Mała rybka, a wielka przyjemność
Królowie mają to do siebie, że są dobrzy i mądrzy. Taki wniosek można wysnuć ze słów portugalskiego monarchy Joao II panującego w Portugalii na przełomie XV wieku. A powiedział on te słowa:
Sardynek u nas nie brak, smak mają wyborny i kosztują tak niewiele.
Zgadzam się z monarchą i podzielam jego smak. Też uwielbiam sardynki. Zwłaszcza te świeże z ulicznego grilla. A i poddani Joao II mieli podobny smak. Od wieków więc sardynki są (obok dorszy) najbardziej lubianą rybą.
Roczne połowy sardynek wynoszą ponad 100 tys. ton. Stanowi to aż czterdzieści procent wszystkich połowów. Sezon rozpoczyna się w kwietniu. I wówczas cała Portugalia pachnie dymem i wonią tych małych rybek. Ławice sardynek po okresie zimy podpływają do wybrzeży i jedzą na potęgę. Wówczas tyją. Wtedy też przez kolejne siedem miesięcy trwa nieustanna sardynkowa fiesta.
Sardinhas asadas, czyli grillowanie na węglu drzewnym są prawdziwym przysmakiem. Choć dla mieszkańców Europy Środkowej czy Wschodniej wydają się nieco zbyt słone. Technika bowiem przyrządzania jest prosta, a z przypraw używana jest tylko sól morska gruboziarnista. Wypatroszone rybki naciera się mocno solą i odkłada na dwie godziny, by nią przesiąkły. Wtedy to rzuca się je na grill, by po kilku zaledwie chwilach podać przechodniom. Często sardynkom na ruszcie towarzyszy czerwona papryka skropiona oliwą. Taki zestaw jest najprostszy, lecz jednocześnie najlepszy. W dodatku zaś ci, którzy nie lubią nadmiaru soli mogą kryształki oblepiające rybkę po prostu strącić na ziemię.
Smaczne są także sardinhas fritas – rybki obtaczane w mące i rozbełtanym jajku, a następnie smażone w głębokiej oliwie.
Do nas, do Polski, mają szanse dotrzeć sardynki w zupełnie innej postaci, czyli w puszce. I też są doskonałe, choć absolutnie nie dorównują rybkom świeżym i gorącym, podawanym wprost z rusztu i do tego popijanym chłodnym vinho verde!
Komentarze
Dzien dobry, wrocilem z lasu, w moim lesie grzybow nie bylo tzn. tylko raczej te nalezace wybitnie do dekoracji runa lesnego ale bylo slonce, zapach i piekna jesien.
Grylowane ryby na poludniu Europy sa obiektem mojej zazdrosci, szkoda, ze tu tego sie nie upowszechnia. Uzyskuje jednak smakowite sardynki, nabyte w sklepach azjatyckich, surowe i zamrozone, wrzucajac je po rozmrozeniu na goracy olej do urzadznia frytujacego, frytkoproduktora czy jak mu tam, do tego cytrynka i bialy chlebek i smacznego.
http://kulikowski.aminus3.com/image/2008-10-06.html
Vinho verde, mniam, mniam. A rybki z rusztu kojarzy mi się z lizbońską Alfamą, gdzie takie ruszty stoją wręcz przed kamienicami i, jak mówi gospodarz, cała dzielnica pachnie dymem. Ale mieszkańcy Alfamy grillują raczej dla siebie 🙂
Dzien dobry!
Jak to milo poczytac o pysznosciach przed sniadaniem 🙂
Zaraz wszystko lepiej smakuje! Lubie opowiesci o takich wlasnie prostych smakach, lubie takie najprostsze potrawy jesc.
Nadrobilam troche zaleglosci blogowe i spiesze z zaleglymi zyczeniami od mojej czworki dla wszystkich kudlatych. Bobik, kostki zadnej nie mam, ale za to chrupki prima sort 🙂
Sardynki z rusztu w barze na plazy (ostatnio w Kadyksie) to dla mnie kwintesencja wakacji.
http://kulikowski.aminus3.com/image/2008-10-05.html
Misiu, ale do tej kanapki na plakacie można dodać sardynkę? 🙂
ech!
ja tam jak zwykle co dzień rano
odmierzam życie łyżeczkami kawy
tak dawno już nie byłem w Kadyksie
jej długaśna plaża, sardynki, piwo (serveza) Skol w litrowych butelkach
:::
a u mnie na balkonie
siekorki wzgardziły słoniką
a wyjadają świeczki na parapecie
Brzucho, a nie napilbys sie kawy austriackiej 😉 ?
już sam kod (9911) podpowiada, że tak 😉
to taki kod dziewiątko-jedynkowy
:::
Magdaleno
siadam dziś do malowonia obrazu
ale nie dostaniesz go do galerii
obiecałem go komu innemu
Tego lata natomiast, wracając do sardynek, miałam średnią przyjemność mieszkać na wakacjach niedaleko przetwórni sardynek, o czym biuro turystyczne oczywiście słowem nie wspomniało 👿 Do hotelu na szczęście bardzo rzadko zapach dochodził, ale codziennie przechodziliśmy koło tego zakładu udając się do miasta albo na dworzec autobusowy… Tak że odtąd biorąc do ręki puszkę portugalskich sardynek (zawsze lubiłam) będę sobie przypominać zakład w Peniche 🙁
Według mnie ryby pięknie pachną. I to w każdej postaci. Bardzo lubię włóczyć się po portach rybackich gdy dobijają kutry z połowem. Także po rybnych bazarach. I to co przyprawia innych o zatykanie nosa i ucieczkę, mnie wprawia w stan euforii i dodaje apetytu. Gdyby wynaleźli jeszcze rybne perfumy…
O, widzę, że Gospodarz ma tak samo jak ja. Pieski też lubią niekonwencjonalne perfumy 😉 Tylko że jak mi się już uda gdzieś na spacerze do takiej perfumki dorwać, to po powrocie natychmiast wsadzają mnie pod prysznic. 🙁 Pewnie zazdroszczą! 🙄
Ciekawa jestem opinii p. Barbary na temat rybnych perfum…Gdyby je wynaleźli, to czy Gospodarz wciąż byłby żonaty? 😉
Brzucho – człowiek wielu talentów 🙂 A pokażesz w blogowej galerii?
Smaku grillowanych sardynek nie znam, niestety. A czy u nas można kupić mrożone?
Smakowitego dnia 🙂
Magdaleno, dziękuję za kocie chrupki. Bardzo je lubię kotom wyjadać, jak na nie w zaprzyjaźnionym domu trafię. Zresztą, wiadomo, że z cudzej miski zawsze lepiej smakuje. 😀
Chętnie popiję te chrupki kawą, jak jeszcze trochę zostało. 🙂
Brzucho, ale czekam na nastepny w takim razie!
Bobik, czego jak czego – ale chrupek i kawy nigdy braknac nie moze!
U nas w domu kawy może, dlatego muszę czasem żebrać na blogu 😉 Stuprocentowo pewne zaopatrzenie mam tylko w chrupki i herbatę.
Uwielbiam zapach ryb w powietrzu. Nawet smażonych nad naszym morzem w tłuszczu podejrzanej kondiuty (w tym – ‚wiekowo’ podejrzanej). Nawet przetwórniowy (chyba w Łebie w dawnych czasach coś takiego było).
Nie lubię tylko w jednym przypadku – w… domu gdy coś ‚obrabiam termicznie’.
Znaczy – zamykam kuchnię najszczelniej, by inne pomieszczenia nie nasiąkały. Bo na talerzu ten niebiański zapach ma się roznosić z samej potrawy – nie z całego powietrza (a już nie daj PB – później z obić, poduszek, etc.)
😉 🙂
Bobik, moj Abstellraum stoi przed Toba otworem – na jednej polce zapasy kawy, na drugiej chrupki. Chleb i inne produkty pojawiaja sie sporadycznie 🙂
A ekspresy sa nawet dwa, tak na wszelki wypadek ;), acha i jeszcze dzbanuszek wegierski ostatniej szansy!
Alsa, te sardynki, o ktorych pisalem sa troche wieksze od tych kupowanych w puszkach, sklepy w duzych miastach w Polsce sa tak rozmaicie zaopatrzone, ze napewno mozna takie „sardyny” znalezc.
Magdaleno, ten węgierski, to taki dzbanuszek z gwintem w pasie? Do takich mam bardzo duży sentyment, bo mi się jakoś budapeszteńsko-przyjacielsko-wakacyjnie kojarzą. 🙂 Wolę kawę z takiego, niż z jakiejś bezdusznej maszyny.
Tak, taki wlasnie! Tez go bardzo lubie, bo pomagal dzielnie przetrwac czasy bezekspresowe. Ale nie uzywam go na co dzien, tylko na specjalne okazje.
Na co dzien niech sie maszna meczy…
Hmmm, wprawdzie dzis o sardynkach, ale ja kazdy temat zweksluje w okolice kawy 🙂
A Gospodarz sadysta, oj sadysta – a to grzybki z „wlasnego” podworka, a to sardynki swiezo grillowane na weglu drzewnym, a to chłodne vinho verde… a u nas sardynki tez prosto z ,,, puszki. Kiedys nabralam sie kupujac wedzone i opakowane w folie. Paskudztwo! Suche i bez zapachu. To znaczy zapach byl lecz nie ten wlasciwy. Brry…
Panie Piotrze – czy felietony kulinarne przepadly w pomrokach wirtualnych, czy tez nosi sie Pan z zamiarem kolejnych wizualnych smakowitosci? A moze cos w tym temacie przeoczylam?
Panie Lulku –
gdzies sie Pan zapodzial?
Ciekawska jak zwykle
Echidna
Jadłospis Magdaleny 😆
Sardynki w kawowym sosie,
w jus de cafe chrapy łosie,
cafe au lait w beszamelu,
sałatka z kaw różnych wielu,
szmalec-Kaffee, w chłopskim guście
i cynaderki w robuście.
Zaś dla wykwintnych podniebień
w espresso koguci grzebień,
z kawą ziarnistą bażant
z mieloną zaś vol-au-vent.
Zamyka jadłospis ten
mocca de poule au gratin
plus deser: z dwudziestu jaj
i kawy – big coffee pie. 😀
„Bażant” powinien być oczywiście wymawiany z francuska, z akcentem na -ant 😉
Bobiku! Cudne i do tego sama prawda 🙂
o matko huto!
w kodzie cztery siudemki!
lecę po totka!
:::
Magdaleno
jak któryś obraz przejdzie moje sito oceny
to być może dam Ci/Wam do galerii
:::
ktoś wie, czy sikorkom szkodzi parafina?
bo może lepiej zabrać im te świeczki z balkonu
Brzucho – one może nie jedzą tej parafiny tylko sobie coś nią zaklejają – widziałeś jak połykają? A poza tym wierzę w mądrość zwierzyny – nie tyka jak szkodzi. Np. nasz pies za czasów gomułkowskich nigdy nie tykał zwyczajnej a boczek jak najbardziej – boczek było trudniej podrobić?
A propos Bobikowego dzieła „Jadłospis Magdaleny” 😆
Twórcy sieci „Pożegnanie z Afryką”, Zofia i Krzysztof Drahomireccy z Krakowa, zbierali (i pewnie zbierają dalej) przepisy kulinarne z udziałem kawy i nawet przez chwilę mieli ochotę zrobić taką restaurację nie tylko kawiarnię – ale chyba się trochę przestraszyli, że ludzie nie będą tego chcieli jeść (to prawda, że polski smakosz często jest konserwatystą). Byłam tam lata temu na jubelku, na którym podano coś w rodzaju kawowego strogonowa – bardzo to fajne było. Nie znam niestety receptury.
Wando TX,
donoszę uprzejmie, że w moim sklepie pojawił się ser żółty „Texas”. Całkowicie po polsku piszą, że on typu edamer i ma w sobie śmietki (tak nie piszą) warzywno-paprykowe (faktycznie widać takie małe kolorowe). Cena ok. 30 zł. Jeść czy poczekać na Arkansas?
WandoTX
nie, nie widziałem aby połykały
ja też wierzę w mądrość zwierząt
ale i te ulegają mamieniu nowoczesnej technologii
kto wie, czym te świece im pachną
gniazd raczej nie robią u nas
więc nie mam pomysłu na co im parafina
Sikorki są okropnie łase na wszelkiego rodzaju tłuszczyk i w tłuszczykowym rauszu są w stanie rzucić się nawet na Tłusty Czwartek albo Lwa Tołstoja. Ja bym im te świece odebrał. 🙄
Sardynki tylko z puszki, jak dotychczas 🙁
Najbardziej lubię podwędzone w oleju albo w oleju z dodatkiem ostrej papryki jalapeno. Spróbuję się dowiedzieć, czy mają zamrożone – a nuż mają i swieże gdzieś w Toronto? Muszę zapytać Młodych, oni rybny rynek mają rzut beretem.
A z grilla bardzo dobrze na cedrowej desce wychodzi łosoś, tylko trzeba uważać, żeby dechy nie spalić 😉
I namoczyć dechę odpowiednio długo przedtem.
Pogodowo jest słonecznie, ale wietrznie i zimno 🙁
Magdaleno,
będę miała do Ciebie sprawę, napiszę za jakiś czas mail.
Alicjo, dzisiaj nadałam. Ciekawe jak długo pójdzie.
W czterech księgarniach nie było dzisiaj nie tylko Biegunów, ale w ogóle żadnej z książek nominowanych do Nike. Tłumaczenie wszędzie identyczne: się nie zdążyło zamówić 👿
haneczko – a to śmieszne, w życiu (teksaskim – tak Doroto z s.? 🙂 ) nie widziałam takiego sera. No ale ja jadam Podlaski od pani Hani zresztą.
Znalazłem różne dziwne kawowe przepisy, jakby żywcem z jadłospisu Magdaleny wzięte, ale po niemiecku. Jak kogoś mimo to zainteresuje, to podaję linkę:
http://www.kaffeeverband.de/288.htm
Na tejże stronie informacja, że w Turcji było dawniej prawo uznające odmawianie przez męża kawy żonie za wystarczający powód do rozwodu! 😯
U nas na sniadanie tez tlusto bylo – jajka na bekonie, dobrze, ze udalo sie ukryc przed ewentualnymi sikorkami.
A propos kawy, to jestem ciekawa, czy ktos zna zjawisko sennosci po kawie? Pare bliskich mi osob twierdzi, ze nie moze pic kawy, kiedy naprawde musza sie obudzic, bo natychmiast usypia. Obawiam sie, ze z restauracji opisanej przez Dorote trzeba byloby je wynosic w stanie spiaczki.
M. – mój ojciec coś takiego miał, bardzo się zawsze temu dziwiłam. Mnie kiedyś telepało, teraz tylko ożywia, ale też nie piję bardzo dużo kawy.
Haneczko-wybacz,dopiero teraz doczytalam ostatnie z poprzedniego wpisu komentarze.Dzieki za Twoja chec pomocy,ale sprawa juz sie sama rozwiazala,bo wlasnie wrocil z Leidy moj ukochany i przywiozl ksiazke Olgi.
Bede,wiec mogla zapoznac sie z jej tworczoscia. 🙂
Ja w to dlugo nie moglam uwierzyc, Doroto, dopoki nie zauwazylam, ze maz kiedys zaczal zasypiac po kawie przy kierownicy! Ma to tez tesciowa, mial jej ojciec – bardzo dziwne, bo ja po kawie wieczornej spac przez pare godzin nie moge, wiec ograniczam sie do porankow i wczesnego popoludnia. A najbardziej lubie kawe w Austrii, gdzie mieszka Magdalena – ze smietanka, i szklaneczka wody do popijania tego wlasciwie juz deseru. Ciekawa jestem, jak Twoi znajomi zrobili ten stronow (wiem, ze nie znasz przepisu) – czy on byl na slono, do tego z cebulka i bialym winem? Choc wlasciwie juz pewnie nic mnie nie zdziwi. Bylam kiedys w Kaliforni w „The Stinky Rose”- restauracji specjalizujacej sie w potrawach z czosnkiem. Na deser byly lody – tez z czosnkiem, dosc interesujace to bylo polaczenie…
Dobry wieczór, wróciłam do domu właśnie. W skrzynce pocztowej zastałam przesyłkę od Alicji. Dziękuję, Alicjo. Jak nie lubić poniedziałków?
W drodze powrotnej zatrzymywałam się na poważne zakupy. Przymierzałam się, przymierzałam i dziś nabyłam nową pralkę i nawet telewizor. W sobotę zostanie to dowiezione i może będzie możliwość nowe sprzęty uruchomić. Może, bo na weekend spodziewam się gości i może nie być czasu na takie zajęcia, chyba że goście zechcą być ciekawi dostawy…
Albo będą chcieli rzucić okiem na jakiś program w tv, że zaś starego odbiornika już nie będzie, to będzie konieczne podłączyć nowy. Rozpatruję możliwe scenariusze dając jednocześnie odpocząć stopom, które się dziś natupały nad moją miarę.
Teraz trzeba coś zjeść, zajrzeć do poczty mailowej, poczytać do tyłu blogi i się wyspać na jutro, bo pobudka o świcie niestety.
Najpierw dam odpocząć stopom, bo się dziś natupały, a w ramach
Aaaaaaaaaaa sardynki!! Te najlepiej przyrzadzala moja mama.Wlasnie, obtaczala w mace i jajku,a potem smazyla.Wykladala je na wielki talerz i zasiadalismy wszyscy razem,zeby rybki samymi „rencami” jesc i swiezutkim chlebkiem zagryzac 😀
U nas mozna zwlaszcza na rynku kupic sardynki,ale trzeba je sobie samemu wypatroszyc,a ja nie znaju,bo nigdy nie patroszylam!Chyba sie jednak przemoge,bo nabralam apetytu.
Tez uwielbiam zapach ryb.Kiedys spedzalam wakacje czesto w Kolobrzegu,to chodzilismy specjalnie do portu,zeby niuchac zapachy morskie 😉
Lece,bo musze ‚milkshek” zrobic dla moich chlpoakow 🙂
W ramach jak to w ramach, 🙂 raz bardziej zdobnie, a raz „ni w pięć ni w dziewięć”. zależy czego ramy tyczą. Wyżej ostatniego zdania miało nie być, a jest ni w pięć. Przepraszam.
Proszę bardzo, Tereso 🙂
Ja też będę musiała się przymierzać do poważnego zakupu, mianowicie kuchenka. Moja zdycha. MUSI być zakupiona przed świętami. Nie mam żadnego doświadczenia z tymi nowoczesnymi kuchenkami, nawet nie wiem, jak je nazwać – no, te takie jednopłytowe, co to jakis gaz tam w środku cos podgrzewa i tak dalej (nie mylić z kuchenkami gazowymi – nie mamy gazu!). Moja Mama ma taką kuchenkę i twierdzi, że zaraza nic nie usmaży „na rumiano”.
Alsa,
Ty masz w tym typie kuchenkę, wez się wypowiedz, bo ja muszę się udać do sklepów i cos wyłowić z oferty. I nie z najwyższej półki, bo mnie zwyczajnie nie stać!
Poza tym boli mnie każda kość dzisiaj i palec wskazujacy prawej ręki przede wszystkim, czy ja komuś wygrażałam, czy co?! 😯
W każdym razie trochę mnie pogięło 🙁
M., lody z czosnkiem to fajny dla mnie (nie nadużywam) pomysł.
Ooo, urodzaj na pralki! Też kupujemy nową, bo stara rzęzi jak potępieniec (Pyra świadkiem) i odechciało jej się płukać. Przydałby się Stanisław. On na pewno wie wszystko o pralkach.
Ana 😀
Tereso, to bylo ciekawe, ale na codzien chyba jestem na to za prostolinijna. Raz czy dwa razy zdarzylo mi sie osiagnac podobnie interesujace efekty przypadkiem, dobrze ze ktos swiadomie pracuje nad idealna rownowaga smakow w takich polaczeniach.
Na podwieczorek dojemy nasza wczorajsza kruszonkowa szarlotke z brazowym cukrem – uwielbiam smakowite resztki, ktorych juz nie trzeba drugi raz przygotowywac.
Alicjo, kuchenka z płyta ceramiczną. Mam najprostszą, bez żadnego programowania(że na przykład programujesz włączenie na określoną godzinę – jesteś gdzieś tam, a tu już ci sie garnek z zupą podgrzewa). Jedyne co, to ma minutnik – często korzystam, żeby nie przypalić lib rozgotować. A smaży „na rumiano”, że ho, ho…
Jedyne, co mnie w takich kuchenkach wkurza, to że nie daje się natychmiast zredukować temperatury, ale to wszystkie elektryczne tak mają. Wielka zaleta- łatwość utrzymania w czystości.
Alicjo,
tu możesz sobie poczytać o kuchenkach, może Ci się coś z tego przyda
http://dom.gazeta.pl/czterykaty/1,57595,2547065.html?as=1&ias=3&startsz=x
WPisałam ten komentarz omyłkowo pod wczorajszym wpisem dlatego ośmielam się powtórzyć.
Dobry wieczór. Podobnie jak Matahari 37 od dawna pilnie i wiernie czytam Państwa blog – każdego dnia zaglądam tu kilka razy. Próbowałam kiedyś włączyć się do rozmowy, ale pozostałam niezauważona – uznałam, że to dobrze, bo chyba nie sprostałabym takiemu Gronu Osób, z których każda jest Osobowością. Żal mi więc i smutno, gdy widzę, że ostatnio przy stole robi się coraz luźniej. Tymczasem żaden (ŻADEN) mebel tak nie sprzyja wyciszeniu (nie zamiataniu pod dywan, bo przy nakrytym stole nie warto zamiatac – można nakurzyć), ale wyjaśnieniu intencji, melodii i tonu, który czasem zabrzmi niezgodnie z intencją największego nawet wirtuoza. Nie mnie pouczać ani nawet sugerować co byłoby dobre, lepsze lub najlepsze. Tyle, że myslę sobie jak często nawet wsród najbliższych bywają momenty, gdy co chwila coś zgrzyta i ważne jest wówczas odróżnić to co ważne od tego, co choć bolesne i niebłahe nie jest całością a tylko częścią obrazu. Teraz chcę tylko podziękować temu stałemu do niedawna Gronu za tę atmosferę, kulturę i róznorodność , która sprawiała, że choć nie za stołem, a obok niego, czułam się nie tylko usatysfakcjonowaa, ale i dowartościowana mogąc słuchać (czytać) i podziwiać mądrość Biesiadników.
Leno2, początek włączania się jest zawsze trudny, bo czekasz na akceptację, a jak Twój wpis się pokazuje, to już nikt go nie dostrzega, albo wszyscy gadają już dawno o czym innym. Trzeba zawsze próbować dalej i nie przejmować się. 🙂
Jeżeli lubisz kosteczki, to mogę się z Tobą podzielić, żebyś nie siedziała tu głodna. 😀 Ale większość znanych mi ludzi nie reaguje entuzjastycznie na tę propozycję. Zupełnie nie rozumiem dlaczego! 🙄
Ja też nie rozumiem dlaczego, tym bardziej, jeśli dzieli się nimi ze mną ktoś taki jak Ty – przecież smak potrawy zależy przynajmniej w znacznej części od tego, z czyich rąk (ŁAPEK) ją dostajemy. Ale bądź spokojny, choc jestem pewna niebiańskiego smaku kosteczek od Ciebie nie zagarnę ich wszystkich. A juz mi miło.
witam Lenę 2
nawet osoby milczące przy stole
przy tym stole są
więc ośmielaj się częściej
mam kod 1456
to chyba rok zakończenia Bitwy pod Grunwaldem
bo liczy się zawsze moment kiedy kończą się ostatnie suchary
aaaa…. dzięki Also i MałgosiuW. No to ja powolutku będę szukała. I będę się dopytywała 🙂
To by znaczyło, że Bitwa pod Grunwaldem dopiero w tym roku się skończyła. Bo ja jeszcze całkiem niedawno natrafiłem na takie suchary, które na pewno jeszcze z tej bitwy były. 😉
a to bardzo możliwe Bobiku, bardzo możliwe
Elektryczne tematy dzisiejszego wieczoru.
A spięcia żadnego nie było!
I światła nie trzeba jeszcze gasić?
Alicji nie mogę nic radzić bo my na ruskim gazie jesteśmy…
MałgosiaW już Ci podesłała coś do czytania, pewnie dokonasz świadomego wyboru.
Ale tak przy okazji takich zakupów, chcę polecić zakupy w sklepach internetowych. Kupowałiśmy tak juz pralkę i lodówkę.
Wybór i oglądanie w sklepach tradycyjnych, bo to trzeba pomacać, poszurac półkami, pokręcić gałkami, podrapać paznokciem lakier, drzwiami potrzaskać, ale kupować w internecie.
Różnice cenowe warte zachodu!
Do domu przywiozą ale samemu odebrać też można.
Haneczce i wszystkim planującym większe i mniejsze zakupy polecam!
Wpisz do gogli : porównywarka cen, wybierz jedną z nich i szukaj czego tylko chcesz!!
Dobry wieczór
Ja też bym chciała ,żeby mi ktoś- coś przysłał. Właściwie to niczego nie potrzebuję , ale to takie miłe , jak nadejdzie tradycyjna paczka albo normalny list.
Ale powyższy wpis mi fatalnie wypadł…jak zwykłe żebractwo. Jej. To nie tak miało być. Po prostu doczytałam się ,że sobie coś wysyłacie i tak spontanicznie napisałam to co mi akurat serce dyktowało a teraz , za chwilę wywiercę chyba dziurę w siedzeniu krzesła – bo tak się wiercę w lewo i prawo , bo brakuje mi słów ,żeby się wytłumaczyć . 🙂
Grażyno!!
Z nieba mi spadłaś ze swoją chęcią! 🙂
Coś Ci przyślę…podaj adres pocztowy!
Przypominam: ssefer@neostrada.pl
Ale o szczegółach napiszę Ci jutro.
Grażyno, szkoda krzesła! 😉 Ja też bardzo lubię dostawać listy i paczki, a wcale z tego powodu nie mam zamiaru wygryzać dziury w kanapie 😀
Wysyłać też bym lubił, ale nie dosięgnę – ani do skrzynki, ani do okienka pocztowego. 🙁
a kto jeszcze lubi dostawać listy (i pisać)?
ja lubię, jedno i drugie
a tak mało okazji do tego się zdarza
:::
kiedyś bawiłem się w mail-art
zna ktoś to zjawisko?
Ja nie znam! Co to takiego?
Wracając do sardynek, jakieś takie małe rybeczki z rusztu jadało się również w Grecji i do dziś w naszej rodzinie nazywa się to – jak mawiali tamtejsi kelnerzy – „fres fis” (fresh fish) 😆
A wracając do kawy, to na dobranoc, zwłaszcza dla tych, co przy kawie zasypiają 😉
http://www.youtube.com/watch?v=xF0dd0EaXDg
Niech się Wam przyśni kawa „słodsza niż tysiące pocałunków” 😉
Grażyno,
a trzeba było nie ściągać tego Kulinarnego Globtrotera ode mnie, bym wysłała pocztą! Ale z drugiej strony wyręczyłaś mnie trochę na Polskę, za co dzięki 🙂
Jeszcze się zdarzą okazje do wysyłania, nie bój żaby (nawet Starej Żaby!)
Antoine,
u nas niektóre zakupy opłacają się na internecie, a niektóre średnim takim… Szukam i porównuję na internecie, a potem wybieram, co pasuje.
Jak ja nie cierpię zakupowania czegokolwiek 😯
No ale jak trzeba, to trza 🙁
Brzucho,
piszesz o takich zwyczajnych listach? Piórem i tak dalej?
No to ja nie znam większej rekordzistki, niż ja. Alsa mogłaby potwierdzić.
nie pamiętam kiedy i gdzie się do mnie to przywlokło
ale zabawa polegała na tym, że korespondenci
wymieniali się adresami i słali sobie listy
ale jakie listy!
artystyczne, rzadko stosując słowa
pewien Japończyk przysyłał np całe płachty stępli
a Włoch pisał-rysował na papierze nutowym
z zapisem włoskich piosenek
ja wtedy pływałem po morzach i oceanach
więc na kartkach z kalendarza rysowałem dziennik pokładowy
czyli to co za dnia wydarzyło się najważniejszego
jak nas kiedyś na przykład daleko w morzu samolot obleciał siedem razy
albo jak zobaczyłem swoją pierwszą zorzę polarną
Alicjo
pióro mi zaschło, bo nie mam do kogo pisać
no to dawaj, jedziemy z tym koksem
🙂
Brzucho, i to wszystko rysowałeś temu Japończykowi po japońsku, a Włochowi po włosku? 😯 Nooo…. pełny szaconek! 😀
Doroto, aria przepyszna, do tego Christopher Hogwood i Emma Kirkby, czyli to, co lubia tygrysy. 🙂
A sztuka pisania piorem wiecznym nie zamiera, moja osmiolatka i kolezanki oddaja sie mlodszej wersji mail-art.
A, przepraszam, to Alicja przeszła już na koks? Bo ze mną to się zaprawiała tylko marychą 😆
Chociaż jeden Antek się ulitował i coś mi wyśle. To ja już się ciesze.
Brzuchu już sie tak mocno nie wiercę. Teraz będę czekać.
Alicjo – gdybym to mogła przewidzieć- to pewnie byłoby inaczej:)
Teraz już mówię dobranoc i idę jeszcze mailika wysłac Antkowi.
Bobik
ja rysowałem we wszystkich językach świata
za jednym razem szło około 30-40 listów
okej, okej
Brzucho vel Gieno
10-693 Olsztyn
Grota Roweckiego 4/59
:::
teraz czekam
i zaraz odpowiadam
😉
Pani Kierowniczko, zgłaszam reklamację w sprawie kawy. W tej arii cały czas śpiewają o tym, jaka ona jest słodka, a ja słodkiej nie lubię. Czy nie ma Pani na składzie niesłodzonej? Ze śmietanką może być. 😀
Jak się napisze Brzucho vel Genio – to poczta dojdzie?? Listonosz wie ?? I puka dwa razy ??
Ja na koks?! 😯
Ja nie żadne artystyczne – pisałam listy do rodziny i bliskich przyjaciół. Takie normalne, z dnia na dzień, co u mnie. Artystycznie adresowałam koperty, o czym mogłaby zaświadczyć Alsa. Teraz już nie ta ręka… i łatwiej jest wysłać email, niz normalny, zwyczajny list. Oduczyłam się tego, słowa pisanego ręcznie, ale jesli chodzi o treść, piszę tak samo, jak przed laty.
powoli przyzwyczajam listonosza do moich dziwactw
niech się chłopina hartuje
musi donosić, w końcu coś za coś
to ja mu otwieram drzwi domofonem
Wy tu juz o listach a ja szukalam mlynka do kawy – ale takiego z szufladka. Mysle, ze moja siostra nadal gdzies go przechowuje ale ja sie za czesto przeprowadzalam i rzeczy sie mnie nie trzymaja
Pewnie znacie taki link – jakies opowiadania o starej kuchni polskiej – tu o mlynkach we mlynie w Bogdancu:
http://www.kliowkuchni.muzhp.pl/index.php?id=3&content=&aid=21
No dobra Geniu vel brzuchu – coś tam wyślę- się zdziwisz – i żeby sobie listonosz nie myśłał ,że do Ciebie nikt nic nie pisze , poza Urzędem Skarbowym – co to za zaległe podatki pisma windykacyjne tylko umie smarować.
Do moich ludzkich rodziców znajomi Niemcy wysłali kiedyś kartkę z urlopu w Egipcie. Ponieważ nie pamiętali adresu, ani nawet trudnego polskiego nazwiska, to zaadresowali: Kinga i Wojtek, taki mały stary domek tuż koło dworca. A, przepraszam, miasto też było. I doszło, chociaż w tamtym domku nie było domofonu. 😉
Alsa kiedys w pudełku po landrynkach wysłała mi na święta pisankę. No dobra… Mama Alsy pracowała na poczcie, ale to była taka „paczka” nie za bardzo mieszcząca się w standardach poczatkowych lat 70-tych 😉
Mnie też trafiło się takie – nie znam dokładnego adresu, poczto, pomóż?! I działało 🙂
idę do wanny poczytać
dobrej nocy
Dobry wieczór Państwu!
Jeszcze raz za przykładem Leny 2 witam wszystkich serdecznie. Miło mi pobyć w Waszym towarzystwie. Leno 2 bardzo DZIĘKUJĘ!!!!
Bobiku (21.37), wybacz, ale nie do końca się zgadzam.
Grażynko! Uwielbiam tak jak Ty listy. Ten otrzymałam dzisiaj
Izka ? Marcelka
Przyjaciele są jak gwiazdy…
jeśli spadną nikt już ich nie znajdzie…
bo znikają….
Tak jak kwiaty więdną bez pielęgnacji…
trzeba nakleić plaster na serce…
wtedy MOŻE wszystko będzie tak jak dawniej…
ONI nie mogą jednak tak po prostu zniknąć…
nie mogą tak po prostu zwiędnąć…
potrzebne jest do tego zaniedbanie…
zaniedbanie ze strony właściciela…;
Dodany przez: kropelka ?
Pozdrawiam Matahari37
matahari37, to bardzo dobrze, że się nie zgadzasz, bo dzięki temu różnorodność na blogu rośnie w siłę i ma się dostatniej 😀 ale w żaden sposób nie mogę wykombinować z czym. 😯 Z tym, że pierwszy wpis musi czekać na akceptację, czy z tym, że większość ludzi nie lubi kości (w przeciwieństwie do większości psów)? 🙂
Bobik
Popieram pieski, kości są pycha! Liczę na okruchy, chociaż na najmniejsze resztki z kosteczek. Nie zgadzam się z pomijaniem, niedostrzeganiem. Tak sobie myślę, w moim malutkim rozumku, że może nie każdy potrafi się nie przejmować?
Pozdrawiam Matahari37
matahari,
„przyjaciele są jak gwiazdy”. Ja tak traktuję… od zawsze.
Dopiero udalo mi się znaleźć wolną chwilę i przekicałam (w mojej sytuacji trudno mówic o przegalopowaniu) przez dzisiejsze wpisy. Ja się urodziłam w Norwegii i jako pierwsze stałe jedzenie dostawałam kaszkę mannę z proszkiem z suszonej dzikiej róży i takie kulki z mielonej ryby – pewnie stąd uwielbiam ryby, ale mają być duże i bez ości. Wyjątek: sardynki i takie małe śledziki do smażenia. To nie jest dobry temat o tej porze, bo mnie zaczęlo nyć w żołądku, znaczy zjadłabym co nie co.
A po kawie śpię jak zabita. Jak nie chcę spać to piję zieloną herbatę w dużej ilości.
Kiedyś były takie radzieckie sardynki w puszkach, jak to radzieckie – tak samo jak krasnoludki – największe na świecie (w Teksasie też wszystko jest największe, ale sardynek chyba nie mają?), nie leżały zduszone na płasko tylko były ustawiane pionowo w okrągłej puszcze i jeszcze pocięte w poprzek, ale były smaczne. Nazywały się „atłanticzeskije sardyny”, więc chyba to były właśnie te większe sardynki?
sardynki – sa, przeciez my mamy szeroki dostep do morza, chociaz to jedynie zatoka – ale gdzie lowione, tak na powaznie to nie wiem. Podejrzewam, ze jakis samolot pomaga im przekroczyc Atlantyk
Alicjo, sprawdz dobrze blat, bo ja mam taki ktory wcale nie daje sie „latwo” utrzymac w czystosci, brudzi sie od -czystego! dna garnka. A jak cos kapnie to szorowanie straszne. I w dodatku blat jest bialy – ciemne sa zdecydowanie latwiejsze….
O, a ja dostałam kiedyś list tak zaadresowany: magister Ewa koło Połczyna Zdroju. I tu się Poczta Polska wykazała, bo u nas jest wyjątkowo dużo mgr-ów, nawet naszą wiejską drogę nazywają „ulicą magistrów”, bo co zagroda to magister albo dwa. Jeszcze za poprzedniego ustroju usłyszałam w radiu taką ciekawostkę, że moja wioska i jeszcze jedna w koszalińskiem (tylko w tamtej jest seminarium duchowne) to są (znaczy wtedy były) dwie najbardziej „umagistrzone” wsie w Polsce, czyli najwyższa średnia mieszkańców z wyższym wykształceniem.
Matahari, naprawdę się nie przejmuj – to niedostrzeganie dotyczyło tylko pierwszego wpisu, który pojawia się z opóźnieniem. Od drugiego wpisu to już jakoś leci! 🙂
Wygrzebałem dla Ciebie jeszcze jedną kosteczkę. Trochę się przeleżała za kanapą, ale to chyba nie szkodzi? Mnie takie chyba nawet bardziej smakują. 😀
Stara Żabo, a ja mieszkam na chyba najbardziej zapsionej ulicy w mieście. Ciekawe, czy jak ktoś list do mnie zaadresuje „Pies Bobik, koło Düsseldorfu”, to dojdzie? 🙂
Alicjo, ze wzruszeniem wspominam amerykańską gazową kuchenkę z gazowym piekarnikiem z termostatem. Nigdzie mi się tak dobrze nie piekło! To se ne wrati!
Bobiku, mogę spróbować, jeżeli jednak jako (uff – aliteracja) nadawcę podam Starą Żabę z Żabich Błot to może potwierdzenie doręczenią nie dojść, bo Niemcy jakoś inaczej to miejsce nazywali i tej nowej nazwy zapewne nie kumają. Czy grzeczne szczeniaki nie śpią o tej porze?
Stara Żabo, poszedłbym spać, ale moja rodzina w ogóle się nie nadaje do pilnowania domu. Nawet na listonosza porządnie szczeknąć nie potrafią, a już w nocy zupełnie na nich liczyć nie można, bo idą do łóżek i chrapią. No a ktoś pilnować przecież musi! 😆
No, tak. „Ktoś nie śpi aby spać mogł ktoś…”
tym niemniej: dobranoc!
100 na mnie czekało , pozdrawiam