Jaki z kozy jest pożytek?

Jedni twierdzą, że skóra na delikatne zamszowe kurtki. Ale kto by chciał obdzierać piękne zwierzę ze skóry! No to mleko – zdrowe i smaczne. Choć nie wszyscy z tą oceną się zgadzają. A więc pozostają jeszcze sery. I te mają wielu zwolenników. A ponieważ i ja się do nich zaliczam, to nie zważając na zarzuty, iż jestem na usługach koziego lobby poświęcę trochę czasu na kolejne opisanie tego, co kozy mi dostarczyły a ja z wielkim smakiem zjadłem.

Na pierwszy ogień poszedł Cabecou du Perigord. Ten wybór spowodowała nazwa kojarząca mi się z doskonałymi kuropatwami, które zjadał w niezwykłych ilościach biskup i minister spraw zagranicznych jednocześnie, aforysta,  smakosz , uwodziciel i słynny łapówkarz czyli Charles Maurice Talleyrand du Perigord. A po uczcie zawsze ale to naprawdę zawsze sięgał po sery. Oczywiście kozie z rodzinnych stron.
Jeśli on to lubił, to napewno warto spróbować – pomyślałem. I nie żałuję. Małe krążki Cabecou znikały szybciej w moim gardle niż kuropatwy w książęcym. Po kilku minutach pozostał po nich tylko silny, bardzo charakterystyczny zapach. Łakomstwo spowodowało nadmierny pośpiech więc nawet nie pomyślałem jakie by napoleoński minister wybrał do deseru wino. Ale co się odwlecze…

Trzy kolejne kozie przysmaki otworzyłem jednocześnie (usprawiedliwieniem są tu goście, o których apetycie miałem słuszne wyobrażenie). Były to: Pico, Valencay i Selles sur Cher. Producenci by ułatwić łakomczuchom sprawę sami proponują właściwe dla tych serów wina. Na odwrocie, bardzo drobnym drukiem sugerują by popijać je Chablis, Sancerre lub Pouilly. A wszystkie to subtelne, białe i z wyższej półki trunki. Wprawdzie producent Valencay zachęca do ewentualnego popijania jego sera winem z tego samego regionu ale – prawdę mówiąc – nie widziałem tego wina na półkach w naszym kraju. Miałem natomiast w winiarce kilka butelek różowego trunku z Anjou. Andegawenia słynie z win różowych, które ostatnio zaczynają cieszyć się coraz lepszą reputacją także wśród największych znawców win. A co dopiero mówić o takim prostaczku znad Wisły jak ja. Uznałem, że będzie dobre. I było.

I jeszcze jedna rada. Spróbujcie proszę na którykolwiek z opisywanych tu serów (choć czym bardziej wonny i ostry tym lepiej) kapnąć odrobinę miodu. I to jest dopiero prawdziwy finał uczty czyli superdeser.

Na koniec dwa słowa o jeszcze jednym serku widocznym na zdjęciu. L’Affine au Chablis nie jest serem kozim. Co go jednak nie dyskwalifikuje. Jest bardzo delikatny, choć gdy trochę poleży to nabiera bardzo intensywnego zapachu „oblepiającego” wszystkie inne produkty spożywcze przechowywane w sąsiedztwie. Należy więc zjadać go na jednym  posiedzeniu. A właściwe wino ma już wypisane na opakowaniu czyli w nazwie. 

Te kozie przysmaki są do kupienia niemal wszędzie. Także i marketach. Co ich wcale nie dyskwalifikuje. Należy tylko zwracać uwagę na termin ważności do spożycia.