panga jest wspaniala ryba. Pochodzi z Hamburga, Takie przynajmnie miala zawsze dokumenty przewozowe.
Pan Lulek
Alicjo: moze jakis bardzie dokladny przepis przelecial ale ja zanotowalam tylko to:
…..daleko nie bylo, opowiem wiec Wam historie pewnej dorady:
kuter, morze, szwagier, wedka, potem 2kg soli, nieco maki, troche wody, z tego ciapa, cos, jakby ciasto, w dorade piertuszka i co tam kto chce, rybke okleic wspomniana ciapa, ok 25 min w goracym piecu i juz, kawalek winka z VATem i niebiosssa sie otwieraja:
Mysle, ze sie nawet domyslisz kto pisal
Wande do IPN-u, umie grzebac w starociach 🙂
Alicjo, Jurki to chyba maja do siebie.
Sławku (00:07)…
No jasne… ej przeleciał…
http://www.youtube.com/watch?v=E3Ze4JxX1gs
Witaj Alina,
Dzieki, że dotarłaś. Nareszcie i ja mam kogoś na tym blogu, kogo znam osobiście i to chyba nie do przebicia przez pozostałych, bo znamy sie już lat…., żeby zbytnio nie przybliżać, kilkadziesiąt.
Chasssagne-Montrachet było naprawdę świetne. Dziękuję.
Dzisiaj na nic więcej nie mam czasu, będę pracował całą noc, coś musi być skończone najpóżniej do rana, a zlecenie dostałem przedwczoraj. Ledwo żyję.
Dobranoc.
…opowiadasz, Nowy….
jak lat kilkadziesiąt, to ja i Alsa mogłybyśmy konkurować z Tobą i Aliną, kto wie… dwie A. ze szkolnej ławki 😉
W ostatniej chwili powstrzymałam sie przed wrzuceniem nostalgicznego zdjęcia, Alsa by mi znowu nawrzucała że ho-ho, a takie piękne naonczas byłyśmy, nic, tylko pokazywać!
Sił na nocne zmagania z pracą życzę i udaję sie na mniej więcej nicnierobienie, czyli do wyrka z lekturą.
Przyjdzie i na mnie czas, że coś będzie trza, to się zepnę i zbiorę…
Na razie zakupiłam grabki, ziemię na sadzonki i takie tam.
konkurencje prosze przeniesc na NK,
ja kazda swieza paszcze chetnie slinie, ktos w koncu za Bobika robic powinien, tudziez Owczarka, tez w miare sporadycznego,
Alicjo, nie mysl o tym, tez mam takie, ze az sie prosi o pokazanie, wstyd mi nieco za infantyl, ale jak sie dokopie, to zalacze, mlodosci wsydzic sie nie bedziemy, howk!
kurde, wczesnie sie zrobilo, dospie moze nieco, zas szychta za cztery juz godziny
hejki
Dzien dobry, Nowy, ja tez sie ciesze, ze do was dolaczylam. Trzymaj sie, wiem ze to dla ciebie ciezki okres ale dasz sobie rade.
Alicjo, nie wahaj sie ze zdjeciami bo przeciez, jak mowi Slawek, nie ma co wstydzic sie mlodosci. Jeszcze slowko na temat tego przepisu z sola. W ten sam sposob mozna przygotowac drob ( wyprobowalam z kurczakiem) a nawet watrobe kacza czy gesia, ale tego sama nie robilam wiec nie wiem jak to wychodzi. To ostatnie to francuski duzy przysmak, prawie ze obowiazkowy na swiatecznym stole. Mam na to danie wyprobowany przepis, jesli kiedys zechcecie, to podam. Dzieki za Przelec mnie, to bylo az tak dawno? Az strach pomyslec. Milego dnia !