Pojadę na wakacje z przewodnikiem w ręku

Ależ tu ciepło. Woda wręcz gorąca. Rafa różnobarwna, a ryby rozpieszczane przez kapiących się, bezczelnie domagają się datków. Nie boją się nic a nic i ocierają nosami (czy ryby mają nosy?!) o pływaków. O jedzeniu nie powiem na razie nic. Wszystko muszę zarejestrować cyfrowo i odtworzyć po powrocie.
 
Teraz więc gdy ja się pławię dosłownie i w przenośni czyli w luksusie, Wam podrzucam jak przynętę do rozmowy różne anegdotki. I tak będzie do końca tygodnia czyli do powrotu znad Morza Czerwonego. Dziś o planach związanych z długim letnim urlopem. I wartości słynnego przewodnika dla smakoszy.

Prawdę mówiąc nigdy dotąd nie korzystałem z tego wydawnictwa. Ale gdy w tym roku dostałem (jeszcze ciepły) egzemplarz czerwonego przewodnika sygnowanego słynnym nazwiskiem – Michelin zacząłem uważnie go studiować i… doszedłem do wniosku, że to przydatna książeczka. Nawet dla takiego obieżyświata, który lubi kierować się własnym instynktem czyli wybierać hotele w drodze, na nosa, patrząc na dziewczyny zatrudnione w recepcji i na samochody zaparkowane pod budynkiem. A restauracje niemal wyłącznie pod kątem kto w nich jada. Jeśli tłum turystów to omijam. Jeżeli miejscowi to wbiegam z radością  i nadzieją na dobre jedzenie. Rzadko trafiam źle. Zwłaszcza, że wybieram trasy omijające wielkie miasta, a już wielkim kołem omijam dziesięciopiętrowe i przeszklone hotele.

Ale od pewnego czasu zauważyłem, że małe restauracje mieszczące się na głębokiej prowincji Włoch, Austrii czy Francji też szczycą się figurką Gourmanda czyli „oponiastego?” człowieczka Michelena lub wizerunkiem sztućców, co sygnalizuje, że kontrolerzy ze słynnego przewodnika już tu byli i coś ich zachwyciło. A więc tegoroczną letnią trasę prowadzącą z Warszawy aż za Carrarę wytyczę z czerwoną książeczką w ręku. Po drodze czekają mnie dwa noclegi i co najmniej cztery posiłki. W dodatku, co roku, staram się podróżować przez Italię inną trasą, ponieważ za każdym razem cel podróży leży w innym miejscu.

 

 Ważna książka w bibliotece łasucha

 

Gdy wytyczę trasę to oczywiście ją opiszę. I to dwa razy. Raz gdy będzie dopiero zaprojektowana i noclegi oraz kolacje w sferze marzeń. Drugi – po powrocie czyli po konfrontacji marzeń z rzeczywistością. I wtedy dopiero będzie można mówić o przydatności przewodnika.Moją sympatię do czerwonej książeczki wzbudził także fakt, że w tegorocznej edycji jest aż tyle restauracji i hoteli polskich. Na dodatek większość z nich znam i także cenię sobie wizyty w tych przybytkach.

 

 Fragment warszawski przewodnika

Prawdę mówiąc sprawia mi przyjemność widok znajomych nazw umieszczonych pomiędzy najlepszymi w Europie. To taki rodzaj patriotyzmu kulinarnego. Znacznie więcej przynoszący przyjemności niż werble i fanfary podczas parad i defilad.

I dlatego też prezentuję tu stronę warszawską (tylko część, bo widelce przyznano aż 16 lokalom) a krakowską pokażę przy jakiejś innej okazji. W Krakowie także 16 restauracji otrzymało sztućce. Teraz najważniejsze, by wyróżnione lokale utrzymały poziom. A to jest trudna sztuka.