Kurki są, robaków nie ma
Ponieważ niemal codziennie bywamy na którymś z bazarów w naszej wiejskiej okolicy, to postanowiłem zdać i z tego sprawozdanie.
Pierwszy punkt dotyczy kurek, które w ostatni poniedziałek pojawiły się w dużej obfitości. Grzebałem w koszykach aż mnie sprzedawczynie pogoniły.
– A czego tak pan grzebie, czego szuka, złota ni ma, tylko piękne kurki.
A ja nie złota szukałem tylko robaków. To po ostatniej blogowej dyskusji o robaczywych kurkach za oceanem. U nas na Kurpiach nic takiego nie ma. Prawdę mówiąc nigdy nie widziałem robaczywego grzyba tego gatunku. I babcia zawsze mi mówiła, że to jedyne nie robaczywiejące grzyby. Potwierdziły to gospodynie na rynku w Pułtusku oraz w Serocku. Bo i tu, i tu wdałem się w robaczywe dyskusje. A przy okazji kupiłem spory koszyczek tych pomarańczowych grzybów, bo są doprawdy przepyszne. W najbliższych dniach będziemy mieli bardzo zacnych gości więc kurki na przekąskę będą w sam raz. Przyrządzę je na francuski sposób czyli z czosnkiem i zieloną pietruszką, na gorącej oliwie smażone zaledwie przez kilka chwil. Kurki bowiem mają to do siebie, że zbyt długie smażenie powoduje twardnienie grzybów i żuje się gumę a nie leśny przysmak.
Z tych samych (gościnnych) powodów kupiliśmy żeberka ze sporego cielęcia. Będą faszerowane i duszone. Nadzienie takie samo jak do kurczaków faszerowanych po polsku czyli z wątróbki, bułki, kopru i rodzynek. Takie żeberka to przysmak. A gdy jest ich zbyt dużo i goście nie dali rady zjeść całości, to na zimno, cienko krojone w plastry są doskonałe na śniadanie w miejsce wędlin.
Drugim głównym daniem będzie baranina w śmietanie, która już leżakuje w owocowym occie obłożona marchewką, laurem, pieprzem, cebulką szalotką i naszpikowana czosnkiem. Po dwóch dobach obracania trafi do pieca, by pod koniec pieczenia skąpać się w śmietanie zmieszanej z odrobiną mąki. Tu jako jarzyna – wspaniałe, dorodne buraczki z pola sąsiadki.
Na przekąskę zimną pójdą liny wyciągnięte z Narwi w poniedziałek. Pięć linów (łącznie 3 kg) przytaskałem z dumą do domu. Jednego zjadł natychmiast Kuba chwaląc smak mięsa a narzekając na nadmierną ilość ości. I to spowodowało, że pozostałe cztery sztuki ulegną zmieleniu zamienią się w liny faszerowane w galarecie. Też pyszne danie.
Upał zadecydował, że będzie oczywiście chłodnik. Ale czy nasz, rodzimy, polski z burakami i śmietaną czy raczej hiszpańskie gazpacho jeszcze nie zdecydowaliśmy.
Na desery ciasto drożdżowe z kruszonką, bo już prawie nikt tego nie robi. A trzeba przypominać co dobrego robiły nasze babcie. Drugi deser oczywiście owocowy. Najprawdopodobniej ostatnie w tym roku truskawki z tartym imbirem i grapą długo leżakujące w lodówce.
Letnia pora powoduje, że wszyscy z przyjemnością sięgają po lodowate rose. Będzie więc Santa Digna – Torresa, Pigmentum Malbec – Georgesa Vigouroxa oraz dla „baraninowców” czerwone Bardolino Classico – Bolla.
No i kto powie, że na Kurpiach źle się żyje?!
Komentarze
Toż to prawie jak *Wielkie żarcie* u Ferreriego
Zmykam do stolicy zachodniopomorskiego.
dobrego dnia czytatym i pisatym
Obejrzałem popołudniowe i wieczorne wpisy. Pyro, propozycja Nirrod jest idealna na tytuł pracy. W slangu urzędników unijnych mogą być inne odpowiedniki, ale w pracy semestralnej nie trzeba się ich trzymać, chyba żeby chodziło o nazwę konkretnych działań, a Europejski Fundusz Społeczny, z którego głównie się to finansuje ma mnóstwo celów („priorytetów”) i aktywizacja zawodowa kobiet, osób starszych, niepełnosprawnych i td. może być badana w różny sposób. Zastrzeżenia Ani do tego tłumaczenia wynikają z braku otrzaskania się z urzędnikami. Chodzi przecież o wzmocnienie pozycji zawodowej jako środka do zajęcia lepszej pozycji na rynku pracy. Trzeba jednak pamiętać, że „proffessional empowerment” jest węższym pojęciem niż „improving proffesional activity”, które obejmuje także działania zmierzające do zatrudnienia osób bez podwyższania ich kwalifikacji. Przyznam się, że w międzyczasie zdołałem już zapomnieć polski oryginał. Sprawdzę to za chwilę. Ale tytuł Nirrod (poprzedzony paroma sugestiami w tym kierunku) jest tak dobry, że zostawiłbym go nawet, jeżeli nie odpowiada polskiemu w 100%
Rzeczywiście znaczenie angielskie jest węższe, ale bym to zostawił.
Wychyliłem się z termoobiegiem. Przecież wiem, że śwoetnie Miłe Panie radza sobie z termoobiegiem. To było tylko pod adresem Ukochanej. Jest świetną kucharką i bez termoobiegu wypieki ma doskonałe.
Heleno, zmartwiłaś mnie. Kiedyś angielscy rzemieślnicy byli bardzo rzetelni, chociaż w moim odczuciu niezbyt tani.
Arcadiusie, przypomniała mi się instutucja, w której spotykali się ludzie sobie zupełnie obcy po to, żeby do siebie zagadywać, napić się piwa i ewentualnie pograć w strzałki. Kobiety były dopuszczane do specjalnych sal tylko (zwanych prywatnymi). Nazywały się te instytucje pubami i już chyba nigdzie w Anglii nie egzystują. Nie mówię o obecnych lokalach zwanych pubami, bo to zupełnie co innego.
Ooo, ominaal mnie konkurs lingwistyczny! ;(. Ale ja i tak dodam moje trzy grisze: zamist „to promote women’s participation ” dalabym „to stimulate…etc”.
Prawie wszyscy jeszcze śpią, więc wykorzystuję okazję. Panie Piotrze, muszę zaprotestować. Ciasto z kruszonką piekę osobiście dwa razy do roku, a zjadamy je przez cały rok, chociaż wielkanocne się właśnie skończyło i trzeba będzie dopiec. Baby też się właśnie skończyły. Widać byliśmy w tym roku zbyt żarłoczni. Codzienne ciasto z kruszonką piecze chrzestny mojej córeczki. Córeczka woli lekki placek od wielojajecznego z jajami ubitymi na parze, więc jest tym lekkim plackiem obdarowywana i wozi go do Francji. Mistrzynią placka z kruszonką była św. p. Teściowa, która nie mroziła placków tylko często je piekła, zazwyczaj z 3 kilogramów mąki. Ja musiałem wyrabiać o 5 rano przed pójściem do pracy. To były czasy.
A robaki w kurkach zdarzyło mie się trafić 2 razy w życiu. Raz w Polsce i raz w Alpach na pograniczu niemioecko-austriackim.
Kto spi ten spi, a kto konczy prace ten konczy prace. Jade do domu. Juz! Za chwile!
Pozdrawiam
Echidna
Uczta królewska się na Kurpiach szykuje i piękny zielonkawy kolor (to zawiść) na oblicze Pyry wrócił. Zawiść zresztą nie jadowita, tylko łakomczuchowa. Nie o cielęcinę ulubioną, placek drożdżowy świeżutki, a nawet nie o niejadane od dziesięcioleci liny (wielkie gratulacje dla wędkarza). Zazdrość dotyczy wyłącznie kurek, tak, jak w przypadku Nemo i Alicji. No, sami powiedzcie – czy ja muszę akurat lubić to, czego nie mam? Ania wczoraj na targowisku widziała kurki ale po 40 złotych za kilogram. Cena astronomiczna, chociaż nie można się dziwić – cały zachód kraju suchy, jak pieprz i żadnych grzybów tu nie uświadczysz. Wszystko przywożone z daleka. Podobnie jak Piotr smażę kurki krótko, zawsze w maśle z cebulką do chwili, kiedy się ich naturalny sos niemal wysmaży, z przypraw sól, pieprz i sporo majeranku (kurki wyjątkowo kochają majeranek). I to wszystko – żadnej śmietany, żadnego jajka czy mąki. Takie najlepiej mi smakują. Oczywiście jest jeszcze całe bogactwo potraw z kurkami, jak np ulubiona przez nas zupa ze świeżych kurek ze śmietaną i do tego młode ziemniaki z masłem i koperkiem, pierogi z kurkami czy cielęcina z farszem kurkowym, albo jajecznica i omlet z tymi grzybkami. A tak po chwili namysłu przestałam jednak zazdrościć. Ta temperatura, a Adamczewscy przy garach. Nie wiem, czy perspektywa wizyty nawet koronowanej głowy skłoniła by mnie do takich kuchennych wysiłków. Chyba nie. W poniedziałek spodziewam się bardzo miłego gościa i najprawdopodobniej gość zostanie potraktowany mielonymi kotletami z surówkami i owocami do podskubywania.Dostanie do wyboru zimną maślankę albo kufel piwa czy wodę mineralną z lodem i cytryną i nic poza tym.
A teraz muszę się pochwalić – nie tyle siebie, co Młodszą. Pojechała wczoraj do miasta i wróciła z zakupami. Zafundowała Pyrze letnią spódnicę i trzy bluzeczki. Podobają mi się , choćby dlatego, że to dar dobrego serca mojej Najmłodszej. Przywiozła też kilogram żółtej fasolki szparagowej, która posłuży dzisiaj za obiad.
Tak, Staszku, kiedys, w czasach Dickensa, byli oni bardzo solidni. Dzis tez sie zdarzaja i wtedy najczesciej pochodza z RPA, albo dawnej Rodezji, dzis pod butem Mugabe.
Ale od czasu do czasu trafia sie angielski z urodzenia rodzynek, a wtedy nosi sie go na rekach, oferuje herbate zanim otworzy skrzynke z narzedziami, przepisuje sie numer jego komorki z kalendarzyka do kalendarzyka, zapisuje sie jego telefon w spadku najblizszym jedynie przyjaciolom, zna sie imiona jego dzieci i psa, zaokragla sie jego honorarium do nastepnej setki, i popada sie w czarna rozpacz, kiedy rzeczony rodzynek postanowi, ze kupi sobie zamek w Szkocji i zostanie lairdem.
Zostal mi jeszcze w kalendarzyku Malcolm-hydraulik, po oplakiwanym odejsciu Micahela Simsona, ktory postanowil przeprowadzic sie do Nowej Zelandii. O Michael, Michael, jak mogles to uczunic?!!! O, Michael, czemus mnie opuscil?
Polski tekst jest lepiej oddany przez „to stimulate” ale zamiast „participation” użyłbym „activity”. Różnica jest cienka. Przy „participation” można odnieść wrażenie, że chodzi o zwiększenie udziału kobiet w rynku, przy „activity” chodzi o aktywizowanie kobiet bez odniesienia do ich procentowego udziału. Celem funduszy europejskich jest aktywizacja w ogóle, a zwiększanie udziału może być jednym z celów cząstkowych. Jest to rozróżnienie w istocie biurokratyczne, bo logicznie wychodzi na to samo. Ale same działania są czynione z uwzględnieniem specyfiki krajowej. Otwieranie żłobków i przedszkoli służy w Polsce do zwiększania udziału kobiet w rynku, w Finlandii może działać odwrotnie, jeżeli dzieckiem opiekował się ojciec.
Z rzemieślnikami jest w takim razie podobnie, jak w Polsce z tym, że w Polsce wysoka norma dotyczyła rzeczywiście czasów bardzo odległych.
Dobrzy, a nawet bardzo dobrzy rzemieslnicy sa jeszcze w Ameryce. Oczywioscie, ze nie sa tani, ale dlaczego dobry rzemieslnik ma byc tani?Nie oczekujemy, ze dobry chirurg plastyczny bedzie tani, albo nauczyciel muzyki albo dobry pilkarz.
A u nas kurki, absolutnie bezrobaczne, po 20 zł za kilogram!
A jak kurki, to oczywiscie z cebulą!
A jak cebula, to… urodziny Wisławy Szymborskiej, i jej wierszyk:
Cebula
Co innego cebula.
Ona nie ma wnętrzności.
Jest sobą na wskroś cebula
do stopnia cebuliczności.
Cebulasta na zewnątrz,
cebulowa do rdzenia,
mogłaby wejrzeć w siebie
cebula bez przerażenia.
W nas obczyzna i dzikość
ledwie skórą przykryta,
inferno w nas interny,
anatomia gwałtowna,
a w cebuli cebula,
nie pokretne jelita.
Ona wielekroć naga,
do głębi itympodobna.
Byt niesprzeczny cebula,
udany cebula twór.
W jedej po prostu druga,
w większej mniejsza zawarta,
a w następnej kolejna,
czyli trzecia i czwarta.
Dośrodkowa fuga.
Echo złożone w chór.
Cebula, to ja rozumiem
najnadobniejszy brzuch świata.
Sam się aureolami
na własną chwałę oplata.
W nas – tłuszcze, nerwy, żyły,
śluzy i sekretności.
I jest nam odmówiony
idiotyzm doskonałaości. (-) W.Sz.
Heleno, tez wersja z bobikiem byla stimulate. Masz racje brzmi zdecydowanie lepiej.
Bobiku Tilburga nie znam. Byla dwa razy na stacji kolejowei i tyle. Ja proponuje siedzibe ZNZB umiescic w Maastricht w Café ‚t Pothuiske.
Wlasnie doczytalam, ze jak sie urzesz przy tym Tilburgu, to tam mozemy obradowac w Café Kandinsky badz tez u aspiranta Kaffee Lambiek.
Prawda, to dobry rzemieslnik kosztuje duzo i wiele mu sie wybacza. I slusznie, bo jak juz wreszcie zrobi, to przynajmniej wiadomo, ze za 2 miesiace nie bedzie po niego znowu trzeba dzwonic.
Drodzy Biesiadnicy, pozwolcie, ze dorzuce swoje trzy grosze na temat tlumaczen jako, ze na kurkach sie nie znam:(.
Uwazam, ze zarowno tlumaczenie Nirrod jak i Manka sa bardzo dobre:). Jesli chodzi o bardziej formalne przetlumaczenie to mozna jeszcze tak:
The utilising of European funds to stimulate the active participation of women in the labour market.
Pozdrawiam.
Dla tych, ktorzy kiedys beda sie wybierac do kraju wiecznej depresji list miejsc, w ktorych mozna ja (te depresje) przyzwoicie zapic http://www.xs4all.nl/~jpjhp/nedbier/abt.html
Participation is active by the very nature of this activity 🙂
Czy Szymborska musi absolutnie wszystko drukowac?
Kochane lingwistki, wszystkie nowe propozycje są do bani. Świetnie oddają znajomość języka angielskiego, ale dla badaczy rynku są herezją. Udział w rynku może być aktywny. Np. aktywny udział odbiorców energii w rynku polega na szukaniu nowych dostawców, na co liberalizacja rynku w Polsce pozwala od teraz. Dotychczas byli uczestnikami rynku , czyli w nim partycypowali, ale nie aktywnie. Do rynku pracy jest kilka analogii, ale nie będę zanudzał. „The utilising..” wchodziłoby w rachubę, gdyby można było z tymi funduszami robić cokolwiek innego. „The using” jest w dokumentach unijnych przyjmowane powszechnie na taką okoliczność i w pracy naukowej powinno się to uszanować. To samo moim zdaniem dotyczy aktywizacji zamiast udziału w rynku, bo to różne pojęcia.
Podobno nie. W wywiadzie udzielonym TVP tuż po odebraniu Nobla, na pytanie dziennikarza: „Dlaczego tak mało pani drukuje?” odpowiedziała: „Bo ja bardzo dużo wyrzucam do kosza”.
Lubię niektóre jej stare wiersze. Jesli chodzi o jej ostatni tomik, wydawca najwyraźniej musiał dorwać się do wspomnianego kosza.
mam prośbę aby każdy napisał ile waży. ? Takie papanie nie może być bezkarne. Uwielbiam jeść. Nie zawsze sie to kończy dobrze. .Teraz lecę pobiegać a potem borówki ze smietaną i cukrem. Poproszę o przepis na placek z borówkami tylko nie drożdżowy i żeby był łatwy..w wykonaniu. pozdrawiam.
Wiecie ja sobie mysle, ze nasz dyskusja o tlumaczeniu pieknie obrazuje dlaczego ja tak lubie tutaj siedziec przy stole.
Pyra wczoraj juz nadala, ze Dziewcze porwalo pierwsze dwie wersje i polecialo do domu. Dalo nam za to temat na dwa dni 😀
Dlaczego tak mnie to cieszy? Sama nie wiem, ale mnie cieszy 🙂
P.S. Juz wolniej wysylac nie moge. Na prawde Lpresie
Helena,
Participation can exist on many levels, ranging from passive to active. We are trying to emphasize a positive. pro-active and engaged involvement by women in the workforce.
Jeszcze do tej nieszczęsnej aktywizacji. Aktywizacja obejmuje zarówno podwyższenie kwalifikacji w celu zdobycia pracy w ogóle jak i w celu aktywnego uczestniczenia w rynku, czyli wybierania pracodawców. A na aktywizację wpływa też poprawa ogólnych warunków – bezpłatne żłobki, przedszkola, rozwój form zatrudnienia umożliwiających pracę w domu (przy komputerze, telefonie). Ostatnio taką formą wykorzystania funduszy jest otwieranie wiejskich miniprzedszkoli w obiektach użyteczności publicznej dysponujących wolnymi pomieszczeniami. Działanie to stymuluje actywizację zawodową kobiet, bo w ogóle umożliwia podjęcie pracy, natomisat nie mieści się w pojęciu stymulowania aktywnego uczestniczenia w rynku pracy, bo nie wyklucza podjęcia każdej pracy, jaka się nawinie.
Witajcie
Dobra, spokojna noc mimo upału. Zespół „bolesnego barku” zwykle budzący mnie kilka razy w ciągu nocy ustąpił- widocznie nastąpiło głębokie zwiotczenie mięśni grzbietowych uciskających kręgi szyjne a za ich pośrednictwem nerw barkowy. Zespołu „dnia drugiego” również nie czuję a to oznacza, że nie przesadziłem z piwem a odczuwalny wieczorem stan lekkiego upojenia był wynikiem upału.
Pozdrawiam serdecznie i dzięki za tolerancję.
My? Tolerancyjni? Nidgdy!!!
Jakies wiesci o Zuzi?
Ależ ucztę przygotowuje Gospodarz! Któż ośmieliłby się powiedzieć, że na Kurpiach źle się żyje?!
No, właśnie – upały, a nikt nie mówi o chłodnikach. U nas zapowiadali straszne burze na popołudnie. Niekoniecznie straszne, ale takie normalne to by się przydały.
Smakowitego dnia życzę. 🙂
Mario, masz zupełną rację, tylko temat pracy jest, jaki jest. Twój tytuł sugeruje zawężenie tematu do działań dających efekty najbardziej pożądane, ale czasami trzeba patrzeć realnie i wydać trochę pieniędzy na efekty nie tak wspaniałe, ale bardzo potrzebne tam, gdzie bez nich kobiety w ogóle nie mogą pracować. A tak jest w niektórych wsiach popegeerowskich, gdzie panowie cały dzień przy piwku pod sklepem, a panie z dziećmi w domu.
Bardzo proszę mnie chwilowo nie aktywizować. Nie wiem, czy bardziej się wytapiam, czy prażę.
Bobiku, poproszę o krótki kurs ziania, to podobno bardzo pomaga.
haneczko – podskocz do nas. Szybko sie ochlodzisz.
http://miasta.gazeta.pl/poznan/1,36001,5418976,Przelom_w_sprawie_autostrady_do_Swiecka_.html
Ja chyba na msze dziekczynna dam jak oni sie dogadaja. Te 105km to jest droga przez meke, czysciec za zycia itp.
Rodziciele ode mnie do Swiecka jechali krocej nic ze Swiecka do Poznania.
Europejski kraj my ass.
Myszowata – i slusznie wyrzuca do kosza. Powinna sobie sprawic wiekszy kosz. Bo ostatnio coraz wiecej chalturzy i Nobel wyraznie sprawil, ze uznala, ze nie warto tych perel rozdawac znajomym tylko trzeba je nosic – do wydawcy. Wiersz o cebuli juz byl raz napisany – koniec lat 60-tych albo poczatek 70-tych. Nie widzialam go od tego czasu, ale zaczynal sie od slow „Pukam do drzwi kamienia…”. A pamietam dlatego, ze wtedy pomyslalam sobie: Watch this space, ona zaczyna powaznie dobrze pisac i wyszla z pensjonarskich dyrdymalow.
Nie jestem krytykiem literackim, daleko mi od tego. Ale potrafie odroznic dobry wiersz od pieprzenia w bambus.
echidno, poczołgam się, dobrze?
Heleno, więcej luzu w stosunku do wybitnych twórców. Czyż nagroda Nobla nie jest dowodem, że można sobie już pochałturzyć, a i tak ciemne ludki to kupią. Cytat trochę nie na miejscu, bo to jednak inny poziom, ale znaczenie prawidłowe. Prawie każdy pisarz ma na sumieniu chałturznie, a teraz jest to właściwie norma. Ileż wydań pośmiertnych utworów poprzednio nieznanych. Czasem więcej niż za życia. Młodzież czyta namiętnie książki autorstwa Murakami. Przeczytałem parę i bardzo mi się spodobały „Na południe od granicy, na zachód od słońca” i „Historia ptaka nakręcacza”. I jescze jedna, której tytułu nie pamiętam. W każdym razie o jednorożcach. Przeczytałem więcej i niektóre to po prostu taśmowe robienie kasy. Przy okazji robienie czytelnikowi wody z mózgu. Jestem mało wrażliwy i nie zawsze odróżnię dobry wiersz od złego. Czasem lubię, gdy dobrze brzmi recytacja (choćby w głowie w czasie czytania), chociaż zawartość treściowa może mniej wybitna. To dobre brzmienie to np. Gałczyński i Majakowski, chociaż i treść nieraz była warta zastanowienia. Najwybitniejsio poeci oczywiście łączą wszystkie zalety. Umiem natomiast odróżnić twórczość od wytwórczości.
Upały chyba sprawiają, że niemal wcale nie mam łączności, więc nie będę pisać, chyba, że zrobi mi się większa „dziurka” w komunikatach „połączenie zostało zresetowane”. Ja tylko aktualnie w jednej sprawie – dzisiaj Jacka. Nie wiem, czy Torlin świętuje dzisiaj, czy nie, ale i tak życzę mu jak najlepiej. Cenię sobie podczytywanie Jego blogu i w ogóle zdrowy rozsądek (towar deficytowy) Sto lat Jackom wszelakim
Właściwie to uprościłem strasznie sprawę w ostatnim komentarzu. To dobre brzmienie jest najważniejsze na scenie. Wiadomo, że Szekspir i td. Ale nasz Fredro brzmi fantastycznie. To właściwie muzyka. Herbert nie pisał chyba na scenę, ale ciągle ze sceny go słychać. Jeszcze jak recytuje Zapasiewicz. Cebula chyba też brzmiałaby nienajgorzej. Może nie tak jak Lis Witalis nie wspominając o Lokomotywie, ale na pewno dobrze.
„Na początku” kilka niewielkich form dramaturgicznych (ale nie jestem pewna czy z myślą o scenie czy eterze) Herbert napisał. Pamiętam „Drugi pokój” i „Jaskinię filozofów”, bo niedawno przypomniała ją radiowa Dwójka.
Krups mi pomógł zrealizować eksperyment, do którego się przymierzałam jak do jeża. Nie są zbadane wyroki niebios…
Otóż mieszankę z żółtek, śmietany, naparu herbaty i trochą cukru zamroziłam w woreczkach do kostek lodu i dziś te kostki zmiksowałam w TM ku satysfakcji swojej i koleżanki, która mnie właśnie odwiedziła. Lody jak marzenie.
Krups przeznaczony zostaje na prezent dla osoby, która nie ma TM i mieć go nie przewiduje…
„Pukam do drzwi kamienienia” to pierwszy wers „Rozmowy z kamieniem”. Trochę za długi by tu wklejać.
Skleroza. Chyba autor określał to jako dramat na głosy i stąd miały raczej formę słuchowisk. Na pewno „Jaskinia filozofów” najwazniejsza. Ale dla mnie najważniejszym dźwiękiem będą słowa Pana Cogito wypowiadane przez Zapasiewicza. Co ciekawe, wpatrując się w aktora na ekranie TV można przestać słuchać w sensie przyswajania słów i tylko przyswajając sam dźwięk i wyraz twarzy aktora czujemy uczestnictwo w czymś ważnym.
Biedni poeci dostają czkawki albo przewracają się w grobie. Ale dywaguję dalej. Drugi pokój moim zdaniem niezbyt się udał. Nie ma tu konfliktu na miarę antycznego dramatu. Jest zwykła codzienność. Chyba Herbert był zbyt szlachetny, żeby uznać określone zachowania za zwyczajne i codzienne. To trochę jak w Niespodziance Rostworowskiego. Miało być nawiązanie do tragedii greckiej, a krwawe jatki w rodzinie czy gwałcenie córek przez ojców i wujów nikogo nie dziwi, choć niektórymi jeszcze wstrząsa. Nie patrzę na świat krzywo. Wiem, że to, o czym piszę, jest marginesem. Ale margines jest zbyt szeroki i właściwie nie robimy nic, żeby go zmniejszyć. Najwyżej czasem ktoś dramat napisze. A propos dramatów: głosami telewidzów za najlepszego dziennikarza TV została uznana pani Jaworowicz. Kto się w mediach obracał, potrafi to ocenić.
haneczko – mozesz jeszcze poplynac.
Wyszlo mi na to, ze polskie robaki mniej pazerne niz kanadyjskie i kurek nie ruszaja. My tego problemu nie mamy – robakowego-kurkozracego znaczy sie – kurek tuka ni ma.
Boziu, Boziu! Pewnie wyrzucicie Pyrę od stołu. Nie znoszę p. Jaworowicz i nie lubię poezji Herberta. Jak mam ochotę na moralitet to czytam zgoła inna literaturę. Jak ja nie lubię ludzi posiadających (od posięścia) prawdy najwyższe i jedyne.
A Elzbieta J. jest dla mnie okropnym babsztylem. Miałam nieprzyjemność oglądać ją w akcji – jak pomiatała ekipą i ludźmi, którzy się przyszli wyżalić (to było w Poznaniu przed siedzibą Banku Rzemiosła, który wtedy upadł z łaski nadzoru bankowego, a nie cudzej nieuczciwości. Kapryśna, pretensjonalna i zamordystyczna. Dobrze, że tylko przechodziłam tamtędy.
Mniej pazerne?! Pan mąż wstał dzisiaj o 5 rano, żeby wypsiukać mszyce. Żywopłot obsiadły i inne krzaczki też (dereni nie ruszają Pyro). Nie można się od nich w tym roku uwolnić. Poprzedni rok był bardzo mokry i porastaliśmy mchem. Teraz jest plaga mszyc i mrówek. Za to od dawna nie widziałam nawet kawałka komara, musi wyschły.
Pyro, ja lubię Herberta. Ty możesz lubić inaczej i nic mi do tego. Jakbyś napisała, że nie lubisz Szekspira, to byłby wstrząs. Ale, co napisałaś o Najlepszej Dziennikarce, to miód dla moich oczu. I Moja bardzo się ucieszy, jak jej wspomnę. Ale ciemny lud to kupuje. Znowu ten sam cytat, a autor ma chyba dzisiaj imieniny.
Haneczko, mamy te mszyce i mrówki i ślimaki, a mchem i tak porastamy.
Haneczko – jeszcze ze dwa takie lata i Ulubiony będzie ganiał skorpiony. A co?
Żyją sobie, małe co prawda, w Toscanii i Prowansji, to myślisz, że im źle będzie w Gnieźnie?
Prawie rok temu jadłem najlepsze życiu kurki – świeżo zebrane, usmażone na patelni; podczas spływu kajakowego Brdą; kiedy padał deszcz i czekaliśmy na lepszą pogodę. Herbert jest rewelacyjny śpiewany przez Gintrowskiego.
Mysialam ja w google wrzucic, bo ta najlepsz dziennikarka nic mi nie mowila. Teraz juz jestem madra.
Pyro nikt by nawet niesmial probowac Ciebie wyrzucic, a nawet jakby smial to szybko by zostal wyprostowany i patrz pkt 1.
To telewizyjne nieszczescie na J. to ma taki sposob mowienia, ze jakbym wziela cegle i pogonila, to by moze zapedu dostala. Jeszcze jest jedna taka kretynka, co to glownie zachwyca sie wlasnym, beznadziejnym zreszta glosem. Taka lekko na blond poddteniona. Niech no ja sobie tylko przypomne jak ten gad sie nazywal. Miala przeprowadzac inteligentne i ostre wywiady, a tylko uhm i mm potrafila z siebie wydusic.
Bank Rzemiosla, to ja nawet pamietam. Z rodzicami tam czasem chodzilam. Oni mieli wiecej szczescia, jak… i w ostatniej chwili jeszcze wyciagneli forse.
Pyro, skorpiony w Gnieźnie mogą jak najbardziej. Palcem im pokażę, gdzie szczególnie. Ale od mojej wsi wara.
U mnie też mszyce – jak na złość, na ziołach, a tych przecież nie będę pryskać. Przed wrzuceniem do garnka/kubka pracowicie wypłukuję niechcianych lokatorów spomiędzy liści.
Co za upał. Tylko oleander się cieszy. I może lawenda. Woda w konewce z lodowatej robi się bardzo ciepła po niespełna dwóch godzinach na słońcu. Gdybym mieszkała w domu z wielkim ogrodem na odludziu (marzenie życia), to zrobiłabym sobie ekologiczny letni prysznic pod chmurką z takiej słońcem grzanej wody. Jak przystało na Matkę Ziemię 😉
Nawet na ziołach? No to już szczyt bezczelności.
Skorpiony są już w Szwajcarii 😯 U naszego przyjaciela w Locarno przyłażą z ogrodu do domu jak jest burza, już kilka razy zbieraliśmy na szufelkę i wynosili pod palmy. Ich ukąszenie jest tak samo bolesne jak atak pszczoły.
Chyba się tu strasznie skompromituję, ale nigdy się nie przemogłam i nie przeczytałam nic Herberta 🙄 Może muszę jeszcze dojrzeć 😉 Z pierogami ruskimi było to samo 🙁 Sama myśl o połączeniu ziemniaków z serem i zapakowaniu ich w ciasto budziła odruch obronny. Przemogłam się dopiero na studiach 😯 Teraz bardzo lubię 🙂
Panią J. pamiętam z prehistorycznych czasów, gdy żyłam jeszcze pod jednym dachem z telepudłem. Myślałam, że w epoce spiewów na lodzie i Big Brothera tapir pani J. przeszedł już do archiwum.
Jako znaki wywoławcze programu pamiętam głos dziennikarki rodem z targu (Nirrod, ja mam na dodatek taką sąsiadkę nad głową; uwielbia dyskutować przez telefon, najchętniej z samego rana; mam czasem ochotę czymś rzucić, ale cóż zrobić) i kadry pełne krzyczących, wściekłych ludzi otaczających kamerę. Plus eksperci w studio, którzy rzadko kiedy mogli dojść do głosu.
Ale myślę, że wysoka ocena pani J przez telewidzów jest ważnym znakiem. Ludzie nie oceniają warsztatu, nie obchodzą ich kwestie estetyczne czy etyczne. Oni kochają ten program i jego prowadzącą za to, że sie kłóci jak przekupka – swój człowiek! – i przede wszystkim za to, że daje „prostemu człowiekowi” możliwośc wykrzyczenia przed obiektywem o swoich frustracjach, nieszczęściach i doznanych krzywdach. Ona (dla nich ona, bo firmuje to swoją twarzą; wiadomo, że raczej „format” i scenarzyści programu) daje im przestrzeń do kłótni albo wygłoszenia dziwnych domorosłych tez. To tak jak z Radiem M. Jego sukces wziął się z tego, że dano poczucie wartości i przestrzen do wypowiedzi rzeszom ludzi, którzy gdzie indziej nie mieli możliwości dzielić się swoimi fobiami, frustracjami i spiskowymi teoriami dziejów.
A potem dotrą do nas ptaszniki….. I jak sobie podjemy i popijemy przy stole, to będziemy ze smiechem wspominać: A pamiętasz, jaki to byl kiedyś dramat, jak Ci ślimaki ogórki zjadły? Ha ha! Albo jak się Zosia skarżyła na mszyce w oregano? Hi hi hi, pamiętam, ale człowiek był głupi…ha ha… 😐
Myszowata mnie martwi. Po pierwsze dlatego, że posiada oleandry. Rozumiem, że w ogrodzie, choćby niewielkim. Myślałem, że w naszym kraju to krzew trudny do utrzymania. Tak więc zmartwienie na tle zawiści. Też bym chciał, a nie mam. Drugie zmartwienie jest dużo większe. Przysiadłem się do tego blogu i wypisuję, na co mam ochotę, jak ludzie dopuszczeni do programu p. J. albo Radia M. Wszedłem w siebie, wyszedłem i co? Typowy uczestnik wspomnianych programów. Wstawiłbym ludzika, ale tutaj nie posiadam, więc tylko: buuu…
aaw. *Nirrod pats Stanislaw on the back. There… there…*
Jak już zostałem tak upokorzony, to podokładam innym, na przykład Nemo. Nemo chwali się, że w Szwajcarii ma już skorpiony, a Locarno to geograficznie Włochy, nawet jeżeli za szwajcarską granicą. Jak będą po drugiej stronie Simplonu albo chociaż Nufenenpass, to proszę bardzo, uznam, że jest się, czym chwalić.
Thank you, Nirrod, my spirit is much higher now.
89ee na poczekaniu. Stanisławie – chętnie udostępnię, tylko który: 🙂 ?, czy ten 😉 ?
Ha ha, Stanisławie 🙄 Locarno jest jednak o kilkaset kilometrów bliżej, niż Toskania 😎
Alicjo,
moje kurki do omletu były BEZ CEBULI. Usmażone naprawdę krótko na ostrym ogniu, bez solenia, nie zdążyły puścić soków. Wyszło bardzo szlachetne danie nie śmierdzące z daleka cebulą 😉
Inna wersja to najpierw zeszklić posiekaną cebulkę i czosnek, dorzucić kurki, smażyć do odparowania soku, podlać białym winem, odparować, podlać śmietanką, posolić, popieprzyć, posypać natką pietruszki.
Stanisławie,
one już są po drugiej stronie Simplonu, w Wallis i to w niemieckojęzycznej części 😎
Oleandra nie mam, ale jak w tym roku figi mi nie dojrzeją to się bardzo zdziwię.
dla Stanisława:
http://www.arachnodata.ch/projekte.htm
Staszku, „brzmienie” jest okropnie wazne i czesto spotkanie z wierszem zaczyna sie od brzmienia, zanim sam wiersz dotrze. Czasem od brzmienia, czasem od poszczegolnych obrazow ,lub jednego i drugiego. Mnie zdarzalo sie, ze dopiero po latach zasczynalsm pojmowac o co w wierszu chodzic – a najpierw bylo brzmienie lub poszczegolne pbrazy. Tak czesto sie zdarzalo z Madelsztamem, ktory potrafi byc „trudny”, glownie dlatego, ze brakuje mi tego zapelcza klasycznego, antycznego, ktore bylo udzialem zydowskiego ( i nie tylko, ale szczegilnie zydowskiego) inteligenta jego pokolenia. Czasami po prosu nie rozumialam do czego on sie odwoluje czy co przywoluje. I do dzis sa wiersze Mandelsztama, ktore „czuje”, ale nie do konca „rozumiem”.
Ale co tam Mandelsztam. Nawet stosunkowo „prosty” wspomniany tu Herbert, sprawial czasami klopoty. Pamietam kiedy pierwszy raz przeczytalam Poznojesienny wiersz do pism kobiecych, albo jakos podobnie sie nazywal. Podobala mi sie prozodia, rozmiar, oddech i poszczegiolne obrazy. Ale nie wiedzialam „o co chodzi”.Natomiast poszczegolne wersy natychmiast wchodzily do glowy i zostawaly;
Pora spadania jablek, jeszcze liscie sie bronia,
rankiem mgly coraz ciezsze, gestnieje powietrze….
(nie che mi sie szukac, wiec cytuje z pamieci)
Pierwsz cztery wersy, no problem. Te „nie zrozumiale” zaczynalo sie dopiero przy piatym:
Jablka zejda pod ziemie…
i konczace sie:
Slychac teraz wyraznie jak planety sie tocza.
Wschodzi wysoki ksiezyc. Wloz na oczy bielmo.
Minelo pare lat i dopiero kiedy sama zaczelam zblizac sie do „pory spadania jablek”, wszystko stanelo na swoim miejscu, wiersz do mnie przemowil jakby w calosci.
Jest to moj ulubiony wiersz Herberta. Jakbym miala napsiac ksiazke, to nazywalaby sie Pora spadania jablek 🙂 😉 😉
Ale nie napsize. 🙂 🙂 🙂
Pomylka. Chyba „Przyjm na oczy bielmo”
Jak się dobrze rozejrzeć po winnicach, gdzie rośnie preferowane przez Stanisława szwajcarskie wino, to też się znajdzie skorpiony pomykające po rozgrzanych zboczach doliny Rodanu
http://www.walliserweine.ch/vins/weine/wallis/sculmil.asp
Nemo ma się czym chwalić. Wallis to serce kraju. A kurki jako dodatek do omletu lub mięsa lepiej wychodza bez cebuli. Temu zaprzeczyć nie mogę.
Co do ludzików, to mój komputer służbowy ich nie przyjmuje. Jak się kopiuje, zostaje :).
Herbert chyba miał na myśli papierówki 😉 To zdjęcie zostało zrobione 28 grudnia
http://picasaweb.google.com/don.alfredo.almaviva/JesienWMojejOkolicy/photo#5126475848032030498
Stanisławie, żeby to był ogród… 🙁 Ale dobrze, że jest chociaż balkon.
W rośliny zaopatruję się w warszawskim sklepie starego dobrego PNOSu, ale tam oleandrów nie mieli. Znalazłam w Obi. Nie jest to najszczęśliwsze miejsce do takich zakupów, ale w tym wypadku nie wybrzydzałam 🙂
Jeśli nie uda Ci się nigdzie zdobyć krzewu własnoręcznie, pogadam z gałązką, która właśnie w butelce po winie zastanawia się: puścić korzenie, czy nie puścić? Do Gdyni mi często po drodze 🙂
Mrowkami Echidny nie zaskoczycie. I choc niemilosiernie z nimi walcze – pokochaly! Mszyce to byl termnin mi nie znany, az tu nagle zimowa pora pojawily sie na hibiskusie. Oczyscilam, popryskalam, chyba jakis skutek obserwuje. Co sie zas slimakow tyczy – ostatnio wyczytalam w poradniku ogrodniczym iz calkiem dobrym sposobem na pozbycie sie natretow to: wymieszac mocna kawe espresso z woda w stosunku 1 do 10 i spryskac ziemie dookola roslin lub doniczek. Ponoc dziala na slimaki i te paskudy bez muszli (slugs) zabojczo. I ekologiczne tyz jest.
A kawe lubia? Oryginalnie podana?
Oto pomysl:
http://www.youtube.com/watch?v=ahBQR_C8YbA
Chyba nie papierowki, ktore sa krotkotrwale. A mowa jest o poznej jesieni.
🙂 🙂 🙂
Papierówki spadają przed liśćmi.
Echidno,
taki wzorek najlepiej wychodzi w kremie do golenia 😉
Mrówki mam też, i mszyce, i ślimaki, i pszczoły na płocie 🙁
Mój Boże, co za upał. Gorące powietrze dech zapiera. Piszecie o mszycach, mrówkach i skorpionach a wczoraj, gdy się upajałem, trąba powietrzna nad wsią przeszła. To znaczy nie nad wsią ale nad rogatkami. Ludzie dziś opowiadają, że wzięła się z niczego. Po prostu nagle nad wyschniętym polem pojawił się wir powietrzny, przeleciał nad kurnikami, wyrwał dach i rzucił z impetem z powrotem na pole. Chłopina, który w domu obok kurników jadł obiad powiedział mi:”Panie, ciemno się zrobiło jak w burzę, zahuczało i ucichło. Wychodzę a tu dachu nie ma”. Najwyraźniej Pan Na Niebiosach znaki daje, że Apokalipsa się zbliża.
Pozdrawiam
Ps. Zuzia się nie znalazła i wieści o niej nie mam.
A kiedy jest „ostatnia czerwien klonow”?
Gałązka w butelce brzmi dobrze. Nie gorzej niż Fredro w dobrym teatrze. Do Gdyni serdecznie zapraszam. 2008-06-15 o godz. 15:21 – tam wpisałem adres mailowy.
U mnie na osiedlu inwazja chrząszczy. Wieczorami latają i brzęczą. Bojąc się owadów, skłaniam Chudego do wyrzucania nieproszonych gości za balkon. Muszę jednak przyznać, że są dość ładne.
Dziś na obiad zupa ziemniaczana zapalana z zieloną fasolką i papryką. Fasolki kupię kilogram, to garść wrzucę do zupy, reszta z sosem, który pozostał po pieczeniu schabu do chleba, na kolację.
Jutro Tato ma przywieźć mamine pierogi z jagodami. Już się cieszę.
Dawno temu dostałam krzaczek oleandra w doniczce od ogrodnika, który miał w potężnych donicach 4 wielkie i stale pęłne kwiatów krzewy. Mój krzaczek urósł do wcale dużych rozmiarów i po 8 latach wydałam go dalej. Dlaczego? Bo u mnie ani razy nie kwitł. Nie mogłam mu w zimie zapewnic temp. + 8 stopni. W bloku było za ciepło. Podobno w ziemie nie może mu być cieplej, niż +12 bo nie zakwitnie.
nemo – z kremem do golenia nie probowalam. Z dosc prozaicznego powodu – nie gole sie. Ale na zupach owocowych tak. Tez prezentuje sie ladnie.
Pozna, nocna pora, dobranoc Wam
Echidna
Heleno,
około osiemdziesiątki 😉
Osiemdziesiatka jest nowa piecdziesiatka piatka?
Prawda, Pyro. Niektórzy z hodowców twierdzą, że oleander musi nawet posmakować przymrozku. Podobno przetrzyma do -4.
No to wiem, czemu u mojej Mamy kwitły oleandry. Znajdowały się w widnym, słonecznym, ale zimą niezbyt często ogrzewanym pokoju, ba, że duży był to i trudno go było ogrzać.
haneczko: krótki kurs ziania 😀
najpierw ozorek con amore
wysunąć wprost w upalną porę,
wciągnąć powietrza haust (O Boże!
Chyba już gorzej być nie może!),
ale z rozmachem, jak Sarmata,
tak by się poruszyła klata!
Teraz ten łyk lotnego wrzątku
przytrzymać jakiś czas w żołądku
(podczas gdy myśl ulata chmurą
ku śnieżnym i lodowym górom),
a gdy już schłodzi się o stopień,
wytchnąć (to jakby przeciąć ropień)
wydając odgłos: he, he, he, he!
I to by wszystko było w dechę,
gdyby nie fakt, że za sekundę
trzeba powtórzyć całą rundę. 🙁
Więc nim decyzję się podejmie
o zianiu, proszę ja uprzejmie
żeby przemyśleć dobrze problem,
bo nawet obdarzeni Noblem
nie zawsze zieją po mistrzowsku,
jak pierwszy lepszy pies w Pokrowsku,
a gdy rzecz ma być spartaczona,
to lepiej wleźć już na skorpiona!
Ależ jestem zziajana, jak siedem psów w Pokrowsku 😉 Zrobiłam tort-eksperyment, chłodzi się w lodówce. Na patelni warzy się sos pizzaiola, rośnie zaczyn na pizzę, marynują się krewetki w czosnku, rozmrażają ostatnie prawdziwki, sałata czeka na umycie, a młodzi dali nogę w góry i pojawią się za godzinę. Kolacja bądzie urodzinowo-pożegnalna, bo jutro lecą z Genewy do Bristolu. Na dworze przeszła kolejna burza z ulewą, nie trzeba będzie podlewać, uff… Lecę miesić ciasto i mieszać sos. Dziś dam na podkład ser provolone i mozzarellę.
będzie nie bądzie 😳 To ten sam klawisz plus shift.
Bobiku, w skupieniu i samotności spóbowałam według instrukcji (wersja dla niezaawansowanych jak sądzę).
Z powodu braku skorpiona powinnam wleźć bodaj na mrówkę. Partaczę he, he, he, he 🙁
Poczekam, aż przyjdzie mi ochota ziać ogniem. To umiem 😀
Haneczko,
mnie to jakoś samo wychodzi bez treningu, tylko jeszcze język nie zwisa do pasa 🙁 Ciasto rośnie, grzybki przesmażone z czosnkiem stygną, mogę odsapnąć…
Dziękuję wszystkim za wczorajsze wsparcie w temacie wódecznym. Przynaglana emaliami zaordynowałam Dębową i butelkę… wody brzozowej 😉
Hej, z konca swiata znow sie wtracam nie na temat. Kurek nie ma – trzeba zrobic wycieczke do Nowego Meksyku lub Arkansas.
Ale znalazlam cos, co mnie jako polska teksanke bardzo ucieszylo. A moze tez zainteresuje Pania Dorote z sasiedztwa – ot taka historyczno /ludowa ciekawostka
http://cdbaby.com/cd/bmarshalltsp
wiedzialam o osadnictwie polskim w TX w miejscowosci Panna Maria i pobliskich, bylam widzialam, nazwisko Moczygeba pojawia sie tu i tam ale o tych miejscach i ludziach po raz pierwszy.
U nas mrowki ogniste – fire ants – sa zmora szczegolnie uczuleniowcow.
Oj. Nemo Córcia się postarzała, co opijaliśmy już przedwczoraj. I dobrze, bo dzisiaj można paść martwym bykiem od samego zapachu alkoholu. Nawet dzisiejszy toast za Jacka wzniosę sokiem z kompotu z wodą mineralną. Nie da się inaczej. Ania dzisiaj 3 razy wsadziła Radka na króciutko do kabiny prysznicowej, a potem od razu w jego ręcznik kąpielowy. Nie był zachwycony, próbował zwiać natychmiast, a po wytarciu otrząsał się energicznie
haneczko, na pewno nie wychodzi Ci przez to, że ja spartaczyłem instrukcję. Dopiero teraz do mnie dotarło, że pies nie jest smokiem, więc nie zieje, tylko ziaja. Spróbuj poprawić siódmą linijkę od dołu na „ziajania, proszę ja uprzejmie” a czwartą i piątą od dołu na „bo nawet obdarzony Noblem/ nie zawsze ziaja po mistrzowsku”, a potem poziajać jeszcze raz. Może tym razem się uda! 😀
Potrzebuje porady a nawet dwoch.
Problem nr 1. Czym zlikwidowac afty? I prosze nie mowic aftinem, bo w holandii nie ma aftinu i juz.
Problem nr 2 co ugotowac komus, kogo mordka jest tak obolala, ze nie moze zyc i ma problemy z polykaniem.
Nirrod, Maastricht jako siedziba ZNZS bardzo mi pasuje. Ta kawiarnia o tej nieprzyzwoitej nazwie też, bo drobne zaświntuszenie to radość życia dla wszystkich szczeniaków. Z wybierania prezesa lepiej zrezygnujmy, bo to pierwszy krok do piekła. Pieczętować możemy moją tylną lewą łapą zanurzoną w tuszu, na tyle to się już dla Związku poświęcę. Teraz pozostaje nam jeszcze opracować statut. Oczekuję propozycji! 😆
Numer kodu jest rokiem mojego urodzenia i tyle.
W stosunku do oleandrów nalazy byc przebieglym. Donice oleandrowa najlepiej zakopac na lato do ziemi tak, zeby wystawala okolo 2 cm. Podlewac niezbyt czesto ale obficie. Pozostawic na dworzu az do pierwszych mrozów nie nizej anizeli – 7 stopni, krótko, jesli bezwietrznie. Potem do zimnego pomieszczenia, moze byc malo swiatla i bardzo malo podlewac. Ziemia nie powinna byc wysuszona. Na wiosne czekac cierpliwie az przejda przymrozki. Oleander jest bardzo wrazliwy wiosna na chlody. Nie obcinac przekwitlych kwiatów, same musza opasc. Pozwolic opadac zóltym lisciom ale je wyrzucac. Na wiosne pojawiaja sie mszyce i tarczowniki. Spryskiwac, niestety trucizna i myc kazdy listek sciereczka.
Oleandry sa trujace i trzeba pilnowac dzieci i zwierzeta. Mój czerwony oleander wlasnie zaczyna kwitnac. Stoi w pólcieniu ale dostaje swoja porcje slonca i wiatru. Jeden z oleandrów puscilem w ksztalt drzewka na jednym pniu. Taki ksztalt wystepuje czesto w Portugalii w okolicach Lizbony.
Ponadto odbyl sie zwyczajowy obiad czwartkowy. Jak zwykle w pierwszy czwartek miesiaca. Goscie rozjechali sie a sprawozdawac bedzie Magdalena.
Pan Lulek
Oj, łajza minęli, wszedłem z tym rozbrykaniem w niewłaściwym momencie. Ale już natychmiast szczekam o aftach. Moja mama z dawnych czasów pamięta, że traktowało się je azulanem, a to był koncentrat rumianku. Więc z braku laku może spróbować zrobić bardzo mocny napar rumianku i płukać nieustannie. W każdym razie działa łagodząco. Gotować chyba głównie zmiksowane zupki, ewentualnie kleiki jak obolały znosi. Leżałem kiedyś na chirurgii szczękowej i mama przynosiła mi takie zupki, które raz miały smak mięsny, raz marchewkowy, raz kalafiorowy i jakoś na tym przeżyłem.
Nirrod- płukać wyciągiem z szałwii i nagietka. Gotować i dawać coś, co „samo sie połyka” – galarety, budyń, miazgi jarzynowe itp
Nirrod
1. Na afty – Lidex (fluocinonide)- produkowane przez Syntex
to mi kiedys przepisal dentysta, moze znajdziesz i u siebie cos podobnego
2? ta mordka to od tych aft? a moze zalac siemie lniane woda i ten paskudny zelik popijac? ponoc siemie lagodzi?
Tak, ta mordka to od aft. Ulubiony jak tylko przy upalach nie dopilnuje regularnego picia wody, to mu cala paszcza aftami sie pokrywa. Dzieki za porady. Szalwie jutro kupie swieza.
Koncentrat rumianku mam w domu to zaraz dostanie do plukania.
Dzieki wielkie za rady.
Nirrod – Bobik dobrze pisze. Azulen może być też. Te wszystkie tinktury są w aptekach. Lepiej zrobić mieszankę już w domu. Powiedzmy po pół łyżki tinktur na 3/4 szklanki wody letniej. One mają (te wyciągi) różne działanie – szałwia odkaża i ma działanie ściągające, nagietek działa p/zapalnie i p/bakteryjnie, łagodzi też ból, rumianek działa łagodząco.
Bobiku, z erratą czy bez, ciapa jestem i tyle 🙁 Nemo zieje i ziaja, z wysiłkiem, ale potrafi.
Nirrod, może jest u was Sachol, pomagał
Skład
1 g żelu zawiera: 87,1 mg salicylanu choliny i 0,1 mg chlorku cetalkonium.
Działanie
Preparat o działaniu przeciwzapalnym, przeciwbólowym i miejscowo odkażającym. Salicylan choliny działa miejscowo przeciwzapalnie i słabo przeciwbólowo. Nie wykazuje działania ogólnego. Chlorek cetalkonium wzmacnia działanie przeciwbólowe i przeciwzapalne, a w połączeniu z hydroksybenzoesanem metylu i hydroksybenzoesanem propylu działa odkażająco.
Wskazania:
Do stosowania miejscowego na śluzówki jamy ustnej jako lek wspomagający w leczeniu chorób przyzębia, opryszczkowym zapaleniu błony śluzowej jamy ustnej i innych chorób błon śluzowych przebiegających z odczynem zapalnym, bolesnymi nadżerkami i owrzodzeniami; w leczeniu pleśniawek przewlekłych nawrotowych, pleśniawek wrzodziejących Suttona, opryszczce zwykłej nawrotowej, postaci nadżerkowej liszaja Wilsona, zapaleniu gruczołowym warg, rumieniu wielopostaciowym wysiękowym jamy ustnej. Może być stosowany przy zapaleniu błon śluzowych u osób noszących protezy zębowe, w zapaleniach alergicznych, jako lek wspomagający w leczeniu zespołu Stevensa-Johnsona oraz w leczeniu miejscowym zmian popromiennych po radioterapii nowotworów.
Dawkowanie:
W chorobach błony śluzowej jamy ustnej: w postaci okładów i delikatnego wcierania niewielkiej ilości żelu 2-3 razy dziennie przez kilka minut. W chorobach przyzębia z zapaleniem i/lub patologicznymi kieszonkami przyzębnymi żel wprowadza się do kieszonek, stosuje w formie okładów lub delikatnego wcierania w zapalnie zmienione dziąsła, zazwyczaj 1-2 razy dziennie.
Wkleiłam takie długie w pośpiechu. Zioła też skuteczne tylko wolniej działają. Zupki Bobika dobre, robiłam takie Małemu po chirurgicznych zębach. Mleczne rzeczy nie.
Muszę już dzisiaj kończyć.
Poszperałem jeszcze za tymi aftami i znalazłem, że przyczyny mogą mieć najróżniejsze, ale na ogół znikajä po 7-14 dniach, leczone czy nie, jak katar. Srodkow leczniczych właściwie na to świństwo nie ma, można tylko łagodzić objawy i ból. Do łagodzenia poleca się rumianek, szałwię, propolis i olejek drzewa herbacianego. Nie ma reguły co komu dobrze zrobi, właśnie dlatego, że przyczyny są różne, więc trzeba wypróbować. Z propolisem w przypadku alergików ostrożnie!
Statut? Matko Swieta!!!
1. Czlonkowie deklaruja omijanie restauracji, do ktorych nie wpuszczane sa psy. Wspierac za to beda miejsca, w ktorych obsluga na widok psa biegnie z poduszka.
On alergik nie jest. To juz nie pierwszy raz, wiec wiemy, ze przy upalach Sierota musi na wode uwazac, znaczy duzo jej pic. Tym razem zaatakowaly ze zdwojona sila, wiec pomyslalam, ze moza sa jeszcze jakies inne srodki, nic odczekanie i plukanie ust cola. Z tej coli prosze sie nie smiac. Jak bylismy we Francji i paskudy wylazly, to lekarz zalecil…
Haneczko cos podobnego, tyle ze z alkoholem widzialam dzis w drogerii. Podlece jutro i obejrze dokladniej.
Punkt pierwszy statutu akceptuję w całej rozciągłości i proszę o więcej 😀 Po kolacji będę się mógł do nich ustosunkować.
Nirrod, Bobiku, przystopujcie z biurokracją, bo obudzicie Stanisława.
Wlasnie sie odbudzilam.
Who or what are afty?
Szukalam w internecie, jest duzo „afty”, ale nie takie, ktore sie mieszcza w ustach.
Nirrod,
przy skłonności do aft – najlepiej jest zrezygnować z jadania glutenu. Zboża nie są dla delikatnych systemów pokarmowych.
Zupy kremowe z masłem, zagęszczane mąką ziemniaczaną (najlepiej żółtkami), rosoły, buliony (z żółtkami). Jajecznica też może się da zjeść?
Jajecznica, to dobry pomysl.
Heleno afty, to Aphthous ulcer
http://en.wikipedia.org/wiki/Aphthous_ulcer
Ja używam starej, polskiej nazwy „opryszczka”. Nawalczyłam się z nią dosyć, kiedy Staś był mały. Odchowany na mleku w proszku, poczęstowany zwykłym mlekiem (u mojej Mamy) natychmiast miał wysyp. Malec bardzo cierpiał. Mama przejmowała się ogromnie ale znów za parę tygodni grzała mu mleko z butelki (wygodniej) i efekt natychmiastowy
Współczując Melle bólu
sam cierpię na upał niemiłosierny.
I zastanawiam się, dokąd by tak uciec
i podładować akumulatory. Przecież mamy wakacje.
Macie jakieś doświadczenia z agroturystyką?
Bo znalazłem fajną ofertę (poklikajcie sobie):
http://www.con.at/agroturystyka.swf
😉
Wiatr ustal, szum fal uderzających o brzeg plaży dochodzi do tarasu na który doczłapałem się po zjedzeniu jednego pomidora zagrzanego na olivie z resztka fety + kromka razowca. Całość popiłem ciepłą herbata z kubka. Głodny jestem. W domu nic więcej nie ma. Siły brak, tyle ile miałem pozostawiłem na wodzie. Mam pragnienie, a browara nie ma kto podać.
A brzuchu dalej burczy. Zjadłbym jeża.
Bobiku, co komisja na to
Pyro, z ciekawości, to mleko było czyste, czy z manną lub czymś podobnym?
Pyro, pierwszy raz w życiu biurokracja mi się spodobała, a Ty zaraz chcesz mi zabronić 🙁
paOlOre
jak długo wytrzymasz u mnie beze mnie? I od kiedy do kiedy?
PaOLOre, może samolotem do Kowna, a potem albo Druskienniki na Litwie, albo – agroturystyka nad Wigrami? I Klasztor można obejrzeć.
Arcadiusie, o ile nie zamierzasz mnie zapraszać na kolację, to daję placet. Zyczę dużo przyjemności zarówno przy jedzeniu, jak i przy wydalaniu 😀
Aaaa, to trzeba bylo tak od razu mowic.
Mialam to raz w dziecinstwie, mama poszla z tym do lekarza i ona kazala przecierac wacikiem z woda utleniona i smarowac miodem.
Bylo to w czasach jak lekarze nie bali sie stosowac metod low tech i nie chwytali sie natychmiast kortykosterydow, jak w tym linku zapodanym przez Nemo.
Od przyszłego czwartku w Świnoujściu będą Pyry u Ryby i Matrosa. Arkadius z przyległościami, Paolore z kim tam chce będą mile widziani. Dla Arkadiusa Ryba pewnie na gril wrzuci swoje genialne ziemniaki w ziołach i jakąś tam płetwiastą – dla reszty pewnie inne dobrocie. W razie potrzeby podam dokładne namiary – zrobimy sobie przed zjazd
Bobiku mam taką luke w luku ze wszystko żołądek przerobi. A do jeza wcisnąłbym cytryny. Ślinka leci. Cholera ze tu żadnej inwazji jeży nie ma. Choć tą sadzawkę tez morzem zwą.
Dostałem miłą wiadomość. Raniutko udaje się do Dziwnowa. Do portu przypływa kuter z połowów. Będzie świeża ryba. Udało się kocurowi. A już miałem się dzisiejszej nocy udać na polowanie.
Już się cieszę Pyro. Zakupie jutro podwójną porcje ryby.
Arkadiusie!
Pięknie dziękuję, ale u Ciebie nie wytrzymałbym ani chwili.
Bez Ciebie 😉
Pyro, dzięki!
Bardzo nęcą mnie te genialne ziemniaki,
ale chyba jednak przemęczę te upały między Warszawą i Wiedniem.
Na skoki w boki mój kalendarz nie jest przygotowany.
Tak tylko się rozmarzyłem, jak znalazłem tę ofertę agroturystyczną,
którą wkleiłem Wam dwadzieścia centymetrów wyżej.
A tu coś specjalnie dla Pyr:
http://www.con.at/zbieram_sily.jpg
Nie macie jakiegoś Muchozolu na monitory? Żeby mi się paskudztwa po blogu nie wałesały.
O znowu: http://www.con.at/cos_mi_tu_lazi.gif
Mam paOlOre. Uchyl się tylko w bok. Moze pomoze.
Pawel ty serca nie masz?
Ja chce do Goa!!!!!
Uchyliłem się, ale i tak zaleciało trucizną jak stąd do Berlina.
Co to było? Znowu jakiś Czar PRLu?
Robal padł.
A co jutro na obiad. Niektórzy cieszą się, że piątek to dzień bezmięsny.
Na przykład ta Lady:
http://www.con.at/czekanie_na_sznycel.gif
Mam serce!
Sprawdzałem przed lustrem!
Było co prawda po prawej stronie… ale: Nobody is perfect. I am Nobody 😉
mialo byc: my name is Nobody…
No wiesz chyba nie masz serca. Taka piękna świnka, a jak mądrze patrzy. O i nasłuchuje co się do niej mówi.
Nie paOlOre nie rob jej tego, chyba ze po moim trupie.
Ty wiesz jakie to madre stworzenia?
Psiutek w pozycji wakacyjnej rewelacyjny, a świnka apetyczna (nawet ze szczeciną i cała resztą świńskiej urody)
Witam Was!!
Arkady!!
Jest jeden, tylko oskubać….
http://c.wrzuta.pl/wi11986/e4ebc290000d2bab4661bc14/Jerzy%20Je%C5%BC?type=i&key=kF9O9ooyc3&ft=f
Dobranoc.
Arcadiusie, rozmawiałem przed chwilą z pewnym kocurem, który zdradził mi, że on tę świnkę bardzo chętnie po Twoim trupie, zwłaszcza że i tak wybierał się dziś w nocy na polowanie. Zastanawiał się tylko, czy nie przełożyć tego na inny dzień, bo z rana mają podobno gdzieś dawać ryby… 🙂
Heleno,
nie imputuj mi linków, bo nie podawałam 😯
Już nie ziajam ani nie zionę, tylko odpoczywam 🙂 Młodzi już w drodze do Berna, jutro do Genewy i do Anglii, a tam podobno leje 🙁 Heleno, jaka u Ciebie pogoda? Tutaj też pada i się ochłodziło, ale jutro ma być piękny dzień, będą grzyby rosły 🙂
Oj, przypomniało mi się znienacka,
że nie uczciłem dziś jeszcze Jacka.
No to czerwonym czczę ja go winem,
chociaż ukrywa się za Torlinem! 😀
Sorry, Nemo, faktycznie, sama sobie podalam szukajac o czym Ty mowisz.
U nas dzis bylo pieknie i ma byc tez jutro, z lekkimi opadami ewentualnie. Natomiast weekend ma byc troche deszczowy i nieco chlodniejszy.
Cyzzbys sie wybierala do Londynu? Jesli tak to wpasdnij, dam Ci jesc i pic i pobawic sie ze Starszymi Panami ( a raczej Paniczamni) .
Bobik, brawo! Zabki ostatnio szceniaczkowi rosna i sie zaostrzaja.
Bardzo podoba mi sie Gospodarskie menu na przyjecie.
Juz mi sie przejadl losos i grillowane piersi z kurczka, albo szaszlyki (chyba ze baranie). Na jutro kupilam cieleca watrobke (dzisiaj byla grillowana nieszczesna piers kurczeca).
Kto nie kocha ciasta z kruszonka? Moze Pani Basia poda przepis (jesli latwy)
Aniu lubię Ciebie bardzo i nie pozwolę byś była ostatnie. Mi to i tak nie zaszkodzi.
Żeberka panierowane i duszone super sprawa, pyszności… Lubie takie coś nie wiem jak Wy ale ja bardzo przywiązuje uwagę do potrawy jak jest podana ale przede wszystkim na czym, podoba mi się porcelanka np. taka