Zgadnij co gotujemy?(90)
Przygotowuję się – jak i Wy zapewne też – do letnich podróży. Czytam więc o miejscach, w których będę w lipcu, sierpniu i we wrześniu. I korzystam z okazji, by tanim kosztem przygotować też pytania kolejnego quizu. Ponieważ będzie to quiz podróżniczy to i nagroda musi być taka. Więc wyciągam z półki „Smakosza wędrownego” czyli moje własne relacje z wędrówek po naszym globie, wydane przez oficynę Prószyński i S-ka. Aby otrzymać książkę opatrzoną dedykacją a także autografem autora, trzeba odpowiedzieć na trzy pytania (oczywiście bezbłędnie) i nie zwlekając wysłać list na adres: internet@polityka.com.pl
A oto pytania:
1. Wyspa Cejlon czyli dzisiejsza Sri Lanka była we władaniu kolejno kilku państw europejskich. Wszyscy najeźdźcy zostawiali swoje ślady także i w tamtejszej kuchni. Frykadele czyli mięsne pulpeciki z wiórkami kokosowymi i cynamonem przypominają o czyjej obecności na wyspie?
2. Toskania słynie z wielu gatunków pieczywa. W każdej jej części spotyka się zupełnie inne chlebki niż w sąsiednich regionach. Wystarczy wymienić tylko kilka: carsenta, ciaccia, panigaccio. Wszystkie robione są z jednego gatunku pszenicy całkiem różnej od przeznaczonej na makarony grano duro. Jak się nazywa pszenica, którą powszechnie sieją toskańczycy?
3. W Anglii na śniadanie spośród proponowanych typowych dań jestem w stanie jeść tylko marmoladę. I przyznać muszę jest ona świetna. Zwłaszcza z owoców u nas mało popularnych takich jak berberys, morwa, pigwa czy tarnina. Najbardziej lubię marmoladę z gorzkich pomarańczy. Jej pierwowzór czyli Marmelade Dundee wymyślono w 1770 roku. Jak to się stało?
Szybko siadajcie do komputerów. Czekam na listy i przygotowuję książkę do wysyłki. Powodzenia!
Ps. I znowu dostałem od tajemniczego fotoreportera kilka zdjęć wędrującej po świecie mojej książeczki. Oto one.
A może ktoś rozszyfruje postać ukrywającą się za okładką?
Komentarze
Dzień dobry.
Nie biorę dzisiaj udziału w konkursie. W końcu jakieś poczucie przyzwoitości trzeba mieć, a wygrałam tydzień temu. Życzę powodzenia dzisiejszym „zgadywaczom”. U p. Doroty wyczytałam, że oni – naszym wzorem – też urzzają sobie zjazd. JAK pATRONKA BLOGU WSKAZUJE , BęDZIE TO MELOMSAńSKI ZJAZD DLA MELOMANóW (MOZARTOWSKI W TYM ROKU). Niech im się uda ten zjazd.
Oczywiscie wiadomo kto ukrawa sie za okladka ksiazki.
Piotr Adamczewski we wlasnej osobie i wszystko gra
Pan Lulek
Morwa moje ulubione drzewo. Całe dzieciństwo spędzałem w jego cieniu i wsród konarów objadając białe i ciemnogranatowe owoce. Niestety dwa wielkie drzewa rosnące blisko mojego domu wycięto prowadząc linię z CO.
Drzew nie ma, ale wspomnienie smaku ciągle żywe.
Gospodarz napisał o marmoladzie z morwy , tylko jak to zrobić?
Owoce morwy świetnie nadają się na domowe wino. Mój nieżyjący już sasiad robił co roku. Smaku nie poznałem bo byłem za mały 🙁
Wczoraj odwiedziłem zaprzyjaźninego kardiologa , poczęstował najlepszym piwem kozicowym jakie piłem. Sam zrobił modyfikując recepturę według której robi sie piwo na Kurpiach.
Na dwadzieścia litrów wody daje się dwa kilogramy miodu i około dwóch kilogramów tłuczonego jałowca oraz chmiel i drożdże browarnicze.
Modyfikacja starej kurpiowskiej receptury polega na dodaniu suszonych drożdży browarniczych . Zwykłe drożdże powodują znacznie szybszą fermentację i dość męntnawe zabarwienie piwa. Piwo zrobione przez mojego kolegę jest klarowne i nadaje się do picia po dwóch tygodniach. Zabutelkowane może stać w ciemnej chłodnej piwnicy nawet dwa miesiące.
Pycha!!!
U mnie zdjęcie z ubiegłorocznej wyprawy:
http://kulikowski.aminus3.com/image/2008-05-14.html
W ogrodzie mojego dzieciństwa też rosły dwie morwy – biała i cerwona, ale owoców ich nie jedliśmy – nikomu nie smakowały. Uważaliśmy, że są mdłe. Ile objadły ptaki, to objadły, reszta spadała na ziemie i trzeba było wygrabiać z gęstej trawy. Mama nie robiła z nich przetworów (mój Ojciec do kuchni nie wchodził, chyba, że żona była w szpitalu) Tak więc były to morwy zmarnowanych szans. Poszperam w książkach, może znajdę przepis na marmoladę morwową.
Witam wszystkich. Melduje poslusznie, ze zyje.
Znam odpowiedzi na pyt. 1 i 3 (sa dwie odpowiedzi jedna bardziej prawidlowa od drugiej). Nr 2 jakos nie przychodzi mi do glowy a szukac nie mama czasu.
Kto późno przychodzi, sam sobie… 😉
Nie znam się na pszenicy. nemo się nie odzywa…
Morwami (białymi i granatowymi) wysadzony był peron dworca w Puszczykówku, nie wiem czy jeszcze tam rosną. Muszę sprawdzić! 🙂
a że tak spytam książkowo
czyGospodarz, abo i ktoś w bloga
wybiera się na Targi Książki w Wawie
w ten weekend?
Zapraszam chętnych w sobotę w godzinach 13 – 15 do stoiska nr 424 w sektorze D Wydawnictwo Nowy Świat. Będziemy z Basią dyżurować i czekać na Czytelników ze wszystkimi naszymi książkami wydanymi w tej oficynie.
hurra!
będę się starał z całych sił
być w sobotę
:::
ja będę w czwartek
bo moja luba wydaje kolejną książkę
której premiera odbędzie się na targach
ale jeszcze swojego stoiska nie ma :o)
Andrzej Jerzy – morwy są na swoim miejscu tylko nie wiem, czy dworzec to jeszcze PKP czy już prywatny dom (jeden z budynków został sprzedany). A z ciekawostek z Twojego „vyrtla” – w Pracowni Muzeum A Fiedlera „zwodowano” statek Kolumba w ogrodzie. W naturalnej skali 1 : 1 Chrztu dokonał potomek admirała też Cristobal, sprowadzony w tym celu do Puszczykowa. Bardzo przystojny, nobliwy pan.
Prywatnym domem jest stary dworzec w Puszczykowie; w Puszczykówku funkcjonuje po staremu.
Uziemianie ( no bo nie wodowanie) Santa Marii oglądałem! Arkady Fidler Jr. też nobliwy, podobny do Taty. W podstawówce był o dwie klasy niżej. 🙂
Dzień dobry przed świtem.
Gospodarz może pobiera lekcje gry na perkusji, ale do drugiej fotki coś mi nie pasuje… Piotr A. z dekoltami?! 😯
Morwy są wspaniałe, i białe, i granatowe – jeden tylko warunek, muszą być bardzo dojrzałe. Na Bartnikach były jedne i drugie, rosły wzdłuż muru ogrodowego na „bezpańskim” i wzdłuż drogi. Tukłam się z sąsiadami o „swoje”, że przecież jak gałęzie zwisają do naszego ogrodu, a reszta stoi na bezpańskim, no to owoce moje! Nie mogliśmy sie doczekać, kiedy dojrzeją. O zrobieniu wina Ojciec tylko marzył – opędzlowaliśmy drzewa szybciej, niż on zdążył zauważyć, że dojrzewają. Dziwne, że morwa nie jest popularna jako owoc do spożycia – na ziemiach zachodnich rośnie tego pełno, widać Niemcy cenili sobie morwę, wątpię, żeby tylko dla celów ozdobnych.
Misiu,
a marmoladę pewnie tak się robi, jak i wszystkie inne marmolady, według generalnej receptury – pasowałby mi dodatek soku cytrynowego lub pomarańczowego (otarta skórka?) do morwy.
Ja póki co ciekawa jestem, czy mi się berberys ukorzeni.
Morwy, to oczywiscie Milanówek i tamte wspaniale jedwabie. Jeszcze kilka lat temu mozna bylo kupowac milanowskie wyroby w sklepie przy Alejach Jerozolimskich niedaleko ze skrzyzowaniem z ulica Bracka.
Lat temu kilka sprzedalem swoja kurna chate w Warszawie na Pradze Pólnoc. Sprawa zajmowal sie mój przyjaciel. Najpierw przygotowywal substancje do zbytu a potem spieniezyl. Pieniadz przyszedl nagle. Niewielki ale niespodziewany. Nie pozostalo nic innego jak tylko przetracic gotowizne. Balowalismy na Ochocie w chinskiej restauracji która byla niedaleko Placu Narutowicza. Resztówke postanowilismy przeznaczyc na zakupy. Planowalem wizyte w kilku miejscach. Skonczylo sie w sklepie z jedwabiami milanówskimi. Poszlo wszystko na piekne ciuchy które kilka lat zadawaly szpanu w znakomitych towarzystwach niektórych co ciekawszych miast Europy.
Morwy nadaja sie na bardzo rózne wyroby. Podaje jeden z najwazniejszych zastosowan. Bierze sie duzy co najmnie 5 litrowy szklany slój. Dobrze wyplukac woda nie osuszajac. Wsypac tyle morwy ile sie zmiesci. W miare mozliwosci jesli sie ma. Zalac swiezym miodem prosto od pszczoly i postawic do splyniecia miodu az do dna. Nie przesadzac z iloscia. Trwa okolo jednego tygodnia. Dla przyspieszenia mozna postawic w sloncu. W miedzyczasie przygotowac stosowna ilosc spirytusu 80 % do nalewek. W tym przypadku lepiej zastosowac firmowy tak zwany Einsatzkorn. Ten typ spirytusu jest rektyfikowany kolumnowo i po prostu lepszy do tych celów. Powolutku wlewac spirytus nie mieszajac az do uzyskania swobodnej powierzchi. Odstawic w cien na okres okolo dwu tygodni. Po tym okresie wymieszac drewniana lyzka, która mozna potem oblizac a nie obmywac woda. Co tydzien w piatek mieszac calosc ta sama lyzka i dokonywac stosownej degustacji. Operacje powtarzac regularnie co najmniej przez okres pól roku. Po tym okresi przecedzic i resztki plynu, jesli takie jeszcze pozostaly rozlewac do malych butelek. Pozostale owoce chronic przed dziecmi i uzywac do galaretek, ciast i innych wyrobów piekarniczych. Otrzymana nalewke, jesli jeszcze cos zostalo spozywac wylaczie w gronie koneserów lub osób chorych na róznego rodzaju alergie.
Z plotek które do mnie dotarly, donosze, ze Magdalena podjela zyciowa decyzje i przeprowadzaja sie do mojego bylego miejsca zamieszkania czyli Perchtoldsdorfu. Wyglada na to, ze przypadnie mi zadanie wprowadzenia ich w najlepsze miejscowe towarzystwo. Musze tylko dowiedziec sie jakiego koloru maja oni poglady. Sa czarni, czerwoni czy tez w innym kolorze partyjnym. To zreszta nie odgrywa w tej spolecznosci zadnej roli.
Dzieki dobrej radzie Alicji, wyslalem dla Tuski na urodziny kwiatki poprzez rowerzyste i wyobrazcie sobie zdazyl na czas. Ona na szczescie nie widziala tego rowerzysty. Dal rade i tyle a Ona, majac popsuty Komputer zatelefonowala do mnie w srodku mojej nocy. Jak zwykle nie spalem to swobodnie moglem poplotkowac ze swiezo upieczona tesciowa.
Ciekaw jestem równiez kto odgadnie bezblednie obydwie dzisiejsze zagadki. Na jedna z nich wyslalem odpowiedz otwartym tekstem i teraz czekam na rezultaty.
Pan Lulek
Naprzeciw naszej kamienicy znajdowalo sie przedszkole otoczone wysokim plotem. Zaraz za plotem rosly dwie stare dorodne morwy. Rosly na tylach budynku, gdzie przedszkolaki nigdy nie byly prowadzone. Jak tylko pojawialy sie pierwsze owoce, jeszcze bialawe i nie jadalne, przedostawalismy sie z kolegami z podworka na teren przedszkola i wdrapywalismy sie na drzewa. Od niedojrzalych owocow morw bolal brzuch. Bylam przekonana, ze jesli nas przylapia na objadaniu morw, mozemy wyladowac w „zonie”, tam gdzie trzymani byli jency niemieccy. To bylo bardzo podniecajace robic cos nielegalnego, cos za co z pewnoscia grozila zsylka, a moze nawet rozstrzelanie. .
Panie Lulek! Milanowek mial wspaniale jedwabie? Moze lepiej pwoiedziec: Milanowej mial jedwabie. Kropka.
A wspaniale jedwabie sa w Tajlandii. Nie wiem – gasienice tlusciejsze, morwy slodsze?
Il pane toscano e ottenuto da farina di tipo „0” di frumento tenero.
grano tenero = Triticum aestivum = pszenica zwyczajna
PS. Dzis zaspalam, robie pranie i sadze kwiatki. Ksiazke mam 😎
Podpowiadanie brzydka sprawka. A ukarać nie ma jak. W dodatku dotychczasowe odpowiedzi i tak są z błędami. Czekam do jutra. Powodzenia.
Jak tak, to strzelam! A co? 🙂
Sorry,
o tej porze to myslalam, ze juz dawno po ptakach i zagadki odgadniete, a nagroda w drodze 🙁
Na moj dusiu, więcej nie będę! 😳
A chociaż dobrze podpowiedziałam?
Podpowiedź była oczywiście dobra. A odpowiedź zła – choć w innym punkcie. Szukajcie aż znajdziecie.
Właśnie wróciłam z katorgi spaceru ze szczeniakiem, wniosłam do na schody, uszarpałam się, jak głupek, bo nie chciał chodzić, chyba że do dużych psów, które tak wspaniale warczą na szczeniaki, niczego po sobie w naturze nie pozostawił i teraz śpi.
Rozbawiło mnie wspomnienie Heleny. Mam nieco podobne. Otóż my mieszkaliśmy w Poznaniu, a mój Ojciec w Zielonej Górze gdzie „został rzucony na odcinek….” Tato wynajmował pokój u miłej rodziny, był tam spory sadek. Pojechałam do Taty na wakacje tygodniowe. I jak spędziłam te wakacje? : po raz pierwszy i bodaj ostatni w życiu na regularnej kradzieży, razem z 2 synami naszych gospodarzy. Otóż przez płot był ogród identyczny, jak ten „nasz” , z podobnymi drzewami owocowymi i my codziennie przełaziliśmy przez płot na „tamte” jakbłka i sliwki. Dlaczego? A bo tamten ogród należał do komentanta MO
Pyro winda nadal w remoncie?
Heleno !
Wszystko jest kwestia gustu. Najlepsze jedwabie sa jednak w Chinach.
Nie zapominaj prosze, ze przed Rewolucja Pazdziernikowa, naprzeciw Kremla w Moskwie, byla dzielnica chinska. Jeszcze do dzis pozostaly slady. Wlasnie z Chin poprzez Buchare, Samarkande a od poludnia Moskwy, Kaluge, tym szlakiem ciagneli kupcy ze swoimi dobrami. Jedwabie tailandzkie aczkolwiek równiez znamienite byly przywozone morzem. Najlepsze pozostawaly w arabskich rekach a reszta szla dalej do zachodniej Europy. Kiedy zaniesie Cie do Kaliforni to i tam znajdziesz piekne jedwabie made in China. Razem z ceramika. Milanówek to jest osobna galaz. Wpadnij kiedys do ichnej hodowli jedwabników, posluchaj szelestu gasienic, które wcinaja liscie i wciagnij w pluca ten zapach.
Co do jakosci mozna porównac go tylko z fabryka cygar na Kubie gdzie dziewczyny zwijaja cygara na wlasnych udach i dlatego cygara pachna dziewczynami i na odwrót.
To jest jednak calkiem inna historia.
Ja tez czekam na odpowiedzi z nadzieja, ze wygralem druga zagadke.
Pan Lulek
no coz, tez sie przyznam, poszedlem kiedys na cudze, smakowalo, jakby lepiej, czujny stroz, komisariat i Dziadek Jozek, co oczami musial swiecic przed komendantem, oj bolalo,
obrazki do komentarza Heleny:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/JedwabIJedwabnikiWTajlandii
Sławek, jak fajnie, że jesteś. Wczoraj odezwał się też Paweł, pisuje Iżyk., brakuje aktualnie tylko Wojtka i ASzysza
Nirrod – winda dalej nieczynna i tak będzie chyba do końca maja. Nadzieja jakaś jest, bo już są nowe drzwi, pomalowane i obmurowane jak trzeba, ale windy w znaczeniu maszyny dalej nie ma.
Brzuchu? Ta autorka to ta „luba od F”? Co ona ju wydala byla? (klawiera nie zna dzis polskiego).
Skoro Gospodarz po angioelsku jeno marmeladé, to ja dokocze tamto sniadanie.
No wiéc jest milo, wal-samica beknela przerazliwie, az sié wnetrznosci na moment pokazaly, a my otrzymujemy nasze talerze.
Pewnie powinieniem najpierw odciac sié od wasnych slów jeszcze zanim je napisze i pewnie tez nalezaloby zapewnic o (choc mam nadzieje, ze to widac) cieplym stosunku do walonek, walonów, walow, butlonosow i innych wodechlodnolubnych ssakow, a szczegolnie ich kuchni 🙂
Przyjaciel przed wyjazdem mowil-sluchaj, musisz zjesc ich sniadanie! Musisz tego sprobowac. Nie zjesc tego, to tak jakby wykitowac przed wycieczka do Neapolu. Po prostu-to co jedza… Tego sie nie da powiedziec. I uwazaj na fasolké, bo oni…
Talerze wjechaly na stol. Wiechaly i dymia zapachem. Pachnie nawet tak calkiem do rzeczy. Przede mna jajeczko zupelnie dzielnie posadzone. Po prawej te ichnie tosty, po lewej bekon, a na nim dwie „sosyczki”, a calosc zamyka pomidor. Pomidor… Siedzé, patrzé i dumam. Jest tak: stosunek do sniadania mam badawczo-poznawczy, wiéc nie bédé sié nad smakiem natrzasal, jesli bédize do d*. Mam zobaczyc, co juedzá zwykli ludzie, jakich tu pelno o tej przorze. Ani bogaci, ani starzy, ot-walicka srednia krajowa. No to za widelec z nozem. Jajo jest ok. nie solone, bo sol, pieprz i ocet (?) stojá przede mná. Solé jajeczko, lekko podpieprzam, do dziobka sobie wkladam i…
I to jest wlasciwie wszystko, co mozna (gdy jest sié red. Adamczewskim) rzec o angielskim sniadaniu, jesli ma byc ciszej nad tá trumná. Ja jednak ze wsi, no to jadziem- po prawej tosty. Co to jest tost, to nie ma potrzeby, bo to blog zywieniowy i my tu o lipozomach i kremach z filtrem nie gadamy! No to wiedzciez, ze tost to obsuszony ledwie sendlycz z tostowego chlebka. Uwaznie jedzácy znajdá w nim strusie piora i fizeliné. Tost jest podpieczony umownie, bo wszystko wszak jest umowá miedzy ludzmi. A dzentelmen nie bédzie sié czepial, ze tost gnie sie pod wlasnym ciézarem, bo inny gentelman wlozyl do srodka rzepakowego masla. Tak jest, w samym srodku rozlozonego sanwicha jest mokra nasiaknieta klucha. Ale to betka, moe byc – przejechane czosnkiem, posypane chyba bazyliá, maslo z rzepaku (a moze z lnu?) – naprawdé moze byc.
Bekon jest jak bekon. Gdyby byl lepiej podsmazony, to bylby lepsiejszy. Tak, ale lepiej podsmazony zwinálby sié w tutké! Slusznie-do lepiej podsmazonego i niezwijajácego sié bekonu trzebaby pewnie uzyc prawdziwego miésa? A skád nieby wziác?! No skád wziác prawdziwego, jak prawdziwe to sié zaraz pewnie popsuje. Nasi gospodarze pracujá w zakadach pakujácych miéso w kanapki i mówiá, ze ten ich laboratoryjnie sterylny produkt ma dwa lata gwaralcji. No, tylko dwa. Pierzasta bula z fizeliny i miécho z walonskiej swinki nagle zzielenieje juz po dwoch latach. A taka torebka na kanapké dopiero za dwa miliony… Ale co ty tu sié czepiasz, jak „sosyczki” czekajá.
„Sosyczka” to jest takie cos, ze i sam Lenin by nie przewidzial. „Sosyczka” ma grubosc tego palucha od luczniczego pozdrowienia i takáz mniej-wiécej dlugosc. „Sosyczka” jest czarna, bo zostala spalona. Ha?! No i jak to zrobili, skoro „sosyczki” sá niepalne, hé? Ciemny azbest, ziemia okrzemkowa, mielony portlandzki cement, spulchniacz 3hydro4fluo5karboksyjakistam i otrzymujemy piékná „sosyczké” . Bardzo mi sié ta spolszczona nazwa w codzyslowie podoba. Tyle w niej pieszczotliwego ciepla 🙂 Mialem nadziejé, ze przy okazji sniadania wyjasni sié moze sprawa braku walewskich psow? Nic z tego – „sosyczka” nie jest ze psa? A jesli nawet by byla, to walijczycy dodawaliby do niej za duzo budy. Buda zresztá sié spali, a „sosyczka” – nie. No to z czego?
Mlynarski spiewal Panu Bzowskiemu, ze „kiedys kielbasa byla z miésa, cukier rozpuszczal sié, klej – kleil”. Ze niby przed wojna bylo lepiej. Grafoman. Ty porzyjechalbys tu na sosyczki i zobaczyl, co kapitalizm klasie robotniczej uczynil, literacie jeden! Powiem Wam tak – od dzis jesli ktos powie cos przy mnie na torunská czy zwyczajná, to dam w papé, jak
v-ce premier najjaniejszej – A. Lepper dziennikarzom!
No wiéc z czego jest ta cholerna „sosyczka”?! Moze one to po prostu tu rosná? Jak szparagi? Ogládaem, zagládalem, wáchalem i probowalem. Nie, Arkady! Bylbys gléboko rozczarowany – Oni z g* tez jej nie robiá!
– Pamiétaj – ostrzegal przyjaciel przed wyjazdem – Powiedz, ze nie chcesz fasoli.
– Niedobra?
– To jest ta woda z puszki. Biorá puszké, podgrzewajá w garze razem z tá mazistá wodá, dodajá troche przecieru i… lejá po wszystkim. Lejá z góry po jajku, kanapce i tej ich wédlinie. Wszystko jest upieprzone w tym sosie. Nie chcij z fasolá. Tak samo jest z groszkiem.
Zapamiétalem przestrogé i gdy zapytala – fasola czy pomidor – wolelimy po pomidorku.
I stalo sié dokladnie wedle zyczenia – mialem polane z góry po po jajku, kanapce i tej ich wédlinie. Pomidorek byl odskórzony. Z sosem. Z puszki, ma sié rozumiec. On nie byl „lub”, on byl „zamiast”.
Suplement:
Byla jeszcze kawka z mleczkiem i herbatka tez z mleczkiem. Po udanym sniadanku wyszlismy zadowoleni. Odbijalo mi sie, nie powiem. Odbijalo pol dnia ale tak po polsku, dyskretnie. Czlowiek, jak z wioski, to sie tak Europy jakos wstydzi…
O, nieszczęsny Iżyku!
Na walijskim odwyku
jeść oduczą Cię skutecznie.
Lepiej impodziękuj grzecznie
za te jaja z suplementem,
bo zmarnujesz się ze szczętem! 🙁
Trzeba było zapamiętać mój opis english breakfast w Dublinie lub Londynie! Nie było by tych sensacji żołądkowych. A w dodatku w Dublinie były jeszcze wędzone śledzie smażone i fasola w sosie pomidorowym. I dwie staruszki miejscowe siedzące obok, które takie śniadanko wtrząchnęły z apetytem. I przeżyły, bo nastepnego dnia zamówiły to samo. A my już śniadanko kontynentalne.
no to juz nas jest trzech, mialem podobnie w Sligo, ale za to szczupaki braly, do tej pory brak odpowiedzi, to moze zdaze?
Iżyku,
Pierwsze piętnaście lat na obczyźnie jest ciężko, potem człowiek pomału się przyzwyczaja….
Po przeczytaniu wszystkich komentarzy, wlaczajac komentarz Gospodarza, podaje prawidlowe rozwiazanie zagadki. Oto ono w pelnym brzmieniu.
Przyczyna znacznej emigracji ludnosci z Wysp Brytyjskich w przeszlosci i teraz byla i jest miejscowa kuchnia.
Nagrode prosze wyslac poczta na wiadomy adres
Pan Lulek
Kochani,
Jeszcze raz dziekuje wszystkim za zyczenia.
Wczoraj zajechalam pod dom a na ganeczku czekala przesylka od Pana Lulka, 12 wspanialych czerwonych roz!!!!!! Osobiscie dzwonilam do Pana Jasniepana z podziekowaniami. Zdjecie zostalo zrobione i mysle, ze Alicja je zapoda jako dowod, dostalam.
Buziaki,
Tuska
Pisałem komentarz i coś mi przeszkodziło. Zaczynam od poczatku. Nie wszystkow Anglii jest obrzydliwe poiza marmoladą. Czasami uda się trafić jadelne curry (kurczak w przyprawie curry, potrawa Anglików zamieszkałych na Malajach), a warto też zaryykować pilaw. Są też rzeczy gorsze od śniadaniowych śledzi, porydżów i fasoli. Nigdy nie zamawiajcie pie’ów, czyli ciasta nadzianego mięsem o wyjątkowo obrzydliwej konsystencji, które nie jest w stanie przecisnąć się przez polskie gardło.
Za to warto ryzykować kupowanie w sklepach (poza supermarketami) win, herbat i kaw, bo nawet te stosunkowo tanie są staraniie wybrne przez angielskich importerów. A propos herbaty – można zamawiać z cytyną skutecznie probując niedopuścić do umieszczenia cytryny w filiżance. Z mlekiem to się nie udaje, bo najczęściej leją herbatę do mleka.
Pozdrawiam
Stanisław
No trudno! Strzela się raz… 🙂
Iżyku
luba niezmienna od kilku lat ta sama
śmieję się z niej, że ja choć wydałem tylko jedną pozycję
(poradnik dla PRowca – „Być rzecznikiem, czyli jak być pięknym, młodym i bogatym”
a ona machnęła już z siedem różnych książek i książeczek
to ja chętnie nazywam siebie pisarzem (lubię pisać. lubię się chwalić)
a ona w życiu by siebie do pisarzy nie zaliczyła
szukaj/googlaj pod Renata Banaszczyk
(teraz będzie wydawać pod pseudonimem ..nie wiem jakim
taka tajemnicza się zrobiła
ale jadę z nią po jakieś wyróżnienie na Targi
to się wszystko wyda
pocieszne, bo wydawnictwo zdążyło się pochwalić pozycją
pod prawdziwym nawiskiem)
:::
idę dziś na spacer pod las, bo tam jeszcze nie byłem
poszukam, może pokrzywy się powyrastają?
na młodą jarzynkę?
bo szczaw to raczej będzie na bank
Biedny Iżyk!
Tam wszystko dla nas w dodatku za tłuste i trzeba osobiście gotować, żeby było dobrze.
W czerwcu goszczę Walijczyka. Martwię się, czy będzie mu smakowało. A jeszcze bardziej, czy mu nie zaszkodzi. Dziecko mówi, że dobrze będzie, tylko mleko od krowy może być za dużym szokiem. I teraz nie wiem – iść na całość, czy w kartony?
Brzucho !
Poszukalem w google pod haslem Renate Banaszczyk i znalazlem tyle dobrego, ze mozna zglupiec. Zapytaj Twoja luba co moglaby ze swoich ksiazek polecic kandydatce na nauczycielke w klasach od pierwszej do czwartej. Moja wnuczka, bo o nia chodzi, czyta w jezyku polskim ale nie pisze. Mieszka w Niemczech w okolicy Stuttgardu. Chcialbym przy okazji zrobic jej prezent. popros o rade i jesli to mozliwe przywiez na Zjazd kilka pozycji oczywiscie z dedykacjami Autorki. Autorke tez nie zapomnij zabrac ze soba.
Jesli chodzi o Twoje dzielo, to tez poprosze z dedykacja ale w dwóch egzemplarzach. Domyslasz sie niewatpliwie, ze drugi egzemplarz wyladuje u Tus´ki w Kanadzie. Te ksiazki, jesli laska, wyslij na mój adres do rozliczenia podczas Zjazdu. W przypadku naglej koniecznosci, Pyra ma zwyczaj placic moje dlugi. Jako moja mlodsza kolezanka, nic dziwnego. Mój prywatny adres zna antek i Pyra. Nie chce ujawniac, bo potem dostaje mnóstwo makulatury z calego swiata. Oni sa szczelni i nie rozplotkowywuja.
Ponadto zna adres Gospodarz co z kolei jest oczywista, oczywistoscia.
Z marynarskim pozdrowieniem
Ahoi ! zgodnie z kodem 88ff
Pan Lulek
Wyrazy dla Iżyka, przez to sie przechodzi jak przez odrę, tę chorobę. Co roku u B&R jest „angielskie sniadanie” w grudniu z okazji przedświątecznej i podane jest to, co wymieniłeś (minus pomidorek, za dużo byłoby dobrego!) oprócz tego frytki-talarki, no i dowolne ilości szampana, wszak okazja świąteczna.
Zawsze wybieram jajko posadzone, frytek trochę i wysmażony bekon, nić więcej. Do popicia wiadomo. Bekon jest najlepszy, bo jednak co kanadyjski, to kanadyjski, nawet Amerykanie go chwalą.
Wysmażony pięknie na płycie, nie zwinięty w rulonik, a i mięsa w nim owszem. W 16-letniej tradycji „świątecznego angielskiego śniadania u B&R” sosyczki spróbowałam tylko raz, i dobrze, że wzięłam w ilości na spróbowanie, jedną. Tosty – nawet nie patrzę w ich stronę. podobnie na „butter”, które jest margaryną i do tej pory nie potrafiłam przetłumaczyć B. , że margaryna to świństwo i jej choremu na różne choroby organizmie dobra nie czyni, tylko szkody. B. ma na to odpowiedz – no ale masło to sam tłuszcz!
A margaryna?!
P.S. Dodaję, że B&R są Kanadyjczykami od pokoleń, ona ma naweć w sobie ćwierć krwi indiańskiej po babce – co im odbiło z tym „angielskim śniadaniem”, Bozia raczy wiedzieć.
http://alicja.homelinux.com/news/Kwiatki_dla_Leny.jpg
A ja na nieco inny temat. Popatrzyłam na kwiaty Tuśki i przy okazji na wnętrze; przypomniałam sobie inne oglądane wnętrza z tamtej strony Atlantyku i pomyślałam, że wszędzie w oknach są zasłony ale nie ma firanek. Czy rzeczywiście ich nie ma, czy tylko tak mi się wydaje?
Witam!
Pani Irena Gumowska w książce ‚Słońce w słoikach’ radzi łaczyć morwę z innymi owocami (kwaskowymi). Podaje dwa przepisy na przetwory z morwy:
1. Dżem morwowo-jabłeczny. Składniki: 1 kg jabłek, 50 dag morwy, 40 dag cukru, skórka otarta z połowy cytryny. Jabłka obrać, pokrajać w kostkę i zasypać cukrem. Następnego dnia wstawić na ogień i smażyć, dodając obrane z szypułek, umyte i odsączone morwy. Na koniec dodać skórkę z cytryny. Kiedy kropla dżemu nie rozpływa się na talerzyku – przełożyć do gorących słoików i włożyć ‚pod kocyk’, żeby się zamknęły.
Nie bardzo sobie tylko wyobrażam jak mają się spotkać w sezonie morwy z jabłkami (morwy owocują chyba znacznie wczesniej).
2. Konfitura z morwy.Składniki: 2 kg owoców, 1,5 kg cukru, 1 cytryna. Zagotować syrop z cukru i 2 szklanek wody. Wrzucić morwy, dodać sok z cytryny. Smażyć poruszając rondlem aż syrop zgęstnieje. Zamknąć w gorące słoiki i ‚pod kocyk’.
Przekonania nie mam ani do smaku morwy ani przetworów z niej. Natomiast w tym roku trzeci raz podchodzę do zrobienia konfitur z rabarbaru. Dwa lata temu wyszły mi zbyt rzadkie, w zeszłym roku wysmażyłam zbyt mocno i zrobiła się bardziej marmolada (wprawdzie dobra ale to nie to o co mi chodziło). Może ktoś ma praktykę w tej materii albo jadł rabarbarowe konfitury? Osobiście nie jadłam takich konfitur więc robiąc je dążę raczej do urzeczywistnienia moich wyobrażeń na ich temat.
Doroto z Poznania – od lat smażę konfitury ale z rabarbaru nie robiłam dotąd. Po licznych próbach smażę już tylko wiśnie, czarne porzeczki i morele jeżeli chodzi o owoce deserowe oraz śliwki – dzikie mirabelki, te malutkie, żółte. Mirabelki się fatalnie drylują, w praktyce trzeba je ostrym nożykiem naciąć i pestkę wyłuskać, ale dżem z nich jest prześliczny – słonecznie żółty, kwaskowy, doskonały do naleśników i ciast.
Kochana Pyro,
Ja nie mam ani sztuk jeden, moze kiedys mnie najdzie na zakup ale jak narazie nie mam na nie ochoty. Mozna odroznic ktore to polskie domy, bo one najszesciej sa ubrane w firanki.
Tuska
Lena, mnie się do Twoich firanek nie spieszy, po prostu zwróciłam uwagę na różnicę.
Są wyjątki od reguły. Moim szwagrem jest Walijczyk. Bez westchnień, powierzchowność ma całkiem miłą. Chciałabym takiego kucharza za męża, ale niestety gotuje czasem, bo z zawodu jest kształconym we Francji księgowym, mojej siostrze. Może to francuskie MBA go tak zmieniło, ale chyba wyniósł też sporo z domu, bo jego rodzice również doskonale gotują. Z pewnością klasyczna kuchnia angielska nie jest pasjonująca, ale oni mają knajpy z całego świata i nawet w zapyziałych wioskach można trafić na super restaurację z 2 gwiazdkami Michelina, gdzie miejsce trzeba rezerwować wiele miesięcy wcześniej i spotkać polskiego kelnera.
Też na ogół zostaję przy wypróbowanych owocach (głównie wiśnie i truskawki, no i czarna porzeczka). Przepis na rabarbarowe kofitury znalazłam, podobno jada się takie we Francji ale nie wiem czy to prawda. Robiłam już marmoladę truskawkowo-rabarbarową- dobra! Ale w wyobraźni mam szkliste kawałki rabarbaru w lekko różowym syropie. W tym roku próbuję po raz ostatni. Jak się nie uda to odpuszczę. Natomiast chyba spróbuję przerobić mirabelki – opis wyglada bardzo zachęcajaco.
Kiedyś dawno temu moja mama też przerabiała na dżem mirabelki. Po kilkakrotnych próbach wydrylowania ich, wpadła na pomysł, żeby bawić się w Kopciuszka i wyciągać pestki z rozgotowanych owoców. Oczywiście za Kopciuszka służyłam ja z siostrą.
Jak będziecie robiły dżem z mirabelek, radzę uzbroić się w nóż do steków. One mają ostre czubki – okroić owoc, rozdwoić i pestkę wykroić czubkiem nozyka. Z kilograma + 50 dkg cukru wychodzą trzy słoiczki po dżemie. Mirabelki mają dużo pektyn więc straty objętościowe są nieduże – wrzucić na gotujący się syrop z cukru i 0,5 szkl.wody, zagotować, wyłączyć, przestudzić i tak 3 razy. Potem już dosmażyć do wymaganej gęstości.
Ja po kilka sztuk mirabelek dodawałem do kompotu zrobionego z jakichkolwiek innych owoców, świetnie zaostrza smak.
Torlinie – do gruszek obowiązkowo na spód słoika garść mirabelek. Kompot nie jest mdły. Do innych kompotów nie stosuję
A obok na niezamieszkałej działce są dzikie mirabelki kolorowe, te są świetne do jedzenia ot tak, po prostu.
Nabieram ochoty na te mirabelki i nie odstrasza mnie nawet opis wydłubywania z nich pestek. Mama moja robiła na zimę kompot z samych mirabelek – dobre to było.
Do owoców z którymi eksperymentowałam po raz pierwszy należą pigwy. Zeszłej jesieni na jednym ze straganów na Rynku Łazarskim były pigwy – konfitura jak dla mnie jest za słodka, galaretka ma piękny czerwony kolor ale też za słodka, marmolada za to bardzo dobra – kwaskowata, aromatyczna, idealna m.in. do nadziewania rogalików. Ale w tym roku to z pigwy będzie nalewka.
O to, to Doroto. Ja też robię i z pigwy i z pigwowca japońskiego. Obydwie b.dobre ale długo dojrzewają Pół roku to okres minimum.
Ale czekać warto!
Otrzymalem pismo oficjalne z firmy która opiekuje sie moim samochodzikiem. Przypomnieli mi, ze juz dawno minal termin zmiany opon zimowych na letnie. Zimowe sa o wiele slabsze i zle pracuja latem. Równoczesnie wyznaczono mi termin, dobrowolny, w dniu jutrzejszym o godzinie 14.00. Oczywiscie dotrzymam. Przy okazji bedziemy plotkowac z szefowa i szefem o najnowszych, czasami skandalicznych, sprawach w naszej okolicy.
Zaczynacie plotkowac na temat przetworów owocowych az wziela mnie ochota pojechac na targ i zrobic zakupy. Mam wlasne owoce w ogródku ale kupuje chetnie pochodzace z wegierskiej puszty. Mam pelno sloików i jesli ktos chce moge przywiezc na Zjazd. Kilka kartonów. Zawsze szkoda mi wyrzucac piekne opakowania. Zbiera sie tego jednak tyle, ze niema innego wyjscia.
Tuska zmotywowala mnie ta fotografia. Nawet nie wiedzialem co zabral za soba ten rowerzysta za Atlantyk. Dal rade, zdazyl na czas.
Pewnie nie jechal przez Holandie, bo tam podobno kradna rowery. Wybral inna trase ale jak dal sobie rade na Atlantyku. Moze przelecial na Tarczy Antyrakietowej, kolo nosa Helenie w Anglii i Izykowi w Walii.
Telefonowala Pani Gosposia który ostatnie rznely obce chlopy. Wycieli jej kamien zólciowy ale na szczescie wszystko jest na najlepszej drodze i za kilka tygodni przyjdzie, zalamie rece i wezmie sie za wielkie sprzatanie. Napewno uciekne z domu pozostawiajac nalezna honorarium kolo telefonu a nie na parapecie.
Dzien dobiega konca ale jeszcze nie dobranoc i dwie zagadki Gospodarza czekaja na odpowiedz.
Pan Lulek
Pyro,
ludzie tutaj są praktyczni i wszystko czemuś powinno służyć. Szłam teraz do sklepu i zagladałam w okna – w dwóch domach były firanki, a tych domów jest na tych 2.5 km.
U mnie są zasłony w sypialni – lekkie, sama uszyłam, żeby coś wisiało. Jest w łazience zasłonka, w kuchni nie ma, bo od lasu najwyżej Józefina zajrzy albo wiewióry. W salonie – to, co widzać, takie 50 cm długiści „portki”. Juz prędzej w mieście na parterach domów zobaczy się firanki i zasłony, także w blokach, gdzie łatwo choćby niechcąco o zaglądanie sobie w okna. No i w nowych dzielnicach, gdzie nie wiem dlaczego na małej przestrzeni skupia sie całą masę domów, ile się tylko da. Dlatego zasłona sie przyda, a firanka… do zbierania kurzu? 😉
Podsyłam trochę z dzisiaj, Arkadius może się zainteresuje, co u mnie na stole na patio zostawia wiewióra, nażarłszy się uprzednio. Odsunęłam krzesła, żeby mi nie zostawiała takich pamiątek, może nie zdoła tam wskoczyć. Lecę na powrót do ogródka, bo zapowiada się, że pózniej będzie padał deszcz, muszę dokończyć siewy przedtem.
http://alicja.homelinux.com/news/Rzeczy/
Alicjo! Twoja górka jest więcej niz urocza!
Spoieszmy sie jesc szparagi.
Tak szybko odchodza.
Prawda Helenko – wczoraj były gotowane po polsku, jutro będą pieczone w oliwie do kotleta karkowego. Ja dzisiaj zjadłam resztę wczorajszej zupy szparagowej, a Młodej na kolację zbrobiłam chłopski omlet na przysmażonych ziemniakach, jajkach z zieloną cebulą i dobrym serem. Kawałek jej zarekwirowałam, tak pachniało.
Na amerykańskim blogu oglądam świńskie zdjęcia i patrzę ,że tam taniej niż u nas. To się porobiło 🙁
http://www.durhamtownship.com/
Mysmy dzis z E zjadly kilo – zwyczajnie ugotowane i okraszone maselkiem.
Jutro beda nowe.
MIalysmy tez dzis pierwsze wspaniale czeresnie. Nie wiem skad, ale swietne. Pewnie amerykanskie.
Z tymi słoikami to słuszny pomysł Panie Lulku!
Towarzystwo tu występujące jest mniej lub bardziej zakręcone, więc słoik dla każdego to jest to!! Ja też jestem jak dobrze zakręcony słoik, szczelny!
Z wnioskiem o Pana adres jeszcze nikt nie wystąpił, pewnie z braku stosownego do mnie adresu. Tak więc głowa spokojna, nikt jej Panu Lulkowi nie zawróci!!
Ciekawym czy Pański samochodzik na literę Ka, nie zbuntuje się po załadunku zjazdowego frachtu, bo to i sześć patelni, kopyść, kociołek, słoiki, nalewki, destylaty….A i miejsce na trzy poduszki też musi Pan zabrać. I czy ten samochodzik słowem na Ka nie zaprotestuje?
Też jestem ciekaw rozwiązań zagadek, dzisiejsza trudniejsza niż poprzednie, bo tych zdjęć to i w wikipedii i w goglach nie znalazłem!
A talerze perkusyjne (o, jak kulinarnie! ), są kanadyjskiej firmy Sabian, jest to jakiś trop! Ciekawe, czy Alicja poza graniem na nerwach Jerzorowi pogrywa też na perkusji..?
Te bose stopy zasugerowały że to może być Pan! Widziałem zdjęcia ze zjazdu w Kurniku gdzie Pan tak występował, ale te powyżej stóp widoczne dekolty pomysł mój zdezaktualizowały. Tak więc trwam w ciekawości razem z Panem!
Nemo pewnie wie, ale cicho siedzi.
Pozdrawiam!
Słoik dla każdego!! 😉
Ps. Przepraszam że ja tak publicznie te słowa do Pana Lulka kieruję, ale adres zarówno pocztowy, jak i meilowy ma zastrzeżony!! Szczelność mnie obowiązuje.
Szparagi w piątek. Za to deszcz proszę natychmiast. Sucho okropnie. U Pyry chyba padało. U nas trzeci tydzień ni kropli. Alicjo, dmuchnij!
Antek no co ty?!!!
Panalulkowego samochodu nie obrażaj. Jak Miś się zmieścił i się nie rozleciał, to co dla niego sześć patelni, kociołek węgierski, zapas słoików i nalewek. Tyle co nić . Poduszki będą ubezpieczały powrót. Doczepi się do przedniego zderzaka….
Antek,
z tymi talerzami perkusyjnymi do Kanady dobry trop, to jest bardzo znana firma rodzinna , ale jak słowo daję, raz w życiu próbowałam grać na perkusji, i to z o wiele niższej półki. Człowiek, który chciał mi przetłumaczyć, że wszystkiego się można nauczyć, po 5 minutach przyniósł mi kufelek piwa, żebym „odpoczęła”. A mówiłam mu – ja różne instrumenty, ale nie muzyczne!
Antoine,
ja Jerzowi grać na nerwach?! 😯 NEVER !!!
c9c9 😯 Powoli ulegam magii kodów 😉
Nemo wie wszystko, nawet jak dojechać do Pana Lulka przez pole z dyniami, ale nic nie powie 🙂
Cała dziś jestem w skowronkach, bo 150 (circa about) sadzonek pomidorów trafiło w dobre ręce, nawet 7 tomatillos udało mi się wcisnąć nieufnym ogrodnikom 😎
A jutro ma być wreszcie deszczowo i to też mnie cieszy, bo susza już okrutna.
Na kolację były szparagi ze Słowacji, wędzony łosoś, sałatka z jaj z winegretem z czosnkiem niedzwiedzim i zielona sałata na dodatek.
Haneczko – u nas nie padało. Sucho, że hej. Maj dopiero, a tu już trawy płowieją.
O, a myślałam Pyro, że i owszem. To przez Alicję, zimnem dmuchała, a dobre mokre trzyma dla siebie.
Nemo policzyła sadzonki, ja zdjęcia które zrobiłem w Muzeum w ciągu 8 dni pracy
Naliczyłem 1300. Szkoda gadać.
Mogą zwolnić dyscyplinarnie po pół roku z braku zajęcia i obiboctwa. 🙁
Misiu, jaki brak zajęcia? 😯 Obiboctwo też jest zajęciem. Co z tego, że bardzo przyjemnym? Ale ile czasu potrafi zająć! 🙂
…tylko nie zwalać na mnie! Miałam ciężką zimę, a jakie lato, nie wiadomo. Juz Wam mówiłam, ze wilgoć w powietrzu, a w glebie zazwyczaj sucho i jeszcze są ograniczenia w sprawie podlewania – co drugi dzień!
Nemo,
byłam ciekawa tych tomatillos, czy wzejdą i tak dalej. Sama z kilka krzaczków posadzę (wzeszły!), bo nie mam miejsca, podejrzewam, że gdyby ktoś chciał się najeść, to uprawa musiałaby być sporo-grządkowa 😉
Misiu…
mówił Ci Pan Lulek i inni mądrzy – nie wychodz przed szereg. Wykorzystają, nie docenią. I zwolnią, jak robota zrobiona. Wstrzymaj konie, pracuj w miarę.
I jeszcze potrafią niektórym za to nieźle płacić 😉
Mnie to nie dotyczy bo nie jestem Jaś Fasola.
A może by tak zacząć się uczyć i zrobić fakultet o w omykaniu?
Jak w tym kawale:
-Baco, co robicie jak macie wolny czas?
-siedzę i myślę
-A jak czasu nie macie?
-To ino siedzę
Dla wszystkich którzy czy to na morwy czy inne owoce wybierali się za cudzy płot podsyłam piosnkę z takich jakie lubię. Nie jest to Blog z sąsiedztwa, więc taka muzyka jest tu dopuszczalna.
Nie jest ona bynajmniej adresowana do Pana Lulka, nie!
To jest zupełnie inny Pan , o firance tam też jest!
Co jeszcze…posesja i sad, ulica Rajska.
Taką płytkę podesłałem pod Paryż i widzicie co się z człowiekiem stało!!
Oderwać się od niej nie może! 😉
U mnie pójście na cudze owoce to było ” iść na dzierżawę”.
Teraz to co zrobiłem trzeba wpisać i zapisać w systemie. Dużo dłużej się zejdzie. Nima rady …
Dziś fotografowałem dwu metrowe chusty z frędzlami . Chciałem skoczyć do przedszkola i pożyczyć grabki do czesania. Palcami prostowanie frędzli to coś strasznego . Ciekawe ile zajmowało czasu udzierganie czegoś takiego?
antku
odpisałem jakby co
mam nadzieję, że się przyda
Nie pamiętam w której z książek , bohater opowiada, że ogromne wrażenie zrobił na nim obraz chiński. Na obrazie stary człowiek siedzi pod drzewem, nad stawem. Podpis głosi „Lenistwo”. Otóż bohater twierdzi, że tylko stara, bardzo stara kultura jest w stanie docenić nicnierobienie. Człowiek zabiegany, to człowiek bez korzeni. Wszystkie wynalazki są dziełem ludzi leniwych, bo człek pracowity będzie tyrał, jak go nauczono. Tak mi chodzi po głowie, czy to nie był Wańkowicz. On miał takie przewrotne postrzeganie zalet i wad ludzkich
To Agata Christie, Pyro. „Zatrute pióro”. Ona też miała.
Walijskie kobiety slyna z urody, patrz Zeta-Jones, czarnowlose o intensywnym kolorze oczu.
Nieszczesne angielsko/irlandzkie sniadanie, pewnie juz nastepne pokolenie je odrzuci. Moja znajoma Irlandka (50 lat) mowi, ze w jej dziecinstwie wszystko do sniadania bylo kolejno smazone w bekonowym tluszczu (nieszczesny pomidor rowniez), a na koniec chleb, rowniez usmazony w tym pozostalym wysmazonym bekonowym tluszczu.
W restauracjach aspirujacych do up-scale klienteli takiego sniadania ani sosiku nie uswiadczysz.
Musze wyznac, ze raz na jakis czas chodzimy w week-end na takie sniadanie drwali: jajko sadzone, bekon, ziemniaki odsmazane, toast i dzem.
Izyku, it can grow on you too!, po pierwszych 15 latach jak zauwazyl Aszysz. Moja (nieproszona, wiem) rada: wlacz swoj poznawczy radar na to co dobre i warto sprobowac. Trzymaj sie cieplo w tej Walii…
Po Pyrowej obserwacji o firankach i zaslonach: cos w tym jest, u mnie nie ma ani jednych ani drugich tylko dosc ladne ramy okienne oraz takie zaciagane od gory i od dolu zaluzje. Nie musze dodawac jak mnie cieszy, ze odpada mi pranie, zdejmowanie i zawieszanie. Zaleta jest tez taka, ze nie ma sie na czym zbierac kurz.
Brzuchu, już z zachwytem odebrane!
Poczytaj moje…. 😉
To ja kurna, pracowity jestem…
11a1
A mnie się podoba mój kod – w stylu minimalistycznym, jak Kieres.
…a ja się nie odzywam, bo moje 2 wpisy wcięło, mimo uważnego zwracania na kody.
Kieres szmeres…
miałam lepsze kody 😉
Ach, Alicjo. Gdzie się podziały niegdysiejsze kody… 🙂
Z czasów kiedy czesto bawilem w Holandii zapamietalem dwie rzeczy.
Wageningen, to nie byla wielka miejscowosc. Okna na parterze byly pozbawione jakichkolwiek zaslonak czy firanek. Miejscowi mówili, ze jest to tradycja z czasów wojen religijnych, kiedy protestanci pokazywali, ze nie maja niczego do ukrycia. Druga ciekawa rzecza bylo nakrywanie stolów grubymi dywanami. Typ, dywan perski. Wielkosc dywanu taka, ze idealnie okrywal stól i zwisaly fredzle. Stoly owalne mialy dywany w odpowiednim ksztalcie. Bardzo mi sie to podobalo i zawsze chcialem miec cos takiego w domu. Teraz niestety nie da rady, bo stól na tarasie jest z teakowego drewna a ono samo przez sie jest bardzu ladne, w pokoju jadalnym, dla odmiany, stól ma gruba kamienna plyte i tez jast piekny wzór. Wreszcie w pokoju mieszkalnym jest stól z tyrolskiego sufitu i szkoda go zaslaniac. Za wszystkie stoly serdecznie zaluje ale poprawy nie obiecuje. W oknach mam firanki ale to nie jest problem, bo szefowa od czystosci od czasu do czasu zdejmuje je, laduje do pralki i mokre wiesza, przy okazji myjac okna.
Zagadki jak widze nie rozwiazane i wyobrazam sobie jaki jutro wybuchnie skandal. Ponadto prosze o niedopisywanie mi czyichs nóg. Moje wczoraj byly remontowane a dzisiaj samochodzik wymieni buty na letnie.
Pojemnoscia samochodzika prosze sie nie przejmowac. Jesli bedzie trzeba zabiore ciezarówke.
Dziekuje za odzew w sprawie sloików. Przyjada puste ale umyte i zostana podrzucone Gospodarzom a do Zjazdowej Uchwaly wpisze die punkt zobowazujac ich do napelnienia i zameldowanie sie w roku 2009 ze stosownymi rzeczami do degustacji.
Jesli ktos zna osobe, która posiada ciagnik marki stary Ursus na chodzie, ale na oponach, którego chcialby sie pozbyc, prosze zapytac, czy przypadkiem nie moznaby go kupic wraz z komletem czesci zamiennych. Podarowalbym taki ciagnik naszemu Muzeum Maszyn Rolniczych. u nich sa stare Lanz Buldogi a to blizniaki Ursusów.
Musialaby tez byc niezla radocha spróbowc przejechac takim ciagnikiem na przyklad ze srodkowej Polski poprzez Czechy, Dolna Austrie az do Poludniowej Burgenlandii. Majac przyczepe z namiotem albo wóz Drzymaly moznaby urzadzic sobie piekne wakacje.
Pomyslcie, poradzcie. moze ktos zamelduje sie na cos takiego pod haslem jedzie wóz kolorowy, kolorowy, zabytkowy, czy cos w tym stylu.
Pan Lulek
Lulek – ludzie zbierają różne rzeczy, w tym i stare ciągniki. Kupują, remontują, organizują zloty. Te starocie osiągają wysokie ceny, więc raczej wybij sobie z głowy podarunki dla muzeum.
Słowik poranny i wieczorny:
http://www.lp.gov.pl/prezenty/koncerty/07-Slowik%20szary%20-%20czarodziej%20kniei.mp3/view
Jestem już na stanowisku. Ktoś nie śpi by spać mógł ktoś.
Jazda z rana rowerem rozbudza lepiej niż kawa. Muszę zmienić rower na szybszy bo dojeżdżam do pracy minutę po ósmej.
U mnie Forty Bema w tle droga na Ostrołękę:
http://www.kulikowski.aminus3.com
Nie chwaląc się 😉 mam płytę z majowymi koncertami słowików. Pierwsza część to nocny koncert słowika rdzawego z chórem kumaków w tle, a druga-słowika szarego z wielogatunkowym koncertem płazów :żab jeziorkowych, ropuch zielonych i rzekotek drzewnych.
Polecam wszystkim. Coś pięknego choć gdy kupowałam, znajoma ekspedientka spojrzała na mnie jakby moje czoło było spragnione rozumu a oczy tęskniły za myślą….
Witam w piękny – bo to i słowiki i wspaniałe zdjęcie – poranek.
No i co z tymi zagadkami? Rozwiązał ktoś czy przechodzą na następny tydzień? Smakowitego dnia życzę. 🙂
Nie chwaląc się, mam „własnoręczne” nagrania polskich i holenderskich słowików, żab i skowronków z brzękiem trzmieli i gwizdem lokomotywy i bardzo lubię tego posłuchać, choć wolałabym na żywo. W zaroślach tarniny przylegających do ogrodu mojej siostry w Wielkopolsce co noc koncertują słowiki nie dając spać pracowitym ludziom 😉
Zagadki w dalszym ciagu nierozwiazane. Czekam cierpliwie, potem zrobie awanture i wybuchnie prawdziwy skandal.
Pyro kochana. Powinnas zostac specjalistka od reklamy w jakiejs firmie Markowych samochodów. Pisze z duzej litery bo Markowi moglaby przydac sie jakas maszyna zeby wieczorami mógl podgladac i fotografowac rusalki kapiace sie w tym jeziorku kolo fortu Bema.
Wracam jednak do komentarza Pyry. Jako haslo nosne w marketingu moglaby uzywac na przyklad.
<>
Dzisiaj na sniadanie dawano olbrzymie czarne jak smola kruki. Zamieszkala kolo mnie para. Czarne jak smola. Na poczatku przylatywaly razem a teraz na przemian. Najpierw jeden potem druga albo na odwrót.
Chyba beda sie rozmnazac. Reszta ptaszarni trzyma sie z daleka.
Wracajac jednak do fortów Bema. Wyslalem na Wegry fotografie przyslana przez Marka z wyjasnieniami skad sie to wzielo. Odpowiedziano mi natychmiast z komentarzem, ze przeciez byl tez Maurycy Beniowski i stala wymiana krwi byla od wieków na porzadku dziennym.
Wskazywano Królowa Jadwige, Swieta Kinge a z polskiej strony wiele róznych osób z których najbardziej wdziecznie wspominaja Elzbiete Lokietkówne.
Jesli utrzyma sie piekna pogoda a sadze, ze tak, to w Sobote jade w wegierski kraj na prawdziwy chlopski jarmark. Ciekaw jestem jakie wczesne owoce sa juz do kupienia.
O sloiki prosze sie nie martwic starczy dla wszystkich
Pan Lulek
Nie mam nagrań, a co wieczór słucham słowików aż do pierwszych dni czerwca. Wzdłuż alei położonej tuż poniżej mojego bloku rośną potężne krzewymirabelek i głogi. Nie wiem ile corocznie tam gniazduje słowików ale melodyjny hałas robią niezły. Nie przeszkadzają im licznie spacerujące psy (bliskość osiedla) ani przejeżdżające tramwaje w pobliżu. Śpiewają swoje arie Nie mam pod oknami saren ani chipmunków, jak Alicja ale mam kilka rodzin wiewiórek, mewy (osiadły skubane nad Malta i wizytują śmietnioki) – zresztą może to rybitwy, nie mewy. W każdym razie białe i osiadły nie tak dawno. Ponoć są też lisy, ale nie widziałam.
Panie Lulku, Umiłowany nasz – (to ekspiacja z Pyry strony) toć ja nie chciałam Panu skrzydeł podcinać, ani aureoli pozbawiać. Chciałam tylko powiedzieć, że kupienie zabytkowego ursusa może być zabawką naprawdę kosztowną. W TV pokazywali kiedyś rolnika – kolekcjonera i jego rozeźloną małżonkę. Otóż Pan wydaje wszystko na zetorki, ursusy i inne takie, a żona grozi rozwodem. Z dobrobytu pewnie nie grozi.
U mnie coraz mniej ptaków, niestety, chociaż wciąż jeszcze dają koncerty. Wszystko przez to, że w polu za płotem wybudowali obwodnicę, a oprócz tego wprowadziły się sroki. Coraz więcej ich.
Gdzież to nasz Gospodarz?
Biorę się za pracę, chociaż nie bardzo mi się chce. Na obiad będzie chłodnik z botwinki, mniam!
Pyro, czy ten Twoj slowik brzmi tak, jak w mojej najukochanszej z dziecinstwa piosence o slowiku?
http://www.youtube.com/watch?v=WjRDpd15knY&feature=related
Dziendobry. Chmury widze, chmury, moze nawet zacznie padac.
Po opisie sniadania Izyka (*Nirrod pacha z entuzjazmem w kierunku Walii*) wzielo mnie na ambicje (z powodow nieznanych) i postanowilam w ten weekend zrobic angielskie sniadanie.
Skladniki niby z osobna dobre, weic moze w wykonaniu i malych zmianach lezy problem. Zdam relacje z ekperymentu.
Najtrudniej bedzie kilebaski odpowiednie znalezc, bo co jak co, ale wedlin to „serowe glowy” robic nie potrafia.
Heleno – mnie bardziej niż „słowik” Alebajewa podoba się stara piśń w wykonaniu chóru Aleksandrowa „Ej, słowiki, słowiki…” Stara gropa jestem, a wzruszam się zawsze, kiedy słyszę.
Nirrod nie pacha Nirrod macha.
„Solowji, solowji, nie triewoztie soldat”?
http://www.youtube.com/watch?v=WjRDpd15knY&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=9QPwGWbgL2Q&feature=related
Swego czasu zachwyciłam się białą pelargonią Heleny i postanowiłam posadzić takie w pojemnikach na tarasie. Okazało się, że we Wrocławiu nie ma! Nawet na giełdzie kwiatowej! Jedyne co udało się znależć, to cztery tzw. angielskie, białe z różowymi prążkami. Też b. ładne, ale to nie to.
Czy ktoś widział białe pelargonie u nas?
Od razu czulem skandal z ostatnim wpisem Co gotujemy.
Byly dwie zagadki.
Pierwsza skladala sie z trzech pytan. Nikt nie odpowiedzial a Gospodarz zaoszczedzil opublikowania rozwiazania.
Druga zagadka brzmiala: <>
Te druga zagadka zozszyfrowalem natychmiast. Rozwiazanie brzmi nastepujaco.
Za okladka, czyli w srodku ksiazki, kryje sie Autor utworu czyli Piotr Adamczewski.
Rozwiazanie, jedyne sluszne i oczywiste, opublikowalem natychmiast, zastrzegajac sobie jak zwykle wqszelkie prawa w tym prawo do sowitej nagrody, która byc moze zostanie wyslana umyslnym. Jesli nie, to nie potrzebuje. Sam sobie nabede droga kupna i wrecze przed zwierciadlem.
Przed chwila zlozyli mi wizyte przyszli ogrodnicy, którzy w niedlugim czasie beda bronili wspólnej pracy dyplomowej na wiedenskim Uniwersytecie Kutury Rolnej a taraz odbywaja we dwójke podróz przeddyplomowa.
Piekna mloda para ludzi z którym plotkowalem cala godzine przy porannej kawie. Muli sponsorowala mleko a ja miód.
Inna para kaloszy a ja odetchnalem z powodu pierwszej uzyskanej wygranej w blogu.
Pan Lulek
Kawalek wcielo. Podaje uzupelnienie.
Druga zagadka brzmiala: <>
Chyba jednak moja wina. Przepraszam
Pan Lulek
Cos dziwnego wyprawia WP.
Usilowalem podac tresc drugiej zagadki czyli ostatnie zdaniw wpisu Gospodarza ale ciagle wcina.
Sily nieczyste, czy co
Pan Lulek
Pyro! (dot. 6.22)
Zupełnie się z Tobą nie zgadzam, prezentujesz merkantylne podejście do tematu. Jest wielu ludzi, którzy oddają swoje rzeczy do muzeów. Dam Ci przykład mojego ojca, który oddał dyplom swojego ojca (a więc mojego dziadka) Uniwersytetu Warszawskiego z 1911 roku (to był wtedy Cesarski Uniwersytet Warszawski), a przecież mógł go trzymać w szufladzie. Znam człowieka, który oddał kolekcję monet rzymskich do muzeum. Przecież do muzeum można oddać rzeczy do depozytu, a można i ofiarować – z zastrzeżeniem, że ma być przymocowana odnośna informacja.
Panie Lulku!
Sadzę, że wątpię. Pan Piotr nie ma takich kobiecych bioder. 😀
Alsa, biale pelargonie oczywiscie w Polsce sa, ale trzeba odwiedzac sporo hodowli i pytac specyficznie. W zeszlym roku taka ochota do bialych zapalala moja kuma Renata w Gdyni. Co przejzdzalysmy kolo sklepu lub hodowli kwiatow, to pytalysmy o biale. I za piatym czy moze siodmym razem udalo sie! Posadzilam jej tak jak u siebie – w wysokiej a waskiej glinianej doniczce bez „kolnierza” – takie doniczki w angielskim ogrodznictwie nazywaja sie „long tom” i ja je z jakiegos powodu ogromnie lubie. Pelargonie pieknie przezimowaly w mieszkaniu (mimo, ze ja kazalam asolutnie minimalnie podlewac w zimie, ale R. nigdy nie slucha moich rad ogrodowych, ze kwiatek musi odpoczac od kwitnienia) i sa ponoc jeszcze piekniejsze niz byly w zeszlym roku.
Ja triche pozniej zrobie zdjecie swojej, teraz nie mam czasu, bo mam robotnika w mieszkaniu.
Mozna je oczywoiscie posadzic w kazdej doniczce. A potem opowiem Ci tez jak zrobic aby doniczka wygladala na stara i zasniedziala, jakby caly rok stala w ogrodzie. Wtedy kwiaty wygladaja… o, Boze!
Torlin – wcale mnie nie zrozumioałe3ś. Ja przeciueż nie o oddawaniu do muzeum czy o depozytach (sama oddałam unikatową skrzyneczke pomocy cywilnej z 1938r), dokumenty, elementy biżuterii patriotycznej. Ja pisałam o cenach – nawet zachodnia emerytura nie wystarczy na taki dar dla muzeum. No, chyba, że Pan Lulek ma ze trzy skarpety – skarbonki
Toż pytałam, Heleno, w wielu miejscach. Rozesłałam wieści wśród znajomych – gdy ktoś gdzieś zobaczy, ma natychmiast kupić albo dać znać, gdzie są.
Smakowitego dnia życzę.
Tak, Pyra nic, tylko czyha na pieniądz, merkantylne podejście ma. I ma rację!
Swego czasu zawiezliśmy do muzeum mineralogicznego U.Wr. piękne okazy minerałów – niewielkie, ale jednak, dla nauki owszem, znaczące. Daliśmy w podarku, i to był błąd. Niechby chociaż symboliczne cokolwiek, moze by to wciągnięto w jakiś indeks, listę… a tak, pożarło i wcięło.
Ojej, dopiero sie obudziłam, ale myślę, że Pyra ma rację. Dokumenty dziadków?! A jaka to ma cenę , ze zapytam? Wszystko mozna zeskanować w obecnych czasach, czyż nie? A spróbuj zeskanować Ursusa, ciągnik!
Pyra ma i nie ma racji. Ma w tym sensie, ze na wszstkim mozna a nawet nalezy zrobic pieniadze. Bo jak jest idea, to i latwiej dojsc do czegos.
Wyobrazcie sobie, ze na jakims targowisku dziel sztuki stoi sobie Ursus z zelaznymi kolczastymi oponami, eksponat na sprzedaz. Obok stoje ja z transparentem pod tytulem: „Sprzedam starszego brata”. Ludzie ida i zanosza sie od smiechu wrzucajac do podstawionego kapelusza stosowne datki. Komentarze typu, ma chlop poczucie humoru. Nastepnego dnia stoi jeszcze ten sam eksponat z identycznym transparentem. Obok Pyra z odpowiednim naczyniem na datki. Ludzie przechodza i zanosza sie od smiechu mówiac, ze takiego klamstwa, to oni w zyciu nie slyszeli. Honorarium autorskie za najlepszy kawal roku wrzucaja do z góry przygotowanej beczki.
Zadzwonili moi przypadkowi poranni znajomi i wprosili sie na popoludniowa herbatke. Oczywiscie rozmawiala panienka. Wyglada mi na to, ze w tym stadle, to ona bedzie nosila spodnie a ten mlody odbywal karencje przy dzieciach.
Pan Lulek
Coś dla Lulka , prawie zabytek:
http://moto.allegro.pl/item358961223_ursus_c360_3p_1984_r_wielkopolska.html
Jest nowy wpis Gospodarza!
Latoś na chubie nie ma owoców. Tylko morwa czerwona i trochę papierówek. Co spadnie z drzewa ptaki, koń, a nawet koza wyjedzą. Chcę zrobić z tego jakiś dżem, ale nie wiem czy ma jakąś wartość prócz cukru. Czekam na szybką, dobrą rade, bo konkurencja nie śpi. Pozdrawiam