Lepsza kasza niż…
„Kasze poleca się osobom narażonym na stres” – twierdzi miesięcznik „Moda na zdrowie”. A jak tezę tę argumentuje?
„Wszystkie (kasze-przyp.P.Ad.) są bardzo dobrym źródłem węglowodanów złożonych, a co za tym idzie – energii niezbędnej do prawidłowego funkcjonowania mózgu, mięśni i wszystkich narządów wewnętrznych. Najbardziej zasobna w węglowodany jest drobna kasza manna. Warto zaznaczyć, że kasza kaszy nierówna pod względem zawartości składników mineralnych. Najwięcej magnezu jest w gryczanej. Najmniej zawiera go kasza manna. A to pierwiastek gwarantujący właściwą pracę układu nerwowego. Gdy w naszym menu jest go za mało, pojawiają się zmęczenie, problemy z koncentracją uwagi, a nawet depresja. Kasze są też źródłem witamin z grupy B – bardzo ważnych w procesach przewodzenia między komórkami nerwowymi – neuronami. Najwięcej witaminy B – zawierają kasze gryczane, jaglana i jęczmienna, witaminy PP – jęczmienna perłowa. Kasze gruboziarniste mają większą wartość odżywczą niż drobne. Te ostatnie w czasie produkcji tracą część witamin i składników mineralnych.”
Okazuje się więc, że możemy zapobiegać stresom, bądź rozładowywać zdenerwowanie jedząc kaszę gryczaną, pęczak lub nawet (choć to nieco słabsze lekarstwo) mannę. Wypróbuję to po powrocie z dłuższej podróży samochodem przez Warszawę lub po redakcyjnej dyskusji na temat wyższości tekstów krótkich nad długimi. Będzie więc suplement do dzisiejszego tekstu. Teraz zaś – zgodnie z naszą tradycją – przepisy. Oczywiście z kaszą w roli głównej.
Kasza gryczana ze słoniną
25 dag kaszy gryczanej, pół l wody, 2 łyżki stołowe smalcu, 10 dag słoniny
Zagotować wodę. Zalać kaszę wrzątkiem. Dodać smalec i słoninę. Gotować aż kasza wchłonie wodę. Przykryć i wstawić do piekarnika. Piec 40 minut w temperaturze 180 st. C. Podawać polaną stopiona słonina ze skwarkami. Popijać zsiadłym mlekiem.
Kasza perłowa z rybą
25 dag kaszy perłowej, 600 ml wywaru z grzybów, 3 łyżki stołowe masła, 25 dag ryby ugotowanej w wywarze warzywnym, sól
Kaszę ugotować w wywarze z grzybów na sypko. Dodać 1 łyżkę masła. Naczynie żaroodporne wysmarować masłem i ułożyć warstwę kaszy a na jej wierzchu warstwę ryby. Na wierzchu ułożyć resztę kaszy. Polać resztą stopionego masła. Zapiekać 20 minut w temperaturze 180 st. C. Podając polać sosem grzybowym.
Kasza z baraniną
Pół kg baraniny, 20 dag kaszy kukurydzianej, 600 ml wody, 3 łyżki stołowe masła, 10 dag zielonego groszku, 6 dag rodzynek, 1 cebula, 1 łyżka natki z pietruszki, sól, pieprz
Mięso po umyciu zemleć. Cebulę posiekać i podsmażyć na części masła. Wymieszać cebulę z mięsem, posolić, doprawić pieprzem, posypać posiekaną natką pietruszki. Zagotować wodę. Do wrzątku wsypać kaszę kukurydzianą, posolić, dodać łyżkę masła i gotować mieszając 20 minut. Połowę zmielonej baraniny wymieszać z kaszą a drugą połowę z rodzynkami i groszkiem. Formę do zapiekania wysmarować masłem i ułożyć w niej warstwę baraniny z kaszą, a na niej warstwę kaszy z groszkiem i rodzynkami. Na samej górze wyłożyć warstwę kaszy z baraniną. Piec przez 45 minut w temperaturze 200 st. C.
Komentarze
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-01-22.html
Oj,tak nad Narwią ciągle pięknie,a w Warszawie śnieg stopniał
i wszystko wygląda bardzo brudno i ponuro.
Z kasz najbardziej lubię gryczaną, a najmniej mannę,bo
kojarzy mi się ze śniadaniami na koloniach czy obozach,
gdzie zawsze była albo za gęsta albo za rzadka,albo za słodka
albo nijaka:(
„Kipi kasza, kipi groch,
Lepsza kasza niż ten groch
Bo od grochu boli brzuch
A po kaszy człowiek zdrów.” 🙂
I jeszcze jest taki wierszyk dla dzieci :
Tu Sroczka kaszkę warzyła
I ogonek sparzyła:
Temu dała – bo malutki,
Temu dała – bo znał nutki,
Temu – by nie umarł z głodu,
Temu – całkiem bez powodu,
A temu nic nie dała, frrr – odleciała
I tu się schowała 🙂
Niech żyje kasza! To starsza z Pyr – zaglądnę tu dopiero po poLudniu, bo właścicielka maszyny w domu pracuje aż do 15.00. Perypetie z moim internetem też opiszę popołudniową porą.
Już kiedyś pisaliśmy na ten temat – z kasz nie przepadam za manną, mamałygą i jagłami, a najbardziej lubię gryczaną i jęcmienną, Zjem zresztą każdą, tylko nie każda mi smakuje.
i ja jaglanej nieteges
wszystko mnie w niej denerwuje
ale gryczana! zwłaszcza roztaczańska, delikatnie palona z Biszczy!
och, aż się ośliniłem 🙂
pęczak, manna, krakowska, i ta nieco grubsza
tak, tak, tak!
..pewnie dlatego jestem taki pogodny człowiek
A wczoraj mieliśmy własnie na obiad kaszę gryczaną z sosem
grzybowym (grzyby z własnych mazurskich zbiorów) i resztkami
piersi indyczej.
No proszę, to mój organizm domagał się wczoraj tej kaszy, nie ja 😉 Ach, te instynkty 🙄
Alicjo,
„Deszcze niespokojne” faktycznie skomponował Walaciński, ale piosenkę wspomnianą przez Alexa, to jednak Komeda.
http://www.youtube.com/watch?v=fLDqzGV2aZI
A pęcaku nie lubicie? Ja, bardzo! 🙂
Pęcak z sosem grzybowym, krupnik, gołąbki z pęcakiem; to podstawowe zastosowania.
No i jeszcze płotki na pęcak; nieźle biorą! 😉
Mój ojciec łapał ryby na gotowaną pszenicę, którą najpierw „zakarmiał” czyli sypał garść do wody w jeziorze w celu zwabienia rybek. Łowił też na ciasto, robaki i „źywca” oraz na „błysk”…
W domu pęcak był nieznany, nawet nie wiem, czy był w sprzedaży w naszej okolicy. Używało się kaszy perłowej, którą bardzo lubię.
A ja zawsze lapie na piekne slowka,metoda skuteczna- choc zlotej rybki jeszcze nie zlapalem.
Pęcak też lubimy 🙂
Ryby łowimy jednak głównie na „żywca” lub na „błysk”,
bo jest to,co drapieżniki-szczupaki,sandacze albo sumy
pochłaniają najchętniej. A my najchętniej te ryby pochłaniamy.
I tak właśnie wygląda łańcuch pokarmowy w przypadku
np. sandacza po polsku,który czasem ląduje na naszych
talerzach.
Alicjo,You tube-Prawo i piesc,Refren Za dzien,za dwa,za noc,za trzy,choc nie dzis.To Osiecka i Komeda.
Alex :
Piękne słówka,
piękna wdówka,
pięknie wysłuchała,
ale na skróty iść nie chciała
Uwaga – to nie jest Osiecka 🙂
Kasza gryczana stanowiła mój podstawowy pokarm na studiach. Ze słoninką albo kupnymi, niestety, sosami. Alternatywą były makarony z sosami lub twarogiem lub suszonymi śliwkami lub sardynkami.
Kitka wróciła wczoraj z Paryża. Przywiozła katalog z wytawy, którą Gospodarz opisał około dóch tygodni temu. Popatrzyłem troche w katalog i jestem pod wrażeniem, a Kitka nie potrafi mówić o wystawie bez wielkich emocji. Córeczka się nie załapała, bo przez interner od dawna nie było biletów poza środkiem nocy w dwa ostatnie dni wystawy, czyli 31 stycznia i 1 lutego. Stała Kitka w kolejce prawie 2 godziny na mrozie w dzień powszedni przed południem. Córeczka wtedy pracuje. Kolejka funkcjonuje w ten sposób, że wpuszcają grupę z rezerwacjami na daną godzinę i, gdy okazuje się, że nie wszyscy przyszli, dobierają do kompletu z kolejki. Co jakiś czas dodatkowo wychodzi Kierownictwo Wystawy, spogląda na kolejkę i łaskawie decyduje o wpuszczeniu jeszcze paru osób.
Mogę się pochwalić, że naleśniczki bardzo smakowały Kitce wczoraj wieczorem. Chyba rzeczywiście się udały. Same naleśniki wyszły cieniusieńkie i właściwie usmażone. Szynkę Serano do nadzienia potraktowałem octem balsamicznym z dobrym skutkiem. A sądziłem od dawna, że w długim przedziale czasowym nie znajdę czasu na kuchnie. Tymczasem przesuniecie przylotu o 4 godziny stworzyło dziure, w której nic nie było zaplanowane.
1. Gdzie jest Pan Lulek ze sprawozdaniem?
2. Jak się mają Aszysz i Morag?
Na obiad był gulasz z indyka (ciemne mięso) z ziemniakami i groszkiem. Plus surówka z kiszonej kapusty. Kapusta w słoju trzyma się pięknie bez nijakich śladów zepsucia, ale za każdym razem jest mało soku 😯 Dolewam solanki i przyciskam woreczkiem z wodą i kamieniami, na to zakręcana pokrywka.
Przyszedł listonosz z przesyłką od Gospodarza. Wiecie, co było w środku? Piersiówka 😯 Pusta 🙁 Chyba poślę do Pana Lulka z prośbą o napełnienie 😉
Gospodarzu, dzięki serdeczne!
Stanisławie,
ja przed tym muzeum też stałam dość długo, w marcu, na zimnym wietrze, a nie było żadnej specjalnej wystawy. Mimo to warto było. Zazdroszczę Twojej Małżonce.
Dziendobry,
jak tu nie zabrac glosu w sprawie kasz! Pecak jest mniam w krupniku i nadziewanej gesi. Ges jemy na zimno a pecak na cieplo.
Pozrdawiam was serdecznie (dzieki za pamiec nemo).
Nemo, sam kiedys (1967) stałem w bardzo długiej kolejce naprzciwko (Petit Palais) do wystawy Tutenhamona. Ale to było latem. Wystawa, na której była małżonka, od 23 lutego do czerwca będzie w National Gallery. Mamy z Gdańska parę samolotów do Londynu (umownie, bo Luton i drugie, którego nazwy w tej chwili nie pamietam, są równie odległe od Londynu jak Beauvais od Paryża) i zastanawiam się, czy nie polecieć na tę wystawę. Gospodarz nie stał w kolejce, bo miał bilety z internetu. Musiał kupić co najmniej parę tygodni przed wyjazdem.
Pan Lulek być może w szpitalu,bo zapodawał chyba 2 dni
temu,że będzie musiał zająć się swoim zdrowiem.
Tak od razu do szpitala? 😯 Miał najpierw obejrzeć swoją kolekcję minerałów…
W Encyklopedii Zygmunta Glogera znalazłem taką informację o kaszach:
„Syrenjusz w XVI w. pisze: „Ludzie starego wieku, póki chleba nie używali, grysu z jęczmienia otłuczonego, samopszy i pszenicy używali, potem za znajomością chleba opuścili tę potrawę, dla chorych ją lekarzom zostawiwszy, którą potem kaszywem i kaszą nazwano.”
Czarniecki, kuchmistrz Lubomirskich z XVII wieku, pisze o 4 rodzajach kaszy, t. j. o pszennej, żytniej zwanej „nową” z zielonkawego czyli „świdowatego” ziarna, jęczmiennej zwykłej i perłowej, zwanej dawniej „gradową”.
Robiono kaszę w stępach, na żarnach i młynach wodnych najwięcej z jęczmienia, hreczki czyli gryki, tatarki i jaglaną z prosa żółtego lub czarnego, t. j. bru. Oprócz powyższych, znaną była kasza z manny, owsiana i jajeczna. Z hreczki robiono obwarzaną, żelazną i krakowską. Ta ostatnia, robiona przeważnie w Radomsku, najwięcej była poszukiwana; Anna Jagiellonka kazała ją sobie przysyłać do Warszawy. Gotowano kaszę na zupę, na potrawę, gęsto, sypko, z wodą, mlekiem, masłem lub słoniną, rodzenkami, śliwkami. Duże skwarki w kaszy nazywano „szwedami”, zapalano z małmazją, opiekano w piecu, osmażano na skowrodzie czyli patelni.”
Jeszcze zyje i to calkiem dobrze. W poniedzialek, 2 lutego opisze szczególowo jak miejscowa sluzba zdrowia doporowadzala mnie do stanu uzywalnosci. Jak na razie uparli sie, ze mi doloza kolejne 30 lat na tym swiecie. Oni maja na pienku z tymi od emerytur
Pusta piersiówke prosze zdeponowac w punkcie odbioru Poczty Butelkowej.
Pan Lulek
gryka= hreczka=tatarka nazewnictwo w zależności od regionu.Nie znam szczegółów co do wartości ale smakowo wyśmienity orkisz.Potrawy różne można wyrabiać wedle upodobania. Bardzo sympatyczni jesteście na tym bloku serdecznie pozdrawiam
A co z kaszą kuskus ? Pamiętam,jak w Algierii miałam
okazję obserwować z mojego okna kobiety siedzące na
dziedzińcu swojego domu i rozdrabniające w wielkich
naczyniach kuskus właśnie.A jaką pyszną baraninę
podają z kuskusem….Eh !
Bardzo lubimy kaszę gryczaną, zwłaszcza z sosami grzybowymi. Mniam! Lubimy także pierogi z kaszą gryczaną oraz krupiak według Brzucha (jest w /Przepisach).
Kto wysyła pustą piersiówkę?! 😯
Mój Dziadek nie „zakarmiał”, a „zanęcał” ryby, o!
Poza tym regularna zima, temp. lekko poniżej zera i chyba będzie padał śnieg. Tak z pół metra to już od dawna się utrzymuje. Jak tak dalej pójdzie, to Józefina przyjdzie się pożywić, bo przecież nic spod tego sniegu nie wygrzebie.
Pustą piersiówkę… no wiecie co?!
Dla ścisłości roślina trawiasta ber nie jest tym samym z prosem.Wyglądem zupełnie różna jedynie ziarenka nasion przypominają jagły. Smak też inny od jaglanej kaszy.Chyba nigdzie nie do zdobycia.
To byłby empiryczny dowód na to, że z pustego i Salomon ( nemo ) nie naleje. 🙂
No, niestety 🙁
Danuśka,
w marcu ubiegłego roku obdyskutowaliśmy sprawę kuskusu dogłębnie. Gospodarz zaczął, a my kontynuowaliśmy:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=457#comment-55401
To tak, jakby puste koperty wysyłać… 😯
Ktoś wypił zawartość?! Niech się przyzna!
Puste koperty… 😉
Spoko, nie wpadac w panike, napelni sie. Przysylaj choc puste butelki. Niech wiedza, przydadza sie.
Pan Lulek
No, odetchnęłam. Pan Lulek poradzi!
Oprócz kuskusu lubimy tez bulgur – ale jaki to ma polski odpowiednik i czy w ogóle ma, pojęcia nie mam. Taka kasza, podobnie jak kuskus, wystarczy namoczyć. fajne sałatki z tego wychodzą.
… i tabouli, przede wszystkim.
http://alicja.homelinux.com/news/Food/Tabouli/big_format/hpim1296.jpg
Dzień dobry.
Puste piersiówki to wciąż bardzo popularny prezent wśród braci myśliwskiej. Może byc oprawiona w skórę z wytłoczoną dedykacją . Są też wysokiej jakości ze stali nierdzewnej. Mój Ojciec gdy jeszcze żył , był tak zwanym Dyrektorem ściśle związanym z przemysłem drzewnym i leśnym. Normalną sprawą były suweniry w formie pustych piersiówek , które ojciec otrzymywał albo sam rozdawał .W domu zachowało się ich kilka z tamtego czasu .Od czasu do czasu napełniam je jakąś wodą ognistą ,w zależności od wypawy jakiej mają służyć.
..zapomniałam dodać (16:34) .że są też w sprzedaży napełnione alkoholem butelki-piersiówki zakręcone fabrycznie i z akcyzą. To nie o takie mi chodzi we wpisie powyżej. Takie opróżnione piersiówki nie są zaliczane do kategorii popularnych prezentów 🙂 ..no chyba że jako żart
Moja nie jest opróżniona, ona jest nie napełniona 😉
Nemo w tej sytuacji towarzystwo blogowe ma znakomity pretekst ,żeby zrobić festiwal wód ognistch i w ustalonym rytmie przesyłać określone ilości do Ciebie. Może Alicja niech się poświęci i rozpisze harmonogram wysyłki.
Nemo podaj o ile militrów (gramów ) chodzi 🙂
Mnie proszę uwzględnić w tym ewentualnym planie również- ale w marcu. Nie niech się cytrynówka z miodem ustoi..
Jej Bohu! W ostatniej, wiszącej szafce kuchennej, tej przy oknie, prócz mikro-apteczki i drobiagów są różne szpargały „pod ręką” Na dolnej szafce stała miseczka z ostatnimi dwoma kawałkami śledzia w oliwie. Śledzie jakoś zeszły, oliwy zostało sporo. Pyra po coś sięgała do górnej szafki i wyleciał cieniutki notes czarny – oczywiście wpadł prosto w miseczkę z ostatnimi śledziami…! To był notes wyłącznie z Waszymi, moi Drodzy adresami, e=mailami itd. Miałam nadzieję, że się uratuje – a skąd; papier chłonął oliwę, jak buibuła. Za chwilę się wyłączę, bo musi mi złość minąć. Na razie trzęsie mnie „jasna cholera” i nawet złościć nie ma się na kogo. Młoda w robocie, a pies śpi. Rozumiem, że Lulek ma wyznaczony zabieg albo na przyszły piątek, albo dopiero na poniedziałek, drugiego lutego. Będą cirozbijać kamienie ultradźwiękami? Wtedy rzeczywiście jeszcze tego samego dnia możesz sprawozdawać z naprawy tego i owego Lulkowego.
Herbatka z granatów i jakichś zielsk, do tego miodzio akacjowe… product of Hungary, czyli naokołoPanaLulkowe. I aspiryna, bo coś nas atakuje. Przeziębieniowo jakby.
Alicja
Zawartosc polmiska wyglada bardzo apetycznie. To w kieliszku tez dobre ?
To Egri Bikaver, chyba wszyscy znają… ja lubię.
A propos piersiówki, w ubiegłym roku gdzieś na trasie Berlin – Hamburg zakupiłam na jednej ze stacji benzynowych takie cuś:
http://alicja.homelinux.com/news/img_6843.jpg
Produkcja niemiecka. Rzadkie świństwo (słodkie), ale ponoć dobrze robi. Teraz by się przydało na rozgrzewke… ale moja piersiówka też pusta 🙄
Hey!
Nocą wspomnieliście Agnieszkę Osiecką i pewną jej piosenkę.
Proponuję posłuchać jej w nowym wykonaniu, aranżacji. Jest to moj ostatni płytowy nabytek – piosenki Osieckiej w wykonaniu Katarzyny Nosowskiej którą polubiłem gdy wraz zespołem Hey zdobywała serca małolatów i szczyty list przebojów. Słuchałem wraz z dziećmi, pożyczałem sobie od nich kasety – 15 lat temu to było, teraz one już wyrosły a ja Nosowskiej słucham dalej, mimo żem dziadek…
http://misssubthreshold.wrzuta.pl/audio/yedPQs9WMQ/katarzyna_nosowska_-_nim_wstanie_dzien
Na całych jeziorach ty……Kulawa barka… też posłuchajcie!
Wszystko takie nowe, świeże, mniej cukierkowe, poprostu bardziej na te zapędzone czasy. Wymuszają wyhamowanie, wyciszenie, uspokojenie.
Dla mnie cudne.
Ale rammsteina też lubię 😉
Antek p. Nosowska nieźle śpiewa, a nowa aranżacja akompaniamentu wręcz mi się podoba. Niestety – brak mi głosu Fettinga o nic na to nie poradzę. A do piosenki mam stosunek emocjonalny, często była u nas w domu słuchana i śpiewana. Potem urodziły się bliźniaczki i 11-letni Staś zakazał słuchania, „bo jeszcze się spełni.” Chodziło mu o fragment …Dzieci urodzą się nowe nam…
Pyro, Staś bystry był…. 🙂
Dzisiaj dzień dziadka, więc sobie mogę w prezencie posiedzieć i poklepać.
Wczoraj, dniem babciowym, odwiedziła nas z kwieciem i dobrym słowem Agatka. Bukiet tulipanów dostałem i ja! Jaka to okazja Agatko?, spytałem.
Chwilkę pomyślała i odpowiedziała – jutro już nie przyjdziemy.
Ręcznie wykonane prezenty też były już w ubiegłym tygodniu, przedszkole organizowało obchody, Babcia była, patrzyła, się wzruszała, herbaty popiła, ciasteczko pogryzła. Dziadek wredny nie był.
Musi być za rok bo to ostatnie przedszkolne dni dziadkostwa będą.
Babciom i Dziadkom blogowym życzę byśmy jak najdłużej cieszyli się radościami naszych wnuków!
Antoś, gdzie byłeś, gdy wczoraj toastowaliśmy babciowo i dziadkowo jednocześnie? Też byłeś wymieniany. Czy proponujesz obchody przedłużyć o dzisiejszy wieczór? Też dostałam laurkę i tulipany od naszego przedszkolaka.
toasty? to tez jestem, umykajac na wywiadowke,
Antek, ta Nosowska super Fettinga odswiazyla, jestem za, pod warunkiem Stasia- zadnego rozmnazania, a przynajmniej na wychowaniu,
ps gryczana tez moja ulubiona
Ależ Pyro, wczoraj świetowałem Dzień Babci!
A Dzień Dziadka jest dzisiaj, pilnuję swego. 😉
Przedłużamy, oczywiście!! Powodów do radości trzeba nam jak najwięcej!
Oto ona, przez nią jestem zwany dziadkiem.
http://picasaweb.google.pl/antekglina/Agatka02#5294182213273102098
Za dziadków, bardzo proszę. Za nasze wnuki takoż. Agatka to już panieneczka i ma sporo wdzięku. Niech wyrośnie na fajną kobietę.
Okazalo sie, ze nie mam zadnych kamieni. Kilka lat temu wyplukali wszystkie i nic nowego nie uroslo. Z tego wzgledu w poniedzialek, 2 lutego beda mnie maglowali, zeby jednak cos znalezc. Ponadto maja postawic diagnoze czy tez prognoze ile lat bedzie mnie jeszcze tolerowala ta ziemia. Doniose co postanowilo to grono uczonych mezów czyli Eskulapów. Na zakonczenie przewidujemy wspólny obiad. Wola teraz bo moga do stypy nie dozyc.
Ile to sie musi czlowiek nameczyc zanim umrze.
Pan Lulek
A teraz coś doniosę…
Dałem się w grudniu uwieść propozycji prenumeraty… mimo że już kiedyś sobie obiecałem…
Ale super propozycja była, numer złotówkę taniej niż w kiosku. Dobraaa!!
Pierwszy numer 2009 był w skrzynce w środę, jak trzeba.
Drugi był w czwartek. Ok.
Trzeci nie dotarł.
Czwartego też jeszcze nie mam.
Dzisiaj wysłałem do redakcji rezygnację z prenumeraty.
Zwrot kasy już uzgodniony.
Poczta Polska też potrafi jak królewska.
Będę sobie Politykę co środę w kiosku kupował, a nie zawracał poczcie głowę.
I bez mojej prenumeraty ma od cholery roboty!
Ps. Współczuję Paniom z działu prenumeraty…..
Witajcie,
Z okazji wczorajszego Dnia Babci brat wymyślił niekonwencjonalny prezent. Otóż posiedział chwilę i doliczył się skubaniec, że nasza Babcia ma już w sumie 12 prawnucząt. Wymyslił więc kalendarz, w którym w każdym miesiącu pojawia się na dużym zdjęciu kolejne prawnuczę natomiast pozostała 11 jest w miniaturkach w wianuszku wokół tego dużego zdjęcia. Do tego był jeszcze kubek z miniaturkami zdjęć całej dwunastki. Zarówno kalendarz jak i kubek wykonał zaprzyjaźniony zakład fotograficzny praktycznie od ręki. Prezent bardzo sie podobał i był bardzo trafiony. A babcie moich dzieciaków, czyli nasze mamy, dostały po kubku już tylko z moimi dwoma czortami.
Antek,
Ja prenumeruję już tylko miesięczniki, z tygodnikami było podobnie jak w twoim przypadku.
Panie Lulku,
Niechże się Pan nad nimi zlituje i podrzuci tym łapiduchom choć trochę jakiegoś żwiru, żeby były jakieś kamienie. nie może ich Pan tak zawieść 😉
jak już tak mi dobrze idzie to teraz o alkoholach.
W weekend zlałem z gąsiorka do butelek i mniejszych słoi wiśniówkę. Smak jeszcze nie do końca zharmonizowany i jeszcze przebija trochę bimbrozja, którą były zalane wiśnie. Dwie butelki zostały komisyjnie włożone do samochodu, na stosownej kartce jest data i stan kilometrów i teraz jeżdżą ze mną do pracy. W ten sposób mają się dobrze wymieszać i wyrównać smak. To tak na wzór „Linie vodka” o której kiedyś pisał Gospodarz. Albo spacerów na kopiec pana Dulskiego. W zależności od przejechanych kilometrów dobiorę stosowną nazwę. Na pierwszy rzut pójdzie nazwa „Lenino-Warszawa-Berlin”. Wg mapy z internetu to jedyne 1170km z jakimiś groszami. Przy moich dojazdach trasa powinna być zrobiona w przyszłym tygodniu. Na chwilę obecną wiśniówka przekroczyła już linię Wisły 😉
Większym wyzwaniem będzie zrobienie partii o nazwie „Dookoła równika”. Zrobienie 40075 km zajmie około roku. Oczywiście pod warunkiem, że nie zejdzie wcześniej jako artykuł pierwszej potrzeby w sytuacji kryzysowej 😉
Pawle, proponuję byś jedną flaszkę, ale PEŁNĄ, przesłał do Nemo.
Ona zrobi z nią jakieś 20000 mil…
Będzie tak dla porównania z Twoimi, naziemnymi.
Wyślij jednak dwie, jedną Nemo zniszczy przecież w testach ale druga wróci do Ciebie!
Da się załatwić 😉
Zapomniałem dodać, że stosowne próbki kontrolne zostawiłem w piwnicy, aby później móc porównywać obieżyświatów z wersjami stacjonarnymi 😉
Paweł,
przyślij do mnie też, pełną. Wybieram się niedługo w podróż, i to daleką, więc może uda mi się przeskoczyć nemowe 20 tys. mil (powietrznej plus lądowej żeglugi).
Dajcie na wstrzymanie. Przecież to przećwiczyłam i to jeszcze przed tegorocznymi podwyżkami. Litrowa butelka wysłana do Paryża kosztowała ok 90 zł (zadeklarowany alkohol) Jeszcze ciut i taniej będzie przyjacielowi posłać 20 euro, żeby sobie coś wypił. Już ogłosiłam, jak Lulek : dam, podzielę się, nawet zagrychę naszykuję ale przyjedźcie sobie zabrać albo wyślę przez „okazję”
Odebrałem telefoniczne życzenia od Agatki, pogadałem z synem a potem jeszcze one spytała :
dziadku, a dlaczego piszesz o mnie w internecie?? 😯
Dzieci to teraz wszystko wiedzą.
Dołączam się do pięknych antkowych życzeń dla babć i dziadków 🙂
Jakieś choróbsko chyba mnie bierze, więc do zobaczenia.
Pyro,
co Ty taka seriozna dzisiaj, przecież chyba nikt poważnie mojego wpisu nie potraktował 😉
ALICJA – TO NIE DO cIEBIE PRZECIEż, ALE ZAUWAż pAWEł SIę ZAPALIł, gRAżYNA TEż. Pogłupieli i tyle. Niech przywiozą na Zjazd.
Idę gdzieś zadołować te butelki, żeby nie „wyszły” 😉
Pyro,
Zapalanie się to u mnie stan permanentny. Ostatnia iskra z jednego słomianego ogniska zapala kolejne, i tak dalej. Ale lubię to i nie mam zamiaru zmieniać.
Mnie też coś od rana bierze… no to profilaktycznie walnęłam aspirynę i te herbatki jakieś tam.
Ktoś ćwiczy na herkulesie nad moim domem, jakby nie mógł sobie nad jeziorem polatać. Hałasuje….
Dzisiaj „dzień niejedzony” i podejrzanie mokra szynka z polskiego sklepu. Smak dobry, ale z ta wodą to chyba przesadzili…
Przynieśli italiańskiego merlota… chyba dziabnę lampkę, tę aspirynę brałam dość czasu temu.
Może nie pomoże… ale i chyba nie zaszkodzi?!
Zdrowie wszystkich Dziadków!
Pyro – to wobec tego spójrz na wpis Nemo (12:58) . To tam się rozpoczyna akcja wysyłania pustej piersiówki -według pomysłu Nemo-najpierw do Pana Lulka. Ja tylko chciałam się włączyć do blogowej zabawy. Nie miałam na myśli ani nic złego ani nic głupiego. Uznałam jedynie ,że jestem przy tym stole na równych prawach .Nie przewidywałam że szefowa Pyra ex cathedra zakończy dyskusję.
Ma się rozumieć ,że się dostosuję do decyzji.
Grażyno – ja co prawda samozwańczy Generał ale nic nikomu.
Widzisz – ja zapłaciłam frycowe PP i chcę innym zaoszczędzić. Lulek też doszedł do tego wniosku – jego poczta butelkowa jest albo miejscowa albo zjazdowa. Na zjazd przywozimy do degustacji kto co ma , a inostrancom dajemy w prezencie. Czasem ktoś jedzie w dalekie strony, to się mu wciska, żeby zabrał. To tyle
Pyro,
my tylko tak wirtualnie i na sucho 😉 Ponieważ nie ufam poczcie na tyle, by ryzykować powierzenie jej cennych wytworów blogowego towarzystwa, nie inicjuję żadnej realnej akcji. Od 2 tygodni czekam na przykład na potwierdzenie dotarcia paczki do mojej chrześniaczki w Polsce, i nic 🙁 Wysłałam poleconą, opłata wyszła wyższa niż wartość samej paczki 😯
Nemo,
a ta piersiówa jakaś szczególna, ozdobna?
Moja Bab-Jagowa jest na setę (galaretę trzeba we własnym zakresie…) i taka kompaktowa… nawet nadaje się na wysyłkę.
A propos Przeglądu Technicznego (podobnie jak Pan Lulek dzisiaj) zadzwonili do mnie od dochtora, żeby przypomnieć o dorocznym. Ustalą terminy i przyślą wytyczne, jak się przygotować. Minerałów się nie spodziewam, ale lepiej sprawdzić…
Wiecie, to jest dla mnie tajemnica – podróże zagraniczne coraz tańsze, przesyłki drogie, jak piorun. Swego czasu na przesyłkę pocztową stać było każdego, dzisiaj butelka nalewki domowej ofrankowana jest tak, że można za koszt porta kupić dobry koniak. I dotyczy to wszystkich krajów jak się okazuje. Chyba trzeba będzie kupić ze 3 dyliżanse i zacząć od nowa.
Pyro, masz rację, taniej wyjdzie wozić osobiście, a przy okazji ile dworców / lotnisk można zwiedzić 😉
Alicjo,
Butelki 100ml są szczególnie popularne wśród tych niedobitków z armii rosyjskiej koczujących pod moim sklepem. Gdybym ustalił jakąś symboliczną cenę, np. 10 – 20gr za sztukę to po tygodniu miałbym chyba ze 100szt. Chyba zaproponuję właścicielowi sklepu, żeby w moim imieniu przeprowadził taką akcję, ja pozostane in blanco 😉
Taka buteleczka jest w sam raz na wypady w teren 😉
Takie tanie te podróże nie są…bilety do Johannesburga (i to okazja!) połknęły nieco ponad trzy koła. No ale żyje się raz! Poza tym nie bez znaczenia jest fakt, że się będzie głównie pod przyjaznym dachem, więc darmo…
Do Polski też bardziej się opłaca do jakiegoś kraju ościennego, niż do Warszawy czy gdzie tam, bo LOT sobie życzy jak za zboże.
Jeszcze na biegunach trzeba by kogos obsadzić, bo tak to wszędzie mamy przedstawicieli 😉
Nie widzę chętnych… wszystko ciepłolubne jakieś takie!
Co do opłat pocztowych, właśnie w poniedziałek wysyłałam cosik lotniczą. Dwie przesyłki lekkie, 270gr. do Polandu i 508gr. do Germana, lotniczą. wyszło łącznie 50$. Zdziercy, cholera! Ale jak ślimaczą obiecuja 4-12 tygodni… to ja już wolę na skrzydełkach.
Antek,
Twoja Agatka czyta blog kulinarny ? 😯
Zmierzyłam pojemność – ca 180ml. Piersiówka metalowa, stal chromowa, satynowana, oklejona czarną jakby skórą, elegancja-Francja 😎 I nawet kielonek ma, żeby nie pić z gwinta. Ozdobiona była wizytówką Szefa, którą odważyłam się zdjąć, a tam na odwrocie napisane, że to sprzęt narciarski 😯 Dokładnie w tym celu zamierzałam użyć 😉 Jeszcze raz dziękuję!
Piersiówka jak piersiówka, powinna mieć kształt anatomiczny.
Ja dzisiaj dostałem dwie dość zgrabne, żadne tam baby jagi, jedna ciemniejsza – ta to nawet taka trzy czwarte, druga, jasna- typowa piersiówka, obie ubrane są tylko w dni i miesiące 2009roku.
Nie są sprzętem narciarskim ale reklamują zabezpieczenia antywirusowe, tylko jeszcze nie dopatrzyłem o jaki typ wirusa chodzi…
A ja teraz postaram się zrealizować 13 punkt przedszkolnych zasad.
http://picasaweb.google.pl/antekglina/Agatka02#5294182254860171986
Znikam więc.
Agatka jeszcze blogu nie czyta, mama podczytuje. 😉
Alicjo,
z Polski do Ciebie takie przesyłki – odpowiednio 13,50 i 38.
Widzisz, też + – 50! 😉
Toż mówię, że zdziercy…wszyscy poczciarze tacy!
Jak wy tez pedzicie te gorzale. Dwukrotnie pedzona z zachowaniem parametrów niema prawa zalatywac nijakim bimbrem.
Chyba uruchomie jakis kurs stacjonarny. Ale to dopiero na wiosne przyszlego roku. Z tegorocznych zbiorów
Pan Lulek
Kurs i zajęcia praktyczne wskazane jak najbardziej 😉 Zawsze to się trochę człowiek pożytecznie dokształci.
Ja jestem grzeczna. Nic nie pędzę. Raz w roku robię wino z porzeczek, o ile te wredne ptaszyska (szpaki) mi nie wyżrą owoców. I zajzajer z rabarbaru. Dwa lekkie grzechy. A i to dla zdrowia…
Pawel
Masz jak w banku. Ubiegly ropk byl fatalny jesli chodzi o urodzaj sliwek. Bylo odrobine gruszek ale te sa juz przerobione. Uprzejmie prosze o wejscie w stosunki z silmi i niebieskimi i spowodowanie dobrych urodzajów nastepujacych rodzajów owoców. Gruszki, sliwki wegierki i jablka. Wystarczy, ze obrodza u Waltera. Podaje pelny zakres szkolenia.
Etap pierwszy. Zbiory surowca. Rozpoczynaja sie wraz z pójsciem dzieci do przedszkola i trwja do oporu. Bywa do konca wrzesnia. Zajecia odbywaja sie codziennie. Przed poudniem zbieranie i ladoeanie do beczek. Obiad wedlug uzbabia w stolówce przyzakladowej. Cena posilku z malym piwem 8,50 Euro.
Sen poobiedni okolo jednej godziny. Zaleznie od pogody dalszy ciag zbiorów albo zajecia z uzyciem srodkó dla rozszerzenia szarych komórek. Zajecia te
Zajecia te odbywaja sie na pokojach Pana Lulka.
Etap drugi. W nastepnym roku w okolicach marca, praktyczne zajecia pierwszego przebiegu. Wieczorami degustacja produkcji z lat ubieglych oraz jesli uchgwaly sie, nalewek.
Ettap trzeci. W okolicy Wielkiej Nocy praktyczne zajecia drugiego przebiegu Jesli czas pozwoli mieszanie do wymaganej mocy i butelkowania.
Na zakonczenie kazdego etapu jesli jest taka potrzeba i mozliwosci zabranie Poczty Butelkowej.
Sa to oczywiscie, zmienne zasady ramowe. Swiadecw ukonczenia kursu nie przewiduje sie.
Moga byc zmiany.
Przepraszam za literówki i polamany tekst ale jest to zasluga naszego przyjaciel.
Rozumiemy sie
Pan Lule
Panie Lulku,
Brzmi nieźle. Z tym bimbrem to był trochę skrót myślowy. Aparatura nie jest może najwyższych lotów ale produkt wyszedł czysty. Zapach swoisty dla winiaku pozostawiony z pełną premedytacją. Zalałem tym niedrylowane – też z premedytacją – wiśnie. Z praktyki wynika, że trzeba co najmniej pół roku po zlaniu z owoców, żeby smak i zapach doszły do właściwych tonacji. Im więcej tym oczywiście lepiej. Produkcja odbywa się raptem od kilku lat więc jeszcze się uczę i eksperymentuję, z coraz lepszym skutkiem 😉
Pawel
Gratuluje znajomosci sprawy. Pozostakje zatem wymiana doswiadczen. Moja aparature tez nie najpierwszej mlodosci ale w ubieglym roku przeszla remont kapitalny i dziala bez zarzutu. Byli ludzie pogladali, próbowali wyrobów. Jak na razie wszyscy zyja narzekajac co najwyzej na kryzys, przejsciowy zreszta.
Podaj termin kiedy przyjezdzasz i sklad delegacji. Kwiecien niestety odpada bo moja wnuczka zafundowala sobie ze swoim chlopakiem rowerowy obóz kondycyjny. Zadnych obaw oni nawet nie pija kawy rylko jakies zwariowane herbatki.
Pan Lulek