Tylko dla najedzonych!
Radzę wszystkim, którzy zdecydują się na lekturę, by przed czytaniem najedli się do syta. Wówczas lepiej tekst ten zrozumieją i nie przyprawi ich on o męki piekielnego głodu. Opowiadanie Antoniego Czechowa jest moim zdaniem jednym z najwspanialszych opisów ucztowania. To kwintesencja smakoszostwa.
– Wszyscy teraz chcielibyśmy coś przekąsić, ponieważ zmęczyliśmy się wielce i już czwarta się zbliża, ale to, panie Grzegorzu, serdeńko, jeszcze nie jest prawdziwy apetyt. Prawdziwy, wilczy apetyt, kiedy ci się zdaje, że ojca rodzonego byś zjadł, bywa tylko po wysiłku cielesnym, na przykład po polowaniu z ogarami albo kiedy na ziemiańskiej bryczce machniesz sobie sto wiorst bez popasu.(…) Jadąc do domu trzeba starać się myśleć tylko o buteleczce i zakąsce. Pewnego razu w drodze zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie prosiaka z chrzanem – to z apetytu aż mi się atak histerii przytrafił. No więc, kiedy pan już wjeżdża na swoje podwórko, to powinno wtedy z kuchni zalecieć czymś takim, wie pan…
– Pieczone gąski – te dopiero lubieją pachnieć!…- powiedział honorowy sędzia pokoju, dysząc ciężko.
– Co pan mówi, panie Grzegorzu, serdeńko, kaczka albo bekas może gęsi dziesięć punktów for dać. W gęsim bukiecie nie ma tej subtelności ani delikatności. Najbezczelniej pachnie młoda cebula, kiedy, wie pan, zaczyna się podsmażać i, rozumie pan, skwierczy, podła, na cały dom. A więc, kiedy, kiedy pan wchodzi do domu, stół powinien juz być nakryty, a kiedy pan usiądzie, to natychmiast – serwetkę za kołnierz i – bez pośpiechu cap za karafkę z wódeczką. Przy tym nalewa pan ją, matuchnę, nie do kieliszka, lecz do jakiejś tam przedpotopowej pradziadowskiej czareczki srebrnej albo do takiej pękatej z napisem:
Gdy zakonnik tym nie gardzi,
Nie wzdragay się ty tym bardziey
i wypija pan nie od razu, tylko najpierw pan westchnie, potrze ręce obojętnie, spojrzy na sufit, potem z wolna podniesie pan ją, to jest tę wódeczkę, do warg i – natychmiast panu z żołądka po całym ciele iskry trysną.
Na pełnej słodyczy twarzy sekretarza rozlał się wyraz błogości.
– Iskry…- powtórzył mrużąc powieki. – A natychmiast po wypiciu trzeba zakąsić.
– Słuchaj pan – powiedział przewodniczący, podnosząc oczy na sekretarza – mów pan ciszej! Już drugi arkusz przez pana psuję.
– Ach, przepraszam bardzo, panie prezesie. Już będę ciszej – powiedział sekretarz i kontynuował półszeptem. – No więc, a zakąsić, panie Grzegorzu, serdeńko, trzeba także znając się na rzeczy. Trzeba wiedzieć, czym zakąsić. Najlepsza zakąska, jeśli chce pan wiedzieć, to śledź. Zjadł pan dzwonko z cebulką, w musztardowym sosie, natychmiast dobrodzieju ty mój, dopóki czuje pan jeszcze iskry w swym łonie, spożywaj pan kawior sam albo, jeżeli pan woli, z cytrynką, potem zwykłą rzodkieweczkę z solą, potem znowu śledzika, ale już najlepiej, dobrodzieju, rydzyków solonych, posiekanych drobniutko na ikrę i przyprawionych, rozumie pan, cebulką i oliwą prowansalską…Delicje! Aliści wątróbka miętusa – to dopiero poemat!
– Ta-ak… zgodził się honorowy sędzia pokoju. – Na zakąskę dobre są też te…duszone białe grzybki.
– Tak, tak, tak…z cebulką, wie pan, z listkiem bobkowym i z wszelkimi korzeniami. Podniesiesz pokrywę, a tu spod niej para, aromat grzybowy…nieraz to aż łza błyśnie w oku. Skoro zaś z kuchni przyniosą kulebiak, należy bezzwłocznie wypić po raz drugi.
– A więc, przed kulebiakiem należy wypić – ciągnął sekretarz półgłosem; tak go już poniosło, że jak słowik w czasie śpiewu słuchał tylko własnego głosu. – Kulebiak powinien być apetyczny, bezwstydny, w całej swej nagosci, żeby aż ciągoty brały. Mrugnie człowiek na niego, odetnie porządny kawał i palcami nad nim zacznie przebierać, ot, sobie, z nadmiaru czułości. Zacznie go jeść, a tu masełko z niego jak te łzy, bo nadzienie tłuste, soczyste, z jajkiem, z dróbkami, z cebulą…(…)
– Dwa takie kawałki pan zjadł, a trzeci zachował pan do kapuśniaku – ciągnął sekretarz w natchnieniu. – Więc kiedy pan uporał się z kulebiakiem, to natychmiast, żeby nie spłoszyć apetytu, każ pan kapuśniak podawać…Kapuśniak powinien być gorący, ognisty, ale najlepszy ze wszystkiego, dobrodzieju mój, jest barszczyk po ukraińsku z wędzonką i parówkami. Podaje się do niego śmietanę i świeżą pietruszeczkę z koperkiem. Znakomity jest też bulion na dróbkach i młodych cynaderkach, a jeśli pan lubi zupy, to najlepsza taka z korzeniami i jarzynami: marchewką, szparagami, kalafiorkiem i tym podobną jurysprudencją.(…)
– Skoro pan skonsumował barszczyk albo zupę, natychmiast każ pan podawać rybę, dobrodzieju. Z ryb, które głosu nie mają, najlepsza to smażony karaś w śmietanie; jednakże żeby nie pachniał bagnem i żeby miał delikatny smak, trzeba trzymać go żywego w mleku przez całą dobę.(…)
– Dobry jest także sandacz albo karpiszon w sosie pomidorowym z grzybkami. Ale ryba nie syci, panie Stefanie, jest to posiłek nieistotny, najważniejsza treść obiadu to nie ryba, nie sosy, lecz pieczyste. (…) Jeżeli, przypuśćmy, podadzą na pieczyste parę bekasów i jeżeli dodać do tego kuropatewkę albo dwie tłuściutkie przepióreczki, to pan tutaj o wszelkich nieżytach zapomni, najświętsze słowo honoru. A pieczona indyczka? Biała, tłusta, soczysta, wręcz jak ta nimfa…
– Mój Boże, a kaczka? Jeśli wziąć młodą kaczkę, taką, która dopiero co, o pierwszych przymrozkach zakosztowała lodu, i upiec ją na brytfannie z ziemniaczkami, i żeby ziemniaczki były drobno pokrajane, i żeby się przyrumieniły, i żeby kaczym tłuszczem przeszły, i żeby…
Przyznać trzeba, że Antoni Czechow – bo to fragmenty opowiadania „Syrena” tegoż właśnie rosyjskiego autora – znał się na kuchni. A ja pędzę do spiżarni!
Komentarze
Dlaczego tak pózno !
Czlowiek po sniadaniu, nie powiem, zeby bylo skromne ale nie to co u Gospodarza. Albo u Czechowa. Bo na sniadanko byly tylko dwa biologiczne jajeczka od kur sasiadów, czyli nie podrabiane, smazone na chudym bekonie ale ze smaluszkiem. Do tego mloda cebulka z reki, prosto spod ziemi matki. Do picia zas miejscówka, czyli woda mineralna. Arabska.
Smacznego zycze, do dobrego apetytu zachecac nie musze.
Pan Lulek
Dzień dobry śpiochy.
Moje ucztowanie skończyło się na kulebiaku, no może jeszcze parę łyżek zupy by się zmieściło. Potem już tylko oczy jedzą, a nos torturuje zrozpaczone jestestwo 🙁
Zaiste gargantuiczne apetyty. Rosjanie kochają pisać o jedzeniu. Uczty tołstojowskie w „Annie Kareninie”, te istrukcje wydawane kelnerowi przez Obłońskiego, te sceny smażenia konfitur w sadzie, ten obiad urodzinowy Nataszy w „Wojnie i pokoju”. A sceny posiłków myśliwskich w „Zapiskach myśliwego”? A jadło w chutorach w „Cichym Donie” i jeszcze ;przejmująca scena wieśniaczki jedzącej kapuśniak przy zwłokach syna – jedynaka (Turgieniew, tytułu opowiadania nie pamiętam) i dziedziczka, która uznała matkę za nieczułą i matka, która tłumaczy, że kapuśniak trzeba zjeść, bo przecież osolony. Ostatnie zdanie Autora – „Pani patrzyła zdziwiona. Dla niej sól była tania”). Eh, zostało z życia wspomnienie lektur smakowitych albo smętnych, albo mądrych.
U Pyr na śniadanie twarog + młoda cebulka. Radek na rannym spacerze pogonił 2 wiewiórki. Bardzo się skarżył, że nie chciały się bawić i zwiały.
Nie doczytalam – pedze do domu obiad pitrasic.
No bo ja dopiero prace koncze – 17-sta sie zbliza.
Do zobaczyska
E.
Oczka mi się zamykają , ziewaczka ogarnęła .
Na jedzenie patrzeć nie mogę.
Wszyscyśmy jacy tacy, ale na stanowiskach od ósmej.
Chyba pójdę po kawę do sklepu. Trzeba zbierać siły na Burgenlandzkie szaleństwa.
Bardzo lubię karasia w śmietanie,…ale żeby go pluskać żywego w mleku przez dobę… 😉
Całość wysoce smakowita! 🙂
Genialni literaci potrafią łechtać zmysły smaku. Ale czyż zdanie (cytuję z pamięci, więc niedokładnie): „Udziec na jutro prrzygotowany, a amarone jeszcze leży w winiarce” nie zastąpi tego całego opowiadania Czechowa?
Krupnik nastawiony, bigos sie rozmraza, teraz jeszcze tylko niewielki deser przygotowac i obiad gotowy. Nie taki jak u czechowa lecz rownie smakowity.
Pyro – potraktuj Radka szparaga to mu psie smuteczk znikna.
Byl Rupert, zlota raczka. U niego. zeby dostac temin trzeba byc cierpliwym i dlugo czekac. Muli dostala nowy mebel do swojego pokoju. Mebel ten nazywa sie beznóg. Jest to stól który niema nóg. Grubosc plyty piec centymetrów. Nóg stolowych oczywiscie niema, stad nazwa. Radek tez móglby dostac cos takiego. Wypilismy wspólna kawke a Muli poza stolem dostala w prezencie smakowitosci. Ona niestety jest juz leciwa i malo aktywna zyciowo. Normalne koty uliczne zyja trzy, cztery lata. ona ma juz lat 12 i sily powoli ja opuszczaja.
Przyjaciólka Muli byla ostatnio w Pekinie i przesyla sprawozdanie
http://www.slideshare.net/guestc3f996/beijing-fast-food-402956
Jest na co popatrzec
Pan Lulek
Pięknie i sugestywnie. Jestem pełna podziwu dla pojemności żołądków co niektórych.
Wódka pita w czarce pradziadków przypomniała mi informację ze wspomnianej parę dni temu przeze mnie książeczki Mariana Barusia, dotyczącej powiatu hrubieszowskiego. Otóż w dawniejszych czasach w Świerszczowie i Kozawach był praktykowany ciekawy sposób podawania wódki gościom.Mianowicie wódkę podawano w misce, a domownicy i goście pili ją drewnianymi łyżkami.Wiadomości tej, jak pisze autor, nie udało się potwierdzić w innych wsiach, czyli zwyczaj był bardzo unikalny.
Bardzo spodobało mi się zdanie o” podłej „cebulce co skwierczy podsmażana na cały dom. 🙂
Małgosiu,
Zwyczaj podawania gorzałki w misce i spożywania jej łyżką jest znany w Skandynawii od siedemnastego wieku. Przedmioty te były wytwarzane jeszcze w drugiej połowie dziewiętnastego wieku a obecnie są dość atrakcyjne na rynku antyków.
Być może zwyczaj ten znany jest i w innych częściach Europy – bo ja wiem?
Małgosiu – podła cebulka = zwykła cebulka, jak u Mickiewicza ten bigos z jarzyn „sztucznie” złożony( tu sztucznie = kunsztownie)
Echidna wchodzi w etap krupników i bigosów, a ja jem pierwsze rzodkiewki z ogrodu, takie podługowate czerwone z białym koniuszkiem, soczyste, delikatne, lekko ostre, idealne 😎 Na śniadanie już drugi tydzień codziennie smoothie. Dziś był banan, sok pomarańczowy, pół jabłka, garść malin i ciut tartego imbiru. Gramów od tego mi nie ubywa, ale kondycja rośnie 😉 A teraz muszę się sprężyć, bo zadzwonił Osobisty. O 12:00 zjawi się na obiedzie z kolegą 😯 Oczywiście zapytał, czy może go zaprosić? Kolega z innego regionu. Przecież nie pośle go do restauracji, a sam pojedzie do domu odległego o kilometr 😯
Po pierwsze primo: jestem pelna podziwu dla Pryrowej znajomosci mojej literatury ojczystej. Pelny szacunek, uwazajemaja Pyro.
Po drugie primo: udziec jagniecy czy tez barani (tym bardziej) donaga sie sosu mietowego robionego w domu w 5 minut (nie jest to to samo co sie kupmy ze sklepu).
Sos mietrowy wedle Clarissy:
Duza garsc swiezej miety (ok. 50 listkow)
1 lyzeczka cukru
1 lyzka wrzatku
1 lyzka bialego octu winnego lub soku z cytryny
Rozetrzec miete w mozdzierzu. Zasypac cukrem i zostawic az wchlonie sok z miety. Dodac lyzke wrzatku (tyle by sie cukier calkowicie rozpuscil) Dodac octu lyb soku z cytryny.
Dobrze sie przechowuje w lodowce w mocno zakreconym sloiku.
Innym tradycyjnym dodatkiem do branaiego udzca jest sos mietowo-agrestowy, zupelnie inny w wymowie, no ake agrestu teraz nie uswiadczysz, wiec nie podaje.
Mialo byc ” nie to samo co kupny ze sklepu”.
To, co przyjaciółka Muli przywiozła z Pekinu, potwierdza teże, że jadalne jest wszystko, co na ziemi, a nie jest pociągiem pancernym i wszystko, co lata, prócz samolotów.
O 5:50 mojego czasu wyglądam przez okno w kuchni… 😯
http://alicja.homelinux.com/news/img_4512.jpg
Czy to Józefina składa Ci wizytę?
Alicjo, widok z Twego okna ma inne pod sobą. Pięknie mieszkasz.
Jak nic, ona ci jest, ta po lewej. To po prawej szarawo-płowei mniejsze, ale wydawało mi się za duże na tegoroczny przychówek (one są majowe!) – sama nie wiem, andrzej.jerzy twierdzi, że to wysoce prawdopodobne i przyszła się pochwalić 😉
Ciekawam, czy się będzie pokazywać , ja zwykle budzę się o świcie, ale w okno raczej nie patrzyłam, tylko w komputer 😉
Z tego wszystkiego zapomniałam Wam zamieścić zdjęcia , które wczoraj nadesłała Tuśka. Państwa młodych nie będę obgadywać, sama młodość i w ogóle, ale przypatrzcie się tej pani w czerwonej sukni! Zwłaszcza na tym zdjęciu, co to jeden taki ją zmierzył od góry do dołu 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Wesele_Kuby/
2111
Bawiac kiedys w Estonii zostalem zaproszony przez mojego partnera i przyjaciela na wiejski wieczór rodzinny. Wybrzeze morskie w Estonii jest bardzo podobne do polskiego w okolicych Kolobrzegu. Jego rodzina miala tam dom. Letni dom odziedziczony cudem po autentycznych przodkach. Tam wlasnie podawano ciekawy posilek. Nie wiem jak to nazwac, moze napitek. W ogromnej drewnianej dziezy byla gorzala wlasnej roboty. Dobrze, fachowo pedzona. W dzieze ta wrzucana pokrojony w kostke chleb, tez wlasnego wypieku. Stól byl oczywiscie okragly. Kazdy z biesiadników niezaleznie od wieku i plci mial drewniana lyzke która wylawial te kostki chleba. O dziwo smakowalo, tyle, ze stosunkowo szybko rozwiazywaly sie jezyki. Niewiele rozumialem z tej dyskusji, która odbywala sie w jezyku estonskim. Nieomal identyczny z finskim. Ponadto dzialanie psilku bylo jak dla mnie zbyt szybkie. Obudzilem sie nastepnego ranka. O dziwo, bez kacora i wesolutki jak skowronek.
W niektórych krajach pomimo historycznych zawieruch zychowaly sie stare dobre obyczaje
Pan Lulek
O Boze, takie cos z okna kuchni?!!!
Wiem, ze to grzech narzekac, bo najczesciej ogladam z okna kuchni moich chlopakow na dachu garazu. Choc coraz rzadziej, bo prawie 19 lat swoje zrobilo.
Ide dalej pakowac dobytek. Musze jeszcze obiad przyrzadzoc dla gosci E z Ameryki.
Fajne te fotki ślubne. Widzę, że Lena zastosowała styl śródziemnomorski w urodzie i stroju, żeby się lepiej zintegrować z nową rodziną. O młodych można tylko powiedzieć, że sama świeżość i wdzięk. Śliczną masz, Tuśka, synową.
Panie Lulku – Pan twierdzisz, że estoński przypomina fiński, a to zupełnie różne ludy. W średniowieczu mówiło się, że Estowie to bliscy krewniacy Gotów i Swijów (czyli Gotlandczyków i Szwedów)
Na ziemianskiej bryczce taki dystans, to i bryczke bym zjadl, a co dopiero ojca. Posilek po polowaniu… Ech!, z tego mrozu prosto do gorácej izby, gdzie juz cma mysliwych do jadla sié sposobi. Tu bigos, tam barszcz, a tam pieczony jelen. A jeszcze sledziki i na kwasno i na slono. i karpik jeszcze usmazony na zloto. i z worków jeszcze wyciágajá, co ona sama, ona znaczy, wetknela – gési zimnej pól, galarety polmisek z ozorem. I zawsze to samo – i po co tyle tego? A tuz ju pierwsze toasty, „zazdrowia” i „no,panowia”. I wspominki kolegów, co odeszli i zdarzen i uczt (libacji)*.
Wodka zimna – dania goráce. Oj, jak to pasuje!!! 🙂 Uczucie sytosci, blogiej ociézaloci i zméczenia. Wychodzisz z tego goráca na werandé, patrzysz na ten snieg, rozwiezdzone nieboi suchasz, jak to szumi. Ach, jak smakuje wtedy cygarko.
*-komuna zniszczya to piekne i starodawne slowo 🙁
No9 i zapomnialbym, a karasie to jest taka biesiadna ryba, ze ojejusineku!! Jak ostygnie i postoi w tym sosiku, przegryzie sié z tym masleczkiem, smietanká tá taká dobrá, i ta cebulka sié tak ladnie wpolrospuci i jeszcze ten koperek z jego najlepszá kumpelá pieruszeczká, to MOWIÉ WAM! Precz ciniecie te slone rybie jajeczka!
Madame. Ale tu „podla” z pr5zecinkami na obu koncach brzmi jak wymowka, a nie pospolitosc cechy bycia cebuklá. Myslé, ze cebulka jest juz za dlugo smazona i ze wczesnych zlocieni przeszla w pózne brázy – stád zapach i wymówka.
Alicju. Czas, by rowerzysta mebelki z drewna porobil. Proste i im starsze, tym ladniejsze. Ty moze juz nie widzisz, ale tym plasticzkiem to se zupelnie ladny ogrod psujesz. No i wreszcie zobaczylam, ze tak powiem, „desygnat nominatu”, przy dzwiéku którego PanLulian spod pierzyny niczym pantera wyskakuje, w pizamké ledwie tiulowá odzian – piers medalowá prézy i kostkami jeszcze w te oficerskie kozaczki nieobutymi strzela… 😉
Ale synalka wychowala, co? Przy ludziach…
A jednak finski, estonski i wegierski to ta sama grupa jezykowa.
I dlatego „ugrofinská” nazywana 😉
Tymaczasem Wam.
Nirrod – jeżeli tak twierdzisz, to ja wierzę, jak w Zawiszę alibo inną Nemo. Tylko mi ci Estowie nijak do ugrofinców nie pasują z tą swoją wikińswką historią
Droga pyro,
może były to ludy odmienne, ale języki teraz mają prawie identyczne, dlatego świetnie ze sobą współpracują gospodarczo. Wystaczy popatrzeć na drogowskazy. W większych miastach zobaczymy takie z napisem „Kustas” albo „Keskusta”, ewentualnie jeszcze, jesli dobrze pamiętam, „Tallinkusta”, co pozwala nam trafić do centrum. Bez tego ciężko gdzieś dojechać.
Aha, a prpops keskusta – centrum. Jedna z ważniejszych partii politycznych Finlandii też tak się nazywa.
Kartul, Burgonya, Peruna 🙂
Pyro,
tak się nazywasz po estońsku, węgiersku i fińsku 😉
Jak widzisz, fiński najbardziej zbliżony jest do poznańskiego, a oni wrzucają te języki do jednego worka, bo z każdym z nich jak i pomiędzy nimi bez wodki nie razbieriosz 😉
PS.
Po litewsku nazywasz się Valgomoji Bulve, ale to język bałtycki, od razu widać 😎
Mimo że fiński i poznański, to języki bardzo zbliżone, możliwe są pewne nieporozumienia. Na przykład Perunamuusi nie znaczy Pyrunia musi (nakarmić Radka) lecz puree ziemniaczane czyli mus z pyr 😉
Izyku Drogi, to ze ktos urodzil sie z meskim przyrodzeniem zamiast damskim, nie jest gwarancja, ze bedzie stolarzem. Stolarstwo trzeba lubic i sie go uczyc. Mowie, bo mialam ojca, tez przypuszczalnie z meskim przyrodzeniem, ale jak mial wbic gwozdz do sciany, to trzeba bylo pogotowie wzywac. A jak byl poproszony, zeby poskladal taboret z gotowych elementow, opatrzony bardzo dokladna instrukcja, to uciekal do swojego gabinetu i mowil, ze go glowa boli i ze musi sie przygotowac do wykladow ze studentami. There!.
Odczep sie od Jerzora.
Dałem tyły z „keskusta”. Nie ma takiego słowa w estońskim. Chyba ustawiają drogowskazy dla Finów z tym słowem. A ziemniak po węgiersku ładnie się kojarzy z Burgundią, ale to chyba przypadek.
I to sie nazywa „cuda Natury”. Nie tak znowu dawno za Twym oknem Alicjo, na puchowej, zimnej pierzynce Jozefina tworzyla ciemny dysonans, a teraz w zielonym krolestwie rozsiewa swe wdzieki (z przyleglosciami).
Ja dla odmiany widzialm dzisiejszego ranka wspanialy tombakowy ksiezyc przeswiecajacy zza eukaliptusow. Widok – wspanialy, gdyby jednak scenograf zaprojektowal identyczna dekoracje spotkalby sie z okresleniem szmira.
Fotoreportera niestety przy tym nie bylo.
Prawie popłakałam się ze śmiechu. W garze właśnie gotują się pyry na perunamuusi do indyczych sznycli. Jakież urodziwe słówko. Pewnie, że jak duszone, to one muszą./ Kupuję na wiek wieków.
Alicjo – odpowiem jutro. Moja Email zablokowala sie w jedna strone. Dochodzi, ale ja wyslac nie moge. Cuda, cudenka!
Ponoć do poznańskiego dosyć blisko mają Bałtowie, nie ci Ugrofincy. A przyczyna nie we wspólnych dziejach, a w polityce. Przez kilka wieków jeńców pobranych w Jaćwieży, na Litwie, i u Prusów, osiedlano jak najdalej od płn. – wschodnich ziem, więc w Wielkopolsce i nad środkową Odrą. Stąd u nas tyle nazwisk „Karaś” (początkowo Karas czyli kirys, czyli pancerz) i innych czystej proweniencji bałtyjskiej. Ponoć naliczono w gwarze Pyrlandii ponad 400 słów wywodzących się raczej znad Łyny i Newy, a nie znad Warty.
Okazuje sie jednak, ze Pyra musi. Utluc ziemniaki na mus czyli puree.
Rozmawialem kiedys ze szwagrem na temat jezyka finskiego i wegierskiego. Jego zdaniem, dawno, dawno temu jakis maz uczony napisal rozprawe o podobnej melodii tych dwu jezyków. Obydwa podobno brzmia podobnie ale sa kompletnie inne. Niema wspólnch slów poza kilkoma podobnie brzmiacymi ale o calkowicie innym znaczeniu. Finski i estonski sa podobno w 90% identyczne, tak dalece, ze w Tallinie zawsze sluchano finskiego radia i ogladano finska telewizje chociaz bylo to surowo wzbronione. Podobnie jak w NRD.
Dla mnie to i tak niema znaczenia jako, ze w zadnym nie znam nawet jednego slowa.
Szwagier uprawia bardzo politycznie wazny zawód. Zajmuje sie windami, schodami ruchomymi i podobnymi urzadzeniami. W Budapeszcie. Kiedys jego szef wyglosil do zalogi przemówienie na temat waznosci wiedzy praktycznej. Wyklad mial miejsce trzy miesiace temu a wiec w czasach calkowicie slusznych do tego w calkowicie obcym jezyku czyli wegierskim. Aby dac dowód swoich kompetencji oglosil, ze zademonstruje jak winien wygladac wzorowo przeprowadzony przeglad stanu technicznego windy w duzym mieszkalnym wiezowcu. Zebral grono swoich najblizszych wspólpracowników i krok po kroku demonstrowal. Opinii szwagra na temat tej demonstracji nie bede przytaczal aby nie gorszyc dziatwy, która w drodze wyjatku moglaby przeczytac ten komentarz. Demonstracja odbyla sie na parterze wiezowca a ostatnim punktem miala byc jazda próbna w wykonaniu szefa. W tym momencie szwagra nagle wezwano do innej windy w ambasadzie amerykanskiej. Tej windy pilnuje on od kilku lat i jesli tylko cos jest nie w porzadku natychmiast wzywaja go do dzialania.
Szef wsiadl do kabiny, osobiscie, kabina ruszyla i dojechala do polowy drugiego pietra. Utknela pomiedzy pietrami. Oczywiscie, dzwonek alarmowy, nastepnie wewnetrzny telefon i rozkazy co nalezy zrobic. Robiono co bylo mozna ale bez skutku. Narmalnie kazda winda winna miec recznie dzialajacy sysem awaryjny z korba do sciagniecia kabiny i cala masa innych urzadzen lacznie z klapa dla wyjscia itp. Ja nie jestem specjalista i napewno cos co najmniej z lakka pokrecilem. Faktem jest, ze szef utkwil na dobre. Grono fachowców zorganizowalo sympozjum jak uwolnic szefa. Skonczylo sie na tym, ze na sznurku z wyzszego pietra podano szefowi napój regeneracyjny w postaci butelki palinki, co bylo zupelnie sprzeczne ze wszelkimi przepisami z zakresu bezpieczenstwa pracy. Wreszcie ktos wpadl na pomysl, zeby sciagnac szwagra. Szwagier wlasnie skonczyl zajecia we wspomnianej ambasadzie. Przybyl na miejsce i ciagu kilku minut wybawil szefa z opresji. Pierwszym zyczeniem przelozonego bylo znalezienie najblizszej wolnej ubikacji. Widac uczucia w nim tak wezbraly. Nastepnego dnia, szwagier zostal wezwany na dywanik. Szef byl wsciekly, mówil o naruszeniu dyscypily pracy, opuszczeniu stanowiska pracy bez zezwolenia i temu podobny. W rozmowie brali udzial tez inni koledzy. Niektórzy twierdzili, ze szykowala sie dyscyplinarka a przynajmniej zwolnienie z pracy. W tym momencie weszla sekretarka z informacja, ze w duzym szpitalu zaciela sie winda z chorym na wózku prosto z sali operacyjnej i ktos musi pojechoc z pomoca. Wyslali szwagra. Podobno reszta zalogi wysluchola dalszej czesci przemówienie szefa o tym jak wazna rzecza jest w pore podejmowanie slusznych decyzji.
Czasy niby sie zmieniaja, ale brat tego szefa jest szycha w centrali firmy w Monachium.
Pan Lulek
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Wesele_Kuby/
Podaje sznureczek z wesela Julii i mojego syna Jakuba.
Tuska
Hallo, dzien dobry! Mam juz internet. Pa0l0re byl wczoraj i przyniosl. Przyniosl tez wino – uwaga – slowenskie. Czyli historia zatoczyla kolo, bo ja to wino juz na wlasne oczy kiedys widzialam 🙂 .
Toast za wszystkich, ktorym sie nalezalo, spelnilismy nieco pozniej niz regulamin przewidywal, bo o 20 bylam jeszcze w szkole. Poniewaz reszta domownikow byla niepijaca lub w niemocy, wina zostalo na dzis. Zamierzam wiec poprawic.
Niegoscinny cos ten Perchtoldsdorf. Odkad tu mieszkam ciagle pada. Panie Lulku, nie moglby Pan gdzies zainterweniowac? Poza tym jest ok, oszczedzam na budziku, bo ptaki spiewaja jak oszalale od switu, nie baczac na niepogode.
Magdalena !
Jesli masz maila, to donies jaki masz adres w Perchtoldsdorfie. Tak czy inaczej od jutra rozpoczynam szkolenie czyli wprowadzanie was w miejscowe srodowisko. U mnie tez leje. Pewnei Baden rozpacza, ze Was tam juz niema a lzy lece do Ciebie na pólnoc i do mnie na poludnie.
Od jutra jednak zdecydowana poprawa pogody i nastrojów
Pan Lulek
Moja mama rosyjskim kulinariom zawdzięcza chyba najprzyjemniej w życiu zdany egzamin, a mianowicie z literatury obcej. Było tych obcych kilka do wyboru i największym szpanem było zdawać angloamerykańską, ale mama wybrała rosyjską, bo jej się najbardzie podobała. Egzamin zaczął się banalnie, jakimś Puszkinem, potem był chyba Turgieniew, a potem Gonczarow i tu mama nieopatrznie, a raczej właśnie opatrznie, przyznała się, że czytając lektury do egzaminu stale musiała coś podjadać, bo tam wszędzie coś o jedzeniu… No i poooooszłooo! Przez następną godzinę z kawałkiem najpierw przerzucały się z panią profesor co smakowitszymi fragmentami, żeby od tego gładko przejść do wymiany własnych przepisów (mama gotować lubiła od małego brzdąca, więc jako studentka miała już całkiem spory repertuar), aż wreszcie egzaminatorka złapała się za głowę i zegarek, po czym wyrzuciła mamę z gabinetu z piątką w indeksie. Jak znam życie natychmiast potem pobiegła coś przekąsić. 🙂
Echinda, moje dziecko pragnie mnie wrobic w Pyrowe przezycia z malym pieskiem, czy zawarlas kiedys znajomosc z australian shpherd, waszym kropkowanym owczarkiem? W internecie sa one przepiekne, przemile i drogie.
doroto l, u nas w domu nie ma kropkowanego australijczyka, bo jestem ja 😀 ale mama przez jakiś czas zupełnie chorowała na takiego piesa. W tym celu zawarła z kilkoma bliższą znajomość i może się o nich wyrażać wyłącznie pozytywnie, z wyjątkiem właśnie ceny. Zanim zdążyła uskładać odpowiednią sumę zobaczyła w internecie mnie i to jeszcze z informacją, że zostałem uratowany przed uśpieniem i szukam domu, no i w tym momencie było przechlapane, czego zresztą wcale nie żałuję ani ja, ani mama. Ale gdyby ktoś w domu wygrał w totka, to pewnie kupiliby mi brata i tak mi się zdaje, że byłby to aussie. 🙂
P.S. Dla aussies trzeba mieć dużo czasu i być dość ruchliwym. To nie są pieski kanapowe. Ogród wysoce wskazany.
Czy o godzinie 20.00 mozna dzisiaj wzniesc toast za caloksztalt ?
Naszla mnie ochota
Pan Lulek
Nie uwierzysz Bobiku, ale ja na podstawie literatury angielskiej, a glownie Dickensa nabralam w dziecinstwie przekonania, ze jest to najlepsza kuchnia swiata. Pelno tam bylo zimnych nog baranich, pierogow ze smazonych nerek baranich oraz kanapek z ogorkiem. Z tym ostatnim specjalem bylo nawet pewne nieporozumienie, albowiem wyobrazilam sobie, ze te kanapki z ogorkiem, ktore robila sobie na nocne dyzury bardzo antypatyczna zreszta Mrs Gump, byly z ogorkiem kiszonym. A ze byl to najlatwiej osiagalny specjal w moim dziecinstwie (nie przypominam sobie aby kiedykolwiek robiono u nas udziec barani), no to robilam sobie kanapki: plesterki kiszonego ogorka miedzy dwiema kromkami chleba.
Wiele lat pozniej, bodaj w 2002 albo 2003 roku, spotkalam prawnuka Charlesa, Cedrica Dickensa. Bylo to w domu jego pradziadka. Wpadlismy sobie w ramiona, a Pan Cedric, bardzo juz leciwy pozwolil mi siedziec w skorzanym fotelu, w ktorym siadal Dickens i w trakcie naszej dlugiej nagrywanej rozmowy, opowiedzialam mu o tych kanapkach z ogorkiem. Boze, jak On sie smial. Powiedzialam mu tez, ze w swojej pieknej ksiazce „The Miracle of Pickwick” napisal glupio i wrednie, ze kobiety nie czytaja i nie rozumieja Klubu Pickwicka. Pan Cedric zrobil mi natychmiast egzamin, ktory tez zdalam na piatke z plusem, ale mimo to wpisal mi do ksiazki: To Helena with love. I still don’t believe that you not only read Pickwick, but also understood it. You will be tested again. Bless you, Cedrick Dickens.
I dopisal na dole: In Dickens House where my great- grandfather finished Pickwick.
Niestety Pan Cedric zmarl w zeszlym roku i nie zdazyl zrobic mi trudniejszego odpytywania.
Dziecko wróciło, obiad zjedzony, pies zmęczony zabawą, zasnął, na kolację przewidziane są grzanki z czosnkiem i serem, dzisiaj pod herbatę. Ja mam jeszcze trochę roboty , a spać mi się chce jak susłom w jesieni. Chyba idzie zmiana pogody. Jutro wieczorem zaczyna się nasza dwudniówka diety, więc jestem bardzo ciekawa, jak nam to wyjdzie.
Ja mam pewien pomysł. Ale oczywiście, nie ja mogę decydować!
Podążając za myślą Pana Lulka, proponuję, żeby godz. 20:00 była „godziną toastów”, naszym Hyde Parkiem, o której to godzinie każdy ma prawo wznieść toast w sprawie lub na cześć wg. własnego pomysłu i na własną odpowiedzialność. 🙂
A każdy, kto zechce może się przyłączyć! 🙂
Tako rzecze Zaratrusta.
Godzina 20.00 i jeżeli danego dnia nie ma święta szczególnego, to jest to pora toastów prywatnych. Wszyscy chętni mile widziani.
Po trzech dniach świętowania w stanie nienaruszonym dziś o 20 naleję sobie małe co nieco. Niech tam. Wypiję szklaneczkę i pójdę spać bo w tym zględzie mam braki. Tak jak Pyra ziewam od samego rana i nawet się popołudniowo zdrzemnąłem. Zaniedbałem się blogowo-fotograficznie ale musicie wybaczyć . Siła wyższa i obowiązków multum
Godzina 20:00
Czyli moja 14:00 ?! 😯
Będę musiała ograniczyć się do toastów oficjalnych, albo z poślizgiem, na moją 20:00 ?
Iżyku,
jeśli myślisz, że takie ogrodowe mebelki, jak wyrychował sobie Wojtek z Przytoka, to pryszcz tutaj w Kanadzie, pójść do lasu, zabrać się za robotę albo zlecić komuś robotę, to jesteś w mylnym błędzie.
Nie będę się rozwodzić – w zeszłym roku był wybór pomiędzy rustykalnym wystrojem meblowym plus takież patio, albo… jedziemy ze smarkatymi do Polski. Wybór oczywisty, co mi ze stylowego wystroju ogrodu, mam siedzieć i obgryzać ze złości paznokcie, że nie ma mnie tam, gdzie chciałam być?!
Skończyło się na 3×3 m. patio z betonowych płyt, stare meble będą służyć, dokąd nie padną, a są dosyć solidne, bo z dobrze *utwardzonego* plastyku. Zawsze jest coś i zawsze trzeba wybierać. Dodam, że w naszym klimacie byle drewno nie działa. Musi być odpowiednio potraktowane, inaczej pada po kilku latach, nawet takie pniaki jak u Wojtka (ciężkie, mrozne zimy, upalne, bardzo wilgotne lata).
… miało być „pójść do lasu, ściąć drzewo” oraz „wyrychtował”.
Pyro to Ty jadasz obiady? A nie te koktajle z trawy i kefiru ze zminimalizowaną ilością kalorii? Co za ulga! 😆
Marialko – jutro zaczyna Ania. Matka ma w tym tygodniu patrzeć i uczyć się. spróbować i ew. zdecydować, czy też się na to łapie, czy nie
Hahaha, Bobby, Twoi Starzy dali sie nabrac na stara sztuczke o uspieniu pieseczka jak nie znajdzie domu (inna wersja – kociatka beda utopionem jak nie znajda domow)? . Hahahahaha.
Ludzie sa strasznymi frajerami. mozna im kazdy kit wcisnac.
PS MUsze leciec pomagac naszej z tymi przygotowaniami do remontu, jutro przychodzi Ekipa.
Przede wszystkim nie dali sie nabrac tylko widzac i prawdopodobnie przypuszczajac walory Bobika (nie tylko poetyckie) zdecydowali sie na niego.
… ja tam nie wiem, Pickwicku, ale u nas Humane Society bokami robi, bo dotacje rządowe i municypalne cienkie, a datki też małe i oni nie są w stanie utrzymywać rzeszy niechcianych zwierzaków. Dlatego ciągle się ogłaszają i proszą, żeby brać.
U nas w lokalnym dzienniku tv (i w Ottawie, a i pewnie innych miastach) raz na tydzień przychodzi na 5 minut pani lub pan z Humane society na 5 minut i przedstawia kolejnego piesa czy kota do adopcji – ludzie widzą, ze pies sprawdzony, w studiu nie szczeknie, przyjacielski, a koty też zachowuja się godnie, ale pogodnie. Jak się zobaczy takie zwierzątko na zywo, choć w telewizji, to niejednemu przyjdzie do głowy – a po co ja mam wywalać pieniądze na swetera z rodowodem, jak tu taki sympatyczny mieszaniec na mnie spogląda 😉
Bywają zresztą zwierzęta rasowe, tyle że rzadziej.
Najwięcej jest doświadczonych paskudnie przez poprzednich właścicieli – i te aż się garną do dobrego serca. Personel z Humane Society zdążył u nich na nowo odbudować zaufanie do człowieka, zanim odda w inne ręce.
Dobrze, że jesteście. Dzisiaj bardzo dokładnie dowiedziałam się, za co mi płacą. Dałam radę, ale padam na pysk. Jutro powtórka z dzisiaj. Toast wieczorem, mogę za ugrofiński albo Dickensa.
Nagle zrobiło się pusto na blogu. Z Anki głośników szemrze Magda Umer, że „przeprasza za słońce, przeprasza za deszcz, za wszystko co tylko chcesz” Młoda wróciła właśnie z długiego spaceru z psem, który wybiegał się jak na maratonie, ale powinności nie spełnił. Przyszedł i padł. Śpi. Z różnych stron docierają też szemrane cichutko informacje, że tegoroczna matura z przedmiotów humanistycznych (prócz języków obcych) wypadła rozpaczliwie źle. Nie tylko MEN, również abiturientom
Ale tam, pusto. Rozkręciłam właśnie niepotrzebne łóżko jednoosobowe (IKEA, moze smarkate bedą potrzebowali do drugiej sypialni, stan idealny, tylko materac kupić), trochę popracowałam na ogrodzie, teraz napisałam komentarze i udaję się do kuchni, portobello czekają, żeby je przygotować i niedługo zrobić (panierka, kotlety grzybowe).
Nasza Haneczka chyba nie jest zachwycona skrupulatnym wyliczaniem, za co Jej płacą. Niech wypije toast dowolny i nam opowie.
Alicjo,
haneczce nikt niczego nie wyliczał, nie miałby kiedy. Mam teraz taki dziki ruch i wszystko naraz, że potrzebuję na gwałt jeszcze jednej głowy i dodatkowej pary rąk. Lubię robić dobrze i szybko to co trzeba, ale trudno rozmawiać przez telefon sprzedając jednocześnie bilety i tzw. pamiątki, doładowywać komórki, pilnować czy kolejne grupy to te zapisane i użerać się z tymi, które w żaden żywy (ani martwy) sposób się nie zmieszczą. Na dodatek trzeba bardzo pilnować czasu i uważać na forsę. Ja nienormalna jestem, bo lubię ten młyn 🙂 ale zmęczona jestem.
W Berlinie pożar w filharmonii … podobno już pod kontrolą, szkody powstałe przez wodę i ogień „nie za duże”!
http://www.tagesschau.de/inland/brand14.html
Filharmonia jedna z najlepszych na swiecie ale co do budynku to nie szkodzi byl/jest wyjatkowo brzydki. Moze koniecznosc odbudowy wplynie korzystnie na jej przyszly wyglad
Wiemy, już późnym popołudniem serwisy podawały, że pożar wybuchł w czasie koncertu, na poddaszu i że nikt nie ucierpiał. Budynek zaś projektował doskonały architekt (?)
Taka jakaś „kartonowa” architektura…
http://fotoforum.gazeta.pl/72,2,864,54127808,54283990.html
Makieta wygladala lepiej niz postawiony w latach 1960-63 budynek, zaprojektowany przez niejakiego Hansa Scharoun`a. Niby budynek asymetryczny z poligonalna sala koncertowa, asymetryczny owszem z poligonalnym wyobrazeniem fantazji poszczegolnego delikwenta, ktory o tym przeczyta w przewodniku. Na dzisiejsze oko to razem z tzw. Forum Kultury (tak nazywa sie caly kompleks) to powojenna tandeta bez wdzieku z wyblaklymi plytami elewacji, plyty a la hotel Forum czyli po perypetiach zoladkowych. Tak samo brzydka i w tym samym tandetnym stylu jest dobudowka w przy Gedechnis Kirche na Ku´dammie, kosciele zburzonym przez bomby aliantow i pozostawionym w tym czesciowo zburzonym i nowoczesnie niby odbudowanym stanie, na przestroge.
No, nie, Pickwicku, moi Starzy nie są tak znowu dennie naiwni. Ja byłem uratowany od uśpienia już wcześniej, przez Stowarzyszenie im. Sw. Franciszka, które Moim skądinąd było znane i przez nich cenione. Mama w okresie bezpsowym, tzn. po opłakaniu Lucka i podczas dochodzenia do decyzji o zaadoptowaniu nowego piesa, przeglądała często stronę tego Stowarzyszenia, ale ponieważ równocześnie jej aussie chodził po głowie, to nie podejmowała żadnych gwałtownych decyzji. Do czasu, bo jak zobaczyła moje zdjęcie, na którym wyglądałem trochę jak mały Puszkin (nie ten rosyjski, tylko ten, który był przed Luckiem), to złapała tatę za kluczyki od samochodu i powiedziała: jedziemy go poznać! I oczywiście przysięgli sobie, że zostawią sobie czas do namysłu i niczego nie zrobią pochopnie, itd. Nawet im się to początkowo udało, czyli pogadali ze mną, pobawili się i opanowując pierwszy poryw serca pojechali do domu. Ale ponieważ, jak słusznie przypuszcza dorota l., moich walorów nie można było przeoczyć, za dwie godziny wrócili i zabrali mnie ju na zawsze. 🙂
No tak, ale jeżeli uwzględnicie rok/lata budowy to chyba aż tak źle to nie jest.
Jeżeli sobie dzisiaj obejrzymy stadion olimpijski w Monachim (olimpiada odbyła się w 1972r.) i porównamy z jakimkolwiek stadionem zbudowanym w ostatnich latach (obojętnie gdzie w Europie, tylko nie w Polsce 😉 ), to stadion w Monachium zawsze „przegra”, i tak samo jest z filharmonią w Berlinie.
Bobik pewnie szczekal wierszem, i kto by go nie wzial?
Mila Alicjo, nie sadze ze winna jestes komukolwiek usprawiedliwienie w sprawie mebli ogrodowch. Izyk dobrze o tym wie i pewnie tylko tak chlapnal, a moze sam tez swoje meble zrobil sam? Good for him!.
Te astralijskie pieski do pomocy pasterzom slyna z tego, ze rozum im sie uszami przelewa. Musza rozumiec skomplikowane polecenia i przesprytnic cala mase owiec…
Problem z wyborem pieska jest taki, ze mozna wybrac tylko jednego, no moze dwa lub trzy…
Radek też chyba od pierwszego wejrzenia… 🙂
O, to, to, Aniu Z.! Moja mama najchętniej wszystkie psy całego świata przygarnęłaby do serca, a jeszcze dużo miejsca zostałoby dla kotów, ptactwa i różnych innych stworzeń, ale warunki nie sprzyjają jej. Pomijając brak miejsca, czasu i środków finansowych na utrzymanie ogrodu zoologicznego, to nigdy nie zostawiłaby psa wyjeżdżając na urlop, a miejsce w samochodzie jest tylko dla jednego. 🙂
wracajac jeszcze do filharmonii, to moze szpanem byl by Le Corbusier, choc nie jestem jego zwolenniczka a osobiscie w tym miejsc i do tej dobtej muzyki jaka tam mozna wysluchac zyczylabym berlinczykom paryskiego Jean`a Nouvel. A tak to raczej prowincja. Lepiej sie czuje w starej zabudowie Berlina.
Mam do budynku Scharouna słabość. On był naprawdę wizjonerem. Porównywanie filharmonii z dobudówką do Kaisera Wilhelma jest niesprawiedliwe. A akustyka sali fantastyczna, i to z zupełnie zaskakujących miejsc.
Ale dodam, że budynek Neue Nationalgalerie w pobliżu, autorstwa Miesa van der Rohe, jest o wieeele wyższej klasy.
Ledwp zipie z tego przygotowywania do remontu. Wlasnie skonczylam oklejanie sciany w korytarzu instrukcjami co gdzie jaka farba etc nalezy zrobic. To nie moj pomysl (nie jestem anal-retenive), tylko Pana Andrzeja, bo jego asystenci musza wiedziec.
A w miedzyczasie bylo jeszcze przyjecie u E, bo przyjechala jej przyjaciolka amerykanska Celia z kolezanka Nicky.
POdalam do stolu i pobieglam znow do siebie. Wpadlam jeszcze na sery i desery i akurat nadzialam sie na smieszna opowiesc Celii, ktora lata temu zaadoptowala koreanskich blizniakow, chlopca i dziewczynke.
Opowiadala, ze kiedy blizniacy mieli 13 lat zawiozla je pierwszy raz do Korei, zeby poznali kraj swego pochodzenia. Koreanczycy widzac biala matke z dwojka koreanskicjh dzieci, natychmiast zgadywali, ze je zaadopotowala i traktowali ja po krolewsku. Kiedys stanela z dziecmi w bardzo dlugiej kolejce po bilety do wyciagu linowego, przekonana, ze beda stali ze dwie godziny. W pewnym momencie jakis pan bedacy juz blisko kasy, podbiegl do nich i zaczal uysilnie namawiac, zeby Celia przyjela kupione przez niego bilety. Byl tak wylewny i serdeczny, ze Celia zgodzila sie aby zaplacil. Kiedy juz cala czworka – Celia z dziecmi i ten pan byli bardzoi wysoko nad zienia, tem pan ryknal jej do ucha: No to co, czy przyjelas juz Jezusa Chrystusa za swego osobistegi Zbawce?
Celia troche sie speszyla i powiedziala, ze nie, bo jest Zydowka, wiec naprawde nie.
– Ah, what a shame! – ryknal Koreanczyk i… zaprosil je na obiad! Ale nie probowal nawet nawracac.
POdobno Koreanczycy sa strasznie pobozni.
Blizniacy maja juz po 22 lata i dziewczyna jest oszalamiajaco piekna. Podobno mowi do matki: Nie rozumiem dlaczego te chlopy tak na mnie leca!
Biedactwo…
Oxzywiscie Zbawiciela, a nie Zbawce. POlozylam dowcip.
Bobiku, poczulam sie zawstydzona tym, iz nie pragne pieska z sierocinca. Mialam juz takiego i to z polskiego sierocinca. Juz pod brama tego przybytku spotkaly sie nasze oczy i decyzja zapadla od razu, ze to ten. Pies – bernardynowo-kalkaski nie miescil sie w klatce, w ktorej byl trzymany, wykazywal zupelny stoicyzm i nie prosil sie aby go zabrac. Nie wiem jak on sie zmiescil do malego samochodu na kolanka u mojego przyjaciela i nie wiem dlaczego nas nie pozarl, w koncu nas nie znal i nie wiedzial gdzie go wywozimy. Otrzymal ogrod 1800 arow do dsypozycji i opiekuna. Ale nie lubil rowerzystow, malych pieskow, ktore glodne, jak to na wsi, usilowaly podejsc do jego miski. Los tych pieskow byl straszny bral za kark i wypluwal trupa. Proby resocjalizacji nic nie daly dla nas byl dobry ale potem odkarmiony nie zdawal sobie sprawy ze swojej sily i na spacerach przeciagnal mnie pare razy po kocich lbach i od tej pory wiem, ze kara skazujaca na ciagniecie kogos za koniem jest bradzo bolesna. Pozy tym sam juz widok jego wywolywal u ludzi przechodzacych za poltem strach i agresie, wiec biedny pies musila ogladac szczerzace sie zeby ludzkie pod jego adresem. Wiadomo, ze nie reagowal na to merdaniem ogona a zabiska mial straszne. Byl u nas trzy lata, nazywal sie Brunieczek, mila cudowny pieprzyk na prawym policzku. Mial opiekuna, gdyz mnie czesto nie bylo, opiekun jak gotowal sobie zupe to dozowal przyprawy do zupki dla siebie i dla Brunieczka. W efekcie Bruno wyrobil sie na konesera kulinarnego. Ale ktoregos razu nastala wiosna i pies podkopywal sie pod plotami i uciekal i kiedys wiecej nie wrocil. Szkalam nawet po okolicznych sierocincach psich ale nie znalazlam go. Ale pocieszam sie, ze nawet tylko trzy lata lepszego psiego zycia to tez sa cos warte.
Co do austaralijczyka to pomysl coreczki, argumentuje, powtarzajac za polskia strona internetowa o tych psach, ze musi miec dogoterapie, na razie madra osoba, tez nasza blogowiczka T.S. poradzila mi, zebysmy kontynuowaly kototerapie, ktora przeciez uprawiam codziennie. I chyba na razie tak zostanie.
Aniu Z.
Iżyk pewnie myślał o czymś takim, jak poniżej sznureczek. To są włościa Wojtka z Przytoka i wiele jego pracy i pracy Ewy, a poza tym inne warunki atmosferyczne, nie to drewno wymagane jak tutaj… itd.
Przepiękne są tereny Wojtka i Ewy – Ewa bardzo zainteresowana w roślinach, w Kórniku nawet nie została na nasz rogaliński lunch w niedzielę, tylko z powrotem do arboretum kórnickiego, a nuż jakieś rośliny się zakupi 😉
U nich to jest wspólny wysiłek i chyba radość, i satysfakcja, ze własnemi ręcami. U mnie cokolwiek pomyśleć i zrobić – to ja 😉
Każdy ma, co ma i każdy krawiec kraje, jak materii staje.
Wiem, że się nie muszę tłumaczyć.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przytok/
A wracając do wybierania pieska czy kota, kieruję się rozumem, czyli co jestem w stanie zwierzu zapewnić. Nie stać mnie na taki luksus i wiem, że nie będę w stanie poświęcić ani czasu, ani pieniędzy. Poza tym nas ciagle gania po świecie. Hotel dla zwierzatka? O nie.
Może kiedyś mnie usadzi na … ale póki co, mowy nie ma. Poza tym – popatrzcie na moje ogródkowe ZOO!
Imienniczko, dobrze zwracam honor ale mnie sie nie podoba i bede czekala z napieciem na odbudowe. Owszem sala fantastyczna ale ja mowie o zewnatrz.
na pomiarach tez sie nie znam, 1800 m q mial Bruno do dyspozycji
Najpiekniejszy pomnik Zbawiciela jest w Rio de Janeiro. Miasto moich marzen. Mój syn zdecydowal, ze jednym z osrodków rozwojowych gdzie zostanie ulokowany w ramach globalzacji wazna dziedzina produkcji jest Sao Paulo. Dlaczego, zapytalem. Bo tam jest stan Santa Katerina gdzie wiekszosc ludzi nie mówi w jezyku portugalskim, którego on nie zna. Skoro jednak o architekturze, to w tejze Brazyli Niemeyer wybudowal cala nowa stolice o nazwie Brazylia. Nikt tam nie chcial mieszkac, podobno wokól fontanny w sadzawce zagniezdzily sie jakies swinstwa straszliwie trujace dla ludzi. Jak jest teraz nie mam pojecia. Wtedy bylo dziwacznie jezdzic samochodem po zupelnie pustych ulicach a na weekendy wszyscy urzednicy lecieli samolotami do Rio.
Tak jakby pólnoc. Jak zauwazylem propozycja wypijania przedsennego kielicha o godzinie 20.00 czasu srodkowo europejskiego ma coraz wiecej zwolenników.
Dobrego dnia zycze
Pan Lulek
doroto l., ja dogoterapię popieram z natury, ale popieram też całkowicie zdanie Alicji, że trzeba dopasować zwierza do swoich możliwości. Największym oburzeniem napałnia mnie lekkomyślne kupowanie sobie zwierzątka, bo dzieciak czy emeryt ma taką fantazję, a potem oddawanie do azylu, bo się znudziło, albo czasu nie było, albo sił na spacery, albo okazało się, o dziwo, że pies szczeka i przeszkadza sąsiadom.
A z psami przygarniętymi bardzo różnie bywa. Znam niedobrane i nawet przez to rozwiązane adopcje, ale znam i trafione w dziesiątkę. Nasz Lucek, ulicznik z Korfu, okazał się dystyngowanym arystokratą ducha, o niezwykłej łagodności i takim uroku osobistym, że mój ludzki brat wykorzystywał go nawet niecnie do zagadywania dziewczyn. Na pieska wszystkie się brały! 😀
Ty mi nawet Bobiku nie mow o Korfu! Co sie dzieje w Grecji ze zwierzyna przechodzi psie wyobrazenie. To najokrutniejszy narod pod sloncem. Mysmy duzo z E jezdzily do Grecji na wakacje, ale przestalysmy z powody wlasnie zwierzat. Nasza mila dotad gospodyni Poppy, kupila sobie wyzelke 4-miesieczna, ktora trzymala na polmetrowym lancuchu uwioazana do zardzewialej beczki po oliwie. Przez trzy tygodnie E. plakala i blagala Poppy aby nam psa sprzedala, oferujac jej setki funtow, ale tamta sie uparla/ Nie moglysmy mawet wrocic do Anglii przed czasem, bo nie bylo zadnych biletow na wczesniejszy lot. Kupowalysmy jej obiady, zanosilysmy wode, a w czasie nocnych burz potajemnie bralysmy ja do swojego pokoju. E. byla tak rozstrzesiona i nieszczesliwa, ze prawie nie wychodzila z domu. P{ostanowilysmy wtedy nigdy do Grecji nie jezdzic.
PO powrocie do Anglii nie mogla zapomniec tej biednej suni i wtedy ja sie postaralam o naszych chlopcow, aby zajela sie wlasna zwierzyna.
Ale w Londynie spotkalysmy niezwykla osobe, prosta dziwczyne, Slowenke, Vesne Jones, ktora zalozyla organizacje Greek Animal Rescue
http://www.greekanimalrescue.com
Zalozyla takze pierwsze schronisko, bodaj na Korfu wlasnie, gdzie zaczela sprowadzac bezdomne psy i koty z calej wyspy, a potem z calej Grecji. WSzystkie zwierzeta sa tam sterylizowane i leczone. Dla kazdego starala sie znalezc dom na Zachodzie: w UK, Holandii, Niemczech. A zwierzeta ktorych nie mogla umiescic sprowadzala sama do siebie. Vesna zawsze ma jakies psy z poodcinanymi lapami, z padaczkai innymi urazami. PLacila ogromne pieniadze za kwarantanne, ale psy i koty dozywaly u niej bardzo szczesliwe.
Vesna sprowadzala do UK nie tylko domowa zwierzyne – talze lwa, tygrysice i jakies inne duze maltretowane w zoo. A przed olimpiada w Atenach rozkrecila wielka miedzynarodowa kampanie naciskow na rzad grecki, aby zacza; wprowadzac prawa ochrony zwierzat. Wiesz jak to sie skonczylo? Te bydlaki przed olimpiada wytruli wszystkei bezdomne stwoerzenia.
Ale Vesna nie daje za wygrana. Jesli zajrzysz na jej stroine, to zobaczysz.
My ja regularnie wspieramy finansowo, a E. gotowa jest tez rozsylac wszystkim na swieta jej okropnie kiczowate kratki bozonarodzeniowe (ja sie wstydze, ale E ma w nosie artystyczna wymowe dziela, jesli pomaga to Vesnie robic to co robi…)
Kiedys na nasza prosbe Vesna wykradla psa, ktprego wlasciciel zostawial na caly dzien w ogrodzie i pies strasznie plakal. Bez chwili wahania wykradla!
http://www.greekanimalrescue.com/hunting_dogs.htm
I jeszcze to. Sorry!
Chwala Bogu Alicjo ze mam dom w miescie nie posiadlosc na wsi, bo bym sie pochorowala z zazdrosci o Wojtkowe cudne rustykalne meble ogrodowe…
Do moich raczej wspolczesnych wlosci nie pasowalyby…
Z psami jak z dziecmi, nie kazdy jest najlepszym rodzicem, albo najlatwiejszym dzieckiem, ale mamy ich takich jakich mamy i kochamy ich nad zycie.
Czasami brutalne zycie, brutalne systemy tworza brutalnych ludzi.
Ogladalam wcoraj Kaos braci Tavianich na podstwawie opwiadan Pirandello.
Pierwsza scena zaczyna sie jak pasterze w gorach Syscylii przylapuja kruka (meskiego) jak wysiaduje jajka. Lapia go maltretuja, obrzucaja tymi gotowymi do wyklucia jajkami, a na koniec przywiazuja mu owczy dzwonek do szyi i musi z tym latac biedaczyna dzwoniac nieustannie…
W kolejnej scenie (czasy Garibaldiego) marudzaca wataha zolnierzy gra w bocce ludzkimi glowami, swiezo ucietymi…
Alicju… A dejże już spokój… A toć ja sam na plastysiach siedzę, bo zawsze jest coś ważniejszego do nabycia szyszkiewiczowy sposobem. A dyć nie potrafię. 😉
To ten Przytoczny taki majster?!