Moje perły
W pierwszy dzień Nowego Roku 2009, odpoczywając po sylwestrowej nocy pełnej huku i obżarstwa, leniwie czytałem Wasze komentarze. I o godzinie 18.05 przeczytałem rozpaczliwe wołanie Marialki o ulubione a wykwintne dania karnawałowe. No i po cóż cały mój wysiłek? Do czego służą te wszystkie opowiastki, felietony i cytaty? Wszyscy je czytają a Marialka nie?!
Przecież o wykwintnych daniach karnawałowych nasz blog ględzi ostatnio bez wytchnienia. Sam napisałem setki słów na ten temat. No bo rozważ Marialko czy bażant pieczony z piersią owiniętą plasterkami słoniny nie jest daniem wytwornym? A dwa tuziny ostryg (za niewielką detaliczną cenę 2 zł 80 gr sztuka) to też mało wytworna przekąska? No to dodaj do tego kalmary panierowane smażone w oliwie i krewetki olbrzymie z czosnkiem oraz cayenną – to mało? Jeśli mało, to dodaj jeszcze do bażanta chateauneuf-du-pape z roku 1999, a na śniadanie noworoczne weź (bo jest w naszym spisie potraw) jajecznicę z szampanem! Będzie dość wykwintnie czy jeszcze mało?
Ja rozumiem, że gejsza ma inny gust niż byle kmiotek z Kurpiów, ale żeby aż do tego stopnia?!
No dobrze. To dorzućmy wszyscy jak tu jesteśmy coś wytwornego by zadowolić tę skośnooką piękność do końca karnawału. Na początek moje propozycje na karnawałowe spotkania na stojąco:
Galaretka z indyka
Jajka na twardo z pastą śledziową i kawiorem
Ryba faszerowana z rodzynkami
Gruszka z gorgonzolą i winegretem
Pasztet z zająca z żurawiną (dla mięsożernych)
Bliny gryczane z kawiorem i smietaną
Boef Stroganow (dla tej samej kategorii balowiczów)
Barszcz z uszkami grzybowymi
Piernik
Faworki
Bezy
Wszystkie dania do łatwego wykonania a produkty w zasięgu ręki. Resztę dodajcie sami pamiętając, że nasza gejsza mięsa nie tyka. Ale jej goście być może tak. Smacznego karnawału.
Komentarze
Droga Pyro,
przeczytałem Twoje narzekanie, że musisz jeszcze czekać na rozwiązanie quizu sylwestrowego. Nie czekaj i nie mecz się. Cofnij komentarze w rubryce „Zgadnij co gotujemy(115)” i w dniu 31 grudnia o godz. 11.17 jest rozwiązanie i laureat. A nawet żal, że przysyłając dobrą odpowiedź spóźniłaś się w tym wyścigu. Ale przecież tyle jeszcze quizów przed nami…
W nowym roku wszystkim nam bedzie świecić słońce!
Propozycje dla gejszy zabrzmiały trochę po krakowsku (Mariacko 😯 ), a może ją suszi? 😉
U mnie mgła od rana, ale w górach podobno słońce i nie tak mroźnie, więc udaję się w wyższe sfery (geograficzne). U nas dziś jeszcze święto.
Szefie,
Pyra zdaje się nie narzekała na brak rozwiązania, lecz na pojawianie się zagadki przy każdym wejściu na blog. Ale już jest lepiej 😉
😆 😆
No dziękuję za przypomnienie o sobie, Piotrze. Czytam, czytam. Ale chcę więcej. Także od współblogowiczów.
Naprawdę mnie rozbawiłeś i rozczuliłeś zarazem.
Dzień dobry Szampaństwu.
Marialka, nie bądz taka zachłanna, bliny z kawiorem niech Ci wystarczą. Zdaje się, że dnia przybywa, ale u mnie dopiero co się lekuchno rozwidnia…bardzo lekuchno. I jest -6C. No cóż… zima!
Nemo dobrze prawi!
Jednocześnie sprawozdaję, że faworki usmażone i jeżeli Marialko dwom pannicom potrzebne, to niech któraś podleci i zabierze, ale najwyżej połowę. Reszta wrzucona w jakiś karton po butach za godzinę powędruje na pocztę, żeby nasz łasuch od św. Michała miał na Trzech Króli (inaczej będzie marudził pół roku). Tu zaznaczam, że faworki udały się średnio – nie są tak kruche, eksplodujące, jak zwykle. Nie było u nas tłustej, kwaśnej śmietany, tylko 12%, a to stanowczo za mało.
Marialko, przyszło mi na myśl, że b.wytworny byłby placek szpinakowy z serem plkeśniowym na francuskim albo kruchym cieście (są w rolkach gotowe, schłodzone, tylko w formę i do piweca. Dla gości zaś podobne nadzienie w też gotowych babeczkach (są słodkie i są :wytrawne) 50 szt ok 12 złotych. Napełnić i zapiec
Dzień dobry Państwu,
Wszystkim życzę wszelkiej pomyślności w Nowym Roku, wygranych w konkursach Gospodarza i sukcesów, w tym kulinarnych 😉
Do wykwintnych przepisów nie mam dzisiaj głowy, bo chyba mnie bierze jakaś angina. Trzeba się wylogowywać i iść do domu. Może gdzieś po drodze uda się kupić faworki…. To by było piękne!
Nie wszyscy pewnie oglądali, a na winach to trzeba się znać…
http://www.youtube.com/watch?v=jcyTOrWwuMk
http://www.youtube.com/watch?v=kqd5jH0si4g
http://www.youtube.com/watch?v=y_gccDwTiXA
Smacznego roku życzę Wszystkim 🙂
Cala dyskusja wyglada na jakies nieporozumienie. Jest od dawien dawna wiadomym, ze dla geiszy najlepsze sa stringi. Znakomicie nosza sie pod kimonem. W tym przypadku niezastapiona jest opinia Alicji która jak wiadomo wykonala na drutach trzy komplety kostiumów bikini dla pieknej Heleny. Wisza te kostiumy u wejsciu do Muzeum Parmezanu u góry po lewej stronie na samym poczatku trojanskiej ekspozycji. Stringi naszej gejszy tez moglyby zawisnac w jakims godnym miejscu, na przyklad w sypialni, jako chwilowo niepotrzebne.
Tylko pytanie w czyjej. Potrawy i napitki mozna wybierac w trybie roboczym.
Pan Lulek
Panie Lulku – nie będziesz miał faworków na Trzech Króli. Właśnie wróciłam z poczty. Oni pogłupieli dokumentnie. Pani oznajmiła, że kartonik po butaCH (PO PANTOFELKACH, NIE PO KOZAKACH) JEST ZA DUżY GABARYTOWO I MOżE Iść TYLKO JAKO PACZKA. nO DOBRA – NIECH BęDZIE. pACZKA MIAłA WAGę 78 DKG (CZYLI przedział taksy 0.5 – 1 kg. Sześćdziesiąt (60) złotych. Dobra = przesypię w największą bąbelkową – nie może pani, bo to tłuste. Zabrałam paczkę do domu. Mam 60 złotych, przecież dopiero po 1-szym, ale nie zapłacę ceny absurdalnej, przekraczające 7-8 razy wartość zawartości.
P.Lulek – moja znajoma w sąsiednim bloku korzysta ze swojej kawalerki mniej więcej tydzień na 2 miesiące. W razie potrzeby obiecała klucze, w ramach uprzejmości, całkiem za frico. Przyjedź Pan do Pyrlandii – pomieszkasz kilka dni w samodzielnym mieszkanku, będziesz do Pyr przychodził na naleśniki i faworki (naleśniki Ci usmaży Marialka. Robi lepsze), możesz dostać szare kluchy z kapustą i mnóstwo innej dobroci lokalnej. O kilometr od Twego potencjaknego mieszknia jest cłoroczny stok narciarski , o 2 kn jest Ostrów Tumski i katedra, o 2,5 km Stare Miasto. A o poczcie lepiej zapomnieć.
Pyro droga, skoro jestets przy faworkach, czy mozesz zdradzic wedlug jakiego przepisu je robisz? Moje sa dobre wlasciwie tylko swieze, nastepnego dnia juz smakuja lekko kartonowo, a wysylania ich gdziekolwiek nawet nie moge sobie wyobrazic, bo kto chcialby jesc ciastka o smaku papieru?
Nie pamiętam jak robi Pyra, choć to już podawała na blogu ale tak robi Basia i zawsze są kruche i pyszne:
Faworki
20 dag mąki,3 żółtka, 4 łyżki gęstej śmietany, płaska łyżeczka proszku do pieczenia, łyżka spirytusu (może być ocet), szczypta soli,50 dag smalcu, cukier puder
Mąkę zmieszać ze śmietaną, zrobić dołek i dodać żółtka, spirytus lub ocet, szczyptę soli oraz proszek do pieczenia. Starannie wyrobić ciasto. Potem przez kwadrans bić je wałkiem. Rozwałkować jak najcieniej posypując ostrożnie mąką. Pokroić na paski o szerokości 3 cm a długości 15 cm. Każdy pasek przekroić wzdłuż w środku (ok.1/3 długości) i pasek przewinąć przez dziurkę. Roztopić smalec w rondlu i do mocno rozgrzanego wrzucać po kilka faworków smażąc na jasnozłoty kolor. Osączyć z tłuszczu na papierowym ręczniku. Przełożyć na półmisek i posypać cukrem pudrem.
No i mamy wreszcie ten Nowy Rok. Kolacja wyszla calkiem milo i smacznie. Lobster cos schrzanilem bo mimo, ze bardzo uwazalem to chyba za dlugo gotowalem. Szczypce byly mieciutkie ale ogon juz nie…nie wiem za dlugo a moze za krotko we wrzatku? Wlasnie z tym wrzatkiem mialem problem bo gar duzy wody chyba z 7-8 litrow i po wrzuceniu nie wiedzialem kiedy znowuz tak dokladnie zawrzalo a od tego momentu mierzyc mialem czas. No nic nastepny bedzie lepszy. Lobsterki byly calkiem pokazne bo po ok 750 gr kazdy. Zostawilismy wiec ogony palaszujac szczypce a z ogonow nastepnego dnia calkiem dobra saltke sobie homarowa zrobilem. Skorupy tez zostawilem bo mam ochote dokupic homarow i zrobic bisque. Cos mnie ostatnio strasznie na morze wzielo jesli chodzi o jedzonko. W zamrazalce ryby (chilean sea bass, halibut, cape capensis (merluza) i bassa, w Polsce zdaje sie zwana panga) stanowia chyba 50% zapasow. A do najblizszego morza mam ledwie 1000km.
Pogoda taka sobie, Dopadalo znowuz sniegiem. W tej chwili
-24C ale reszta tygodnia ma byc lepsza. Witam wszystkich smakoszy w Nowym Roku jeszcze raz zycze samych pysznosci.
Na Ostrowie Tumskim kradną samochody 🙄
Wróciłam z wyższych sfer. Zaprawdę, trzeba się wznieść nad poziomy (aktualnie 1600 m, od jutra 1800) aby zaznać widoku błękitnego jak likier z pewnej antylskiej wyspy nieba, śniegu o konsystencji i barwie cukru pudru z kryształkami diamentów i powietrza ostrego jak nóż japoński do filetowania fugu 😎 Miało być nie tak mroźnie jak wczoraj i było – mroźniej, -9 😯 Ale bez wiatru i częściowo w słońcu można było wytrzymać. Nawet Osobisty nie narzekał na chłód, mimo że zapomniał anoraka i musiał zadowolić się polarem. Dokonaliśmy pierwszego dobrego uczynku w tym roku: zwieźliśmy z góry i odstawili na dworzec dwoje wędrowców-rakieciarzy.
Mam pytanie zwiazane z przepisem na faworki ale nie tylko. U mnie moge dostac smietane slodka 33%, 36% albo kwasna, ktora jest gesta jak kwasne mleko przed rozbeltaniem tzn moge nakladac lyzka. Slodka jest oczywiscie plynna no i oczywiscie smak zupelnie inny. Ktora wiec uzyc jesli ma byc „gesta”?
Dziekuje za przepis, bede sie doskonalic w sztuce pieczenia faworkow 🙂
yyc,
w polskich przepisach gęsta śmietana jest zawsze kwaśna.
Panie Piotrze,
Może by tak wpuścić sommeliera…
Ela – to najprostszy i najlepszy przepis świata. Faworki nie tracą nic ze swej dobroci 5 dni )może i dłużej ale zawsze zostają zjedzone wcześniej)
Faworki Prababci Anny
żółtka, kwaśna, tłusta śmietana, szczypta soli, mąka przenna (najlepiej krupczatka) Nadmiar ciasta można zamrozić. Olej do smażenia, cukier-puder do posypania – ew.cynamon mielony
Zasada jest prosta – na każde żółtko potrzeba 2 łyżek kwaśnej śmietany (min.18%, lepiej 22%_ Na zwykły podwieczorek dla 4-osobowej rodziny robimy faworki z 3 żółtek, na przyjęcie dla 10 osób – z 6ciu. No i zaczynamy – żółtka do miski odmierzamy łyżkami gęstą śmietanę (dla 3 żółtek – 6 łyżek itd) wsypujemy szczyptę soli i stopniowo dosypujemy mąki zagniatając tak, żeby dostać ciasto ciut luźniejsze niż na pierogi.Zwijamy w kulę i min na 1 godzinę do lodówki, albo i na całą noc. To się robi błyskawicznie. Schłodzone ciasto dzielimy na części i walkujemy skąpo podsypując mąką cienko, jak najcieniej, Robimy faworki i zostawiamy na kwadrans, żeby przeschły. Smażymy w b, gorącym włuszczu – uwaga – b.silnie rosną, mają wielkie pęcherze powietrzne albo szregi mniejszych. Smażą się też b.szybko Wyciągamy na papierowy ręcznik żeby tłuszcz ociekł i na gorąco posypujemy grubą warstwą c.pudru (ew. miesznego z cynamonem)
Od trzeciej klasy podstawówki wiem jak się pisze pszenica i teraz wpadka z mąką pszenną. Skleroza.
Witam!
I przepraszam, ze ja, jak zwykle nie bardzo na temat 🙂
Otoz, napieklam ziemniakow w lupinkach cala blache, mialo byc na dwie osoby, a zostalam do nich sama i juz nie mam sily, zeby je zjadac z sola i maslem. A wyrzucac szkoda.
Jak moge takie ziemniaki pieczone o chrupiacej skorce i nieco przestygle juz, wykorzystac?
A na faworki to pojade niebawem do Mamy 🙂
A u mnie śnieg znowu…
Bass to panga? Nie wiedziałam… pełno tu tego w jeziorach. O jak mi się nic nie chce dzisiaj… na szczęście idziemy do znajomych na obiad. Faworków nie jadłam już ze sto lat.
Dzieki nemo, widze jednak, ze mam inny problem bo kwasna smietana u mnie to najwyzej 14%. Pewnie bedzie trzeba mieszac, zeby nieco procentow dodac….No nic przyjdzie czas to sie sprawdzi zawartosc tluszczu w tluszczu.
Basa…nie to samo co sea bass
Kochana Pyro !
Nie wykonuj sobie ambarasu. To wszystko wina Trzech Króli. Najsampierw nie przyjechali na zbiórke. Jako sankcje, zniesiono ich swieto poczynajac od krajów mahometanskich. Wobec tego weszli w stosunek z poczta, która nalozyla stosowne sankcje. Na nartach co prawda nie jazdze ale dziekuje za zaproszenie. Jesli sie zbiore to chyba nie wczesniej jak latem. Wtedy pozostana oczywiscie nalesniki wykonane przez Marialke. Moja chata jest jak na razie nieoblozona ale na poczatek kwietnia, dwa psy przywioza dwoje wloscicieli i beda uprawiac sport rowerowy. Wiele poza tym zalezy od decyzji Gospodarza czy w biezacym roku i gdzie zwola Zjadz, czy tylko zarzadzi wyprowadzenie sztandaru.
Uszy do góry i nie trac wskutek poczty dobrego humoru
Pan Lulek
A gdzie mam go wpuścić Drogi Zeenie? I co on ma tu robić? Wszelkie wzmianki o winie wzbudzają niezdrowe emocje i powodują blogowe awantury. Niby wypić przez internet trudno ale nawymyślać łatwo. A mnie z wiekiem minęła ochota na wrzaski. Raczej cieszy mnie spokój i sączenie w ciszy z pieknego kieliszka. I aby w tym szkle było coś rubinowego (czasem bladożółtego lub nawet zielonkawego), aromatycznego ze sporą dozą garbnika.
A na blog Drogi Panie Piotrze, a robić ma za rozrywkę i śmiem twierdzić, że negatywnych emocji wzbudzić w stanie nie jest 🙂
Przepis Pyry odrobine inny i bez proszku. Karnawal dosc dlugi w tym roku wiec bedzie okazja wyprobowac oba przepisy.
yyc – w Niemczech (m.in) mozna kupic kwasna smietanke pod nazwa „creme freche” (nie mam francuskich znakow, jakies kreski i kapturki powinny sie pojawic), ma 24 % tluszczu i jest bardzo smaczna; nie wiem, skad „nadajesz”, ale moze i u Ciebie mozna ja kupic.
Drogi Piotrze, jesteś naszym blogiem, nami, zmęczony?
Ależ tu jest wstęp wolny. Także dla sommelierów zawodowych i domorosłych. Ostatnio delktowałem się niedrogim (poniżej 50 zł) trunkiem spod Verony – Casal Vegri Valpolicella Ca’ La Bionda z 2006 roku. A zaraz potem trafiła mi się butelka o dwa lata starsza Petera Lehmanna Clancy’s. Była to mieszanka mojego ulubionego shiraz z cabernet sauvignon i merlotem. Oj, było o czym myśleć.
Zobaczymy czy to skusi jakiegoś sommeliera. Ja tymczasem wychodzę z domu i udaję się do przyjaciela, który ma to i owo w piwniczce. Mamy porozmawiać o perspektywach nowego roku w …bankowości.
Ależ skąd Marialko! Chodziło mi o to, że nie chcę wywoływać sporów. Choć prawdę mówiąc bardziej mi chodzi o pospolite awantury, które wzbudzały winiarskie wpisy. Ale jak mus to mus!
Południe minęło, nalałam sobie czegoś czerwonego i piję zdrowie somellierów. Marialko – nami się zmęczyć?!
Ależ wymyśliłaś! Takiej bandy jak nasza paczka to nie ma w całym swiecie!
Zeenie,
co to za tajemniczy somellier, co to ma robić za rozrywkę?
Ciągle mi się wydaje, że dzisiaj jest poniedziałek…
Odnoszę wrażenie, że pan Piotr nie zauważył mojego wpisu, który tkwi w poczekalni z racji umieszczenia trzech linek. A prowadzą one do występu sylwestrowego pana Marka Kondrata w TVP Kultura. Warto oglądać we właściwej kolejności. Pierwszą linkę serwuję, reszta łatwa do odnalezienia:
http://www.youtube.com/watch?v=jcyTOrWwuMk
Jak mus to mus… jabłkowy 😉
Dziękuję Ci Piotrze za uprzejmą odpowiedź. Ba, nawet jeśli nie jest to prawda, to jest to mile powiedziane.
Byłyśmy na chińszczyźnie. Warzywa po pekińsku z kasztanem wodnym ( jeśli nie pomyliłam nazwy ) łagodne, dobre i baaaardzo tłuste- niestety. Tym niemniej wyjście bez żadnych zobowiązań było szalenie miłe. Relaks. Pierwszy naprawdę porządny od 3 tygodni.
Water chestnut? Nie przepadam, ale to jest częstym squadnikiem (hey Johnny Walker!) chińskich stir-fry i nie tylko. W tłumie się zje…
A teraz mi się przypomniało, że Jennifer miała dla mnie spory pojemnik kimchi i zapomniałam zabrać 🙁
Uwielbiam takie ostre.
Przypomniał mi się znowu Wojtek z Przytoka – wie ktoś coś o nich? Przysiadłby się do stołu czasami…stęskniłam się za nim.
Cos mi sie pracowac dzisiaj nie chce wiec sobie ptaszki ogladam, ktore namietnie karmie. Biuro na parterze wiec karmnik jeden powiesilem przed oknem na drzewie a drugi wlasnego pomyslu na ziemi. Akcja odbywa sie wiec przed samym nosem. Mam dwa plutony wrobelkow (50-60, pare sikorek o tutejszej wdziecznej nazwie „chickadee” i dwa jeszcze nieco mniejsze takie chyba sikorkowate o potocznej nazwie „nut-hatch”. Te ostatnie pewnie ze wzgledu na rozmiar maja nieco pierdla, ze sie tak ladnie wyraze, bo zadko zagladaja. Ledwie widno sie zrobi za oknem mam ptasi koncert, wroble po swojemy, sikorki po swojemu ale czasem im cos ladnego wyjdzie razem. Kloca sie tez namietnie, swary nieustajace i wlasciwie to wszystko dosc komiczne. A zra jakby cale lato nic nie jadly, juz 2 worki po 10 kg poszly. Kolezanki z pracy zagladaja do mnie czesciej, zeby ptaszki poogladac to i dzien szybciej schodzi.
To powyzej tak a propos jedzenia…w koncu ptak to tez czlowiek.
ortografia sie klania …trzeba jednak sprawdzac jak sie pisze..))
zeen 🙂 piękne 🙂 zwłaszcza życzenia (odc.3)
…i proszę można o winie przystępnie i praktycznie – można 😉 🙂
Bąbelek do bąbelka
przyjemność to wielka 😉
Na kolację była świńska polędwiczka w plasterkach, zrumieniona na oliwie z masłem, podsypana zielonym pieprzem, podlana Remy Martinem, a na koniec posolona i podlana śmietanką. Do tego makaron i sałata oraz Chateau du Rocher Saint Emillion Grand Cru 2005 – dało się pić bez soku malinowego 😉
Pyra ma nowy komputer; tzn stary ale jary/ Wnuk mi przywiózł i zainstalował. Jutro albo w przyszłym tygodniu zainstaluje mi internet i zgra dane z tamtego dysku. Widać światełko w tunelu. Chciałam z tej okazji otworzyć czerwone Lacrima Christi del Vesovio, ale pomarzyć – to jest korek nie dla mnie. Nawet korkociąg nie wchodził. Trudno, nalałam sobie aroniówki.
nemo, nie wiem czy dobrze zrobiłaś, o tej porze roku dodatek soku malinowego jest bardzo wskazany 🙂 – może czasem otrząsnąć, ale czego się nie robi dla zdrowia 😉
emi,
dzięki za troskę 😉 Na naprawienie zaniedbań zdrowotnych trochę już za późno, bo wino się skończyło 🙁 To może ja jutro zażyję tego soku z piwkiem, jak wrócę z wyższych sfer w diabelskiej okolicy Les Diablerets… Robi się coraz zimniej, wszędzie 😯 Czy ktoś się orientuje, co z tym Golfstromem? Płynie jeszcze?
podobno pod prąd, po Sylwestrze
PS najsmaczniejszego ze wszystkich, dotychczasowych Nowych Rokow
Saint Emilion ma najbardziej przystepne grand crus … przynajmniej u mnie i widze nemo, ze pilismy takie samo wino na swieta…)). Inna rzecz ze maja jeszcze grand cru classe a te juz niestety znacznie drozsze. Czesto kupuje z Puisseguin ktore uzywa appelacji saint emilion. Na winach sie specjalnie nie znam ale polubilem pare i niewiele zmieniam. Mimo, ze mam pod bokiem, to cos za kalifornijskimi nie tesknie. W Kanadzie natomiast maja jedno z najlepszych „ice wines” na swiecie. Robia je w Ontario (Niagara-on-the-Lake region) i w Brytyjskiej Kolumbii w okolicach Okanagan Valley. Bardzo slodkie wiec tylko do deseru, musza byc dobrze (bardzo) schlodzone i powiem wam, ze niewiele likierow dorowna temu winu. Produkuje sie je glownie z Cabernet-Franc i Vidal winorosli, ktora sie przyjela dobrze w Kanadzie (klimat). Wiem, ze Niemcy je tez produkuja. Kiedys sobie pojezdzilem po winnicach zarowno nad Niagara jak i BC (parokrotnie). Kanada to ostatni kraj kojarzacy sie z winem a tereny jak we Francji, Niagara bardziej plaska ale BC pagorkowate i suche – winnice na stokach, chateau etc. Poczulem sie z powrotem w Europie. Przyznac tez musze ze wszedzie mozna bylo zrobic ture winnicy z testowaniem do woli (jak na razie bezplatnie). A w restauracji zjesc kaczuszke czy bizona popijac winem z krzakow, ktore otaczaja nas. Niesamowicie przyjemne wydarzenie. Za pare miesiecy kolejny wypad na dlugi weekend. Cos sie widze dzisiaj rozpisuje za duzo….mam nadzieje ze wybaczycie ale w biurze mi sie strasznie nudzi a na lunch jak wyskoczylem to tylko zmarzlem bo b. nieprzyjemnie(aktualnie -25C z wiaterem-37C) i szybciutko wrocilem. Jeszcze jedne 1.5 godziny i sie zmywam.
Marialko albo mówię prawdę albo milczę. Więc jeśli twierdzę, że Cię lubię to wierz w to! Basia uwierzyła i wierzy do dziś. I nie znalazła dowodu nieprawdy.
u mnie pada cały dzień
u Was też?
:::
wzomcnię odporność organizmu kieliszeczkiem
czegoś „cośtamcośtamu”
:::
ogólnie pozdrawiam po tej stronie Nowego Roku
Gieno
u mnie nie pada. To ja padam. Pod wpływem. Po rozmowach o przyszłości banków ( z moimi pieniędzmi) i łagodnej przekąsce z foie gras popijanej sauternem, jesteśmy w domu i oglądamy film sprzed lat, fotografowany przez polskiego operatora Kamińskiego nagrodzonego Oscarem, lekko przegryzając kutią (nędzne resztki) i popijając martellem.
I tak przetrwamy do poniedziałku. Wyjazd na wieś po jajka i kartofle. A potem prawdziwa praca w nowym roku.
Piotrze
a wydawało mi się, że to będzie film rodzinny
(zawszemi się myli z Kompanią braci)
też oglądam, sączę drinka
dojadam odsmażone resztki pierogów z kapustą
i kąsam kaczkę (resztki z sylwestrowej kolacji)
Pyra zjadła resztę świątecznego pasztetu i żal, że się skończył
Piotrze i cóż mogę wobec siły Twojego argumentu? Dziękuję za miłe słowo.
U nas wieczór testowania nalewek!
Pyro!
jakie wspomnienie we mnie obudziłaś pasztetowe
mmm… ale pasztet upichciliśmy w Bieszczadach
ze świnki, dzika, bukata, wołowiny, sarny i …smardzów
o mateczko, jeszcze się we mnie ten smak błąka!
przedwczoraj się skończył
Tu już widać chyba typowe „zmęczenie świateczne”. A dom niezbyt typowy, bo Carol (blondynka) jest znawcą tutejszych antyków , kupiła też niedawno antyczny dom (jak coś ma 50 lat tutaj, to antyk, że o ludziach nie wspomnę…) i bardzo to sobie ładnie urządziła. Meble zbierała przez lata. Pierwszy raz odwiedzałam ten ich nowy dom. Jedzenie było typowo kanadyjskie, kawałki wołu, ziemniaki, marchewki-groszki oraz bardzo dobra sałatka z brukselki, ledwie zblanszowanej, pokrojonej trochę, do tego kawalątka usmażonego boczku, cytryna, szczypior i pare innych rzeczy, pycha, o szczegółowy przepis jeszcze raz popytam Carol, bo nie chcę o czymś zapomnieć. Dobre to było. Jak zwykle miły wieczór w towarzystwie starych przyjaciół.
http://alicja.homelinux.com/news/img_6624.jpg
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-01-03.html
Po domu snuje się chłodek jakiś i trzeba się ubrać, żeby kataru nie złapać. Spojrzałam na fotografię Marka i zrobiło mi się jeszcze chłodniej – wieje z niej przejmujący, wilgotny ziąb. Za chwilę, kiedy wypiję kawę,. trzeba będzie złapać się za miotłę i ścierę, bo przez okres świąteczny nieco się nabałaganiło. Tymczasem w domu jest jeszcze ciaśniej – w moim pokoju aktualnie stoją dwa komputery i dwa monitory, a pokój 11 m.2 , w nim 2 biblioteczki, 2 komody, okrągły stół 120 cm średnicy, kanapa i 2 kwietniki. Na szczęście jeden z nich, wiklinowy, powędruje dzisiaj do śmieci – Radek którejś nocy kiedy się nudził przegryzł jedną z poprzeczek u podstawy i trzeba było zdjąć z niego doniczki, bo wszystko mogło się zwalić. W kuchni też zrobiło się ciaśniej – pod oknem, przy kaloryferze stanął obszerny apartament Radzia, zafundowany psu „pod choinkę” przez Rybę i Matrosa. Jest to największy jaki udało się kupić psi koszyk z materacykiem, z powodzeniem zmieściłby się w nim doberman, a może i bernardyn. Młodsza Pyra błysnęła epokową głupotą – kiedy ustalały z Rybą jakie to posłanie ma być, Córcia złapała miarę krawiecką i zmierzyła piesa od czubka nosa, do końca ogona i dodała jeszcze 15 cm na wyciągnięte do tyłu łapki – no i wyszedł jej metr. Nie wiem jak to dalej będzie, bo Radek nie chciał w tym salonie siedzieć, o spaniu nie było mowy. Z boku jest przywieszka kartonowa z dumnym napisem :”Hilton”. Słowo daję, „Hilton”. No i fajnie – będzie psiak miał rozrywkę – kwietnik oprzeżarł, a tu tyle wikliny do gryzienia.
Fajne markowe zdjęcie. Prawie słyszy się chrzęst ocierających się o siebie kier (?); no bo chyba nie krów(?). 😉
Lubiłem takie widoki nad Wartą, w Puszczykówku.
cześć Bando
piję kawę
wymyślam postanowienia noworoczne
z radia, prasy, telewizji atakują mnie politycy
a przecież zapowiadała się taka ładna sobota
http://picasaweb.google.pl/Brzuchomoowca/SobotnieWidokiZOkna#
:::
chyba pójde i puszczę lotka
bułki kupię, twarożek ..jajko na miękko ugotuję
A dzień dobry Szampaństwu…
O, jajka na miękko! Dobry pomysł, tylko nie o szóstej z minutami rano…Podobno dnia przybywa, ale o tej porze u mnie jeszcze nie widać.
Gieno ,
po cholerę Ci jakieś postanowienia noworoczne, to jest passe’ – będzie co będzie, po co wywierać presję na siebie, że coś się postanowiło i wypadałoby dotrzymać 😉
Totolotek dobra myśl, jak będzie stosowna pogoda, może też udam się za róg i wyślę.
p.s.Brzucho,
zima jak u mnie, nie przymierzając… 😉
Podatek od szczęścia ważna rzecz.
Dziś rano wyszedłem z domu skoro świt. Słoneczko ledwo co wylazło zza horyzontu a ja już byłem na stanowisku. Było pięknie – rezultaty mojej pracy jutro i w kolejne dni. Zmarzłem potwornie i zesztywniały mi wszystkie członki z nosem włącznie.
Teraz pogoda się psuje, pewnie będzie padał śnieg.
Ps
Już odttajałem, zjadłem wielką michę zupy mlecznej z własnoręcznie zrobionym makaronem. Udał się jak żadko kiedy.
Alicjo
w moim przypadku
to raczej lista spraw i rzeczy obiecanych
robię te postanowienia aby nie zapomnieć 🙂
a z klasycznych postanowień ..to schudnąć
..bo z ostatniego chudnięcia to mi sześć dodatkowych kilogramów zostało
aż się boję ile teraz przybiorę na wadze
Błąd z założenia, Brzucho.
Najlepiej nie robić listy i nie pamiętać 🙂
Idę dospać… wpół do ósmej i dopiero się rozjaśnia cokolwiek…
..już po liście widzę, że wieje nudą
zjeść, spalić czy zgubić?
Obejrzałem to, co podrzucił wczoraj zeen i skręciło mnie.
Jest mi smutno, ze powodem do śmiacia są ludzkie słabości i nieszczęścia: alkoholizm, pijaństwo, bycie na bani.
Zdarzyło mi się dwukrotnie nie przejść przez szklane drzwi bez ich otwierania.
Wiem i odczułem to na własnej skórze, ze i to, nie jest również zabawne, wbrew temu, co niekiedy telewizorki próbują okazać jako komiczne zdarzenie.
Naturalnie, ze każdy śmieje się z czego innego, ale odczuwać satysfakcje z cudzego nieszczęścia i wysłuchiwać napranego gościa, którego w realu wielu omija wielkim lukiem, nie należy do moich kategorii śmiacia.
Naturalnie ze nie mam pretensji do M. Konrada ze cos takiego robi. W końcu to nie jego wina / tylko pośrednio /ze oglądaczy rozweselać mogą tego typu scenki.
Ostatnio uśmiałem się do brzucha bólu, kiedy wystawiałem ze zmywarki wyprane naczynia. Stał tam karton 3,5% mleka.
No i z Marka członka 😉 ze ma tak odwrotnie z tym sztywnieniem.
😆
Córcia z psem dziś – jutro wraca, więc pora była uzupełnić zawartość lodówki. A tu w sklepie i wczoraj i dzisiaj puchy. Owszem – wędliny w ogromnym wyborze, ale mięsa tyle, co kot napłakał. Chciałam gotować rosół – nie ma z czego. W końcu kupiłam tzw golonki z indyka czyli część udźca – 2 szt i pół kg kurczaczych wątróbek. Kawałki indycze zamarynuję w „staropolskiej”, proszku grzybowym i jałowcu, a wątróbki można usmażyć w każdej chwili. Xapłaciłam też podatek od marzeń, czyli wysłałam totka.
Nb. w prezencie od Ani dostałam los „milions” (taki sam dostał Synuś) za 20 złotych. Losowanie było w Sylwestra. W Nowy Rok weszłam na stronę Lotto, żeby sprawdzić, a tam ładne okienko i napis : wpisz numer swojego losu. Wpisałam. Maszyna wydrukowała to wielką trzcionką i znowu polecenie : zatwierdź numer. Zatwierdziłam, czyli kliknęłam. Polecenie – sprawdź wyniki. Sprawdzam, a tam wielki napis : Tym razem nie była to Twoja najkrótsza droga do miliona!
A ja musze sie podzielic, iz nie mam zadnych postanowien na nowy rok, chce tylko przetrwac, po pieknej Austrii mam wrazenie, ze odgarniam jakies kupy mulu, ktore mi zawalaja droge, nie chce miec nic wspolnego z zadnym pracodawca stalym ani senackim ani prywatnym ani panstwowym, od 1.12-go nie byli w stanie opracowac moich dokumentow, pogubili je i na koncie nic a ja musze wszystko dostarczac nowe i bede czekala do nastepnego miesiaca az oni przerobia zaleglosci z grudnia. Zwolnic mnie nie chca chyba, ze sama wymowie.
Powodem do śmiania się nie był żaden z wymienionych przez Ciebie, johnny walker, raczej zderzenie wizerunku znanego z kulturalnego i eleganckiego stylu bycia, tudzież wielce popularnego aktora – sommeliera z tresciami przekazywanymi przezeń w trakcie zabawy sylwestrowej…
Docenić należy autoironię M.K. i klasę, z jaką te scenki zagrał…
Morąg – wyrazy współczucia. Myślałam, że dokumenty giną tylko w słowiańskim bałaganie,
Przepraszam, ze wogole o takich rzeczach pisze, pieniadze na zycie mam bo podejzewalam, ze tak bedzie, poza tym mam znajomych „rowerzystow” z Przyjacielem, zniechecajacy do zycia jest ten globalny idiotyzm i niewydolnoac ludzka, od poniedzialku musze wziac chorobowe i lazic, wysiadywac ,potwierdzac od nowa dokumenty, donosic do administracji, gdzie oni mi mowia, ze oni tez tylko ludzie.
Tak wiec prosze dzisiaj wypic zdrowie „rowerzysty” i jego Przyjaciela, ktorzy sie zawsze zachowuja porzadnie.
A już myślałaś, Pyro, że do miliona dojdziesz na skróty 😛
Nie podejmuję noworocznych zobowiązań. Uważam, że składa się je po to, żeby odroczyć początek. Albo się- z wygody, lęku albo paru innych powodów podobnej natury- za jakąś istotną dla mnie w życiu nie zabieram w ogóle, albo decyduję się jednoznacznie i zmieniam od razu. Bez odraczania choćby do jutra. Dyscyplinuję się jeśli uznam coś (nierzadko po wstępnym etapie udawania, że to przecież nieistotne) za bardzo ważne.
Zjadłam resztki z lodówki. Teraz mamy tam tylko musztardę, czerwoną cebulę, pół główki czosnku, marynowane papryczki chili oraz maseczki do twarzy nawilżające, oczyszczające i regenerujące ( liftingujących brak ). Oraz cztery lakiery do paznokci.
Jedziemy do kina na film, którego tytułu nie pamiętam. A potem- na porządne zakupy żywnościowe. I żeby tak wyglądała lodówka u kulinarnej blogowiczki! ❗
Johny warto było pobiegać po polu z rurą i zesztywnieć tuż po wschodzie słońca. Pada śnieg i pewnie wszystko zasypie to co udało mi się sfotografować.
U was w Berlinie takich mrozów to nie ma.
U mnie jest Bardzo Bliski Wschód a potem to już Syberia.
Pomysł Morąga wzniesienia toastu za Johnny’ego i Przyjaciela, opopieram w całej rozciągłości. Dzwoniła Młodsza, że już jadą, będą ok 18.30 i żeby zrobić jedzenie dla psa, bo głodny. Z powyższwego wynika, że jutro odpoczniecie sobie od Pyry.
Zdrowie Johnniego i Przyjaciela juz wypilam winkiem Junkersow od Pana Lulka, przy okazji tez i zdrowie Wojtka z Przytoka, gdyz moj gosc, berlinski artysta, pisuje do tego samego czasopisma co Wojtek.
Zobowiązań noworocznych nie podejmuję, nie podejmowałem i mam zamiar tak pozostać.
My, aby wejść w ten Nowy Rok na jako tako wysokim poziomie, no może nie tak wysokim jak Nemo, bo kto ma za domem takie wysokie poziomy?
Kto? No może w Calgary takie są, ale nie w Wawie.
Więc aby tego dokonać wdrapaliśmy się na drugi, najwyższy z dostępnych poziom teatralnego balkonu. A co? Trzeba wysoko, aby było z czego spadać.
Balkon był wysoko, ale to co działo się na scenie było lekko niepokojące.
Artyści jak artyści, dawali z siebie wszystko, ale techniczni powiem Wam w zaufaniu, musieli być pewnie jeszcze pod wpływem sylwestrowych zabaw.
Z początku prawie zwalił się na scenę potężny kawał dekoracji, artystce nic się nie stało, przestraszona przewróciła się tylko na scenę.
Niedługo potem, jeden z tych technicznych spadł tak gdzieś z wysoka prosto na scenę! fiuuu i już. Trup! Nie przerwali, wynieśli i grali dalej.
Ale gdy wprost spod teatralnego sufitu zwalił się na scenę ogromny żyrandol to teatralni nie wytrzymali, kuryna poszła w dół. Przerwa.
Pozbierali się jakoś, żyrandol wciągnęli na miejsce i grali dalej. Grali i śpiewali, bo to taki śpiewany teart był. Byly jeszcze parę obsuwek, na koniec to tytułowy bohater zniknął ze sceny!! Jak Copperfield!! Był facet i nie ma faceta, jak w ruskim cyrku. Może on tak ze wstydu? Ale na brawa wyszedł, dostał nawet jakieś małe kwiatki, największe dostała dziewczyna z baletu. Bukiet róż! pewnie jakiś tajemniczy wielbiciel…
Po tych wrażeniach udaliśmy się w celu uspokojenia skołatanych nerwów do mieszczącej się prawie na przeciw teatru knajpy aby zażyć coś na uspokojenie. Antkowa nie życzyła sobie bym zdradzał jekie piła krople..ja wypiłem czerwone argentyńskie, bez soku i bez bąbelków….na przegryzkę zażyczyłem grzanki z suszonymi pomidorami. Smaczne były.
Tak się rozpisałem bo mi w piecu siedzi łopatka, nie moja, nie! wieprzowa.
Daje sobie radę tam sama, nie muszę jej towarzyszyć. Będzie ona składnikiem bigosu wedle przepisu pani Nelli Rubinstein. Ktoś ,kiedyś, dawno już chwalił ten bigos więc zaciekawiony zakupiłem książkę i już raz wykonałem. Tak z rok temu, był bardzo dobry, pora więc powtórzyć!
Bigos w domu to zawsze ja, ale nigdy według jakiegoś przepisu, tylko taka jazda dowolna. Ten jest rozpisany na kilogramy, gramy, sztuki, ziarenka i minuty. Jak partytura!! I gotów, przy sprawnej organizacji, po dwóch godzinach. Te moje bigosy to musiały odleżeć, podochodzić do smaków, poodgrzewać co nieco, a ten pani Nelli gotów zaraz po wyłączeniu gazu.
Wcześniej też z radością był wyjadany z gara.
Dla niecierpliwyche jest wersja na szybkowar.
Udaję się więc w miejsce operacji „Bigos”.
Mam nadzieję że wrócę nie przytyty.
Ja teraz piję toast Gosserem z Gossinga, niedaleko Pana Lulka (coś się tu wszystko zaczyna koło Pana Lulka kręcić, Morąg popija wino, ja piwo – wszystko austriackie).
Piekę przepiórki na obiad, śmierdzi malizną, bo co to jest sześć przepiórek na dwie osoby, ale pan J. wymyślił, że tyle wystarczy. No trudno, musi.
Macie jakieś pomysły na przepiórki? Ja improwizowałam, powsadzałam każdej do środka po kawałeczku listka bobkowego, gałązce rozmarynu, po 2-3 ziarna jałowca, pół ząbka czosnku, osypałam dyżurnymi, zawinęłam w grube plastry boczku i do piekarnika.
Poza tym mrozno, wietrznie i słonecznie.
Muszę Antka opowieść jeszcze raz przeczytać, boć to horror, trupy na scenie 😯
Alicjo! mam nadzieje, ze pisanie o piwie Gösser z miejscowosci Güssing to tylko zart jezykowy 🙂
Tak naprawde piwo Gösser produkowane jest w browarze Goss w Leoben!
Wróciłam przytyta i opita i bez jednego zdjęcia 🙁 Jechaliśmy przez słynną dolinę Simmental (viele Kurven 😯 ) po oblodzonym i rozjeżdżonym śniegu, w pięknej zimowej scenerii, ale bez zatrzymywania, bo po drugiej stronie przełęczy czekali na nas z obiadem, a tu sznur samochodów i tempo 20-30 kmh 🙁 Po drodze temperatura spadała miejscami do -18°C, do celu dotarliśmy na rakietach i było nam bardzo gorąco mimo -10 stopni. Dróżką przed nami szły dwie sarenki, a nad nimi polatywał orzeł i helikopter. Obiad rozciągnął się na 2 godziny i 3 butelki wina na czworo, o planowanym rąbaniu drew do kominka jakoś wszyscy zapomnieli, a potem było ciemno i trzeba było schodzić i wracać przez ten oblodzony Simmental. 104 km w 2,5 godziny 😯
Do jedzenia był pasztet z sarny, kiełbasa z dzika pieczona w cebuli z czerwonym winem, schab ze smardzami z pobliskiego lasu, czerwona kapusta, sałata, sery, pieczone jabłka. A wszystko gotowane i pieczone na kuchni opalanej drewnem i w drewnianym szalecie.
Wróciłem od gara, jest taki z lekką górką.
Został jeszcze bardak do usunięcia, ale pierw chwila lelaksu…
Kiedyś w czasach realnego socjalizmu wszystko musiało być poddane statystykom, produkcja, usługi, tony, metry, świnie, krowy…
Tak było i w pralniach. Dzienne wyniki pralnicze opisywano w księdze statystycznej pod rubryką : Upiór dzienny, wodny wyrażony w kilogramach a chemiczny w sztukach.
Pralnia – upiór, proste przecież…
I ten teatr moi drodzy cośmy w nim z Antkową byli wystawiał taki kawałek o pralni w operze. Przecież oni też tam brudzą ciuchy, szczególnie baletnice mają zaraz brudne te kapciuszki co w nich tańczą.
Miało to tytuł „Upiór w operze”, a rezerwacje w tej pralni na trzy miesiące w przód. Tu można poczytać statystyki, jaki ten upiór w Warszawie był.
http://www.teatrroma.pl/index2.html
A ja człapię do kuchni robić porządek…
Potem może złapię za łopatę i odgarnę śnieg?
Pada, pada, pada, jak tak będzie do rana….to nie odkopię się.
Antku,
będziesz musiał znowu zagonić wnuczkę do łopaty 😎
Magdaleno,
się nie znam, to było moje ulubione piwo w Austrii (drugie – Puntigamer). Ktoś chlapnął, że z Gussing, to ja powtarzam i robię to skutecznie od lat…no, od ponad ćwierćwiecza. Musiałaś?!
Nemo,
viele curva peligrosa nie usprawiedliwia Cię, że nie zabrałaś aparatu, który w końcu w kieszeni można, przecież z rurą to biega Marek albo inni tacy napaleńcy, a nam potrzeba zwykłe foto-sprawozdania, a nie opisy, że orły, sarenki i helikoptery! To nie National Geographic! Owszem, doceniamy, ale chcemy żywego mięsa!
Idę do kuchni, bo Montrealczycy wpadną po drodze z Montrealu do Toronto za jakąś godzinę z groszem, trzeba ich nakarmić.
Antek,
daj *se* na wstrzymanie… jutro niedziela, zdążysz odśnieżyć 😉
Alicjo,
aparat był zabrany, ale tradycyjnie znajdował się w bagażniku na dnie plecaka Osobistego 🙁 A ten sznur aut na oblodzonych curvach nie skłaniał do zatrzymywania, jedno z naprzeciwka to nawet chłopu w płot metalowy się wbiło 🙁
Wiesz Nemo, chyba ten numer nie przejdzie.
Ona biedna w domu z jakąś posylwestrową gorączką, więc atrakcje śniegowe niestety nie dla niej.
Gorączka, dolna jedynka się rusza…sama powiedz czy to powody do radości dla, za 8dni, 5cio letniej kobiety??
Pewnie nie.
Sam więc tą łopatą będę musiał.;)
A te Twoje 104 km w 2,5 godziny to bardzo dobry wynik! Ja swoje 110 km na wieś w zakorkowany dzień w takim czasie robię, latem, bez ślizgawki!!
Wystarczy że muszę całą Warszawą z zachodu na wschód przebrnąć…
Wyluzować, mówisz Alicjo….rano ludziska zdepczą i będzie jeszcze gorzej.
Pójdę w ramach atrakcji!!
Antku,
masz rację, jak zdepczą, będzie kanał 🙁 W tym Simmentalu też tak było. Całą noc sylwestrową padał śnieg, samochody zdeptały i w Nowy Rok pługi już nie dały rady 🙁 A jak jeszcze mróz siarczysty złapie… Do łopaty!
A Agatce powiedz, że bez dolnej jedynki będzie fajnie seplenić i może się nauczyć pluć na odległość, co podniesie jej notowania wśród rówieśników 😎 Tylko pilnujcie tego zęba, żeby się nie zgubił i nie został połknięty, przygotuj odpowiednie puzderko. Ja już raz musiałam wyciągać worek ze śmieciami z kontenera w poszukiwaniu pudełeczka z ząbkami naszej pociechy. Po wybebeszeniu zawartości okazało się, że pudełeczko leży spokojnie na regale, tylko w innym miejscu 😯
W samo poludnie pojechalem do parku tj takiego kawalka lasu zostawionego nad rzeka co robi za park. Piekne slonce, niebo i ksiezyc. Mrozno bo cos mrozy nie chca odpuscic w tym roku (aktualnie-22C). Rzeka meandruje a wlasciwie meandrowala bo w lecie przebila sobie nowe koryto i meandry suche. Tylko pijane drzewa rosna niemal poziomo nad wyschnietym dnem obecnie przysypanym sniegiem. Slady sarenek, sikorki sie odzywaly, ludzi malo bo zimno wiec spokuj, cisza, powietrze blyszczy krysztalkami a pod nogami skrzypi snieg…jak ja to lubie. Dwie godziny polazikowalem, zdjec nawet pare zrobilem ale i tak nie mam jak pokazac. A na kolacje zgriluje kawalek poledwicy co mi zostala i brokuly polane maselkiem i posypane ususzonym oscypkiem i tyle…no jakis kieliszek wina sie znajdzie.
O „Upiorze w operze” 😉
http://www.polityka.pl/archive/do/registry/secure/showArticle?id=3358520
Wróciłem, napadało jakieś 6-8cm, a tu gdzie nawiało jest i z 15, było więc co odgarniać, byłem jedyny z łopatą w okolicy.
Dobrze że niedziela, miasto może upora się z odgarnianiem do poniedziałku? Jak u mnie przejedzie pług wrzuci mi wszystko co wygarnąłem z chodnika na ulicę… rano ja to z powrotem….taka zabawa w kotka i myszkę. Aż do odwilży.
Ale póki co, mogę spać spokojnie, będę sobie nucił do snu…..na całej połaci śnieg, śnieg, śnieg,…..śnie…..śpieg……śpieeee….
Co do zęba to myślę że rodzice czuwają. 😉
Do rannego odśnieżania!! dobranoc.
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-01-04.html
yyc,
jeśli robisz zdjęcia aparatem cyfrowym i jesteś w stanie wgrać je do komputera, to chyba bez przeszkód możesz je też umieścić na picasie, a nam podać link. Albo adres strony w picasie wpisać na stronie WWW pod nickiem i adresem emailowym przy wpisywaniu komentarza. Będziesz wtedy „czerwony”, my sobie naklikniemy i obejrzymy zimowe Calgary albo ptaszki, które karmisz…
U mnie powoli zza gór na południu wychodzi słońce i oświetla północne stoki doliny. Po nocnej mgle nie ma śladu, niebo błękitne, trza będzie się przelecieć zanim nadejdą zapowiadane chmury ze śniegiem i jeszcze gorszy mróz 🙁
dzień dobry
w Olsztynu nocą wiało, że hej!
dachem szarpało i parapetami
ale igieł z choinki jeszcze nie zwiało
:::
wiało i sypało śniegiem
a oto jakie malownicze zaspy nawiało na balkonie
http://picasaweb.google.pl/Brzuchomoowca/MojBalkon#
U mnie troche posypuje ale to nic w porownaniu do innych krain, po podworku biega zadomowiona wiewiorka ale taka co chyba chodzi do fryzjera, gdyz jest bardzo ciemno-rudo-czerwono-brazowa i denerwuje ptactwo oraz kota, ktory siedzi na parapecie i ma live program tv. Wykonczylam sernik puszysty, nazywany, nie inaczej ale wiedenskim, slucham plyty z muzyka powazna z wydania „Polityki” i dzisiaj jest dobrze.
Johnny idziemy „wszystkie” na Potsdammer Platz pozjezdzac na oponach samochodowych?
http://www.youtube.com/watch?v=NmzfHTRWibA&feature=related
Pies wrócił i przeżywa traumę… Po pierwsze primo nie chciał wyjeżdżać z lasu i kiedy się zorientował, że Pani wsadza go do samochodu i zabiera plecak ( musi na dobre wyjeżdżają) podniósł ponoć lament wielki i skamlał, aż do wyjazdu z leśnej drogi na szosę. Potem był przejazd przez Warszawę i też mu się nie podobało, ale już nie wył tylko piszczał, a potem był ten przerażający pociąg. Znowu trząsł się jak galareta. W domu pokazywał fochy: nie przywitał się ze mną, usiadł pod drzwiami i popiskiwał, chciał wyjść, właził dio torby podróżnej i dalej lamentować.
johnny walker 😯
2009-01-03 o godz. 13:47
zaskoczyło mnie Twoje odczytanie tych scenek, mam nadzieję, że zeen wyjaśnił o co chodzi.
Dobrze, że nie masz za złe M. Konradowi 😉 – żartował tutaj ze swojego wizerunku, a nie cudzego nieszczęścia , ale rozumiem, że nie dla wszystkich mogło być to tak jasne 🙁
Wrtacając do przerwanej niespodziewanie wypowiedzi. Radzio nawet nie spjrzał na przygotowane dla niego jedzonko tylko obraził sie na cały świat i leżał w swoim Hiltonie a potem poszedł spać. Nie chcial sie przytulić tylko spał sobie w swoim kącie strojąc fochy przez 14 godzin. Chyba ten wyjazd był bardzo męczący. Mam nadzieję, że dzisiaj będzie lepiej
Dobrze że nocą poodgarniałem co napadało, do rana przybyło już niewiele.
Rano mogłem sobie popatrzyć na szuflujących, albo pomysleć o tych którzy musieli wstawać bladym świtem. A ja luzak…teraz tylko poprawiłem co nieco i starczy bo i tak pewnie trochę popłynie, temperatura taka koło zera.
Dokończyłem porządki w kuchni!
Bigos, potrawa jednogarnkowa a ja nabrudziłem : brytfankę, dwie patelnie – mogłem jedną, ale tak było zręczniej, garnek mniejszy,garnek troszkę większy, gar duży w którym, gdy ja tu sobie odsłuchiwałem upiora troszkę przywarło- musiałem więc przełożyć do gara numer 2, dwie miski szklane, jedną metalową, sito, deskę do krojenia, nóż, łychę do mieszania. Do tego dochodzi kuchenka, blat, ręce no i kawałek podłogi.
http://www.wrzuta.pl/audio/l4AqpUkvw1/mr._zoob_-_moj_jest_ten_kawalek_podlogi
I to wszystko po to by mieć jakieś 7 litrów produktu!
Też chcę pozjeżdżać na oponach!!
Pewnie lepiej na dętkach, ale niech będzie i tak. 😉
Antek tyle o tym bigosie, ze sie slinie na calego. Zlituj sie, Antku, ja tu grzybow suszonych szukam od tygodnia bez skutku! 🙂
A oprocz bigosu to mam zamiar zrobic pasztet z zajaczka, mam dwie nogi (zajecze) w lodowce. Tylko boje sie do tego zabrac, bo ubiegloroczny wyszedl mi zdecydowanie za suchy. Moze macie jakis przepis na pasztet, ktory „zawsze” sie udaje?
Ela, jutro przed południem kiedy Młodsza będzie w pracy (bo przy maszynie aktualnie starsza Pyra) nastukam Ci przepis, a nawet kilka. pODSTAWą JEDNAK JEST MIELENIE (3 RAZY PRZEZ DROBNE SItko) wtedy wszystko się dobrze wymiesza i tłuste drobiny nie mają tendencji do wytapiania się.
Uzbrajam sie w cierpliwosc (i w sitko, oczywiscie tez)!
Ela – jeszcze jedno; jeżeli nie masz grzybów suszonych kup trochę pieczarek, pokroj na talarki i ususz. To niezupełnie to samo , ale suszone są znacznie lepsze, niż świeże w potrawach typu bigos
Dzień dobry Szampaństwu!
-15C tutaj. Goście (dwa Michały, ojciec z synem) po drodze z Montrealu do Toronto wpadli wczoraj na godzinę, ale dopiero co wyjechali. Trzeba było się nagadać, wszak Polak – Słowak dwa bratanki.
Chyba pójdę dospać, bo pół nocy zeszło na polsko-słowackich rozmowach. Młody w 2004 udał się w półroczną podróż dookoła świata, a ja byłam skrzynką kontaktową (mógł się logować do mojego komputera, wrzucać zdjęcia, no i rozmawiać). Jak mi się zalogował kiedyś z Bagdadu, omal z krzesła nie spadłam. Starszy Michał dopiero wczoraj dowiedział się szczegółów naszej konspiry. Bagdad nie był w planach, ale przed rodzicami młodego musiałam milczeć, żeby ich nie przyprawić o atak serca.
Idę doczytać.
Pyro,
do mielenia na pasztet trzeba mieć drobną SZAJBĘ 😎
ela,
a gdzie Ty mieszkasz, że grzybów suszonych nie ma? W Europie są chyba wszędzie 🙄
Tu strona Młodego z tej podróży… miał wtedy 20 lat.
http://alicja.dyns.cx/polski12/
Nemo, sa i tu, ale swiatecznie chyba wykupione i chwilowo brak. A ja chcialam ten bigos TERAZ! 🙂
O drobna szajbe nie musze sie starac specjalnie 😉
Nemo czy na tej piccasie (na tym piccasie?) trzeba sie jakos zainstalowac? W domu mam bardzo stary komputer (skypa nie moge nawet zainstalowac), nowy cos szwankowal i oddalem a teraz sie zastanawiam co wlasciwie chce w kompie wiec jeszcze nie mam innego (maja mi zmontowac tylko musza wiedziec co dokladnie). Pewnie bede musial z pracy to zrobic. Czy tam mozna zmniejszac zdjecia czy trzeba przed umieszczeniem?
No nic poki co lece do miasta bo pogoda piekna i mroz troche odpuscil (-11C)
Nemo wlasnie kliknalem na twoj nick i widze, ze mozna cale albumy zamieszczac. Trzeba sie bedzie troche pobawic…)) Jak to jest z umieszczeniem adresu pod nickiem. Czy to ma byc yyc i adres za tym?
Dzieki za info.
No tak….wlasnie zauwazylem ze jest miejsce na strone http://WWW...))
yyc,
tu masz informacje o picasie i wymaganiach wobec komputra:
http://picasa.google.com/
Jak założysz album, to pokaże Ci się jego adres, a ten skopiujesz i wstawisz do rubryki: Strona WWW nad rubryką z kodem, który musisz wpisać dodając komentarze do tego blogu.
narobił się jw 😆
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/MoragoweDetkowaniePoPlacuWBe#5287491413067322994
yyc,
dla mnie to jest „ta picasa”, którą czytam „pikaza”, bo sobie skojarzyłam angielskie picture z włoskim „casa” (dom) 😉
Morag,
tak bez kasku? 😯 Nie widziałaś, co się dzieje na nartostradach?!
Dzieki za informacje nemo. Faktycznie domowe zdjecia jak sie zastanowic….myslalem, ze to moze od malarza, ze tak artystycznie ..))
nemo masz na mysli ministra, w tych sferach nie spedzam urlopow zimowych, byl moment, ze myslalam, iz wyladuje na glowie ale o kasku to tu nie bylo gadki, Dagny tylko narzekala na bole w okolicy kosci ogonowej a pochorowalismy sie wszyscy po kawie w Sony-Center w knajpie Billy Wildera, poszlismy sie do Johnniego leczyc ale on tez chory…….
😯 kto chory?
morążku zapomniałaś zabrać 😆
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Sontag04Januar2009#
jest jeszcze jedno,
to z V 😳 wsadzic w siec 🙂
Jasiu jestes przeciez zaziebiony po wzlotach w cieplych krajach i plucka sobie wypluwasz w tutejszych klimatach siapiacych, jakie Vau? moze Miau?
Morag,
nie tylko ministerialne głowy warte są ochrony 😉
Co tu tak cicho? Wszyscy już pod pierzyną przed mrozem się zakopcowali? 😯
Picasa mnie nie chce bo czegos nie mam w komputerze. Musze poczekac az zainstaluje nowa maszyne. Ale na probe wstawie ponizsze zdjecie choc juz niedziela wieczor wiec pewnie rano bedzie nowy temat i zdjecie wsiaknie.
http://photos.nasza-klasa.pl/10860066/98/main/a6cef807db.jpeg
No to pora sie przedstawic. To zdjecie zrobione w czerwcu, Dawson City, Yukon.
http://photos.nasza-klasa.pl/10860066/30/main/c6101d92b8.jpeg
a to na kole polarnym…i to by bylo na tyle jesli chodzi o przedstawianie sie..
http://photos.nasza-klasa.pl/10860066/14/main/5fd7466607.jpeg
Bedzie nowy komputer to jedzeniowe zdjecia wstawie.
yyc – milo Cię poznać 🙂 a raczej zobaczyć 😉
Sławne, londonowskie Dawson City? Mieszkasz tam?
Pozdrowienia! 🙂