Mikro-test w Makro Centrum
Prawdę powiedziawszy test nie był taki bardzo mikro ponieważ uczestniczyło w nim 65 osób i to nie byle jakich. Zwłaszcza jeśli się powie, że sprawdzano jakość wołowiny argentyńskiej, brazylijskiej i polskiej. A wśród osób testujących byli profesorowie ( w tym także i rektorzy) wyższych uczelni zajmujących się problematyką żywności oraz hodowli bydła. Byli także członkowie Polskiego Zrzeszenia Producentów Bydła Mięsnego oraz ludzie zajmujący się handlem mięsem i jego promocją. A wszystko odbywało się w stołecznym Makro Centrum Rozwoju Firm funkcjonującym przy Makro Cash and Carry Polska.
Najpierw słowo o Centrum Rozwoju, które od niedawna dysponuje świetnie wyposażoną kuchnią-laboratorium nadającą się zarówno do takich testów jak pokazów gotowania czy kursów. Szefuje temu kulinarnemu przedsięwzięciu jeden z najwybitniejszych polskich mistrzów kuchni – Grzegorz Kazubski.
Wołowinę Grzegorz Kazubski kroił pod czujnym okiem profesorów
Zanim jednak zdam relację z testu musze jeszcze dodać, że producenci dbający o swoją kieszeń zrozumieli, że najlepsza droga do zapełnienia jej brzęczącą gotówką wiedzie przez żołądek konsumentów i – co za tym idzie – ich portfele. Postanowili więc po pierwsze poprawić jakość polskiego mięsa współpracując z uczelniami rolniczymi oraz ustanowić – na wzór systemów amerykańskich czy australijskich – Polski System Jakości QMP czyli Quality Meat Program. Poczynili w tej mierze szereg kroków, które zaczęły już przynosić pierwsze owoce. Polska wołowina np. zaczyna być doceniana w Europie. A konkurencja jest przecież niemała. Przede wszystkim stanowią ją Szkoci i Francuzi (lub w odwrotnej kolejności jak kto woli) a także hodowcy z Argentyny i Brazylii dostarczając mięso świetnej jakości, w niewysokich cenach i na stałym poziomie jakościowym.
Polscy hodowcy wzięli jednak na kieł i postanowili udowodnić, że ich produkt nie ustępuje konkurencji zza oceanu. W niektórych zaś dziedzinach jest wręcz lepszy. I po to był ów test.
Najpierw w obecności notariusza (poprawność polityczna każe napisać: pani notariuszki) przygotowano cztery spore kawały wołowiny (ten sam mięsień w każdej próbie): argentyński, brazylijski, polski z systemu QMP i także polski nieznanego producenta spoza systemu. Każda porcja mięsa dostała numer kodu i została pozbawiona oznakowań mogących ujawnić kraj producenta. Potwierdziła to podpisem notariuszka i dopiero wtedy wołowina trafiła w ręce mistrza Grzegorza Kazubskiego. Pokroił on wołowinę w jednakowej grubości plastry i kolejno układał w elektrycznym grillu, nie stosując żadnych przypraw, tylko lekko smarując olejem roślinnym. Każda porcja poddawana była smażeniu w tej samej temperaturze i przez ten sam czas czyli 4 minuty. Potem po krótkim odpoczynku mięso zostało pokrojone na małe kawałki, które podawano nam tj. degustatorom.
Wszystkie plastry wołowiny zostały pokrojone jednakowo
Po zjedzeniu każdej porcji musieliśmy wypełniać olbrzymie kwestionariusze pytające o smak, zapach, wygląd, soczystość, kruchość, włóknistość. Kwestionariusze trafiały w ręce profesorskiej ekipy sumującej wyniki i w kilkadziesiąt minut później ogłoszono rezultat.
Prawdę mówiąc miałem nadzieję na zwycięstwo polskiej krowy. I niewiele też brakowało do sukcesu. Wygrało jednak mięso z Argentyny, które charakteryzowało się większą miękkością niż polskie. Różnica jednak punktowa była minimalna. Polska wołowina kwalifikowana czyli objęta systemem ścisłej kontroli od producenta do kucharza zajęła drugie miejsce. Trzecie zaś przypadło też polskiemu mięsu spoza systemu wprowadzonemu przez Zrzeszenie Producentów, a czwarte zajęło mięso brazylijskie.
Grzegorz Kazubski w swoim królestwie
Jest więc z czego się cieszyć. I myśleć o dobrym, krwistym befsztyku, który przez kilkanaście miesięcy hasał po łąkach nad Wisłą czy Narwią lub Sanem. Producenci zaś i handlowcy muszą teraz myśleć jak zachęcić rodaków, by kupowali właśnie ich mięso i więcej go jedli. Okazało się bowiem, że zjadamy rocznie (statystycznie oczywiście) zaledwie 4 kilogramy wołowiny, gdy w Europie zjada się jej aż 17 kg.
Komentarze
SpraWA jEST DZIECINNIE PROSTA – WOłOWINA TO DROGIE MIęSO, WIęC WIELU L;UDZI NA NIą NIE STAć, A WOłOWINA TZW „KULINARNA” (CZYLI TA Z MIęSNYCH RAS I O SPRAWDZONEJ JAKOśCI) JEST DROGA OBłęDNIE. Albo inaczej – kosztuje tyle samo , co w innych krajach , ale my mamy mniej pieniędzy.
Wszystkim jeszcze raz dziękuję za wczorajsze życzenia – jeżeli się spełnią, Pyra będzie żyła dłuuugo, tryskać będzie zdrowiem, jak krynica wodą, a materac wypcha milionami.
Mam komunikat z Żabich Błot – Stara Żaba została Babcią wnuczka 6 stycznia i teraz myśli, że dziecię powinno nosić imię któregoś z Mędrców ( Melchior, Baltazar albo Kacper) , ale dziecię nazwą rodzice oczywiście. Ponadto Żaba musi poić żywiołę przy zamarzających instalacjach, a żywioła w chłody i wiatry pije dużo, Mam życie sielskie nieco cieni.
Pyro !
To Ty jeszcze w domu. A co na to piesior. Chyba, ze obydwoje jestescie na kacowisku. To ja wtedy bardzo przepraszam. Rasowe psy najlepiej karmic wolowina. Oczywiscie przedniej jakosci.
Jesli zas chodzi o wolowine, zo najlepsze curasco robia w Rio de Janeiro oraz w Lisbonie. Tyle, ze tam drogo. Argentynskie nie umywa sie. Chociaz ma tango w miesniach
Pan Lulek
No wiecie co?! To ja tu siedzę jak na szpilkach, czekam na ocenę mojego autorskiego dania, a wy o jakichś wołach?! Spoglądam w stronę Marialki… niekoniecznie panceta musi być, ale się przydaje 😉
O masz… u Żaby stadko się powiększa! To chyba Józek będzie się Młodszym zajmował 😉
A propos, wołowina w Polsce nigdy (za moich czasów) nie była popularna, teraz nie wiem, jak. Podobno najdroższa jest w Japonii, woły pija piwo, z tego się potem robi hamburgery pierońsko drogie.
Czego to ludzie nie wymyślą i sobie nie wmówią…
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Nalesniki/images.html
Alicjo
piękne są odsmażające się naleśniki
na tej uroczej czarnej patelni
(pewnie ostatniej od Cygana)
A gdzie tam od Cygana, z Canadian Tire teflon!
…dziś prawdziwych Cyganów juz nie ma… a ja pamiętam jeszcze tych prawdziwych, z taborami, średnie lata sześdziesiąte.
Brzucho, pochwała od Ciebie to jak pasowanie na (nie wiem, jak to leci, kuchcika?)!
Jak byłem w harcerzach, zdobyłem sprawność kuchcika. Udał mi się majsterszsztyk; ugotowałem kocioł ryżu, który był z wierzchu niedogotowany, w środku jaki taki, a na spodzie przypalony. 😉
Dzień dobry, choć u mnie raczej ponuro i deszczowo 🙁
Alicjo,
dobrze, że jestem po śniadaniu, bo bym nie mogła Twoich naleśników oglądać na spokojnie. To jest ilustracja do książki kucharskiej 😯 Pełna instrukcja dla początkujących i zaawansowanych naleśnikarzy. Zaawansowani zauważyliby, że ciasto nieco grubawe i przez to sztywnawe, i dolaliby więcej wody 😎 😉
Ty się nie wychwalaj, andrzeju.jerzy… ja takiego cudu dokonałam z kaszą 😯
Uszło mi na sucho, bo robiłam za Indianina (obóz harcerski, 1969). Doszli do wniosku, że taki nie ma prawa wiedzieć, jak się kaszę gotuje. Załączam stosowne…robione aparatem marki Druh!
http://alicja.homelinux.com/news/AB-7.jpg
Nemo,
Ty mnie lepiej nie denerwuj! To ja tu cała w nerwach niepokoję się o Twoje dupsko (gdzie polazła?!), a Ty mi ciasto sztywne wypominasz?! Było pół wody, pół mleka. A żeby Ciebie kolka sparła, no wiesz co?!
Alicjo – Twoje naleśniki wyglądają nadzwyczaj smakowicie !!!
Szkoda,że nie dane mi było skosztować,bo to moje ulubione
jedzonko:) A co do curasco to świetnie je przyrządzają
też na Maderze ( a do Lizbony stamtąd niedaleko).
My jak tylko mamy okazję to kupujemy wołowinę 60 km
od Warszawy niedaleko Wyszkowa. W te okolice mój osobisty
wędkarz jeździ często na ryby i zdarza się,że wraca ….bez
ryb,a jedynie z zakupami mięsnymi.
Nie było mnie wczoraj, więc nie mogłam donieść, że grotołazi jednak o własnych siłach, choć późno, wrócili cali i nieuszkodzeni.
Pyro,
za Twoje zdrowie imieninowo wzniosę toast dziś wieczorem. Najlepszego!
Oo 😯
Alicjo, to Ty nie śpisz, tylko na recenzje wyczekujesz? Sorry, myślałam, że przeczytasz wieczorem i dopiero wtedy się rozeźlisz 😉 Przecież wiesz, że to czysta zawiść i szukanie kurzu na nodze fotela 😉 Notabene, ja najpierw zauważyłam piękne rajstopki i zdrową (dla nóg) pozycję 😉
Pyro- jako ,że jestem „nowa” nie wiedziałam,że wczoraj
świętowałaś.Tryskaj zatem zdrowiem i kup duży materac
na owe miliony !
A poza tym melduję,że w oczekiwaniu na etap nr 2
cytrusy póki co cukrem zasypane.
Meldować mi tu zaraz, kto robił faworki z przepisu Pyry? Czy wyszły? Bo ja w nerwach cała. Acha, Alicjo – Marialka wegetarianka ale nie fanatyczka – skwarki boczkowe tu i ówdzie i od czasu do czasu mogą być.
Jasne, że wyczekuję!
Jak ktoś wcześnie poszedł spać, to i wcześnie wstaje. Ja mam czas na sen tak nieunormowany, jak Pan Lulek 😉
Artyści tak mają 😉
Pierzyny nie mam i trzech poduch… o cholera!
Pyro,
ja już donosiłam w sobotę:
„…wyciągnęłam z lodówki ciasto na faworki zrobione wczoraj pod Waszym wpływem i nasmażyłam chrustu, jak w domu rodzinnym. Pierwszy raz w życiu samodzielnie i? wyszły 😯 Jak nie przyjdą zaraz grotołazy, to chyba wszystkie schrupię 🙄 Połowę posypałam cukrem z cynamonem, a połowę – z wanilią. I teraz próbuję i próbuję, które lepsze?”
Zrobiłam według Twojego przepisu, ale ze zwykłą mąką, bo tu żadnych krupczatek nie uświadczysz. Zostały pożarte i pochwalone 😉 Notabene, stwierdziłam, że im cieniej rozwałkowane ciasto (ca 0,5mm) tym kruchsze i delikatniejsze. Jak naleśniki 😉
Pyro,
nie robiłam faworków, ale mam zamiar. Nie wiem kiedy, bo teraz jestem sobą zachwycona i tymi naleśnikami wczorajszymi, jak mi minie, to sie zabiore. Jerzor lekko protestuje, bo wie, że zeżre wszystko. A ćwiczy brzuch, bo go komentarz Morąga obraził. Ten do książki Szefa. Pompki robi, sto dziennie! 😯
A mówiłam, że faceci to próżne takie…
Ja bym mniej żarła…
Pyro,
to ciasto było bardzo elastyczne i dało się wałkować na grubość papieru. Trochę się obawiałam, czy się nie porwie przy przewlekaniu przez dziurkę, ale nie, no problemo. Smażyłam na smalcu.
O właśnie. Smalec.Tu jest takie cuś, co się nazywa „lard”, ale to nie je to. Skandal, ale już prawdziwych rzezników nie ma w Kingston…
O! Wiecie co? Ten tutejszy „lard” przypomina mi coś, co w Polsce było pod nazwą „ceres”. Pamięta ktoś?
Wczoraj nad Narwią :
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-01-19.html
ps.
Znowu wpadłem do do wody. Drugi raz w tym samym miejscu Lód się załamał i wracałem mokry do kolan. W butach chlupało i zamarzało,
tzw krioterapia
Marek,
czyś Ty zgłupł?! Krioterapia to tak, jak Jerzor robi, rzuca się w śnieg na chwilę, a nie takie tam… chlupotanie.
Ja też zrobiłem micro-test.
Z tortem od Sachera.
Nie był zły, choć to nie to, co tygrysy lubią najbardziej.
Ale wyglądał bardzo elegancko w skrzynce „limited edition” pomalowanej przez Hermanna Nitscha:
http://picasaweb.google.com/picasso739/SacherTorte
Odpukać odkąd zacząłem pracę w muzeum to nawet kataru nie miałem. Zakonserwowałem się chyba. W śnieg bez niczego – co pomyśleliby sąsiedzi 🙂
Czytajcie dobrze dziewczyny i nie dorabiajcie mi pupska, ze obrazam, nie chce nikogo obrazac ,najsampierw to napisalam: Alicjo nogi „super”, a co do Jerzora to wspomnialam, ze cialo owszem ladne a o jego tali wyrazilam sie „brzuszek”.
Z wołowiną to jest taki problem, że na krowie mało jest kawałków nadających się do szybkiego przygotowania i te są drogie. Inne wymagają długiej obróbki cieplnej, czasem marynowania, a więc planowania potraw z wyprzedzeniem. Pomijam jakość mięsa powiązaną z długą tradycją hodowli odpowiednich ras, których w Polsce nie było i nie było też odpowiedniej kultury obchodzenia się z mięsem przez rzeźników. „Wołowe z kością” to termin nieznany na zachodzie, chyba że mamy na myśli T-bone steak 😉 Na pociechę dodam, że również w Helwecji nie było tradycji hodowania ras bydła na mięso i wołowina była produktem ubocznym przy selekcji najlepszych krów do produkcji mleka. Piękny biust i kościsty szkielet obciągnięty skórą, to był przez długie lata ideał krowy, której zadaniem było przetwarzanie trawy na mleko, a mięśnie miały służyć głównie do wspinaczki po stromych górskich łąkach. Słynna szwajcarska suszona wołowina z kantonu Graubünden, to najlepsze kawałki z Argentyny 😯 Od jakiegoś czasu rośnie hodowla bydła rasy Angus i trwają starania o wyhodowanie bardziej umięśnionych ras szwajcarskich, bo produkcja mleka staje się coraz mniej opłacalna.
Z drugiej strony różni fachowcy straszą czerwonym mięsem i konsekwencjami ekologicznymi produkcji białka zwierzęcego, z wycinaniem lasów i stepowieniem Ameryki Południowej, zmianami klimatu itd. że strach jeść tej wołowiny więcej niż tych parę kilo rocznie 🙁
Morągu…
🙂 nic Ci nie obrabiam! Jak tam kuracja? Imbirowa.
Nemo użyła „obróbkę cieplną”, no wiecie co?!
Misiu!
Twoje zdjęcie dowodzi, że tam właściwie nie było lodu…
Stąpnąłeś byłeś acan chyba na wspomnienie o lodzie, który na pewno niedawno tam był.
Choroszaja pamiat 😉
To tak, jak z polskimi kierowcami nagminnie przejeżdżającymi skrzyżowania na czerwonym świetle, bo jadą na świeże wspomnienie o tym zielonym, co dopiero co się świeciło 😀
A przy okazji dorzucę jeszcze fotki ze spaceru na Leopoldsberg, czekające od Wszystkich Świętych na publikację:
http://picasaweb.google.com/picasso739/Leopoldsberg
Morąg – nie bądź jako ta żaba, co to nogę podstawia kiedy konia kują. Złośliwości były nie pod Twoim adresem, a Alicja i Nemo lubią się podszczypywać po boczkach. I Dobrze.
PaOLOre – proszę o korepetycje : Dostałam komputer i monitor do niego 17″. Komuter całkiem niezły (jeszcze nie mam interne\tu, bo Wnuk nie ma czasu) ale monitor coś nie taki – nie ma „czerwieni” i razi oko zimnym, ostrym kolorem zielonkawo – niebieskim) Sterowniki nie pomagają. To jak? Jest uszkodzony nieodwołalnie? Trzeba go wyrzucić i na powrót zamontować tę stareńką 14-tkę?
Pyro,
wlasnie wybiegam z domu, bo za 10 minut mam spotkanie,
odezwe sie po poludniu.
PS Nawet „niezle” rzeczy potrafia sie popsuc 🙁
PaOlO…
to jest Twoja zima?! Nie denerrrrrwuj mnie!
Narew w Ostrołęce nie zamarza nawet w największe mrozy bo jest podgrzewana przez elektrownię. Na starym dorzeczu jest 25 cm lodu . Jest jedno miejsce gdzie lód ma parę centymetrów. Zagapiłem się i chlup. Na szczęście tam jest bardzo płytko.
Alicjo,
w przypadku wołowiny można jeszcze zastosować obróbkę skrawaniem 😉
Nemo,
a słyszałaś o tych obłędnych hamburgerach japońskich?
Tych pojonych piwem wołów? No i cena adekwatna…
Te woły z Kobe są codziennie ręcznie masowane, a to kosztuje…
Ceres pamiętam, ale to był tłuszcz roślinny, bodajże kokosowy.
Pyro, faworki wyszły! Ciasto robi się rzeczywiście bardzo szybko i łatwo je cieniutko rozwałkować. Wydaje mi się, że te robione wg. ‚klasycznego’ przepisu są delikatniejsze, ale więcej przy nich roboty, więc zostanę chyba przy Twoim sposobie. 🙂
1kg wołowiny z Kobe kosztuje w Japonii 600 euro. To, co jest sprzedawane w Europie jako wołowina z K. za 200-300 euro/kg to „podróbki” skrzyżowane z Angusem, bo Japonia podobno nie eksportuje tego mięsa. Zwierzątka są spryskiwane sake i masowane, a do tego słuchają muzyki klasycznej 😎
Japońce wszystko mają drogie. Inaczej byłoby poniżej statusu, a to się u nich liczy. Moje dziecko wybiera się tam na rok 😯
watashiwa… ogenki des(u)ka…
Panie Lulku, dopiero doczytałam wczorajsze wpisy, jak się cieszę z nagrody. 😀 W życiu bardzo rzadko coś wygrywam, a tu patrzcie państwo jaki ten Blog dla mnie szczęśliwy. Pozdrawiam ciepło i z góry dziękuję!
(…)”Ceres jest to tłuszcz jadalny otrzymywany bez udziału wody z rafinowanych tłuszczów roślinnych ciekłych i utwardzonych (olej rzepakowy, sojowy, arachidowy)oraz tłuszczów zwierzęcych (smalec, trany utwardzone) spulchniany powietrzem lub gazem naturalnym.
Zastosowanie: do smarowania, pieczenia, wyrobu pieczywa i mas cukierniczych.”
Dawnych rymowanek związanych z nazwą Ceres nie będę przytaczał! 🙂
A jednak …
Moje góry autor P. Orkisz (rajdowe)
(…)
Góry moje, góry
Jutro tego zbója
Co mnie do was wyciągał, co mnie do was wyciągał
Powieszę na drągu
Kruca fuks, kapota
Margaryna, ceres
Co mi z tego łażenia, co mi z tego łażenia
Gówno nie interes
Góry moje, góry
Jak moja kobita
Na złe i na dobre, na złe i na dobre
Mojeście i kwita.
😉
A ja pamiętam przede wszystkim,jak o ceresie wspominał
w swoim kabaretowym monologu Laskowik 🙂
Huch,
to już wiem, dlaczego u mnie w domu nie stosowało się ceresu 🙁 Moja Mama miała go w wielkiej pogardzie, jak również margarynę mleczną. Jedynie „Palma” miała czasami zastosowanie do ciasta, ale też rzadko. Używało się smalcu, masła, oleju arachidowego i sojowego, rzadziej rzepakowego, bo miał posmak, którego nikt nie lubił 🙁 Ten rzepakowy był prawie własny, bo od wuja, z jego rzepaku. Pamiętam makuchy przywożone z olejarni. Wujkowe krowy bardzo to lubiły.
A nie się jakoś ten Ceres z niczym nie kojarzy 🙁
Chociaż nie wiem czy mam czego żałować 😉
Miało być: A mnie się….
W ach, gdy na kartki wykupowało się wyroby czekoladopodobne, wielką karierę ribiłqa polewa czekoladowawykonywana w domu – ceres (1/8 kostki), cukier puder, kakao, woda. Rzeczywiście wychodziła ta kuiqwertura świetnie – twarda i lśniąca, pachnąca kakao. Z niczego innego nie wychodzi taka – tłuszcze są za miękkie.
Alicjo,
to na obrazkach od PaOlOre to nie jest żadna zima, nie nerwujsia. Malownicza, melancholijna, ale jesień, ot co…
U mnie zaś znowu po obiedzie. Był kurczak po chińsku z warzywkami i makaronem ryżowym. Na deser gruszki (resztka z soboty) w sosie czekoladowym. Na jutro rozmroziłam wołowinę. Będzie po burgundzku, ale nie wiem czy mam jeszcze jakiegoś burgunda w piwnicy. Chyba pójdę na zakupy, zanim znowu deszcz przyleje 🙁
Tam, na początku winno być ” W czasach:, gdy…
A moja mama wlasnie ceresu uzywala do smazenia faworkow.
Pyro, tez meldowalam wykonanie faworkow wg. Twojego przepisu. Zjedzone „na miejscu”, nie zachowala sie nawet okruszyna do nastepnego dnia, a chcialam sprawdzic, jak smakuja „drugodniowe” 🙂
Dzisiaj wiec nastepna porcja, jesli czas pozwoli.
Alicjo bardzo apetyczne nalesniki 🙂
faktycznie łatwo się tu czymś zarazić 😉 myślę i myślę o tych faworkach. Ostatni raz robiłam w szkole podstawowej, potem już tylko kupowało się w cukierni. …no i teraz przez Was coś mnie nostalgia za ‚domowymi’ wzięła.
Na czym je smażycie, może być zwykły olej (smalec raczej odpuszczę ).
Pamiętam, że często smażyłam też takie ciastka przekręcane przez maszynkę z masy ciastowo-serowej, czy jak to nazwać 😉 …i to chyba był jedyny dobry wpływ pustych półek z tamtych czasów 😉
emi,
ja smażyłam na smalcu, który znalazłam w tutejszym sklepie. Nigdy go nie kupowałam, a okazał się być bardzo czystym tłuszczem, wolnym od zapachu, nie pryskającym w czasie smażenia.
dzięki nemo 🙂 jakoś nie zwracałam do tej pory uwagi na kostki smalcu w sklepie, rozejrzę się jaki jest wybór
ale tak pomyślałam, że może na oleju będą trochę ‚lżejsze’ 😉 i bezkarnie da się zjeść więcej 🙂
Wasze ostatnie rozmowy o minusowych temperaturach wywolaly u nas olbrzymia chec odwiedzenia Alp. Jakies zjazdy, jakies slalomy i inne wyczyny w mroznym puchu.
I wiecie co? „Pojechalim”. W Alpy, a jakze. Australijskie.
http://picasaweb.google.pl/okotazaglossus/BawBaw#
Echidna – Ty się Alpami nie wymiguj! Fotki z prywatnego ogródka proszę i raport co tam rośnie A zdjęcia piękne z pięknego kawałka świata.
O wolowinie i faworkach pisac dzis sil nie mam. Na obiad podalam sobie platki kukurydziane z mlekiem. Zadna tam dieta – goraco i na nic cieplego nie mjalam ochoty. Potem byly lody. Jutro tez ma byc CIEPLO!
A w lodowce takie dobre papu: barszcz czerwony, pierogi, uszka (te wigilijne jeszcze), boczek wedzony i pare innych smakowitosci. A tu apetytu niet.
Oj pojde sobie spac i juz.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Powinnam chyba dodac, ze gora Baw Baw to szczyt w Australijskich Alpach (1564), a wypad zrobilismy w sobote. Calodzienny bo od nas to circa0about 180 km.
Pyro – ja sie nie migam. U nas susza. Cos tam rosnie ale marniutko. To czy tu sie chwalic.
Alicjo – wspaniale.
errata:
– circa-about;
..czym tu sie chwalic
Wyzbylem sie USD dzisiaj i przypadkowo. Bez kursu bo podarowalem. Jesli od jutra wprowdza w USA nowa walute czyli Obamy to wyszedlem na swoje. Przyszla polska emerytura. Dumne 501,20 Euro. W krótkim czasie zmalala ta emerytura o ponad 20%. Polska stala sie znowu krajem taniego piwa i innych uciech. Dopiero beda sie zlatywaly jobsy czyli robole z calego swiata.
Doniesli, ze gazu nie bedzie bo Juszczenko chce wniesc poprawki do uzgodnionego porozumienia. Skad ja to znam.
Pan Lulek
„Pornografia jest jak księżyc. Człowiek patrzy i jest mu przyjemnie”
(-) K.I.G
Właśnie oglądam Kabaret Olgi Lipińskiej z 1977 r. Magda Zawadzka śpiewa Bubliczki.
Niech mi ktoś powie, co to są bubliczki i do tego gorące? 😉
Frank w Polsce dobija do 3 zł 😯 I pomyśleć, że jak tam byłam w czerwcu, to mi liczyli niecałe 2 zł i wszystko było drogie, a niektóre rzeczy (paliwo) droższe niż w Helwecji 🙁
Bubliczki – rodzaj pieczywa, bułeczek.
A w jaki sposób dziewczyna, w carskiej Rosji, sprzedawała bubliczki na ulicy i do tego gorące? 🙂
Kurs franka dzisiaj; 2,90 PLN
Bubliki – obarzanki z miękkiego, lekko słodkiego ciasta drożdżowego, nanizane na sznurek i sprzedawane przez obnośnych sprzedawców. Coś podobnego do bejgli. Popularne w Rosji, na Ukrainie i w Polsce przed wojną pieczywo żydowskie.
Z tym testowaniem wolowiny to by trzeba jeszcze wiedziec jak dlugo mieso dojrzewalo czy i ile bylo zylek tluszczu etc. Ten sam kawalek wolowiny bedzie zupelnie inaczej smakowal. W prowincji ktorej mieszkam (Alberta) ?cattle industry? to 40 % produkcji Kanady. Mieso wolowe ma 4 glowne gradacje Canada Prime, Canada AAA, Canada AA and Canada A. Prime to lezakujace minimum 3 tyg ( tak samo AAA) ale wazniejsze jest rozlozenie tluszczu i tzw.?marbling? ( zyleczki tluszczu jak ?marble? czyli marmur). To mieso idzie glownie do restauracji (tych lepszych) i na eksport. W Albercie hoduje sie prawie 6 milionw sztuk bydla (3 miliony ludzi). No ale na preriach miejsca dosc i po wybiciu bizonow ktos te trawe musi zrec albo preria by przestala istniec. Dwa przodujace gatunki to angus i sterling ten ostatni w Albercie przez wielu kucharzy uwazany za lepszy. W restauracjach miejscowi zamawiaja zawsze rare or medium-rare czy surowa badz nieco mniej surowa. Mieso choc sie mowi krwiste jest czwerwone badz rozowe ale sokow z nigo duzo nie leci. Tradycyjnie steka trzeba odlozyc na chwile po grilowaniu zeby soki sie zciely. Nigdy tez nie uzywaja tutaj sosow do grilowania. Co najwyzej z boku jak sie ktos uprze. Znajomi ktorzy mnie tu odwiedzaja z Kraju nie moga sie nadziwic jak krucha jest wolowina. Kolega zajadajacy sie takim 4-5 cm (grubosc) stekiem stwierdzil, ze u nas tak kruchej poledwicy nawet nie ma. Albertanska wolowina jest jedna z najlepszych na swiecie obok argentynskiej (tylko znowuz zalezy jaki kawalek) W Polsce jadlem steka z argentynskie wolowiny ale chyba tej najgorszego rodzaju bo choc krwisty to twardy jak cholera. Argentynska wolowine jadalem i wiem ze jest znacznie lepsza. Zeby zjecs dobrego steka czy pieczen w Calgary trzeba isc do dobrej restauracji. Inna popularna wolowina to tzw prime rib czyli pieczen robiona w piecach konwekcyjnych (tak chyba po polsku). I z regoly w pieciu roznych wersjach od rare (surowa) do well done (wysmazonej) ale i twardszej. Wolowine i steki mozna dostac pod kazda postacia a wiec z badz bez kosci (inaczej niz u nemo).
a.j.
może prosto z koszyka?
Jako ciekawostke podam, ze w Calgary jedna z najlepszych restauracji slynaca z ?prime rib? prowadzi Polak Frank Krowicki (tzn jest wlascicielem). Wspominal o nim w sojej ksiazce wspomnieniowej Kydrynski bo spedzili tam wieczor jak jezdzili po Kanadzie i wyraznie bardzo mu sie podobalo, skoro napisal ze jest to jedna z najpiekniejszych restauracji jakie w zyciu widzial (chyba jedyne co pamietal z Calgary). Franek zakochany byl w Slawie Przybylskiej wiec zorganizowal wieczor. Restauracja nazywa sie Smugglers Inn i taka prawdziwa gospoda przemytnikow. Wiele sal polaczonych korytarzami, ze mozna sie zgubic. 13 kominkow i palenisk i kolekcja antycznych klodek z Polski. No to sie rozpisalem.
Może. Ale gorące? 😉
Wysoka jakość wołowiny z Kobe polega właśnie na tej perfekcyjnej marmurkowości mięsa.
Z USA mam wspomnienie własnoręcznego pieczenia steków z Angusa na grillu opalanym drewnem meskitowym na campingu w parku narodowym Kings Canyon. W lesie dokoła czyhały czarne niedźwiedzie, które trzeba było odpędzać hałasem pokrywek, a wszystko jadalne umieścić w żelaznych skrzyniach, którymi misie hurkotały po nocy, ale otworzyć nie umiały. Te steki były najlepsze ze wszystkich, jakie kiedykolwiek jadłam. Zakupiliśmy je w jakimś miasteczku na równinie, 45 mil od campingu w górach. Ważyły chyba ze 2 kg i myśleliśmy, że upieczemy wszystkie i będziemy mieli co jeść przez 2-3 dni. Po spróbowaniu pierwszego nie przestaliśmy jeść do ostatniego kęsa 😯 A dziecko, wówczas jeszcze nie wegetariańskie, domagało się jeszcze więcej 😯 To mięso nie było tanie, w przeciwieństwie do zwykłych steków „anabolicznych”, które serwowano wszędzie.
Ło matko, Andrzeju 😯
W tamtych czasach były gorące, prosto z pieca, przykryte szmatką, by nie wystygły 😉
Acha! A gdzie był ten piec, też na ulicy? 😉
W piekarni przy tej ulicy. Piekło się bez przerwy 😉
Tu jest bublik z makiem:
http://en.wikipedia.org/wiki/Bublik
No dobrze, już dobrze …
Bubliczki! 🙂
Andrzeju,
ona ma kram. Nocny 😎
Buble wypiekają na ulicy 😯
I to gorące!
yyc to tylko marketing koncernu Metro.
Dolna półka. Industry Food. Pewnie testowali, któregoś z dostawców.
Dla środowisk zbliżonych do gastrofilów to tak, jakby testowali karmę dla psów. Porządny kawałek polędwicy w EU kosztuje od 50-60Euro, Metro nie ma z tym rynkiem nic wspólnego.
Serdecznie pozdrawiam
zlewkrwi
Jej Bohu! Szepnął Botwinnikow … 😉
oszustwo, dolozyl Zlewkrwincof,
kto widzial wolowine, zeberko, w Polsce za ok 150 zl/kg, a jesli juz, kto kupil? ze o poledwicy nie wspomne,
do tego im lepsza, tym bardziej je sie ja krwista, gusta nie bardzo w te strone poszly, chowane na paciuku, wyrazie podobne do szwajcarskich, u Nemo cos zaczeli, w Polsce wychodzi, ze tez, chwala im za to, pozostaje tylko przekonac konsumenta, ze nie tylko tatar jest jadalny,
Echidna!!!
Kalendarz bomba! Przeglądam – zmieściłaś prawie wszystkie zdjęcia, a i format przedni!
Wychodzi na to, że muszę być na każdym Zjezdzie i fotografować… hej, czy wreszcie się zaczniemy zastanawiać, gdzie następny?! Już sobie wystawiam delegację WordPressa… a co?! 😉
Aż zapachniało tym kurpiowskim lasem…
…a prawdziwek spod sławojki zjedzony w wigilijnych uszkach 😯
Sławek – ani mnie , ani Młodszej nikt nie musi przekonywać; cielęcina i wołowina to nasze ulubione mięsa. Trzeba natomiast przekonać MEN, że nauczyciel będzie uczył nawet, jak zje befsztyk i ZUS, że emerytka da radę zjeść pieczeń huzarską albo gulasz z pręgi – zaś i nauczyciel i emeryt zakupów woł/ciel nie robią z ptzyczyn przyziemnych.
Niedziela, przeglad blogow. Stake ! To to my umiemy. Angus beef w kawalach, o ksztalcie bagietki. Grubosc 2.5 cala na file (tna wedlug zyczenia). Nie mrozic w lodowce. Posypac obficie pieprzem po obu stronach. Duza cast iron patelnie bardzo mocno rozgrzac tak, zeby nie mozna bylo dotknac raczki. Smalec z odrobina masla. Smazyc najpierw jedna potem druga strone ok. 2.5 minuty (medium rear). Zdjac na podgrzany talerz i zostawic na trzy minuty. Podawac z sosem Bernaise (obok). Skorka musi byc spalona, prawie czarna i chrupka. W srodku trzy warstwy: zewnetrzna -ciemno brazowa, dalej – jasno brazowa, w srodku – krwista i resztki krwi. Doskonale idzie z kalifornijskim Cabernet Savignon, albo wytrawnym Simi. A hoduja ten beef jedna mile stad. Smacznego !
Zawiesiłam! 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Kalendarz.jpg
A mówiłam… w styczniu Kurpiami zapachniało…
My favourite animal is steak.
oj Pyro, wiem, 🙁
Okon, daj adres, u mnie nie ma smalcu
Zlew. 🙂
Nie ma smalcu?! Jej bohu 😯 – szepnął ponownie Botwinnikow.
Sławku,
Ty się porządnie rozejrzyj za saindoux:
http://fr.wikipedia.org/wiki/Saindoux
Nemo, to tez wiem, ale wez i kup, raz kiedys trafilem na prowincji, potem przestalem nawet szukac po polkach w okolicy ze wzgledu na zazenowane twarze, ktore pytac usilowalem,
stake medium rear …)))
A tutaj link do stekow od surowego do wypieczonego. Jak polecicie od 1 do 6 to bardzo ladnie pokazane co jest co.
http://bbq.about.com/od/steaks/ss/aa101606a.htm
Well done, please.
Steak według Hestona (Blumenthala):http://pl.youtube.com/watch?v=xnsgPa2wyGE
Ja poproszę medium 😉
Wiecie, że z 500 kg wołu tylko 170 kg ląduje w kuchni, 70 kg idzie na konserwy dla kotów i psów, a reszta musi być unicestwiona za drogie pieniądze? Od czasu paniki z BSE takie są przepisy, a płaci konsument 🙁
Szwajcaria ma chyba najniższe spożycie mięsa w Europie, ca 50 kg/osobę, w tym ca 10 kg wołowiny, 26 kg wieprzowiny, 3 kg cielęciny, 8 kg drobiu.
W Polsce w 2007 – 77 kg mięsa na osobę, w tym 4 kg wołowiny i 24 kg drobiu. We Francji i Hiszpanii jedzą po 100 kg mięsa na osobę 😯
Ludzie, wstydy nie macie. Na świecie kryzys, a Wy tylko o żarciu dzisiaj. Te naleśniki wprawiają w melancholię, a wołowina również. Pewnie, że się w Polsce nie rozpowsdzechni, a tańsza nie bedzie, szczególnie, jeżeli ma byc lepsza. Jadłem w sobotę wołowinę gotowaną w czerwonym winie po langwedocku przyrządzona przez rodowitego Langwedocczyka. Marzenie. Cena: 26 PLN. Gdy czytałem, co Gospodarz pisał o teście, zastanawiałem się, czy polscy hodowcy potrafią doprowadzić do tego, żebu wołowina nie była twarda. I na tym sprawa się rypła. Ilekroć kupujemy wołowine we Francji, Hiszpanii czy we Włoszech, wystarczy ją lekko poklepać, nawet trzonkiem noża zamiast tłuczka. W przypadku polskiej to nie przechodzi. Przyznaje jednak, że w Polsce kupujemy wołowinę gdzie najtaniej.
Sacher popularny w całej dawnej monarchii austrowęgierskiej był pierwszym deserem zmówionym przez nas na pierwszym wyjeździe turystycznym na Zachód, a konkretnie do Wiednia. Oczywiście u Sachera. Stąd sentyment do tej słodkości. Potem nieraz jadaliśmy w Czechach, ale na ogół nie był tak dobry.
Rear jest dla niektorych zbyt surowy i cieknacy krwia w srodku. Well done jest przesmazony i twardawy, a jak glupia restauracja to spalony. Pod koniec smazenia dobrze jest pomacac; skorka winna byc twarda i prawie czarna, ale steak musi byc bardzo miekki (tender) w srodku. Wszystko zalezy od dopasowania czasu do patelni i ognia. Niektorzy dodaja meat tenderizer dla zmiekczenia.
Slawek
Slyszalem, ze najbardziej wyrafinowany w smaku smalczyk wytapia sie z zab. Ale trzeba wybierac tylko tluste.
Whooohooooo! Primitivo na wyprzedaży! Alicja zrobiła zapasik…Coś ludziska omijają tetraPAK-i.
Mnie wszystko jedno, a juz zwłaszcza jak obniżają cenę o ponad 4$ na butelce! 😯
Ponadto… dziewczyny, zakupiłam tusz do rzęs (mascara mi nie przechodzi przez gardło) firmy L’Oreal, Volume Shocking waterproof. Nałożyłam na rzęsy wczoraj. Otóż faktycznie 😯 rzęsy mają ćwierć kilometra! A moze i więcej. Tylko pytanie – czym to cholerstwo zmyć?!
Omal sobie wczoraj nie wyszarpałam tych rzęs, nie działają płyny do demakijażu, nawet wazelinę próbowałam. Po prostu shock 😯
Skanuję stare zdjęcia, Oto, co nalazłam…zaznaczam, że nie zagadka, bo to za łatwe, a poza tym dopiero co wysłałam jedną nagrodę za poprzednią zagadkę 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Drzewko2.jpg
Zdjęcie fajne, ale rzęs nie widać. 😉
Alicjo, czyżbyś zafundowała sobie makijaż permanentny?! A tak na serio, to są specjalne płyny do zmywania wodoodpornego tuszu.
Ktoś niedawno pokazywał tutaj, co to Natura nie potrafi…natrafiłam w swoich zbiorach na takie zdjęcie:
http://alicja.homelinux.com/news/hpim0416.jpg
Also!
Toż pytałam dzisiaj panienki w sklepie… my 20 lat za tymi tam… tylko zwykły płyn do demakijażu, co to nie działa! Przyznaję, że trochę sie zmyło, ale tylko trochę! Sama nie wiem, czego się czepiam… w końcu czarniejsze rzęsy i tyle. No i jakby dłuższe… obiecali szok? Obiecali, to mam!
Pyro, 10:51
Monitory posiadaja na ogol panel do regulacji parametrow.
Te bardziej nowoczesne maja klawisz menue i pokazuja na ekranie opcje do wyboru.
Moze podaj nazwe producenta i modelu monitora, a my juz sprawdzimy, do czego jest zdolny.
Alicja, 10:56
Przeca napisalem, ze fotki czekaly od Wszystkich Swietych…
No dobra. Mam tez zimowe, z Gospodarzem w Stolicy:
http://picasaweb.google.com/picasso739/KrLikarnia
No i co? Trawa i tutaj jakby zielona… 😉
Potrzebny mi ktoś z Londynu GB, przyznawać się, ale już!
Paweł … 🙂
A Gospodarz skojarzył mi się natychmiast z Mr. Watsonem 😯
Ja prosze medium +. Ale jutro, bo teraz zajadamy sie faworkami wedlug Pyry, drugi rzut. Pycha 🙂
Alicjo, nie chce Cie straszyc, ale przypomniala mi sie „Ania z Zielonego Wzgorza”. Ona sobie kiedys wlosy ufarbowala i trzeba bylo obciac 😉
… bo jak ja w Londynie bedę miała cały dzień na Londyn, po drodze do tej Afryki, co to pisałam wcześniej, to mój siostrzeniec, Londyńczyk od lat, akurat będzie w Polsce 🙁
Pisze do mnie – ciocia, trzeba było tydzień temu…
No wiecie co?! Tę Afrykę wymyśliliśmy wczoraj po południu i zarezerwowaliśmy lot!!!
Najchętniej spotkałabym się z Heleną, ale ona już tu nie bywa 🙁
Elu,
ja chyba jestem jedyną kobietą (byłą dziewczyną…) na świecie, która nie czytała „Ani z Zielonego Wzgórza”, chociaż autorka Kanadyjka. I telewizyjny serial puszczaja co rusz. A mnie nie rusza 😯
Tak sie zastanawiam, czy ten tusz do rzęs nie był kupiony promocyjnie. Jeżeli tak, to może kosztował 1/4 ceny płynu do zmywania takiego cucu. Czekamy na Picassę z rzęsami. A primitowo zazdrościmy, bo jesteśmy miłośnikami prostych win apulijskich. Chyba że to jakieś inne primitivo, ale z innych regionów nie znam.
Alicjo, nie wiem, jak odebralabym te ksiazke, gdybym ja teraz miala czytac po raz pierwszy; w dziecinstwie byla moja ulubiona, obok „Dzieci z B”:)
No i dawny sentyment pozostal. Serial tez kiedys ogladalam, ale to zupelnie ina historia!
Elu!
Dzieci z Bullerbyn to było to!!! I Fizia Pończoszanka!!!
Co do tej Fizi, to przez jakis czas myłam tak włosy… jajo trzask i tak dalej, i okazuje się, że to było całkiem niegłupie!
Alsa przesłała mi „Dzieci…” parę lat temu, pięknie się to czyta! Astrid powinna była Nobla za to…
Pewnie sie bali, ze ich o kumoterstwo posadza 🙁
paOlOre !
Czy dobrze zrozumialem, ze Gospodarz zamieszkal w Królikarni. O ile pamietam, to tam mieszkal Mistrz nad Mistrze dluta i pedzla Xawery Dunikowski. Zaprzyjazniony z moim ojcem. Razem budowali Cmentarz Pomnik Zolnierzy Armii Czerwonej przy Alei Zwirki i Wigury. Jadac na lotnisko Okecie po lewej stronie za ogródkami dzialkowymi POD. Teraz tam zapewne zadepelerowali pelno kurnych nowobogackich paacyków.
Wyczynem Mistrza bylo oswiadczenie na konferencji prasowej, z udzialem przedstawicieli swobodnej, zachodnio zagranicznej prasy, w calkowicie nieslusznych czasach, ze w czasie Drugiej Wojny Swiatowej, cytuje:
„bawilem w Oswiecimiu jako Haftling”
Pewnie stad braly sie potem jego dziwne sentymenty.
No, a teraz siedziba Gospodarza.
Sprawiedliwosci stalo sie zadosc
Pan Lulek
G. Okoniu,
rear zamiast d..a? 😉
Przypomniał mi się stary dowcip, jak ma wyglądać stek dla prawdziwego kowboja: z tyłu podetrzeć, z przodu obłamać rogi 😉
Stanisławie,
nie sądzę, żeby to zwierzęta były twarde, to raczej mięso niedojrzałe, nie odwisiało swojego i jeszcze ma stężenie pośmiertne 🙁 Kruszenie mięsa wiąże się z utratą wody, a więc wagi, czysta strata dla producenta…
Panie Lulku,
o ile dobrze kojarzę, to Mistrz Xawery miał tam dostać mieszkanie i pracownię, ale chyba nie zdążył z tego skorzystać. Na pewno jednak znalazły się tam jego prace.
…a propos Oświęcimia. Chyba nikt nie napisał na ten temat lepiej niż Wiesław Kielar. Anus Mundi.
… a propos Auschwitz. Chyba też nikt gorzej…
N e m o
Nomen omen stary paskudnik Harry_potem pisal na Blogu: „Nemo, ty stara dupo !” a ja go za to karcilem; co sie odwlecze to nie uciecze…
Nemo, pewnie masz rację, ale nie zmienia to faktu, że surowiec na befsztyki jest twardy choćby za życia był mięki. Z drugiej strony słyszy się o zabiegach zmiękczających mięso jeszcze za życia. Ponoć gdzieniegdzie barbarzyńcy obijają mięśnie krowom, żeby kruszały. Trudno mi zrozumieć, dlaczego ma to działać pozytywnie – chyba robią się krwiaki, które nie powinny dobrze wpływać, ale może są jakieś metody obijania bardziej wyrafinowane.
Nie zrozumiałem, co z tą Królikarnią. Nie znalazłem wyżej niczego na ten temat. A o Dunikowskim znam niezłą anegdotkę, ale publicznie nie wypada, bo są słowa nieprzyzwoite. Ale jak już zacząłem… Do drzwi pracowni zadzwoniła dama umówiona na przeprowadzenie wywiadu. Mistrz miał zwyczaj pracy nago. Ogarnięty pasją twórczą bezrefleksyjnie otworzył i wpuścił damę. Widząc przerażoną minę zorientował się w czym rzecz, po czym z ujmującym uśmiechem zapytał: „No co, …a nie widziałaś?”. Wstawiłem literkę i wykropkowania odwrotnie, niż zazwyczaj na potrzeby Łotra. Ponoć autentyczne. Mogłem cel wizyty pokręcić, bo syn bliskiego przyjaciela artysty opowiadał mi to ze 40 lat temu.
Też wydaje mi się, ze Dunikowski tam nie zdążył zamieszkać, ale jego muzeum jest do dzisiaj. Budynek miał być kopią Villa Rotonda Palladia na obrzeżach Vicenzy, ale moim zdaniem oryginał jest mniejszy, albo się taki wydaje w otoczeniu samej zieleni.
Stanisławie,
Pan Lulek nawiązał do komentarza o 21:21
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=724#comment-131207
Tam był sznureczek do zdjęć mojego spaceru z Gospodarzem odbytego właśnie w Królikarni i okolicach.
Stanislawie !
Wbrew pozorom Królikarnia miala dosyc duzo wspólnego z krowami. Co prawda krótko.
Po wyzwoleniu Warszawy, o czym tak wspaniale pisala ostatnio „Polityka”, byl problem z mlekiem i miesem. Okoliczna ludnosc na poludnie od Dworca Poludniowego czyli tak zwanej ciuchci do Piaseczna usilowala pasac krowy na terenie tejze Królikarni. Krótko trwal ten eksperyment bo wypasywane regularnie wylatywaly w powietrze na minach pozostalych z okresu ostrych walk jeszcze podczas Powstania Warszawskiego. Potem byl to martwy obszar az do czasu akcji rozminowywania.
Teraz Gospodarz moze tam na moja odpowiedzialnosc spokojnie zamieszkac,
Pan Lulek
Pyra Młodsz powiedziała że wołowina jest obłędnie droga i opowiada że tylko z ras mięsnych – powiem tylko że to bajki. Nie wierzcie w to bo czy 30 zł czy 40 za kg miesa w 100% to tak wiele przy tym że płacimy średnio 25 zł za kg szynki w której jest połowa wody zaklęta substancjami funkcjonalnymi i solą. Nie prawdą jest też że tylko z ras mięsnych jest produkowana wołowina kulinarna. Wołowina w systemach jakości w Europie i na śiecie jest produkowana w oparciu o rasy krzyżówkowe. Jedzcie wołowinę polską myśląc dlaczego warto ją jeść a nie sugerujcie się Pyrą – bo to niesprawdzony kartofel.
aż mnie kusi żeby się wybrać do Makro i sprawdzić w końcu te wołowiny