Zgadnij co gotujemy?(93)
Okolice Warszawy obrastają w smakowite miejsca. Kilka miesięcy temu otwarto w Milanówku restaurację o wdzięcznej polskiej nazwie „Willa Borówka”. Właściciel – Belg. No to oczywiście kuchnia flamandzko-walońska. (Nie kłócą się przy stole!) Sprawozdanie i recenzję z Milanówka zamieszczę po drugiej, a może i trzeciej bytności. Tymczasem do kraju Belgów nawiążę w zgadywance. A nagrodą będzie książeczka Barbary Adamczewskiej z cyklu Encyklopedia gotowania – „Potrawy z serami”. Aby otrzymać książkę opatrzoną moją dedykacją a także autografem autorki trzeba odpowiedzieć na trzy pytania i nie zwlekając wysłać list na adres: internet@polityka.com.pl
A oto pytania:
1. Długonogie świnie żyją w jednej części Belgii i dzięki nim świat smakoszy może jeść wspaniałe szynki. Jak nazywa się ta część Belgii a zarazem i owa szynka?
2. W okolicach Akwizgranu z mleka tamtejszych krów robi się słynny i niezwykle silnie pachnący ser – jak ów smakołyk się nazywa?
3. W Liege na Nowy Rok słodko pachnie. Co wydaje ten słodki zapach dochodzący ze wszystkich piekarni a nawet domowych kuchni?
Szybko siadajcie do komputerów. Czekam na listy i przygotowuję książkę do wysyłki. Powodzenia!
Komentarze
Dzień dobry.
To piekielnie niesprawiedliwe. Kiedy jest łatwa zagadka, to się okazuje, że nie mam co grać o nagrodę, która już stoi na półce (Młodsza nabyła). Ja sie tak nie bawię.
Zaraz idę kupić „wsad” do chłodnika.
Nowy dzień, ale jestem dłużny paru osobom odpowiedzi. Wolałbym nie wracać do sprawy sądowej. Zgadzam się z argumentem Alicji, że babcia która nie potrafiła wychować córki, pewnie nie potrafi wychować wnuczki. Ale to nie musi być pewnik. I jeszcze raz podkreslam, że nie powinniśmy dyskutować o sprawie niedokładnie znanej. Ewentualnie po uzasadnieniu wyroku na piśmie.
Jadłem wczoraj schab smażony na bardzo ciężkiej, ryflowanej patelni na dobrej oliwie z żółta i czerwoną papryką oraz pomidorami. Pycha.
Na kaczkę pomarańczową nie mamy przepisu, tylko ustne instrukcje.
Składniki: dwie piersi kaczki, trzy duże albo 5 małych pomarańczy, szklanka czerwonego wina, cebula w gatunku i ilości według uznania.
Cebulę drobno pokrojoną (będzie w sosie) dusić na oliwie do szklistości. Dodać pokrojone w małe kawałki pomarańcze (każdą cąstke, w zależności od wielkości pokroić na 3-4 kawałki) i otartą skórkę z jednej pomarańczy (można dodać część czerwoną skórki zdjętą przy pomocy specjalnego przyrządu). W odpowiednim momencie wlać czerwone wino i dusić wszystko razem do nabrania konsystencji sosu. Na drugiej patelni podsmażyć piersi kaczki kładąc tłustą stroną do dołu po uprzednim ponacinaniu skóry tak, aby kaczka smażyła się na własnym tłuszczu przez 10 minut. Obrócić na drugą stronę na 3 minuty. Następnie przełożyć w tej samej pozycji do duszącego się jeszcze sosu i chwilę poddusić, żeby trochę przeszła sosem. Zdjąć z ognia i piersi kaczki pokroić w niezbyt grube plasterki podobnie, jak w chińskiej kaczce chrupiącej. O soli i przyprawach nie piszę, bo to sprawa indywidualna. Sos podać w sosjerce.
Marialko, podałem, co jadłem, bardzo niedokładnie. Pomidory i papryka były najpierw duszone razem z dużą ilością cebuli.
Pyro
co z latającymi jadłodajniami na Roztoczu
i ponawiam pytanie ogólnie i ogólnopolsko!
Gospodarzu, a słyszał Pan coś o takich przybytkach w Warszawie?
Stanisławie, dziękuję.
Dwa dni żyłam na kokjtajlu truskawkowym, teraz dwa dni pożyję na chłopskim chłodniku. Nie jest to niemal czysta, zimna zupa, ale swoisty eintopf na zimno – aż gęsty od ogórków, rzodkiewek, kiełbasy, jajek i zieleniny Po raz pierwszy Radek towarzyszył mi po większe zakupy. Przywiązany do balustrady schodów (Sam jest na piętrze) w zacienionym kątku, przepłakał 20 minut.. Potem nawet niechętnie zwiedzał trawniki. Teraz padł i śpi.
Brzucho – pani psiaka też wczoraj padła i nie pytałam o tajne knajpy. Dzisiaj zapytam i napiszę.
Stanisławie, ale diabeł tkwi przecież w przyprawach! Takie oczywiste oczywistości jak sól i pieprz można pominąć, ale często właśnie jakiś szczególny zestaw przypraw nadaje potrawie „to coś”. Ja czasem kanoniczne przepisy lubię tak średnio, ale wzbogacone jakimś pikantnym szczególikiem nagle nabierają dla mnie uroku. W każdym razie swoje przyprawy można podawać jako ideę, a czy je ktoś zastosuje, czy da inne, tego już i tak nie sprawdzimy. 🙂
W sprawie kaczki z pomarańczami mogę podzielić się również własnymi doświadczeniami. To znaczy robię w sumie podobnie, ale nie lubię dusić pomarańczy za długo, bo się robią rozpapciane, a sos musi jednak jakiś czas się przegryzać, w związku z tym podduszam z winem sok z pomarańczy i kilka cząstek nie strasznie dokładnie obranych, bo lubię jak w sosie jest trochę goryczki z tego białego, a potem pod sam koniec te cząstki wyjmuję, a wrzucam nieco świeżych (jak kto lubi można krótko obsmażyć na maśle) i już tylko krótko daję im się w sosie potaplać. Z przypraw dla mnie świetnie pasuje dobry likier pomarańczowy, oczywiście w ilości mini, z braku można dać szczyptę brązowego cukru, żeby trochę złamać smak w kierunku słodkim, poza tym lubię trochę estragonu, imbiru i cynamonu, ale to już w ilościach aptekarskich. A jak ktoś jada kaczkę z pomarańczami tak często, że mu się już nieco znudziła 🙂 to może skusić się na wersję z chili.
Osobna sprawa z mięsem. Różne kucharskie tuzy zalecają po usmażeniu zawinięcie go w folię aluminiową na 5 minut, żeby soki równomiernie się rozeszły. Jest to patent w zasadzie dobry, tylko skórka się wtedy robi mniej chrupka. Ja z tym usiłuję sobie radzić tak, że skracam trochę pierwsze smażenie, zawijam w tę folię, a potem jeszcze rzucam króciutko na patelnię, tylko tyle, żeby chrupkość skórki wróciła. Trochę z tym zachodu, ale według mnie się opłaca. 🙂
Racj, że diabeł tkwi w przyprawach. Ale w otrzymanej instrukcji ustnej żadnych nie było, a nie chcę narzucać naszych inwencji. Jak podkreślam, danie to pichci moja Osobista, więc nie jestem w stanie wchodzić w sczegóły. Sugestie Bobika wydają się bardzo atrakcyjne.
Gospodarzowi oras Małżonce Gospodarza bardzo dziękuję za „Polskie posty”, które wczoraj dotarły i spotkały się z dużym zainteresowaniem Stanisława oraz Osobistej. Żeby pozostać przy temacie, jajecznica z pomarańczami i pierogi z pomarańczami, całkiem ciekawe. Pewnie wszyscy blogowicze już to jedli, ale my jeszcze nie.
Dwie odpowiedzi znam na 100%. Nad trzecia należałoby posurfowac trochę w necie. Ale jak to czynić w wirtualu, kiedy w realu z za okna widok znakomity.
Nara jest jak ulał: długie umiarkowane fale z białymi kapeluszami. Słoneczko prosto w plecy. Takie warunki zapiszą dzisiejszy dzionek do grona znaczących dni w obecnym moim życiu. Już samo myślenie o tym, powoduje uśmiech na mojej twarzy. To kolejny dzień lepszy od sexu….
Jak zwykle nie usilowalem nawet zalapac sie na wygrana. Poza tym zostalem usuniety z domu do pani od reperacji stóp zyciowych. Pani Gosposia zobaczyla stan domu i zalamala czesciowo rece. Obce chlopy ja rznely, wyciagaly kamienie zólciowe i teraz schudnieta zabrala sie do roboty z calkiem nowym temperamentem. Poczta przyniosla nowy Atlas Swiata. Robiony jest w satelitarnej technice. Sa zatem mapy i fotografie. Nie rozpakowywalem ale ogladalem u sasiada. Piekna ksiega. Znakomita do planowanie wakacyjnych podrózy.
Córka Pani Gosposi zostala wyslana do Miami na szkolenie w swoim zawodzie. O dziwo zapowiedziala, ze wróci do domu. W razie potrzeby zabierze ze soba jakiegos Amerykanca i bedzie uczyc go jezyka niemieckiego. Jak nie bedzie robil zadowalajacych zyciowych postepów zoslanie odeslany do domu. Mama jest dumna ze swoich dzieci, chociaz nie taka kamienista jak przedtem.
Z deszczowej Poludniowej Burgenlandii pozdrowiena przesyla
Pan Lulek
Arkadius – wg brytyjskich norm powieściowych, dałeś dowód, że wszedłeś w wiek średni. DZień lepszy od sexu? Brytyjczycy twierdzą, że jeśli mężczyzna zaczyna z kolega rozmowę od zachwytu nad łososiem pieczonym, a nie od zalet najnowszej kobiety, to znak, że dorósł do wieku średniego i wreszcie wie, co sie w życiu liczy naprawdę.
Ale dziś były wyścigi. Odpowiedzi przychodziły w odstępach dwuminutowych. Pierwsza od Andrzeja i dzięki temu książka pojedzie do Chełma (oczywiście jeśli poczta łaskawie wyrazi na to zgodę).
A prawidłowe odpowiedzi to:
Ardeny
Hevre
Gofry
Gratulacje dla Andrzeja i częstego używania aż do zaczytania ksiązki Basi.
A my tymczasem ganiamy od szczepienia do szczepienia i końca nie widać. Ale jak dotąd nic nas nie zmogło.
Hura! Bardzo mi miło! 🙂 Dziękuję!
Oj, Pyro Droga, nie wierz powieściopisarzom, że ulubionym tematem rozmów męskich jest własny seks. Raczej chłopięcych. Są mężczyźni, dla których jest to temat ulubiony i są takież kobiety. Wydaje mi się, że przeciętny mężczyzna nawet w wieku poniżej średniego, chociaż powyżej chłopięcego, woli szczegóły życia intymnego zachowywać dla siebie. Dotyczy to nawet wielu znanych mi Francuzów. Co do Anglików, owszem, spotkałem takich, dla których jest to temat najważniejszy. Np. pewien rzeźbiarz na stypendium w Sopocie też miał Polaków za anglofobów, ponieważ wszystkie dziewczyny, zapytane, czy pójdą z nim do łóżka, odpowiadały bardzo niegrzecznie. To był dla niego wielki problem i o tym mówił. Nie uogólniałbym na tej podstawie.
Ej, Stanisławie, cóżeś Ty za sierioznyj człowiek. Jeszcze nas na tyle nie znasz, ale daję Ci słowo: z mojej strony była to przyjacielska zaczepka Arka, a nie prywatne zdanie Pyry. A takich prowokacji na tych łamach spotkasz mnóstwo. Z wielką przyjemnością dokuczamy sobie wzajemnie, a prawie każde z nas zaliczyło kabarety, scenki, zespoły muzyczne i liczne nocne rodaków rozmowy, więc mamy z czego czerpać.
Andrzeju – gratulacje. Informację dostaniesz razem z Brzuchem.
Pyro, ja nie sieroznyj, tylko męski sufrażysta w tym sensie, że sprzeciwiam się uogólniającym opiniom na temat mężczyzn. A zaczepki mi nie przeszkadzają, w końcu chodzi tu o zabawę, chociaż pożyteczną. Ale od wczoraj zagościła wyjątkowa sieroznost, stąd i na mnie przeszło. A o seksie też lubię pożartować, tylko nie na tematy osobiste.
Dyscyplina blogu schodzi na… to znaczy, poluzowała się. Nieobecni nieusprawiedliwieni powinni zostać pociągnięci za konsekwencje, i to mocno.
A Wojtek z Przytoka dodatkowo odklęczeć swoje w kącie na grochu.
Gdzie ASzysz, Alsa, Magdalena? Jak się dobudzę, to wywołam resztę.
Ja tam nie chcę plotkować, ale ASzysz zginął dokładnie wtedy, kiedy Nemo wyjechała. hyba doszedł do przekonania, że bez Kapitana jesteśmy nieciekawi.
Staszku, bardzo dobrze rozumiem argument, ze „nie znamy uzasadnienia wyroku”, albo za malo wiemy o jakiejs sprawie aby miec zdanie. Tak jednak nie jest w tym wypadku. Wiemy sporo, choc nie wiemy z pewnoscia wszystkiego – ale kiedy sie wie „wszystko” o motywacjach nawet najblizszych nam ludzi?
Wiec wyrabiamy sobie zdanie na podstawie tego co o tej sorawie przeczytalismy. Nie zgadzam sie z Toba, ze nie mozna ufac dziennikarzom tout course. Przepracowalam w tym zawodzie wiele lat, aby miec glebokie przekonanie, ze dziennikarz chce donosic rzetelnie – takie skrzywienie zawodowe 😉 .
Dla mnie fakt, ze sprawa zajela sie Fundacja Helsinska (ktora wcale latwo nie podejmuje sie takich spraw, zwlaszcza obecnie), publiczne wypowiedzi babci przytoczone w prasie, fakty z zycia corki – wszystko to sklania mnie do umwierzenia, ze sedzina – wbrew deklaracjom – kierowala sie wlasnymi fobiami i uprzedzeniami, a nie dobrem matki i dziecka.
Bardziej ufam polskim reporterom niz polskiemu wymiarowi sprawiedliwosci w sprawaxch takich jak dyskryminacja rasowa, narodowosciowa, seksulana, wyznaniowa. Bo akurat tym sprawom szczegolonie sie przygldam ( wiele lat specjalizowalam sie m. in w prawach czlowieka).
I wyrok w sprawie z babcia, matka i wnuczka zwyczajnie cuchnie pod niebiosy, jakby powiedzial Klaudiusz (ten stryjek z Hamleta).
Mnie ten wyrok porusza do glebi. Taki jest moj temperament. Mam wielka potrzebe mowienia o tym. Mam nadzieje, ze bedzie apelacja i ze sprawa bedzie wniesiona do Europejskiego Trybunalu Praw Czlowieka..
Nie kapalam sie chyba ze trzy dni, bo nie warto bylo, skoro i tak caly czas mam do czynienia z kurzem (szlifowanie sufitow). Ale dzisiaj juz musze 🙂 🙂 🙂 . Zaraz sie upodobnie do ludzi.
To mówicie, że na te biusty kacze tak niewiele czasu trzeba? Nie znam się na kaczkach, tyle, ze jadłam i zawsze mi smakowały, na różne sposoby. Ten tu spiący mało entuzjastycznie sie odnosi do tego drobiu.
Mojej siostry rodzina z Paryża odstawiła u mnie kiedyś taką kaczkę – kaczkę natrzeć mocno rozdziabdzianymi na pulpę 2-3 pomarańczami, zetrzeć troche skórki pomarańczowej i też natrzeć. Zostawić na 2 godziny, po czym piec, aż będzie upieczone.
Pytam Natalie – a sól, pieprz? A nie trza, powiada.
I wyobrazcie sobie, że faktycznie, niczego tej kaczce nie brakowało.
a2cc – taki kod pewnie dla równowagi, bo mi wcięło „c” w chyba
Acha, ja kacze piersi trzymam dokladnie 15 minut w dobrze rozgrzanym piekarniki, po nacieciu skory w romby i lekkim przurumienieniu w masle na patelni z grubym dniem.
PO wyjeciu z pieca, nie zawijam, Cezkan piec minut, az soki opadna. POdajep ociete na skos na grube plastry i rozlozone wachlarzykiem na talezru.
Nie ma nic lepszego ( w miesach) niz kacze piersi. Jak mam dobry humor i odpowiednie zapasy w domu, to przed wstawieniem do pieca polewam zrumieniona piers kacza jedna lyzka koniaku lub nawet dzinu.
A teraz juz do wanny.
… a mówiłam, że poluzowała się? Niektórzy to się nawet kąpać przestali.
Pyro,
ja też nie chcę plotkować, ale skojarzenie to samo. Z tym, że Nemo jest nieobecna usprawiedliwiona, a ASzysz – nie.
Gospodarzu,
kiedy te Cejlony? Ja bym na wszelki wypadek zabrała ze soba dwururkę, bo coś tam ostatnio niezbyt bezpiecznie…
Współczułem Helenie tylko noszenia i porządkowania wynosząc się przeżyciami z pyłem, a tu jednak było szlifowanie sufitu. To lepsze niż kucie ścian. A dziennikarze są różni. Był kiedyś, dawno temu, artykuł w NYT (a może NYHT?, ale chyba NYT) o Mainstream jako kanonie przekonań, z którymi dziennikarze muszą się liczyć na zasadzie samokontroli. Był ten artykuł bardzo krytryczny w stosunku do dziennikarzy. U nas często mówi się o czymś podobnym nazywając to poprawnością polityczną. Ta jest bardziej zróżnicowana, bo inna będzie poprawność polityczna Gazety Polskiej czy Naszego Dziennika, trochę inna Rzepy i zupełnie jnna Wyborczej zwanej popularnie koszerną. Różnica może polegać na tym, że liczący się dziennikarz amerykański w Naszym Dzienniku by się nie zatrudnił. U nas dziennikarz z ostatniego tytułu pominie wszystko poza korzystną dla uzasadnieniea wyroku opinią psychologa, a dziennikarz Faktów i Myśli pominie wszystko poza lesbijką. Najbardziej wierzyłbym dziennikarzowi z Wyborczej, ale jescze bardziej, gdyby to było jedno z 2-3 nazwisk, którym ufam najbardziej. A Jacek Kurski też był dziennikarzem.
Przy okazji zupełnie pomija się fakt łatwości odbierania praw rodzicielskich nawet w super demokratycznej Anglii, światłej i otwartej Anglii. Piszę to bez ironii, bo te Atrybuty Anglia rzeczywiście posiada.
Pozdrawiam
Chłodnik w lodówce – troszkę słodkawy (widać „rolnik” tym razem był słodki)
Heleno,
wyrok sądu dyskusyjny, ale ton artykułu w Rzepie – nie. I nie wiem, czy to nie groźniejsze niż wyrok, od którego można się odwołać.
Co radzicie do kaczki, chcę zrobić na niedzielny obiad.
Haneczko,
Do kaczki koniecznie dobre Amarone!
ASzysz się odnalazł. Pięknie.
Haneczko – do tej kaczki chyba pasowały by połówki truskawek skropione balsamiko (mało) i posypane pieprzem na zielonej sałacie. Marialka nam w ub. roku podała taka florencką surówkę i okazała się smaczna.
ASzysz najzwyczajniej przestraszył się tego pociagania za konsekwencje 😉
Przestałem czytać Rzepę jakiś czas temu, krótko bo zmianie Naczelnego. Próbowałem znależć artykuł. Znalazłem tylko notatkę. Gdyby była ścisła, wyrokowui tylko przyklasnąć. „Zadaniem było ustalenie, czy babcia dziecka, która zajmuje się małoletnią od dwóch lat, powinna dalej sprawować tę opiekę czy może przejąć ją matka” – mówiła sędzia. Dodała, że zarzuty babci się nie potwierdziły, a sąd nie przekreśla możliwości, aby matka mogła w przyszłości przejąć opiekę nad dzieckiem, ale „musi to być proces rozłożony w czasie i oparty na rozwinięciu kontaktów matki z dzieckiem”. Albo burza w szklance wody, albo rzetelność dziennikarska „drugiej świerzości”. Raczej podejrzewam to drugie
Haneczko, chodzi o kompot, czy kartofle?
kaczka w calosci, czy tylko duze, niebieskie oczy?
na slodko, czy raczej nie?
Pyro, a mniej rewolucyjnie? Ja spróbuję wszystkiego (prawie), za rodzinę nie ręczę.
Bardzo kusi mnie kaczka Alicji. Kompot A.Szysza kuszący, ale muszę się policzyć. Reszta otwarta.
Jeśli A.Szysz radził Amarone to kaczka powinna być tak przyrządzona:
Kaczka lakierowana miodem
Kaczka, 2 cebule, 1 nieduży seler, szklanka słodkiego wina, 1 łyżeczka cynamonu, 6 łyżeczek miodu, sos sojowy, cukier, sól, ocet winny, szklanka rosołu.
Wymytego ptaka natrzeć solą. Zagotować rosół, wrzucić drobno posiekaną cebulę,starty seler, wlać wino i 1 łyżkę sosu sojowego, dosypać cynamonu i cukru. Chwilę pogotować. Gdy roztwór nieco zgęstnieje wlać do wnętrza kaczki. Zaszyć ptaka i posmarować z zewnątrz mieszaniną miodu z octem winnym i sosem sojowym. Piec na wolnym ogniu ok. 2 godzin, co kwadrans lakierując ją miodem. Krojąc kaczkę zebrać płyn z wnętrza i podawać jako sos do ryżu lub makaronu ryżowego.
To jest kulinarny rekord świata. Moim zdaniem oczywiscie!
Dziekuję Panie Piotrze. Teraz jestem rozdarta między dwiema kaczkami a jedną brytfanną!
PS. Przepraszam za podwójne kuszenie. To zapewne z powodu licznych niestosownych propozycji, którymi jestem nękana.
Piersi kaczki w pomarańczach są pyszne, nie ma dwóch zdań. Ale cała kaczka, dobrze hodowana, to jest zawsze coś więcej niż najlepsze piersi. Amarone do tego, ho, ho. We Włoszech można dostać w rozsądnej cenie, u nas lepiej nie mówić. Namiastkę stanowi Valpolicella classico ripasso, czyli dojrzewająca w nie płukanych beczkach po Amarone.
Alicjo, Czy Ty tu widzialas kacze cycuszki we wsklepie? Narobili mi smakow, ze ho, ho.
Tuska
Najlepsza to jest kaczka żywa. I kwacząca.
Torlin, co Ty? akurat te sa najgorsze, wlasnie dlatego, ze dalej kwacza
Sławek,
masz rację, masz rację 😉
Tuśka,
nie zwracałam uwagi na biusty kacze, ale zerknę – skoro sa indycze, to pewnie i kacze? Sprawozdam, jak znajdę.
Torlin, ja Ci bardzo dziekuje za kwaczaca kaczke, kto by ja pozbawil zycia, NIE JA!!!
Żadnego żywego drobiu Torlinie. Dosyć miałam ganiania po sąsiadach i żebrania, żeby mi ktoś kurę, koguta albo kaczkę o głowę skrócił. Niektóre kury u mnie dożywały sędziwego wieku. A skubać to-to i sprawiać i owszem, potrafię, ale przyjemności mi to nie sprawia.
haneczko, jak kusić, to kusić, bo kto powiedział, że życie ma się składać z łatwych wyborów? 🙂
Ja taką pomarańczową kaczkę najbardziej lubię z ryżem, bo ma stosunkowo mało własnego smaku i pozwala sosowi zabłysnąć. Ale żeby ten ryż chociaż wyglądał efektowniej, mieszam go po ugotowaniu ze świeżym masłem i odrobiną szafranu. Dowcip polega w tym przypadku na brakoróbstwie – jak się wymiesza niezbyt dokładnie, to ryż jest w biało-żółte plamy. Uczciwie mówiąc, smaku to aż tak bardzo nie zmienia, ale właśnie dlatego można zaserwować nawet konserwatytwnej rodzinie, mając równocześnie miłe poczucie, że ci z Michelina daliby jedną gwiazdkę więcej. 🙂
Jarzyna też powinna być w miarę neutralna, bo to kacze biusty występują w roli pierwszych skrzypiec. Może być zielona sałata, ale przyprawienie jej zależy od tego, czy jest serwowana równocześnie, czy też – francuskim zwyczajem – po. Jak równocześnie, to bałabym się truskawek albo innych rzeczy dominujących smakowo, żeby tych pomarańczy nie zagnały do mysiej dziury. Wtedy chyba tylko lekki winegrecik. Natomiast po to już można sobie bardziej poszaleć, z truskawkami włącznie.
Mój ulubiony zestaw – sałata po, ale i tak tylko z winegretem jak ptasie piórko (w beznadziejnych przypadkach absolutnych wrogów winegretu od bidy sos jogurtowo-cytrynowy), potem chwila przerwy, pogaduchy, krzątanina, a potem wjeżdżają na stół plastry gruszki z roquefortem albo innym dobrym pleśniakiem. A potem można już spokojnie umierać. 😀
Ale sybaryta z tego Bobika… 😉
W sprawie wyroku sądowego chciałem nieśmiało zauważyć, że dotychczasowa dyskusja wydaje mi się omijać sedno rzeczy, które dla mnie jest nie w tym, czy ma się dosyć informacji, czy matka brała czy nie brała, a może bierze, czy dziennikarze informują rzetelnie, czy stronniczo, itd. To są sprawy też ważne, ale nie tylko w tym konkretnym przypadku, a w każdym. Ale w tej konkretnie sprawie mnie oburza i zdumiewa co innego – dlaczego w ogóle jest mowa o seksualnej orientacji tej matki?!! Jakim prawem?!! Co to ma do rzeczy?!!
Oczywiście tak naprawdę wiem dlaczego – bo w Polsce „prawidłowej” bądź „odmiennej” orientacji przypisuje się „z natury rzeczy” wartość moralną. A ja uważam, że dziennikarz nie ma prawa nie tylko oceniać czyjejś seksualnej orientacji, ale w ogóle jej upubliczniać bez wyraźnej zgody zainteresowanego. Mnie nie ma nikt prawa zaglądać pod kołdrę, o ile nie przekraczam prawa i innym też, koniec, kropka. O ile się nie mylę w Polsce ani homoseksualizm, ani heteroseksualizm nie jest karalny, więc dlaczego w ogóle pojawia się ta kwestia w związku z wyrokiem sądowym bądź publikacją prasową o jakiejś osobie? Ja w tym momencie wydaję z siebie wielkie wrrrrrrrr!!! i nie mam nawet ochoty na dyskusję o dalszych szczegółach 👿
Andrzeju J. – myślę, że „po znajomości” Bobik zarezerwuje nam kwatery obok siebie, co?
Bobiku – bezpośrednią przyczyną tego stanu rzeczy jest postawa Mamy – Babci. To ona poinformowała media. Dla niej to był klucz oskarżenia. A prasa – jak wszędzie, gdzie wchodzi w grę łamane tabu kulturowe, aż się ślini. To samo było z sexaferą w Samoobronie. Media się strasznie gorszyły ale z lubością cytowały rubaszne odzywki działaczy S.
Haneczko, sladem Bobika idac w strone dodatkow do kaczki obecnych nienahalnie proponuje taka rzepke:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Rzepa
podgotowana i wykonczona w karmelu na patelni, podana w ostatniej chwilce
A niech te kaczke ges kopnie!
Co sie dzieje z Panem Lulkiem???
Moze znow poszedl byl na dziewczynki….widze. ze musze kupic bilet.
Tuska
Bobik, w kwestii poważnej. Masz wszystkie możliwe racje. I jakież to by było proste, gdyby orientacja seksualna wiązała się z postawą etyczną! Niestety, nie chce, czego przykładem jest zbyt wielu bardzo nieetycznych heteryków.
Kaczka będzie w pomarańczach, bo ciekawość mnie zżera jak to tak bez przypraw. Do tego ryż, część z szafranem, część nie. Przy sałacie trochę pokombinuję. Kaczka Pana Piotra przy okazji kolejnej wolnej niedzieli, czyli za trzy tygodnie.
Jutro naleśniki z truskawkami Pyry.
Pyro, ja wiem, że prasa jest łasa na wszystko, co skandalem pachnie. Ale z tutejszej perspektywy, to ja się gotuję, że homoseksualizm może dla kogoś być skandalem. Owszem, kołtuństwo jest wszędzie, ale np. niemiecki kołtun na ogół jednak ma już świadomość, że głośne pomstowanie na gejów albo czarnoskórych jest rodzajem bąka w salonie – o tym się mówi do równie kołtuńskiej kumy, ale nie publicznie. No, czasem publicznie wywleka się jakieś takie rzeczy (za zgodą zainteresowanych!) w jakichś kretyńskich tokszołach, ale i tam publiczność zwykle reaguje w kierunku „a co komu do jego”. W Polsce brakuje mi właśnie tej w miarę powszechnej świadomości, że od życia intymnego, wyznania, pochodzenia, itp. powinni się wszyscy odpinkwolić, jak również społecznego nacisku – ale szerokiego, nie tylko małych grup – na to, żeby pewne zachowania uchodziły po prostu za nieeleganckie. Nadmiar political correctness też wprawdzie potrafi mnie zirytować, ale z dwojga złego już wolę to niż otwarty rasizm, seksizm, albo homofobię.
Uffff, wywarczałem się! Ja chyba mam podobnie jak Helena – strasznie źle znoszę różne takie numery!
Za mną to nikt nie zapłacze….nie zawoła…Antoś, gdzieś ty,ach gdzieś!! 😉
Pijecie, piszecie, świńtuszycie, lulkujecie, oj….aż miło poczytać!
A ja taki zajęty jedzeniem truskawek jestem. Sezon w pełni drodzy moi!! Szparagi to ja sobie mogę odpuścić, truskawek nie! Kilogram dziennie muszę zjeść.
Były już kluski z truskawkami i śmietaną. Lubię….och lubię, mało to wyrafinowane ale lubię! Naleśniki z Pyrowymi smażonymi też były. Dobre! Było też Bobikowe truskawkowe c..o, ciekawe, o odświeżającym rześkim smaku, ale… Bobik sory, następne za rok.
Jakieś radiowe złe podkusiło zrobić truskawkowy sos do zielonych szparagów. Albo czegoś nie dosłuchałem, albo opowiadacz czegoś nie dopowiedział. Nie smakował. Było to tak: zmiksować szklankę truskawek z 10 ziarnami zielonego pieprzu( takiego z zalewy) ciut soli i cukru.
Było to śliczne! Biały talerz, trawiasta zieleń szparaga, aksamitna czerwień zmiksowanych truskawek. Malarskie jedzenie, pokarm dla oczu ale kubeczki nie zwariowały, powiedziałbym że pokryły się lekką rdzą.
Czy ja coś spieprzyłem? Robił ktoś kiedyś coś takiego?
Tuskawki solo, truskawki z jogurtem. Teraz jeszcze knedle!! Poproszę o niezawodny przepis na knedlowe ciasto!! I żeby się nie paprało i do rąk nie kleiło. Żeby knedli wyszło dużo i szybko! Pewnie będę musiał je sobie sam zrobić…Antkowa powiada, jak masz chęć to sobie ugotuj…
ona może mnie karmić (jak to chłopa trzeba wg. szkoły Pyry) ale pod warunkiem że ja nagotuję – tu Antkowa mocną poczuła solidarność z Heleną. Oj biedny, ja biedny…przybył jej kolejny argument! Helena! Trudno będzie. 😉
Wracają polacy z robót na wyspach. Nie tylko oni tu ciągną!
Dzieńdzieckowym pobytem na wsi spotkaliśmy wędrującego po węgrowskich piaskach Szkota, młodziaka takiego czerwonego na gębie, który to porzucił ojczyznę i postanowił pobyć w Polsce. Ślepy los jednak uczynił że wpadł a nasze ręce…usta właściwie. I już go nima, ni promila!
Została tylko wizytówka : Johnnie Walker
Pamiętajcie o truskawkach!
Truskawki są piękne, inspirujące…smaczne też.
http://picasaweb.google.pl/antekglina/Trusmi/photo#5207706355166380594
Idę teraz wypić za Wasze zdrowie maślanko-truskawkowy koktajl. Hej!!!
O! Do czego zużyć resztę zielonego pieprzu z zalewy?
Kiedyś coś tu o nim było, ale zapomniałem.
W Trójmieście nie ma kłopotu z biustami kaczymi. Są praktycznie zawsze w delikatesach Bomi. Ja sosy najchetniej jadam na ryżu, rzeczywiście dobrze absorbuje smaki. Ale dobre ziemniaczki też potrafią absorbować, jak się im trochę pomoże
Slawku, rzepki na targu jeszcze nie ma. W karmelu nie jadłam nigdy. Dorzuć parę szczegółów proszę.
Truskawki w Milanówku… Nigdy nie byłam w Milanówku, ale z piosenką Młynarskiego skojarzyło mi się miejsce sielskie-anielskie. Nie pojadę do Milanówka. Nie chcę rozczarowań. Kiedyś takie przeżyłam, kiedy uparłam się pojechać do Tomaszowa. Było jak u Tuwima – cisza wrześniowa i dalej – cisza i marazm i pijaczyny na rynku i panny pachnące pomadą , a nie mydłem. Więc nie pojadę do Milanówka.
To miejsce, ale nie ten czas, Pyro.
Bywa i odwrotnie. Dostałam kiedyś z okazji orchideę od pana męża. Za nic nie chciała pasować do naszego mieszkania. Bardzo to było zabawne i pouczające doświadczenie 😉
Antku, zielony pieprz kocham, ale prędzej by mi serce pękło, niż bym go włożył do miksera. Cała radocha z zielonym pieprzem jest w tym, że w jakimś w miarę łagodnym i neutralnym smaku natrafiasz nagle na trzaskające pod zębem ziarenko, które przenosi cię nagle w zupełnie inny wymiar smakoprzestrzeni.
Kiedyś tu już chyba podawałem patent na sos czosnkowy Kingi (moja mama). Majonez z dużą ilością drobno posiekanego czosnku, zielonym pieprzem (ilość zależna od upodobań), odrobiną szafranu i odrobiną estragonu. Jako dip do bagietki albo ciabatty, jako dodatek do mięs, zwłaszcza grillowanych, do nabierania na listek sałaty lub kawałek papryki i co tam jeszcze w łapy wpadnie. Ma tendencję do bardzo szybkiego znikania, ale nie należy robić na zapas, bo na drugi dzień zmienia smak.
Drugi patent z zielonym pieprzem, który uwielbiam, to szybki sos do smażonych mięs. Na patelnię, z której się smażeninę zdjęło, wlać trochę wody, trochę wina (ja tu często popełniam herezję i używam białego nawet do wołowiny), wrzucić posiekanego czosnku, ew, jakichś ziółek, ale nie za wiele, zielonego pieprzu i wszystko zagotować. Dosolić do smaku. Ja jeszcze leciutko zagęszczam gotowym zagęszczaczem, który jest wiele lżejszy niż mąka i wygodny w użyciu, ale można też mączką ziemniaczaną. W ostatnim momencie dołożyć nieco creme fraiche. Opis jest taki długi, że nie brzmi to tak błyskawicznie, ale jak się przygotuje wszystkie składniki i obczai ulubioną ich proporcję, to samo zrobienie sosu zabiera naprawdę półtorej minuty Oczywiście mięso musi w tym czasie spoczywać w błogim ciepełku.
I jeszcze nieco perwersyjna przekąska – melona, ale nie arbuza, tylko takiego żółtawego w środku, pokroić na kawałki (takie na jedno chapnięcie) i na każdym kawałku położyć ziarenko zielonego pieprzu. Popite białym, nie nadmiernie wytrawnym, winem robi niebo w gębie, ale raczej unikałbym podawania tego na Zjeździe Konserwatystów jakiejkolwiek maści. 😀
Antek – nie jesteś poszukiwany, bo wiadomo przez rok cały, kiedy bywasz na blogu. Trusmiś zabawny i uroczy. Czy w Twoim ogrodzie też truskawkowo?
Stanislawie,
Do Trojmiasta jest mi strasznie daleko, szukam cycuszkow w zasiegi reku….
Tuska
Pyro, kwatery obok siebie mamy wcześniej czy później zapewnione – przecież umawialiśmy się na wspólne piekło. Cyrograf został podpisany publicznie, na blogu, więc nikt się nie wywinie! 😀
Krucafuks!, że się tak wyrażę po owczarkowemu! 🙁
Wszyscy sie wymądrzają na temat prawa do wolności orientacyjnej Mamy lub kołtuństwa Babci, snując przy okazji wątpliwej jakości rozważania na temat; jak to źle i nietolerancyjnie jest w Polsce.
Nikt, dosłownie nikt, nie zająknął się ani słowem na temat dziecka, które w tej dyskusji jest traktowane, jak stołek, przestawiany w zależności od prezentowanej opcji, z kąta do kąta…
A może analiza całej tej sprawy pod kątem dobra dziecka, dała by wyjście z sytuacji. Skoro Babcia jest nawiedzona i kołtuńska, a Mama nie gwarantuje właściwej opieki, to może jest trzecie rozwiązanie, które uchroniłoby to nieszczęśliwe dziecko przed wpływami i jednej i drugiej?
Czy konieczne jest wybieranie tzw. mniejszego zła?
Przepraszam, ale się wk……m!
Leno, nie znam realiów w Twojej okolicy, ale doświadczenie podpowiada mi, że na temat kaczych wypukłości zwykle coś wiedzą Chińczycy. Jak się ich z kilkoma uniżonymi ukłonami pociągnie za język, to wszystko wyśpiewają! A jakiś chiński shop albo restaurant na pewno u siebie znajdziesz. 😀
Ma rację gospodarz z tą kaczką do Amarone.
Raczej piersi kaczęce z letnią zblanszowaną kapustą doprawioną odrobimą wędzonki , spiurowanymi ziemniakami przyprawionymi parmezanem oraz z sosem na czerwonym winie i balsamiku z suszonymi słońcem pomidorami.
Znaczy ziemniaki i kompot.
Do tej pomarańczowej to raczej białe wytrawne, gronne i kwietne – choćby ten drań Gewurztraminer francuski albo i południowoafrykański.
A z ryżowego makaronu (Risoni) znakomita zupa Pasta in brodo Royal. Robi się w dziesięć minut.
Mmm…..
Jędrzeju, ależ o to przecież cały czas chodzi, że sprawa powinna być rozpatrywana WYŁACZNIE pod kątem dobra dziecka, bez sięgania po argumenty całkowicie pozamerytoryczne, w rodzaju orientacji seksualnej kogokolwiek.
W sprawie wyroku sądowego i całej sprawy….
Od razu przypomniała mi się historia dziecka, które mamusia właściwie oddała opiekunce. Miała ważniejsze sprawy na głowie od chowania dziecka. Gdy synek podrósł, pokochał opiekunkę i zaczął ją traktować jak matkę, rodzona mamusia przypomniała sobie o potomku!
Dopiero co szukano dwóch dziewczynek uprowadzonych przez rodziców do Austrii. Był to już drugi raz. Poprzednio kochający rodzice po pół roku rozmyślili się i podrzucili wtedy całą szóstkę dzieci pod drzwi domu dziecka.
Wczoraj reportarz o cioci, która postanowiła zaopiekować się małą dziewczynką . Ciocia ceniona pielęgniarka zakatowała pięciolatkę…..
Wniosek mój, jak najbardziej subiektywny!!! Sąd postanowił bardzo roztropnie , ochronił małe dziecko i już. Jednocześnie dał możliwość wykazania się matce. Chyba uczciwie? U mnie zrozumienia matka , która porzuciła już raz dziecko, nie znalazłaby. Tak samo bardzo bym się przyglądała Białorusince, matce małego Jasia. Skoro raz nie zadziałał instynkt macierzyński to może ponownie zawieść.
I orientacja seksualna nie ma tu nic do rzeczy!
Brzucho – zajrzyj do poczty.
Andrzej J. na jaki adres wysłać Ci e-mail ?
Ok! O pieprzu mam. Bobik dzięki, pieprzowy brachu jesteś!
A knedle?
Nie umiecie robić knedli?? Co sie porobiło, nikt knedli nie umie….. 🙁
Haneczka też?
Pyro, a kiedy ja tu bywam, bo już nie wiem?
A truskawek nie mam u siebie. Coraz mniej wszystkiego co wymaga pielęgnacji. Ot tak z lenistwa i braku czasu. Ostatnio po jakiś dziesięciu latach zabawy w wodne oczko wywiozłem na wieś ryby. Nie będzie mnie wkurzała zieleniejąca woda a one będą tam miały nowych kolegów i koleżanki…i bezmiar wód ogromny do dyspozycji i zimowisko na miejscu
a nie w piwnicznym akwarium. Stopa, właściwie płetwa życiowa im się podniosła.
Ciekawe tylko kiedy kto złowi pierwszą złotą rybkę i jaką zrobi wtedy minę? I czy spełni ona komuś trzy życzenia? Mnie, ni chusteczki, nie spełniły.
Pyro!
Dzięki, że pamiętasz…
and.je.ski@gmail.com
Pyro!!
Ja też poproszę tę tajną/poufną informację. 🙂
Antek – pewnie, że robimy knedle. Ja robię ciasto ziemniaczane, jak na kopytka (może odrobinę luźniejsze) toczę gruby wał na rozsypanej mące, odcinam plastry, rozklepuję na namączonej dłoni, zawijam owoc i toczę z tego kulkę i tak dalej. Nie ma siły, żeby całkiem się nie lepiło, ale mąka pomaga.
Dopiero co wróciłam po 4 godzinnej nieobecności, napisałam wpis – i łotr się wydarł, że podaje wpisy za często. No wiecie co?!
Leno-Tuśko,
w Toronto Chinatown dostaniesz i w Missisauga, moze też być w Loblaws lub Dominion, podpowiada mi synowa, ale tych dwóch nie jest pewna. Ja nie mam dzielnicy chińskiej tylko 2 sklepy azjatyckie 🙁
W Loblaws nie byłam jeszcze, to nie sprawdziłam. Byłam w A&P i diabli mnie ponieśli, bo były czekolady Lindta, gorzkie, 70%. 3.20 jedna, machnęłam ręką, ale patrzę, obok jest Lindt – czekolada 70% z chili!!!
Cena 3.79$.
Zaszaleję, a co, a potem najwyżej wypróbuje przepis ASzysza. W kasie paniusia zaśpiewała 6.99$ !
Zrezygnowałam, wykłóciwszy się uprzednio, ze trzeba wyraziściej ustawiać te ceny i przy towarach, a nie, że to cena towaru obok i tak się „przesunęło”. Zła jestem dzisiaj, to nakrzyczałam.
Miało być słońce, jest deszcz z przerwami. Tyle, ze wieje i temperatura rośnie. Może coś przywieje, a raczej przewieje chmury.
Bobiku,
Twoje pieprzenie wkleiłam do /Przepisów, bo ja tez pieprz koloro lubię i używam tak jak Ty, w całości.
Troche jestem do tyłu w zbieraniu przepisów, ale nadrobię, nadrobię 🙂
Antku, ja robię knedle z ziemniaków ugotowanych , jajka, mąki. Lubię dodać do pszennej trochę ziemniaczanej. Mam też przepis ( nie próbowałam nigdy) , gdzie dodaje sie kaszy manny:
1 kg ziemniaków, 2 jaja,1/2 szkl. kaszy manny, 1/2 szkl. mąki, sól.
Najbardziej lubię knedle ze śliwkami. Truskawkowych nie robiłam. Chyba trzeba spróbować….
Pyro pływam już od paru dni non stop. Stąd tez moje stwierdzenie *kolejny dzień jest lepszy sexu*. Zwalam wszystko na dzień, w końcu wszystko jasne. Nie wypowiadam się o nocy, która ma również swoje zalety. A i podczas niej wszystko jest możliwe, prócz surfowania po wodzie. Toto tylko w realu.
O snach mógłbym i powinienem jeszcze troszeczkę klepnąć. W końcu klepałem, ze TAKIE BABKI mogą się przyśnić. I tak tez się stało. Przyjaciel pierwszy usłyszał relacje snu.
Uszy mu oklapły, a po chwili nastąpiły i wypieki na twarzy. Nie wiem czy ze złości czy z zazdrości? Ale usłyszałem, ze o takich rzeczach nie powinienem klepać. Ba, dochodził, co łykałem poprzedniego dnia. A ze przyjaciel jest mądrzejszy ode mnie, to opowiem co innego.
Na początku był chaos. Dopiero po czasie człekosurfista poczuł zespolenie z naturą. Trwało to do momentu kiedy znalazłem się na brzegu. Z własnej woli. Gdzie jegomość w wieku wskazującym na świadczenia emerytalne z końca lat 80_ych dopytuje się, gdzie napędzający deskę silnik jest chowany?
hmmm? Toto napędzane jest wiatrem łapanym w żagiel.
Panie, ja wiem jak pływają zagłówki! Ale ta deska to zapierdala na wodzie. Bez silnika to nie możliwe!
I o czym tu gadać, jak nie ma o czym mówić. Ten typ nie reaguje na nic. Ma tak jak ma.
Ja wiem, ze to co mnie otacza, zależne jest ode mnie, od wiatru od wody i od natury.
I to jest przygoda, która odbywa się na łonie przyrody i z dala od takich exotów.
A gdzież to Gospodarstwo się wybiera latem, ze aż szczepienia potrzebne? W daleko daleko zamorskie kraje pełne niebezpiecznego robactwa?
Dziś pierwszy raz w życiu poszłam na łatwiznę typu sos w słoiku. Miałam ryż ugotowany, kupiłam ten sos z ananasem i brzoskwinią oraz pierś kurczaka. Nawet było dobre, ale moje dziecię widząc sobie nie znaną konsystencję sosu, nawet nie spróbowało! Potem poszła do swego kolegi-narzeczonego i tam spałaszowała ziemniaki z kiełbasą informując tamtejszą panią domu , że w prawdzie mama dała obiad, ale był niedobry i go nie tknęła ,dlatego jest bardzo głodna. Gdy wróciła do domu , pytam co chce na kolację, a ona , ze jadła i opowiada całą historię. Zaniemówiłam……Ale mi narobiła obciachu!To był mój pierwszy i ostatni słoik w życiu! Lepiej już było zrobić jajecznicę….
Małgosiu dbaj o baterie w pilocie. Inaczej możesz skończyć jak słoik.
Arkadiusie,
w Cejlony czyli Sri Lanki, dlatego szczepia się, a ja bym w dalszym ciągu dwururike albo przynajmniej parę granatów 😉
Będziemy mieli herbatę na II Zjezdzie:)
Antek, podawałam przepis na knedle Lenie. Nic nie mówi (o knedlach znaczy) więc nie wiem, jak jej wyszło.
Podaję jeszcze raz i zaznaczam, że:
robię z sera prosto od krowy więc proporcje mogą wymagać subtelnej modyfikacji, ciasto powinno być elastyczne i ciągliwe, raczej zbyt luźne niż zbite
1/2 kg twarogu
po 10-20 dkg mąki i kaszy mannej
1 jajko
sól
ser zmielić, dodać resztę, wyrobić, odrywać kawałkami, formować cienki placuszek, oblepić truskawkę albo inne owocowe. Gotuje się po wypłynięciu bardzo krótko. Z tego samego ciasta leniwe, bardzo delikatne.
Trzeci raz nie powtórzę, żeby nie wiem co.
Antku sprawozdania qwartalnego to ja oczekuje. Jak tak dalej pójdzie to nastąpi nagana z wpisaniem do akt.
Alicjo ja tam łatałbym zimą. Raz już mięliśmy wszystko przygotowane. Szczepionki, bilety i inne bajery. A tam zrobiło bum bum bum.
To my ciało w troki i do Senegalu. Tez było ciepelko zima i bez dodatkowych efektów dźwiękowych.
Zgadzam sie, ze wszystkim co Bobik dzisiaj powiedzial na tym forum za wyjatkiem tego, ze do kaczki w pomaranczach najlepsza jest zielona salata. Kazde dziecko (bo czytalo Brzechwe) wie, ze do kaczki sa buraczki. Takze czerwona kapusta i marchewka z miodem i maslem, bo maja slodycz.
Leno, w orientalnych sklepach dostaniesz kacze piersi, tez cale swieze, tanie kaczki do kaczek po pekinsku. Supermarkety sprzedaja tylko mrozone.
Dziękuję za knedlowe pomysły!!
Małgosiu, słoiki sprawdzaja się tylko na wakacjach pod namiotem.
Haneczko, kurczesz bladesz, powtórz jeszcze raz bo wylałem na monitor szklankę wody i literki się rozmazali….
Haneczko…. 🙂
Arek, qwartał jeszcze się nie skończył, sprawozdam w swoim czasie.
Ale widzę że krzywa planu rośnie!
A Tobie niech wieje….
To qwa qwa mac Antku!
Kupiłam kiedyś kaczkę na targu i się nacięłam. Ona przed zejściem już pewnie nad grobem stała. Babcia wiedziała, co stare, co młode. Chodziłam z nią na targ w Skierniewicach i pamiętam oglądanie drobiu, ale młoda i głupia nie przywiązywałam wagi do tego, na co patrzę.
Antek 😀
No to masz Haneczko okazje spojrzeć na mnie:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Zdrowko02/photo#s5205365704443974706
Arkadiusie,
przybyłam, zobaczyłam, przywiązałam.
No właśnie. Śri Lanca została wrobiona w Syngalezów, jak Serbia w Albańczyków. Ten , kto sprowadził, powinien posprzątać, a nie robic kłopot na skalę światową. Za oknem co chwile wyje mi syrena na karetce albo radiowozie. JKilka lat temu zbudowano przed moim osiedlem potężną komendę policji, a 1,5 km za osiedlem wielki, nowoczesny szpital. Teraz okna otwarte, a główna droga dojazdowa o 100 m. za lasem słychać każdy „pojazd uprzywilejowany” na moje nieszczęście.
Jutro wieczorem przyjeżdżają moje świnoujskie dzieci, a pojutrze ślub i wesele. Mówiąc całkiem szczerze nie mam wielkiej ochoty iść.
Jestem zmęczona i żegnam się do jutra
Pozdrowić Rybę i Matrosa, którego nie znamy z realu, ale nie szkodzi.
A z kim zostanie Radyjko, jak wszyscy pójdziecie na weselicho?!
Pyro – nastaw się pozytywnie i baw się dobrze!
Tego samego życzę wszystkim.
Qwa to za mało. Qrka też. Tu sie należy klasyczne qrwa!
Śpij spokojnie Pyrko.
Antku nie ma innej możliwości tylko wrzucić na luz.
Wróciłem do domu i przeczytałem wpis Małgosi. Jakby przyjąć za dobrą monetę, co napisali w Rzepie, to Małgosia ma 100% racji. A jeżeli nie, to może i tej racji nie ma. Nadal się upieram, że za mało wiemy o wszystkich elementach sprawy. Zresztą będą wyższe instancje, nie od razu Strasbourg. W ogóle mam awersję do krytykowania sądów, szczególnie po wypowiedziach niektórych miłościwie nam panujących, nie wszystkich jeszcze obecnie. A na razie życzę smacznego wszystkim spożywaczom kaczek do końca weekendu.
Ledwo czlowiek ruszy sie z chaty a tu od razu sledztwo z grozba zakupu biletu, którego koszty, dla unikniecia tupania nogami i spazmów winienem niewatpliwie zrefundowac.
Walter zarzadzil przyspieszony wyjazd za granice czyli do Steiermarku na zakupy. Pojechalismy przy pieknej pogodzie. Zaczelismy robic zakupy. W jednym sklepie bez klopotów. W drugim z przygodami. Po pierwsze spotkalismy moja o wiele mlodsza znajoma, która pracowala kiedys tam gdzie ja. Potem zaczeto robic w tym oddziale przebudowe a ona usamodzielnila sie i jako wolontariusz robi reklame róznych wyrobów w róznych filialach. Dzisiaj byla w Grazu i reklamowala sery firmy z Górnej Austrii. Jako dobry, dawny znajomy zostalem specjalnie potraktowany i moge powiedziec, ze znam wyroby tej firmy. Walter przeszedl z pania na ty, jak to koledzy z handlowej branzy. Zakupy wlekly sie bo on tak manewrowal, zeby pomiedzy dwoma produktami zawsze przejezdzac kolo tego reklamowego stoiska. Powiem szczerze, ze nie mialem nic przeciwko temu i podjadalem jak trzeba. Zrobilismy olbrzymie zakupy i podjechalismy wózkiem do samochodu. Na oko bylo widac, ze duzy Ford kombi nie pomiesci. Produkty spozywcze i reklamacje czy zwroty praktyczie nie wchodza w gre. Zaczelismy kombinowac, co robic a tu niespodzianie podchodzi ta pani od reklamy. Wracala juz do domu po pracy. Widzi nasze niewyrazne miny i pyta w czym klopot. Na cale szczescie stalismy na parkingu pod dachem bo wlasnie lunal deszcz. Pani nie stracila rezonu i kazala wypakowac caly samochód a potem z nieslychana wprawa wydawala rozkazy jak ladowac od nowa. Wyobrazcie sobie stal sie cud i wszystko sie zmiescilo. Nawet ja, na siedzeniu obok kierowcy, mialem wolne miejsce. Dumna, chwilowa, szefowa od zaladunku zapytala bezosobowo. Zadowoleni. W tym momencie Walter, ten zbereznik odpowiedzial, ze liczyl na cos innego. Liczyl na to, ze siedzenie obok kierowcy bedzie tez zaladowane. W tym przypadku ja jechalbym do domu w charakterze kierowcy a on mialby mozliwosc zaprosic pania na wspólna kolacje. Oczywiscie moim obowiazkiem byloby wrócic jutro i oddac mu posade kierowcy wraz z samochodem. Pani stanela w pelni na wysokosci zadania i powiedziala, ze gdyby o tym wiedziala, to ladowalaby w inny sposób zgodny z zyczeniami ale skoro jest jak jest, to daje Walerowi swoja wizytówke i zyczy nam szerokiej drogi.
W Grazu, niebo ze smiechu poplakalo sie calkowicie i polowe drogi jechalismy w ulewnym deszczu.
Teraz jestem w domu, przeczytalem zalegle komentarze i szykuje sie na jutrzejsza wizyte, bo przyjezdzaja Magdalena z Tomkiem z krótka robocza.
Pan Lulek
Ha ha! Szukajac czegos, znalazłam to. Obsesje kaczek mamy albo coś 😉
# Piotr Adamczewski pisze:
2006-10-02 o godz. 12:28
Wet za wet. Przepis za przepis. I też z kaczki.
W głębokiej patelni rozgrzać oliwę, podsmażyć 4 ząbki czosnku przeciśnięte przez praskę, dodać pokrojoną w paski zieloną lub czerwona dużą, słodką paprykę, dodać pokruszone migdały, orzechy, rodzynki, krążki marchewki, polać sosem sojowym i dusić.
Kaczkę podpiec i wyluzować kości. Tłuszcz usunąć. Mięso pokroić na małe kawałki i wrzucić na patelnię. Dodać ostrą przyprawę (np. cayennę, tabasco, peperoncino lub w ostateczności czarny pieprz) do smaku i (na 1 kaczkę) 10 łyżeczek cukru. Dusić aż kaczka zmięknie a cukier rozpuści się lekko karmelizujac.
Gratuluję zwyciestwa!
A moja porażka, której doznałem z Normandii miała miejsce w 1996 roku. Wówczas spotkania z ambasadorami przy stole nie były katastrofą.
Macie rację. Jeśli się nie ma czasu ugotować, należy narobić kanapek lub właśnie jajecznica…Wczoraj się tego nauczyłam. 🙁
Miłego dnia
Arkadiusie, moja córka nie zrobiła tego z wyrachowania. Raczej jestem ofiarą swojej własnej metody wychowawczej pod tyt. szczerość. Helena pewnie powie: A nie mówiłam? 🙂
Gdy próbowałam nakarmić dziecko biwakowym jedzeniem już siedział u nas jej kolega bo mieli razem pojeździeć na rolkach pod moim czujnym okiem (dopiero się uczą), a potem jak przyjechał ojciec tego chłopca, namówili mnie bym pozwoliła córce jechać do nich. Chodziło o jakąś płytę do posłuchania ,no i chcieli razem pobiegać po osiedlu (tam jest dużo bezpiecznej przestrzeni). Dziecko wygadało bo zostało zapytane, a mamusia zawsze każe mówić prawdę więc mam za swoje 😀 .