Karp jest królem Czech
Na czeskim stole królem jest – karp. Zdziwiliśmy się okropnie gdy usłyszeliśmy to zdanie. Nam kuchnia czeska kojarzyła się z knedlikami, gęsią pieczona z jabłkami, pilzneńskim piwem i – do piwa – z cienkimi kiełbaskami moczącymi się w słoikach z octem czyli tzw. utopelcem. Sięgnęliśmy więc najpierw do ksiąg historycznych a potem poprosiliśmy o konsultacje uczonych mężów (podziękowania dla red. Leszka Mazana), którzy potwierdzili prawdziwość tego twierdzenia. Karp jest najpopularniejszą w Czechach rybą i znane są setki przepisów na jej dobre przyrządzanie. Ojczyzną karpia jest Treboń – miejscowość w południowych Czechach obfita w jeziora o krystalicznie czystej wodzie i piaszczystym dnie. Smak trebońskiego karpia jest zupełnie inny niż tej samej ryby łowionej w polskich rzekach czy stawach. Jakość wody i dna powoduje, że tutejszy karp nie pachnie i nie smakuje błotniście. Jest on w dodatku rybą bardzo ruchliwą, która pokonuje dziennie dziesiątki kilometrów w poszukiwaniu pożywienia i dzięki temu jego mięso jest sprężyste. Jadają Czesi swego króla na różne sposoby. Bywa więc karp marynowany, gotowany na niebiesko, pieczony na ruszcie, smażony w panierce czy też gotowany i przyrządzany w auszpiku.
Drugim czeskim przysmakiem, o którym przeciętny Polak mało albo zgoła nic nie wie jest praska szynka. Technologia jej przyrządzania różni się zarówno od polskiej wędzonej i gotowanej czy też parmeńskiej suszonej na wietrze a także westfalskiej wędzonej i podawanej na surowo. Prascy masarze szynkę w skórze i z wielką kością peklują długo w solance z pieprzem, liśćmi bobkowymi i dużą ilością kolendry. Potem wędzą ją w dymie z palącej się buczyny. Dopiero teraz można ją gotować i podawać pokrojoną w grube plastry z dodatkiem startego chrzanu wymieszanego ze śmietaną. Ale jeszcze lepsza jest – to prawdziwy rarytas – gdy zapakuje się ją w ciasto chlebowe i upiecze w piecu. Teraz dopiero krojona na oczach gości roztacza swój niebiański aromat i popijana Pilznerem lub Budvarem sprawia największą przyjemność.
I taką właśnie szynkę jedliśmy w najsłynniejszej praskiej gospodzie czyli „U Fleku”. Podczas wizyty w kolejnej – „U Kalicha” zajadaliśmy się pieczoną gęsią a tłuszcz nam spływał obficie po palcach a przeciwdziałaliśmy skutkom nadmiaru gęsiego smalcu w organizmie sięgając po kufel Gambrinusa, by zakończyć tę piwną turę w kolejnej gospodzie przy Velkopopovickim Kozle i utopelcu w charakterze pysznej przekąski.
Wracając jednak do tytułowego karpia: nigdy nie udało mi się go złowić, choć w rozlewiskach Narwi są podobno niezłe sztuki. Ale żeby nie było, iż tylko ględzę o siedzeniu nad woda z kijem w dłoni to popatrzcie na tego okonka. Wystarczyło 15 minut przy przepompowni w Borsukach, by takiego sympatycznego drapieżnika przywieźć do domu. A tam już czekały na niego inne rybki i kolacja była wspaniała.
Komentarze
Panie Piotrze, jak Pan wkleja wpisy z Worda, to trzeba zmieniać myślniki na łotrowe, bo robią się, jak widać na załączonym obrazku, znaki zapytania 😀
A „U Fleku” to mi się tylko z czarnym piwem (mniam, mniam) kojarzy…
A „U Kalicha” jeszcze z czymś innym… jak byłam tam wiele lat temu, to Najjaśniejszy Pan był bez szwanku, nie wiem, jak teraz 😀
Widzę, że rybie tematy górą!
Jak ja lubię karpia. Dlaczego ja jem go tylko raz w roku?
Torlinie odmawial odpowiedzi na to pytanie. Mam przeczucie, ze jest ono podchwytliwe 😉
Dzień dobry.
Przyjechaliśmy wczoraj w słoneczną i ciepłą pogodę, wieczorem zaczęło siąpić, a pół godziny temu lunękło, jak z wiadra. Takiego deszczu w Pyrlandii nie było od miesięcy. Teraz przestało padać, ale nadal jest zachmurzenie pełne.
Wczoraj przyjechaliśmy w dość licznym gronie, bo prócz Syna – kierowcy zabrała się w drogę i moja Wnuczka – niby to zapasowy kierowca, ale…
Ryba dla „zagłodzonych” gości przygotowała ziemniaki w maśle z koperkiem, schabowe wielkie, jak wspomnienia po wiejskim weselu , michę ogórków w śmietanie i wielki karton piwa! Boziu – kolacji nikt już nie jadł.
Ryba ma małą klawiaturę i ja uderzam dwa klawisze jednocześnie, więc musi stać nade mną i poprawiać literówki. Razem z gośćmi z Poznania przyjechał miniaturowy traktor – koparka. Ryba będzie miała wzorcowo przekopany ogródek. Na razie jest kilkanaście dziur – większych i mniejszych. W niektórych tkwiły zapomniane kości, chyba jeszcze po dinozaurach.
Co do ryb – całe towarzystwo, z wyjątkiem mojej szacownej osoby, wybrało się wczoraj na świnioujską promenadę – coby mój Syn obejrzał morze. Skończyło się oczywiście w smażalni ryb, gdzie co niektórzy spróbowali dorsza. Wnusi nie smakował – był niedoprawiony. W Świnoujściu tłumy. Ryb masa, ale…. Dzisiaj piątek i Ryba już zapowiedziała, że na obiad łosoś z warzywami z patelni. Jutro odwiedza nas Arkadius, czyli temat rybny otwarty. Chociaż Ryba zamierza zrobić pierogi z kaszą gryczaną i grzybami.
Czy moze ktos podac proporcje miedzy octem, woda a cukrem, zeby wyszly takie pyszne sledziki, o ktorych tutaj tak duzo zostalo napisane? Bo najczesciej podawana jest w roznych przepisach duza ilosc octu, a to jak na moje podniebienie ma zbyt mocny smak.
Torlinie, no właśnie też się zastanawiam – dlaczego karp jest wyklęty 51 tygodni w roku?
Jutro grill nadwiślański całodniowy w miłym przyjaciół gronie. Czy możecie podrzucić coś własnego ulubionego? Warzywa, mięsa, łotewer. Przygotowania mogę zacząć dzisiaj.
Ja na deser zaserwuję banany rozgrzane na grillu, zbrązowiałe, otwarte łyżeczką, którą dodam do środka cynamonu i miodu. Można pęknąć, ale dobre 🙂 A startujemy z grzankami posmarowanymi połówką pomidora i masłowatym czosnkiem, którego główka na grillu spocznie uprzednio na 30′. Sól, pieprz koniecznie.
Ależ Gospodarz wzmógł moją chęć na okonka lub karpia z patelni….
Kiedys pisalem o restauracji „U Kalicha”. Teraz dla przypomnienia podaje spis potraw sprzed laty kiedy jeszcze byla atmosfera jak za czasów Dobrego Wojaka Szwejk wliczajac portret stojacego Najjasnieszego Pana. Portret jak za szwejkowskich czasów byl niemilosiernie popstrzony przez muchy, które nawet nie zaoszczedzly Najjasniejszego Oblicza.
Oto spis potraw do wlasnowecznego ogladania w siedzibie Pana Lulka.
W stosownych ramkach jako zabytek oczywiscie. Zostal on wydrukowany na lnianej serwetce o wymiarach 40 X 28 centymetrów.
Dookola ramka o stosownych c.k. barwach.
Jakich? Kto odgadnie cesarskie kolory ramki, uprawniony jest do zaproszenia Pana Lulek do Pragi na piwo. „U Kalicha” ma sie rozumiec a potem moze byc „U Fleku”
Posrodku serwety gustowny zegar z podobizna DWS ( Dobrego Wojaka Szwejka). Na zegarze cztery liczby rzymskie a wskazówki ustawione na godzine 6.00 po poludniu. Wtedy, po wojnie, mieli sie spotkac uczestnicy biesiad. Pewno spotykali sie nie jeden raz. Ponadto portrety uczestników biesiad w pozycjach przy zajeciach.
U Kalicha
Kalichovsky gulas. knedlik
Gulas kuchare Jurajdy
Rostena pani Mullerowej, ryze
Husarska rolada, knedlik
Putimske veprove zebirko
Palivcuv spiz, restovane brambory
Balounova misa.
Pisze dobierajac podobne litery jako, ze czeski jezyk ma tyle zawijasów, ze zadem komputer nie jest w stanie tego strawic.
Gdzie tu sa karpie albo w ogóle ryby ja sie pytam.
Najlepsze karpie sa na Slasku jadac z Cieszyna do Warszawy poprzez Katowice, tak jak wspaniale pstragi pochodza z Jeziora Roznowskiego ze znakomita warzywna salatka. Prosze zatem nie robic mi wody z mózgu.
Nieco jednak zaskoczony nowymi odkryciami Gospodarza
Pan Lulek
Chemou
Bardzo lubię przygotowywac grilla. Do mięsa zawsze dodaję zimne sosy, które moi goście uwielbiają: sos czosnkowy i sos diabelski.
Sos czosnkowy pewnie wiesz jak robić. Podaję przepis na sos diabelski i na ziemniaczki z grilla w całości (pyszne!)
Sos diabelski : Składniki: 3 łyżki oliwy z oliwek (może by olej), ketchup, 1 średnia cebula, kilka kawałków marynowanej papryki, łyżeczka soku z cytryny, sól, pieprz, pieprz cayenne, papryka słodka i ostra, cały pęczek natki z pietruszki, szczypior
Wykonanie: do miseczki wlać oliwę, dodać ketchup i sok z cytryny i szybko mieszczać widelcem aż połączą się w jednorodną masę. Posiekać cebulkę, szczypior,paprykę, natkę pietruszki i dodać do masy. Dodać soł i przyprawy do smaku. Wszystko wymieszać i schłodzić. Jest pyszny! Można zaostrzyć dodając inne „ostre cuda”.
Oprócz tego sąsiadka przygotowuje z grilla pyszne ziemniaki. Oto przepis:
Składniki:
Drobne ziemniaki (nieduże) – ilośąć w zależności od liczby gości
Przyprawa do ziemniaków lub własna mieszanka do grilla
Olej
Sól
Wykonanie:
Ziemniaki wyszorować
Gotować w mundurkach w osolonej wodzie około 15 minut
Odcedzić i ostudzić
Do oleju dodać przyprawy i wymieszać
Ziemniaki dokładnie obtoczyć w oleju z przyprawami i odstawić na 24 godziny do lodówki
Następnego dnia włożyć na rozfrzany grill i piec do zrumienienia
UWAGA – nie stosujemy folii aluminiowej.
Podawać gorące, najlepiej z sosem czosnkowym
Adres jest Ryby, ale błędy we wpisie robi Seniorka.
Już rok temu podawałam inny przepis na ziemniaki grilowane, teraz powtórzę, bo pyszne i mogą stanowić poeny posiłek :
Ziemniaki z grila
Podłużne ziemniaki – po 3 – 4 na osobę
boczek wędzony po plastrze na ziemniaka i po plasterku cebuli
przyprawa do ziemniaków albo domowa mieszanka z mielonego kminku, tymianku, rozmarynu i majeranku.
olej, sól
Ziemniaki obrać umyć, wytrzeć do sucha, przekroić wzdłuyż na połówki, zamarynować na 2 godziny w mieszaninie oleju i ziół. Potem poskładać w całą bulwę kładąc między połówki cebulę i boczek. Każdy ziemniak sawinąć w folię. Piec przewracając kilkakrotnie po ok 45 min gotowe. Podawać z twarożśkiem ze szczypiorkiem albo dipem serowym
Chciałam jeszcze podpowiedeziwć, że do marynat do drobiu i ryb dobrze jest dodać trochę majonezu.
A królem Polski ? 🙂
Balounova misa, Wujku Lulku, to mi nie brzmi najbardziej apetycznie, jako że jedna ze scen ze „Szwejka”, które najbardziej utkwiły mi w pamięci, to ta, w której… jak by to elegancko napisać… ponosi skutki swego łakomstwa 😀
Zabrakło podmiotu przy tej elegancji – oczywiście o Balouna chodziło 😉
Jak już o karpiu u sąsiadów, to całkiem niezłego karpia podawali w Sipos w Budapeszcie. Nazywało się to to Ponty Orly Medon. Można teraz znaleźć też na Węgzrech jako Ponty Orly Modra. Małe podłużne kawałeczki karpia smażono w cieście podobnym do naleśnikowego.
Ślinka leci na pierogi Ryby. Jeszcze złapie po drodze Hiszpana i nad morze.
Pyro do zobaczenia.
A wszystkim pozostałym dobrego wypoczynku.
spadam damdam
Dzięki Rybo!
Czasem nazwy sa przekorne. Oczekuję propozycji jakjejś zgrabnej nazwy nawiązującej do wołowiny ze szwejkowej kuchni polowej. Myślę, że jadałem coś takiego w sopockiej stołówce studenckiej w latach 60-tych. Niedarmo zdobyła „czarną patelnię”.
A propos łowienia karpi załączam link, nie ukrywam, że przez moją skłonność do nepotyzmu:
http://www.nakarpie.pl/przemyslaw_mroczek.html
Nic nie przebije cynaderek z poznańskiego Collegium Novum. Uczestnicy ubiegłorocznego rokowego zjazdu zgodnie stwierdzili, że (po ćwierćwieczu !) mają je w oczach, nosach i ustach jak żywe.
Gdzie podziewa się Brzucho?
Stanisławie,
Jeśli ktoś nie wie, to Ci faceci to twardziele – deszcz, nie deszcz, zimno, wietrznie, czy upał się leje z nieba potrafią siedzieć nad wodą i nasłuchiwać dźwięku elektronicznego sygnalizatora brań tygodniami. O wiadrach kulek proteinowych o smaku troskawkowym, anyżowym czy z dodatkiem guano, którymi dokarmiają karpie nie wspomnę. To cała wspaniała kultura wędkarska, absolutnie Pasja, często samotnicza i niezrozumiała (szczególnie nie wiedzieć czemu dla żon). Wszystkie ryby trafiają z powrotem do wody, po dokładnym zmierzeniu i obfotografowaniu, ze zdezynfekowanymi ranami po holu(!), bo pleśniawka potrafi zabić takiego 20-30-sto letniego karpia.
Nie dla mie – wolę udać się, gdzie strumyk płynie z wolna, rozsiewa zioła maj i jętka majowa polatuje…
A czemu od razu nepotyzmu? 😉
Ale przynudzam z tym wędkowaniem 🙂
chemou
Brzucho jakiś czas temu wybierał się na Litwę w sprawie produktów regionalnych. Widać degustacja wypadła tak pomyślnie, że nie może się od wileńskich samkołyków oderwać.
Nepotyzm, bo Przemek to mojej kuzynki synek. A do blogu pasuje, bo jego babcia była siostrą Ludwika Zalewskiego, właściciela kawiarni i wytwórni cukierniczej we Lwowie, figurującego na liście słynnych Lwowian.
http://www.lwow.com.pl/lwowianie4.html Paru pracowników Zalewskiego prowadziło wyroby cukiernicze w Krakowie – 1 na Kazimierza Wielkiego przy rogu Urzędniczej, drugi przy Starowiślnej, niedalego Sceny Kameralnej Teatru Starego, gdzie kiedyś ojciec Przemka grywał i asystował reżyserom.
Dzień dobry.
Karpie tutaj są w pogardzie – nie dziwię się, bo raz Jerzor złowił. Ważyło to drobne 5.5 kg. Takich osobników się nie je!!! Ale znajomy Polak przekonywał, że jak najbardziej, mam tylko natrzeć porządnie sokiem z cytryny i zamrozić w porcjach. Zrobiłam, jak kazał, bo stał nade mną – karp miał skórę grubą na pół centymetra, sam tłuszcz, wyglądało to bardzo nie na mój smak, ale niech Lesinkowi będzie… I zamroziłam w porcjach jednoobiadowych. Za parę dni przyrządziłam jak lubię, czyli smażonego. Smak mułu. Reszta wylądowała w lesie.
Bardzo dawno karpia nie jadłam, bo u mnie w domu nie przepadano, choć Mama robiła dobrego karpia w galarecie, o dziwo, sama niechętna rybie.
Arkadiusowi zazdraszczam jutrzejszego spotkania i pierogów z kaszą gryczaną i grzybami – tak mocno zazdraszczam, że chyba sama zrobię choćby tylko pierogi, to jedne z moich ulubionych, z kaszą i grzybami 🙂
Pyra bardzo mądrze zrobiła wyjeżdżając.
Dzisiaj straszna parówa i wysyp przecinków. Obsiadają zarazy człowieka i łaskoczą. Jakie to szczęście, że wczoraj przerobiłam wiśnie!
Przecinków? 😯 A co to za zaraza, haneczko?
Z czym zajadacie bryndzę? Ja posypałam cieniutkim szczypiorkiem czosnkowym, znacie jakieś inne doprawiacze bryndzy?
Alicjo, skąd mam wiedzieć jak im na imię? Małe, czarne, cieniutkie, kreseczka taka. Robalek nieszkodliwy, ale wredny przez nachalność. Łazi i łaskocze. Parapety całe w trupem padłych, bo one chyba jak jętki, mało życiowe.
Bryndzę zjadam bez niczego, byle była.
Ryba:)) super sa takie ziemniaczki, dzieki za porade, zeby je trzymac tak dlugo w lodowce!
Chemou, pasja dla żon może być zrozumiała. Przemek wyniiósł wędkarstwo z domu i wyssał je z mlekiem matki, która w pasji wędkarskiej przerastała męża. Zaczęło się to od kobiecej mądrości, czyli przezorności, a skończyło pasją prawdziwą.
przeszukałem internet i zarazy przecinkowej nie udało się dorwać. Jest coma jako śpiączka, ale ta nie łaskocze nijak. Też mnie wysyp przecinków intryguje. Chyba ma on miejsce na Blogu.
Ja to nazywam przecinkami, z comą szczęśliwie nie mają nic wspólnego. Owad to chyba nie jest, bo w moich owadzich książkach czegoś takiego nie ma. Zreszta nawet przez lupę nóżek nie widać.
Puściłem „czarny robaczek” i wyników setki, a wszystko z makrofotografii, małe owady na kwiatkach. Nie ma tych przecinków. To znaczy w ogóle są, tylko w internecie nie ma.
Tutaj tez karp jest w pogardzie, jak wiekszosc ryb slodkowodnych, aczkolwiek w moim supermarkecie zawsze sie pojawia na swieta z pwodu licznych osiadlych tu od trzech pokolen Polakow.
Ale pamietam jak w czasie stanu wojennego warzsawski korespondent BBC Kevin Ruane (swietny!) do naszej wewnetrznej pracowniczej gazetki opisywal jak Polacy spedzaja swieta pod zoldackim butem WRONy. I znalazlo sie tam zdanie, ktore mnie bardzo rozbawilo, ze mianowicie jedza oni w czasie Swiat „that vile fish called carp” i gotowi sa stac w dlugich kolejkach aby to zakupic, choc jesc sie tego nie da. Na szcescie tej naszej pracowniczej gazetki (Ariel), ponurej tuby menagementu nikt procz mnie nie czytal i nie bylo zadnych protestow za obraze uczuc narodowych. Ale wtedy zorientowalam sie jak dalece podejrzliwy jest Albion wobec tych ryb.
Ja jesli jadam karpia to tylko i wylacznie w postaci gefilte fisz i na zadnego nnego mnie nie namowisz. Sprawianie tej ryby ne jest warte rezultatow, if you ask me. Co innego jak krtos inny przyrzadzi.
Nadziewany karp pieczony przez Moją na Wigilię jest samym smakiem. Smak jest po prostu niebiański, chociaż na tym etapie – po zupie grzybowej z łazankami, barszczu z kulebiakiem i barszczu z pieczonymi rogalikami nadzianymi rybą oraz nadzianymi grzybami, po rybie faszerowanej w galarecie, rybie po grecku i śledziu w śmietanie z jabłuszkiem trudno cokolwiek zmieścić. W międzyczasie jeszcze łosoś wędzony w jakiejś tam postaci. I nie pamietam karpia jadącego mułem.
Nie znam nazwy „przecinków” ale potwierdzam – wieczorami takie cholerstwo bierze się nie wiadomo skąd i włazi wszędzie. Gryźć nie gryzxie ale jest. I to lata. Ma skrzydła. Tyle, ż lata na malutkie odległości – jakieś 0,5 metra. Tu dziesiaj na zmianę burzowo i deszczowo no i wietrznie, ale zimno nie jest. Ryba usmażyła kawałki łososia w panierce i zielonym koperku na maśle i do tego mieszane warzywa z patelni, na oliwie i pod żółtym serem, ja mam zakaz wtrącania się do garów.
Moja rodzina nie lubi karpia, a ja owszem. Mam dwie metody na pozbycie się mulistego zapachu – 1. potrzymać żywą rybe w czystej wodzie ze trzy dni, przy czym wodę zmieniać kilkakrotnie, 2/ – odfiletować dużą rybę tak, żeby warstwa tłuszczu została przy skórze. Czyste filety posypać ziołami i skropić cytryną Chcę też przypomnieć, że prócz karpia po żydowsku i karpia na szaro po polsku, doskonały jest karp w szafranowym sosie – czyli białym sosie z dodatkiem łyżki karmelu, soku cytrynowego i kieliszka wódki, w której przez noc moczyły się niteczki szafranu. Naqdal pisze swtarsza Pyra na adresie Ryby. Rybqa też dzisiaj pisze, ale nie wnosi zastrzeżąeń, że ona, to nie ona
Właśnie mnie „vlak” dowiózł do Wiednia.
Po przerwie nie wczytałem się jeszcze dobrze w blog, ale nadrobię zaległości.
Na razie widzę dwie rzeczy:
1. że w Pradze szynkę robią masaże
2. oraz że syn kuzynki Stanisława kojarzy mi się z bliźniakami grającymi w jakiejś polskiej operze mydlanej (nie oglądam i nie znam tych tasiemców, wystarczy, że czytam gazety z obrazkami)
Ad. 1. suponuję, że to gosodarzowy automatyczny korektor miał większą ochotę na rozmasowanie sobie bolących członków niż na produkty masarskie
Ad. 2. podobieństwo zapewne przypadkowe i niezamierzone, zasugerowane nazwiskiem
o 15:26 zgubiłem literkę „p”. Kto wie, gdzie, niech sobie wklei 😉
Dzieki Pyro. Maluczko, a wyszłoby, że mam przecinkowe omamy.
Karpia lubię bardzo,ale zniewolona siłą tradycji, jem raz w roku. Nie jesteś sam, Torlin.
Delegat z naddunajskiej metropolii P. dziękuje rezydentowi lokalnemu A. za podlanie piwem części tajnej a następnie części jawnej przedwczorajszego spotkania roboczego.
Arkadiusie! Piwa cztery i sałatka znalazły się chwilowo na stole, który służył nam głównie do wykładania zawartości tajnych oraz jawnych teczek i kreślenia najpierw tajnych, a potem jawnych planów.
Tutaj karpie sa pasozytami. Ktos kiedys wpuscil do rzek i rybka nie majac naturalnych wrogow rozmnozyla sie niemilosiernie. W sklepach mozna dostac, ale sztuki zbytnio wypasione. Takich nie kupuje. Swoja droga ciekawa jestem czy karpie w sklepie pochodza z hodowli. Pewnie tak. Musze sprawe zdokumentowac.
Pyro, Sloneczko Poznanskie –
wypoczywaj niezaleznie od pogody i daj sie nosic Rybie na lapkach, pozwol Jej dogadzac Tobie na wszelakie mozliwe sposoby. W koncu MASZ WAKACJE!
Pozdrawiam Was serdecznie – do jutra
Ehidna
Ot konspiratorzy pod egida Blogowiska nam sie wychowali! I jeszcze sie piwem podlewaja?!
paOlOre, prosze o dokonanie stosownych przecieków ze scisle tajnej czesci spotkania. Równoczesnie proponuje zalozenie stosownej teczki do pózniejszego opublikowania. Nalezy juz rozpoczac akcjie promocyjna. Tytul dziela moge sobie wyobrazic jako „Cztery piwa i salatka”.
Gorac jak djabli i rozum odkleja sie od czaszki. W poniedzialek dla dobrego poczatku wchodze w akcje wyborcza. Przeciez to w koncu wrzesnia biezacego roku dokonamy urnowej rewolucji wyborczej. Frekwencja w stolówce przyzakladowej wykazuje rosnaca tendencje. Dzisiaj zebrala sie grupa czarnych ale o dziwo, pili czerwone wino.
Pewnie dla zmylenia przeciwnika
Pan Lulek
Wczoraj wybralysmy sie na zbiory brzoskwin. Farma odlegla o jakies 70 mil. Wycieczka poldniowa. Najadlysmy sie owocu do syta i jeszcze kazda z nas przytargala po jakies 40lb Na szczescie czesc twardych, wiec dojrzewaja teraz stopniowo i starczy na dluzej.
Tu sprawozdanie zdjeciowe. Drzewa obsypane brzoskwiniami wygladaly przepieknie.
http://picasaweb.google.com/WandaTX/BlogJuly08Peaches?authkey=E7v8zY_dK0M
A z broszurki firmy przepis na Red River Peach Pound Cake
1 1/2 c. cooking oil
2c sugar
3 eggs
2 tsp vanilla
3c self-rising flour
2c. diced peaches ( red river orchard the best 🙂 )
1 c chopped nuts
1 c coconut
Mix in order given
Bake 1h at 350F in tube pan
Cool 10 min in pan, then completely cool on rack
And frosting: 1 (3oz) pkg cream cheese
6 tsp peach puree ( 1 peach in blender)
1c. confectioners’ sugar
Mix and frost cake
Przepisalam starannie, bo farma w glebi tzw. country wiec zakladam, ze przepis przez wlascicieli sprawdzony. Ja jeszcze nie zdazylam.
…a mnie się wydaje, że w Pradze szynkę robią masażyści 😉
PaOlO,
masz u mnie piwo nieco większe, niż wypiłeś z rezydentem warszawskim, za tajną część teczek. Rozumiem, że to jeszcze przez poufne 😉
U nas też są takie muszki. Stoją niemal w takich „słupach” w powietrzu. Marne to, krzywdy nie robi, ale namolne.
Panie Gospodarzu, zarzuca Pan te przepompownie borsucza jak robaka na karpia 🙂 a ja nie mam czasu zerknac do dawnych zdjec no i nie tak duzo ich sie robilo. Pamiec mi calkiem wysiadla 🙂 i musialam siegnac do zewnetrznej, czyli siostrzanej.
Oto co pisze:
„Przepompownia w Borsukach byla po prawej stronie walu kierujac sie w strone Pultuska nie dochodzac do samego kapieliska. Bylo tam spore rozlewisko lukiem odchodzace w lewa strone stojac plecami do rzeki. Przy samym wale ale za droga byl maly bialy budyneczek a od strony rzeki bylo ujscie wody obetonowane plytami.”
No i oczywiscie przepompownia oraz campingiem opiekowal wspomniany juz przeze mnie Pan Henio. On mial tez lodke pychowke, czasem pozwalal nam jej uzywac. Bo tylko na niej mozna sie bylo dostac na urokliwe narwianskie zalewiska. I na wyspe! Albo na druga strone, jak sie nie chcialo ganiac do Pultuska „na autobus”.
Camping jest z nami zwiazany rodzinnie, bo to nasz Tata zakladal w poznych latach 60-tych, kiedy jeszcze dyrektorowal w Centrali Nasiennej. Wypatrzyl sobie to miejsce i nauczyl nas je kochac. Poczatkowo wcale mi sie tam nie podobalo, no bo to ani Mazury ani gory wysokie, takie sobie zwyczajne miesjce. Pokochalismy, zaczelismy sciagac naszych przyjaciol i przyleglosci. Stad startowalismy nasza Beemka na dluzsze wyprawy mazurskie, tu tez przywozilismy pozniej nasza dzieciarnie.
Pozdrawiam
Uprzsejmie proszę Przyjaciółki zza kałuży o podanie w przepisie polskich miarek (np co to jewst c.?) Resztę przepisu omalże rozumiem Moi Drodzy – Agent z Rezydentem muszą zostawić teczki w stanie tajności, bo inaczej co z nich za specjALNI?
Kampania wyborcza rozwija sie we wszystkich kierunkach. Znaczy w pionie i w poziomie. W pionie oznacza, ze zaczynaja zlatywac prominenci. Z góry ma sie rozumiec. Poziomo, bo ludziska organizuja sasiedzkie spotkania. Na takie spotkanie zostalem zaproszony na jutro przed poludniem do przyjaciól którzy maja piekny ogród. Teoretycznie, celem spotkania jest zbieranie porzeczek. Latos pieknie obrodzily. Zaznaczono, ze sa to, nie bez kozery, porzeczki czerwone. Czarne mam u siebie w ogródku ale zostaly juz zjedzone prosto z krzaka. Zielony agrest tez. Ogródek jest zatem politycznie neutralny. Kwitna niebieskie kwiatki ale szczatkowo. Chyba sie nie przebija do miejsc parlamentarnych.
Bede zajadal zatem czerwone porzeczki a moze i zabiore troche do domu.
Kierunek kolejnej koalicji wydaje sie byc czarno zielony. Sadzac po kolorze nalewki orzechowej. Jak przyjedzie Marek dokonamy zlewania. Wspólna akcja. Pieciolitrowy slój czeka na obróbke. Marek dostanie na droge wlasna butelke po wisniowej nalewce. Zeby tylko nie przyjechal z kolejna tym razem duza flaszka. Wtedy moze dla innych nie starczyc. Dlugów butelkowych nazbieralo sie od licha i troche.
Cale szczescie, ze aparatura jest juz na chodzie i przeszla próby pod para. Tylko woda, zeby nie bylo watpliwosci. Do nastepnego zbioru sliwek i gruszek musimy byc gotowi ze starymi zacierami.
Potrzebne beda nowe pojemnosci
Pan Lulek
c. to jest cup, kubek, (na moje to szklanka) 1cup=8 ounces = prawie 1/4 litra
tsp = to lyzeczka herbaciana
oz ounces
8oz =227g masla ( z opakowania masla )
Pozdrawiam Pyro
Uff, ziemniaki na jutro się gotują, potem tylko do oleju z przyprawami i poczekamy na miny grillowiczów….
Jeszcze raz dzięki Rybo za przepis.
chemou
Powoli zaczynam wierzyc w genetyke. Kiedys pochwalilem sie, ze troche pisuje do blogu Gospodarza. Moja wnuczka Agnieszka wysluchala w spokoju i powiedziala, ze pisanie nie jest niczym nadzwyczajnym. Po prostu trzeba potrafic i tyle. Zdenerwowala mnie przemadrzalosc mlodej panienki i powiedzialem, ze sama moglaby popróbowac. Dzisiaj zatelefonowala i powiedziala mi, ze zgodnie z zyczeniem dziadka napisali na konkurs czasopisma dla nauczycieli artykul o wychowaniu dzieci poprzez sport i wygrali. We dwójke z jej chlopakiem. Dziewczyna i chlopak. Pierwsza nagroda w wysokosci po 80 Euro na glowe a do tego autorskie honorarium. To przyjdzie potem. Jeszcze nie skonczyli studiowac a juz zaczynaja sie liczyc w swoim zawodowym srodowisku.
Napisali dosyc ostro z wieloma krytycznymi uwagami pod adresem istniejacego systemu pedagogicznego. Pomyslalem sobie. Wybaczcie zarozumialosc. Jak Pan Lulek. Tyle, ze lepiej. Agnieszka dostala ponadto propozycje wspólpracy z czasopismem.
Czyzby juz zaistniala jako wnuczka tego który zwie sie
Pan Lulek
Okon wrocil?
do tego jaki ladny, gratulacje.
Karpie w mojej krainie, to sa glownie w stawach przydomowych 😆
Rybki tej prawie sie tutaj nie jada.
Sama juz nie pamietam,jak smakuje?!Ale mama zawsze smazyla karpia na swiezym maselku i takiego najbardziej lubie.
Swoja droga wstrzelilam sie w temat,bo dzisiaj na obiad byl dorsz i panga.
Jutro nic nie gotuje,leze do gory brzuchem i czekam co mily wymysli 😉
Pozdrawiam wszystkich 🙂
Sławek dopatrzył się Okonia w okoniu, a ja lubię okonie. To bardzo dobre ryby. Rok temu dostałam od kuzynki dwa słoje z marynowanymi okoniami. Jej mąż spędził trzy dni w stanicy rybackiej i przywiózł ponad 20 kg okonii i płoci. Kuzynka usmażone ryby wpychałó na stojąco w słoje „na waleta” – jedne ogonem do góry, drugie odwrotną stroną i po napełnieniu naczynia, zalewała gotująca marynatą, Dużo ich właziło w litrowy słój i były b.smaczne
ras dwa czszy próba mikrofonu…
Chemou powiem szczerze, dla mnie oprócz tych ziemniaków i sosu czosnkowego na stole może nic nie istnieć :). Mój sos czosnkowy robię z jogurtu, który zwie się Bałkański i jest gęsty jak śmietana. Daję tylko sól, pieprz i czosnek. Jest pycha.
Chemou!
Ja powiem szczerze najbardziej z grilla lubię wołowinę. Kupuję dobrą zrazową, rozbijam cienko poprzedniego dnia, każdy kawałek obsypuję ziołami na ostro i olejem z obu stron, układam w słupek, przyciskam talerzykiem i do lodówki na 24 godziny.
Jusz godzine czekam.
Iszyk!! Fcieło cie?
A może walon jaki ci wyłonczył wtyczkie albo i walnoł?
Wordpres ma coś do mnie…
sprobuję w odcinkach i oszukam cebrzyka
No a jak, niby, ma pachniec i smakowac blotniscie, jesli to jest najprawdziwszy sazan, a nie ta swinia wodna – lustrzen, golec czy inny golodupiec?! Swojá drogá nie wiem czemu go podpisali „common”. Rozmnazanie karpia tam, gdezie woda czysta, a dno piaszczyste sié nie powiedzie, przeto stawiam, ze pepiki sazana wcinajá, a ludy z dorzeczy odry i bugu chwalá tego tusciocha i mierdziela! Fuj! 🙁
Ooo…, co innego taki sazan! Ale skád tu wziác rybé na tym bezrybiu! Tak, proszé wycieczki. Angolia – tych circa 50 mln. dusz heretyckich, Szkocja – cos tak 5 z hakiem (ale to wszystko jeszcze poldzikie) i te moje kochane Cymru (raptem ciutké ponad 3 banki i jeszcze w skórach z dzidami), tak wiéc te marne 60 mln nieuznawaczy (poza paroma schizmatykami) apostolskiej stolicy, wyzarlo wszystkie ryby dookola.
-Ded – mówié do czowieka, co mu na chrzcie „smierc” na imié dali (skarb, tak bajdelejem, nie rodzice z tych walów!) – jak wycie to zrobili? Gdzie by nie pójsc, to czowiek w kocu wodé zobaczy. A nie ma u was ryb, tylko losos, troc i scampi?
-Wiesz – odpowiada – mysmy nawet „wojny dorszowe” mieli – sié przechwala. I kogo on bédzie uswiadamial? Wojny przegrali, ale cos tam tym islandczykom jednak wyrywajá. Islandzkie dorsze dlatego sa takie cenne, ze nie trzeba ich panierowac. Ine nawet chyba juz sié légná bez osci i z metká, ze ?4 za sztuké. I jesli taki cod (dorsz) tyle kosztuje, to mozna powiedziec, ze ryb tu nie ma. Fis&Cyps”, jak wymawia zaprzyjaxniona filipinka, co mi siéga do biodra. I mówi, ze pracujemy „in de kicyn!” Do biodra czolem siéga, ale w tym „indekicynie” nie mogé za niá nadázyc…
Haneczku
Swiat róznych imal sié sposobów, aby przeciwdzialac zlu w naszej, osobliwie méskiej, naturze. W tym kraju, kobieta jest wszystkim, a facet… Facet jest chyba po prostu do wszystkiego. Wypraly ich, czy jak? Wszystkie ciemne, brudne, umorusane a nawet tylko lekko przykurzone strony méskiej natury, po prostu wziély… i usunély. Nie wiem jak to sié stalo, ale (uwaga-panowie!) tu, jeli jadá oboje samochodzikiem, to ona… chyba nie wykrztuszé…, to ona, khem!, prowadzi! Ona prowadzi, a on, tym swoim wzrokiem zmaltretowanego basseta odprowadza takie same spojrzenia innych basetów. Jesli na tylniej szybie nie ma nalepki, ze „maly czlowiek na pokladzie” lub „jestes za blisko”, to bédzie tam pogardliwe „Chlop to mnie tylko myjé, bo jedzenie pozostawia expertom”. Seksizm i dyskryminacja plci! W imieniu milczácych Walów domagam sie równych szans i stop przemocy w rodzinie! Over! Halo? Tak, oczywicie-cisza. W tym popapranym kraju nawet król jest kobietá!
Kiedy jak samiec brykal to sié go kastrowalo. A tu? Nie wiem, za zagládam i nawet nie pytam. Mlode wojsko to brom dostawalo, zeby nie brykalo. A’propos-przychodzi baba do lekarza i narzeka:
-Doktorze! Wszystko sie mnie z seksem jakos tak robi.. Co który nie powie, to ja myslé, ze o to mu chodzi… Co który nie spojrzy, to ja ze juz mnie chce… A jak na olówek patrze, to myle, ze… no wie-doktor…
-Uhm, a brom brala pani dzisiaj?
– He, he – baba lekko zawstydzona – No co, doktor tak jakos… Toc to ranek. Pewnie, ze jeszcze nie „brombralam”.
No wiéc ja, haneczku, wykrylem tu ten ich brom. Powiedz córce, ze to mozna nawet tu kupic legalnie, nazywa sie „porycz” tylko trzeba pokazac, ze ma sié walona za chlopa. To to „porycz” odbiera im charakter, chéc do zycia i walki plci. To to cholerne „porycz” podawane psom powoduje, e nie potrafiá szczekac i szczerzyc zébów, a na widok kota pysk rozciága im sié w usmiechu. I przez to „porycz” kobieta ma tu wiécej w bicepsioe, niz tzw. mézczyzna w udzie. Przy okazji wyjasnilo mi sié to dawne przyslowie „easy come, easy go”, co nieudolnie przekladano na polski jako „latwo przyszo – latwo poszlo”. A figa! Arkady! Popatrz na té zadowoloná kwakierská gébé w rogu po lewej.
mniam takie ziemniaki jutro zrobię jak na grila / nie lubie grilowanego/ a potem wrzucę do ogniska w folii i nich się dziciska cieszą.
dzieciska , fakt nieuczonam
reszta nie wchodzi. zmowa
hihi no fajnie wyszło a Iżyk pisze że nie wchodzi. To wszystko przez brumbrum a z ziemniakami.. swoją drogą nie pojmuję jak można łowić ryby, toż to nudne
O, Iżyku się mikrofon częściowo odetkał 🙂
Walnij do mnie, to wyadam jako html, bo pewnie łotr jakieś trefne słowo znalazł.
*wydam , oczywiście…
PaOlOre, w mojej rodzinie nie ma żadnych bliźniaków. Zbieżność nazwisk całkowicie przypadkowa.
Gospodarz wspomnial karpia,rok 1994 sklep samoobslugowy,ja nizej podpisany i jeszcze kilka osob,wybieramy towar,podchodzi usmiechniety mezczyzna i mowi po polsku-a wy co chcecie kupic? Jak to co?-kolacje.Jaka kolacje o tej porze?-tania kolacje. Ja mam gularz na plebani,macie garnek? Garnek? Nie,a pan kto?
Jak to kto?-pralat.Pralat? A co nie widac?
Nie,i tak sie zaczelo,ksiadz gotowal,wino mszalne sie lalo,tak zaczela sie moja przygoda z Kalifornia.
Dzisiaj z perspektywy czasu lezka w oku,i szkoda ze takiego kucharza juz nie ma.Zmarl samotnie,ale pozostal po nim duzy kosciol im.Jana Pawla II ,tylko gularzu takie go jak on ,nik nie gotuje.
Alexm,
bo zazwyczaj ile kucharzy, tyle sposobów gotowania gulaszu albo bigosu 🙂 I każdy z nich smakuje niepowtarzalnie. Są oczywiscie lepsze i gorsze 😉 Najlepiej wspominamy te w dobrym towarzystwie i niepowtarzalnych sytuacjach.
P.S. Wino maszlne?! 😯
W piekle będziecie się smażyć!!!
Dzien sie zaczal od ptasiego spiewu. Raniutko zaczely jaskólki drzec dzioby. Jeszcze nie polowa lipca a te juz trenuja do odlotu. Pewnie dlatego z rana tak ptasza.
Nowa sasiadka wyszla do sasiedniego, swojego ogródka. Odziana w zwiewny peniuar. Przywitala sie i powiedziala, ze juz czuje sie w domu. Zagniezdzila sie jak widac. Od tego ptaszenia nie mozna wykluczyc powiekszenia rodziny sasiadów. Tym bardziej, ze sasiad, aktualny autor, dwu córek powiedzial mi w tajemnicy, ze nie spocznie dopuki nie dorobi sie nastepcy w meskiej linii.
Skoro wstalem tak wczewsnie wypadalo sie czyms zajac. Nastawiona orzechówka juz domagala sie zlewania. Widac bylo, ze slój wymaga czegos innego. Zlewalem. Dzielilem po sprawiedliwosci. Najpierw na Zjazd. Pomyslalem sobie, ze dwulitrowa flaszka powinna wystarczyc. Zapelnilem, zakorkowalem i mam sprawe orzechówki z glowy. Tego nie pija sie litrami ani do glebokiego dna. Sa dwa litry w calosci. Gospodarza glowa co On z tym zrobi. Zarekwiruje calosc, czy pusci w lud. Zostalo na szczescie odrobine. Zostala zadysponowana w nastepujacy sposób. Najpierw Marek. Podobno ma zamiar na troche zlezc z chójka i wpasc z rura. Poprzednim razem przywiózl do spróbowania niewielka flaszczyne wlasnej nalewki. Wisniowa, wspaniala w smaku. Wyszla ale butelka zostala. Oczywiscie zostala napelniona orzechówka. Zaczyny ksztaltowac sie cos w rodzaju obyczaju buteki przechodniej. Sa puhary, moze byc i butelka. Co tam. Pani Dochodzaca nie z wlasnej winy, która czasami cierpi na gastryczne klopoty otrzyma stosowna flaszczyne leku na wszystko.
Pozostalo niewiele dla gospodarza na spróbowanie co tez takiego zostalo wyprodukowane.
Slój pieciolitrowy, po odmyciu z poprzedniego smaku zostanie tez czyms zaprawiony. Na tegoroczna Zjazd niestety nie dojrzeje.
Do Stanislawa, który zamiescil link dotyczacy Lwowa zglaszam nastepujace uwagi. Dotyczy rodziny Baczewskich produkujacych zacne trunki. Pragne zwrócic uwage, ze rodzina ta bylaby niewarta wzmianki gdyby nie inna lwowska rodzina Komendzinskich. Komendzinscy pilnowali kasy. Byl komendzinski prokurentem. Rodzina Baczewskich ekspandowala w dwu kierunkach. Do Wiednia. W Austrii istnieje nadal wytwórnia wódek Baczewskiego. Drugim kierunkiem ekspansji byla Warszawa. Scislej mówiac Praga Pólnoc. W tejze dzielnica obiegowym okreslenie szczególnie w okolicy ulicy Wilenskiej bylo i sadze, ze jest nadal pojecie likieru Baczewskiego. Kolor fioletowy a na etykiecie trupia czaszka. Likier ten regularnie uzywany gwarantowal utrate zdolnosci widzenia. Szczególnie poszukiwany byl ten trunek w okreslonych kregach konsumentów w czasach reglamentacji mocnych trunków.
Komendzinscy przeniesli sie po wojnie do Poznania i zyja tam do dzisiaj potomkowie. Historia rodziny byla tragiczna i chyba nie pasuje do tego blogu. Znam to odrobine z opowiesci cioci Komendzinskiej. Bylem jej ulubiencem. Twierdzila, ze w calej rodzinie jestem jedynym który ja rozumie.
Normalka. Jak to pod kodem 4466
Pan Lulek
Pan Lulek juz wstal a my sie dopiero kladziemy, nieco pozno, jako ze poszlismy ogladac kwiat jednej nocy u naszej sasiadki. A kwiat ten nie chce sie pokazac w calej pelni przed polnoca.
http://picasaweb.google.com/WandaTX/2008_07KwiatJednejNocy?authkey=ffSqoc3y9tM
Dobranoc, dzien dobry
Panie Lulku,
Kiedyś „nabyłam drogą kupna” wspomniany likier o barwie fioletowej. Pan sprzedający, wesołej natury mężczyzna, zarekomendował mi serwowanie w/w trunku z dodatkiem miodu. 😆 Zakup nie był jednak do celów spożywczych więc nie potwierdzę słuszności tego zestawienia. 🙂
Gdy byłam mała, mieliśmy sąsiadów. Głowa tej rodziny też nie spoczęła póki nie narodził im się syn. Był szósty z kolei….
Czy ktos ma pomysl jak sprawe rozwiazac?
Mamy w bloku problem z aspolecznymi lisami, ktore wyciagaja ze kublow na smiecie worki, rozrywaja je, a zawartosc rozrzucaja po calym podworku.
Nasz smietnik, w postaci ceglanego domku przywiera jedna
krotsza sciana do rzedu garazy, za ktorymi sa prywatne ogrodki jednorodzinnych domkow. Po przciwleglej scianie sa drzwi, zamykane ostatnio na klodke ( to przeciwko klienteli poklskiego pubu, ktora przychodzi do naszego smietnika aby sie wyszczac) . Aby wyrzucic smiecie trzeba wejsc po schodkach wzdluz dluzszej sciany, dojsc do murku siegajacego mi powyzej piersi, za ktorym gleboko (na glebokosci ulicy) ustawione sa dwa ogromne kubla, do ktorych mieszkancy kamieniczki na 16 mieszkan wrzucaja smiecie. Ostatnio sasiad-blokowy aktywista kazal smieciarzom ustawiac te kubla po oproznieniu daleko od murku, po przeciwleleglej scianie, aby utrudnic lisom wejscie. Skonczylo sie na tym, ze ja musialam wrzucac swoje worki nadakac im odpowiednia predkosc nad wlasna glowa, a one i tak ladowaly zamiost w kuble – na podlodze domku.
Lisy wchodza po murku , nie wiem w jaki sposob wyciagaja spore ciezkie worki, probujac wciagnac je na dach garazu, co im sie czesciowo udaje (bo widzialam na dachu garazu wlasne smiecie). Reszte rozprowadzaja po calym podworku.
Nie wiemy juz jak z ta zaraza walczyc. Odkad parlament zakazal polowania z nagonka na listy, ta zaraza sie tak rozmnozyla, ze nie sposob udawac, ze nic sie nie dzieje. Nie chcemy uzywac trucizny ze wzgledu na liczne inne zwierzeta dzikie i domowe, a zreszta trucizna jest okrutna metoda kontroli populacji tych szkodnikow.
W nocy slysze czesto ich szczekanie. Czasami wychodze i rozpedzam talatajstwo, ale wracaja.
Wiem,ze powinnam byc szczesliwa z powodu dzikiej natury, ktora wdziera sie do mego burzyjskiego zycia. Ale w tej chwili jestem maksymalnie wkurzona po wysprzataniu podworka.
Rybo i Torlinie,
Właśnie wróciłem z ryneczku objuczony mięsiwem itp, ale zawczasu nie sprawdziłem wpisów, no i mam tylko jogurt, ale nie bałkański, und żeberka, ale nie mam wołowiny :(. No nic, następnym razem. I tak idzie ‚komórka burzowa’ nad Mazowsze, więc całośc wyląduje pewnie w domowym piekarniku 🙂
Dzięki, spokojnego weekendu,
chemou
Paralment zakazal polowania na lisy, a nie na listy.
He3leno – nie widzę innego sposobu, jak zało9żenie pułapek (Strażś municypalna?) wyłapanie tałatajstwqa i wywiezienie za miasto,. Ewentualnie w oknie od strony śmietnika posadzić iŻĄYKA Z FUZJĄ. pARLAMENT ZAQKAZAŁ polowania z pswami, a nie strzelania. Robotaq dla Iżykopodobnych
\To znowu Pyra na Rybich papierach
Chyba się wreszcie nauczę pisać na tej klawiaturze? Liczę na Waszą domyslność.
W miescie nie wolno strzelac, zas na kazdy rodzaj broni trzeba miec pozwolenie. Zakazane sa takze pulapki bo miazdza kosci. Najbardziej humanitarny sposob kontroli tych zwierzat to byly wlasnie polowania i mam nadzieje, ze to kretynskie prawo zostanie zmienione kiedy w Parlamencie wiekszosc beda stanowic torysi, lepiej rozumiejacy naturalne prawa ekologii i mniej mniej podatni na tani populizm laburzystow.
Gdyby mozna jeszcze te kubly zamykac. Ale sa one ogromne i takie przykywki w przyrodzie nie istnieja. Nie mozna tez tego zamienic na t.zw. skipy, ogromne kwadratowe pojemniki z otwirtana czasami klapa, bo nie sposob bedzie tego raz w tygodniu oprozniac przez sluzby miejskie, ktore maja samochody przystosowane wlasnie do tych okraglych kublow.
Wyglada mi na to, ze latwiej jest zmienic rzad, niz zwyczaje tych szkodnikow – lisow i laburzystow.
Heleno, czy mogłabyś wrzucić fotkę śmieciowego domku? Sposób wyrzucania worków wydaje mi się skomplikowany. Co to znaczy „ogromne pojemniki”? Ile mają wzrostu/obwodu? A domek jaki duży?
@Pyro
Mam do nadrobienia trochę zaległości. Nazbierało się tego trochę, az dziw, w tak krótkim czasie. Postaram uporać się z tym jak najszybciej, by zdążyć do Was przed jeszcze przed 17.30. przytrzymaj proszę choć parę pierogów.
dobrego dnia
Zadziwiające ze niektórzy szukają zawsze przyczynę problemu z dala od siebie. A wystarczy rozejrzeć się wokół siebie i zacząć od własnego podwórka.
Nowy Numer – PDF
Wszelkie problemy techniczne z pobraniem miesięcznika proszę zgłaszać na adres administrator@optymalni.org.pl
REGULAMIN
Twoje Konto
Login :
Hasło :
autologowanie
Rejestracja
REKLAMA
Oddziały
Subskrypcja
Chcesz być powiadamiany o wszelkich zmianach zachądzących w serwisie – dopisz swój adres e-mail
Kanały RSS
RSS Newsy
RSS Artykuły
RSS Forum
Znalazłam po drodze:
KOTLETY Z RYB LUB ŚLEDZI
– 500 g śledzi
– 30 g cebuli
– 20 g bułki
– 0,5 l mleka (do zamoczenia bułki i moczenia śledzi)
– 1 żółtko (20 g)
– 1 jajko (50 g)
– 20 g masła
– pieprz, sól ? do smaku
– 20 g bułki tartej
– 50 g masła do smażenia
Kotlety z ryb i ze śledzi robi się jednakowo. Najlepsze kotlety są z suma. Wziąwszy funt tej ryby, oczyścić, wyjąć ości i posolić. O ile mają być użyte śledzie, to należy je przede wszystkim moczyć przez 24 godziny. Przesmażyć pod pokrywą trochę tartej, pieczonej cebuli i kiedy ostygnie ? wrzucić usiekaną na maść rybę lub śledzie, dołożyć bułki moczonej w mleku i wyciśniętej z wilgoci, trochę pieprzu, łyżkę masła i jedno żółtko, mieszać długo aż masa zbieleje i zrobi się pulchna, potem robić na stolnicy posypanej mąką kotlety podługowate, podobne do siekanych z mięsa, maczać w rozbitym z wodą jajku, posypać tartą, przesianą bułką wymieszaną z mąką i smażyć na wrzącym, klarowanym maśle. Do takich kotletów podaje się sos rumiany, kaparowy lub korniszonowy.
funt – ok. 500 g
😉 , kopia jak kopia…
To jeszcze sos – SOS KORNISZONOWY RUMIANY
– 20 g masła
– 15 g mąki
– 200 ml rosołu
– 100 g korniszonów pieprz,
– sól – do smaku
Zarumienić łyżkę masła z łyżką mąki, zagotować i mieszając ciągle, rozprowadzić bulionem. Osobno zagotować w garnuszku w rosole pokrajane w plasterki korniszony; gdy już są miękkie wlać razem ze smakiem do sosu. Dolać octu, jeżeli potrzeba i włożyć łyżeczkę małą karmelu do koloru. Kto nie lubi, aby sos był słodkawy, niech wcale cukru nie kładzie. Sos taki zwykle daje się z amoretkami; te należy oczyścić z błonki na surowo, obgotować w ukropie, pokrajać w kawałki i w wodzie osolonej lub rosole z łyżką octu raptem zagotować. Układając kotlety na półmisku, obłożyć amoretkami i oblać sosem.
Amoretki – od francuskiego amourettes. Jest to białe mleczko znajdujące się w grzbiecie (kręgosłupie) zwierząt ? wołowinie, cielęcinie i baraninie. Ma ono bardzo delikatny smak. Po obgotowaniu (zblanszowaniu) używa się go jako składnika wykwintnych sosów, jako garnitur do mięs, a także na samodzielne, małe, bardzo cenione dania przystawkowe (np. krokieciki albo zapiekane w kokilkach). Ćwierciakiewiczowa kilkakrotnie podaje przepisy z amoretkami. Obecnie w naszej kuchni zupełnie o nich zapomniano.
Iżyku,
nie poniewieraj owsianki! To przez piwo dziadzieją! Córasek pracuje teraz w stuprocentowo walijskim pubie. Folklor straszny, wizja i FONIA koszmarne. Jak zwykle ma to także dobrą stronę. Mała mieszka o parę kroków od knajpy. Atrakcyjne sąsiedztwo przekłada się na czynsz (60F tygodniowo, w tym media).
Pyro, pławisz się?
Arkadius – Ryba ma zamiar zrobić ok 150 pierogów. Jest nas w tej chwili 3 osoby płci żeńskiej, bo Matros jest ze swoim holownikiem w Szczecinie, a może nawet znowu w drodze do Gdańska – w każdym razie jest blisko, ale nie w domu. Jeżeli Tobie się wydaje, że 3 baby zjedzą 150 pierogów….
A przyjechać możesz kiedy chcesz – dom w przsebudowie jest zawszse równie przygotowany na szok estetyczny gości
Hanczko – no, pławię się i prawie nie pluję przy tym. Córki twierdzsą, że wyłazi ze mnie kawał jędzy
Ooo, a pokażesz mi w sierpniu tą wyłażącą jędzę? Chyba, że takie atrakcje zarezerwowane tylko dla potomstwa 🙁
W odpowiedzi:
Domek jest tej samej wysokosci co garaze. Do pojemnikow ustawionych w domku wchodzi sie po schodkach. POtem oddziela cie od pojemnikow murek, przez ktory przerzucasz smiecie do pjemnikow. Gdyby stanac kolo pojemnikow (nie na pieterku) to sa one wyzsze ode mnie (ponad 157cm) . Raz w tygodniu pojemniki sa oprozniane – przyjezdza smieciarka, wyciaga je przez drzwi na poziomie ulicy, chwyta w takie specjalne lapy, wywraca,. pojemniki wracaja do domku, drzwi zamykamy na klodke przed pijanymi Polakami ( wiemy, ze to sa Polacy, bo ostatnio szczaja na murek, a puszki po piwie Tyskim i Zywcu zostawiaja najchetniej na murku)
Smiecie wyrzucamy w duzych ekologicznych workach z rozpuszczalnego plastiku, starannie zawiazanych. I wszyscy tego pilnuja – zeby zawiazywac smiecie. .
Zdjecie zrobie dopiero jak sie bateria naladuje.
Heleno, myślałam o zadaszeniu domku pokryciem z otwieranymi klapami. Rozumiem, że lisy włażą od góry.
Przy małej klawiaturze zahaczałam dłuższym oaznokciem o sąsiedni klawisz i tak mnożyły się literówki. Obcięłam paznokcie i mam szkopuł – jak piszą osoby z naklejonymi tipsami? I jak lepią pierogi? Wie ktoś może?
Szczerze zaciekawiona Pyra
E tam Pyro- Rybo 😆 takie czasy i estetyka. Nawet instrumentariuszki ( b. sprawne! ) miewaja tipsy.
Mam buraczny kremowy chłodnik. Małosolne. Szabelek. I mnóstwo piwa. Myślicie, że nie poradzę ( sobie albo temuż) ?
A co to jest szabelek?
Szabelek , moja Haneczko, to jest fasolka szparagowa (kształt szabli}{Tak się w Pyrlandii zawsze mówiło.
Ja szczerze podziwiam osoby, które potrafią pracować z długimi pazurkami. Ja nie umiem. Gapa taka.
No to jest jedna z rzeczy, które haneczki lubią najbardziej! Będzie w poniedziałek.
Pyro, widziałaś moje łapy. Wyobrażasz sobie mnie z tipsami 😯 Toż one nawet do rycia w ogródku niezdatne, a wczoraj ryłam.
No a z tym „szabelkiem” to był niezły numer. Moja przyjaciółka została zaproszona na obiad. Miał byc szabelek, zapowiedziany ( to ważne w tym kontekście ) jako coś nadzwyczajnego… I jakże była zdumiona gdy dostała fasolkę szparagową z wody okraszoną bułką z masłem 😉 Poza tym nie zdawała sobie sprawy, że zapraszająca ją dziewczyna kompletnie nie potrafi gotować. O szabelku mówiła jak o czymś niezwykłym bo to był ówczesny szczyt jej technicznych umiejętności kucharskich. Dziś jest o niebo lepiej!
Heleno – z tego co piszesz, to jakis skomplikowany zabieg wyrzucenie smieci. Rozumiem, ze jest to czesciowo zamkniete, czesciowo otwarte pomieszczenie. Czy miejscowy council nie pomoglby zrobic calkowicie zamknietego? Takiego do ktorego jedynie mieszkancy mieliby wstep? Rozwiazaloby to problem lisow-chytruskow jak i przycisnietych potrzeba fizjologiczna nieproszonych gosci.
Panie Lulku – geny, geny. Wnusia defitywnie zaistniala.
Informuje uprzejmie nadmorskie Pyrowe towarzystwo, ze pierogi beda u nas jutro. No, moze nie 150, ale zawsze. Za to jakie – z jagodami, scislej borowkami amerykanskimi jakie nazbieralismy na farmie lat temu 2. Wyciagam ostatnie pudeleczko z zamrazalnika.
Ponoc jak ostatnie to najsmaczniejsze. Zobaczymy.
Milej niedzieli zycze Moi Mili
Echidna
Z początkującymi kucharzami i kucharkami są rzeczywiście cyrki. Moja przyjaciiółka kiedy wyszła za mąż za młodego dyrygenta chóru operowego (onaż sama tancerka niezła) przyjechała do Pyry przez całe miasto tramwajem (samochód zdobyli z 10 lat później) aby zapytać jak gotuję jajka na miękko, bo Mietek lubi, a ona gotuje i gotuje i wstyd powiedzieć – twarde. Mietek szybko został Dyrektorem Opery, a jego żona przykładowym postrachem zespołu. Zespół z dziką raością pozbyt się Dyrektorostwa dopiero w epoce zmian ustrojowych. Niestety – po latach okazało się, że każdy następny Dyrektor i zespół pod jego kierownictwem jest gorszy, niż tamdem mIECIO I tERPSYCHORA Dzisiaj jest to duuuużo gorszy teatr niż za syrekcji M.D.
Dzień dobry z zadeszczonych Alp 🙁
Zacznę od korekty. Nie ma czegoś takiego jak „utopelec”. To ani po polsku ani po czesku 🙄 Są UTOPENCE.
Karp w ogóle, a polski w szczególności, to jedyna ryba, której nie jadam dobrowolnie. Nawet na Wigilię.
Mam gości. Trzy bardzo aktywne osoby. Wczoraj byliśmy z nimi na lodowcach, ale się nie zmęczyli 🙁 Dziś pada, więc zakupy, spacer, widokówki… Myślałam, że będą wybierać, marudzić, ale gdzie tam! Kartki już napisane i wysłane, goście z Osobistym na grzybach, a ja mam chwilę oddechu, zanim zacznę miesić ciasto na pizzę i na niedzielną chałkę. I tak będzie przez 10 dni, bez dostępu do komputra 😯
Jak ci goście tacy aktywni, to może by ich wysłać do Londynu, żeby odpędzali lisy od śmietników, a samej myk, myk… do komputra!? 😀
Fajnie – Czekamy na Arka. Młodsza lepi pierogi, Ryba poleciała do kościoła w akcji ratunkowej, bo się okazało, że sąsiedzi nie mają rodziców chrzestnych, a jutro chrzcą potomka. Sprawa jest o tyle poważna, że jest to „małżeństwo niesakramentalne” i z wyborem chrzestnych proboszcz kaprysi. Ja to bym oznajmiła „Jak X nie zależy, to i mnie nie”. Sasiedzi mają poważne zmartwienie. Popaduje, zanosi się na burzę, piesek szczeka, (razem z Radkiem mamy zamknięty dostęp do kuchni). Chyba sobie coś wypiję na uspokojenie
Bobiku,
pomysł przedni, ale niewykonalny, oni chcą gór i to gór wysokich 🙄
Pochwalę się może, co przywieźli:
3 kg krówek, wielki kindziuk (1,5kg), pęto kiełbasy lisieckiej, co to Brzucho i TV chwaliła, szynki od tego samego producenta, kabanosów, wódki Dębowej, Żytniej i Wyborowej, piwa tyskiego i żywieckiego, pomidorów malinowych z własnego ogrodu, chleba razowego i litewskiego, kompotów wiśniowych i czereśniowych, soli kamiennej i iwonickiej…
Więc będę z nimi po tych górach latać, aż padną, oni albo ja.
Pyro, przeczytałem właśnie o dinozaurowych kościach w ogródku. To na pewno jakiś Bardzo Wielki Pies zakopał sobie na czarną godzinę. Lepiej mu nie ruszać, bo a nuż po nie wróci. Ja bym w każdym razie wrócił. 🙂
Tak to się mówi: wypić na uspokojenie, gdy najdzie zwykła na picie ochota 😆 Zaraz otworzę piwo. Miałam na nie ochotę przez caaaaały tydzień…
Sasiedzi mają kłopot, to biedna Pyra musi się napić na uspokojenie 😉
Ja też mam ochotę na piwo, chociaż nie ma jeszcze południa, ale nie mam piwa 🙁
Upał i sauna dzisiaj. Nie wiem, co robić, na grzyby (powinny byc po ulewach!) czy na maliny. Swoich mam mało. Na obiad chyba będzie sałata mieszana, bo zdaje się, że mamy dzień „niejedzony” z powodu upału. Są ziemniaki w mundurkach z wczoraj – do podsmażenia z czosnkiem i przyprawami. Nie ma piwa 😯
O, Bobik wrewszcie dotarl na blogi! Witamy dzielnego Psa.
Powracajac do architektury moich smietnikow. Nie, nie ejst to skomplikowane, a wrexcz bardzo wygodne. Kompletne zamkniecie go spowoduje, ze bedzie bardzo trudno wrzucac smiecie, bo te pojemniki sa bardzo wysokie.
Council nic nie zrobi, bo kamenica jest nasza, prywatna, a nie kwaterunkowa .Wiec musielibysmy zdobywac i oplacac architekta, zdobyc pozwolenia budowlane w councilu, rozwalac istniejaca strukture i budowac nowa, na co nikt z wlascicieli nie pojdzie ze wzgledu na spore koszty.
Dochodze do wniosku, ze musimy zacisnac zeby i sprztac po tych lobuzach – tych co rozrzucaja smiecie i tych c co wypili za duzo piwa Tyskiego.
Bobik nie mógł nie przylecieć, jak usłyszał rzewne westchnienie Alicji. 🙂
Alicjo, rozumiem Twój ból. Dla złagodzenia go możesz sobie recytowć odę do piwa. Byle nie Tyskiego! 😀
O, ty, co cię nie mam pod ręką,
chociaż mi ozór przysycha!
O, ty, coś tak straszną jest męką,
kiedy do ciebie się wzdycha!
O, z pianą, ty, albo bez piany,
byle z lodówki czeluści!
W dzień taki, jak sauna rozgrzany,
ochota na ciebie nie puści,
więc by nie zdjęło szaleństwo
rozpalonego czerepu,
decyzję podjąć trza męską
i wysłać Jerza do sklepu! 😆
Pierogi w garnku, Ryba „pudruje” murzynka przy ogrodowym stole, a wiatr rozwiewa cukier – puder po ogrodzie. Od strony ulicy za płotem, z parterowego okna dobiega monotonny protest-song mieszkającej tam starszej kobiety. Mówi non stop, przywołuje Wałęsę, stan wojenny, Hitlera, rodzinę za granicą i wszystkie niesprawiedliwości, jakie ja od Synowej i ludzi spotkały. Opowiada, że na szczęście Synową wyrzuciła. Nie milknie ani na chwilę, ludzie od niej uciekają mimo, że przywołuje ich na rozmowę. Silny zaśpiew kresowy. Dobrze, że w naszym ogródku jej nie słychać, bo bym chyba w histerie popadła już drugiego dnia.
Aleksandr Sergiejewicz Bobik jest znowu w formie! Tak pisac!
Mam wszelke wygody. D produkuje sałatkę do piwa. W użyciu w ramach eksperymentu takżę marynowane limonki.
Za oknem znajomy pijacki zaśpiew ” ty stara k…”, skutecznie antyalkoholowy, nie można nadużywać takie przykłady mając. To bardzo ciekawe. Stanowczo najgorszym, sądząc po intonacji i zawartości emocjonajnej, przezwiskiem wśród żulerki jest ” ty alkoholiku jeden”. To taki kaliber, że najcięższe wyzwiska odpadają. I nie liczą się zupełnie!
Słyszę mieszanie w misie. Idę jeść…
Jestem po całym, uczciwie przepracowanym w upale dniu. W szczycie termometr na słońcu zanotował 43 stopnie. Wyrywałem, kosiłem, obcinałem, podlewałem. Cztery czynności, prawie jak na taśmie produkcyjnej. Naodkładało się, naprzekładało, dzisiaj już był mus!
Bo jeśli nie dzisiaj to kiedy?
Nie ogarnąłem jeszcze całości ale i tak Niebiosa doceniły to co zrobiłem, zagrzmiało i popadało dopiero jak skończyłem.
Zjadłem słuszną porcję kluchów z rozpaćkanymi jagodami, śmietaną i cukrem. Takie „prawie pierogi” z jagodami, tylko roboty mniej.
Powiecie że nie jest to najbardziej doskonałe jedzenie, że jest lepsze?
Jest, ale po pierwsze ja tak lubię, a po drugie na dzisiejszą pogodę było to idealne. Teraz piję kolejne piwo, nie napiszę które bo zaraz rozlegną się głosy : tyle godzin w słoncu i tylko X piw???
A skoro o piwie, to radzę Helenie aby skontaktowała się z warszawską kręgielnią Hulakula. Podawane tam piwo nie wywołuje u pijącego konieczności szczania, jak to ładnie Heleno określiłaś. Kible w tej kręgielni są jak najbardziej, ale piwo nie prowokuje konieczności ich odwiedzin.
Jakaś specjalna widać marka, sprowadzić więc ją do Londynu!
Problem szczania będzie rozwiązany.
Z lisami tak łatwo nie pójdzie.
Ostatnio, niewiedzieć czemu coraz częściej przypomina mi się śpiwający Boguś Linda. Co ty wiesz o śpiewaniu, chciałoby się spytać – ale ten akurat kawałek mam Bogusiowi zapisany w zasługach.
Pasuje mi, czytając, nucę sobie ….już nie będzie takiego blogu….
Jeden okoń zmiany nie czyni.
http://www.wrzuta.pl/audio/bis8wdfCZw/04-swietliki_i_linda-filandia-bfpmp3
Nostalgia ogarnia słuchając.
Kolorowych snów!
Bobiku,
toteż właśnie tak zrobiłam, wysłałam umyślnego, zająwszy się, o czym wspominam u Doroty z sąsiedztwa 🙂
Tyskie było (wydaje mi się, że te nasze importowane są deczko lepsze, niz te w Polsce Zywce, Tyskie i inne Warki, ale moze to nostalgia przemawia), kupił holstena niemieckiego, też dobre 🙂
I chyba nawet się trochę opaliłam, bo siedziałam na słońcu przez godzine z groszem.
Jeśli Boguś się Blogpaństwu spodobał, proszę jeszcze raz, tym razem wersja na zabicie wszelkiej maści nostalgii.
http://wybory2007.wp.pl/wid,9259016,wiadomoscflv.html?ticaid=163be
Za oknem prawie jak u Bogusia L……nad horyzontem błyska się i słychać szczęk żelaza….. to grzmoty! Znak jakiś od Niebios??
Nigdy nie będzie…takiego lata…..musztardy…coca coli…jajcarskich wpisów….iskier na łączach…
A co? Nie mogę jak Stanisław, sam ze sobą?
Stanisławie!!
W Ważnym Urzędzie to się pracuje, nie bloguje.
Jeśli masz w pracy tyle wolnego czasu, zastanów się czy jesteś tam potrzebny?
….nigdy nie będzie…..już nigdy….
Rozkleiłem się.
Dla dobra wspólnego odalam się.
Dobranoc, o znowu się błyska!
M0że Stanisław w Ważnym Urzędzie czeka na Ważnych Klientów?
A tacy z rzadka fatygują się do urzędów… 🙂
No, więc były wczoraj z Arkadiusem misiaczki, całuski i pogaduszki. Ryba dostała w prezencie córkę dekoracyjnego suculenta, ukradzionego niegdyś na Malcie i butelczynę hiszpańskiego trunku czerwonego. Arkadius to znany nam prowokator , ale buty Arkadiusa, to poemat. Pyra zakochała się w białych butach Arkadiusa ! {tu mordka) Ryba z Matrosem będą rodzicami chrzestnymi maleństwa sąsiadów, z tym, że Ryba w realu, a Matros „per procura” Inny Pan potrzyma dziecię przy laniu wodą, a inny będzie zapisany w księgach. Zdaniem proboszcza ten, który będzie trzymał nie ma kwalifikacji moralno – religijnych na ojca chrzestnego. Psiakrew – Corleone miał?
Jak z powyższego wynika, pod adres Ryby nadal podhaczona jest Pyra
Przekazuję pytanie od Ryby autentycznej : co zrobić, żeby pierogi po ugotowaniu sie nie sklejały? Ona dolała do wody oliwy, a gotowe pierogi natychmiast wymieszała z tłuszczem ale i tak się sklejały. Córeczka moja jest pełna pretensji i goryczy [- czemuż, ach, czemuż jej pierogi się sklejają, a innych nie? Pyra temat lekceważy i mówi, że jak dla niej, to mogą się sklejać.
🙂 się uśmiałem, Madame. Tzn, że ten pyrlandzki Don Vito groszem nie śmierdzi (kwalifikacje religijne) i nie dorzuci nic extra za moralność. Rybi „zamorszczyk” to pewnie dullarów, paciorków, wiązki skórek sobolowych i rulon perkaliku by dorodziejowi podarował. Jak tam ten arkadius? Przeklina? 😉
czy ktoś tam hen od strony Londona albo i na kontynencie zna i chce mję coś powiedzieć o
http://www.amazon.co.uk/Eat-Britain-Great-British-Tastes/dp/1905548397
kupiłem se książeczkę, bo mję w przedmowie sprowokował, anglijczyk – zasraniec butny, a teraz się zakochałem. Na stare lata…
Wy sobie spicie a tu Pyra z Arkadiusem kropnela sobie misiaczka i zakochala sie w jego butach. Rozumiem co oznacza malzenstwo „per procura”. Nawet dzisiaj tak bywa. Znam przypadek, kiedy jeden pan wykonal to „per procura”, tyle, ze nie oddal zaslubionej. Najgorsze, albo najlepsze to fakt, ze papierowy malzonek rozmyslil sie i tak zostalo. Pozostal przy placeniu alimentów.
Mój przyjaciel, kucharz z oryginalnego zawodu, zostal z drugiego zawodu informatykiem i awansowal w nowym zawodzie. Dobrze mieszal informacjami. Do konca swojej zawodowej kariery nie nauczyl sie drugiego zawodu, informatyki, poza podstawowymi slowami. Mial jednak niesamowity talent dobierania sobie wspólpracowników. Wybieral tylko najlepszych. Rodzynki w zawodzie. Na wszelki wypadek byl malomówny a ludzie pracowali jak mrówy nie mieszajac szefa do roboty. Jesli ktos zwracal sie z jakims problemem, dotyczylo poczatkujacych, zwolywal zebranie najlepszych. Kazal zreferowac problem, wysluchiwal odpowiedzi a potem bezblednie wskazywal tego który udzieli pomocy potrzebujacemu. Kiedys na waznym spotkaniu szefów informatyki z calej Europy oznajmil, ze niema problemów nierozwiazalnych tylko trzeba znalezc wlasciwego czlowieka. Odszedl w wielkiej chwale na emerytura, kupil dom w Karyntii a teraz prowadzi kursy gotowania dla gosci wielogwiazdkowych hoteli. Pod jego nadzorem bryluja na kursach najlepsi miejscowi kucharze. Jego zadaniem jest oglaszanie przerw i zapraszanie uczestników do baru dla rozszerzenia szarych komórek celem pózniejszego przyswojenia nastepnej porcji wiedzy.
Wczoraj bylem z przyjaciólmi w nowo odremontowanym Heurigerze. Jakos tak przy okazji wygadalem sie, ze niedlugo przyjezdza Marek. Oczywiscie nieco dokomplementowalem. Piekna panienka, w ludowym stroju która nas obslugiwala, nagle wypalila pytanie. Czy ten z rura. Oczywiscie odpowiedzialem i z zapasowymi obiektywami. Skad ona to wiedziala trudno zgadnac.
Ot slawa rozchodzi sie w sposób blyskawiczny. A potem o tym niesie juz sama wiesc gminna
Pan Lulek
bo jak odcedzi, to siedzą razem b. gorące i mokre. No i ten krochmal się dalej wydziela i choćby dolała dwa razy tyle oleju, to i tak będą się sklejać. Ja mam własnego patenta. Po odcedzeniu polewam tym oliwem, a jak zaczynają stygnąć to przemieszam delikatnie i jeszcze dodam. One mają ostydz i najlepiej toby do zimnej wody zaraz po ugotowaniu, ale komu chce się bawić. nalanie do gotujących się pomaga. Tylko nie pamiętam komu 😉
No tak! Jak ja złapałem się za komputer, to wszyscy z lampionami na roraty!
Zgadza się Iżyku tyle, że to nie w praktycznej Pyrlandii, a na wyspie Uznam. Wc świnoujściu króluje religijność rodem z Podola i w ogóle kresów . Dopiero tutaj się z tym zetknęłam, Uszeregowane jest to tak : 1/ kościół parafialny i proboszcz, 1/ Najświętsza Panienka, 3/ Pan Bóg (ewentualnie) Wobiazgi wchodzić nie myślę, bo ludzie dobrzy z kościami ale co mi ciarki chodzą po plecach, to moje. A talibowie w Iranie, a ortodoksi w Jerusalem, a nasi tu. Czas nie płynie jednakowo na planecie – jest w Kabulu wiek XVI, jest w Zimbabwe XII jest w Tokio XXII i co? Ano nic.
Pyro, mnie zżera ciekawość, co też – dokładnie! – jadł Arcadius. W żadne tam zwykłe pierogi z kaszą nie wierzę. Na cześć Gościa na pewno były z dodatkiem mielonych zaskrońców albo skwarków ze stonogi. No, proszę, powiedz, jak było naprawdę? 😆
Pyro, gdyby tak porządnie psim pazurkiem poskrobać, to spod tego XXII wieku w Tokio też różne dziwne rzeczy by wylazły. A który wiek mamy w Hameryce? A w Bawarii? A, dajmy na to, w Normandii?
Jakoś dziwnie jestem przekonany, że gdyby ożywić Neandertalczyka, to nie miałby najmniejszych trudności z opanowaniem obsługi komórki albo laptopa. Może by je nawet usprawnił. 😀 Ale i tak za najlepszy sposób dyskusji i rozwiązywania sporów uznawałby pewnie maczugę. 🙁
Bob. No co ty? a gdzie tu oryginalność? arkady, jeśli już z tych mielonych, to tatara, a stonogi to tylko żywe. Taka stonoda to samuch udek ma ze 200!
Mem, sory 🙂 ale sie mnie przyponiało, jak zapytałem na kogo te pejczyki, a imć arkady natychmiast z tą odpowiedzią… 🙂
Jak boby dydy – Arkadius jadł pierogi z kaszą gryczaną, topionym boczkiem wędzonym, suszonymi grzybami zieloną pietruszka. Były jadalne , niestylowo popijane najpierw różowym, potem białym winem, na deser murzynek ze świeżo smażoną konfiturą wiśniową. Żadnych przystawek, sałatek i dodatków (pierogi są pracochłonne, a Ryba w kuchni była solo) Nic więcej nie było. Pierogów było dużo. O.
Iżyku, oryginalność byłaby właśnie w tym, że raz wreszcie ze stonóg nie sushi, nie ossobuco, tylko zwykłe, staropolskie skwary. No, ale Pyra i tak się nie chce przyznać, co serwowano i oczy nam tu mydli. Pewnie nawet kości z tych stonóg wyrzuciła, żeby nie było śladów i ja nic nie dostanę. 🙁
Rany Boskie! Ten prowokacyjnego dziwaka strugający oryginał 😉 murzynka pożarł, co w afryce miszkał ten nasz koleżkał, ale go rybi matros przywiózł na pożarcie. A negropierogów narobiła ta niby dobrotliwa Pyra!
Bob. Ty poczekaj. Ja znajdę ino,jaki ten Arkadius tak naprawdę jest.
Ej, Chłopaki, gdyby mnie płeć żeńska zapytała „Jaki ten Arcadius jest?” to bym i odpowiedziała. Męskiego punktu odniesienia nie mam. Najkrócej – nie taki, jak Lulek, nie taki, jak Misio – całkiem Arcadiusowy.
Oj nie taki on lulianowy misio. Pierwszy raz mnie ujął jak wrócił z lodowiska i nie mógł opowiadać, bo we łbie się mu kręciło. Drugiego dnia wyznał, że nie od piruetów, ino od piwa.
Bob. Jest styczeń b.r. czyli czasy… no, Bob, ty wtedy gubiłeś mleczaki, gdy u torlina Arkadius pisze tak, i tu wyimek:
„A co lubię? Wspaniale bawię się natomiast puszczając wodze fantazji, nawet w przypadku, kiedy nic nie wiem albo niewiele. To piękne, popatrzeć na kogoś, kto patrzy na mnie jak na idiotę.” Od tego momentu zacząłem inaczej patrzeć na niego, jego zdjątka i podzdjątkowe komentarze. Widziałeś „zmywarkę arkadiusa”? Pyra – kto mył talerze ?!
Mam dziś dobry homor – landlords raczyli dziś wylecieć na 10 całych dni do Warszawy! Kierownictwo z córką se gada. Musiały jedna wo walii druga za bałtyk żeby ceny jogurtów skonsultować. W chlebie walia – szwecja 1:0.
I Wam też się niech dobrze dzieje.
Bry!
Pytanie powinno być całkiem inaksze, Bob. Co serwuje Arkadius? Odpowiem, bo jadłam. Otóż krokodyla. Mogę udowodnić.
Po czesku – RYBA W KAPUŚCIE
– 2 pstrągi
– 4 duże liście młodej kapusty lub kapusty włoskiej
– 2 ząbki czosnku
– 2 listki laurowe
– 4 gałązki koperku
– 2 x po 3 dag masła
– sól
– pieprz
Sprawione, opłukane i osuszone pstrągi posól i popieprz. W każdą rybę włóż 1 listek laurowy, 2 gałązki koperku, zgnieciony ząbek czosnku i po porcji masła. Liście kapusty sparz i osącz. Każdą rybę zawiń w 2 liście kapusty i ułóż w brytfannie. Piecz 40 minut w temp. 180-200°C.
Tereso,
ten przepis dobry na grilla, takiego zamykanego. Robiłam kiedys cos bardzo podobnego.
No tak, Alicjo. Stary prowokator. Wszyscy by się po Arcadiusie spodziewali, że nibynóżki w galarecie poda, albo kamizelkę ratunkową á l’orange, a on tymczasem banalnie, po mieszczańsku – krokodyla! Znowu nas zrobił w konia! 😀
Iżyku, nie mogę oczywiście znać wpisów Arcadiusa z czasów swojego ząbkowania, ale dokładnie w tym kierunku szły moje podejrzenia. 🙂 Ale wiesz przecież, jakie są szczeniaki – uważają, że wszystko służy do zabawy. Więc jak ktoś rzuca piłeczkę, to ja za nią gonię! 😀
No i masz, Bobiku.
Ja tam sie nie znam, jak sie czuje piesek zrobiony w konia, ale myslę, ze nieszczególnie 🙂
Niemniej jednak krokodyl Arkadiusowy był smakowity 🙂
Na wstępię witam i dziękuję za ciekawy tekst 😉
Ryba, zeby se pierogi nie sklejaly nalezy robic to co robia Wlosi, zeby sie kluchy nie sklejaly. Po odcedezeniu do miski, nalezy chlupniac z pol szklanki wody w ktorej sie gotowaly. Robie to z pielmieniami. Bowiem sklejanie sie nastepuje wskutek odparowywania wody z pierogow. A oozniej , na talerzu mozna juz dodawac omaste (nigdy w zyciu jeszcze tego slowa nie uzylam, wiec to pierwszy raz)
No i nie dajecie Arkowi spokoju, a on jest naprawdę fajny – taki, rzekłabym – starannie zakomponowany. Co tam jednak wymagać od myśliwca w Walii albo szczeniaka nad Renem. Męska zawiść, ot, co.
Myślę, że rada Heleny jest bardzo dobra. W tym tygodniu są w planie pierogi z jagodami i z grzybami. Wypróbuję więc.
Jest Apel dp parlamentu o zrownanie szans kobiet na (polskim) rynku pracy. Ja go tez podpisalam, moze ktos jeszcze zechce:
http://wyborcza.pl/0,91757.html
Zginął prof. Geremek. Cześć Jego Pamięci.
Heleno, sorry, mam z podpisaniem pewien problem. Projekt przewiduje wykorzystanie NIEWIELKIEJ części urlopu wychowawczego przez ojca. Dlaczego właściwie niewielkiej części? Dlaczego rodzice nie mogą umówić się, że dzieckiem w wielkiej, większej albo i największej części będzie zajmował się ojciec? Ustawa w takiej postaci wydaje mi się nadal dyskryminacyjna, bo podkreśla, że od garów i bachorów to jednak podstawowo baba, a chłop może przez tydzień czy miesiąc potiutiać z dzieciaczkiem, żeby „nawiązać z nim kontakt emocjonalny”, ale nikt nie będzie przecież od niego wymagał, żeby to on robił przerwę w karierze i przez kilka lat przecierał zupki. Do bani. To nie jest równouprawnienie, tylko udawanie. I w jaki sposób ma to zwiększyć szanse kobiet na rynku pracy? Poprzez to, że przez niewielką część urlopu macierzyńskiego kobiety będą mogły poopowiadać pracodawcy, że wkrótce z powrotem idą na macierzyński?
Można niby argumentować, że lepsze to niż nic i że się w ten sposób otworzy jakąś furtkę, ale mnie się wydaje, że wręcz przeciwnie. Bo jak przejdzie taka ustawa, to potem próby jej zmiany będą napotykać na opór typu: w głowie się tym kobietom przewraca, same nie wiedzą, czego chcą, dopiero miały ustawę i już żądają nowej, a w ogóle dać palec, to pożrą całą rękę i przewrócą cały tak ślicznie funkcjonujący porządek społeczny.
W kilku krajach UE znane są rozwiązania dające rodzinie rzeczywistą szansę wyboru, kto bierze urlop, czy też jak rodzice się nim dzielą, zamiast becikowego tworzy się w miejsach pracy pokoje do karmienia i przewijania i zakłada żłobki przy uczelniach, żeby studentki nie musiały wybierać: rodzina czy perspektywy zawodowe. O takie rozwiązania trzeba się upominać, a nie o tworzenie pozorów. Jak będzie taki apel, to bardzo chętnie podpiszę. Tym chętniej, że widzę wokół siebie, że te rozwiązania rzeczywiście coraz lepiej funkcjonują w Niemczech, które jeszcze do niedawna były krajem chyba znacznie bardziej patriarchalnym niż Polska.
Pyro, gdzie Ty widzisz męską zawiść wobec Arkadiusa? Iżyk podziwia jego fantazję, ja opowiadam, jak się z nim fajnie bawi piłeczką, a Ty tu o zawiści? Chłopcy lubią się czasem poboksować, ale wcale nie musi to być objaw wrogości. 🙂
Teraz przeczytałem o profesorze Geremku. Bardzo smutna wiadomość.
Też jestem przygnębiona wiadomością o śmierci Bronisława Geremka.
A teraz, jak zwykle w takich chwilach, rozpęta się polskie piekiełko.
Oczywiście wolałabym się pomylić.
Zmarl Bronislaw Gieremek. Byl u nas znana postacia. Mówilo sie o nim i cytowalo jego poglady. Tak jak bylego ambasadora Bartoszewicza z ciezka przeszloscia ale bardzo zyczliwego ludziom.
Mialem ochote pisac dzisiaj o kwiatach, balach w intencji pomocy dla dzieci i rzezbiarzu Hrdliczka z którym kiedys raz jeden zetknal mnie los ale w niezapomniany sposób.
Dobrego kolejnego tygodnia zycze Wam
Pan Lulek
Kaczyński po raz pierwszy zachował się jak trzeba (w Paryżu). Bałam się, że będzie gorzej.
Szkoda Geremka 🙁
Alicjo – Kaczyńskiwmu ulżyło. Nie ma Geremka, nikt o takim wielkim nazwisku nie zorganizuje w przyszłości buntu anty lustracyjnego
Profesor Geremek zginął! Brak słów.
Skończyłam dziś czytać „Jesteśmy” Teresy Torańskiej. Wszystkim serdecznie polecam.
Robi się coraz puściej.
Między książkami leżącymi koło łóżka, które czytuję sobie przed zaśnięciem mam od kilku tygodni „Strach w kulturze Zachodu” Jeana Delumeau. Rzecz jest bardzo ciekawa, atrakcyjnie napisana i dobrze udokumentowana. Wydano ją we Francji w 1978 roku a przetłumaczono na polski na początku lat 80-tych. Książka zajmuje się historią Europy a głównie jej masowymi lękami, psychozami społecznymi. Jedynym cytowanym w tekście i przypisach autorem polskim jest Bronisław Geremek. Gdy dotarłem do jego cytatów pomyślałem, że to krzepiące jest iż ktoś stąd wykroczył kiedyś poza siermiężny wymiar naszego grajdoła. Niestety, tak do końca uciec z tego wymiaru nie można. Końcem tej ucieczki może być choćby zalana deszczem, stara i wąska droga do Świecka.
Zainteresowanym wywiad z Teresą Torańską – http://www.toranska.pl/o_autorce.php .
Haneczko,
nieprawda. Przemijamy, po nas przychodzą następni. Tak było, jest i – daj Boziu – będzie, o ile sami nie wysadzimy się w Kosmos, jako ludzkość.
Czy to było obłudne zachowanie L.K. czy nie – nie wiem, dobrze, że się zachował, mogło być gorzej.
Ja juz usłyszałam teorię spiskową. Ze ten wypadek został „zmontowany” na zamówienie polityczne. Czy naprawdę we wszystkim trzeba dopatrywać się drugiego dna?
Wojtku z Przytoka, wydana przez PAX 1986. Znakomita.
O, Boze, jak smutno. Jestem wstrasnieta wiadomoscia.
Bobik, masz absolutna racje. Ale ja Polski nie trakruje jako doroslej demokracji parlamentarnej i pewnie takiej nie dozyje. Wiec kazdy maly, maciupenki kroczek napawa mnie optymizmem. Byc moze bedzie tak jak mowisz, a nawet jest spore prawdopodobienstwo, ze bedzie tak jak mowisz. Ale ja takie inicjatywy traktuje jako otwieanie malej szpareczki na szersze horyzonty.Polska jest u mnie, sorry, na specjalnych papierach, jak lekko uposledzone dziecko. Nawet machnelam reka na infantylny jezyk debaty publicznej w tej sprawie:”tacierzynski”. k.j.mac. Swoja droga jest to ciekawy fenomen: z jednej strony skrajne schamienie jezyka publicznego i niewykropkowane slowo „za…isty” w tytule na lamach GW. a z drugiej – ciuciu-ciuciu taciezynski. Smalczyk babuni, przysmak dziadunia.
Tereso – dziekuje za ciekawy link do Toranskiej. Lubie takie rozmowy i jest tam wiele watkow do „wykorzystania”, chocby w rozmowach z dorastajaca malolatka. Juz zreszta jej urywki poslalam.
Glówne wydanie dziennika telewizyjnego Austrii, ZiB podalo wiadomosc o smierci Bronislawa Gieremka. Poinformowano, ze On byl twórca Solidarnosci i wielkim autorytetem. Wielkie uznanie, sympatia i zal.
Bedzie Go brakowalo
Pan Lulek
WandaTX, miło jest się przydać, dziękuję.
Bobik, Helena,
też się podpisałam, choć uwag mi jak Wam nie brakuje. Jesteśmy zapóźnieni i właściwe po temu (czyli przeciw temu) osoby mało to obchodzi. Gdzie indziej wypatrują konfitur.
Ile to czasu minęło od „obywatelskiego nieposłuszeństwa” B.Geremka, 1,5 roku? Ile g..a na Niego wylano. Kubłami. Prawicowi politycy i dziennikarze krzyczeli o świętych kriwach co to stoją ponad prawem. Dzisiaj zgodny chór zachwytów. Dobrze być w Polsce martwym bohaterem
Heleno, na miejscu polskich kobiet poszedłbym na całość. Męski pierożek babuni, przepraszam, urlop wychowawczy, obojętne jakiej długości, i tak zatrzęsie posadami, więc co się obcyndalać i dopraszać resztek ze stołu? Ja jak mam ochotę na resztki, to ściągam z całym obrusem!
Mam dwóch kumpli-rottweilerów, którzy też są feministami. Może po prostu myśmy powinni we trójkę pójść i przemówić do łydek parlamentarzystów?
Moze jak Jaroslaw Kaczynski zejdzie z mownicy na Jasnej Gorze, gdzie wlasnie wystapil na wiecu politycznym w kosciele, to moze sobie przypomni, ze wypadaloby zlozyc chocby malutki holdzik Geremkowi .Ucieszyloby mnie to na okolocznosc polskiej demokracji zancznie bardziej niz wszystkie holdy, ktore plyna ze stolic europejskich. Tak sie robi.
Pyro, jak się tak przyjrzeć ludzkiej (nie tylko polskiej) historii, to niemal można dojść do wniosku, że wstydzić powinni się ci, na których żadnego kubła nie wylano. Bo w najlepszym przypadku świadczy to o tym, że po prostu niczego nie robili i dzięki temu nikomu nie zdołali się narazić. Bardzo to smutna prawidłowość i gdyby ludziom udało się z niej zrezygnować, to nam, psom, wiele łatwiej byłoby się z nimi przyjaźnić. 🙁
Drażni mnie protekcjonalne traktowanie Polski i poklepywanie po ramieniu w stylu – no dobra… może z ciebie kiedyś coś wyrośnie? „Bo u nas na Zachodzie…” – i tak dalej. Cholera, drażni mnie to i już!
Ludzie wszędzie są tacy sami.
Musisz zatem zacisnac zeby i trwac w swoim rozdraznieniu 🙂 🙂 🙂 .
A będę, a będę 🙂
Tylko te zęby … 🙁 No nic, nie będę zgrzytać!
Ale serio, naprawdę łatwo nam mówić…Ja tam myślę, ze Polacy nie durni, dadzą sobie radę, jest takie powiedzenie „jak się nie potłuczesz, to sie nie nauczysz”. Właśnie się potłukli o braci K.
Alicjo, ale ja się właśnie upomniałem o to, żeby Polki nie uważały się za coś gorszego i nie dawały zbyć byle ochłapem, tylko głośno krzyczały, że to, co mają kobiety na Zachodzie, im też się należy jak… no, już nie dodam „jak psu kość”, bo wyjdzie na to, że ja tu załatwiam jakieś swoje interesiki. 🙂
Bobik,
no przecież wiemy, że Ty za kością 😉
Ja tylko kure.skie pierwsi dzisiaj na kotlety, kościów nie było, czekamy na surfera, wiatr mu w żagle akuratnie dmucha, ale obiad jest.
Mnie sie wydaje, ze kobiety w Polsce, zwłaszcza młodsza generacja, zdaja sobie sprawę, że bynajmniej nie są druga kategorią. Maja dostęp do wszystkiego, teraz tylko brać w łapy swój los 🙂
Problem jednak takze i w tym, ze oprocz „mlodszego pokolenia” istnieje jeszcze pare innych pokolen. I wiele z nich nie moze brac w lapy.
Cytat z R. Kozaka na moje pytanie: No, owszem ona przyslala mi swoje c.v, ale, na Boga! ona ma 41 lat!
Mowa o wielokrotnie nagrodzonej dziennikarce radiowej.
No i co będziesz z tym robić, Heleno? Walczyć za?
Dalej powtarzam – jak się nie potłuczesz, to się nie nauczysz.
Ale to juz, Aluniu, jak to mowia, zupelnie inny dyskurs.
Tereso,
Twój przepis na pstrągi wygląda przepysznie. Przepisałam i wypróbuję.
Some time ago, I did need to buy a car for my corporation but I did not have enough money and could not order something. Thank goodness my father adviced to try to get the mortgage loans from trustworthy creditors. Therefore, I acted that and used to be happy with my car loan.