Piekło na podniebieniu czyli niebo w gębie
Ten pozorny paradoks jest całkowicie prawdziwy. Większość potraw Sri Lanki ( jako człowiek starej daty wolę używać nazwy Cejlon, która też stosowana przez mieszkańców wyspy) dzięki stosowaniu papryczek chili i wielu innych przypraw jest – zwłaszcza dla polskiego podniebienia – bardzo ostra. Na szczęście my lubimy palący smak dań. Zdarzało się więc, że prosiliśmy o miseczkę z sambalem, by zaostrzyć smak potrawy przyrządzonej przez kucharza w wersji soft dla Europejczyków.
Nie znaczy to, że pieczenie języka i podniebienia jest jedynym wrażeniem, które odczuwa się przy cejlońskim stole. Na śniadania jadaliśmy, także z wielką przyjemnością, naleśniki z ciasta kokosowego upieczone w kształcie głębokiej miseczki, na której dnie błyskało do nas żółtym okiem sadzone jajko. To danie to hopper. Bywają hoppery i z innym niż jajko nadzieniem.
Są wspaniałe dżemy z różnego rodzaju owoców oraz – co lubiliśmy najbardziej – świeżo obrane ze skórki (to ważne ze względu na liczne i groźne dla Europejczyków bakterie żyjące na wierzchu) owoce: ananasy, mango, papaja, passiflora, granaty, czerwone banany, limonki. A do tego wspaniały curd czyli jogurt z mleka bawolic.
Można oczywiście jeść normalne europejskie dania np. jaja na bekonie czy mesli z mlekiem.
Do śniadania podawane są soki owocowe oraz kawa (typu lura z mlekiem) lub herbata. To oczywiste, że jako goście największego cejlońskiego plantatora herbaty ( Merrill J. Fernando jest właścicielem ponad 40 z 200 tutejszych plantacji) piliśmy wszelkie dostępne gatunki przez niego produkowane. Nawiasem mówiąc herbatę marki Dilmah (nazwa pochodzi od pierwszych liter imion synów właściciela ? Dilhan i Mahlik) znaliśmy od paru lat i obok chińskiego yunanu stanowiła ona nasz stały domowy napój. Teraz jednak mieliśmy okazję zobaczyć jak ona rośnie, jak jest zbierana i co się dzieje z listkami zanim trafią na nasz stół. Ale o tym później. Teraz wracamy do stołu.
Wczesnym popołudniem jada się lunch. Tu panuje już wielka rozmaitość. Bywają zupy – jarzynowe (w tym pomidorowa robiona jak wg. przepisu polskiej kuchni), rybne, słodko-kwaśne z makaronem. Bywają ostre ale są też całkiem łagodne. Głównym daniem jest jednak ryż z curry. Odmian ryżu jest zaś kilkanaście. Jest różnych rozmiarów, kształtów i barwy. I każdy smaczny. W dodatku gdy człowiek przesadzi z ilością ostrych przypraw to właśnie ryż łagodzi dojmujące uczucie pieczenia. Nie popija się więc ostrego dania ani wodą, ani sokiem lecz szybciutko zjada się łyżkę gotowanego ryżu. I pieczenie mija.
Talerz, na którym leży spora porcja ryżu ozdabia się według gustu i apetytu maleńkimi porcjami duszonych warzyw, kawałków baraniny, wołowiny lub wieprzowiny, marynowanych i pieczonych ryb, krewetek, krabów, wreszcie i owoców. A każdy z tych dodatków inaczej pachnie i zupełnie inaczej smakuje. Jeden posiłek może więc dostarczyć wielu doznań.
Jednym z najsmaczniejszych dań jest lomprais. To ryż gotowany w bulionie i odcedzony, ułożony na bananowym liściu i wzbogacony kawałkami kurczaka lub baraniny, doprawiony musem z bakłażana i pastą z krewetek oraz – co oczywiste – sambalem. Liść jest zwinięty w kształt polskiego gołąbka i wędruje do pieca. Można też podsmażyć go na patelni. Je się oczywiście wszystko z wyjątkiem liściastego talerzyka. Smakuje zaś wybornie.
Z warzyw największe wrażenie zrobiły na nas chlebowce, które w kształcie olbrzymich bochnów wyrastają z pni drzew, a jada się je obrane, pokrojone i ugotowane jako dodatek do curry. W smaku przypominają nasze kartofle.
O przyprawach i wizycie w spice garden czyli ogrodzie ziół, przypraw oraz drzew kakaowych przy następnej okazji. Teraz bowiem pora na przyrządzeni curry. Cdn.
Komentarze
http://kulikowski.aminus3.com/image/2008-08-22.html
Jak fajnie, że ta podróż Gospodarza daje się przełożyć na miłe reportaże ku naszej uciesze.W ten sposób i my możemy pośrednio uczestniczyć w poznawaniu tego odległego świata. Pewnie, że trzeba zaprząc do roboty wyobraźnię, bo jak inaczej zobaczyć barwy, poczuć zapachy i smaki? Ale to dobrze, każdy niejako na własny użytek stwarza sobie prywatny Ceylon.
Wszystko wskazuje na to, ze jednak Gospodarz zaczyna pisac ksiazke. Na razie zaczyna od kuchni. Potem przyjda pglebione analizy. Na przyklad co sie i jak, pija. Jak wielka jest polska kolonia na Cejlonie. Jakie sa szanse rekolonizacji, gdyby miejscowi sami nie byli w stanie dac sobie rade ze soba. Ja tylko tak podrzucam tematy. Na wszelki wypadek.
Od dzisiaj az do niedzieli wieczorem udaja sie na blogowy urlop. W goscie przyjezdza psica Jolly, która zabiera ze soba wlasna obsluge w postaci mojej synowej i syna. Miejscowa psia kawalerka podkreca wasy i juz macha ogonami.
Zycze Wam wszystkim pieknej pogodnej weekendowej pogody i do uslyszenia.
Gotowanie w domu nie bedzie. Wylacznie wyjazdy w teren.
Pan Lulek
O rany!!!!! Z rana takie wspanialosci! Chyba pojde sobie zrobic jajecznice… 🙂 🙂 🙂
Teresko. Przekaz specjalne (SPECJALNE!) pozdrowienia magrud i powiedz, ze jak jej nie ma na wiadomych blogach, to caly dzien stracony.
I opisz nam ja dokladnie po powrocie!
Przeczytać takie wspomnienia i się rozmażyć…..
Mój mały wtręt do wczorajszego wątku.
Każdy medal ma dwie strony. I oczywiście przejecie kosztów przez strony trzecie jest bardzo mile widziane. Ale to jeszcze do niczego nie zobowiązuje. Członek wyprawy może umiejętnie zbadać przed wyjazdem, czy w konkretnym przypadku jest cos klejącego.
W końcu powstaje relacja z wyprawy, po powrocie. Na którą nie ma wpływu płatnik. I co w tym jest problematycznego? W jakim stopniu jest to niezależne określa autor przekazu. Nic złego w takich wycieczkach nie widzę. Należy tylko uważać by nie otworzyć szans, które są serwowane.
Myślę tu o takich przypadkach kiedy sponsor stawia wymagania i chce wywrzeć wpływ na końcowy produkt. Cos takiego może być niezłym garbem.
dobrego łykendu 😆
Mowilam o czyms innym, Arku. O tym mianowicie, ze odbiorca ma prawo watpic i pytac. A nie o integrity konkretnegoi dziennikarza. Ze za sponsorowanie placi sie cene problematycznej wiarygodnsci.
I dlatego np korporacja w ktorej ja pracowalam kategorycznie nie dopuszczala do zadnego sponsoringu i nie przyjmowala niczego, jesli podejrzewala taki sponspring nawet gdyby material przyniosl do publikacji sam Jeremy Paxman czy David Frost. Nie i koniec. Wlasnie dlateg, ze odbiorca ma prawo watpic.
Przeczylam – smaczne! Ze ostre – to wspaniale, Alicja na pewno watek podchwyci. Ona lubi ostro, bardzo ostro. Wlasnie w ostatnia srode Wombat przygotowal obiad w tym stylu. Tez ostre, tez duzo ryzu i jeszcze jako dodatek ananas dolozony do sosu. Tez lagodzi. A do tego zielona herbata, nomen-omen Dilmah, zielona. Lagodzi rownie dobrze, a nad jej innymi wlasciwosciami typu kosmetyczno-zdrowotnymi ani mi sie sni zastanawiac.
No to ide pokucharzyc.
U nas juz poczatek weekendu! Aha!!!
Pozdrawiam Wasze Laskawosci z wysokosci piatkowego poznego popoludnia.
Echidna
Wróciłam z psiakiem z pleneru, a tu nikogo. Wszyscy wyjechali już na wyraj? Na obiad dzisiaj kluski śląskie (gotowce) z boczkiem wędzonym z cebulką i barszczyk.
Doczytuję sobie siatkę „Chmielewskiej” przywiezioną od Haneczki. Ona ma rzeczywiście komplet, a ja kiedyś bardzo lubiłam odpoczywać przy tych lekturach. Rozweselające tomiki bardzo mi potrzebne, ale jakoś już chyba wyrosłam z autorki „Lesia”. Czytam z sentymentu dawnego.
A ja jestem zatopiona w lekturze fajnej powiesci Victorii Hislop „Wyspa”, zostawionej mi z poleceniem przeze Pania Domu. Akcja dzieje sie na malej greckiej wysepce, ktora do 1953 roku byla kolonia dla tredowatych.
A czytajac powiesc nie moge przestac myslec o niezwyklej pani, ktora przed laty poznalam, dr Helenie Pyz, lekarce z leprozurium w Indiach. Napisala do mnie kiedys list, bardzo piekny na temat jakiegos programu, ktorego wysluchala w radiu (nasz zasieg byl wtedy na caly swiat). Wymienilysmy pare listow, a potem ona przyjechala na pare dni do Londynu, zbierac pieniadze dla swoich tredowatych pacjentow. Zobaczylam wtedy ze zdumieniem, ze sama jest gleboko niepelnosprawna po przebytym w dziecinstwie polio. POjechala do Indii jako lekarz na zastepstwo, na dwa lata, po smierci poprzedniego lekarza-misjoinarza. Byla wtedy mloda lekarka. I zostala na cale zycie. Bylam nia kompletnie urzeczona. Pod koniec wywiadu, jaki z nia oczywoscie przeprowadzilam, zapytalam jak trudna byla decyzja, ze nie bedzie nigdy czyjac matka, zona czy kochanka. Powiedziala mi wtedy: Poradzilam sobie z macierzynstwwem, bo pierwsze opuszczone, osierocone i chore dziecko, ktore bierzesz w ramiona, staje sie twoje wlasne.
Wiec o te druga czesc pytania juz nie pytalam.
.Opowiadal sporo w jakich warunkach zyje w leprozorium. Jeden banan tygodniowo, bo tylko na tyle ja stac. Przed odjazdem kupilam jej kilogranowy sloik kremu do twarzy Estee Lauder, ktorym sie strasznie ucieszyla. To nieslychany luksus w w tym klimacie i w tej nedzy.
.KIlka lat pozniej, w lipcu 2001 roku zobaczylam jej zdjecie na okladce Wysokich Obcasow. A z artykulu dowiedzialam sie, ze jest…. swiecka zakonnica. Nie wiem co to jest swiecka zakonnica.
Mysle o niej czesto, a teraz czytajac ksiazke Victorii Hislop mysle o niej nieustannie. Niestety dawno zgubilam jej adres w Indiach.
Pyro,
ja jestem, wreszcie. Od wczorajszego popołudnia do dzisiejszego południa absorbował mnie nasz neurotyczny gość z Locarno, a że spał w pokoju z komputerem, to nie miałam dostępu do sieci 🙁 Już nie wiem, czy to ja się starzeję i znoszę coraz mniej, czy to on dziwaczeje coraz bardziej, ale odetchnęłam, gdy odjechał. Wczoraj koniecznie chciał z nami na grzyby, więc pojechaliśmy w nasze dzikie wertepy, ale znaleźliśmy tylko kurki. Osobisty dał nogę w swoje znajome ostępy, a ja dostałam gościa pod kuratelę. Nie dosyć, że się ciągle gubił i musiałam wołać, to nie chciał brać grzybów, co rosły 30 cm od krowiego placka 😯 Pochodziliśmy 2 godziny po pięknym terenie dyskutując o aktualnej polityce. Gość czuje się zagrożony przez Rosję, Iran i wszystkich możliwych wrogów i uważa, że Szwajcaria powinna być zdolna do prewencyjnego ataku np. na Teheran 😯 Poza tym demonizuje Rosję i był wyraźnie rozczarowany, w jak cywilizowany sposób Ruscy zachowują się w Gruzji. Najchętniej widziałby pewnie, jak gwałcą i kradną zegarki przed kamerami CNN 😎 Na kolację było ratatouille i zapiekane ziemniaki oraz dobre wino z Płd. Afryki. Gość pił zachwycony, więc Osobisty mu dolewał oszczędzając na sobie, choć mu dawałam znaki, żeby przestał, bo chyba zapomniał, że ten gość ma paskudny (moim zdaniem) obyczaj nie dopijania wina. Na koniec zawsze zostawia pół kieliszka, choćby nie wiem jak dobre było 🙁
No, ulżyło mi 😉 Jestem paskudną gospodynią i obgaduję gości 🙁
A tu znalezione przed chwila zdjecia Pani Heleny i jej adres! Napisze do niej.
http://www.jeevodaya.org/galeria/zdjecia/helena_pyz1
Heleno – piękny człowiek, piękna sylwetka p. dr Pyzówny. Napisz do niej, pewnie będzie jej miło, że pamiętasz.
Nemo – Ty mnie nie denerwuj tymi kurkami. Tylko kurki były, tak? Jezusie, Jezusiczku, tylko kurki!!!
Takich gości w jasyr, albo wręczyć halabardę i niech idzie atakować Teheran. Tu przypominam spotkanie M.Rakowskiego ze związkowcami kiedy na agresywnie dosyć postawione pytanie : co z Wilnem, kiedy odzyskamy Lwów? odpowiedział spokojnie. Chce Pan na Wilno i Lwów? Nie widzę przeszkód. Idź Pan i wyzwalaj.
999e szkoda zmarnowac.
Pyro ja tu sobie po cichutku siedze i udaje, ze pracuje.
W przerwach czytam o wystepach naszych sportowcow. Wyborcza ma uroczy serwis „na zywo”. Humor raczej plytki, ale mnie cieszy.
przyklad:
11:52 Zaczyna się. Chinka prawie spadła z konia, ale uratowała się w ostatniej chwili. I ma dzieki temu bezbłędny przejazd. Wcześniej komentator stwierdził, że to zasługa konia, który jest skoczny, ambitny i szczery.
Od siebie chcielibyśmy dodać, że zbiera znaczki, chodzi z Jolką z piątej be i słucha polskiego rocka. I nie przejmuje się, kiedy śmieją się z niego inne konie, słuchające symfonicznego black metalu.
Kurek troche zjadlam w czasie ostatnich wakacji, za to jagody na rynku wielkopolskim mialy taka cene i byly tak nedzne, ze nie moglam sie przekonac do kupienia 🙁
Nemo, wspolczuje i gratuluje, ze juz pojechal.
Od up..dliwego goiscia jest jeden gorszy: taki, ktory odmawia skorzystania z wody i mydla.
Lata temu zostal mi podrzucony pewnien profesor ze znanej dynastii polonistow , ktory po miesiecznym pobycie w Oxfordzie, zamieszkal u mnie na pare dni. Juz w chwili kiedy stanal w drzwiach, moje koty zmarszczyly nosy i sie wyprowadzily z domu. Ja nie moglam. Przynioslam mu fure puszystych recznikow i nowy kawal lawendowego mydla, proponujac aby sie umyl „z drogi” i dal brudy do pralki. Odmowil. Spalam w zimie przy otwartych na osciez oknach. Nie pomoglo. Nazajutrz rano zaroponowalam jeszcze raz. Po czym robilam to co kilka godzin w czasie jego pobytu. Ani razu nie skorzystal z zaproszenia. Na miejscu linii lotniczych nie wpuscilabym go na samolot.
Wietrznbie domu po jego wyjezdzie trwalo pare dni.
Wspominam to z nieopisana groza. Rok pozniej chcial sie znow u mnie zatrzymac. Powiedzialam, ze wyjezdzam na ten czas i bardzo mi przykro….
Pyra ma racje..Za „tylko kurki” ktos sie bedzie smazyl w piekle.
Dla mnie nie ma lepszych grzybow.
Kurki! Ooooo, kuuurki!…..
Heleno święte słowa! Za brak higieny powinni wymyśleć jakieś paragrafy.Nigdy mnie takie jak ciebie nieszczęście nie spotkało, ale moje miejsce pracy nawiedził raz kolega koleżanki z pracy; osobnik stosujacy wewnętrznie i zewnętrznie urynę (swą własną), trenujący intensywnie na siłowni (ksywa – Atleta), a przy tym” piorący” swe skarpetki wywieszając je na jakiś czas za okno! 😯 Był koło 20 min., siedział z daleka ode mnie, zaraz po jego przyjściu uchyliłam przy sobie okno, ale i tak się modliłam by poszedł 😕
Oczywiście koleżanka cierpiała tak samo jak ja. Ten osobnik odwiedził po prostu dziewczynę swego kolegi z klasy.
Nirrod, czy Ty na Zjazd pojedziesz przez Poznań? Ważne bardzo.
Nie. jezeli uda mi sie przyjechac, to bede leciec przez Warszawa, ale poki co czarno to widze.
Czasami plotkuje sobie z wlasnym synem. On telefonuje, bo to u nigo za darmo. Plotkujemy o róznach sprawach ale nie o d.. Maryni. Nie mamy po prostu wspólnej Maryni. Albo mamy na ten temat odmienne zdania. Ostatnie troche zdenerwowany powiedzial mi wprost. Zawsze kiedy pytam jak ci idzie mówisz, ze wspaniale. Czyzbys nie mial zadnych klopotow którymi mogl bys sie podzielic. Odpowiedzialem mu, ze on tez raportuje zawsze o sukcesach i nie dopuszcza do rozmów o klopotach. Zastanowil sie i odpowiedzial. u mnie to po prostu dziedziczna choroba i tyle.
czekam na tych swoich gosci. Stolowka przyzakladowa oglosila przerwe urlopowa do konca pierwszej dekady wrzesnia
Jak przyjada to zabiora mi pokoj komputerowy i skonczy sie zabawa
Pan Lulek
Tak sobie czytam wywody naszych dziennikarzy, pozal sie Boze, sportowych o wyczynach piecioboistow i oczom nie wierze.
Zadnemy kretynowi do glowy nie przyjdzie, ze moze nasi piecioboisci obu plci nie umieja konno jedzic, tylko zwalaja wszystko na konie.
Oby ich ktory kopnal w ramach odpowiedzi na obelgi.
Nirrod – dziennikarze sportowi podpadli mi już dawno, a nade wszystko Dariusz Szpakowski. Do śmierci nie wybaczę mu głupot, jakie wygadywał u szczytu „Małyszomanii” Jak się Adamowi udał skok, to Adam – geniusz; jeżeli skok wyszedł np Hannewaldowi, to wiatr mu pomógł. Kiedy Adam miał gorszy dzień, to mu stoku nie wyrównano , inni sknocili skok – bo nie tacy zdolni, jak nasz. Nawet do redakcji sportowej tv napisałam w tej sprawie, a oni odpisali, że kierownik redakcji zwróci uwagę. No, Boże święty – to przecież Szpakowski był tymże kierownikiem. A ty chcesz biedne konie w to wplątywać?
Nirrod, konie niewinne! To nie są przypadkowe i od pługa. Jest system selekcji koni do tych właśnie zawodów i mnie bardzo żal, bo one świetnie wiedzą, co trzeba robić, w przeciwieństwie do niektórych jeźdżców. Koń mądry i z ćwokiem na grzbiecie nie skoczy, ale frustruje go takie coś z pewnością bardzo.
Co do ostrego – o łagodzacym wpływie ryzu dowiedziałam się juz dawno w pewnej restauracji wietnamsko-kambodżańsko-indonezyjskiej. Serwowali tam sporo dań z ostrym curry, sosami satay i innymi piekielnikami – w sam raz na mój smak. Danie było zawsze podane w misce głębokości głębokiego talerza, tylko dosyć rozległej – na jednej połowie czysty ryż bez niczego, a obok na przykład kurczak w curry z warzywami, ostrymi papryczkami i co tam jeszcze, na to ćwiartki pomidora „żywego” w gorący sos. Ponieważ zamówiłam wersję oryginalną, nie złagodzoną, pani pouczyła mnie, że ten ryż służy do gaszenia pożaru wątpi, jakby co. Strachy na Lachy 🙂
Pyro,
wróciłam, ale będę osiągalna potem – zadryndam, jak się odrobię.
Prośba o pomysły – mam ładny kawałek schabu, pomyślałam, że zrobię go na grillu, na tacce aluminiowej (temperatura kontrolowana i przykrycie, nie chce mi się piec w piekarniku, bo jutro ma być 30C). I pomyślałam sobie, że mogłabym nadziać ten schab czymś – zrobić kieszeń i coś tam wepchać. Podpowiedzielibyście, co ?
Dzisiaj zabieram się za bandę Ratatuja, jeszcze tylko muszę pognać za róg po specnaz bułgarski, bo zapomniałam.
Nemo
jak Ty robisz rata?
Alicjo, przypominam z mojego blogu przepis na ratatuję z „Barokowej melokuchni”:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=173#comment-21408
Dodam, że ostatnio robiłam ją właśnie w ten sposób, wykorzystując finałowy patent z jajkiem – i rzeczywiście efekt nieporównywalny!
Doroto z sąsiedztwa, aż wrzucam do przepisów 🙂
Lecę po specnaz bułgarski. I wino, bo wyszło.
Pani Dorotko,
dzięki za wyręczenie 🙂
Alicjo,
dokładnie wedle tego przepisu robię. Wszystko mam własne oprócz węgierskiego agenta wpływu, niejakiego Kapii -czerwonego ale nie ostrego 😎
Węgierska agentura przy ratatujach musiała się już od dawna kręcić. Moja mama twierdzi, że lecso (no, przecież prawie-ratatuja, tylko dla niepoznaki bez bułgarskiego specnazu) robione według tego patentu z jajkiem jadła w węgierskiej miejscowości Csongrad jakieś 30 lat temu. 😯
Helenko, pozdrwienia SPECJALNE zostaną przeze mnie przekazane z przyjemnością. Każdemu byłoby miło, dziękuję.
z inspiracji sasiadki D. nabylem i niezle bawie sie lektura, barokowej kuchni, ale kurde za kurke nie moge sie dokopac przepisu na ratatuja, spytam wiec o numer strony, wyglada, ze slepne, pomozcie
Nie za długo ta ratatouille będzie dochodziła? Toż to dobra godzina z groszem…dajcie słowo, że tak ma być!
mietek ,
przepisy są tutaj, alfabetycznie:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/
dla mnie ratatuja po godzinie gotowania z okladem traci bryja, jajko pewnie nieco sklei, ale chrupkosci warzywne szlag trafic musi, sie nie spieram, tylko opinie wyrazam, gusta bywaja rozne, dalej pytam o numer strony w ksiazce,
http://www.laprocure.com/livres/philippe-beaussant/mangez-baroque-restez-mince-cuisine_9782742771554.aspx
dla pewnosci, ze o tym samym mowimy
Mietku, popieram. Godzina duszenia to już dla wyjątkowych sadystów, którym urok czynności milszy od smaku ofiary. 🙂
Książki nie posiadam, pomóc nie mogę. 🙁
Bo ja bym mniej więcej 20-25 minut… co wy na to?
O, jak ładnie – 7799
No i zaraziliście mnie ratatują! 😯 Rzuciłem wszystko i polazłem mieszać. Wprawdzie nie miałem pod ręką cukinii, ale zamiast tego wrzuciłem resztkę mielonego. Mięsożercy się ucieszą.
Dla mnie najwyżej 25 minut. Też nie lubię bryjowatego.
A żeby w tym krótko duszonym osmoza smaków jednak zaszła, to po prostu musi sobie postać i się przegryźć. Potem tylko szybko odgrzać i ciabatta w dłoń i zasuwać. 🙂
No to ja tak mniej więcej stoję około 20 minut. Lubię warzywa takie „akuratne”. Zapodam, jak wyszło. Jeszcze mam czas, jakieś 2 godziny.
p.s. Jaja walnę, oczywiście.
Ratatouilla,to ja przyrzadzam raz dwa trzy,wrzucam kosteczke masla,posladzam,sambala dodaje,potem leciutko podlewam soja i gotowe.Wazne,zeby warzywa nie byly za miekkie!!
Jajca tez nigdy nie wrzucam 😮
A ja jeszcze wroce do watku polskich dziennikarzy sportowych, Cztery lata temu Polityka zamiescila caly artykul cytujac co lepsze brednie z olimpiady w Atenach. Utkwil mi w pamieci komentarz dziennikarza sportowego z TVP, ktory donosil z ceremoinii otwarcia igrzysk, ze Theodorakis tak sie obrazil na organizatorow olimpiady, ze „na znak protestu dyrygowal orkiestra stojac tylem do publicznosci”.
🙂 🙂 🙂
O skunks ponury! D..ą do publiki, dyrygując orkiestrą?! 😯
Co na to Dorota z sąsiedztwa?
Ratatuja z maslem, cukrem, sosem sojowym ii sambalem?!!!!!!!!!!!
.A gdzie curry i mlekpo kokosowe?
Na to tez powinien byc odpowiedni paragraf. To nie ma prawa nazywac sie ratatuja.
Ano, za Twoją ratatują stoją najwyraźniej chińskie służby specjalne! 😯 Co na to francuski wywiad? Toż Azjaci dobra narodowe im rabują! 🙄
Z jajcami lubię tak średnio, czyli wolę bez, ale bywa, że dla uzyskania gładkości, albo jak pomidory są za kwaśne, chlapnę odrobinę mleka skondensowanego. Najwyżej będzie mniej do kawy. 😀
Zaraza jakas, tez gotuje ratatata ale ale…. czy nie mozna dorzucic pkrojonego miesa z piersi kurczaka (podsamrzonego uwczesnie) bo inaczej bede mentalnie nienajedzona, Bobik mnie co prawda tym mielonym podbudowal ale nie chce dzis mielonego
Jak się tak dobrze zastanowić, to biedny dyrygent – jak by nie wykręcał – zawsze kogoś musi mieć w d…. 😀
Dorotol, w tratatuję wrzucasz co Ci się żywnie podoba i w razie czego zwalasz na obce wywiady. 😀
Moja stoi i się gryzie.
Niekoniecznie chińskie agentury, indonezyjskie też moga być, nie mówiąc o cejlońskich 😯
Wszystko jedno, spróbuję z jajcami, w końcu wszystkiego trzeba spróbować 🙂
Ale jednak będzie 20 minut.
czyli taki przeglad kuchni?
Bobiku,
a czym sie ta Twoja ratatuja gryzie?! 😯
Moja ratatuja gryzie się dębami w zupie. W zupie dyrygenta oczywiście. 😀
Dorotolu, chodzi tylko o uchwycenie momentu, w którym ten przegląd należy przestać nazywać ratatują, żeby nie podpaść pod odnośny paragraf. 😀
dobrze, dzieki za rady, gdzie jest Szczypior z realu?
Rany boskie! Chyba go nie wrzuciłem przez pomyłkę do gara? 😯
no to wiemy co sie z czym gryzie
Dorotol,
Szczypior jest z magazynu, przecież pisał. I zajmuje się tam między innymi komputrem – to znaczy, jak nie rozwozi tego, co mu tam kierownik każe.
wyraznie konflikt sie rodzi, jakies cory, jakies mleko, niektorzy mielone mieso, czy inna kure, toz to jakby zielony groszek panierowac, podac ze szczypiorkiem i powiedziec, ze typowo po polanskiemu schabowy z kapusta, przed Wami sterczy, chyba pojce ugotowac kiszone ogorki na deser i w budyniu piwnym zapodam, mam zagwozdka, kuchnia w cyrku, czy ja
ja w cyrku?
mieciu ten pomysl kiszonych ogorkow na deser w budyniu piwnym to pomyslowa kreacja moze nareszcie polska kuchnia osiagnie spledory
Z tym Theodorakisem , to pamietam, ze czytalam to w przepelnionym pociagu w drodze do Krakowa (pogrzeb CM) i zaczelam sie smiac. POtem odczytalam to wszystkim w przedziale, wszyscy ryczeli ze smiechu, a potem poszli opowiadac do sasiednich przedzialow. Odtad cala podroz uplynela nam bardzo wesolo pomimo smutnej misji z jaka jechalysmy z R. do Krakowa. Bo kto sobie przypomnial ten cytat, to smial sie na nowo.
Zjadlysmy nasze, bylo dobre ale bez jaj, nietrafne jaja byly wczoraj na blogu, zycze innym smacznego
Tylko nie straszyc mi tu paragrafami!!!
Kto powiedzial,ze ratatuja nie mozna unowoczesnic,albo czem innym przyrzadzic,no kto??
Moj ratatuj ma sie smakowo calkiem dobrze.Musi byc ostry i slodki,bo tak lubie 😆
Ana,
nie masz prawa, rozumiesz?! Taki ratatuj nie może Ci smakować!!! No!
Chyba, że dodasz „i nikt mi nie przetłumaczy” * 🙂
*cp ASzysz
Znowu ładnie – dd99
Ratatuj z mielonym był pyszny i nikt mi nie przetłumaczy! 🙂
Szczypior urlopuje, nie pamiętacie? Toż cieszył się, że tylko on z komputrem i jak sobie bez niego… itp Robi nas wszystkich smarkacz na perłowo ze szlaczkiem i pewnie chichoce w wielkiej uciesze. Tak, jak Iżyk ze swoją filozofią.
Alicja – z tym schabem na grill możesz pocudować. Nie przecinaj do końca każdego kotleta, ale zostaw po dwa złączone dołem. Zamarynuj tak, jak lubisz, a potem między te dwa płaty mięcha możesz wsuwać pastę z oliwek i papryki, albo ser pleśniowy ostry, albo pastę ze śliwek suszonych, marynowanego pieprzu i boczku wędzonego. Zresztą sama wymyśl, bo ci to nieźle wychodzi.
Eh Wy, ulepszacze i besserwisserzy 😯
Co, bigos godzinami gotować? Ja wolę, jak kapusta chrupie pod zębem, a każdy składnik widoczny jest i koloru nie stracił. A na koniec – posypać parmezanem 😎
Tak to brzmi – Wasze wersje ratatouille 🙁
Mietek,
strona 94.
Bigos z parmezanem? 😯
moze i mozliwe nalezy sprobowac, ja kiedys jadlam bigos z makaronem ku czci krakowskich lazanek podawanych z kapusta
a.j.
to był taki (wstrząsający, przyznam) przykład, jak cudzoziemcy ulepszają bigos 😉
Ratatuj z masłem, cukrem itd. 😯 To musi mieć inną nazwę 😎
Nemo,
musi to na Rusi, nie pamietasz?! Tymczasem moje dokumentuję…
bywa gorzej, kiedys mi taki jeden sprobowal gotujacy sie bigos i wlal do nie 1/1 litra octu myslalam, ze go zastrzele
A do tego zasmażka! Bueee! 😉
najlepsza jest cebulka samrzona i przypalona na wegielek, taka stosowaly wszystkie moje polsie au-pair do wszelakich zup, twierdzac, ze sa po szkole ( z tym, ze jak sie okazywalo to specjalnej )zawodowej min. z przedmiotem ksztalcacym na kuchrke
Oj! Narobiłyście mi apetytu!
Muszę sprawdzić, czy Pani Halinka na rynku ma już młodą, świeżo ukiszoną kapustkę.
Trochę rosołu, choćby z kury, trochę wędzonki, dużo kminku. Może jeszcze młody prawdziwek.
No i oczywiście musi mieć kolor, a kapustka musi chrupać, tak jak naucza nemo! Pychota! 🙂
Z innej banki, CZY BEDZIE LADNY I SLONECZNY WRZESIEN w srodkowo-europejskich okopach?
Będzie! 🙂
Ale zima będzie wczesna i mroźna, bo wszyscy z mojego podwórka zwożą już drewno na zimę; jak Indianie! 🙂
Na ryby:
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/NaRyby/photo#s5237439172641883298
Pyro, obawiam się, że psiakowi po prostu trzeba przyrżnąć i WYNIEŚĆ za skórę na dwór. Albo, może na początek lepiej, wrzasnąć strasznym głosem, złapać za skórę na karku (niech zwisa) i wynieść – cały czas wiszącego – na dwór, dopiero tam puścić i dopiero tam przestać mu wymyślać – krzyk i trzymanie go za skórę w powietrzu daje ciągłość działania od momentu zrobienia kupy. Bo powiedzenie: oj, brzydki piesek i normalne wyprowadzenie go na smyczy nic mu nie mówi, wręcz przeciwnie – osiągnął swoje, wyszedł na dwór. Jamniki są piekielnie inteligentne i chytre, więc jak skojarzy, że po zrobieniu kupy w domu PO spacerze czeka go duża nieprzyjemność i niewygoda, to się zastanowi, czy to się opłaca. W ogóle karanie psa przez podniesienie do góry za skórę i potrzasanie jest bardzo skuteczne. Polecam lekturę: Konrad Lorentz „Tak zwane zło” i „I tak człowiek trafił na psa”
Ja mam aktualnie 6 a nawet 7 psów, bo kazdy przyjeżdża ze swoim. Kupiłam specjalną szufelkę do zbierania psich gówienek (oryginalnie do końskich) i cięgiem koło domu zbieram, pogadując: Ferdynanda nam zabili – a którego, pani Mullerowo? bo ja znałem dwóch, jeden był pomocnikiem u drogisty a drugi zbierał psie gówienka, obu nie ma co żałować – Arcyksięcia Ferdynanda! – Mimo tego zbierania i tak w co po niektóre się wdeptuje, po prostu nie nadążam a obecna młodzież liczy na to, że same znikną…
Pozdrawiam żabiobłotnie
Stara Żaba
Dobry wieczór 🙂
Bobiku, czy to coś znaczy, że mi wyszedł kod ee99? 😉
Ja też początkowo, kiedy pierwszy raz robiłam ratatuję z książki Beaussanta (w wersji bez jaj zresztą), wkurzałam się, że dłuuugo… ale wierzcie mi, to zupełnie inna jakość, kiedy warzywka się przegryzają przy duszeniu (ładnie to brzmi 😆 ). Przekonałam się. I wtedy nie chrupkość jest atutem, ale ten smak… ach… może znowu jutro zrobię? 😉
Zabo, na Boga zlinczuja Cie
Ktory na tych zdjeciach to Mis a ktory to mietek???????
Do Dagny: Jutro przyjeżdża Ala i będzie do czwartku.
Polowanie na Lisa, czyli Hubertus, w tym roku wypada na 11 października (u nas zawsze wcześniej, bo potem ciemno i zimno).
Pozdrowienia,
Stara Zaba
1111 taki kod wymaga zastanowienia, Alicjo prosze o numerki do totolotka,
pozdrowienia dla Ali, ja musze do tzw. pracy
Naudokumentowałam. To na 4 osoby, mimo, że użyłam połowę, co w przepisie. Jajca dwa. Bazylię dodałam, bo nie mam cząbru. Patelnia była przykrywana od czasu do czasu, ale zmieściłam się w 20 minutach. Chyba było dobre, bo niektórzy ida po dokładkę 😉
http://picasaweb.google.com/alicja.adwent/BandaRatatujaZNeapolitaSkimOdchyEm
wyglada perfekt
no to z tym miso-slawko-mietkiem?
pewnie mnie i zlinczują, chociaż jak miłosierni w Panu (wszelkich wyznań) mogą się wyżywać na takiej starej i kulawej żabie? Niestetu doświadczenie (podparte kulawą nogą) uczy mnie, że bezstresowy chów dzieci, psów i koni kończy się źle. Oczywiście każdy osobnik reaguje inaczej, właśnie o tym pisze K. Lorentz – jednemu psu wystarczy pogrozić palcem a drugiego i trzepanie skóry nie wzruszy – to on radzi podnieść psa za skórę i potrząsnąć.
takitam mietku. jak tam na kresach?
Alicju lokalizacja dobra. Ale nie widzę na obrazkach śladów rdzy i potwierdzić nie mogę czy to moja gablota.
Daj znać na priva, jak klepał dawniej Izyk u którego powinien być obecnie Slawek, o trasie do Mjów. Już klepałem każda droga prowadzi przez Berlin, nie pod jak insynuuje Nirrodek 😆
A tak w ogóle to zaczyna mi się po tygodniowej pauzie ponownie tutaj podobać. Szkoda ze wewnętrzne dno oddychać zaczęło morskim powiewem. 🙁
Wyjeżdżając z Be wstąpiłem do KaDeWe
tam ujrzałem duriana i zdurniałem od samego oglądania
/cena nie do oceny/
zaczynam rozglądać się za sponsorami
pieknie pada jak nara
Dorotolu,
Stara Żaba wie, co mówi, co ja wiem, i Ty wiesz. Całe życie wśród zwierząt, studiowała, hodowała i hoduje, i zna się na nich. A ponieważ ja też wyrosłam wśród zwierząt jak najbardziej przeróżnych, nigdy bym opinii Starej Żaby nie podważała. Howq!
nie podwazam ale sie boje, ze bedzie pisk, moj kot jest np. za gruby i za ciezki na takie zabiegi
Stara Żabo – nie, nie zlinczuję Cię, ale wyobrażasz sobie znoszenie takiego psa 4 piętra w tej pozycji i drąc mordę? Sąsiedzi by mnie pobili. Raz go Ania próbowała unieść za skórę – raban wtedy taki podniósł, jakby go kto z tej skóry odzierał. Dosłownie krzyczał. Więcej nie próbowałyśmy. On już b. rzadko coś takiego zrobi i właściwie tylko wtedy, kiedy nie chcemy z nim wyjść (bo ile razy można w nocy wychodzić?)
Prawdziwe, prowansalskie ratatouille ma być aksamitne w smaku, a warzywa rozpoznawalne, ale mają rozpływać się na języku, a nie chrupać. Sztuką jest tak mieszać i dusić, aby nie wyszła bryja. Moim zdaniem najistotniejsza jest pierwsza faza – duszenie cukinii z cebulą. Po półgodzinie ma nadal swój kształt i konsystencję, nie rozpada się i nie puszcza wody. Po dodaniu bakłażana, papryki i pomidorów oraz przypraw mieszam tylko krótko i pozwalam pyrkotać na małym „ogniu” około 10-15 minut, a potem wyłączam prąd i zostawiam na gorącej płycie. Gotuję w garnku żeliwnym z grubym dnem. Najlepiej smakuje ponownie zagrzane lub letnie.
A ja tam lubię zukinie pokrojoną na kopiejki, umaczana w naleśnikowym cieście i wrzuconą na wysoki tłuszcz. Wyłowiona z gary osuszona na papierowej ścierce i posypana solą, o może być i taką: http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Saliny/photo#s5223921494574686610
nadaje się znakomicie do warsteina. tak jak w tej chwili. już mi lepiej pomimo opadów.
gdzie Antek urlopuje?
O, to, to właśnie! Ta pierwsza faza – to podstawa 😀
Te warzywa były po kolei pożenione na patelni o grubym dnie – i nie były chrupiące, a akuratne, miękkie, ale rozpoznawalne. Od czasu do czasu przykrywałam przykrywką ze starego woka.
andrzeju.jerzy,
każdy ma swoje kubki smakowe i jesli chodzi o kwestie kulinarne, na wszelkie podpowiedzi (bez wciskania na siłę i w gardło
– o nie, nie, to MUSI BYĆ TAK!!!) jestem bardzo łasa. Byle tylko mi nie mówić, że coś ma być tak, a nie inaczej. Duża dziewczynka jestem, sama wybiorę, co jest dla mnie, a czego nie lubię – chociaż jestem otwarta na próbowanie.
Na zagrzanie zostało niewiele 🙁
Arkadiusu,
poczta w poczcie.
Alicju, dorotal mógłby już oddać rudego miałka we władanie tajlandzkie. A my za tydzień spotkamy się w połowie drogi do dorotala na tajlandzkim jedzonku, które to prezentowałem wczoraj po raz enty dla zachęty.
A poza tym, Juror ma jak zwykle racje jeśli idzie o kolacje /w Berlinie/
I nikt mi tu nie powie, ze ta prawda jest do podważenia.
Myślę ze dobrze myślimy ha ha ha 😆 😆
Alicjo!
To, co napisałaś i pokazałaś brzmi i wygląda smakowicie; nie dziwię się, że na zagrzanie zostało niewiele. 🙂
Ale czemu mnie skrzyczałaś? 😉
To robimy Berlin za tydzień ? 🙂
Może być! Podłoga wolna? To nawet będzie lepiej, niż gnać po całonocnym locie do Mjów. Jak Wam pasuje, to nam także zarówno. Dorotol się dołączy? Niech da cynk!
To wy sobie pogadajcie o tajskim jedzeniu, a Pyra się wycofuje na z góry upatrzone pozycje. Do jutra
bis morgen pyro 🙁
Dorotol sie dolacza i chyba ma wieksze mieszkanie niz Arkady
u mnie nie trzeba spac na podlodze
andrzeju.jerzy,
bo napisałeś : „No i oczywiście musi mieć kolor, a kapustka musi chrupać, tak jak naucza nemo!”
Nemo nie naucza, nemo podsyła pomysły. I o to biega 😉
E tam, nie skrzyczałam, moze tylko sie zle wyraziłam.
Nie miej mi za złe, andrzeju jerzu 😉
nie jak licząc na stopokwadratmetry 😆
Dorotolu,
ta „podłoga” jest kultowa 🙂
robta jak chceta, jestem w Berlinie caly czas
Kamera jak zawsze klamie, te tajlandzie jedzenie to tylko zakaska w kazdym razie dla mnie, tyle co kot naplakal
ha ha ha 😆
przestało padać i jest wielka szansa, nie nie, nie to, lecz wyprawić się na surfa.
Na tajemne rewiry. Ale o tym po tym.
Wam wszystkim pa i to wcale nie są inicjały gospodarza
ciał ciał ciał
a z czasem miał miał miał
Nie oddam Pikusinskiego na przerob! To przyjaciel, lekarstwo. dobry duch.
To nie chodzi o spanie – chodzi o spotkanie. Moim zdaniem – wieczorem w piatek gdzieś w umówionym miejscu. Co na to, Dorotol? Na mój czuj, to można z tej i z tamtej strony dojść na piechotę 😉
O, wszyscy poszli lulać 🙁
No to dobra wam nocka 🙂
jeszcze o cieście filo:
jak podają różne polskie pisma można dostać mrożone w delikatesach, sklepach Piotr i Paweł, Bomi, itp.
Witam Panie Piotrze i drodzy panstwo ! Owiedzam tę stronę od niedawna i od pierwszego razu jestem nią zafascynowana.Uwielbiam kuchnię a zwłaszcza wymyślanie czegoś z niczego 😉 Znam Pana programy telewizyjne i Pana fascynacje kulinarne od dawna.Jakie to szcęście,że korzysta Pan z dodrodziejstwa,jakim jest internet.Kultura jedzenia,spsob mówienia o nim,znajomość tematu,to lekcje z których czerpię ogromną wiedzę,a Pana ,Panie Piotrze cenię jako mistrza i czytam Pana zachłannie 😉 Szkoda tylko,że niestety wielu potraw jeść mi nie wolno… Cierpię na podagrę i nawet najmniejszy błąd dietetyczny okupiony jest potwornym bólem.Dobre jedzenie,malutkie,ładnie podane porcje,skromny,szykowny stół w dobrym towarzystwie to coś dla czego warto żyć 😉 Niestety,bardzo często dla mnie jest tylko herbatka ale jeśli dobra,to musi wystarczyć.Nauczona doświadczeniem uważam na to co jem ,zwłaszcza poza domem.Odrobina octu (każdego) musztardy ostrych przypraw etc. to dusze jedzonka a dla mnie wróg (choć jakże miły memu sercu )śmiertelny.Wierze w Pana pomysłowość dletgo może pomyślałby Pan o takich jak ja i przygotowałby Pan kilka recept ku uciesze naszych pokrzywdzonych przez los 😉 złaknionych podniebien?Panstwa również serdecznie pozdrawiam.Przywracacie mi Państwo wiarę,w to ,że można rozmawiać na forach z klasą i na poziomie 😉
http://kulikowski.aminus3.com/image/2008-08-23.html
Witaj, Iwono 🙂
O ile się orientuję, to powinnaś unikać potraw zawierających kwasy, siarkę i purynę (czerwone mięso, podroby, piwo). Pozostaje cała paleta warzyw i owoców bogatych w potas, ryby, drób. Nasz słynny „ratatuj” (bez jajka) nie powinien Ci zaszkodzić 😎
Dzien dobry, jest zimno i jeszcze zimniej niz przewidywala chmurka telewizyjna, wszyscy chodza w palatkach i grubych ciuchach.
Alicjo, oczywiscie, ze sie spotkamy, dzisiaj pojde zobaczyc czy ci wspolobywatele obcokrajowcy siedza tam na tej zimnej trawie, to jest u mnie w najblizszym parku.
Dziękuję Nemo 😉 Wiem o tym ,mam już spory staż w tej materii,niestety.Nie robię z tego jakiegoś dramatu ale mam taką ślinkę 😉 na te wszystkie cudeńka kulinarne ,rozumiesz,prawda?Umiem całkiem niezle kombinować z wrzywkami,właśnie przytaszczyłam z ryneczku ich sporą rodzinkę.Ale…. no wieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeesz 😉 Dlatego poprosiłam Pana Piotra o redę ,zdając się na jego kunszt i profesjonalizm 😉 Poazdrawiam.U nas nad morzem też pada,jest zimno ale i tak życie jest piękne ! Miłego dnia 😉
Iwono,
ja wiem, że Ty wiesz 😀 Ale od Gospodarza nie oczekiwałabym przepisów dietetycznych. Zastrzegł to sobie już w pierwszym wpisie, że ten blog nie będzie zbiorem przepisów 😯
No tak ,jak zwykle moja natura blondwłosej 😉 hmmmmmmmmmmmm;-) ale dzięki.Dobrze,że wspomniałam cos o tym pierwszym razie,oczywiście na tym blogu 😉
Nemo, poniewaz Ty masz na wszelakie tematy sensowne uwagi, czy wierzyc w dzialanie preparatu Polinesian Noni, kto sie z tym spotkal?
Dorotko l. po przeczytaniu tego:
http://www.noni.com.pl/choroby.html
mam absolutna i calkowita pewnosc, ze z rownym skutkiem mozesz sie leczyc metoda Tomka Sawyera na brodawki albo slynnymi wkladkami do butow b. kandydata na prezydenta RP pana Piotrowskiego..
Tymczasem gdzie indziej mozna przeczytac, ze proby kliniczne nie wykazaly zadnych dzialan leczniczych tego cudownego owocu.
Ale ja jestem wybitnie cyniczna jesli chodzi o panacea na wszystko. Takie skrzywienie rodzinno-zawodowe.
Chwileczkę. Bez wygłupów! Żadne chodzenie w paltocikach, ma być pogoda!!!
Nie zabieram paltocika ani żadnych grubych swetrów i ma być pogoda, zrozumiano?! No!
U mnie 6:30 i 20C – i będzie o dyche więcej w południe, powiadają.
Doczytałam. Dzień dobry wszystkim i powitać Iwonę. Jak słyszę „preparat” i bez recepty, a leczy wszystko (lista imponująca!) to pytam – gdzie ten Nobel?! No przecież wdzięczna ludzkość juz dawno powinna nagrodzić! Pamiętacie „maść tygrysią”? No właśnie…
9911
O diabli. Dopiero teraz zauważyłam, ze Dorotol prosiła o numery totolotka.
7, 19, 22, 26, 29, 42
Nie biorę odpowiedzialności, ale w razie wygranej należy sie podzielić 😉
A przynajmniej zorganizować blogowe spotkanie na koszt!
U mnie dzisiaj pomidorowa z kulkami i makaronem. Na deser (nocny, bo wykonam po powrocie z pracy i z odchamiania) placek w kratkę ze śliwkami.
Dacie wiarę, że figi nam się już trochę przejadły?! Krzaczek owocuje bez opamiętania. Nie rozumiem zjawiska – figowiec szaleje, a brzoskwinie nie chcą „dojść” 😯
Haneczko,
figi może zasuszyć? Ja tu cierpię, bo wychodzi na to, ze wszystko będzie owocowało, jak mnie nie bedzie 🙁
I mój Klan Pommodores, chyba do środy żaden owoc nie dojrzeje, tak że od razu liczę na nemo nasiona. Moze uda mi sie zasuszyć tomatillos, bardzo sie wczoraj powstrzymywałam, żeby nie zeżreć kilku dojrzałych.
U mnie dzisiaj schab, jeszcze nie wymyśliłam, czym zarazę nadzieję, ale grzyby mi chodzą po głowie.
Alicjo, po mnie też chodzą grzyby. Jak tylko jutro wrócę z pracy podskoczymy z panem mężem do lasu sprawdzić, czy wreszcie wyłażą.
Doroto l.
przepraszam, że dopiero teraz, ale nie było mnie w domu. Posłuchaj Heleny i nie wyrzucaj pieniędzy na kolejny „cudowny” środek, który jest wprawdzie legalny w Unii (tylko sok i to pasteryzowany), bo nie udowodniono jego szkodliwości, choć z jego spożyciem wiązano niektóre przypadki zapaleń wątroby 😯 Absolutnie jednak jest zabronione reklamowanie go jako preparatu o własnościach leczniczych zarówno w Unii jak i Szwajcarii.
Doroto,
tu masz jeszcze link do programu ZDF, który zajmował się noni i jego działaniem:
http://wiso.zdf.de/ZDFde/inhalt/18/0,1872,2294514,00.html?dr=1
Jest tam opis, w jaki sposób oszukuje się internautów poszukujących pomocy przy różnych dolegliwościach. Na forum dyskusyjnym np. o migrenie pojawia się gość zachwalający cudowne działanie soku z noni. Dokładne sprawdzenie wykazuje, że pomocny gość akurat tym sokiem handluje 😎 1litr kosztuje 50 euro. Jeśli dotąd nie miałaś depresji i złego humoru, to nabawisz się obu tych dolegliwości najpóźniej wraz z rachunkiem 😎
Jak o mnie chodzi Stara Zaba może spać spokojnie, linczowaniem się nie zajmuję 🙂 Ale doszczekiwaniem owszem, a w niektórych przypadkach czuję się wręcz zobowiązany. Więc po kolei:
1. Konrad Lorenz jest niewątpliwie wielką postacią i czasem sam się na niego powołuję, ale nie da się ukryć, że od czasu jego największych naukowych osiągnięć etologia, psychologia zwierząt i w ogóle biologia zrobiły niejakie postępy. Nie wszystkie teorie Lorenza się sprawdziły (np. pochodzenie części psów od szakala), toteż nie można go uważać za absolutną wyrocznię. Poza tym był on w końcu dzieckiem swojego czasu (włącznie, niestety, z niechlubnym epizodem nazistowskim) i pewne „zabiegi pedagogiczne” wydawały mu się oczywiste i naturalne, ale nie znaczy to, że że muszą się wydawać oczywiste i dziś, nawet jeżeli są do pewnego stopnia skuteczne.
2. A jak chodzi o skuteczność, to w ostatnich latach znawcy psów coraz bardziej podkreślają rolę wzmocnień pozytywnych. Pozwalają one wychować psa nie gorzej, a nawet lepiej, niż przy pomocy wzmocnień negatywnych, a wiele humanitarniej i z większą przyjemnością dla obu stron. Nie znaczy to, że wzmocnienia negatywne w ogóle nie działają, tylko że na ogół nie ma potrzeby po nie sięgać, bo można pogłówkować, jak tu podejść do zwierza od strony pozytywnej. Wzmocnienia negatywne często stosuje się tylko dlatego, że zawsze się tak „rabiało”, więc po co się wysilać, żeby wykombinować coś nowego (podkreślam, że ja tu uogólniam, bo nie chcę, żeby to zabrzmiało jak personalny zarzut pod adresem Starej Zaby).
3. Powyższe nie ma nic wspólnego z „wychowaniem bezstresowym”, bo oczywiście psu na różne sposoby można dawać do zrozumienia, jakie jego zachowania są niepożądane, chociaż nie trzeba koniecznie zaraz lecieć z grubej rury, często zwykłe, kategoryczne „fuj!” wystarcza. Nie jestem też fanatykiem i nie uważam, żeby okazjonalny klaps psu czy dziecku robił krzywdę na całe życie. Ale przyrżnąć i wlec za skórę wrzeszczącą kupkę nieszczęścia, pomijając już aspekt humanitaryny (kto nie chce pomijać, niech go łaskawie uwzględni) mija się z celem, bo:
4. Ta kupka nieszczęścia niczego nie rozumie. Jakiekolwiek wzmocnienie, pozytywne czy negatywne, musi być zastosowane prawie równocześnie z pożądanym lub niepożądanym czynem pieska, nie później niż 5-10 sekund, bo potem on już nie kojarzy do czego wzmocnienie się odnosiło, albo, co gorsza, kojarzy źle, czyli z tym, co robił w chwili wzmocnienia, a nie z tym, za co rzeczywiście jest karany bądź nagradzany. Czyli np. w przypadku robienia na dywan piesek musiałby być złapany w momencie zaczynania, usłyszeć mocne „nie!”, zostać wyniesiony (bez krzyku!) na trawnik, gdzie po dokończeniu kupy dostałby porcję głasków i ulubiony przysmak. Mało realne w przypadku mieszkania na którymś tam piętrze, więc trzeba wynaleźć inny sposób.
5. Iżby wynaleźć inny sposób dobrze by było zrozumieć, co się dzieje i dlaczego piesek, który już się załatwiał jak trzeba, nagle zaczął świrować. Za mało mam danych, żeby od razu udzielić konkretnej rady, ale chętnie swoją bazę danych rozszerzę, jak Pyra mi coś opowie. 🙂 Niektóre szczeniaki mają po prostu takie momenty regresu, które przechodzą same. U innych może to być związane z odżywianiem (rodzajem albo porą), z dorastaniem i próbą zmiany swojej pozycji w stadzie, z jakimś wzmocnieniem, które zdarzyło się przypadkowo i nikt nawet na to nie zwrócił uwagi albo jeszcze z czymś innym. Możemy się wspólnie pozastanawiać.
6. Przy pisaniu powyższego korzystałem z uwag mamy, która psy i inne zwierzęta hołubiła od najwcześniejszego dzieciństwa, a przy tym całe życie starała się na ich temat dokształcać. Tak że są to rozważania podparte wprawdzie teorią, ale oparte na latach praktyki.
Uff, a teraz szybko wysłać, nawet bez czytania, żeby łotr nie zeżarł. 😀
Zasady są po to, by móc je z przyjemnością omijać. Czasem więc w naszym blogu zamieszczam i przepisy. Tęsknota Iwony za opisywanymi przez nas daniami jest wprost wzruszająca. Od poniedziałku będę w Warszawie, gdzie jest moja biblioteka i znacznie łatwiejszy dostęp do internetu, to postaram się coś smakowitego podrzucić. Mimo, że odczuwam niechęć do wszelkich przepisów dietetycznych. To będzie wyjątek!
Aleś naszczekał, Bobik! 😯
Nie będzie łotr pluł mi w twarz i mówił, ze za często…
Gospodarzu,
aleś się podłożył teraz. Łamać zasady dla przyjemności?! To co – anarchia?! 😯
A mówiłam. Gospodarz przeczytał naszą powieść (prosiemy o recenzję!) i mu się udzieliło! To sprawka Klanu Pommodores. Albo bułgarskiego specnazu.
Wiedziałam 😉 W.I.E.D.Z.I.A.Ł.M 😉 😉 Panie Piotrze bardzo dziekuje 😉 Serdecznie pozdrawiam z talerzykiem pieczonej dyni 😉
Wczoraj wieczorem byłem nieczynny i dopiero teraz mogę skomentować wczorajsze komentarze. Więc jeszcze do nemo 21.36 i dalej, w sprawie ratatuja – ja wcześniej też złożyłem podobną propozycję, żeby uprawiać w kuchni radosne wymyślactwo i sobiepaństwo, bo jednemu panu smakuje chrupkie, a drugiej pani wbrew przeciwnie, tylko jak wersja zaczyna za bardzo odbiegać od oryginału, to zmieniać nazwę. Albo wykręcać się sianem i zaznaczać „na bazie”. 🙂
Bobiku – oto kilka faktów psich figlików : po pierwsze primo, Radek w poważnym wieku 6 miesięcy zaczął od tygodnia robić to, co nieraz robią ludzkie niemowlęta, po prostu przestawił sobie porę czuwania i snu. Poprzednio ostatni raz wychodził o 9.00 wieczór, spał do rana 5.30 – wychodził na 15 minut, załatwiał co trzeba i potem dosypiał do 9.00 rano. Teraz zaraza jedna doszedł do wniosku, że 3.00 nad ranem jest porą wstawania. Piszczy, podgryza Anię, liże itp – zmusza ją do wstania. Ona się poświęca – ubiera, zakłada mu uprząż, wywozi na dół, on się załatwia i niby wszystko dobrze. Anka się rozbiera i kładzie spać i wtedy piesek żywiutki i radosny zaczyna sztuki włazi pod jej kołdrę, wędruje wzdłuż ciała, liże, podgryza, jednym słowem nie ma zamiaru zasnąć. Po pół godzinie kiedy Pani zaśnie, a pies zaczyna się nudzić, znowu domaga się wyjścia. I, oczywiście, nikt go drugi raz nie chce wyprowadzać i wtedy robi demonstrację materialną: proszę, wołałem, a wam się nie chciało. Potem śpi jak zarżnięty do 10.00 rano i wcale nie chce wychodzić. Zabrany w ciągu dnia przeze mnie na trawniki, biega i bawi się ale im bliżej wieczora, tym ma lepszy humor. Niemowlę jest dosyć łatwo oduczyć takich brewerii, bo pozwala mu się jedną czy drugą noc przeryczeć bez litości i człowieczek dochodzi do wniosku, że chętniej zajmują się nim w dzień, więc w nocy się nie opłaca. Jak oduczyć psa, który zgłupiał?
A o jakich porach kolega Radek konsumuje?
Dziekuje Wam, tak sobie myslalam, po wpisie Iwony weszlam sobie na recepty pl. a tu nic tylko jakies „interesy” z roznymi cudotworczymi preparatami, a poniewaz Was jet duzo i to doswiadczeniem, wiec sie zapytalam.
Alicjo, tu sie nie chodzi w paltocikach, moze byly tu one znane w czasach mody powojennej, tutaj sie chodzi w palatkach a najlepiej rowerowych, to byl moj pierwszy widok przez okno dziewczyna w palatce z rowerem i z rowerowa przyczepka z jednej strony dmou, z drugiej strony domu: sasiad w palatce montujacy przyczepke samochodowa, wiec doszlam do wniosku, ze dzisc jest dzien przyczepkowy i wycofalam sie do betow.
Pyro, skoro Radek zaczął prowadzić nocne życie to znaczy, że skociał 😯 Oj biedne wy Pyry obie…
Pyro, wybacz.
Te niemowlaki, którym fundowano ryczące noce mają na całe życie czemuś smutne twarze, co stwiedzam wskutek doświaczenia życiowego, nie tylko na własnej skórze. Szczęście ludzkości polega na tym, że już to choć w części wie i smutnych twarzy może być mniej.
masz racje haneczko, chyba skocial bo moje koty wstaja tuz z ptaszkami ale ja otwieram tyko balkon.
Moj ty Boze, to ja mam smutna twarz?!
Moi bratankowie tez przeryczeli od tego czasu spia jak trzeba sa dziecmi szczesliwymi i dosc bystrymi.
Dokonalam zakupu odkurzacza za 40 euro mniej niz w sklepie chcieli. Wiwat Google!!! Jak sobie glupi sklep napisal, ze sa najtansi i ze to gwarantuja, to pani w sklepie zwrocilam uwage, ze na ich wlasnej stronie internetowej cud techinki jest o wspomniane juz 40 tanszy. Jakze sie zdziwilam jak dziewcze poszlo sprawdzic, wrocilo i powiedzialo, ze mam racje!!!!
Iwona
Ty nie rób oczek do Gospodarza, tylko dawaj tu tę dynie pieczoną na stół, my też chcemy!
Tereso Stachurska, ilu niemowlaków wychowałaś? Ciekawi mnie, skąd taka opinia o tych smutnych twarzach.
Ktokolwiek widział moje dzieci ten wie, że należą do rodzaju „Smieszka domowa” , a nauczkę nocną dostała od rodzica cała trójka. Wystarczyły dwie noce.
Przyznam sie, ze moje dziecko nie ryczalo po nocach, bo nie mialo ku temu okazji, ja za to bylam pare lat niewyspana od czatowania na jakas zapowiedz placzu. Ale czy to dziecku pomoglo i nadalo mu pewnosci siebie i optymizmu to nie wiem. Dwa lata dziecko sasiadki bylo zostawiane na noc samo i wylo jak dzikie, nikt tym sie nie przejmowal, mnie powiedzieli abym sie odwalila bo pojda na mnie doniesc do urzedu do spraw mlodziezy, jak cos jeszcze raz powiem. I jak sie widzi na podworku te mamusie balujaca oraz jej coreczke to wiekszej radosnej symbozy nie widzialam
Dorotolu,
to inna para kaloszy, to, o czym piszesz. Ale tak w ogóle, to nie ma lepszych manipulatorów, niż dzieci, i osmielam się powiedzieć – nasze milusińskie zwierzątka. I dlatego ukute zostało na sąsiednim blogu słowo „personel”, odnośnie kotów.
Albo ty je wychowasz, albo one ciebie – koty chadzają swoimi drogami i chyba nie poddaja sie żadnym zabiegom wychowawczym. Dzieci i piesy – to jest to, co Bobik kiedyś napisał – lubia wiedzieć, co można, a czego nie za bardzo. Grunt, to trzymać się tej logiki i być konsekwentnym. A jak ktoś chce bezstresowo, to proszę bardzo – owocuje to społeczeństwem nieprzystosowanym do życia w tymże.
Z tego, co pisze Pyra, wygląda, że u niej trwa ostra walka o przewodnictwo w stadzie. Ciekawe kto wygra? 🙂
A swoją drogą; jamnik jako przywódca? Ciekawostka! 🙂
Andrzeju J. – lepszy jamnik w charakterze przywódcy, niż pokurcz sztandarowy (tak mi się powiedziało tylko).
Bobiku – kolega Radek główny posiłek zjada ok 14.00 – 15.00 potem już tylko sucha karma zjadana od przypadku do przypadku po trosze
Ja bym ten główny posiłek przeniósł na 18tą – 19tą! Być może, przeniosłoby to alarm spacerowy na 7mą rano? Kto wie?
Oddalam totolotka o 20 h nastapi moment prawdy
Dorotolu,
zastrzegałam – w razie nie, to ja niewinna, w razie co, to fundujesz 😉
Pyro, zacząłem układać Wstępny Zarys Strategiczny.
Primo po pierwsze – w poważnym wieku 6 miesięcy kol. Radek powinien już rozumieć i wykonywać kilka podstawowych poleceń, przede wszystkim „siad!”, „chodź!”, połóż się!” („leżeć!” u nas w domu nie jest stosowane, bo brzmi nieuprzejmie 😀 ) „na miejsce!”, „zostań!”, „nie!” i „dość!”. Jeżeli jeszcze tego nie opanował, to najwyższa pora zacząć nauki.
Primo po drugie – jak ten mój kumpel postanowił być dorosły, no to niech będzie, ze wszystkimi tego konsekwencjami 🙂 Czyli, pierwszy spacerek dopiero o 6.30, choćby nie wiem jak błagano o wcześniej. Następne stosownie do rozkładu dnia rodziny, ostatni między 22 – 24 (nie wiem, do czego jest zdolna Pyra Młodsza). Na nocne budzenie zdecydowane „nie!” i odesłanie do koszyczka. Może trzeba będzie wiele razy powtórzyć, ale w żadnym razie nie wyprowadzać, bo to jest właśnie pozytywne wzmocnienie, czyli nagroda za brykanie. Oczywiście trzeba się liczyć z ewentualnością niespodzianki na dywanie, no to trudno – posprzątać, a jeżeli się akurat trafi na moment czynu, to wyraźnie powiedzieć „Nie! Brzydki pies!” ale presji wyprowadzaniowej nie ulec. Za to na spacerach wszelkie siknięcio-kupnięcia wylewnie chwalić i nagradzać smakołykiem.
Są opinie, że niespodzianki lepiej usuwać nie na oczach psa, bo nadmierne zainteresowanie rodziny odchodami utwierdza go w przekonaniu, że oto dostarczył swoim najmilszym niezwykle cennego i pożądanego daru i wobec tego należy to powtórzyć. Moja mama zapryskiwała ponadto miejsca, gdzie lokowałem niespodzianki, czymś silnie pachnącym, bo inaczej miały te miejsca dla mnie magiczną siłę przyciągania i zalewałem je wciąż od nowa.
Primo po trzecie – półroczniak nie musi już konsumować sto razy dziennie, więc jedzonko, przynajmniej chwilowo, raczej do południa, a późnym popołudniem już ni dudu, żeby parcie nocne nie było zbyt mocne. Do picia dostęp musi być, bo odwodnienie psa jest niebezpieczne, ale w późnych godzinach wieczornych już nie zachęcać. 🙂
Primo po czwarte – zdecydowanie odradzam wychowywanie psa z zegarkiem w ręku. W życiu i w naturze bywa różnie i nie zawsze da się ustalonych pór ściśle dotrzymywać, a jak pies się co do sekundy ureguluje, to potem bywają z tym kłopoty. Czyli – regularność względna, ale bez przesady.
Primo po piąte – w naszej naturze leży robienie różnych rzeczy na sygnał przewodnika stada. Jeżeli Radek inicjuje spacer, to znaczy, że zanadto czuje się alfą i należałoby go przekonać, że nie ma racji.
Primo po szóste – rezultaty wdrożenia w życie WZS nie będą natychmiastowe, należy się nastawić na realizację zasady „cierpliwością i pracą” tudzież na opór materii. Ale w przyszłości kolega Radek będzie mi wdzięczny. 😀
Też sobie znaleźliśmy temat na kulinarnym blogu – psie kupy. Dla mnie temat co prawda dokuczliwy, bo z siusianiem od dawna jest święty spokój. Pies w domu nie leje, a to drugie traktuje bodajże jako karę dla wrednych [pań domu, co jest jednak szczeniacką złośliwością.
Podobno, to byt określa świadomość, a nie odwrotnie!
W związku z tym; ja bym rozpoczął od regulacji fizjologicznych. Ilość jedzonka, rodzaj, terminy papusiania. Dopiero później działania psychologiczne; fuj, brzydki (dobry) pies, itd, itp… 🙂
Pyro, w moim życiu psie kupy odgrywają niepoślednią rolę, więc uważam, że to temat bardzo istotny. 😆
Taki pies, który traktowałby robienie wyżej wymienionych jako karę dla kogokolwiek, albo wykonywał je ze złośliwości, jeszcze się nie narodził. My jesteśmy wprawdzie bardzo inteligentni, ale antropomorfizować jednak nas nie należy. 🙂 Po prostu działamy na trochę innych zasadach, niż ludzie, ale jak się te zasady zrozumie, to można się z nami dogadać.
Propozycja andrzejerza z 17.01 też nie jest bez sensu – wszystko zależy od rodzaju karmy i osobniczej szybkości trawienia. Najlepiej wypróbować przez np. tydzień jedną wersję, a jak nie wyjdzie, to drugą.
Natomiast z 17.27 się nie zgadzam. Najlepiej prowadzić skoordynowane działania na wszystkich płaszczyznach. 🙂
No, co ja na to poradzę, że wciąż jeszcze coś Bardzo Ważnego sobie przypominam? 🙂
Z tym karmieniem o jednej rzeczy nie należy zapominać – pies, zwłaszcza z tendencjami do dominacji, powinien szamać na końcu, po innych członkach stada, bo to daje jasną informację o hierarchii. Czyli porę karmienia też trzeba dostosować do obyczajów rodzinnych.
U nas np., w związku z tym że rodzina wcina około 20.00, ja mam wprawdzie wolny dostęp do klocków przez cały dzień, ale praktycznie w ogóle ich nie ruszam, natomiast po rodzinnej obiadokolacji ceremonialnie dostaję na klocki odrobinę ludzkiego, wraz z zachętą „weź, Bobiczku, weź!”. I wtedy wcinam, dobrze wiedząc, kto tu jest alfą, a kto nie jest. Oczywiście ten zwyczaj został wprowadzony kiedy już przestałem być całkiem malutkim szczeniaczkiem, ale i wcześniej przed każdym karmieniem mama zawsze zjadała (na moich oczach) choćby drobnego symbola, żebym sobie za dużo nie wyobrażał. 😀
Wlazły na drabinę i atakują! 😯
http://picasaweb.google.com/alicja.adwent/Kukumbry
Alicjo, prosze o przepis na toto z muszlami, kto ma dobry przepis na kndele ze sliwkami?
http://picasaweb.google.com/alicja.adwent/UntitledAlbum04
Oczywisicie, ze stawiam
Alicjo – leć po finkę! Inaczej sobie z nimi nie poradzisz! 😯
Ogórka Bojowego strzeż się w dzień i w nocy!
Nie złapiesz go na wędkę, nie ustrzelisz z procy,
nie zatrujesz go gazem i bombą nie trzaśniesz,
choćbyś bombę pod ręką miał stosowną właśnie-ż,
bo każdy z tych sposobów, których się nie zliczy,
przydatność do konsumpcji znacznie ograniczy.
W walce z takim ogórkiem (licz się z tym, niebożę!)
sprawdza się tylko ostre starcie wręcz – na noże! 🙄
Dorotolu,
to było w restauracji (Chez Piggy), te muszelki!
Przepisu nie mam 🙁
Bobiku, żem sobie poradziła, aż trzy były! Już ja im dam, natarcie! Plasteryzatora zawołam i normalnie… mizerię z nich zrobię!
Dorotolu, paskudo – gdzie masz przepisy, które już Ci raz podawaliśmy i to w kilku wersjach (Haneczka serowe, Małgosia i ja – ziemniaczane i jeszcze jakieś tam Marialka. Sprawdź w książce kucharskiej u Alicji. Jak nie znajdziesz, to znowu naklepiemy
moze skleroza, nic nie wiem o tym podawaniu, dobrze sprawdze, naszlo mnie na knedle duze z soczystymi owocami i dobra polewa, bo to taka pora roku
To wielka ulga Bobiku, ze zabrales glos w sprawie wczorajszego poradnictwa dot. Radka. Ja po przeczytaniu rady Starej Zaby ( i przymilnych uwag Alicji) bylam tak strasznie zmartwiona, ze napisalam odpowiedz, bardzo ostra, na tyle ostra, ze postanowilam jej nie wysylac i poczekac co Ty na to powiesz. I sie nie zawiodlam.
Profesor Lorenz! Jakie szczescie, ze nie wychowalam sie na jego ksiazkach i przeczytalam je dopiero ze 30 lat temu. Masz racje, Bobiku, o tym samym pisalam wczoraj w tym niewyslanym poscie. W czasach profesora Lorenza przymuszano biciem do posluszenstwa psy, konie, dzieci, a i zolnierze waleni byli przez przelozonych po pysku i wyzwywani od bydla. Przywolanie w tym miejscu przez Stara Zabe Szwejka bylo jak najbardziej na miejscu.
Ale nawet przed Konradem Lorenzem byl wybitny znawca zwierzad, ktory nauczal czegos kompletnie innego. A tresowal nie tylko psy, ale slonie, szczury, niedzwiedzie, kroliki i wiele innych zwierzat. Nazywal sie Wladimir Durow i on wychowywal zwierzeta dobrym slowem, ekstrawaganckim
chwaleniem i nagrodami. Nie uznawal zadnych kar cielesnych, krzykow, zastraszania do posluszenstwa. Jego, a nie Lorenza ksiazki uksztaltowaly moj stosunek do zwierzat, choc pisal je bodaj w latach dwudziestych ub. wieku. Ale dzis identyczne metody wychowywania zwierzat polecaja wszyscy madrzy autorzy stosownych podrecznikow. Wyszlo na Durowa, a nie na Lorenza.
I jeszcze, Bobik – E. prosila, zeby Ci podziekowac za reakcje na namowe aby Radkowi „przyrznac”. Ona byla wczoraj kompletnie wstrzasnieta, jak jej opowiedzialam.
PS. Kiedy mialam 10-11 lat i mialam juz wszystkie ksiazki Durowa przeczytane i przetrawione, do naszego miasta przyjechal z cyrkien jego syn( a moze byl to wnuk)
Rodzice zabrali mnie na przedstawioenie i pamietam, ze w pewnym momencie na arenie byly jednoczesnie psy, koty, papugi i szczury. I kiedy numer sie konczyl, wszystkie psy merdaly ogonami i skakaly z radosci, a koty,papugi i reszta towarzystwa wspinaly sie na glowe, ramiona i do kieszeni swego swego nauczyciela i wygladaly na bardzo zadowolone.
Potem tylko jeszcze raz bylam w cyrku i nie podobalo mi sie to co widzialam na arenie.
A teraz ide z psem na spacerek do parku. Bede go tresowala, zeby sie nie zblizal do jeleni i skupil sie na zrobieniu kupy.
Ja nie jestem przymilna ani podlizujaca się, Heleno.
Moje credo jest takie – jeżeli się żyje w społeczności, trzeba respektować zasady. Społeczność może być mieszana, zwierz – człowiek na ten przykład. Ale zasady nadal obowiazują. No chyba, że komuś podoba się bezhołowie, wtedy niech nie narzeka na niewychowanego psa, kota, dziecko i męża na ten przykład (tu spogladam na tego tam… siedzącego z moim Asusem na kolanach, że niby „rozgryza!)
Oj. Lecę. Goście!
A to jakies nowe credo. Bo wczorajsze credo brzmialo: Stara Zaba zna sie na zwierzetach i nalezy sluchac jej rad co do Radka 🙂 🙂 🙂
Wydaje mi się ,że nie każdy jednak potrafi , tak jak wybitny Rosjanin , Wladimir Durow wykorzystywać paranormalne , telepatyczne metody w tresurze zwierząt , stąd zapewne biorą się „nieudolne” rady profesora Lorenza.A moje psy same bez szczególnych pochwał czy nakazów zorientowały się ,że potrzeby fizjologiczne należy załatwiać poza domem.
Witajcie
Ostatnio nie pisałem bo mam gonitwę za pracą i pieniędzmi. Ale jakoś pcham przed sobą jak żuk swoją kulkę …. , która się życiem nazywa. Nocą muszę (chcę!) napisać zamówione opowiadanie „Wartegau”, więc czekają mnie frapujące godziny z komputerem i moją suczką, która ma cieczkę i siedzi zamknięta w domu. A pod oknami tęsknie wyją jej kochankowie skąpani w zimnym świetle księżyca.
Pozdrawiam serdecznie a szczególnie od serca Pyrę. Trzymajmy się!
Zadne nowe, jestem zimny drań! Mnie się wydaje, że Stara Zaba wie, co robi. A teraz idę przemieszać ziemniaki podsmażane, podczas gdy goście siedzą na patio i coś popijają.
Minela 20- sta, donosze, ze chodzilo o 12 milionow i nic z tego, wypadly cyfry:4, 10, 20, 26, 28, 43 i dodatkowa 37, czyli nie bedziemy mieli renty na dosmiertene obchodzenie zjazdow kulinarnych
Bylam u Starej Zaby i widzialam jej dyscypline po piersze nie wypada w praniu tak drastycznie jak sie tu czyta na blogu, nikogo Zaba nie bije i nie maltretuje, panuje tam zdrowa dyscyplina i dba sie zasadniczo o dobro delikwentow. Jak Krotki na dzien dobry chcial zjesc zarcie moich kotow to mu tego zabroniono, gdyz moj kot sie najezyl i szedl do ataku na Krotkiego, skonczyloby sie jadka, Krotki zostal w zdecydowany sposob podniesiony przez pania weterynarz za kark do gory, pojal i dal sobie spokoj a kot odstapil od ataku. Latami bylam budzona o trzeciej nad ranem, gdyz drapane byly meble i zrzucane wszystko co sie dalo po to bym wstala i zaprowadzila towarzystwo do pelnej z reszta miski, obstawilam sie na pare tygodni co nocy bateria ksiazek i za kazdy drap w moje biurko lub komode byl rzut kapciem lub ksiazka, teraz spimy znakomicie i nawet rano nikt nic nie mruknie jak nie jest zaproszony do miseczki.
Nie pamietam zeby Durow wykorzystywal jakies „paranormalne” metody. Jego glowna metoda byla milosc i szacunek do zwierzat w polaczeniu z pilna obserwacja ich zachowan. I wyciaganie wnioskow. Byl pierwszy, ktory zacal kwestionowac „tradycyjne” metody tresury. Uwazal np uczenie niedzwiedzia „tanca” z pomoca rozgrzanego zelaza za szczyt barbarzynstwa. Dzis wszyscy sie z tym zgadzamy, ale sto lat temu nikomu nie przychodzilo do glowyt, ze istnieje cos takiego jak „positive reinforcement”. On sam do tego doszedl obserwujac.
Wiele osóbzapomina hodując psy ,że zwierzę ważace 50 kilo lub więcej z łatwością potrafi zabić człowieka. Większość psów obronnych w wyniku trwającej przez lata selekcji agresję ma w genach. Dobre słowo może wystarczyć dla kotka a nie dla zwierzęcia ważącego tyle co właściciel. Nikt zdrowo myślący nie będzie znęcał się nad psem ., ale jak to w stadzie zwierzę musi miedzieć kto jest przywódcą i numerem jeden. Nigy nie pozwoliłem kotu czy psu na łażenie po stole podkradanie jedzenia czy zwykłe żebractwo.
A teraz cos zupelnie innego. Moja dzisiejsza przygoda. Jestem w przepelnionym po brzegi domu towarowym, ostatnia sobota wyprzedazowa!
I nagle przeze ogolny gwar slysze poirytowany meski glos ktory powtarza najbardziejn wulgarne polskie slowo na cztery litery (jesli piszemy zgodnie z ortografia). Powtarza raz, drugi, trzeci, a kiedy slysze to samo slowo po raz czwarty, to sie odwaracam, zeby faceta zrugac i co widze?
Mlody chinski tatus wola swego dwuletniego synka: Hui, Hui, Hui!
Mam nadzieje, ze synek jak dorosnie nigdy nie wyladuje w Polsce np na studiach.
Pamietam ile mielismy klopotow w radiu z Hu Jao Bangiem . Wiec sie mowilo np. Do Waszyngtonu z wizyta oficjalna przyjechjal Hu.
A po dlugiej przerwie: Jao Bang.
Bardzo się cieszę, że metody Starej Zaby w praniu nie są tak drastyczne 🙂 , ale Jej rada w takim skrótowym przedstawieniu na blogu rzeczywiście napędziła mi niezłego stracha. Samo podniesienie za skórę szczeniakowi oczywiście nie zaszkodzi, ale jeżeli jest połączone z biciem i krzyczeniem, na dodatek w jakiś czas po „przestępstwie” całkiem niezrozumiałym, to już wygląda groźnie.
Ja jestem jak najbardziej za jasnymi i jasno podanymi zasadami, bo nam, psom, z nimi się łatwiej żyje, ale tych zasad można NAPRAWDE nauczyć również w miarę łagodnymi metodami. Są świadkowie 🙂 A można mieć też jasne zasady pedagogiki, np. konsekwencja jest wiele ważniejsza od karania, profilaktyka, czyli niedopuszczanie do utrwalenia się złych nawyków, lepsza od „leczenia”, zrozumienie dlaczego zwierz coś robi i odpowiednie zareagowanie skuteczniejsze od nakrzyczenia w ciemno, itp., itd. Nie widzę nic złego w trzymaniu się takich zasad. 🙂
Wierzę, że Dorocie upiorne nawyki swoich kotów udało się wyplenić przy pomocy ciskania kapciem, ale nikt mi nie da gwarancji, że nie udałoby się to również w jakiś inny sposób, albo że nie można było wcześniej zadbać o to, żeby koty tych nawyków nie miały.
Rzecz jasna, jestem przekonany, że Dorota rzucała tym kapciem tak, żeby nie trafić. 😆
Bobik, moj kot przybyl do mnie z nawykiem wstawania o swicie, byl z tego powodu oddany prze ludzi hodujacych i lubiacych koty do przytulku dla zwierzat. Na poczatku bylo wspaniale, gdyz o trzeciej karmilam Dagny ale z czasem jak sie zjawil drugi kot i ten starszy mu oczywiscie te wstawania przyswoil, a Daga wyrosla z nocynch dokarmian to bylo troche juz za duzo. Kici kici i powtarzanie spokoj nie pomagalo. Drapanie i zrzucanie rzeczy np. doniczek z kwiatem, ksiazek z regalu i moment ciszy obserwowanie mnie obudzila sie czy nie, nie no to dalej do roboty, az ja zaczelam dostawac symptomow okreslanych nerwica. Nie trafialam ale sam fakt, ze cos leci byl doprowadzil jednak do zaprzestania akcji. Teraz jest oczywiste, ze galopowanie przez cale mieszkanie, skakanie po szafach i innych sprzetach miedzy 23-24 to normalne, w koncu zaczyna sie przeciez pora na polowanie, ale o trzeciej nad ranem, to do misek mozna samemu sobie pojsc bez eskorty rozwscieczonego dwunoga.
Ja popatrzyłam na reportaż z interwencji Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 68r, Młoda w tym czasie patrzyła jak się gotuje potrawy kuchni syczuańskiej po amerykańsku. Która z nas musiała włożyć w przyswojenie materiału więcej wysiłku, nie wiem. Nasze szanse na zrozumienie nie były równe, bo 68-y to ja dobrze pamiętam, a nawet miałam kolegów w tych czołgach z reportażu; Ania natomiast wyniosła z oglądania wrażenie, że do każdej potrawy trzeba koniecznie dodać po trosze wina ryżowego, octu czarnego (sojowy?) sosu sojowego, oleju sezamowego i imbiru. Czy Dorotol znalazła przepis, czy ew. podać?
Wracajac do Zaby, to mozesz Bobiku byc spokojny, ze konie i inna menazeria zyja lepiej niz sama Zaba, one musza miec co potrzebuja a Zaba musi sie obyc czesto.
Pyro dzieki, znalazlam. Oleju sezamowego to chyba nie do wszystkiego, sosu sojowego zawsze, wina nie zawsze, ocet czesto, imbir prawie zawsze.
Czytac jeszcze raz mi sie nie chce, ale ja sie wczoraj zadnego maltretowania nie doczytalam. Zaba powiedziala, ze podnoszenie i krzyczenie dziala tylko jak sie psa na goracym uczynku zlapie i do tego krzyczenie tylko po to, zeby nie zapomnial dlaczego go za kark sie trzyma. Dodala jeszcze, ze w bloku bedzie to raczej niepraktyczne, bo za dlugo ten Radek by za kark musial wisiec.
Znecanie sie jest zle, ale bezstresowe wychowywanie tez do genialnych rozwiazan nie nalezy. Przyklady mam zarowno wsrod przyjaciol jak i ich zwierzat.
Ide zajrzec do piekarnika…
Osobiście chińszczyzny nie lubię, ale czasem gotuję dla innych. Już kiedyś pisałam, że nie tyle chodzi o smak, co o zapachy. Wyraźnie nie odpowiadają mi zapachy kuchni azjatyckiej. Jak zatkam nos, to mogę jeść., bez obrzydzenia ale i bez zachwytu. Taki mam jakiś plebejski gust (co nie znaczy, że nie przyswajam sobie tego i owego w skąpym zresztą wyborze – sos sojowy, imbir, kolendra, mleczko kokosowe, sambala, trawa cytrynowa itp) Podobnie nie znoszę zapachu drewna sandałowego i palących się trociczek – migrena, jak w banku.
Tak czytam i się zastanawiam, ile błędów wychowawczych popełniłam i kiedy się na mnie i moim przychówku zemszczą? 😯 A może moje dziecko jakieś nienormalne, bo w dzieciństwie płakało tylko, gdy zdechła Kicia – matka Maurycego, zmarł dziadek i ukochana sąsiadka-staruszka. Faktem jest, że pierwsze miesiące życia spędziło w wiklinowym koszu na kółkach (w domu) lub w nosidełkach na brzuchu lub plecach rodziców (na dworze), nie zaznało smoczka (wypluło z odrazą pierwszy w szpitalu, więc nie wydawaliśmy pieniędzy na dalsze) ani karmienia butelką, wiele nocy spędziło w łóżku z rodzicami, śpiąc i nie wrzeszcząc 😯 Pewnego dnia uznało, że samemu we własnym łóżeczku też jest fajnie i przestało wychodzić z niego w nocy i tuptać do sypialni otwierając i zamykając w ciemności dwoje drzwi 😎 Przyznam, że jak obudziliśmy się rankiem sami w łóżku, to polecieliśmy sprawdzać, czy coś się nie stało 😯 Podziwiam nerwy ludzi wytrzymujących rozpaczliwy krzyk niemowlęcia, aż pojmie bachor, że life is brutal i nikt nie przyjdzie 🙁 Niech się uczy, że nie ma co liczyć na zaspokojenie potrzeby bliskości i poczucia bezpieczeństwa. Zemści się za to na własnej progeniturze. Ja mam chyba za słabe nerwy i charakter i naraziłam się przed laty mojej siostrze, gdy próbowałam torpedować jej metody (niech wrzeszczy) wyczytane w jakiejś mądrej książce. Nazwałam to zimnym wychowem, równie niehumanitarnym, jak wobec cieląt 👿 Drugie dziecko było już bardziej pieszczone i hołubione i chyba bez szkody, choć wpadło w sidła wegetarianizmu 🙁 Oh, teraz widzę, że moje też 😯 Rzeczona siostrzenica ma 24 lata i zaczyna robić doktorat na UJ.
PS. Jak potrząsnąć dogiem?
Czy nie jest tak, że siłę stosujemy tylko wobec słabszych od nas?
Dorotol, widzisz jak Cię słusznie oceniłem z tym rzucaniem i nietrafianiem? 😀
Oczywista trafić się wcale nie musi, żeby zwierza przestraszyć, a właśnie przestrach ma działanie odstraszające od powtarzania zachowań. Więc jak się rzuca czymś niezbyt ciężkim i tak, żeby nie trafić, to tego nie uważam za krzywdę, tylko za naukę. Dobry do tego celu jest też pistolecik wodny – krzywdy nie zrobi, tylko drobną nieprzyjemność, ale utrwala skojarzenie: żucie pantofla-niemiłe na nosie-lepiej nie żuć pantofla. 🙂
Nirrodku, chyba tym razem rzeczywiście nie doczytałaś. U Starej Zaby było wyraźnie o przyrżnięciu, a u mnie o tym, że nie chodzi o wychowanie bezstresowe, tylko ze zrozumieniem i bez przemocy. To duża różnica. 🙂
Mowie, ze sie klocic nie bede. Zreszta z Toba Bobiku tez nie.
Zlotych srodkow nie ma i nie twierdze, ze sa. Moje kolezanki wychowuja dzieci wg. ksiazek i czasem dziala, w wiekszosci przypadkow lepiej by im zrobilo uzywanie zdrowego rozsadku.
Za to wlasnie za mna siadzi taka dwojka, ktorej rodzice tylek maslem smarowali, zgodnie z zasada niech robi co chce i sie nie stresuje, bo to mu wyksztalci charakter. Charakter moze i wyksztalcilo, ale studiow zaden nie skonczyl, jeden nawet szkoly sredniej nie. Madre zdolne, ale leniwe do bolu.
Dogiem nie trzeba potrzasac, gdyz sa one z natury bardzo mile i przyjazne, nawet te z przycietymi na postrach uszami.
Szkoda, ze nie sfotografowalam bedac u Zaby jej rotweilerki. Otoz w obszernej na szczescie kuchni lezy caly dzien, zachwycona, rozlegla, duza i szeroka rotweilerka, wzieta przez Zabe z przytulku. Lezy dokladnie w tym miejscu gdzie schodza sie wszystkie drogi prowadzace do kuchenki do gotowania. Pies jest tak zadowolony i pelen poczucia bezpieczenstwa, ze lezy na grzbiecie z lapami do gory i sie nie rusza z tego miejsca. Nikomu do glowy nie przyjdzie zeby nadepnac na tego psa czy go sturchnac lub skrzyczec, jest to jego ulubione miejsce i tak ma byc, takie jego psie prawo w tym domu.
Pistolecik Bobiku byl juz wyprobowany z tym efektem, ze kot Piko bardzo lubi byc opryskiwany woda i jak go sie nie zabierze do lazienki podczas kapieli to jest awantura.
Dajcie spokoj Zabie nawet jak pisala o przyrznieciu, to jej temperament werbalny.
Nemo – przez chwilę poczułam się, jak nieczułe monstrum, ale to nie tak było żeby mi się niemowlęta (dwa zresztą) darły na okrągło. Przeciwnie – miałam pogodne dzieci. Tylko bywa, że ok 2 miesiąca (czasem do 5-go, ale rzadko) dzieciak nie ma jeszcze ustalonego cyklu dobowego. Wtedy przesypia większość dnia i ok 24-tej wchodzi w okres aktywności. Biedni rodzice padają już na tzw pysk, nie zdążą jeszcze dobrze zasnąć, kiedy dzieciątko najpierw kwili, a za chwilę drze papę. Rodzic wstaje – malec przecież nakarmiony, brzuszek nie napięty, czyli w porządku, sucho ma, parę łyków herbatki, cisza – więc kładzie się i zasypia. Po 15 minutach apiat to samo i znów i znów… Moje bliźniaczki darły się do chwili zapalenia lampy i zobaczenia kogoś dorosłego – płacz ucichał momentalnie. Nudziło im się, nie spały i stąd protest. Wytrzymaliśmy tydzień, no a potem Tato wziął sprawy w swoje ręce – okno otworzył jak szeroko, Matkę i Babcię zamknął w sąsiednim pomieszczeniu na klucz i sam siedział przy ryczących maluszkach. Płakały od 24.00 do 4.30. Potem zasnęły i zostały obudzone normalnie do karmienia o 5.30 i tyle wystarczyło. Nigdy więcej koncertu nocnego nie urządziły jeżeli były zdrowe. Spały, jak susełki, nawet natrzymywanie nocne odbywało się przez sen – bez budzenia dzieci. Oczywiście, kiedy podrosły tuptały do nas na tapczan, skakały po brzuchach i wtulały się przy boku, ale odbywało się to w normalnych , rannych godzinach, a nie w środku nocy, kiedy maluszek wyspany chciał się bawić, a rodzice padali ze zmęczenia i niewyspania.
Z tego wnosze, Nemo, ze wlasne dziecko wychowywalas bezstersowo. Z pewnoscia jest juz recydywista, a co najmniej narkomanem. Zgadlam?
Tylko te dzieci, ktorym sie garbuje skore, wychodza na ludzi.
Młodsza nalała bardzo dobre białe winko półwytrawne. To za co pijemy? Bo wiadomo, że bez toastów to pijaństwo. Może za nasze futrzaste uzupełnienie rodzin?
Dorotolu, chyba nikt tu nie uważa Starej Zaby za zimną sadystkę bez serca. Po prostu pewna jej porada było impulsem do dyskusji na temat wychowania zwierzątek, w której każdy przedstawia swój punkt widzenia, jak to się często zdarza na blogu. Tylko że bez względu na to, czy wobec rzeczonej porady jest się za czy przeciw, trzeba się do niej odwoływać, żeby było wiadomo, o czym w ogóle mówimy. Ale nawet jak się z kimś nie zgadzam w szczegółach, ogółem, w sumie, mogę go uważać za najprzyzwoitszego człowieka pod słońcem, prawdaż? Z Matką Teresą też w wielu szczegółach bym się nie zgadzał. 🙂
Pyro, toasty za futrzastych bardzo popieram, chociaż wrodzona skromność powstrzymuje mnie od ich wygłaszania. 😀
Pyro,
proszę, nie tłumacz się przede mną, bo Cię nie osądzam.
Ty się usprawiedliwiasz przed sobą, bo pamiętasz wszystko ze szczegółami, jak dziś. Przecież Cię nie oskarżam i rozumiem, jaki to stres – dwa wrzeszczące maleństwa, ale sama byś tego nie zrobiła, Twój mąż przejął odpowiedzialność, a Ty do dziś próbujesz uzasadnić sensowność takich metod, chyba ciut wbrew sobie 😉
Sluchajcie juz na poczatku lata mialam sie Was zapytac, co zrobic z tym Zakapiorem? Nie lubie go, zajmuje mi caly ogrod, ogrod nieuporzadkowany bo wtedy dopiero przyjechalam i zobaczylam tego bandyte, odrost, nie lubie go nic pod nim nie rosnie, trturalny parasol przed sloncem. Moze go nie lubie, gdyz jak bylam dzieckiem to w tym miejscu rosla smakowita grusza, potem nie bylo mnie prawie 30 lat i wyrosol toto i sie panoszy. Orzechy ma co dwa lata i jest takim zabieraczem przestrzeni zyciowej.
Wznosze toast za futrzakow moja nalewka.
znowu mi zjadlo …. nie rosnie, traktuje go jako naturalny parasol…
o linku tez zapomnialam
http://picasaweb.google.de/dorotadaga/OrzechZakapior
Dorotko, może prześwietlić, a dolne gałęzie/konary usunąć?
Doroto,
wytnij tę tuję, co mu się wpija w koronę i zostaw go w spokoju, dla cienia i orzechów. Ja Ci na pewno nie doradzę wycinania drzew, które są dla mnie święte. Możesz powiesić na nim hamak.
Dorotolu, na mnie raczej nie możesz liczyć. Pomysł ścięcia dużego i zdrowego drzewa wywołuje u mnie gęsią skórkę. Ja bym się z tym Zakapiorem nie tylko zaczął herbatnikować, ja bym mu nawet podziękował za to, że altanki nie muszę budować ani wielkiego parasola za ciężką forsę kupować. Jak nic wokół niego nie chce rosnąć, bo ziemia wyjałowiona, to można ustawić kilka donic z cieniolubnymi roślinami i będzie cudnie. Do tego białe wino i w upalne dni grać Italiańcom na nosie. 😀
O, z nemo się łajznęło. 🙂 Ja też jak już, to wyciąłbym raczej tę tuję, która i tak uczciwym drzewem nie będzie.
Melduję, ze tu bylem. I wrócé.
No to tyle.
Hamak i slupek do drugiej strony hamaku juz jest, domek dla dzieci na drzewie jest chyba niemozliwy, bo galezie nie sa wystarczajaco masywne. Przycinanie prowadzi do wydluzania i rozrastania sie galezi. W tym roku musialam sie pod niego prawie wczolgiwac. On sie sam tam posadzil. I rosnie i rosnie bo niestety ziemia za dobra. A tuja to nie drzewo, ona mu sie nie wpija, ona jest obok tez rozrosnieta do szalenstwa. Jaki jest w ogole ideowy sens trzymania takiego zakapiora na podworzu, kiedy za nim rosnie magnolia, elegancka i subtelna.
Juz dawno skapitulowalam, nie wytne dziada ale na niego pyskuje, siedze pod nim w nocy i ogladam gwiazdy nad rosnacymi troche dalej moimi modrzewiami, ale zal mi dziecinstwa i gruszy.
To, że sam się tam zasadził jest dla kondycji drzewa lepsze, niż gdy jest ono hodowane z sadzonki.
Ale przecież widać, że pod Zakapiorem sofa jakaś stoi, krzesła, stolik, znaczy – altanka jest, a pod magnolią nie będzie. Można mu regularnie usuwać tylko te gałęzie, które przeszkadzają przy wchodzeniu, a resztę – polubić. 🙂
Orzechów się nie przycina, tuja tam nie harmonizuje i jest obca. Nie wszystko musi do czegoś służyć, ale orzech ma znakomite gładkie gałęzie do wspinania. Przez całe dzieciństwo zwieszałam się głową na dół z takiego konara, świetna gimnastyka na mięśnie brzucha 😉
Oczywiście dolne gałęzie można obciąć, jeśli są za nisko, ale korona formuje się najlepiej sama. Precz z tują.
Też mam atawistyczną cześć dla drzew i przodkom się nie dziwię. Teraz idę spać, bo, co prawda, nie mam małych dzieci, ale młodzieńca w domu mam i nie wiadomo, do której pozwoli mi spać.
Tuj nie popieram z zasady, więc mogę poprzeć nemo. Tuja na…chójkę! 😀
Dobrej nocy, Pyro 🙂 Ten młodzieniec dba o Twoją kondycję 😉
Ta tuje zasadzili moi lokatorzy kiedys byla malutka ale tez oszalala i sie rozrosla, ucinalam jej juz pare razy glowe.
Bobiku czego Ty nie wypatrzysz, nawet sofe, owszem stoi tam sofa, gdyz byla bardzo wygodna, zalatwiona przez kocie pazury wywiozlam na wies, przykro mi, ze pokazuje Wam moja polnische Wirtschaft ale ja jestem tam sama i z doskoku i ciagle remontuje, dzielimy dom z sasiadem itd. itd. To kiedy jest najlepiej wyciac tuje, teraz na jesien?
Dostalam od Teresy CD z ogrodem wirtualnym, tam sa takie rosliny pasujace do osnianskiego klimatu, ze tylko marzyc i pielegnowac
Kiedy chcesz, byle z korzeniami 😎
no to ona bedzie miala straszne korzenie
O, tak, rośliny mogą rozmarzyć, nie tylko ośniańskie. 🙂
Wyciąć tuję można i teraz, zanim się jeszcze bardziej rozbucha. Drewno tujowe po wysuszeniu jest wspaniałe do kominka – nawet tylko dorzucane do innego daje cudowny, intensywny zapach w całym domu. Kominek jest najwłaściwszym miejscem dla tuj!
kominek jest w palnach, Bobik co do roslin w donicach, trudno je zostwaic same pod drzewem, wiec te rosliny, na ktorych mi bardzo zalezy woze ze soba to do Berlina to do Osna, zeby mi nie uschly albo wyjezdzajac studiuje prognoze pogody czy nie bedzie upalow, gdyz nie mozna nikogo zatrudnic do pielegnowania ogrodu, nawet ja zaplace to i tak nic nie zrobia. Wnetrze mojego smochodu na wyjazd to dziecko, kolezanka dziecka, wrotki, deski do jezdzenia itd., dwa koty wszystko co potrzeba na wsi, materialy budowlane i rosliny
a na koncu ja spocona od taszczenia
I w tym celu warto tuj mieć mały zapas. Wystarczą małe, nie trzeba ich hodować. Wydaje mi się, że tuja dużej masy korzeniowej mieć nie może, to nie sosna. Może wystarczy usunąć te korzenie, które będą przeszkadzać w zasadzeniu w półcieniu np hortensji, a pozostałe niech użyźnią glebę?
hortensje, moje ukochane mi tam w zadnym miejscu w ogrodzie nie udaja sie, mimo nawozu i innych zabiegow
Nie udają się? Co im dolega?
Uważam, że jeśli hortensję posadzi się w dobrze przygotowane podłoże to ona rosnąć i kwitnąć będzie. Na to żeby nie wyschła wskutek braku opadów pod nieobecność ogrodnika też jakiś sposób można znaleźć.
poprostu zanikaja z czasem, wiedna, gubia liscie, nie rosna, o kwiatach nie ma mowy, juz przywozilam je z Holandii, chodwalam z sasiadka nasze wlasne, 30 km dalej w bylym zielonogorskim przed kazym domem rosna dumnie hortensje a u nas nikomu sie nie udaja.
Kurczę, a właśnie hortensje mogą rosnąć w wielgaśnych donicach. Ale takich, co to wozić już ich się nie da. 🙁
Można spróbować jeszcze jednego wistu, ale bez gwarancji powodzenia. Zbudować szalunek, tak np. metr na półtora i wysoki na jakieś 50-70 cm, wypełnić betonem. Uzyskuje się rodzaj skrzyni, którą należy wypełnić ziemią przywiezioną skądś, gdzie hortensje się udają, albo ogrodniczą specjalną, ale to może być drogo. Taka skrzynia, przez to, że nie jest oddzielona od podłoża, nie wysycha tak szybko, zwłaszcza w półcieniu. Betonu w ogrodzie nie ma się co bać, bo on z czasem sobie obrośnie jakimiś mchami i porostami, spatynuje się i będzie wyglądał jak stary kamień. Ale oczywiście nie wszędzie taka skrzynia pasuje.
Hortensje lubią zacisznie, gdzieś pod ścianą, płotem, stodołą. Nie lubią chyba być oglądane ze wszystkich stron.
Dziekuje za zainteresowaniem Zakapiorem, Zakapior zostanie, z reszta posadzilam pod nim paprocie, jedna sie przyjela, troche bluszczu, tez sie chyba przyjal i takie listki pokrywajace przestrzenie pod drzewami, wiec moze sie troche ucywilizuje to wszystko.
Nie spotkałam się z taką sytuacją. Może warto się poradzić w sklepie z sadzonkami? Widuję hortensje na piasku i na glinie, w ziemi słabej i zasobnej, nawożonej i nienawożonej. Podlewać trzeba i to wszystko. A i pamiętać, że kwitnie na zeszłorocznych pędach, więc jak się ją przytnie jesienią to w przyszłym roku nie zakwitnie. Ja wiosną usuwam słabsze pędy i to wszystko.
Idę lulać, dobranoc.
Z bluszczem uwaga! Jak już się przyjmie, to wyprze wszystko i wszystkich! 😯
Dzieki, jak nastepnym razem bede w okolicach Zielonej Gory to poprostu zagadne jakiegos ogrodnika przed domem z hortensjami skad on je ma, moze nawet dostane ziemi, musze odkopac jakis starych znajomych z tych okolic. Sadze, ze ta kultura hodowania hortensji tam jest chyba przejeta po Niemcach, zastali te hortensje i nie niszczyli ich, bo prawie kazdy dom je ma.
Dobrze dobranoc, koty przestaly sie rozbijac, idziemy tez spac. Milych snow
Bobiku, u mnie rosną w pobliżu ściany, ale widziałam bardzo dorodne, rozrośnięte na 2 metry w górę i tyleż w szerz na środku słonecznego trawnika, co już zrozumiałe nie było, a jednak. Może być, że u Doroty wyjątkowo dla hortensji jest nieodpowiednie podłoże i wtedy wystarczy wymienić grunt na głębokość 70 – 80 cm w promieniu 1 metra na odpowiedni i będzie dobrze.
To ja też mówię dobranoc. Cały dzień ze zmiennym powodzeniem walczyłem z bólem głowy, spróbuję go teraz pokonać snem. 🙂
Powodzenia 🙂
Bobiku,
mnie też boli głowa, idzie na pogodę 😉
Nie wierzę w pogodę. W tym roku ni ma takiego źwirza. 🙁
Doroto l.,
Na wschodzie Polski hortensje są równie popularne. W centrum też. W moim mieście wiele ogródków je ma. Moja babcia i wszystkie chyba jej sąsiadki miały różnego koloru hortensje. Tak więc Niemców bym w to nie mieszała. Ładne i popularne kwiaty….
Hortensje to krzewy? Dorotko, jaką Ty masz ziemię w swoim ogrodzie w Ośnie?
Trzecia nad ranem, pora, żebym ja się napowymądrzała. Do żywego trzeba indywidualnie podchodzić i tyle. Najbardziej mnie wkurza, kiedy teoretycy nauczają. Oni zwykle wiedzą najlepiej , jak bachora wychować i zwierzę tresować, albo nie tresować.
U Żaby trzeba być, żeby oceniać jej stosunek do zwierząt – bardzo dobrze ujęła to Dorota, jej zwierzęta maja wszystko, Żaba od pyska sobie odejmie, a zwierzu da.
Do tuj mam stosunek bardzo ciepły. Co to znaczy – wyrżnąć tuje?! U nas to bardzo popularne drzewo, nie zwróciłabym uwagi, gdyby moja siostra wizytująca nie zachwyciła się, ile tego draństwa u nas. A nemo sama sobie zaprzecza, bo głosi, że dla niej drzewo rzecz święta, a w którymś tam zdaniu – wyciąć tuję. Hipokrytka jedna!
A tu macie obrazki z okna koleżanki Elżbiety. Jedno zimowe, dla ochłody 😉
http://picasaweb.google.com/alicja.adwent/JezioroHuronKincardine
Moje dziecko jest „bardzo dobrze ułożone” (co za okropne określenie!) jak mawiają w szkole, wcześniej w przedszkolu, na ulicy, sąsiedzi etc. Moja pierwsza noc przespana po urodzeniu córki była po ponad dwóch latach. Właśnie zaczynałam robić sobie dokładne badania bo czułam ,że to chyba ostatnie dni mego życia- tak byłam wykończona- i wtedy stał się cud i mzleństwo zaczęło dawać mamie choć troszkę pospać. Do trzech lat wszystko było podporządkowane małej, z nielicznymi wyjątkami oczywiście i od razu dawanym sygnałem ,że podjętych decyzji się nie zmienia co zapobiegło terroryzmowi „płaczowemu”. Spróbowała kilka razy, nie wyszło, przestała i do dziś wie, że nie z matką takie numery. Ale i nie jestem wredna by tresować. Tak więc swobodę ma rozległą, nie wrzeszczę, gdy np. wróci do domu w podartych, nowiutkich spodniach, czy umazana po zabawie.Zasady typu np. porządek,czy zachowanie sie przy stole zaczęłam wdrażać w wieku przedszkolnym. Klapsów generalnie nie daję, ale np. jak wychylała sie przez okno, to równo nawrzeszczałam i oznajmiłam , ze jeszcze raz zobaczę ją w oknie to stłukę na kwaśne jabłko bo chcę mieć dziecko żywe. Poskutkowało…..
Niemowlaka jednak nie umiałabym szkolić. W końcu jego płacz to jedyny sposób na sygnalizowanie wielu stanów , w jakich sie znajduje. Choć na pewno lżej się żyje , gdy można w nocy pospać 😉 🙂 Coś o tym wiem….zawsze tego zazdroszczę młodym rodzicom, których dzieci wiedzą ,do czego służy noc.
http://www.przekroj.pl/cywilizacja_historienaturalne_artykul,2636.html .
Odbyłam już dwie sesje trawnikowe i jestem bardzo zmęczona. Czym ? Patrzeniem przez 45 minut na spektakl dawany przez wielkiego, białego psa (też młodziutki, 8 mies.) golden – coś tam i mojego diabełka. Ten wielki miał niewyczerpaną cierpliwość i delikatność niańki, a ten mały był do amoku ruchliwy i nachalny. Przewracały się, mały po dużym łaził, skakał, łapał mordką (a pewnie i zębami), duży na to wszystko pozwalał, też się próbował wdrapywać (!) na jamnika, a kiedy machnął łapą, niezłośliwie, tylko chciał wstać, to Radek poleciał łukiem jakiś metr w góre. Po 40 minutach duży się zmęczył i chciał spokojnie poleżeć trochę, ale czort wcale nie miał dosyć. Miałam na szczęście kilka plasterków kiełbasy przy sobie, z panią wielkiego podzieliłyśmy psy sprawiedliwie po 3 plasterki, przypięłyśmy smycze i zabrałyśmy psy do domu. Ja jestem zmęczona, a malec śpi, jak niemowle.
Na obiad dzisiaj schabowe, sałatka pomidorowa i ogórki + ryż zasmażany
Golden retrievery sa rozkoszna rasa, choc wole ich wersje mniej pracochlonna – t. zn, labradora.
Choc musze powiedziec, ze moj obecny podopieczny – West Highland terrier , zwany popularnie westie – tez niczego sobie. Osobnik Tobiaszek jest psem przeuroczym, tak dobrze ulozonym jak nie przymierzajac coreczka naszej Malgosi, wesoly, czuly, ciekawy swiata i jedyne co bym mu poprawila, to przychodzenie na wolanie z ogrodu. Jeszcze nie bylismy na spacerze i Toby czuwa przy mojej stopie.
Idziemy do parku.
Goscie wyjechali. Pogoda popsula sie a do domu maja kawalek drogi. Równe 703 kilometry. Nawciskalem im róznych rzeczy wedlug zasady, ze od dziadka ze wsi wraca sie z walówka. Oczywiscie wina czerwone, innych nie pijaja, tegoroczny olej z pestek dyniowych. Nasz olej ma zielony kolor. Inne bywaja nawet czarne. Jak przepracowany olej z silnika spalinowego. Ponadto dwa hibiskusy wielkokwiatowe w róznach kolorach. Kwiaty tych hibiskusów osiagaja srednice do 20 centymetrów. Na zime przycina sie je az do ziemi i przykrywa liscmi a na wiosne odbijaja i znowu pieknie kwitna.
Dokonalismy nowych rozbiorów rodzinnych. Mnie przypadla pod opieke wnuczka Agnieszka, lat 23 i jej chlopak. Za rok koncza studia i zostana wygnani z domu rodzicielskiego. Ich rodzice, zeby miec pewnosc, ze sobie pójda obiecali samochód i pomoc w wyprowadzce. Oto jacy sa ci wspólczesni rodzice. Odrobine szwedzki model tylko przesuniety w fazie. Zamiast wio po maturze, to wynocha po studiach. Zbowiazalem sie wewnetrznie, ze dopomoge w sfinansowaniu ostatnich wakacji w postaci podrózy po Ameryce Pólnocnej. Jutro kupuje swinie do której trzeba bedzie wrzucac monety.
Do Zjazdu czas intensywnych przygotowan.
Pan Lulek
http://kulikowski.aminus3.com/image/2008-08-24.html
Alicjo,
w swojej popędliwości chętnie i bez oporu obdarzasz ludzi epitetami. Wygląda na to, że bardzo czekałaś na okazję, by mi coś zarzucić 😉 Nazwałaś mnie hipokrytką, bo jakoby sama sobie zaprzeczam 😯 Otóż nigdzie nie powiedziałam, że tuja to nie drzewo i won z wszystkimi tujami. Chodziło mi o tę jedną, psującą sylwetkę pięknego orzecha, na którego Dorota zdawała się ostrzyć piłę 😉
Idę teraz w góry, więc może wieczorem opowiem historię pewnego orzechowca, który odegrał sporą rolę w życiu kilku osób. A teraz życzę wszystkim tak pięknego dnia, jak dzisiaj w Alpach 🙂
Bobiku, u mnie szło na pogodę 😉
Natychmiast przestańcie sobie skakać do oczu, Panienki, bo i ja się czuję od razu wieźmowata i złe instynkta się we mnie budzą. Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica, a tuja nie drzewo – wszystkie te opinie mają ten sam poziom poprawności.
W Pyrlandii pogodnie ale dosyć chłodno. Pogoda zmienia się już na jesienną. Rano mgły gęste, potem wypogadza się, po południu słońce aż kłuje, ale zmierzch coraz wcześniejszy i wieczory chłodne. Bociany odlatują. Widziałam dziwnego „gołębia” (?) Wśród dziobiących na trawniku był jeden ptak co najmniej 2 x albo i nieco więcej, większy od innych – mniej więcej takiej wielkości, jak kurki ozdobne, chociaż poza wielkością niczym innym się nie wyróżniał. Był tolerowany i inne go od kawałków bułki nie odganiały. Na manię wielkości zachorował czy co?
Tako rzecze Pyra Nostra,… i tak być musi! 🙂 Dzień dobry!
U nas tez ponuro i dzdzysto. Wykapie sie i wpadne do domu zobaczyc sie z E. Odwioze tez czesc wyprzedzaowych zakupow z Kingston – dla mnie i E. Oraz przepiekny rondel kupiony na zamowienie Renaty – przeceniony z 56 funtow na 19.99. Sliver Shadow by Judge. 20- cm srednicy, z silikonowa raczka i uchwytem przykrywki. Cudo.
Czy wspominalam o dziwnej osobliwosci Tobiaszka? Otoz przez dwa pierwsze dni sie martwilam i denerwowalam, ze na 3-4 spacerach dziennie nie zrobil ani razu kupy (choc go o to blagalam). Dopiero trzeciego dnia tajemnica jego wstrzymywania sie zostala wyjasniona. Toby robi kupe podnoszac tylna lape przy dzrewie! I inaczej nie potrafi. Teraz pilnie go obserwuje i staram sie zauwazyc kiedy byl to powazny biznes, a kiedy tylko zostawienie wizytowki.
Czy ktos kiedys spotkal sie z takim zjawiskiem?
Zaczelam myslec, ze jego panstwo tak go nauczyli sie zalatwiac, zeby w tej milionerskiej dzielnicy nikt sie nie wsciekal, ze pies zostawia im pamiatke na wymaniukiurowanych trawnikach przed domem 🙂 🙂 🙂
Nemo, Alicja means no harm. To tylko tak konwersacyjnie mowi. To naprawde nic nie znaczy w tym wypadku. 🙂 🙂 🙂
Nemo,
nie pochlebiaj sobie, mam wiele innych zajęć niż czyhanie na nemo>/b> 🙂
Rozbawiło mnie to zdanie :
„Doroto,
wytnij tę tuję, co mu się wpija w koronę i zostaw go w spokoju, dla cienia i orzechów. Ja Ci na pewno nie doradzę wycinania drzew, które są dla mnie święte.”
Bo tu wytnij, a tu święte. Sama powiedz 😉
U mnie póki co upały, postaram się zabrać trochę – niekoniecznie upałów, ale żeby godziwe słońce było. Lepiej zapakować pogodę, niż jakieś swetry i kufajki.
Wracając do orzechów, w moim rodzinnym ogródku też stoi taki. Tata zasadził, dał mi nawet kilka, żebym sobie posadziła w moim ogródku. Zasadziłam w doniczce, pięknie wzeszedł i na wiosnę przesadziłam do ogródka. No i padoch 🙁
Moim zdaniem nie za bardzo mu ziemia odpowiadała, przecież u mnie prawie nie ma ziemi, od kilku do kilkunastu centymetrów na skale.
Mama na tego okołodomowego orzecha pomstuje, że się rozpanoszył, ale chętnie zasiada przy stoliku pod osłoną, a jakże!
Pyro,
zajrzyj do poczty za jakąś chwilę, bo właśnie piszę na boku…
ooops….
Sluchajcie, jak juz Was zaprosilam quasie pod to drzewo i postanowilismy, ze dziadyga, ktora nawet nie poprosila o azyl talko sie sama wprowadzila, o okupant, zostaje to sie nie kloccie bo je zrabie.
Tereso, ja sadze, ze jest to gleba wilgotna o srednim zasobie zyznosci choc jak widac na niektore stwory dziala piorunujaco.
…troche mi się pogrubiło, ale odchudziłam 😉
Pyro, Panienki mają przestać, ale nic nie było o psach. 😉
Ale ja nawet jak do oczu skaczę, to i tak gałązkę oliwną w zębach trzymam, a teraz i skakać nie mam zamiaru, tylko łagodnie poszczekać. 🙂
Na blogach wiele nieporozumień wynika z tego, że się z konieczności pisze skrótami myślowymi, a potem nawet jak ktoś o temat zahaczy, to często zainteresowanego już nie ma i nie może dookreślić. Ale znowuż z tych skrótowych, czy przypadkowo rzuconych uwag często rozwijają się ciekawe dyskusje i dobrze, że tak jest, bo inaczej blog byłby nudny. Więc chyba dobrym wyjściem byłoby, żeby dyskutować i kłócić się dalej, tylko ad meritum, nie ad personam, a z kolei persony żeby nie uznawały odmiennych niż ich własne poglądów za napaści osobiste. Zasady proste jak drut, a na dodatek już przez starożytnych wymyślone, więc sprawdzone w praniu. 🙂
Dobry przykład te tuje. Ja też powinienem dostać klapsa, bo też pisałem, że kocham drzewa, a tuj nie popieram. Oczywiście popieram tuje w ich naturalnym środowisku, gdzie mogą wyrosnąć na drzewa piękne i dorodne, natomiast nijak mi nie przystaje tuja do środkowoeuropejskich ogródków i tam ją tępię. Na dodatek u Doroty rośnie ta tuja zdecydowanie za blisko orzecha i z punktu widzenia sztuki ogrodniczej należało do jej wyrośnięcia tam w ogóle nie dopuścić. No, ale to dopowiadam teraz, jak się Alicja wzburzyła, a wczoraj tego nie napisałem, więc nie mogę mieć pretensji, że ktoś nie przeczytał tego, czego w tekście nie ma. Ale chyba też bym wolał, żeby Alicja krzyknęła „Bobik, coś mi się w twoim wpisie nie zgadza!” i dała mi w ten sposób szansę sprecyzowania myśli, niż żeby od razu wołała „brzydki pies!”. 🙂
Ale nemo i tak obdarzę epitetem. Paskuda jesteś, bo masz pogodę, a ja nie! 😀
Heleno, trochę mi niezręcznie rozmawiać o tak intymnych sprawach publicznie, ale pytasz, więc odpowiadam. 😀
Ja też czasem lubię się wypróżnić podnosząc tylne łapy, a najlepiej w ogóle całą tylną część ciała, najchętniej przy jakichś niskich krzakach. Nie zawsze tak robię, ale bywa. Czyli – repertuar psich zachowań w tym zakresie jest bogaty i niczemu dziwić się nie należy. 😀
A w Londynie sa dzielnice, gdzie tuje (pseudocyprusy) sa zakazane, bo rozrastaja sie jak chwasty i wyjalowiaja ziemie. A nade wszystko , jak slusznie zauwazyl kolega B., nie pasuje do naszego krajobrazu.
Tu tradycyjni ogrodnicy (prof, Stefan Byczacki na ten przyklad) zzymaja sie nawet na rododendrony – ze niby zbyt wulgarne. Ja tego tak nie widze, ale nie mam za soba 600 lat ogrodnictwa.
Natomiast z duza ciekawoscia przeczytalam o tym orzechu, ktpry sie tak rozrasta. Rzecz w tym, ze jakies stare drzewo stojace za moim oknem (ale tez za plotem, na ziemi miejskiej) zostalo powalone w czasie burzy, sciete, i nic tam nie rosnie. A drzewo to bylo nie tylko zawsze obsypane ptakami, ale zaslanialo mi z okna wulgarny neon stacji benzynowej. Nie mam prawa zasadzic nic w tym miejscu, bo to nie moje, ale wysylane co rtoku od trzech lat listy do ratusza, jak dotad nie przyniosly rezultatow. A chodzi mi o jakies drzewko, ktore bedzie szybki i gesto roslo.
Marzyla mi sie czerwona jarzebinka (sorbus sorbus), ale moze przystane na orzech, skoro jest tak pelen wigoru wzrostowego. I posadze to sama ( to znbaczy wynajetym ogrodnikiem). Niech mnie ciagaja do sadu. Mam na obrone kopie trzech listow do wladz dzielnicy. Bede stawiala na arogancje wladz. 🙂 🙂 🙂
Bobik, do pokojowej Nagrody Nobla! Albo w poczet swietych!
Ja też mam pogodę. Nie do spania, 22C i sauna, a to wszystko o 6:30 rano.
Toteż poszłam poczytać wiadomości, wbrew rozumowi, który powiada – nie czytać gazet z rana! Zauważyłam, że w Poznaniu znowu coś się spaliło. Czy to nie sprawka Radyjka?!
Heleno,
to chyba dałoby się tak posadzić po cichu i bez fanfar – ot, wyrosło samo 😉
I niech spróbują usunąć!
Bobik, to wielki ciezar z serca. Bo sie juz zastanawialam czy Toby nie jest troche stukniety. Zaden pies ktorego kiedykolwiek mialam ( a mialam cale zycie) ani ktorego znam, nie robil tego tak dyskretnie. Toby robi to nie tylko od czasu do czasu, ale za kazdym razem.
Alicja słusznie prawi – jak posadzić cichcem i niezbyt jeszcze wielkie, to nikt nie zwróci uwagi (najlepiej przy okazji sadzenia jakiejś innej, nie wzbudzającej emocji rośliny), a potem się rozkłada ręce i zwala na naturę.
Z ładnych (dla mnie) drzew chyba jednak najszybciej rosną brzozy. Jedna taka posadzona u nas w ogrodzie 5 lat temu, jako podrostek zaledwie (tata z lasu na rowerze przywiózł) już najwyższe dachy przerosła. Do rakiet należą też modrzewie. Trochę wolniejsze, ale przepiękne są klony. Jarzębinka urocza, ale jako zasłaniacz chyba mało się nadaje, bo pokrój nie ten. Orzech niby atrakcyjny ze względu na owoce, ale obawiam się, że w dużym mieście zawartość substancji szkodliwych w tych owocach mogłaby przekraczać wszelkie normy.
Jest jeszcze takie coś, co rośnie do 2 metrów na rok i bardzo rozłożyście. Nazywa się bożodrzew gruczołkowaty (ailanthus altissima). Też by go można wziąć pod uwagę.
Tobiaszowi żadnej klepki nie brakuje, tylko jest po prostu, jak typowy Anglik, nieco ekscentryczny. Ja to lubię! 😀
Bobik,
i jeszcze topole! Te dopiero ale gnają w górę! Przy okazji… własnie przyszło mi do głowy, ze nigdy tu nie widziałam orzecha włoskiego (potocznie). W ogóle tu nie ma tradycji sadów owocowych – jak juz to wielka farma i hodowla. Wczoraj usiłowaliśmy wcisnąć Rogerowi (po raz n-ty), że na tych swoich nieużytkach powinien zasadzic drzewa owocowe, a nie martwic sie klonami, których ma dość naokoło. Jak znam Jerzora, wcisnie Rogerowi śliwke, gruszke i jabłoń, a może jeszcze co. I będzie jezdził i podlewał. I ja z nim. Psiakość (z przeproszeniem Bobika) , od 3 lat namawiam Rogera na winnicę, a on woli kupić wino w sklepie. A warunki ma! Winnica zakłóciłaby mu ten wypielegnowany „angielski” ogród (angielski w jego wyobrazeniu)
Heleno, orzech to mogla porzucic wiewiorka i oficjalnie Ty nie masz z tym nic wspolnego jakby co, brzoza tez mogla byc przywiana przez wiatr.
Nam się tak wysiał, nie wiadomo skąd, klon jesionolistny. Źle, bo bardzo blisko domu. Pan mąż go przetransportował w dalsze rejony i obaj są zadowoleni. Z owocowych bardzo szybko rośnie czereśnia.
Pomysł posadzenia niechcący, bardzo dobry. Możesz udawać, Heleno, sprzątanie po psie 😀
Pan Lulek dał nam przykład sadząc na gminnych gruntach kasztanowca przywiezionego z Rogalina. O, właśnie; jak się ma mały Adamczewski, Lulku?Pyry zjadły obiad, całkiem smaczny był, bo schabowe nie twarde (jak się często trafia) i ogórki kiszone twarde i pomidory prawdziwe, ale… ale schabowe nie smakowały wcale na tradycyjny schaboszczak. Mało tego – on nie smakował na wieprzowinę! To czym ta świnia była karmiona?
Pyro, jesteś pewna, że chciałabyś wiedzieć?
Topole faktycznie zasuwają, ale mnie się one zasocjowały jako drzewa publiczne i na prywatnych gruntach dla mnie odpadają. 😉
Jeszcze mi się coś niezwykle szybko rosnącego przypomniało, co jako drzewo albo jako krzew można prowadzić – czarny bez (sambucus nigra). Pleni się wszędzie jak chwast, wystarczy świeżą gałązkę wetknąć w ziemię i wypuści korzonki. Dorasta do 11 metrów. Nie jest to może roślina zbyt szlachetna, ale niezwykle poczciwa, a na moje oko urody też jej wcale nie brakuje.
Przejaśnia się po długim deszczu. Skończyłam tworzyć przeciery pomidorowe, na trzy domy. Keczup też zrobiłam. Poprawiłam się, bo rok temu poza nalewkami nie zrobiłam nic „na zimę”. Mam przeczytać pracę dyplomową na temat zakładów pracy chronionej i zaplanować co do walizki na kilkudniowy wyjazd. Pracowity dzień.
Z rosnących na potęgę polecam ałyczę (śliwa wiśniowa odmiana kaukaska Prunus cerasifera var. divaricata). Mamy z tego żywopłot za grosze. Startował z patyczków cieńszych od ołówka.
Topole bardzo urokliwie gawędzą, ale okropnie śmiecą.
Jeszcze o drzewach. Brzozy lubię bardzo, wysyłałam sześć bratu do Stanów i też rosną. Lubię też głogi, modrzewie, jarzębiny (ogród bez jarzębiny?), rokitniki, tamaryszki, perukowce, akacje, zebrałoby się tego na duży ogród. Sporo ich wokół zasadziłam i „prowadzę” obok niskich krzewów (tawuły, hortensje, wierzby na badylu, forsycja (będę mieć również różową!), berberysy w kilku odmianach, ogniki, żylistek, ostrokrzewy, wiciokrzew, różę ogrodową, wejgele, i byliny: len, ostróżki, sedum, barwinek, marcinki, tawułki, anemony, rudbekie, liliowce, iryski i irysy, do tego cebulowe i jednoroczne cynie. Dzikie wino pnie się do pierwszego piętra i po płocie vis a vis, w skrzynkach balkonowych – muszkatle. Małpi gaj, z którym mi zielono.
Ja jeszcze o piesach osobliwie się zachowujących podczas odprawiania czynności fizjologicznych – gdyby to były dzisiejsze czasy, to na pewno skamerowałabym naszego śp. Kajtusia, który siusiał robiąc gwiazdę, czyli właśnie podnosząc obie tylnie łapki, a grubszą potrzebę załatwiał… kręcąc się w kółko 😆 To był w ogóle artycha, nie tylko ze względu na śpiew, o którym kiedyś opowiadałam, ale i na ów balet. Wychodząc za mrozu potrafił biegać na dwóch łapkach na przemian, dwie pozostałe trzymając w powietrzu; tylko się czekało, kiedy zacznie biegać na jednej 😀
Bobik, masz tak przepiekny ogrod a opowiadasz o topolach, taka juz nadrenska skaza? Dziki bez to tez zakapior i po co?
Prunus jest swietny i zawsze zielony ale chyba nie zasloni tego co Helena chce. Fajny jest czerwony buk, wyrasta na majestatyczne drzewo, godne podziwu.
To co tutaj sie wyprawia in puncto pogody to pomsta bogow!
Bo to już prawie jesień, doroto l.
Nasze bociany odleciały, powietrze inaczej pachnie, ranki chłodne. Jeszcze trochę i przyjdzie czas napychania brzuszków igliwiem.
a kiedy bylo lato bo nie zauwazylam?
Jak przez mgłę pamiętam, że trochę w lipcu 😉
to pozostaje jeszcze tylko na
http://portalwiedzy.onet.pl/102664,4,0,0,galeria_media.html
Dorotolu, przecież na topole właśnie warczałem, że ich nie chcę. Jaka skaza? 😯
Szybko rosnące to w ogóle przeważnie zakapiory, ale do niektórych z nich mam sentyment „i nikt mi nie przetłumaczy” 😀 Czarny bez tak pięknie się zwieszał nad podwórkową wygódką w naszej eks-posiadłości w Lewniowej…
Czerwone buki przecudne, ale to drzewo parkowe, potrzebuje oddechu. Sadzenie czerwonego buka w znanym mi ogródku Heleny oscylowałoby między śmiesznością a zbrodnią. 🙄
patrz trufla (ostatnie zdjecie) wystepuje jak wiadomo w okolicy Alp, czyli Nemo ma owoce od malin i poziomek poczawszy, pogode, grzyby iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii jeszcze sobie moze hodowac trufle, to za duzo!
Dorotol, co Ty za pornosy niewinnemu szczeniaczkowi każesz oglądać? Grzyb nr 9 to czysta perwersja! 😀
Muszę w jednym poprzeć Haneczkę – jej żywopłot z ałyczy jest wyższy ode mnie i zasłania, aż miło. W ogóle ogród ma sympatyczny i bogaty chociaż młodziutki. Jak jej się to rozrośnie, to będzie musiała przesadzać. I mądrze to pomyślane – woda z dachu, z rynien, zasila żywopłoty specjalnym systemem rur i rurek. Kocham modrzewie ale one nie lubią konkurencji wokół, więc lepiej je sadzić w większych ogrodach Nikt z Was nie wymienił lipy, a to takie śliczne i dość dobrze rosnące drzewo.
Cześć.
Bobiku, z pokorą przyznaję, że w kwestii drzewa Heleny masz wyższość naoczną.
Brzucho, gdzie się pałętasz? Urlopy się kończą.
Haneczko, za to od wszystkich na blogu mam niższość w centymetrach. No, może z wyjątkiem kotów. 😀
W życiu nie przyszłoby mi do głowy przeliczać kogokolwiek na centymetry!!!
jestem tu cały czas
urlopy mnie nie dotyczą
:::
czasami tylko gdzie skoczę połasuchować
Bobik! (warkam)
Proszę mi nie obrażać topól!!! Do mojego starego rodzinnego domu na Bartnikach (niedaleko wsi Topola) prowadziła przepiekna alejka, wysadzana topolami. No, mam sentyment 😉
Z lewej brzozy nad Młynówka, z prawej topole. To zdjęcie po słynnej powodzi w ’97 roku. I robione aparatem „jednorazowego uzytku”, co widać. Zawsze odwiedzam Bartniki, więc w tym roku postaram się zrobić lepsze.
http://alicja.homelinux.com/news/101.jpg
Nie kogoś ale bitwy przeliczał na centymetry pewien pułkownik z GZP WP. Nazywał się Czuba i był szefem kultury. No i na szkoleniu w Szklarskiej Porębie z uciechą wielką usłyszałam (cytuję styl i wydźwięk, nie dosłownie) :
„Niedopuszczalne jest, Towarzysze, to, czego byłem świadkiem w jednym garnizonów. To oburzające. Bo cóż ja zobaczyłem: w klubie wystawa plastyczna „Wojsko polskie”, a na ścianach, Towarzysze obrazek „Bitwa pod Lenino” tak ze 30 x 45 cm. A obok inny obraz „Bitwa o Monte Cassino” wielki taki, ponad metr w jedną stronę! I co o tym myślicie , Towarzysz?” I nieśmiały głos z sali „Góry zajmują więcej miejsca”
Haneczko, przeliczania mają swoje dobre strony. Takie IQ na przykład – przeliczone na centymetry potrafi niepomiernie wzrosnąć. 😀
Alicjo, mówiłem przecież, że topole publiczne. Gdyby sobie ktoś prywatnie taką alejkę chciał walnąć, to całą wieś by musiał kupić. Kogo na to stać w dzisiejszych czasach? 😎
Pyro, prześliczne 😆
PYRO 😆 !!!!
😆
O matko!
To topole te tam… publiczne?! Rozpustne znaczy sie?! 😯
Alicjo, a niby po co tak cięgiem przy drodze stoją? Tirówki po prostu! 🙄
A propos humoru wojskowego – polecam książkę Ankara Leona Pawlika. Cudowny opis życia „trepów” w roku 1966. Przy fragmencie dotyczącym zastosowania „Żołnierza Wolności”, płakałam ze śmiechu!
Zresztą nie tylko przy tym 😆 😆
Małgosiu, a skądże ja tę książkę dziś albo i jutro wezmę? Opowiedziałabyś co, zamiast płakać samotnie! 🙂
Bobiku,
To jest powieść i nie chcę psuć czytania tym co po nią sięgną. Język i historie są przezabawne, a książkę chyba nie tak trudno było by zdobyć . Została nagrodzona w konkursie na powieść , rozpisanym przez Świat Książki oraz wydawnictwo Zysk i Ska.Mój egzemplarz jest z 1998 wydany właśnie przez Świat Książki. Jak namierzę w/w fragment to wklepię.
Bobiku,
nie obrażaj pięknych drzew, to ja wystaję jak tirówka taka tam 🙂
Ta aleja była do tak zwanego „majątku”, i to było przedwojenne, na Ziemiach Zachodnich.
Malownicze miejsce, piękna willa i takie dwa czworaki, mozna powiedzieć. Najpierw mieszkaliśmy w willi (Lecznica Zwierząt, mieszkanie służbowe), a potem kupiliśmy jeden z czworaków. Być może, a nawet na pewno, mam sentyment do tego miejsca, bo… no bo mam! A po lewej strone posrodku tych brzózek był dąb, i tam straszyło! 😯
Jak straszyło Alicjo? Opowiesz?
no i milke tam miałaś Alicju. Pewnie podobna do tej
http://i123.photobucket.com/albums/o300/drzej/?action=view¤t=VCliphowrumorstarts.flv
😆
Alicjo, Twoja aleja jest bardzo ladna ale tam nad Renem stercza one z rzedka jak zagubione i nie posadzone czasami miedzy plaskimi polami, lesnie to sie wokol Kolonii nic nie odbywalo, trzeba bylo jechac do Eifel albo do Siedmiogorza, gdzie chyba Bobik rezyduje.
Arkady to Twoje marzenie czy tak poznawczo?
ehum… ja nie mam tego tam, żeby biedną krowę atakować (@ arkadius).
Jak trzeba było wydoić, to trzeba było i juz klepałam tutaj, ze zarobiłam pieniądze na wakacje dzięki temu!
Tereso,
straszyło! Opiszę przy okazji, żeby wszystkich postraszyć 😉
Melduje, ze sciana placzu deszczowego poszla sobie precz!
Dorotalu, to można wracać skoro wszystko pięknie domyte?
Na domowego zwierza to krowa przydużawa. Ale tak mieć własną kozę.
Ta zmieściłaby się u mnie na balkonie razem z roverem. Sporo zieleniny mamy w Berlinie i byłaby dobrze koza odżywiana. Występowała na terenach zielonych jako ekologiczna strzyżarkokosiarka. Ej, to byłby renner. 🙂
Ja rezyduję na obrzeżach Borussialandu kopanego. 🙂
Na Zjezdzie moge doniesc, ze kasztan z Rogalina rosnie jak trzeba. Pomiedzy dwiema lipami. Od drogi zasloniety jest mocym palikiem zeby go nie zerznal miejski ogrodnik koszacy juz municypalny trawnik. W przypadku klopotów z municypalna ziemia na której przypadkiem rosnie posadzone przeze mnie drzewo, przy kazdej okazji spotkania z burmistrzem zatracam o temat najblizszych wyborów i niezbednosci konsultowania ze mna poczynan miejskiego ogrodnika.
Skutkuje bez pudla i dlatego kasztan Adamczewskich rosnie. Niestety zbyt wolno. Chyba czeka na wlascicieli.
Pan Lulek
Panie Lulku,
sprawy mają iść powolnie i rozsądnie;)
Kochani, wrocilam z wojazy. Slub sie odbyl a nawet dwa. Druga corka wywieziona do Austin na dalsze studia. Cicho i goraca w domu teksanskim. Polska, w tym borsucze zakatki, odwiedzone blyskiem.
Czytam Was od jakiegos czasu i staram sie zorientowac co sie dzialo pod nieobecnosc. Wykorzystalam ratatuja – pycha, podobny do znanego mi letcho zwanego niezbyt ladnie paprujka.
tu link do kilku zdjec slubnych i borsuczych
http://picasaweb.google.com/WandaTX/WeseleIBorsuki?authkey=bk7l44Tmzrc
Juz raz mialam koze (tzn. moja mamusia „bo Picasso tez ma”) Marzenke i tylko wstydu sie najdlam, cale miasteczko tarzalo sie ze smiechu.
Jeżeli Nemo wróci z gór i swoim zwyczajem zaraportuje „Tylko kurki były”, to mnie szlag trafi i przybędzie Wam znajoma mogiłka i znajomy pogrzeb. Rzadko komukolwiek czegokolwiek zazdroszczę, nawet zdrowia i urody, ale kurki pod mój dobry charakter nie podpadają.
Dowcipy wojskowe nie są tylko domeną Polaków. Przecież właśnie do Gruzji przypłynął niszczyciel amerykański z pomocą humanitarną, a spodziewane są jeszcze dwa. Niewielka eskadra humanitarna. Potem pewnie ze 4 fregaty z orkiestrą symfoniczną i lotniskowiec z rozwiniętym szpitalem polowym.
Powodzenia mlodej parze, a jak im sie nadarzy potomstwo to bedzie sliczne!
🙂
Sama jestem ciekawa, czy (i jesli) potomstwo polsko-chińske u mnie będzie 🙂
Wszystkiego dobrego Młodym!
Młodzi, urodziwi wdzięczni – oby jak najdłużej. 100 lat. Jak się czujesz , Wando, w roli teściowej?
Słuchajcie, słuchajcie, mój osobisty lekarz i przyjaciółka blogowa – nasza Marialka ma imieniny 25-go sierpnia. Wczoraj co prawda wyjechała na tygodniowy urlop w Sudety, ale przecież jutro wypijemy jej zdrowie, prawda? Pyry są przygotowane na okoliczność
No właśnie…Młody po mojego Taty rodzinie, a Chinka po swojemu http://alicja.homelinux.com/news/img_1479.jpg
Mieszanki pogranicza dają zwykle nadspodziewanie dobre efekty, może to skutek nagle rozszerzonej puli genów?
W piątek miałem szansę na wygranie 52 milionów euro. Kupon zakupiony został w Paryżu ale szczęście znowu przeszło bokiem 🙁
W tym tygodniu będzie ze dwa razy tyle bo nikt nie wygrał .
Pozdrawiam Wszystkich . Upisałam się jak Dostojewski i mi zjadło !!!
No właśnie, Pyro!
Dla mnie najważniejsze jest to, że z synową mam doskonałe kontakty. A dzieci… no, u niej na razie na bok, bo ambitna kobita i realizuje się zawodowo. Nie, żeby Maciek miał coś przeciwko. W końcu życie jest jedno.
Pyro…W roli tesciowej czuje sie na odleglosc dobrze. To znaczy wcale sie nie czuje inaczej. Ciesze sie, ze sa razem. Poznalam jego rodzine i jego przyjaciol. Martynikanska rodzina ciepla, podobna w nastroju do polskiej. Zrobili Magdzie niespodzianke przywozac polskiego ksiedza misjonarza z Martyniki – jest tam od chyba 9 lat. Zaprzyjazniony z rodzina, poza tym wozi swoich wiernych na wycieczki do PL.
Prosze sobie wyobrazic, iz moj rower nawet nie taki ostatni, zapomniany przeze mnie przed sklepem stal tam przez cala dobe niezamkniety i nikt go nie ukradl, to chyba zasluga pogody.
Często jak oglądam zdjęcia ślubne jest mi smutno, bo wydaje mi się, że na twarzach nowożeńców w jakiś sposób wypisane są przyszłe koflikty, sprzeczki, rozczarowania i niepogody. Ale przy tych zdjęciach Wandy takie myśli nie mają prawa się pojawić – dwa niebywale urodziwe i promienne egzemplarze gatunku ludzkiego, które kojarzą się wyłącznie z cudownymi rzeczami. Ciepłym piaskiem, bezchmurnym niebem, korso kwiatowym… No, może jeszcze z kiełbasą jałowcową. 😀
Panie Lulku, rozmawialam z Pawloszczakiem, bardzo sie ucieszyl, pamieta Pana i Panskiego kolege z lawki, pozdrawia i prosi aby Pan zadzwonil.
Bobiku – mnie nie smucą zdjęcia weselne , tylko maturalne. Te dzieciaki naprawdę są przekonane, że wszystko stoi przed nimi otworem i wszystko jest możliwe. Aż coś się we mnie zaciska, kiedy myślę, co tak naprawdę niesie dorosłość. A jeżeli ktoś się żeni/ wychodzi za mąż oczekując wiecznej szczęśliwości, to naprawdę nie dorósł do nowej fazy życia.
Wando, sliczne zdjecia. Daj wiecej. I wszystkiego oczywoscie najlepszego dzieciom!
Bylam w domu, E. sie mnie nei spodziewala i strasznie sie ucieszyla. Chlopcy tez. Zjadlysmy razem lunch – wedzonaego na goraco lososia z cudowna salata, pelna wszystkiego. Po powrocie do sluzby bylismy z kolega Tobiaszkiem na spacerze w parku i ja sie znowu zdenerwowalam, bo jego za przeproszeniem coupa byla kompletnie zielona. Jaskrawo zielona. E. mysli, ze sie najadl trawy w ogrodzie. A mnie juz chodzilo po glowie, ze to cos z woreczkiem zolciowym.
Przeczytalam co tu bylo napisane pod moja nieobecnosc i naprawde ucieszyla mnie wiadomosc, ze brzozy rosna najszybciej. Posadzilabym najchetniej bukiecik brzoz – tak ze trzy, bo one najpiekniej wygladaja w malej grupie. Ale musza byc juz troche podrosniete. Mamy bowiem glupiego i zlosliwego ogrodnika, ktory lubi przejechac po wszystkim kosiarka. W tym roku zalatwil nam tak juz prawie otwierajace sie zonkile i tulipany pod drzewem. Napisalam skarge do naszej administracji domu, to byla to czysta zlosliwosc (t.w. bloodymindedness) z jego strony. Wiec i po zbyt malych brzozkach moglby sie przejechac elektryczna kosa.
Alez doroslosc jest czyms nieporownanie lepszym niz dziecinstwo i wczesna mlodosc! Gdyby mnie Ktos wrzycil z powrotem w dziecinstwo i wczresna mlodosc, to bym chyba uznala to za ciezka niezasluzona katorge.
Helenko, u nas kosiarze też tak samo traktują rośliny. Ja do każdej montowałam palik, bo palik jest lepiej widoczny od sadzonki i palik się skosić nie da. Możesz posadzić palik, dookoła kilka brzózek do niego przytroczyć i taka konstrukcja powinna dać do twórczego myślenia kosiarzowi.
Swoich pierwszych 25 lat też powtarzać nie chcę…
Wandziu, sto lat powodzenia Młodej Parze !
„wytnij tę tuję, co mu się wpija w koronę i zostaw go w spokoju, dla cienia i orzechów. Ja Ci na pewno nie doradzę wycinania drzew, które są dla mnie święte.?
Alicjo,
gdybyś Ty napisała te dwa zdania, to nie nazwałabym Cię hipokrytką, tylko wysnuła logiczny wniosek, że uznajesz ORZECHY za święte drzewa, a nie drzewa jako takie i bez wyjątku 😎
Pyro,
pożyjesz jeszcze jakiś czas, bo wróciłam z tych gór bez niczego 🙁 Tam nie było nie tylko kurek, ale grzybów w ogóle, ani jagód, ani malin, tylko krowy, krowie placki i widoki, ale widoki tylko na góry 😯 Im wyżej się weszło (1800-2200 m) tym więcej gór na horyzoncie, czułam się dosłownie za siedmioma górami 😉 Największą atrakcją było górskie jezioro z dopływem podziemnym i wypływem, który po kilkudziesięciu metrach również znikał w dolince krasowej. W jeziorze kąpali się nieliczni ludzie, bo temperatura powietrza była rzędu 12 stopni, i liczne psy, którym żadna temperatura chyba nie jest za niska, o ile jezioro nie zamarznięte. W wodzie było dużo małych rybek i całkiem sporych pstrągów. Mały eksperyment wykazał, że najlepszą przynętą mogłaby być kiełbasa krakowska sucha 😯 Jeden z tych dużych pstrągów krążył jak rekin wzdłuż brzegu i rzucał się drapieżnie i błyskawicznie na kawałeczki kiełbasy rzucane do wody. Te małe rybki uciekały przed nim, ale jak się na chwilę oddalił, to też walczyły zawzięcie o krakowską 😉
Bobiku,
niekoniecznie z tymi twarzami. Smarkate przemieszkały ze sobą 7 lat, zanim pobiegli po te śluby, sama nie wiem, dlaczego, nam na pewno na tym nie zależało.
Te… nemo! nie czepiaj się, nie rozdzielaj włos na cztery rowery, napisz, co tam bylo w górach dzisiaj. To jest stanowczo za mało!
Alicjo, ja przecież tak ogólnie, nie do Twoich 😯
O, a tak a propos… my tu mamy jeziorko takie powyżej poziomu wszelkich jezior i wód, 60 metrów do góry – zagadka geologiczna i tak dalej, no bo coś takiego w przyrodzie nie powinno występować! A jednak! 😯
Bobiku,
toż ja nie osobiście odbieram, tylko przytyczek do wtyczek 😉
No oczywiscie-niedziela – babski wieczór! Babski wieczór i tej jeden zdrajca antymysliwski
Czy ktos wie jak w tej cholerze wáczyc nasze znaczki narodowe polskiego programisty?! Co chcé „s kreskowane” napisac, to sie HP Support information wyswietla. Angielski shmeltz!
nemo, coś mi się tak wydawało, że tajemniczy uczestnicy mojego ostatniego seminarium kulinarnego na temat „Krakowska czy jałowcowa? O zachowaniu suchych w wodzie” jakoś dziwnie pod kitlami się srebrzyli i powietrze z trudnością łapali. Po akcencie ich rozpoznać nie mogłem, bo wyjątkowo niegadatliwi byli, ale teraz zaczynam mieć pewne podejrzenia. 😎
Iżyku,
z HP pożegnałam się parę lat temu z powodu aparatu, no i nawet chamstwo nie odpisało, ze przepraszam. Omijam wielkim łukiem HP. Linux, to je to!
Co to znaczy – babski wieczór?!
O, Iżyk. I wciąż jeszcze w walonkach. 😯
Ale nie martw się Iżyku, im bliżej zimy, tym lepiej w tych walonkach powinieneś się czuć. 😀
Nabyslimy, zupelnie tak po szyszkiewiczowskiemu, comjuter marki HaPe i od wczaraj mamy internet. Za to nie mamy czasu, bo tu sié, uwaga!, pracuje. o i usiujé cos pisac, notowac, ale mjé cholera dusi, ze z maszyná walczyc trzeba a palce same do n, c, s, z, z, z altem lecá.
Bobby! Jak ja poproszé – Ty wysliuj sobie ode mnie do ciebie jézyk i niech bédzie, e to ja sam do ciebie pokazujé – to bédzie sié liczylo? 😉
Zaprzancu (bez kreski) jeden!
Iżyku, czy zaprzaniec z kreską jest lepszy od zaprzańca bez kreski? 🙂
Ojej!
U mnie burza!!! Z pieronami! To ja się pod stół…
Zaprzaniec bez kreski jest bardziej zagubiony w wirtualnym swiecie od tego z kreska, bo ta kreska to jego tozsamosc.
Iżyku, z tymi diakrytykami trzeba się poznajomić. Nie jest to ważne na tym blogu, bo czytamy tak, czy siak. A teraz naprawdę lecę, bo te pierony!!!
Dorotol, jeżeli zaprzaniec ma tożsamość w kresce, to tożsamość zaprzańca najwyraźniej jest zależna od przypadku. 😀
tyz fakt
Alicja, zabierz ze soba kurteczke nieprzewiewna ale nie w stylu plastik itd. tylko prawdziwa skora plus lekki baranek, bo tu nie ma zartow, kraj zachodzacego i niedocierajacego slonca.
nikt ze mna nie rozmawia, jak tak to ide ins bettchen
Dzieńdoberek wszystkim , szczegolnie Alicji i Nemo 😉 Ciebie Dorotko też ! Nie dawaj sie kobietko ! Jeszcze ci się przyjdzie wziąć za bary z życiem dlatego głowa do góry uśmiech na maseczkę i już ! gotowe !
Ależ pyszności na śniadanie! Tylko pozazdrościć:)