Smaczna, smaczna i do tego zdrowa
Ten tytuł ujawnia mój stosunek do tzw. zdrowej żywności. A łagodnie mówiąc jest on dość sceptyczny. Nie znoszę wszelkich zdrowych i cudownych diet, stoiska ze zdrową żywnością na ogół omijam.
Z tego też powodu książkę zatytułowaną „Zdrowa kuchnia” chciałem odłożyć na bok nie czytając. Do przewertowania grubego tomu zachęciło mnie jednak nazwisko autora – Gordon Ramsay. Wiedziałem bowiem, że jest to jeden z najlepszych kucharzy w Europie, szef paru renomowanych restauracji (Londyn, Nowy Jork, Paryż) , autor dobrze ocenianych przez profesjonalistów książek i głośnych programów telewizyjnych. Jego lokale posiadają liczne gwiazdki przyznane przez recenzentów Michelina Nie chciałem więc wierzyć, że i on będzie mi starał się wmówić, iż jeść powinienem tylko kiełki, nie używać zupełnie masła czy śmietany, systematycznie stawać na wadze a posiłek kończyć nie serami i winem lecz forsowną gimnastyką.
Na szczęście Gordon już we wstępie pisze : „jestem przeciwnikiem dziwacznych diet. Wierzę jednak, że potrafię przygotować i zdrowe potrawy bez pozbawiania ich pysznego smaku i bez wprowadzania drastycznych zmian w stylu gotowania. (…) Podstawą zdrowego odżywiania jest wybór odpowiednich produktów. Nie polega to jednak tylko na wyborze najchudszych kawałków mięsa, czy też zmniejszeniu ilości tłuszczów, które spożywamy.”
Dalej Ramsay ujawnia, że nie jest wrogiem ani masła, ani śmietany w kuchni, które stosowane bez przesady podkreślają smak dań. Nie unika też wszelkich technik gotowania takich jak grillowanie, pieczenie, duszenie czy smażenie, które w „zdrowej kuchni” najczęściej są potępiane. Główną zasadą tego mistrza kuchni jest stosowanie produktów sezonowych i pochodzących z miejsc leżących nie dalej niż 150 km od restauracji. Gwarantuje to bowiem ich najzdrowszą cechę: świeżość. Autor kończy swoje rozważania niezwykle celnym stwierdzeniem: „Ostatecznie przecież istotną częścią dobrego życia jest radość jedzenia…” I ja tak sądzę.
Ciesząc się więc z nowej książki zająłem się jej praktycznym wykorzystaniem. Na pierwszy ogień wziąłem makaron rigatoni z żółtą i zieloną cukinią. Na zdjęciu wyglądał zachęcająco, był prosty w robocie i nie wymagał za wielu produktów. Był sukces! Na kolejny obiad szykuję pieczoną jagnięcinę z papryką i pomarańczami (nieco wyższa szkoła jazdy) a w odwodzie gromadzę produkty na krewetki na parze z sosem z czarnej fasoli.
Mam nadzieję, że odżywiając się zgodnie z poradami Gordona nabiorę takiej sportowej sylwetki jaką prezentuje na zdjęciach autor „Zdrowej kuchni”. Tyle tylko, że on oprócz gotowania i występów w tv biega jako maratończyk. Ja – nie. Zobaczymy więc co wyjdzie z tego połowicznego tylko stosowania się do porad Ramsaya.
Komentarze
Toż już dawno na tym blogu zgodziliśmy się, że najważniejsza jest jakość i świeżość produktów. A poza tym możemy jeść wszystko, byle z umiarem.
Oj, ten umiar. Radzio zafundował nam wczoraj rozrywkowy wieczór w wyniku którego
– pościel Pyry, Ani świeżo uprane dżinsy, dwa ręczniki wylądowały w pralce
– materacyk z „Hiltona” schnie po spraniu
– trzeba było sprać i odplamić 2 dywany
o mopie na podłodze i rolce papierowych ścierek nie warto nawet wspominać. Ania miała kolor nieboszczyka niezbyt świeżego i musiała biegać odetchnąć na balkon, żeby nie dołączyć do wychowanka. Pyra była odporniejsza – wiadomo, wychowała trójkę dzieci i wprawy nabrała. A zaczęło się miło i niewinnie. Młodsza wróciła z pracy, zjadła obiad i poszła z psem na spacer. Po drodze zaszli do weterynarzy, aby kupić następną torbę z karmą. Młoda wpadła na pomysł, że Radek najchętniej bawi się piłkami – duża czeka na lato i suche trawniki, piszczące są w ciągłym użytku, kupi mu piłeczkę skaczącą. I kupiła kauczukową. Radość była wielka, pies się świetnie bawił, potem wturlał ją pod stół i prónował na niej zęby. Na etykiecie jak byk stało „bezpieczna zabawka dla zwierząt” W pewnym momencie Anka zauważyła, że 1/3 powierzchni piłeczki jest obżarta. Skubaniec zeskrobywał wierzchnią warstwę i wgryzł się już na 0,5 cm w głąb. Zabrała piłkę mimo protestów. Obrażony psiak poszedł spać. Pyra czytała świeży numer „Wiedzy i życia”, Młodsza pracowała przy komputerze, pies był cichutki. Kilka razy przychodził do miseczki z wodą, ale nie napraszał się o wyjście. Trochę snuł się po mieszkaniu. Żadnych niepokojących odgłosów nie wydawał. A jak Pyra chciała jak co wieczór wysypać z jego koszyka śmieci wyprodukowane z papierów i kartoników, zobaczyła dowody niestrawności. Były w wielu miejscach. On jest bałaganiarz ale czyścioch – nie położy się w brudnym miejscu. Więc z tapczanu Pyry przeniósł się na jej dywan, potem na dywan w drugim pokoju, potem do koszyka, a po drodze też się dobrze nie czuł. Sprzątnęłyśmy, pies był zmizerowany i lżejszy co najmniej o kilogram, po 20,00 Ania wzięła go na kolana i masowała brzuszek i wtedy jej dżinsy straciły niewinność. Pies leżał cichutko zawinięty w kocyk i całym sobą mówił „Ależ jestem słaby. Jaki chory, jaki biedny” Dzisiaj potrzebował wyjść już o 7.00 rano i był jak nowy. Mam nadzieję, że mu nic nie będzie.
Oczywiście,że placek drożdżowy z kruszonką,który robiła
moja babcia dodając doń świeżego masła miał zupełnie
inny smak niż ten sam placek w wykonaniu ciotki,
która „odchudziła” przepis margaryną.Placek babci
należało jeść z umiarem,o co rzecz jasna było trudno.
Pyro- nasz pies też chorował w ubiegłym tygodniu,
zapewne pożarł coś niewłaściwego na spacerze.
Do prania była jedynie kanapa,a w następstwie tych
wydarzeń Piksel pościł przez 3 dni.
Wszystko z umiarem i bedzie „cacy”. Dziwi mnie zawsze gdy mowiac o zdrowej zywnosci autorzy pomyslow propaguja – w wiekszosci przypadkow – dziwaczne diety-wygibasy. Dla mnie zdrowa rowna sie: swieza.
Takie na przyklad frytki przygotowane na oleju wielokrotnego uzytku na miano owo nie zasluguja. Zdrowe? Frytki tez od czasu do czasu mozna zjesc – swietne jako dodatek do ryb z rusztu np. Ale jak przechodze kolo sklepikow typu Take Away Food juz z daleka czuje smrod starego oleju I ludzikowie to jedza twierdzac, ze smaczne. Co dziwniejsze wlasciciele powyzszych zachwalajaja swoje wyroby jako swieze, robione na miejscu. Nic dziwnego iz niektorzy po takiej „libacji” frytkowej koncza jak Pyrowy Radoslawek.
W ramach zdrowej zywnosci nastawilam wczoraj ogorki z wlasnego ogrodka na malosolne. Nie tylko zdrowe ale i organiczne…ha, ha, ha. Bo niczym nie spryskiwane i prosto z warzywniaka. Na oko 5 metrow od kuchni.
I musze sie pochwalic – wypatrzylam 9 (slownie: dziewiec) owocow passionfruit’a. Acha!
Zas w sasiedztwie truskawek moj eksperyment zaowocowal. Owoc wielkosci pilki do siatkowki, no moze ciut mniejszy. Jeszcze daleko mu do postaci dojrzalej lecz rosnie, zas obok kilka innych ciupinek szykuje sie do stanu doroslosci. Jest to rock melon jaki sam wyrosl. Wrzucalam pestki do kompostu i patrzcie Panstwo! Zakielkowalo. Wiekszosc wyrwalam, zostawilam jeden jako eksperyment. Okazuje sie udany.
Na sasiedniej grzadce ogorki – inny gatunek – tez szaleja. Kto to bedzie jadl ja sie pytam. Natomiast prozaiczne marchewka, pietruszka, rzodkiweka, koperek i inne zielone „zachycily sie” i nic nie rosnie. Moze za goraco? Bo sucho nie – podlewam regularnie.
Aaa i jeszcze buraki czekaja na swa kolej do garnka. W zamrazalniku ostalo sie kilkanascie uszek z Wigilii – czas jakis barsz ugotowac.
Widzieliscie kiedys ugotowane pomidory? Nie w garnku czy na talerzu lecz na krzaku? Otoz mamy takowe. Podczas 40sto stopniowych upalow doslownie przeszly proces gotowania. I teraz sobie smetnie wisza na wyschnietym krzaku. Mialam wyrwac w ubiegla niedziele lecz 46.4 na termometrze zdecydowanie powstrzymalo mnie od wychodzenia do ogrodu. Jedynie podlalm calosc – wstalam o 5-tej by to zrobic. Nic to, poczeka do nadchodzacej soboty. Futurystyczna pomidorowa rzezba. Zywa. Jeszcze, mimo wszystko.
A dzisiaj placki ziemniaczane – prozaiczna lecz smaczna potrawa. Czas zatem do kuchni.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
To może te pomidory uda się od razu zasuszyć na krzaku ?
A potem tylko hyc i do oliwy !
Jeżeli chodzi o ten umiar to moi koledzy powtarzali, że alkohol pity z umiarem nie szkodzi nawet w największych ilościach 😉 Po efektach imprez widać było, że szkodziło im jak wszystkim.
Ja też jestem zwolennikiem rozsądnego umiaru w kuchni i raczej niczego nie unikam. Jedyne czego staram się unikać to nadmiar. Niestety nie zawsze się udaje. Czasami zdarza się jakiś fast-food z konieczności ale to na zasadzie wyjątku, raz na parę miesięcy.
Niestety nie mam możliwości uprawiania wszystkiego we własnym ogródku – kompromis pomiędzy wielkością działki, wolnym czasem i chęciami.
Dzień dobry Szampaństwu!
Nie patrzcie tak – pełnia księżyca, to ja nie śpię tym bardziej.
Co do „zdrowej” żywności, w pełni zgadzam się z autorem książki, Godpodarzem i szanownymi komentatorami. Na pohybel! I uważam, że jem zdrowo.
Echidna,
mogłabyś pooperować trochę aparatem w Twoim ogródku, ja już tęsknię za takimi widokami, a tu pół metra śniegu leży w moim. Widzieliśmy, jak wszystko organizowałaś, siałaś, sadziłaś, więc teraz wypada pokazać, co wyrosło 😉
Danuśka,
ja mam kumpla Piksela, ale to nie jest Twój pies. No i ma dwie nogi, zdecydowanie 😉
Tak Piksel ma zdecydowanie 4 nogi i na dodatek mocno
na tych nogach ( i nie tylko) zmierzwioną sierść.
Dzisiaj idzie do fryzjera. Jeszcze o tym nie wie.
A propos zdrowej żywności …
http://www.gazetapodatnika.pl/artykuly/gruby_i_zdrowa_zywnosc-a_6303.htm
Ten zdrowy wynalazek na bazie orkiszu nawet mi się podoba! 🙂
Wódki jako takiej nie kupuję ale chleb orkiszowy w Pyrlandii 6 złociszy nieduży bochenek. Drogo.
Dzień dobry wszystkim!
Na dworze wichura, deszcz i ponuro 🙁 Nic się nie chce.
Cukinia, papryka i pomarańcze 150 km od Warszawy w środku zimy? Hmmm…
Jak znam plantacje papryki w Andaluzji, to nie ma chyba miejsca w Europie, w którym zużywa się więcej pestycydów i sztucznych nawozów i bardziej degraduje środowisko… Pominę warunki pracy nielegalnych przybyszy z Afryki i ekologiczne skutki transportu tych warzyw po kilka tysięcy km przez Europę. Buraki, kapusta, marchew mazowiecka – to teraz trzeba jeść 😉
U mnie dziś na obiad ziemniaki od chłopa (1,7 km), kotlety ze świnki alpejskiej (7-10 km), własna fasolka mrożona, ananas z Kostaryki (9 tys. km) 😉
A w Uherlandii – 3,60 zł
A ja dzisiaj sieję rukolę do skrzynki – jak wyrośnie to bedzie 5 kroków od blatu kuchennego.
Kiełki rzodkiewki – 0 km – stoją w kuchni, tak samo szczypiotrek 😉
Prof. Orkisz uczył mnie geofizyki 😉
Dodatek mąki z orkisza nadaje jedwabistości mojej niedzielnej chałce.
„Golonko po bawarsku” 😯 A może strzyżonko? A la ściernisko po orkiszu 😉
Paweł,
nie szczyp Piotrka!
Szczypiotrek w kuchni?! To na pewno zdrowe? 😯
A u mnie dzisiaj wczorajsza wołowina z marynaty szpikowana zdrową słoniną, do tego kluski śląskie(nie Pyrowe, tylko ogólnopolskie). Siostra przyjedzie, to zdrowo pojemy.
Smakowitego dnia. 🙂
Pan mąż zakochał się ostatnio w brokułach. Kompletna mania, zupełnie jakby był w ciąży 😯 Nie wiem czy one zdrowe. Pytane, nie odpowiadają. Pan mąż na razie ma się dobrze, choć powinien już zzielenieć. Dzisiaj mają być znowu, do kurczaka.
Wróciliśmy z piesem z handlowej wyprawy. Powód był istotny – kończyły się mięsne zapasy dla młodzieńca. Kupiłam kilogram wątróbek i kilogram skrzydełek. Wątróbki są wspólne – jutro je pies i je personel, a nawet jedna solidna porcja zostanie „na zaś” dla Radzia. Dzisiaj tylko skrzydełka ugotowane, bo dieta psa dzisiaj obowiązuje (tu oko przymrużone) tak czy owak dam mu tylko dwa – niech je kulki Oddałam także kozaki Ani do sklejenia, bo nie bacząc na możliwy powrót zimy, odkleiły im się czubki. Pani buty obejrzała i stwierdziła, że porządne i że dadzą też nowe fleki. Gotowe pojutrze, czyli w czwartek, wartość usługi 38 zł.
Tu brokuły,a tam kiełki
Czy zaś wejdę do sukienki ?
A golonko dziś odpuszczę,
Bo mam w planie jeść kapustę !
O słoninie też zapomnę,
A paprykę proszę do mnie !
Umiar jest dobry we wszystkim, ale nie we wszystkim równie łatwy. Przy jedzeniu gorącego jeszcze placka z kruszonką dużo łatwiejszy, gdy ciasto na margarynie. Przy alkoholu łatwo o umiar przy pierwszych kieliszkach czy lampkach, a potem umiar przechodzi w umór i tylko dlatego skutek wychodzi taki sam dla pijących z umiarem (poczatkowo).
Pyrze szczerze współczuję, ale któż w życiu nie miał podobnej przygody. To tak na pocieszenie.
Kalafiory są bardzo zdrowe, zielone również, tylko trzeba zachować umiar. Inaczej trzeba dodać dużo kminku, który smakowo niezbyt pasuje do brokułów. Ewentualnie przed zjedzeniem profilaktycznie zażyć kilkanaście kapsułek Espumisanu (co najmniej pół panelka). Moja kocha
Oczywiście o brokułach to było dla Haneczki z wykorzystaniem cennych rad Alicji (co prawda dotyczyły kapusty nie brokułów)
Brokuły są lekkostrawne, mają dużo witamin, 2 razy więcej wit. C i 15 razy więcej beta-karotenu niż kalafior. Są też źródłem wapnia dla nietolerujących mleka. Podobno pomagają w chorobach krążenia i arteriosklerozie, a poza tym sa po prostu smaczne. Lubię okraszone czosnkiem i peperoncino podsmażonymi krótko na oliwie. Aby nie straciły pięknego koloru, gotować przy lekko uchylonej pokrywce i nie za długo.
Brokuły są bardzo zdrowe, tak twierdzą żywieniowcy. Ja lubię na surowo, z róznymi dipami, które też sama wolę zrobić, niż kupić. Mogą też być gotowane (ledwo-ledwo, byle nie przegotować na śmierć!) i polane zdrowym masłem z bułką tartą, albo zapieczone z serem zółtym, przepisów jest sporo. Albo jako jarzyna towarzysząca, z wody – też dobre. Jerzor też lubi brokuły, ja zjem, ale nie jest tak, że mi ich brakuje. Wszystkie części brokułów są jadalne, a skórke usuwam tylko ta najbardziej twardą z głównego trzonu.
p.s. Kalafior też lubię na surowo i w ogóle co się da z warzyw, z jakimiś dipami albo i bez.
Surowe brokuły podano mi do jedzenia we Francji, ale stwierdziłem, że nie jestem bielinkiem kapustnikiem. Było to dość dawno. Teraz może bym się przemógł, bo moda na jarzyny al dente rozpowszechnia się coraz bardziej i większość mistrzów kulinarnych ją popiera. Musiałem się przyzwyczaić.
A czy paw jest zdrowy ?
Bo to, ze w smaku taki sobie, to juz Horacy twierdzil wykpiwajac kulinarny spektakl szpanerski z piorkami za ogromne pieniadze i zdecydowanie preferujacy kure,
Joseph Favre ( tu oko do Nemo ) twierdzi, ze mlody paw nie jest smakowo czyms rzeczywiscie godnym uwagi, a starego nalezy wyrzucic, co slusznie zauwazyl wczoraj Johnny.
Apicius popchnal luksus frenetycznie na maksa: kazal wybic wszystkie rzymskie pawie i z ich jezyczkow zrobic danie na podobno niezapomniany festyn, miedzyczasie Vitellius imponowal gosciom potrawka z pawich mozdzkow,
Potem, dalej za J. Favre, po Rzymianach Zabojad przejal zwyczaj podawania pawi przybranymi we wlasne piorka na krolewskich stolach.
Dalej , na P byla papuga i caly panegiryk nad jej smakowitoscia ( a wlasciwie jak to jest z tym panem Girykiem?
Jest o?
Jest nad?
Jest na temat?
Witam, a ja wczoraj poznalam slatke z troche ugotowanej marchewki, potarkowanej na tarce z duzymi otworami i wymieszana z gestym jogurtem no o czywiscie przyprawami, calkiem calkiem
Zasadzam sobie na parapecie szczypior, tutaj w sklepach juz sprzedaja dekoracje i slodycze wielkanocne
To w takim razie ja jestem bielinkiem 😉
Szparagi też lubię na surowo, oczywiście górne części.
Alicjo, ja też powoli się staję, chociaż bez nadmiernego entuzjazmu.
Wszystkich zainteresowanych informuję, że nie wezmę udziału w jutrzejszym konkursie. Będę miał dostęp do komputera dopiero około 11. Pozdrawiam konkursowiczów.
Brokułów na surowo jeszcze nie jadłam, a kalafiory tak
i lubię je w tej postaci. Z brokułów gotuję też zupę
i dodaję do niej drobno pokrojonego,wędzonego
łososia i prażone płatki migdałów.
A szparagi na surowo-to ciekawe wyzwanie.
Zobaczymy w maju !
…bo bielinkowanie trzeba lubić, Stanisławie, katować siebie nie ma sensu, jedzenie ma być przyjemnością.
Danuśka,
te szparagi to maja być mniej więcej 3-4 centymetry od góry, i to świeżuteńkie i delikatne. Napisz blizej, jak gotujesz tę zupę, bo łosoś i migdały to zwieńczenie dzieła, rozumiem?
Ja gotuję rozdrobnione brokuły w małej ilosci wody, dodaję kostkę rosołową. Osobno, również w małej ilości wody gotuję 2-3 spore ziemniaki pokrojone w kostkę. Mieszam brokuły z ziemniakami (wody z nich nie odlewam!), studzę wszystko i do miksera na pure’, plus 2-3 ząbki czosnku. Doprawiam dyżurnymi i dobrze chłodzę. Potem do talerzy, chlustam ozdobny szlaczek śmietany i troszkę rozdrobnionych różyczek brokułów swieżych. Dobry chłodnik na lato. Ma być gęsty!
Alicjo-tak, łosoś i prażone migdały to dodatki,które wrzucam
każdemu do talerza.Wygląda efektownie i zaostrza
smak zupy.Gotuję tak,jak opisałaś powyżej,ale zamiast
ziemniaków dodaję zielony groszek. Miksuję i podaję
na ciepło.
Pyra i wychowaniec po obiedzie (on skrzydełka, personel reszte wczorajszego makaronu z pieczarkami + białe kiełbaski cienkie) Ania wieczorem zje cienkie parówki. Pada śnieg z deszczem, wieje ostry, północno – wschodni wiatr i jest paskudnie.
Ja już tu kiedyś podawałam przepis na surówkę z kalafiora, którą my jemy łyżkami (kalafior, sól, śmietana z majonezem fifty – fiftyi tylko kilka łyżek) Po 20 minutach Młodsza potrafi wrabać sporą miseczkę Nasza Haneczka podaje kalafior surowy, smażony na oliwie do mięsa. Smaczny.
U mnie wieje i leci to samo co u Pyry. Bardzo lubię surowe, zdecydowanie bardziej niż gotowane.
Dzięki Nemo 😀 Powiem panu mężowie, że profilaktycznie walczy z arteriosklerozą 😀
A mnie listonosz przyniósł przed chwilą zamówioną przez internet parę dni temu „Zdrową kuchnię”. Idę oglądać.
A ja lubie kalafior gotowany na obiad. Tutaj podaja czesto surowe warzywa z sosem do maczania na jakichs spotkaniach towarzyskich gdzie nic innego nie ma. Ale jesli chodzi o obiad to zawsze gotowane jadam bo surowe mnie nie pociagaja.
Kolczatko zostawe to pomidory w spokoju. Jak juz te temparatury wroca do normy czyli jakies +39C wyjdz do ogrodka zerwij tomaty wrzuc do garnka, dodaj papryke zielona i pomaranczowa (ladniej bedzie wygladalo) szalotki, troche oliwy z oliwek i prozyc godzin 2. Mozesz dorzucic jakies kielbaski i bedzie takie ala leczo. Pycha ale gdyby nie wyszlo to wywal w cholere, nie truj sie.
Echidno dla ciebie specjalnie zagadka. Jak sie nazywa rock melon w Ameryce Polnocnej? Do wygrania wycieczka w Gory Skaliste, jednodniowa, obiad w Banff Spring Hotel, wodospady, kolejka linowa, spotkanie z niedziwedziem etc. Dojazd do Calgary we wlasnym zakresie.
Nie bardzo zgadzam sie ze grilowanie jest potepiane. Instytucje takie jak „Weight Watchers” czy „Jenny Craig” wrecz stawiaja zakup „indoor grill” na pierwszym miejscu. Ich przepisy sa calkiem dobre i wlasnie taka jest idea. Zadnych radykalnych chudniec. Spokojnie, dobre (smaczne i zbalansowane) przepisy. Ja jestem zbyt wygodny zeby to stosowac ale mam znajomych u ktorych probowalem czasmi tych przepisow i bylo wszystko bardzo smaczne.
Co do zdrowej zywnosci to ciekawe ze to wlasnie Europa tak dbajaca o swoje tradycje kulinarne wprowadza przepisy regulujace wyglad banana, jak zakrzywiony i jak dlugi ma byc, etc. Tylko sztucznie wyhodowane owoce moga byc tak zuniformowane. Jablko jak nie jest okragle okragle i nie ma koloru czerwonego na 37% powierzchni, zoltego na 23% i zielonego na reszcie to juz nie jablko. A natura slucha i kombinuje. Urzednicy w UE zaczynaja przypominac urzednikow z dawnego CCCP. Kazali siac 3 razy w roku a potem sie dziwili, ze nie wyroslo spod sniegu mimo ze partia kazala rosnac. Ta glupia natura nic nie rozumie…
Przy mom wzroscie 167 centymetrów, wieku 71 lat i wadze 70 kilogramów, lekarze nie namawiaja mnie specjalnie do dietowania.
Przed wielu laty, rozpoczynajac prace w Niemczech, poslano mnie na badania kontrolne. Lekarz postawil mnie na wage, zmierzyl, cos tam jeszcze sprawdzil i powiedzial, ze musze zrzucic 13 kilogramów wagi.
Jak ?, zapytalem. Przestawic sie z zarcia na jedzenie. Mój szef kazal swojej
sekretarce kontrolowac moja wage w kazdy wtorek. Po powrocie z kolejnej sluzbowej podrózy. Dal mi trzy miesiace na wyregulowanie wagi. Wygralem. Punktualnie po trzech miesiacach mialem 70 kilogramów. Ta pani kontolowala dalej. Z zemsty, bo kiedys powiedzialem, ze jest gruba i powinna zgubic kilka kilka kilogramów i przestac palic papierosy.
Zasady zdrowej zywnosci sa nastepujace.
Po pierwsze jesc miejscowe produkty, pic miejscowa wode, wino i inne napoje.
Po drugie, po drodze zatrzymywac sie tam gdzie przed lokalem stoi duzo wielkich ciezarówek. Chlopaki ze kólkiem dobrze wiedza gdzie mozna zdrowo i tanio zjesc
Pan Lulek
Znowu czekam ba akceptacje. Na boku zapamietalem komentarz. Wysle potem
Pan Lulek
Widziałam niedawno w TV, jak Gordon Ramsay w swoim serialu „Zmory kuchenne” (Kitchen Nightmares) usiłował przemeblować (pod każdym względem) „włoską” restaurację La Lanterna w brytyjskim Letchworth. Jego zmagania z angielskim szefem kuchni serwującym włoskie specjały z mrożonek były bardzo pouczające.
Próbuje wyslac jeszcze raz zatrzymany do ocenzurowania komentarz
Sprawdzlem jeszcze raz tekst. Wyrazów uznawanych jako obrazliwe nie znalazlem. Wszystkie kody i adresy w porzadku. Chyba, ze generalna podpadziocha. Napisalem krótki komentaerz do blogu Pana Redaktora Daniela Passenta. Ale to chyba nie jest zemstwa typu zza grobu-
Oto sporny tekst
Przy mom wzroscie 167 centymetrów, wieku 71 lat i wadze 70 kilogramów, lekarze nie namawiaja mnie specjalnie do dietowania.
Przed wielu laty, rozpoczynajac prace w Niemczech, poslano mnie na badania kontrolne. Lekarz postawil mnie na wage, zmierzyl, cos tam jeszcze sprawdzil i powiedzial, ze musze zrzucic 13 kilogramów wagi.
Jak ?, zapytalem. Przestawic sie z zarcia na jedzenie. Mój szef kazal swojej
sekretarce kontrolowac moja wage w kazdy wtorek. Po powrocie z kolejnej sluzbowej podrózy. Dal mi trzy miesiace na wyregulowanie wagi. Wygralem. Punktualnie po trzech miesiacach mialem 70 kilogramów. Ta pani kontolowala dalej. Z zemsty, bo kiedys powiedzialem, ze jest gruba i powinna zgubic kilka kilka kilogramów i przestac palic papierosy.
Zasady zdrowej zywnosci sa nastepujace.
Po pierwsze jesc miejscowe produkty, pic miejscowa wode, wino i inne napoje.
Po drugie, po drodze zatrzymywac sie tam gdzie przed lokalem stoi duzo wielkich ciezarówek. Chlopaki ze kólkiem dobrze wiedza gdzie mozna zdrowo i tanio zjesc
Pan Lulek
Ale przede wszystkim duzo i niekoniecznie dobrze, Panie Lulku 🙂
Moim zdaniem kierowcy ciężarówek są może ekspertami od smacznego i taniego jedzenia (i dużych porcji, jak pisze ela) ale od zdrowego… (roll) Jedzenie w knajpach rzadko jest zdrowe 🙁
A jak stoi dużo ciężarówek, to świadczy to głównie o wielkości parkingu 😉
a takie znacie?, pewnie tez niezdrowe, ale za to jakie dobre, na parking, niezaleznie od wielkosci i tak sie nie nadaje, Nemo znowu ma racje
w zalaczniku instrukcja
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Mozeniezabardzozdrowealesmaczne#
niejeden Rzymianin by sie obsmial, sprzedaja w zestawikach takie „gotowce”, do tego bez piorek
Objezdzilem samochodasmi Eurpe, szczególnie wschodnia i spory kawalek Azji. Latalem czesto samolotami ale na miejscu mialem zawsze mniej lub bardziej stalego kierowce albo partner polecal mi kogos na kim moglem polegac. Oczywiscie ze domowe jedzenie to jest klasa nie do podrobienia. Nawet kiedy kupuje sie argentynska wolowina z bydla karmionego genetyczna pszenica. W moim wieku zreszta to gentyczna zywnosc niema wielkiego znaczenia poniewaz od pewnego czasu nie przekazuje dalej mojego kodu genetycznego. Niema chetnych do brania. O knajpach przydraznych pisze na podstawie zebranych doswiadczen.
Kiedy wieczorem zbierze sie przy stole towarzystwo ludzi którzy caly dzien trzymali sie kólka, pic wiele nie moga bo jutro w droge no to o czym tu mówic.
O dziewczynach i gdzie mozna dobrze zjesc. Czy zdrowo to kuz inna sprawa.
Najzdrowszy to ja nie jestem ale napewno nie od takiego jedzenia.
Chyba jednak najbardziej zdrowe jedzenie jest na statkach towarowych. Po pierwsze kucharz i kapitan jedza to samo co cala zaloga a po drugie zawsze mozna kucharza przeciagnac dla nauki pod kilem.
Pan Lulek
Sławku,
mmm… Vacherin Mont d’Or na gorąco jest na pewno zdrowszy niż na surowo, listerie są ukatrupione na mur 😉 Bardzo dobry serek 🙂
Kupiłam nowy notes adresowy i przepisuję adresy ze starego, złachanego już do imentu. Czy wy też macie pismo typu bazgroła? Od jakiegoś czasu mi się okropnie popsuł charakter. Stwierdzam to juz po raz któryś.
Wczoraj wysyłałam coś koledze i przy okazji musiałam napisać instrukcję i parę zdań. Cztery kartki poszły do kosza, przy piatej dałam za wygraną, trudno. Czytelne to jest, ale bazgroły okropne! Jeszcze trochę, a doścignę Jerzora w tej sztuce… 🙁
O kursywa 🙄
Charaktery psują się z wiekiem 😉 Zauważyłam, że jak piszę ręcznie, to opuszczam lub przestawiam litery, kiedyś tego nie było 😯 np. zamiast „wszystkiego” piszę „wszytkego” 🙁
Tak charaktery Wam sie psuja z wiekiem dziewczyny. Nie do poznania. Nemo jestes madra dziewczyna.
A zarty na bok ja nigdy nie przestalem pisac recznie (listy) i nie wiem czy mi sie cos zmienilo, ja przynajmniej nie widze. A ci co listy dostaja pewnie tez nic nie powiedza jesli nawet widza bo lista moga przestac dostawac i tyle.
Do helweckiej granicy podjeżdża wielka ciężarówka.
– Co pan wiezie?
– 100 000 ostryg!
– Otworzyć!
Nemo,
podejrzewam, że to klepanie w klawiaturę… praktycznie od ’95 roku przesiadłam się tutaj i listy wystukiwałam na maszynie, jak ktoś nie miał komputera, to drukowałam i wysyłałam. Łatwo było poprawiać i ulga, że wreszcie nie muszę tyle tych kartek do kosza i na nowo. Te drukowane oczywiście z jedną linią, dopisaną własna ręką, doprawdy nic wielkiego…tak, tak, tak.
Mój Tata do końca życia zachował piękny charakter pisma, nawet jak był już bardzo chory i ciężko mu było cokolwiek napisać.
Wszystko bez te atomy i komputry, o! Ale, psiakostka, ułatwiają życie, nie da się ukryć 🙄
Nie da sie ukryc. Czy wam tez w podstawowce kazali pisac recznym piorem ze stalowka?
Jasne. I stąd te słynne kleksy. Nie wolno było mieć tych wymyślnych piór, tylko stalówa, kałamarz z atramentem. I lekcje kaligrafii przez 1-2 klasę. Miałam piękny charakter pisma, hdzieś tak w okolicy średniego ogólniaka chyba najlepszy. Potem się stoczyłam 😯
A teraz z odrazą patrzę na karteczki-notki, poprzyklejane tu i ówdzie dla przypomnienia , na każdej inne bazgroły, jakby nie ten sam ludz* (copyright johnny w.) pisał. Rozwichrowałam się czy co? 😯
🙂 obsadka i stalówka 😉
Za dlugopis to rodzice do szkoly wezwani byli. Wieczne pioro u niektorych nauczycieli przechodzilo inni dalej nosem krecili ale to juz w wyzszych klasach.
Pióra i stalówki, atrament to zmora mojego dzieciństwa. Spróbujcie tym pisać lewą ręką normalnie a nie w lustrzanym odbiciu. Więc ja pisałam w lustrzanym, pani nie chciała tego czytać i przekładała mi pióro do prawej ręki. Mama wydzierała kartki z zeszytu i kazała przepisywać, bo było brzydko. I zostało brzydko, bo piszę prawą ręką, ale nic więcej precyzyjnego nią nie robię. Sensację wzbudzałam na geometrii, bo przy tablicy używałam obu rąk, lewą rysowałam a prawą opisywałam. Mój syn też jest leworęczny, ale na szczęście nikt nie próbował go przestawiać i nie musiał pisać piórem.
W CCCP to wiele nie wychodziło, bo tak, jak w rodzinie Gertychów nie działa teoria ewolucji, tak w CCCP nie działała genetyka. Według uczonego Miczurina z nasiona ogórka w sprzyjających warunkach wyrastało np jabłko i odwrotnie albo jeszcze inaczej, w zależności od warunków bytu, jako, że to byt określa świadomość. Tyle, że za cholerę nic nie chciało, jako, że ta natura, jak słusznie yyc zauważa, głupia zupełnie i nie chce prawdziwie naukowych zasad respektować.
Zdognie z nanjwoymszi baniadmai perzporawdzomyni na bytyrijskch
uweniretasytch nie ma zenacznia kojnoleść ltier przy zpiasie dengao sołwa.
Nwajżanszyeim jest, aby prieszwa i otatsnia lteria była na siwom mijsecu,
ptzosałoe mgoą być w niaedziłe i w dszalym cąigu nie pwinono to
sawrztać polbemórw ze zozumierniem tksetu. Dzijee sie tak datgelo, że
nie czamyty wyszistkch lteir w sołwie, ale cłae sołwa od razu.
Jak Ci się to pisało Grażyno? Myślę,że łatwiej przeczytać niż tak motać.
WON Z DMOU
MałgosiuW – ja to dałam metodą copy-past . Miałam ten teskt u sieibe w kopmuetrze 🙂
Dobarnoc
yyc,
w mojej szkole – serio! – tak zwane wieczne pióra (dostałam piękne od Wujka Gienka, a on miał przepiękny charakter pisma) można było używać dopiero w piątej podstawowej!
A długopisy… już nie pamiętam, jak to było z długopisami, ale chyba w podstawówce nie było mi dane (w podziemiu, i owszem). Ciężko w każdym razie, skoro kazali 4 lata męczyć się ze stalówką i obsadką, potem ewentualnie wieczne. Ja miałam rękę do liternictwa /kreślarstwa i takich podobnych (co Alsa może poświadczyć), to mi łatwo szło, ale ludzie przeżywali horrory, ścigani za, bo coś nierówno napisane i właściwie o treść mniejsza, ale o formę. Mówię o podstawówce.
Nemo (21:08) mnie zainspirowała , pisząc ,że przestawia litery
Yyc, dalczgeo? 😯
O, rany! Mam nadzieję, że mi się nie przyśnią lekcje pisania z podstawówki! Kałamarz z atramentem, obsadka i stalówka! ZGROZA!
Poświadczam zdolności Alicji. 🙂
Tak na szybko… nie robiłam tego od czasów wczesnych 70-tych, ręka zardzewiała 🙄
I nie stalówka, tusz, tylkoPilot Hi-Tecpaint extra fine.
Nie da się tym jak stalówką odpowiedniej grubości…
http://alicja.homelinux.com/news/Literka.jpg
A Wasze kałamarze nie były zapchane jakimiś świństwami?
Oh, te łamiące się stalówki, ławki z dziurką na kałamarz…
I przekonanie, że atrament robi się z jagód czarnego bzu 😯 Moje leworęczne dziecko pisało najpierw ołówkiem, potem „służbowym” wiecznym piórem dla leworęcznych i ma bardzo ładne pismo. Ludzie na siłę upraworęczniani rzadko piszą ładnie i często mają problemy z odróżnianiem lewej i prawej strony 🙄 Mam tu takich znajomych, którym przywiązywano lewą rękę do pleców 😯
A pamiętacie wymianę wkładów w długopisach?
Długopis był moim wybawieniem. A pamiętacie stalówki redisówki, do pisma technicznego? Pamiętam, że trudno też było kupić takie pióra, które miały takie ciekawe stalówki ze sprężynką, która zapobiegała robieniu kleksów.
MałgosiuW – oczywiście, że były zapchane! Jakby ktoś bibuły do do nich napchał, nie wiadomo kiedy!
Przywiązywanie lewej ręki do pleców ?! No to już naprawdę szok!
A wymiana wkładów do długopisów – zapomniałam! A to przecież tak niedawno….
Nemo…
nawet mi nie przypominaj. Wymiana wkładów… horror 😯
Zabrakło tuszu w moim długopisie, czwarta-piąta klasa, w domu mogłam używać, a ja dużo pisałam i miałam potrzeby ogromne. Ten doładowarek był gdzieś tam w domu, ukryty przede mną na najwyższej półce w szafie, co szybko odkryłam i się wzięłam za to. Przy okazji dotknęłam tu i ówdzie mojej Mamy cennej bluzki elastycznej, kupionej raz w życiu w tak zwanym komisie za ciężkie pieniądze. Mam kończyć? Do tej pory pamiętam…zwołano towarzystwo, kazano wyciagnąć ręce. Moje uwalane w tuszu. Wiadomo było, kto zawinił, nawet nie musiałam się przyznawać.
Z leworęcznymi to były jakieś wierzenia i zabobony. Kretyństwo, ale „tak mówią…” 🙄
Redisówki, tusz, szablony… Jaką ulgą były pisaki Rotringa 🙄
Mama mojego kolegi zajmowała się chałupniczo „nabijaniem” wkładów. Wkład to było wtedy coś cennego. Pamiętam jak z zazdrością patrzyłam na całe pudła tych gotowych wkładów, a ona musiała się rozliczyć z każdej końcówki!
Won (zapach) z domu. Niestety brak czcionki, Malgosiu.
A jak sie nazywalo takie cos do rysunku technicznego. Mozna bylo zwiekszyc albo zmniejszyc wielkosc czyli grubiej albo cieniej kreske zrobic.
Yyc, a ja to zrozumiałam dosłownie. 🙁
No wlasnie sobie uswiadomilem ze bez czcionki polskiej to zle wyszlo, sorry.
Dobranoc Państwu.
Reklamuja wczasy przy zrywce lasu. Konie w chomatach, autentyczne siekiery w reku, pily reczne dwuosobowe. Gumowe buty. Kielbaski prosto z ognia ale gorzala niestety sklepowa. Wraca moda na picie z gwinta. Chodzi o butelki o pojemnosi powyzej pól litra. Dla malego litrarzu dobry, kulturalny zwyczaj nigdy nie zanikl.
Pan Lulek
Dla mnie to ciągle była odpowiednia „stalówka”, żadnych wymyślnych technicznych zabawek nie miałam.
Za naszego Pana od Prac Ręcznych (ogólniak, Zbysiu B. Alsa wie)) zrobiłam pracę dyplomową, rysunek techniczny. Jak ja to zrobiłam – nie wiem, instynktownie chyba, a możliwości technicznych żadnych prawie, jeśli chodzi o „przybory techniczne”. Bardzo możliwe, że promotor tylko przeleciał wzrokiem po tym…i postawił piątkę. Szkoda , że nie byłam taka dobra w matmie!
A czy każdy musi być?! No właśnie… 😉
yyc……(00;) takie coś do rysunku technicznego nazywało się grafion potem zastąpił go grafos a zupelnym hitem był rapitograf przywożony z NRD-owa.
I dobre to było . Setki godzin spędzone nad deską kreślarską spowodowały ,że ręka dochodziła do perfekcji w kreśleniu i równym pisaniu. Taki wielki projekt można było „trzasnąć” w dwie noce, jak sesja była na karku i zaliczenie wciąż wisiało jak nóż na gardle . A i obliczenia na suwaku logarytmicznym nikogo nie dziwiły. To były czasy 🙂 ..i komu to przeszkadzało ??
Stalowki, kleksy i zaplamione atramentem biale kolniezyki a potem byl…. narscie DLUGOPIS CHINSKI, ktory cienko pisal i byl w gruncie rzeczy zgrabny i poreczny.