Nowe dania na moim stole
Na chwile zdradziłem włoską kuchnię. I to z jej najbliższą sąsiadką – kuchnią francuską. Byłem bowiem w MAKRO Centrum Rozwoju Firm, w którym pod czujnym okiem wspaniałego kucharza Grzegorza Kazubskiego odbywają się pokazy kulinarne i szkolenia dla profesjonalistów. Dzięki znajomości z mistrzem bywam tam czasem dopuszczany jako widz. A warto tu bywać, bo wprawdzie nie dostaję – jak młodzi kucharze uczestniczący w szkoleniach – stosownego dyplomu ale poznaję nowe przepisy i podglądam nieznane techniki. A co najważniejsze mam okazje obcować z mistrzami kuchni z różnych krajów świata.
W minionym tygodniu przyglądałem się pracy Erica Dangera szefa Chateau de Chanteloup leżącego w departamencie Cognac. Eric prezentował różne gatunki koniaku Martell i sugerował dania, które najlepiej komponują się z tym wytwornym i drogim trunkiem.
Eric Danger w kuchni eksperymentalnej Makro Centrum
O koniaku i sposobach jego picia nie będę się rozwodził, bo sprawa jasna. Każdy pije go wtedy gdy ma na to ochotę (i pieniądze). Bardziej interesujące wydały mi się sugerowane dania poprzedzające Martella. Jedno już wykonałem więc spokojnie mogę go i Wam zaproponować. Będę też wskazywał na pewne modyfikacje i odstępstwa od przepisu szefa jednego z najsłynniejszych chateau kojarzących się smakoszom z koniakiem.
Przegrzebki w sosie marchwiowym
Małże św. Jakuba czyli przegrzebki (po 4 na osobę), sok z marchwi, laska wanilii, śmietana 18 proc., masło, oliwa, ocet winny, sól, sezam, ciasto filo, rukola
Ciasto filo nasmarować roztopionym masłem, zawinąć w folię aluminiową nadając im kształt fali i włożyć do rozgrzanego piekarnika na kwadrans.
Wlać do rondelka 12 łyżek soku z marchwi i gotować mieszając. Dodać szczyptę soli, 3 łyżki śmietany, część laski wanilii (pół lub ćwierć), odrobinę oliwy i na koniec octu winnego. Dalej gotować na małym ogniu, by połowa odparowała. Co jakiś czas mieszać.
Przegrzebki umyć i osączyć z wody. Panierować z jednej strony sezamem. Rozgrzać oliwę na patelni i smażyć przez kilka minut przewracając małże aż się zazłocą z każdej strony.
Ułożyć umytą rukolę na wyjętym z pieca cieście i lekko skropić winegretem lub octem balsamicznym. Przegrzebki ułożyć na talerzu obok ciasta i polać waniliowym sosem.
Danie gotowe, rukola na cieście filo, przegrzebki w sosie marchwiowym
Eric Danger przed panierowaniem odciął małżom kawałki pomarańczowego koloru zwane czasem sercami przegrzebków. Tłumaczył to względami estetycznymi. Jaskrawy kolor przeszkadzał mu w kompozycji, którą wykonał na talerzu. Nie zastosowałem się do tej rady. Serca małży po prostu mi smakują a kolor ożywia danie. Do reszty wskazówek mistrza zastosowałem się posłusznie. I nie żałowałem. Przyznam się też, że zastosowałem się tak dalece w słuchaniu mistrza, iż całą ucztę zakończyłem pękatym kieliszkiem napełnionym w jednej trzeciej złocistym płynem produkowanym w pobliżu Chateau de Chanteloup. Tym właśnie, który lansował Eric.
Kolejne francuskie danie, które zrobiłem po raz pierwszy w życiu pochodzi z Owerni. I tu musiałem wprowadzić jedną drobną, choć ważną zmianę. Przyrządziłem suflet serowy. Nie mając jednak owerniackiego sera cantal użyłem ementalera. Zaprzyjaźniony kucharz powiedział mi, że mogłem wziąć i inny ser tego typu. W przepisie podaję więc aż trzy nazwy.
Mój pierwszy suflet
Suflet robiłem w nabożnym skupieniu i ciszy, bo słyszałem, że krzyki, hałasy i przeciąg powodują opadnięcie sufletu czyli katastrofę kulinarną. Mój suflet nie opadł. A smakował wybornie. Wpisałem go do gościnnego repertuaru. A oto przepis:
Suflet serowy
8 dag sera (ementaler, gouda lub edamski), 2 łyżki masła, 2 łyżki mąki, 125 ml mleka, 3 jajka, sól, pieprz, gałka muszkatołowa, dodatkowe masło do smarowania formy
Zetrzeć ser. Roztopić masło w garnku. Wsypać mąkę i mieszać tak by nie było grudek. Wlać gorące mleko i nadal mieszać trzymając na małym ogniu. Gdy zgęstnieje zdjąć z kuchenki. Rozgrzać piekarnik do 180 st. C. Rozbić jajka i oddzielić żółtka od białek. Białka ze szczyptą soli ubić na sztywna pianę. Żółtka dodać do masy sufletu i wymieszać dokładnie. Dodać ser, szczyptę świeżo startego pieprzu i startej gałki muszkatołowej. Ponownie wymieszać. Teraz ostrożnie dodawać pianę mieszając aż powstanie jednolita masa. Cztery foremki (lub jedną dużą) obficie posmarować masłem i wlać masę sufletową. Piec przez kwadrans jeśli w małych foremkach lub 40 minut jeśli w dużej foremce. Ostatnie 3 minuty z włączonym termoobiegiem.
Komentarze
Informuję, że Młody stał się posiadaczem dzieła sztuki, na które nie zasługuje.
Alicjo, Sweter jest słów mi brak ❗ Najchętniej w ramki i pod szkło. Młody do ślubu się nie wybiera, ale jakby co, to teraz ma w czym 😀
Dziękuję ze wszystkich sił Twojemu Wielkiemu Sercu i Bezcennym Dłoniom 😀
Martella zużyłam na nalewkę z pigwy, Hennessy wypiła teściowa pilnująca kotów w czasie naszych wakacji, ostał mi się jedynie Remy M. V.S.O.P zaledwie 🙄
Gospodarzu,
czy na tym pokazie dali popróbować jakiego X.O?
Dziś od rana przepiękna pogoda, wiosna jak nie wiem 🙂 A tu deklaracja podatkowa czeka… 🙁
Haneczko – a najważniejsze ? Jak Młody przyjął dar? I do ślubu to Ty go nie wysyłaj – przyjdzie na niego kreska i sam sobie pójdzie.
A teraz dla Nirrod (zanim jej wyślę książeczkę) przepis na żurawinówkę
Żurawinówka
Naczynie (butlę, gąsiorek albo słój – zależy ile mamy „materiału”) do 3/4 napełnić dobrze przemarzniętymi owocami żurawiny, zalać 90% spirytusem ( 1 litr 96% + 80 ml wody) szczelnie zakorkować i zostawić w ciepłym pomieszczeniu na 2 tygodnie. Potem zlać nalew, owoce przecisnąć przez płótno albo inna szmatę, obydwa soki połączyć i przefiltrować (bibuła filtracyjna, flanela albo ew. wata) Na każdy litr nalewki zagotować syrop z 3 szklanek cukru i 2,5 szklanki wody, odszumować, wlać gorący do dużego naczynia (miska, waza etc ) i w gorący lać powoli nalew owocowy . Cały czas mieszać. Uwaga – jeżeli zbyt dużymi porcjami wlewać alkohol do syropu, to świństwo zmętnieje i klarować się potem będzie rok albo dłużej (Pyra tak załatwiła pomarańczówkę. Stoi i się klaruje) Kiedy już całość połaczona, to rozlać w butelki i wynieść w ciemne, chłodne miejsce. Dojrzewa 2 miesiące – ma piękny kolor i orzeźwiający smak.
A teraz uwaga ogólna – nigdy nie należy lać czystego spisrytusu na „Zywe owoce” – stwardnieją i nie oddadzą soku. Stosujemy alkohol w stężeniu 60 – 75 Najlepiej zrobić mieszaninę 1 l. spirytusu + 1 l. wódki 40%, albo 1 l. spirytusu 630 ml wody. Do nalewek na owocach przemrożonych ( żurawiny, tarnina, jarzębina, głóg. pigwowiec) możemy lać 90-tkę j. w. a potem robić syrop, jeżeli natomiast robimy likiery na bazie kawy, herbaty, kaka0, przypraw, możemy używać alkoholu o najwyższym stężeniu, a potem rozprowadzać syropem.
Najmniej kłopotu jest kiedy świeże owoce p[rzesypiemy odpowiednią ilością cukru, pozostawimy aż cukier się rozpuści (codziennie potrząsać słojem) a potem wlać od razu to rozcieńczone – nalewki są wtedy czyściutkie, wystarczy raz przefiltrować i tyle. Gotowe nalewki najlepiej dojrzewają w ciemności, w świetle mogą tracić kolor.
Dawali ale nie mnie. Przyjechałem już po degustacji, wyłącznie na [pokaz kulinarny. Na szczęście miałem (i jeszcze mam) stosowny zapas właściwych marek wymienionych przez Nemo.
Sto dwadziescia piec lat temu Pan Piotr wyjasnial mi tu jak sa scallops po polsku. Przegrzebki nie maja serca. To czerwone (czasem jeszcze sterczy taka niby lapka) to osada miesnia, ktorym gwaltownie zamykaja skorupe a wytrysk wody przemieszcza je na dnie. Smazy sie je na maselku z odrobina olivy. Zabrazowienie (zasmazenie) po obu stronach jest karmelizacja i daje lekko slodkawy smak. A przed smazeniem wklada sie je do papierowej torby z odrobina maki, torbe lekko potrzasa i sa oproszone – rowno i ledwie, ledwie. Smazy sie je do karmelizacji po kazdej stronie: 2 minuty, przewrocic szczypcami i 2 minuty po drugiej stronie. Nie daj Boze maltretowac je dluzej niz kiedy widac pierwsze oznaki karmelizacji. Przesmazony malz sw. Jakuba to jak przesmazony steak zuc i pluc.
Największe kolekcje koniaków miewają medycy określonych specjalności (Marialko, nie anestezjolodzy 🙁 ) i politycy. Ciekawe czy któryś dostał X.O. i za co?
Nabrałam ochoty na ten suflet serowy, bo dawno już nie jadłam, a jeszcze dawniej nie robiłam go sama. Swego czasu, jak jeszcze byłam na studiach, moja starsza siostra wpadła w obsesję pieczenia sufletów i przy każdej wizycie u niej musiałam to jeść (i chwalić 🙄 ) Receptura była podobna do podanej przez Gospodarza (w końcu to klasyka), ale była czasem urozmaicana przez różne dodatki, a to drobno pokrojona szynka, a to jakieś warzywo. Smakowało w zależności od gatunku sera.
U mnie po obiedzie. Były roladki z gładzicy w sosie z białego wina i śmietanki, dziki ryż i marchewka z groszkiem.
U Pyr przed obiadem – reszta od wczoraj, czyli sznycelki z kurczka, odsmażane ziemniaki, surówka z marchwi i kapusty. Też przeszłam przez okres „choroby sufletowej”. Przestałam rpbić, kiedy mi się rodzina złaziła na obiad przez parę godzin, a tu suflet – wiadomo : wychodzi z pieca, trzeba siąść i jeść. Przy czym mój ulubiony to suflet z grzybów, szpinakowy i słodki czekoladowy.
Nemo 😆 Fakt, kolekcji koniaków nie mam. Mam za to wolne 10 minut w pracy i mogę Was podczytać.
Do konia trojańskiego mam stosunek wysoce negatywny.
Jeżeli to tylko wirus, to nie jest tak tragicznie, mnie kiedyś szlag trafił twardy dysk (nie w Macu, odpukać 😎 ) i wszystko, co było na nim – przepadło 🙁 Teraz mam dodatkowy dysk do robienia backupu, tyle że zapominam 🙄
Marialko, na przyszłość – porządny program antywirusowy i nie otwierać załączników, nawet od znajomych nadawców, jeśli przychodzą bez wyraźnego i sensownego komentarza od nadawcy. A najlepiej mieć Maca. Od 4 lat nie przyszedł ani jeden wirus 😎
Witam wszystkich,
te przegrzebki bardzo,bardzo wyrafinowane.Chętnie spróbowałabym,ale nad Bałtykiem to chyba będzie trudne.W każdym razie wiem mniej więcej,co to jest i jeśli kiedyś będzie okazja,nie przestraszę się ich.
Co do sufletu,to wydaje się nieskomplikowany zarówno w składnikach,jak i wykonaniu.Pan Piotr pisze,że pierwszy raz go piekł i proszę jaki piękny.Czy potrzebne są specjalne foremki sufletowe,czy mogą być jakiś inne ? Czy ciasto bardzo powiększa objętość ?
A obrus,na którym stoi suflet też bardzo ładny.
A na obiad dziś pierś z kurczaka,pokrojona w paski podsmażona i potem uduszona z pieczarkami ,ze śmietanką,surówka z białej rzodkwi,gotowane ziemniaki, czyli obiad w kolorze białym.
Mogą być foremki takie jak na większe babeczki czyli porcje jednoosobowe. Obrus przywieziony z weneckiej laguny, gdzie na jednej z wysepek robią je mistrzynie koronek i obrusów.
Mnie też Gospodarz zachęcił dzisiaj do upieczenia sufletu.
Natomiast w czasie minionego weekendu wylądowałam
na 24 godziny w Wilnie.Pogoda przyjemna,a zatem
spacer po mieście był bardzo udany.Wstąpiliśmy rzecz jasna
na cepeliny ociekające tłustym sosem.Ah -jak ja lubię wszelakie
kluchy 🙂 Ale przez jeden wieczór też zachowaliśmy się też
bardzo przewrotnie (zupełnie,jak Gospodarz z tym homarem na
wysokości 2145m ! )Zjedliśmy francuską kolację w sympatycznej
knajpce „Les Amis”.Właściciel Francuz ożeniony z Litwinką prowadzi
ten interes już od ponad 5 lat,ale myśli o przeprowadzce w jakiś
bardziej słoneczny klimat.Ciekawe,czy i kiedy zrealizuje swój pomysł ?
Oby tylko nadal robił tartę z porów,była rewelacyjna !
Na suflet nadają się wszelkie żaroodporne naczynia, dobrze natłuszczone. Napełniać najwyżej do 3/4 wysokości, powstanie wówczas apetyczna „górka”. Przed wstawieniem do pieca wytrzeć ścianki naczynia z ew. rozmazanego ciasta, wówczas suflet wyrośnie równomiernie. Nie powinien być też ciemniejszy niż złotobrązowy, a w środku powinien być suchy (sprawdzić drewnianą szpilką). Ten na obrazku wygląda idealnie, ale naczynie mogłoby być mniejsze lub niższe na tę ilość ciasta 😉
Suflet serowy według Kurta Schellera
„W rondlu roztapiam 60 g masła i łączę z taką samą ilością mąki, mieszam i po chwili gotową jasną zasmażkę odstawiam do przestygnięcia.
Ucieram na grubej tarce 150 g sera. Najklasyczniejszy jest w tym wypadku szwajcarski gruyere, ale może to też być inny dobry ser, chociaż w każdym wypadku smak końcowy dania będzie inny (z ementalera łagodniejszy, z cheddara ostrzejszy itd.; polskie sery nadają sufletowi ciągnącej się, gumowatej konsystencji). Do zasmażki wlewam pół litra mleka, dodaję po szczypcie soli i gałki muszkatołowej, stawiam na ogień i, ciągle mieszając, uważając, żeby się nie przypaliło, gotuję do zgęstnienia. Zestawiam.
Jedno po drugim wbijam sześć oddzielonych od białka żółtek i każde po kolei energicznie mieszam z masą w rondlu. Teraz dodaję ser i dokładnie mieszam (ser niekoniecznie musi się od razu rozpuścić).
Sprawdzam smak i ewentualnie lekko doprawiam.
Biorę kilka niewielkich miseczek (w nich także będę suflet serwować). Mogą to być naczynia dość dowolnego kształtu i wielkości; przy podanej wyżej ilości składników – cztery naczynia wielkości małego kubka), starannie smaruję je w środku masłem (najwygodniej zrobić to palcem, choć można posłużyć się kawałkiem bibułki). Sypię do każdej łyżkę tartej bułki, którą następnie, powoli okręcając miseczkę, ostrożnie wysypuję, tak aby bułka pokryła całą wewnętrzną powierzchnię naczynia.
Teraz dopiero ubijam wszystkie sześć białek (trzeba uważać, żeby nie dostała się tam ani odrobina żółtka) na maksymalnie sztywną pianę (ubite wcześniej zdążyłyby nieco siąść, a tego byśmy nie chcieli). Mieszam pianę z masą w rondlu bardzo dokładnie, ale też bardzo delikatnie – mieszające ruchy łyżką należy wykonywać jakby od dołu, od spodu naczynia.
Gotową masą napełniam miseczki do trzech czwartych wysokości. Końcem noża przejeżdżam dookoła wzdłuż ścianki, leciusieńko oddzielając brzeg powierzchni od naczynia (żeby lepiej rosło).
Miseczki wstawiam do blachy z gorącą wodą, do wysokości dwóch trzecich naczynia, a następnie do piekarnika (blacha z wodą nie jest konieczna, daje jednak nieco lepszy efekt). Przez 15 minut trzymam je w temperaturze 180 st. C, po czym zwiększam ją do 200 stopni i piekę jeszcze ok. 20 minut. Dobrze mieć szybę w piekarniku, żeby podglądać, czy suflet nie nabiera koloru ciemniejszego niż złoty. Gotowy suflet ma być nie tylko złotobrązowy z wierzchu, ale i suchy w środku, co sprawdzamy, przebijając go zapałką albo wykałaczką.
Podajemy natychmiast po wyjęciu z piekarnika.
Każda chwila zwłoki to utrata jakości, bo suflet przeznaczony do serwowania na gorąco stopniowo siada i szybko traci swoje główne walory. (Nic mnie bardziej nie denerwuje, jak 200 sufletów w piecach, oczekujących na zakończenie przedłużającej się „części oficjalnej”, by zainaugurować tłumny bankiet)”
no i został wywołany temat sufletowy
do dzieła!
:::
Gospodarzu i reszto Bandy
Karol Okrasa zdradził mi
że świetnie jest trzepiąc białka na suflet
zamiast soli dodać odrobinkę mąki ziemniaczanej
To teraz nic tylko zakasać rękawy i wypróbować obydwa
przepisy. I jeszcze pamiętać o tej sztuczce z mąką ziemniaczaną !
Dzięki,Nemo,zaraz wszystko zostanie zanotowane.
Danuśka,czy możesz bliżej zlokalizować „Les Amis”? Na Starym Mieście,w pobliżu konkretnego kościoła lub cerkwi,na Zarzeczu ?Wprawdzie jesienią byliśmy kilka dni w Wilnie i na razie nie wybieramy się tam,ale to nic nigdy nie wiadomo.Pyszne cepeliny jedliśmy w restauracji przy ul. sv.Mykolo /tam R.Makowicz realizował kiedyś swój program kulinarny /.Jeśli przebywa się nawet tylko kilka dni w miejscu ,gdzie króluje raczej ciężka kuchnia,to dla odmiany chce się zjeść coś innego.
Nigdy jeszcze nie robiłam sufletu, bo wydawało mi się, że to zbyt trudne dla mnie, ale może się skuszę. A ta sztuczka z mąką ziemniaczaną to tylko do sufletu się nadaje?
Smakowitego popołudnia. 🙂
Tekst już odleciał,a ja jeszcze nie skończyłam.
Danuśka,chciałam Cię jeszcze spytać ,czy w czasie spaceru po Wilnie zaszliście na dziedziniec Instytutu Kultury Włoskiej i na taras, z którego roztacza się widok na dziedziniec Pałacu Prezydenckiego ?
Umiejętność upieczenia sufletu jest dla mnie miarą prawdziwego zaawansowania 🙂 Najwyższą szkołą jazdy jest suflet czekoladowy z płynną czekoladą w środku! Kto to potrafi – chapeaux bas!
Krystyno -„Les Amis” są na Starym Mieście-gdzie dokładnie,
powiem póżniej po konsultacjach z moim małżonkiem.
A na dziedziniec Instytutu Kultury Włoskiej trafiliśmy
i widok podziwialiśmy.Któregoś dnia pisał o tym widoku
chyba Stanisław i wiedziałam,że jest to obowiązkowy
punkt pogramu.Udało się zrealizować 🙂
A czy ktoś z Państwa próbował wykonać suflet malinowy?
Krystyno- udało mi się znaleźć ten adres w internecie :
LES AMIS restoranas, UAB KANAK?
Adresas: Savičiaus g. 7
Vietov?: Vilnius
Telefonas: +370-5-2123738
mąka do białka ? Brzuchu (14:37) dzięki,spróbuję
Witaj nowa smakoszko (jakoś mi niezręcznie napisać Babo Jago może lepiej Raz dwa trzy?). Myślę, że tylu tu doskonałych kucharzy, że napewno znajdzie się i spec od maliniaka.
Klopoty Marialki z koniem trojanskim sa calkowicie zrozumioale. Doniesli zyczliwi, ze ostatnio podczas domowych porzadków biegala po mieszkaniu w stroju bikini czyli odziana jak Helena Trojanska. Skusilo konia, znaczy nie powloke, tylko wnetrze pelne greckich rycerzy. Nie mogac sie dobrac do miodu zaatakowali twardy dysk i tyle.
Nalewki gotowe. Poczta Butelkowa doprowadzona do porzadku.
Jaskólki zapowiedzialy powrót. Beda robic na drutach.
Pan Lulek
byłem w wileńskiej restauracji na św. Mikolo
potwierdzam, zepeliny buzi dać
bliny (ziemniaczane) buzi dać
chłodnik …buzi dać
🙂
i wcale mnie tam RM nie kierował
dopiero przy wyjściu spostrzegłem
jego podobiznę na gazetce ściennej
:::
co do sztuczki z krochmalem
to daje się wykorzystać wszędzie tam
gdzie wiadomo, że będzie pieczone lub gotowane
skrobia stabilizuje konstrukcję
(zwłaszcza po ścięciu)
a sól tylko ułatwia trzepanie
Obrus z Burano musial kosztowac majatek jesli oryginalny i robiony przez mieszkanki….
W saobote pojechalismy do Rosebud, jakies 120 km od Calgary na prerii. Od wielu lat jest tam szkola aktorska i dwa teatry a ludzi na codzien mieszka 100. Jak szkola to i przedstawienia. Poczatek sezonu. Laczone jest to z obiadem. Czyli dla mnie lepiej. Lubie tam jezdzic bo tak jak by sie czlowiek przenosil nieco w czasie jakies 100 lat. Jedzie sie jakas godzinke. Drogi puste, preria dookola i w pewnym momencie wjezdza sie w takie jary (coulees) dziwne. Miejsce ogolnie ladne. Obiad calkiem dobry a sztuka srednia ale milo sie ogladalo. Zalaczam zdjec pare z obiadu. Pierwsze zdjecie z trasy zeby uzmyslowic sobie lepiej jak sie jedzie. Zmierzch za pasem bo godz. 18:45. Potem restauracja i jedzenie na koncu 1 zdjecie teatr. Obiad serwowano o 19:00 a sztuka zaczynala sie o 20:30. Jedno tylko wyjasnienie bo reszta oczywista. Robilem zdjecia wlasciwie bez lampy wiec wyszlo jak wyszlo a to czerwone na „buffet” (stol szwedzki?) z galazkami rozmarynu to zeberka z bizona. Zdjec w sumie chyba 17 i trwa 50 sec slide show jak zawsze.
http://www.flickr.com/photos/slawomir/sets/72157615376184780/show/
I zagadka. Co to za owoce (poza bananami oczywiscie).
http://farm4.static.flickr.com/3636/3359402299_f6d02fdf99_b.jpg
I druga zagadka. Co to za „mebel”? Pobawie sie za gospodarza 🙂
Nagrody do ustalenia….
http://farm4.static.flickr.com/3441/3359402455_4bf9b39616_b.jpg
Robiłam wieki temu suflet malinowy, przepis gdzieś zapodziałam, ale pamiętam, że zawsze wzbudzał sensację i zadowolenie.
Czy TEN mebel to fotel wodza indiańskiego?
yyc, grenadia ? nieco gorzko-kwasny
nie mylic z granatem
Slawek, nie.
Malgosia, nie 🙂
Mebel w cudzyslowie bo wlasciwie to nie jest mebel, chociaz za taki teraz sluzy…
http://en.wikipedia.org/wiki/Sweet_granadilla
etam,
i nikt mi nie przetlumaczy
na ten taboret, to tez mam pomysl, ale nie przy stole
Masz racje, ja nie wiedzialem co to granadia. Ja lubie polska nazwe „meczennica jadalna” jesli juz to pasiflora czy marakuja.
Sorry Slawek moja nieznajomosc nazw. A ten drugi owoc?
http://en.wikipedia.org/wiki/Pitaya
?
http://www.flickr.com/photos/visbeek/3139010186/
takie znalazlem, pelno roznych, dziwnych, ladnie i kolorowo
A może to jest siodło?
Malgosiu, wlasnie tego sie obawialem
To jest siodlo, zgadza sie. Owoc to „kiwano” albo tutaj zwany „horned melon”. Pitaya w srodku jest taka biala nakrapiana jak makiem. Tak sobie pomyslalem ze wlasciwie zbyt duzo nazw uzywanych jest w roznych miejscach i tylko koluja czlowieka. Polskich to juz w ogole nie znam na rozne egzotyczne owoce ale „Meczennica Jadalna” jest i tak moja najulubiensza. W kabarecie Elita by lepiej nie wymyslili 🙂
A czemuż się Sławku obawiałeś? 🙂
G. Okon,
Teraz wiem za na zadupiu przegrzebki nazywaja sie scallops. Dzieki. 🙂
wiecie co?
ja czytam chetnie o jedzeniu gorsze i lepsze story, ogladam przekazy i obrazki, ale jeszcze nigdy nie placilem nikomu by mial ze mna sex. i jesli znajdzie sie ktos, kto da mi do zrozumienia, ze za zjedzenie tej mamalyii zwanej sufletem niezle mi zaplaci, to moze byc pewien ze nie ubozeje
nemo nie dziwie sie. jestem pelen podziwu 😆
slawku klepnij prosze jak dlugo dorade grzac przed konsumpcja
Dzisiaj nie ma byc o koniaku wiec o koniaku nie bede pisala. Zamiast pisac o koniaku przytocze slowa Ryszarda Kapuscinskiego o tym z jakiego debu powinno sie robic beczke do trzymania koniaku. Fragment pochodzi z ksiazki ‚Imperium’
‚Nie każdy wie, jak powstaje koniak. Żeby zrobić koniak, potrzeba aż czterech rzeczy: wina, słońca, dębiny i czasu. A poza tym, jak w każdej sztuce, potrzeba mieć smak. Reszta wygląda następująco:
Jesienią po winobraniu robi się winogronowy spirytus. Wlewa się go do beczek. Beczki muszą być dębowe. Cały sekret koniaku ukryty jest w słojach dębowych. Dąb rośnie i gromadzi w sobie słońce. Słońce osiada w słojach niczym bursztyn na dnie morza. To długi proces, trwający dziesiątki lat. Z młodego dębczaka nie ma mowy o dobrym koniaku. Dąb rośnie i pęcznieje, jego drewno nabiera mocy, barwy i zapachu. Nie każdy dąb da dobry koniak. Najlepszy koniak dają stare, samotne dęby, które rosły w zacisznym miejscu na suchym gruncie. takie dęby są wygrzane w słońcu. W takim dębie jest tyle słońca, co miodu w plastrze. Grunt podmokły jest kwaśny, a wtedy dąb (i koniak) ma dużo goryczki. Smakosz od razu to wyczuje. Dąb, który był raniony, też nie da dobrego smaku. W ranionym pniu soki źle krążą i dębina nie da tego smaku. Potem bednarze robią beczki. taki bednarz też musi wiedzieć, co robi. jak źle przykroi drewno, dębina nie da aromatu. Odda kolor, ale aromatu nie popuści. Dąb – to leniwe drzewo, a przy koniaku dąb musi pracować. taki bednarz winien mieć czucie jak lutnik. Dobra beczka powinna wytrzymać sto lat. A są takie, co mają dwieście lat i więcej. Nie każda beczka się uda. Są beczki bez smaku, inne znowu dają koniak jak złoto. Już po kilku latach wiadomo, jaka jest beczka. Do tych beczek wlewa się winogronowy spirytus. Pięćset, tysiąc litrów, to zależy. Beczkę kładzie się na stojak i tak się ją zostawia. Nic więcej nie trzeba robić, trzeba czekać. na wszystko przyjdzie czas. Ten spirytus wchodzi w dębinę i drzewo oddaje wszystko, co ma. Oddaje słońce, oddaje zapach, oddaje też kolor. Wydusza z siebie soki, pracuje. Dlatego musi mieć spokój. Potrzebny jest przewiew, bo drewno oddycha. Drzewo lubi mieć sucho. Wilgoć zepsuje kolor, da barwę ciężką, bez światła. Wino lubi wilgoć, koniak tego nie znosi. Jest kapryśny. Po trzech latach jest pierwszy. Trzy lata, trzy gwiazdki. Gwiazdkowe są najmłodsze, gatunku niskiego. najlepsze i najdroższe są firmowe bez gwiazdek. To są koniaki, które dojrzewały dziesięć, dwadzieścia do stu lat. Ale naprawdę wiek koniaku jeszcze dłuższy jest. Trzeba dodać wiek dębu, z którego zrobiono beczkę. Najlepsze teraz koniaki robi się na dębach, które wzeszły, gdy była Francuska Rewolucja…’
No wlasnie Slawek dlaczego sie obawiales?
wiecie jeszcze co?
to tak odnosnie wczorajszego klepania o sopocie
z czym mi się kojarza klimaty monciaka?
bylo ich dwoch. jeden z ich lubowal sie w damskich perukach, do nich na twarz rzucal make up. byl ulubiencem pewnej grupy sopocian i nie tylko. ten drugi, jak byl w zlym nastroju ganial tego pierwszego z szabla w dloni.
nazywalismy go peter konfederata. skad wzielo sie to pseudo nikt w owym czasie nie dochodzil. niekiedy spotykalem tego czlowieka w jednej z owczesnych modnych knajpach.
oj, bylo tam jak w ulu. tloczno i porno.
a peter konfederata przy browarze sypal jedna za druga interesujaca story jak z rekawa. dzis wiem ze takie story nalezy od razu przelac na papier.
no tak, ale to było w polowie siedemdziesiatych lat i niewielu tych dwoje pamieta, takich aparatow, nie nalezacych do owczesnego i obecnego establishmentu
_____________________________________________________________
jesli dotychczas nie zyczylem wam dobrego tygodnia to niniejszym czynie
dzięki johnny
przyda się życzenie
bo mnie dziś od rana tylko wku… itd
no dobra, jak juz chcecie, ale, zeby na mnie nie bylo, to siodlo wygladalo mnie , jakby dla dwoch zakonnic face too face na kobyle, tutaj powinienem wkleic tego pajaca, co sie czerwieni, ale nie umiem,
Johnny, 25-30min w piecu ok 200°C, na rybke ok. 1 kg
kurde, Kapusta wiecznie dobry,
Twardy dotarl w sobote, nie powiem, ze na czterech, bo z Tadkiem byl, co go trzymal, bylo chwilke przed dziewietnasta, dowiezli ogorki, podobno kiszone, q, chyba w Wieliczce, kabanosy, q. chyba z Orlenu, no i kolejne pol litry, zgadnijcie, co wyszlo?
Brzucho, jak ja Cie rozumiem, mnie tez od rana wszystko wku.
Rude mnie kopie, zebym cos zjadl, lece
Dwie zakonnice na wielbladzie…..czemu nie 🙂
Co wyszlo pytasz….pewnie salami
Johnny, yyc,
Mój Sopot skończył się w 1972 roku. Tych dwóch pamiętam jakby mniej ale Parasolnik i lody u Włocha tudzież długie sesje nad szklanką herbaty tam gdzie było tłoczno i porno to i owszem.
Granie w „Łajbie” w akademiku WSE, nocna we dwoje kąpiel w morzu zakończona incydentem z patrolem MO, kino w biały dzień, molo wiosna i tuż na początku roku akademickiego, od wielkiego dzwonu obiad „Pod Strzechą”, trzydniowe rajdy po wszystkich sklepach obuwniczych Trójmiasta, rozpaczliwe poszukiwanie utraconego szczęścia w akademickiej pościeli.
W połowie lat siedemdziesiątych to aktualny był juz wiersz recytowany przez Smolenia w Opolu:
Jadą goście, jadą
Koło mego sadu
Do mnie nie zajadą
Bo ja już tam nie mieszkam…
nemo,
Pamiętam czasy w których z głośników podobno sączył się jad nienawiści i żądza odwetu. To i herbata może.
Dla mnie Jobim to zielona herbata dla uszu.