Herbaciana tęcza

Bez większej przesady można mówić o herbacie w kolorach tęczy. Jest bowiem herbata zielona, biała, czarna a także i czerwona. Dominującym kolorem jednak jest zieleń we wszystkich odcieniach. Widok plantacji zapiera dech w piersiach. I żadne zdjęcie (zwłaszcza robione przez amatora a nie zawodowego fotografa) nie jest w stanie oddać uroku stromych zboczy porośniętych równo przyciętymi krzewami, które rozdzielone są wąziutkimi liniami ścieżek i tylko gdzie niegdzie strzeliste drzewa stanowią punkty orientacyjne i dają nieco cienia w słoneczne dni. Często w środku plantacji znaleźć można wodospad, którego spieniona woda spada z paru pięter dając zbieraczkom możliwość ochłodzenia się i ugaszenia pragnienia.

Zbi__r_harbaty2P8050205.JPG

Zbieraczki na plantacji wygladają jak kolorowe motyle 

Na tym zielonym tle od świtu do popołudnia widać ruchome barwne plamy. Poruszają się zgrabnie i przesuwają po kreskach ścieżek wspinając się coraz wyżej lub – co jakiś czas – opuszczając w dół do punktu, w którym coś się kłębi i tłoczy. To tamilskie zbieraczki herbacianych listków, ubrane niezwykle kolorowo, przypominające z daleka motyle przysiadające na krzewach. Na czołach mają szerokie opaski, do których przytwierdzone są kosze leżące na ich plecach.

Nadzorca_zbieraczekP8040131.JPG

Ważenie zbiorów w punkcie kontroli 

Dziewczyny zrywają listki i lekkim ruchem wrzucają je do koszy. Wszystko to wygląda pięknie. Ale tylko z daleka. Gdy podejdzie się bliżej widać wysiłek kobiet. Poruszanie się po stromych zboczach jest trudne. Zwłaszcza gdy na plecach dźwiga się kosz pełen liści. Minimalna norma do zebrania to 25 kg. Dzienna pensja za ten wysiłek to 400 rupii. Proste przeliczenia nic nie mówią. 400 rupii to 8 zł. Tyle tylko, że ceny na Cejlonie są zupełnie inne niż w Europie. Banany np. kosztują kilka rupii za kilogram. Mandarynki – 30 rupii. Sporą rybę też można kupić za kilkadziesiąt rupii. Żywność jest więc tania. Mimo to przyznać trzeba, że zarobek zbieraczek jest bardzo niski.

Przyjecha_____wie__y_zbi__rP8050188.JPG

Nowy transport dotarł do fabryki w Norwood 

Każda grupa zbieraczek ma nadzorcę, który waży zebrane liście, zapisuje aktywność dziewczyn, szybkość pracy i jego notatki decydują czy w tym dniu dostaną one tylko płacę podstawowa czy też i dodatkową premię za pracowitość.

__wie__y_zbi__r_na_suszarceP8050198.JPG

Andrew Taylor, prapraprawnuk Jamesa twórcy pierwszej plantacji na Cejlonie

Worki z liśćmi trafiają do fabryki. Jest tych zakładów kilkadziesiąt. Zwiedziliśmy fabrykę Norwood, którą zarządza Andrew Taylor ? pra-pra-wnuk Szkota Jamesa Taylora założyciela pierwszej na Cejlonie plantacji herbaty. Było to w 1867 roku. Andrew dumny jest ze swego przodka i chętnie o nim opowiada. Jamesowi bowiem dzisiejsza Sri Lanka sporo zawdzięcza.

Produkcja i eksport herbaty jest bowiem podstawą tutejszej gospodarki.

Na_plantacji_gr__b_plantatoraP8050207.JPG

Grób plantatora wśród krzewów na jego plantacji 

Początki zaś były takie. Na górskich terenach środkowego Cejlonu Anglicy wykarczowali wielkie połacie dżungli by zasadzić tam kawę. Plantacje kawy dawały w tym czasie fantastyczny zysk. Wilgotność, silne nasłonecznienie i klimat górzystego regionu sprzyjał uprawie kawy. W połowie XIX wieku nastąpiła totalna klęska. Wszystkie bez wyjątku cejlońskie plantacje kawy zniszczył grzyb zwany hermileia vastatrix. Brytyjscy plantatorzy bankrutowali jeden po drugim. I to wówczas Szkot o twardym charakterze nie popadł w depresję, nie zasiadł na werandzie ze szklanką whisky w ręku poddając się złemu losowi, tylko pojechał do nieodległych przecież Indii, by zobaczyć jak wyglądają plantacje herbaty. Indyjski klimat i górskie tereny są niemal bliźniaczo podobne do warunków cejlońskich. James Taylor przywiózł na wyspę pierwsze sadzonki i założył pierwszą plantację. Za nim ruszyli inni budując podwaliny prosperity białych kolonistów.

Fabryka_herbaty_P8050172.JPG

Fabryka  Norwood 

Po ogłoszeniu niepodległości Sri Lanki plantacje oczywiście upaństwowiono. Później jednak , mimo, że Sri Lanka to socjalistyczna republika, pozwolono sprywatyzować uprawę herbaty. Jedne plantacje kupili potomkowie pierwszych właścicieli, inne – Lankijczycy na nich zatrudnieni. A fabryki – nadal państwowe – oddano w zarząd plantatorów.

Fabryka Norwood jednorazowo może przyjąć 20 ton świeżych liści. Po przejściu cyklu produkcyjnego opuści zakład 5 ton herbaty. Ale zanim to nastąpi liście muszą najpierw oddać połowę wody, która wypełnia ich komórki. Wówczas, gdy zwiędną nieco, łatwiej je rolować nie uszkadzając struktury. Listki złamane nie nadają się do dalszej obróbki. Następuje bowiem w nich przedwczesna fermentacja. I w tym właśnie momencie warto wyjaśnić dlaczego wcześniej pisałem, iż herbatę mogą zbierać tamilskie dziewczyny o długich i delikatnych palcach. Tylko bowiem takie ręce pozwalają zrywać po trzy najświeższe listki ze szczytów gałązek nie łamiąc ich i nie uszkadzając. Liście połamane używane są na plantacjach jako nawóz.

Kolejny etap to fermentacja, choć bardziej prawidłowo ten proces określa słowo oksydacja (utlenianie), a potem suszenie w specjalnych piecach. Na koniec – selekcja na sitach oddzielająca drobne listki od większych i największych. Wielkość listków decyduje o czasie parzenia naparu. Najmniejsze, niemal granulki, wymagają kilkudziesięciu zaledwie sekund, by oddały to, co mają najlepszego czyli kolor i aromat. Większe i największe muszą parzyć się nawet do pięciu minut.

Intensywność barwy herbaty zależy też od położenia plantacji. Czym wyżej w górach rosną krzewy, tym jaśniejszej barwy jest zebrana z nich herbata. A ta najjaśniejsza czyli biała ( i najdroższa, najbardziej snobistyczna) robiona jest z nierozwiniętych jeszcze pąków liści pokrytych delikatnymi srebrnymi włoskami zwanymi silver tips. Zielona zaś herbata robiona jest z pominięciem fazy fermentacji. Dlatego też jej listki zachowują zieloną ( a nie czarną jak inne) barwę.

Gdy w Norwood wysuszona herbata posegregowana jest już na gatunki, Andrew Taylor zakończył też degustację poszczególnych partii i ocenił jej jakość i wszystkie zalety, worki lub beczki pełne pachnącego towaru wędrują do Colombo, gdzie w zakładzie Dilmah już na nie czekają. Razem z herbatą pojedziemy i my. Cdn.