Poetycka biesiada Mickiewicza
Choć często chodzą z głową w chmurach w porze posiłków poeci zwykle opuszczają się na ziemię i lubią by na stole znalazły się przysmaki. Dowodem na to Adam Mickiewicz, który i na karty swych poematów wpuszczał kuchenne zapachy. A jako, że poemat pana Adama miał już setki wydań, a także na naszych ekranach święcił triumfy filmowy „Pan Tadeusz” sięgnijmy po fragment najsłynniejszego trzynastozgłoskowca:
I wnet zaczęli wchodzić parami lokaje
Roznoszący potrawy; barszcz królewskim zwany
I rosół staropolski sztucznie gotowany,
Do którego pan Wojski z dziwnymi sekrety
Wrzucił kilka perełek i sztukę monety
(Taki rosół krew czyści i pokrzepia zdrowie).
Dalej inne potrawy, a któż je wypowie!
Kto zrozumie nie znane już za naszych czasów
Te półmiski kontuzów, arkasów, blemasów,
Z ingredyjencyjami pomuchl, figatelów,
Cybetów, piżm, dragantów, pinelów, brunelów;
Owe ryby! łososie suche, dunajeckie
Wyżyny, kawijary weneckie, tureckie,
Szczuki główne i szczuki pogłówne, łokietne,
Flądry i karpie ćwiki, i karpie szlachetne!
W końcu sekret kucharski: ryba nie krojona,
U głowy przysmażona, we środku pieczona,
A mająca potrawkę z sosem u ogona.
Gotować to mistrz Adam podobno nie umiał choć czasem by mu się to przydało. Ale pisał nad wyraz smakowicie. A jego ulubionym autorem kulinarnym był imć Wojciech Wielądko herbu Nałęcz, heraldyk i kucharz. Jego książka „Kucharz doskonały” wydana w 1786 roku towarzyszyła wieszczowi w rozlicznych podróżach po świecie i przypominała o rodzinnym domu. A właściwie o rodzinnej kuchni Pani Matki.
Sięgnijmy więc po księgę, którą zachwycał się poeta. Oto co proponował urodzony Wojciech Wielądko ( wg. wydania z 1808 roku):
Naleśniki z ryżem
Niepełna szklanka ryżu,2 szklanki mleka, łyżka masła, szklanka rodzynek,2 łyżki masła i 2 łyżki oliwy do smażenia,2 łyżki cukru do posypania.
Gotować ryż w wodzie 15 minut, odcedzić , zalać mlekiem i gotować aż wchłonie całe mleko. Dodać masło i rodzynki. Nakładać ryż w naleśniki, zwijać w chusteczkę. Smażyć na tłuszczu, podawać posypane cukrem.
Kruliki z winem białym (sic!)
Tuszka królika,cebula,2 ząbki czosnku,1/2 łyżeczki tymianku, liść laurowy,1/2 łyżeczki bazylii, pietruszka, łyżka masła, łyżka mąki, szklanka bulionu, szklanka białego wina.
Królika sprawić, pokroić na części, ugotować z solą ziołami, pietruszką i cebulą. Przecedzić sos, dodać bulion i wino, zasmażkę z masła i mąki , gotować włożywszy do niego mięso, aż sos dobrze zgęstnieje.
Skoppowina z agrestem
2 kg mięsa baraniego z łopatki, liść laurowy, szczypta startej gałki muszkatołowej, sól . Na sos: szklanka obranych owoców agrestu, 2 łyżki cukru, łyżka masła.
Baraninę uformować w równy walec, który związać sznureczkiem lub nicią. Ugotować we wrzącej lekko osolonej wodzie z dodatkiem liścia laurowego i gałki muszkatołowej. Agrest udusić z cukrem i masłem na gęsty sos.
Miękką baraninę pokroić w plastry, ułożyć na półmisku, polać sosem agrestowym.
Zrobicie coś za poradą Mistrza?
Komentarze
Wszystko by pasowalo do kuchni szpitalnej, takie dietetyczne, gotowane, nie smazone lub pieczone, kolorystycznie beznadziejne, ale zdrowiu sprzyjające 😉
Dlaczego my w Polsce tak mało jadamy baraniny (jagnięciny)?
Dzień dobry – słoneczny, majowy, zapowiadający się przyjemnie, bo to i Marialka u nas dzisiaj i szparagi (nie wiadomo, czym się Pyra bardziej cieszy. Chyba jednak Marialką)
Czy coś zrobię z podanych przepisów? Nie zrobię naleśników ze słodkim ryżem. Ryż od dawna przestał być towarem rzadkim i luksusowym i jest jedzony jako stały dodatek do potraw. W formie leguminowej lubię ryż z jabłkami i rodzaj zimnej leguminy z wanilią, owocami i bitą śmietaną – czego zresztą nie gotowałam już od lat, od czasu kiedy mi dzieci wyrosły. Nie zrobię też chyba baraniny, bo baraniny nie ma w naszych sklepach, a jak się już trafi,to raczej nie przypomina nowozelandzkiej jagnięciny. Zresztą jak duży musiałby być baran, żeby jego łopatka po wytrybowaniu miała dwa kilogramy? Chyba patriarcha baranów. Pozostaje królik i tego królika może kiedyś zrobię. Co prawda rok temu zarzekałam się, że królików mam dość na całe życie (obficie zaopatrywana w nie przez Brata) ale Brat hodowlę zlikwidował i stan przesytu przestał mi doskwierać. Teraz na odmianę nie mam królika. Jak kupię, to wypróbuję p.Wielądko.
Pomysł Antka przedni formalnie i – jak mówi mój nos redaktorski – handlowo. O szczegółach – jesienią!
Gospodarzu zacny !
Z „Pana Tadeusza” najpiekniejszy cytat dotyczy moim zdaniem bigosu.
Pozwole sobie zacytowac z glowy. Ksiega gdzies sie bowiem polozyla i nie chce mi sie szukac.
Sedzia otworzyl puzderko zamczyste,
W którym rzedami flaszek biale stercza glowy;
Wybiera z nich najwiekszy kufel krysztalowy
(Dostal go Sedzia w darze od ksiedza Robaka),
Wódka to gdanska, napój mily dla Polaka;
<>
I lal srebrzysty likwor w kolej, az na koncu
Zaczelo zloto kapac i blyskac na sloncu.
W kociolkach bigos grzano; w slowach wydac trudno
Bigosu smak przedziwny, kolor i won cudna;
Slów tylko brzek uslyszy i rymów porzadek,
Ale tresci ich miejski nie pojmie zoladek.
Aby cenic litewskie piesni i potrawy,
Trzeba miec zdrowie, na wsi zyc, wracac z oblawy.
Przeciez i bez tych przypraw potrawa nie lada
Jest bigos, bo sie z jarzyn dobrych sztucznie sklada,
Bierze sie don siekana, kwaszona kapusta,
Która, wedle przyslowia sama idzie w usta;
Zamknieta w kotle, lonem wilgotnym okrywa
Wyszukane czastki najlepszego miesiwa;
I prazy sie, az ogien wszystkie z niej wycisnie
Soki zywe, az z brzegów naczynia war prysnie
I powietrze dokola zionie aromatem.
Na maturze byl jakis temat o Mickiewiczu. Cos w rodzaju Mickiewicz jako taki, a jako taki, to jaki.
Nie wiem dlaczego, z calego „Pana Tadeusza”, zapamietalem tylko ten fragment. Zacytowalem tak jak dzisiaj a potem napisalem krótka rozprawke na temat jak u nas w domu Mama gotowala bigos. Wysunalem teze, ze bigos domowy byl jednak lepszy. Skladal sie bowiem z co najmniej trzech rodzajów kapusty. Mies winno by tez co najmniej piec rodzajów. Suszone, bez pestek, sliwki oraz gruszki. Dalej ogrodowe ziola suszone albo solone, zaleznie od pory roku.
Pisalem cale przepisowe cztery godziny, malujac moimi lapami litery.
Mistrza Adama wspaniale zacytowal Mistrz Adamczewski.
Dziekuje
Pan Lulek
Bardzo lubię czytać takie wpisy.
No właśnie, skoro za mistrza Adama nie były już znane „kontuzy, arkasy,blemasy”etc, to co mówić o nas współczesnych….
Czy powinnam się wstydzić, że te nazwy kojarzą mi się z abrą-kadabrą?
Czas się doszkolić 😳
Panie Lulku, ja też przez moment pomyślałam ,że będzie o bigosie! Może dlatego ,że żołądek, kapusta czy kocioł to bardziej znane słownictwo 🙂
Proszę przyjąć moje wyrazy uznania ,wręcz podziwu,że pan tak z pamięci….Też bym tak chciała lecz pamięć dobra ale krótka 🙁
Panie Lulku – nie ośmielę się powiedzieć, że Pan z prawdą się rozmija, bo nie pamiętam, czy cała Polska pisała wtedy wspólne tematy, czy każde Kuratorium ustalało własne. Maturę wszak pisalismy w tym samym roku i daję słowo, że w moim liceum nie było w tamtym roku Mickiewicza. Było Odrodzenie (sama pisałam), był Pozytywizm i jakaś martyrologia Wiem, że byłam strasznie rozczarowana, bo tematy wydały mi się drętwe, jak tytuły referatów zebraniowych. „Homo sum,, nill humanum, a mae aliaenum esse puto…”…” wydawał mi się najbardziej ludzki i dający spore możliwości rozpisania się, więc go wybrałam.
Dzien dobry i sloneczny!
Zaczynamy krotszy tydzien do dlugim weekendzie 🙂
Panie Lulku, spod klawiatury mi Pan doslownie wyjal ten Mickiewiczowski bigos! Moj Tata, ktory Pana Tadeusza zna od poczatku do konca i na wyrywki, kiedy gotuje bigos to zawsze wedlug przepisu wieszcza. Ja nie jestem tak dobra, predzej w balladach, a tam o jedzeniu niewiele, no moze o wspolnym zbieraniu owocow (ona mu z kosza daje maliny, a on jej kwiatki do wianka…), hmmm :).
Zglaszam przy okazji zapotrzebowanie na naleweczke, zeby kontrabande do Luksemburga uczynic, bo mi zabroniono sie tam pokazywac bez stosownej ilosci stosownego nektaru.
Pyro, miałaś piękny temat, jak to mówią: temat-rzekę bo o naturze ludzkiej można bez końca, ale Pan Lulek….Pomysł przedni, można rzec-pyszny. 😀
Magdaleno – nalewka? O tej porze roku? Możesz sprokurować jedynie limoncello a la Nemo albo likier kawowy wg Antka. Możesz też zrobić nalewkę fiołkową albo z płatków róży ale one będą do picia za 6 miesięcy. Nic Ci nie poradzę – nie ta pora roku. Ubiegłoroczne wypite, na nowe małe szanse przez najbliższe miesiące. Doskonała rosyjska bierezowka też nie na czasie, bo to z początkiem marca trzeba by sok brzozowy łapać, a kto w mieście ma na to możliwości?
Mam problem. W ogrodzie wyrosly mi 4 zimowe kalafiory i wszystkie nagle dojrzaly do zjedzenia. Wczoraj wycielismy dwa, oba waza po ponad poltora kilograma. Co z nimi zrobic? Na poczatku bylo ich 6. Jednego dalismy babci na Dzien Matki (plus bukiecik konwalii i chabrow), drugiego zjedlismy a la polonaise, z trzeciego zrobie zapiekanke… a dalej – nie wiem 🙁 Zupa?
Nemo, na szybko. Dzielę na spore różyczki. Rzucam na oliwę, mieszam wytrwale ale niedługo, posypuję vegetą, skrapiam sosem sojowym, jeszcze miesznę i już. Mają być twardawe.
Haneczko,
dziekuje 🙂 Jesli osobisty nie przyjdzie na obiad, to zrobie wegetarianskiemu dziecku. Czym zastapic vegete, bo nie mam 🙁
A, juz wiem. Poczytalam sobie o skladzie vegety i zastapie ja tutejszym „Aromatem” 😉
Nemo – podziel na małe różyczki, te na porcje i do zamrażalnika. One się znakomicie mrożą. A, jeszcze surówka z kalafiora. Moja Ania może zjeść sporą miskę w charakterze posiłku, ja też bardzo lubię.
SURóWKA Z KALAFIORA (do mięsa albo do chleba z masłem)
Kalafior utrzeć na tarce (duże oczka) lekko posolić, odstawić na 20 minut.Potem wymieszać z sosem z równych części majonezu i kwaśnej, gęstej śmietany. Posypać pieprzem. Uwaga – sosu malutko, tylko tyle, żeby cząsteki surówki mogły się do siebie przylepić, żeby całość była wilgotna. Można jeszcze wzbogacić przyrumienionymi, grubo siekanymi orzechami laskowymi, ale to już rozpusta.
nemo
zrób konfiturę kalafiorową a`la Brzucho
do kozich serów (i w ogóle do serów)
:o)
Jakąkolwiek mieszaną przyprawą. Można też inwencją i o to jestem spokojna 🙂 Lubi imbir.
Za szybko, żółw jeden! Nie mogę wolno, nie dzisiaj!
Pyro, dziekuje!
Brzucho, czy ja przegapilam przepis na Twoja konfiture z kalafiora? Pamietasz, kiedy podawales?
nie pamiętam
ale Alicja chyba ją wkleiła
Kruliki z winem białym?
Zrobię sobie wieczorową porą, a przepis mam na to wyjątkowo prosty. Wystarczy wyjąć z lodówki zieloną weltlinę a z witrynki adekwatne szkło.
I już! 😉
Pozdrawiam po dłuższych wagarach!
paOlOre Sporadyczny
PaOLOre – wcięło Cię na 2 tygodnie. Wiemy, że miałeś kłopoty służbowe. W ogóle przez Blogowiczów przeszła czarna seria. W sumie mamy 5 poszkodowanych (w tym Magdalenę ofiarę pioruna) Ty już lepiej wyciągnij jakieś pojemne szkło i ulej kilka kropel dla Skrzatów. Niech przestaną sikać do mleka!
eeech… Pyro! żeby tylko służbowe… 🙁
O piorunie, który trzasnął w Mag, wiedziałem natychmiast z pierwszej ręki:
było nie było, trafił w komputer, a w tych sprawach to nic się przede mną nie ukryje 😉
Pojutrze zwizytuję nową lokację Magdaleny pod kątem koncentracji piorunów oraz zasięgu sieci bezprzewodowej. Wezmę szkło z zawartością i nie zapomnimy o Skrzatach 🙂
Czy może ktoś z Was pamięta taką piosenkę (graną do gitary solo):
Kto nie wierzy w Skrzaty,
niech się spyta Mamy, Taty.
Każde dziecko wie,
że Skrzaty istnieją
nie tylko we śnie…
Chciałbym przypomnieć sobie całość, bo w zamierzchłych czasach
sam ją grywałem, ale pamięć mnie opuściła…
Bardzo serdecznie proszę wszystkich, którzy dzisiaj wieczorem będą wznosić kielichy za zdrowie Leny – Tuśki : nie zapomnijcie o kilku kropelkach dla Skrzatów, niech się już ten pech nasz skończy.
Surówę z kalafiora robię tak.
Obrabiam go skrawaniem, dodaję tarte grubo marchewkę i seler, pokrojoną porę (dużo). Do tego majonez z jogurtem lub śmietaną. Sól, pieprz i już.
Pyro, przykładam. Jest pełno, ale bez szaleństwa.
Bardzo podoba mi się dzisiejszy temat! Lubię śledzić „kucharskie wątki” w literaturze. Przyznm jednak, że dopiero dzis zaczęłam zastanawiać się nad tym co się kryje pod takimi nazwami jak kontuza, arkas, blemas itp. Pogooglałam trochę, żeby się dokształcić i trafiłam na stronę p.Barbary Szczepanowicz, która m.in. o ‚Staropolskiej kuchni czyli gastronomicznej uczcie w Soplicowie’ pisze. Autorka wyjasnia czym są niektóre potrawy (a nawet trafiają się przepisy. Jak kto ciekaw cybetów, dragantów, pinelów, brunelów…niech zajrzy. Sama dopiero się w to wszystko zagłebiam.
http://basia.tomp.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=59&Itemid=9
Kalafiory można rozdrobnić ( podgotowane), dodać cebulkę, doprawić, ogólnie jak mielone, bardzo dobre do ziemniaków i mięs.
Bardzo smaczne są też kalafiory z pieczarkami i serem. W przepisie podano ,że do ziemniaków i koperku, ja jadam z pieczywem i pietruszką.
Kalafior z pieczarkami
Pieczarki w plasterki, dusić z łyżką masła, dodać cebulę,sól, pieprz, po chwili wlać szkl. rosołu i dusić pod przykryciem ok.30 min.Dodać smietanę i odstawić z ognia.Kalafior (musi być twardy i zwarty)włożyć w całości do osolonego i pocukrzonego wrzątku. Obgotować przez kilka minut w odkrytym garnku, potem wystudzić.Jaja wbić na talerz i rozbełtać, przygotować mąkę i bułkę tartą.Kroić kalafior na dość grube plastry, panierować i smazyć na oleju na złoty kolor(kotlety powinny pływać w tłuszczu w trakcie smażenia).Usmażone ułożyć w żaroodpornym naczyniu, na każdy położyć plaster sera, na to pieczarki.Posypać wiórkami masła i zapiec w b. gorącym piekarniku przez ok. 10 min.
Doroto, dzięki.Ja ciekawam!
… zdaje się, że nie wkleiłam tego przepisu Brzucha… przeoczyłam 🙁
Jakoś tak mam, że o kuchni staropolskiej wolę czytać, niż ją przyrządzać. Zawsze coś mi nie pasuje. Albo – jak ładnie to ujęła nemo – zbyt szpitalna, albo za tłusta, albo za słodka,albo przyprawy nie takie. Natomiast przepisów śródziemnomorskich lub chińskich nawet doczytać do końca nie zdążę, a już jestem w kuchni i coś pichcę. Oczywiście i tak nie całkiem według przepisu 🙂
Z kalafiorem moja mama przez wiele lat miała na pieńku, bo znała go głównie ze stołówek, jako cuchącą, rozgotowaną, wodnistą papkę, maźniętą po wierzchu pikasem z przypalonego masła. Ale potem odkryła, że można ugotować kalafiora al dente i od tego czasu rąbie aż miło. Najchętniej krótko zapieczonego z jakimiś orzeszkami pod sosem holenderskim posypanym po wierzchu tartą bułeczką. Ale i sałatką nie pogardzi, tylko nie trze, a blanszuje małe różyczki i potem miesza z czym popadnie i sos do tego też jaki akurat wyjdzie. Wyjątkowo (bo zwykle miesza wszystko z winegretem) nawet majonez i śmietanę do kalafiora uznaje. Najdziwniejszy, ale całkiem smaczny zestaw, jaki jej kiedyś wyszedł, to był kalafior z ananasem z puszki (tylko trzeba bardzo dobrze odsączyć, bo inaczej majonez się rozwarstwi) i migdałami, przyprawiony oczywiście chili.
Jak się ma za dużo kalafiora i chce mu się zmienić look, to nader skuteczne jest wrzucenie różyczek po obsmażeniu do któregokolwiek z sosów chińskich – chop-sueyowego, słodko-kwaśnego, fistaszkowego, albo co tam się w komorze znajdzie. Popijać tym, co podczaszy wyda 🙂
Małgosiu, Twój przepis brzmi bardzo apetycznie, ale jeden wątek bym nieco zhumanizował. Po co te nieszczęsne pieczarki dusić aż pół godziny? Pieczarki to są słabeusze, najpóźniej po 10 minutach poddają się i proszą o łaskę. A jak jeszcze później mają być zapiekane, to po 5 minutach potrafią wywiesić białą flagę. 🙂
Zostalem potwornie zmotywowany. Ucieklem z domu. Daleko za granice i nabylem droga kupna symbol wladzy dla naszego Gospodarza. Wystepuje ten symbol pod nazwa kopysc i zrobiony jest z surowego lipowego drewna.
Atrybut ma laczna dlugosc 72 centymetry. Zostanie naturalnie przywieziony na Zjazd i Gospodarzostwo beda mogli tyranizowac gosci i przyjaciól zadajac pytanie z jakiego kraju pochodzi.
Oczyma duszy widze juz Gospodarza w pozie majestatycznej i szacie ceremonialnej, dzierzacego dumnie ów symbol. Mozna sobie wyobrazic trzaskanie aparatów fotograficznych gwiazd fotoreportarzu miedzynarodowej slawy.
Pyra poddala w watpliwosc fakt uzyskania przeze mnie matury. Chcialbym tylko zapytac. Skoro zdawala mature w roku z identycznego materialu czyli 1955, to wynika z tego, ze byla nieletnia. Tym bardziej, ze jest bylo nie bylo mlodsza ode mnie.
Zapomnijmy jednak o przeszlosci, niechaj zajmie sie tym IPN albo inna stosowna instytucja.
Korzystajac z okazji zrobilem tez inne zakupy na dzisiejszy wieczór majac na wzgledzie koniecznosc wykonania obiaty dla skrzatów.
Pan Lulek
…w kwestii kalafiora się wypowiem. Bardzo dobre są surowe różyczki z różnymi sosikami zimnymi (dipy – w Polsce też tak to-to nazywają). Polecam jako drobną przegryzkę – kalafiorowe różyczki, słupki marchewki, kawałki selera naciowego… I sosiki 😉
Wróciłem zmordowany ze służbowego spaceru z aparatem. Piękna pogoda , słońce , rzeka , kaczki , bobry , mógłbym tak codziennie 🙂
Teraz herbatka i czas do domu. Niezłą mam pracę .
Jak spotkam Marszałka to poprosze o znaczną podwyżkę 🙂
Dziekuje wszystkim za kalafiorowe sugestie. Czytajac schrupalam na surowo ze dwie garsci rozyczek – smakowaly nawet bez niczego 🙂
Panie Lulku – ja nie w 55 a w 57 maturę zdawałam, a jak uzgodniliśmy jestem młodsza od Pana o 6 tygodni. Zakładając, że powtarzałam IX klasę (pół roku sanatorium zaliczyłam, )powinnam ją pisać w 56-tym. Rok różnicy rozumiem, ale 2 lata? Bez IPN-u się nie obejdzie.
Inicjatywę napojenia i nakarmienia skrzatów, żeby wreszcie wzięły się do roboty i wywlokły poza obręb domostw blogowiczów wszelkie cholerstwa, uważam za słuszną i ze wszech miar godną poparcia. Nawet alkoholowo być nie musi, bo one ponoć na mleko i miód są łase. Dziś wieczorem zrobię im rzekę pełną mleka i jeszcze drugą miodem płynącą i niech się wreszcie zaczną zachowywać jak porządne duchy opiekuńcze, a nie jakieś licho-szkodniki. U Boruty na szkoleniu były, czy co? 🙂
Bobik – Ty daj Borucie spokój, co? To bardzo porządny czart. Wiem co mówię. Swego czasu byłam dość blisko z jego obecnym wcieleniem.
nemo,
zupa kalafiorowa (nie rozgotowana na papke oczywista oczywistosc) na wywarze jarzyn i garscia lub dwiema tartego sera Cheddar ze swieza bagietka to jest to…
Ryby slodkowodne, taka piekna pozycja w polskiej kuchni, a jak ich dzis malo… U nas to zwykle znaczy pstrag, bardzo go lubimy z patelni.
Pyro, ten Boruta chyba nie do wszystkich fragmentów życiorysu Ci się przyznał. A wodzenie na manowce? A przestawianie drogowskazów, żeby wozy w towarzystwie konia i woźnicy w bagnach się topiły? A chowanie się w spróchniałych wierzbach, po czym wyskakiwanie i krzyczenie „u-huuu”? A prześladowanie polskich świętych krów, czyli pijaków, wracających sobie spokojnie z karczmy w objęcia stęsknionej ślubnej? No, dobra, to robili wspólnie z Rokitą, ale oszustwa podatkowe i przekręty na wielką skalę, jak w sprawie łęczyckich skarbów, to już wyłącznie Boruty sprawka. 🙂
Bobik, ta inkarnacja Boruty nie miała nic wspólnego z podatkami. Co do wodzenia na manowce, to się zgadza
Aniu Z – u Was jest bardzo dużo ryb, nawet jesiotrowatych, ale łapać musiałabyś je osobiście. Alicja pisała ile to jej syn łowił, dopokąd w domu mieszkał. Ktoś też na blogu pani Doroty z Kanady chwalił się połowem 40 kg ryby
Wskazówki dla tych co chcą ‚przekupić’ skrzaty domowe, bo one nie samym mlekiem i miodem żyją. Geografizm słowiańskich skrzatów domowych w skrócie jest taki: Rosja: domowoj, Pomorze: chobold, karzełek, Wielkopolska: skrzatek, Warmia i Mazury: kłobuk, Mazowsze: lataniec, Bułgaria: stopan. Skrzaty typu domowoj nie lubią lenistwa (u ludzi i innych duszków domowych). za lenistwo karzą szkodami w gospodarstwie, których same są sprawcami (ja wcale nie sugeruję, że blogowicze są leniwi!, podaję wszystko wg. specjalistycznej literatury). „W zamian za swoje usługi domowoj oczekuje, iż każdego 28 stycznia otrzyma pełną misę kaszy, a trzydziestego marca, kiedy zrzuca starą skórę, białe prześcieradło’ – trzeba przyznać, że nie są zbyt wymagające. Aby przywołać domowego skrzata należy odbyć następujący rytuał: na białym obrusie postawić miskę świeżo ugotowanego barszczu, garnuszek śmietany i gorące bliny (+ jajko na twardo). Jak widać gust kulinarny też mają wporządku. Do zwabienia takiego skrzata potrzebne jest jeszcze odpowiednie zaklęcie.
Źródło: Dubois P. 1992. ‚Wielka encyklopedia skrzatów’.
Ależ kod – 4d4d
dOROTO Z pOZNANIA – SąDZąC PO SKRZATOWEJ UCZCIE, te skrzaciki mocno wschodnie. Nie masz tam czegoś o skrzatach znad Odry i Warty albo i Szprewy?
A ja tam bardzo lubię skrzaty, …i inne krasnoludkopodobne… 🙂
http://www.skrzaty-pl.com/historia.html
KONFITURA Z KALAFIORA
garnek wielkości kalafiora
wypełnić wodą do połowy
osłodzić dość ale nie za mocno
dodać skórkę z połowy cytryny
i 6 goździków
szczyptę soli
gotować kalafiora aż dziabnięty widelcem
będzie stawiał opór ale już da się wbić
wycisnąć sok z połowy cytryny, dodać
zagotować, zdjąć z ognia i zostawić do ostygnięcia
wyjać i osączyć
kłaść na talerzu skropionym oliwą
a dookoła czarne oliwki
krajać jak tort
do serów miękkich kozich ..marzenie
Fakt, że to chyba jadłospis dla tego skrzata co się zwie domowoj i jest ze wschodnich terenów. Co do tych bardziej zachodnich podają tylko nazwy – w Wielkopolsce zwą się skrzaty domowe skrzaki lub skrzatki, chełmińskie są skrzeki i skrzaki, a na Łuzycach koboldy i plony. Wszystkie one hurtem omawiane są w jednym rozdziale ‚Domowoj, jego krewni i inne duszki domowe’, więc może ich natura podobna.
Dlaczego urodzony w roku Panskim 1938 zrobil cala mature, na co sa zyjacy swiadkowie i podkladki ( patrz stosowna pólka w archiwum najscislej tajnym IPN ), w roku 1955 w calosci, uzywajac stosownych podkladek nazywanych sciagami, nie jest dla znawców przedmiotu tajemnica. Prosze sobie policzyc: 1955 – 1938 = 17
Matematyka zgadza sie w calej rozciaglosci. Skoro ja rozprawe doktorska napisalem w przeciagu jednego tygodnia, to jak nie potrafilbym zrobic matury w ciagu lat siedemnastu. Jesli ktos nie wierzy to prosze spytac s.p. Pana Profesora Jerzego Doerffera, który z niejakim zdziwieniem patronowal moim poczynaniom zarówno w Instytucie Morskim w Gdansku jak równiez na Politechnice.
Pyro najmilsza !
W Twoim wieku chyba nie musisz sobie juz dodawac lat.
Te szesc tygodni sa bowiem zjawiskami kosmicznymi mierzonymi w calkiem innej skali czasu. *
__________________________________
* ) por: Albert Einstein: ” Szczególna Teoria Wzglednosci „. Biblioteka Laureatów Nagrody Nobla.
Bobiku, poleciałam przepisem, ale sama też nie wyduszam pieczarek na śmierć. 😉 😀
Jak mówią „oczywista oczywistość”
Marialka była i poszła, zjadłyśmy zupę szparagową z serem, szparagi z wody z masełkiem i młodymi ziemniakami z koperkiem. Marialka popiła obiad sokiem żurawinowym, Pyra zrobiła sobie kawę, a Młodsza zrobi sobie coś kiedy wróci ze spaceru psiego. Marialka pomaleńku może starać się o posadę modelki – schudła na swojej medycynie lepiej, niż na dietach odchudząjących.
A ja czekam, aż mi przywiozą dwie kanapy. W międzyczasie odpoczywam po sprzątaniu, nie tyle sprzataniu, ile zrobieniu miejsca na nowe graty, i popijam „Zubra”. W samą porę zakup zrobiony – uprzątając stare zauważyłam, że są o ktok od rozeschnięcia się i tapicerka w jednym miejscu też poszła.
Wiewióra zwinęła mi dzisiaj kłębek wełny. Trzymałam to pod okapem, bo czasem trzeba coś w ogródku podwiązać, no to wiewióra sobie „pożyczyła”. A ja zamiast za aparat, zwijałam się ze śmiechu, patrząc, jak ona zasuwa z trudem przez trawnik i targa całkiem spory kłębek wściekle różowej wełny – przepocieszny widok. Pewnie zatargała do gniazda. Wiadomo, że albo ma już małe, albo oczekuje, bo wyraznie widać po sporych biustach.Zapobiegliwa istota.
„…o krok” miało być, oczywiście. I nie ma obiadu, Roger chce polskie kiełbaski z rożna, więc zakupią sobie w drodze powrotnej od pana Staszka pod ‚Bałtykiem”.
Dodam, że pogoda cesarska. Toast za Tuśkę już mogę wypić, bo o Waszej 20-tej pewnie będę zajęta przy tych kanapach i chłopakom piwo ktoś musi otworzyć. No to zdrowie Tuśki!
Jutro mamy wolne, a pojutrze lepiej niech się znajdzie jakaś Zośka!
Alicja, fotki kanap oczywiście rzucisz. Zimna Zośka przyszła już dzisiaj. Słonecznie, ale chłodno. Temperatura spadła sporo. Radek już szykuje się do spania. O siódmej z reguły zasypia. Nowa ciocia (Marialka) przyniosła mu psie wapniowe ciasteczka i nową „kość” i jakąś rurkę nadziewaną do gryzienia. A wiecie co ta zaraza robi? Póki nie wychodził na spacery bardzo grzecznie załatwiał się na gazety. Teraz, kiedy spodziewamy się, że na spacerze zrobi co trzeba, to on owszem, ale w domu zaczął dywany traktować jak trawnik. Gazety suchutkie. Na spacerach też nie zawszwe jest grzeczny. Dzisiaj Ania uczyła go aportowania. Jakiś czas odnosił jej rzucaną zabawkę i czekał, aż mu znowu rzuci, a potem usiłował gryźć ją w łydki i ręce. Za wolno mu rzucała. Dostał klapsa i koniec zabawy. Prawdę mówiąc nie był to klaps, tylko chwycenie za kark (zobacz, kto tu rządzi) dostaje wtedy zupełnego amoku ale po chwili rezygnuje z buntu.
… a podeślę, podeślę, chociaż nic nadzwyczajnego – dwie najprostsze, najmniejsze kanapy, jakie udało mi sie znależć. Muszę też dodać, ze najtańsze, co akurat też jest zaletą. I jeszcze wytargowałam od sprzedawcy stówę – poszło na klimatyzację do sypialni, takie ustrojstwo, ze jak potrzeba przyciśnie, to sie wstawia w okno i cześć. Bardzo to praktyczne. Właśnie przyjechały, chłopaki jedzą te swoje kiełbaski i popijają piwo, a kanapy na półciężarówce, a ja tu niecierpliwie…
Poza tym jest juz całkiem zielono, liscie jak należy i w ogóle. Lato! Porzeczki rosna jak na droż?żach, szpaki się czają, a ja obwiesiłam krzaki dyskietkami i niech mi spróbują ruszyć.
Widzę, że Anka ma niezłą zabawę z Radyjkiem. Ale jak będzie konsekwentna, to sobie wychowa.
Podgryzanie łap przednich i tylnych jest tak przednią zabawą, że trudno z niej zrezygnować tylko dlatego, że ktoś te łapy nazywa rękami albo nogami i nie nosi na nich futra. Mnie niby nauczyli, że podgryzanie jest be, ale jak jestem bardzo podekscytowany, to do dziś jeszcze się potrafię zapomnieć. 😀
Jeszcze 8 minut i można wypić zdrowie Leny – Tuśki. Zdrowia Leno, pomyślności. 100 lat
Dawno nie bylo stosownych okazji do swietowania. Znalazla sie a nawet sama przyszla w postaci dwu Panów Strazaków. Tradycyjnie w maju chodza po kwescie na cele miejscowej organizacji. Ostatnio ze skladkowych pieniedzy kupiono taka maszyne, ze ledwo miesci sie w niemalej remizie strazackiej. Remiza strazacka jest nieslychanie wazna instytucja, gdyz tam odbywaja sie tradycyjne roczne Heurigery Ochotniczej Strazy Pozarnej. Przyniesli ciekawa broszure pod tytulem 85 lat Krajowego Zwiazku Strazy Pozarnych. Przywioze na Zjazd, zeby sie pochwalic. Najblizszy Heuriger odbedzie sie w przyszlym tygodniu. Rozpoczyna sie we czwartek a konczy w niedziele. Podczas Heurigera automatycznie odwolane sa wszystkie pozary i nieszczesliwe wypadki w najblizszej okolicy.
Jesli chce ktos cos z nalewkowych zapasów, zapraszam w tym czasie i cos z zapasów sasiadów zorganizujemy.
Wziawszy udzial sprawozdam.
W wielu krajach, w tym i w Polsce, Straz Pozarna byla osrodkiem miejscowej kultury. Najwazniejsza instytucja byla oczywiscie Orkiestra Strazy Pozarnej, bez kórej trudno bylo sobie wyobrazic miasto albo nawet wieksza miejscowa fabryke. Prominentujac w duzej fabryce, na poludnie od Gdanska, kilka dni po objeciu, zameldowal sie u mnie mój zastepca do spraw handlowych w sprawie oficjalnej. Ki djabel mysle, przecie on mógl przychodzic zawsze bez pytania. Nagle oficjalnie. Dobra jest, mysle, jak on jest taki oficjalny to i ja bede. Poprzez sekretarki ustalilismy najblizszy mozliwy termin. Melduje sie ten mój zastepiec, chlop pewnie dwu metrowy z kims, kto mierzyl nie wiecej jak piec lokci. Kraglutki w pasie i na buzi. Posadzilem gosci przy stoliku okolicznosciowym, zaproponowalem kawke z herbatniczkiem i pytam czym moge sluzyc. Ten mniejszy przedstawil sie jako kapelmistrz orkiestry Ochotniczej Straz Pozarnej. Bardzo milo, pytam czym moge sluzyc. Fabryka nalezala do dosyc latwopalnych ale dawno na szczescie nie bylo pozaru. Pan Kapelmistrz, nie owijajac w bawelne oswiadczyl, ze orkiestra nie posiada jednego instrumentu, który jest niezbedny dla zapewnienia nalezytego brzmienia. Tym instrumentem byl zuzafon. To nie jest blad pisowni. Zuzafon. Dorota z sasiedztwa niewatpliwie potwierdzi, ze taki instrument istnieje i nalezy do wyposazenia kazdej szanujacej sie orkiestry detej. Wtedy nie wiedzialem o co chodzi. Fabryka byla w budowie, tyle, ze zakup musial odbyc sie za tware waluty wymienialne i potrzebna byla zgoda tak zwanej jednostki nadrzednej. Chlopaki wzieli mnie w pulapke. Pierwsze spotkanie i odmówic, nie wypadalo. Zrobilem dobra mine do zlej gry i powiedzialem, ze zrobie co sie da. Nie wiedzialem o co chodzi. Inny mój zasteca do spraw inwestycji, zapytal mnie nastepnego dnia, czy byl temat zuzafonu podczas wczorajszego spotkania. Byl, odpowiedzialem zgodnie z prawda. Cos odpowiedzial zapytal. Zrobie co bede w stanie. Calkiem jak twoi poprzednicy powiedzial stary wyga. Potem wytlumaczyl mi dokladnie o co chodzi i jaki to jest instrument. W tym miejscu poprosze Dorote z sasiedztwa o zamieszczenie krótkiej charakterystyki oprzyrzadowania. Wtedy, co mi sie czasami przytrafia wstapil we mnie zapewne Boruta z Rokita, dopingowani przez Pana Twardowskiego. Powiedziale temu od inwestycji, ze ma w pilnym trybie przygotowac wniosek inwestycyjny na pilny zakup specjalistycznego wyposarzenia ze Szwajcarii, niezbednego do uruchomienia produkcji nowego typu skrzynki przekladniowej dla celów specjalnych. Ten zastepiec usilowl wytlumaczyc mi, ze to jest dla mnie samobójstwo. Jak sie wyda, to koniec mojej jakiejkolwiek kariery. Wtedy jeszcze raz mnie wkurzylo i powiedzialem mu ze wszystkie dokumenty pójda za jego podpisem a ja tylko przetre sciezki. Mój ówczesny przelozony byl czlowiekiem z poczuciem humoru. Po dwu tygodniach zatelefonowal do mnie i powiedzial, ze podpisal wniosek, ma tylko prosbe, zeby byc przy wprowadzaniu nowego oprzyrzadowania do eksploatacji. Ten mój zastepiec, zreszta fajny typ, byl jego ulubiencem i pewnie ze strachu zakablowal.
Za kilka tygodni zuzafon, pieknie opakowany wyladowal w fabryce. Szef orkiestry powiedzial mi, ze potrzebuje dwa miesiace czasu zeby imstrument rozdmuchac. Nie mialem pojecia o co chodzi ale przez dwa miesiace z budynku domu kultury slychac bylo, nota bene, coraz czystsze dzwieki nowego nabytku.
Mój szef zatelefonowal kilka zreszta razy pytajac jak jest z nowym oprzyrzadowaniem. W porzadku mówilem i zaczalem rozgladac sie za nowa praca. Pomyslalem jednak, ze jak spadac, to z wysokiego konia.
Orkiestra przygotowala koncert z okazji 1 maja. Wyslalem osobiste zaproszenie do szefa i zaproszenia na uroczystosc wprowadzenia do eksploatacji nowego oprzyrzadowania. W dniu 29 kwietnia. Obiecal, ze przyjedzie i tu popelnil fatalny blad taktyczny. Sprosilem cala dostepna prominencje. Przyjechala równiez cala kolumna z Warszawy. Szef z obstawa.
W swietlicy zakladowej w obecnosci kilkuset osób orkiestra odegrala stosowne utwory a potem, ja osobiscie, wyglosilem do zebranych referat okolicznosciowy wynoszac pod niebiosa zaslugi wladzy zwierzchniej, która wychodzac naprzeci zyczeniom klasy robotniczej zafundowala Orkiestrze Ochotniczej Strazy Pozarnej nowy zuzafon dzieki czemu, od dzisiaj poczynajac, Swiety Florian otoczyl fabryke opiekunczymi skrzydlami.
Dalszych uroczystosci nie musze chyba opisywac.
Niezaleznie od systemu politycznego, czasem dobrze powolac sie na opieke sil niebieski, o czym donosi
Pan Lulek
Dołączam się do życzeń wszelkiej pomyślności dla Leny – Tuśki. Oby na przyszłą zimę dobry los ofiarował Jej samoczynną, sterowaną z domu, łopatę do odśnieżania podjazdu. Zdrowie Leny!
Przepraszam za zbyt rozwlekla pisanine, ale to nie ja poruszylem temat zapotrzebowania na nalewke w zwiazku z zamiarem podrózy do Luksemburga a potem to juz wciagnelo.
Pan Lulek
Za pomyślność Leny!
http://pl.wikipedia.org/wiki/Suzafon
Prawdziwy róg obfitości!
Wcale nie 99fe, łotrze.
Zdrowie Leny! Prawie zdążyłam na 20-tą 😉
Kanapy stoją. Zapach paskudny, trudno, trzeba przeczekać, aż sie wywietrzą. Jak widzicie, nic specjalnego. Najmniejsze, najprostsze, w sklepie wydawały sie bardziej czerwone, a tu mi zajeżdża takim burgundy. No i dobrze, w razie gdyby wino miało się rozlać 🙂
Nieustające Tuśkowe zdrowie!
http://alicja.homelinux.com/news/img_4428.jpg
Alicjo – fajne kanapy. Ja lubię prostotę. Teraz na tych kanapach białe kociaki długowłose i zajęcie będziesz miała na kilka lat
Kociaki jak kociaki… jesli synowa nie zmieni decyzji, to tam będą dzieciaki, a nie kociaki 😯
Synowa w tej materii często zmienia zdanie, toteż biorę tę naszą rozmowę wczorajszą (jej urodziny i „życiowe decyzje” z tej okazji) tak na pół gwizdka. Pożyjemy, zobaczymy. W każdym razie kolor dość praktyczny, „niebrudzący” 😉
W celu odpowiedniego zagospodarowania kanap niekoniecznie potrzeba bialego kota dlugowlosego. Wystarczy rudy, poldlugowlosy. Ale mojego nie odstapie za zadne skarby!
Zdrowie, choc spoznione, wypijam i mam nadzieje, ze bedzie zaliczone.
W kwestii wywolania tematu nalewek nic nie poradze, ale to kolezanka po zapoznaniu sie z zawartoscia pewnego drewnianego pudeleczka powiedziala, ze bez takiego zalacznika mam sie nie pokazywac 😉
Magdaleno,
juz z Elementarza wiadomo, że każda Ala ma kota 😉
Na razie wystarczą mi wiewióry i chipmunki.
Alicjo, moje pokolenie nie mialo juz Elementarza, tylko podrecznik Litery, gdzie z kolei wystepowal niejaki Bobik 🙂 , ktory byl boso.
Teraz zatem lyk pod Twoje kanapy, zeby sie dobrze sprawowaly!
Kod 9999, w razie czego łatwo zapamiętać.
Miodu i mleka dałem skrzatom w odpowiednim czasie, nawet ziemniaczka omaszczonego dorzuciłem, bo a nuż lubią, tylko zaraportować nie mogłem, bo mi rodzina na komputrze siadła. I teraz ma się już wszystkim darzyć! No!
Magdaleno, no pewnie, że byłem boso. W butach to był kot, a nie pies! 🙂
Ale na kanapie Alicja może miejsce dla mnie zerezerwować, bo to jest psie środowisko naturalne. 🙂
Kochani,
Dziekuje za pamiec i za wspaniale toasty!
Widze, ze mede zdrowiusienka na wieki wiekow. Amen.
XXXXXXXXXXXXOOOOOOOOOOOOOOO
Tuska
Magdaleno mam jaszcze garść weszek i nie widzę przeszkód byś mogła wykorzystać je do nalewki na weszkach. To jedyna możliwość by w tak krótkim czasie wykonać cos bardziej oryginalnego. Nie sadze by tego rodzaju trunek, robiony samodzielnie, nie był jednym jedynym.
oj, Tuska ja tyz beck`sem i to czwartym
Antku dobry pomysł. Możesz na mnie liczyć. Jestem na dobrym tropie. Wiem już co i jak, ale nara siły brak. Dziś był tez piękny dzionek na wodzie. Siły mnie opadły po paru godzinach surfowania.
Panie Lulek toż to wielka trąba, no może o numer mniejsza. Ale to zawsze trąba.
Bobiku (wskoczylam na chwile do miasta jutro jade na wies) musze Ci wyznac (i pewnie wszyscy rykna smiechem), ze podpuszczona przez Ciebie odnosnie c..o, biesiaduje pod plotem, mam tam specjalnie niewykoszony kawalek trawnika, na ktorym rosnie moj wlasny szczaw, pelna powagi zbieram szczawik oczywisice plucze go, ukladam na talerzu i produkuje z niego c..o. Szczaw jest troche dziwny w obrobce, gdyz nie kruszeje tak bardzo jak niektore salaty i jest calkiem calkiem al dente, daje sie jednak przegryzc zalewie. Przytaszczylam nawet ze soba parmesan. Najpierw probowlam tego sama, potem rodzina sie na to zalapala a teraz podaje to gosciom. Jutro jade ponownie pod plot, moze zrobie dla odmiany zupe ale zostawie sobie troche roslinek na dalsze c..o.
Przywieź mi trochę dorotol. A i jak już będziesz zbierać to poszukaj jeszcze czosnku niedźwiedziego. Powinien rosnąc w twoich stronach. W poniedziałek odbieram. Ale nie więcej niż po jednej siateczce. Z nad morza dziękuje.
Arkady ja nie wiem jak wyglada czosnek niedzwiedzi!!!!!!!!!!!!
oj klepalem o tym jakis czas temu. moze znajde jakies pomocne rozwiazanie.
Trzynastozgłoskowiec… Jak on świetnie pasuje do kalafiora 🙂
Kalafior, stwór bulwiasty, mołojecką sławę
zawdzięcza paru akcjom, co nawet jaskrawe
czyny pora przerosły i już jako stała
pozycja figurują w roślinnych annałach.
Znawca historii jarzyn, profesor Warzywniak
pisze: „chociaż kalafior wygląda jak sztywniak,
to jego ruchy giętkie i zdolność mimikry
potrafią zaskakiwać wrogów w sposób przykry.
Pewne przymioty ducha, pomyślunek bystry,
byłyby go zapewne zawiodły w ministry,
gdyby nie wielka skłonność do głupich kawałów,
które wszystkim uszami wychodzą pomału.”
Istotnie, na to często nabywcy się skarżą
i nie chcą kalafiora, choćby z niską marżą.
Uważaj więc z tym typem, nie wypuść go z klatki,
bo może ci on kłopot sprokurować rzadki.
Potrafi jedną bulwą zdeprawować zięcia,
a drugą u teściowej spowodować wzdęcia,
kładąc trzecią tymczasem cichutko na schodku,
by ciocię-staruszeczkę obserwować w lotku.
Może do odpływowej przedostać się rury
i siedzieć tam rechocząc: wyjmij-no mnie który!
albo butelkę perfum zarazić swą wonią
dokładnie w tym momencie, kiedy sięgasz po nią.
By jednak sprawiedliwie rozłożyć akcenty,
przyznajmy: choć kalafior wcale nie jest święty,
odpowiednio trzymany, pod przykryciem z masła
i zrumienionej bułki, którą się go zasła-
nia, lub pod tartym serem i pod beszamelem,
potrafi być ludzkości wielkim przyjacielem. 😀
doroto o, to było tu:
2008-04-15 o godz. 11:51
Arkadius co do szczawiu to sie postaram ale jak „tamtejsze ludzie” mi nie pokaza Twojej roslinki to nie bede nic w tym kontekscie zbierac.
Ogladalam na wikipedia, tam rosnie w lasach duzo konwali, gdyz niemcy je przed wojna je hodowali ale czosnku niedzwiedziego tam nie widzialam.
Bobiku!
Za kilka lat Twój trzynastozgłoskowiec będzie tekstem żródłowym na maturze z języka polskiego w Technikach Warzywniczych!!
Zobaczysz! 🙂
Technikum Warzywnicze? 😯
Nie słyszałam, że cos takiego istnieje…
doroto l.
niektórzy powiadają, ze konwalie łatwo mozna pomylić z tym niedzwiadem czosnkowym. U mnie przy dzieiejszym bardzo ciepłym dniu konwalie właśnie zaczynają rozkwitać i w całek okolicy pachnie.
z ostatniej wycieczki nad jezioro
przytargaliśmy z lubą czapkę szczawiu
i zrobiliśmy jako sałatę (z innymi dwoma)
z płatkami parmazanu, czarnymi oliwkami
i kawałkami pieczonej piersi kaczki
oliwa+balsamico
no i grzanki
w Szczecinie jest Szkoła Ogrodnicza
imienia …Wojsk Saperskich
:o)
lubią w ziemi pogrzebać
Alicjo, nie pomyle tego z konwaliami ale tez nie bede nic zbierala czego nie znam. Juz tak sie zmieszczuchowalam, ze nawet mam wielkie znaki zapytania przy zbieraniu grzybow.
Na pograniczu konwalie szykuja sie do kwitniecia, natomiast bzy sa oszalamiajace i wygladem i zapachem no i do tego slowiki pracowite.
Brzucho czyli moje c…o szczawiowe nie jest smiesznym pomyslem?
a niby dlaczego miałoby by być?!
skoro Ci smakuje, a mówisz, że i innym też
:::
co prawda od c..o wymagam czegoś innego
ale ja tam jestem zboczony
bo podoba mi się legenda
że zostało wymyślone w Wenecji
dla pewnej anemicznej hrabinii
(dlatego surowe czerowne mięso)
a nazwa taka powstała, bo wtedy w Wenecji
wystawiał Vittoro Carpaccia (malarz renesansowy)
który uwielbiał używać w świetlistych tonów czerwieni i karminu
dlatego wymagam kontraanemiczności
i barw krwistych
(truskawka, burak, papryka…)
ale luz, robiłem już nawet z dyni
To tym takim ladnym akcentem c…owym konczy sie dla mnie ten dzionek i zycze wszystkim dobrych snow.
666c ..nie mogłem się oprzeć
:::
toczyłem kiedyś o to spór z Bikontem
i na koniec mnie zakasował
„- ale popatrz – powiedział
– gdy usłyszysz – c..o z pieczarek
– to dokładnie wiesz co dostaniesz na talerzu
jak będzie wyglądało
i nawet jesteś w stanie sobie wyobrazić smak
czy chodzi o coś więcej?”
a teraz e444
czyli mówię dobranoc
Brzucho, ten pomysł na sałatkę kupuję od ręki, bardzo jest kompatybilny z moim podniebieniem. A szczawiu mam w ogrodzie nadmiary i czasem już nie wiem w co go włożyć, żeby się nie znudził.
doroto l., Twoją ideę też oczywiście wypróbuję. Oj, żeby tylko życia na to wszystko starczyło 🙂
antku, tekstami źródłowymi w Technikum Warzywniczym powinny być przede wszystkim dzieła profesora Warzywniaka 🙂
A u nas bzy kwitną już tak długo, że właśnie zaczęły przekwitać 🙁
Bobiku
widzę, że wegetacja kwiatowa u Ciebie
iście sprinterska
póki masz jeszcze bzy
(a wkrótce akacje)
zrób sobie aromatyczne octy
(do fantazyjnych c..o chociażby)
:::
robi się je łatwo
podgrzej biały ocet (najlepszy jałbłkowy, ale i winny OK)
i zalej kwiatostany, zakręć i zostaw na 2-3 tygodnie
potem przecedź
kilka kropel (ja rozpylam mgiełkę) na sałatę lub c..o
i masz cudo niewymowne
świetne też na lody i sorbety
Brzucho, zrobię musowo. Bzów też mam w fioletowo-jasne łany, trzy krzaki solidnie kwitnące i jeden w wieku szczenięcym. Ale z konwalii raczej octów ani nalewek robić nie będę 🙂
Na nóżki nagie,polane winem ,ozorek położyć delikatnie,przypiekać aż zaczerwienieja.Piersi obłożyć ręcznie i czekać aż skruszeja.Gdy potrawa dojdzie do siebie,podawać z szampanem.