Szkoda, że stąd tak daleko do Maroka
Wielu członków naszego towarzystwa było i to wielokrotnie, w Maroku. A ja mam to jeszcze przed sobą. Dobrze jest mieć jeszcze wiele miejsc godnych odwiedzenia. Szykuję się więc do tej podróży i czytam chętnie wszystko co mi w ręce wpadnie jeśli dotyczy kuchni tej części Afryki. Tym razem studiuję książkę „Wokół tysiąca stołów czyli historia jedzenia” napisanej przez Felipe Fernandela-Armesto. Pisze on:
„W trakcie wyprawy „autokarem na Saharę” w latach dwudziestych XX wieku Gordon West zatrzymywał się wielokrotnie na posiłki, w których uchwycona została, jak się wydaje, marokańska kuchnia czasów kolonialnych. Spotkał tam dwa koegzystujące kulinarne style, francuski i krajowy, które dopiero wtedy zaczynały oddziaływać wzajemnie na siebie. Swoją odyseję rozpoczął w kebabowych barach w Tangerze, gdzie jadł chrupkie, pieczone na grillu wątróbki i kulki mięsne, wkładane między płaskie chlebki i popijane miętową herbatą. W Meknes jadł na obiad creme St. Germain, omlet z delikatnymi ziołami i kurę pieczoną na ostrym ogniu, żeby była chrupka. Dla kontrastu, w Fezie dostojny kadi karmił go osobiście, zgodnie z tradycją, kawałkami kurczaka, który dzięki długiemu gotowaniu na wolnym ogniu rozpuszczał się w ustach; potem podano dziką kaczkę, faszerowaną ryżem i ziołami, której towarzyszyła sałatka z rzodkiewek, pomarańczy i rodzynek. Następnym daniem była „wielka pieczeń barania”. Wszystkie mięsa upieczone były tak dokładnie, że do ich jedzenia nie potrzebowano widelców ani noży. Biesiadnicy odrywali je palcami i karmili się nawzajem, podając sobie najbardziej smakowite kąski. Kuskus z migdałami, zielony groszek i rodzynki wystawiły na próbę zręczność palców Westa. Aby ułatwić sobie jedzenie, trzeba było zwijać maleńkie kuleczki na dłoni. Koniec obiadu, po słodkich deserach, zasygnalizowały grzeczne czknięcia uczestników.”
A co do tej listy dorzucą bywalcy tamtych stron?
Komentarze
Mili Państwo,
odwiedzin Maroka , z tej miłej rocznicowej, okazji życzę. Oczywiście obecne wakacje też niech bedą sympatyczne.
🙂
Gratulacje dla Gospodarzy. Wielu Szczesliwych Lat zycze.
Zeżarło wpis. Chodziło mi zaś o to, żeby zacne trunki na 20.00 zadekretować, bowiem okazja pewnej staranności wymaga. Nikt się dzisiaj piwem m-ki Żywiec migać nie będzie.
Z okazji rocznicy życzymy Pani Basi i Panu Piotrowi wielu następnych lat spędzonych razem w zdrowiu, szczęściu i miłości, wielu podróży – dalekich i bliższych, krajoznawczych i kulinarnych. Asia i tata Jan
Gospodarze w słonecznym Egipcie dalekim
Świętują popijając od rana…kawę z mlekiem 🙂
El mussarin i czakczukę może na obiad dostaną ,
dobrym winem popiją i od stołu długo nie wstaną,
bo rozrzewnią ich wspólne, piękne wspomnienia,
po 44 latach mają sobie jeszcze tyle do opowiedzenia !
O słońca zachodzie chłodnego szampana otworzą
i wzajemnie najlepsze życzenia sobie złożą.
My zaś z daleka ich pozdrawiamy serdecznie
i niech nam żyją w szczęściu wiecznie !
W Egipcie Stanislawie turysci moga kupic alkohol w ilosciach dosc sporych i to bez cla. Istnieja sklepy, w ktorych za okazaniem paszportu i czasem rowniez biletu lotniczego mozna takich zakupow dokonac. Do tego w kazdym miescie sa specjalne sklepy z alkoholami. Przyznam, ze nie wiem jak to wyglada w Hurgadzie, bo ominelismy te miejscowosc wielkim lukiem.
Z ciekawa potrawa marokanska, ktore raczej do gustu polskiego powinny przypasc jest Pastilla. Za to moja ulubiona jest tagine z kurczaka z cytrynami.
wczoraj w poblizu bramy brandenburskiej w berlinie spotkalem dwie panienki. przechodzac obok, nie dalo sie ich nie zauwazyc, poprosily mnie bardzo milo bym sfotografowal je na tle bramy.
te dwie byly tak czterokanciasto szerokie ze ja metr po metrze cofalem sie do tylu, by te 5 i pol do szesciu zentnerow ujac razem w wizjerze.
one zaczely sie smiac, a ja zrozumialem dlaczego, dopiero jak poczulem na plecach latarnie. teraz razem rechotalismy w efekcie czego przez najblizsza minute nie powstal zaden obrazek. one zrywaly doslownie boki, a mi nie pozostalo nic innego jak dotrzymanie dwom XXXXXLowym towarzystwa.
nie tak dawno czytalem ze burmistrz philadelphi, panienki były wlasnie z tamtad, poustawial na ulicach darmowe wagi by mieszkancy mogli zmierzyc swoje nie_szczescie
tak to wyglada w el gouna, juz od dawna bez kartek
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Regal#slideshow/5285536809920195826
smakowitego lykendu
Hej!!! Sakara!!!! 😀 😀 😀
pfuj pfuj toto nie nadaje sie do picia 😛
Uciekło mi wszystko, bo odswieżyłem, a napisałem dużo o kuchni marokańskiej.
W Egipcie, jak widze, jest bez zmian. Tylko kiedyś tych sklepów trzeba było dobrze szukać.
Wpływy francuskie w Maroku wynikają nie tylko z wieloletniego „protektoratu”, ale także z faktu, że wiele restauracji jest tam zakładanych przez osoby, które przez wiele lat kucharzyły we Francji. W rezultacie przyprawianie jest bardziej europejskie niż w kuchni arabskiej.
Tagine to główny wkład do kuchni światowej. Podstawowe wersje – kurczak w cytrynach, baranina lub rózne mięsa w warzywach albo w suszonych śliwkach. W śliwkach szczególnie jaknięcina i koźlina. Ja preferuję baraninę lub koźlinę w warzywach i ze śliwkami. Dusi sie to 3-4 godziny na węglu drzewnym w naczyniu z wysoką stożkowatą pokrywą, pod która aromaty mieszają się cudownie i wracają do potrawy.
Szczególna rolę w tagine z warzywami odgrywają kawałki bardzo tłuste, które szczególnie wchłaniają aromaty. Rozpływają się w ustach zostawiając szczególną rozkosz smakową. Takie naczynie do tagine można kupić w sklepach Ikei (w Polsce 199 zł), ale bez podstawki na węgiel drzewny.
Istotnym elementem tegine jest przyprawa złożona z 36 ziół. Zrobiliśmy duży zapas, bo udało nam się kupic w Tardouant po cenie krajowej, czyli za 25% ceny dla turystów. Zasiedliśmy do tagine z warzywami i suszonymi śliwkami pełni obaw, czy w polsce bedzie to smakowało podobnie. Okazało się, że tak!
Nirrodku tutaj
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=695#comment-108908
klepalem o tym szerzej
Johnny to doprawde straszne, zeby Heinego czytac. Nam zreszta by nawet nie wypadalo, bo pojechac za granice i wlasne ksiazki czytac? I to do tego takie jakich w domu nie czytamy? 😉
Zylismy za to gwiazdami, pustynia… no i butelka Glenfiddich…
Ponoc w bylej Abisynii jesli gosciowi po posilku nie odbilo sie glosno, bylo to wielce niestosowne wobec gospodarzy – znaczy sie nie smakowalo. To tak a propos czkania po jedzeniu w Maroko. Ano co kraj to obyczaj (jesli nawet miniony).
Pyro Mila – ja o tej poze dawno bede „piuniala” dlatego teraz wzniose kielich do gory by z zyczeniami wszelkiej pomyslnosci dla Gospodarza i Jego Wspanialej Malzonki spelnic Ich zdrowie z okazji tak znakomitej.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
hey zwierzaczku, a gdzie obrazki
czy to byly winogrona jak u A_Szysza? 😆
Ja ze szwagrem … no właśnie, Szwagier Rysio dzisiejszy. Przyznawać mi się zaraz ilu Ryśków należy dzisiaj uczcić. Bodajże Osobisty Grażyny jest tego miana, ale oni też wyjechawszy na trochę. Bardzo jestem zajęta, ale Rychów bym jednak policzyła.
Wszystkiego dobrego Barbarze i Piotrowi z okazji ROCZNICY SLUBU – wielu, wielu lat razem !
Jerzor też się do zyczeń dołącza.
aaaa <– 😯
Wszystkim Ryszardom dzisiejszym najlepszego z okazji Imienin!
Pamietam, że zawitał do nas kiedyś rysberlin , moze on ukryty Ryś?
Tak czy owak, za Ryśków też toast!
Ryśków wiosennie pozdrawiamy,
do toastów serdecznych dołączamy !
( o 11.47 toast wznosimy zieloną herbatą )
A na naszym blogu zegar tyka nadal w czasie zimowym ?
Lotr najwyrazniej wyszedl z zalozenia, ze jeszcze pol roku i czas sam wroci do normy. 😉
Prxy kanapce otwarłam okienko Salonu 24 i omal lekkomyślności nie przypłaciłam życiem. Byłabym się udławiła. Jest tam wpis Free Your Mind „Koniec odwilży” Jeżeli ktoś ma mocne nerwy, może przeczytać. Innym odradzam.
Pyro pozostaje tylko ze smutkiem pokiwac glowa i ulitowac sie nad ta ofiara paranoi.
A ja dla uczczenia zasadzilem krzaczek i podlalem kasztan Adamczewskich. Ten z Rogalina. Pierwsze zadanie zgodnie z zasada „Zielonym do góry”
Druigie zadanie przy pomocy deszczówki.
Skladalem w nocy pod poprzednim wpisem a teraz tylko powtarzam. Duzy kawal tortu z bankietu G-20
Pan Lulek
johnny –
utrafiles w sedno! Sprawy!!!
Dla innych gwoli wyjasnienia – dotyczy mego wpisu:
2009-04-01 o godz. 10:29
Calosc bylaby ewentualnie prawdopodobna gdyby:
a – w Wooroonooran Park odpadl kawalek skaly i ukazal grote;
b – w tejze bylyby malowidla typowo nie aborygenskie;
c – w sposob cudowny ktos wpadl na pomysl by opracowanie materialow powierzyc mej osobie.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
link nie wlazl. Dlaczego?
Ponawiam
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=833#comment-146185
Panie Lulku- zasada „zielonym do góry” nie obejmuje,
jak wiadomo, baobabów w porze suchej 🙂
Basi i Piotrowi NAJLEPSZEGO,
o 20 wychylone będzie godnie
Echidna nie daj umierac z ciekawosci i opublikuj jesli wolno kilka próbek.
Ja, jesli juz, to sadze baodziady. To co posadzilem niestety nie wyrosnie tak gigantycznie ale jest mrozoodporne. Tyle, ze co to za mróz. Za mojej pamieci bylo w sasiedniej wsi zaledwie – 35 Celsjuszy i to zaledwie kilka dni.
Ad rem. Moze u Echidny to bylo UFO albo Venusy.
Wyznaczono mi termin prostowania nosa na dzien 15 czerwca w Grazu. Po licha ludziom potrzebny mój prosty nos. Podobno sa to skutki abstynencji i finansowego kryzysu. Nie wyczulem w pore i taka kara za brak czujnosci.
Pan Lulek
Bardzo serdeczne życzenia od haneczki 🙂
Ja się chyba dzisiaj upiję, bo za zdrowie Gospodarza z Małżonką i za moich dwóch szwagrów (obaj imieniny, a jeden urodziny) to jednym kieliszkiem nie wypada 😉
Baobaby będą, i to jedne z największych w S.A., tylko muszę wsadzić zdjęcia do Messiny. Niedługo…
Tymczasem porządkuję zdjęcia z trasy wzdłuż wybrzeża, od Hermanus w strone Durbanu, oraz skok w bok do Oudtshorn, do słynnych Cango Caves.
Odbylismy standardową wycieczke godzinną, następna była tylko dla szczupłych i zwinnych, bo tam trzeba się czołgać, przeciskać i w ogóle wydziwiać. Ja bym poszła, ale czasu nam by brakło na resztę…
Ja chyba też się upije… nie dość, ze Gospodarzom CZTERDZIESCI I CZTERY (skad my to znamy…), to jeszcze w klubie ulubionych Rysków mam czterech takich, dwóch geologów, jeden górnik (RPA), no i jeden dr. od elektryki. Jednym kielichem i toastem sie nie da, tym bardziej, ze nie odbębniamy, o nie! Solidnie i solennie!
Wracam do porzadkowania (zdjeciowo) wybrzeża RPA na trasie…
Dodam, ze leje, a tak pięknie i ciepło było z samiutkiego rana o świcie!
na drugie mam Rysio, łapie się?
G. Okon,
Trzezwe malze siedza przylepione do slupow i kamieni. Podobno po wypiciu jednej Boston Tea spadaja ze slupow w piasek i zaczynaja konkurs z ‚clams’ pod nazwa ‚kto wyzej’. Ostrygi patrza z boku i nie komentuja.
Szybko, bo międzykoncertowo, rocznicowe uściski dla Gospodarstwa! I być może w przerwie koncertu wieczornego uda mi się wychylić toast 😉
To ja wam tu na chybcika podrzuce zdjecie toalety damskiej na przystankach stacji benzynowych w RPA… czegos takiego to nigdzie nie widziałam, a szlajało sie tu i owdzie… Dodam, ze swieże i pachnące. Mozna zajrzec nawet przy jedzeniu. http://alicja.homelinux.com/news/25.Toaleta%20dla%20kobiet%20na%20stacjach%20benzynowych%20-%20typowe.%20Swieze%20kwiaty.jpg
Sławek,
jak Ty na drugie Rycho, to my za Twoje zdrowie 😉
Alicjo,
co jest w tym słoiczku? 😯
W Korei w wiekszosci szaletow publicznych nie ma papieru toaletowego,trzeba nosic ze soba, ale za to muzyka klasyczna uprzyjemnia posiedzenie.
Odnoscie kuchni tylko w Japoni i Korei sprzedaja wolowine ktora jest droga ale za to uwaga;krowy sluchaly muzyki klasycznej w czasie chowu i regularnie otrzymywaly masaze.Coz co kraj to obyczaj.
W Japonii duzym uznaniem cieszy sie Kobe beef. Stek jest ‚poprzetykany’ tluszczem. Cena do $300.00 za funt. Zawartosc tluszczu w miesie jest bardzo wysoka.
Ciekawe jest to, ze jest to zupelne przeciwienstwo preferencji zjadaczy stekow w moich stronach.
Duzo informacji na temat Kobe beef jest na internecie. Specjalna rasa krow, warunki hodowli itd…
W RPA nie płaci sie za toalety – w tym słoiczku, nemo są drobne, jakie panience sprzatającej (opłacana przez stacje benzynową) wrzuca się, bo się ma ochotę. Nie fotografowałam wszystkich toalet, ta była pierwsza i oczy mi wyszły z orbit, czystość nienaganna, przy wejściu kwiaty (jak w kwiaciarni, słowo!), przy umywalkach… sami widzicie. Jakos głupio było mi poprosić panienkę do wspólnego zdjęcia, a powinnam była, tylko ze towarzystwo sie rozlazło, Jadzia gdzieś poszła, a Jerza do damskiej zapraszać, żeby zdjęcie cyknął, bylo nijak.
Zdaje mi się, że mam jeszcze jakieś zdjęcia z innej toalety, zobaczymy po drodze.
Jagoda mówi (właśnie dzwoniła), ze gdybym chciała sobie robic zdjecia z tubylcami, to miałabym 3 razy wiecej zdjęć, niż mam, bo oni bardzo chętni pozować do zdjęć. No masz… a ja myślałam, że nie wypada poprosić! Nie chodzi o wiecej zdjęć (oj, mam dużo za dużo!), ale o tamtejsze klimaty, pejzaże i ludzi.
Gospodarzom zycze kolejnych szczesliwych i pogodnych lat,a takze calej „kupy” kulinarnych i podrozniczych wrazen 😀 😀
Następnych czterdziestu czterech wspólnych smakowitych lat życzę! 😀
Z okazji 44 Rocznicy trzeciego najważniejszego dnia w życiu PKS, życzymy Pani Basi i Panu Piotrowi wielu następnych lat spędzonych razem w zdrowiu i szczęściu.
Toast wznosimy białym wytrawnym z winnicy z Rüdesheim nad Renem.
Maria i Konrad
Państwu Gospodarstwu; Sto lat w Zdrowiu i Pomyślności! 🙂
a.j
gotowi?
starym calvadosem wznosze, Rudy tez
Ja wzniosłam czerwonym włoskim. Bliskie sercom Gospodarzy 😉
Taurasi. Na zdrowie!
Troche tych tam…
U uroczego Francuza zjedlismy paskudne sniadanie, ale o tym potem, musze lecieć do tego od zeznań podatkowych podpisywać, żem niewinna, nic nie zarobiłam, to i nic nie płaciłam fiskusowi. A co!
http://alicja.homelinux.com/news/RPA-Marzec.2009/Wybrzeze-I/
Alicjo,dziekuje za pamiec 😀
toasty wznosilem herbata przy pracy 😀
Ładny asfalt w tej Afryce 😉 I niebo rozległe. Jedzenie by mi pasowało (to z morskim robactwem)…
Miłym Gospodarzom, kolejnych 44 lat w zdrowiu i radości serdecznie życzy Małgosia
Rysiom i Ryszardom, tym na pierwsze lub kolejne imię, wszystkiego dobrego
A my sobie popijamy mavrodaphne.
Antekglina pije słodkie, przegryza jałowcową. Twardy jestem!?!?
Aby rozwiać nawiane, oczyścić zagęstłą wokół mnie atmosferę, informuję uprzejmie iż z formacją zajmującą się gliną – zduństwem, rzeźbiarstwem, doniczkarstwem, ceglarstwem, jeździectwem samochodowym z niebiesko-czerwonym światłem na dachu, kaflarstwem, ptaszków tirlijących lepiactwem, kaflarstwem, wazoniarstwem, polep i klepisk klepactwem, dachówkarstwem, i tem podobnem, nie mam nic wspólnego! Przydomek antekglina występujący w mojej picassie jest li tylko przypadkową zbitką słowną, choć związaną sentymentalnie z pewnym miejscem na ziemi miejscem. Antek solo nie mógł występować, było ich wielu jak tych cymbalistów.
A że miałem kontakt ze słuzbami niekoniecznie glinymi, to już jest zupełnie inna i niekoniecznie kulinarna historia.
A jutro planuję kontakt z ziemią naszą rodzicielką, pora kontynuować rozpoczęte dzisiaj porządki wiosenne, piwo wiosenne znowu wypić, grila rozpalić.
Wiosna przecież, na co czekać??
Wszystkim wszystkiego, szczególnie Ryśkom, bo oni jak i ich sobowtórzy to równe chłopaki są.
http://www.youtube.com/watch?v=V2A294CHEss&feature=PlayList&p=1FC5D7A1079DB814&playnext=1&playnext_from=PL&index=1
Alsa, sory, mientki sie okazałem…
baju, baju!!
Skoro wpadłem, dodam ze jest dobrze!!
http://www.youtube.com/watch?v=kNLvBFSdBaM
to z dopiero co ukazanej płyty poświęconej Maklakiewiczowi i Himilsbachowi.
Jestem jak motyl.
najlepsze z himilsbacha, co utkwilo mi w lepetynie to to, jak umawiali sie podczas chaltor po kraju, z maklakiewiczem, a moze z innym, ze nie beda lali do pokojowych umywalek
nie wiem dlaczego
W umywalce mozna sobie potłuc jajka?
tacy mali to oni nie byli 😉
Gospodarzowi i Małżonce następnych wspaniałych, wspólnych Czterdziestu i Czterech składa
Daniella
A ja wzniosłam szampanem Moet&Chandon. A co!
Pani Elżbieta P. to ma sponsorów… 😀
Elżbieta P.ewnie ma magiczne nazwisko?
Jak mówi przysłowie:
Za Panem Dereckim sponsory z szampanem i winem greckim.
Alicjo –
popatrz se Pani do poczty
E.
sponsor grecki,
szampon, wino
i tak gliny wszystkich zwiną,
ze przytoczę modne ostatnio przysłowie marokańskie
Se pani do poczty popatrzyła, echidno.
Hej!
Od fiskusa za nico (przecież nie pracuję…) dostałam czek na 164.90$ 😯
Szybko schowałam do kieszeni, mimo że Jerz coś tam, ze wspólna kasa. Jaka wspólna, to MOJE!!!
Poza tym kupiłam sobie super-modne tutaj legginsy jakies takie wymyślne za 20$ (normalna cena 58$), bo *small size* tutaj to niechodliwy towar, przecenili 😯
Zgapiłam się, powinnam kupić też druga parę, takie błyszczące, ale co sie odwlecze, to nie uciecze 🙂
Oczywiście zakupy zrobiłam ze wspólnej kasy.
Po drodze zakupy – nie należy tego robić na głodniaka! Ale zrobiliśmy zakupy spozywcze mniej więcej i kupilismy piękne filety pstrąga (rainbow trout) na jutro, i takie różne, a na jedzenie z biegu sushi. Takie sobie było, ale głodny wszystko zje.
Hauuuuuuu! A jo fciołek zdązyć zajrzeć tutok jesce 3 kwietnia, ba mi sie to nie udało…
Ba i tak syćkiego najpikniejsego Ostomiłym Nowozeńcom!!!! 😀
Antek jak Ty jestes glina od gliny to ja zamawiam od razu gniota.
W Innsbrucku pod wiaduktem, niedaleko Dworca Centralnego, jest sklep w którym sprzedaja wyrobiona gline. Na wage i wcale nie tanio. Mozna sobie kupic kawal na wage a potem w domu albo na miejscu zrobic gniota i za oplata ekstra kazac wypalic.
Reflektowalbym na spory niewysuszony kawal.
Pan Lulek
Panie Lulku –
fotografii byc nie moze – toz to byl nasz „ulubiony” dzien zabaw – 1 kwiecien.
Co zas sie gliny tyczy – a na coz Panu spory, niewysuszony kawal?
Garnki Pan ma zamiar lepic? Czy inna sztuke uzytkowa?
Ciekawska Echidna
Wymiotlo wszystkich. Cisza w BB. Wychodzi na to zescie niezle kielichami uczcili wspaniala rocznice Gospodarza, a i Ryszardow imieniny.
Glowy nie bola? Pic sie nie chce?
Ponoc najlepszy w tym przypadku sok z kiszonej kapusty.
Oddalam sie w kierunku sypialni. Niby jeszcz wszesnie lecz sen klei powieki.
Zycze udanego weekend’u.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Dobrej nocy, echidno 🙂
Ja mam przerwę obiadową w ryciu w ziemi. Spaliłam badyle, Osobisty przekopuje grządki, wiosna szaleje…
A bocianów jak nie było, tak nie ma 🙁
Glina profesjonalna jest po to zeby ja miec. Czasami przydaje sie. Kiedys kupilismy kawal znakomicie wyrobionej i wiezlismy do Niemiec dla Agnieszki. Wtedy jeszcze istnialy granice paszportowe i celne. Samochód mial wegierskie znaki rejestracyjne. Na granicy zatrzymal nas celnik i wypalil. Co panstwo macie w bagazniku. Gline odpowiedzialem zgodnie z prawda. Troche go zatkalo ale nie stracil rezonu i zawolal policjanta. Ten powtórzyl pytanie i otrzymal identyczna odpowiedz. Teraz zamurowalo obydwu. Prosze otworzyc bagaznik. Otwieramy a tu w plastikowym worku glina. Dalej nie dlubali ale zadali pytanie skad ona pochodzi.
Glina niejedno ma imie.
Pan Lulek
.
czyzbys Panie Lulku wychodzil z zalozenia ze nie swieci garnki lepia i dlatego potrzebna jest Tobie glina?
.
a ja teraz na balkonie, robie to co najlepiej potrafie 😆
.
…pijesz piwko, johnny? 😉
Dzień dobry Szampaństwu,
u mnie wiosna nie szaleje, wczoraj lało strasznie, aż na ogródku zrobiło sie bajoro, a dzisiaj ma sie na śnieg 🙁
Ja dzisaj postanowilam kontynuowac temat Maroka i przetlumaczyc wreszcie obiecane ponad rok temu przepisy na peklowane cytryny i tagine z kurczaka.
Peklowane cytryny:
4 cytryny
4 lyzki morskiej soli
sok z dodatkowych 4 cytrym.
Dokladnie umyc cytryny. Naciac cytryny „na krzyz” nie przecinajac ich do konca. Do kazdej wlozyc lyzke soli, zamknac i wlozyc ciasno z pozostalymi cytrynami do sloja. Sloj zamknac i odstawic na 3-4 dni. W tym czasie powinny puscic troche soku i skorka powinna zmieknac. Otworz sloj. Upewnij sie, ze cytryny sa na dnie i dolej sok z pozostalych cytryn tak aby owoce byly dokladnie przykryte. Zamknij sloj i odstaw w chlodne miejsca na co najmniej miesiac. Im dluzej stoja tym sa lepsze.
Uczciwie powiem, ze my zazwyczaj kupujemy je u naszego marokanskiego rzeznika, ale zakladam, ze do Polski jeszcze one nie dotarly.
.
nie tylko ja. w przerwie miedzy jednym a drugim degustuje sledzia. tego co w zeszlym tygodniu zalalem octowa zalewa
.
zyc nie umierac
.
nemo
teraz jak zjadlas ostatni prezentowany wypiek to mobe sie przyznac
– ja polizalem sobie to ciasteczko 😆
Nirrodku a do czego i jak je sie jada?
1 duzy kurczak pocwiartowany.
3 lyzki oliwy
1 duza poszatkowana cebula
2-3 rozgniecione lub pociete zabki czosnku
1/2 – 3/4 lyzeczki imbiru w proszku
1 1/2 lyzeczki sproszkowanego cynamonu
1 1/2 duzej lub 3 male peklowane cytryny (tylko skorka pocieta w cienkie paseczki.
12-16 zielonych lub (najlepiej) purpurowych oliwek (przeplukanych woda,zeby nie byly za slone)
sol, pieprz
Wrzucic wszystkie skladniki do duzego garnka (z wyjatkiem cytryn i oliwek). Zalej do polowy woda i zagotuj. Na malym ogniu kontunuuj gotowanie pod przykryciem przez ok 45 minut. Nie zapomnij co jakis czas obrocic czesci kuraczka i ewentualnie dodaj wody. Powinno sie uzyskac delikatnego kurczaka w smacznym sosie. Dodaj cytryny i oliwki i gotoj na malym ogniu 15 minut.
Gotowe.
Johnny dodaje sie je do roznego rodzaju tajine. Uzywajac tylko skorki. Miasz sie wyzuca. Fatima macerowal w nich np. zielone oliwki.
Oliwki + oliwa + skorki z peklowanych cytryn (+ ziola jak ja naszlo). Zostawiala to w sloiku na 2-3 dni i podawala jako zagryche.
wyrzuca nawet
taka kompozycja brzmi fantastycznie Nirrodku. przystepuje we wtorek do dzialania.
a jak powrocimy za trzy tygodnie to jak znalazl do oblizywania 🙂
.
dobrze wchodza sledziki
Nirrodku
jadlem cos takiego bardzo podobnego na karaibach. nie lano tam wody, dolewano cala flaszke coli
zreszta tam wszystkie takie podcolowane 😉
Zdaje się, że trzeba będzie dodać do /Przepisów to kurczę i cytryny…
Ja dzisiaj robię łososia (no, zamiast będzie rainbow trout, ale on prawie taki sam), co to przepis swego czasu wymysliłam, a ostatnio sprzedałam Nowemu.
Mam ostry ser pleśniowy, dodam trochę, no i old cheddar. Teraz tylko wysłać Jerzora po szpinak.
Kupiłam wczoraj młode ziemniaki, wszystkie wielkości mniej wiecej orzecha włoskiego wypasionego lekko
(gdzie jest Wojtek z Przytoka?! Przypomniał mi sie Kórnik i Wojtkowe orzechy…). Ziemniaki ugotuję w całosci, a potem coś bym pokombinowała… ma ktoś pomysł?
.. po szpinak 😉
😆
…no… po szpinak! Jak trzeba, to trza!
Johnny,
zdążyłeś polizać zanim zjadłam? 😯 😉
Alicjo,
jak masz takie małe ziemniaczki, to je umyj, osusz, nie obieraj. W żeliwnym garnku (jeśli masz, jak nie, to w stalowym) rozgrzej oliwę, wrzuć kartofelki i smaż mieszając, aż się ładnie zrumienią, następnie posyp solą, chluśnij pół szklanki wody i natychmiast przykryj szczelną pokrywką, niech się doduszą przez ca 20 minut. Nie zaglądać, ogień zmniejszyć, by się nie przypaliły. Pasują do wszystkiego.
Boli mnie krzyż. Zasadziłam cebulę i szalotkę, posiałam sałaty i rukolę, zaczęłam sadzić ziemniaki. Na kolację będzie własna roszponka ze szczypiorkiem i jajkiem na twardo. Teraz przerwa na podwieczorek: ciasto czekoladowe z wiśniami, herbata, ananas. Na obiad były ziemniaki w mundurkach, śledź smażony z polskiej konserwy, sos z szalotki, ogórka kiszonego i majonezu, marynowane borowiki.
Nemo,
zapisano i zrobię według. Zapodam, jak wyszło.
U mnie szare i zimne południe, i dalej straszy sniegiem i tym tam marznącym deszczem 😯
Wielogodzinna jazda pozbawila mnie mozliwosci wypicia toastu za pomyslnosc Piotra i Basi, ale pamietalam 🙂 i nadrobie dzis wieczorem winem czerwonym, wytrawnym blaufränkisch!
Dzieki krotkiemu pobytowi w Polsce zaopatrzylam sie za to w smalec z cebulka:)))
Dobrego wieczoru wszystkim!
Panie Piotrze!
Dla Pana i Małżonki same serdeczności
Kiedy wróca Gospodarz, to bedzie bal.
Oj bedzie bal.
Pan Lulek
witaj Bando
witam po przymusowej przerwie
padł mi komp i jeszcze nie wstał jak należy
a i ja wybrałem się do serwisu
czyli obadałem się przez kilka dni w szpitalu
:::
miłej niedzieli palmowej
Dzień dobry Szampaństwu!
Śniegu nie ma, ale pięknie też nie jest. Mokro i zimno, co to za wiosna?!
Wstaliście? Jakiś komitet powitalny by trzeba, bo Gospodarstwo wracają – dosyć leniuchowania!
Alicja, tu ciepło i słonecznie. Miejscowi pławią się w wiośnie, albo szaleją przedświątecznie. Wolę myśleć, ze to pierwsze 😉
…o, właśnie! Haneczka przypomniała mi o świętach… wszak u nas juz w piątek się świętuje. Chyba jutro jakieś porządki może?
Oj dziś, dziś – dana, dana!
Dziś dzień pracowity. Najsampierw zmieniłem koła w samochodzie z zimowych na letnie. Zima zapewne jeszcze wróci ale ja to czniam! Nasze żurawie lada dzień się zlecą. Pierwszy – na razie samotnie – krąży juź od paru dni. Śniegu prawie już nie widać. Ptactwo różnorakie w lesie świergoli jak poparzone od samego rana.
Potem wziąłem się za trybowania przedniej ćwiartki jagnięcia którą nabyłem niedawno tą samą drogą co zwykle. Trybowałem do tej pory jedynie udziec ale od czego zasoby Sieci. Znalazłem:
http://forum.fetbobba.net/index.php/topic,488.0.html
i postępuję właśnie tak ja na tych obrazkach tamże. W międzyczasie moja Finka nasmaźyła gofrów i obżarliśmy się niesamowicie. Gofry z dżemem truskawkowym i tureckim joghurtem. Chrupkie, gorące. Do tego kawa z perkulatora – rzadko piję kawę ale taką to musowo. Wyrzucanie gnoju ze stajni pójdzie mi błyskawicznie.
Wieczorem z tego jagnięcia będzie kolacja – jak zwykle dziecinna flaszka czerwonego zostanie opróżniona żeby sobie jagnię nie myślało, że pies je zeżarł….
Czego i wam wszystkim serdecznie życzę.
P.S.
Do Maroka się nie wybieram – odległość mnie więc nie przeraża.
Ostatnie kilka dni spędziłam u rodziny na Mazurach i mam najnowsze obserwacje ornitologiczne.Otóż bociany,choć nieliczne,już są.Widziałam jednego siedzącego w gnieżdzie 2 kwietnia,a zatem musiał przylecieć kilka dni wcześniej.Widziałam też jedną czajkę, a gęsi i żurawie były już w pierwszej dekadzie marca.A wszystko to można spotkać na łąkach i rozlewiskach pod Morągiem.
W Morągu na targowisku kupiłam też trochę wiejskich jajek.Okazuje się,że bardzo mało gospodyń z pobliskich wiosek sprzedaje takie jajka i trzeba wcześnie rano wybrać się na targ.Jajka dojechały do domu w całości i dziś na śniadanie była degustacja .Pyszne,choć świeże jajka trudno się obierają. Od jutra pomalutku trzeba przedsięwziąć jakieś działania przedświąteczne.
Krystyno,
żebyś wiedziała, z tymi jajkami! W ubiegłym roku byłam u siostry w sporej, podkrakowskiej wsi. Poszłam do sklepu po piwo i zdumiona byłam, co panie kupowały – jajka, masło, kurczaki, pomidory… Siostra zauważyła, ze i tak miałam szczęście, bo na jednym ze zdjęć udało mi się przypadkiem uchwycić krowę. Gdzie te czasy, kiedy stadka gęsi w strumykach wiejskich się szarogęsiły, a i niejeden gąsior pogonił uczniaka, wracającego ze szkoły?!
W tym roku zapowiada się ciekawie… w każdym razie jest nowa para.
http://www.bociany.edu.pl/index.php
Tu bocianów ciągle niet. Czajek zero. Gęsi i żurawie są. Bażanty łażą.
Właśnie wróciłem z Niedzieli Palmowej w Łysych . Biskup jajka poświęcił . Mogę spokojnie obchodzić święta.
Na całe szczęście nie było JNP Pana Prezydenta.
Rok temu było ogromne zamieszanie.
U mnie niedziela zaczęła się szampańsko, dosłownie 😎 Osobisty uparł się, aby przed wyjazdem w góry wstąpić na wystawę jeepów, a tam częstowano kawą, winem, szampanem, chipsami, chałką i serem, można było też odbyć próbną jazdę, ale na to szkoda nam było czasu, bo pogoda zbyt piękna, dosłownie na krótki rękawek, a do testowania nie było żadnych kabrioletów ani tego modelu jeepa, który Osobistemu ostatnio wpadł w oko. Pojechaliśmy więc pobiegać na nartach i pochodzić boso po śniegu. Przed szałasem, w pełnym słońcu nie dało się długo usiedzieć, tak gorąco. Wracając zabraliśmy z gór dwoje wędrowców z psem i zawieźliśmy na dworzec, więc dobry uczynek też mamy na koncie ;(
a ja się dziwiłem, że mnie zatrzymało w poczekalni
a literówek narobiłem w nagłą cholerę
chyba tylko Brzucho mi wyszło za pierwszym podjeściem
:::
toast wznoszę winem domowym wiśniowym
taka mnie naszła fantazja
🙂
Witaj Brzucho!
Ja wznoszę toast *primitivo*, porobiło się zapasy ….
Witaj, Brzucho! Stęskniłam się. 🙂
Nemo, a Ty dalej ekstremalnie 🙂
Wrzuciłam Johannesburg. Burza za burzą, ale momenty jaśniejsze były. Joburg był w przeddzień naszego odlotu. Kto chetny, niech zerknie. Dwie fotki były zrobione z myślą o Nemo i Johnnym, kulinarne wszystkie z myślą o blogowiczach – niewtajemniczeni sie dziwia, co tyle o żarciu… a niech sie dziwia!
http://alicja.homelinux.com/news/RPA-Marzec.2009/Johannesburg/
nawypistukalem o strzelaniu do cietrzewi i innych rysiow, ale mnie zzarlo, wiec o lwach juz nie bede, w przerwie bylo chili con gowno, dobrze, ze trunki mielismy swoje, caly dzien w lesie wiosna pachnacym,
czesc Brzucho, jak po zejsciu z kanalu?
… zejściu czy wyjściu?
U nas jutro ma byc śnieg i inne okolicznosci pogody. A ja muszę wyjść z domu z rana 🙁
*konwersacje początkowo lajtowe* – ubawiłam się…
Swieża emigrantka czasowa w Irlandii czy gdzie tam, po roku pobytu zapomnieć polski, nie znać pewnie angielski…
Biorę to lajtowo, stara emigrantka 😉
Przesyłam Państwu Redaktorstwu nieco spóźnione, ale bardzo serdeczne i gorące (niczym ostatni weekend na południu Polski) gratulacje rocznicowe oraz życzenia wszelkiej pomyślności!!!
🙂 🙂 🙂
Haneczko!
A u mnie w Warszawie też bażantów zatrzęsienie. Najbardziej się dziwię, że są w takiej komitywie z psem i wzajemnie nie zwracają na siebie uwagi.
Bażanty,racja, są. A poza tym na drodze z Warszawy
do Węgrowa bocianów zatrzęsienie. Wszystkie gniazda zajęte.
Z kolei pod Węgrowem mieszkają strusie w liczbie 23,
na pięknej, położonej pod lasem fermie. Jaja zostały kupione za
50 zł/szt. Jedno dla nas dwa dla znajomych.
Strusie jajo na twardo – 1,5 godz,
Strusie jajo na miękko – 45 min.
1 jajo strusie = jajecznica dla 5 osób.
1 strusie = 1 kurze,jeśli chodzi o zawartość chlesterolu.
1 struś tworzy rodzinę z 2 paniami strusiowymi.
Tak powinno być i u ludzi 😀
@Alicja: 2009-04-05 o godz. 14:48
Na początek bardzo świątecznie wszystkich smakoszy, żarłoków i degustantów. Pozdrawiam oczywiście…
Ze szczególnymi rewerencjami dla Pana Piotra.
A twoja anegdota przypomniała mi inne wydarzenie prosto z realu. Chyba przed dziesięciu laty mój brat przywiózł swego urodzonego i wychowanego w NZ syna, żeby zobaczył miejsce, z którego genetycznie mu chwost wyrasta.
Bardzo chciał Boris zobaczyć ‚na żywo’ zaprzęg konny.
Przez półtora miesiąca się nie udało 🙁
Chociaż miasteczko jest niewielkie, ma spore tradycje w hodowli ciężkich koni pociągowych. Także moja rodzina…
*
Łatwiej było zobaczyć stado żubrów, które się w pobliże przywlokły z Puszczy Białowieszczańskiej.
*
Natomiast mleko niestandaryzowane kupuję na bazarku, jak mi baba ‚nawali’ i nie przyniesie. ‚Przećwiczonych’ mam kilku sprzedawców i wiem, u którego mleko jest prosto z krowiego cycka, a który najpierw śmietanę odciąga. Chytry zresztą patent sobie sprzedawcy wymyślili, bo to mleko sprzedają opisane jako ‚mleko dla psów’, żeby nie mieć problemów z sanepidami. Mój jajnior na mleko patrzeć nie może, bo dostaje po nim ‚wolności’ pod ogonem, ale ja i owszem.
Na bazarku kupuję też niestandardowe (dwużółtkowe) jaja. Są z fermy znajomego, ale z powodu nietypowości nie mogą być wprowadzone do obrotu hurtowego.
Z sąsiadami mamy spółkę na świąteczne świńskie dupy, bierzemy je z zaufanego źródła, a potem Franek toto wędzi. Trzeba go tylko pilnować, żeby nie nachlał się przy tym za bardzo, bo wtedy na full ładuje palenisko i spać idzie. A ja czegoś nie przepadam za pieczonymi wędlinami.
Poza tym Franek jest w porządku, bo na zagrychę obrzyna tylko z kawałków upeklowanych przez siebie, albo żonę 🙂
Zieleninę mam przez cały sezon od sąsiadek, dla których jestem miły (przez całą zimę bazylia w doniczce mi oko na parapecie cieszyła i ślicznie pachniała).
Kozi ser i zieleninę dostaję też od Janka, który zaczął hodować kozy, bo swoją babę ma już tyle lat, że… Poza tym kozy nie pyskują 🙂 I parę godzin dziennie ma spokoju. Ponadto, kozy są w stanie wyprodukować tyle bobków, że starcza ich na nawiezienie kilku działek. Całkiem ekologicznie.
A całkiem ekologiczny napój przywożą mi z dziewiczych ostępów Puszczy Knyszyńskiej, gdzie powstaje on pod bacznym nadzorem miejscowej ludzkości.
W skrzynce na balkonie wybujał natomiast niespodziewanie wysiany przed kilku laty szczypiorek. I ładnie wygląda…
Jeszcze raz ŚWIĄTECZNIE i nie całkiem trzeźwego jajka życzę, coby nie pomyślało ono sobie, że je pies jakiś zeżarł, G
…a mnie z sześciu zasolonych we słoiku cytryn jakoś w lodówce sok poznikał i nie wiem, co z nim,i teraz zrobić
Świątecznie, G.
Świątecznie Grzegorzu – i nie całkiem na trzeżwo!