Arcybiskup wydaje przyjęcie
Z włoskich regionów najmniej lubię okolice Mediolanu. Ale w tej uczcie wydanej przez kościelnego dostojnika arcybiskupa Hipolita chciałbym uczestniczyć. Zwłaszcza po tej lekturze: „W renesansie popularne były też prywatne uczty. 20 maja 1529 roku Ippolito d’Este, arcybiskup Mediolanu, wydał ucztę na cześć swojego brata Ercole w Belfiore – pałacu rodu d’Este. Ta radosna uroczystość, która zgromadziła pięćdziesięciu czterech gości, rozpoczęła się wczesnym wieczorem na wolnym powietrzu od zaatakowania przez jeźdźców kopiami wyznaczonego celu, co było tradycyjnym ćwiczeniem rycerskim. O dziewiątej goście przeszli do jednej ze zdobionych freskami komnat, by obejrzeć farsę i posłuchać koncertu, co zajęło godzinę. Potem wrócili do ogrodów. W otoczeniu kwiatów i zieleni znajdował się tam duży stół główny oraz po obu jego stronach stoły pomocnicze, jeden do potraw, drugi do wina. Naprzeciwko stołów umieszczono muzyków, bo muzyka była motywem wiodącym tej uczty.
Stoły były przykryte obrusami, przy czym zazwyczaj używano dwóch – leżący na wierzchu był przeznaczony do dań głównych, a pod spodem do ostatniego dania, na które składały się przede wszystkim owoce. Jednak podczas tej uczty rozłożono zdumiewającą liczbę osiemnastu obrusów – po jednym na każde danie. Gości poprowadził do stołu korowód minstreli oraz tańczących kobiet i mężczyzn. Tam umyli ręce w perfumowanej wodzie, zostali usadzeni na swoich miejscach i rozpoczęli jedzenie pierwszego dania, na które oprócz tradycyjnych bułeczek podano przekąski na zimno i sałatki – w sumie osiem potraw. Tematem drugiego dania były ryby i składało się ono z pasztecików z pstrąga, mlecza jesiotra, śledzion szczupaków i innych potraw rybnych doprawionych pomarańczami, cynamonem i cukrem. Był też gotowany jesiotr z czosnkiem i smażony leszcz. Wnoszono danie za daniem, a jednocześnie goście słuchali solo na lutni, madrygałów, pieśni śpiewanych przez francuskie dziewczęta i innych muzycznych występów. Każde danie miało własny temat muzyczny, a jesiotra wniesiono przy dźwięku trzech trąbek i trzech rogów. Pokazano gościom pełnię możliwości dworu d’Este, od wyszukanych dań bezmięsnych (był to dzień postu) po widowisko, na które składały się tańce do muzyki w rozmaitych stylach. Cała uroczystość zakończyła się o piątej nad ranem.”
„Sekretna historia kuchni włoskiej” zawiera wiele takich wspaniałych relacji. Musicie przyznać, że jest to inspirujące. Zwłaszcza w karnawale.
Jako ilustrację zamieszczam dziś fotografię butelki oliwy z Tenuta Sullo czyli olejarni Curto. To jedna z najstarszych i najlepszych włoskich wytwórni oliwy. Istnieje od 1670 roku. Ta zawiera oliwę extravergine z ubiegłorocznych zbiorów. Już wypiłem nieduży łyk. Jest świetna. Ku mojemu zdumieniu ma bardzo owocowy aromat i słodkawy smak. Dopiero po chwili, gdy cała oliwa spłynęła już z przełyku poczułem jej pikantność. Będę jej używał oszczędnie.
Komentarze
Dzień dobry
Opis fascynujący, chociaż budzi refleksje : te śledziony ze szczupaków to coś takiego, jak potrawka ze słowiczych języczków, a tak w ogóle, to gospodarz tej uczty był odważnym człowiekiem podając dania rybne w czasie koncertu. A co by było, gdyby wiolinistą zrobił kiks i któś z bardziej muzykalnych gości zadławił się ością?
Dzisiaj świętują Doroty – Morąg, Sąsiadka, Dorota od Marialki. Jeżeli jeszcze ktoś, to dorzućcie do listy.
Wstysthzn Durotom niezaleznia od podejscia do obejscia najpiekniejsze zyczenia sle
Pan LUlek
Nie ma to jak sycylijska oliwa, dawno już to stwierdziłam…
Dorotom, zwłaszcza spod Morąga, pięknego dnia życzę 🙂
Ta Dorotka, ta malusia, ta malusia,
tańcowała dokolusia, dokolusia,
tańcowała ranną rosą, ranną rosą,
i tupała nóżką bosą, nóżką bosą.
A zatem radujmy się razem z wszystkimi Dorotkami !
W przytoczonym opisie zaintrygowały mnie ryby
doprawione cynamonem,pomarańczami i cukrem.
Nie wiem,czy to smak dla mnie ?Chociaż jadłam już ryby
podane ze smażonym na maśle bananem i były
bardzo dobre.
Okolice Mediolanu są dla mnie za płaskie, zbyt uprzemysłowione, a jesienią, kiedy mam czas na Włochy, zamglone 🙁 Na autostradach jest za dużo korków i jak się nie uważa, to zamiast w stronę Genui, można pojechać na Turyn 😯 Ale jak już się porządnie pobłądzi, to można zobaczyć lombardzkie pola ryżowe 😎
Sam Mediolan ma sporo atrakcji, tylko nie należy go zwiedzać 1 maja, kiedy nie jeździ żaden tramwaj ani autobus 🙄 Spacer od dworca do katedry to spore wyzwanie.
Wszystkim Dorotom wszystkiego najlepszego. Oj, ubawiły mnie wczorajsze wpisy okołopanolulkowe i kubańskie.
Może okolice Mediolanu ustępują Toskanii czy Lacjum. Jest co prawda Certosa di Pavia i kilka ładnych miasteczek, w tym Cremona słynna ze skrzypiec. Ale do okolic Mediolanu zaliczam też jeziora Como, Maggiore i Orta. Szczególnie 2 pierwsze są przepiękne, a widog z gór wokół jezior jest cudowny.
Każdy lubi według własnego zdania i nie mam za złe Gospodarzowi braku entuzjazmu dla tych okolic, ale trochę zachciało mi się ich pobronić. Jedyne, co w bezpośredniej bliskości Mediolano rzeczywiście odstręcza to komary.
Danuśka -zależy ile tergo cukru w potrawie było, ostatecznie cechą np starek kuchni poskiej, jest jej słodkawo – kwaśny smak. Myślę, że bardzo drogi wtedy cukier użyty w potrawie miał raczej walor rzadkiego luksusu. Stać było arcyksięcia Kościoła na fanaberie.
A Pyra Ci pozazdrościła i dzisiaj na obiad smaży kasznkę z cebulką ( na skwarkach) i do tego kapusta gotowana.
Stanisławie,
jak się okolice Mediolanu rozszerzy aż do Lugano i Locarno… 🙄 😉
Z tą rybią śledzioną to mam mieszane uczucia. Ja bym jej nie jadła, bo u ryb odgrywa ona rolę węzła chłonnego i filtra fagocytów. U chorych ryb jest pełna bakterii 🙁
Pyro-to mam nadzieję,że Twoja kaszanka będzie lepsza
niż ta,którą ja miałam na obiad.Kupiłam w nowym
miejscu i niestety nie był to dobry wybór.
A co do okolic Mediolanu to są to moje pierwsze, bardzo
już odległe wspomnienia z Włoch.Wyjądowałam na
wsi,niedaleko Mediolanu właśnie u osoby,którą znałam
tylko z listów. Okazała się być wesołą i żywiołową
Włoszką .A z całego pobytu zapamiątałam tylko
1 danie,które bardzo mi smakowało i było moim
pierwszym spotkaniem z włoską kuchnią – pomidory
faszerowane pastą sardynkowo-kaparową.
Wszystkiego najlepszego tym, co obchodzą, od tej, która nie obchodzi 😉
A do toastu wystawiam włoską – zgodnie z tematem wpisu – zagrychę:
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/Cannes2009#5293844004370627346
Ciekawam swoją drogą, jaki by temu dobrano temat muzyczny na dworze d’Este 😀
Aczkolwiek niekiedy cos mi tam wewnątrz podpowiada by spróbować tego typu extremizmu choć raz, to zdrowy rozsadek przeważa i generalnie odpuszczam obżarstwa. Wielogodzinne ucztowanie do rana wraz z wielokrotna zmiana obrusów i graniem do kotleta zaliczam do kombinacji narkotyków twardych tuz obok wyścigów samochodowych i sm_sexu.
Wydaje mi się toto za mało zdrowe.
Natomiast to co raz przeżyłem i zapamiętałem dało mi trochę do zastanowienia się nad estetyką imprez których jestem czasem przypadkowym uczestnikiem.
I nie było to w na biało wymalowanej piwnicy z setkami kiczowatych talerzy na ścianie gdzie oprócz żarcia grają i śpiewają dla grupy japońskich turystów siedzących tam w ramach imprezy wycieczkowej. Równie dobrze mogliby ganiać osła miedzy stolikami a oni z uśmiechem od ucha do ucha pstrykaliby obrazki swoimi cyfrowymi aparatami.
Trzech cyganów weszło do baru. Jeden z nich miał takiego zeza, jakiego jeszcze nigdy w zyciu nie widziałem. Jak zaczął śpiewać wszyscy w około zaczęli klaskać. Głośno i do tego stopnia agresywnie ze zacząłem dostrzegać fruwające noże. Pytam się Pepe, o czym śpiewają? O kasie.
Ledwo skończył i chyba dla odpowiedzi z drugiego końca pomieszczenia usłyszałem śpiew. Tym razem tez nie brałem udziału w klaskaniu. Wybijany rytm o blaty stołów przekraczał me umiejętności muzyczne. Tym razem szło o filozofie szepcze Pepe.
Teraz właściciel ogromnego brzucha rozłożonego na barze dorwał się do głosu. Zaśpiewał dwa kawałki i wydawało mi się ze w jednym słychać było o jedzeniu a w drugim o piciu.
Wydaje mi się ze to nie był zwykły wieczór. Oczywiście ze syty nie byłem, ale to nie miało w tamtej chwili najmniejszego znaczenia.
Nemo, nawet mnie korciło, żeby wspomnieć o Locarno przynajmniej, ale się powstrzymałem, jako że i tak jestem znany z rodzinnej skłonności do przesady.
Nawiązując do Włoszek z okolicy Mediolanu – nie zapomnę pani prowadzacej camping na wschodnim wybrzeżu półwyspu – kilka kilometrów na południe od Bellagio. Camping był cudowny, praktycznie bez żadnych udogodnień, ale przyczepy stały na samym brzegu ze schodkami do jeziora, jakieś 50 m poniżej drogi. Właścicielka miała z lat 90 co najmniej i prowadziła ten camping zupełnie sama.
Z innych ciekawych osób wymienię przewodnika wycieczek w Cerosa di Pavia. Nie wiem, czy była to jego stała funkcja, czy rotacyjna, ale wycieczka szkolna, którą oprowadzał była zachwycona i bez przerwy się zaśmiewała. Przewodnik miał jakieś 195 cm wzrostu i sandały nr 46 albo 47. Był przy tym czarny jak heban.
Z tą kaszanką to już mała przesada. Smak mi nachodzi, a Moja kaszanki nie jada, bo nigdy na dobrą nie trafiła. U niej w domu rodzinnym nie jadano, tak jak i w moim. Pierwsze doświadczenia, bardzo złe, pochodziły ze wspólnych wyjazdów z ojcem. Pierwsza dobra na ukraińskim weselu w Lubomierzu. Gospodarze byli unitami, a ja tam trafiłem z proboszczem, który udzielał ślubu. Właśnie proboszcz zachęcił mówiąc, że tej kaszanki koniecznie musze spróbować. A było na weselu ze 150 osób. Pięknie po ukraińsku śpiewali. Był to rok 1960.
Podobno zbiegają się dzisiaj dwie okolicznościowe okoliczności.
Pierwsza, niewątpliwa, to imieniny wszystkich Dorot!
Druga, to podobno 85ta rocznica debiutu Jana Kiepury w Teatrze Wielkim w Warszawie.
W takim razie, dla wszystkich Dorot z najlepszymi życzeniami:
Brunetki, blondynki … 🙂
Podziekowania, czuje sie jak Arkadius na fali, na sniadanie dziecko mi zaserwowalo omlet typu grzybek z konfiturami jeszcze od Zaby a co do wreczania bukietow to omalo nie padlo pod nozem moje amarylis, poniewaz bylo pod reka i w ramach swietowania dziecko chcialo mi je wreczyc aby oszczedzic sobie droge do kwiaciarni.
Dorotom – smakowitego życia. 🙂
Pamiętacie z „Wojny domowej” jak to Mamie z okazji jej święta Tato z Synem zrobili śniadanie dio łóżka? Z rzeczy nie zepsutych na tacy był tylko wazonik z kwiatkiem.
Morag, wszystkiego najlepszego. Spełnię toast o 20 za wszystkie Doroty nasze i sąsiednie. Rozumiem, że Twój omlet nie był zepsuty. Myslę, że chcąc uświetnić dzień osoby bliskiej potrawą, trzeba się jej najpierw nauczyć. Bywają kastrofy przypadkowe, ale wynikających z braku treningu nie można usprawiedliwić.
Moja też jest najszczęśliwsza, gdy rano dostanie omlet, ewentualnie dobrze pomyślaną jajecznicę. Ale oststnio woli późniejszą porę i naleśniki mężowskiej roboty.
NIe omlet byl wspanialy, nalesniki i omlet to specjalnosc panienki. A teraz ide do sklepu ruskiego na polowanie na taaaaakie duze scampi.
Tego nie było od dawna. Żadnych uwag na temat kodu czy zbyt częstego wysyłania, tylko wcięło wszystko i koniec. A pytałem, skąd scampi w ruskim sklepie, bo ja tylko z dzieciństwa pamiętam kraby Mchatka i wątróbki z dorsza, oba produkty w puszkach pancernych.
zjadłem byczki w tomacie
to mogę pogadać
:::
dzień dobry wszystkim
a Dorotom w szczególności
toast wieczorem
:::
zważyłem się po wyjeździe
stan Brzucha w Olsztynie
przybyło pół kilograma
nie odnotowuje się stanu zagrożenia
:::
a myślałem, że po gargantuicznych wyczynach
to na wadze wyskoczy „nie wchodzić w dwóch na wagę”
..jednym sowem – upiekło się
:::
a wcale się tego nie spodziewałem
skoro np. o 5:30 w Istebnej jadłem kwaśnicę
a 23:30 kaczkę z duchówki
że nie wspomnę co było pomiędzy
macie pojęcie (żeby tak was na chwilę odciągnąć od Włoch)
że pierwszy raz w życiu jadłem utopeńce!?
ze wzgledu na „interkulturalnosc” tu panujaca i popyt, sa to mrozone duze scampi, czyli zatorebkowane, maja jeszcze krewetki i bywaja raki tez mrozone, 500 gr. tych scampi kosztuje u Rosjan 5,99 jewro, moze napromienowane, gdyz u Wlocha tez mrozone i zatorebkowane kosztuja po 40 jewro za kilogram ale one tez watpliwej jakosci, jak sie wezmie pod uwage wszystkie statki wzdluz wloskich wybrzezy, ktore o 4 nad ranem wyrzcaja wszystkie smieci, zawarosci toalet i brudy z kuchni do morza.
Brzucho,
jak ja pierwszy raz w życiu jadłam utopeńce, to był to zarazem ostatni raz… Jakoś nie zagustowałam 🙄 A Ty?
a ja lubię pikle, marynaty, kwaśne i cebulę
więc jak widzisz, byłem skazany na polubienie
Cena ruska lepsza niż w Polsce. Ale 40 jewro za 1 kg to lekka przesada mi się wydaje, choć i w Polsce są dostępne w tej cenie, tylko to ekstra sort, którego ja nigdy niw próbowałem, bo powątpiewam w ten ekstra sort, a ponadto sa w pancerzach, więc jeszcze pełno z tym roboty.
Utopeńce mnie nie pociągają, jak i wszystko o znacznej zawartości octu ziemniaczanego 10%. Z kolei ocet winny do parówek też nie za bardzo. Może niechby był ten zwykły ocet, ale w znacznie słabszym stężeniu.
Brzucho,
To jesteś jak mój szwagier 😉 On się wcale nie zmartwił, że mi nie smakowało…
tak w ogóle, to kuchnia czeska czy słowacka
niekoniecznie mnie pociąga
za knedlami nie przepadam
haluszki nie robią na mnie wrażenia
sosy jak sosy, pieczenie takie jak wszędzie
a od wysmażonego syra to wątroba mi się przewraca
..o tak ..łup-dup i leży!
ale piwo, utopeńce, ten ich ser w pikantnej zalewie
nawet marynowane korbaczyki
to i owszem
Przybyłam z piesem z przebieżki i teraz będę mu gotowała skrzydełka. Powioedzcie, co to te utopieńce? Nie, żebym zaraz chciała próbować, z ciekawości pytam.
http://www.gotowanie.wkl.pl/przepis7093.html
W zasadzie się zgadzam. Knedle na ogół podają kupne i wtedy widomo, nie można spodziewać się rewelacji. Ale jak gulasz podają dobrze przyrządzony z sosem bez nadmiaru mąki, za to dobrze przyprawiony, a knedla są własnej roboty, to pory knedlowe dobrym sosem nasiąkniete sprawiają, że danie jest nie do pogardzenia. Do tego ceny bardzo umiarkowane.
ceny i owszem, przyjazne kieszeni łasucha
gulasze i tak wolę na modłę węgierską
czyli tak wygotowane, że i grama mąki nie trzeba
knedle nie zachwycają mnie dlatego
że mi smakowo podjeżdżają pod pieczywo
a tego jakoś przy poważnym jedzeniu nie znoszę
choć chleb uwielbiam ponad rozsądną miarę
knedle robiłem sam i nawet popełniłem coś takiego
jak knedel z chleba prądnickiego z sosem z kawy zbożowej
no coż, w mój smak knedle nie trafiają
ale jak wspominała nemo
zawsze zjadzie się jakiś szwagier, któremu to nie przeszkadza
🙂
Na dobre czeskie jedzenie można czasami natrafić w różnych miejscach. Na przykład w pobliżu zamku w Karlstejnie (dobry bażant). Natomiast w pobliżu pałaców arcybiskupów w Polsce, a szczególnie w Poznaniu, nie należy nawet parkować 🙄
nemo
pozwolisz, że…
…kupuję tę najkrótszą gastronomiczną recenzję
„nawet nie parkować w pobliżu”
🙂
Takie recenzje powinny być umieszczane w przewodnikach kulinarnych 😉
A utopence spróbuję zrobić w weekend. Na skutek braku porozumienia z żoną co do zakresu zrobionych i robionych zakupów w lodówce mam 10 paczek parówek z indyka. Powinny się nadać.
To w najbliższy wekend zjazd u Pawła.Tylko,czy te 10 paczek
wystarczy ???
Dobrze zaznaczyć na mapach drogowych. Przekreślone sztućce z wyjaśnieniem w legendzie „nie parkować w pobliżu”. Brawo, Nemo
Dzień dobry Szampaństwu!
Doroty uczciłam tuz po waszej północy pod poprzednim wpisem, toast mały był, o 20-tej (waszej) też będzie.
Tymczasem zdrową herbatą – zdrowie!
U mnie 4 dni obchodów: dzisiaj siostrzenica, jutro Młody, pojutrze kumpel z Ottawy, w poniedziałek Julcia, takze z Ottawy.
W związku z okazjami – jutro nach Ottawa!
Przyjęcie u arcybiskupa dziś chyba nie do powtórzenia dla zwykłego śmiertelnika (dla zwykłego to i wtedy nie było). Ale jeść dużo i dobrze czasem się zdarza. Pamietam przyjęcia we Francji, gdzie zasiadało się do stołu do śniadania (małe śniadanie było 2 godziny wcześniej – łyk mocnej kawy i kawałeczek bagietki z dżemem lub fois gras, ewentualnie confit z kaczki) około 11 rano.
Śniadanie, czy z angielska lunch, przeciągało się do obiadu, a obiad przechodził w kolację, przy czym nawet francuzi nie umieli wyjaśnić różnicy pomiędzy obiadem i kolacją. Kończyło się zazwyczaj około północy. Popijało się jedzenie i desery wszelkimi znanymi trunkami. Wini było czerpane z dwóch beczek. Jedno było bordoleskie bez podania dokładniejszych szczegółów drugie burgundzkie całkiem niezłej klasy.
W niektóre dni były przerwy na zwiedzanie i niezbyt dalekie wyjazdy krajoznawcze – np. pod kopalnię, w której pracował Gierek. Po 10 dniach tej przyjemności byłem naprawdę zmęczony pomimo młodego wieku.
Stanisławie – to jest tak,że Nemo zaparkowała i jej samochód ukradli. Nb kiedyś tam ukradziono autokar. Jeść tam może tylko arcybiskup i księża kurialni – na Ostrowie Tumskim nie ma ani jednej knajpy.
Bylam, wybaniaczylam sie tzn. dalam sobie postawic banki i mam: 1 kg. waga netto, tym razem nazywa sie to Garnelen, jest bez skorupek i pochodzi z………… Litwy, tam to dopiero w morzu plywa co nieco, cena sie paniom w tym sklepie ciagle zmienia 6,50 za kg. Czyli kolejny zjazd trzeba zrobic na Litwie.
Pyra ma rację, ale znak ostrzegawczy, proponowany przez Stanisława, bardzo by się na Ostrowie Tumskim (i nie tylko) przydał. Nie dosyć, że nie dadzą jeść, to jeszcze samochód ukradną 🙁
Dorota przyniosla + 12 Celsjusza w cieniu.
Skoro dzisiaj 85 rocznica jubileuszu Jana Kiepury to Dorota z sasiedztwa chcial nie chcial musi swietowac.
Podczas weekendu bede jednak dorabial cialem. Sasiedzi zabieraja mnie do swojego ogródka. Kilka hektarów. Bede rznac.
Winorosle i porzeczki.
Sasiadka odplaci sie nalezycie. Obiedem a potem zezwoleniem na drzemke.
Pan Lulek
Danuśka, coś tam do tych parówek dorzucę, kupię worek ziemniaków i dam radę głodomorom 😉
Pyra wylała wiadro zimnej wody i chociaż Nemo jakoś to skompromisowała, to jednak żal, bo jako minirecenzja wydawało się idealne.
Śniadanie – czyli z angielska breakfast, Stanisławie.
Jest coś takiego jak brunch – już nie śniadanie, ale jeszcze nie lunch, zazwyczaj ok 10 rano (ja zazwyczaj jem brunch, a potem dopiero dinner i na tym koniec, najwyżej jakies owoce, chyba, że mnie zbierze na kromuchę czasami).
Lunch – pora o 12-14.
Dinner (obiad) serwuje się tutaj od 17-tej.
Supper (kolacja) – od 19-tej zazwyczaj, ale może być ciut wcześniej, taki spózniony obiad.
Morąg,
zjazd czy zajazd na Litwie? Dobry pomysł. Może ktoś by znowu ładnie napisał jak wyglądał kolejny zajazd na Litwie. Może nawet udałoby się trzynastozgłoskowcem 😉
Oj, Alicjo. Musisz znac Francuzów w Kanadzie. U nich wszystko inaczej. Breakfast to po francusku małe śniadanie, choć anglicy akurat jedza duże, więc tylko pora się pokrywa. Śniadanie jedzą w południe, choć zdarza się i o 11. Dla niektórych, odchudzających się, jest od razu za obiad. Ci, co nie jedzą obiadu, jedza kolację, nieraz dość późno wieczorem, a czasem nieco wcześniej. Ci, co jedzą obiad, na ogół nie jedzą kolacji, ale niektórzy jedzą i jedno i drugie. W restauracji w zasadzie nie ma podziału. Je się posiłek wieczorny od 19 albo później. Po prostu dla Francuzów każda okazja jest dobra do jedzenia, przy czym liczy się nie tylko jadło, ale też towarzystwo i rozmowa. Może wszedzie jest podobnie, ale we Francji szczególnie.
Moze byc zajazd, kiedys byla taka bardzo sprosna wersja Pana Tadeusza, ciekawe gdzie to znalezc?
To jest tzw. XIII Księga Pana Tadeusza. Można ją znaleźć w Wikiźródłach. Nie dla dzieci! 😉
Oczywiście, że nie dla dzieci. Za trudne. O wszystkim w bardziej skrótowy i łopatologiczny sposób dowiedzą się z MTV 😉
Stanisławie,
mieszkam w bardzo anglojęzycznej prowincji i prawdopodobnie (taka krązy opinia) w najbardziej *angielskim* mieście, Kingston. Nie, nie znam wielu Francuzów, zresztą „nasi Francuzi” zupełnie tak samo funkcjonują, jak pozostała część kontynentu – co opisałam powyżej, jest typowe dla całej Ameryki Północnej, a nie tylko Kanady. Mieszkam tu już 27-my rok i bardzo, ale to bardzo dużo podróżowałam po całym kontynencie.
Trochę się podpatrzyło, jak tu ludziska funkcjonuja 😉
W sumie, tak jak wszędzie, czas posiłków wyznacza rytm dnia. Ludzie idą do pracy na 7-8-9, więc rano szybki breakfast, bo do lunchu daleko.
Na lunch wyznaczona jest godzina. Jest to siłą rzeczy dość szybki posiłek, więc żaden obiad – ale musi być dość spory, żeby dotrwać do końca pracy. Słynne *9 to 5* z godzinna przerwą na rzeczony lunch. Po pracy – co komu pasuje, albo obiad, albo kolacja.
Co innego w święta i weekendy. Mozna sobie pozwolić na brunch, o którym pisałam wyżej. Mozna sobie pozwolić na dłuższy lunch w towarzystwie. A czy się zaprasza przyjaciół na dinner czy supper to zalezy od godziny podawania. Obiad wcześniej, supper zazwyczaj ok 19-tej.
Tak jest generalnie rzecz biorąc na tym kontynencie.
Jeszcze a propos prawników… z cyklu „Przychodzi baba”:
Przychodzi baba do adwokata w sprawie rozwodu.
– Potrzebny jest jakiś powód – mówi adwokat – mąż pije?
– Ha, mam głowę trzy razy mocniejszą od niego!
– Może pieniędzy nie daje?
– Tylko by spróbował grosz sobie zatrzymać!
– Bije panią?
– Niechby mnie tknął, to by oknem wyfrunął!
– A jak tam z wiernością małżeńską?
– O, tu go mamy, panie mecenasie! Drugie dziecko nie jest jego!
Od niedawna mówi się o użyciu prawników w celach doświadczalnych w miejsce szczurów. Dlaczego? Bo są rzeczy, których szczury nie robią 😎
– Czy wierzysz w pomyłki sądowe?
– Jasne. Już trzy razy zostałem uniewinniony!
Sąd na Grenlandii:
– Gdzie oskarżony był w nocy z 29 listopada na 30 stycznia?
Pytanie do mnie?? zamyśliłem sie…..
Wysoki sądzie, najsampierw poniosły mnie psy, na zakręcie przed lodowcem spadłem z sanek i sturlałem się z klifu, potem dryfowałem na krze, trochę tam podespałem.
A rano zadzwonił szwagier, bo przyszedł z tranówką i pyta co mie w iglo ni ma?
Spróbuję Was pogodzić….
http://www.youtube.com/watch?v=fBfQgcLvg-c
było juz pewnie kilka razy, ale pasuje do dzisiejszych ustaleń Alicji i Stanisława, co i o której.
pierszy raz slysze utopeńce.
co to je i z czym sie to je? nazwa wyjatkowo zle mi sie kojarzy, malo apetyczna.
Dzony, pocztaj tego linka co podesłał Andrzej Jerzy o 12,26.
Byłeś u Kafki i nie zjadłeś utopenca ani nakladanego hermelina?
Pilzneriusza pewnie tylko czytałeś.
Wszyscy na balu w operze?
Albo u Doroty!
Doroto – wszystkiego najprzystojniejszego!!
Hej, antku 😆
A teraz proba generalna. Zalozylem sobie web album w Flickr bo picasa mnie nie chce. Tzn tam trzeba sciagnac programik a w pracy tego nie moge zrobic bo blokuje wszystkie sciagania nie zwiazane z praca…tak sobie chytrze wymyslili. W domu ze wzgledu na archaiczny, starozytny komputer nic nie moge zalozyc. No nic nie tracac czasu podaje sznureczek do zdjecia z Calgary robionego wczoraj na spacerku a wlasciwie wracajac z.
http://farm4.static.flickr.com/3348/3258775144_4de338eec5_b.jpg
Ha dziala, az z tej radosci sie rozlaczylem….Teraz jeszcze musze wrocic do swojego albumu a nie mam w ulubionych to ide szukac..))
Wszystkiego najlepszego dla Dorot 🙂
Doroteczki miłe
leję w szklanę wybornego portera z Ciechana
Wasze zdrowie!
🙂
http://rysunki.bardzofajny.net/mocno-stapajaca-po-ziemi/ 🙂
yyc,
ale masz słoneczko 🙂
Ja akurat też, ale rano spadł świeży śnieg, parę centymetrów.
Jutro wbijam się w bikini, ma być aż +5C ! O diabli… tylko ma padać deszcz 🙁
ZDROWIE DOROT PO RAZ PIERWSZY !
Sloneczko to juz od chyba dwoch tygodni. Dzisiaj zimno ledwie +1C ale od jutra ma wskoczyc na +9. Wczoraj bylo wrecz slcznie nad jeziorkiem. Spokojnie i cieplutko w sloncu bez wiatru. +14C w lutym…))). No to zdjecie znad jeziorka, ktor jest w srodku miasta czego nie widac bo miasto typowe dla zachodu. Wysokie centrum i reszta parterowa znad drzew nie wystaje.
http://farm4.static.flickr.com/3316/3257944687_630bd1ac9d_b.jpg
Zdrowie Dorotów bez zagrychy
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/ZdrowiePanaLulka#slideshow/5205365704443974706
No to was nieco podmecze zdjeciami bo to moj pierwszy web album. jeszcze trzy. Jezioro widok na zach na Gory Skaliste.
http://farm4.static.flickr.com/3461/3257944627_e442fb4cb4_b.jpg
Elbow River. W Calgary sa dwie rzeki, ta jest mniejsza a na niej jest zrobione to jezioro (sztuczne).
http://farm4.static.flickr.com/3480/3257944739_ae63056b2e_b.jpg
yyc,
Ty nas nie męczysz, Ty nas rozpuszczasz!
A propos rozpusty… no własnie, w lutym takie temperatury w Calgary?! Ja wiem, ze ichni halny czasami pchnie ciepłe, no ale żeby aż tyle?! 😯
Arkadius,
zdrowie Dorotów ZdrowiemPanaLulka pijesz? 😉
No i ja, dla tych co mnie jeszcze nie znaja..))
Strasznie niesmialy jestem i zapomnialem dodac sznur..
http://farm4.static.flickr.com/3389/3257944897_7621e8a68b_b.jpg
Wiesz co Alicjo. W tym roku to wlasciwie nie jest chinook tylko caly zachod kanadyjski jest w lapach wyzy (badz nizu, zawsze mi sie myli) co nam to ciepelko daje. Jak bys zobaczyla mape to od Yukon tak w dol troche ku wschodowi (BC, Alberta, Montana i dalej do Stanow) co na lewo to cieple a co na prawo to zimne. Poki co ma tak byc jeszce pare dni a co dalej sie zopbaczy. Zdjecia juz skonczylem wiec mozecie odetchnac..))
uff yyc
duzo nieba w Twojej Canadzie 😉
mila Alicju, stoi jak wol na obrazku Zdrowie Dorotow
a wiec czego sie czepia jak rzep psiego logona 😐
Pije zdrowie Dorotow nalewka z wlasnego browaru, zagryche a mianowicie rybe mieslo, miala byc na jutro, juz zajadlam z kotem do spolu.
Jak juz pisalam, nazywano mnie w domu Dosia, wiec bylo to dla wiekszosci narodowej rodem zza Buga smieszne, a w jesli chodzi o imie drugie to padlam ofiara literatury i mam imie pewnej postaci z Wielkiego Gatsby, bo braciszek wlasnie te ksiazke czytal, co to bylo nikt tego nie mogl wymowic i mieli dalszy powod do nasmiewania, w szkole sredniej w latach siedemdziesiatych przyszla matematyczka ze spoznionym zaplonem rewolucji ludowej i zwolywala rady pedagogiczne, zadajac zmuszenia moich panstwa starszych do skreslenia lub zmiany tego imienia, a matka po ciuchu pocieszala mnie, ze to znaczy tylko stokrotka, dla mnie to bylo za duzo tego wszystkiego, jednak teraz to pragne sie zapytac angielskojezycznych kiedy obchodzi imieniny Stokrotka? Bedie nastepny powod do wypelniania szkiel.
Antku dziekuje za specjalne zyczenia.
Imienin nie obchodza. Dorotka bedzie Dotti (Dottie) wiec wszystkie NAJ Dotti…. :-)A to kwiatek z Alaski dla Ciebie..))
http://farm4.static.flickr.com/3324/3258923216_3a5c109bd1_b.jpg
A to miejsce w ktorym rosl…
http://farm4.static.flickr.com/3496/3258923420_54207252fa_b.jpg
W amerykańskim kalendarzu Daisy ma imieniny 17 sierpnia, ale Dorothy i Dorothea – 19 lutego 😯
http://www.mynameday.com/d.html
Po prostu nie ma jeszcze św. Stokrotki 🙄
Wiedzie mi sie coraz lepiej, wczoraj autentyczny potomek Burow a dzisiaj kwiatek z Alaski, przyjemne.
Za Stokrotkę – stukrotna okazja!
Powiem Ci że widziałem już Twoje imienniczki, takie wylazłe świeżo spod roztopionego śniegu. Wyglądały biedne jak po ciężkim balu, płatki zmierzwione, żółte oko zamglone, linia sylwetki miękko zachwiana.
Takie miło skacowane i jakby prosto spod pierzyny wyciągnięte.
Ale skoro one tak parę tygodni pod śniegiem leżały. Cóż wymagać?
Wypełnisz więc Stokroto, wszystkie białe plamy w Alicyjnym kapowniku.
A to moj lunch…))) Ostatnio sobie roznistych owocow nakupilem i teraz je zjadam.
Ale mam radosc z nowej mozliwosci pokazywania zdjec. Ale nic sie nie bojcie, tylko dzisiaj tyle zdjec. Zreszta z domu i tak pewnie nie bede mogl.
http://farm4.static.flickr.com/3434/3258943384_d1495896f9_b.jpg
Sexy co ???
dd77 <– za Doroty ? 😯
No to zdrówko, Doroty 🙂
Johnny,
ja się czepiam tego, co w sznureczku do życzeń 😉
My tu sobie gadu-gadu, a Szwedzi stygną i obiad nie zrobiony 😯
Ziemniaki w plasterki i na patelnię +czosnek i zioła, jaja posadzone, mizeria. Do obiadu maślanka, na potem – co Jerzor przywiezie.
P.S. Jutro możecie za moje stare dziecko wznieść.
Panowie jestescie tak ujmujaco romantyczni, ze szapoklak z glowy!
Dopiero co usłyszane.
Przychodzi pacjentka do lekarza.
Panie doktorze, mam
nadciśnienie
kamienie w nerkach
łuszczycę
jaskrę
hemoroidy
niedowład prawej ręki
skrzywienie kręgosłupa
alergię na kota
zapalenie stawów
grzybicę
wrzody
osteoperozę
łysienie plackowate
nerwowe tiki
…..
……
no dobrze, przerywa lekarz, a czego pani nie ma?
Zębów, panie doktorze!
Smakosze……dbajcie o zęby!!!! 🙂
Zdrowie miłych Dorotek!
Alkohol to zguba ludzkosci
http://www.youtube.com/watch?v=ErskZt1dMQ8&feature=related
Chrzanisz, morąg 😉
Twoje zdrowie ! (primitivo tutaj)
Alicja dosluchaj do konca, jak go sie zle produkuje to zguba, jak sie da 2 kg. cukru, gruszki i zaleje paroma litrami przegotowanej wody to mozesz w domu na parapecie otworzyc produkcje, tak jak bym Pana Lulka slyszala, dwa ryzy filtrowac ale dobrze i wyrzucac wszelkie mozliwe swinstwo.
Dopiero teraz dotarlam do domu, ale mam piwo niemieckie pszeniczne, swiezo nabyte, wiec zaczynam pic zdrowie dzisiejsze i jutrzejsze.
Morag, Twoje zdrowie to ja od razu cala skrzynka, nie jedna marna buteleczka 🙂
Fajna wersje Pana Tadeusza napisal Andrzej Waligorski, do odnalezienia na jego stronie waligorski.art
Brzucho, korzystajac z okazji, chcialam w nowym roku nadmienic, ze Cie nie lubie nadal 🙂
Juz sie robi
http://www.waligorski.art.pl/liryka.php?litera=p&nazwa=158
Dobry wieczór, stukam się nieimieninowo 😉
Moim zdaniem imię Daisy jest używane jako zdrobnienie od Margaret. Tak przynajmniej było kiedyś. Tak jak stokrotka jest małą margerytką – z tej samej rodziny 😀
Wujowi Lulkowi ślę spóźniony wielki dank za otrzymany na zjeździe miód od Pani Pszczoły z Południowej Burgenlandii, który dopiero ostatnio otworzyłam. Chyba w życiu nie jadłam lepszego 😀
Ja chyba zostanę od gaszenia światła, chociaż z racji strefy czasowej yyc byłby lepszy, on 2 godziny do tyłu za mną.
Śpijcie robaczki, ja też idę, jutro czekają mnie balety w Ottawie, trzeba ten „beauty sleep…” odrobić.
Dobranoc!
(gaszę światło)
Dzień dobry!
Melduje powrót .U nas dziś deszczowo . Wczoraj zamontowali blat w kuchni.Wystawili wszystkie naczynia i butelki z dolnej szafki kuchennej , bo jak ją przesuwali runęła półka . Uchwyty na których była oparta była zbyt słaba.Zamocowali ją ponownie i kazali poczekać ,aż wyschnie klej. Łączenia blatu na silikon ,. też musiały wyschnąć . Już dziś jest wszystko w porządku.Zaraz tam posprzątam . Jeszcze w ciągu przyszłego tygodnia chę się przymierzyć do nowych szafek górnych i wyciągu nad kuchenkę.Nigdy nie miałam wyciągu – i dojrzałam do tego ,żeby go mieć.
Zachowałam fotki kuchenne Alicji i kombinuję jak podwieśić pod szafkami kuchenkę mikfalową. Sprawdzę jeszcze w IKEi jak oni to robią.
To na razie tyle.
Miłego dnia blogowa załogo.
Witamy powrót Grażyny. Fotki kuchenne były by wskazane. Wszak kibicujemy renowacji.
Wczorajsze yoasty Dorotkowe Młodsza piła browarem „Warka” , a Pyra swoją cytrusówką ( zadziwiająco szybko w tej butelce ubywa płynu)
Na dzisiejszy toast za Maćka, Młodego Alicji jeszcze wystarczy i pewnie na 2-3 innych solenizantów.
Zachmurzenie dosyć spore i mgiełka, ale słońce wygląda co i raz i jestb miło, rześko, trawniki zielone. chodniki suche – prawie wiosennie. Antek widział stokrotki, a ja kwitnący podbiał. Śmiesznie wyglądają te żółte, małe kwiatki wyrastające „z niczego” Na obiad chłopskie frytki i mizeria z ogórka.
Stokrotka nie jest margerytką, choć są podobne. To dwa osobne rodzaje z rodziny astrowatych. Margerytka to jastrun. Z tej samej rodziny jest też np. rumianek.
Dzika stokrotka jest jadalna i działa leczniczo. Wzmacniająco 🙂
Zdrowie Alicjowego juniora! Na razie wypijam sokiem pomarańczowym, a wieczorem się zobaczy. Sok świeżo wyciśnięty.
Dziendoberek, Zdrowie Macieja herbatka ale dobra.
Nie chce wywolywac dyskusjia le tu stoii tak http://www.thinkbabynames.com/meaning/0/Daisy
a daty imienin jak niet to niet
Morąg – na co Ci data? Możemy ogłosić Rok Stokrotki i wznosić toast w każdu „pusty” wieczór
Margaret=Daisy=Perełka 🙂
Rumianek=Kamil 😉
Idę na narty.
W imieniu D. dziękuję serdecznie za życzenia.
Ha, no to jestem perłową Stokrotką! 😀
Dzień dobry Szampaństwu!
nemo, morąg – dziękuję, przekażę.
Grażyna,
już myślałam, że znowu jesteś na jakimś odwyku. Co do kuchenki mikrofalowej – otóż ja kupołam mikrofalę razem z wyciągiem, bo mi się spodobała taka kombinacja, a poza tym było to najtańsze wyjście, te dwa w jednym (c.a 250$CDN). I Maciuś K. zgrabnie mi to zamontował pod szafkę nad kuchnią, one są specjalnie robione w tym celu, wymiary i te rzeczy.
Myślałam tylko o wyciagu, ale jak się pojawiła taka tania okoliczność przyrody, to czemu nie, mikro przydaje mi się do odgrzewania-podgrzewania nawet często. Ale dorozumiewam się, ze masz wszystko już, osobno. Podsyłam moje zmagania z kuchnią wszystko tymi ręcami, tylko właśnie Maciuś K. musiał mi tę kuchenkę, oraz przyciąć kafle naokoło zlewu. Reszta pasowała bez przycinania, to zrobiłam sama.
Że też mi się chciało 😯
http://alicja.homelinux.com/news/Kuchnia/
Mój świt o siódmej rano – z okna.
http://alicja.homelinux.com/news/img_6972.jpg
Alicjo !
Jestem pelem podziwu. Szczególnie atrakcyjny jest parkan pod numerem 3018 Zeby tak te sztachety byly dluzsze to moznaby na nich wieszac garnki do obeschniecia. Koncze krótka przerwe obiadowa bo caly dzien dorabiam cialem do emerytury.
Wieczorwm rabne kielicha dla likwidacji calodziennego napiecia
Pan Lulek
Alicjo a czemu Wyscie sie skrobalisie z ta kuchnia….. to sie wymienia.
Zara przyjda goscie, tacy z czapka i bez i bedziemy robic najazd na tych Liwinow co sie w lodowce juz rozmrozily, bedziemy ich smazyc w ogniu a potem wbijemy na pal.
Wyjasniam, zeby sie znowu nie narazic, wziecie takiego magika do skrobania itd. kosztuje wiecej niz nowa kuchnia, znowu zakusy na designer küche
Alicja, gratulacje! Te uchwyty były koszmarne!
Dzień ciepły Państwu + 14 stopni!!
Bardzo lubie zaglądać w bebechy rozmaitych urządzeń, szczególnie gdy maja w sobie trochę mechaniki. Weżmy taki magnetowid!! 20 lat temu rozkręcić i popatrzeć jak to działa, kręci, wciąga taśmę, wypluwa kasetę – frajda niesłychana. Albo szafa grająca – taka na winylowe single…ach!!
Teraz te sprzęty inne jakieś – sama elektronika, nuda proszę pana.
Dlatego zafascynowała mnie fotka numer 3077. Wyglada to w pierwszej chwili jak jakiś kuchenny sprzęt – tam przecież jesteśmy, ale jak sobie to dokładnie pod lupka x10 obejrzałem wyszło że Alicja ma coś co jest połaczeniem zmywarki bo garów i komputera!!
Bo płyty z elektroniką to jak w kompie, ale te wodne węże, zawory, pompa i chłodnica?
Klimo-pralko-suszarko-zmywarko-komputer??
Ale pewnie to tylko ten słynny Alicyjny serw.et.er.
Ps. Chciałbym jeszcze dorwać się kiedy do takiego w pełni mechanicznego flippera….najlepiej taki mieć! Nie stoi taki u kogo w piwnicy? 😉
No to znowu chlapnelam, Alicjo przepraszam, teraz po Antku sobie dokladnie poczytalam i obejzalam, ze to Ty wlasnemy rencamy….
Morągu,
kuchnia jest nietypowa, kiedyś mieszkał tu stolarz i wszystkie szafki w tej bardzo nieustawnej kuchni sam zrobił. Są niewymiarowe, nietypowe. Wywalenie tego i kupienie nowej kuchni etc. to inwestycja 20 000$ minimum (urządzenie kuchni tutaj to najdroższa sprawa w całym domu). A ja zmieściłam się w circa about 1000$ – to były materiały i honorarium dla Maciusia K. za przycięcie kafelków i zamontowanie szafko-mikro-wyciągu, i zapomniałam, że światło też mi wymienił.
Jestem oszczędna – albo sama zrobię i będę miała na europejskie wakacje, albo zrobią mi fachowcy i skutecznie opróznią kieszeń, plus kredyt w banku do spłacania. Co potrafię, robię sama, w sumie cały dom remontowo przekopałam. Niewielka kosmetyka, ale zawsze to.
Panie Lulku ,
z tym płotem to była najcięższa robota, niech Pan sobie wyobrazi, ile trzeba sie namęczyć, podpierając tyle żelastwa 😉
Antku,
wątpia komputera – to system chłodzenia, wymyślił Młody, i faktycznie, wiatraczki w komputerze chodzą cichutko, nawet w największe upały (a latem miewamy, w co trudno mi dzisiaj uwierzyć). W rurach płynie zwyczajny płyn do chłodnicy 😯
Działa mi już czwarty czy piaty już rok 🙂
Wrócilismy do domu jak dwie przechodzone TIR-ówki. Zmordowani do imentu. Praca nasza polegala na poprawianiu tego co zrobila profesjonalna firma przy pomocy tak zwanych fachowców którzy pewnie pierwszy raz w zyciu widzieli winnice. Oni tna pedy przy pomocy pnmeumatycznych sekatorów i boje sie, zeby nie przyciac zbyt krótko. Dla oszczednosc nie podwiazuja pedów jak nalezy. Potem wlasciciele chodza z recznami sekatorami. Wedlug zasady hebluj synku hebluj. Przyjdzie tata siekiera poprawi. Ponadto nie potrafili przycinac czarnej porzeczki to na wszelki wypadek nic nie robili. Pracowalismy jak pracusie wzmacniajac sily herbateka z kropelkami. W ilosci umiarkowanej bo trzeby bylo jechac samochodem. Z tym niema zartów bo mozna natknac sie na podpitego policjanta i awantura gotowa.
Po powrocie sasiadka dala nam na wzmocnienie dobrego kielicha. Bez herbaty tym razem.
Siedze teraz w domu i zastanawiam sie co otworzyc. Obydwa produkty z wczesniej rznietej winnicy.
Ten ostatni kielich szumi z lekka w glowie i stad trudnosc w podjeciu decyzji. W gre wchodzi Muscat Ottzonel albo Uhudler.
Tak czy inaczej nie dojde do konca flaszki. Nie obale.
Pelen roztereki
Pan Lulek
Pan Lulek, TIR-owiec stachanowiec 😎
U mnie pada deszcz, trochę wyżej śnieg i ma go być dużo. Byliśmy w Kandersteg, tam gdzie ten długi nowy tunel kolejowy Loetschberg (35 km) się zaczyna. Na końcu doliny jest trasa do biegania na nartach. Trasa ma 44 km. Najpierw padał śnieg, potem doszła gęsta mgła i prawie pobłądziliśmy na tych poplątanych i krzyżujących się trasach 🙄
Teraz zjedliśmy rosołek z lanymi kluseczkami i odpoczywamy. Nie wiem, ile kilometrów przebiegliśmy, bo nie było słupków kilometrowych, ale zajęło to nam ponad 3 godziny.
a gdzie Wojtek z Przytoka?
brakuje mi Jego drżączki
cus, ktus wie?
nagotowal kapusniaku na pare miesiecy i nie ma potrzeby wychynąć?
w kazdym razie pozdro
Starsza Pyra dała się nabrać dzisiejszej, wiosennej pogodzie i na niedzielny podwieczorek czy inny deser zrobiła p-aschę (dziecko lubi), a tu w nocy ma przyjść fala chłodu i jutro deszcz ze śniegiem zapowiadany. Nie bardzo ta pascha na chłody, co? Ale to takie dobre, tylko kalorii….
Marka tez znowu wcielo. Czyzby znowu wlazl na chójka.
Zamelduj sie. Nie zawsze musi byc laska.
Jezeli zas tak.
No to laska nebeskaaaa.
Pan Lulek
Rozmawiałem z Wojtkiem kilka dni temu. Ciągle bez internetu. Może jak uskłada na laptopa to się odezwie . Może za miesiąc , może za półtora. Wesoło nie jest. Zaniemówił , zaniepisał. Wspominał o wyjeździe do Hiszpanii.
Po rozmowie było mi bardzo smutno . Przekazałem pozdrowienia. Prosił by pozdrowić.
Lecim na Ottawę. Do jutra!
No to zdrowie dzisiejszego Solenizanta! Sto lat!
zlazlem sie z Wami napic, a tu juz od ponad godziny nawet lady z garmazerka wyproznione, trudno, dziabne w kaciku zdowisko solenizanckich i znikne, hej
W niebie poludnie. Godzina 12.00
Do furty niebieskiej pukanie. Dyzurna furtian pyta. Kto tam. Padaja tytuly, odznaczenia, opisy zaslug. Nie znam takiego odpowiada. Pozy tym jest przerwa obiadowa prosze przyjsc pózniej.
Po pewnym czasie znowu pukanie i zniecierpliwione tym razem pytanie. Kto tam.
Pan Lulek pada odpowiedz.
A to prosimy do stolu
Zawsze gdzieś są równi i równiejsi, nawet w niebie! 🙂
-3°C, mgła i śnieżyca, a nemo dzielnie zasuwa na nartach pod górę, pod górę, przez chmurę, przez las
i biegnie, i sunie, by zdążyć na czas… (przed lawiną 😎 )
Huch, ale zima 😯 Na południowej stronie Alp w Airolo spadło od czwartku 2 m nowego śniegu 😯 W tym miasteczku przy południowym portalu tunelu św. Gotarda w lutym 1951 olbrzymia lawina zabiła 10 osób 🙁
Jadnak wolnym kroczkiem ale wdziecznym idzie wiosna
http://picasaweb.google.com/dorotadaga/Wiosan#
Idę zrobić omlet.
A jutro znowu na pogrzeb. ( To tak a propos wspomnianej, przez Ciebie Nemo, lawiny. ) Zmarł narzeczony koleżanki. Pomór prawdziwy, nietypowy zbieg okoliczności w naszym przedziale wiekowym. „Nawet” dostałam urlop.
Dzień dobry poobiednio. A na obiad była zupa jarzynowa , dorsz w ziołach z masłem w folii, szpinak. fasolka szparagowa mix i sałatka z młodej rukoli zielonym ogórkiem .
I żeby zakończyć również zielonym akcentem – popijam zieloną herbatę . Pogoda też taka jakby sama nie wiedziała na co się zdecydować. Nie ma to jak u Nemo – pośniezyło i wiadomo że jest cudowna zima zła hu, hu , ha 🙂
A najlepiej to się dziś ustawił Pan Lulek z tym niebiańskim obiadem.
Panie Lulku,
ja nie wiem, czy jest sens śpieszyć się tak do niebiańskiego stołu. Jak umarł JP II i poszedł do nieba, to św. Piotr na śniadanie, obiad i kolację serwował muesli, jogurt, kanapki. Po kilku dniach sfrustrowany papież skarży się, że w niebie oczekiwał lepszej kuchni. Na to Piotr:
– A co ja, dla dwóch będę gotował? 🙄
Nie ma gwarancji, czy dla trzech zacznie 😉
😆
Czy z takiego nieba można się wypisać?
Korzystam, że Młodsza spracowana i nakarmiona przysnęła na trochę i dorwałam się do maszyny. Pogoda jak na wczesnym przedwiośniu, chłodny, ostry wiatr i kilka stopni na plusie, pełne zachmurzenie. Wiem, bo dopiero co wróciłam z psiego spaceru Na obiad była jedna z tych kupionych przez Anię polędwiczek – na tyle duża, że z powodzeniem można by trzy osoby nakarmić. Zrobiłam z niej sznycelki panierowane w sezamie i orzechach, do tego były duszone pieczarki i doskonała kwaszona z marchewką kapusta gotowana. W lodówce czeka nasza pascha. Jak dotąd tylko Młodsza złakomiła się, Pyra jest pełniuteńka po obiedzie i jak na razie nie okazuje entuzjazmu.
Marialka !
Najsampierw musisz do perfekcji opanowac sztuke kuchni niebianskiej. Potem mozna bedzie zastanowic sie czy nie przesunac Ciebie na inna wysuneta placówka dodajac Ci do pomocy na przaklad Nadiezde Krupska
Pan Lulek
Panie Lulku,
czasami w swoich wpisach Pan troszkę koloryzuje i naciąga, ale w to co Pan napisał o 10.43, to ja Panu wierzę, jestem pewien tego na sto procent!!! Zresztą Pan sprawozdasz.
Ale, podobnie jak Nemo, nie namawiam byś się Pan, Panie Lulku nadmiernie spieszył. 😉
Ps. koncik poezji….
….a nemo dzielnie zasuwa na nartach pod górę, pod górę, przez chmurę, przez las i biegnie, i sunie, by zdążyć na czas……….
…………tak biegnie, tak sunie, niestraszna lawina, byleby do domu, byleby do wina, gdy w domu odmięknie, manny zagotuje, którą z cynamonem sobie spałaszuje, jej Własny w tym czasie brodę z sopli strząsa, manny nie zjada, bo manna Nim wstrząsa!!
A nemo w tym czasie łyżka za łyżeczką….
– tych łyżek jest pewnie razem kilkanaście ;
piewsza za powrót do domu szczęśliwy
druga za Niego, by zawsze był miły
trzecia za córcię by dobrze jej było
czwarta za słońce by śniegi stopiło
piąta jest za tych co na blogu piszą
szósta za Alkę by choć trochę spała
siódma za Lulka by gruszek miał dość
ósma za ASzysza bo fajny to gość
dziewiąta za rower by ciśnienie trzymał
dziesiąta by w środę zwyciężyć już z rana
jedenasta za tego kto zlepi bałwana
dwunasta za górską białą ciszę.
A komu jest mało trzynastej
niech dalej popisze….
…………
Antek nawiedzony przez Muzy, Nemo natchniona śniegiem i górami, a Pan Lulek coś w minorowym nastroju. Ty, się Lulku do Pańskiego stołu nie pchaj. Przed Tobą jeszcze spora kolejka, a i tak Cię manna niebieska nie ominie Mnie się nie spieszy, bo manny nie lubię.
antku, 😯 😆 😆
normalnie zaniemówiłam. Jak Ty mnie znasz 😯
Zdrzemnęłam się trochę przed telewizorem, a tu telefon, no to się ocknęłam, na zegarek – 6 rano 😯 Nie, to dopiero 18, za chwilę przyjdzie gość (Geolog od Rumunki), więc zajrzałam na blog…
A Osobisty miał dziś rzeczywiście brodę pełną sopli 😉
Nemo, a obowiązek obywatelski spełniliście i głosowaliście w referendum? 😀
Pisalem Wam juz, ze mój lekarz domowy porwal mnie z ulicy i nieomal sila zawlókl na badania profilaktyczne. Unikanie tych badan jest niestety podstawowym mankamentem miejscowej ludnosci. Brak wykrytych chorób just zapewne przyczyna dlugowiecznosci. Po prostu poczynajac od pewnego wieku niema na co umrzec. No i trzymaja sie takie dzielne staruszki.
Po wstepnym badaniu dostalem skierowanie na ultradzwieki. Wyobrazcie sowie calkowita klapa, Ani jednego kamienia. Nigdzie. Przed kilku laty wyplukali wszystko w szpitalu i od tego czasu nic .
Pan Doktor nie zlozyl broni i wyslal mnie do internisty. Ten badal i tez nic nie znalazl. Jutro specjalne badania czyli elektrokardiogram pod obciazeniem,
Ponadto Pani Gabi z recepcji wreczyla mi pakiet pieciu dalszych skierowan na badania specjalistyczne. Dodala przy tym konfidencjonalnie. Jesli oni, znaczy lekarze, niczego nie znajda, to ona wezmie sprawe w swoje rece. Przy wyjsciu z przychodni znajoma sasiadka powiedziala zebym z ta Gabi byl ostrozny bo ona jest juz trzeci raz wdowa.
Troche mnie zmrozilo ale wyjasniono mi co nostepuje.
Pierwszy maz dostal w prezencie motocykl Charley Davidson. Motocykl przewyzszal talenty jezdzieckie tego pana
Drugi malzonek mial awionetke ale zle wyladowal. Pokazywal innej pani technike pilotazu. Pasazerka wyszla z katastrofy z siniakami. Pilot przenósl sie do wiecznosci
Trzeci byl zapalonym zeglarzem. Poszedl na dno na srodku Atlantyku albo uciekl z inne pania. Jachtu i zalagi nie odnaleziono.
Jesli ci lekarze nic nie znajda i Gabi wezmie sprawe w swoje rece to co mi pozostenie. Wypadek samochodowy, katastrofa kolejowa, kolejka linowa albo lawina w górach.
Na razie zaczynam od wysilkowego elektrokardiogramu
Pan Lulek
MałgosiuW,
głosowaliśmy (listownie) i wygraliśmy 😎 Tak przynajmniej mówili w radiu po drodze z nart. Wiadomości oficjalnych jeszcze nie oglądałam.
Kiedy w naszym kraju władza zaufa obywatelom i pozwoli glosować listownie albo przez internet? Ciągle jeszcze coś musimy nadrabiać. 🙁
Panie Lulku, panią Gabi trzeba omijać z daleka, to jakaś pechowa osoba, trzech mężów i wszyscy odeszli gwałtownie! A swoją drogą Harley, awionetka, jacht pełnomorski to jakieś wyższe sfery finansowe! 😉
Cale szczescie, ze ja do tych sfer nie naleze.
Zaledwie jakis samochodzik „Nazareti”. Tyle, ze on jest nieslychanie bezpieczny.
Pan Lulek
Właśnie poczytałam na Onecie, że 5 mln Szwajcarów oddało głos korespondencyjnie, a reszta zagłosuje osobiście w niedzielę 😯 Pomijając fakt, że uprawnionych do głosowania jest 5 milionów, a udział w referendum wzięło 50,9 % , to wszystko się zgadza 😉 Półtora miliona ludzi było za i milion – przeciw. Frekwencję uznano za nadzwyczaj wysoką.
I jeszcze coś tam pisali, że Unia przestrzegała Genewę 😯 , że jeśli powiemy „nie”, to nas wyrzucą z Schengen 🙄 „Genewa” chyba się przejęła, bo aż 55 % poszło tam głosować 😉
Ktoś może wie, czy Echidna jest bezpieczna?
Wiesz Nemo, ja….
Tyle Cię znam,
ile wyczytam.
nic ponad! 😉
A Genewę ostrzegli by się komu nie pomyliło.
Wyrzuciliby Czechów i dopiero byłaby heca!
Genewę ostrzegali, a rząd w Bernie 🙄
No walasnie w Australi na polnocy straszne powodzie a na poludniu pozary i co ze zwierzatkiem?
Zwierzątko mieszka na przedmieściu Melbourne, blisko morza i powinno być bezpieczne. Z aktualnej mapy pożarów nie wygląda na zagrożone. Ale dobrze by było, gdyby się odezwało. Tam jednak jest późna noc 🙄 Nawet gorąc tam zelżał.
A tu jest radar pogodowy u zwierzątka. Wygląda na lekki deszcz.
http://www.bom.gov.au/products/IDR023.loop.shtml#skip
Ale mogło się komu Berno z Brnem pomylić…
to ostrzegli Genewę! Trudniej o pomyłkę.
Genewę ostrzegli a Zurich się obraził 🙄
Jak u nas.
Napisz ”kartofle”, a wiesz kto się obrazi?
Trochę mi ulżyło, ale lepiej, żeby Echidna się odezwała. Dzięki Nemo 🙂
W szwajcarskim szpitalu leży pacjent bardzo połamany. Jego sąsiad pyta, jak to się stało?
– Jestem myśliwym i polowałem na niedźwiedzie. Znalazłem dziurę w skale i zawołałem: hu hu, Baerli (misiu)! Wyszedł niedźwiadek, ale mały, to go puściłem wolno. Potem znalazłem większą dziurę i też zawołałem: hu hu, misiu! Wyszedł większy niedźwiadek, ale też za mały. W końcu znalazłem całkiem dużą dziurę i zawołałem: hu hu, Baerli!
– I co, i co wyszło?!
– Alpen-Express 🙄
Antek, mojej Pyrlandii kartofle zwisają 😉
Jestem z powrotem. Momenty były horrorystyczne 😯
Sprawozdam potem, bo trzeba coś przetrącić.
Haneczka i bingo!! , bo w naszej Pyrlandi są tylko pyry i Pyra – a nie jakieś tam kartofle 🙂
POzdrowienia dla pyr ;p