Co i jak jadali nasi przodkowie
Przyjaciel naszych przyjaciół, wykładowca na amerykańskim uniwersytecie, prof. Antoni Moskwa dał mi wspaniały prezent. To dwutomowe dzieło ekonomisty Józefa Kuliszera „Powszechna historia gospodarcza średniowiecza i czasów nowożytnych” wydane przed pięćdziesięciu laty. Tytuł mnie nie odstraszył, bo wiedziałem co księga zawiera. Czytam ją systematycznie acz wolno, bo przeplatam i innymi (bardziej rozrywkowymi) lekturami. Aby uzasadnić moje zainteresowanie tą książką sięgnę po kilka cytatów z rozdziału „Konsumpcja”.
„Nie mamy odpowiednich danych – pisze autor – aby powiedzieć, w jakim stopniu uległ zmianom w tym okresie sposób odżywiania się w ogóle, a spożycie mięsa w szczególności. Macaulay twierdzi, że jeszcze pod koniec XVII stulecia ludność nie była w stanie wyżywić bydła przez okres zimy, biła je więc w wielkiej ilości, a mięso peklowała. Nawet gentry przez długie miesiące poza dziczyzną nie jadała świeżego mięsa. Za Henryka VII spożywano je tylko dwa – trzy miesiące w roku ; za Karola II mięso peklowano w listopadzie. Macaulay pisze, że chleb był bardzo kiepskiego gatunku; pod koniec XVII wieku dzierżawcy i kupcy jedli taki chleb, że w XIX stuleciu sam jego wygląd wywołałby bunt w każdym angielskim domu robotniczym.
Więcej danych posiadamy o spożyciu napojów. Interesujące świadectwa o konsumpcji wina, piwa, wódki, o pijaństwie przekazali współcześni. „My Niemcy, przepijamy nasz dobytek, nasze zdrowie, a nawet zbawienie wieczne”, powiedział Melanchton. Jest jednak rzeczą wątpliwą, czy sami reformatorzy świecili przykładem wstrzemięźliwości. Merry old England nie ustępowała pod tym względem Niemcom. Nad drzwiami zajazdów wisiały szyldy zapraszające przechodnia do wstąpienia, przy czym amatorów trunków zapewniano, że za skromną sumę 2 pensów spiją się do nieprzytomności, a ponadto otrzymają miejsce na słomie, by mogli przespać „zamroczenie”. Szynkarze mieli rzeczywiście osobne pomieszczenia, w których układali swoich podchmielonych gości. Karol V mawiał, że żołnierz niemiecki jest pijaczyną , a hiszpański złodziejem. Jednak i w najwyższych kołach społeczeństwa nie było lepiej. Zarówno Ludwik XIV, jak i regent Filip Orleański upijali się często. Pod koniec uczty gości trzeba było zwykle wynosić, gdyż nie mogli wyjść już o własnych siłach. Pollnitz pisze o wizycie u biskupa wuirzburskiego, nie szczędząc najgorętszych pochwał piwnicom kapituły – „arsenałowi Bachusa”. W r. 1529 wyszła książka zawierająca hymn pochwalny na cześć wódki, która była pierwotnie środkiem leczniczym, a dopiero później weszła w użycie jako napój oszałamiający. Jeszcze w XVII stuleciu lekarze zastanawiali się poważnie, czy nie byłoby wskazane upijać się od czasu do czasu dla zdrowia (dyskusje na paryskim wydziale medycznym w latach 1643, 1658, 1665). Niektórzy lekarze byli zdania, że upijanie się raz lub dwa razy w miesiącu „wzmacnia żołądek”, jest przeto pożądane dla zdrowia.”
I tyle słów na początek. Po ich przeczytaniu trzeba zrewidować poglądy na temat smakoszostwa naszych praprzodków. Owszem pili tęgo (a nawet za tęgo), obżerali się też niekiepsko ale smakoszami nie byli, bo nie mogli. Z czasem to się zmieniało. Ale o tym w kolejnym cytacie.
PS.
To miał być pierwszy zamieszczony odcinek cytatów z tej wspaniałej książki. Ale życie bywa zupełnie różne od naszych zamierzeń. I to nie tylko w tej mierze. Kolejne cytaty przez następne dni. A potem urlop dla wszystkich.
Komentarze
Bardzo to ciekawe i zastanawiające…Ciekawe co o nas bedą pisać za 200-300 lat?
Miłego dnia wszystkim!
Zwłaszcza wyglad tego chleba nie daje mi spokoju…..
Dzień dobry.
Młodsza Pyra udaje mądralę w szkole, więc ja mam dostęp do sieci.
O odżywianiu w dawnych wiekach pisał np prof. Geremek, a w archiwach klasztornych i królewskich zostało sporo zapisków o jedzeniu podawanym na ucztach weselnych, z okazji wizyt na najwyższych szczeblach itp. Od XVII w mamy zapisy podróżników i kalendarze wydawane dla szlachty z przepisami, zaleceniami, receptami i wszystkim, co mogło być przydatne. Już kiedyś tu pisałam, że po dokładnym przeczytaniu Paska i Kitowicza, nikt z nas (prawdopodobnie) w ucztach tamtego czasu nie miał by ochoty uczestniczyć.
Wiemy, że w Polsce jeszcze u progu XX wieku wybijano przed zimą zwierzęta hodowlane z wyjątkiem stada rozpłodowego i koni. Nie chodziło wyłącznie o trudności gromadzenia paszy na zimę, ale i o trudności z zapewnieniem odpowiednich schronień – budynków na zimna porę roku i kłopoty z obrządkiem. Zostawiano mleczne i zacielone krowy, rozpłodowca, owce – matki, kilka macior itp do tego kilkadziesiąt kur i kilka innych sztuk drobiu na zaczątek nowej hodowli. Od wczesnej wiosny, po otstatnie dni października zwierzęta przebywały na pastwiskach, stawach itd, w listopadzie przerabiano je na mięso, z tym, że świnie bito w dwóch turach – w początkach grudnia i w lutym . Nie na darmo przetrwało przysłowie, że na „świętego Marcina/ płacze gęś u komina”. To, co powszechnie określamy mianem kuchni staropolskiej, to dopiero wiek XIX.
A dlaczego chleb bywał paskudny? Proste, Małgosiu : przez stulecia do wypieku chleba używano mąki niestarannie oczyszczonej, często z ziarna zapleśniałego i na dodatek nie potrafiono produkować drożdży, które można przechowywać. Chleb pieczono na kwasie i tzw „dzikich drożdżach”. Dopiero umiejętnośc wykorzstania drożdży browarnianych i upowszechnienie nowych wynalazków w młynarstwie pozwoliły na wypiek chleba wysokiego gatunku. Zresztą doskonałe chleby wypiekano i wcześniej tyle, że nie w każdym domu i gospodarstwie.
Ponoc ludzkosc ma jadac pastylki. Kolorowe. Wielosmakowe. O duzej zawartosci wszelakich odzywczych skladnikow.
Moje kubeczki smakowe owia VETO! Zaczem na obiad podana bedzie zupa pomidowrowa z ryzem oraz pierogi z miesem. Oczywiscie ze skwareczkami wlasnej produkcji. O deserze jeszcze nie myslalam. Moze kisiel poziomkowy?
Wczorajszy dzien byl na miare pierwszego dnia wiosny – sloneczko przyswiecalo radosnie. Niestety dzisiaj nie pozostalo sladu po wczorajszej aurze. Wrecz przeciwnie- nadlecial mrozny wiatr i przeploszyl Pania Wiosne.
Stanislawie –
spoznione, gorace zyzenia urodzinowe.
Echidna
W mojej fabryce w Tczewie byla mala, pomimo modernizacji, przestarzala odlewnia zeliwa. Watpie, czy teraz jeszcze istnieje. Pracowal tam kwiat rycerstwa. Tam zawsze mozna bylo znalezc zatrudnienie. Za rada naszego lekarza przyzakladowego i glównej ksiegowej wprowadzilem wbrew wszelkim ówczesnym przepisom i ukladom zbiorowym tygodniowy system platnosci.
Soboty byly wtedy wszystkie robocze. Tyle, ze wbrew zaleceniom w zakresie regulaminów czasu pracy, w sobote praca konczyla sie o godzinie 11.00.
O tej godzinie w pobliskiej swietlicy, w specjalnie przygotowanym okienku, nastepowala wyplata gotówka tygodniówki. O dziwo w tym dniu wszyscy pracownicy produkcyjni stawiali sie zdrowi i jak nowonarodzeni. Zaloga nie byla zbyt liczna. Koperty przygotowane. Ksiegowosc szykowala je cale przedpoludnie na podstawie raportów obecnosci z calego tygodnia i listy obecnosci z soboty. Przed swietlica staly malzonki i narzeczone i wylawialy wreczane koperty odpalajac panom stosowna dole. One wiedzialy ile nalezy pozostawic do wlasnej dyspozycji. Niezbyt daleko polozony lokal z wyszynkiem oczekiwal na pierwszych gosci. Goscie przepijali calosc do ostatniego grosza a czasami Rada Zakladowa, tych wstretnych, nienawistnach, komunistycznych zwiazków zawodowych uzupelniala rachunki w poniedzialek z funduszu socjalnego. Czesc, co bardziej pospiesznych gosci odwozono do pobliskiej ochronki i tam dochodzili do siebie. Czasami az do poniedzialku rana. Stawiajac sie jednak punktualnie do roboty.
Kiedys rozmawialem na ten temat z lekarzem przyzakladowy o imieniu Jan.
Powiedzial mi, ze praca w odlewni jest tak wyczerpujaca, pylista i szkodliwa dla zdrowia, ze od czasu do czasu, raz w tygodniu, pracownik winiem sie upic i w tym stanie organizm usuwa wszelkimi sposobami wszelkie trucizny.
O dziwo, w tej grupie pracowników nie zanotowano nigdy ani jednego chorego na alkoholowa chorobe. Wsród pracujacych w biurze bywalo i to w stosunkowo obserwowalnej liczbie.
Zmienily sie czasy to i obyczaje. Jesli zas chodzi o chleb, to róznie bywa.
Jesien rozwija sie planowanym tempie
Pan Lulek
Echidno – Pyra by chętnie zamieszkała tam, gdzie jest wiosna przez 12 miesięcy, albo wczesna, ciepła jesień.
Teraz włoże to i owo na siebie i pójdę w roli psiej niańkio, potem mam robotę z mrożeniem włośzczyzny i inne takie…
Pyro, racja.
Przypomniał mi się film o człowieku z lodowca. Podano tam jako hipotetyczną przyczynę jego śmierci, właśnie spożywanie zboża w dawnych czasach, które było pełne sporyszy,dających wiele skutków ubocznych, m.in. powodowanie halucynacji.
Oczywiście wywoływanie 😳
Kuchnia się zmienia.
Wertując stare przepisy, sądzę, że z poczatku XX w., mojej Babci Michaliny, znalazłem taki przepis:
Wróble i szpaki duszone
Są to najmniejsze ptaki, które także czasami podają na stół.
Młode wróbelki zjada się prawie z kostkami, są to smaczne kąski, ale oskubywanie ich jest rzeczą nudną. Skóreczka na nich jest bardzo delikatną i łatwo się rozdziera.
Oskubane potrzeba opalić, wypatroszyć, czysto wymyć, osączyć.
Do rondla w spód wrzucić pokrajaną w cienkie plasterki słoninkę, nałożyć ptaszki jeden przy drugim, obłożyć kawałeczkami masła, oprószyć solą, dusić pod pokrywą.
Następnie na kilka minut wstawić do piecyka aby zrumieniły się.
Kto by teraz o tym pomyślał? 🙂
wczesniej nie moglem,
Pania Helene, Pana Piotra i Wszystkich, slusznie urazonych moim chamskim wpisem, Przepraszam. Wiem, ze to niewiele za ten kubel pomyj wylanych na stol, a juz szczegolnie na Czlowieka.
Nie mam niczego na swoje usprawiedliwienie, nie istnieja argumenty uzasadniajace moj obrzydliwy wybryk, ze mnie ponioslo to, fakt, ale stad do przekroczenia nieprzekraczalnego jeszcze daleko, w moim zacietrzewieniu nie umialem tego dojzec, wiec sie stalo. Przykro mi.
takitam, co zaluje
Andrzeju.jerzy,
ja jestem „szpakami karmiona” 😉 Przypominam sobie sceny z dzieciństwa, jak mój ojciec siedzi z wiatrówką w oknie kuchennym i strąca szpaki z czereśni w ogrodzie 😯 Na usprawiedliwienie dodam, że chmary szpaków były ogromne i mając do dyspozycji 3-kilometrową aleję czereśniową z upodobaniem obsiadały nasze jedyne drzewo 🙁 Te szpaki były następnie nadziewane i pieczone, dotąd pamiętam ich smak 😎 Wśród ofiar polowania był też jeden wróbel. Został upieczony bez nadzienia i ja go zjadłam. Później tym faktem tłumaczono moją niesforność i mało „dziewczyńskie” zachowanie 😯 Szpaki symbolizowały inteligencję, bo podobno udawało się je uczyć ludzkiej mowy 😉
Kod cdb7 – chyba trzeba poprosić Dorotę sąsiadkę, żeby wyśpiewała, albo co?
Szpaków pieczonych – duszonych nigdy nie widziałam, ale z mojego dzieciństwa pamiętam, że chłopcy każdej wiosny wybierali pisklaki gawronów (w Poznaniu zwane „glapami”) i piekli je potem nad ogniskami nad Wartą. Tych gawronów była ogromna ilość, a i teraz jest ich dużo. Nigdy tego nie jadłam, ale o procederze wiem.
Mietku, nie do mnie, oczywiście, należy wybaczanie, bo nie ja zostałem skrzywdzony, ale ponieważ wcześniej niedwuznacznie wyrażałem swoje zdanie, to i teraz nie mogę nie powiedzieć, jak mnie cieszy Twój wpis. Podobno radość z jednego nawróconego grzesznika większa… etc. 🙂 No więc mnie, psu, przywracasz wiarę w to, że ludzie jednak są istotami myślącymi i nie zawsze upierają się przy swoim zdaniu tylko dlatego, że je powiedzieli, a nie dlatego, że było słuszne. Ja Ci bardzo dziękuję – za myślenie i za odwagę przyznania się do błędu.
Mietku, 🙂
Szpaki, wróble, pisklaki….Czego ja się dowiaduję 😯 Jednak nasze upodobania zmieniają się bardzo szybko! Albo i jesteśmy coraz bardziej bogatsi, bo po co piec w ogniu pisklęta, skoro w domu w lodówce szynka na sniadanie i schabowy na obiad, a może i poledwica. Do tego jeszcze powybrzydzać można i pousuwać tłuszczyk!
Pamiętam, jak jako dziecko obejrzałam słynną scenę z kotletem mielonym. Niewyobrażalnie mną to wtedy telepnęło- jeden kotlet dla całej rodziny, tata je bo pracuje i musi mieć siłę, a mama z dzieckiem tylko wdychają aromat! Długo przezywałam ….
Nareszcie bezpieczne tematy i wspólne wznoszenie toastów przeprosinowych do których dolacze sie punktualnie w samo poludnie, zeby nie byc posadzonym o wrodzony lub nabyty alkoholizm.
W ostatnia niedziela jak zwykle pracowalem jak mrówa. Zajecia poligonowe rozpoczelismy punktualnie o godzinie 9.00. Zanim jednak przejde do meritum sprawy zdam relacje czym karmila nas tym razem 14 letnia córka Waltera i Marii czyli Katrin. Dziewczyna uparla sie, ze w ten dzien ona bedzie uczyla sie jak rzadzic rodzina. Mame wyslala na pogaduszki do sasiadki a sama wziela sie za dzielo. Na drugie sniadanie nic specjalnego. Wlasnego wypieku babka piaskowa i kawa. Na obiad natomiast zupa na wedzonej szynce ze smietana, pietruszka i koperkiem. Na drugie danie owa ugotowana szynka a do tego we wlasny sposób gotowane ziemniaki, salatka ze swiezych warzyw i kompot wieloowocowy na deser.
Potem tylko podwieczorek bo nic wiecej nie zmiesciloby sie.
Krzatala sie kolo nas jak prawdziwa gospocha kolo swoich parobków. Dlugo w domu to ta mala nie zagrzeje, oj nie. Chociaz odgraza sie ze jak zrobi mature to wynosi sie z domu i idzie studiowac na uniwersytecie.
Caly dzien bylismy pracowici, zakonczylisma drugi przebieg resztek gruszkówki i ten program jest juz zakonczony. Teraz tylko Walter bedzie mieszal do wlasciwej mocy, rozlewal w butelki i etykietowal. Cena za litrowa butelke 11 Euro plus fant za butelke i korek jeden Euro. Ludzie juz pytaja. pójdzie jak woda.
Drugi kociol, to ubiegloroczne jablka. Udal sie zacier i zapach byl piekny. Z jablkami bywaja klopoty. Tym razem nie bylo zadnych. W pazdzierniku pójdzie drugi przebieg ale to nie bedzie do sprzedarzy. Zbyt mala ilosc i zbyt smakowite. Zainteresowanym zdradze tajemnice, ze podczas pierwszego przebiegu mozna juz dokonywac degustacji pózniejszego produktu. Kiedy jest 42 % mocy mozna podbierc i próbowac. Jeszcze niezupelnie gotowy produkt, przede wszyskim nieustaly ale smak daje sie ocenic. No i oczywiscie miekkosc produktu. To specjalna cecha gorzaly która potrafia rozpoznac fachowcy. Ja juz potrafie to robic.
Dalsze trzy kotly to byla sygnalizowana poolimpijska grappa. Zrobilismy przed kilkoma miesiacami przeglad wszystkich magazynów i pomieszczem. Znalezlismy mnóstwo niepelnych lub oryginalnie zakorkowanych ale starych butelek win i sektów oraz nalewek. Ponadto wszystkie slodkie przetwory. Kazda butelka sprawdzalismy nosami i w zaleznosci od stanu albo do beczki albo na kompost. W sumie bylo trzy kotly. Reprzentowane byly najlepsze marki sektów, win a nawet jeden autentyczny szampan oraz piwa. Przefermentowalismy to kilka miesiecy i w kociol. Trudno sie pedzilo ale jakos poszlo. Przebieg ma piekny trudny do okreslenia zapach. Teraz stoi 45 litrów pierwszego przebiegu. Dochodzi do siebie a kiedys zima pójdzie do dalszej przeróbki jako oddziela szarza. Nazwa juz dana.
Postolimpische Grappa.
Dostepna tylko w domu i gronie przyjaciól. Cena umowna, niedostepna.
Jak zwykle o tej porze roku wczesnej jesieni, cesarska pogoda która podobno utrzyma sie do konca tygodnia.
Pieknego dnia
Pan Lulek
Gospodarzu,
teoria o niemożności wyżywienia i przechowania zwierząt zimą dotyczy zapewne głównie drobiu i trzody chlewnej, która rozmnaża się licznie i sezonowo. Konie jakoś przetrzymywano, krowy teź. Gromadzenie zapasów siana jest starą tradycją w Europie. Drób i świnie zabijano późną jesienią również z powodu możliwości przechowania mięsa w naturalnym chłodzie. W czasach przed wynalezieniem kolei, a więc szybkiego transportu, wystarczyła lokalna susza czy powódź, aby wywołać klęskę głodu na sporym obszarze. Warunkiem dostatniego odżywiania było również uzależnione od stosunków własnościowych i ludność agrarna rzadziej cierpiała głód niż tzw. biedota miejska. Dopiero industrializacja na dużą skalę dała zarówno środki produkcji – maszyny rolnicze i transport jak i wytworzyła klasę konsumentów – nabywców produkcji rolnej na dużą skalę. Gdyby porównać sposób odżywiania dzisiejszego Europejczyka i np.dzisiejszego Masaja, to stwierdzimy, że nasz jadłospis jest bardzo urozmaicony i bogaty, ale tylko do momentu, dopóki nie stanie transport i nie zabraknie prądu do naszej lodówki 😯
Kurczaki smierdza!
Nic na to nie poradze, smierdza i juz. Moze sie na mnie obrazic cale Towarzystwo Przyjaciol Kurczaka, nic a nic mnie to nie obchodzi.
W piatek spedzilam 3,5h lazac po rzezni i ogladajac przerozne etapy mordowania kurczakow. Po powrocie wszystkie lumpy wyladowaly w pralce.
Dlaczego o zapachu kurczakow? Poniewaz nemo wspomniala o transporcie.
Moze jakby ow transport stanal, to ludzkosc zaczelaby myslec. Te nieszczesne ptaki jada setki kilometrow w 5 tygodni od zlozenia jaja do uboju. Najwieksza bzdura jak odkrylam w piatek, jest, to, ze taki kurczak, ktory wyrosl u gospdarza 10km od rzezni bedzie zaszlachtowany 350km dalej w innej rzeni. Za to kurczaki oddajace odtatni dech w „mojej” przyjezdzaja z innej czesci Holandii.
Probuje znalezc w tym odrobine logiki i za cholere nie moge.
Nemo, i gazu/prądu do naszej kuchenki. Przezorni i mający możliwość mają w swoich domach kozy. W Polsce sprowadzane z Francji. Spotkałam już kilka zdobnych i używanych głównie do ogrzewania w chłody jadalni, ale i do gotowania w przypadku przerwy w dostawie prądu, a cały sprzęt w kuchni jast na prąd, bo gaz do budynku nie dociera. Gdyby nie koza nawet kawy i herbaty nie można bez kozy zrobić, więc koza niezależność przybliża.
I jeszcze mleka do kawy można udoić 😉
Wszystko wskazuje na to, ze Teresa Stachurska wraz z nemo dokonaly rewelacyjnego wynalazku. Nobel murowany.
Argumentuje moje poglady.
Przywieziona z Francji koza sluzy do ogrzewania i mozna na niej ugotowac kawe.
Koza mojej sasiadki zjada wszysko a ostatnio moja stara miotle z ryzowej slomy i daje mleko do kawy.
W ten sposób powstal agregat który ogrzewa, gotuje kawe z mlekiem a jak tak dalej pójdzie, to bedzie dawala sery kozie typu Feta.
Pozostaje z gratulacjami a tymczasem w ogrodzie ustawilem stalowy kosz do spalania organicznych odpadków. Moze wyjda z tego nalesniki z kozim twarozkiem.
Pan Lulek
Przed chwilą, przy obiedzie, zrobiłam mały bilans środków transportu i kilometrów pokonanych przez surowce użyte do gotowania: kotlet jeleni z Nowej Zelandii (samolot? ciężarówka, rower), czerwone wino z Afryki Południowej (statek, samochód), czerwona kapusta z własnego ogrodu, kurki z lasu odległego o 15 km (samochód), kluseczki spaetzle ze sklepu (ciężarówka, rower), goździki do kapusty… 😯
Proponuję, aby każdy z nas spojrzał na swój dzisiejszy jadłospis od tej strony 😎
Panie Lulku, z Pana to szczęściarz! 😆
Panie Lulku 😆
dziś po południu dokonam przeglądu sklepów AGD pod kątem oferowanych zamrażarek – modeli i cen. W internecie wyszukałam taką w naszym guście: Bosch GSP 22A21CH, klasa energetyczna A+, 5 szuflad, 168 litrów. Zobaczę, czy lokalny handel konkurencyjny jest czy nie?
Witam!
Ja od pewnego czasu zywie sie prawie wylacznie kawa. Wole nie myslec, jaka ona przebyla droge 🙁
No, jest jeszcze mleko, ale ono austriackie, z mleczarni w sasiedniej wsi.
Jak miło porozmawiać o strawie. Ptaszki małe tylko w Polsce dawno wyszły z powszechnych jadłospisów. Jada się jeszcze przepiórki, ale nieliczne restauracje je serwują. W niektórych krajach ofiarą ludzkich żołądków nadal pada mnóstwo miłych stworzeń śpiewających. Nie jestem pewien, jakie wyniki ostatecznie przyniosła we Włoszech walka z masowym łapaniem małych ptaszków w zastawiane sieci. Jeszcze w latach 60-tych łapano ptaszki w ogromnych ilościach. W Chinach łapanie ptaszków było kilkadziesiąt lat temu obywatelskim obowiązkiem chętnie spełnianym.
Zlewowi odpowiem jutro i jutro może napiszę coś o maroku. Dzisiaj nawiążę tylko do tematu aktualnego czyli kozy. Kóz do ogrzewania nie zauważyłem, natomiast do robienia serów i jedzenia – mnóstwo, szczególnie w górach. W górach kozy biegają po głazach jak kozice. Mięso kozie jest bardzo cenione i podawane najczęściej w potrawach biorących nazwę od naczynia, w którym są duszone i podawane – taginach lub tajinach (różne transkrypcje spotkałem. Naczynia takie można w niektórychkrajach spotkać w Ikei, ale w odróżnieniu od oryginałów nie są to naczynia ceramiczne. W Maroku sprzedają je najczęściej z podstawką, w której pali się węglem drzewnym. W dobrych restauracjach, to znaczy przeznaczonych głównie dla miejscowych, podają tajinę w jednym naczyniu z liczbą łyżek odpowiednią do liczby konsumentów. Turystom dodają małe indywidualne talerzyki z wyraźną dezaprobatą. Efekty smakowe opiszę innym razem. Najlepsze zastosowanie dla kóz można spotkać w regionie Agadiru, gdzie rośnie argania, drzewo chronione specjalnym programem UNESCO. Drzewo bardzo kolczaste i dość rozłożyste stanowi między innymi ulubiony pokarm kóz, które potrafią te drzewa oblegać. Naliczyłem do 9 kóz na jednym drzewie i to na wszystkich możliwych jego „piętrach”. W rejonie, gdzie kóz na drzewach jest najwięcej, przywożą autokarami wycieczki do oglądania zjawiska. Do tego arganie na ogół nie są pochyłe.
Ciekawszym od kóz zjawiskiem są ludzie, ale o tym jutro.
Przychylam się do zdania Nirrod – właśnie moczyłanm w wodzie z solą i z ocetem piersi kurczacze, które nijak nie chciały pachnieć. Teraz podsmażone na miesznce oleju, oliwy i masła, zostały zasypane majerankiem, imbirem, bazylią, tymiankiem, pieprzrem, płatkami czosnku, 2 cebulami w półplasterkach i posiekaną włosczyzną, dusić się będą do skutku, ale jeszcze im pomidory później dołożę. Jak im się zapach nie poprawi, dołożę jolopeno albo coś. Zepsute nie były i wyrzucać 0,5 kg mięsa nie chcę, a jeść to-to też nie bardzo mam ochotę.
Hej Pyro
a odnajdziesz Ty jeszcze tego swego kuraka pośród tych dodatków?
nie ma szans aby przebił się przez aromat tylu warzyw i przypraw
🙂
Jak zwykle, zostalam uzarata przez bydle, a ktore jestem uczulona. Nawet nie wiem, na jakie, ale szyja, z tylu, prosze panstwa…. Jezusie, Maryjo!
Pyro,
moze moglibysmy podrzucic Ciebie z Poznania do wiadomo, gdzie. Daj cynk na moja poczte. Z powrotem nie, bo my na Warszawe i Krakow.
nemo wyliczenie ciekawe. Zakladajac jednak, ze kupilabym dzisiaj kurczaka, to:
Jajko po zlozeniu w powiedzmy Brabancji jedzie(ciezarowka) do Danii w celu wyklucia. Po wykluciu przewozi sie(nadal ciezarowka) je do Limburgii. Tam taki kurczak siedzi sobie 4-5 tygodnii a nastepnie przewozi sie go do Fryzji w celu podciecia gardla. Sens? Jeszcze go nie znalazlam.
Jak tak samo zaczne ogladac inne produkty, to chyba przestane jesc, bo moj carbon footprint mnie zdepnie.
Stanisławie, znalazłam pod hasłem „kozy żeliwne” – http://www.ogrzewanie.portada.pl/strona-53-Kozy-zalety.html .
Czy ktos ma jakis genialny pomysl na potrawie z patisonem?
potrawe nawet
Ja kiedys napisalem cos na temat polskiego mleka ale ktos zlikwidowal mój wpis. To nie byl WordPress. Powtarzam jeszcze raz. Niedaleko mnie po wegierskiej stronie w miescie Koermend znajduje sie supermarket angielskiej firmy, nazwy której ze zrozumialych wzgledów nie wymieniam. W firmie tej na honorowym miejscu znajduje sie paleta a na niej w opakowaniach TetraPak mleko o odrobine nietypowej zawartosci tluszczu, chyba 2,5% pochodzace z Zambrowa. Tego lezacego na pólnoc od Warszawy. Przy okazji mleko z Bawarii jest powszechnie dostepne nawet we wschodniej Austrii zas nasze z Dolnej i Górnej Austrii w okolicach Stuttgardu i oczywiscie w Monachium. Sprawa z tak zwanego identycznego materialu dotyczy kurzych jaj. Nie wspominam o pomidorach z Maerchenland które laduja podobno az w Portugalii. Podobno przed II Wojna Swiatowa polskim cukrem karmiono swinki w Wielkiej Brytanii. Cale szczescie, ze w mojej wsi jak chce zjesc latem pomidora to po prostu ide do sasiadów. Wiedenczycy nie maja jednak takich mozliwosci.
Zamiast budowac jakies tam tarcze albo inne szabelki, dobrze byloby gdyby politycy zajeli sie malymi, konkretnymi sprawami. Dotyczy calej Unii Europejskiej.
Pan Lulek
Witam po dłuuugim życiu pozablogowym. Z rozkoszą czytałam opowieści cejlońskie Gospodarza, ale na komentarze Szampaństwa zabrakło mi czasu, oprócz ostatnich.
Nirrod, też mam patisona i nie bardzo wiedziałam, co z nim zrobić. Znalazłam przepisy w „Kuchni babci i wnuczki” – jeśli duży, to obrać, pokroić w plastry, panierować w jajku i tartej bułce i smażyć soląc w trakcie. Małe można bez obierania ugotować i podawać polane masłem z tartą bułką. Ja zrobię kotlety, bo mój waży 1,5 kg.
Smakowitego dnia życzę. 🙂
Dwie dokumentacje, również o kurczakach:
We feed the world – Erwina Wagenhofera
Our Daily Bread – Nikolausa Geyrhaltera
Zastrzegam jednak, że nie są to zbyt przyjemne filmy.
Serdecznie pozdrawiam
zlewkrwi
Uzupełniam o obrazki – http://aura.org.pl/index.php?option=com_content&task=blogcategory&id=51&Itemid=59 .
Uporałem sie z dzisiejszą praca troche szybciej, niż się spodziewałem. Tereso, ja w kozy wierzę, żeliwne też, tylko w Maroku ich nie widziałem. Ale nie wykluczam, że są i tam. Kozy żeliwne i blaszane mają same zalety. Ale niektóre z tych zalet są zdradliwe. Biopaliwa na przykład w energetyce mają zapobiegać zanieczyszczeniu atmosfery związkami siarki azotu. Różne formy drewna energetycznego, przede wszystkim tzw. zrębki, mają się spalać prawie bez zanieczyszczeń. Jednak masa drewna energetycznego przyrasta powoli i nie zapewnia dobrych efektów ekonomicznych. Może przyrastać znacznie szybciej, gdy się zastosuje nawozy sztuczne, najlepiej azotowe. Tylko wtedy zanieczyszczenie atmosfery związkami azotu jest większe niż przy spalaniu węgla. Przy innych nawozach pojawiają się związki siarki. Tego, czy drewno energetyczne jest zanieczyszczone, nikt nie kontroluje. Ale to już nie wina kozy.
miało być „siarki i azotu”
Witajcie,
Takie podróże produktów po świecie są paradoksem naszych czasów. Jednak należy pamiętać o tym, że koszty produkcji i transportu w różnych miejscach świata są bardzo zróżnicowane. Skala produkcji i dostaw też nie są bez znaczenia. Koszt transportu pomidorów z Hiszpanii do Polski w ilości 24 ton jest tańszy niż koszt 24 x 1 tona na odległości do 100km w Polsce. Z tym mlekiem z Zambrowa też tak może być.
Znaczenie ma też determinacja producenta i jego możliwości finansowe.
Oczywiście pozostaje kwestia jakości produktów, której ten rachunek nie bierze pod uwagę.
Tego typu łamańcami zajmuję się zawodowo, więc już mnie to wogóle nie dziwi.
Kurczak jednak był zjadliwy w sosie curry ale ostryyyyy!, aż Młodsza Pyra protestowała. Resztę w pojemnik i do zamrażarki pódzie. Kiedyś tam się przyda
Alsa, Brzydalu – gdzie Cię nosiło? Z kim spędZałaś noce i dnie, kiedy byłaś na wagarach blogowych? Że też ja Was nigdy nie mogę wszystkich upilnować.
Zamroziłam 4 potężne porcje włoszczyzny ( w tym dwie w kawałkach, rosołowe i dwie tarte na grubej tarce do zup) a Dziecko przytaskało mi kabaczka i dużą kapustę, tudziesz mini ogórki. Będę kwasić i ogórki i kilka słoiczków kapusty surówkowej. Co będzie z kabaczka, jesazcze się zobaczy.
Ponieważ mam chwilę, wrócę to tajinów. Naczynie jest okrągłe z pokrywą w kształcie wysokiego stożka, z uchwytem na szczycie. Potrawy, nie tylko mięsne, dusi się na węglu drzewnym do paru godzin. Najlepsze są z baraniny lub koźliny. Podobno bywają z wielbłąda, ale nie mam na to dowodów. Dla mnie najlepsza wersja to mieso duszone w warzywach. Są tam wtedy warzywa różne, w tym bakłażany, kabaczki, marchew i wiele innych, a także ziemniaki. Dodaje się do tego mieszankę 35 ziół zwaną „głowa domu”. W jakich tłuszczach i płynach się dusi, na razie nie powiem, ale w ciągu kilku godzin duszenia wszystko przechodzi pysznym smakiem wszystkiego. Zjada się to widelcem lub łyżką i chlebem (płaskim) moczonym w sosie. Inna forma to kurczak duszony w marynowanej cytrynie. Mnie osobiście dużo mniej przypadł do gustu. Jeszcze inne rozwiązanie – duszenie w śliwkach. Smaczne, ale niewiele jest do jedzenia. Najlepsze jadłem jagnie duszone w warzywach z dodatkiem także śliwek i innych ziół poza podstawową mieszanką. Było to w Tafraoute, małej mieścince na południe od Tiznitu – pośród gór. Na mięsie był tłuszcz, który w pierwszym odruchu chcieliśmy odrzucić, ale po spróbowaniu ten tłuszcz okazał się niebem w gębie – delikatny, rozpływający się w ustach i przepełniony smakiem i aromatem wszystkiego, co było w naczyniu. Jadałem tanziny jeszcze kilka razy w większych miastach i metropoliach i były niezłe, ale nie umywały się do tamtego.
Jerzor pobiegal i poplywal, a moja szyja nadgryziona przez jakies zwierze latajace ciagle boli. Marian powiada – do szpitala moze. Poczekam na Tereske, pielegniarka perzeciez. Zlego diabli nie biora?
Also,
sa problemy z internetem tutaj, dlatego sie odzywam, jak moge. Nawet nie moge poczytac wszystkich wpisow, bo za chwile polaczenie moze zipnac.
Stanisławie,
Biopaliwa to grząski grunt 😉 Patrząc na to, co się w tej sprawie dzieje, mam nieodparte wrażenie, że stoi za tym lobby rolnicze i bilans domyka się tylko wtedy, gdy są zapewnione ulgi podatkowe. A gdy w grę wchodzą ulgi podatkowe to oznacza to zyski wąskiej grupy producentów biopaliw kosztem wszystkich podatników.
Ja wierzę w energię atomową. Chociaż jeżeli zadzieje się jakiś postęp umożliwiający większą efektywność pozyskania energii solarnej i geotermalnej to może zmienię zdanie.
Nirrod,
ZUPA Z PATISSONA
Patisson
ząbek czosnku
oliwa
bulion warzywny
śmietanka
sok cytrynowy
2 kromki białego chleba
sól, pieprz
orzeszki piniowe
Patissona pokroić w kawałki, jeśli młody – nie obierać i nie wydrążać pestek (zdrowe)
Ząbek czosnku przysmażyć na oliwie bez rumienienia, dodać patissona, wody i bulionu (nie za dużo), ugotować do miękkości, dodać chleb i śmietankę i zmiksować na krem. Przyprawić solą, pieprzem, sokiem cytrynowym. Podawać posypane przyprażonymi orzeszkami piniowymi.
Patisona można nadziewać mięsem i zapiekać. Wygląda bardzo elegancko, jak mu się odkroi pokrywkę, napełni mieloną wołowiną uduszoną z wydrążonym i posiekanym wnętrzem patisona i pomidorami, przykryje pokrywką i udusi w piekarniku podlanego bulionem.
Nirrod, patisona da się torturować przy pomocy tych samych metod, co dynię, cukinię, czy kabaczka. 😉 Dla mnie on sam jest smakowo dość bezbarwny, więc staram się zapewnić mu jakieś wyraziste towarzystwo – czosnek, chili, zioła prowansalskie, ser owczy albo kozi, pomidory, paprykę, mięcho do nadziewania (o ile akurat nie zastanawiam się, jak długo było wożone), sos gryuere do zapiekania, itd. Nieźle też dogaduje się z olejem z pestek z dyni, albo/i tymiż przypieczonymi pestkami. Jak panierowany, to pod panierkę czosnek, a do panierki sezam (jako dodatek). Jak się komu chce trzeć, to placki, takie jak ziemniaczane, tylko bez ziemniaków. No i bardzo szybka wersja – cienkie plastry przyprawić tak, jak się lubi, posypać serem, który się lubi i piec na blasze polanej oliwą (może być też posypana sezamem) tak długo, jak się lubi. Ewentualnie, jak się lubi, można to potem zjeść. 😀
Pyro, Sloneczko Poznanskie –
nie ma czego zalowac, u nas nadal zimno choc wczorajszy pierwszy dzien wiosny przyniosl z soba nadzieje na ocieplenie. Nadzieja jak to nadzieja, nie zawsze sie spelnia.Trzeba ciagle ogrzewac dom bo inaczej tyleczki by nam pomarzly.
Alicjo –
co z Twoim Email’em? Dziala w Polszcze? Bo mam do Waszmoscki „interesa”. Pilnego. Daj cynka co i jak.
Acha. Na deser podalam gofry. Kisiel poziomkowy innym razem.
A teraz objedzona Echidna uda sie na spoczynek.
Pozdrowiatka od zwierzatka
O, właśnie, orzeszki piniowe! Też dobre do tych różnych bezbarwnych.
Pyro: na ciepelko zapraszam do Teksasu – ale moze byc nieco za cieplo, uprzedzam 🙂
Patison? Do ratatui go! 😆
pozdrowienia dla mietka 😀
Dzień dobry.To ja proponuję danie kolacyjne:
Sałatka kolacyjna z PATISSONA
Pół kilograma młodych patissonów pokroić w kawałki i obgotować w
posolonej wodzie . Odsączyć na sicie iprzełożyć do salaterki.
Dodać:
– odsączoną czerwoną fasolę z puszki ,
– pół kostki sera feta pokrojonego w małe kostki.
Lekko przemieszać i polać sosem – łyżka majonezu , dwie łyżki jogurtu
greckiego lub bałkańskiego , przeciśnięty przez praskę duży ząbek czosnku , łyżka chrzanu , sól , biały świeżo zmielony pieprz do smaku.
Ta sałtka również świetnie smakuje jako danie obiadowe podawane z ciepłą kaszą gryczną z sosem grzybowym .
Patison z kaszą gryczaną! Aż mi ślina pociekła, Grażyno!
Wróciłam z wakacji w Szklarskiej Porębie. Dominowała kuchnia polska ale, niestety, straszliwie okrojona. Pierogi naprawdę dobre. Wszędzie placki ziemniaczane, te juz bez rewelacji. Niewielki wybór mięs.
No i odkrycie z pesjonatu. Za „eleganckie” niedzielne śniadanie uchodzą… parówki. Stały w… wazie i ile dusza zapragnie…
Echidno
moja poczta dziala na calym swiecie. Tereski polaczenie kiepskawe, ale co rusz zagladam. Pisz smialo, kobito 😉
Mam prośbę,
czy ktoś ma sprawdzony własnoręcznie przepis na marynowaną paprykę? Na internecie jest mnóstwo przepisów, ale wolałabym taki już przez kogoś wypróbowany. Z góry dziękuję.
Przepis mam, Puchało, ale mogę go wklepać dopiero jutro wieczorem. Gdyby się nie pojawiał, przypomnij się. Jak najbardziej wypróbowany!
To ja czekam, Marialko. Dzieki.
Dzień dobry wieczór wszystkim.
Marialka,
również czekam i wykorzystam 🙂
Mietek,
pozdrowienia 😀
Mietek – widzialam, przyjmuje, dziekuje.
Zaczelo sie od slowa „pogrom” i pogromem sie skonczylo. Teraz sama wiem jak to jest. Dobrze, ze tylko wirtualnym. Dobrze, ze nie natrafilo na kogos zupelnie bezbronnego. Dobrze, ze byli wokol mnie takze ludzie przyzwoici i Przyjaciele.
Im Wszystkim w pierwrszym rzedzie jestem gleboko wdzieczna.
Maria Dembinska wydala onego czasu książkę o kuchni średniowiecznej Polski, która szybko i skutecznie zrewiduje opinie uformowane przez p. Kuliszera. Książkę p. Dembinskiej mam w j. angielskim pt. „Food and Drink in Medieval Poland: Rediscovering A Cuisine of the Past.” ISBN 0-8122-3224-0. Niektóre przepisy w niej są wręcz rewelacyjne. Np. Kurczak pieczony z suszonymi śliwkami jest znakomity…
Uff ….
Przeczytałem to wszystko jeszcze dwa razy ….
………..
……….
Nadinterpretacja, nadwrażliwość,” przegięcie”, nerwy puściły ……….
Niektóre wypowiedzi niedopuszczalne ……
Ale reakcje na nie …też !
……………
…………….
Na szczęście kuchnia zwycięża !
I tak trzymać kochani!
Gospodarzu,
Kuliszer cytuje Macaulaya dosłownie:
http://www.strecorsoc.org/macaulay/m03b.html
Historia Anglii, opublikowana w 1849 przez Thomasa Babingtona M. to fascynująca lektura 😎
Autor podaje, że Anglicy jedzą marnie, bo nie potrafią dobrze opanować trójpolówki i choć uprawianymi już burakami mogliby przez zimę wykarmić owce i bydło, to jakoś im to nie wychodzi 🙁 Przypuszczam, że Francuzi, w lepszym klimacie, dawali sobie lepiej radę, co odzwierciedliło się doskonale w tradycjach kulinarnych obu narodów 😉
A nie mówiłem! I mam frajdę!
A jutro dalszy ciąg.
To Mercy Pity Peace and Love
All pray in their distress
And to these virtues of delight
Return their thankfulness.
For Mercy Pity Peace and Love
Is God our father dear:
And Mercy pity peace and Love
Is Man his child and care.
For Mercy has a human heart
Pity, a human face:
And Love, the human form divine,
And Peace, the human dress.
Then every man of every clime,
That prays in his distress,
Prays to the human form divine
Love Mercy Pity Peace.
And all must love the human form,
In heathen, turk or jew.
Where Mercy, Love & Pity dwell
There God is dwelling too.
W tlumaczeniu Baranczaka:
Gdzie Dobroc, Litosc, Pokoj, Milosc –
Tam plyna nasze modly:
Zadnej znekanej ludzkiej duszy
Te cnoty nie zawiodly.
Bo Dobroc, Litosc, Pokoj, Milosc
To Bog, co wlada w swiecie.
I Dobroc, Litosc, Pokoj, Milosc,
To czlowiek – jego dziecie.
Dobroc ma bowiem ludzkie serce,
Litosc – ludzkie wejrzenie,
Milosc – czlowieka postac boska,
Pokoj – jego odzienie.
W kazdej krainie kazdy czlowiek
W udrece swej i znoju
Przyzywa ludzki ksztalt Milosci,
Litosci i Pokoju.
Miluj ksztalt ludzki w poganinie
I Zydzie, i Cyganie:
Gdzie Dobroc, Milosc, Litosc mieszka,
Tam Bog ma swe mieszkanie.
William Blake, „The Divine Image” („Boski wizerunek”)
Wpol do piatej, a ja jak szczypiorek swieza. No to was pognebie, a co mi tam!
ECHIDNO,
mialas interes, nie zapomnij napisac. Co prawda nie jestem 24 godz na dobe podlaczona, ale sprawdzam maile kilka razy w ciagu dnia (jak nie kilkanascie!). A teraz chyba jednak sie udam, bo jak znam zycie , wojo bedzie mialo apel o 7 rano i zaczna nie daj Boze strzelac, lepiej dospac, zanim co! Wicie, rozumicie, ja rezyduje w pieknym miejscu, ale to jest jednoczesnie srodek najwiekszego poligonu wojskowego w Polsce, nie zarty, jak sie chlopaki dorwa do armat!
Wyslalam, ale na adres z Twojej Knit Art Studio Gallery. W pracy jestem i nie posiadam przy sobie innego. Jak da rade dotrzec – daj cynk. Jak nie otrzymasz – przesle jeszcze raz z domu. Zrobilam kopie to i pisac drugi raz nie bede musiala.
U nas teraz 13:11. W domu bede kole 19stej.
Spij slodko Alicyjo i pozdrow Jerzora
Echidna